- Opowiadanie: Luken - Koniec

Koniec

Eks­pe­ry­ment.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Koniec

Ania stała pod obsypanym puszystymi chmurami błękitnym niebem. Czekała na swojego tatę, który zawsze odbierał ją ze szkoły i zastanawiała nad dzisiejszymi zajęciami. Szczególnie poruszyła ją lekcja przyrody. Nauczycielka pokazywała jak z nasionka rodzi się drzewo, jak z małego zarodka powstaje kurczaczek, jak z wydawałoby się niczego, powstaje coś. Samo, bez niczyjej pomocy, bez wsadzania do doniczek i bez podlewania zieloną konewką, ale jakimś tajemniczym sposobem, poprzedzającym istnienie człowieka. Opisywała to tak pięknie, że sama miała łzy w oczach. Niczego z tego co mówiła, nie było w książkach do czwartej klasy, tak jakby ktoś próbował tę cudowną wizję świata przed dziećmi ukryć. Dziewczynka przyglądała się kwitnącej przed szkołą jabłoni, czując się odurzona zapachem jej kwiatów. Jeszcze wczoraj bała się pszczół, ale dziś już nie. Latały dookoła, nie wzbudzając już strachu, ale ciekawość. Do tego wzajemną, bo wydawały się zainteresowane kwiecistym wzorkiem na jej sukience. Pomyślała o swoich rodzicach i dziadkach, i uświadomiła sobie, że ludzie też są takim drzewem, na ostatnich, najcieńszych gałązkach którego, znajdują się kwiatki, takie jak ona.

Kiedy tak rozmyślała, usłyszała dźwięk klaksonu. Obróciła się i zobaczyła tatę w czerwonym samochodzie, machającego ręką przez szybę. Podbiegła i wsiadła obok niego.

– Jak było w szkole? – zapytał, ruszając powoli przez cienie kwitnących drzew.

– Najlepiej niż kiedykolwiek! W ogóle nie otwierałyśmy książek. Mogłyśmy zobaczyć wszystko na własne oczy… i tak pięknie opowiadali. Nie jedziemy do domu?

– Chyba nie mamy już potrzeby. Wziąłem wszystko to, o co prosiłaś. Zajadę jeszcze tylko do Marcina, oddać mu wiertarkę.

– A obiad?

– Coś na to poradzimy, bądź cierpliwa.

 

Kiedy samochód się zatrzymał i tata wyszedł z wiertarką, Ania miała okazję przyjrzeć się ludziom, idącym w większości w jednym kierunku. Każdy z nich miał ze sobą mały bagaż. Przypominali jej mrówki, zmierzające do mrowiska ze zdobytymi kawałkami liścia. Gdy tylko tata wrócił, zapytała:

– Czemu wszyscy mają takie małe bagaże?

– Większe nie są potrzebne. Sama się przekonasz – odpowiedział, po czym dodał. – Może pójdziemy na pizzę? Co ty na to? Tu obok jest pizzeria.

– Pewnie! – odpowiedziała dziewczynka z entuzjazmem.

– To wysiadamy.

 

W pizzerii znajdowało się mało osób. Była lśniąco czysta. Błyszczące stoliki rozpraszały wpadające przez okno światło po ścianach, malując kolorowe smugi. Ania zauważyła, że na tablicy nad ladą, wszystkie ceny zostały ręcznie przekreślone.

– Na jaką pizzę masz ochotę?

Zastanawiała się przez dłuższą chwilę, patrząc na kolorowe fotografie w menu, dopóki nie przerwał jej sprzedawca:

– Proponuję każdy kawałek o oddzielnym smaku. W ten sposób, będziesz mogła wszystkiego spróbować.

– O taaak! – potwierdziła nieśmiało, z szeroko otwartymi oczami. – Ale ile to kosztuje tato?

– Od dzisiaj wszystkie pizze są za darmo – wtrącił sprzedawca z uśmiechem.

– Poprosimy taką małą, ale nie zgodzę się na za darmo, coś muszę wam dać.

Ojciec dziewczynki zaczął przeglądać portfel, aż po chwili zastanowienia, wrzucił cały do puszki na napiwki.

– Jak pan sobie życzy – powiedział sprzedawca, i nie przestając się uśmiechać, zniknął na zapleczu.

Po chwili oczekiwania, odebraniu, i zjedzeniu zamówionego dania, Ania postanowiła przerwać kontemplację nad pustym talerzem.

– Zawsze mówiłeś, że pizza jest niezdrowa.

– Dziś już nie jest. – Uśmiechał się. – To co, jedziemy na Oślą Górkę, tak jak postanowiliśmy?

– Tak – odpowiedziała pewnie.

 

Wjeżdżając ubitą drogą na trawiaste wzgórze, mijali coraz więcej ludzi. Siedzieli oni na kocach, jednocześnie rozproszeni po całym zboczu, jak i zgrupowani rodzinami i sąsiedztwami. Kiedy tata z Anią znaleźli odpowiednie miejsce, wysiedli i rozłożyli swój własny koc. Ze zbocza widać było całe miasteczko. Obok Oślej Górki, znajdowało się drugie, większe wzgórze, na którym rozstawiono namioty, i z którego dobiegała muzyka. Ania chroniła się przed słońcem pod słomkowym kapeluszem, i przyglądała z ciekawością ciemnym chmurom nadciągającym zza miasta. Były inne niż wszystkie jakie do tej pory widziała. Z przodu wyglądały jak zwykłe chmury burzowe, ale z tyłu stawały się coraz bardziej ciemne, aż do całkowitej czerni, a czerń ta rozciągała się na wszystko co znajdowało się pod nimi.

– To one? To koniec? – zapytała tatę z zaciekawieniem.

– Tak.

Wiatr był przyjemnie ciepły, zupełnie nie taki jak przed zwykłą burzą. Złapała konika polnego, i pierwszy raz w życiu dobrze mu się przyjrzała.

– Boisz się zniknąć? – zapytał ją tata z troską w głosie.

– Nie. Mama zniknęła, więc i ja mogę.

Przytulił ją, i oboje patrzyli jak chmura coraz bardziej się zbliża. Niektórzy przyglądali się jej przy pomocy lornetek, inni po prostu leżeli i patrzyli w niebo, a jeszcze inni rozmawiali. Ania natomiast myślała o szkole. O tym jak spróchniałe drzewo staje się domem dla mrówek, chociaż przecież nawet ich nie zna.

– Wiesz co myślę? – zapytała dziewczynka, patrząc jak czerń połyka pierwsze domy.

– Co?

– Że gdyby nie koniec świata, to nigdy nie dałbyś mi zjeść całej pizzy.

– To prawda.

Oboje się roześmiali.

Kiedy było już prawie zupełnie czarno i nie było na co patrzeć, dziewczynka zamknęła oczy.

Koniec

Komentarze

Trochę brakuje mi tu jakiejś refleksji.

Bo to, że dziewczynka podąża w stronę apokalipsy z uśmiechem, to można jeszcze zrozumieć.

No, ale po dorosłym spodziewałabym się wyjaśnienia, jakiegoś drugiego dna.

Czyta się dobrze.

Lożanka bezprenumeratowa

Lukenie, jeśli, jak napisałeś w przedmowie, jest to eksperyment, to jest on szalenie nieczytelny. Rozumiem, że koniec przyniosły chmury, ale chciałabym wiedzieć, skąd one się wzięły i dlaczego takie było ich działanie. Ale najbardziej dziwi mnie bezwolność wszystkich, bo to zachowanie zupełnie do ludzi nieprzystające.

 

czu­jąc się odu­rzo­ną za­pa­chem jej kwia­tów. ―> …czu­jąc się odu­rzo­na za­pa­chem jej kwia­tów.

 

Na­uczy­cie­le po­ka­zy­wa­li nam wszyst­ko na wła­sne oczy… ―> Można coś zobaczyć na własne oczy, ale obawiam się, że na własne oczy nie można pokazywać.

Proponuję: Na­uczy­cie­le po­ka­zy­wa­li nam wszyst­ko tak, że mogliśmy to zobaczyć na wła­sne oczy

 

przyj­rzeć się, idą­cym w więk­szo­ści w jed­nym kie­run­ku, lu­dziom. ―> Raczej: …przyj­rzeć się ludziom, których większość szła w jed­nym kie­run­ku.

 

Błysz­czą­ce sto­li­ki roz­pra­sza­ły wpa­da­ją­ce przez okno świa­tło po ścia­nach… ―> Skoro stoliki były błyszczące, to chyba odbijały światło.

Proponuję: Błysz­czą­ce sto­li­ki odbijały na ściany refleksy światła, wpa­da­ją­cego przez okno

 

inni po pro­stu le­że­li i pa­trzy­li się w niebo… ―> …inni po pro­stu le­że­li i pa­trzy­li w niebo

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za uwagi regulatorzy. Większość poprawiłem, ale błyszczenie wydaje się w porządku, w końcu klejnot może jednocześnie błyszczeć i rozpraszać światło, jedno drugiego nie musi wykluczać. Rozproszenie po prostu sugeruje jakąś półprzezroczystość.

 

Działanie ludzi jest nieprzystające bo, między innymi, tekst ma skłonić do zastanowienia jakie zachowanie jest przystające. Nie lubię pisania tego, czego czytelnik się spodziewa, co chyba widać po moich wszystkich tekstach ;) . Świat przedstawiony jest takim trochę snem, w którym wszystko jest symboliczne. Zbyt abstrakcyjnie? Możliwe, ale liczę na to, że ktoś znajdzie sobie upodobanie w zastanawianiu się nad tym co piszę.

 

Jestem też w trakcie pisania dłuższego “klasycznego” opowiadania, chyba mogę go nazwać “przygodowym”, zapraszam jak już je skończę :) .

Łukasz

Ambush czy brak puenty może być puentą? To też część eksperymentu.

Łukasz

“Nic z tego co mówiła, nie było w książkach…” → Niczego z tego o czym mówiła.

 

Ładny obrazek, przyjemnie się czyta. Wydaje mi się jednak, że dziewczynka z IV klasy, wiedząc o zbliżającym się końcu, nie zachowywałaby się tak beztrosko.

 

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Andyql dziękuję, poprawiłem.

Łukasz

Bardzo proszę, Lukenie, i miło mi, jeśli w czymkolwiek pomogłam.

Wszystkie moje uwagi to tylko sugestie. To Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy, jakimi słowami będzie napisane.

Dziękuję też za podzielenie się wizją opisanego świata. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj.

Nadzwyczaj wzruszający wyciskacz łez. crying Gratuluję Ci wielkiej wrażliwości. 

W sumie tylko tyle jestem w stanie napisać. Muszę to sobie na spokojnie ogarnąć. crying

Dziękuję. heart

 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

To bardzo emocjonalny tekst, ale wrażenie psuje fakt, że przy tym zupełnie nierealistyczny. Nie widzę ludzi, którzy zachowują w ten sposób wobec zagłady, której zbliżanie się widać, więc można by było próbować przed nią uciec. Nie kupuję za bardzo wzruszeń nauczycielki, która opowiada dzieciom o pięknie świata i nie kupuję ojca, który nie próbuje ratować dziecka. Ładnie napisane, ale przez to wszystko niezbyt do mnie przemawia.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć, Luken,

jakie to było ładne! Bardzo trafiło w mój gust. Puenta to powinna być w drabblach, szorty zaś mogą pełnić funkcję obrazka. Wydaje mi się czasem, że wielu portalowiczów nie łapie konwencji różnych dzieł. Nie zawsze musi być realistycznie i zgodnie psychologicznie, może być przecież abstrakcyjnie czy baśniowo. To opowiadanie traktuję jako piękny obraz tego, jak mogliby się zachować ludzie wobec zagłady. Wiadomo, że nie tak, ale marzyć można. Przecież nie jest to Ziemia ani żaden konkretny kraj. Może ci ludzie, którzy nie są nami, mogliby właśnie tak zareagować.

Całość przypomina mi Everybody’s gone to the Rapture. Klimatem i spokojnym przyjęciem do świadomości zbliżającej się śmierci. Lubię to. Tak jak i tam, tak i tutaj nie przeszkadza mi brak wytłumaczenia. To typ narracji, który można określić takim nieczytelniczym. Narrator po prostu opowiada, co się zdarzyło, bez myśli o czytelnikach. Trochę jak wpis z pamiętnika z trzeciej osoby. 

Wszystko zagrało. Dobrze napisane.

 

 

W ten sposób,[-,] będziesz mogła wszystkiego spróbować.

 

– Wiesz[+,] co myślę? – zapytała dziewczynka, patrząc jak czerń połyka pierwsze domy.

 

Powodzenia w dalszym pisaniu!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Bardzo dziękuję za miłe słowa. Poprawiłem. :) Myślę, że to fundamentalny problem z niekonwencjonalnymi tekstami, że często są zrujnowane na poziomie oczekiwań. Muszę popracować nad swoimi przedmowami, bo to jedyne miejsce, gdzie można często uratować sytuację.

Łukasz

Tekst emocjami stoi i jeśli te nie trafią w gust czytelnika, to całość siada. U mnie nie trafiło niestety, ale doceniam, że w tym eksperymencie widać zamysł, co jest ważne w przypadku szorta :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Zrozumiałe, dzięki :) .

Łukasz

OK, jest jakiś pomysł, ale mnie nie kupił.

Przydałoby się poznać naturę tej apokalipsy, a tu niewiele wiemy. Ale to kwestia gustu.

Wszyscy traktują koniec świata jak widowisko do obejrzenia. Na pewno jest jedyne w swoim rodzaju, ale tak spokojnie? Nie przekonała mnie ich reakcja. No, już pół biedy, że nie próbują uciekać, żeby przedłużyć sobie życie o pół godziny… Ale że ostatniego dnia idą do pracy? Uczą w szkole, pieką pizzę? Nie, w to nie uwierzę.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finklo za komentarz. To jest część eksperymentalnej natury tego tekstu. Zniekształcenie rzeczywistości na poziomie zachowań ludzi jest tu istotą pomysłu. Normalnie fantastyka zniekształca rzeczywistość na poziomie przedmiotów, a co jeżeli zniekształcimy ją na poziomie… podmiotów? Jest to bardziej ryzykowne i byłem ciekaw reakcji. To, że czytelnicy w większości spodziewali się realizmu oznacza, że popełniłem błąd. Powinienem bardziej zasygnalizować “magiczny” charakter tego tekstu, żeby łatwiej go było prawidłowo odczytać. Wyciągnąłem z tego naukę właśnie dzięki takim komentarzom jak Twój :) .

Łukasz

Aaaa, widzisz… Gdyby czytelnik wiedział, że to celowo, odbiór byłby inny.

Ale z reguły, jeśli tekst rozmija się z naszą wiedzą o świecie, to odruchowo przyjmujemy założenie, że Autor się rąbnął. Dopiero, kiedy da nam znać, że tak miało być, odrzucamy założenie i mądrze kiwamy głową.

Problem, jak zasygnalizować coś takiego w tekście. I nie mam pojęcia, jak to zrobić. Może najpierw opisać normalną sytuację, a potem zmianę? Diabli wiedzą…

Babska logika rządzi!

To prawda, że to trudna sprawa. Miałem nadzieję, że sama przedmowa “Eksperyment”, trochę otworzy głowy czytelnikom, ale jak widać, było to za mało :) . Na pewno pewną rolę gra tu też reputacja (a raczej jej brak). Jakby eksperymentował sobie tak znany pisarz, to myślę, że więcej by mu wybaczono pod tym względem, bo komu by się chciału szukać drugiego dna w tekstach randomów z internetu. Gdyby każdy tak robił, to bardzo trudno byłoby oddzielić wstępnie słabe teksty od dobrych :) .

Łukasz

No, to też. Ale nawet znany pisarz zaczynał kiedyś od noname’a, więc nie ma co zazdrościć.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka