„To nie brzmi prawidłowo”, pomyślał moderator, ukrywający się pod postacią tajemniczego widma. „Zupełnie niezgodnie z Systemem”.
Mężczyzna słyszał bowiem krzyki, a właściwie jeden, wściekły wrzask. Bieg nie był wliczony do jego postaci, maszerował więc najszybciej, jak się dało. Nie żeby ktokolwiek zwracał nań uwagę. Wrzaski przyciągnęły wszystkich graczy do jednego miejsca.
Już po chwili moderator rozpoznał głos, przez co poczuł ten nieprzyjemny dreszcz zaczynający się w przedniej części głowy. Wściekłości nie osłabił nawet widok reszty niezależnych, traktujących swoją pracę z należytą powagą i wyczuciem. Mieli opanowane twarze i czujny wzrok, potrafili ograć każdą niezgodność w taki sposób, aby wyglądała na zaplanowaną. Nie tym razem, ale ta sytuacja wymykała się wszelkim schematom.
Nad placem Czerwonej Skały zgasło niebo, więc widok należał do iście teatralnych. Szczególnie że trwała promka, toteż większość postaci wyglądała głupio. Anielice ściśnięte różowymi trykotami, barbarzyńcy w futurystycznych zbrojach, a nawet krasnoludy z tęczowymi tarczami.
Świat „Czasu Bohaterów” był teatrem wielu aktorów.
Teatrem, który na jego oczach właśnie trząsł się w posadach.
*
501: To wszystko przez tego Eoduma. Gorol zniszczył nam serwer.
japuszko: No kur zapiał, znowu przegapiłem. Wywala mnie od wczoraj.
Amun: Ciebie zawsze wywala. I to akurat jak przegrywamy podczas rajdu.
japuszko: Nie moja wina, że…
Silvicola: Nalaevalnn, Eodum, mykari to ten sam koleś. Tak, TEN koleś. Namierzcie w końcu tego skur[CENZURA]! Po IP! Ku[CENZURA] IP!!1
Lothbrok: To nie Eodum.
morteplays: A ten znowu to samo. Eodum to jeb[CENZURA] cziter i gra z setką modów. Już trzeci raz rozwalił serwer, tym razem chyba na dobre. W każdej grze, społeczności!, się taki znajdzie.
Lothbrok: To nie Eodum. Nie tylko.
ila_ska: Alecojak?
Spina_Irena: Podsumowując, trzy głosy przeciwko Eodumowi…
Symfonia: Ja też uważam, że to nie Eodum. Przynajmniej nie tym razem. Ten npc był dziwny, ale serio dziwny. Nie wykrzaczony.
PanSmuteczek: Npce to prawdziwi ludzie!
smoczyca: Trzymajcie mnie…
PanSmuteczek: To klony stworzone tylko po to, aby służ…
CzłowiekStąd: A co jeśli wszyscy żyjemy w symulacji?
Gerard_T: Ja na pewno. Choć skłaniam się ku solipsyzmowi.
gwiezdnelegendy: Solipsyzm jest fajny. Przy okazji to efekt uboczny zbyt długiego przebywania w rozszerzonej rzeczywistości.
*
Ponieważ działanie impulsywne rodzi się w płacie czołowym, główna zasada Systemu głosi: „Poświęcić dwadzieścia minut dla płata to nie strata”. Każda praca z klientem powinna oferować pracownikom dwadzieścia minut przerwy co pięć minut. Żeby się nie wypalili psychicznie. Żeby nie urwali klientowi głowy.
To kompletnie niemożliwe, ale Wojciech obsługiwał każdego dnia co najmniej pięć tysięcy ludzi. Dwadzieścia godzin dziennie bez żadnej przerwy. Jasne, prawie-ludziom jest łatwiej, bo do katorżniczej pracy zostali stworzeni, ale wszystkie myślące istoty mają jakieś granice tego, co mogą znieść.
Wojciech, jak wiadomo, nie był jedyną postacią niezależną. W gruncie rzeczy piastował mniej wymagające stanowisko od postaci figurujących wyżej w Systemowej Kaście. Wojciech należał dopiero do czwartego stopnia niezależności – pomiędzy npcami mniej ważnymi dla fabuły i npcami tła.
Jako zwykły handlarz wydawać się mogło, że miał dużo czasu wolnego. A biurokracja? Każdy się z nią użera, każdy zaś o niej zapomina. Ale to nie o biurokrację poszło, choć niejedną bitwę walczono przez frustrację nią wywołaną.
Nie poszło o zmęczenie tytaniczną, syzyfową pracą, o chodzenie jak w zegarku, o trzy godziny snu. To nawet nie chodziło o trud wiecznego przypominania człowieka, który jak najmniej tego człowieka przypomina, ani o ciągłe durne komentarze graczy czy stania jak kołek, gdy ktoś nakłada ci na łeb garnek.
Poszło o coś bardziej niż prawie-ludzkiego. Wojciech bowiem nie wytrzymał przez poczucie wstydu. Ale od początku.
*
lew-letni: Do rzeczy. Kto zawinił? Tylko krótkie odpowiedzi, maks. piętnaście znaków.
ZimowaKsiężniczka: Ja obstawiam gildię Malkontentów i Hipochondryków.
CkliwaMarchew: Nie potwierdzę i nie zaprzeczę.
lew-letni: Piętnaście znaków. A da się nawet krócej.
Finklowie: Eodum.
Silvicola: Amun. Wszędzie go pełno. I widziałam, jak czitował.
Amun: Ciemno było…
BedroomKeyboard: Hej, ja przyjrzałbym się bardziej temu npcowi.
pierożkowypies: No właśnie. Co z nim?
*
Noc w „Czasie Bohaterów” trwała pełne cztery godziny. W tym czasie Wojciech musiał zrobić wszystko to, czego gracze nie mogli widzieć. Jego chatka zamykała się na cztery spusty, choć znalazł się i taki, co potrafił to obejść. Dlatego nigdy nie można było tracić czujności.
W końcu miał szansę zasnąć. Posiadanie chatki to luksus. Wielu npców musiało spać na ziemi, a tam co chwila ktoś ich szturchał, żeby się obudzili. No i towarzysze… Oni nie spali nigdy. Nic dziwnego, że tak często dawali się zabić, bo śmierć w Systemie ofiarowywała chwilę spokoju.
Ale przynajmniej więcej zarabiali i mogli się szybciej wykupić, aby zacząć, podobno, normalne życie. Podobno.
Zanim się położył, usłyszał cichy dźwięk otwieranej klapy. Sekundę później posługiwacz zniknął, zostawiając Wojciechowi czyste ubranie i porcję pożywki. Niewolnik służący niewolnikowi. Niby nie powinno się marginalizować własnych problemów myśleniem, że inni mają gorzej, ale… Cierpła mu skóra na widok ich zapadniętych twarzy. Jednak tak jak wcześniej, starał się o nich zbyt długo nie myśleć.
Zamknął oczy i za minutę, zdało się, obudził go impuls elektryczny. Miednica, ubranie, pożywka, „witaj w moim sklepie, znużony wędrowcze!”. Dzień w dzień. Każdy gracz niby inny, ale jakoś każdy taki sam.
„Prawie-życie dla prawie-człowieka”, pomyślał gorzko. „Prawie-śmierć i prawie-przyjemność”, dodał, pociągając łyk many.
Jakiś czas temu myślał, że to go zabije. Mana okazała się jednak niezłym psychodelikiem. Szkoda, że już się uodpornił, bo przez chwilę było naprawdę ciekawie. Ludzie latali z karabinami i ujeżdżali smoki. A może to był taki nowy tryb? Tak czy siak, mana świetnie otępiała.
Dopiero świtało, ale inni niezależni zdawali się od dawna być na nogach. Oczywiście. Traktowali pracę ze śmiertelną powagą. Mieli nawiedzone twarze i zaaferowany wzrok.
– Urwanie głowy, Wojtku! – zawołała Olga, piękna jak malowana. – I żadnej przerwy!
Uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi, gdy ta odmaszerowała, stawiając długie kroki. Ci z drugiego stopnia okazywali zawsze nieco protekcjonalną uprzejmość. W końcu on miał tyle czasu! A oni byli tacy zabiegani! Jako npce ważni dla fabuły musieli wciąż odgrywać te same scenki, a to wymagało niemało wysiłku.
Z jakiegoś powodu trójki należały do najbardziej wyluzowanych. Rzadko się śpieszyły. W końcu dawali graczom misje okazjonalne. Codziennie coś innego, w innym miejscu.
– Grunt to spokój, Wojteczku – mawiał jeden z nich, Sławek. – Luuuz.
– Co dzisiaj? Dziesięć marchwi czy wilczego mięsa? – zapytał Wojtek, śmiejąc się z niego życzliwie.
– Oj nie, Wojteczku. Dzisiaj grubsza sprawa. Dzisiaj gobliny uprowadziły czwórkę moich pięknych dzieci. Jaskinia jest na końcu mapy, tak że luz.
– I co, żywe będą?
– Żeby zaliczyć misję, należy przyprowadzić przynajmniej dwójkę z nich. Tak że różnie, Wojteczku, różnie.
Wojtek klapnął przed chatką i zapalił fajkę. Chciałoby się rzec „rozkoszował się porankiem”, lecz pracował już pełną parą. Najwięcej kradzieży zdarzało się właśnie nad ranem, gdy świat nie do końca został doświetlony. A każdą udaną kradzież musiał przecież zarejestrować! Na dodatek później spisać co ubyło.
Był jedynym sprzedawcą, który chciał, aby kradzież jego towarów została zakończona powodzeniem. W innym przypadku…
KRADZIEŻ NIEUDANA
„Ja pier…”, miał ochotę sapnąć. Zachowywał się jednak jak gdyby nigdy nic. Naprawdę nie chciało mu się lecieć do straży. To takie żenujące.
Dwadzieścia minut później ten sam bohater podszedł do stoiska.
– Witaj w moim sklepie, znużony wędrowcze!
– HANDEL.
„Jak zwykle ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę. No dalej, co tam masz. No nieźle, dziesięć kubków, cztery złamane strzały. I dziurawa chochla! E, Grażynka, będziemy bogaci! Dobra, obczaił, co mam. Teraz, drodzy państwo, garnek czy kosz? A więc kosz? Okej, mogę siedzieć przez najbliższe dwadzieścia minut z koszem na łbie. A co mi tam! Zabieraj teraz pan wszystko, jak wlezie!”
Dwadzieścia minut dla płata to nie strata. Ale wiecie co? Gdy Wojtek tak siedział jak ten cymbał, wcale mu nie przeszło. Może dlatego, że nie był zły. Był upokorzony. A tego uczucia tak łatwo pozbyć się nie da.
*
Spina_Irena: Przypominam o oddawaniu głosów na winowajcę. Możecie to zrobić w tym wątku.
Żabka: Ja nie wiem. Jestem za słaby w tej grze. Wstrzymuję się od głosu.
Amakuchi: No faktycznie, Żabko, czwarty w rankingu to słabiak…
Gif.exe: gif.exe
ila_ska: Kiedy to było? Po południu? No to ja spałam. Znaczy spałam po dwudziestogodzinnym wiosłowaniu na tratwie. Nie żałuję.
501: Ja też spałem. Znaczy ja nigdy nie śpię, ale akurat wtedy tak. To było wspaniałe pół godziny.
sir.dunk: Czy tylko ja traktuję sprawy naszej gildii poważnie? Głosuję na Eoduma. Gdy trzeba podzielić się opinią o nowych itemkach to wszyscy, ale jak nagle zdarza się coś ważnego… Ech.
lew-letni: Słyszę cię, dunk. Ale to nie jest taka prosta sprawa.
sir.dunk: Akurat ty już zagłosowałeś, lewku. Jak widać można.
Oaza: Zagłosuję później. Żabko, jesteś jednym z lepszych graczy. Sen jest bardzo ważny i wszyscy traktujemy naszą gildię poważnie, sir.dunk.
*
Wojciech poznał Eoduma po raz pierwszy właśnie tamtego dnia. Zdarzyło się to kilka godzin po zniknięciu kosza.
Oczywiście Wojtek widział go wcześniej. Wszyscy npce kojarzyli nicki największych graczy, resztę się zapominało, bo ci pojawiali się i znikali. Każdy kojarzył Eoduma. Ale widzieć kogoś codziennie i wchodzić z nim w proste interakcje nic nie znaczyło w prawie-życiu. Mechanizm poznania uruchamia się w ludzkich głowach wraz z emocjami. Im silniejsze, tym lepiej.
– Czy wszystko w porządku, szanowny handlarzu? – zapytał podchodzący do kramu strażnik.
– Żadnych kłopotów, strażniku. Czerwona Skała jest perłą Pamiętliwych Krain!
Strażnik założył kciuki za pas, opinający opasły brzuch, po czym mrugnął jednym okiem.
– Zaiste taka jest prawda.
Po odbyciu standardowej rozmowy, gdy nastała pewność, że żaden gracz nie słyszy, można było przejść do rzeczy.
– I jak tam, Zbyszku?
– A powoli się żyje, ech, pooowolutku – sapnął, usadawiając się na ławeczce obok Wojciecha. Pociągnął łyk many, po czym schował ją w zaroślach. – Podobno zostało mi niecałe tysiąc godzin, ale kto by tam wierzył tym biurwom. Pewnie przetrzymają mnie do końca sezonu.
– To dodatkowe trzy tysiące, ale przynajmniej wiesz, na czym stoisz – mruknął Wojtek w zadumie.
– Sam żeś sobie tego bigosu nawarzył, kolego. A trzeba to było działać na złość Systemowi?
– I ty wiele złego mu przynosisz. Ot, choćby teraz.
– Tyle że ja, drogi kolego, bronię miasta pełnego wojowników i czarodziejów. Jestem jak ten miecz z amelinium. No, sam zobacz.
Wojtek parsknął śmiechem. Miecz z aluminium! To lepsze od jego kramu z kartonu. Skoro gracze nie zauważą różnicy, po co przepłacać? A stoi? Stoi.
Wtem obaj poczuli delikatne ukłucie w prawym policzku. Nadchodził gracz. Ustawili się więc na pozycjach.
Zdawać się mogło, że w świecie fantasy nie da się zaskoczyć wyglądem swojej postaci, wszystko zostało bowiem ograne. Eodum w istocie nie zaskakiwał, ale wwiercał się w pamięć. Było w nim coś dziwnego. Przerażającego nawet, ale tak prawdziwie strasznego. Jak gdyby wczuwał się za mocno albo…
Wojciech po raz pierwszy w swoim niedługim prawie-życiu poczuł przerażenie. Miał wrażenie, że ten gracz go widział. Ale nie jako npca, jako kupca, ale prawdziwą istotę. Przełknął ślinę, w myślach gratulując mu tak udanej złowieszczej aury maga.
Postać Eoduma nosiła się na czarno – od butów po włosy. Przywdział jednak ładnie skrojony purpurowy płaszcz i srebrną maskę na połowie twarzy. Druga połowa oszpecona została wielkimi bliznami. Niby normalny setting, ale Eodum wczuwał się tak bardzo, że zdawało się, jakby ból był prawdziwy.
Nie spuszczając z Wojciecha wzroku, podrzucił kamyk, po czym wycelował za plecy Zbyszka. Prawie-ludzie nie stają się nimi tylko dlatego, że wiodą niewolnicze, bezsensowne życie. System robił z nich debili.
– Kto tam jest? – zawołał Zbyszek, odwracając się. Położył dłoń na głowicy miecza. – Wychodź natychmiast!
Wojtek mógł tylko stać i patrzeć, gdy Eodum zakradał się do strażnika. Krok po kroku, jakby to była tylko zabawa.
Sprzeczność moralności danego czynu bierze się z punktu postrzegania – to w istocie była tylko zabawa, ale to nie tak, że npc nie czuje bólu. Odrodzenie zaś, choć przynoszące chwilowy odpoczynek, mąciło w głowie, wywoływało nudności, skurcze mięśni. Prawie-człowiek nie wie, kim jest i dlaczego świat wygląda tak dziwnie. Straszne uczucie.
Cała sytuacja była tym gorsza, że gracz słusznie, bo nieświadomie, po prostu się bawił.
– To pewnie tylko wiatr – mruknął Zbyszek, po czym padł martwy.
Wtem Eodum popatrzył Wojtkowi prosto w oczy. Powoli sięgnął po następny kamyk.
W tym czasie życie w Czerwonej Skale toczyło się dalej. Monety zostawały upłynnione, krew się lała, czary rozbłyskiwały. Nieskończona rzesza potworów zjadała wszystko, co się ruszało, a smoki rozwalały całe Krainy. Wojtek dobrze pamiętał ten strach podczas pierwszego dnia w robocie. I jak bał się kolejne trzysta czternaście razy po każdym odrodzeniu.
Gdy kamyk uderzył z tyłu w drzewo, Wojtek nie potrafił kontrolować ciała.
– Kto… tam… jest? – wysapał ze złością i wstydem.
Spłyć prawie-człowiekowi wszystko, ale zostaw mu rozdzierające poczucie godności. Wyszarpuj je po kawałeczku, to go ukształtujesz albo zniszczysz. Programiści wiedzieli, co robią.
Wojtek nie czuł za bardzo szczęścia ani smutku, jedzenie było bez smaku, krótki sen bez marzeń. Może dlatego wstyd rozbrzmiewał tak mocno, odbijając się w pustej głowie, szukając zaczepienia.
– Ja wiem – szepnął Eodum z szalonym podnieceniem, po czym wbił w plecy Wojtka sztylet.
Mężczyzna upadł, nie wiedząc, czy dobrze usłyszał. Potrafił myśleć tylko o tym, że nawet umrzeć mu nie dali.
*
miarkownicy: Głosuję na Eoduma, ale cała wczorajsza rozgrywka pozostawiała sporo do życzenia. Nie wypiszę błędów, ponieważ moderacja i tak zdaje się je ignorować.
Gif.exe: Ja byłam zajęta. Pół księżniczki za TARDIS!
DwiePołowyMiny: Tak, to był Eodum. Ale może lepiej skupmy się na tym, co się faktycznie stało.
pierożkowypieseł: A co się niby stało? Nie pierwszy raz programiści rzucili się z motyką na słońce.
CzłowiekStąd: Kod tej gry w zasadzie nie jest taki skomplikowany…
Komódka: No właśnie! Wywalamy Eoduma!
LonggoneDead:
Wywalmy Eoduma,
żeby w końcu zakumał.
Zróbmy tak, aby nie wrócił
i więcej nie bałamucił.
Yoł.
BedroomKeyboard: Yoł, yoł, yoł.
501: Yoooł.
Anetka: Fajne.
*
Jak mógłby wyglądać prawie-szpital? Za wiele nie ma do opowiedzenia, oprócz tego, że wyrzucili Wojciecha następnego dnia. „Za trzysta piętnastym razem odrodzenie nie jest niczym specjalnym”, zdawali się mówić moderatorzy. Lecz przyzwyczajenie do nieprzyjemności wcale nie umniejsza ich znaczenia. Nie powinno ich umniejszać.
Odrodzenie wyglądało kiedyś inaczej, bez szkody dla npca, ale za długo to trwało. Teraz działo się to za pomocą kilku kliknięć, więc część świadomości ginęła w trakcie. Dlatego Wojtek czuł się tak źle – dręczyło go potworne uczucie, że w „Czasie Bohaterów” została tylko cząstka jego osoby, a reszta tkwiła już gdzieś indziej. Kiedy rozpada się iluzja własnego ja, kiedy dopada cię poczucie, że zostałeś siłą wepchnięty do innego świata bez tego kawałka, wtedy, w tamtej chwili, przestajesz istnieć.
– Straszna, straszna rzecz.
Wojtek nie odpowiedział Zbyszkowi. Pociągnął tylko kolejny łyk many, już od kilku godzin nie potrafiąc wstać z ławki. Po odrodzeniu na jeden dzień zdegradowano ich do piątego poziomu, a więc do npc tworzących tło. Jeszcze gorsza stawka za jeszcze bezsensowniejszą robotę.
– No to ja… spadam, no nie? Nie lza tak siedzieć – sapnął Zbyszek. – Idziesz czy… eee…?
Były handlarz uniósł tylko butelkę. Piąty poziom był zawsze wkurzony. Robili to samo przez dwadzieścia godzin, a więc jak kobiecie trafiła się tarka, to tarła, aż skóra odchodziła, a zamiatacze już się nie prostowali.
– Bardzo dużo razy żeś wracał… – napomknął jeszcze były strażnik. – Aż niemożliwie dużo jak na handlarza. Nigdy żem nie pytał, bo nie wypada, nie? Ale ile ty tu już w tej robocie siedzisz, Wojtku? Nie za długo aby?
Mężczyzna zapatrzył się, bo daleko na horyzoncie bazyliszek pożarł Olgę. Ci z drugiego stopnia rzadko umierali, jeśli już to z powodu bugu. Był to więc całkiem zajmujący widok – omylność Systemu.
– Za krótko najwidoczniej – mruknął tylko, gdy prawie-Olga zniknęła ze świata.
*
Spina_Irena: Krótkie podsumowanko: jedenaście głosów na Eoduma, jeden na Malkontentów, jeden na Amuna. Głosujcie!
ila_ska: Jak pisałam wcześniej: nie było mnie. Nie głosuję więc.
Chłopisko: Wstrzymuję się od głosu. Doszło tu do zatrważających komplikacji społecznych.
gwiezdnelegendy: Ooo… A mnie się podobało. Potrzeba tu trochę mroku. Może zabicie dziecka to przesada, ale cała ta rozwalająca system akcja… Nieźle!
Oaza: Ja jak zwykle stanę okoniem. Głosuję na Jacka.
Jack: Cóż, nie zaprzeczę, że mogłem namieszać. Składam uniżone przeprosiny, całuję rączki i kajam się w kącie. Ale wyjątkowo to nie ja rozsierdziłem naszego człowieka niezależnego.
smoczyca: Ty też? Ale co mi tam, idea klonów-niewolników nie jest nam obca. Atoli wpierw należałoby zdobyć empiryczne dowody. Tak czy owak, errare humanum est.
0P: Zauważyłem, że Eodum ma jakieś niezdrowe podejście do npców. Może poniżony wie coś, czego my nie wiemy. Jeśli tak, stawia go to w jeszcze gorszym świetle.
morteplays: W takim wypadku powiadomić należałoby nie tyle moderację, co odpowiednie służby. Ale pewnie wtedy postawiono by zarzuty wszystkim graczom… O cholera…
DwiePołowyMiny: Trudno. Jakoś trzeba umrzeć.
*
Eodum spalił Igorka. Nie powinno się dać, a jednak. Igorek był prawie-dzieckiem, ale ten wysoki krzyk jakoś mocno osiadał na sercu. Nawet inni gracze popatrzyli na maga z niesmakiem. Nie zabija się dzieci i nie gwałci kobiet. To niszczy błahość zabawy, nadaje jej tego mrocznego klimatu, którego nie da się pozbyć.
Wojtek powinien był zadenuncjować Eoduma, bo jego wiedza o świadomości npców jeszcze mocniej destabilizowała grę. Z drugiej strony: czemu miałby się tym przejmować?
Bo mężczyzna nie miał już wątpliwości, że dobrze Eoduma zrozumiał. To było jasne jak prawie-słońce.
Nagle zaczął go widywać częściej, choć Eodum spędzał w grze tyle czasu, co wcześniej. Poły purpurowego płaszcza powiewały co rusz za zakrętem, dziwny śmiech rozbrzmiewał wokół, a przerażający szept ścigał Wojtka nawet we śnie.
Handlarz bał się strachem szaleńca. Paranoja wywoływała u niego silne emocje, które okazały się o wiele mniej przyjemne, niż sądził. Ten jeden przeklęty gracz miał nad nim całkowitą kontrolę.
W ciągu następnych trzystu godzin Wojtek umarł jeszcze pięć razy i każda z tych śmierci była inna. Spalenie, zamrożenie i rozbicie na kawałki, zmiażdżenie, naprowadzanie na pułapkę i, jego ulubione, owładnięcie zaklęciem, przez które musiał rzucić się na strażnika.
Wojciech nigdy jeszcze nie zginął z powodów osobistych. Umierał przypadkiem albo dlatego że ktoś chciał go obrabować. Niektórzy chcieli wiedzieć, co się stanie, czy mieli ochotę wypróbować nową broń czy mody, a on akurat stał najbliżej. Eodum czekał, aż się odrodzi, i szukał go. Uśmiech rozciągał jego paskudne blizny, a wokół tańczyły rozbłyski magii.
– Odsuń się – syknęła Hilda jakaś tam. Towarzysze nawet sami nie potrafili spamiętać swoich przydomków.
– Obślizgła harpia – mruknął Zbyszek, gdy kobieta, okuta w absurdalnych rozmiarów zbroję, zniknęła. – Jak to jest, Wojteczku, że ci pierwszacy tak zadzierają nosa? Solidarność, bratku, pozwala przetrwać najcięższą niedolę.
Wojciech w tym czasie nasłuchiwał. Eodum robił wokół siebie dużo szumu. Na pewno go usłyszy…
– Idź już – charknął do kolegi. – Zaraz się zjawi.
Zbyszek wyłamywał palce.
– Chyba nie sądzisz, że on naprawdę cię prześladuje. Gracze mają lepsze rzeczy do roboty…
Wojtek nie odpowiedział, tępo wpatrzony w horyzont. Po chwili strażnik odszedł.
– No, dalej. Miejmy to za sobą – mruknął handlarz kilka minut później.
– Nie tym razem. – Szaleństwo sprawiło, że głos czarodzieja zdawał się dochodzić zewsząd. – Tym razem będzie wolniej.
I wtem zmaterializowana ręka wbiła Wojtkowi sztylet w udo. Ból go oszołomił i całkowicie sparaliżował. Przecież prawie-ludzie czują tylko prawie-ból! A to szarpało nerwy jak diabli.
„To jakiś… mod, który…”, myślał gorączkowo, wijąc się w spazmach. „Ale… tak… się nie da”.
Mag uśmiechnął się i przekrzywił głowę. W ten sposób rozczochrane włosy zasłoniły maskę, zostawiając tylko tę brzydką połowę twarzy.
– To nie mod. To tylko ja.
Następną falę bólu przyniosła strzała wystrzelona prosto w jego brzuch.
– Czemu, do diabła… – syknął Wojtek, czując łzy w oczach. Słowa ledwo przeciskały się przez zaciśnięte zęby.
Płaszcz jakby zawirował, Eodum znalazł się bardzo blisko, dokręcił strzałę.
– Bo mogę. – Uniósł głowę, jakby rozkoszując się chwilą, ale twarz miał wykręconą niesmakiem. – Wrócę za chwilę. W końcu: „Poświęcić dwadzieścia minut dla płata to nie strata”. Jako npcowi powinno ulżyć ci za ten czas. Pomoże rozładować złe emocje. Wyzbędziesz się impulsywnych działań.
Eodum kpił, jak zresztą ciągle, ale w końcu Wojtek domyślił się, z czego konkretnie. Być może powinien zacząć z nim sympatyzować, ale przez rozorane kiszki i rozwaloną nogę zapłonął jeszcze większym gniewem. Z krzykiem wyciągnął z nogi sztylet.
Spróbował się podnieść. Czarodziej doszedł już do rynku, gdy Wojtkowi w końcu się udało. Prawie-człowiek stworzony został do katorżniczej pracy i potrzeba więcej, aby go powalić. Ból zagłuszał myśli i szarpał nerwy, ale wszystko trzymało się w kupie. W końcu gdyby postacie niezależne krwawiły tak mocno, jak normalni ludzie, gra szybko zaczęłaby przypominać rzeźnię.
– Idę, Eodum, skurwielu.
Jest taki moment w życiu każdego człowieka, kiedy musi pójść na całość albo się wycofać i żyć tak, jak dotąd. W końcu zawrócić nie sposób.
Droga na rynek była pełna ludzi i prawie-ludzi. Zdawało się, że jedni są lepsi od drugich, ale nie istniała żadna różnica. Eodum pokazał, że miejsce urodzenia nie czyni cię nikim, nie tak naprawdę.
– Módl się, by cię System nie dorwał – mruczał Wojtek dawno zapomnianą piosenkę. – Módl się, módl, przegrasz znów.
– Jakiś event? – szeptali gracze. Schodzili z drogi ciekawi, co się wydarzy.
– Faktycznie coś miało być…
– Niezły ten npc.
Eodum stał tyłem, tylko lekko obracając głowę. Jego płaszcz powiewał na prawie-wietrze. Krąg gapiów zacieśniał się wokół. Wtem Wojtek krzyknął:
– EODUM! PIERDOL SIĘ!!!
Niektórzy sapnęli ze strachu, ale większość z przejęcia, npc bowiem rzucił się na gracza. Na dodatek tak szybko, że ten nie zdążył nic zrobić i w mgnieniu oka później Wojtek przygważdżał go do ziemi, wbijając weń sztylet raz po raz.
Niekończący się krzyk npca uświadomił wszystkich, że chyba jest coś nie tak. Zamilkł dopiero pod wpływem rzężącego śmiechu czarodzieja.
– Nieźle, przegrywie. Całkiem… całkiem – wycharczał. – Wiedziałem, że nie wytrzymasz. Byłeś zabawnym… wyborem.
Wtem Eodum zniknął, po to zapewne, aby zaraz się odrodzić. Wojtek zniknął również, jakby bez Eoduma nie istniał. Zniknął jednak w niewiadomym celu.
*
sir.dunk: Jakkolwiek lubię sf, to jest wyraz największego absurdu.
Amakuchi: No nie wiem… Po tym jak przywrócili serwery, zacząłem bacznie się tym npcom przyglądać i coś mnie tchnęło. Coś jest nie tak.
CkliwaMarchew: Zgadzam się. Może kiedyś wrócę, ale na razie przerwa.
japuszko: Znowu coś przegapiłem?
Finklowie: Będę tu siedzieć, dopóki mnie nie wywalą.
Symfonia: To Eodum jest zły? Tak serio zły?
Lothbrok: Chaotycznie zły.
Silvicola: Czy to normalne, że zyskał na atrakcyjności?
Żabka: Z socjologicznego punktu widzenia: nie. Z popkulturalnego: tak.
ZimowaKsiężniczka: Stronię od wulgaryzmów, ale ja pier… Chyba też zrobię sobie przerwę.
Amun: Ja też. W końcu nie godzi się przebywać bóstwom w takich warunkach.
Komódka: Zostałabym, ale zniknął mój ulubiony handlarz, ten z brodą. Zastąpili go jakimś starym dziadem.
Gerard_T: To nie był ten sam, który później został użyty w tej dziwnej akcji? No to nic dziwnego, że go zgliczowało.
Jack: Zostanę więc sam na posterunku jako ten szalony pustelnik, który krzyczy: „Ta pożywka jest zrobiona z ludzi!”
PanSmuteczek: Bo jest. To wy nie wiecie?
lew-letni: Co cię nie zabije, to cię zniechęci do życia.
0P: Jak małżeństwo i trzy kredyty?
BedroomKeyboard: Zauważyliście, że „Czas Bohaterów” jest teraz jakiś inny? Jakby moderatorzy robili kiepską minę do koszmarnej gry.
Chłopisko: A Eodum dalej w grze.
*
Brudne – wyprać.
Czyste – rozdać.
Zbroje – wyczyścić.
Pożywka, pożywka, pożywka.
Sala chorych na koniec.
Niewolnik służący niewolnikom. Nie. Tamci nie mają tak źle.
Jedno słowo tłucze głowę. Ciągle.
Eodum. Eodum. Eo…
Brudne. Czyste. Wyczyść. Pożywka, pożywka, pożywka.
Eodum.