- Opowiadanie: Serginho - Wesołych Świąt! (MASAKRA 2010)

Wesołych Świąt! (MASAKRA 2010)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wesołych Świąt! (MASAKRA 2010)

Art by kerembeyit (deviantart.com)

 

* * *

 

WESOŁYCH ŚWIĄT

 

Dochodziła dwudziesta druga. Sean Kingsley wynosił ostatnie naczynia po wigilijnej wieczerzy, a jego żona Claire opadła zmęczona na kanapę. Dzieciaki na szczęście już spały, czekając aż Święty Mikołaj przyniesie im upragnione prezenty. Mężczyzna zostawił talerze w zmywarce i wrócił do salonu, siadając okrakiem na kolanach swej małżonki.

– Widzę, że jesteś zmęczona.

– Bardziej niż zwykle przy takich okazjach. Moira i Jake nieźle dziś dokazywali.

– Dorastają, nie ma co się dziwić. – Sean uśmiechnął się lekko.

– One dorastają, a ja padam na twarz.

– Wigilia jest tylko raz w roku, cieszą się ze śniegu, choinki, prezentów. To normalne.

– Chyba się położę, jutro znowu czeka mnie kupa roboty.

– Zaczekaj, Słoneczko. Mam dla ciebie specjalny prezent… Chciałem ci go dać dopiero wtedy, gdy dzieci pójdą spać.

– Naprawdę? Masz jeszcze coś dla mnie? – Twarz żony nagle rozpromieniała. – Och, Sean, jesteś taki kochany. Co to takiego?

– Za chwilę się dowiesz, na pewno ci się spodoba. – Sean uśmiechnął się dziwnie.

 

Czując jej rozluźnienie, sięgnął po leżące na stoliczku obok kanapy nożyce ogrodnicze, którymi wcześniej przycinał gałązki choinki. Szybkim ruchem umieścił ostrza na gardle żony. Nim zaskoczona kobieta zdążyła cokolwiek powiedzieć, zacisnął rączki narzędzia, a tchawica otwarła się niczym książka, wylewając z siebie fontanny ciemnej krwi. Oblewany ciepłą cieczą, nie zwracał uwagi na Claire, która ostatkiem sił łapała powietrze do płuc i próbowała zrzucić z siebie męża. Bezskutecznie. Sean miarowo wykonywał kolejne cięcia, jakby strzygł parkan przed domem. Patrzył na nią z uśmiechem, oddając się w całości swemu zadaniu. Jej bryzgającą krew wciąż czuł na dłoniach i ustach, gdy ostrza wykonywały kolejne równe nacięcia na delikatnej skórze. To dodawało mu animuszu; czuł się tak, jakby przeżywał właśnie najwspanialszy orgazm w życiu. Claire jeszcze przez chwilę drgała w przedśmiertnych spazmach i charczała, a gdy w końcu zastygła w bezruchu, Seana przeszył kolejny dreszcz podniecenia. Jej nieobecne oczy przyglądały mu się pytająco i oskarżycielsko zarazem. W kominku radośnie trzaskały drwa, a z głośników wieży cicho sączył się Chris Rea i jego „Driving home for christmas". Sean uśmiechnął się, słysząc to nagranie. Wreszcie czuł się wolny, jak przedtem, zanim poślubił Claire.

 

Pozostała jedynie kwestia pozbycia się zwłok, ale i o tym pomyślał już wcześniej. Zszedł z ciała martwej żony biorąc głęboki oddech. Niesamowity optymizm i uczucie otuchy pulsowały w jego sercu. Chciał skakać z radości, że wreszcie ma ją z głowy, ale się powstrzymał – to mogłoby obudzić dzieciaki. Nareszcie będzie mógł zacząć życie na nowo, z Jessie, młodszą o dziesięć lat koleżanką z pracy, z którą zresztą sypiał już od dawna. Podszedł do komody i nalał sobie małą whisky. Wypił jednym haustem, a chwilę później zabrał się do roboty.

 

Obwiązał krwawiącą szyję Claire brązową taśmą i założył jej worek na twarz, po czym przeciągnął do przedpokoju. Próbował nie narobić przy tym zbędnego hałasu – Moira i Jake nie powinni go zobaczyć w takiej sytuacji. Wrócił do salonu, zerwał z łóżka zakrwawioną narzutę i zawinął w nią ciało swej małżonki nieźle się przy tym pocąc. Drżał z podniecenia.

 

Otworzył drzwi, wpuszczając do środka podmuch mroźnego powietrza, po czym rozejrzał się po okolicy. Było cicho jak w grobie. Śnieg zacinał, jakby próbował wymierzyć mu karę, gdy taszczył ze sobą zwłoki. Głowa żony uderzała miarowo o kolejne stopnie schodów, gdy w końcu znaleźli się na podjeździe przed domem. Pośród skrzypiącego pod nogami śniegu i wyjącego wiatru, Seanowi zdawało się, że słyszał dzwonienie dzwonków, a przynajmniej ich echo. Zatrzymał się, wpatrując w tonącą w mroku okolicę. Czuł, jak jego serce przyspiesza, a w ustach robi się sucho.

 

Cisza. Nieprzenikniona, wszechobecna. Ulica tonęła w bieli, wokół, jak okiem sięgnąć, nie było żywej duszy. Sean raz jeszcze rozejrzał się nerwowo i powrócił do poprzedniej czynności. Przy niemałym wysiłku dotaszczył ciało na tył domu, gdzie znajdowała się piwnica. Miesiąc wcześniej, gdy planował zabójstwo żony rozważał różne warianty pozbycia się ciała – najlepszym wydało mu się porąbanie na kawałki i spalenie w ogromnym, murowanym piecu stojącym w piwnicy.

 

Odruchowo spojrzał na leżące obok niego zawiniątko. W miejscu, gdzie była szyja Claire, narzuta zdążyła już przesiąknąć krwią i odznaczała się ciemnym kleksem na świeżym śniegu. Później się tym zajmie, teraz były ważniejsze sprawy. Przetarł zroszone czoło – było zimno, jednak on czuł się co najmniej jak po gorącej kąpieli.

 

Sięgnął do kieszeni po klucze i uwolnił dwie klapy piwnicy spod ogromnej kłódki, gdy nagle dźwięk dzwonków powtórzył się, jakby bliżej niż poprzednio. Sean zerknął na oświetlony lampkami dom, czując, jak serce podchodzi mu do gardła, a żołądek kurczy się do wielkości piłki golfowej. Czyżby ktoś go odkrył? Rozglądał się nerwowo po sąsiednich posesjach, próbując wypatrzeć kogokolwiek pośród sypiącego śniegu. Nikogo jednak nie dojrzał.

 

Coś jednak mierziło go w środku i cała ta sytuacja nie dawała mu spokoju. Zerknął na zawinięte zwłoki. Śnieg zdążył je już nieco przyprószyć, więc nic nie stało na przeszkodzie, by zajął się nimi później. Najpierw musiał sprawdzić źródło dziwnych dźwięków. Było całkiem możliwe, że nie tylko jeden trup dziś spłonie. Ostrożnie skierował się w stronę frontu posiadłości, czując, jak cały dygocze na ciele. W jego głowie rodziły się różne wizje, łącznie z tą najgorszą – że ktoś widział jak taszczy ciało Claire. Pełen obaw wyszedł zza załomu i zamarł z przerażenia.

 

Na podjeździe przed domem stały wielkie, czarne sanie. Z pewnością nie byłby to dziwny widok w wigilię, gdyby nie fakt, że zamiast reniferów, zaprzęgnięty był do nich czarny kozioł wielkości konia. Jego płonące szkarłatem ślepia wpatrywały się w Seana nienawistnie i przeszywały na wskroś. Zwierzę, jeśli to „coś" istotnie nim było, parsknęło złowrogo na jego widok i ukazało ostre, żółte kły. Na cuglach ze skóry zawieszone były ludzkie kości i czaszki, na przemian ze świątecznymi dzwonkami. Leżący z tyłu sań wielki, czarny worek, przesiąkał ciemną cieszą, która miarowo skapywała na biały śnieg, tworząc niewielką, czarną kałużę.

 

Mężczyzna próbował krzyknąć, ale nie mógł. Czuł się tak, jakby ktoś włożył mu w gardło kawałek ścierki, a jego nogi ulepił z gumy. Strach dławił mu oddech. Zatoczył się do tyłu i rąbnął w śnieg, zerkając z przerażeniem na wielkiego kozła z piekła rodem. W jego nozdrza wbił się smród przemoczonej, skołtunionej sierści. W jednej chwili żołądek Seana odmówił posłuszeństwa i cała kolacja wigilijna przygotowana przez Claire wylądowała na śniegu.

 

To był jakiś pieprzony koszmar. Przecież wszystko miał zaplanowane, wszystko miało pójść jak po maśle. Co więc robiło tutaj to czarne bydle wraz z saniami? Czyżby sam diabeł postanowił go odwiedzić w ten szczególny wieczór? Nie miał czasu się nad tym zastanawiać, gdy usłyszał stłumiony odgłos rozbijanych dachówek. Spojrzał w górę, nad werandę i zdał sobie sprawę, że ktoś właśnie próbuje się przebić do pokoju dzieciaków!

 

Nagle oprzytomniał. Zerwał się z ziemi, wzbijając w powietrze świeży śnieg i pobiegł do drzwi. Zostawiając za sobą piekielnego kozła pokonał korytarz i wbiegł po schodach na piętro. Przez całą drogę w jego głowie kotłowało się jedno słowo – „dzieci". Gdy w końcu niemal wpadł z drzwiami do ich pokoju, widok jaki zastał, zmroził mu krew w żyłach. Moira i Jake stali na środku, łkając z przerażenia. Potężny mężczyzna w stroju Mikołaja stał za nimi, przykładając do ich szyi dwa wielkie, ostre noże. Wybita przez niego dziura w suficie wpuszczała do środka zbłąkane płatki śniegu, które rozpływały się w cieple pokoju. Jego ziemista twarz, współgrająca z kolorem brody, nie była ani trochę ludzka. Pozbawione tęczówek oczy sprawiły, że Sean nie mógł się ruszyć.

– Czego chcesz, człowieku!

– Och, okaż trochę ogłady, Sean. Sam mnie tu sprowadziłeś. – Odezwał się nieznajomy, a jego nienaturalnie głęboki głos nie był ani trochę ludzki. Przyprawiał mężczyznę o ciarki na plecach.

– Ja? Chyba żartujesz.

– Święty Mikołaj przynosi prezenty dobrym ludziom, a złych każe. Byłeś dobrym człowiekiem w tym roku, Sean? Byłeś nim dziś??

Mężczyzna uniósł obie ręce nieco w górę, by pokazać nieznajomemu, że nie ma złych zamiarów. Czyżby ten psychol widział, co zrobił z Claire?

– Słuchaj, możemy to przedyskutować. Czego chcesz? Pieniędzy? Biżuterii?

– Nie, Sean, pieniądze nie są mi potrzebne. Wszystko co potrzebuję, mam pod ostrzem swych noży.

– Hej, spokojnie, spokojnie – rzucił Sean. – Może się jakoś dogadamy, co? Nie krzywdź moich dzieci.

– Czyżby odezwały się w tobie jakieś uczucia? Czyżbyś nagle poczuł magię świąt? – mruknął tamten, śmiejąc się rubasznie. – Szkoda, że nie byłeś tak troskliwy, gdy niemal odciąłeś łeb swojej żonie. Czy wtedy ich nie skrzywdziłeś?

– Tatusiu, zrobiłeś krzywdę mamie? – spytał mały Jake. Dopiero teraz Sean dostrzegł, że malec ma mokre spodnie od piżamy.

– Nie, synku, wszystko jest w porządku. Tatuś wszystko załatwi.

– No pewnie, że załatwisz, Sean. Jak zawsze, czyż nie? Przykładny mąż i ojciec, złego słowa nie można o tobie powiedzieć. Myślałeś, że jak zamordujesz żonę w wigilię to się nie wyda? Aż tak jesteś głupi?

– Kim ty do cholery jesteś?! I skąd mnie znasz?!

– Jestem Demonem Nocy Wigilijnej, sam mnie tutaj sprowadziłeś. Wigilia to specjalny czas, Sean. Czas miłości i pojednania. Jeśli jednak gdzieś wydarzy się coś makabrycznego, co na krótki moment zatrze granicę między życiem a śmiercią – pojawiam się ja. Twoja żona i jej miłość do ciebie mnie tutaj sprowadziła, a także ty i twój bestialski czyn. Ona cię kochała, a ty niemal odciąłeś jej głowę. Akurat w wigilię. Jakież to romantyczne. – Demon uśmiechnął się szeroko odsłaniając przegniłe, ostre niczym brzytwa zęby.

Słysząc te słowa, Jake i Moira rozpłakali się. Sean spojrzał na nich, a następnie w oczy prześladowcy.

– Nie zabijaj moich dzieci, zrobię co zechcesz.

– Och, doprawdy, przyjacielu? – Demon zastanowił się przez chwilę. – Więc mam dla ciebie pewną propozycję…

– Wszystko co zechcesz.

– Nie zarzekaj się, póki nie dowiesz się, czego chcę.

– Mów, słucham cię.

– Twoje życie, za życie dzieciaków. One nie są niczemu winne, mają czyste serca. Ale niestety, ktoś musi zapłacić za tę niepotrzebną śmierć, której się dzisiaj dopuściłeś. Co ty na to, Sean? Poświęcisz się dla swoich latorośli? Oddasz za nie to, co najcenniejsze? To, co sam dzisiaj odebrałeś, a co nie należało do ciebie?!

– Dlaczego to robisz?

– Och, nie bądź żałosny. Czy może być dla mnie coś piękniejszego niż odrzucenie przykazań waszego Boga, akurat w wigilię Narodzenia Pańskiego? Pamiętasz siódme przykazanie, Sean? Dzisiaj je złamałeś, więc musisz ponieść karę. Dla mnie to bez znaczenia, czy będziesz to ty, czy twoje dzieciaki. Jestem po prostu żniwiarzem Prezesa i muszę odebrać to, co się należy.

Nagle Sean oprzytomniał i zdał sobie sprawę z kim ma do czynienia.

– Jesteś sługą Szatana?

– Niektórzy tak go nazywają. A także Lucyferem, Iblisem, Samaelem i tak dalej. Ja wolę określenie Prezes. Krótsze i łatwiej zapamiętać. Więc jak będzie, przyjacielu?

– Nie jestem twoim przyjacielem.

– Czyżby? Myślę, że jest nam ku temu bliżej, niż dalej. Decyduj się, nie mam całej nocy – czeka na mnie jeszcze sporo niegrzecznych rodziców. Szybka decyzja, twardzielu!

 

Sean nie spodziewał się takiej propozycji. Przez chwilę bił się z myślami, przejeżdżając nerwowo dłonią po brodzie. Może dla większości rodziców w jego sytuacji odpowiedź byłaby prosta, ale nie dla niego, nie teraz. Spojrzał na zapłakane twarze swych dzieci i nagle stwierdził sam przed sobą, że wie, czego chce. Chciał żyć! Nie zamierzał się poświęcać, przecież zabijając Claire poczynił pierwszy krok ku wolności. Ku realizacji swoich planów, na które żona nigdy mu nie pozwalała. Tyle lat się z nią męczył, a teraz, gdy wreszcie udało mu się jej pozbyć, miał umrzeć? Nie, na niego jeszcze nie czas.

– Zabierz je z sobą, ja mam jeszcze coś do zrobienia na tym padole.

– Ale tatusiu, przecież my cię kochamy. Nie zostawiaj nas! – załkała Moira, skrywając twarz w malutkich dłoniach.

– Przykro mi, skarbie, ale tam będzie wam dobrze. Tatuś musi żyć.

– Zabiłeś mamusię! – załkał Jake.

– Wasza mamusia jest już w lepszym miejscu. Wy zaraz do niej dołączycie.

– Skoro taka twoja wola, Sean.

 

Demon Nocy Wigilijnej uśmiechnął się szeroko, po czym wprawnym ruchem podciął dzieciom gardła. Krew płynęła strugami, gdy targane konwulsjami małe ciała opadły na podłogę. Wtedy Sean zdał sobie sprawę, co takiego narobił. Dotarło do niego, że demon tylko na to czekał!

 

Rzucił się w jego kierunku z okrzykiem na ustach. Mikołaj zamachnął się, a mężczyzna widział wszystko jakby w zwolnionym tempie. Nagle poczuł silny ból w barku i wylądował pod ścianą, dostrzegając poniżej prawego obojczyka wystającą rękojeść piekielnego noża. Resztką świadomości widział, jak demon pochyla się nad małymi ciałkami i dziwnym narzędziem, podobnym do gałki do lodów wydłubuje Moirze i Jake'owi oczy. Następnie chwycił za nóż i odciął ich języki i uszy. Robił to z wprawą najlepszego rzeźnika, zupełnie się nie spiesząc, a gdy skończył, schował swoje trofea do niewielkiej sakwy przy pasie. Dzieciaki jeszcze drgały i postękiwały przez chwilę, tonąc w kałuży własnej krwi, w końcu jednak odpłynęły w nicość.

 

Sean zwymiotował, widząc, jak demon wkłada dwa palce do oczodołów Moiry, by po chwili wydobyć je z mlaśnięciem i zlizać z nich gęstą krew. To samo zrobił z Jake'iem. Kingsley chciał krzyknąć, zrobić cokolwiek, jednak przy każdym najmniejszym ruchu fala palącego bólu paraliżowała jego ciało. Gdy Mikołaj skończył z dziećmi, podszedł do niego i chwytając za rękojeść noża, energicznie pociągnął w dół. Buchnęła ciepła krew, a skóra na torsie rozstąpiła się i napięła w miejscach obrzęku, odkrywając organy wewnętrzne. Demon wyszarpnął ostrze i zlizał z niego ciemną krew rozszczepionym, jak u węża, językiem, mlaskając przy tym ohydnie. Ostatnie, co Sean usłyszał, nim śmierć spuściła na jego umysł ciemną kurtynę, było ironiczne…

 

„Wesołych Świąt, Sean".

 

END.

15.11.2010

Ilość znaków (ze spacjami): 13 972

Koniec

Komentarze

OK, do konkursu. :)

Dziękuję anonimowemu czytelnikowi za trójeczkę i czekam jeszcze na jakiś komentarz :D.

Znacznie bardziej mi się podobało niż Twoje pierwsze konkursowe opowiadanie. Widać, że jest bardziej dopracowane. No i "świąteczny klimat" robi swoje.

dam 4/6, żeby podnieść nieco średnią.
brrr!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Strasznie nie lubię jak ktokolwiek znęca się nad niewinnymi istotami jakimi są dzieci...tak jest najłatwiej. Zastanawiałam się właśnie kto pierwszy wpadnie na pomysł i wykorzysta dzieci do masakry. :(

Jestem zniesmaczona. Choć to tylko opowiadanie.

@ Tamil, dj Jajko:
Dzięki, trochę siedziałem przy tym opku, nie powiem ;). Miło, że się podobało.

@agazgaga:
Nie martw się, nie tylko Ty jedna jesteś zniesmaczona - moja Żona odpuściła sobie już po tym, jak Sean zabił Claire nożycami ogrodowymi ;). A co do "wykorzystania" dzieci, to nie jest to żadna nowość, w końcu autorzy horrorów czerpią i z tego źródła w swoich dziełach. Jak to napisał Fasoletti w komentach do mojego pierwszego opka - to jest Masakra, więc tytuł zobowiązuje. Inna rzecz, że ja również nie cierpię, jak ktoś się znęca nad dziećmi, ale to tylko opowiadanie, fikcja literacka. I tak też je traktujmy. Pozdrawiam! :)

agazgaga, ja już wpadłem dawno, tylko musze to jeszcze napisać :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Tak, tak wiem...masakra...brrr :)

Heh, opko super, ode mnie piatka, Jestem wielkim fanem tego typu twórczości, a ten tekścik spodobał mi się cholernie. Zwłaszcza ten kozioł przy saniach.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Niezłe, a jeżeli chodzi o konkurs, to jak najbardziej :P

I to się nazywa Masakra. Bardzo dobre. Szybko się czyta. Jakbym tylko dostąpiła zaszczytu oceniania, to dałabym 5 :)

Bardzo mi się podobało, choć nie jest tak oryginalne jak Ci się wydaje ;)

Już kiedyś ktoś napisał o 'złym' mikołaju, którego sanie ciągnięte są przez kozy, porusza się podziemnymi tunelami i porywa dzieci, które były niegrzeczne.

Pozdrawiam,
Snow

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

@ Snow:
Akurat tak się składa, że o tym "złym" mikołaju, który porusza się tunelami i porywa dzieci, to słyszę pierwszy raz :D. A kozła wziąłem dlatego, że to symbol szatana (ot cała tajemnica :P). Druga rzecz, że ciężko napisać coś innowacyjnego, bo się nagle okazuje, że ktoś już kiedyś wykorzystał ten pomysł xD. Następnym razem napiszę o Wróżce Zębuszce, która jeździ na wielkiej małpie - tylko pytanie, czy wtedy to opko będzie mieć jakiś klimat xD. Cieszę się, że Ci się podobało i dzięki za komentarz :). Pozdro!

Mi się podobało... bo masakra jak najbardziej jest. Problem w tym, że średnio przepadam za medycznymi opisami w stylu co kto komu z czego wydłubywał... co kto komu gdzie wsadzał... ale taka już jestem, że nie lubie dosłowności.
Mała uwaga: wigilia to chyba wybitnie polska tradycja. W innych krajach jest raczej "christmas dinner" czy cos w tym stylu, ale nie w wigilie, tylko raczej w dzień bożego narodzenia.

Katy, proszę Cię, wiem o czym piszę! :D. W miejscu gdzie mieszkam, czyli na Wyspach, jest obchodzony Christmas Eve, co prawda nie z taką pompą jak w Polsce, gdyż Wyspiarze bardziej uważają Boxing Day (czyli dzień wręczania sobie prezentów), ale jednak. Akcja powyższego opowiadania dzieje się gdzieś w UK, więc żadnego błędu nie popełniłem, spokojnie :P. Odnoszę wrażenie, że starasz się "zamerykanizować" moje opka za wszelką cenę :P, a one dzieją się na Wyspachy xD. Żeby nie było dalszych nieporozumień, sprecyzuję - akcja tego opowiadania rozgrywa się w Szkocji :). Pozdrawiam!

Nareszcie opowiadanie, które nadaje się do tego konkursu!

Otwierająca scena bardzo dobra. Podoba mi się, że udało ci wpleść elementy masakry w odpowiednich proporcjach i nie przesadziłeś z latającymi na wszystkie strony flakami.

Pomysł złego Mikołaja był mi wcześniej znany, ale to zupełnie nie przeszkadza, bo czytałem tę historię z zaciekawieniem.
Duży plus za zakończenie, a mianowicie za złe zakończenie, jak powinno być w porządnym opowiadaniu grozy.

Podsumowując, bardzo przyjemny horrorek. Oby więcej takich w tym konkursie.
Dam 5, a co!

Jaha! No nareszcie krew, trupy i orzeszki. Czytałam z zaciekawieniem i zainteresiowaniem. :D

Przez takie teskty zastanawiam się, czy wrzucać swoją (nieskończoną jeszcze) masakrę.

5.

Tytuł mnie zachęcił do przeczytania. I w sumie podobało mi się. Gdybym mógł oceniać, dałbym czwóreczkę z minusem.

Nie chciało mi się szukać błędów, może mignął jeden brakujący przecinek i tyle... Największym atutem tego tekstu jest, wg mnie, świąteczny klimat i sam pomysł. Wykonanie niezłe, choć dialogi wydawały mi się momentami nieco patetyczne, mało przekonujące. Słabiutko rysuje się też postać głównego bohatera. Niby chce pozbyć się żony i dzieciaków, żeby żyć z kimś innym. Ale po kiego musi ich mordować? Bo taki jest temat konkursu, i tyle? Nie wystarczy rozwód? Może ma jakieś "nieciekawe" sadystyczne fetysze, skoro z podnieceniem ciął żonę? W takim razie trzeba to zaznaczyć, bo na ogół człowiek nie popełnia takich rzeczy bez powodu. Co wprawiło bohatera w taką nienawiść, że chciał wytłuc swoją rodzinkę?

Wiem, że nie można dawać wszystkiego na tacy, ale... mam lekki niedosyt... ;)

Pozdrawiam!

@ Volthar:
Sean nie zamierzał pomordować dzieciaków, ich śmierć była efektem jego wyboru (czytałeś, więc chyba wiesz). Co do śmierci żony, to zgadzam się, na ogół ludzie takich rzeczy nie robią. NA OGÓŁ. Życie dostarcza najlepszych scenariuszy na takie opowiadania (np. przypadek gościa z Łodzi, który porąbał własną rodzinę siekierą). I gdzie widziałeś nienawiść u Seana? Robił wszystko spokojnie i z premedytacją (ew. podnieceniem); zaznaczyłem, że już wcześniej zaplanował morderstwo żony. Resztę można dopowiedzieć sobie samemu - może nie był na tyle „silnym" facetem, żeby się rozwieść? Może to Jessie, jego kochanka „podkręciła" go, żeby pozbył się żony? Może sam uważał, że to jedyne wyjście? Każdy czytelnik może to zinterpretować na swój sposób :). Dzięki za komentarz, miło, że mimo wszystko się podobało.
Pozdrawiam!

Super makabrycznie :)

Masakra, dosłownie to jest maskra Serginho. I szkoda, że nie mogę wlepić ci piątala, to napisze - masz 5+
Super szybko i sprawnie napisane opowiadanie grozy i makabry. Lubię takie rzeczy i klimaty. Najbardziej mi się podobały scenki jak ten Demon-Mikołaj morduje członków rodziny, i te Twoje medyczne bardzo szczegółowe opisy wbiły mnie w fotel.

Co tu dużo pisać - podobało mi się :)

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

A i jeszce jedno:
Czy ten Demon-Mikołaj na ilustracji to była inspiaracja to tego opowiadania, czy znalazłeś je później i wkleiłeś tutaj?
Bo, kurcze, pasuje jak ulał.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

@mkmorgoth:
Dzięki, cieszę się, że się podobało :). A co do Mikołaja z arta - tak, to on był inspracją do napisania tego opka. Najpierw znalazłem go na deviancie, a dopiero potem powstał powyższy tekst :). Pozdróweczki!

"a jego nogi ulepił z gumy"- trochę mi nie pasuje to sformułowanie. Ulepił?
Fajne. Groza i brutalny sadyzm wymieszany w właściwych proporcjach. Wesołych świąt!
Jak dla mnie na 5.
Cóż, tyle że nie mam uprawnień.

Nowa Fantastyka