- Opowiadanie: Fladrif - Fotobłyski

Fotobłyski

Po­mysł prze­le­żał w szu­fla­dzie pra­wie dwa lata. Pier­wot­nie był jedną z trzech czę­ści opo­wia­da­nia Słow­nik Od­czuć, ale osta­tecz­nie zde­cy­do­wa­łem się na osob­ną hi­sto­rię utrzy­ma­ną w po­dob­nym kli­ma­cie. Oba opo­wia­da­nia nie łączą się ze sobą, ale może jedno za­chę­ci do prze­czy­ta­nia dru­gie­go.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Fotobłyski

Salon fo­to­gra­ficz­ny Fo­to­bły­ski wy­glą­dał ob­skur­nie i nie­po­zor­nie. Mimo wszyst­ko przy­cią­gał niespokojne dusze z róż­nych miejsc. Cie­szył się nie­ty­po­wym ro­dza­jem sławy. Mó­wi­ło się o nim w za­dy­mio­nych kuch­niach i sa­lo­nach, za­wsze wie­czo­ra­mi i za­wsze po kilku głęb­szych.

Gdy Ja­nusz wszedł do sa­lo­nu, w środ­ku cze­ka­ło już dwoje klien­tów – przy­gnę­bio­ny męż­czy­zna z su­mia­sty­mi wą­sa­mi i pulch­na ko­bie­ta z so­lid­ną, skó­rza­ną to­reb­ką i pa­ra­sol­ką na ko­la­nach. W mil­cze­niu kon­tem­plo­wa­li ścia­ny po­kry­te złusz­czo­ną farbą i czer­wo­ną za­sło­nę, zza któ­rej ode­zwał się głos wła­ści­cie­la Fo­to­bły­sków.

– Dobry wie­czór, jesz­cze mo­men­cik, już do pań­stwa idę.

Ja­nusz znał do­tych­czas pana Hen­ry­ka je­dy­nie z krót­kiej roz­mo­wy te­le­fo­nicz­nej. Głos miał spo­koj­ny, ale gdy wy­szedł zza ko­ta­ry oka­zał się neu­ro­ty­kiem, który nie wie, co się robi z rę­ka­mi, gdy nie pra­cu­ją w ciem­ni. Był blady i wy­chu­dzo­ny jak wam­pir. Wydawać by się mogło, że spłonie, jeśli padnie na niego promień słońca. 

– Ty je­steś Ja­nusz, praw­da? Miło mi po­znać. Pań­stwo wy­ba­czą, ale to zajmie pięć minut. Za­pra­szam za mną.

Druga część za­kła­du przy­po­mi­na­ła po­łą­cze­nie mu­zeum, sta­re­go stry­chu i te­atral­nej re­kwi­zy­tor­ni. Wszę­dzie wa­la­ły się roz­ma­ite przed­mio­ty – bu­kie­ty sztucz­nych kwia­tów, któ­rych nikt nigdy nie wrę­czy, za­baw­ki, któ­ry­mi nikt nie bę­dzie się bawił, ró­ża­ny łuk, pod któ­rym nikt nigdy nie wy­zna­wał sobie mi­ło­ści i wiele in­nych, każdy rów­nie fał­szy­wy. Dzie­ła do­peł­nia­ły się­ga­ją­ce su­fi­tu wy­pło­wia­łe płach­ty przed­sta­wia­ją­ce raj­skie plaże, ba­ro­ko­we dwor­ki i gó­rzy­ste po­la­ny. Widać było, że w Fo­to­bły­skach już dawno nikt nie zro­bił sobie zdję­cia, a mimo to pan Hen­ryk cały czas miał klien­tów.

– Masz jakiś do­ku­ment, po­świad­cze­nie… czy coś? – W pół­mro­ku sta­ru­szek wy­da­wał się bar­dziej spo­koj­ny, pewny sie­bie.

Gdy Ja­nusz wy­cią­gał z torby tecz­kę, wraz z nią wy­pa­dło zdję­cie. Pan Hen­ryk chwy­cił je zręcz­nie, nim do­tknę­ło pod­ło­gi i przyj­rzał się mu ba­daw­czo.

– Wiesz… – mówił, nie od­ry­wa­jąc wzro­ku od fo­to­gra­fii – czę­sto przy­cho­dzą tu lu­dzie w po­szu­ki­wa­niu „pracy”, ale w rze­czy­wi­sto­ści szu­ka­ją tylko oka­zji do tego.

Po­ma­chał mu zdję­ciem przed nosem.

– My­śla­łem, że przy oka­zji mógł­by mi pan z nim pomóc.

Pan Hen­ryk uśmiech­nął się pobłażliwie jak na­uczy­ciel, który przy­ła­pał ulu­bio­ne­go ucznia na niewinnym kłam­stwie.

– Mam jedną za­sa­dę, któ­rej prze­strze­gam i chciał­bym, żeby mój asy­stent też jej prze­strze­gał. Nigdy nie uaktualniam wła­snych zdjęć, bo cza­sem to przy­no­si wię­cej szko­dy, niż po­żyt­ku. Jeśli nie ode­tniesz się od pracy, le­piej się w to nie pchać. Do­brze ci z oczu pa­trzy. Dla mnie waż­niej­sze jest to, jakim kto jest czło­wie­kiem, niż co po­tra­fi zro­bić. Dla­te­go mam propozycję. Po­mo­żesz mi przy pracy z tam­ty­mi klien­ta­mi. Potem zde­cy­du­jesz, czy chcesz pra­co­wać w Fo­to­bły­skach, czy zo­ba­czyć, co kryje twoje zdję­cie. Wyj­dziesz stąd z wie­dzą albo pracą, mo­że­my tak się umó­wić?

– Jasne.

– Świet­nie. To teraz po­pro­szę cię, żebyś za­wo­łał pierw­szego klienta.

Wszedł zgar­bio­ny męż­czy­zna. Bez słowa podał panu Hen­ry­ko­wi zdję­cie trzech osób, praw­do­po­dob­nie ojca i dwóch córek, na tle wiel­kie­go dębu.

– To co pana do mnie spro­wa­dza? – spy­tał pan Hen­ryk.

Męż­czy­zna nie wie­dział, co po­wie­dzieć. W końcu wy­krztu­sił z sie­bie tylko:

– No… ja ze zdję­ciem.

– Widzę prze­cież, że nie z pie­trusz­ką. Pytam, jaką pan ma dla mnie hi­sto­rię. Co jest na zdję­ciu?

– To moje córki. Dzie­sięć lat temu żona za­bra­ła je i ode­szła… wy­je­cha­ła z kraju. Od tego czasu ich nie wi­dzia­łem. Teraz do­wie­dzia­łem się, że żona miała wy­pa­dek. Nie wiem, co z cór­ka­mi. Chcę tylko wie­dzieć, czy są bez­piecz­ne.

– Ro­zu­miem.

Po­słu­gu­jąc się malutkimi szczyp­czy­ka­mi, pan Hen­ryk de­li­kat­nie wziął zdję­cie, prze­tarł je wa­ci­kiem na­są­czo­nym cieczą i wło­żył do mi­secz­ki z prze­zro­czy­stym, śmier­dzą­cym pły­nem.

– To po to, żeby “pobudzić” zdjęcie do pracy. – Sta­ru­szek mruk­nął do Ja­nu­sza. – Potem dzie­je się cała magia. W mi­secz­ce jest płyn, dzię­ki któ­re­mu mo­że­my uak­tu­al­nić zdję­cie. Pro­szę zer­k­nąć, pa­no­wie, zo­ba­czy­cie, co się tu bę­dzie wy­czy­niać. To jak wy­cią­ga­nie in­klu­zji z bursz­ty­nu.

Gdy we trój­kę po­chy­li­li się nad mi­secz­ką, po­wierzch­nia płynu za­fa­lo­wa­ła, a zdję­cie roz­my­ło się. Zu­peł­nie, jakby ko­lo­ry roz­mię­kły i ście­ka­ły z fo­to­gra­fii, by za­sty­gnąć w innym miej­scu. Na jego oczach silny i try­ska­ją­cy ener­gią facet za­padł się w sobie, zgar­bił i po­sta­rzał. Po­stać na zdję­ciu sprzed dekady wy­glą­da­ła teraz do­kład­nie tak, jak męż­czy­zna, który stał obok nich.

Zmie­ni­ły się rów­nież dziew­czyn­ki. Urosły, rysy ich twa­rzy wy­ostrzy­ły się. Miały teraz w sobie coś zna­jo­me­go, wy­glą­da­ły na pewne sie­bie i za­dzior­ne, jak ich oj­ciec przed laty.

– Do­brze, chyba już im wy­star­czy – mruk­nął pan Hen­ryk i wło­żył zdję­cie do utrwa­la­cza.

Po skoń­czo­nej ob­rób­ce oddał je męż­czyź­nie, który teraz wy­pro­sto­wał się, jakby wstą­pi­ła w niego nowa siła. Przy­po­mi­nał gałąź, która nie­gdyś zo­sta­ła zła­ma­na, a teraz wy­rósł z niej nowy pęd.

– Nie wiem, jak panu dzię…

– To niech pan nie dzię­ku­je. I po­wo­dze­nia.

Męż­czy­zna z wąsem drgnął nieco, sły­sząc ostat­nie słowo.

– Po­wo­dze­nia w czym?

– Pan ich prze­cież bę­dzie szu­kał.

Su­ge­stia pana Hen­ry­ka tra­fi­ła w czuły punkt. Męż­czy­zna nic już nie od­po­wie­dział i znik­nął za za­sło­ną. Gdy zo­sta­li sami, pan Hen­ryk zwró­cił się do Ja­nu­sza.

– I jak? Robi wra­że­nie, co?

– Nie­sa­mo­wi­te. Te wszyst­kie szcze­gó­ły. Wszyst­ko się zmie­nia, cały obraz.

– Nie wszyst­ko. Oczy za­wsze po­zo­sta­ną takie same, nie­waż­ne, ile wi­dzia­ły. Zmie­nia się tylko to, co wokół oczu. Tro­chę po­pra­cu­jesz, to sam zwrócisz uwagę.

Trza­snę­ły drzwi wyj­ścio­we, a nie­dłu­go potem w ciem­ni po­ja­wi­ła się ko­bie­ta. Praw­do­po­dob­nie wie­dzia­ła już, z czym wiąże się wi­zy­ta w Fo­to­bły­skach, bo nim jesz­cze po­da­ła panu Hen­ry­ko­wi zdję­cie, za­czę­ła mówić.

– To mój Ma­ria­nek. Na­rze­czo­ny, zna­czy się. To ostat­nie zdję­cie, jakie mu zro­bi­łam przed wojną, tatko miał jako je­dy­ny we wsi apa­rat. Potem wojna wy­bu­chła, tatka i Ma­rian­ka za­bra­ła, a mi tylko to zdję­cie po­zo­sta­ło. Co by nie było, cze­ka­łam na niego przez cały ten czas. Obec­nie jed­nak za­po­zna­łam jed­ne­go wdow­ca, ma­jęt­ny i okrut­nie we mnie za­ko­cha­ny. Ale my z Ma­rian­kiem przy­się­ga­li­śmy sobie pod lipą mi­łość aż po grób. Tyle że minęło już tyle czasu… Ja po pro­stu muszę wie­dzieć, muszę być pewna.

– Taki widok może być wstrzą­sa­ją­cy. Jest pani pewna?

– Jak naj­bar­dziej. Nie mo­gła­bym wyjść za in­ne­go, przecież obiecałam Mariankowi. Wiem, że jeśli pa­trzy na mnie z góry to chce, żebym była szczę­śli­wa.

Fo­to­graf wziął od ko­bie­ty zdję­cie uko­cha­ne­go i wło­żył do uak­tu­al­nia­cza. Włosy spły­nę­ły z czasz­ki jak tłu­sta farba, wokół oczu po­ja­wi­ły się zmarszcz­ki. Na palcu roz­kwi­tła ob­rącz­ka. Ko­bie­ta za­szlo­cha­ła, Ja­nusz wie­dział czemu – chło­pak nie zgi­nął na woj­nie.

Gdy kroki uci­chły i drzwi trza­snę­ły po raz trze­ci, pan Hen­ryk wziął do ręki zdję­cie Ja­nu­sza i spy­tał:

– Wie­dza, czy praca?

Ja­nusz wy­cią­gnął rękę po zdję­cie, ale cof­nął ją.

– Nic.

– Tak, jak my­śla­łem – mruk­nął pan Hen­ryk, gdy mło­dzie­niec trza­snął drzwia­mi.

Po­pa­trzył jesz­cze raz na zdję­cie, które zo­sta­wił jego nie­do­szły asy­stent. Wid­nia­ła na nim para mło­dych ludzi trzy­ma­ją­cych się za ręce. Prze­tarł je wil­got­nym wa­ci­kiem, po czym wło­żył do mi­secz­ki. Przyjrzał się mu i uśmiechnął pod nosem.

– Oczy… – szep­nął do sie­bie – oczy za­wsze po­zo­sta­ją takie same.  

Koniec

Komentarze

Pomysł jest fajny, czyta się OK.

Tylko Druga klienta, moim zdaniem, do poprawy.

Kobieta, która rozważa ułożenie sobie życia po śmierci ukochanego, nie może być siwowłosą starowiną. To znaczy może i budzi to moją nadzieję i nostalgię (dobrze, że mąż tego nie czyta;) ale jest mało prawdopodobne.

Ona powinna być koło czterdziestki.

Jeśli ona jest koło czterdziestki, to jest ok, tylko jednak może ta staruszka lekko na wyrost;P

 

I mam żal, że nie wiem co było na zdjęciu chłopaka!

Lożanka bezprenumeratowa

Bardzo klimatyczne i dobre opowiadanie. Oczy to zwierciadło duszy, a ta nigdy się nie zmienia:)

 

 

Pozdrawiam – Goch.

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

@Ambush faktycznie staruszka to spora przesada, pierwotnie miałem na nią inny pomysł, a pozostałością po zmianie jest to nieszczęsne postarzenie. Po kilkukrotnym czytaniu nawet tego wyłapałem babola. , a po kilkukrotnym czytaniu nawet tego nie wyłapałem. Dziękuję za zwrócenie na to uwagi.

 

@GOCHAW miło mi, że przypadło do gustu :)

 

Witaj.

Z technicznych:

mruknął do Janusza – brak kropki. 

I chyba jeszcze gdzieś tam brak przecinka. 

Jednak to nieważne.

Rany, ALE TEKST!!! yes

Jestem jego absolutną fanką!

Poruszył mnie, wzruszył, trafił do głębi, odebrał mowę (a to u mnie raczej nierealne); rewelacyjny! heart

Doskonały w każdym calu emocji! crying

Brawa! 

Jeszcze edytuję (bo próbowałam teraz znaleźć, aby tu wkleić, ale oczywiście nie zdołałam) – podczas lektury mimowolnie kojarzyłam słynny artykuł sprzed ok. 20 lat, opisujący zdjęcie z okładki bodajże Newsweeka, przedstawiające prześliczną dziewczynę o wyjątkowo jasnych oczach, jaką przypadkiem podczas egzotycznych podróży wypatrzył reporter pisma. Artykuł opowiadał o odwiedzinach tego miejsca przez autora fotografii po latach i zamieszczenie obok zdjęcia tej samej dziewczyny. Oczy, oczywiście, takie same, reszta rysów twarzy – zmieniona wprost nie do poznania! :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Cześć, chyba wiem, o które zdjęcie ci chodziło, to była Afgańska Dziewczyna z okładki National Geographic. Cieszę się, że ci się podobało, mam jeszcze jeden pomysł w podobnym klimacie, być może niedługo uda się go zrealizować.

Dokładnie! :)

 

Super, jestem bardzo ciekawa tego pomysłu.

W każdym bądź razie tym opowiadaniem naprawdę mocno mnie wzruszyłeś. :)

Dzięki. :)

 

Pecunia non olet

Ładne, prościutkie, ale bardzo mi się podobało. Ciekawy pomysł na spoglądanie w przyszłość. Fajnie pokazujesz, jak ryzykowne jest takie spojrzenie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O, Fladrif, jaki awatarek! surprise

Poprzedni jakoś bardziej pasował mi akurat do tego tekstu. :)

Pecunia non olet

Irka_Luz przy tagach zastanawiałem się właśnie czy pasowałoby przewidywanie przyszłości czy bardziej teraźniejszości :) dzięki za wyrazy uznania i za klika. 

 

bruce ten stary wydawał mi się właśnie jakiś taki ponury, a Fladrif to bądź co bądź ent więc niewiele się zmieniło :)

bruce ten stary wydawał mi się właśnie jakiś taki ponury, a Fladrif to bądź co bądź ent więc niewiele się zmieniło :)

Rozumiem. Każdy nastrojowy i tajemniczy zarazem. :)

Pecunia non olet

Cześć, Fladrif,

urocze opowiadanie, bardzo ładne w swej prostocie. Dobrze, że zdecydowałeś się na tak małą formę, mimo moich personalnych odczuć, że chciałabym więcej. Jednak więcej mogłoby zaburzyć przekaz. Podobało mi się.

Zastanawiam się tylko nad tym: takie miejsce musiałoby mieć tysiące klientów (albo przynajmniej możliwych klientów, bo wielu ostatecznie by się nie zdecydowało). Ciekawe ile kosztowałaby taka usługa? Może akurat ceny nie musiałeś umieszczać, ale to pierwsze jak najbardziej. Takie małe wspomnienie, że przed lokalem, mimo niepozorności, kręciło się mnóstwo ludzi. Chociaż rozumiem, że chciałeś przekazać, że mało kto o tym wie.

 

 

Potem zdecydujesz, czy chcesz pracować w Fotobłyskach[+,] czy zobaczyć, co kryje twoje zdjęcie

 

Nie mogłabym wyjść za innego[+,] pamiętając o obietnicy, jaką dałam Mariankowi.

 

Powodzenia w dalszym pisaniu!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

W tym opowiadaniu jest coś niepokojącego, intrygującego, magicznego i to nie chodzi o proces odświeżania zdjęć ale o atmosferę. Trudno w tak krótkim opowiadaniu stworzyć taką atmosferę, ale tobie się udało. 

 

Z jedną tezą jednak nie do końca się godzę. Choć oczy są zwierciadłem duszy, to mam wrażenie że też się zmieniają. Co prawda nie czas ale życie odciska na nich swoje piętno. 

LanaVallen dzięki za poprawki (już je wprowadzam) i za klika. Nie chciałem podawać ceny takiej usługi bo nie wiem ile i czy w ogóle chciałbym za coś takiego zapłacić. Co do renomy Fotobłysków to pierwotne założenie było takie, że wieści o nim roznoszą się pocztą pantoflową. Moim zdaniem gdyby fenomen był powszechnie znany, miejsce straciłoby swój urok :) A tak to mamy przeciętny zakład, którego większość osób nawet nie zauważa i nie widzi, co ciekawego kryje wnętrze.

 

MPJ 78 konia z rzędem dla ciebie bo bardzo chciałem w tym szorcie oddać choć odrobinkę niepokoju. Nie chciałbym zdradzić za wiele bo planuję kontynuować ten wątek w jednym z kolejnych opowiadań. Mogę tylko powiedzieć, że zarówno pan Henryk, jak i Bibliotekarz ze Słownika Odczuć mieli bardzo egoistyczny stosunek do tego, co robili.

 

Jeśli natomiast chodzi o oczy to tu muszę polemizować. Moim zdaniem same oczy pozostają takie same. To fakt, ich wyraz zmienia się w zależności od przeżyć, upływu czasu, ale chodzi tu bardziej o oprawę, zmarszczki, worki pod oczami, ułożenie brwi. Sam rdzeń (moim zdaniem) pozostaje taki sam.

Bardzo fajny pomysł na warsztat fotograficzny.

Końcówka trochę do mnie nie przemówiła – rozpływa się w psyknięciu, bo nie wiem, co pojawiło się na fotografii chłopaka.

Babska logika rządzi!

Bardzo zacny pomysł i takież wykonanie.

Zawsze uważałam, że w fotografowaniu jest coś fascynującego, ale poczynania pana Henryka pokazały, że w Fotobłyskach dzieje się magia, najprawdziwsza magia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Serdeczne dzięki za miłe słowa. Przyznam, że z samym zakończeniem miałem największy problem (zakończenia to chyba moja pięta achillesowa). W domyśle tym chłopakiem ze zdjęcia był Janusz, ale po czasie patrzę, że przydałoby się jakieś większe rozwinięcie zakończenia, chociaż pewne niedomówienia chciałem pozostawić wyobraźni czytelnika :)

Siema :)

 

Rzeczywiście bardzo nastrojowe opowiadanie. Zamiast sklepiku ze snami, zakład fotograficzny uaktualniający wspomnienia – prościutki, ale jednocześnie niesamowicie ciekawy pomysł. Podobało mi się.

Jedyne do czego ja bym się przyczepił, to reakcja Janusza na końcu. To, że nie chciał wiedzieć, to jeszcze bym zrozumiał – czasem tak jest lepiej. Ale, że roboty nie chciał? Niczego szczególnie wstrząsającego nie zobaczył, więc nie rozumiem jego decyzji. No, chyba, że Janusz bał się, że nie oprze się pokusie i pewnego dnia pracy, złamie się i sprawdzi, co z jego ukochaną.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

 

Cześć,

 

przyłączam się do pochwał, naprawdę porządna historia, bardzo dobry pomysł i niezłe wykonanie ;)

 

Końcówka oprócz uwag wyżej – jakaś taka krótka. W ogóle tekst pewnie by się rozwinął, gdyby dodać mu z 10 k znaków. Popracowałbym na szczegółami – ubrania klientów, zapach zakładu fotograficznego, mimika Henia podczas pracy, mowa ciała klientów, te drobiazgi, w moim przekonaniu pomogłyby jeszcze bardziej podkreślić niezwykły i interesujący klimat Twojej historii.

 

Jeszcze kilka uwag na koniec:

 

Fotobłyski

 

Salon fo­to­gra­ficz­ny Fo­to­bły­ski wy­glą­dał ob­skur­nie i nie­po­zor­nie.

W pierwszym zdaniu od razu pojawia się tytułowa nazwa. Przesunąłbym tę nazwę dalej w tekście, np. do kolejnego akapitu.

 

Widać było, że w Fotobłyskach już dawno nikt nie zrobił sobie zdjęcia, a mimo to pan Henryk cały czas miał klientów.

Dodałbym tutaj jakieś info o reakcji oczekujących klientów np. – “sumiasty wąs poruszył się niespokojnie, a kobieta prychnęła i poprawiła się na krześle, które niepokojąco zaskrzypiało”. Dzięki temu czytelnik łatwiej zobaczy tę scenę i będzie pamiętał kto jest kim. Ja się nieco zgubiłem, myślałem, że Janusz jest klientem.

 

Widać było, że w Fotobłyskach już dawno nikt nie zrobił sobie zdjęcia, a mimo to pan Henryk cały czas miał klientów.

Po czym było widać, że nie były robione zdjęcia i skąd wiadomo, że Heniu miał klientów? Bardzo zagadkowe zdanie, mam z nim kłopot. Tak jak pisałem wyżej, myślę, że warto dodać kilka smaczków związanych z zakładem, jego wystrojem, zapachem itd.

 

– Nie wiem, jak panu dzię…

– To niech pan nie dziękuje. I powodzenia.

A opłata jakaś jest dla Henia? Powinna być chyba…

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Outta Sewer hej!

Twoje stwierdzenie “Sklepik ze snami” przypomniało mi o “Sklepiku z marzeniami” Kinga i chyba (nieświadomie!) mogłem się na nim wzorować. Co do powodu, dla którego nie przyjął propozycji trafiłeś w punkt. Z jednej strony zobaczył faceta, który potrzebował zdjęcia, by znaleźć córki, z drugiej kobietę, która nie mogła pogodzić się z przeszłością i została bądź co bądź brutalnie sprowadzona na ziemię.

 

BasementKey dzięki za trafne uwagi, już zabieram się za ich poprawianie.

Co do rozwinięcia szorta to miałem pewien dylemat. Z jednej strony kusi mnie wizja poszerzenia opowiadania, z drugiej nie chciałem popełnić błędu Słownika Odczuć, który w pierwotnej formie był nieco przegadany. Początkowo Fotobłyski były nieco dłuższe, ale ciąłem i upraszczałem wszystko tak, by tekst był jak najbardziej przejrzysty. Niestety, masz rację. Najbardziej ucierpiała na tym chyba końcówka. Dziś w wolnej chwili przysiądę i spróbuję trochę wzbogacić ten tekst.

 

Fladrifie, obiecałem wizytę już dawno temu, lecz docieram dopiero teraz ;P Egipskie bóstwa nierychliwe, ale sprawiedliwe.

Bardzo ciekawy szort, nic dodać, nic ująć. Oprócz obietnicy sprowadziła mnie ciekawość, sprawdzam sobie po prostu autorów, którzy dają radę w niewielkiej liczbie znaków zamknąć dużo treści i jakąś myśl. Z radością oznajmiam, że do grona takich autorów należysz ;P Szorcik jest niesamowicie nastrojowy, pomysł intrygujący, a warsztat fotograficzny – inspirujący. Gdybyś zamienił to w dłuższą opowieść, Twoja idea wybrzmiałaby słabiej, tak jest ideolo.

I chciałbym, i nie chciałbym skorzystać z usług Fotobłysków. Pewnie wiedziony ciekawością nie mógłbym się powstrzymać, ale uzyskana w ten sposób wiedza zapewne niczego by nie ułatwiła, w niczym nie pomogła. Koniec końców, chyba rozumiem ostateczną decyzję bohatera.

Z przyjemnością dokładam ostatniego kliczka.

Pzdr! 

Czołem! Nie spodziewałem się, że kogoś tu jeszcze zastanę. Fajnie, że forma przypadła ci do gustu bo pozwoliłem sobie na mały eksperyment. Zwykle strasznie się rozpisuję aż nie skończę wreszcie opowiadania, potem daje mu poleżeć i przychodzę z nożyczkami wywalając dłużyzny. Przy tym opowiadaniu postanowiłem ciąć i skracać bez opamiętania tak, żeby zostało absolutne minimum, sam miąższ. W teorii brzmi to łatwo, ale sprawiało mi to sporo trudu. Tym bardziej cieszę się, że doceniłeś prostotę.

 

Co do skorzystania z usług Fotobłysków to przez długi czas zastanawiałem się, jakie zdjęcie mógłbym chcieć odświeżyć, ale koniec końców doszedłem do podobnej konkluzji.

 

Serdeczne dzięki za lekturę i za ostatniego klika :)

Ładne. Prowokuje do przyjrzenia się dawnym zdjęciom bliskich osób.

 

Mimo wszystko przyciągał tułaczy z różnych miejsc.

Tułaczy?

 znał dotychczas pana Henryka jedynie ze słyszenia, krótkiej rozmowy telefonicznej

"Znał go ze słyszenia" znaczy, że tylko o nim słyszał. Nie rozmawiał.

 Jego głos był spokojny, ale gdy wyszedł zza kotary okazał się być neurotykiem

Ten głos się okazał? "Być" zbędne.

nie wie co się robi z rękami gdy nie pracują

Przecinki: nie wie, co się robi z rękami, gdy nie pracują. Masz dwa "który" z kolejnych zdaniach.

 Państwo wybaczą, ale czeka nas krótka rozmowa o pracę.

Tam, klienty przyszły. Kogo to obchodzi :P

 Druga część zakładu była jak zlepek wielu światów.

I co to zdanie wnosi?

 mówił nie odrywając wzroku

Mówił, nie odrywając wzroku.

 Pan Henryk uśmiechnął się jak nauczyciel, który przyłapał ulubionego ucznia na kłamstwie.

Hmmm. Czyli jak? Bo nauczyciele wcale nie lubią, kiedy uczniowie tak robią…

Nigdy nie biorę na warsztat własnych zdjęć

To znaczy? Posługujesz się tu chyba żargonem, którego nie rozumiem.

Dodane później:

 ważniejsze jest to, jakim kto jest człowiekiem, a nie co potrafi zrobić

Ważniejsze jest to, jakim kto jest człowiekiem, niż co potrafi zrobić.

 dam ci ultimatum

Bez przesady: https://sjp.pwn.pl/szukaj/ultimatum.html

 zdjęcie, trzech osób

Tu bez przecinka. Powtarza się "osoba".

 Pytam jaką pan

Pytam, jaką pan.

To ja… z córeczkami.

Nie widać, że on?

 Nie wiem co z córkami.

Nie wiem, co z córkami.

 drobnymi szczypczykami

Maleńkimi.

 wziął delikatnie zdjęcie

Szyk: delikatnie wziął zdjęcie.

 wacikiem nasączonym w jakiejś cieczy

Nasączonym cieczą. Umoczonym w cieczy.

 usunąć utrwalacz

Utrwalacza dawno tam nie ma… Cóż. Magia. XD

Proszę zerknąć panowie

Wołacz: Proszę zerknąć, panowie.

 To jak wyciąganie inkluzji z bursztynu.

Nooo… no, dobra. Magia.

 Zupełnie jakby kolory rozmiękły i ściekały z fotografii by zastygnąć w innym miejscu

Zupełnie, jakby kolory rozmiękły i ściekały z fotografii, by zastygnąć w innym miejscu. Hmm.

 choć Janusz wiedział, że to niemożliwe

My też wiemy i nie musisz nam tego tłumaczyć.

 zdjęciu sprzed dziesięciu

Rym.

 Wystrzeliły do góry

Hmm.

 nieważne ile widziały

Nieważne, ile widziały.

 będzie ci łatwiej dostrzec

Hmm.

 wiedziała już z czym wiąże się wizyta

Wiedziała już, z czym wiąże się wizyta.

 Narzeczony znaczy się.

Narzeczony, znaczy się.

 To ostatnie zdjęcie, jakie mu zrobiłam przed wojną, tatko miał jako jedyny we wsi aparat.

Troszkę źle się parsuje: To ostatnie zdjęcie, które mu zrobiłam przed wojną, tatko jedyny we wsi miał aparat. Nie opisałeś klientki jako starej…?

 Obecnie jednak zapoznałam jednego wdowca

Budujesz postać, więc tylko zaznaczę, że widziałam ;)

 minął już tak długi czas

Hmm.

Nie mogłabym wyjść za innego, pamiętając o obietnicy, jaką dałam Mariankowi.

Czy taka wypowiedź pasuje do powyższych? Jakim tonem ma przemawiać ta dama?

 lata mijały w ciągu kilku sekund

Hmm.

chłopak nie zginął na wojnie, po prostu do niej nie wrócił

Zrozumiałam, nie musisz tłumaczyć.

 – Tak jak myślałem

– Tak, jak myślałem.

 para młodych ludzi trzymająca się za ręce

Może: para młodych ludzi, trzymających się za ręce?

 Gdy obraz zmieniał się, na twarzy właściciela zakładu pojawił się uśmiech.

Dwa "się" na końcu.

 

 

Ładne, tajemnicze. Ziarno dla wyobraźni – kto wie, co wyrośnie. Mam jednak wrażenie pewnego pośpiechu, które psuje nastrój. Przyłączyłabym się tu do Basementa, "pustosłowie" ma znaczenie.

 W domyśle tym chłopakiem ze zdjęcia był Janusz

To dość oczywiste – przypuszczam, że chciał mniej więcej tego, co klientka, dowiedzieć się, czy został opuszczony. Ale mogę się mylić.

 Niczego szczególnie wstrząsającego nie zobaczył, więc nie rozumiem jego decyzji.

Ale mógłby zobaczyć… i trochę to przerażające, tak zaglądać w życie innych.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina przepraszam za odpowiedź z opóźnieniem, ale nie wiem jakim cudem umknął mi komentarz. Spodziewałem się, że przy krótkim tekście popełnię mniej baboli, ale wygląda na to, że znowu zaskakuję sam siebie.

 

Tam, klienty przyszły. Kogo to obchodzi :P

Moim zdaniem jakoś wypadało wytłumaczyć, czemu właściciel wpuszcza kogoś bez kolejki. To znaczy ja bym tak zrobił na jego miejscu. Z drugiej strony nie jestem jakimś mistrzem komunikacji, więc jeśli brzmi zbyt sztucznie, to zmienię :) 

 

Bo nauczyciele wcale nie lubią, kiedy uczniowie tak robią…

W szkole i pracy spotkałem się z kilkoma nauczycielami, którzy są w stanie wiele wybaczyć ulubionym uczniom, ale faktycznie, przydałoby się doprecyzować.

 

Cieszę się, że pomimo błędów znalazłaś w opowiadaniu coś wartego uwagi. Dziękuję za czas poświęcony na lekturę oraz wyłapanie baboli i pozdrawiam!

 

Koala75 kiedyś natknąłem się w sieci na stronkę, na której użytkownicy “odtwarzali” własne zdjęcia sprzed lat i bardzo mi się spodobał sam pomysł. 

Nie ma sprawy, czas nie guma, budzik nie sanki :)

Moim zdaniem jakoś wypadało wytłumaczyć, czemu właściciel wpuszcza kogoś bez kolejki.

Nie, nie, wpuszczanie bez kolejki ma sens, tylko… no, klienty przyszły. Trochę głupio ich tak trzymać na progu, nie? Może, gdyby wywiesił kartkę “rozmowa o pracę”? Nie wiem…

Cieszę się, że pomimo błędów znalazłaś w opowiadaniu coś wartego uwagi. Dziękuję za czas poświęcony na lekturę oraz wyłapanie baboli i pozdrawiam!

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O jakie to fajne! 

(Na licencji Anet ;) )

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nowa Fantastyka