- Opowiadanie: krar85 - A może ożeł

A może ożeł

Tylko dla orłów. Szort osadzony w realiach politycznych, ale nie jest to tekst o polityce. Znacznie bardziej ortograficzny i humorystyczny. Pewne męskie przywary można w nim również znaleźć. Fantastyki niby brak, ale w sumie jest trochę althistu :D

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Irka_Luz, Outta Sewer

Oceny

A może ożeł

Jan Orzeł, prezydent RP, miał dziś bardzo pracowity dzień. Od samego rana w kółko spotkania i narady. Górnicy, pielęgniarki, munduróweczka i znowu górnicy. Drogi węgiel, wzrost cen energii, katastrofa demograficzna, galopująca inflacja… Na domiar złego wczorajszy raut przypominał o sobie wstrętnym bólem głowy. Pomimo zatrudnienia dwóch uprawnionych asystentów, w prezydenckim gabinecie wciąż piętrzyły się stosy ustaw, poprawek i poprawek do poprawek czekających na parafkę. Gorzej jak w korpie przed końcem kwartału.

Obiad zjadł szybko i w dodatku w towarzystwie. Cholerna delegacja z Gabonu. Rozmowy o historii i zagrożonych pumach czort wie gdzie, kiedy wschód płonie. Nici z piwa czy poobiedniej drzemki. Dopiero około czwartej po południu mógł odetchnąć. Za kilka minut miał spotkać się z ambasadorem zaprzyjaźnionego mocarstwa, by omówić kwestie bezpieczeństwa narodowego.

– Piotrek, telefon na biurko do mnie, jak tylko przyjadą – rozkazał. Asystent uśmiechnął się i zasalutował. –Wszystkie inne sprawy na potem!

W gabinecie już na niego czekali: postawny sekretarz stanu i patykowaty ministra spraw zagranicznych. Jacuś i Lisek, wierni kompani jeszcze z czasów młodzieżówki.

– Czego tym razem chcą? – zapytał Jacek, kiedy prezydent dał znać, że mogą swobodnie rozmawiać.

– Mają dla nas kolejny prezent. – Jan założył nogę na nogę. – Dostaniemy lotniskowiec.

Sekretarz zaniemówił. Prezydent wyciągnął telefon.

– Trzeba się cieszyć. Nie musimy kupować od nich kolejnych samolotów. Chociaż tyle udało się wytargować. – Minister rozparł się w fotelu. – A co ty Jacuś taki przejęty? Przecież to nie ty płacisz. Janek pogada i papier podpisze, a za dwie godziny wracamy do wódeczki.

– A po grzyba nam lotniskowiec? – Sekretarz odzyskał głos. – Jeszcze ukradną albo zatonie i…

– Macie internet? – zapytał prezydent.

– Co?

– Internet. Czy macie? W telefonie. Bo mi coś nie działa.

– Tak – rzucił Lisek, dobywając nonszalancko flagowca. – A nie, brak sieci…

Jan zmarszczył brwi.

– U mnie też. – Jacek popatrzył na pozostałych. – A na co ci teraz internet?

– Chciałem coś sprawdzić. – Prezydent poprawił krawat. – Zawsze przed spotkaniem sprawdzam takie podstawowe rzeczy.

– Rzeczy? – zapytał Lisek, unosząc brwi.

– Jak się pisze „orzeł”?

Jacek ponownie zaniemówił i wytrzeszczył oczy. Jan poczerwieniał z lekka.

– Normalnie – zachichotał Lisek. – Zgodnie z zasadami. Wymienia się na „r”, jak mówisz „orła”.

Prezydent odetchnął.

– A nie „ożeła”? – wtrącił niepewnie sekretarz.

Lisek roześmiał się, ale szybko spoważniał pod ciężkim spojrzeniem Jana. Na czole prezydenta pojawiły się pierwsze krople potu.

– Jak się, kurwa, pisze „orzeł”? – zwrócił się do sekretarza.

– Słownik! – Lisek poderwał się z fotela. – Gdzieś powinien być słownik!

Wszyscy trzej podeszli do wysokiej, zabytkowej biblioteczki, stojącej tuż za biurkiem. Piękny, dziewiętnastowieczny mebel wypełniony książkami stanowił doskonałe tło do wystąpień telewizyjnych.

– Musi gdzieś tu być. Szukajcie! – rozkazał Jan, ponownie sprawdzając telefon.

Internetu, jak na złość, nie było.

– Widzę, że większości jeszcze nie rozfoliowałeś – rzucił Lisek, lustrując kolejne półki.

– Nie rozpakował ich ten burak, który urzędował przede mną. Ani ten pijak, który urzędował przed nim. Moi asystenci mieli to zrobić niezwłocznie, ale widocznie zapomnieli. Pojadę gnojkom po pensji.

Stojący na biurku telefon zadzwonił. Trzy sygnały. Ambasador właśnie przyjechał.

– W dupę z tym! – Jan cisnął komórką o ścianę.

– Mam! – krzyknął sekretarz.

– Dawaj!

– Nie, nie słownik, mam pomysł. Natasza!

– Co? – zapytali równocześnie pozostali.

– Natasza. Jak przyjechaliśmy, to zmywała podłogę. Ona podobno studiuje filologię polską…

– Kurwa! Nie będzie mi Ukrainka mówić, jak napisać moje własne nazwisko!

– Jak mówiła ci to aplikacja naszych wielkich sojuszników, to jakoś ci nie przeszkadzało. – Lisek parsknął śmiechem.

– Zamknij się!

Stojący na biurku telefon zadzwonił. Dwa sygnały. Wysiadają.

– Co robimy? – zapytał Jacek, przerywając niezręczną ciszę.

– Idziemy – rzekł Jan, poprawiając marynarkę. – Przypomniałem sobie właśnie.

Sekretarz i minister popatrzyli po sobie.

– Czy jesteś pewien? Bo będzie straszna siara, jak… – zaczął ostrożnie Jacek.

– Ani słowa! Ja tu, kurwa, jestem prezydentem! Ja decyduję! Za mną!

Poszli więc. Maszerując przez hol, Jan popatrzył jeszcze w stronę stołów, które właśnie porządkowała Natasza. Ale tylko przez chwilę. Skarcił się w myślach za defetyzm, poprawił marynarkę i z podniesionym czołem poprowadził towarzyszy. Zgodnie z protokołem przywitali ambasadora, by wśród fleszy uroczyście podpisać dokument. Nie minęły trzy pacierze, jak pod przygotowaną przez sojuszników umową widniał zamaszysty podpis: „Jan Ożeł, prezydent RP

Koniec

Komentarze

Mnie tam ostatnio bardziej wkurza Jaszczomp niż Orzeł. A kiedyś wydawało się, że “bul” to jest żenada…

Te nierozpakowane książki to ładny smaczek.

Ciężkie jest życie polityka.

Babska logika rządzi!

Zabawne, choć trochę niewiarygodne. Największy głąb wie, jak się pisze jego nazwiska.

 

W gabinecie już na niego czekali: postawny sekretarz stanu i patykowaty ministra spraw zagranicznych.

 

Minister, chyba że to jakiś gender?;)

 

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush napisała: Największy głąb wie, jak się pisze jego nazwiska.

Mogli sprawdzić w dowodzie osobistym, w ogłoszeniu Państwowej Komisji Wyborczej, w gazetach… Dobry pokaz uzależnienia od jednego źródła informacji. Średniego poziomu “elyty” też.

 

Ożesz, ożralstwo ożarło ożralca w Ożarowie ożarowickim! laugh

 

A może ten Orzeł

orze, jak może? laugh

 

Świetny tekst. Dialogi, niczym z klasycznego Barei, brawa! 

Pozdrawiam serdecznie i gratuluję poczucia humoru. :)

Pecunia non olet

Dobry tekst, brakowało śmieszków zza granicy i łamanej angielszczyzny, ale na to pewnie przyjdzie czas. 

 

Trudno jednak nie zgodzić się z Ambush – nawet największy głąb wie, jak zapisać własne nazwisko. Przynajmnniej tak zakładam, moje jest łatwe xD

Jeszcze mi przyszło do głowy, że powinien mieć imienną pieczątkę.

Babska logika rządzi!

Cześć, krarze, kopę lat :) Już o tej becie zapomniałam i trochę się zdziwiłam, że mi się przy opku, z ostatniego dnia listopadowego dyżuru, gwiazdka świeci. Pozwolisz, że przekleję z bety…

No, fantastyki nie ma ani odrobinki, ale uśmiechnęło mi się parę razy.

Miałam jednocześnie dwa wrażenia. Po pierwsze niestety odgrzewanych kotletów. Możesz nie pamiętać wielkiej sejmowej dyskusji na temat tego, czy koronę należy nałożyć orłu czy orłowi, która toczyła się przy okazji zmiany polskiego godła, ale ja pamiętam i obawiam się, że jeszcze kilka osób na portalu też pamiętać będzie. A Ty znowu pogrywasz orłem i nawet ową odmianą.

Z drugiej strony mam też wrażenie niewykorzystanego potencjału. Bo czy tak podpisana umowa będzie ważna? I jakie byłyby konsekwencje nieważności umowy? No i jest jeszcze tytuł: A może ożeł. I masz lotniskowiec, który pływa po morzu, więc a może z morza zrobić jeszcze może ;) Coś tu jeszcze można ugrać, pójść dalej, żeby się tak mocno ze wspomnianą dyskusją sejmową nie kojarzyło.

 

Ale muszę powiedzieć, że tekst pamiętałam, co przy takich humorzastych opkach nie jest regułą, więc klikam :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O politykach zajmujących najwyższe i wysokie urzędy można bez końca, a zwłaszcza o przypominających takich, którzy wylęgli się z ostatniego miotu. Szkoda, że w szorcie próżno szukać fantastyki.

 

–Wszyst­kie inne spra­wy na potem! -> Brak spacji po półpauzie.

 

– Jak się pisze „orzeł”? -> – Jak się pisze orzeł? Lub: – Jak się pisze „orzeł”?

Albo kursywa, albo cudzysłów. Słowa/ tekstu napisanego kursywą nie ujmujemy w cudzysłów.

Ten błąd pojawia się także w kolejnych zdaniach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Smutne, że to nie fantastyka, bo budzi gorzkie rozbawienie.

O rety, jak mnie ten tytuł boli! Wiem, że specjalnie, a i tak boli :D

Szorcik chyba bardziej smutny niż zabawny.

Przyczepiłabym się, jak niektórzy przedpiścy, że każdy wie, jak napisać własne nazwisko. Jak również tego, że prezydent podpisując cokolwiek pisze tylko imię i nazwisko, bez dodawania “prezydent RP”. No chyba że pan Ożeł nie wiedział, że nie musi dopisywać…

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Koala75:

Smutne, że to nie fantastyka, bo budzi gorzkie rozbawienie.

Traktuję tekst nieco jako fantastyczny – że pan prezydent w ogóle umie pisać. :))

 

Pecunia non olet

Tekst hiperbolizowany. Za element fantastyczny mógłbym uznać fakt, że pan prezydent mimo uzyskanego wykształcenia (które zgodnie z prawem powinny stanowić przynajmniej lata podstawówki) w dalszym ciągu nie wie, jak napisać poprawnie własne nazwisko :P 

Gdyby szort miał ciąg dalszy, sugeruję nazwę dla lotniskowca: ORP Jan Paweł II. 

Cześć wszystkim! Przepraszam, że nie odpisywałem prze kilka dni, ale życie i choróbsko dopadły i na portal zaglądałem praktycznie tylko na telefonie.

 

 

Finkla

 

A kiedyś wydawało się, że “bul” to jest żenada…

Tendencja jest mocno niepokojąca, strach pomyśleć, co (kto) będzie dalej ;-)

Te nierozpakowane książki to ładny smaczek.

Po co politykowi książki? Na ściankę ;-)

Jeszcze mi przyszło do głowy, że powinien mieć imienną pieczątkę.

Miał. Z godłem ;-) Bo skoro piraci mogą się podpisywać czaszką…

Dzięki za wizytę!

 

 

Ambush

 

Największy głąb wie, jak się pisze jego nazwiska.

O słodka naiwności ;-) Ludzka ignorancja bywa niezmierzona.

Minister, chyba że to jakiś gender?;)

Niezamierzone. Do poprawy.

Dzięki za komentarz!

 

 

AdamKB

 

Mogli sprawdzić w dowodzie osobistym, w ogłoszeniu Państwowej Komisji Wyborczej, w gazetach…

Wiem, ale właśnie coś trochę innego chciałem pokazać. Chodzi o ideę.

 

 

Bruce

 

Świetny tekst. Dialogi, niczym z klasycznego Barei, brawa! 

Bareja jest imho niedościgniony. Strach pomyśleć, co by się działo w polskim kinie, gdyby nadal żył.

Dzięki za przeczytanie i dobre słowo.

 

 

OldGuard

 

Przynajmnniej tak zakładam, moje jest łatwe xD

On też tak założył ;-) Trzeba się pilnować.

Dzięki za wizytę!

 

 

Irka_Luz

 

A Ty znowu pogrywasz orłem i nawet ową odmianą.

Wszystko się dawno już gdzieś wydarzyło, cytując klasyka ;-) Jeszcze raz dzięki za betę tego lekkiego, choć niezbyt fantastycznego tekstu. Długo się nie mogłem zabrać, by go dokończyć (trochę też czekałem na jakąś szarżę koronną naszych elit…) ale do skończenia natchnęły mnie “nasze orły”, walczące z Argentyną i cieszące się po przegranym 2:0.

Ale muszę powiedzieć, że tekst pamiętałam, co przy takich humorzastych opkach nie jest regułą, więc klikam :)

Wielkie dzięki za słowa uznania i kliczek!

 

 

regulatorzy

 

Szkoda, że w szorcie próżno szukać fantastyki.

Zastanawiałem się, czy go przypadkiem jeszcze nie rozbudowywać, ale to może kiedyś (tekst napisałem dawno temu, ale jakoś długo nie mogłem się zebrać, by go finalizować). Potrzebowałem uwolnić coś lekkiego ;-)

Ten błąd pojawia się także w kolejnych zdaniach.

Siadam zatem do poprawiania…

Dzięki z wizytę i komentarz!

 

 

Koala 75

 

Smutne, że to nie fantastyka, bo budzi gorzkie rozbawienie.

Przyjąłem, następnym razem postaram się poprawić ;-)

 

 

mindenamifaj

 

Szorcik chyba bardziej smutny niż zabawny.

Zależy, jak na to popatrzeć.

Przyczepiłabym się, jak niektórzy przedpiścy, że każdy wie, jak napisać własne nazwisko.

Zazdroszczę wiary w ludzi.

Jak również tego, że prezydent podpisując cokolwiek pisze tylko imię i nazwisko, bez dodawania “prezydent RP”.

Wiem, ale z pełną świadomością tak napisałem, by podkręcić zakończenie. Bez tego dopisku brzmiało słabo. Jakoś po drodze chciałem jeszcze zmienić to na prezydent PR, ale finalnie zrezygnowałem (wymagałoby to rozbudowy tekstu pozbawionego fantastyki, czego wolę unikać).

Dzięki za lekturę!

 

 

AmonRa

 

Za element fantastyczny mógłbym uznać fakt, że pan prezydent mimo uzyskanego wykształcenia (które zgodnie z prawem powinny stanowić przynajmniej lata podstawówki) w dalszym ciągu nie wie, jak napisać poprawnie własne nazwisko :P 

Ale przecież on wie, tylko musi czasem sprawdzić ;-)

Gdyby szort miał ciąg dalszy, sugeruję nazwę dla lotniskowca: ORP Jan Paweł II. 

Panie, zagraj dziś w totka! ;-) Pewnie nie uwierzysz, ale tak miał się nazywać. Poniższy fragment miał być ostatnim akapitem, ale finalnie usunąłem go z tekstu (tekst jest bez fantastyki w sumie, nie chciałem więc zahaczać o trudny i w zasadzie publicystyczny temat):

[Ostatni akapit jest jakby polityczny, do decyzji finalnie] Potem niektórzy mówili, że był to spisek lub prowokacja i że w związku z tym umowa na zakup ORP Jan Pawał II jest nieważna, ale konsensusu, jak to zwykle bywa w takich sprawach, nie osiągnięto. Zwłaszcza, że sojusznik wyraźnie powiedział, że sprawa nie podlega dyskusji.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

To ja dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Rzeczywiście nie ma tutaj fantastyki, za to uśmiechnęło mnie kilka razy w trakcie lektury :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Rzeczywiście nie ma tutaj fantastyki

Ej, ale przecież (póki co) nie dostaliśmy lotniskowca ;-)

 

uśmiechnęło mnie kilka razy w trakcie lektury

I właśnie po to – między innymi – powstał ten tekst.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Wiesz co by się stało, gdybyśmy dostali lotniskowiec? Najpierw odtrąbienie wielkiego sukcesu rządu, po trzech miesiącach okazałoby się, że nie mamy portu, żeby go gdzieś zadokować, potem stałby i niszczał pod zarządem jakiegoś pajaca pokroju Błaszczaka albo innej Witt-Jacyny, a po dwóch latach ze skarbu państwa odpłynęłoby kilkanaście baniek za złomowanie. Dzięki, ale nie ;)

Known some call is air am

 

Cześć Krarze,

Uśmiechnąłem, i to kilka razy, a potem stwierdziłem, że łączę się w bulu i nadzieji :P. 

Super wyszły Ci dialogi i ogólne tempo sceny. Fabularnie – z przymrużeniem oka. Dla mnie nie musi być wiarygodnie, żeby mi się podobało. Osobiście lubię lekko przerysowane postaci. 

 

z potykaczy wyłapałem skromnie:

 

_Wszystkie inne sprawy na potem!

brak spacji

 

– Mają dla nas kolejny prezent. – Jan założył nogę na nogę. – Dostaniemy lotniskowiec.

Sekretarz zaniemówił. Prezydent wyciągnął telefon.

– Trzeba się cieszyć. Nie musimy kupować od nich kolejnych samolotów.

powtórek

 

Pozdro

M.

 

 

 

​Irko,

No, fantastyki nie ma ani odrobinki, ale uśmiechnęło mi się parę razy.

A to, że dostaniemy lotniskowiec to nie fantastyka? ;]

 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Cześć Morderco!

 

Uśmiechnąłem, i to kilka razy,

Mission accomplished!

Fabularnie – z przymrużeniem oka.

Z konkretnym przymrużeniem. Chociaż może nadejdzie taki dzień (jak przykładowo Błyskawicę ukradną), że któryś z sojuszników coś na sprezentuje.

 

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nawet nie wiem, jak to skomentować, bo jest to scenka nieposiadająca absolutnie niczego wartego uwagi. Tekst ma oznaczenie “humor”, ale nawet mi kącik ust nie drgnął. To jest po prostu straszne, nic się tu nie broni. Mam wrażenie, że jest to jakiś tekst na odreagowanie albo coś takiego, bo od porządnej satyry dzielą to całe lata świetlne.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Cześć Osvald!

 

Wielkie dzięki za przeczytanie choć przyznam, że jestem nieco skonfudowany:

Nawet nie wiem, jak to skomentować, bo jest to scenka nieposiadająca absolutnie niczego wartego uwagi.

Ale jednak skomentowałeś. Pytanie: Skoro nie wiesz jak, to po co komentujesz? Zdecyduj się ;-)

To jest po prostu straszne, nic się tu nie broni.

Ok, ale jakbyś zamiast strumienia odczuć dorzucił kilka argumentów, albo przykładów, to byłoby fajnie.

Tekst ma oznaczenie “humor”, ale nawet mi kącik ust nie drgnął.

Szkoda, może następnym razem uda mi się i Twoje kąciki ust poruszyć. A póki co mam prośbę. Może chciałbyś rzucić okiem na mój zeszłoroczny tekst “Mars w trzydzieści trzy dni” i podzielić się opinią? SF, nawet piórko dostał, więc może Cię zainteresuje. Czytałem Twój komentarz pod tekstem Bellatrix i sporą jego część uważam za wartościową (przynajmniej dla mnie po lekturze opowiadania, pomijając wszelkie zaczepki i ton, który miejscami do konstruktywnych nie należała ;-) )

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ale jednak skomentowałeś. Pytanie: Skoro nie wiesz jak, to po co komentujesz? Zdecyduj się ;-)

Nie wszystko należy traktować dosłownie.

Ok, ale jakbyś zamiast strumienia odczuć dorzucił kilka argumentów, albo przykładów, to byłoby fajnie.

Żeby wyszła dobra satyra to musi być choć w niewielkim stopniu wiarygodna, a tutaj cały główny motyw jest zbyt absurdalny. Taki ten humor prosty, taki łopatologiczny. Żeby chociaż to nazwisko było bardziej skomplikowane. Walisz czytelnika między oczy każdą informacją. Na przykład tą wzmianką o sprzątaczce. Jest tego za dużo jak na jedną scenkę.

A póki co mam prośbę. Może chciałbyś rzucić okiem na mój zeszłoroczny tekst “Mars w trzydzieści trzy dni” i podzielić się opinią? SF, nawet piórko dostał, więc może Cię zainteresuje. Czytałem Twój komentarz pod tekstem Bellatrix i sporą jego część uważam za wartościową (przynajmniej dla mnie po lekturze opowiadania, pomijając wszelkie zaczepki i ton, który miejscami do konstruktywnych nie należała ;-) )

Jak chcesz moje wartościowe uwagi to razem z wrednym tonem. Decyzja należy do Ciebie.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Jak chcesz moje wartościowe uwagi to razem z wrednym tonem. Decyzja należy do Ciebie.

Niech będzie, czekam z niecierpliwością, choć jak będzie zbyt wrednie to mogę zwyczajnie nie przeczytać i nie odpowiedzieć, a chciałbym. Liczę na wredny (no trudno, no ;-) ), ale też merytoryczne i wartościowy komentarz.

 

Rzuciłem jeszcze okiem na Twoje ostatnie komentarze (w ramach zaprawy) i zauważyłem, że 27 grudnia nastąpiła kumulacja krótkich komentarzy (niektóre w odstępach niecałych 30 min., szybko czytasz), zwieńczona oddaniem głosu w wyborach do Loży.

Zastanawiam się, jak to skomentować, ale chyba nie skomentuję. ;-)

 

Pozdrawiam, Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Zastanawiam się, jak to skomentować, ale chyba nie skomentuję. ;-)

Skomentuj, jestem ciekaw, co wymyśliłeś.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Nowa Fantastyka