- Opowiadanie: Ajzan - Freya

Freya

Spóźnione opowiadanie na konkurs “Dobrze być złym.”  Wahałam się, czy mimo opóźnienia i przekroczenia mitu nadal powinnam dodać tag konkursowy, ale zrezygnowałam. Uznałam, że fabularnie teks odszedł tak daleko od motywu przewodniego.

Mam nadzieję, że pomimo tego opowiadanie będzie się podobało. Należy do tego samego uniwersum co innemoje opowiadania z serii “Między pieśniami”, jednak ze względu na warunki konkursu, nawiązania do mitologii skandynawskiej są minimalne.

Za betę i wskazówki serdecznie dziękuję Iluvatharowi i oidrin. :-)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy II, Użytkownicy III

Oceny

Freya

If all of the kings had their queens on the throne

We would pop champagne and raise a toast

To all of the queens who are fighting alone

Baby, you're not dancin' on your own

 

"Kings & Queens"

Ava Max

 

KIEDYŚ

 

1

Pani Wanów

 

Wspomnieniami często wracam do lat dziecięcych, w szczególności do długich zimowych wieczorów w górskiej chacie niedaleko urwiska. Siedziałyśmy razem z matką otulone niedźwiedzim futrem. Przed nami płonął w palenisku ogień, gdy wokół jęczały smagane wiatrem ściany. Każdy głośniejszy trzask budził we mnie niepokój. Wizja naszego domu porywanego przez zawieję budziła strach, ale też nadzieję. Skrycie marzyłam o tym, aby wiatr zabrał chatę w jakieś odległe, lepsze miejsce, gdzie zamiast śniegu i przepaści byłyby ukwiecone łąki i bezchmurne niebo. Rozmyślanie o tym dodawało mi otuchy, choć nie takiej jak opowieści matki.

Nie pochodziła z Jotunheimu – jak ojciec, którego nigdy nie poznałam – co było widać już na pierwszy rzut oka. Jasnoszare ciała Olbrzymów Mrozu sprawiały wrażenie wyciosanych z jasnego kamienia. Gładka skóra mojej matki była zaś biała jak mleko. Wieczne mrozy nie zdołały utwardzić i wyostrzyć delikatnych rysów jej twarzy. W porównaniu z innymi kobietami z okolicy, wydawała się wątła i słaba, ale tak myśleli tylko ci, którzy jej nie znali.

Kiedyś mieszkała w krainie tak cudownej, że nie mogłam się nadziwić, czemu ją opuściła. Zapytana nie podawała jasnych odpowiedzi, jednak czasem odnosiłam wrażenie, że tęskni za dawnym domem. 

– Opowiedz mi, mamo, o Wanaheimie – prosiłam, na co ona odpowiadała żartobliwie:

– Oj, Freyo, przecież mówiłam ci o nim już wiele razy – po czym i tak następowała opowieść.

W słonecznej Krainie Wanów miasta z kolorowych kamieni i kryształów wznosiły się wysoko w górę, ponad wiecznie zielone drzewa. Mieszkańcy tego świata, tak samo piękni jak matka, nosili wspaniałe szaty z połyskliwych jedwabi. Nikt nie cierpiał tam z głodu ani biedy, trwało wieczne wesele.

A pomiędzy nimi spacerowała Freja, najpiękniejsza ze wszystkich kobiet, o włosach czerwonych jak krew i oczach koloru szczerego złota. Nosiła najwspanialsze suknie, a o cudowności naszyjnika, którego nigdy nie zdejmowała, śpiewali skaldowie.

Przede wszystkim jednak Pani Wanów była potężną czarodziejką jak i wojowniczką. Dzięki zaczarowanemu płaszczowi z piór, potrafiła zmienić się w sokoła. Sam Odyn Wszechojciec uważał Freję za sobie równą, zaś mieszkańcy dalekiego Midgardu oddawali jej cześć jako bogini. Uwielbiałam słuchać o tym, jak w pojedynkę rozprawiała się z wrogami i tymi, którzy chcieli ją siłą posiąść, jak od podobnego losu ratowała inne kobiety oraz jak pomagała wojownikom odnieść zwycięstwo.

To na cześć Pani Wanów otrzymałam podobne imię. Według matki, pasowało do mnie.

– Naprawdę, mamo? – zapytałam kiedyś, po tym jak owinęłam sobie wokół jasnoszarego palca kosmyk białych włosów.

Matka nachyliła się ku mnie i pocałowała w czoło.

– W moich oczach zawsze będziesz równie piękna i dzielna, jak ona.

Od tamtej pory, często wyobrażałam sobie siebie na miejscu Freji. Skoro matka była o tym przekonana, to czemu nie miała to być prawda?

 

2

Wyrzutki

 

W niektórych rejonach Jotunheimu zimy są naprawdę ciężkie. Nawet Olbrzymy Mrozu nie są w stanie przeżyć śnieżycy bez odpowiednich przygotowań. Na ogół jednak można przewidzieć pogorszenie pogody. Matka wykorzystywała do tego przeczucia. Kiedy pewnego ranka wyczuła nadejście wyjątkowo potężnej śnieżycy, do południa wzmacniałysmy chatę. Potem miałyśmy dość czasu, by pójść do wioski uzupełnić zapasy.

Nie lubiłam tam schodzić, ale chciałam dotrzymać towarzystwa matce. Mieszkające w dolinie olbrzymy traktowały nas jak odmieńców, zwłaszcza mnie, mieszańca.

Pomimo pośpiechu, tamta wizyta przebiegała jak zwykle. Ignorowałyśmy kąśliwe uwagi i pełne pogardy spojrzenia. W pewnym momencie jednak starszy chłopiec, który wyjątkowo uwielbiał mi dokuczać, z rozpędu dźgnął mnie patykiem. Krzycząc z bólu, uderzyłam twarzą o zbity śnieg z taką siłą, że zębami rozcięłam sobie wargę. Matka podniosła mnie, jednocześnie wrzeszcząc na rechoczącego razem z kolegami łobuza.

Wokół nas powstało małe zbiegowisko, ale nikt nie podszedł bliżej niż na kilka kroków. Swoim brakiem reakcji gapie dawali ciche przyzwolenie na upokarzanie nas. Kiedy w końcu ktoś się odezwał, to tylko po to, aby kazać matce zamilknąć, bo jeszcze przywoła lawinę.

Kiedy patrzyłam to na olbrzymy, to na plamę mojej własnej krwi na ziemi, ogarnęła mnie ogromna złość, jakiej jeszcze nigdy nie czułam. Nie mogłam dłużej znieść podłego traktowania i mnie, i matki. Prawdziwa Freja nigdy nie pozwoliłaby nikomu na taką zniewagę.

Wyrwałam się i rzuciłam na łobuza. Jego śmiech zmienił się w piski przerażenia, kiedy usiłowałam zdrapać mu wredny uśmiech z twarzy.

Z tamtego zamieszania nic więcej nie pamiętam. Następne moje wspomnienie, to matka idąca szybko górską drogą, trzymająca płaczącą mnie mocno za rękę. Czy była zła za to, co zrobiłam? Tego nigdy się nie dowiedziałam, bo kiedy dotarłyśmy do chaty, ze zgrozą odkryłyśmy, że nasza jedyna koza zdołała zerwać się ze sznura i uciekła z zagrody. Bez jej mleka i mięsa, ze skromnymi zapasami, mogłyśmy nie przetrwać nadchodzących dni.

Matka oznajmiła, że idzie odszukać zgubę. Mnie kazała poczekać w chacie. Nie przyjmowała sprzeciwu. Niechętnie zgodziłam się, bo nie cierpiałam myśli o rozłące. Na pocieszenie matka pocałowała mnie w czoło zanim odeszła. Gdy zniknęła za zakrętem, na ziemię zaczęły spadać grube płatki śniegu. Pełna nadziei, że zdąży wrócić, weszłam do chaty i zamknęłam na głucho drzwi.

 

3

Niespodziewany gość

 

Siedząc samotnie przy palenisku, patrzyłam przez wąski otwór okienny tuż pod sklepieniem na powoli ciemniejące niebo. Z każdą chwilą wiatr uderzał coraz mocniej o chatę. Bałam się o matkę. Pomimo upływu czasu nadal łudziłam się, że wróci cała i zdrowa, nie zostawi mnie tu samej.

Zapadła noc, wichura nie ustępowała, a ja nadal czuwałam. Na pocieszenie sama sobie opowiadałam historie o Wanaheimie i Freji. Na początku te, które dobrze znałam, potem wymyślałam własne. W mojej głowie opowiadała je matka.

W końcu, zmęczona strachem i czekaniem, zasnęłam. 

Obudziło mnie delikatne dotknięcie w ramię. W słabym blasku dogasającego ognia ujrzałam postać w płaszczu z czegoś, co wyglądało na pióra. Kiedy zsunęła kaptur, na jej ramiona spłynęły długie, czerwone loki. Obok mnie siedziała kobieta tak piękna, że nawet dziś nie umiem znaleźć słów, aby ją opisać. 

Freja.

Najpiękniejsza z Wanów posłała mi ciepły uśmiech. Poprawiła płaszcz na ramionach, abym lepiej mogła zobaczyć cudowny naszyjnik ze złota, wysadzany drogocennymi kamieniami we wszystkich kolorach tęczy.

– Witaj – powiedziała łagodnie melodyjnym głosem, bardzo przypominającym głos matki.

To skojarzenie sprawiło, że powrócił wcześniejszy niepokój. Przyćmił radość ze spotkania. Freja zobaczyła tę zmianę. W cudownych, złotych oczach pojawił się głęboki smutek. Nic nie powiedziała, ale i tak zrozumiałam. Przybyła tutaj, aby potwierdzić moje najgorsze obawy, które aż do tamtej chwili usiłowałam zagłuszyć: moja matka zginęła szukając głupiej kozy. Spadła ze zbocza albo zgniótł ją śnieg. Już jej nie było, zostałam sama.

Emocje wezbrały we mnie gwałtowną falą. Próbowałam stłumić płacz, ale nie dałam rady. Moje krzyki zagłuszyły śnieżycę. Freja objęła mnie ramieniem,białą dłonią drugiej ręki pogładziła mój policzek, palcem starła łzy. Jej ciepły dotyk sprawił, że wściekłość, strach i rozpacz opuściły mnie, pozostał jedynie ciążący na sercu smutek.

– Takie przeznaczenie było jej pisane i nawet ja nie mogłabym tego zmienić. Przykro mi. – powiedziała smutno. – Tobie jednak Norny przygotowały dużo lepszy los. Jeszcze się spełnią twoje marzenia.

– N-naprawdę? – zapytałam.

Freja nachyliła się ku mnie i pocałowała w czoło, jak to robiła matka. Nawet po tym, gdy cofnęła usta, czułam przyjemne mrowienie i ciepło.

– Idź na północ, moje dziecko. Tam czeka twoje przeznaczenie.

Ledwie wypowiedziała ostatnie słowo, do chaty wtargnął podmuch zimnego wiatru. Zdmuchnął resztki ognia w palenisku, pogrążając izbę w całkowitej ciemności.

Rzuciłam się do przodu. Macałam powietrze przed sobą, wołałam, ale na próżno. Pani Wanów zniknęła.

 

4

Pożegnanie

 

Kiedy się ocknęłam, niebo w otworze okiennym było jasnoszare. Ścian chaty nie smagał wiatr. Wokół panowała cisza. Siedziałam przed zgaszonym paleniskiem, opatulona szczelnie futrem i kocami. Na czole wciąż czułam pocałunek Freji. To oznaczało, że naprawdę mnie wczoraj odwiedziła… Jak również, że matka naprawdę zginęła. Nadal było mi z tego powodu jedynie smutno, jakby Pani Wanów nałożyła na mnie zaklęcie uniemożliwiające pogrążenie się w bezsilnej rozpaczy.

Rozejrzałam się wokół. Oglądałam dokładnie każdy zakamarek izby, niby znajomy, ale jednocześnie dziwnie obcy i pusty. Powoli docierało do mnie, że nic mnie nie trzymało w tym miejscu, skoro mama odeszła. Według Freji, moje przeznaczenie czekało na północy.

Zabrałam się za szykowanie do długiej i niebezpiecznej podróży. Wzięłam całe jedzenie i wszystko inne, co mogło mi się przydać. Wkrótce stanęłam przed wyjściem ubrana ciepło i wielkim tobołem na plecach. Po otwarciu drzwi do środka wleciała zaspa, przez którą musiałam utorować sobie drogę łopatą. Śnieg wrzucałam do izby z pełną świadomością, że nie spędzę tu więcej ani jednego dnia. Oglądałam się za siebie póki mogłam.

– Żegnaj, mamo. Tak bardzo za tobą tęsknię. – powiedziałam do pogrzebanej w śniegu chaty.

Stałam tak jakiś czas, po czym odwróciłam się i ruszyłam prosto przed siebie.

Droga na północ wiodła przez znienawidzoną wioskę. Gdy dotarłam na skraj doliny, zastałam jedynie zgliszcza zmiecione przez lawinę. Nie ostał się żaden dom. Nikt też nie chodził pośród ruin.

Przypomniałam sobie łobuza, który poprzedniego dnia dźgnął mnie patykiem. Czubkiem języka polizałam ranę na wardze. Wyobraziłam sobie, że jest gdzieś tam, pod śniegiem.

Uśmiechnęłam się.

Dobrze mu tak. Dobrze tak im wszystkim.

 

PÓŹNIEJ

 

5

Heidrby

 

Idąc przez plac targowy, czułam na sobie spojrzenia innych. Już dawno nauczyłam się je ignorować. Pełne niechęci, zachwytu lub pożądania – żadne nie robiły na mnie wrażenia. Mój prosty płaszcz miał kaptur, jednak nie zamierzałam kryć pod nim twarzy, jakby była powodem do wstydu.

W Heidrby, jak w każdym innym mieście portowym, miejscowi mieszali się z przybyszami ze wszystkich zakątków Jotunheimu i nie tylko. Na targu i w porcie spotykałam ludzi z Midgardu, karły ze Svartalfheimu, Asów a nawet Wanów. Mimo tak różnorodnej zbieraniny, miałam wrażenie, że jestem samotnym bursztynem w stercie kolorowych kamyków. Z upływem zim moje mieszane pochodzenie stawało się coraz bardziej zauważalne. Nigdy nie spotkałam kogoś, kto jak ja miałby jasnoszarą skórę i śnieżnobiałe włosy Olbrzyma Mrozu oraz piękne, delikatne kształty mieszkańca Wanaheimu.

Poza niezwykłą urodą, niczym innym nie zwracałam na siebie uwagi. Ot, młoda służąca idąca szybko przez miasto ze sprawunkami. Do domu mojego pracodawcy wiodła kręta droga wzdłuż ściany fiordu, w połowie przecięta przez wodospad. Aby go minąć, musiałam przejść przez most. Tam się zatrzymałam na moment, by odsapnąć.

Na samym skraju czarnego urwiska po drugiej stronie zatoki wznosił się wielki, biały zamek ze lśniącymi w słońcu dachami, ozdobiony barwnymi chorągwiami. Z tak wspaniałej twierdzy powinien rządzić władca całego Jotunheimu a nie tylko wyspy na północy. Według plotek, wnętrza były jeszcze bardziej zachwycające. Chciałam się o tym przekonać na własne oczy, ale za mury nie wpuszczano byle kogo: tylko ważnych gości albo tych, którzy narazili się jarlowi. Tych drugich nigdy więcej potem nie widziano.

Nie pierwszy raz dopadły mnie wątpliwości. Zdusiłam je, dotykając czoła w miejscu, gdzie dawno temu pocałowała mnie Freja. Wiedziałam, że muszę dostać się do zamku za wszelką cenę. Kiedy ujrzałam go po raz pierwszy miesiąc temu, z pokładu drakkaru, którym przypłynęłam do Heidrby, zrozumiałam, że to tu wreszcie spełnię swoje przeznaczenie po wielu zimach starań i porażek. Nigdy nie zrezygnowałam, nie śmiałam podważyć decyzji Norn i słów samej Pani Wanów. Jeszcze tylko trochę…

Opuściłam wzrok. Ryczący za mną wodospad wpadał w nieprzeniknioną toń małego jeziorka, zwanego Okiem Ymira. Na brzegu postawiono kopczyki ku pamięci tych, którzy utonęli w tym zbiorniku. Oko Ymira było ponoć tak głębokie, że nikomu nie opłacało się wyławiać stamtąd ciał.

Nade mną słońce zaczynało powoli chylić się ku zachodowi. Zrozumiawszy, że nie mogę dłużej zwlekać, powędrowałam z zakupami w górę fiordu. Mój pan miał przyjąć dzisiaj bardzo ważnego gościa.

 

6

Gra warta ryzyka

 

Muszę przyznać, że Knut Bragson nie był takim złym pracodawcą. Aby zdobyć pieniądze lub czasem po prostu przeżyć, pracowałam wcześniej dla gorszych kobiet i mężczyzn. Starego Olbrzyma Morskiego bardziej od uciech cielesnych interesował hazard. Według sąsiadów, jego rodzina była niegdyś jedną z zamożniejszych w Heidrby, lecz po śmierci ojca i matki większość majątku zmarnował na grę w kości.

Jeśli tylko miał trochę więcej monet, jechał do dzielnicy bogaczy, aby próbować swych sił w tamtejszych domach gry. Z każdej takiej wyprawy wracał uboższy lub zadłużony. Jego ostatnia wyprawa nie różniłaby się pod tym względem od poprzednich, gdyby nie to, z kim tamtego wieczoru przegrał.

– Mam teraz dług u samego Vargra – oznajmił ponuro przy skromnym śniadaniu następnego dnia.

Z początku nie mogłam w to uwierzyć. Na targu plotkowano, że słynący z bezwzględności jarl raz na jakiś czas schodził do swych poddanych, by uczestniczyć w ich rozrywkach – to mogłam zrozumieć, ale co skłoniłoby go do gry w kości z takim nieudacznikiem, jak Knut? Według niego, znaczący wpływ miały beczki wypitego wcześniej piwa.

Stan upojenia nie unieważnił jednak zakładu, o czym przypominali co jakiś czas wysłannicy jarla. Na zdobycie zaległych pieniędzy Knut miał dwa tygodnie. Jeśli do tego czasu by nie zapłacił, jarl Vargr miał osobiście zaciągnąć go do zamkowych lochów.

Cóż, życie nauczyło mnie nie wybrzydzać.

Knutowi może fatalnie szło z kośćmi, ale przynajmniej miał tyle szczęścia, by w ostatniej chwili spłacać długi wierzycielom. Dzień przed ostatecznym terminem udało mu się uzbierać pełną sumę. Chciał od razu pobiec do zamku z pieniędzmi, ale zdołałam go przekonać, by zaczekał aż to jarl do niego przyjedzie.

 

7

Gniew jarla

 

Tuż przed zachodem słońca zza zakrętu wyłoniły się dwa wozy zaprzęgnięte w potężne rumaki. Pierwszym był zadaszony powóz z wymalowanym na drzwiach herbem jarla. Drugi, najprościej rzecz ujmując, był klatką na kołach. Ukryta za framugą drzwi wejściowych patrzyłam, jak oba stają przed domem. Woźnica pierwszego pojazdu zeskoczył na ziemię, by otworzyć drzwi pasażerom.

Ze środka najpierw wyszedł jarl Vargr. Wyglądał dokładnie tak, jak go sobie wyobrażałam: wysoki, młody Olbrzym Morski, którego przystojną, srebrzystą twarz otaczały gęste, czarne loki. Grymas i kształt oczu zdradzały okrucieństwo. Ciało też miał idealne; aż zaczęłam się zastanawiać, czy i w jego żyłach nie płynie domieszka krwi Wanów.

Następne wysiadły Olbrzymka Morska i Olbrzymka Ziemi. 

Nie wiem, co wzbudziło we mnie większą irytację w tej pierwszej: nadmiar ozdób, płomieniście rude włosy sięgające pasa, czy jawna pogarda wyzierająca ze złoty… żółtych oczu. To niesamowite, że można być ładnym i odstręczającym zarazem. Wykrzywiła usta i zmarszczyła nos, jakby właśnie weszła do chlewu. Ostentacyjnie rozłożyła wachlarz i zaczęła się wachlować pomimo braku upału.

Z kolei wyższa od niej o co najmniej głowę Olbrzymka Ziemi prezentowała się skromnie i dystyngowanie. Gładkie, grafitowe włosy miała związane w prosty warkocz. Gdyby nie młoda twarz, pomyślałabym, że jest starsza od pozostałych. Prosta, szmaragdowa suknia podkreślała zieleń skóry kobiety. Przedmieścia, na których musiała wysiąść, nie robiły na niej żadnego wrażenia. Całą uwagę skupiła na jarlu. Uświadomiłam sobie, że to musi być Hlina, żona Vargra, o której też co nieco słyszałam.

Jako ostatni z powozu wyszedł barczysty Olbrzym Morski uzbrojony po zęby. Tylko głupiec albo samobójca próbowałby z nim zadzierać. Vargr przywołał go do siebie, kobietom zaś polecił zostać przy pojeździe. Knut wyszedł im naprzeciw nie szczędząc ukłonów.

– Nie rób z tego większego przedstawienia, Knucie Bragsonie! – rozkazał zniecierpliwiony jarl. – Wystarczy, że moje panie chciały koniecznie mi towarzyszyć.

Ponownie zerknęłam na kobiety. Jeśli wzrok mnie nie mylił, jarlina posłała rudej znaczące spojrzenie. Ta jawnie je zignorowała.

Zauważyłam również sąsiadów nieśmiało podchodzących bliżej. Wezbrała we mnie gorycz, gdy pomyślałam, że jak do czegoś dojdzie, nie zrobią nic więcej poza patrzeniem i komentowaniem.

– Co tak stoisz? –ponaglił jarl. – Nie masz długu do spłacenia?

W drżących dłoniach Knut okazał pękaty mieszek. Olbrzym towarzyszący jarlowi wziął go i podał swemu panu. Serce mi zamarło, kiedy Vargr zajrzał do środka. Zmarszczył brwi i włożył dłoń do środka. Wyraźnie widziałam, jak wzbiera w nim wściekłość im dłużej grzebie wewnątrz.

– Czy ty sobie ze mnie kpisz? – wycedził przez zęby.

Przechylił sakiewkę. Na ziemię posypały się monety wymieszane z małymi kamykami. – Gołym okiem widać, że to ledwie ponad połowa! – Z całej siły cisnął mieszek na ziemię. Próbujesz mnie oszukać?! Nie ujdzie ci to na sucho, gnido!

Oniemiały z szoku Knut padł na kolana. Drab jarla złapał go za kark. Sparaliżowana patrzyłam, jak Vargr wyciąga miecz z pochwy u pasa. Nie takiego obrotu spraw się spodziewałam. Słyszałam, że jarl okrutnie karał swych wrogów, ale nigdy o tym, by dokonywał egzekucji pod wpływem chwili. Nie sądziłam, że próba oszustwa doprowadzi go do takiej furii.

– Opanuj gniew, mężu! – Jarlina zbliżyła się stanowczym krokiem. Może mi się tylko wydawało, ale poczułam, jak ziemia lekko zadrżała. – Sam przed chwilą powiedziałeś, że nie chcesz robić przedstawienia. – Ruchem dłoni wskazała przejętych gapiów.

Jarl spojrzał gniewnie na żonę, potem na zbiegowisko, następnie mieląc pod nosem słowa, schował miecz i zwrócił się do draba:

– Bjorn, wrzuć tego śmiecia do klatki.

Jego słowa podziałały na mnie jak kubeł lodowatej wody. Wyskoczyłam z kryjówki.

– Błagam! Oszczędź go, jarlu! – Z tym okrzykiem ile sił w nogach podbiegłam do nich. Mocno objęłam Knuta.

Bjorn już po mnie sięgał wolną ręką, gdy Vargr go powstrzymał.

– Czemu niby mam oszczędzić tego oszusta, dziewczyno? – wycedził przez zęby.

Przełknęłam ślinę.

– Mój pan może nie radzi sobie z pieniędzmi, ale ma wielkie serce – wyjaśniłam drżącym głosem. – Ocalił mnie przed śmiercią na ulicy. Z wdzięczności jestem gotowa zrobić dla niego wszystko… Nawet ponieść karę za jego występek.

Zapadła cisza, nawet gapie zamilkli. Niezrażona zmianą, patrzyłam z determinacją prosto na jarla.

– Podejdź bliżej – rozkazał.

Tak zrobiłam. Stawiałam kroki ostrożnie, ale też bez okazywania strachu. Chociaż uniosłam ku Vargrowi głowę, to i tak ujął mnie za podbródek. Ledwo powstrzymałam się od uwolnienia twarzy z pomiędzy zimnych palców. Ich właściciel dokładnie przyglądał się z góry mojej twarzy i ubogiemu strojowi służącej. Widziałam, jak gniew na jego twarzy ustępuje ciekawości. 

– Jak się nazywasz? – zapytał.

– Na imię mam Freya, jarlu – odpowiedziałam bez wahania.

 Na usta Vargra wypełzł znaczący uśmiech.

 – No, proszę, proszę… – mruknął z błyskiem w oku.

Za nim Olbrzymka Morska prychnęła.

– Co za tupet – usłyszałam za szybko poruszanym wachlarzem.

 

8

W drodze do zamku

 

Kiedy ostatni raz widziałam Knuta, nadal siedział oszołomiony na ziemi przed kopczykiem z monet i kamyków. Nie powiedział nic, nawet gdy sprzedałam swoją wolność za jego życie. 

Mimo komplikacji, swojego czynu nie żałowałam. Nie takie rzeczy robiłam, by osiągnąć cel. Stary Olbrzym Morski był kolejnym z moich narzędzi… co nie znaczy, że chciałam, by z tego powodu stracił życie. Łzawa historyjka, którą przedstawiłam jarlowi, nie była całkowicie wyssana z palca. Tuż po przybyciu do Heidrby przez dłuższy czas miałam trudności ze znalezieniem spokojnego miejsca, gdzie mogłabym osiąść na jakiś czas, zanim podejmę dalsze kroki. Dopiero Knut wyszedł z taką ofertą. Za opiekę nad domem nie obiecywał nic poza jakimś groszem i miejscem do spania w kuchni, ale życie nauczyło mnie nie wybrzydzać. Tym bardziej, że miał to być jedynie przystanek na drodze do zamku.

Prawdę powiedziawszy, nie sądziłam, że dzięki niemu tak znacząco zbliżę się do celu zaledwie w ciągu miesiąca.

Siedziałam wciśnięta między ścianę powozu a Bjorna. Jarl usiadł naprzeciw ze “swoimi paniami” po bokach. Ta ruda – okazało się, że ma na imię Kaysa – wykręcała głowę i zasłaniała twarz wachlarzem, żeby tylko na mnie nie patrzeć. A kiedy już kierowała na mnie wzrok, w jej oczach widziałam nienawiść. Do ostatniej chwili namawiała jarla, aby nie zabierał mnie ze sobą, tylko wrzucił do klatki.

Co ciekawe, jarlina nie oponowała. Mało tego – to ona zaproponowała mężowi, bym jechała z nimi. Spoglądała na mnie z zaciekawieniem, jakbym była interesującą formacją skalną. Była w tym bardziej dyskretna od męża, który zdawał się widzieć jedynie mnie.

– Wielu próbowało zdobyć Freję – powiedział z dumą – ale to mi się poszczęściło.

Bjorn, jego huskarl, zaśmiał się cicho. Kaysa syknęła. Ja zacisnęłam zęby i uśmiechnęłam się słodko.

Akurat wjechaliśmy na most przy wodospadzie. Poniżej, na samym dnie Oka Ymira spoczywały brakujące pieniądze Knuta. W drodze do miasta wrzuciłam je tam z nadzieją, że nikt ich nigdy nie znajdzie.

Być może sprawiły to strach i napięcie, ale poczułam nagłą chęć przyznania się do podstępu. Zdołałam ją jednak stłumić, pomna wcześniejszej furii Vargra. Nie po to tyle ryzykowałam. by pod wpływem chwili wszystko zepsuć.

Jednocześnie zdawałam sobie sprawę, jak bardzo daleko jeszcze byłam od celu. Dostanie się do zamku stanowiło zaledwie pierwszy krok. Prawdziwa, mozolna droga na szczyt miała zacząć się dopiero po przejeździe przez zamkową bramę, a tam tylko jarl wiedział, co mnie czekało.

 

9

Knowania metresy

 

Tak oto stałam się więźniem na dworze jarla. Moją celą była porządnie umeblowana komnata. Stamtąd mogłam wyjść jedynie na balkon, z którego mogłam rzucić się na ostre skały daleko w dole. Poza tym, pokój opuszczałam jedynie pod eskortą, kiedy jarl życzył sobie mojej obecności. Towarzyszyłam mu wszędzie tam, gdzie mógł się mną pochwalić. Naprawdę chciał zasłynąć jako ten, któremu udało się zdobyć Freję. Dzielnie znosiłam cmokania i zaloty lubieżnych tanów, pocieszając się myślą, że kiedy już zajmę miejsce ich obecnego pana, spotka ich należyta kara.

Rola tańczącej i śpiewającej zabawki jarla niosła też korzyści. Za dobre zachowanie nie tylko dostawałam piękne suknie i ozdoby oraz pozwalano skosztować wykwintne potrawy. Przebywając w pełnych przepychu salach, mogłam też obserwować życie dworu i planować następne posunięcia.

Cichej wojny między Hliną a Kaysą o względy jarla nie dało się nie zauważyć. Jeśli żona Vargra coś zasugerowała, jego metresa natychmiast przedstawiała swoją propozycję i na odwrót. Każda też miała na oku poczynania rywalki. Po kilku tygodniach rozpoznawałam sprzymierzeńców każdej z nich wśród służby i dworzan.

Moja pozycja była zbyt słaba, abym mogła działać jako trzecia strona, więc na początek postanowiłam wejść do tej gry jako popleczniczka. Biedny Knut nie był pierwszym, którego wykorzystałam do własnych celów. I nie ostatnim.

Wybór sojuszniczki nie stanowił problemu.

Z biegiem czasu moja niechęć do Kaysy jedynie się pogłębiała. Nie dałabym rady przymilać się komuś, kto rozmyślnie utrudnia mi i tak niełatwe życie.

Pewnego ranka służąca, w której poznałam szpiega metresy, przyniosła strój, który jarl życzył sobie, abym koniecznie ubrała. W samej sukni nie znalazłam nic podejrzanego, ale pod nieudolnie przerobionymi podeszwami butów wyczułam kawałeczki szkła. Na szczęście, nikt w zamku nie miał pojęcia, że przez pewien czas pracowałam jako pomocnica szewca. Po odejściu dziewczyny zabrałam się do pracy. Ku niezadowoleniu Kaysy, zeszłam w tych butach do sali tronowej lekkim krokiem. Pewnie dlatego wieczorem ta sama służąca niby przypadkowo wylała na mnie miód niesiony metresie.

Najgorsze były jednak plotki. Dworzanie opowiadali sobie szeptem o tym, że byłam dzieckiem prostytutki, także parałam się nierządem, a Knut zgodził się wziąć mnie pod dach w zamian za ogrzewanie mu łoża. Nikt tego nie kwestionował, bo kobiety z Wanaheimu powszechnie uważano za rozwiązłe. 

Kaysa nie kryła się się z tym, że to ona odpowiada za pomawianie. Nie chciała dopuścić, abym zbliżyła się za bardzo do jarla. Gdyby mogła, zesłałaby mnie jako niewolnicę w tunice z worka po ziemniakach do wykonywania najpodlejszych prac. To ją jako pierwszą postanowiłam usunąć sobie z drogi. Żywą lub martwą.

 

10

Rywalki

 

Oprócz osnutych płaszczykiem pozorów intryg, bez zaskoczenia odkryłam prawdziwą twarz jarla. Pod maską budzącego strach władcy krył się rozpuszczony bachor, myślący tylko o przyjemnościach i tupiący nogą, kiedy coś nie szło po jego myśli. Lubił imponować innym, ale też bił po rękach i zabierał zabawki, gdy ktoś po nie sięgał. Miało to dobre strony, bo na swój sposób zapewniał mi ochronę przed co bardziej natarczywymi tanami.

Po kolejnym takim zdarzeniu szłam do mojej celi odprowadzana przez Bjorna. Z rozmyślań o odcięciu dłoni skarbnikowi wyrwały mnie kobiece głosy. Akurat wyszliśmy na dziedziniec, gdzie pod oświetloną pochodniami galerią Kaysa kłóciła się z Hliną,

Wcześniej tego wieczoru Vargr kazał żonie odejść po tym, jak śmiała mu zasugerować ograniczenie wydatków na przyjęcia, bo zaczyna brakować pieniędzy na utrzymanie armii. Niedługo potem metresa wymówiła się z przyjęcia bólem głowy.

Choć jarlina stała oparta o ścianę naprzeciw atakującej Kaysy, wcale nie sprawiała wrażenia zapędzonej w kozi róg. Zdawała się raczej czekać, kiedy ruda skończy mówić.

– Możesz kombinować do woli, Kayso, ale nigdy nie będziesz nikim więcej, niż tylko kochanką – odparła, kiedy miała ku temu okazję, patrząc na nią z góry.

Słowa jarliny rozgniewały metresę tak bardzo, że uniosła otwartą dłoń.

– Ty przerośnięta ropucho!

Zanim padł cios, Hlina złapała przeciwniczkę za nadgarstek. Bez słowa wskazała drugą ręką mnie i Bjorna. Metresa w mgnieniu oka zrozumiała swój błąd. Wyrwawszy się, uciekła za najbliższą bramę.

Tymczasem, nie tracąc opanowania, Jarlina podeszła do nas.

– Bjornie, dogoń Kaysę i przekaż, że ten incydent pozostanie między nami – powiedziała, a widząc jak huskarl wodził wzrokiem między nią, mną i bramą, dodała: – Do twojego powrotu Freya zostanie ze mną..

– Tak, pani. – Bjorn skłonił się, po czym ruszył przez dziedziniec.

W pierwszej chwili nie rozumiałam, po co tuszować atak a nie wykorzystać go przeciwko rywalce. Potem przypomniałam sobie, że Bjorn także jest poplecznikiem Kaysy, o ile nie kimś więcej. Gotów byłby jeszcze kłamać dla tej obślizgłej ryby, a mnie nikt by nie wysłuchał. 

Gdy zniknął z pola widzenia, jarlina odetchnęła. Może sprawiła to tylko gra cieni, ale nagle zrobiła się jakaś mniejsza. Światło pochodni podkreślało głębokie cienie pod spuchniętymi od niedawnego płaczu oczami. Była naprawdę zmęczona, nie tylko z powodu późnej pory.

Już wcześniej przykro mi się robiło, kiedy patrzyłam, jak usiłuje przekonywać upartego małżonka do podejmowania rozsądnych decyzji. W tamtej chwili, widząc ją tak bezbronną, ogarnęła mnie potężna fala współczucia. Na jej barkach spoczywało nie tylko sprawowanie pieczy nad zamkiem. Gdyby nie ona, krótkowzroczny Vargr doprowadziłby swe ziemie do ruiny.

Zamrugała a w kącikach oczu pojawiły się nowe łzy. Jedno uderzenia serca później trzymałam w wyciągniętej ręce chusteczkę. Jarlina popatrzyła na mnie zaskoczona. Sama sobie też się dziwiłam.

– Dziękuję, Freyo. – Wzięła ode mnie kwadratowy kawałek materiału. Delikatny uśmiech, który mi wtedy posłała, przypomniał mi uśmiech matki.

Pomimo podkrążonych oczu i licznych drobnych blizn po usuniętych znamionach na twarzy, Hlina była ładna. Nie umiałam też wyobrazić jej sobie w innym kolorze skóry niż zielonym. Kaysa mogła udławić się wielką ropuchą.

Cichy śmiech jarliny uświadomił mi, że powiedziałam to na głos.

 

11

Wątpliwości

 

Kiedy Bjorn w końcu wrócił, zabrał mnie ze sobą, jak gdyby nic się nie stało. Pogrążona w myślach nie zwracałam na niego uwagi. Zauważyłam jedynie, że ma podniesiony kołnierz płaszcza. Wcześniej tego wieczoru tak go nie nosił.

W mojej komnacie, po tym jak huskarl przekręcił klucz w zamku, szybko przebrałam się w koszulę nocną i weszłam pod koc. Próbowałam zasnąć, ale sprzeczne myśli mi to uniemożliwiały.

Przez spontaniczne gesty sympatii dostałam się w łaski jarliny. Dzięki temu będzie mi łatwiej wspinać się na szczyt. Najpierw z pomocą Hliny pozbędę się Kaysy, potem… Po tym, jak z bliska zobaczyłam prawdziwą twarz młodej kobiety, nieszczęśliwej w małżeństwie zawartym w celach politycznych, nie umiałam wyobrazić sobie wbijania jej sztyletu w plecy.

Potarłam czoło.

Freja pomagała takim, jak ona.

Potrząsnęłam głową. Nie mogłam zapomnieć, że Hlina również prowadziła własną grę i była w niej dobra. Co więcej, zapewne przejrzała moje zamiary. Słowa, które skierowała do Kaysy, równie dobrze mogły dotyczyć mnie,

Tylko, że pewnych emocji nie można udawać przekonująco.

Kiedy udało mi się zasnąć, na powrót znalazłam się w ciemnej górskiej chacie. Za ścianami ze skrzypiących bali szalała śnieżyca. Jak tamtej pamiętnej nocy wiele zim temu, siedziałam skulona i przerażona przy słabym ogniu w palenisku. Wydawało mi się, że jestem zupełnie sama dopóki ktoś nie dotknął mego ramienia. Odwróciłam się, jednak zamiast Freji albo matki, ujrzałam obok siebie Hlinę. 

Uśmiechnęła się do mnie, wyciągając dłoń. Niepewnie ją ujęłam, Kiedy ciepłe palce oplotły moje, cały strach znikł.

 

12

Upokorzenie Kaysy

 

W następnych dniach zachowanie metresy uległo zmianie. Ani ona, ani nikt inny z jej otoczenia mi nie dokuczał, jeśli nie liczyć przekazanego potajemnie liściku z pogróżkami. Również dla jarliny Kaysa była na swój sposób milsza. Nie krytykowała jej uwag zapewne z obawy, że jeśli znowu posunie się za daleko, nasz mały sekret wyjdzie na jaw.

Bjorn natomiast pozostał cichy i niewzruszony u boku jarla, choć nie na długo. Pewnego ranka Gerda, służąca ze strony Hliny, razem z dzisiejszą suknią przyniosła wieści, że poprzedniej nocy huskarl opuścił zamek.

– Mój brat był wtedy na warcie przy bramie – przyznała po tym, jak zapytałam, skąd o tym wie. – Twierdzi, że Bjorn wyglądał na gotowego do długiej drogi. Usiłował też ukryć gruby opatrunek pod kapturem. – Zerknęła za siebie na drzwi, po czym przyznała cichszym głosem: – Nie mam pojęcia, co się między nim wydarzyło, jednak jeśli mam być szczera, wydaje mi się, że o cokolwiek poszło, Bjorn miał szczęście, że uszedł z życiem.

Skinęłam głową na zgodę, pomna losu, jakiego udało się uniknąć Knutowi.

To nie był koniec niespodzianek tamtego dnia, bowiem przy wielu świadkach rozgniewany jarl nakazał Kaysie opuścić swe komnaty jeszcze przed zachodem słońca. Z głównej części zamku miała przeprowadzić się do najdalszego, zachodniego skrzydła, zajmowanego przez mniej znaczących urzędników.

Vargr nie podał przyczyn, ale taka degradacja metresy w połączeniu z wygnaniem huskarla mogła oznaczać tylko jedno. Już od dawna krążyły plotki o romansie tej dwójki, jednak aż dotąd nikt nie miał dobrych dowodów.

Zdruzgotana Kaysa opuściła salę tronową z uniesioną głową. Ze wszystkich sił próbowała zachować resztki godności.

Kiedy inni dworzanie śledzili każdy jej krok, ja zerknęłam na jarlinę. Hlina pochwyciła moje spojrzenie i posłała dyskretny uśmiech. Zrozumiałam, że nie chciała zdradzić, co zaszło tamtej nocy, bo miała coś lepszego w zanadrzu. Mój podziw dla jej przebiegłości mieszał się z przerażeniem.

 

13

Usypianie uwagi

 

Po miesiącach cichych obserwacji uznałam, że w końcu nadeszła pora na śmielsze działania. Częściej śmiałam się z żartów jarla i prawiłam mu komplementy. Jednocześnie po kryjomu wspierałam jarlinę. Hlinie zdawało się nie przeszkadzać, że przymierzam się do roli następnej metresy, co było dogodne, jak i niepokojące zarazem.

Miałam o tyle łatwiej, że po odsunięciu Kaysy Vargr sam zaczął się mną bardziej interesować. Powoli przestawał widzieć we mnie jedynie ozdobę swego otoczenia. Częściej ucinał pogawędki na niezobowiązujące tematy a nawet flirtował. Chciał wiedzieć, co porabiałam zanim trafiłam do Knuta a i o sobie chętnie opowiadał. Nie ukrywał, że nic nie czuje do swojej żony i chętnie wziąłby rozwód, gdyby nie skomplikowane warunki idącego za ich małżeństwem sojuszu.

– Przynajmniej mam kogoś, kto zajmuje się tymi wszystkimi nudnymi sprawami – stwierdził z wyraźną ulgą pewnego razu, gdy byliśmy tylko we dwoje w jego prywatnym salonie. – Dzięki niej mam więcej czasu na przyjemności,

Akurat trzymał mnie za rękę. O mały włos nie wykręciłam mu wtedy nadgarstka.

Mimo wszystko, zgrywanie miłej opłaciło się, bo zyskałam więcej swobody. Przede wszystkim mogłam chodzić po zamku bez eskorty oraz nareszcie otrzymałam klucz do własnej sypialni.

Co jakiś czas, pod moją nieobecność, ktoś zostawiał w komnacie drobnie podarki: głównie słodkości i świeże kwiaty w wazonie, jak również książki. Nigdy nikogo nie nakryłam na gorącym uczynku a zazwyczaj gadatliwa Gerda milczała na ten temat jak zaklęta. Kierowana przeczuciem któregoś dnia wplotłam sobie we włosy czerwoną różę z najnowszego bukietu, idealnie pasującą do reszty stroju. Jarl ledwie zwrócił na nią uwagę, za to Hlina wyraźnie poweselała.

Bywały też, co prawda rzadko, sytuacje, kiedy zostawałam na osobności z jarliną. Rozpoczynała wtedy niezobowiązujące pogawędki na błahe tematy o pogodnie i obrazach, jednak raz czy drugi chciała się dyskretnie wywiedzieć o moich ulubionych smakołykach i albo o czym chętnie czytam.

Musiałam przyznać, że gesty jarliny były bardzo miłe. Skrycie lubiłam znajdować drobne upominki, a nawet rozmawiać z Hliną. Wydawała się wtedy kimś innym od posągowej żony jarla, trzymającej wszystko pod kontrolą. Nie mogłam jednak dać się jej omamić. Za każdym razem upominałam siebie, że w ten sposób jarlina chce uśpić moją czujność, by potem dokonać ataku.

Skupiona na Vargru i Hlinie, nie zapomniałam o Kaysie. Po zesłaniu do zachodniego skrzydła jej wpływy na dworze znacząco zmalały. Opuszczona przez większość sojuszników, siłą rzeczy musiała trzymać się na uboczu. Raz, czy drugi nasze spojrzenia się spotkały. To, co w nich widziałam przekonywało mnie, że odwet z jej strony to tylko kwestia czasu.

Idealną okazją na zemstę byłyby nadchodzące urodziny jarla. Zaplanował wielodniowe uroczystości, o jakich skaldowie mieliby śpiewać przez następne sto lat. Dla Hliny oznaczało to więcej problemów niż zwykle. Nie trzeba było zaglądać do ksiąg rachunkowych, aby zrozumieć, że ambicje Vargra mogły doprowadzić Heidrby do bankructwa. 

Przez kilka tygodni zamek przypominał ul, gdzie nerwowość mieszała się z podekscytowaniem. Im bliżej było początku uroczystości, tym większe panowało zamieszanie,

Damy dworu rozprawiały o strojach, z kim będą tańczyć i kto został zaproszony. Dziwiły się, że Vargr chciał, by Kaysa była obecna na balu. Podejrzewały, że nadal coś do niej czuje, skoro nie wyrzucił jej razem z huskarlem. Z nie mniejszym zaskoczeniem razem z nimi przyjęłam informację, że parę dni przed rozpoczęciem uroczystości była metresa opuściła zamek. Otrzymała smutne wieści o poważnej chorobie matki i musiała na jakiś czas wrócić w rodzinne strony, aby być przy niej, być może w jej ostatnich dniach.

Wyjazd Kaysy był prawie niezauważalny: skromna wyprawa wyruszyła pod prąd rzeki wozów z zaopatrzeniem, artystami i pierwszymi gośćmi. Obserwowałam ją z okna, pełna mieszanych uczuć. Część mnie chciała wierzyć, że ktoś taki, jak Kaysa, potrafi martwić się o kogoś innego niż siebie. Nie powiem, pomimo okoliczności, w duchu cieszyłam się na myśl, że ta ruda jędza znika z zamku, być może na bardzo długo. Z trzeciej strony, nauczona przez życie nie ufać niczemu bezgranicznie, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że kryje się za tym jakiś podstęp.

 

14

Bal urodzinowy

 

Na co dzień sama o siebie dbałam, ale w dniu urodzin jarla służące przyszły mnie wykąpać i ubrać w najpiękniejszą z sukien, jaką kiedykolwiek nosiłam: szkarłatną, ze wzorami wyszytymi złotą nicią. W załączonym liściku Vargr nalegał, abym tego wieczoru jak najbardziej przypominała Freję. To dlatego Gerda zaplotła w moje białe włosy czerwone wstążki. Na koniec wszystkie służące kolejno nałożyły na mnie ozdoby, w tym złoty naszyjnik wysadzany rubinami i granatami. Musiałam przyznać, że był ładny, ale daleko mu było do wspaniałej kolii prawdziwej Pani Wanów.

Gdy nastał czas, w towarzystwie Gerdy udałam się w kierunku przyjęcia, odprowadzana wzrokiem przez każdego, kogo mijałam. Przed salą balową zastałam jarlinę. Razem z majordomusem rozstawiała po kątach liczną obsługę, artystów i gości, aby nikt nie wchodził sobie w drogę. Na mój widok porzuciła zadanie.

– Dobry wieczór, Freyo… Wyglądasz cudownie – powiedziała z zachwytem w oczach, kiedy podeszłam bliżej.

– Bardzo dziękuję, jarlino. – Dygnęłam.

Odpowiedziałabym szczerze, że ona również wyglądała przepięknie w ciemnozielonej sukni obszytej perełkami i srebrną nicią, gdyby nie Vargr. Ledwie zwracając uwagę na żonę, wziął mnie pod ramię i wprowadził do sali.

Nie pamiętam, czy kiedykolwiek wcześniej czułam się tak wspaniale, jak wtedy; jakbym już spełniła swoje największe marzenie. Goście, zarówno kobiety jak i mężczyźni, podziwiali mnie niczym cudowny i delikatny kwiat.

Po obowiązkowym pierwszym tańcu z żoną, to mnie jarl wyciągnął na parkiet. Prowadził tak, że nie musiałam obawiać się potknięcia. Gdyby nie moje wcześniejsze doświadczenia, w tamtym momencie prawdopodobnie bym go pokochała.

Być może Vargrowi udzielił się radosny nastrój, bo nie miał oporów przed tym, aby inni prosili mnie do tańca, jeśli miałam na to ochotę. Pozwolił na to nawet Agnarowi. Nowy huskarl jarla potajemnie trzymał stronę jarliny od dawna. Nie znałam dokładnie zamiarów Hliny, ale nie zdziwiłabym się, gdyby jego awans był elementem intrygi, mającej na celu umocnienie wpływów po usunięciu metresy i jej drugiego kochanka.

Na parkiecie gęsto było od tańczących par, więc Vargr nie widział nas przez większość czasu. Agnar wykorzystał tę okazję, aby szepnąć mi do ucha:

– Żadnych wieści o Kaysie.

Nie tylko ja miałam wątpliwości co do nagłego wyjazdu Kaysy. Hlina miała na oku popleczników rywalki, ale ją samą zgubiła w momencie, kiedy wsiadła na statek, którym popłynęła do domu.

Nie powiem, ulżyło mi. Podziękowałam huskarlowi.

– Nie ma za co. Robię tylko to, o co mnie poproszono.

Zamrugałam zaskoczona. W tym samym momencie przeszła obok nas jarlina prowadzona w tańcu przez jednego z ambasadorów. Spojrzała na mnie i Agnara, po czym skinęła nam obojgu głową.

 

15

Tylko jedna

 

Mimo najlepszych chęci, zmęczona wrażeniami nie wytrzymałam na balu długo. Tuż po północy za pozwoleniem jarla wróciłam do siebie w towarzystwie Gerdy. Marzyłam jedynie o tym aby wreszcie się położyć.

Na miejscu już czekały inne służące, by zdjąć ze mnie suknię i przygotować do snu. Wygoniłam je wszystkie, także Gerdę, zamknęłam drzwi i padłam na łóżko. Znalazłam jeszcze troszkę sił, by zsunąć ze stóp pantofle, ale już nie na zdmuchnięcie świec w kandelabrze na stoliku nocnym.

Do dziś, żałuję, że pozwoliłam wtedy, aby moja czujność usnęła przede mną. Gdyby było inaczej, zauważyłabym, że coś jest nie w porządku. A tak weszłam prosto w pułapkę.

Ze snu wyrwało mnie szarpnięcie. Ktoś zakrył mi dłonią usta a drugą usiłował unieruchomić ręce. Wbijające się w skórę paznokcie obudziły instynkt przetrwania. Mimo, że atakujący był wyższy ode mnie, udało mi się uwolnić i pchnąć go na łóżko.

W świetle świec ujrzałam młodą Olbrzymkę Morską w stroju służącej. W blasku świec mienił się złotem wystający spod czepca kosmyk rudych włosów. Taki sam błysk dostrzegłam również w żółtych, pełnych nienawiści oczach.

Odkrycie tak mnie zszokowało, że na powrót stałam się łatwym celem, czego Kaysa nie wahała się wykorzystać. Ponownie się na mnie rzuciła.

W przeszłości, aby przeżyć, walczyłam z większymi od niej. Miałam wtedy jednak przy sobie zazwyczaj jakąś broń i nie byłam obolała po tańcach. Do tego suknia krępowała mi ruchy. Kaysa zaś była wypoczęta i nosiła wygodniejszy strój. Wiedziałam, że tylko jedna z nas opuści tę komnatę żywa, a ja nie chciałam być tą martwą.

W ferworze walki ściągnęłam Kaysie z głowy czepiec, w zamian ona silnym szarpnięciem zerwała mój naszyjnik z szyi. Uderzyła mnie nim w twarz jak biczem. Zaślepiona bólem zdołałam jakoś przyszpilić ją do drzwi wiodących na balkon.

– Ososi chodzi? – Sapnęłam. Z kącika ust i skroni spływała mi krew.

Ja też zdołałam pobić metresę. Na gładkim, lśniącym czole powoli formował się guz, tak samo jak opuchlizna wokół złamanego nosa. Mimo nienajlepszej pozycji, uśmiechała się wyzywająco.

– Eliminuję konkurencję, parszywy mieszańcu.

Przycisnęłam ją mocniej do drzwi. Z premedytacją splunęłam na nią mieszanką nagromadzonej w ustach krwi i śliny.

– Tak bardzo chcesz być jarliną? – wycedziłam przez zęby.

Doprawdy nie wiem, jakim cudem to zrobiła, ale jej uśmiech stał się jeszcze bardziej perfidny.

– A ty nie? Czy nie dlatego kokietujesz Vargra i przymilasz do tej zielonej suki, Freyo?

Wyraźnie słyszałam szyderstwo w jej głosie, jak z nieskrywaną kpiną wypowiada moje imię. Patrzyła na mnie, jakby znała dokładnie moje zamiary. Wiedziała, że z rudymi włosami, żółt… złotymi oczami i pozycją, jaką do niedawna posiadała na dworze, była bliżej wizerunkowi Freji ode mnie. Włosy zawsze mogłam przefarbować, tak samo rozjaśnić skórę, ale żadnymi sposobami nie dałabym rady zmienić moich bladoniebieskich oczu.

Poczułam, że korzystając z mojej chwili nieuwagi, Kaysa próbuje uciec. A więc taki był jej plan. Obiema dłońmi złapałam olbrzymkę za szyję. Chciałam ją udusić, patrzeć, jak traci dech. Zamiast tego poczułam ostry, mocniejszy niż dotąd ból, kiedy ta żmija wbiła mi w bok nóż. Całe moje ciało zwiotczało. Z jękiem upadłam na podłogę. Nie stawiałam oporu, kiedy Kaysa podniosła mnie za kołnierz sukni.

– Wiesz? – spytała, ledwo tłumiąc zipanie. – Nie chciałam się posuwać aż do tego, ale nie pozostawiłaś mi wyboru. Teraz trzeba tu będzie posprzątać.

Otworzyła drzwi na balkon. Chłodny wiatr otrzeźwił mnie nieco. Za chwilę miałam być wrzucona do morza. Kaysa stękała, ciągnąc mnie ku balustradzie.

– Ugh! Czy naprawdę sądzisz, huh!, że mając tylko połowę krwi Wanów, huh!, i takie imię, huh!, będziesz kimś lepszym, huh!, od innych?!

Przekonana, że nie dam rady nic zrobić, upuściła mnie jak worek ziemniaków, by odsapnąć przed ostatecznym pozbyciem się mnie. Uderzyłam głową o twarde płytki. Na moment mnie zamroczyło. Ostry, kłujący ból w boku przypomniał mi moment, kiedy w dzieciństwie dźgnięto mnie z całej siły patykiem. Po uniesieniu powiek zobaczyłam ciemną plamę własnej krwi, tak samo, jak wtedy. Również tak samo, jak wtedy, ogarnęła mnie bezgraniczna furia.

Freja nigdy nie dałaby się pokonać w tak upokarzający sposób. Ja też nie.

Gniew dodał mi nowych sił, choć nie za wiele. Zmieniłam pozycję na taką, by spojrzeć przeciwniczce w oczy. Nim zrobiłaby cokolwiek, kopnęłam rękę, w której trzymała nóż. Broń odleciała na bok. Rzuciłam się za nią jak pies za patykiem. Kaysa podążyła moim śladem, ale to ja złapałam nóż pierwsza. Przez chwilę szamotałyśmy się na podłodze, kopiąc się nawzajem, drapiąc i bijąc pięściami. W końcu udało mi się dźgnąć Kaysę pod pachą. Nie czekając, następnie wbiłam nóż w środek brzucha aż po sam jelec.

Kaysa znieruchomiała, ale jeszcze żyła.

Odkryłam, że mimo utraty krwi, mogę stanąć na chwiejnych nogach. Dźwignęłam Kaysę i spojrzałam jej głęboko w oczy. Widziałam, jak ucieka z niej życie. Przybliżyłam twarz do głowy metresy. Chciałam, aby wyraźnie usłyszała ostatnie słowa: odpowiedź na pytanie, które wcześniej zadała:

 – Tak. To moje przeznaczenie.

Kaysa stęknęła i zamknęła oczy. Zawiesiłam jej bezwładne ciało na balustradzie, następnie zrzuciłam. Spadała podobna do szmacianej lalki prosto we wzburzone fale między ostrymi skałami.

 

16

Między jawą a snem

 

Chwile tuż po tym, jak zabiłam Kaysę, są ledwo posklejanymi ze sobą urywkami.

Emocje zaczęły ze mnie opadać a wraz z nimi siły. Na miękkich nogach dotarłam do sypialni, kurczowo przyciskając ręce do rany w boku. Myślałam jedynie o tym, by zatrzymać krwawienie. Jak przez mgłę widziałam w półmroku meble, w tym otwartą na oścież szafę. W oddali słyszałam głosy i łomotanie do drzwi. Spróbowałam zrobić jeszcze jeden krok do przodu. Musiałam stracić przytomność jeszcze zanim uderzyłam o podłogę.

Dotykało mnie wiele dłoni. Kiedy otwierałam oczy, widziałam sufit i twarze. Mówiono do mnie, ale nie rozumiałam słów. Kiedy sama próbowałam coś powiedzieć albo zrobić, ból oraz inni powstrzymywali mnie. Sny mieszały mi się z jawą. Czasem, kiedy byłam zbyt słaba, aby otworzyć oczy, czułam, jak ktoś trzyma mnie za dłoń. Ściskał ją i gładził czule, aby zapewnić, że nic mi już nie grozi. Słyszałam też łagodny głos mówiący do mnie. Rozpoznawałam go, lecz nie mogłam przypomnieć sobie skąd.

Kontrolę nad zmysłami odzyskiwałam powoli. Kiedy jednego razu obudziłam się, stał nade mną mężczyzna, w którym rozpoznałam nadwornego medyka z obozu jarliny. Zdołałam zapytać go, co się stało. Krótko i bez zbędnych szczegółów wyjaśnił, że straciłam dużo krwi, ale niedługo będę zdrowa i mam jak najwięcej wypoczywać. Zapewnił też, że jestem bezpieczna i nikt nieupoważniony nie ma do mnie dostępu.

Więcej dowiedziałam się potem od Gerdy, którą wyznaczono do wyłącznej opieki nade mną. Zamieszanie na balkonie zauważyli strażnicy z pobliskiej wieży. Hlina ze wszystkich sił starała się zatuszować atak. Jarl Vargr, jego dwór i goście uwierzyli w bajkę o tym, że rozchorowałam się ze stresu i zjedzenia zbyt wielu egzotycznych potraw. Służące, które tamtej nocy miały mnie przebrać do snu, zostały przesłuchane niby pod zarzutem kradzieży biżuterii. To były nowe dziewczyny, i jak się okazało, zostały przekupione przez Kaysę, aby jej pomogły. To one wprowadziły ją do komnaty i ukryły w szafie, gdzie czekała na odpowiedni moment, by zabić.

 

17

Porażka Hliny

 

Któregoś dnia obudziłam się, kiedy akurat nie było nikogo w komnacie. Gerda musiała gdzieś pójść, może po dzbanek ze świeżą wodą. Czułam się na tyle dobrze, by zaryzykować opuszczenie nóg na podłogę.

Cały pokój tonął w kwiatach przesłanych przez tych, których zachwyciłam na balu. Dołączono do nich liściki z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Jeden z najbardziej okazałych bukietów był od jarla.

Czasem był z niego taki słodki, naiwny głupiec. Nie miał zupełnie pojęcia o tym, co tak naprawdę się działo w jego własnym zamku. Ubolewał nad tym, że nie może mnie zobaczyć. Cóż, zadrapania i siniaki na twarzy trudno usprawiedliwić nadmiarem przypraw z południa.

Kątem oka zauważyłam, że Gerda zostawiła drzwi na balkon lekko uchylone, aby przewietrzyć wnętrze. Patrzyłam długo, ale nie zobaczyłam śladów krwi ani walki.

Spróbowałam wstać. Opierając się o meble i ściany wyszłam na zewnątrz. Tam także było czysto, jeśli nie liczyć ciemniejszych kresek między niektórymi kafelkami. Tknięta dziwnym przeczuciem wyjrzałam na drugą stronę. Między skałami zobaczyłam coś jasnego, unoszącego się na spokojnej wodzie. Dopiero po pełnej strachu chwili pojęłam, że to tylko stadko mew.

Moje nogi nie mogły już dłużej wytrzymać stania. Osunęłam na podłogę, opierając głowę o balustradę. Wymacałam pod koszulą nocną grubą warstwę bandaży zakrywającą bolącą ranę w boku. Jak tylko zamknęłam oczy, ujrzałam oświetloną blaskiem księżyca twarz umierającej Kaysy.

Od czasu, gdy po ataku zaczęłam trzeźwo myśleć, ani razu nie pożałowałam tego, co że zabiłam metresę. To był w końcu jeden z niezbędnych kroków. Moje wątpliwości i złość budził jedynie sposób, w jaki tego dokonałam. Powinnam być bardziej dyskretna i czujna, a tak bezpieczna byłam tylko dlatego, że ktoś inny wszystkiego dopilnował, kiedy ja nie mogłam.

Poza tym zaczęły niepokoić mnie inne myśli. Męczyły mnie już od dość dawna. Czasem, kiedy nie mogłam spać, po tym jak metresie udało się dopiąć swego, wśród wyzwisk i fantazji o upokarzającej zemście, cichy głosik przypominał mi, że w sumie obie mamy ten sam cel. Wmawiałam sobie wtedy, że moje powody są lepsze. Kaysy nie odwiedziła Pani Wanów w chwili rozpaczy, by przekazać nowiny o dobrej przyszłości. Gdyby było inaczej, metresa rozpowiadała by o tym na prawo i lewo, by podkreślić swoją wyjątkowość.

Do moich rozmyślań przedarło się ciche skrzypienie. Ktoś wszedł do pokoju. Zmieniłam pozycję na taką, aby w razie potrzeby uciec choćby i na czworaka.

W drzwiach balkonowych stanęła jarlina. Uniosła dłonie na znak, że jest nieuzbrojona i nie zamierza zrobić mi krzywdy.

– Witaj, Freyo. Przyszłam osobiście sprawdzić, co u ciebie. Przez pilnowanie Vargra nie mam ostatnio na to wielu okazji.

Przypomniałam sobie osobę, która trzymała mnie za dłoń, kiedy byłam nieprzytomna. To dlatego tamten głos wydawałam mi się znajomy.

Hlina podeszła do balustrady i również wyjrzała.

– Poleciłam straży, aby zwracała szczególną uwagę na informacje o ciałach wyrzucanych przez fale na brzeg, zwłaszcza tych rudowłosych – powiedziała. – Jeszcze nic od nich nie dostałam, a znając te wody, może to nigdy nie nastąpić.

Jej słowa skojarzyły mi się z tym, co powiedział za jej poleceniem Agnar, czym osłabił moją czujność. Jakimś cudem jarlina wyczytała to z wyrazu mojej twarzy.

– Mam kontakt z naszym ambasadorem w kraju Kaysy – wyjaśniła. – Dopiero wczoraj dostałam od niego list, w którym poinformował, że nigdy nie wróciła do domu. Jej matka z kolei ma się dobrze. Nigdy nie chorowała.

– Biedna – mruknęłam, pomyślawszy o kobiecie, która nie zobaczy więcej swojego dziecka, obojętnie jakie by nie było.

Jarlina pokręciła głową.

– Według ambasadora, zimy temu matka wyrzekła się Kaysy po ogromnym skandalu. Od tamtej pory udaje, że nigdy nie miała córki i nie chce nic o niej wiedzieć.

– Czyli od samego początku to planowała – powiedziałam.

– Tak – warknęła Hlina. Usiadła tuż obok mnie na podłodze. – Najpierw ta ryba wyślizgnęła się z mojej sieci, a potem bezczelnie wpłynęła z powrotem, kiedy byłam zbyt zajęta, by zauważyć. – Zacisnęła pięść. – Co gorsza… – urwała, po czym spojrzała na mnie, już bez gniewu, ale za to ze smutkiem w oczach. – Przepraszam, Freyo.

Aż się odsunęłam.

– Z-za co?

– Że przez moją nieuwagę nieomal zginęłaś zamiast Kaysy.

Byłam tak oszołomiona, że pozwoliłam, by ujęła mnie za dłoń. Wyglądała, jakby dotarło do niej, że trochę przesadziła ze szczerością.

– Lepiej będzie, jeśli wrócimy do środka.

 

18

Otwarte karty

 

Pozwoliłam zaprowadzić się z powrotem do łóżka i okryć kocem przez jarlinę. Zapytała, czy nie chcę czegoś do jedzenia albo picia. Kiedy zaprzeczyłam, odeszła, by zobaczyć, czy na korytarzu wszystko w porządku. Wróciwszy do mnie, usiadła na skraju łóżka. Wyraźnie czekała aż to ja coś powiem.

– Jarlino… – zaczęłam, ale weszła mi w słowo.

– Kiedy jesteśmy same, Freyo, możesz zwracać się do mnie po imieniu.

– Hlino. – Przytaknęłam, po czym zadałam bez ogródek pytanie: – Planowałaś zabić Kaysę?

Nie wiem, czego się spodziewałam, ale raczej nie tego, że skinie głową, jakbym spytała, czy jadła śniadanie.

– Przyznaję, na początku chciałam jedynie, żeby po prostu zniknęła z dworu. Sądziłam, że jak Vargr dowie się o jej romansie, to oboje z Bjornem zostaną wygnani, ale przeliczyłam się. Już tak na niego wpłynęła, że potraktował ją łagodniej od huskarla, któremu służył wiernie odkąd wyrósł z pieluch. Zrozumiałam, że muszę być bardziej stanowcza. Trudno jednak zaplanować morderstwo wyglądające na wypadek… Wiem, bo wychowałam się na dworze pełnym “niefortunnych zdarzeń.” – Westchnęła. – Do niektórych celów trzeba pójść po trupach… Ty pewnie też coś o tym wiesz, Freyo?

W tamtym momencie dotarło do mnie, że dalsze ukrywanie czegokolwiek przed jarliną nie ma większego sensu, bo i tak zapewne wie. Potwierdziłam a Hlina spojrzała na mnie wyrozumiale.

– Wiedziałam, że zrozumiesz. – Sięgnęła do kieszeni, skąd wyjęła złożoną kartkę papieru. – Kaysa też miała o tym pewne pojęcie.

To był nabazgrany niezgrabnie liścik samobójczyni. Autorka rzekomo miała dość bycia obmacywanym przez wszystkich więźniem. U dołu widniało moje imię.

Hlina wskazała palcem toaletkę.

– Zostawiła go na wierzchu, zanim rzuciła się na ciebie.

W głowie rozbrzmiały mi słowa wypowiedziane przez Kaysę tuż po tym, jak mnie dźgnęła.

– Więc o to jej chodziło – mruknęłam.

Zaciekawiona Hlina nachyliła się ku mnie.

– Co się wtedy stało? Możesz mi powiedzieć?

Pewnie gdybym odmówiła, jarlina nie miała by mi tego za złe, ale i tak się zgodziłam. Zaskoczył mnie sposób, w jaki słuchała. Nie jak sędzia, w którego rękach był mój los, ale ktoś, kto naprawdę się o mnie martwił. Trzymała mnie za dłoń, którą lekko ściskała za każdym razem, by dodać otuchy, kiedy miałam trudności ze znalezieniem odpowiednich słów. Być może dzięki temu tak łatwo mi było zrelacjonować wszystko, co pamiętałam, łącznie z moimi ostatnimi słowami do Kaysy.

– Od początku wiedziałam, że nie jesteś byle oportunistką – przyznała Hlina z pełnym uznaniem.

Właśnie wtedy rozległo się pukanie. Hlina z niechęcią odeszła od łóżka. W drzwiach wysłuchała posłańca, po czym wróciła, by powiedzieć, że musi iść do męża.

– Postaram się przyjść wieczorem – zapewniła. – Odpoczywaj.

Patrzyłam najpierw jak odchodzi, potem na zamknięte drzwi. W głowie kołatały mi się sprzeczne uczucia i myśli, z czego jedna stale wypływała na powierzchnię: niezależnie od powodów, niecierpliwie wyczekiwałam ponownego spotkania.

 

19

Podobieństwa i intencje

 

Zgodnie z obietnicą, Hlina przyszła jeszcze tego samego dnia wieczorem, kolejnego też i następnego. Odwiedzała mnie praktycznie codziennie, także po tym, gdy wyzdrowiałam i mogłam dalej pełnić funkcję towarzyszki jej męża.

Częstym elementem naszych spotkań było opowiadanie o sobie o tym, co porabiałyśmy przedtem. Kiedy Vargr mnie o to pytał, byłam powściągliwa, żeby przypadkiem nie zdradzić ukrytych zamiarów. Przy Hlinie nie musiałam się o to martwić, skoro i tak mnie rozgryzła.

– Zabranie pieniędzy Knutowi, by zająć jego miejsce jako więźnia, było całkiem sprytne, choć ryzykowne. Nie winię cię za to, mogłaś nie wiedzieć, że Vargr naprawdę mocno bierze do siebie bycie oszukanym – przyznała pewnego dnia.

Przytaknęłam.

– Od początku wiedziałaś, że to blef, Hlino?

– Samiutkiego.

– I mimo to pozwoliłaś mi być blisko Vargra?

Wzruszyła ramionami.

– Byłam ciekawa, co z tego wyjdzie, ale jeśli mam być całkowicie szczera, chciałam też utrzeć nosa Kaysie.

Wspomnienie byłej metresy może by mnie tak nie poruszyło, gdybyśmy akurat nie siedziały na balkonie. Nadeszły ciepłe dni, toteż służące wystawiły na zewnątrz stolik z dwoma krzesłami. Wykręciłam głowę, żeby wyjrzeć na drugą stronę. Od tygodni nie było informacji o rudowłosym trupie wyrzuconym na brzeg. Jarla udało się przekonać, że owszem, Kaysa kłamała w kwestii matki, ale po to by uciec w siną dal w poszukiwaniu Bjorna. Po urodzinach Vargr chyba stracił resztki uczuć do byłej kochanki, bo nie rozpoczął poszukiwań.

Pod stolikiem ścisnęłam w pięściach fałdy spódnicy.

– Naprawdę nie przeszkadza ci, że jak ona, zamierzam zająć twoje miejsce? – W tym pytaniu zawarłam więcej niż tylko jedno zmartwienie, bez większej nadziei, że i na nie dostanę odpowiedź.

Hlina zaprzeczyła, jednak nie z powodu, którego się spodziewałam.

– Nie jesteś do niej podobna, Freyo.

Bez słowa patrzyłam, jak sięga do kieszeni. Na blacie położyła złożony kawałek materiału. Nie rozumiałam, co ma oznaczać, dopóki nie rozpoznałam w nim chusteczki podanej jarlinie na dziedzińcu kilka miesięcy temu. Wtedy nie śmiałam prosić o zwrot a później zupełnie o niej zapomniałam.

– Przez zimy nauczyłam się rozpoznawać czyjeś intencje, zwłaszcza te szczere – przyznała Hlina. – Ja również słyszałam wiele o Freji. Nigdy jej nie spotkałam, ale zawsze wyobrażałam ją sobie jako kobietę tyleż bezwzględną jak i sprawiedliwą. – Posłała mi znaczące spojrzenie. – Jesteś podobna do niej bardziej, niż ci się wydaje. Już na samym początku to zauważyłam. Może zamierzałaś dostać się do zamku, wykorzystując innych, ale nie chciałaś, by z tego powodu twój poprzedni pracodawca stracił głowę.

Zanim zdążyłam przetrawić to, co usłyszałam, silniejszy podmuch wiatru od strony morza poruszył chusteczką. Odruchowo wyciągnęłam rękę. To samo zrobiła Hlina, tylko wykazała się znacznie lepszym refleksem, w efekcie czego dotknęłam nie materiał a dłoń.

Nie pierwszy raz spojrzałyśmy sobie w oczy, jednak to właśnie wtedy dojrzałam w nich coś, co zburzyło niewidzialne mury, którymi otoczyłam własne uczucia. Aż do tej chwili trzymałam je na wodzy, podchodząc podejrzliwie do tego, co Hlina robiła dla mnie. Te wszystkie gesty, prezenty, troska, były przede wszystkim wyrazem pogłębiającej się sympatii do mnie. Inne, bardziej wyrachowane powody, stanowiły jedynie korzystny dodatek.

Widząc tę miłość taką, jaka była naprawdę, w tych pięknych, szarych oczach, ujęłam dłoń jarliny razem z chusteczką i pocałowałam.

Freja niszczyła natrętnych adoratorów, co jednak nie znaczyło, że jej serce było zamknięte dla innych.

 

20

Wspólny cel

 

Wizyty Hliny stawały się dłuższe. Vargr nie miał zielonego pojęcia, że coś może być między nami. Kiedy wyjechał na polowanie, jak zwykle pozostawiając żonę obowiązki, spędzałyśmy razem całe noce.

Dla jarliny nasze schadzki stanowiły odpoczynek od napiętej codzienności. Większość spotkań rozpoczynała od wyrzucania z siebie frustracji na męża i jego pomysły. Jak mogłyśmy się spodziewać, po urodzinach Vargra w skarbcu hulał wiatr. Zaproponowałam nawet potajemne sprzedanie mojej biżuterii, ale Hlina tylko uśmiechnęła się z wdzięcznością i odmówiła.

– To prezenty od Vargra. Wolę nie myśleć, co się stanie, jeśli odkryje, że zniknęły… Ech. Wygląda na to, że trzeba podnieść podatki. Znowu.

– To się poddanym nie spodoba – zauważyłam a jarlina cicho zgodziła się ze mną. – Kiedyś mieszkałam w mieście, gdzie regularnie podnoszono podatki i surowo karano dłużników.

Leżałyśmy w moim łóżku. Hlina obróciła się na bok, aby lepiej mnie widzieć.

– Wzniecili bunt?

– To była rzeź – przyznałam. – Ledwo uszłam z tamtąd z życiem.

Przed oczami stanęły mi obrazy z tamtych dni: dym, ogień, walki na ulicach, płynąca rynsztokiem krew, strażnik, któremu musiałam poderżnąć gardło, aby uciec, trupy. Zniknęły, kiedy Hlina mnie objęła.

– Postaram się do tego nie dopuścić – obiecała. – Jak mawiał mój wujek, lepszy martwy lis niż niż kury.

Nie znałam tego powiedzenia, ale domyśliłam się jego znaczenia. Po tym, co obie przeszłyśmy, nie byłam zaskoczona. Znała mój ostateczny cel i nic z tym nie zrobiła. Zabójstwa współmałżonka nie zaakceptowałby ktoś, kto nie planuje takiej samej zbrodni.

– Od jak dawna? – zapytałam.

Hlina zaczęła bawić się kosmykiem włosów, jak zawsze, kiedy się zwierzała.

Pochodziła z jednej z najpotężniejszych rodzin na północy Jotunheimu. Dziewczynkom tuż po narodzinach planowano korzystne małżeństwa. Każda godziła się z tym, tylko nie Hlina. Jej siostry i kuzynki były mniej lub bardziej szczęśliwymi żonami królów, generałów i jarlów. Dwie się rozwiodły. Hlina niby też miała do tego prawo, ale…

– Matka w kółko opowiadała o tym, jak trudno było zawrzeć sojusz z rodziną Vargra. Jeszcze do niedawna nasze rody stały po przeciwnych stronach. Jeśli zerwałabym zaręczyny, wzięła rozwód albo po prostu odeszła, przyniosłabym hańbę całemu rodowi, zniweczyła wieloletnie starania, a mnie samą napiętnowano albo wręcz zabito… Cóż uznałam, że jeśli mam jakiś wybór, to wolę życie wygnańca i uciec gdzieś, gdzie nikt mnie nie pozna.

– Ale tego nie zrobiłaś – zauważyłam. To nie był przytyk.

Pokręciła głową.

– Czekałam na dogodny moment, dla niepoznaki robiąc to, czego ode mnie oczekiwano, do czego od najmłodszych lat przygotowywano. Potem jeszcze więcej i więcej, aż w końcu doszłam do wniosku, że sama będę lepszym władcą tej wyspy. Jeśli tylko będę miała taką możliwość, przywrócę jej dawną chwałę. Do tego jednak muszę pozbyć się Vargra. Być może już byłabym jarlem, gdyby nie Kaysa.

– Stanęła ci na drodze?

Hlina skrzywiła się, jakbym przypomniała o jakimś przykrym wydarzeniu z przeszłości.

– Przyznaję, na początku nie doceniłam jej, myśląc, że to kolejna z jego panienek. Zanim się zorientowałam, miała na zamku wpływy. W swojej ambicji zostania jarliną, gotowa była na mnie donosić mężowi. Nie odpuściłaby sobie poinformowania go o tym, że planuję całkowicie przejąć władzę.

Wyciągnęłam rękę, by odgarnąć z twarzy Hliny luźne kosmyki włosów.

– Ale teraz już jej nie ma – powiedziałam.

– Dzięki tobie – odparła z wdzięcznością.

Przygarnęłam ją bliżej siebie i pocałowałam w policzek.

– Myślę, że obie wiele zyskamy na zniknięciu Vargra.

W odpowiedzi Hlina splotła pod kocem palce dłoni z moimi i pocałowała w czoło.

– Spełnią się wtedy nasze marzenia, Freyo.

Dalszą część nocy spędziłyśmy wtulone w siebie, przerzucając się pomysłami na udane zabójstwo. Gdy w końcu zmorzył nas sen, o szyby zaczął bębnić deszcz.

 

TERAZ

 

21

Burzowa noc

 

Do moich snów przedziera się odgłos grzmotu. Pogrążona we wspomnieniach, musiałam się zdrzemnąć. Otwieram oczy. 

Siedzę oparta o wezgłowie szezlongu ustawionego przed kominkiem. Tam, gdzie nie sięga blask ognia, płoną świece. Za zasłoniętymi oknami szaleje potężny sztorm, lecz szum wiatru i uderzenia fal o skały zdają się dochodzić z bardzo daleka.

Całkowicie pogrążona we śnie Hlina leży z głową opartą na moich udach. Dzisiejszy dzień był dla nas obu wyjątkowo męczący. Nie chcę budzić żony, ale też nie mogę się powstrzymać przed zabawą końcówkami ciemnoszarych, włosów. W przeciągu ostatnich trzydziestu zim na zielonej skórze pojawiły się nowe znamiona, charakterystyczne dla Olbrzymów Ziemi. Złośliwi plotkarze sugerują, że to ja surowo zabraniam Hlinie kryć i usuwać skazy, aby lepiej się przy niej prezentować. Bzdura. Przy mnie nie musi niczego ukrywać, by dopasować się do innych, jak to było w czasach poprzedniego małżeństwa.

Jest taka ładna, kiedy choć na moment opuszczają ją troski, a tych nam obu nigdy nie brakuje.

Po tym, jak Vargr zaginął w oficjalnie niewyjaśnionych okolicznościach, całkowicie przejęłyśmy władzę nad wyspą. Nie obyło się bez trudności. Widząc idealną okazję, rodzina Hliny zapragnęła jeszcze bardziej poprzez nią umocnić swoje wpływy w tym rejonie. Cóż, nie są zadowoleni z faktu, że to ona całkowicie się od nich odcięła. Nasz ślub był dla nich jak cios w policzek, a dzięki niuansom i lukom w prawie, nie mogli go unieważnić.

Za mną rozlega się pukanie na tyle głośne, że Hlina unosi powieki.

– Ja się tym zajmę, kochanie – oznajmiam i wstaję, zostawiając pod jej głową małą poduszkę.

Idę przez salon w kierunku drzwi. Mina stojącego po drugiej stronie Agnara zdradza, że nie przynosi dobrych nowin. Instynktownie napinam mięśnie, szykując się na najgorsze.

– Pani. – Huskarl kłania mi się nisko. – Przepraszam, że przychodzę o tak późnej porze, ale z wybrzeża nadeszły właśnie złe wieści.

Zanim jestem w stanie powiedzieć cokolwiek, za sobą słyszę szybkie kroki, a po chwili obok mnie staje Hlina.

– Co się dzieje? – pyta

Na zewnątrz rozlega się kolejny pomruk. Powoli uświadamiam sobie, że huk, który mnie obudził, nie brzmiał dokładnie tak, jak trzask pioruna.

Agnar kłania się drugi raz.

– Moje panie. Z przykrością donoszę, że latarnia morska została zniszczona.

 

22

Latarnia

 

Nasze konie stąpają ostrożnie po błotnistych, pełnych głębokich kałuż ulicach. Mieszkańcy Heidrby odrywają się od sprzątania po skutkach ulewy, aby na nas popatrzeć.

Szalejący do wczesnych godzin porannych sztorm zmył z miasta wszelkie barwy. Nawet niebo jest szare. W takiej scenerii, odziana w jasną suknię i biżuterię z drogocennymi kamieniami, jawię się poddanym niczym promyk słońca. Widzę to w ich oczach. Razem z Hliną uśmiechamy się życzliwie. Chcemy w ten sposób dać innym nadzieję, że dziś będą mogli spać spokojnie, bo my się wszystkim zajmiemy.

Za kolejnym skrętem znajduje się wjazd do dzielnicy portowej. Nad przystanią do niedawna górowała latarnia morska. Obecnie na krawędzi fiordu stoi jedynie dom ze zniszczonym dachem i dużą, zrujnowaną wieżą.

Słyszę sapnięcie Hliny. Również ogląda pozostałości latarni. W mdłym świetle dnia, jakimś cudem widok z daleka wygląda gorzej, niż gdy obserwowałyśmy katastrofę z bliska poprzedniej nocy. Wtedy, tuż po wybuchu, panował chaos, a teraz, kiedy pierwsze emocje opadły, w pełni dociera do mnie rozmiar katastrofy.

– Zanim wyjechałyśmy, rozmawiałam z zamkowym architektem – odzywa się Hlina tym spokojnym, rzeczowym tonem, przeznaczonym do omawiania działań w sytuacjach kryzysowych. – Poleciłam mu jak najszybsze wykonanie planów przeróbek wschodniej baszty. Będzie służyć jako zastępcza latarnia do czasu aż stara nie zostanie odbudowana.

– Doskonały pomysł – przytaknęłam. Port nie może funkcjonować bez latarni.

Ruszamy dalej, jednak nie kierujemy się w kierunku ruin. Tam nie ma już nic do oglądania. Spoglądam jedynie na domy niedaleko. W jednym z nich pracowałam kiedyś przez krótki czas. Knut nadal tam mieszka i ma się całkiem dobrze.

Zobaczyłam go pośród gapiów, którzy pomimo szalejącego sztormu, po wybuchu przybyli pod latarnię. Straż portowa trzymała wszystkich na dystans. Rozemocjonowane głosy zagłuszały szum deszczu. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Mówiono, że to piorun trafił w czubek wieży, jednak nikt nie widział błyskawicy. Tłum zamilkł dopiero, kiedy dwóch strażników wyniosło z ruin okryte prześcieradłem ciało latarnika.

Odwracam wzrok, by skupić się na drodze. Zmierzamy do koszar straży portowej. O naszym przybyciu zawiadomiłam kapitana, kiedy tylko do zamku dotarła informacja, że dziś rano złapano podejrzanego, gdy próbował wejść na statek odpływający z Heidrby.

 

23

Przesłuchanie

 

Kapitan straży prowadzi nas przez lochy do celi przeznaczonej dla najbardziej niebezpiecznych więźniów. Znajduje się w osobnym pomieszczeniu. Pod ścianami stoi dwóch uzbrojonych strażników za wzrokiem skierowanym na klatkę na samym środku lochu. Siedzący wewnątrz więzień ma do dyspozycji jedynie proste legowisko i wiadro. Aż mnie mdli na samą myśl o przebywaniu w takim obskurnym, pozbawionym prywatności miejscu. Z drugiej jednak strony, jest ono idealne dla zbrodniarza.

Wewnątrz, niczym prawdziwe zwierzę w potrzasku, krąży młody Olbrzym Ziemi odziany w pogniecioną, więzienną tunikę i onuce. Na nasz widok zatrzymuje się i usiłuje stroić groźne miny. Urocze.

Razem z Hliną siadamy na przyniesionych nam stołkach. Agnar staje tuż obok z ręką wiszącą na pozór swobodnie cale od rękojeści miecza u pasa.

Wcześniej kapitan przedstawił nam wszystkie zebrane dowody. Wystarczą na wyrok skazujący, jednak nie na to, by rozwiązać większy problem.

– Dzień dobry, Bergu – Hlina zwraca się uprzejmie do więźnia. – Proszę, możesz usiąść.

Młodzieniec nie odpowiada, tylko krytycznie ogląda wyłożoną sianem kamienną podłogę. Kiedy kapitan nakazuje więźniowi bezzwłocznie wykonać polecenie, ten bierze wiadro, stawia dnem do góry i na nim siada.

– Dziękuję. – Hlina poprawia się na stołku. – Kapitan poinformował nas, że zostałeś zapoznany ze swymi prawami, zatem możemy od razu przejść do rzeczy. Zgadzasz się?

Berg powoli kiwa głową.

– Potwierdź słownie – rozkazuję mu. – Zgrywanie małomównego twardziela w niczym ci nie pomoże.

– Tak, zgadzam się – pada niechętna odpowiedź.

Oddaję głos żonie.

– Musisz zrozumieć, Bergu, jaka to wyjątkowa sytuacja. Na ogół śledztwa pozostawiamy straży, jednak w tym przypadku musiałyśmy interweniować. – Hlina zerka na mnie, po czym nachyla się ku więźniowi. Marszczy brwi. – Zeszłej nocy wysadzono w powietrze latarnię. Bez niej statki nie zdołają przybyć bezpiecznie na miejsce, co niechybnie odbije się na handlu. Ponadto, wśród gruzów znaleziono ciało twojego przełożonego. Na chwilę obecną, jako pomocnik latarnika, jesteś jedynym podejrzanym. Zebrane dowody wskazują jednoznacznie na ciebie. – Hlina czeka chwilę, by Berg w pełni pojął jej słowa. – Tylko od jakości twoich zeznań zależy, jaką poniesiesz karę za tę zbrodnię.

Aż do tej chwili stężony wyraz twarzy więźnia zmienia się nieznacznie.

– Powiem wszystko, czego panie sobie życzą – oznajmia tym razem bez ociągania.

– To cudownie. – Hlina uśmiecha się i ponownie zwraca się do mnie. – Twoja kolej.

– Dziękuję, kochanie. – Przesuwam się razem ze stołkiem bliżej do celi. – Zacznijmy od początku – mówię do więźnia, po czym zerkam na listę, którą wcześniej sporządziłam podczas rozmowy z kapitanem. – Według tego, co do tej pory straż z ciebie wyciągnęła oraz odkryto na miejscu katastrofy, nazywasz się Berg Hadvarson. Jako pomocnik latarnika pracowałeś zaledwie miesiąc. – Kładę listę na kolanach. – Co wcześniej porabiałeś?

Zastanawianie się trochę mu zajmuje. Ruchem dłoni powstrzymuję kapitana przed ponagleniem go z odpowiedzią na tak proste pytanie.

– To tu, to tam, pani. Imałem się różnych prac, byle związać koniec z końcem. – Berg próbuje wybadać moją reakcję. Historia biednej sieroty imieniem Freya, która dzięki szczęściu i sprytowi zasiadła na tronie, jest mniej lub bardziej znana w Jotunheimie. Jeśli ten tutaj myśli, że weźmie mnie na współczucie, porównując nasze doświadczenia, to się grubo myli.

– Agirowi powiedziałeś to samo – mówię, na co więzień unosi brew. – Wspomniał o tym w dzienniku, znalezionym w jego domu. Na szczęście, księga nie została zniszczona przez spadający gruz. Agir był bardzo skrupulatny i oddany pracy. Ostatnie zapisy powstały na kilka godzinę przed tym, nim został zamordowany. Kości zgniecione przez gruz nie zdołały zamaskować śladów po ataku nożem.

Muszę przyznać Bergowi jedno: potrafi trzymać emocje na wodzy. Ktoś zachowujący stalowe nerwy, siedząc w potrzasku, musi mieć za sobą wiele przesłuchań. Jedyną oznaką, że dotarły do niego oskarżenia o morderstwo, jest mocniejsze zaciśnięcie szczęk.

Poczekaj, Bergu. Za chwilę sprawię, że będziesz bardziej rozmowny.

Wstaję i zwracam się do kapitana:

– Proszę wpuścić mnie do więźnia.

 

24

W klatce

 

Agnar proponuje mi swoje towarzystwo, ale wyjaśniam mu, że nie jest ono konieczne. Hlina rozumie moje postępowanie i ufa mi, toteż nie mówi nic, jedynie kiwa głową na zgodę. Tyle wystarczy skonfundowanym strażnikom. Kapitan przekręca klucz, kiedy ja podnoszę swój stołek. Razem z meblem wchodzę do środka. Drzwi zostają ponownie zamknięte, jednak nie na zamek. Potężny huskarl z mieczem w dłoni, trzymający drugą ręką klamkę, stanowi wystarczające zabezpieczenie.

Siadam naprzeciw Berga. Nasze stopy dzieli ledwie ponad jard. Jak wszystkie dorosłe Olbrzymy Ziemi, jest większy ode mnie. Mimo to, patrząc na niego, jak bezskutecznie stroi groźne miny, czuję, że mam przewagę.

– Widzisz? Nie boję się ciebie – mówię. – Wiem, że jesteś bezbronny. Po tym, jak cię złapano, straż zabrała wszystko, co miałeś przy sobie, w tym nóż z resztkami niedbale startej krwi. – Zakładam ręce na piersi. – Dlaczego zabiłeś Agira?

Berg znowu długo myśli, wreszcie ciężko wzdycha.

– Nakrył mnie.

– Jak mniemam, kiedy podkładałeś ładunek wybuchowy?

– Tak, pani.

Teraz to ja milczę przez chwilę, zastanawiając się. Jednocześnie nie odrywam wzroku od więźnia. Uznaję, że dosyć już kluczenia.

– Na czyje zlecenie zniszczyłeś latarnię? – pytam.

Po raz pierwszy Berg okazuje inne emocje niż wymuszoną obojętność. Zbity z tropu mruga intensywnie. Ma przy tym taki wyraz twarzy, że muszę powstrzymać chichot.

– Kiedy dziś rano złapał cię patrol, oprócz noża miałeś przy sobie pudełko z resztkami wybuchowego prochu. Takiego samego używa się w Svartalfheimie do prac górniczych. W Jotunheimie jest to rzadko spotykany i drogi materiał. Mało prawdopodobne, aby zdobyłby go prosty najemnik… chyba, że pracuje dla kogoś, kto mógłby coś takiego załatwić.

Po drugiej stronie krat dwaj strażnicy patrzą po sobie. Agnar pozostaje skupiony na pilnowaniu mojego bezpieczeństwa. Z kolei Hlina i kapitan dalej obserwują w napięciu. Od początku podejrzewałyśmy zamach, a proch znaleziony przy podejrzanym, jedynie utwierdził nas w słuszności. Komuś zależało na zniszczeniu latarni.

– Kto to? – pytam ponownie.

– Pamiętaj, co ci wcześniej powiedziałam, Bergu – dodaje Hlina.

– I o tym, co sam niedawno oznajmiłeś – przypominam mu jeszcze. – A jeśli masz problemy z wypełnieniem zobowiązania, może wizyta w sali tortur ci pomoże.

 Berg zaczyna dygotać. Od razu widać, że cokolwiek porabiał wcześniej, jeszcze nigdy nie był w takich tarapatach, jak obecnie. Zaciska pięści na kolanach.

 – No dalej, Bergu – ponaglam. – Co masz do stracenia?

 – Ebbe Ulfson – pada odpowiedź.

Kątem oka widzę reakcję Hliny na dźwięk imienia jednego z sojuszników jej rodziny. Sama uśmiecham się triumfalnie.

Kwadrans później mam wszelkie niezbędne informacje. Nie jest ich zbyt wiele, ale czego spodziewać się po najemniku?

– Wystarczy. W imieniu swoim i mojej żony, dziękuję ci, Bergu, za współpracę. – Wstaję. – Pójdziemy teraz z kapitanem do kata, ustalić szczegóły twojej egzekucji.

Widzę, jak zielona skóra więźnia blednie a źrenice kurczą się w szeroko otwartych oczach. Otwiera usta, ale nie padają z nich żadne słowa.

Ja z kolei tłumię prychnięcie.

– Czego się spodziewałeś? – Unoszę ręce do góry, by poprawić włosy zaplecione w kok. – Dożywocia w lochach, może ułaskawienia w zamian za zeznania? Za atak przeciwko Heidbry jedyną karą jest śmierć. W twojej gestii leżało jedynie, czy czeka cię publiczna egzekucja, czy ścięcie głowy w zaciszu koszarów.

Nie odrywam wzroku od Berga. Z każdym moim słowem, szok więźnia ustępuje wściekłości, ta zaś niekontrolowanej furii. Raptownie wstaje z wiadra i rzuca się na mnie. Z boku słyszę skrzypienie otwieranych drzwi, kiedy wielkie łapy lądują mi na ramionach. Zanim zdążą zacisnąć się na karku, ja wbijam głęboko w szyję atakującego długą szpilę wyciągniętą z koka.

Tym razem nie jest mi dane popatrzeć, jak z oczu ofiary zaczyna znikać blask, bo Agnar powala Berga na ziemię.

– Freyo! – Podbiega do nas zmartwiona Hlina. Za nią podążają kapitan i strażnicy.

– Nic mi nie jest – zapewniam, pocierając ramiona i kark.

Zgniłe siano na podłodze powoli zalewa szkarłatna fala. Berg wije się w niej i charczy w pozbawionej sensu walce o życie. Cofam się, żeby krew nie zamoczyła spódnicy.

– Agnarze, zakończ jego męki – rozkazuję.

– Tak, pani. – Huskarl unosi miecz i wbija ostrze prosto w serce.

Kiedy tylko Berg przestaje się ruszać, Hlina podchodzi bliżej. Z obrzydzeniem ogląda martwe ciało, po czym zwraca się do straży:

– Zanieście go do kata. Niech odetnie mu głowę. Zabierzemy ją ze sobą.

Mężczyźni salutują. Następnie Hlina prosi Agnara, aby poszedł z nimi i zabrał głowę Berga, kiedy już zostanie odseparowana.

– Z Freyą zaczekamy na zewnątrz. – Kolejne słowa kieruje już do mnie. – Obie potrzebujemy świeżego powietrza.

Zgadzam się. Mam dość tego paskudnego miejsca.

 

25

Sokół

 

Ponieważ większość strażników wysłano na posterunki i patrole, na dziedzińcu jest pusto. Nikt nie ćwiczy na manekinach lub tarczach strzeleckich. W nieruchomym powietrzu unosi się zapach kurzu – o wiele przyjemniejszy od stęchlizny lochów.

Z Hliną siadamy na ławce pod ścianą. Chusteczką usiłuję zetrzeć krew ze szpili.

– Co zamierzasz zrobić z głową Berga? – pytam żonę.

– Każę odesłać ją Ebbemu. Zobaczymy, co zrobi z tym fantem. – Marszczy brwi i kopie żwir pod stopami. – Tym razem posunęli się za daleko.

W pełni rozumiem jej gniew. Sama też jestem wściekła.

– Wypowiadasz wojnę własnej rodzinie?

– Oni już nam ją wypowiedzieli! – Bierze głęboki wdech. – Ale poradzimy sobie, z latarnią czy bez.

– My również mamy potężnych sojuszników – przypominam. – Do tego nie takich skąpych, by wynająć żółtodzioba zamiast profesjonalisty. – Oglądam krytycznie resztki krwi na szpili. – Jak myślisz, co się stanie z ciałem Berga?

– Pewnie to samo, co z trupami innych skazańców. – Hlina wzdycha. – Chociaż, za to co zrobił, mam ochotę przywiązać mu kamień i wrzucić do Oka Ymira. Vargrowi przyda się nowy towarzysz tam, na dnie.

– No, nie wiem – powątpiewam – czy ktoś bez głowy może być dobrym kompanem.

Hlina zaczyna chichotać, a ja cieszę się, że udało mi się ją rozweselić. Odkładam na bok szpilę i ujmuję dłoń żony. Ona w zamian próbuje poprawić mi wypadające z koka kosmyki włosów.

– To nie ma sensu, kochanie.

– Wiem, moja droga. Nawet z włosami w nieładzie jesteś przepiękna.

Przysuwam się bliżej do żony i kładę głowę na jej ramieniu. Czuję, jak dopada mnie zmęczenie. Od wczorajszej nocy nie miałam okazji zmrużyć oka. Kiedy wrócimy do zamku, zamierzam spać aż do następnego dnia.

Pogrążona w myślach, zaczynam przysypiać, kiedy czuję, że Hlina potrząsa mnie za ramię.

– Spójrz – mówi, kiedy otwieram oczy. Palcem pokazuje coś na górze.

Podążam wzrokiem we wskazanym kierunku. Dachy twierdzy, w której urządzono koszary, zdobią skrzydlate maszkarony z kamienia. Rodzice uwielbiają straszyć pociechy opowieściami o tym, że te stwory polują na niegrzeczne dzieci. Jednak to, co zwróciło moją i Hliny uwagę, nie przypomina potwora.

Na szczycie dachu nad nami siedzi ptak drapieżny. Prześwitujące przez chmury słońce oświetla go od tyłu, ale i tak zgaduję, że to sokół.

– Jak długo tam siedzi?

– Nie wiem. – Hlina kręci głową. – Dopiero przed chwilą go zauważyłam. Jest wielki.

Zgadzam się z nią. Ten sokół jest znacznie większy od tych, które już widywałam. Mimo dzielącej nas wysokości, doskonale widzę jego sylwetkę. Mogłabym też przysiąc, że obserwuje nas.

Tknięta przeczuciem, wstaję, aby stanąć naprzeciw ptaka. Przez głowę przelatują mi pewne wspomnienia.

– Freyo? – woła mnie Hlina.

W tym samym momencie sokół rozpościera szeroko ogromne skrzydła. Kiedy zaczyna nimi machać, czuję na twarzy powiew. Następnie wzbija się w powietrze. Przez chwilę mam obawy, że zaatakuje mnie albo Hlinę, gdy wtem wydaje z siebie okrzyk. Słucham z niedowierzaniem. W serii wysokich dźwięków słyszę nie tylko aprobatę, ale i moje imię.

– Co to znaczy?! – Hlina podbiega do mnie.

Ja wiem. Z szerokim uśmiechem podziwiam krążącego wysoko nad dziedzińcem sokoła… nie, sokolicę. Nie odwróciłabym wzroku od niej nawet gdyby ziemia się pode mną osunęła. Nadal widzę jedynie majestatyczną sylwetkę, lecz jestem pewna, że sokolica również patrzy na mnie złotymi oczyma. Chcę jej odpowiedzieć, lecz nie mogę znaleźć odpowiednich słów. Cokolwiek teraz miałoby wyjść z moich ust, nie będzie miało żadnego sensu. Odsuwam jedynie grzywkę, żeby dotknąć palcami czoła. Czuję na nim znajome ciepło pocałunku.

W końcu sokolica odlatuje. Pragnę wybiec za nią z koszarów, lecz powstrzymuje mnie od tego Hlina, łapiąc za rękę. Odwracam się do żony. Jeden rzut oka wystarczy, bym wiedziała, że i ona widziała i słyszała dokładnie to samo, co ja. Padam w jej ramiona szczęśliwa jak nigdy dotąd.

– Och, Hlino! Teraz nic nam nie straszne!

Z błogosławieństwem Pani Wanów sprostamy wszelkim przeciwnościom. Nikt nie odbierze nam tego, co osiągnęłyśmy.

Koniec

Komentarze

Świetnie zbudowany nastrój i ładnie domknięta historia :) Podoba mi się to, jak podzieliłaś tekst, dzięki temu bardzo dobrze się go czytało, mimo sporej długości. Nie miałam jeszcze okazji przeczytać innych opowiadać z Twojego uniwersum, ale po takiej próbce z przyjemnością po nie sięgnę. Pozdrawiam! ;)

Bardzo dziękuję, ocmel. Cieszę się, że się podobało. ^^

Ja też lubię, kiedy dłuższe opowiadania podzielone są na części.

Zapraszam też do przeczytania pozostałych opowiadań z serii,, ale uprzedzam, że kanon ulega ciągłym zmianom.

Wybacz, Ajzan, ale dworskie intrygi tak mnie znużyły, że przebrnąwszy przez połowę opowiadania, nie jestem w stanie wykrzesać w sobie ciekawości, co i jak Twoja bohaterka knuła w dalszym ciągu opowieści.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Ja­sno­sza­re ciała Ol­brzy­mów Mrozu spra­wia­ły wra­że­nie wy­cio­sa­nych z ja­sne­go ka­mie­nia. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

mia­sta z ko­lo­ro­wych ka­mie­ni i krysz­ta­łów wzno­si­ły się wy­so­ko w górę… ―> Masło maślane.

 

no­si­li wspa­nia­łe szaty z po­ły­skli­wych je­dwa­bi. ―> …no­si­li wspa­nia­łe szaty z po­ły­skli­wego je­dwa­biu.

 

wy­obra­ża­łam sobie sie­bie na miej­scu Freji. ―> …wy­obra­ża­łam sobie sie­bie na miej­scu Frei.

Tu znajdziesz odmianę imienia Freja: https://pl.wiktionary.org/wiki/Freja

 

Matka wy­ko­rzy­sty­wa­ła do tego prze­czu­cia. Kiedy pew­ne­go ranka wy­czu­ła na­dej­ście… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Może w pierwszym zdaniu: Matka wy­ko­rzy­sty­wa­ła do tego intuicję.  

 

do po­łu­dnia wzmac­nia­ły­smy chatę. ―> Literówka.

 

Freja ob­ję­ła mnie ra­mie­niem,białą dło­nią… ―> Brak spacji po przecinku.

 

Przy­kro mi. – po­wie­dzia­ła smut­no. ―> Zbędna kropka po wypowiedzi.

Zdarza się, że źle zapisujesz dialogi.

 

wtar­gnął po­dmuch zim­ne­go wia­tru. Zdmuch­nął reszt­ki… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Na czole wciąż czu­łam po­ca­łu­nek Freji. ―> Na czole wciąż czu­łam po­ca­łu­nek Frei.

 

Po­wo­li do­cie­ra­ło do mnie, że nic mnie nie trzy­ma­ło… ―> Czy oba zaimki są konieczne?

 

We­dług Freji, moje prze­zna­cze­nie… ―> We­dług Frei, moje prze­zna­cze­nie

 

Po otwar­ciu drzwi do środ­ka wle­cia­ła zaspa… ―> Nie umiem zobaczyć wlatującej zaspy…

 

– Że­gnaj, mamo. Tak bar­dzo za tobą tę­sk­nię. – po­wie­dzia­łam… ―> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Z tak wspa­nia­łej twier­dzy po­wi­nien rzą­dzić wład­ca… ―> W tak wspa­nia­łej twier­dzy po­wi­nien rzą­dzić wład­ca

 

Z każ­dej ta­kiej wy­pra­wy wra­cał uboż­szy lub za­dłu­żo­ny. Jego ostat­nia wy­pra­wa nie róż­ni­ła­by się… ―> Czy to celowe powtórzenie.

 

włosy miała zwią­za­ne w pro­sty war­kocz. ―> …włosy miała splecione w pro­sty war­kocz.

 

– Co tak sto­isz? –po­na­glił jarl. ―> Brak spacji po półpauzie.

 

ale to mi się po­szczę­ści­ło. ―> …ale to mnie się po­szczę­ści­ło.

 

Stam­tąd mo­głam wyjść je­dy­nie na bal­kon, z któ­re­go mo­głam rzu­cić się na ostre skały da­le­ko w dole. Poza tym, pokój opusz­cza­łam je­dy­nie pod… ―> Powtórzenia.

 

przy­nio­sła strój, który jarl ży­czył sobie, abym ko­niecz­nie ubra­ła. ―> W co miała ubrać strój???

Strój można założyć, przywdziać, ubrać się weń, ale stroju nie można ubrać!!!

 

pod nie­udol­nie prze­ro­bio­ny­mi po­de­szwa­mi butów wy­czu­łam ka­wa­łecz­ki szkła. ―> Podeszwa to zewnętrzna część spodniej części obuwia; obawiam się, że nie można nic pod nią włożyć.

 

Kaysa nie kryła się się z tym… ―> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Oprócz osnu­tych płasz­czy­kiem po­zo­rów in­tryg… ―> Nie bardzo wiem, jak można coś osnuć płaszczykiem.

 

Aku­rat wy­szli­śmy na dzie­dzi­niec, gdzie pod oświe­tlo­ną po­chod­nia­mi ga­le­rią Kaysa kłó­ci­ła się z Hliną, ―> Zdanie powinna kończyć kropka, nie przecinek.

 

Do two­je­go po­wro­tu Freya zo­sta­nie ze mną.. ―> Druga kropka jest zbędna.

 

Słowa, które skie­ro­wa­ła do Kaysy, rów­nie do­brze mogły do­ty­czyć mnie, ―> Zdanie powinna kończyć kropka.

 

jed­nak za­miast Freji albo matki… ―> …jed­nak za­miast Frei albo matki

 

Dzię­ki niej mam wię­cej czasu na przy­jem­no­ści, ―>Zdanie powinna kończyć kropka.

 

błahe te­ma­ty o po­god­nie i ob­ra­zach… ―> Literówka.

 

wy­wie­dzieć o moich ulu­bio­nych sma­ko­ły­kach i albo o czym chęt­nie czy­tam. ―> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Ide­al­ną oka­zją na ze­mstę… ―> Ide­al­ną oka­zją do ze­msty

 

Im bli­żej było po­cząt­ku uro­czy­sto­ści, tym więk­sze pa­no­wa­ło za­mie­sza­nie, ―> Zdanie powinna kończyć kropka.

 

– Ososi cho­dzi? – Sap­nę­łam. ―> – Ososi cho­dzi? – sap­nę­łam.

 

Po­czu­łam, że ko­rzy­sta­jąc z mojej chwi­li nie­uwa­gi… ―> Po­czu­łam, że ko­rzy­sta­jąc z chwi­li mojej nie­uwa­gi

 

Czy na­praw­dę są­dzisz, huh!, że mając tylko po­ło­wę krwi Wanów, huh!, i takie imię, huh!, bę­dziesz kimś lep­szym, huh!, od in­nych?! ―> Po wykrzyknikach nie stawia się przecinków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dziękuję, Reg, za łapankę. Błędy poprawię przy najbliższej okazji.

Bardzo proszę, Ajzan.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Mamy tu głównie intrygi. Chyba wszyscy bohaterowie mają nadnaturalne pochodzenie, ale spiskują jak zwykli dworzanie – ukrycie w szafie, proch do eksplozji, szpilki we włosach… Fajny klimacik, ale brakowało mi fantastyki, która została zepchnięta do roli dekoracji.

A może po prostu za dużo tu romansu jak na mój gust.

przyniosła strój, który jarl życzył sobie, abym koniecznie ubrała.

Nie ubiera się strojów.

Częściej ucinał pogawędki na niezobowiązujące tematy

Czyli kończył te pogawędki czy toczył?

była bliżej wizerunkowi Freji ode mnie.

Coś tu się posypawszy.

potraktował ją łagodniej od huskarla, któremu służył wiernie odkąd wyrósł z pieluch.

Jarl służył huskarlowi? Przecinek po “wiernie”.

Babska logika rządzi!

Cześć!

 

Początek opowiadania jest bardzo intrygujący, ale potem, niestety, historia zmieniła się w relację z intryg i opis mało emocjonującego romansu. Myślę, że tekstowi pomogłaby zmiana proporcji między wyjaśnieniami a wydarzeniami. Niewiele dałaś czytelnikowi pola do interpretacji. Już od sceny z oszustwem wiadomo, która z kobiet jest zła, jaki jest jarl itd. Jako cel bohaterki pokazujesz chęć zajęcia miejsca jarla, ale nie ma kulminacyjnej sceny. Jest tylko wzmianka o tym, że jarl przepadł w niewyjaśnionych okolicznościach.

Tekst czyta się przyjemnie i uważam, że potrafisz poprowadzić dobrze taką “pamiętnikową” narrację, ale przy fabule opartej na intrygach ten sposób snucia opowieści nie pozwala na trzymanie czytelnika w napięciu. Bohaterka wszystko rozumie i jest w stanie przewidzieć każde zdarzenie i rozszyfrować otaczających ją ludzi. Przekonujesz czytelnika o wyjątkowości bohaterki i jej niezłomności, ale to nie wybrzmiewa w czynach i sposobie zachowania. Odniosłam wrażenie, że poza wrzuceniem do rzeki pieniędzy Freya nie zrobiła nic, żeby zostać władczynią. Wydarzenia w części “Teraz” wydały mi się zbędne, choć rozumiem, że chciałaś w ten sposób pokazać sukces bohaterki i jej niezłomność.

Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to jest trochę za dużo zaimków i powtórzeń.

Przekonana, że nie dam rady nic zrobić, upuściła mnie jak worek ziemniaków, by odsapnąć przed ostatecznym pozbyciem się mnie. Uderzyłam głową o twarde płytki. Na moment mnie zamroczyło. Ostry, kłujący ból w boku przypomniał mi moment, kiedy w dzieciństwie dźgnięto mnie z całej siły patykiem. 

– To była rzeź – przyznałam. – Ledwo uszłam z tamtąd z życiem.

stamtąd

– Postaram się do tego nie dopuścić – obiecała. – Jak mawiał mój wujek, lepszy martwy lis niż niż kury.

Nie chcę budzić żony, ale też nie mogę się powstrzymać przed zabawą końcówkami ciemnoszarych, włosów.

– Co się dzieje? – pyta[+.]

Siemasz, Ajzan. Obiecywałem, że przeczytam i nie myśl, że o tym zapomniałem ;) Twoje opowiadanie jest jednak o wiele dłuższe, niż się spodziewałem, dlatego proszę Cię jeszcze o chwilę cierpliwości. W międzyczasie dostajesz konkursowego jpga:

 

Hmm, w sumie czytało się nieźle, aczkolwiek pod koniec czułam się już nieco zmęczona. IMO trochę inaczej mogłaś rozłożyć akcenty, bo cały czas masz kolejne spiski i intrygi. Już by się wydawało, że kobiety będą żyły długo i szczęśliwie, a tu pyk, kolejny spisek. Z tego natłoku intryg trudno wyłuskać coś głębszego.

A ja jestem ciekawa, kim była matka Freyi, skąd tak dobrze znała Wanów, i dlaczego Freja przybyła do jej córki? A akurat te kawałki biografi bohaterki pozostawiasz niewyjaśnione.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

To jest opinia, którą napisałem przed wrzuceniem obrazka potwierdzającego przeczytanie. Nie śledziłem tego, czy w tekście zachodziły później jakieś zmiany. Nie czytałem komentarzy innych użytkowników przed spisaniem własnych uwag.

[wyedytowane]

Dziękuję pięknie za udział w konkursie, życzę miłego dnia ;)

Nowa Fantastyka