- Opowiadanie: MPJ 78 - Po dwóch stronach płotu

Po dwóch stronach płotu

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Finkla, Irka_Luz

Oceny

Po dwóch stronach płotu

 

Się wzięło i porobiło. Chałupę po starym Kamieńczyku, co zmarł jakieś dziesięć lat temu kupił miastowy. Niby nic takiego, ale jak go tylko zobaczyłem, to mnie pięści zaczęły swędzieć, na zły znak. Poprzednio miałem taki przypadek podczas dyskoteki rok wcześniej. Potem okazało się, że musiałem obić gościowi facjatę, bo się przystawiał do Pati. Moja dziewczyna chyba potrafi czytać w myślach, bo nagle do mnie podeszła i cicho wyszeptała.

– Maks, nie kombinuj.

– Słoneczko, ale ja nic teges.

– Wyglądasz jakbyś miał ochotę kogoś zamordować.

– To nie tak, po prostu mam złe przeczucie.

– Przeczucie, przeczuciem, ale trzeba dać człowiekowi szansę.

– Niech ci będzie – rzekłem z rezygnacją.

 

Z pamiętnika Adriana Miracula

Od kiedy zrozumiałem przesłanie Matki Ziemi postanowiłem zmienić swoje życie. Kupiłem na wsi uroczy domek i kawał gospodarstwa. Zgodnie z zaleceniami psychoterapeuty, będę teraz wypoczywał. Oczywiście nie tracę kontaktu ze starą korpoekipą i innymi znajomymi. Mój chi fu przesyła mi na konto pocztowe filmiki z nowymi lekcjami. Guru Pasiwanga, dbający o poszerzanie mej świadomości, odkrył przede mną wizje przyszłości. Zgodne z jego radami powinienem hodować wielbłądy oraz strusie. Trochę mnie martwią sąsiedzi. Sprawiają wrażenie zagubionych wieśniaków, to zaś nakłada na mnie obowiązek niesienia im kaganka oświaty by przyswoili europejskie wartości.

 

Żuk stał sobie koło domu i grzał silnik. Nie byle jaki silnik, ale podkręcony kultowy 1,9 tdi z rozbitego passata. Diesel swoim zwyczajem kopcił, co nie mogło dziwić. Zatankowaliśmy bryczkę naszym wynalazkiem. Mieszanka składała się ze: zużytego oleju rzepakowego pochodzącego z zaprzyjaźnionej smażalni ryb, przedgonów bimbru, gęstego jak margaryna w letni dzień, za to czarnego niczym kawa szatana, płynu, który oddawał nam Mietek, mający stację diagnostyczną i warsztat samochodowy. Nie da się wykluczyć, że w jej skład wchodziły śladowe ilości paliwa akcyzowego, zatankowanego gdzieś w trasie. Miastowy stał przy płocie i patrzył na to, jak sroka na gnat.

– Cześć sąsiad, co słychać? – Rysiek, prywatnie mój szwagier starał się być miły.

– Coooo tooo jest?

– No, żuk.

– Ale on dymi.

– Diesel tak ma – wyjaśniłem grzecznie.

– Przecież to coś nie spełnia norm i wszystkich zabije!

– Bez przesady, owszem czasem hamulce się zapowietrzą i trzeba mieć trochę wprawy, by dobrze wyczuć wpływ luzów kierownicy na tor jazdy, ale poza tym chodzi jak marzenie.

– Ludzie tak nie można! – Miracul krzyczał w uniesieniu. – Nie możecie czymś takim jeździć, musicie to natychmiast wyłączyć, zezłomować i kupić nowy elektryczny samochód.

– Sąsiad, chętnie byśmy z tobą pogadali, ale mamy fuszkę do ogarnięcia.

 

Wydawało mi się, że skończyliśmy rozmowę i jakoś się ułoży. Wsiedliśmy i ruszyliśmy do roboty. W lusterku zobaczyłem jeszcze, że Miracul gdzieś dzwoni. W powietrzu dała się wyczuć specyficzna woń i bynajmniej nie chodziło, o naszą mieszankę paliwową, ale smród konfidencji.

 

Z pamiętnika Adriana Miracula

Sąsiedzi są zupełnie nieekologiczni. Odpalili złom kopcący jak parowóz. Nie wiem, co oni z tym samochodem zrobili, ale ten pojazd na pewno nie spełnia normy europejskiej normy emisji spalin Euro 6, co ja mówię, przecież to coś nie spełniało nawet Euro 1!!! Tak dalej być nie może. Nie po to przeniosłem się na wieś by dusić się spalinami. Natychmiast złożyłem obywatelskie zgłoszenie na policję o podejrzeniu popełnienia przestępstwa ekologicznego przez Maksymiliana Twardowskiego i Ryszarda Mefistowskiego. Liczę, że organy ścigania z jednej strony, a mój dobry przykład i życzliwa rada z drugiej, nawrócą sąsiadów na miłość do przyrody, a w przyszłości może nawet weganizm.

 

Stawialiśmy właśnie wiatę na parkingu przy komisariacie, kiedy podszedł do nas aspirant Benedykt Żbik, prawa ręka komendanta, niedoszły, ale prawdopodobnie przyszły mąż mojej młodszej siostry.

– Chłopaki, problem jest.

– Benek, jaki problem. Komendant, będzie usatysfakcjonowany. Wiata wyszła jak ta lala. Ta u niego pod domem, to nawet lepiej niż ta tutaj i to w cenie tej oficjalnej.

– Tu nie chodzi o wiatę.

– Nie? – Rysiek, podrapał się po głowie. – To, o co?

– O wasz samochód.

– Przecież on nie kradziony, tylko uczciwie zrobiony tymi ręcami. – Szwagier zaprezentował swoje łapska.

– Donos był.

– Beniu, przecież znamy się od podstawówki, mieszkasz z moją młodszą siostrą, więc jesteśmy prawie rodziną, nie można by tego jakoś załatwić polubownie?

– Macie aktualny dowód rejestracyjny?

– Oczywiście, Mieciu nam podbił.

– No to będzie bezep – Żbik odetchnął z ulga.

– A tak prywatnie, to czy aby nie podkablował nas może życzliwy sąsiad? – spytałem.

– Po co pytasz skoro wiesz? – Benedykt odpowiedział pytaniem na jezuicką modłę.

 

Przez gestapowskie ciągotki sąsiada mieliśmy jakiś czas kiepskie humory. Należało się odstresować. Od pomysłu, do realizacji droga nie była zbyt długa. Zrobiliśmy grilla. Andżelika, żona Ryśka, moja starsza siostra, przygotowała sałatki, ja nakupiłem kiełbasek, piersi z kurczaka, oraz zorganizowałem coś mocniejszego do picia. Marcinek, mój siostrzeniec, kujon, ale na szczęście kombinator dostał zaszczytną funkcję starszego grillowego. Pełnił ją dzielnie pilnując by się wszystko dobrze upiekło. Wpadła Wiolka z Benkiem, bo ten ostatni akurat nie miał służby. Było miło sympatycznie, Pati, Wiolka i Andżela radośnie szczebiotały o zakupach i dzieciach. Ja rozpijałem z Benkiem flaszkę „Ducha puszczy”, której zawartości powinno starczyć do północy. Rysiek nam nie pomagał, bo tradycyjnie natychmiast się ubzdryngolił i padł. Omawialiśmy właśnie z przyszłym szwagrem kwestię wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, gdy od strony bramy dobiegło wołanie. Rzut okiem wystarczył, by stwierdzić, że to sąsiad zakała rodu ludzkiego.

Wizja rozmowy z tym konfidentem była mi przykrą. Jak się gnidy pozbyć w sposób szybki i skuteczny? Na szczęście rozsądnie używany alkohol daje wiele pomysłów, toteż ujrzawszy na stole zostawiony przez dzieciarnię pistolet ASG, włożyłem go za pasek od spodni i pomaszerowałem do bramy.

 

– Co jest sąsiad?

– Po dwudziestej drugiej obowiązuje cisza nocna.

– No i fajnie, dzięki za info. – Odwróciłem się by pójść i wypić kolejkę.

– Nie dajecie mi spać! – Miracul przeszedł do krzyku.

– Sąsiad weź wyluzuj, toż my do ciebie do łóżka nie zaglądamy.

– Żadne wyluzuj! Wasz dym nie pozwala normalnie oddychać, dzieciaki drą się na cały regulator! To skandal!

– Oj tam, dzieci tak mają.

– Pan jest pijany.

– Zaraz tam pijany, zjadłem parę kiełbasek, to dla lepszego trawienia wypiłem kieliszek czy dwa. Gdybym był pijany, to pewnie zacząłbym strzelać. – Wyciągnąłem pistolet za paska.

– Wyy….

Miracul najwyraźniej w panującym półmroku nie zauważył, że to plastikowa zabawka. Odwrócił się na pięcie i uciekł. Niestety pół godziny później przed bramą na niebiesko zamigotał kogut i dopiero przy pomocy Benka udało się wyjaśnić sprawę z glinami.

 

Z pamiętnika Adriana Miracula

Jest gorzej niż myślałem. Moi sąsiedzi, to czysta patologia i mafiozi. Wieczorem urządzili jakieś spotkanie. Zatruwali powietrze dymem przepojonym wonią opiekanych martwych zwierząt. Czy oni nie słyszeli o kotletach sojowych i zaletach weganizmu? Oczywiście ich prymitywne nawyki dały o sobie znać i rychło przeszli do libacji alkoholowej. W tym wszystkim aktywny brały udział dzieci, a przecież jak naucza guru Pasiwanga, złe nawyki z dzieciństwa zatruwają czakry i są trudne do wykorzenienia. Początkowo starałem się wpłynąć na nich mocą mojego umysłu. Medytowałem na tarasie intensywnie wpatrując się w nastolatka stojącego przy grillu. Niestety, mimo kilku godzin wytężonego skupienia, nie dało to efektu. Zadzwoniłem do mojego opiekuna duchowego, by wyjaśnił mi przyczyny niepowodzenia. Guru natychmiast przeprowadził skan mentalny. Okazało się, że będąc na wyższym poziomie świadomości, podświadomie nie chciałem zniżyć się do częstotliwości, na której funkcjonują umysły istot tak barbarzyńskich i prymitywnych. Podjąłem decyzję o interwencji za pomocą ciała fizycznego. Do rozmowy ze mną podszedł Maksymilian, lecz zamiast pokornie przyznać mi rację, usiłował mnie zabić pistoletem. Oczywiście poinformowałem o wszystkim lokalne organy ścigania. Policja co prawda przyjechała, ale zawiodła i nie zrobiła nic. Jak kropla drąży skałę, tak jak będę walczył o to, by zwalczyć barbarzyńską patologię.

 

Przykręcałem właśnie do przęseł płotu kolejne arkusze blachy trapezowej z odzysku, które powinny ograniczyć wtrącanie się sąsiada w nasze sprawy, kiedy przed bramą stanął radiowóz.

– Co tym razem? – Zapytałem gliniarzy ledwo wyszli z wozu.

– Praca zarobkowa osoby nieletniej. Zagrożenie dla życia i zdrowia z uwagi na posługiwanie się niebezpiecznymi przedmiotami. – Aspirant odczytał treść zgłoszenia.

– Przecież my nie zatrudniamy nieletnich.

– A ten tam? – Wskazał na mojego siostrzeńca zaciekle naprawiającego uszkodzenia starego SKOT-a powstałe w starciu z ufo.

– Marcinek, panowie do ciebie!

– Już idę.

Gdy młody wyłączył spawarkę i ruszył w naszą stronę. Podjechał drugi radiowóz, z którego wysiadła następna ekipa.

– Niepotrzebnie się fatygowaliście, nas już przesłuchują – zauważyłem.

– Niestety to nie pomyłka. – Glina miał minę burłaka, ciągnącego wielką barkę kamieni w górę rwącej rzeki.

– To wy nie w sprawie spawania?

– My z doniesienia o tym, że płot przekracza dopuszczalną wysokość dwóch i pół metra, oraz jest niezgodny z ustawą krajobrazową.

– Co?

– Nie co, tylko kto – mruknął jeden z gliniarzy.

– Powoli, panie i panowie. – Marcinek włączył się do rozmowy. – Po pierwsze, nie pracuję zarobkowo, a jedynie odrabiam pracę domową ze zdalnego kursu na spawacza.

– Przecież ty jeszcze za młody i za bystry na zawodówkę. – Policjantka spojrzała podejrzliwie na mojego siostrzeńca.

– Kurs jest prywatny i płatny – rezolutnie odpowiedział chłopak. – Co do studiów, to chciałbym zauważyć, że dobry spawacz może zarobić około sto złotych netto na godzinę, a magister socjologii w Macu wyciągnie góra trzynaście złotych.

– Żartujesz?

– Sprawdziłem to dokładnie i dlatego chcę być najlepszym spawaczem. Mistrzostwo w zawodzie osiąga się latami, dlatego uczę się już teraz.

– Aha. – Pierwsza para glin zaczęła coś skrobać w swoich notesach.

– Zostaje kwestia płotu. – Posterunkowy z drugiego radiowozu włączył się do rozmowy.

– Kwestie ogrodzeń reguluje prawo administracyjne oraz budowlane, nie należą one do prawa karnego, więc w zasadzie to nie wasz zakres kompetencji. – Marcinek gotów był walczyć do upadłego.

– Niby młody ma rację. – Policjantka ciężko westchnęła. – Maks znasz życie. Musimy wam choć jeden mandat wlepić, inaczej, ta menda złoży doniesienia na naszą bezczynność. – Niebiescy jak na komendę splunęli w stronę posesji sąsiada.

– Ile? – spytałem zrezygnowany.

– Powiedzmy pięćdziesiąt złotych – kusiła.

– Niech pani pisze na pięćset…

– Marcinek. czyś ty oszalał! – zawołałem.

– My zaś mandatu nie przyjmiemy i sprawa trafi do sądu.

– To nie ma sensu, przecież…

– Ależ ma. – Marcinek mi przerwał. – Policja będzie miała doniesienia z głowy, wyrobi normę mandatów i sąsiad nie napisze skargi na bezczynność organów. Sąd zaś sprawę oddali.

– Tylko dlaczego kwota mandatu ma być tak duża?

– Bo przy pięćdziesięciu złotych nie stawicie się na sprawie i przegracie, zaś przy pięciu stówach weźmiecie do sądu mnie, a ja wam na sprawie powiem co i jak dzięki czemu wygramy.

 

Z pamiętnika Adriana Miracula

Walczę ze złem ze wszystkich sił, mimo że to wyczerpuje energetycznie. Barbarzyńcy odgrodzili się ode mnie płotem z paskudnej blachy. W ten sposób chcą mnie powstrzymać. Niedoczekanie ich!!! Cały czas stosuję presję. Niestety policja ani urzędy nie stają na wysokości zadania. Nacisk administracyjny i policyjny zawodzi, nic to. Kupiłem drabinę dzięki, której mogę w dowolnym miejscu granicy zerknąć przez płot. Odkryłem też, że z okna na strychu widzę znaczną część posesji moich prymitywnych sąsiadów. Archiwizuję ich poczynania za pomocą aparatu z dobrym obiektywem oraz kamery video. Nic mi nie umknie. Niezrażony początkowymi trudnościami używam też siły mojego umysłu. Ponieważ jestem na wyższej częstotliwości poszerzam swój zakres za pomocą ziół, grzybów i innych substancji. Dzięki temu widzę nie tylko ich banalne ciała fizyczne, ale też zniekształcone powłoki astralne. W poszerzonej świadomości atakuję ich mocą, rzucając kule skoncentrowanej woli. Zabawnie wygląda kiedy barbarzyńcy zmieniają kształt, by ich uniknąć. Promienie strzelające z moich palców oświetlają nawet najmroczniejsze zakamarki ich działki. Moja wola ugniata przestrzeń, w której oni mieszkają. Gdyby nie ich prymitywna materialność, już dawno bym ich oświecił i otworzył na wyższe wartości.

 

Kolejne sprawy szły do sądu gdzie mandaty unieważniano. Nie zmieniało to jednak faktu, że policja odwiedzała nas nawet kilka razy dziennie. Chyba pierwszy raz w życiu zrobiło mi się żal gliniarzy. Widać było, że oni też mają wszystkiego dość.

Płot nie pomógł, bo ta gnida filowała nas dalej, a to z drabiny, a to z okna na strychu. Tak na marginesie to sąsiadowi kompletnie odwaliło. Od czasu do czasu paradował na tej drabinie w stroju Adama. Żeby jeszcze miał się czym pochwalić. Tymczasem, choć lato tego roku nie należało do rekordowo upalnych, to jednak było ciepło, mimo to jego niewymowny, wyglądał jak u rekruta, co w lutym wpław rzekę forsował. Wprost prosił się o podkablowanie do glinowa, o obrazę moralności, albo coś w ten deseń. Jego szczęście, że nie upadliśmy tak nisko by stać się konfidentami.

 

Może przez ten nieustanny dozór polubiliśmy pracę w naszej szklarni. Skleciliśmy ją z wymienianych klientom okien, których przybrudzone wapnem szyby dawały iluzję urwania się szpiclowi zza płotu. W sierpniowe parne popołudnie Pati pieliła rosnące tam pomidory. Pomagałem jej, w każdym razie do momentu, w którym odstawiłem widły, oparłem o taczkę i zapatrzyłem się na dziewczynę.

– Co jest? – spytała.

– Super wyglądasz.

– Weź przestań, wszystko się do mnie lepi, jestem spocona i brudna.

– Wyglądasz jakbyś była zwyciężczynią konkursu na miss mokrego podkoszulka.

– Maks, wiesz co, jesteś zboczony…

Nie dałem jej dokończyć, tylko ruszyłem zacieśnić nasze relacje. Świat ograniczył się do Pati, mnie i szklarniowego słupka, który pomógł nam utrzymać równowagę. Lato, parne powietrze, pomruk nadciągającej burzy, pierwotna bliskość, a może i autorskie środki chemiczne, którymi Marcinek pryskał pomidory by zwabić zapylacze, sprawiły, że nakręcaliśmy się z każdą chwilą bardziej. Było namiętnie, przyjemnie, gorąco i głośno. W pewnym momencie Patrycja przerwała namiętny pocałunek spojrzała na coś, za moimi plecami, krzyknęła przeraźliwie, wyrwała się i uciekła w pomidory.

Odwróciłem się by zobaczyć, co ją przestraszyło. Przez otwarte drzwi szklarni dostrzegłem sąsiada, który nago kiwał się nad płotem, stojąc na drabinie. W rękach trzymał kamerę. Postanowiłem zamordować gnidę. W kącie szklarni stał szpadel, idealne narzędzie by uciąć gadowi głowę. Ruszyłem, niestety, nogi zaplątały mi się w opuszczone do kostek spodnie i wywaliłem się jak długi. Sąsiad widząc to odruchowo kiwnął się do tyłu. Kamera wysunęła się mu z rąk, więc próbował ją złapać, mocno pochylając się dla odmiany do przodu. Przekroczył w tym ruchu granice swoich możliwości i zadziałała grawitacja. Gdy wstałem, jego stopy były zaczepione o płot, a korpus nabity na widły oparte o taczkę.

– No i diabli wzięli co swoje – stwierdziłem.

– Co się stało? – Pati wychyliła się spomiędzy pomidorów.

– Sąsiad się nam zabił.

– O Boże. – Przerażona dziewczyna wpatrywała się w ciało.

– Trzeba będzie jakoś posprzątać, może zapakować go na Marcinkowego SCOT-a i wywieźć na Tytana? Niech ufoki się tym martwią.

– Wujek, to kiepski pomysł. – Siostrzeniec wyrósł przy nas jak spod ziemi.

– Marcin, ty nas podglądałeś! – Patrycja błyskawicznie rozgryzła przyczynę natychmiastowego pojawienie się chłopaka.

– Mamy, większy problem niż ustalanie, co on tu robił – zauważyłem.

– Słyszałem krzyki, myślałem, że stało się coś złego, ale nic nie widziałem. – Marcinek ściemniał bez specjalnego talentu.

– Ja ci wierzę – dodałem nieszczerze. – Jeśli nie wywozimy truposza tym twoim latającym SCOT-em, to co zrobimy?

– Mam pomysł, tylko najpierw trzeba będzie skoczyć na Florydę.

 

Meldunek z odkrycia zwłok Adriana Miracula

Reagując na anonimowe doniesienie o zaginięciu Adriana Miracula przystąpiliśmy do czynności wyjaśniających. Po udaniu się na jego posesje, odkryliśmy z posterunkowym Rokicińskim nagie zwłoki w/w. Denat był nagi, miał na piersi cztery rany, zaś na prawej nodze węża. W toku śledztwa ustalono, że denat hodował węże w domu. Na skutek środków psychoaktywnych, które zażył, nie dochował należytej staranności i został dwukrotnie ukąszony przez węża z gatunku pyton tygrysi, a potem w/w wąż usiłował zjeść denata, ale połknął jedynie nogę, zatrzymał się na wysokości kroku denata i sam również stał się denatem.

 

Komendant posterunku rzucił okiem na autora meldunku i wprost zapytał:

– Z tego co oglądałem na Discovery pytony nie są jadowite.

– Tak jest panie komendancie.

– Czyli nie mają zębów jadowych.

– Tak jest panie komendancie.

– Czyli pyton nie mógł go dziabnąć zębami.

– Teoretycznie nie mógł, ale w warunkach praktycznych to wyjaśnienie bardzo pasuje. – Policjant spojrzał na swego szefa błagalnym wzrokiem.

– Mnie też – odrzekł komendant. – Zamykamy sprawę.  

Koniec

Komentarze

Jestem już stałą czytelniczką;)

Tym razem też mi się podobało.

 

 

“Świat ograniczył się do jej,” chyba powinno być niej

Lożanka bezprenumeratowa

Potem okazało się, że musiałem potem obić gościowi facjatę, bo się przystawiał do Pati. – wiadomo.

 

Moja dziewczyna chyba potrafi czytać w myślach, bo nagle od mnie podeszła i cicho wyszeptała. – Się coś przestawiło.

 

zatankowanego gdzieś w tasie. – trasie?

 

Od przecinków raczej trzymam się z dala (jeśli chodzi o rady) ale ewidentnie albo używasz ich w nadmiarze, albo z kolei pomijasz, albo wstawiasz w zupełnie absurdalnych miejscach, co jest chyba najczęstszą i najbardziej drażniącą Twoją manierą interpunkcyjną (np. Komendant, będzie usatysfakcjonowany). Zważaj na to, bo utrudnia znacznie płynność czytania.

 

– Oczywiście – Mieciu nam podbił. – To po kresce mówi już jako narrator, czy jeszcze w dialogu do komendanta? Bo jak ta druga opcja, to zapis trochę dziwny. 

 

– Żadne wyluzuj! Wasz dym z nie pozwala normalnie oddychać, dzieciaki drą się na cały regulator! To skandal! – dym z czego?

 

– Zaraz tam pijany, zjadłem parę kiełbasek, to dla lepszego trawienie wypiłem kieliszek czy dwa. – literówka. 

 

Przykręcałem właśnie do przęseł płotu kolejne arkusze blach trapezowej z odzysku – złota rączka ze mnie żadna, ale nie czasem blachy trapezowej lub blach trapezowych?

 

– Co tym razem? -zapytałem gliniarzy ledwo wyszli z wozu. – Zła kreseczka i brak spacji. No i zaznaczone zdanie do edycji. 

 

– Gdy młody wyłączył spawarkę i ruszył w naszą stronę. Podjechał drugi radiowóz, z którego wysiadła następna ekipa. – Tutaj chyba nie miało być półpauzy? Nie mówiąc o wstawionej od czapy kropce. 

 

 

– My z doniesienia o tym, że płot przekracza dopuszczalną wysokość dwóch i pół metra, oraz jest niezgodny z ustawa krajobrazową. – brak ogonka.

 

Co do studiów, to chciałby zauważyć, że dobry spawacz może zarobić około 100 złotych netto na godzinę, a magister socjologi w Macu wyciągnie góra 13 złotych. – Chciałbym. Socjologii. Oraz liczby zapisujemy słownie w tego typu wypowiedzi. 

 

…zaś przy pięciu stówach weźmiecie do sadu mnie, a ja wam na sprawie powiem co i jak dzięki czemu wygramy. – O ile sprawa nie ma odbywać się w sadzie pełnym kwitnących jabłoni, to mamy do czynienia z kolejną literówką. Swoją drogą nie rozumiem błyskotliwości planu chłopaka. Dlaczego przy niższej kwocie nie mogli go zabrać na rozprawę? 

 

Gdyby nie ich prymitywna materialność, już dawno bym ich oświeci i otworzył na wyższe wartości. – literówka.

 

Może przez ten nieustanny dozór polubiliśmy pracę naszej w szklarni. – w naszej szklarni. 

 

W sierpniowe parne popołudnie Pati pieliła w rosnące tam pomidory. – wwwwwwwwwwwww…

 

Pomagałem jej, w każdym razie do momentu, w którym odstawiłem widły oparte o taczkę zapatrzyłem się na dziewczynę. – To zdanie jest dobrym przykładem tego, że lecisz po łebkach i nie czytasz na spokojnie tego, co piszesz. Odstawił widły, który były oparte o taczkę (czyli były już odstawione)? No i przed zapatrzeniem przydałoby się coś, choćby skromne i

 

Świat ograniczył się do jej, mnie i szklarniowego słupka, który pomógł nam utrzymać równowagę. – może do niej?

 

Okej, zacznę od zarzutów.

Wciąż piszesz niechlujnie. Największą zmorą podczas czytania jest abstrakcyjna interpunkcja, która wybija z rytmu czytania co kilka zdań. Jest też sporo literówek i innych niedociągnięć, które świadczą o tym, że nie poświęcasz wystraczająco wiele czasu napisanemu tekstowi. Uwierz, dwa/trzy czytania na spokojnie (w odstępach czasowych, nie z rzędu) eliminują znaczną część wypisanych przeze mnie baboli ( a i pewnie znaczną tych, których nie wypisałem również). Jest to niewielki koszt i poświęcenie w porównaniu do tego, jakie wrażenia ma później czytelnik. A przecież na tych wrażeniach Ci chyba w jakimś stopniu zależy. 

Mimo, że czytanie nie należało do najprzyjemniejszych, treściowo nawet całkiem nieźle. Mamy humor, choć czasami eksponowany na siłę, mamy fajny motyw sąsiedzkiej utarczki oraz satysfakcjonujące zakończenie, w którym to zwariowany weganin kończy na widłach, przynosząc tym samym wszystkim święty spokój. Fragmenty jego pamiętnika były chyba dla mnie najlepszymi fragmentami opowiadania, uśmiechnąłem się przy nich dobre kilka razy.

Reasumując: Twoje pisanie wciąż jest nieopierzone, brakuje w nim pewnych nawyków oraz warsztatu. Mimo wszystko widać, że fabuła ma tutaj ręce i nogi (o ile dobrze pamiętam, kiedyś w Twoich tekstach niekoniecznie miała). Jest pomysł, jest humor, jest perspektywa. Powtórzę zatem na koniec radę:

Bez pośpiechu następnym razem. I przemyśl te dziwaczne przecinki.

Pozdrawiam 

 

 

 

 

 

 

Witaj.

Jak widzę, Realuc wyłapał już sporo, zatem nie piszę tu o sprawach technicznych, ponieważ wydaje mi się, że większość możesz sobie na spokojnie sprawdzić i poprawić sam. 

Co do treści, nierozerwalnie łączącej się z Przedmową, i ja mam napisany i betowany właśnie tekst o pewnych ludziach, mocno uprzykrzających życie swoją wredotą i złośliwością, zatem doskonale Cię rozumiem. ;)

Opisany charakter sąsiada – oczywiście przekracza wszelkie normy, można tylko współczuć i nękanej rodzinie, i policjantom. Co do straszliwej śmierci, w dzieciństwie/młodości znałam podobny przypadek, zamiast wideł – metalowe sztachety ogrodzenia przydomowego, ofiara to młody chłopak, zrywający owoce z drzewa, który tak niefortunnie spadł; potworna tragedia. :(

Poczucie humoru oraz wtrącenia, pisane kursywą – brawa, świetna treść! 

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dziękuję za uwagi :) wskazane błędy postaram się usunąć wieczorem :)

 

Poprawki naniesione 

 

Realuc co do literówek i interpunkcji, to ja tego nie widzę. Są opowiadania które czytam po latach i wtedy znajduję literówki mimo iż były trzepane już wielokrotnie. 

 

W przypadku interpunkcji staram się niekiedy rozrysowywać podrzędności części składowych zdań i jak widzę po komentarzach niekoniecznie mmi to wychodzi.  

Rozumiem, ja również nie zawsze wypatrzę pewne rzeczy w swoich tekstach, mimo niejednej korekty. Jednak dziwaczne przecinki u Ciebie to coś, co trudno przeoczyć, chyba że stosujesz się do jakiś nieznanych mi metod i praw interpunkcyjnych. Na przykładzie tego zdania:

– Benek, jaki problem. Komendant, będzie usatysfakcjonowany.

Czemu służy przecinek po komendancie? Komendant będzie usatysfakcjonowany to zwykłe stwierdzenie niewymagające żadnych wybijających z czytania podziałów. I tego typu sytuacji jest w tym tekście mnóstwo. 

Ja nawet nie próbuję mojej interpunkcji, wiem że niektóre przecinki to pozostałości z czasów gdy te zdania brzmiały inaczej, ale przy wygładzaniu i poprawianiu co nieco się zmieniło a przecinek się zawiruszył i został. 

 

– Przecież to coś, (BEZ PRZECINKA) nie spełnia norm i wszystkich zabije!

czasem hamulce się zapowietrzą i trzeba mieć trochę wprawy (PLUS PRZECINEK) by dobrze wyczuć wpływ luzów kierownicy

musicie to natychmiast wyłączyć (PLUS PRZECINEK) zezłomować i kupić nowy elektryczny samochód.

nie należą one do prawa karnego, więc w zasadzie.(ZBęDNA KROPKA) to nie wasz zakres kompetencji.

Przyjrzyj się tym przecinkom, bo to masakra jest i utrudnia czytanie.

 

Jestem fanką rodziny Twardowskich, ale to już pewnie wiesz. Konflikt z miastowym sąsiadem też mi się podobał. Klikła bym, ale najpierw przecinki.

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wskazane błędy poprawiłem. 

 

Cieszę się, że mimo niedociągnięć technicznych opowiadanie się podobało :) 

Tym razem opowieść całkiem swojska i mocno zahaczająca o stosunki sąsiedzkie między zasiedziałymi mieszkańcami wsi, a nowym przybyszem z miasta. Gdyby nie wzmianka o konieczności wybrania się na Florydę, opowiadaniu brakłoby fantastyki.

 

kul­to­wy 1,9 tdi z roz­bi­te­go Pas­sa­ta. ―> …kul­to­wy 1,9 tdi z roz­bi­te­go pas­sa­ta.

Nazwy aut piszemy małą literą. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

– No, Żuk. ―> – No, żuk.

 

W po­sze­rzo­nej świa­do­mo­ści ata­ku­je ich mocą―> Literówka.

 

jego stopy był za­cze­pio­ne o płot… ―> Literówka.

 

Pati wy­chy­li­ła się z po­mię­dzy po­mi­do­rów. ―> Pati wy­chy­li­ła się spo­mię­dzy po­mi­do­rów.

 

Dziew­czy­na w prze­ra­że­niu wpa­try­wa­ła się w ciało. ―> Raczej: Przerażona dziew­czy­na wpa­try­wa­ła się w ciało.

 

może za­pa­ko­wać go na mar­cin­ko­we­go SCOT-a… ―> …może za­pa­ko­wać go na Mar­cin­ko­we­go SCOT-a

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawki postaram się nanieść wieczorem a co do fantastyki to nawet silnik z passat 1,9 tdi nie poszedł by na fryturze :D

Na silnikach to się w ogóle nie znam, więc chyba można mi wmówić, że pójdą na wszystkim. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg poprawki naniosłem. 

 

Silniki diesla z volkswagenów pojadą na wielu rzeczach, kawał czasu temu kiedy w Wawie koło pętli na Grochowie był jeszcze Geant, sam wiele razy widziałem po wyjściu z pracy jak ludziska tankowały passaty najtańszym olejem rzepakowym, :D niemniej przepalona frytura ze smażalni ryb to za duże wyzwanie nawet dla nich. Choć podobno rosyjskie czołgi typu T-55 potrafią pojechać i na tym ;) 

MPJ-cie, wierzę na słowo. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatyczna historyjka, acz sąsiad menda.

Faktycznie, fantastyki niewiele, ale szybka wyprawa na Florydę uratowała honor. Bo i ja nie wyznaję się na silnikach. Dopóki paliwo zawiera C i H, a stosunkowo mało O, coś się powinno z niego wydusić…

Babska logika rządzi!

:) 

 

Miś się śmieje chociaż tego nie widać na zdjęciu :D

Nowa Fantastyka