- Opowiadanie: IjonTihy - Wizyta na Ziemi

Wizyta na Ziemi

Opowiadanie napisane przy okazji konkursu poświęconego Lemowi, stąd masa odwołań. Dotychczas pisałem do szuflady, ostatnio na konkursy, obecnie dzielę się w nadziei rozwoju. [będę wrzucał więcej]

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Wizyta na Ziemi

„Maria de la Ora”, prom pasażerski drugiej klasy, największa jednostka, jaką dysponowały linie TICHY! (Terra-Io Chyżo!), nadszedł fotonowym ciągiem ze skrajnego kwadrantu układu. Żeby wejść w atmosferę Ziemi musiał uruchomić napęd rakietowy, inaczej strumień fotonów mógł wybić solidną dziurę w każdym kontynencie, który znalazłby się po niewłaściwej stronie statku. Zresztą, zanim by do tego doszło, fotony zderzałyby się masowo z cząsteczkami atmosfery, podgrzewając ją niemal do gwiazdowych temperatur. Pasażerami promu byli głównie mieszkańcy ludzkich kolonii na księżycach Jowisza, którzy wybrali się na wycieczkę na Ziemię, ale także kilku urzędników załatwiających jakieś sprawy służbowe. Chociaż była już połowa XXVII wieku, a ludzkość zasiedlała pięć układów planetarnych, to biurokracja trzymała się nadal mocno.

– Tato, tato, patrz rzeka! – Mały chłopiec podskakiwał niecierpliwie na swoim siedzeniu. Jego sprzęgi podłączone były do sieci promu, dzięki czemu na siatkówkach chłopięcych oczu wyświetlały się widoki z zewnętrznych kamer „Marii”.

– To Wisła. Kupimy na pamiątkę trochę jej wody – wyjaśnił spokojnie siedzący obok postawny, szpakowaty mężczyzna. – Czytałeś o ochronie wód na Ziemi, ale wiesz, że do kolonii można wywozić pamiątkowe próbki.

Gdy prom przyziemił na kosmodromie imienia profesora Tarantogi i gdy ucichł szum jego rakietowych silników, tłum pasażerów ruszył do wyjść. Wiktora i jego ojca spowolnił jakiś strasznie wysoki i szeroki mężczyzna, najwyraźniej nienawykły do pól siłowych, które cumowały prom. Później usłyszeli jak kłócił się z TRURL-em (Tłumacząco-Rekurencyjny Uprzejmy Robot Lingwistyczny), usłyszeli też jego nazwisko – Hal Breg, czy jakoś tak.

– Tata, mogę wypuścić nity?

– Możesz, tylko na promach są zabronione.

W odpowiedzi na pozwolenie ojca, chłopca momentalnie otoczyła chmurka nanitów – nanomaszyn nazwanych przez Wiktora pieszczotliwie nitami. Od wielu już lat stały się one nieodłącznym elementem krajobrazu, unosząc się w atmosferze oraz otaczając każdego przechodnia lekko opalizującym obłoczkiem. Nanity mogły wszystko. Działając na poziomie subatomowym potrafiły stworzyć, przekształcić lub unicestwić materię. Oczywiście wersje dostępne cywilom pozbawiane były większości możliwości, ograniczając się do zapewniania ochrony i wspomagania właściciela. Wytwarzane przez nie pole siłowe chroniło przez uderzeniem, zgnieceniem bądź upadkiem. W przypadku złej pogody, bądź niegościnnego klimatu, mogły też zapewniać pożądany mikroklimat swemu właścicielowi, wliczając w to także dostarczanie niezbędnego tlenu. Natomiast w razie skrajnej potrzeby nanity mogły pobrane z powietrza pierwiastki syntetyzować w substancje odżywcze, po czym przekazywać je bezpośrednio do krwioobiegu właściciela.

– Chodź, Wiktorze, tam są glidery – mężczyzna pociągnął syna w stronę zaparkowanych pojazdów.

Wsiedli a bezzałogowa taksówka natychmiast wystartowała. Lecieli nad olbrzymim miastem w jakie zamieniła się Ziemia, widząc w oddali, tuż pod horyzontem, wody Morza Diraca. Bo tylko rzeki i morza wolne były od zabudowy, cała reszta planety pokryta była budowlami różnorakiego przeznaczenia. Na dachach rosła zieleń – w dobie nanitów zapewniających tlen i żywność, bardziej dla ozdoby i tradycji, niż z konieczności. Aczkolwiek istniały, jako drobne echo dawnych czasów, restauracje, gdzie można było zjeść prawdziwe mięso czy owoce. Pocieszającym wydawał się fakt, iż sama czynność jedzenia okazała się na tyle przyjemna, że przetrwała stechnicyzowanie codzienności.

Po kilku minutach lotu zobaczyli cel podróży – wyrastający ponad inne budynki, błyszczący dzięki srebrnym okładzinom Pałac Kultu Nauki. Nad jego szczytem unosiła się olbrzymia holograficzna głowa łysiejącego mężczyzny w okularach.

Glider zgrabnie okrążył wieżę unikając zderzeń z pojazdami innych turystów, którzy ściągali tu z całej planety. Po upadku wszelkich religii ludzie w końcu zwrócili się ku rozumowi, a grób jednego z największych jego piewców stał się zwyczajowym obowiązkowym punktem odwiedzin. Każdy chciał przynajmniej raz w życiu zobaczyć wykutą nad grobem frazę, która stała się mottem wyzwolonej ludzkości. To ona była kwintesencją siły napędowej, która wyrwała małpę z jaskiń i rzuciła między gwiazdy.

Wiktor z ojcem weszli po szerokich schodach do wnętrza Pałacu Kultu Nauki. Na ścianach błyszczały tytuły traktatów, które chłopiec z zachwytem odczytywał: Eden, Dzienniki Gwiazdowe, Cyberiada… Już od opuszczenia promu jego zmodyfikowane oczy były w stanie nie tylko rejestrować wszystko to co Wiktor widzi, ale potrafiły też dokonywać zbliżeń i powiększeń, oraz rejestrować obrazy poza widmem widzialnego światła. Po powrocie na Ganimedesa chłopiec zmontuje sobie z tego czterowymiarowy film, który będzie najcenniejszą pamiątką na resztę życia.

W końcu podeszli z ojcem do granitowego sarkofagu, w którego wieku wykuto ów słynny cytat. „Gdyby ludzie od jaskiniowej epoki robili tylko to, co wyglądało na możliwe, do dzisiaj siedzieliby w jaskiniach".

Niżej było imię i nazwisko autora.

– Stanisław Lem. Zapamiętaj to imię synu, bo to był jeden z tych, co nie umierają.

Chłopiec zrobił ruch jakby chciał pochylić głowę, ale narastający od kilku chwil pomruk przerodził się w olbrzymi hałas, podobnie jak wzrastające drżenie podłóg przeobraziło się we wstrząs, który zachwiał Wiktorem, jego ojcem, a także pozostałymi zwiedzającymi i całym budynkiem.

Najwidoczniej w obliczeniach był błąd. Krążownik "Phero Nike" nie wyhamował nad atmosferą, ale zderzył się z nią. Okręt wbijał się w powietrze z grzmotem, od którego puchły bębenki, i to pomimo tego że miało to miejsce nad kosmodromem, odległym przecież znacznie od Pałacu Nauki. Na szczęście krążownik był jednostką starą, o napędzie atomowym, który w atmosferze nie czynił spustoszeń godnych nowszego napędu fotonowego. W dobie nanitów nie był groźny także potencjalny wyciek radioaktywny, co innego jednak gdyby doszło do jądrowej eksplozji. Dlatego też w stronę nurkującego krążownika ruszyły wszystkie okoliczne nanomaszyny, które zbliżając się do siebie zagęszczały obszar przed nim wyhamowując go skuteczniej niż robiło to samo powietrze. Terra Główna natychmiast wstrzymała ruch powietrzny w promieniu wielu kilometrów od kosmodromu, dodatkowo wysyłając na lądowisko większe mechanoboty koordynowane przez PIRX-a (Porządkowo-Interwencyjny Robomózg Xenonowy). Hamujący "Phero Nike" miał jednak na tyle dużo energii, że nawet gęstniejąca ściana nanitów nie dała rady go zastopować.

– Dalej, do roboty! Im mniej nas zostanie, tym więcej chwały na każdego przypadnie! – PIRX zachęcał podległe mu mechanoboty do wysiłku. Maszyny wyciągały mechaniczne ramiona, na które napierał krążownik i gdyby nie ich stellarowy napęd Mars znów zwyciężyłby Wenus. Na szczęście zapas mocy mechanobotów był niemalże nieskończony, a dzięki rezerwie mogły logarytmicznie zwiększać swój wysiłek. W efekcie "Phero Nike"  znieruchomiał trzymany w ferrytowych uchwytach, a ponieważ PIRX stanowił część elektronowego mózgu planetarnego i oprócz przeprowadzania akcji ratowniczej koordynował też zadania poboczne, pod kadłub krążownika natychmiast podjechały jednostki AMETA (Autonomiczne Mini-Ekstrakcyjno-Taksacyjne Ambulatoria) aby zająć się załogą.

Terra Główna mogła wreszcie zająć się rozplątaniem komunikacyjnego węzła, który powstał wokół kosmodromu po zablokowaniu otaczającej go przestrzeni. To oznaczało wznowienie ruchu gliderów, więc Wiktor z ojcem ruszyli w stronę wyjścia z Pałacu Kultu Nauki. Przed powrotem na Ganimedesa czekał ich jeszcze krótki wypoczynek na Io. To na tym księżycu Jowisza funkcjonowało największe geotermalne SPA, zarządzane przez Thorunensisów – na wpół legendarną sektę wywodzącą się z Dawnej Ziemi.

Wiktor obrzucił jeszcze raz wzrokiem wnętrze głównej sali, spojrzał na sarkofag, gwizdnął na swoje nanity, po czym wyszedł z ojcem przez drzwi z napisem "Tylko dla podróżników gwiazdowych".

Koniec

Komentarze

Wyznam, że mając do wyboru fantasy i fantastykę zawsze wybieram to pierwsze.

Natomiast Twoje opowiadanie mnie zachwyciło.

Po pierwsze jest zabawne, po drugie jest tu wiele smakowitych technikaliów ( wielu autorów pisze o chromowanych rurach i kapsule i uważa, że już).

Skróty są piękne;)

 

Nie podoba mi się to zdanie:

“Gdzieniegdzie błyszczały szklane dachy farm żywności, gdzieniegdzie zieleń ustępowała miejsca uprawnym polom.”

 

Nie pasuje mi powtórzenie gdzieniegdzie, poza tym skoro ziemia jest w całości zabudowana, to co to za pola uprawne?!

Lożanka bezprenumeratowa

Mogę jedynie użyć rodowego zawołania AWRUK. Ambush pola uprawne są najmniejszym problemem, dublowanie słów owszem . Ludzie jeść nie muszą, nanity dostarczają wszystko a rośliny rosną na dachu zabudowanego świata ( pewnie sprzedawane jako zbędny luksus). Nie dotyczy terenów muzealnych jak wawa (muzeum Lema umieścił bym w kraku) . Razi mnie masło maślane albo fotony poruszające się z prędkością światła. Lem dawno temu wykluczył istnienie istot rozumnych i omnipotencji  ludzi bądź technologii nanitów. Jest taka podróż na planetę w Najwyższej Fazie Rozwoju. Scenę gdy zaczepia mieszkańca szarpiąc za rękę zapamiętałem da dzisiaj, a od ostatniego czytania minęło pół wieku.

Ijonie Tihy dzięki za przypomnienie o Największym Twórcy 

Mamy Rok Lema, jest i Duch Lema! Moim zdaniem, bardzo udanie przedstawiłeś rzeczywistość XXVII wieku, trochę mi żal, że raczej nie dożyję :)

 

Zgadzając się z uwagą Ambush, zmieniłbym fragment: “cała reszta planety pokryta była budowlami różnorakiego przeznaczenia” na: “cała reszta planety, z wyjątkiem pól uprawnych, pokryta była budowlami różnorakiego przeznaczenia”.

 

Gryzie mi się zapis: – Tato, tato, patrz rzeka! Brakuje mi czegoś pomiędzy ostatnimi wyrazami.

 

W kolejnym fragmencie warto by chyba wprowadzić jakieś “przejście” od budynku muzeum do krążownika, bo wygląda to tak, jakby nity w ułamku sekundy wyjaśniły chłopcu sytuację:

“…Chłopiec zrobił ruch jakby chciał pochylić głowę, ale olbrzymi hałas a zaraz potem wstrząs zachwiał nim, a także pozostałymi zwiedzającymi i całym budynkiem. W obliczeniach był błąd. Krążownik "Phero Nike…”

 

Natomiast wysłanie toruńskiej geotermii Ojca Rydzyka na jeden z księżyców Jowisza, uważam za genialne i warte natychmiastowego wprowadzenia. Nawet gdyby nie udało im się osiągnąć celu podróży :)

Ogólnie, bardzo fajne opowiadanie!

“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman

Bo też IjonTihy jest z Torunia, on to wszystko ma pod ręką to nie dziwota, że się zna;)

Natomiast jak czytałam o łysym facecie i pałacu, to pomyślałam o Tobie brzydko…ale tyko przez chwilę;)

Lożanka bezprenumeratowa

Interesująca wizja Ziemi w XXVII wieku, z udanie wplecionymi smaczkami honorującymi twórczość Stanisława Lema. Miło się czytało. ;)

 

– Tato, tato, patrz rzeka! – mały chło­piec pod­ska­ki­wał nie­cier­pli­wie na swoim sie­dze­niu. ―> – Tato, tato, patrz rzeka! – Mały chło­piec pod­ska­ki­wał nie­cier­pli­wie na swoim sie­dze­niu.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Gdy prom przy­zie­mił na ko­smo­dro­mie im. Pro­fe­so­ra Ta­ran­to­gi… ―> Gdy prom przy­zie­mił na ko­smo­dro­mie imienia pro­fe­so­ra Ta­ran­to­gi

Nie używamy skrótów.

 

Póź­niej usły­sze­li jak kłó­cił się z TRUR­Lem… ―> Póź­niej usły­sze­li jak kłó­cił się z TRURL­-em

 

do dzi­siaj sie­dzie­li­by w ja­ski­niach." ―> …do dzi­siaj sie­dzie­li­by w ja­ski­niach”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

ko­or­dy­no­wa­ne przez PIRXa… ―> …ko­or­dy­no­wa­ne przez PIRX-a

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawa historia, którą dobrze się czytało. Moim zdaniem, mogłaby być dłuższa, szkoda, że nie opisałeś dokładniej tej podróży.

Z technikaliów, momentami dialogi zabrzmiały nieco sztucznie, np.:

To Wisła, Wiktorze. Kupimy na pamiątkę trochę jej wody.

Ojciec mógłby użyć zdrobnienia, gdy mówi do syna lub pominąć imię. Zwykle język mówiony zawiera skróty, kolokwializmy. Wiem, trudno tak pisać, sama “walczę” z dialogami, żeby wydawały się bardziej naturalne. W cytowanym fragmencie wkradł się też zbędny zaimek.

Ambush – dzięki, przejrzę kwestię zabudowy i kształtu planety :)

 

Andyql – “przejście” od budynku muzeum do krążownika zrobię. Brawo za przejrzenie źródłosłowu sekty :) W nagrodę możesz poszukać cytatu z Szekspira ;)

 

regulatorzy – dzięki za poprawki dialogów.

 

ANDO – hmm… ale brak zaimka może sugerować chęć zakupu jakiejkolwiek wody, niekoniecznie wiślanej… Nad zdrobnieniem czy czymś – pomyślę.

Tekst honorujący wielkiego pisarza – i w sumie tyle. Czyta się przyjemnie, opisy fajne, bohaterowie po prostu są. Jako oddanie hołdu jest ok.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Fajny opis świata, ale cienko z fabułą. Ot, pokazałeś pół godzinki z życia Ziemi za kilkaset lat. Bohaterowie do niczego nie dążą, coś tam im się przydarza.

No i tłuc się tutaj spod Jowisza tylko po to, żeby zobaczyć jeden sarkofag? To trochę tak, jakby człowiek pojechał pociągiem do Tokio, zwiedził jedno muzeum i zaraz wsiadł do pociągu powrotnego.

Jako hołd w porządku.

Babska logika rządzi!

 

Dotychczas pisałem do szuflady, ostatnio na konkursy, obecnie dzielę się w nadziei rozwoju. [będę wrzucał więcej]

Czuj duch i wypręż pierś. Rozwój dobra rzecz :)

 „Maria de la Ora”, prom pasażerski drugiej klasy, największa jednostka, jaką dysponowały linie TICHY!

Hmm. Promy są raczej małe. Duże są liniowce i tym podobne.

 nadszedł fotonowym ciągiem ze skrajnego kwadrantu układu

Inspirować się to jedno, ale przepisywać – to inna para macek. ;)

 Żeby wejść w atmosferę Ziemi musiał uruchomić napęd rakietowy

Żeby wejść w atmosferę Ziemi, musiał uruchomić napęd rakietowy.

kontynencie, który znalazłby się po niewłaściwej stronie statku

Angielskawe to takie. Stylistycznie, znaczy.

fotony zderzałyby się masowo z cząsteczkami atmosfery, podgrzewając ją niemal do gwiazdowych temperatur.

Hmmmmmmm.

 Chociaż była już połowa XXVII wieku, a ludzkość zasiedlała pięć układów planetarnych, to biurokracja trzymała się nadal mocno.

A czemu by miała przestać?

patrz rzeka

Patrz, rzeka.

podskakiwał niecierpliwie na swoim siedzeniu

Brzmi to trochę… nie ten tego.

 Gdy prom przyziemił na kosmodromie imienia profesora Tarantogi i gdy ucichł szum jego rakietowych silników

Hmmm.

 Wiktora i jego ojca spowolnił jakiś strasznie wysoki i szeroki mężczyzna, najwyraźniej nienawykły do pól siłowych, które cumowały prom.

To znaczy? Co konkretnie się wydarzyło? I dlaczego?

 usłyszeli jak kłócił się z TRURL-em

C.t. Usłyszeli, jak kłóci się z TRURL-em.

 W odpowiedzi na pozwolenie ojca, chłopca momentalnie otoczyła chmurka nanitów

W odpowiedzi? Hmm.

 Od wielu już lat stały się one nieodłącznym elementem krajobrazu, unosząc się w atmosferze

Jaki dokładnie obraz tu rysujesz?

 Oczywiście wersje dostępne cywilom pozbawiane były większości możliwości, ograniczając się do zapewniania ochrony i wspomagania właściciela.

Źle to brzmi i jest z lekka niegramatyczne ("pozbawiane" i "ograniczając się" nie mogą się łączyć z jednym podmiotem, mają różne formy).

 mogły też zapewniać pożądany mikroklimat swemu właścicielowi, wliczając w to także dostarczanie niezbędnego tlenu

Hmm.

pobrane z powietrza pierwiastki syntetyzować w substancje

Syntetyzować substancje odżywcze z pobranych z powietrza pierwiastków. A merytorycznie: 1. przed chwilą nanity wytwarzały materię na poziomie subatomowym, czyli mogły sobie same zrobić pierwiastki (a zasada zachowania energii?), 2. powietrze zawiera w litrze 411 ml CO2, 0,17 ml CH4, 0,05 ml H2, trochę wody i zawiesin, tlen i azot w dużych ilościach, ale trochę mało węgla: 411,17 ml gazu. pV = nRT, czyli n = pV/RT. Zakładając ciśnienie atmosferyczne i temperaturę pokojową, to będzie:

n = 101325Pa * 0,0041117 dm3 / 8,314 J/(mol·K) * 293,15 K = 17,1 mola gazu w sumie (dwutlenek węgla plus metan), co daje 0,171 mola węgla, czyli, pi razy oko, 2,05 gramów. Nie zapominaj też o pierwiastkach śladowych. One są niezbędne.

 – Chodź, Wiktorze, tam są glidery – mężczyzna pociągnął syna w stronę zaparkowanych pojazdów.

– Chodź, Wiktorze, tam są glidery. – Mężczyzna pociągnął syna w stronę zaparkowanych pojazdów. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 Wsiedli a bezzałogowa taksówka natychmiast wystartowała.

Wsiedli, a bezzałogowa taksówka natychmiast wystartowała.

 Lecieli nad olbrzymim miastem w jakie zamieniła się Ziemia, widząc w oddali

Lecieli nad olbrzymim miastem, w jakie zamieniła się Ziemia, widząc w oddali. Hmm.

 Na dachach rosła zieleń – w dobie nanitów zapewniających tlen i żywność, bardziej dla ozdoby i tradycji

Na dachach rosła zieleń – w dobie nanitów, zapewniających tlen i żywność, bardziej dla ozdoby i by uczynić zadość tradycji.

 Aczkolwiek istniały, jako drobne echo dawnych czasów, restauracje

Jak echo ma być "drobne"? "Aczkolwiek" nadaje się tylko na pralkę.

 Pocieszającym wydawał się fakt, iż sama czynność jedzenia okazała się na tyle przyjemna, że przetrwała stechnicyzowanie codzienności.

Komu i dlaczego? Nie bardzo wiem, co próbujesz mi powiedzieć. Czemu miałaby nie przetrwać?

 Po kilku minutach lotu zobaczyli cel podróży

Nie za dużo grzybków w barszcz? I lotu, i podróży?

 Glider zgrabnie okrążył wieżę unikając zderzeń

Glider zgrabnie okrążył wieżę, unikając zderzeń. Rym. Może "kolizji"?

 Po upadku wszelkich religii ludzie w końcu zwrócili się ku rozumowi

<śmiech pusty> Ludzie dzielą się na tych, którzy rozum czczą, i tych, którzy go używają – Chesterton. Lem zdecydowanie należał do tej drugiej grupy – ja.

 zwyczajowym obowiązkowym punktem odwiedzin

Wystarczy jeden określnik.

 wykutą nad grobem frazę

W powietrzu?

 weszli po szerokich schodach do wnętrza Pałacu Kultu Nauki

Sorry, ale trudno mi to potraktować poważnie. Kult nauki, dobre sobie. Pomijając oczywiste skojarzenie z bublem z piaskowca, którego za dużo się w zeszłym roku naoglądałam.

 tytuły traktatów

Oby ludzkość nigdy nie stępiała do tego stopnia, żeby nie odróżniać beletrystyki od nauki… oh, wait…

 Już od opuszczenia promu jego zmodyfikowane oczy były w stanie nie tylko rejestrować wszystko to co Wiktor widzi, ale potrafiły też dokonywać zbliżeń i powiększeń, oraz rejestrować obrazy poza widmem widzialnego światła.

Wcześniej nie były? Rejestrować wszystko to, co Wiktor widział (tu nie ma mowy zależnej). “Obrazy poza widmem widzialnego światła” są… dziwne.

zmontuje sobie z tego czterowymiarowy film, który będzie najcenniejszą pamiątką na resztę życia

Już Platon narzekał, że upowszechnienie pisma spowoduje zanik umiejętności pamięciowych. Nie zamierzam przepuścić tak wspaniałej okazji do starczego gderania :)

 Zapamiętaj to imię synu

Wołacz oddzielamy: Zapamiętaj to imię, synu. Ono nie jest powszechnie znane?

 zrobił ruch jakby chciał

Zrobił ruch, jakby chciał.

 narastający od kilku chwil pomruk

O którym nam nie powiedziałeś… Opis wybuchu oderwany, niejasny, mało dynamiczny.

 to pomimo tego że miało to miejsce

Przedłużone: to pomimo, że miało to miejsce.

 nie czynił spustoszeń godnych nowszego napędu

Godnych? Hmm? Uważaj na konotacje słów. One mogą zepsuć tekst.

 co innego jednak gdyby doszło

Co innego jednak, gdyby doszło.

 zbliżając się do siebie zagęszczały obszar przed nim wyhamowując go skuteczniej niż robiło to samo powietrze

Przecinki: zbliżając się do siebie zagęszczały obszar przed nim, wyhamowując go skuteczniej, niż robiło to samo powietrze. Zagęszczały? Hę?

 gdyby nie ich stellarowy napęd Mars znów zwyciężyłby Wenus

Gdyby nie ich stellarowy napęd, Mars znów zwyciężyłby Wenus. Czyli jaki napęd?

 niemalże nieskończony

Niemal nieskończony.

 mogły logarytmicznie zwiększać swój wysiłek

Na pewno? https://pl.wikipedia.org/wiki/Skala_logarytmiczna

 W efekcie "Phero Nike" znieruchomiał trzymany w ferrytowych uchwytach

W efekcie "Phero Nike" znieruchomiał, trzymany w ferrytowych uchwytach.

największe geotermalne SPA

Takie przybytki mają polską nazwę…

Wiązanka nawiązań. You are no Stanisław Lem, przykro mi. Kilkukrotnie miałam wrażenie, że nie wiesz, do czego się odnoszą używane przez Ciebie słowa, że tylko przepisujesz z Lema i to dość przypadkowo. A z tego nic nie będzie. Nie przypuszczam, żebyś tu pokazał swoje możliwości. Napisz coś od siebie, niezależnie od tego, jak bardzo podziwiasz Lema, Lemem nie będziesz. A nadmierny podziw dla kogokolwiek nie jest twórczy, ani nawet zdrowy. Wracając do tekstu – nic się w nim właściwie nie dzieje, to utopijna i mało lemowska w wymowie scenka (jemu utopie służyły do powiedzenia czegoś, patrz "Powrót z gwiazd", a ludzkość widział w dość szarych barwach). Język też nie jest w niej szczególnie ładny (czytanie na głos pomaga). Ale, jako się rzekło, nie wierzę, żeby to była reprezentacyjna próbka Twojego pisania.

Podtrzymaj mój optymizm.

 

ETA: moje obliczenia powyżej zawierały błąd, który poprawiłam. Mam nadzieję, że dobrze i nie wyszłam na skończoną kretynkę XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tar­ni­na

Wią­zan­ka na­wią­zań.” – Wła­śnie tak.

”You are no Sta­ni­sław Lem, przy­kro mi.” – Mnie też, ale wcale nie aspi­ru­ję i nie taki był cel za­po­ży­czeń.

tylko prze­pi­su­jesz z Lema i to dość przy­pad­ko­wo” – Mówi to ktoś kto z pew­no­ścią sie­bie twier­dzi, że “Promy są ra­czej małe. Duże są li­niow­ce i tym po­dob­ne.”; oraz nie bar­dzo roz­po­zna­je ce­lo­we za­po­ży­cze­nia, włącz­nie z nie­mal­że do­słow­nym prze­pi­sa­niem (ce­lo­wo nie­mal­że)…

”>>Wik­to­ra i jego ojca spo­wol­nił jakiś strasz­nie wy­so­ki i sze­ro­ki męż­czy­zna, naj­wy­raź­niej nie­na­wy­kły do pól si­ło­wych, które cu­mo­wa­ły prom.<< To zna­czy? Co kon­kret­nie się wy­da­rzy­ło? I dla­cze­go?” – … a in­nych na­wią­zań nawet nie roz­po­zna­je.

“>>Zapamiętaj to imię synu<< Wołacz oddzielamy: Zapamiętaj to imię, synu. Ono nie jest powszechnie znane?” – i tu też…

Gdyby nie ich stellarowy napęd, Mars znów zwyciężyłby Wenus. Czyli jaki napęd?” – i tu.

>>biu­ro­kra­cja trzy­ma­ła się nadal mocno.<< A czemu by miała prze­stać?” – Pro­po­nu­ję naj­pierw od­po­wie­dzieć sobie na py­ta­nie: dla­cze­go po­wsta­ła i trwa. A potem za­sta­no­wi­my się czy mogła się skoń­czyć i czy można się dzi­wić, że wciąż jest…

>>wy­ku­tą nad gro­bem frazę<< W po­wie­trzu?” W moim świe­cie (Zie­mia) groby znaj­du­ją się w ziemi, więc nad nimi są np. na­grob­ki (jak sama nazwa wska­zu­je). Lub w przy­pad­ku sar­ko­fa­gów – wieka tych­że.

Jest jesz­cze kilka po­dob­nych za­rzu­tów (np. z tymi trak­ta­ta­mi), ale jeśli ktoś nie wy­czuł kli­ma­tu tek­stu bę­dą­ce­go hoł­dem (z całym szta­fa­żem na­wią­zań, za­po­ży­czeń i alu­zji) to ustosunkowywanie się do nich mija się z celem. Podobnie jak tłumaczenie pewnych kwestii, które albo się łapie albo nie – nie każdy jest stworzony do odbioru fantastyki, nawet gdy jest fizykiem ;)

Odniosę się jeszcze tylko do “>>Pocieszającym wydawał się fakt, iż sama czynność jedzenia okazała się na tyle przyjemna, że przetrwała stechnicyzowanie codzienności.<< Komu i dlaczego?[1] Nie bardzo wiem, co próbujesz mi powiedzieć.[2] Czemu miałaby nie przetrwać?[3]” 1. Wszystkim ludziom, a szczególnie autorowi ;) 2. Trudno. 3. Załóżmy, że jedzenie nie jest koniecznością. Że wystarczy tabletka rano i wieczorem aby dostarczyć wszystkie substancje odżywcze. Do tego nanity, które też mogą uzupełniać braki organizmu i to w sposób niezauważalny dla człowieka. Jak bardzo będzie w takim świecie powszechna czynność przygotowywania posiłku i jego spożywania? Do tego można dodać kwestię tego, że naturalna żywność niemalże zniknie – bo np. ludność Ziemi osiągnie 40 miliardów i planeta zamieni się w wielkie miasto, bez miejsca na pola uprawne czy farmy hodowlane.

 

Acz­kol­wiek (:D) za po­praw­ki in­ter­punk­cyj­no-gra­ma­tycz­ne dzię­ku­ję (zwłasz­cza z tym pierw­szym mam pro­ble­my).

Cóż, nie twierdzę, że znam Lema na pamięć… i nie, nie wyczułam tu klimatu. Ale skoro o tę wiązankę nawiązań – i nic innego – Ci chodziło, to zostaje mi tylko życzyć miłej zabawy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka