- Opowiadanie: Luken - Rozmowa z pająkiem

Rozmowa z pająkiem

Nie wszyst­kie opi­sa­ne wy­da­rze­nia miały miej­sce, ale serio, co to kurna ma być?

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Rozmowa z pająkiem

Pew­ne­go wy­jąt­ko­wo upal­ne­go dnia, w cie­niu domku na­rzę­dzio­we­go, Łu­kasz zma­gał się z roz­ło­że­niem ulu­bio­ne­go le­ża­ka. Co chwi­lę za­ha­czał nim o bla­sza­ną kon­struk­cję, po­wo­du­jąc hałas przy­po­mi­na­ją­cy roz­po­czę­cie ja­kie­goś śmier­tel­ne­go tur­nie­ju sztuk walki. Gdy to trud­ne za­da­nie w końcu mu się po­wio­dło, spo­czął z gra­cją po­mi­do­ra wpa­da­ją­ce­go do siat­ki na za­ku­py, wes­tchnął, pa­trząc na swoje wy­ko­szo­ne po­dwór­ko i po­cią­gnął łyk ginu z bu­tel­ki. Sie­dząc tak przez krót­ką chwi­lę i przy­mie­rza­jąc się do po­po­łu­dnio­wej drzem­ki, do­strzegł na bla­sza­nej ścia­nie domku pa­ję­czy­nę oraz pa­ją­ka, który żywo uzu­peł­niał po­prze­ry­wa­ne nitki.

– Za­wsze kiedy tu je­stem, ty nie­stru­dze­nie pra­cu­jesz. Po­wiedz mi, co tam sobie my­ślisz, mój mały to­wa­rzy­szu? – za­py­tał żar­to­bli­wie, po czym po­cią­gnął ko­lej­ny łyk.

– No siema – od­po­wie­dział pająk, ryt­micz­nie ude­rza­jąc od­nó­żem w pa­ję­czą nić.

Gęsta brew Łu­ka­sza nie­znacz­nie się unio­sła.

– Za­cznij­my od tego, że po­wi­nie­neś zna­leźć sobie ja­kieś bar­dziej twór­cze hobby – kon­ty­nu­ował sta­wo­nóg.

Męż­czy­zna ze­rwał się z miej­sca.

– Ty ga­dasz? Jak…? – za­py­tał fal­se­tem przy­po­mi­na­ją­cym prze­stra­szo­ną fokę.

– Gin z bu­tel­ki speł­nił twoje ży­cze­nie – od­po­wie­dział po­waż­nie pa­ję­czak.

Łu­kasz po­trze­bo­wał kilku se­kund na prze­two­rze­nie tej in­for­ma­cji.

– To chyba nie ma sensu – za­uwa­żył.

– I mó­wisz to pa­ją­ko­wi?

Trud­no było dys­ku­to­wać z tak celną ar­gu­men­ta­cją, ale męż­czyź­nie wpa­dło coś do głowy:

– Chwi­la, czy to zna­czy, że mam jesz­cze dwa ży­cze­nia?

– Nie, to jest trze­cie, ostat­nie.

– To co się stało z po­przed­ni­mi dwoma?

– A bo ja wiem? Mu­sia­łeś je przy­pad­ko­wo od­pa­lić wcze­śniej. Prze­czy­taj jakąś ga­ze­tę, może za­uwa­żysz coś w stylu: „Pre­zy­den­ta tra­fił szlag. Spraw­ca jest wciąż po­szu­ki­wa­ny”.

Łu­kasz wes­tchnął w wy­ra­zie roz­cza­ro­wa­nia, po czym przyj­rzał się do­kład­nie gwał­tow­nym ru­chom pa­ję­czych nóżek.

– Na­pra­wiasz pa­ję­czy­nę? – za­py­tał.

– Go­rzej, wal­czę z en­tro­pią.

– Co to zna­czy?

– To, że gdyby nie ona, to na­pra­wił­bym tę pa­ję­czy­nę raz i miał spo­kój, ale przez to, że wszyst­ko z cza­sem idzie w cho­le­rę, to muszę ją na­pra­wiać co chwi­lę.

– O, to tak jak z trawą. Ona cią­gle ro­śnie, a ja cią­gle ją koszę – od­po­wie­dział Łu­kasz, pró­bu­jąc zna­leźć jakąś pa­ję­czą nić po­ro­zu­mie­nia. – Nie róż­ni­my się tak bar­dzo, jakby mogło się wy­da­wać.

– Tego już za wiele. – Pająk aż prych­nął z obu­rze­nia. – Wiesz kto ją roz­wa­lił? Ty. Przed le­ża­ko­wa­niem jak zwy­kle la­ta­łeś z tą swoją ko­siar­ką, obi­ja­jąc się o wszyst­ko do­oko­ła. Słowo daję, gdyby to ten skła­dzik po­tra­fił mówić, to zgło­sił­by po­bi­cie. I co z tego masz? Za­mie­niasz te wszyst­kie skom­pli­ko­wa­ne or­ga­ni­zmy w roz­kła­da­ją­cą się bio­ma­sę. Ty nie wal­czysz z en­tro­pią, ty je­steś ja­kimś pie­przo­nym Apo­ka­lip­tycz­nym Jeźdź­cem En­tro­pii! – Ostat­nie słowa sta­wo­no­ga brzmia­ły bar­dzo emo­cjo­nal­nie.

– Spo­koj­nie, skąd tyle jadu? – za­py­tał ła­god­nie męż­czy­zna.

– Może je­stem ja­do­wi­ty? A może po pro­stu ko­rzy­stam ze swo­ich pię­ciu minut, żeby skło­nić cię do za­sta­no­wie­nia się nad swoim ży­ciem? Znajdź sobie ja­kieś za­ję­cie, zaj­mij się czymś twór­czym, za­miast rów­nać wszyst­kich do swo­je­go po­zio­mu. – Pająk wska­zał od­nó­żem na równo przy­cię­tą trawę. – Wszy­scy na tym sko­rzy­sta­my.

– Nie ro­zu­miem…

– Ech – wes­tchnął pa­ję­czak. – Lu­dwig Wit­t­gen­ste­in na­pi­sał: „Gdyby lew umiał mówić, nie po­tra­fi­li­by­śmy go zro­zu­mieć” – za­cy­to­wał, po czym pod­niósł na wy­so­kość swo­ich oczu jedno z od­nó­ży, przyj­rzał mu się i dodał: – Czas na mnie. Zro­bi­łem co mo­głem. Współ­rzęd­ne: pięć dwa czte­ry na dwa jeden czte­ry. Beam me up, Scot­ty! – wy­krzyk­nął te­atral­nie i za­milkł.

Łu­kasz przy­glą­dał mu się przez dłuż­szą chwi­lę, ale nie mógł już do­strzec ni­cze­go nie­zwy­kłe­go.

– Ej, Ada. Ada! – za­wo­łał sio­strę.

– Co? – wy­brzmia­ła od­po­wiedź przez uchy­lo­ne okno po­bli­skie­go domu.

– Nie uwie­rzysz, co mi się przy­tra­fi­ło!

– Co ta­kie­go?

– Znajdź mi szyb­ko coś do pi­sa­nia! Ob­ja­wi­ły mi się nu­me­ry to­to­lot­ka!

Koniec

Komentarze

“Apokaliptyczny Jeździec Entropii!” mnie powalił.

Ale jakie były te poprzednie życzenia?

Lożanka bezprenumeratowa

Ale jakie były te poprzednie życzenia?

Obawiam się, że nigdy się już tego nie dowiem :( . Ale hej, przynajmniej Polska nie przegrała z Islandią.

Łukasz

I z San Marino są szanse;P

Lożanka bezprenumeratowa

Zabawne :)

 

Przypomniało mi stary, głupi żart:

 

Siedzi facet na kiblu, patrzy, a tu pajączek na sieci się opuszcza i odzywa:

– Cześć. Masz młoteczek?

Koleś skołowany, ale odpowiada zgodnie z prawdą:

– Nie, nie mam.

Na co pajączek odpowiada:

– Aha. No to cześć. – I pajączek wraca skąd przyszedł.

Następnego dnia gość znow siedzi na kiblu i sytuacja się powtarza:

– Cześć – zagaduje pajączek – Masz młoteczek?

– No, nie mam.

– No to cześć.

Kolejnego dnia znów ta sytuacja, ale koleś stwierdza, że weźmie pająkowi ten cholerny młotek następnym razem.

Siedzi więc następnego dnia facet na kiblu z młotkiem w ręce. Nagle opuszcza się pajączek:

– Cześć. Masz młoteczek?

– No, mam młoteczek.

– Aha. No to cześć.

Known some call is air am

Troll chyba musieć się przerzucić z haszyku na gin. Pamiętać jak kiedyś w półmroku salonu, wrzucić grudka do fajeczki i palić, jednak grudka wypaść na podłogę. Troll podnieść grudka i próbować wrzucić z powrotem do fajeczki, jednak okazać się że grudka biedna i przestraszona, a na dodatek mieć osiem nóżek. Troll odłożyć pająk na podłogę i przeprosić biedne stworzenie:)

Cześć!

Fajny szort :), gdyby pająki zaczęły gadać, to pewnie bałabym się ich jeszcze bardziej. Ten “Apokaliptyczny Jeździec Entropii” też mi się podobał, to byłby ciekawy pomysł na opowiadanie. 

 

Podczas wyjątkowo upalnego dnia, w cieniu domku narzędziowego, Łukasz zmagał się z rozłożeniem swojego ulubionego leżaka.

Na tym się zatrzymałam. Internet twierdzi, że takie coś można kupić, ale PWN podaje definicję przymiotnika “narzędziowy” jako wykonujący narzędzia, używany do wyrobu narzędzi lub wykonywany za ich pomocą. Sygnalizuję, może ktoś z większą wiedzą niż moja rozstrzygnie, czy domek może być narzędziowy. 

– Gin z butelki spełnił twoje życzenie. – odpowiedział poważnie pajęczak.

Zbędna kropka.

– O, to tak jak z trawą. Ona ciągle rośnie[+,] a ja ciągle ją koszę – odpowiedział Łukasz, próbując znaleźć jakąś pajęczą nić porozumienia.

– Ej, Ada. Ada! – zawołał swoją siostrę.

“Swoją”, moim zdaniem, zbędne. 

Przeczytałam. Nie zrozumiałam. Czytało się okej.

It's ok not to.

Alicello, sprawdź sobie "skrzynka narzędziowa". Skoro takie toto istnieje, to czemu nie domek, szopka albo pomieszczenie? U mnie w pracy jest z kolei "narzędziownia", czyli miejsce z którego pobiera się narzędzia.

Known some call is air am

Outta, zwykle słyszałam określenie skrzynka na narzędzia, a nie narzędziowa. Moje wątpliwości dotyczą właśnie słowa “narzędziowy” w kontekście pojemnika na narzędzia. Narzędziownia według PWN: «dział zakładu przemysłowego zajmujący się wykonywaniem i konserwacją narzędzi i przyrządów», czyli jeśli tam je tylko składują, to nazwa jest błędna ;).

Żeby było jasne, ja się tak na serio nie upieram, sama jestem ciekawa jak powinno być, bo czasami człowiek używa jakiegoś słowa w znaczeniu, które się przyjęło zwyczajowo, a potem się okazuje, że to błąd. Sama wpadłam w taką pułapkę i dopiero Reg. mnie wyprowadziła z błędu :). Ale to już chyba wątek do HP, a nie pod opowiadaniem Lukena.

 

 

Wiesz, często używa się w zakładach na przykład pewnych słów, będących neologizmami, ale funkcjonujących nie tylko lokalnie. Raz jeszcze wrócę do firmy w której pracuję, bo jest u nas też gratownia. I nie jest to miejsce w którym składuje się graty, tylko miejsce gdzie pracownicy gratują detale za pomocą gratowników :) Myślałem, że to słowo tylko u nas funkcjonuje, ale byłem na wizytacjach w kilku firmach o podobnym profilu i tam też mieli gratownie.

Known some call is air am

Dzięki wszystkim za komentarze.

Uwzględniłem Twoje uwagi Alicello.

Co do “domku narzędziowego” to Outta Sewer ma rację. WSJP podaje przy “narzędziowym” jedno ze znaczeń: “związany z narzędziem – przedmiotem” i podaje przykład skrzynki narzędziowej: “taki, w którym przechowuje się narzędzia”, więc wszystko gitara. ;)

Nie zrozumiałam.

Tak bywa, każdy ma w sobie trochę wewnętrznego Łukasza. ;)

Łukasz

Outta, pewnie taka specyfika branży, bo ludzi niezależnie wpadają na podobne pomysły. Gratownia najbardziej pasuje do miejsca gdzie się gratuje. 

Luken, w takim razie moje obawy były niepotrzebne, całe szczęście ;).

Natomiast jednej rzeczy nie ogarnęłam, dlaczego bohater na końcu mówi, że mu się numery totolotka objawiły? Pomyślałam, że chodzi o współrzędne podane przez pająka, ale teraz mi to jakoś nie pasuje. 

 

Pomyślałam, że chodzi o współrzędne podane przez pająka, ale teraz mi to jakoś nie pasuje.

Dlaczego nie pasuje? Taka jest puenta – kompletne niezrozumienie przez Łukasza tego, co rzeczywistość próbuje mu przekazać. Mógłbym to nazwać “Przypowieść o zatwardziałym sercu” jakbym lubił dawać czytelnikom odpowiedzi na talerzu :P . Natomiast jest coś pasującego do treści w tym, że tekst trudno zrozumieć za pierwszym przeczytaniem i sądzę, że jest to ciekawa wartość.

Łukasz

Luken, mnie nie o to chodziło, że nie pasuje do historii. Przekaz opowiadania jest dla mnie jasny. Zastanawiałam się tylko, jak Łukaszowi z tych współrzędnych numery wyszły, bo założyłam, że po prostu kombinację cyfr sobie zrobił. To tylko szczególik, o który chciałam dopytać i w sumie teraz żałuję, że sobie nie darowałam tego pytania. 

Luz, pytania zawsze warto zadawać :) . Wniosek Łukasza jest nonsensowny i to jest częścią puenty. Nie ma tu innego związku z totolotkiem niż liczba cyfr i to, że gra w totolotka jest całkiem “Łukaszową” aktywnością (nie wymagającą rozumienia czegokolwiek).

 

I wybacz jeżeli nie zrozumiałem pytania, ale bycie Łukaszem zobowiązuje. ;)

Łukasz

Absurdalne i zabawne. ;)

 

„Gdyby lew umiał mówić, nie po­tra­fi­li­by­śmy go zro­zu­mieć.”„Gdyby lew umiał mówić, nie po­tra­fi­li­by­śmy go zro­zu­mieć”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Luken,

kolejny ciekawy absurdzik. Spodobało mi się. Przede wszystkim świetne dialogi – cięte, ale i naturalne. Matulu, ale bym nie chciała, żeby pająki mogły mówić! Po pierwsze: wyobrażacie sobie ten gwar? Przecie ich jest tyle… Po drugie: pewnie wiecznie obarczona byłabym poczuciem winy z powodu wymienionego w tekście. Ja lubię żyć tak, aby innym nie zawadzać i pragnę też, aby inni mi nie zawadzali. Ale ciężko byłoby nie zawadzać czemuś tak małemu…

Tak czy siak, fajna puenta bije z opka. O nieubłagalnej mocy entropii. No i to zdanie bardzo polubiłam:

 

„Gdyby lew umiał mówić, nie potrafilibyśmy go zrozumieć.”

Choć ja wolę to: “Gdyby koty mogły mówić, nie mówiłby”. 

 

 

 

– Nie uwierzysz[+,] co mi się przytrafiło!

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Absurdalne i zabawne :)

Ups, papuguję za Reg, ale to krótkie zdanie najlepiej oddaje istotę rzeczy :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki za uwagi, uwzględniłem je :) .

 

reg w tym przypadku chyba nie ma kropki, bo “zacytował” chyba kwalifikuje się jako czynność paszczowa ;) ? Sam siebie zawiodłem wsadzeniem jej w cudzysłów, bo pamiętam, że ten rodzaj błędu już gdzieś popełniłem i poprawiałem. 

 

LanaVallenIrka_Luz cieszę się, że przypadło wam do gustu :) .

 

LanaVallen, na szczęście prawdziwy pająk nie przejmuje się tym czy ktoś mu zawadza czy nie, po prostu robi swoje ;) .

Łukasz

…w tym przypadku chyba nie ma kropki, bo “zacytował” chyba kwalifikuje się jako czynność paszczowa ;)

Istotnie, Lukenie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za wpadnięcie Anet i przyniesienie mi radości :) .

Łukasz

Witaj.

Opowiadanie wywołało oczywiście – jak zawsze u mnie – lawinę skojarzeń. blush

Ofiarowana mojej Mamie przez kilkuletniego brzdąca jako prezent, obrazkowa bajka o czarnym, brzydkim pająku, który znalazł sobie pająkową żonę, była w mojej rodzinie przez dziesięciolecia kultową. :)

Ja sama przed laty stworzyłam skromną baśń dla dzieci o gadających przedmiotach i stworzeniach domowych. :)

Od dzieciństwa byłam uczona w domu rodzinnym, że pająki są specyficznymi, niezwykle pożytecznymi zwierzątkami, dlatego nie należy ich nigdy zabijać, lecz – w razie ujrzenia w domu – delikatnie schować do (specjalnie w tym celu przygotowanego) słoika i wynieść w bezpieczne, suche miejsce. Robię tak do teraz. :) 

Komentarz, jaki zamieścił Outta Sewer, przypomniał mi z kolei żart o staruszce, uparcie powtarzającej przypadkowo napotkanemu mężczyźnie, że jest Chińczykiem. Upór “staruszki, która wie wszystko” oraz jej liczne argumentacje do tego stopnia zmęczyły zaprzeczającego spokojnie rozmówcę, że w końcu dał za wygraną, twierdząc, że “niech już pani będzie – jestem Chińczykiem!”. Staruszka wykrzyknęła wówczas: “A niepodobny!”. :)

Szukając podanych przez pająka z opowiadania współrzędnych, znalazłam teraz na mapach Wujaszka Google punkt na Morzu Północnym, na zachód od Hagi i Rotterdamu. ;)

 

Tekst jest utrzymany w konwencji żartobliwej, absurd oczywiście krzyczy pełnym głosem, ale z Przedmowy wnioskuję dużo głębszy sens, jaki zamierzałeś nadać opowiadaniu. Odbieram przekaz mocno emocjonalnie. Nie dostrzegamy w naszym życiu spraw naprawdę istotnych. Nie widzimy krzywdzonych (nawet niechcący) po drodze do realizacji naszych marnych celów. Trawnik jest znów doskonale skoszony, reszta – nieważna. 

 

Pozdrawiam. :)

 

Pecunia non olet

Dzięki za komentarz bruce i gratuluję dobrej intuicji żeby sprawdzić współrzędne! :) Ale coś musiało pójść nie tak przy ich odczytaniu albo wprowadzeniu. Wprowadź w Google Maps: “52.4 21.4” i to jest mój ogólny region zamieszkania ;) .

 

Dodane:

Poza tym, w moim zapisie nie ma minut geograficznych, użyłem zapisu dziesiętnego.

Łukasz

Aaa… to ja dodałam jedynkę do podanej przez pająka zaraz potem czwórki i wyszło mi 14. ;)

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Zabawne i to na wielu poziomach (Wittgenstein i Scotty mnie rozłożyli), nie rozumiem, dlaczego nie ma choć jednego klika, więc ode mnie dostanie, choć parę drobiazgów można by zmienić

 

Dwa miejsca, które zapamiętałam jako z kłopotami:

 

Podczas wyjątkowo upalnego dnia, w cieniu domku narzędziowego, Łukasz zmagał się z rozłożeniem swojego ulubionego leżaka.

Zaimek “swój” w 99% przypadków jest zbędny i warto z nim walczyć. I raczej po prostu “Wyjątkowo upalnego dnia” albo “W wyjątkowy upał”, albo jeszcze coś.

 

Raz, drugi, uderzał nim przypadkowo o blaszaną konstrukcję, powodując hałas przypominający rozpoczęcie jakiegoś śmiertelnego turnieju sztuk walki.

Tu mi coś zgrzyta z tym “raz, drugi” – jeśli już, to uderzył, ale tu by się prosiło po prostu “Uderzył nim kilkakrotnie w blaszaną konstrukcję”. Przypadkowo? Przecież wyraźnie celowo uderzał w domek?

 

Gdy to trudne zadanie w końcu mu się powiodło, spoczął na nim z gracją pomidora wpadającego do siatki na zakupy

A tu z kolei wychodzi na to, że usiadł na zadaniu ;) Spokojnie możesz już tu powtórzyć leżak.

 

Powiedz mi, co tam sobie myślisz[+,] mój mały towarzyszu?

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję drakaino za celne sugestie :) .

 

Podczas wyjątkowo upalnego dnia, w cieniu domku narzędziowego, Łukasz zmagał się z rozłożeniem swojego ulubionego leżaka.

Zmieniłem na:

Pewnego wyjątkowo upalnego dnia, w cieniu domku narzędziowego, Łukasz zmagał się z rozłożeniem ulubionego leżaka.

 

Raz, drugi, uderzał nim przypadkowo o blaszaną konstrukcję, powodując hałas przypominający rozpoczęcie jakiegoś śmiertelnego turnieju sztuk walki.

Zmieniłem na:

Co chwilę zahaczał nim o blaszaną konstrukcję, powodując hałas przypominający rozpoczęcie jakiegoś śmiertelnego turnieju sztuk walki.

Gdy to trudne zadanie w końcu mu się powiodło, spoczął na nim z gracją pomidora wpadającego do siatki na zakupy

To powyżej jest najtrudniejsze do korekty bo gdzie bym tam nie użył słowa “leżak”, to brzmi to dla mnie jak powtórzenie. Usunąłem “na nim”, zamieniając dwuznaczność, domysłem, ale nie jestem jeszcze zupełnie pewny czy to ulepszyło to zdanie. Będę się jeszcze nad tym zastanawiał.

Łukasz

Super, Lukenie :) Widzę, że mój klik nie poszedł na marne!

http://altronapoleone.home.blog

Śmieszne, absurdalne :) Warsztatowo w porządku, czytało się okej. Z tym totkiem na koniec nie zrozumiałem…

Che mi sento di morir

Cieszę się, że czytało się ok. Nie martw się, Łukasz też niczego nie zrozumiał ;) .

Łukasz

Sympatyczny absurdzik.

Chociaż… To przygnębiające, kiedy pająk okazuje się o niebo bystrzejszy niż Homo podobno sapiens.

Czytało się przyjemnie, acz nie mogę powiedzieć, żebym się zaprzyjaźniła z którymś bohaterem – Łukasz nie powala, a pająków się boję.

Babska logika rządzi!

Okrutny peszek, tak wykorzystać życzenia na byle co, nie zdając sobie z tego sprawy.

Fajnie się czyta. Smakowite porównania i niezwykle dużo treści w tak niewielkim opowiadaniu. 

Gin z butelki bije wszystko!;)

Lożanka bezprenumeratowa

Dzięki Ambush :) . Wprawdzie parę miesięcy nic nie publikowałem ale mam rozpoczęte kolejne opowiadanie, które dostałem dodatkową motywację, żeby skończyć :) .

Łukasz

Dzień doberek, przybyłem z shoutboxa! 

– O, to tak jak z trawą. Ona ciągle rośnie, a ja ciągle ją koszę – odpowiedział Łukasz, próbując znaleźć jakąś pajęczą nić porozumienia.

-> O jeźdźcach już było, więc przytoczę to –> fajne :) 

 

Ogólnie dialog zabawny. To tylko taka krótka scenka, ale jednak dość śmieszna. 

Gdyby te pająki potrafiły gadać to okazałoby się, żem też sporo ich pracy spierniczył. Całe szczęście nie potrafią. 

Na większe trudy przy czytaniu się nie napotkałem, więc…

Jak dla mnie okej i nawet polecę. 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Cześć, Luken!

 

Przywiany wiatrem Krzykpudła przeczytałem sobie z rana i to był dobry początek dnia :) Taki z uśmiechem, ale też nie pustym.

 

Podrzucę dobre słowo innym, będzie biblioteka wieczna chwała ;)

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

NearDeath i Krokusie, dziękuję za wyłowienie tego tekstu z odmętów poczekalni. Mam nadzieję, że dzięki temu więcej osób zacznie dzień z uśmiechem :) .

Łukasz

Nowa Fantastyka