- Opowiadanie: Monique.M - Nie tak łatwo żyje się na zamku

Nie tak łatwo żyje się na zamku

Witam ser­decz­nie :)

Z góry pra­gnę uprze­dzić, że nar­ra­cja jest mie­sza­na, służy do przed­sta­wie­nia opo­wie­ści.

 

Miłej lek­tu­ry :).

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy II

Oceny

Nie tak łatwo żyje się na zamku

– Niech żyje król! – w sali ro­zległy się wi­wa­ty.

Eg­bert z za­do­wo­le­niem upił łyk wina ze zło­te­go pu­cha­ru. Skrzy­wił się, wy­czu­wa­jąc gorz­ki smak śmier­ci. Z brzę­kiem od­sta­wił kie­lich, ale było już za późno. Od­dech stał się krót­ki i ury­wa­ny. Fala go­rą­ca za­la­ła ciało, spra­wia­jąc że pot spły­wał mu po ogo­rza­łej twa­rzy. Czy to sir Simon stał tuż obok? Prze­klę­ta mgła. Wy­cią­gnął w jego stro­nę drżą­cą dłoń, czu­jąc jak wszyst­ko do­oko­ła wi­ru­je. Znie­kształ­co­ną twarz ry­ce­rza wy­krzy­wił uśmiech. Wrza­ski gości do­cho­dzi­ły do niego stłu­mio­ne. Czy to tru­ci­zna go dła­wi­ła, czy prze­ra­że­nie? Pró­bo­wał krzy­czeć, ale czy­jaś obec­ność go obez­wład­nia­ła. Opadł na krze­sło, nim przy­mknął cięż­kie po­wie­ki.

– Król nie żyje! – za­wo­łał sir Simon.

 

Wokół wy­bu­chła wrza­wa. Krzy­ki dam i mę­skie prze­kleń­stwa łą­czy­ły się w jedną, wiel­ką ka­ko­fo­nię dźwię­ków. Za­uwa­ży­łam, jak sir Simon chowa szyb­ko rękę za sie­bie. Za­in­try­go­wa­na ledwo od­wró­ci­łam od niego spoj­rze­nie, wprost na moją roz­mów­czy­nię, lady Ce­cy­lię, traj­ko­czą­cą nie­mi­ło­sier­nie.

– To strasz­ne! Nie wie­rzę w to co widzę. Nic nie sły­sza­łam o złym zdro­wiu króla, a ty lady Różo? O, prze­pra­szam, jaka je­stem nie­tak­tow­na. Twój mąż na pewno nie cier­piał pod­czas cho­ro­by.

Spu­ści­łam głowę, cho­wa­jąc spły­wa­ją­cą łzę, co tylko bar­dziej roz­czu­li­ło lady Ce­cy­lię.

– Co się dzie­je z tym świa­tem. Król umie­ra, w mie­ście gra­su­je gwał­ci­ciel. – Mu­sia­ła do­strzec moje zdzi­wie­nie, gdyż od razu do­da­ła. – Straż­ni­cy miej­scy prze­trzą­sa­ją wszyst­kie domy w po­szu­ki­wa­niu gar­ba­te­go męż­czy­zny z bli­zną w kształ­cie ptaka na szyi. No ale cóż, jak się jest brzyd­kim to nie ma się wy­bo­ru.

Znie­sma­czo­na żar­tem przy­glą­da­łam się jak do głów­ne­go stołu pod­cho­dzi trzech gwar­dzi­stów, aby za­brać ciało wład­cy. Z ust nie­bosz­czy­ka nadal wy­pły­wa­ła piana. Od­wró­ci­łam się, nie mogąc na to pa­trzeć. I wtedy za­uwa­ży­łam, jak lord Ha­rold wcho­dzi chył­kiem do sali, po­cie­ra­jąc mocno usta chu­s­tecz­ką.

Moc dzi­wów dzi­siej­sze­go wie­czo­ra.

 

– Sir Si­mo­nie… do­brze, że je­steś.

Wsze­dłem do kró­lew­skiej sy­pial­ni, nie wie­dząc co mnie tam czeka. Wokół łoża zgro­ma­dzi­ła się cała świta z na­stęp­cą tronu na czele.

– Tru­ci­zna – orzekł na­dwor­ny medyk.

Po­czu­łem, jak ob­le­wa mnie gorąco. Ksią­żę Wil­liam ude­rzył pię­ścią w stół, pa­trząc na nas. Lord Ha­rold i sir Roger po­zo­sta­li nie­wzru­sze­ni. Je­dy­nie ja nie po­tra­fi­łem spoj­rzeć mu w oczy. Le­d­wie po­wstrzy­my­wa­łem mdło­ści.

– Sir Si­mo­nie, byłeś przy nim przez cały czas. Jak to się stało?!

Pod­nio­słem wzrok. Wie­dzia­łem, że gdyby tylko ksią­żę miał nóż, wbił­by mi go pro­sto w serce. Król trak­to­wał mnie nie­mal jak dru­gie­go syna, co je­dy­nie pod­sy­ca­ło ksią­żę­cą nie­chęć do mnie.

– Wznie­śli­śmy toast, król upił łyk i… i to się stało – wy­du­ka­łem, czu­jąc pa­lą­ce spoj­rze­nia ze­bra­nych. Za­wro­ty głowy się na­si­li­ły. Mu­sia­łem przy­trzy­mać się pa­ra­pe­tu, by nie upaść. – Ka­za­łem aresz­to­wać pod­cza­sze­go, ale praw­da jest taka że każdy mógł cze­goś do­sy­pać. Nie spo­dzie­wa­li­śmy się za­ma­chu.

– Macie zna­leźć spraw­cę i przy­pro­wa­dzić go tu. Oso­bi­ście wy­pru­ję mu flaki.

To nie były czcze po­gróż­ki. Ksią­żę, choć nie­zbyt po­staw­ny, miał za­dzi­wia­ją­cą siłę.

– Co teraz? – py­ta­nie sir Ro­ge­ra od­wró­ci­ło ode mnie uwagę. Mo­głem ode­tchnąć.

– Mu­sisz zo­stać kró­lem – rzekł lord. – Ale czy je­steś na to go­to­wy?

– Oczy­wi­ście, że je­stem! Od dawna prze­ko­ny­wa­łem ojca, aby prze­ka­zał mi część obo­wiąz­ków, ale jak zwy­kle mówił, że jesz­cze nie czas.

– Bzdu­ra. Bę­dziesz sil­nym, zde­cy­do­wa­nym wład­cą – za­pew­nił sir Roger.

Kiedy sły­sza­łem tego li­zu­sa, aż mnie coś skrę­ca­ło od środ­ka.

– Mam na­dzie­ję, że sio­stra nie przy­je­dzie tu, zgar­nąć ko­lej­ne­go tronu do ko­lek­cji. Albo co gor­sza jej mąż.

– Król Ro­land za­wsze miał chrap­kę na nasze zie­mie. Ale prawo jest po two­jej stro­nie, masz pierw­szeń­stwo do tronu.

– Może to Ta­ru­na wy­sła­ła skry­to­bój­cę. – Nie­śmia­ło pod­dał myśl sir Roger. – Ten kraj od wie­ków nas nie­na­wi­dzi.

– Wąt­pię. Nie po­su­nę­li­by się tak da­le­ko. Są zbyt­ni­mi tchó­rza­mi. – Wil­liam zwró­cił się do lorda. – Od naj­młod­szych lat byłeś mi men­to­rem. Jak to ro­ze­grać?

Lord Ha­rold spoj­rzał na mnie.

– Wyjdź – brzmiał roz­kaz przy­szłe­go króla, a ja z ra­do­ścią go speł­ni­łem.

Ko­lej­ne dni stały się kosz­ma­rem. Cały dwór o ni­czym innym nie plot­ko­wał, tylko o śmier­ci króla. Służ­ba po ką­tach, ku­cha­rze przy ga­rach, możni otwar­cie. Każdy miał swój typ na tru­ci­cie­la. Na ucztach, ko­ry­ta­rzu, po­lo­wa­niu za­cze­pia­no mnie, by wy­py­tać o szcze­gó­ły. Nawet przy­cho­dzi­li do pry­wat­nych kom­nat. Ile można?! Z de­spe­ra­cji skry­łem się w kró­lew­skim ogro­dzie po­śród krza­ków won­nych róż. Usia­dłem na tra­wie, opar­łem się o drze­wo i wresz­cie ode­tchną­łem. Byłem w sy­tu­acji nie do po­zaz­drosz­cze­nia. Omi­nął mnie gniew księ­cia, ale teraz stra­ci­łem w hie­rar­chii. W sumie i tak bym stra­cił, jeśli Eg­bert po tym czego się do­wie­dział, speł­nił­by swoją obiet­ni­cę wy­pę­dze­nia mnie z zamku. Gdy­bym tylko…

– Ti­gran, po­cze­kaj. Chcia­ła­bym od­po­cząć.

Nie usły­sza­łem, kiedy na­de­szła. Lady Róża usia­dła na ławce i za­to­pi­ła się w lek­tu­rze. Lśnią­ce loki spły­wa­ły uwo­dzi­ciel­sko na ra­mio­na. Odkąd tylko ją do­strze­głem kilka lat temu, za­pa­dła mi w pa­mięć. Nie po­tra­fi­łem się od niej uwol­nić. Na dro­dze stał je­dy­nie sir Ethan. Teraz, kiedy znik­nął z tego świa­ta, a ża­ło­ba się skoń­czy­ła mia­łem pole do dzia­ła­nia. Wsta­łem i wy­sze­dłem spo­mię­dzy per­go­li, zu­peł­nie ją za­ska­ku­jąc. Tuż przy lady po­ja­wił się jej bar­czy­sty ochro­niarz. Krępy, o prze­ni­kli­wym spoj­rze­niu mo­gą­cym nie­jed­ne­go zmro­zić. Ale nie mnie. Usia­dłem przy niej. Sta­ra­łem się nie za­uwa­żyć, że lekko się od­su­nę­ła spe­szo­na. Ta jej de­li­kat­ność po­cią­ga­ła.

– Pięk­ny dzień – pal­ną­łem jak kre­tyn, ale nic in­ne­go nie przy­szło mi do głowy.

Ob­da­rzy­ła mnie uśmie­chem, od­gar­nia­jąc włosy.

– W isto­cie. Aż żal nie pobyć w tym pięk­nym miej­scu. – Oboje przez chwi­lę przy­glą­da­li­śmy się bie­ga­ją­cej za mo­ty­la­mi małej dziew­czyn­ce, przy­szłej kró­lo­wej. – Jak mnie­mam ucie­kasz przed wścib­ski­mi, panie?

Zdo­ła­łem je­dy­nie ski­nąć głową. Mu­sia­łem mieć głup­ko­wa­ty wyraz twa­rzy, bo się ro­ze­śmia­ła.

– To nie­co­dzien­ny widok, aby ry­cerz wy­cho­dził spo­mię­dzy krza­ków w ogro­dzie.

– Racja. Nie tylko pięk­na, ale i in­te­li­gent­na.

– To jeden z nie­spra­wie­dli­wych mitów. Ale dzię­ku­ję za kom­ple­ment.

Za­tra­ci­łem się w jej oczach. De­li­kat­na twarz, fi­li­gra­no­we ciało w ob­ci­słej sukni, szcze­ry śmiech spra­wi­ły, że za­pło­nął we mnie ogień. Tym razem zła część mnie wzię­ła górę. Mu­sia­łem ją mieć. Po­chy­li­łem się ku niej, ale od­su­nę­ła się. Pró­bo­wa­łem ją przy­trzy­mać. Do­pie­ro lęk w jej oczach i klin­ga mie­cza na szyi po­wstrzy­ma­ły mnie. Spoj­rza­łem wście­kle na sto­ją­ce­go nade mną ochro­nia­rza.

– Nie­ste­ty muszę iść – wy­szep­ta­ła zbie­la­ły­mi war­ga­mi.

Wsta­jąc upu­ści­ła książ­kę. Jej nie­zgrab­ność roz­czu­la­ła. Mo­głem je­dy­nie pa­trzeć, jak lady Róża od­cho­dzi. Gro­żą­ce mi ostrze znik­nę­ło, ale nie ma wście­kłość. Ze­rwa­łem się z ławki, sta­jąc twa­rzą w twarz z tym łaj­da­kiem.

– Czy wiesz, co grozi pro­stacz­ko­wi wy­cią­ga­ją­ce­mu miecz na ry­ce­rza?

– A ry­ce­rzo­wi, który skrzyw­dzi moją panią? Lady Róża nadal nie prze­bo­la­ła stra­ty męża, więc nie masz czego u niej szu­kać.

Wy­mi­nął mnie i od­szedł nie dając moż­li­wo­ści ri­po­sty. Jeśli my­ślał, że się pod­dam to był głup­szy niż my­śla­łem. Zer­k­ną­łem na ławkę i się uśmiech­ną­łem.

Za­pu­ka­łem w drzwi, za­kli­na­jąc w duchu, by otwo­rzy­ła ona. Udało się. Była jak zwy­kle pięk­na. Za­sko­cze­nie szyb­ko zmie­ni­ło się w uśmiech, kiedy zo­ba­czy­ła, że trzy­mam jej książ­kę.

– To rów­nież dla cie­bie – wrę­czy­łem uko­cha­nej srebr­ną tacę z pod­kra­dzio­ny­mi w kuch­ni kul­ka­mi mar­ce­pa­nu. – Każda ko­bie­ta je uwiel­bia.

Przez chwi­lę się wa­ha­ła, nim za­pro­si­ła do środ­ka.

– Nie spo­dzie­wa­łam się gości. Pro­szę, usiądź.

Dys­kret­nie ro­zej­rza­łem się za osił­kiem, lecz ni­g­dzie go nie do­strze­głem. Z za­do­wo­le­niem roz­sia­dłem się w fo­te­lu. Na­la­ła mi kie­lich wina i usia­dła na­prze­ciw. Tak mo­gło­by być co wie­czór, gdy­bym tylko ją zdo­był.

– Chyba jako je­dy­na nie wy­py­tu­jesz o śmierć króla.

– Wy­obra­żam sobie, jakie to dla cie­bie musi być trud­ne, panie. A i tak ze­wsząd sły­szę plot­ki. – Zer­k­nę­ła ner­wo­wo w stro­nę dru­giej kom­na­ty.

– Prze­pra­szam, ale muszę na chwi­lę wyjść.

Wsta­ła szyb­ko i znik­nę­ła za drzwia­mi.

Rów­nież wsta­łem. Roz­glą­da­łem się po po­ko­ju po czę­ści z nudów a po czę­ści chcąc ją po­znać. Jak na ko­bie­tę było tu za­dzi­wia­ją­co mało bi­be­lo­tów. Z za­cie­ka­wie­niem pod­sze­dłem do se­kre­ta­rzy­ka pod oknem. Do­strze­głem na bla­cie jej pier­ścień. Nigdy nie dała mi swej chu­s­tecz­ki, to może wezmę pier­ścień, by mi o niej przy­po­mi­nał? Z za­cie­ka­wie­niem za­czą­łem ob­ra­cać go w dło­niach i wtedy rubin od­sko­czył ni­czym wiecz­ko. Co jest? W środ­ku do­strze­głem igłę. Może nie byłem znaw­cą bi­żu­te­rii, ale wie­dzia­łem, że to nie ma związ­ku z bły­skot­ka­mi. Taki re­kwi­zyt wi­dzia­łem tylko raz, dawno temu i na­le­żał do szpie­ga, któ­re­go pró­bo­wa­łem do­pro­wa­dzić na prze­słu­cha­nie. Z obawą spoj­rza­łem za sie­bie. Bo­go­wie, jacy by­li­śmy głupi nie za­uwa­ża­jąc drob­nych zna­ków. Teraz skła­da­ły się w lo­gicz­ną ca­łość. Szyb­ko odło­ży­łem wszyst­ko na miej­sce i od­sze­dłem od se­kre­ta­rzy­ka, aku­rat przed przyj­ściem lady Róży i Ti­gra­na. Po­my­śla­łem z go­ry­czą, że jeden pier­ścień zmie­nił wszyst­ko. Ale czy to na­praw­dę moż­li­we? Szyb­ko zer­k­ną­łem na nią i na jej przy­bocz­ne­go i już wie­dzia­łem, że muszę wyjść stąd jak naj­szyb­ciej.

 

Nie­do­wie­rza­nie na twa­rzy sir Si­mo­na i pło­che spoj­rze­nie po­wie­dzia­ły wszyst­ko – do­my­ślił się. Ale jak? Spoj­rza­łam na se­kre­ta­rzyk i przy­po­mnia­łam sobie, że zo­sta­wi­łam tam pier­ścień. Niech to. Gdyby nie nagła wi­zy­ta in­for­ma­to­ra nie mu­sia­ła­bym go zo­sta­wiać sa­me­go. Ale sir Simon mu­siał wę­szyć tam gdzie nie po­trze­ba. A to ozna­cza­ło tylko jedno. Dałam dys­kret­ny znak Ti­gra­no­wi, by za­ta­ra­so­wał drzwi.

– Wy­bacz lady, ale obo­wiąz­ki wzy­wa­ją. – Uśmiech­nął się cza­ru­ją­co, wy­co­fu­jąc tyłem w stro­nę wyj­ścia i tra­fia­jąc wprost na Ti­gra­na.

– Pusz­czaj! – roz­ka­zał sir Simon tonem nie­zno­szą­cym sprze­ci­wu.

Za­czął się szar­pać, pró­bu­jąc dobyć szty­le­tu przy pasie, ale Ti­gran je­dy­nie się uśmiech­nął. Od­wró­ci­łam się, by nie pa­trzeć na roz­lew krwi. Zdu­szo­ny jęk po­wie­dział mi, że już po wszyst­kim. Le­żą­cy u stóp Ti­gra­na sir Simon wpa­try­wał się mar­two w sufit. Na śnież­no­bia­łej ko­szu­li roz­kwi­ta­ła czer­wo­na plama. Uklę­kłam przy nim, chcąc za­spo­ko­ić cie­ka­wość. Czy szpie­go­wał dla księ­cia? Się­gnę­łam do kie­sze­ni jego sur­du­ta i na­tra­fi­łam na bu­te­lecz­kę. Po jej od­kor­ko­wa­niu roz­szedł się odu­rza­ją­cy za­pach ziół.

– Silny lek. A więc cho­ro­wał.

Prze­trzą­snę­łam resz­tę kie­sze­ni, wyjmując z nich jego rze­czy oso­bi­stych. Od­chy­li­łam koł­nie­rzyk, by spraw­dzić, czy nie nosi łań­cusz­ka i omal nie usia­dłam z wra­że­nia. U pod­sta­wy szyi wid­niał wy­ta­tu­owa­ny ja­strząb.

– No to mamy na­sze­go gwał­ci­cie­la. Ko­bie­ty są teraz bez­piecz­niej­sze. Choć szko­da tak przy­stoj­ne­go ry­ce­rza. – Lek­kie roz­ma­rze­nie ustą­pi­ło miej­sca zim­nej kal­ku­la­cji. – Ukryj go w miej­scu, gdzie go nie znaj­dą. Mam plan co do niego.

– Oczy­wi­ście. Od dawna mia­łem ocho­tę wbić mu szty­let.

– I po­zbądź się tej tacy. Nie zno­szę mar­ce­pa­nu.

Ti­gran ski­nął głową. Już miał wyjść, kiedy się cof­nął.

– Za­da­nie wy­ko­na­ne. Czy za­cząć nas pa­ko­wać?

– Nie.

Zdu­mie­nie na jego twa­rzy roz­ba­wi­ło mnie. Otwo­rzy­łam w se­kre­ta­rzy­ku skryt­kę. Z dumą spoj­rza­łam na ko­lek­cję barw­nych fio­lek z tru­ci­zna­mi. Do­ło­ży­łam bu­te­lecz­kę sir Si­mo­na i za­trza­snę­łam szu­flad­kę.

– Ale pani… le­piej być jak naj­da­lej stąd, nim od­kry­ją praw­dę.

Le­d­wie go słu­cha­łam. Mój umysł wła­śnie miał wenę.

– Jak my­ślisz. Jak to jest być kró­lo­wą?

– Chcesz dzia­łać na wła­sną rękę? Twoim mo­co­daw­com to się nie spodo­ba.

– Jakoś ich prze­ko­nam. Lecz jeśli chcesz się wy­co­fać, droga wolna.

Wy­pro­sto­wał się dum­nie, jak na by­łe­go żoł­nie­rza przy­sta­ło.

– Przy­się­ga­łem stać u twego boku, pani.

– Cie­szę się z tak od­da­ne­go to­wa­rzy­sza. Masz jesz­cze te przed­mio­ty z na­szej po­przed­niej misji z Ta­ru­ny?

– Tak, pani. W skryt­ce za mia­stem.

– Do­brze. Pod­rzuć je do jego kom­na­ty – wska­za­łam na trupa. – Muszę jesz­cze tylko roz­siać plot­kę o uciecz­ce sir Si­mo­na-tru­ci­cie­la.

 

Przy­pię­łam do sukni brosz­kę sza­fi­ro­wej żabki w zło­cie, do­sko­na­le pa­su­ją­cej do blond pasm i błę­kit­ne­go ko­lo­ru oczu. Na palec wsu­nę­łam pier­ścień z cy­try­no­wą żabą. Ktoś mógł­by na­iw­nie po­my­śleć, że to zwy­kłe świe­ci­deł­ka. Jed­nak ich wnę­trza kryły jedną z naj­sil­niej­szych tru­cizn, po­cho­dzą­cą wła­śnie od ta­kich ko­lo­ro­wych żabek. Wy­star­czy­ło do­tknąć ukry­tej igły. Nieraz te bły­skot­ki ura­to­wa­ły mi życie i cnotę, dla­te­go za­wsze mia­łam je przy sobie. Tak jak Ti­gran sy­gnet.

Za­do­wo­lo­na z efek­tu ru­szy­łam wcie­lać ko­lej­ny etap planu i spo­tkać się z lor­dem Ha­rol­dem.

– Lady Różo, jak miło cię wi­dzieć!

Za­zwy­czaj ten pi­skli­wy głos spra­wiał, że chcia­łam uciec jak naj­da­lej, ale teraz lady Ce­cy­lia mogła się przy­dać. Od­wró­ci­łam się z pro­mien­nym uśmie­chem.

– Witaj, lady. Nie spo­dzie­wa­łam się cie­bie tu spo­tkać.

– Wła­śnie wra­cam z plo­te­czek u żony sir Ber­nar­da. Za­sta­na­wia­ły­śmy się kto mógł zro­bić taką po­twor­ność. No i gdzie się po­dział sir Simon. Od kilku dni nikt go nie wi­dział.

– Lady, czy… czy za­uwa­ży­łaś może, jak tuż po otru­ciu króla sir Simon cho­wał coś do kie­sze­ni?

Ko­bie­ta od razu wy­pro­sto­wa­ła się, wie­trząc nie­złą grat­kę.

– Nie, skar­bie, ale to bar­dzo cie­ka­we co mó­wisz.

– Może mi się jed­nak tylko przywi­dzia­ło? Pro­szę ni­ko­mu o tym nie wspo­mi­nać.

– Ależ oczy­wi­ście, moja droga.

Go­dzi­nę póź­niej po­ło­wa zamku nie mó­wi­ła o ni­czym innym.

 

Za­pu­ka­łam do drzwi lorda czu­jąc, że to mój dzień. Przy­jął mnie z uśmie­chem, sze­ro­kim ge­stem za­pra­sza­jąc do środ­ka. Na stole cze­ka­ła ka­raf­ka z winem i dwa krysz­ta­ło­we kie­li­chy. To tylko po­twier­dza­ło do­my­sły co do go­spo­da­rza.

– Droga lady Różo. – Ukło­nił się nisko. Nawet nie mu­sia­łam się­gać do swo­je­go daru, by wie­dzieć co roi się w jego gło­wie. – Do­my­ślam się z czym przy­cho­dzisz, lady. Król nie zdo­łał pod­pi­sać do­ku­men­tów zwią­za­nych z twoją po­sia­dło­ścią.

– Ależ obie­cał.

– Tak, wiem. Miał to zro­bić po uczcie. – Lord wes­tchnął ze smut­kiem. – Je­dy­ne co mogę zro­bić to szep­nąć słów­ko księ­ciu o twej spra­wie, jeśli tylko ze­chcesz.

Po­czu­łam na dłoni jego łap­sko.

– To wspa­nia­ła myśl. Ale… zmie­ni­ły się moje prio­ry­te­ty.

Wsta­łam nie mogąc znieść do­ty­ku tego pa­dal­ca. Mój pewny sie­bie uśmiech wy­pro­wa­dził go z rów­no­wa­gi.

– Nie są­dzisz, że przy­szłe­mu kró­lo­wi po­trzeb­na jest żona, a jego ślicz­nej có­recz­ce matka?

Zdu­mie­nie na jego twa­rzy prze­ro­dzi­ło się w obu­rze­nie. Rów­nież wstał.

– Jak śmiesz coś ta­kie­go pro­po­no­wać. Kim ty w ogóle je­steś?! Zwy­kła dzie­wu­cha nie wia­do­mo skąd. Je­dy­nie przez mał­żeń­stwo udało ci się tra­fić na dwór kró­lew­ski.

Ba­wi­ła mnie jego ty­ra­da. I ob­łu­da. Był ni­czym robak, któ­re­go zaraz mia­łam zdep­tać.

– Lor­dzie, nie wy­pa­da tak się uno­sić. Ja je­dy­nie przy­szłam z pewną pro­po­zy­cją. Pra­gnę byś tylko szep­nął księ­ciu o moim ist­nie­niu, a ja w za­mian za to nie zdra­dzę two­jej ko­chan­ki. – Po­sta­wi­łam wszyst­ko va ba­nque.

Lord zbladł. Ręce lekko mu drża­ły.

– Nie wiem o czym mó­wisz – pró­bo­wał jesz­cze dzie­cin­nie.

– Kiedy zo­ba­czy­łam cie­bie, lor­dzie, wcho­dzą­ce­go na salę pod­czas tej fe­ral­nej uczty… w roz­cheł­sta­nej ko­szu­li i szmin­ką na ustach, wie­dzia­łam, że coś się świę­ci.

Nie wie­dzia­łam je­dy­nie z kim. Lecz kto nie ry­zy­ku­je, ten nie wy­gry­wa. Czyż nie? Dla pew­no­ści po­de­sła­łam mu wizje skan­da­lu, jaki wy­bu­chł­by na dwo­rze. Tego jak zo­sta­wia go wpły­wo­wa żona, traci swoje dobre imię i in­trat­ne sta­no­wi­sko przy nowym królu. I ten zawód w oczach księ­cia.

Lord ukrył twarz w dło­niach. Sły­sza­łam łomot jego serca, czu­łam przy­spie­szo­ny puls i nie­mal sły­sza­łam szpet­ne myśli. A mnie chcia­ło się śmiać – był mój.

 

*

 

– Ksią­żę, skoro teraz bę­dziesz wład­cą, sądzę że po­trzeb­na ci mał­żon­ka… ko­lej­na. – Lord Ha­rold upił łyk wina, pró­bu­jąc po­zbyć się su­cho­ści w ustach. Te słowa ledwo prze­cho­dzi­ły mu przez gar­dło. Je­dy­nie wizja skan­da­lu po­py­cha­ła go dalej. Ale on tak tego nie zo­sta­wi. Nie po­zwo­li sobą po­mia­tać. Jakaś byle pro­stacz­ka nie wygra z nim. Teraz jed­nak bez­piecz­niej uda­wać po­tul­ne­go.

Ksią­żę­ca mina wy­ra­ża­ła jed­nak scep­ty­cyzm, po­wo­du­jąc u lorda pod­wyż­szo­ne ci­śnie­nie. Wie­dział, że musi na­mó­wić na­stęp­cę tronu do ożen­ku, jeśli chce ura­to­wać skórę.

– Panie, po tym jak za­mkną­łeś swoją żonę w klasz­to­rze, nie cie­szysz się zbyt­nią po­pu­lar­no­ścią wśród ludu. Mają cię za fu­ria­ta i okrut­ni­ka.

– Mia­łem roz­gło­sić ca­łe­mu świa­tu, że żona przy­pra­wia mi rogi?!

Lord skur­czył się w sobie pod wście­kłym spoj­rze­niem księ­cia, lecz kon­ty­nu­ował z he­ro­izmem god­nym bo­ha­te­ra.

– Wła­śnie nowa mał­żon­ka ocie­pli­ła­by twój wi­ze­ru­nek.

Wi­liam za­my­ślił się.

– Za­pew­ne masz rację, ale gdzie tak szyb­ko znaj­dę żonę.

– Mam pewną kan­dy­dat­kę. Lady Różę, wdowę po sir Etha­nie.

– Taak… chyba ko­ja­rzę. Pięk­na ko­bie­ta, choć taka de­li­kat­na. Mo­gła­by być do­sko­na­łą ma­co­chą dla Laury.

Żebyś się nie zdzi­wił, po­my­ślał lord, lecz uśmiech nie scho­dził mu z ust.

– Czy po­do­ła obo­wiąz­kom kró­lo­wej?

– Mogę cię za­pew­nić, że jest sil­niej­sza niż ci się zdaje.

 

Sir Oli­ver sie­dział skwa­szo­ny nad sza­cha­mi, wciąż nie poj­mu­jąc, jak mógł znów prze­grać w grę, któ­rej fi­ne­zji nie do końca poj­mo­wał. Ba­wi­ła mnie gra z nim, ale po­trze­bo­wa­łam god­ne­go sie­bie ry­wa­la. Mój in­te­lekt sta­now­czo się tego do­ma­gał.

– Brawo.

Kiedy usły­sza­łam okla­ski i głos księ­cia wie­dzia­łam, że wła­śnie za­punk­to­wa­łam. Od­wró­ci­łam się roz­pro­mie­nio­na ze skrom­nym uśmie­chem prze­stra­szo­nej łani. Męż­czyź­ni to uwiel­bia­ją.

– Może ja spró­bu­ję się z tobą zmie­rzyć, o pani?

– Będę za­szczy­co­na.

Usiadł na­prze­ciw­ko. Jesz­cze nigdy nie wi­dzia­łam go z tak bli­ska i mu­sia­łam przy­znać, że robił wra­że­nie. Po­cią­gła twarz, ostro za­ry­so­wa­na szczę­ka i by­stre spoj­rze­nie ma­ho­nio­wych oczu. I już nie­dłu­go miał być mój.

– Widzę, że je­steś nie tylko pięk­na, ale i in­te­li­gent­na. Le­gen­da o twych wy­gra­nych do­tar­ła nawet do mnie, dla­te­go po­sta­no­wi­łem spraw­dzić to oso­bi­ście.

– To za­szczyt. Po śmier­ci męża to je­dy­na roz­ryw­ka. Szcze­rze mó­wiąc nie umiem szyć.

Ro­ze­śmiał się.

– Lubię, kiedy ko­bie­ta po­tra­fi za­ska­ki­wać i nie jest kalką ja­kich wiele. Pra­gnę po­znać cię le­piej.

Pod­su­nę­łam Wi­lia­mo­wi myśl o na­szej upoj­nej nocy. Po­ru­szył się nie­spo­koj­nie, czu­jąc się nie­swo­jo, ale wie­dzia­łam, że wizja bar­dzo mu się spodo­ba­ła. Czy jed­nak bę­dzie wy­star­cza­ją­ca do prze­ko­na­nia go do ożen­ku?

– Ehm… pięk­na brosz­ka. – Pró­bo­wał ze­brać myśli. – Choć dość nie­zwy­kła. Ko­bie­ty nie prze­pa­da­ją za pła­za­mi.

– Zro­bi­ono ją na spe­cjal­ne za­mó­wie­nie. Te małe żabki są tak pięk­ne, że nie mo­głam się po­wstrzy­mać.

 

*

 

Szczel­niej okry­łam się weł­nia­ną opoń­czą, pró­bu­jąc ukryć się przed wil­got­nym chło­dem. Teraz naj­chęt­niej grza­ła­bym się przy ko­min­ku, za­miast je­chać z Ti­gra­nem przez chasz­cze. Kiedy tylko usły­sza­łam za oknem go­łę­bia, od razu wy­czu­łam pro­ble­my. I nie my­li­łam się. Krót­ka, za­szy­fro­wa­na wia­do­mość ka­za­ła mi zja­wić się w umó­wio­nym miej­scu tej nocy. Jed­no­cze­śnie oba­wia­łam się tej chwi­li i czu­łam ulgę, że to już. Spa­li­łam wia­do­mość i wraz z Ti­gra­nem wy­mknę­łam się poza miej­skie mury taj­nym wyj­ściem po­ro­śnię­tym tru­ją­cym blusz­czem. Tam cze­ka­ły na nas osio­dła­ne konie.

Za­trzy­ma­łam się przy omsza­łym gła­zie na skra­ju lasu. To tu wy­zna­czy­li mi przed przy­by­ciem do zamku miej­sce spo­tkań. Usia­dłam na ka­mie­niu, cze­ka­jąc cier­pli­wie. Ti­gran ob­ser­wo­wał uważ­nie oko­li­cę. Byłam pewna, że oni za to ob­ser­wu­ją nas, by upew­nić się, że je­ste­śmy sami. Nie­mal czu­łam ich spoj­rze­nia. Drża­łam, ma­rząc o kubku grza­ne­go wina.

– Ir em en? – usły­sza­łam tuż za sobą. Choć spo­dzie­wa­łam się tego, nie zno­si­łam, kiedy po­ja­wia­ła się zni­kąd. Po minie Ti­gra­na po­zna­łam, że nawet on jej nie za­uwa­żył.

– Zan – od­po­wie­dzia­łam na za­wo­ła­nie.

Spo­mię­dzy drzew wy­szła za­kap­tu­rzo­na po­stać. Nigdy nie wi­dzia­łam jej twa­rzy, ale ten znie­na­wi­dzo­ny głos po­zna­ła­bym wszę­dzie. To ona wcią­gnę­ła mnie w szpie­go­stwo, naj­pierw nęcąc pie­niędz­mi, a kiedy we­szłam w to za da­le­ko, szan­ta­żem. Do­sko­na­le zda­wa­łam sobie spra­wę czemu im tak na mnie za­le­ży. Jako szpieg byłam bar­dzo sku­tecz­na ze swoim darem wpły­wa­nia na myśli in­nych.

– Mia­łaś już dawno opu­ścić zamek i znik­nąć. A tu pró­bu­jesz zo­stać kró­lo­wą.

Czyli mają dru­gie­go szpie­ga, a może nawet kilku. Kto to może być? W my­ślach prze­rzu­ca­łam twa­rze od słu­żą­cych po lor­dów. Praw­da jed­nak była taka, że to mógł być ab­so­lut­nie każdy. Nawet zwy­kły han­dlarz suk­nem przy­cho­dzą­cy na dwór kró­lew­ski. Trud­no. Ta­kiej wie­ści i tak nie utrzy­ma­ła­bym w ta­jem­ni­cy.

– Na­ra­zisz nas, jeśli po­su­niesz się za da­le­ko.

– Czy po­sia­da­nie w kró­lo­wej szpie­ga nie jest warte ry­zy­ka? – wy­po­wie­dzia­łam klu­czo­we zda­nie. Jeśli to ich nie prze­ko­na, to nic nas nie ura­tu­je.

Cisza. Byłam jed­nak prze­ko­na­na, że to py­ta­nie sami sobie za­da­wa­li, kiedy tylko usły­sze­li o moich pla­nach. Wy­obra­ża­łam sobie tę burzę przy stole za i prze­ciw. Py­ta­nie brzmia­ło – która opcja wy­gra­ła. Teraz Ona miała prze­ka­zać de­cy­zję.

– Na razie dzia­łaj. – Sły­sząc to, ode­tchnę­łam z ulgą. – Jed­nak jeśli rzu­cisz choć cień po­dej­rze­nia, że dzia­łasz na szko­dę króla Ro­lan­da…

Nie mu­sia­ła koń­czyć. Zbyt do­brze wie­dzia­łam, co spo­ty­ka­ło nie­po­kor­nych agen­tów.

– Muszę przy­znać, że spryt­nie rzu­ci­łaś po­dej­rze­nia na na­szych wro­gów. Jeśli króla Wil­lia­ma i Ta­ru­nę po­chło­nie wojna to tylko le­piej dla nas. Ale nie zo­sta­wiaj już zbyt wielu tru­pów – prze­strze­gła jesz­cze na od­chod­ne.

Ski­nę­łam głową. Nie są­dzi­łam, że aż tak mi ulży po jej odej­ściu. Ostat­nie wy­da­rze­nia nad­szarp­nę­ły moje ner­wy bar­dziej niż my­śla­łam.

Do­sia­dłam konia, chcąc jak naj­szyb­ciej wró­cić do kom­nat i wszyst­ko sobie po­ukła­dać.

– Pani, czemu chcesz zo­stać kró­lo­wą, skoro wła­śnie do­pro­wa­dzasz do wojny?

– Dobre py­ta­nie – uśmiech­nę­łam się. – Lubię sta­wiać sobie cele nie do zre­ali­zo­wa­nia, a póź­niej je osią­gać. Czy kró­lo­wa Róża nie brzmi wspa­nia­le? Co praw­da kraj pod rzą­da­mi tego fu­ria­ta Wil­lia­ma szyb­ko osłab­nie, a wtedy król Ro­land i jego mał­żon­ka łatwo przej­mą rządy. A ja jak zwy­kle roz­pły­nę się w tłu­mie.

– Po­li­ty­ka nie na moją głowę – burk­nął pod nosem Ti­gran.

Nagły prze­błysk czy­jejś myśli i my ja­dą­cy w od­da­li.

Uchy­li­łam się w ostat­niej chwi­li. Bełt prze­le­ciał tuż przed moją twa­rzą. Cho­le­ra, co to było?! Głu­pie py­ta­nie, głu­pia od­po­wiedź – na­stęp­ny bełt. Tym razem tra­fił w konia, który zło­żył się pode mną, zrzu­ca­jąc na zie­mię. Cud, że nie zo­sta­łam przy­gnie­cio­na. Sta­ra­łam się scho­wać za rzu­ca­ją­cym się w prze­ra­że­niu zwie­rzę­ciem. Rże­nia koni nie po­zwa­la­ły usły­szeć za­ma­chow­ców, do­pó­ki nie sta­nę­li tuż obok. Ti­gran rzu­cił się na nich z mie­czem, od­ci­na­jąc mnie na chwi­lę od za­gro­że­nia. Się­gnę­łam do pier­ście­nia. Za­mar­ło mi serce. Nie było go. Prze­ra­żo­na wy­cią­gnę­łam nóż, drugą ręką się­ga­jąc do bro­szy. Prze­klę­ta, aku­rat teraz za­plą­ta­ła się w pe­le­ry­nę. Nagle wy­rósł przede mną jeden z nich. Mu­siał się wy­rwać Ti­gra­no­wi. Za sobą sły­sza­łam brzęk stali o stal. On mi nie po­mo­że. Ban­dzior tylko uśmiech­nął się na widok no­ży­ka w dłoni. Nie dzi­wi­łam mu się. Pięk­na, bez­bron­na ko­bie­ta to nie ro­bo­ta, to przy­jem­ność. Ale jesz­cze nie po­wie­dzia­łam ostat­nie­go słowa.

– Lord prze­sy­ła po­zdro­wie­nia.

Więc to ten idio­ta za tym stoi?! Nie po­da­ru­ję mu.

Spoj­rza­łam pro­sto w ka­pra­we oczka. Czego on mógł się bać? Każdy czło­wiek cze­goś się boi. Pod­su­nę­łam mu wizję wła­snej ago­nii, lecz jak się spo­dzie­wa­łam ze śmier­cią był za pan brat. Może lęk wy­so­ko­ści? Węże… nie zwró­cił na nie uwagi, tak jak na szczu­ry. Takie dra­nie pew­nie nie boją się żad­nych ta­kich plu­gastw, ja­ki­mi sami są. Był ni­czym ka­ra­luch… ob­ru­szył się na tę myśl. Po­czu­łam jego łap­ska na ra­mio­nach. Wie­dzia­łam co cho­dzi mu po gło­wie. Wpu­ści­łam w jego umysł wizje wy­cho­dzą­cego spod ziemi wszel­kiego ro­bactwa i za­czy­na­ją­cego pełzać po nim. Zie­mi­sty za­pach roz­kła­du, dłu­gie czuł­ki, obrzy­dli­we od­nó­ża. Ob­ła­zi­ły go coraz wyżej. Rzu­cił się do tyłu, ni­czym spa­rzo­ny. Pa­nicz­nie strzą­sał z ubra­nia nie­wi­docz­ne ro­ba­ki.

– Co zro­bi­łaś cza­row­ni­co?!

Chwy­tał się za usta, roz­oru­jąc twarz. Zer­k­nę­łam na swo­je­go to­wa­rzy­sza, przy­pa­tru­ją­ce­go się z za­ło­żo­ny­mi rę­ko­ma temu dziw­ne­mu wi­do­wi­sku. Obok jego nóg leżał mar­twy prze­ciw­nik.

– Skończ z nim le­piej pani, bo jesz­cze kto go usły­szy.

Miał rację. Z nie­ma­łą sa­tys­fak­cją wbi­łam opry­cho­wi nóż w serce.

– Lord nas nie do­ce­nił, wy­sy­ła­jąc ta­kich idio­tów – po­wie­dział Ti­gran, pa­ku­jąc zwło­ki na grzbiet je­dy­ne­go ży­we­go konia. Rzeka pły­ną­ca tuż obok za­bie­rze je da­le­ko stąd.

– Masz rację. Pew­nie jak co ty­dzień jest teraz w karcz­mie „Pod Szkar­łat­ną Różą”. – Dwoma pal­ca­mi po­da­łam Ti­gra­no­wi za­krwa­wio­ny nóż. – Kiedy bę­dzie pi­ja­ny pod­mie­nisz mu kubek na ci­so­wy. W po­łą­cze­niu z al­ko­ho­lem sta­no­wi tru­ci­znę. Ni­ko­mu nie przyj­dzie do głowy co się stało, jeśli tylko za­bie­rzesz go z po­wro­tem.

 

Wi­zy­ta sir Ro­ge­ra w mojej kom­na­cie, sam na sam, zwia­sto­wa­ła kło­po­ty. Po­cząt­ko­we uprzej­mo­ści je­dy­nie zwięk­sza­ły moją po­dejrz­li­wość.

– Ostat­nio prze­jeż­dża­łem uli­ca­mi mia­sta i pod­słu­cha­łem o czym roz­ma­wia po­spól­stwo. Wielu z nich na­rze­ka na swój los. Bieda, cho­ro­by, prze­stęp­czość… jed­nym sło­wem śmierć. Ale wbrew temu co myślą, u nas na zamku wcale nie jest le­piej. Nikt ni­ko­mu nie może ufać. Strach o za­cho­wa­nie wła­dzy, wiecz­ne in­try­gi, za­ma­chy, nagła lecz wcale nie nie­spo­dzie­wa­na… śmierć. – Sir Roger po­chy­lił się ku mnie, uśmie­cha­jąc się prze­bie­gle. – Za­sta­na­wiam się, czym otru­łaś króla Eg­ber­ta. Nie, nie. Nie za­prze­czaj. Wi­dzia­łem, jak za­cho­wy­wa­łaś się w trak­cie uczty.

Po raz pierw­szy nie wie­dzia­łam co po­wie­dzieć, bo i pierw­szy raz zo­sta­łam przy­ła­pa­na. Mu­sia­łam szyb­ko wziąć się w garść. Pew­nie ble­fo­wał.

– Wy­bacz panie za­sko­cze­nie, ale… Nie mia­ła­bym z tego żad­nej ko­rzy­ści. Nawet stra­ci­łam na tym. Król obie­cał prze­ka­zać mi zie­mię, lecz nie zdą­żył pod­pi­sać do­ku­men­tów. Mówią, że to sir Simon jest zdraj­cą.

Lecz on tylko uśmiech­nął się, od­chy­la­jąc na opar­cie krze­sła.

– A mało to szpie­gów jest na dwo­rze? Mam dziw­ne wra­że­nie, że mój druh nie żyje. A jak wiemy trupy nie mogą się bro­nić. Nawet jeśli je­steś nie­win­na jak mó­wisz, to za­wsze można rzu­cić na cie­bie cień po­dej­rze­nia.

– Panie!

– Spo­koj­nie. Nie jest to w na­szym in­te­re­sie. Przy­cho­dzę w związ­ku z twym za­mąż­pój­ściem. Uwa­żam, że je­steś do­sko­na­łą kan­dy­dat­ką.

– Czego chcesz?

– Małej po­mo­cy. Król nie chciał oddać ziem, nie­gdyś na­le­żą­cych do ro­dzi­ny. Jako so­jusz­nicz­ka, mo­gła­byś szep­nąć coś mę­żo­wi. Nie bę­dziesz na tym strat­na. Jak wiesz mam zwierzch­nic­two nad stra­żą miej­ską. Rów­nież mogę oka­zać się przy­dat­ny.

Ledwo od­dy­cha­łam. Cze­goś ta­kie­go się nie spo­dzie­wa­łam.

– I nie pró­buj otru­cia, tak jak króla i jak przy­pusz­czam swego męża. Jeśli coś mi się sta­nie, to wszy­scy do­wie­dzą się o tobie.

Wście­kłość to mało po­wie­dzia­ne. Nie zno­si­łam, kiedy coś szło nie tak. Ten buc miał nade mną wła­dzę. Lo­do­wa­ty chłód prze­szedł po ciele, a zaraz po nim fala go­rą­ca. Tylko spo­koj­nie. Wdech i wy­dech. I uśmiech numer sześć. Za­czę­łam roz­wa­żać plusy i mi­nu­sy. I oka­za­ło się, że to wcale nie taka zła sy­tu­acja. Po­sia­da­nie w sir Ro­ge­rze tak sil­ne­go sprzy­mie­rzeń­ca, któ­re­go in­te­re­sy są zbież­ne i który nie jest lo­jal­ny kró­lo­wi, nie jest złe.

– Zga­dzam się na ten układ – od­par­łam, wie­dząc że każde z nas kiedy tylko osią­gnie swój cel spró­bu­je po­zbyć się dru­gie­go. Py­ta­nie brzmia­ło, kto bę­dzie pierw­szy.

 

Na­resz­cie ksią­żę po mnie po­słał. Ślub zbli­żał się, a tu po­ło­wa rze­czy niego­to­wa. W my­ślach spraw­dza­łam listę: ce­re­mo­nia, we­se­le, lista gości, mu­zy­cy… muszę tylko pa­mię­tać, żeby nie prze­sa­dzić, jako skrom­na wdowa. Szko­da tylko, że Ti­gran nie wró­cił jesz­cze z misji. Po­sła­niec za­sko­czył mnie w ogro­dzie, gdzie dałam się wy­cią­gnąć na plo­tecz­ki lady Ce­cy­lii. Nawet nie zdą­ży­łam wró­cić do kom­na­ty i przy­go­to­wać się na­le­ży­cie do spo­tka­nia. Lecz jak to mówią: pięk­ne­mu, we wszyst­kim pięk­nie.

We­szłam do ga­bi­ne­tu. W chwi­li gdy za­trza­snę­ły się za mną drzwi wie­dzia­łam, że coś jest nie tak. Ksią­żę Wil­liam sie­dział za biur­kiem, uśmie­cha­jąc się z sa­tys­fak­cją. Po jego pra­wej stro­nie w cie­niu, stał sir Roger z nie­tę­gą miną. Zdro­wą dło­nią pod­trzy­my­wał oban­da­żo­wa­ną rękę. Opa­tru­nek na­brał już szkar­łat­nej barwy.

– Witaj, uko­cha­na. Jak wi­dzisz spo­ty­ka­my się w nowym skła­dzie. Muszę przy­znać, że dość znacz­nie uszczu­pli­łaś grono mych za­ufa­nych ludzi.

– Nie ro­zu­miem… – Czu­łam, jak krew od­pły­wa mi z twa­rzy, a serce za­mie­ra, by po chwi­li eks­plo­do­wać.

– Zbla­dłaś. Do­brze się czu­jesz? – Słowa, aż ocie­ka­ły kpiną. – My­śla­łaś, że nasz wy­wiad nie spraw­dzi przy­szłej kró­lo­wej?

Jak mogli co­kol­wiek od­kryć?! Prze­cież nie po­peł­ni­łam błędu!

– Byłaś czy­sta pra­wie jak łza. Z do­bre­go domu, żona za­słu­żo­ne­go ry­ce­rza. Nie wy­chy­la­łaś się. Nie mogli nic na cie­bie zna­leźć. Do czasu. Dwa dni temu przy­by­ła na ślub hra­bi­na Ana­sta­zja i przy­się­gła­by, że spo­tka­ła cię już wcze­śniej za gra­ni­cą, jako żonę za­moż­ne­go i wpły­wo­we­go kupca oskar­żo­ne­go o szpie­go­stwo. Za­rze­kał się, że to nie on. Na do­da­tek jego żona nagle zni­kła wraz z ku­zy­nem. Czyli jak mnie­mam Ti­gra­nem. Bie­dak nie czuje się naj­le­piej. Jest cały obo­la­ły, ale to już nie po­trwa długo.

Po­czu­łam się jak­bym do­sta­ła w twarz. Wie­dzia­łam, że Ti­gran nie zdra­dzi. Mia­łam tylko na­dzie­ję, że użył sy­gne­tu, za­da­jąc kłam sło­wom księ­cia. Bo­la­łam nad jego losem. I swoim. Za­pew­ne mistrz tor­tur cze­kał już na mnie na dole. Ale nie za­mie­rza­łam się pod­dać.

– Dla­cze­go wie­rzysz ja­kiejś ko­bie­cie? Je­stem nie­win­na…

– DOŚĆ! – Wal­nął pię­ścią w stół, wsta­jąc rap­tow­nie. – Sir Roger po drob­nych na­mo­wach po­dzie­lił się swo­imi po­dej­rze­nia­mi. Po­nad­to ze­staw tru­cizn w taj­nej skryt­ce se­kre­ta­rzy­ka przy­pie­czę­to­wał twoją winę.

– Jak ją zna­leź­li­ście? – ledwo wy­szep­ta­łam.

– Sie­kie­ry są bar­dzo po­moc­ne w szyb­kim szu­ka­niu. Wy­bacz, że muszę od­wo­łać nasz ślub, ale śmier­tel­ne cho­ro­by do­ty­ka­ją i wy­so­ko uro­dzo­nych – od­parł z uśmie­chem i mor­der­czą furią w oczach, chcąc ode­brać mi ostat­nią na­dzie­ję.

Rów­nież się uśmiech­nę­łam. Roz­ba­wił mnie, tak szcze­rze. My­ślał, że prze­chy­trzy li­si­cę.

Zdez­o­rien­to­wa­ny wy­pro­sto­wał się, spo­glą­da­jąc nie­uf­nie. Tak, już prze­czu­wał, że mam asa w rę­ka­wie. Nie był głupi, dla­te­go kazał wszyst­kim wyjść.

– Twoja córka jest pięk­ną, małą i ufną osób­ką. Lecz czy to do­brze w zamku peł­nym ludzi? Prze­jezd­ni, całe rze­sze służ­by… – za­wie­si­łam głos, dając czas ziarn­ku zro­zu­mie­nia na wy­kieł­ko­wa­nie.

– Nie groź, sto­jąc pod sza­fo­tem.

Ro­ze­śmia­łam się, cho­wa­jąc dło­nie za sie­bie. Otwo­rzy­łam pier­ścień, wciąż nie­pew­na czy blef się uda. Za­tru­ta igieł­ka ku­si­ła wy­ba­wie­niem od wszel­kich trosk. Lecz wola walki bun­to­wa­ła się przed ka­pi­tu­la­cją.

– Po­sta­wię spra­wę po męsku. Jeśli zginę, księż­nicz­ka roz­pły­nie się w tłu­mie. A wtedy na nic ci bę­dzie moja śmierć. Twoi agen­ci nawet nie zdążą pi­snąć.

– Czego chcesz – wy­sy­czał przez za­ci­śnię­te zęby.

– Aby nic się nie zmie­ni­ło w na­szych pla­nach ślub­nych. Tylko tyle, mój uko­cha­ny.

Wie­dzia­łam, że ob­my­śla różne sce­na­riu­sze i wy­bie­rze ten naj­bez­piecz­niej­szy – zgoda na układ, a póź­niej cicha próba po­zby­cia się mnie.

Kiw­nię­ciem głowy przy­pie­czę­to­wał nasz pakt. A ja mo­głam spo­koj­nie przy­mknąć wiecz­ko pier­ście­nia. Na razie.

Koniec

Komentarze

Bardzo ładnie sobie radzisz z opisywaniem intryg (przypadek ? :D). Przyjemny, lekki język i dobra gra emocjami oraz mimiką bohaterów.

 

 

Mnie osobiście brakuje dokładniejszego opisu wyglądu postaci, ubiorów i lokacji oraz klimatu (np: pogoda, kurz wiszący w sali etc.), ale to moje zdanie, bo jestem po plastyku i jestem wzrokowcem.

 

Trochę też się gubiłem przy przełączaniu się na kolejne postacie … nie wiem, może tylko ja ale można by było to odrobinę poprawić. 

 

Język, którym mówią postacie wydaje się w paru miejscach trochę zbyt nowoczesny ale to już tylko takie moje marudzenie. Przykłady :

 

– Ehm… piękna broszka. – Próbował zebrać myśli. – Choć dość niezwykła. Kobiety nie przepadają za płazami. - może mi się wydaje ale w średniowieczu chyba nie wiedzieli o takim słowie. Płazy i gady były dla nich raczej zbyt podobne do siebie.

 

Mój umysł właśnie miał wenę. użyłbym tu słowa natchnienie bo też mało średniowieczne.

 

Było też coś o ciśnieniu krwi ale zgubiłem, zresztą może paru lekarzy o nim wiedziało w tamtych czasach.

 

Parę małych kwiatków :

 

Służba po kontach, kucharze … domyśliłem się, że po kątach a nie w MBanku :D

 

 

 

Fabuła jest za to wręcz super tylko wydaje mi się, że koniec jest urwany, chyba że zamierzasz napisać jeszcze dalszą część aż do ślubu, bo tryumfalny uśmiech po zaślubinach byłby wg. mnie idealną sceną końcową :) . . . (Odwołuję, właśnie zobaczyłem liczbę znaków. Szkoda)

 

Bravo

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Bardzo dziękuję za pierwszy pozytywny komentarz :).

 

Mnie osobiście brakuje dokładniejszego opisu wyglądu postaci, ubiorów i lokacji oraz klimatu (np: pogoda, kurz wiszący w sali etc.), ale to moje zdanie, bo jestem po plastyku i jestem wzrokowcem.

Fajny pomysł i chętnie bym go zrealizowała, ale limit :(.

 

Tekst był napisany kiedyś i pierwotnie kończył się zupełnie inaczej, właśnie w tym miejscu :).

 

Służba po kontach, kucharze … domyśliłem się, że po kątach a nie w MBanku :D

Nie do końca zrozumiałam… napisałam, że kucharze przy garach.

Całkiem fajne opowiadanie, główna bohaterka w mojej opinii dobrze rozpisana. Niestety tekst dość nierówny – momentami czyta się bardzo dobrze, a czasem ilość błędów (głównie przecinki czy szyk zdań) dawała się we znaki.

Na początku zdawało mi się nieco chaotyczne poprzez szybkie wprowadzenie wielu postaci, które ciężko zapamiętać. Zakończenie rzeczywiście trochę takie mało zakończeniowe (ach, ten limit).

Ogólne wrażenia mam więc pozytywne, aczkolwiek znalazłoby się niemało do poprawy, jeśli chodzi o styl.

 

Witam i dzięki za komentarz:).

Starałam się wyłapać wszystkie przecinki, ale widać nie udało mi się. A w którym momencie styl Ci się nie podoba, to bym zerknęła.

To straszne! Nie wierzę w to co widzę. Nic nie słyszałam(,) o złym zdrowiu króla, a ty(,) lady Różo? O(,) przepraszam, jaka jestem nietaktowna. Twój mąż na pewno nie cierpiał podczas choroby.

– Co się dzieje z tym światem. Król umiera, po mieście grasuje gwałciciel. – Musiała dostrzec moje zdziwienie, gdyż od razu dodała(podjęła się wyjaśnień). – Strażnicy miejscy przetrząsają wszystkie domy w poszukiwaniu garbatego mężczyzny z blizną na szyi w kształcie ptaka. No ale cóż, jak się jest brzydkim to nie ma się wyboru.

Takie “dodała” zakończone kropką po prostu mi trochę zgrzyta.

 

– Wznieśliśmy toast, król upił łyk i… i to się stało – wydukałem, czując palące spojrzenia zebranych.

– Król Roland zawsze miał chrapkę na nas.(na nasze państwo/ziemie itd., chyba że był kanibalem)

Służba po kontach(kątach), kucharze przy garach, możni otwarcie.

Kilku przykładów z początku, dalej też by się to i owo znalazło. No i nie wiem, czy to jest moje subiektywne odczucie, ale trochę za mało wiem o świecie i postaciach, przez co wspominanie niektórych miejsc bądź wydarzeń powoduje zamieszanie, choć rozumiem, że ze względu na limit konkursowy ciężko byłoby to już zmienić.

 

Dzięki :) Poprawię wskazane miejsca. Choć, akurat podjęła się wyjaśnień jest ciut za długie i dla mnie brzmi troszkę sztucznie.

No tak, a mi z kolei zgrzytało dodała. Bo w formie jakiej jest to zdanie wygląda na ucięte. "Musiała dostrzec moje zdziwienie, gdyż od razu dodała." Co dodała? Jeśli tam ma być kropka, to ostatni wyraz po prostu trzeba czymś zastąpić.

Hej, Monique!

 

Ostrzegłaś przed mieszaną narracją, ale… i tak mnie to trochę zjadło. Może za każdym razem, gdy się ta narracja zmienia, mogłabyś napisać, czyimi oczami patrzymy teraz na świat.

 

Takie łapanki mi się rzuciły w oczy:

Z pomiędzy drzew wyszła zakapturzona postać.

Powinno być “Spomiędzy”. Jest też profit – odzyskasz jeden znak ;)

 

Tigran rzucił się na nich z mieczem, odcinają mnie na chwilę od zagrożenia.

A tu ten znak znów stracisz :D

 

Intryga mi się podoba, ale trzeba przyznać, że tekst pędzi na złamanie karku. Cóż, limity, limity. Myślę, że jakby dodać ze dwa wątki poboczne i klimatyczne opisy, to miałabyś gotową książkę, może nawet pierwszy tom całej sagi ;)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dzięki za komentarz i miłe słowa, błędy już poprawiłam :).

Cieszę się, że ogólnie na plus:). W moim poprzednim tekście mówili odwrotnie, że raczej mało się dzieje. Nad zaznaczaniem osób również się zastanawiałam, dlatego dość szybko starałam się umieszczać z czyjego punktu widzenia patrzymy. Zerknę czy da się jeszcze coś zmienić, choć jestem przy limicie.

Dla mnie końcówka trochę niewiarygodna, bo jak mieli wszystkie dowody, to chyba by się jej nie upiekło. Ale czyta się bardzo przyjemnie.

Lożanka bezprenumeratowa

Dzięki:). Końcówka była zmieniana na ten konkurs :). No ale wiesz, William na razie chronił córkę, a później cichaczem chciał ją zlikwidować.

Cześć, Monique!

Bardzo trudny temat na opowiadanie sobie wybrałaś, bo obecny w literaturze już niezliczoną ilość razy. W takim przypadku autor musi się nieźle natrudzić, aby zainteresować czytelnika. Uważam, że częściowo Ci się to udało, ale parę rzeczy wymagałoby dopracowania.

Główny wątek jest prosty: król zostaje otruty oczywiście przez kobietę, bo przecież trucizna to broń kobiet ;), a potem bohaterka usiłuje odsunąć od siebie podejrzenia i ugrać jak najwięcej. Należałoby się więc zastanowić czym ten wątek urozmaicić. Moim zdaniem w takim przypadku są co najmniej dwie drogi: kreacja bohaterów i motywy ich działania. Róża jest postacią interesującą. Jej zachowanie wskazuje, iż czerpie przyjemność z intryg jakie prowadzi, lubi wygrywać i jest bezwzględna. Pozostałe postaci stanowią dla niej właściwie tylko tło i sceny z ich perspektywy odebrałam jako wyłącznie informacyjne, co sprawia, że intryga staje się jednostronna, czyli mniej fascynująca.

Motywacje Róża ma właściwie dwie. Cel związany z wypełnianiem zadań jako szpieg jest jasny, choć nieco szersze przedstawienie tła całej intrygi dodałoby opowiadaniu głębi. Aktualnie czytelnik niewiele wie o sytuacji zwaśnionych królestw. Motywacja osobista Róży trochę się rozmywa.

– Dobre pytanie – uśmiechnęłam się. – Lubię stawiać sobie cele nie do zrealizowania, a później je osiągać. Czy królowa Róża nie brzmi wspaniale? Co prawda kraj pod rządami tego furiata Williama szybko osłabnie, a wtedy król Richard i jego małżonka łatwo przejmą rządy. A ja wtedy jak zwykle rozpłynę się w tłumie.

Z tej wypowiedzi wynika, że po prostu lubi robić zamieszanie i znikać, a to jest mało przekonujące. Poza tym kim jest król Richard? Chyba chodziło o Rolanda.

Dzięki za komentarz:) 

Właściwie dobrze podsumowałaś całe opowiadanie:). Nie starałam się wymyślać czegoś nowego na siłę, lecz bardziej postawić właśnie na główną bohaterkę. Cieszę się, że choć częściowo mi się udało :). Po części rzeczywiście inne postacie są tłem, ale nawet im starałam się nadać jakieś własne cechy.

Król faktycznie mi się omsknął przy dopisywaniu fragmentów :).

Cześć :)

 

Przeczytałem przedwczoraj i chciałem napisac od razu komentarz, ale mi się wysypało trochę rzeczy w życiu. A że nadal się sypie, będzie krótko.

 

Całkiem przyjemna opowieść, choć trochę się z imionami postaci na początku pogubiłem. Co mi nie grało? Sir Simon, rozumiem, że chciałaś, żeby on też był w jakiś sposób zły i na początku myślałem, że to on, a nie cwana Mata Hari, jest tym, który otruł króla. Zwiodłaś mnie, vixen ;) I to wiedzenie jest OK, jednak nie pozwoliłaś dobrze wybrzmieć temu motywowi z Simonem, jego truchłem i zrzuceniem na niego winy – to się tam gdzieś przewija, ale niedostatecznie mocno jest zaakcentowane i troszku mnie to zirytowało, ale niech Ci będzie :)

No i to otwarte zakończenie, które sugeruje, że może dobrze być złym, ale może tak nie do końca, bo jak to się dalej rozwinie to nie wiemy. Ale to też tylko moje marudzenie :)

IMHO rządzi tutaj pani szpieg, reszta trochę po łebkach poprowadzona, więc całość aż prosi się o rozwinięcie, bo stworzyłaś zarys świata, który jest pojemniejszy, niż to co dałaś czytelnikom w opowiadaniu (chętnie dowiedziałbym się co to za organizacja, do której należy protagonistka, bo lubię takie szemrane instytucje).

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Witam:) Fajnie, że wpadliście :)

Mam nadzieję, że u Ciebie Outta wszystko ułoży się pomyślnie.

 

Cieszę się, że udała mi się sztuczka z Simonem:). Jak już pisałam, starałam się nadać każdej postaci trochę cech własnych, ale co ja mogłam zrobić z tym limitem (i tego się będę trzymać devil).

Cześć, Monique! 

Najpierw czep.

Osobiście rozpruję mu flaki.

Wypruję.

 

Czytało się płynnie, proporcje w fabule wyważyłaś dobrze, postać trucicielki niby zła, ale nie taka do końca antypatyczna. Z rzeczy, które zagrały mi mniej: dialogi. Momentami są troszkę infodumpowe, a do konwencji pasowałaby jakaś bardziej humorystyczna przewrotność. Mówię to, bo wiem, że w coś takiego potrafisz, a nie do końca wyszło to przy okazji tego tekstu. Niemniej to nie błąd, tylko takie coś, co mi się parę razy nasunęło podczas lektury.

Ponieważ nie stwierdzam jednak grubszych anomalii, zgłaszam do biblio.

Pozdrawiam

 

Witam i dziękuję bardzo :). Fajnie, że podeszło:).

Faktycznie, czasem udają mi się takie “humorystyczne” teksty, ale niestety muszę mieć do nich wenę. A o ile pamiętam (tekst pisany dawno), wtedy akurat płynnie mi się pisało, lecz nie w takim klimacie :). Ale rozumiem co masz na myśli.

Hmmm. Intrygi, wieczne knucie, spiski… Jak to na dworze.

Nie bardzo rozumiem, jak udało się jej otruć króla. Musiała przecież wziąć do ręki jego kielich i nikt tego nie zauważył? W ogóle nikt nie próbował królewskiego wina?

Później William, IMO, za łatwo się poddał. Wysłać dziecko ze starą piastunką do jakiegoś zameczku, zgładzić narzeczoną i spokój. Dlaczego przestraszył się tego blefu, skoro córka była w jego rękach? Zresztą, jeśli żona przyprawiała mu rogi, to nie wiadomo do końca, czyje to dziecko…

Trochę mało fantastyki – bohaterka podrzuca rozmówcom jakieś obrazy, ale właściwie tekst mógłby się bez tego obejść.

Zakończenie zbyt otwarte jak na mój gust. Ta historia jeszcze nie wybrzmiała do końca, a tu zły limit ją uwięził.

Babska logika rządzi!

Witaj Finklo i dziękuję za komentarz:).

Trochę mnie masz z tym otruciem króla. To był dla mnie bardziej środek do celu. Ale sądzę, że nie jest to niemożliwe – kogoś przekupić itp. Przecież w historii również zdarzały się różne otrucia.

Odnośnie córki, mógł ją wysłać z kimś do zamku, ale czy wiedział komu na prawdę może ufać? Gdzie ta żmijka ma swoje macki? Uważam, że nie zrobił głupio. Na razie przystał na jej warunki, a kiedy mógłby już odpowiednio zabezpieczyć córkę, pozbyć się Róży. Ona zresztą się tego spodziewała.

deviantart.com/sil-vah

No cóż, historia do odkrywczych nie należy, albowiem intrygi na królewskich dworach to codzienność, a i opowieści szpiegowskich napisano już wiele. Mnogość podobnych do siebie postaci raczej nie sprzyja ich zapamiętaniu, ale jakoś sobie z tym poradziłam, choć łatwo nie było. Wypadki toczą się dość żwawo i czytałam z ciekawością, jednocześnie odbiór psuła mi niemożność ulokowania opowieści w jakimś sensownym czasie – masz tu bowiem miecze i kusze, a jednocześnie sir Simon nosi surdut. Słownictwo, moim zdaniem, jest miejscami zbyt współczesne, nawet jak na czasy, kiedy nosiło się surduty. Trafiają się też słowa użyte niezgodnie z ich znaczeniem.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia i nie przyczyniło się do polepszenia wrażenia, więc lektury nie mogę uznać za w pełni satysfakcjonującą.

 

– Niech żyje król! – po sali ro­ze­szły się wi­wa­ty. ―> – Niech żyje król! – w sali rozległy się wi­wa­ty.

 

Król umie­ra, po mie­ście gra­su­je gwał­ci­ciel. ―> Król umie­ra, w mie­ście gra­su­je gwał­ci­ciel.

 

gar­ba­te­go męż­czy­zny z bli­zną na szyi w kształ­cie ptaka. ―> Czy dobrze rozumiem, że mężczyzna miał szyję w kształcie ptaka?

A może miało być: …gar­ba­te­go męż­czy­zny z bli­zną w kształ­cie ptaka na szyi.

 

Po­czu­łem, jak ob­le­wa mnie gorąc. ―> Po­czu­łem, jak ob­le­wa mnie gorąco.

 

Cały dwór o ni­czym innym nie plot­ko­wał, jak o śmier­ci króla. ―> Cały dwór nie plot­ko­wał o ni­czym innym, tylko o śmier­ci króla.

 

Mia­łem sy­tu­ację nie do po­zaz­drosz­cze­nia. ―> Byłem w sytuacji nie do po­zaz­drosz­cze­nia.

 

jeśli Eg­bert po tym co się do­wie­dział… ―> …jeśli Eg­bert, po tym czego się do­wie­dział

 

Wsta­łem i wy­sze­dłem z po­mię­dzy per­go­li… ―> Wsta­łem i wy­sze­dłem spo­mię­dzy per­go­li

 

zu­peł­nie za­ska­ku­jąc. Tuż przy niej po­ja­wił się jej bar­czy­sty ochroniarz… ―> Nadmiar zaimków. Czy w czasach tego opowiadania znano określenie ochroniarz?

 

Niski, krępy, o prze­ni­kli­wym spoj­rze­niu… ―> Zbędne dopowiedzenie – osoba krępa jest niewysoka z definicji.

 

Lady Róża nadal nie prze­bo­la­ła stra­ty po mężu… ―> Lady Róża nadal nie prze­bo­la­ła stra­ty męża

 

Prze­trzą­snę­łam resz­tę kie­sze­ni, po­zby­wa­jąc się jego rze­czy oso­bi­stych. ―> Chyba miało być: Prze­trzą­snę­łam resz­tę kie­sze­ni, zabierając/ wyjmując z nich jego rze­czy oso­bi­ste.

 

Mój umysł wła­śnie miał wenę. ―> Wena to zapał twórczy, natchnieni. Wenę może mieć twórca/ artysta, ale nie umysł.

Może: Mój umysł pracował nader/ wyjątkowo sprawnie.

 

Nie raz te bły­skot­ki ura­to­wa­ły mi życie… ―> Nieraz te bły­skot­ki ura­to­wa­ły mi życie

 

– Może mi się jed­nak tylko prze­wi­dzia­ło? ―> – Może mi się jed­nak tylko przy­wi­dzia­ło?

Poznaj znaczenie słów: przewidziećprzywidzieć.

 

Ukło­nił się ze zbyt­nią em­fa­zą. ―> Na czym polega emfaza ukłonu?

Poznaj znaczenie słowa emfaza.

 

wcho­dzą­ce­go na sale pod­czas tej fe­ral­nej uczty… ―> Literówka.

 

A mi chcia­ło się śmiać… ―> A mnie chcia­ło się śmiać

 

Ksią­żę­ca mina wy­ra­ża­ła jed­nak scep­ty­cyzm, po­wo­du­jąc u niego pod­wyż­szo­ne ci­śnie­nie. ―> Czy dobrze rozumiem, że sceptycyzmowi podskoczyło ciśnienie?

Czy w czasach tego opowiadania wiedziano, co to podwyższone ciśnienie?

 

grę, któ­rej fi­ne­zji nie do końca poj­mo­wał. ―> …grę, któ­rej fi­ne­zję nie do końca poj­mo­wał.

 

Zro­bi­łam ją na spe­cjal­ne za­mó­wie­nie. ―> Róża zrobiła broszkę?

A może miało być: Zro­bi­ono ją na spe­cjal­ne za­mó­wie­nie.

 

Ti­gran ob­ser­wo­wał uważ­nie oko­li­ce. ―> Literówka.

 

Wy­obra­ża­łam sobie tę burzę przy stole za i prze­ciw. ―> Co to jest stół za i przeciw?

 

Teraz Ona miała prze­ka­zać de­cy­zję. ―> Dlaczego wielka litera?

 

Ostat­nie wy­da­rze­nia bar­dziej nad­szarp­nę­ły moimi ner­wa­mi niż my­śla­łam. ―> Ostat­nie wy­da­rze­nia nad­szarp­nę­ły moje ner­wy bardziej niż my­śla­łam.

 

wtedy król Ro­land i jego mał­żon­ka łatwo przej­mą rządy. A ja wtedy… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

Takie dra­nie pew­nie nie boją się żad­nych ta­kich plu­gastw… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Wpu­ści­łam w jego umysł wizje wy­cho­dzą­cych spod ziemi wszel­kich ro­bactw i za­czy­na­ją­cych wcho­dzić po nim. ―> Wpu­ści­łam w jego umysł wizję wy­cho­dzą­cego spod ziemi wszel­kiego ro­bactwa i za­czy­na­ją­cego łazić/ pełzać po nim.

 

Zer­k­nę­łam na swo­je­go to­wa­rzy­sza, przy­pa­tru­ją­ce­mu się… ―> Zer­k­nę­łam na swo­je­go to­wa­rzy­sza, przy­pa­tru­ją­ce­go się

 

jest teraz w karcz­mie „Pod szkar­łat­ną różą”. ―> …jest teraz w karcz­mie „Pod Szkar­łat­ną Różą.

 

a tu po­ło­wa rze­czy nie go­to­wa. ―> …a tu po­ło­wa rze­czy niego­to­wa.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarz:). Błędy poprawię. Szkoda, że nie podeszło. Jednak widzę pozytywną rzecz – Twoja lista błędów pod moimi tekstami jest o wiele krótsza niż na początku mojej bytności :).

Mam nadzieję, Monique, że z czasem łapanki będą coraz krótsze, aż w końcu nie będzie ich wcale. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmm, trochę nie rozumiem bohaterki, z jednej strony nieźle radzi sobie na dworze, ma własne ambicje, a z drugiej daje się prowadzić na pasku tajemniczej organizacji. Nienawidzi jej, boi się, ale jednocześnie postępuje wbrew jej rozkazom. O samej organizacji niewiele wspominasz i mogłabyś się właściwie bez niej obejść. Dziewczyna byłaby naprawdę zła, gdyby wszystko to robiła dla własnego kaprysu.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Irko, fajnie że wpadłaś :).

Fakt, mało wiemy o organizacji (limit), ale dałam pewne poszlaki czym jest i dla kogo pracuje. Róża owszem słucha się jej, ale lubi ryzyko. A miała przeczucie, że jej plany mogą być na rękę organizacji. Poza tym przecież prawie całe opowiadanie opiera się na jej własnym kaprysie :).

Hail Discordia

smiley

Te różne narracje to fajny pomysł, ale czasem nie wyłapywałem momentu zmiany perspektywy. Pisanie w pierwszej osobie na pewno tego nie ułatwia, sama końcówka czasowników to trochę za mało na rozróżnianie (a jakby wszystkie perspektywy były wyłącznie kobiece czy wyłącznie męskie? Albo byłoby to pisane choćby po angielsku i takiego rozróżnienia by nawet nie było?). Myślę, że na zmiany bohaterów to albo trzecia osoba, albo wyraźne zaznaczenie “teraz, drogi czytelniku, będzie z perspektywy X” ;) Ale zawsze chwalę odwagę do eksperymentowania!

Początkowo trochę czułem się przytłoczony kolejnymi pojawiającymi się postaciami i czasem nie wiedziałem, kto jest autorem danej wypowiedzi (myślę, że nad tym warto popracować, czytelnik powinien zastanawiać się “kto/jak/dlaczego zabił?”, a nie “kto to powiedział?”). Potem już było lepiej, jakoś to się wszystko uporządkowało i wiedziałem, kto jest kto.

Sama fabuła to trochę typowa dworska intryga jakich wiele, nie czułem jakiegoś takiego elementu, który wyróżniłby to właśnie opowiadanie spośród jemu podobnych. Pamiętam twoje dwa poprzednie opowiadania (Azyl na Krańcu świata i Stracona szansa). Zbudowałaś w nich fajny świat i chyba właśnie dzięki temu wciąż je wspominam. Tutaj świat był taki “typowy”, nie miał tego wyróżnika i niestety wiem, że opowiadanie zagubi mi się gdzieś w przegródce “intrygi dworskie”. 

Podsumowując: fabuła typowa, ale poprowadzona dobrze; niestety świat zbyt typowy, by go zapamiętać; duży plus za mieszaną narrację, nie do końca to zagrało, ale w następnych tekstach na pewno to zaowocuje :)

 

Dzięki za komentarz i niezmiernie mi miło, że pamiętasz moje poprzednie teksty :).

Ten powstał kilka lat temu (akurat podpasował mi do tego konkursu, więc go odświeżyłam). Niestety nie miałabym nawet znaków by dodać światotwórstwo :(. Ale i tak czytając tekst po latach byłam zadowolona i fajnie mi się czytało ze względu na bohaterkę, dlatego postanowiłam go użyć :). Z narracją się zgadzam i kiedy konkurs minie, może uda mi się trochę naprowadzić czytelnika kto mówi. A może tak jak w niektórych książkach, po prostu napisać na początku akapitu z czyjego punktu widzenia piszemy?

A może “tytułować” poszczególne scenki imionami POV?

Babska logika rządzi!

Myślę, że “tytułowanie” imionami to dobry trop, działa i byłby najbardziej minimalistyczny (jeśli chodzi o limit znaków). Można też pokombinować ze zdaniami rodzaju “Tymczasem u sir Simona…”, o ile będzie to pasować do konwencji (ale to sugerowałoby istnienie jakiegoś wszystkowiedzącego narratora, którego tu przecież nie ma).

Można pewnie kilka takich sposobów wymyślić. Same imiona wystarczą, urozmaicenia to już zadanie z gwiazdką ;)

smiley

Cześć!

no więc na pewno na plus na silną kobiecą bohaterkę :) choć pokazałaś ją dość nieźle, to zabrakło mi nieco jej szerszego zarysu. Dlaczego robiła to co robiła, dlaczego w sumie nagle chciała zostać królową?

Szczególnie na początku zgrzytały mi dialogi, a później była już tylko gonitwa. Akcja moim zdaniem choć ciekawa była zdecydowanie za szybka i nie pozwoliła nawet na zastanowienie się kto faktycznie zabił. No i te trupy ścieliły się co chwilę – nie przeszkadza mi sam fakt ich obecności, ale było ich tyle, że w pewnym momencie, mnie to jako czytelnika już to nie wzruszało. No i miałam poczucie, że Róży jakoś tak idzie wszystko za łatwo? Tu się ładnie ułożyło, tu blef, a w sumie trucizny w sekretarzyku to dość głupie bo jak czegoś by szukali to właśnie tam. 

No i zakończenie bardzo naciągane, zupełnie mnie nie przekonało – król ulega szpiegowi, którego złapał na gorącym uczynku? W sumie ryzykuje, że Róża wbije mi sztylet w serce kiedy będzie się tego najmniej spodziewał.

Dzięki za komentarz:) Dużo osób pisało o zakończeniu – no cóż, w wersji pierwotnej popełniła samobójstwo, wbijając sobie igłę z pierścienia. Natomiast całokształt opowiadania podpasował mi, więc zmieniłam końcówkę :). Poza tym tu chciała jedynie zyskać na czasie, by jak najszybciej się ulotnić. Może byłoby lepiej gdyby wprost mu powiedziała, by ją uwolnił i nie śledził, bo córce coś się stanie… Do zastanowienia.

Cześć, Monique.M!

 

Początek intrygujący. Nie zrozumiałem jedynie, dlaczego czyjaś obecność obezwładniała króla. Wydaje mi się, że było to raczej spowodowane trucizną, ale może czegoś nie pojąłem należycie. ;-)

Historia okazała się spójna i w miarę interesująca, aczkolwiek niektóre fragmenty były zbyt melodramatyczne (jak na mój gust oczywiście). ;-) Końcówka nie do końca wybrzmiała jako happy end dla szwarccharakteru.  

Przy zastosowanej narracji (która była ciekawa) zabrakło wskazania POV-ów (najlepiej w formie opisów, sprytnie zapowiadających przyszłe wydarzenia).

Wykonanie było całkiem dobre, przez co czytało się nieźle. Poniżej drobnostki:

 

Zniesmaczona żartem przyglądałam się (+,) jak do głównego stołu podchodzi trzech gwardzistów, aby zabrać ciało władcy. – zabrakło przecinka.

 

Kazałem aresztować podczaszego, ale prawda jest taka (+,) że każdy mógł czegoś dosypać. – tu również.

 

Zapukałam do drzwi lorda (+,) czując, że to mój dzień. – i tutaj.

 

Ominął mnie gniew księcia, ale teraz straciłem w hierarchii. – to mi zgrzyta. Moim zdaniem zabrakło słowa „miejsce” lub „pozycję”. „Teraz” bym z kolei usunął.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie! :-)

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Dzięki za komentarz i fajnie, że ogólnie opowiadanie na plus :). W wolnej chwili poprawię :).

Przeczytałem. Zręczne. Wstęp do większego ?

:). Na razie nie, ale może w przyszłości…

To jest opinia, którą napisałem przed wrzuceniem obrazka potwierdzającego przeczytanie. Nie śledziłem tego, czy w tekście zachodziły później jakieś zmiany. Nie czytałem komentarzy innych użytkowników przed spisaniem własnych uwag.

[wyedytowane]

Dziękuję pięknie za udział w konkursie, życzę miłego dnia ;)

Dzięki za obszerny komentarz smiley.

 

Mam plan by ulżyć czytelnikom i podpisać, kto akurat wciela się w daną postać. Wydaje mi się, że wcielając się w nie właśnie lepiej poznajemy ich motywacje i sposoby myślenia np. Simona. Poza tym ta narracja była mi potrzebna do rozmycia na początku, kto jest sprawcą. Troszkę też nie zgodzę się, że postacie są płaskie. Starałam się każdej nadać jakieś cechy, np.: lord jest kobieciarzem, ożenił się dla wpływów i jest jednak lekkim tchórzem. Simon jest zadufany w sobie, nie obchodzi go kodeks rycerski i okazuje się, że prowadzi podwójne życie. Przyszły król jest furiatem, który nie jest kryształowy (pozbył się żony), ale kocha swoją córkę. Chyba, że chodziło Ci o coś jeszcze i chętnie się dowiem na przyszłość :).

Co do pretekstowości świata to się zgadzam :). Kiedy to pisałam zbytnio mnie nie interesował. Zresztą i tak w konkursie byłam tuż pod limitem. Ale może teraz dodam gdzieś zdanie czy dwa, żeby nadać mu życia. Bardzo lubię ten tekst, więc będę chciała go dopracować. Jeśli masz jeszcze jakieś uwagi, to możesz zapodać smiley.

Cześć!

 

Epizod z życia szpiega. Zabójstwa, intrygi i ciągła gra, a to wszystko w nieco fantastycznych realiach. Historia klasyczna, choć ciekawa i niepozwalająca się nudzić. Zakończenie robi niestety wrażenie końca odcinka, bo w zasadzie żaden z wątków nie został wykorzystany do końca. Chociaż oczywiście położenie kobiety pokazałaś celnie.

Zabrakło trochę fantastyki, bo poza miejscem akcji i zdolnością bohaterki (z której ta tylko dwa razy korzysta jak rozumiem) nic więcej tu nie widzę. Widząc kategorię fantasy liczyłem na coś więcej. Napisane znośnie, nic specjalnie nie zgrzyta, choć miejscami nie do końca jestem pewien, co kto mówi a i powtórzenia rzucają się w oczy:

– Wznieśliśmy toast, król upił łyk i… i to się stało – wydukałem, czując palące spojrzenia zebranych. Zawroty głowy się nasiliły. Musiałem przytrzymać się parapetu, by nie upaść. – Kazałem aresztować podczaszego, ale prawda jest taka że każdy mógł czegoś dosypać. Nie spodziewaliśmy się zamachu.

Zazwyczaj ten piskliwy głos sprawiał, że chciałam uciec jak najdalej, ale teraz lady Cecylia mogła się przydać. Odwróciłam się z promiennym uśmiechem.

– Witaj, lady. Nie spodziewałam się ciebie tu spotkać.

– Właśnie wracam z ploteczek u żony sir Bernarda. Zastanawiałyśmy się kto mógł zrobić taką potworność. No i gdzie się podział sir Simon.

– Droga lady Różo. – Ukłonił się nisko. Nawet nie musiałam sięgać do swojego daru, by wiedzieć co roi się w jego głowie. – Domyślam się z czym przychodzisz, lady.

Dużo tego się

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dziękuję za komentarz:). W wolnej chwili wprowadzę zmiany.

Dużo do poprawki w kwestii interpunkcji – najczęściej brakowało przecinków, czasem trafiały się w miejscach, w których zdecydowanie nie powinny być. Osobiście zgrzytało mi nowoczesne słownictwo i kolokwializmy wplatane do tekstu, mam wrażenie, bez zbytniej refleksji: kretyński, głupkowaty, va banque (czyż nie lepiej brzmiałoby: postawić wszystko na jedną kartę?), skwaszony, kalka (w quasi-średniowieczu?), ocieplanie wizerunku… Dodając do tego „uśmiech numer sześć” skręcasz tu, w moim odczuciu, mocno w stronę young adult. Nie znam się zbytnio na gatunku, ale chyba nawet tam nie ma takich fikołków językowych.

Do tego błędy: „z pomiędzy pergoli” (spomiędzy! Swoją drogą, później lady Róża mówi, że wyszedł spomiędzy krzaków), tu i tam siękoza (w jednym akapicie naliczyłam siedem „się”), problemy z odmianą („zgarnąć kolejnego tronu” zamiast „zgarnąć kolejny tron”), osobliwe wyrażenia, jak na przykład „stracić w hierarchii” (w hierarchii to można spaść), nie zawsze grający szyk, czasem budowa zdań jakby urwana i niekompletna… Trochę tego, niestety, było.

Przyznam, że opisywane wydarzenia zdawały mi się toczyć w mocno umownej przestrzeni. Nie poczułam zarysowanego świata; moim jedynym wyobrażeniem, a i tak bardzo ogólnym, było z grubsza średniowiecze, i to chyba tylko przez wzmiankę o zamku. Bohaterowie unosili się niemal w próżni. Zabrakło opisów, porządnego tła dla akcji. Z kolei postaci było tyle, że przez większość tekstu nie bardzo miałam pojęcie, kto jest kim. Oni w gruncie rzeczy są pozbawieni twarzy i mają tylko imiona, a imiona zapamiętuje się najtrudniej. A ponieważ jest ich aż tylu, to zabrakło miejsca na pogłębienie charakterów – każdy ma krótką rolę do odfajkowania i zaraz usuwa się w cień, by pozostali zdążyli wejść na scenę.

Chaos w narracji nie pomagał w nadążaniu za fabułą. Niestety, nie przekonała mnie naprzemienna pierwszo– i trzecioosobowa narracja. W momencie, kiedy próbowałam się połapać w postaciach drugoplanowych, musiałam jeszcze się zastanawiać, czyją perspektywę akurat przedstawiasz w danym fragmencie. Wątków też nawrzucałaś, aż kipi i przelewa się przez brzeg. Gwałciciel ze znamieniem, tajemnicza zakapturzona Ona, jakaś siatka szpiegowska, król Roland, który ma przejąć władzę, choć jako czytelnik nie miałam pojęcia, czemu miałby być lepszym władcą od obecnego. Część z tych wątków się zamyka, choć pospiesznie i nie wzbudzając zbytniego poczucia satysfakcji, część pozostaje irytująco otwarta, jak ci szpiedzy. Jest intryga, ale za mało wiem o świecie i postaciach, aby móc się do niej jakoś ustosunkować. Albo dar bohaterki – to takie magiczne deus ex machina, ratujące bohaterkę z opałów, kiedy to potrzebne w fabule, ale to tyle. Brak jakiegokolwiek wyjaśnienia, skąd ma te umiejętności, czy to częsta zdolność w tym świecie, jakie ma ograniczenia…

Główna bohaterka jest jak dla mnie najmocniejszym punktem opowiadania. Zdeterminowana, pozbawiona skrupułów, przebiegła i ambitna. Ewentualnie nie zawsze trafiała do mnie logika jej zachowania, dla przykładu – nie zrozumiałam, czemu praktycznie zaraz po tym, jak sir Simon się do niej przystawiał, tak po prostu wpuściła go do domu, jakby nic między nimi a zaszło (a zaszło! Przecież nawet jej ochroniarz interweniował!). Czekałam na jakieś wyjaśnienie, ale żadnego, niestety, nie było.

Końcówka, w moim odczuciu, nieprzekonująca. Czy sir Roger nie mógł po prostu rozkazać sprowadzić córkę do siebie, aby mieć pewność, że jest bezpieczna, i wtedy wydać trucicielkę na męki i egzekucję? Jej blef jak dla mnie był zbyt słaby, aby z taką ilością dowodów po prostu się wycofał.

– Miałem rozgłosić całemu światu, że żona przyprawia mi rogi?!

Wcześniej wystarczyło, że bohaterka zaledwie zapytała o gest sir Simona po otruciu króla, a plotkowała o tym połowa królewskiego dworu. A ten mówi wprost, że żona go zdradzała, i jeszcze nie chce, aby „cały świat” się o tym dowiedział?

Sir Oliver siedział skwaszony nad szachami, wciąż nie pojmując, jak mógł znów przegrać w grę, której finezji nie do końca pojmował.

Skoro nie pojmował jej finezji, to czemu się dziwił, że przegrał? Później okazuje się, że to fragment z perspektywy bohaterki, więc w porządku, to mogła być już jej osobista uwaga, ale moim zdaniem nie dość wyraźnie to wybrzmiało, a przez to myląco.

Odwróciłam się rozpromieniona ze skromnym uśmiechem przestraszonej łani.

Nie sądzę, by łanie się uśmiechały.

Podsumowując – miałam ogólnie podczas lektury wrażenie, że to jeden z Twoich starszych tekstów. Być może też pokrzywdził go trochę limit. Bohaterka ma potencjał, szkoda jednak, że światotwórstwo, drugi plan i wykonanie ciągną ją w dół.

deviantart.com/sil-vah

Dzięki za wnikliwy komentarz smiley. Co do interpunkcji i językowych potknięć, których nie dostrzegłam, to biję się w pierś :). Światotwórstwa, jak już pisałam, rzeczywiście nie ma. Kiedyś też wprowadzę zapowiadane zmiany, ale obecnie walczę z tekstem na konkurs i idzie mi opornie. Z niektórymi zarzutami nie do końca się zgadzam, ale tak to już mają autorzy :). Po prostu lubię ten tekst taki jaki jest :).

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję :)

Nowa Fantastyka