- Opowiadanie: dawidiq150 - Misja w Lux Gę

Misja w Lux Gę

Zapraszam do czytania. Tym razem nieco dłuższy tekst. Zaczynam próbować. Jeśli nie jest źle to będę próbował dalej.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Misja w Lux Gę

Mimo, że było upalne lato i temperatura na termometrze pokazywała trzysta dwadzieścia jeden stopni, w jaskini odczuwało się przyjemny chłód. Sprawiała to sztucznie wyhodowana gąbczasta roślina o pomarańczowym kolorze, obrastająca sufit i ściany działająca jak klimatyzacja.

Wokoło łóżka zebrała się czteroosobowa rodzina. Robert i Marzena będący małżeństwem oraz dwójka ich prawie dorosłych dzieci Kasandra i Wojtek. Nienarodzony Dawid bezmyślnie patrzył w sufit. Bąbel, w którym się znajdował dojrzał już i przybrał fioletowy kolor. Można teraz było w gniazdo połączone krótkim kablem z głową, wystające poza bąbel podpiąć komputer w celu przegrania podstawowych danych do mózgu chłopca.

Robert z radością wykonał tę prostą, ale jakże ważną czynność. Następnie wcisnął na komputerowej konsoli niebieski przycisk. Rozpoczęto transfer danych. Oprócz informacji, wgrywał się też losowy charakter, który miał otrzymać jego syn. Trwało to dłuższą chwilę. Potem ojciec odpiął kabel i wcisnął inny przycisk. Specjalne „lampy” skierowane na dziecko włączyły się i zaczęły emitować niewidoczne fale zwane w skrócie WTTF. Teraz wszyscy patrzyli jak mały Dawid rośnie. Nieproporcjonalnie dużą, łysą głowę zaczęły obrastać mu ciemne włosy, kończyny wydłużyły się, a także ukształtowały genitalia. Po tym procesie, Marzena wzięła ostry nóż i przecięła fioletowy, półprzeźroczysty kokon. Biały śluz rozlał się po łóżku i zaczął skapywać na podłogę, trzeba było go potem wyczyścić, lecz teraz nikt nie zawracał sobie tym głowy.

 

***

 

Nagi Dawid usiadł na łóżku i zaczął się rozglądać.

– Jesteście moją rodziną? – spytał, po kolei lustrując wszystkich.

– Tak. – Marzena zbliżyła się i pocałowała w czoło nowo narodzonego syna.

– Chodź, musisz się wykapać i ubrać, potem pójdziemy do świątyni na rozmowę z Bogiem – powiedział Robert radośnie.

Dawid wstał, z trudem utrzymując równowagę. Kasandra z Wojtkiem pomogli mu. Potem poszedł za ojcem, a brat i siostra jeszcze go trochę podtrzymywali. Potrzebował chwilę, by nauczyć się chodzić.

Gdy opuścili jaskinię, oczom Dawida ukazał się niezwykły świat, pełen barw, zapachów i dźwięków. Świat, o którym dużo wiedział, miał bowiem w głowie dane przegrane z komputera. Lecz były to tylko suche informacje.

Na bezkresnym terenie, ujrzał zielone obszary, małe oazy, między którymi nie było nic, tylko ciemno różowy piasek. Spojrzał w górę i zobaczył dwa goniące za sobą, wielkie kolorowe ptaki. Skierował też wzrok na słońce, co go na chwilę oślepiło.

Robert zaprowadził syna do jednego z kilku, niewielkich naturalnych basenów oddalonych o kilkadziesiąt neci. Woda w nim bulgotała, a w powietrzu unosiła się para. Czuć tu było specyficzny i niezbyt przyjemny siarkowy zapach.

– Wykąp się prędko zanim śluz stwardnieje i trudno będzie go usunąć. Woda na początku jest gorąca, ale to tylko takie chwilowe wrażenie. Zobaczysz, nie będziesz chciał wyjść – zachęcił syna Robert.

Dawid posłuchał. Powoli zanurzył się, było tak, jak powiedział ojciec; po pierwszym wrażeniu zbytniego gorąca, zrobiło mu się niezwykle przyjemnie. Stopami wyczuł kanciaste dno i gdy na nim pionowo stanął bulgocząca woda sięgała mu do połowy klatki piersiowej.

Gdy brał swoją pierwszą w życiu kąpiel, siostra z bratem przynieśli mu ubranie i ręcznik.

Po umyciu wytarł się i ubrał.

– Teraz pójdziemy do świątyni, w której spotkasz Boga – poinformował go ojciec. – Każdy, nowo narodzony człowiek dostaje od niego jakąś misję i jeśli jej nie wykona umrze i już nigdy się nie odrodzi. Przestanie istnieć. To taka brutalna prawda, którą jednak musisz sobie uświadomić.

Szli po lewej stronie mijając jaskinie zamieszkane przez innych ludzi. Dawid z zainteresowaniem się wszystkiemu przyglądał. Około dwustu neci dalej, była największa jaskinia, świątynia i mieszkanie Boga. Zatrzymali się przed wejściem.

– Po tej wizycie formalnie będziesz w pełni człowiekiem – powiedział mu ojciec i lekko go popchnął ku wejściu.

 

***

 

Dawid zrobił parę kroków do wnętrza jaskini. Nic nie mógł jednak zobaczyć, gdyż wszystko tu zasłaniała gęsta mgła.

Po chwili mgła zaczęła rzednąć, aż całkiem znikła. Pomieszczenie, było dużo większe niż to, w którym się urodził. Pełne stalagmitów i stalaktytów. Nie było tu jednak kompletne żadnych przedmiotów. „Bóg niczego nie potrzebuje” – pomyślał.

Rozglądnął się. Nie zobaczył nikogo. Zdziwiło go to, gdyż wejście którym przed chwilą się tu dostał, już nie istniało. W ogóle z jaskini nie było wyjścia.

– Witaj! – zabrzmiał potężny, lecz miły męski głos za jego plecami.

Dawid odwrócił się. Tym razem niedaleko niego stał mężczyzna o niezwykle wysokim wzroście. Miał szalenie przystojną, choć wiekową twarz, a jego białe włosy były tak długie, że nie tylko sięgały do podłogi, ale jeszcze wiły się po niej. Ubrany był jedynie w białe, luźne spodnie. Jego nagi tors był muskularny. W dłoni trzymał stołek.

– Dawidzie, witam cię w moim świecie – powtórzył stawiając stołek i siadając na nim. – W większości to ja go stworzyłem. Musisz wiedzieć, że jest wiele światów, a ten jest jednym z szczęśliwszych. By jednak tu zostać, musisz wykonać pewną misję.

Mężczyzna dziwnym, trudno powiedzieć co oznaczającym gestem splótł ręce za głową i kontynuował:

– W mieście zwanym Lux Gę, piętnaście dni pieszej wędrówki na północny zachód, więziony jest pewien człowiek niesłusznie oskarżony o morderstwo. Skazano go na śmierć głodową. Udaj się tam i uwolnij go. To twoja misja i jeśli chcesz dalej tu żyć, musisz ją wykonać. Masz tutaj trochę pieniędzy, przydadzą ci się. – mężczyzna określany mianem Boga nie wiadomo skąd, nagle niczym magik wyczarował duży, skórzany woreczek, który przekazał Dawidowi. – Nie bój się dasz radę, gdyby misja była zbyt trudna, nie powierzyłbym ci jej. Mężczyzna, któremu masz pomóc nazywa się Jadźwieg Choszcz.

Zanim Dawid zdążył zadać jedno z pytań, które hurtem przyszły mu do głowy, ogarnęła go znajoma już gęsta mgła. Ktoś lekko ścisnął mu ramię, gdy mgła zniknęła ujrzał, że to jego ojciec.

 

***

 

Mimo, że rodzeństwo i rodzice Dawida byli lekko zawiedzeni, gdyż chcieli pobyć z nowym członkiem rodziny, poznać go, porozmawiać, rozumieli zaistniałą sytuację. Nowo narodzony nie zdradził celu misji, ale powiedział, że musi się spieszyć.

W woreczku, który dostał od Boga znajdowały się monety obiegowe o najwyższych nominałach. Ich całkowita wartość, była bardzo wysoka. Marzena wysłała Wojtka do sołtysa wioski, by ten wypożyczył im swój wehikuł, w którym jeździł do miast i osad w sprawach dotyczących polityki. Ten zgodził się, lecz kazał zwrócić sobie za paliwo.

A paliwo było nadzwyczaj drogie. Dwieście pięćdziesiąt neci od ostatniej jaskini, w której mieszkali ludzie, znajdowało się jedyne miejsce, skąd je uzyskiwano. Stała tam stara, dawno wybudowana budowla, prawie cała umieszczona pod ziemią. Niedaleko niej, było rozlewisko z wystającą rurą pośrodku, z której tryskała czarna substancja, olej potrzebny równie bardzo, jak powszechnie używane komputery.

Wewnątrz budynku pracowali ludzie wyróżniający się niezwykłymi zdolnościami matematycznymi, gdyż głęboko pod ziemią żyły istoty, które potrzebowały szybkich obliczeń przeróżnych działań matematycznych, nikt nie wiedział do czego im są potrzebne, a musiały być wykonane ręcznie na papierze. Następnie w kartonowych teczkach wysyłano te obliczenia specjalną windą. W zamian te dziwne zwierzęta pompowały na powierzchnię drogocenny olej.

I tak z woreczka, który od Boga otrzymał Dawid ubyło pięć monet.

 

***

 

Po zjedzeniu obiadu Dawid był gotowy do drogi. Pocałował na pożegnanie rodziców i uściskał rodzeństwo. Następnie założył plecak z prowiantem i wsiadł na pożyczony od burmistrza pojazd, którego obsługę miał już wgraną do mózgu.

Gdy wcisnął odpowiedni przycisk na konsoli, silnik zaczął pracować. Maszyna uniosła się na niewielką wysokość, teraz wystarczyło chwycić kierownicę ustawić bieg i w myślach ustalić prędkość.

Ruszył w stronę Lux Gę.

 

***

 

By bez problemu dotrzeć do docelowego miasta Dawid ustawił wspomagacz. Burmistrz będąc pierwszy raz w Lux Gę, zostawił w nim nadajnik, dzięki któremu na panelu pojazdu wyświetlało się miejsce, odległość i czas, w jakim przy danej prędkości tam dotrze.

Pędząc z umiarkowaną prędkością minął obszar, gdzie występowały oazy i teraz otaczały go tylko bezkresne piaski. Zmienił bieg i zwiększył prędkość, teraz poruszał się naprawdę szybko. Słońce bardzo grzało, ale on tego nie odczuwał, gdyż powietrze przyjemnie owiewało mu twarz.

Dawid rozmyślał o tym, co go czeka w mieście Lux Gę, czy uda mu się wykonać misję. Chciał istnieć, chciał żyć, gdyż czuł się szczęśliwy. I gdy tak kontemplował, nagle jego pojazd momentalnie zaczął tracić szybkość i po chwili całkiem stanął.

– Co do diabła? – zaklął.

Kontrolka wskazywała prawie pełny bak. Silnik jednak padł. Zdenerwowany wciskał raz za razem czerwony guzik, to jednak nic nie dawało. „No to ładnie, i co teraz?” – pomyślał.

Bezradny, zsiadł z zepsutej maszyny rozglądnął się, westchnął i ruszył pieszo przed siebie. „Czeka mnie bardzo długa wędrówka” – pomyślał.

Nie uszedł jednak daleko. Jakby nieszczęść było mało, wszedł na obszar lotnych piasków. Nogi momentalnie wpadły mu aż do kolan. Próbował się wydostać, lecz było to daremne, gdyż nie miał się czego złapać. Po kilku chwilach był już do pasa w piasku. „To nie może się tak skończyć” – myślał. A jednak sytuacja była taka a nie inna. Gdy wystawała mu już tylko głowa pozostało mu już tylko czekać na śmierć przez uduszenie. Właśnie wtedy coś chwyciło go za nogi i silnie pociągnęło głębiej. Instynktownie zaczerpnął jeszcze powietrza. Przez moment coś ciągnęło go wewnątrz ziemi, a po chwili znalazł się jakby z powrotem na powierzchni. Kompletnie nie rozumiał co się stało. Nachylało się nad nim dwoje dziwnych istot. Człekokształtnych, jednak o zielonej skórze i niższych. Ich głowa była niczym gigantyczne jajko wydłużone ku górze. Posiadały jedno wielkie oko a ubrani byli w brązowy, roboczy strój.

Gdy podniósł głowę ku górze, ujrzał wysoko sufit z rzędami silnie świecących lamp. Rozglądnął się wokoło. Był na rozległym placu, gdzie co kilkanaście neci stały jakieś duże urządzenia, a także średniej wielkości budka. Tym co go wciągnęło, okazał się dziwnej budowy robot.

– Co to za miejsce? – spytał zdezorientowany Dawid.

– Podziemna elektrownia Zonksów, co biedaku robisz na środku pustyni? Choć zjesz coś, rzadko mamy tu gości.

Dawid wstał, a każdy z osobników wyciągnął dłoń i przedstawił się.

– Jestem Rog.

– A ja Bermus.

Dawid również powiedział swoje imię. Wymienili uściski dłoni, następnie Rog i Bermus zaprowadzili Dawida do środka budki, w której był stół, cztery krzesła, komoda i duże stanowisko komputerowe w rogu.

– Siadaj – powiedział Rog i wyjął z komody zapakowane w przeźroczystą folię apetycznie wyglądające czekoladowe ciastka. Następnie rozpakował i poczęstował gościa. Sam też biorąc jedno ponownie zapytał, gdy z kolegą usadowili się na krzesłach.

– Co robisz na środku pustyni?

Dawid zgryzł i przełknął pyszne ciastko a potem odpowiedział:

– Jechałem skuterem do Lux Gę, i nagle maszyna się zepsuła.

Nowo poznani znajomi pokiwali jajowatymi głowami i tym razem zaczął Bermus:

– No to mamy dla ciebie bardzo szczęśliwą wiadomość. To żadna awaria, generatory w naszej elektrowni wytwarzają specyficzne pole magnetyczne, które zagłusza działanie pobliskich sprzętów elektronicznych. Zwłaszcza tych starszej budowy, które całkowicie przestają działać. Możemy na chwilę wyłączyć pracę generatorów, byś mógł odjechać ale jak będziesz w mieście, kup sobie dezitegrator maskowy. Jest niedrogi, to taka mała kostka którą mocujesz przy silniku.

– Po co jedziesz do Lux Gę? – spytał Rog.

– Mam misję od Boga, bo ja dzisiaj się urodziłem, muszę ją wykonać inaczej przestanę istnieć.

– Ten wasz ludzki Bóg – żachnął się Rog – mówi się, że jest najdziwniejszy z wszystkich stwórców.

– Wiecie trochę się obawiam, że nie wykonam tej mojej misji, ale rodzice powiedzieli mi, że gdy tego dokonam będę żył wiecznie w szczęściu. Dlatego warto się postarać.

– Dla mnie to porąbane – zaśmiał się Bermus – po co komu jakieś misje? Ja nie musiałem wykonywać żadnej misji i jestem bardzo szczęśliwy.

– Nie bluźnij – skarcił go kolega.

– Nie bluźnie to nie mój Bóg.

– Co elektrownia robi na środku pustyni? – spytał Dawid zainteresowany – nie wgrano mi tej wiedzy.

– Bo istnieje od niedawna – zaczął tłumaczyć Rog – Wyobraź sobie, że pięć miesięcy temu nawiązała z nami kontakt obca cywilizacja żyjąca gdzieś w kosmosie bardzo daleko od naszej planety. Poinformowali nas, że dawno dawno temu schowali pod piaskami pustyni energetyczne rdzenie, które teraz są im już niepotrzebne. Rdzenie mają w sobie zgromadzoną bardzo dużą ilość energii. Żeby ją przejąć musieliśmy zbudować tę elektrownię. Szacuje się, że całą energie ze rdzeni pobierzemy w przeciągu czterech lat. Wtedy rozmontujemy całą maszynerię i będziemy musieli znaleźć sobie inną pracę.

 

***

 

Rozmowa Dawida z pracownikami elektrowni trwała do czasu, aż zjedli wszystkie ciastka. Wtedy Dawid powiedział:

– Muszę się zbierać, misja czeka. Miło było was poznać.

– Również było mi bardzo miło – powiedział Rog i podszedł do komputera wyłączyć maszyny, które wywoływały zakłócenie działania pojazdu Dawida.

Bermus natomiast poprowadził ludzkiego gościa do robota o sztucznej inteligencji, któremu Dawid bardziej się teraz przyjrzał.

Jego główna część miała kształt gigantycznej pestki śliwki. Robot unosił się w powietrzu dzięki zwykłemu silnikowi jonowemu. Wyposażony był w desintegrator maskowy.

– Żegnaj przyjacielu, miło się rozmawiało.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedział Dawid i wszedł do środka.

Właz został zasunięty i robot uniósł się do góry. Wszedł między lampy w sufit z dziwnej gęstej galaretowatej substancji, która potem od razu się zasklepiła. Po chwili był już na powierzchni. Wyszedł z robota i skierował się do swojego pojazdu, który stał tak jak go zostawił.

Zasiadł na maszynie i wcisnął odpowiedni przycisk o czerwonym kolorze. Silnik bez problemu zapalił. Szczęśliwy odetchnął z ulgą i ruszył przed siebie.

 

***

 

Dobre kilka godzin sunął przez ciemno różowe piaski. Jak okiem sięgnąć kompletnie nic tu nie było. Do jego mózgu wgrane było pojęcie „agorafobia” lęk przed otwartą przestrzenią. „Dobrze, że tego nie mam” – pomyślał.

Gdy dzień chylił się ku końcowi i trochę się ściemniło, piasek zaczęła zastępować kamienista jałowa ziemia. Potem słońce całkiem zaszło i nastała piękna, gwieździsta noc. Pierwsza w jego życiu. Zatrzymał się, wyłączył silnik swojego pojazdu i wpatrzył w gwiazdy. Oddychał chłodnym powietrzem i rozmyślał o swojej krótkiej egzystencji. Trwało to chwilę. Potem sięgnął do plecaka po coś do jedzenia. Nagle usłyszał w oddali jakiś dźwięk, bzyczenie. Najpierw słaby, daleki, ale z każdą chwilą mocniejszy. Wtedy przypomniał sobie o jednej rzeczy. Pustynne muchy. Owady przemieszczające się w nocy z jednego końca rozległych piasków do drugiego. Dla kogoś nie przygotowanego będące śmiertelnym zagrożeniem. Dawid szybko sięgnął do torby po specjalną maskę. Założył ją i dalej gmerał w plecaku, między kieszonkami i przedziałami. Po chwili znalazł to czego szukał, była to strzykawka ze specjalnym płynem. W pośpiechu rozerwał opakowanie i zaaplikował ją sobie wbijając igłę w ramię. Teraz mógł już być spokojny. Miliardy malutkich muszek nie kąsały go. Jednak obsiadły maskę tak, że przestał widzieć gwiazdy. Ogarnęła go ciemność. Nie była to komfortowa sytuacja ale trwała zaledwie kilkanaście minut. Potem, gdy niebezpieczeństwo minęło ściągnął maskę, spokojnie zjadł kolację i próbował usnąć oparty o komputer wehikułu. Mimo niewygodnej pozycji do spania udało mu się to.

 

***

 

Rano obudził się z bolącym czołem, które całą noc opierał o twardy wyświetlacz motoru. Nie zwlekając włączył silnik i ruszył. Po kilkunastu minutach zostawił za sobą pustynię a na niebie jakby na powitanie ujrzał olbrzymią tęczę. Ale nie było to jeszcze miasto. Ani nawet przedmieścia.

Jechał dalej, aż ujrzał stado zwierząt. Ziemię zaczęła tu już obrastać coraz wyższa trawa. Siedzące na zadzie, szarej maści osobniki dziwnego gatunku zrywały łodygi trawy łapami o wykształconych kilkunastu palcach. Wkładały je do pyska i przeżuwały by na końcu przełknąć.

Nie zwracały na niego uwagi do momentu, kiedy zbliżył się na kilkanaście neci. Wtedy popatrzyły w jego stronę i osobnik będący najbliżej zniknął, by w tej samej sekundzie pojawić się dużo dalej. Podobnie zrobiły inne. „Dziwne zwierzęta” – pomyślał Dawid.

Minęły około dwie godziny, gdy dotarł nareszcie do siedzib ludzkich. Jeśli można tak się wyrazić, bo stały tu tylko w dużej odległości od siebie małe domki, obok których znajdowały się wysokie wieże zbudowane ze stalowych prętów a na ich szczycie nowoczesna kabina. W środku siedział człowiek obsługujący maszyny pracujące na wielkich plantacjach a także łąkach jako pastuchy.

Z miejsca, w którym zatrzymał się Dawid, jak okiem sięgnąć ciągnęły się uprawy zaopatrujące miasto Lux Gę w żywność. Setki różnorodnych robotów zraszających wodą i nawożących rosnące rośliny, bądź eliminujących chwasty. Także pastuchy zapobiegające rozproszeniu się zwierząt, a także chroniące przed drapieżnikami.

Tutaj też był początek brukowanej drogi, prowadzącej do wielkiego miasta. Dawid ucieszył się widząc trakt. Od tej pory się go trzymał.

Początkowo nikogo nie spotkał. Lecz po minięciu wielkiego skrzyżowania, zaczął spotykać wielu podróżujących. W większości, byli to handlarze wracający w celu uzupełnienia towarów. Czasem mijał ciężarówki jak domyślał się wożące żywność.

Daleko przed sobą, tam gdzie prowadziła droga ujrzał wreszcie rozległe miasto, stały w nim trzy bardzo wysokie wieże a na nich… nie mógł uwierzyć. Siedziały trzy olbrzymie smoki. Dawid nie wiedział, czy są prawdziwe, czy to tylko monumentalne rzeźby. Wtedy jeden zamachał skrzydłami i uniósł się w niebo. Następnie zatoczył wielkie koło i z powrotem usiadł na swojej wieży.

Dawid pomyślał, że jak wypełni swoją misję musi zwiedzić Lux Gę.

Jechał dalej, aż ujrzał ogromną bramę miasta, nad którą umieszczony był hebr, ziejący ogniem smok pokonujący liczną grupę wrogów. Na herbie znajdowało się bardzo dużo szczegółów, a pod nim ozdobiony, złoty napis „Lux Gę”. W bramie zatrzymał go dziwacznie ubrany jegomość. Miał szerokie workowate spodnie o czerwonym kolorze, białą koszulę i zieloną kamizelkę z wyhaftowanymi złotą nicią ozdobami. Na głowie miał czapkę z pióropuszem.

– Dalej tylko zaopatrzenie. Tam – wskazał ręką – kawałek dalej jest parking.

Dawid podziękował i skierował maszynę we wskazane miejsce. Znalazł tam niewielki kawałek placu z małą budką, w której siedział znudzony mężczyzna.

– Chciałem skorzystać z parkingu – oznajmił.

– Zostaw pan motor na tamtym czerwonym miejscu. – mężczyzna leniwym gestem wskazał namalowany na brukowej kostce duży krzyżyk.

Dawid teraz dopiero zorientował się, że właściwy parking jest w polu siłowym wysoko w górze. Zostawił więc swój pojazd tam, gdzie kazał pracownik parkingu i popatrzył jak unosi się na jedno z wolnych miejsc obok setek innych pojazdów.

Potem znudzony parkingowy wręczył mu jeszcze kwitek z numerem i specjalnym urządzeniem pobrał jego materiał DNA.

„Udało się, jestem na miejscu” – pomyślał Dawid.

 

***

 

W celu zasięgnięcia języka Dawid udał się do jegomościa w bramie, który przed chwilą wskazał mu parking.

– Może mnie pan skierować do jakiejś informacji turystycznej? – zapytał.

– Jasne, moja praca to pomagać – padła odpowiedź.

Sięgnął do wnętrza kamizelki i wyjął małą, grubą książeczkę, potem podał ją swojemu rozmówcy.

– Proszę bardzo – powiedział – tu jest wszystko.

Dawid serdecznie podziękował i ruszył dalej. Szeroka droga, którą szedł przekształciła się w rozległy plac. Zauważył wiele ławek ciągnących się rzędem na obrzeżach placu. Dużo było pozajmowanych. Usiadł na pierwszej wolnej i zaczął przeglądać nowo zdobytą małą książeczkę. Okazała się wielką, rozkładaną mapą. Z jednej strony była zwykła mapa a z drugiej znajdowały się przeróżne informacje przydatne dla turystów.

„Najpierw misja, potem zwiedzanie” – powiedział sobie czytając o jednym z wielu zabytkowych budynków mającym ponad dwa tysiące lat.

Odszukał na mapie więzienie. Znajdowało się duży kawałek drogi od miejsca, w którym teraz był. Dlatego niezwłocznie ruszył.

Idąc łapczywie chłoną wzrokiem wszystko wokoło. Mijał stworzenia różnych ras. Najwięcej było ludzi, jednak byli też flexowie, wyglądający dokładnie tak samo jak ludzie z wyjątkiem niezwykle wysokiego wzrostu. Wielu osobników różniło się kolorem skóry. Spotkał też istoty o bardzo dziwnej budowie. Miały wielką głowę, kilka odwłoków i niezliczoną ilość cienkich nóg.

Zastanawiał się co zrobi jak dojdzie do gmachu więzienia. „Powiem, że muszę odwiedzić brata, w razie czego przekupię strażnika.” – myślał

Trochę błądząc, w końcu dotarł do celu. Więzienie było dużym budynkiem, ale jednopiętrowym. Pomyślał, że cele są pod ziemią i jak się potem okazało, miał rację. Udał do głównych drzwi wejściowych.

Podszedł i nacisnął klamkę. Okazało się, że drzwi nie są zamknięte. Wszedł, i ujrzał krótki korytarz kończący się ścianą, w której było okienko recepcjonisty i masywne drzwi. Za szybą siedział funkcjonariusz.

Dawid podszedł i próbując dobrze zagrać oznajmił:

– Dzień dobry! Przyszedłem odwiedzić mojego brata Jodźwiega Chorsza.

– Niemożliwe – odpowiedział funkcjonariusz – tej kategorii więzień nie prawa do odwiedzin.

– Czy wie pan z jak daleka tu przybyłem? Chcę zamienić tylko parę słów.

– Mówię panu, nie mogę pana wpuścić. Takie mamy prawo, przykro mi.

Dawid sięgnął za pazuchę i wyciągnął przygotowaną monetę. Następnie położył ją na blacie przed strażnikiem. Ten jednak z uśmiechem pokręcił głową. „Muszę być bardziej hojny” – pomyślał Dawid i dołożył jeszcze pięć monet.

Oczy funkcjonariusza policji zaświeciły się jak ognie.

– No dobrze – powiedział – ale ma to trwać tylko chwilę.

Zabrał pieniądze i szybko schował je do kieszeni. Potem wpuścił gościa i razem udali się jednymi ze schodów prowadzących do podziemi.

Była tu sieć długich korytarzy. Po lewej minęli cele z posrebrzanymi kratami, gdzie więziono wampiry i wilkołaki. Po prawej natomiast byli ludzie. Niektórzy ubrani w łachmany, inni niemal całkiem nadzy. Po chwili dotarli do klatki w pobliżu końca korytarza.

– To tutaj – powiedział policjant – Macie pięć minut.

I taktownie odszedł kawałek w stronę z której przyszli.

Dawid zajrzał w głąb ciemnej celi. Zobaczył mężczyznę w przeciwieństwie do innych więźniów normalnie ubranego. Ten zaciekawił się i podszedł do krat.

– Witaj, przybyłem cię uwolnić. To moja misja.

Więzień faktycznie wyglądał na rzezimieszka, choć tak naprawdę nim nie był, taką miał po prostu urodę.

– W takim razie pomogę ci ją wykonać i oboje na tym zyskamy.

– Tylko, że ja nie mam pomysłu jak to zrobić.

– Spokojna głowa – powiedział Jodźwieg – ja mam.

Podszedł do jedne ze ścian celi by po chwili wrócić z kamieniem wielkości pięści, który wcześniej wydłubał.

– Uderz go tym i weź kartę którą ma przy pasku spodni. – widząc zakłopotanie Dawida dodał – zobaczysz uda się.

Odczekali chwilę i Dawid udając, że porozmawiał z bratem, zaczął iść w stronę funkcjonariusza. Ten ruszył do schodów, którymi tu zeszli.

Dawid cofnął się i wziął kamień od Jodźwiega, następnie szybkim krokiem dogonił strażnika. Mocno się zamachnął i uderzył go w splot słoneczny, co wywołało zamroczenie na kilka cennych sekund.

W pośpiechu zabrał mu kartę i biegiem ruszył do celi gdzie więziono niesłusznie oskarżonego. Po trzech sekundach więzień był wolny.

Policjant jednak wrócił już do siebie. Zeźlony ruszył na nich z paralizatorem, w który był wyposażony.

W tym momencie zdarzyło się bardzo szybko kilka rzeczy. Jodźwieg wyprzedził niewiedzącego co w tej sytuacji zrobić Dawida i kilkoma ciosami znokautował klawisza. Ten jednak włączył już alarm i teraz głośno wyła syrena.

Przed budynkiem więzienia stała, można by pomyśleć dziwnie wyglądająca fontanna. Jednak nie była to fontanna tylko urządzenie, dzięki któremu oddział wyszkolonych żołnierzy mógł momentalnie teleportować się z bazy w to miejsce.

Gdy Dawid wybiegł na zewnątrz, trzech pierwszych przybyłych żołnierzy leżało nieprzytomnych po stoczeniu walki ze zbiegiem. A po nim samym nie było ani śladu.

 

***

 

Kilka godzin później Dawid zastanawiał się co teraz z nim będzie. Misja została wykonana. Co z tego, gdy on siedział uwięziony w celi pod ziemią i nie wiadomo co go dalej czekało.

Nagle w ciemnej, zimnej celi, gdzie bynajmniej nie było przyjemnie siedzieć, coś zaczęło się zmieniać. Przestało być zimno i ciemno a otoczyła go znajoma mgła. Poczuł radość, gdyż zrozumiał, że nie musi się już o nic obawiać.

 

EPILOG

 

Na ulicach miasta Katowic słychać było syreny jeżdżących ambulansów. Stała się tragedia, straszny wypadek. Samochód potrącił przechodzących przez ulicę matkę z dwojgiem dzieci i bezdomnego włóczęgę.

Wszyscy trafili na intensywną terapię. Lekarze ze wszystkich sił walczyli o ich życie. Jednak odratować dało się jedynie bezdomnego, który zapadł w śpiączkę.

Pacjenta rozebrano i umyto. Leżał w łóżku z długimi włosami i gęstą siwą brodą. Nikt do niego nie przychodził, gdyż nie miał rodziny. Pielęgniarki jedynie doglądały go. Minęły cztery dni.

Gdy jedna z sióstr przebywając w pomieszczeniu, gdzie leżeli pacjenci w śpiączce wykonywała swoje obowiązki, nagle usłyszała za plecami głośne westchnienie. Prędko odwróciła się i ujrzała, że potrącony cztery dni temu bezdomny ma otwarte oczy i uśmiecha w tak dziwny sposób, że przebiegł ją dreszcz. Zaczął też coś cicho mówić. Pielęgniarka zbliżyła się i nachyliła by usłyszeć.

– Udało się – szepnął – udało się, wykonałem misję.

Potem zamknął oczy i umarł.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Podczas czytania napotykałam sporo usterek interpunkcyjnych, zdarzały się również literówki.

Może na spokojnie prześledź sobie pod tym kątem raz jeszcze cały tekst, aby poprawić go należycie i aby dzięki temu stał się bardziej czytelnym. :)

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

bruce dzięki, że przeczytałaś!!! naprawdę :) Dobrze, że word poprawia zwykłe błędy. eee ja tam się nie przejmuję, że jestem niepełnosprawny :)))

Jestem niepełnosprawny...

Byle tylko innym nie było przykro.

Jestem niepełnosprawny...

Dawidiq150, masz rację, nie ma się czym przejmować, najważniejsza jest pasja i chęć pisania, jaką masz! 

Tak trzymaj! :)

Pozdrawiam. :)

 

Pecunia non olet

bruce jeśli przeczytałaś opowiadanie. Bo podejrzewam, że przeczytałaś :))) skoro dałaś komentarz.

 

Czy mogłabyś coś więcej powiedzieć. Standardowo jakie największe błędy popełniłem, a co było dobre. Starałem się, żeby nie było tak jak poprzednio i wiele osób mi pisało, żeby było więcej opisów itp. Żeby historia nie kończyła w momencie kiedy można ją albo nawet jest wymagane by dalej ją ciągnąć. Czekam z niecierpliwością :)

Jestem niepełnosprawny...

Te starania i próby innego zakończenia oraz rozwinięcia opisów wyraźnie widać, czego Ci gratuluję. 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ciekawy początek, przywiódł mi na myśl niektóre adaptacje planety Krypton z komiksów o Supermanie. Zakończenie również wywarło pozytywne wrażenie. Sama akcja uwolnienia więźnia poszła trochę zbyt łatwo, brakowało mi tam napięcia.

Niestety w odbiorze przeszkadzały kwestie techniczne– liczne błędy jeśli chodzi o umiejscowienie przecinków, wielokrotnie pojawiają się literówki, a także inne wpadki na przestrzeni całego tekstu. Przez to będąc w połowie nie skupiałem się na treści, tylko zwracałem uwagę na kolejne techniczne niedostatki i wróciłem myślami do kreowanej przez Ciebie rzeczywistości dopiero na krótko przed epilogiem.

Nawiązując do wstępu– jak najbardziej próbuj dalej, ale skorzystaj z pomocy przy poprawianiu swoich tekstów. Jest na stronie betalista, skorzystanie z tej możliwości da ci dużo w kontekście przyszłych dzieł.

bjkpsrz dzięki!!!

 

pozdrawiam serdecznie :)))))))

Jestem niepełnosprawny...

Początek prezentuje się interesująco, widać że miałeś ciekawy pomysł na bohatera jako człowieka, który musi w ekspresowym tempie uczyć się człowieczeństwa, a najprostsze czynności są dla niego czymś niezwykłym. Czytając Twoje opowiadanie cały czas szukałem opisów konfrontacji bohatera z tą dziwaczną rzeczywistością.

Problem w tym, że tekst wymaga kilkukrotnego przeczytania i poprawienia szyku niektórych zdań oraz kilku literówek i “niezręcznych” zwrotów, które sprawiają, że odbiór nie jest płynny. Narracja jest nieco chaotyczna i z niektórych fragmentów (moim zdaniem) można śmiało zrezygnować bez szkody dla reszty opowiadania. Przykładem jest choćby fragment z metodą pozyskiwania paliwa.

Część opisów można śmiało skrócić i też nie odbije się to na tekście. W ten sposób pozostawisz pole do popisu dla wyobraźni czytelnika i nie wdajesz się w szczegóły.

Niestety muszę przyznać, że nie zrozumiałem epilogu, a raczej tego jak łączy się z resztą opowiadania. Moim zdaniem brakuje jakiegoś wyjaśnienia.

Fladrif bardzo dziękuję za przeczytanie!!! a także za komentarz :)

 

Jasne, że wytłumaczę zakończenie; a więc można je różnie interpretować :) Jest to wizja życia po śmierci. Wiecznego i szczęśliwego w którym Bóg obdarza nas tym czego nam brakowało. W tym przypadku włóczęga otrzymuje kochającą rodzinę. Nie ukrywam, że chciałem by tu był widoczny twist :)

 

Ale jeszcze, chodziło mi o to by pokazać jak według mnie dziwne rzeczy mogą nas czekać w zaświatach. Jak wielką tajemnicą jest stwórca. 

Inna interpretacja to, że tuż przed śmiercią Bóg zsyła nam ostatni sen, sen dziwny, niezwykły nie wiem czy oglądałeś taki film “Linia życia” z Julią Roberts. To trochę z tego zaczerpnąłem. Tam bohaterowie zastanawiają się czy może w czasie śmierci mózg nie wytwarza jakiejś substancji by umilić umieranie…

 

Pozdrawiam! :)))))))

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, Dawidiq150!

 

Zacznę od końca ;), zakończenie bardzo mi się spodobało, jest zarówno zaskakujące jak i wzruszające. Niestety odbiór tekstu utrudniają błędy. Postaram się dać Ci kilka wskazówek. 

W tekście zdarzają się niepoprawnie zapisane dialogi. 

– Tak – Marzena zbliżyła się i pocałowała w czoło nowo narodzonego syna.

Brak kropki. 

– Tak. – Marzena zbliżyła się i pocałowała w czoło nowo narodzonego syna.

 

W poniższych dialogach kropka przed myślnikiem nie jest potrzebna.

– Chodź, musisz się wykapać i ubrać, potem pójdziemy do świątyni na rozmowę z Bogiem. – powiedział Robert radośnie.

– Teraz pójdziemy do świątyni, w której spotkasz Boga. – poinformował go ojciec.

– Dawidzie, witam cię w moim świecie. – powtórzył stawiając stołek i siadając na nim.

To tylko kilka przykładów, prześledź tekst pod tym kątem. 

 

Zwróć uwagę na brakujące przecinki przy wymienianiu oraz przed “ale”.

Pamiętaj, że przed imiesłowem zakończonym na -ąc, -łszy, -wszy (lub przed jego określeniem) stawiamy przecinek. 

Robert i Marzena będący małżeństwem oraz dwójka ich prawie dorosłych dzieci Kasandry i Wojtka.

Kasandra i Wojtek

Marzena wysłała Wojtka do burmistrza wioski

Burmistrz to zwierzchnik miasta.

Czuć tu było specyficzny, lecz niezbyt przyjemny siarkowy zapach.

Myślę, że zamiast “lecz” lepsze byłoby ‘i”.

– Co do diabła? – zaklną

zaklął.

czeka mnie bardzo długa wędrówka” pomyślał.

„Czeka mnie bardzo długa wędrówka” – pomyślał.

Alicella bardzo dziękuję przede wszystkim za przeczytanie bo jednak trzeba było poświęcić te kilkanaście minut. Jestem naprawdę bardzo wdzięczny :)

 

Starałem się poprawić błędy. Fajnie, że napisałaś mi te przykłady zaczynam kapować o co w tym chodzi. Nie wiem co to u mnie za dziwna niepełnosprawność do interpunkcji.

 

Cieszę się, bo jeśli ten pierwszy mój nieco dłuższy tekst (w porównaniu do moich innych) nie okazał się klapą to mogę pisać dalej a naprawdę bardzo lubię to robić. Z radością biorę się za tekst konkursowy, właściwie już się za niego wziąłem wczoraj ale mam dopiero niecałą stronę.

 

Bardzo bardzo dziękuję i pozdrawiam!!! :))))))))

Jestem niepełnosprawny...

Hej :) poniżej łapanka, choć pewnie nie znalazłam wszystkiego. Musisz mocno popracować nad stylem i błędami, polecam poczytać opowiadania z biblioteki albo piórkowe dla porównania.

Co do samej fabuły – mi się nie podobała. Zamysł miałeś ciekawy (wgrywanie osobowości, narodziny jako w zasadzie dorosła osoba), ale wykonanie zarówno stylowo jak i fabularnie mnie totalnie nie przekonało. Wiele elementów było dla mnie po prostu naiwnych (Bóg zlecający misję w dniu narodziny, stwory z elektrowni które zatrzymały wszystko dla losowego gościa, dostanie się do więzienia, walka tam…). Były ciekawe elementy, jak muszki, teleportujące się stworzenia, ale z drugiej strony nie zrozumiałam świata? Mamy ludzi, wilkołaki, wampiry? I smoki? Brakło mi też jakiekolwiek rysu co się skąd bierze w tym świecie, jak chodzi o inne rasy. Zakończenie dla mnie jest takie trochę… znikąd? Lubie sci-fi, ale tutaj za dużo jest braków.

Niemniej, nie zrażaj się, każdy z nas przez to przechodził. Sama mam dalej spore problemy warsztatowe, ale czytanie opowiadań innych, komentarzy do nich bardzo pomaga widzieć własne błędy i rozwija (wobec własnych tekstów jest się zwykle dość mało krytycznym). 

 

Wokoło łóżka

wokół?

– Chodź, musisz się wykapać i ubrać,

wykąpać

Dawid wstał, z trudem utrzymując równowagę. Kasandra z Wojtkiem pomogli mu. Potem poszedł za ojcem, a brat i siostra jeszcze go trochę podtrzymywali. Potrzebował chwilę, by nauczyć się chodzić.

Podobne problemy widzę, w całym opowiadaniu – masz jeszcze nieco toporny styl. Słychać to szczególnie jak czyta się na głos (swoją drogą polecam ten zabieg). Proponowałabym to nieco przeredagować aby opis był bardziej płynny: “Rodzeństwo pomogło mu wstać, bo z trudem utrzymywał równowagę. Chwiejnie ruszył za ojcem, wsparty na ramieniu brata i siostry (lub wciąż podtrzymywany przez brata i siostrę). Jego ciało potrzebowało chwili, zanim nauczyło się chodzić”. To tylko przykład, pewnie nawet nie najlepszy, ale w Twój opis wydaje mi się “suchy” i ciężko mi wyobrazić sobie całą scenę, brakuje paru przymiotników, które dobrze wplecione w opis pomogą czytelnikowi zobaczyć to co opisujesz (np. chwiejnie). 

 

Dawid wstał, z trudem utrzymując równowagę. Kasandra z Wojtkiem pomogli mu. Potem poszedł za ojcem, a brat i siostra jeszcze go trochę podtrzymywali. Potrzebował chwilę, by nauczyć się chodzić.

Gdy opuścili jaskinię, oczom Dawida

Dużo Dawida jak na tak krótki fragment. Pamiętaj o takich zamiennikach, jak chłopak, nowonarodzony (w tym wypadku) itp.

 

Skierował też wzrok na słońce, co go na chwilę oślepiło.

Bez też, choć dla mnie lepiej brzmiałoby to tak: “Skierował wzrok na słońce, które oślepiło go na moment”

 

Wykąp się prędko zanim śluz stwardnieje i trudno będzie go usunąć. Woda

Prędko jest to zbędne moim zdaniem, lepiej brzmi bez.

 

stopami wyczuł kanciaste dno i gdy na nim pionowo stanął bulgocząca woda sięgała mu do połowy klatki piersiowej.

Nie można chyba stanąć inaczej niż pionowo na dnie? a przynajmniej w tym kontekście jest to całkowicie jasne. Ale skróciłabym to – opisujesz czasami zbyt dużo szczegółów, zostawiłabym to tak: “stopami wyczuł kanciaste dno, a bulgocząca woda sięgała mu do połowy klatki piersiowej”, fragment o stanięciu jest tu nie potrzebny, bo gdy czytam, że wyczuł dno stopami, to dla mnie już stanął na tym dnie. Nie wiem czy wiesz o co mi chodzi?

 

Szli po lewej stronie mijając jaskinie zamieszkane przez innych ludzi. Dawid z zainteresowaniem się wszystkiemu przyglądał. Około dwustu neci dalej, była największa jaskinia, świątynia i mieszkanie Boga. Zatrzymali się przed wejściem.

Mam tu problem z szykiem drugiego zdania, chyba proponuję: “Dawid z zainteresowaniem przyglądał się wszystkiemu”. Tu dam tipa: w jednej mądrej książce przeczytałam kiedyś, że zdanie można dzielić na 3 części: najważniejsza, najmocniejsza część powinna się znajdować na końcu, druga najistotniejsza część na początku, a te najmniej ważne w środku. Zamieniłabym również “była największa jaskinia”, na znajdowała się. Dodatkowo masz “zamieszkane” i “mieszkanie”, plus mieszkanie tuż obok świątyni mi się gryzie, może można użyć dom, schronienie albo enklawa?

wszystko tu zasłaniała gęsta mgła. Po chwili mgła zaczęła rzednąć, aż całkiem znikła.

powtórzenie

 

Dawid odwrócił się. Tym razem niedaleko niego stał mężczyzna o niezwykle wysokim wzroście

wystarczy niezwykle wysoki, np. “tym razem niedaleko niego stał niezwykle wysoki mężczyzna”, albo można jeszcze tak “ odwrócił się, a jego oczom ukazał się niezwykle wysoki mężczyzna”

 

Dawidzie, witam cię w moim świecie – powtórzył stawiając stołek i siadając na nim. – W większości to ja go stworzyłem. Musisz wiedzieć, że jest wiele światów

Powtórzenie

 

Mężczyzna dziwnym, trudno powiedzieć co oznaczającym gestem splótł ręce za głową i

Jak dla mnie to tutaj musisz opisać ten gest, aby czytelnik mógł go sobie wyobrazić, bo inaczej niewiele to wnosi.

 

W mieście zwanym Lux Gę, piętnaście dni pieszej wędrówki na północny zachód, więziony jest pewien człowiek niesłusznie oskarżony o morderstwo. Skazano go na śmierć głodową. Udaj się tam i uwolnij go. To twoja misja i jeśli chcesz dalej tu żyć, musisz ją wykonać. Masz tutaj trochę pieniędzy, przydadzą ci się. – Mmężczyzna określany mianem Boga nie wiadomo skąd, nagle niczym magik wyczarował duży, skórzany woreczek, który przekazał Dawidowi. – Nie bój się dasz radę, gdyby misja była zbyt trudna, nie powierzyłbym ci jej. Mężczyzna, któremu masz pomóc nazywa się Jadźwieg Choszcz.

Zanim Dawid zdążył zadać jedno z pytań, które hurtem przyszły mu do głowy, ogarnęła go znajoma już gęsta mgła. Ktoś lekko ścisnął mu ramię, gdy mgła zniknęła ujrzał, że to jego ojciec.

1. Powtórzenia

2. Ostatnie zdanie, brzmi kiepsko. “Ktoś lekko ścisnął mu ramię, a gdy mgła zniknęła, ujrzał twarz ojca”. To tej twarzy można też dodać np. zatroskaną, zaciekawioną, zaniepokojoną… w zależności co chcesz przekazać i jaki jest ojciec. 

Mimo, że rodzeństwo i rodzice Dawida byli lekko zawiedzeni, gdyż chcieli pobyć z nowym członkiem rodziny, poznać go, porozmawiać, rozumieli zaistniałą sytuację. Nowo narodzony nie zdradził celu misji, ale powiedział, że musi się spieszyć.

Początek niestety mocno topornie brzmi “Pomimo zawiedzenia, rodzina zrozumiała zaistniałą sytuację. Chcieli go poznać, pobyć czy po po prostu porozmawiać, ale przyjęli jego słowa o koniecznym pośpiechu i zleconej misji, której szczegółów nie zdradził” – to też nie brzmi idealnie, ale jednak ciut lepiej moim zdaniem. To jedynie przykłady, aby pokazać, jak można opisać ten sam kawałek.

 

Gdy wcisnął odpowiedni przycisk na konsoli, silnik zaczął pracować. Maszyna uniosła się na niewielką wysokość, teraz wystarczyło chwycić kierownicę ustawić bieg i w myślach ustalić prędkość.

Masz wszystko w czasie przeszłym i to teraz totalnie tam nie pasuje.

 

Słońce bardzo grzało, ale on tego nie odczuwał, gdyż powietrze przyjemnie owiewało mu twarz.

 

Nadużywasz gdyż, widziałam, je w wielu miejscach. 

 

Gdy podniósł głowę ku górze, ujrzał wysoko sufit z rzędami silnie świecących lamp.

wysoki sufit, bo ujrzał wysoko nie potrzebne, plus, ku górze też nie bo podnosimy głowę tylko ku górze :)

 

Rozglądnął się wokoło

Proponuję: Rozejrzał się?

 

pracę generatorów

wyłączą na chwilę całą elektrownię aby randomowy koleś mógł sobie przejechać? nie kupuję tego

 

Także pastuchy zapobiegające rozproszeniu się zwierząt, a także chroniące przed drapieżnikami.

Powtórzenie

 

Idąc łapczywie chłonął wzrokiem wszystko wokoło

Potem wpuścił gościa i razem udali się jednymi ze schodów prowadzących do podziemi.

więzienie, a strażnik zostawia główne wejście niestrzeżone?

 

 

Hej!

 

Shanti muszę ci powiedzieć, że spadłaś mi jak z nieba :) Akurat dopracowuję tekst na konkurs i Twoje uwagi są dla mnie niezwykle cenne bo piszesz mi szczerze a ja właśnie tego potrzebuję. Nie chcę być nieświadomy. To znaczy nie zarzucam innym, że są nie szczerzy i że po prostu nie chcą mi robić przykrości. Jeden użytkownik mi raz napisał, że moje pisanie to grafomania. I może tak właśnie jest może jestem grafomanem ale nie zamierzam się poddać i będę szkolił dalej swój warsztat. Chciałbym byś jeszcze w przyszłości oceniała moje opowiadania (ale nie czytaj tych poprzednich!)

 

Serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz bardzo dziękuję!!!

Jestem niepełnosprawny...

Dawidq150 bardzo się cieszę, że uwagi pomocne :) i nie poddawaj się, sama cały czas walczę o lepszy warsztat :) powodzenia i daj znać jakbyś potrzebował kogoś do bety (choć sama zupełnie nie pomogę przy przecinkach)

Nowa Fantastyka