Kiedy do meczu pozostały trzy godziny, Patricia poczuła, że zaczyna trzeźwieć. Wyraźnie niezadowolony z tego faktu żołądek próbował wypchnąć resztki wina drogą, którą wpadły, a głowa pulsowała bólem.
Dziewczyna chwiejnie podniosła się z łóżka. Nacisk na czaszkę gwałtownie się zwiększył. Jęknęła cicho:
– Proszę, nie.
Walczyła jeszcze przez chwilę, ale szybko zrozumiała, że to bezcelowe, i ruszyła pędem do łazienki. Potknęła się jednak o pustą butelkę i runęła na podłogę, po czym zwymiotowała.
Mecz. Mecz. Cholera. Niedobrze.
– Cicho tam – wymamrotała. Pusty pokój odpowiedział milczeniem.
Sprzątanie to rzecz drugorzędna, najpierw musiała doprowadzić się do stanu używalności. Nie mogła przecież przegrać ćwierćfinału mistrzostw przez dwie butelki wina, które łasiły się do niej poprzedniego dnia…
*
Była cała w skowronkach, kiedy pół roku wcześniej dostała taką wiadomość od Scotta:
„Hejka, masz jutro wolne popołudnie?”
– Odpisz: Jasne, że mam. Bez kropki. Uśmieszek – poleciła szybko aplikacji. Już od dawna nie dostała podobnej propozycji od chłopaka… ekschłopaka, poprawiła się, czując ukłucie żalu. Czy miała prawo liczyć na cokolwiek?
„To super, zapraszamy cię na darmowe jedzonko! :)”
Te słowa analizowała dłużej. Domyślała się, co oznaczała końcówka „my”, ale odepchnęła na chwilę czarne myśli.
– Odpisz: A co zrobisz… Anuluj. Jeszcze raz. A co będzie pysznego?
„Zrobię guacamole i galaretkę, a Frances upiecze kurczaka ;)”
Frances. W głębi ducha wiedziała, że to będzie Frances, a i tak zabolało.
– Odpisz: Brzmi super. Wykrzyknik. I serduszko – poleciła.
Zrezygnowała ze wszystkich zajęć zaplanowanych na resztę tamtego dnia i wyszła pobiegać. Przemierzała ulice miasta tak długo, aż bolały ją wszystkie mięśnie, ale cel został osiągnięty: była zbyt zmęczona, by myśleć o Scotcie i Frances.
Następnego dnia założyła krótką sukienkę, potem uznała, że to zbyt pretensjonalne i zmieniła ją na T-shirt oraz dżinsy. Opryskała się drogimi perfumami, które dostała kiedyś w prezencie świątecznym i zalegały od tamtego czasu na półce. Pomalowała usta karmazynową szminką, zamieniła też okulary na szkła kontaktowe. Pod wpływem impulsu zabrała ze sobą paczkę skrętów z wysokim stężeniem THC.
Drzwi otworzyła oczywiście Frances.
– Cześć – rzuciła. – Clark, dodaj nową sygnaturę do osób zaufanych.
– Sygnatura dodana: Patricia Reed – oznajmił domowy komputer.
– Och, to miło, że jednak mi ufasz – burknęła Patricia.
– Oczywiście, nie wygłupiaj się. Wchodź, Scott już nakłada guacamole.
Przez pewien czas jedli i rozmawiali o drobnych sprawach – pracy, studiach i innych pozbawionych znaczenia głupstwach. Wzrok młodszej z sióstr nieustannie kierował się w stronę umięśnionego torsu Scotta, opinanego przez ciasną koszulkę.
Przestań! Nie myśl o tym, skup się, skup się…
– …i właśnie wtedy oświadczyłem się Frances – głos chłopaka trafił do umysłu Patricii.
Widelec z porcją kurczaka zawisł nad talerzem.
– Gratuluję – powiedziały usta, ręka odłożyła widelec, ale umysł nie brał udziału w tych czynnościach. Dryfował gdzieś po galaktyce, oddalając się od Ziemi coraz szybciej i szybciej.
– Pewnie już rozumiesz, że w zaproszeniu była ukryta intencja. – Frances złapała Scotta za rękę i uśmiechnęła się. – Chcielibyśmy, żebyś została naszą świadkową.
Patricia zamrugała.
– Muszę… muszę się zastanowić… zaraz wracam – wymamrotała, wstała od stołu i wyszła na balkon, pozostawiając parę w lekkim szoku.
Drżącymi rękami wyciągnęła papierosa i potarła nim o draskę na paczce. Tytoń zaczął się żarzyć.
Oświadczył. Intencja. Świadkową.
Oparła się o barierkę i wdychała dym tak długo, aż dodatek konopi zaczął działać. Z wolna odzyskiwała panowanie nad dłońmi, kiedy na balkonie pojawiła się Frances.
– Ej, wszystko w porządku?
– Nie.
Siostra westchnęła, zamknęła za sobą drzwi – próbując pewnie przekonać Patricię, że Scott ich nie usłyszy – i stanęła obok.
– O co chodzi?
– Chodzi, kurwa, o to – powiedziała spokojnie Patricia – że gdybyś powiedziała mi to sama, bez Scotta w pobliżu, już miałabyś wydrapane gałki oczne, a sąsiedzi zaalarmowaliby policję przez twoje krzyki.
Frances zastanawiała się chwilę.
– Sądziłam, że przestałaś… myśleć o Scotcie.
– Naprawdę się prosisz o ból. Naprawdę.
Papieros dopalał się.
– Osobiście zrzuciłam sobie na głowę ten kamień – szepnęła Patricia. – Myślałam, że Scott coś do mnie czuje… Kiedy zapytał, czy może znam Reed, która dotarła aż do półfinału mistrzostw Mental Wars, wystarczyło powiedzieć, że nie znam.
– Scott zostanie moim mężem, ale nie dlatego, że ci go ukradłam – odezwała się nagle Frances. – Nie był przymuszany. Sam wybrał, i nic…
– Nie wejdę z powrotem do mieszkania.
Starsza z sióstr zaniemówiła, a tymczasem młodsza kontynuowała:
– Nie dam rady. Jeśli jeszcze raz spojrzę mu w oczy, pęknie mi serce.
– Zaczynasz mnie przerażać – powiedziała cicho Frances.
– Od zawsze mówił, że lubi Mental Wars. Jeśli taka dziwka jak ty mogła wejść do półfinału, to zdobycie mistrzostwa nie może być trudne.
– Zielsko rzuciło ci się na mózg?
– Pierwsze piętro. Krzaki. Przeżyję.
Wypowiedziawszy te słowa, Patricia błyskawicznie wspięła się na barierkę balkonu i zeskoczyła na dół, zanim jej siostra zdążyła zareagować.
*
Po zażyciu detoksykantów i pigułek wzmacniających Patricia wyszła z hotelu, gdzie była zakwaterowana na czas turnieju.
Szła powoli, pozwalając, by pozostałości kaca rozpłynęły się w świetle chłodnego dnia. Oddychała głęboko i spokojnie, usiłując myśleć o czymś przyjemnym. Wsłuchiwała się w chrzęst śniegu pod butami, odgłosy przejeżdżających samochodów i przelatujących dronów pocztowych.
Kiedy po kacu pozostało już tylko wspomnienie, zaczęła podświadomie wypatrywać celów.
Śnieżka, którą można zdeptać albo wepchnąć pod koła samochodu. Młode drzewko, rosnące w szczelinie między chodnikiem a budynkiem, które można złamać. Łuszcząca się farba na ściance z blachy falistej, którą można zdrapać. Nadawało się wszystko, co można by zniszczyć, wyładowując cząstkę frustracji do świata.
Krążyła po mieście przez pewien czas, czyniąc drobne szkody tu i ówdzie, za każdym razem upewniając się, że nikt jej nie widzi. Przeklęła swoją lekkomyślność, kiedy przypomniała sobie o meczu i spojrzała na zegarek.
– Cholera, zostało pół godziny… Scott, znajdź mi najkrótszą drogę na mecz.
– Podążaj za czerwonymi znacznikami – odezwał się głos Asystenta z telefonu, zaś na soczewkach Patricii wyświetliły się strzałki, pokazujące, w którą stronę powinna iść. Oczywiście, że dała Asystentowi na imię Scott. Jakież inne mogłaby wybrać?
Nawigacja opracowała najlepszą trasę omijającą zatłoczone ulice. Mimo to dziewczyna dotarła na miejsce o dwie minuty później, niż przewidywała. Okazała identyfikator przerażającemu strażnikowi, który składał się niemal wyłącznie z mięśni i została wpuszczona do budynku, a potem odnalazła odpowiedni pokój, podświetlony znakiem GRACZ A.
Pozostało bardzo mało czasu. Patricia usiadła w fotelu, założyła hełm do zespolenia neuronowego i sprawdziła rangę przeciwnika: był to ktoś z niższej dywizji, co nakazywało wzmóc czujność. Następnie spróbowała uspokoić oddech i przenieść się w stan autohipnozy. Niestety, z przygotowań wyrwał ją głos komputera.
– Ćwierćfinał mistrzostw Stanów Zjednoczonych w Mental Wars. Pojedynek: dywizja platynowa, gracz A, kontra dywizja złota, gracz B. Zespolenie neuronowe za trzy… dwa… jeden.
*
Obudziła się z paskudnym bólem głowy. Z wysiłkiem uniosła rękę i chwyciła telefon, by sprawdzić, która godzina, ale długo nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
Sobotni wieczór u Sary i Franka pamiętała słabo; wspomnienia praktycznie urywały się po skoku z balkonu, co samo w sobie nie było nadzwyczaj dziwne, skoro paliła „wzmocnione” fajki. Telefon twierdził jednak, że jest wtorkowe popołudnie.
Prawie trzy dni spała…?
Przeszukała pamięć telefonu. Jakieś filmiki, mnóstwo wiadomości, których sobie nie przypominała…
Masz cztery nieodebrane połączenia od Frances Reed i jedno od Scotta Phillipsa.
– Wymyśliłam sobie, cholera – wychrypiała. – Mistrzostwo w Mental Wars. Bez jaj.
Musiała się dowiedzieć, co zaszło. Odtworzyła pierwszy filmik.
– No więc jestem na testach – usłyszała siebie – i wyszły ciekawe wyniki. Mów pan.
– Tłumaczyłem pani, że testy robione pod wpływem substancji psychoaktywnych są niemiarodajne. – Drugi głos był syntetyczny, ale słowa pochodziły chyba od człowieka. – Zalecałbym powrót do mnie, kiedy THC zniknie z pani organizmu.
– Mów pan o re-zul-ta-tach, nie o pier-do-le-tach.
– Dobrze. Jak pani chce. Tak, to prawda, wynik testu predyspozycji ogólnych do turnieju Mental Wars ma pani najwyższy w historii badań. Odporność fizyczna również z najwyższym wynikiem. Zdobywanie informacji i dedukcja plasują panią na drugim miejscu w rankingu. Odporność psychiczna jest nieco niżej, ale wciąż bardzo wysoko…
– Taaak, jest jedna osoba, na którą zdecydowanie nie jestem odporna. Popracuję jeszcze nad tym. Mistrzostwa są kiedy?
– Za sześć miesięcy.
– Kupa czasu na treningi, nie? Dobra, koniec i bomba, i tak dalej.
Oszołomiona Patricia sprawdziła swój stan konta.
Poniedziałek, przelew przychodzący: tysiąc dwieście dolarów, od: MENTAL WARS LTD., tytuł: „Wygrana w meczu niskiej rangi”.
Całkowite wydatki w ciągu ostatnich trzech dni: osiemset trzynaście dolarów.
Zaczęły pojawiać się przebłyski wspomnień. Testy… mnóstwo wypalonych jointów… mecz… rajd po wszystkich klubach w mieście…
– Wymyśliłam sobie mistrzostwo w Mental Wars – powtórzyła.
*
– Zespolenie aktywne.
Awatary zawodników stanęły naprzeciw siebie na wirtualnej arenie, na razie bezosobowe, dopóki nie odgadną nawzajem swoich tożsamości. Patricia musiała być szybka: ćwierćfinaliści wiedzieli o sobie już całkiem sporo, więc pierwsze sekundy meczu miały decydujące znaczenie.
Kupowanie tarczy wiązało się ze zbyt dużym ryzykiem, dlatego wzięła tylko ogólną sondę pamięciową i wystrzeliła w stronę rywala. Zanim otrzymała wyniki, awatar przeciwnika rzucił:
<My, faceci, zawsze będziemy mieli przewagę!>
Wyglądało na to, że przeciwnik próbuje ją podpuścić. Patricia nie zastanawiała się długo.
To mężczyzna.
– Piętnaście dla A za płeć.
Pierwsze punkty dla niej, dobry początek. Awatar po drugiej stronie areny zyskał męską sylwetkę. Wśród ośmiorga ćwierćfinalistów było pięciu facetów, w tym trzech z dywizji złotej, więc zbiór możliwości znacząco się skurczył.
Przyszły wyniki sondowania – trzy wspomnienia drugiego gracza, pochodzące z ostatniej doby.
Brzęczenie komunikatora i myśl: „Nie odbieram, nie od niej”.
Muzyka klasyczna z głośników. Relaks, ale jakby… wymuszony.
Drzwi otwierają się, a za nimi… Pustka… Czy to wiatr?
Ostatnia scena była wyjątkowo rozmyta, co wskazywało na wspomnienie snu, a i pierwszy obrazek nie dawał wielu wskazówek. Jeśli ktoś dotarł do ćwierćfinału, musiał być dobry w maskowaniu wspomnień.
Najbardziej obiecujące wydawało się wspomnienie numer dwa. Muzykę klasyczną ubóstwiał Antonio Trejo, ale poczucie wymuszenia wskazywało, że to nie on, a raczej ktoś próbujący się podszyć. Pozostawało dwóch.
Ma na imię Victor.
– Zero dla A za imię, pozostała jedna próba. Czterdzieści dla B za imię.
Teraz oboje wiedzieli już wszystko. Zabawę czas zacząć.
Ma na imię Simon, lat trzydzieści trzy…
– Trzydzieści dla A za imię, osiemdziesiąt pięć za dokładny wiek. Piętnaście dla B za płeć, osiemdziesiąt pięć za dokładny wiek.
Jest z Kanady, heteroseksualny, ma dziewczynę Sandrę, chwilowo bezrobotny…
Komputer dalej podawał zdobyte punkty, a awatary zyskiwały kolejne cechy. Patricia kupiła przyspieszacz, substancję zwiększającą wydajność pracy mózgu. Następnie zebrała wszystko, co jeszcze wiedziała o rywalu i posklejała w dwie wiadomości.
Osierocony w dzieciństwie, wychowywał się u wujka, który był alkoholikiem.
Nastąpiła dłuższa przerwa – głosowanie publiczności decydowało o punktacji rzeczy niewymienionych w regulaminie. W międzyczasie Patricia użyła na Simonie bólu żołądka, żeby go rozproszyć: w rękach awatara zmaterializował się łuk, z którego strzeliła w brzuch przeciwnika.
– Sto sześćdziesiąt siedem dla A za informację dodatkową, pozostały dwie próby. Sto trzydzieści dziewięć dla B za informację dodatkową, pozostały dwie próby.
Po drugim meczu na mistrzostwach został wyrzucony z pracy, bo jego przeciwniczka odgadła, że Simon nienawidzi swojego szefa.
– Sto osiemdziesiąt dwa dla A za informację dodatkową, pozostała jedna próba.
Miała już prawie pół tysiąca punktów, na razie wystarczy. Przeciwnik wyciągnął strzałę ze swojego brzucha i chyba zastanawiał się, czy nie odpowiedzieć tym samym. Na wszelki wypadek Patricia kupiła pancerz na brzuch, po czym zabrała się do tworzenia silnej halucynacji.
Nie zdążyła jednak zrobić wiele, gdy Simon zaatakował.
Widzi Scotta stojącego przed plutonem egzekucyjnym. Ma zawiązane oczy, jest przestraszony. Słychać jakieś słowa w obcym języku, żołnierze podnoszą broń. Scott coś mówi, ale jego głos jest tak słaby, że nie można odróżnić słów. Kolejne słowa w obcym języku… kule trafiają w ciało Scotta…
Na tym wizja się kończyła. Patricia poczuła chłód w sercu, ale nie pozwoliła sobie na jęk; zdołała też pozostać w prawie zupełnym bezruchu.
– Dwadzieścia pięć dla B za przyspieszone tętno i dwadzieścia pięć za ruch dłonią.
Halucynacje, które musiały kosztować przynajmniej dwieście punktów, dały w zamian jej rywalowi tylko pięćdziesiąt. Doskonale.
Scott był tak wyraźnie widoczny w umyśle Patricii, że nie zdołałaby go przed nikim ukryć. Rozegrała już jednak tak wiele meczów, i tyle razy widziała torturowanie Scotta na najróżniejsze sposoby, że w dużym stopniu uodporniła się na podobne wizje.
<W ogóle mnie to nie rusza, gościu> – przesłała.
Simon musiał mimowolnie zakląć pod nosem, bo komputer oznajmił:
– Czterdzieści pięć dla A za rozpoznawalne słowo.
Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym wróciła do pracy.
*
– Powiedz mi: dlaczego? – zapytał ojciec Patricii.
– Co „dlaczego”?
– Dlaczego ty też chcesz robić ludziom straszne rzeczy? Potrzebujesz pieniędzy?
Do mistrzostw pozostawały dwa miesiące, ale mecze rozgrywała codziennie, żeby nabrać jak najwięcej doświadczenia. Postanowiła, że zrobi sobie dzień przerwy i wpadnie na niedzielę do rodziców, po raz pierwszy od dawna. Mama obiecała przygotować jej ulubioną wołowinę…
A teraz znalazła się w krzyżowym ogniu pytań.
– Mental Wars jest dobrym źródłem zarobków – odrzekła ostrożnie Patricia.
– Frances mówiła, że się z nimi pokłóciłaś – powiedziała matka. Miała zatroskane spojrzenie. – Co się dzieje?
„Pokłóciłaś”. Ciekawe określenie.
– To nic wielkiego.
– Wiesz, że za niecały rok biorą ślub?
– Tak – wycedziła. – Wiem.
– Zdenerwowałaś się – zauważył ojciec. – Czyli to chyba jednak coś dużego. Scott ci się podoba, prawda?
Patricia milczała. Rodzice spojrzeli po sobie.
– Zawody miłosne są trudne, ale musisz się pogodzić z tym, co zaszło. Jesteś przecież dorosłą… – zaczął ojciec.
– Nie mów tak – weszła mu w słowo matka. Następne słowa skierowała już do córki. – Odreagowujesz w Mental Wars swoją… swoje złe emocje?
– Nie podoba mi się, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa. W ogóle, ani trochę mi się nie podoba.
Matka skapitulowała i poprosiła komputer domowy, żeby odtworzył jakiś film. Ojciec przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.
*
Halucynacja dla Simona:
Brzęczenie komunikatora. Nie chce odbierać, bo rozmowa wyryje w jego umyśle wspomnienie, które wykorzysta przeciwnik. Ale czuje, że musi.
– Simi, słyszysz mnie? Jestem w samolocie…
Łkanie.
– P-pilot właśnie powiedział, że paliwo wycieka… Jesteśmy nad oceanem… Simi, kocham cię…
Jego serce zamiera.
– Sani, Jezu Chryste, co ty mówisz?
– Wszyscy płaczą, boję się! P-powiedz, że też mnie kochasz, proszę!
Wszechogarniająca rozpacz. Świat wali się w gruzy w ciągu kilku sekund. Próbuje powiedzieć „Oczywiście, że cię kocham!”, ale nie może wydobyć z siebie słowa.
– Simi? Jesteś…
Słychać krzyk, a potem połączenie urywa się.
Patricia była zadowolona z tego, co stworzyła w stosunkowo krótkim czasie. Rozpoczęcie od prawdziwego wspomnienia wzmacniało realizm, w dodatku dziewczyna Simona rzeczywiście leciała wczoraj samolotem.
<Odpuść, a oszczędzisz sobie cierpień> – zaproponowała Simonowi. W odpowiedzi awatar tamtego wyciągnął pistolet i strzelił w szczękę Patricii. Strzaskane dziąsło bolało okropnie, ale krótko, więc po chwili pozbierała się i cisnęła wizją. Dorzuciła jeszcze pieczenie w klatce piersiowej, przypominające zawał serca: awatar posłał kulę ognia w stronę mostka przeciwnika. Nie minęło pół minuty, kiedy pokój rozjarzył się zielonym światłem, a komputer oznajmił:
– Gracz B zakończył mecz. Gracz A awansuje do półfinału mistrzostw.
– Proste – mruknęła Patricia do siebie. – Jeszcze tylko muszę posprzątać rzygowiny i fajrant na dzisiaj.
*
REKLAMA
Sponsorem głównym rozgrywek Mental Wars jest firma Fitzer, producent leku Euphorol. Czujesz się zagubiony? Twoje życie straciło sens? Masz myśli samobójcze? Wypróbuj Euphorol, a sam przekonasz się, że masz po co żyć!
Siedemdziesiąt siedem procent respondentów potwierdza, że Euphorol poprawia jakość ich snu, zmniejsza częstość pojawiania się myśli samobójczych i nie uzależnia. Jeśli zamówisz trzy paczki leku razem z kodem promocyjnym MENTALWARS, otrzymasz piętnaście procent zniżki! Nie czekaj!
*
Przed meczem finałowym Patricia oparła się pokusie wyjścia do sklepu po wino. Chciała cały dzień planować strategię, ale udało się połowicznie.
– Masz nowe powiadomienie z serwisu MyConduit – oznajmił Asystent, kiedy głowiła się nad możliwościami ofensywy.
– Dawaj.
– Znaleziono nowy kanał, który pasuje do twoich preferencji: BurntWithPassion.
– Zobaczmy, pięć minut przerwy nie zaszkodzi…
A potem przez trzy godziny wchłaniała filmiki, które składały się głównie z podpalania różnych rzeczy: stosów zapałek, starych stodół, stogów siana, a wszystko to obficie podlane substancjami koloryzującymi płomienie. Dodatkowa ścieżka, dołączana do filmików, transmitowała zapach.
Przerwała ten maraton nie dlatego, że się opamiętała. Przerwała, bo nie mogła już znieść ciśnienia w pęcherzu. Kiedy zaś wyszła z toalety, zorientowała się, ile czasu zdążyła już dzisiaj zmarnować i zaklęła.
– Scott, miałeś mnie szturchać, jeśli siedzę w Internecie dłużej niż godzinę!
– Uruchomiono odpowiedni alarm.
Zaklęła ponownie. Przecież rano wyciszyłam wszystkie alarmy, żeby mnie nie rozpraszały… Usiadła przy biurku i sprawdziła, co osiągnęła do tej pory.
Strategia: rozgrzebana. Pomysły: liczne, ale nie dość dobre. Co gorsza, przeciwniczka była agresywna i doświadczona.
Mecz finałowy różnił się od innych, bo finaliści mieli już pełną wiedzę o sobie nawzajem i nie było sensu bawić się w zgadywanki. Dlatego od początku starcia obowiązywały zasady deathmatch. Każdy z graczy, zamiast standardowych stu punktów na start, dostawał ich trzy tysiące.
Rupi Pandey, jutrzejsza rywalka Patricii, nie miała w zasadzie żadnych bliskich; sześć lat temu zerwała kontakty z rodziną w Indiach i zamieszkała na stałe w Chicago. Wykładała psychologię i wiedziała, gdzie uderzać, by bolało najmocniej.
Patricia była pod wrażeniem jej zagrywki z półfinału. Rupi zdołała zahipnotyzować przeciwnika i wmówić mu, że jest już po meczu i może zdjąć hełm, co automatycznie spowodowało przegraną biedaka. Taka taktyka bardzo rzadko odnosiła skutek, bo komputer nie pozwalał na tworzenie wizji imitujących jego własne komunikaty, ale mimo to kobieta zdołała oszukać drugiego półfinalistę.
Nie będzie łatwo. Musiała znaleźć słaby punkt…
Pomysł przyszedł nieoczekiwanie. Czy to ma prawo się udać?
*
– Jesteście niesamowici, jesteście wspaniali! Wytrzymacie z nami jeszcze godzinę?
Sala oszalała z radości, ale Patricia czuła już okrutne zmęczenie. Wcale nie była pewna, czy wytrzyma.
– Jedziemy dalej! Tego kawałka nie znacie, bo jest z nowej płyty. Wyjdzie dopiero w lipcu, ale powinien się wam spodobać!
Muzyka zmieniła ton, sala przycichła. Wokalista zaczął śpiewać:
– Nigdy nie zapomnisz, nie próbuj, uwierz mi… Nie zapomnisz tego dnia, gdy spotkałaś mnie…
– Co to ma być? – odezwał się chłopak, stojący kilka rzędów dalej.
Niektórzy mówili, że Time Travel Maniacs „skończyli się” już na poprzedniej płycie. Ale Patricii podobały się wszystkie ich utwory… aż do teraz. Piosenka była powolna i melancholijna, zupełnie różna od energetycznych melodii, które tak uwielbiała.
Coś w samym tekście też napawało ją niepokojem.
– Pamięci nie oszukasz, wielu próbowało już… więc nie przerywaj tego, nie odchodź…
Poczuła, że musi wyjść. Była wyczerpana i spocona po dwóch godzinach bujania się w rytm muzyki, a oni puścili coś takiego. Miała dość. Przecisnęła się przez tłum, usiłując nie słuchać wokalisty.
– Bez sensu – mruknęła. – Kompletnie bez sensu.
Gdy znalazła się na zewnątrz, owionęło ją świeże, zimne powietrze. Pierwsze płatki śniegu padały na chodnik. Mistrzostwa miały się rozpocząć następnego dnia, a ona chciała po prostu się odprężyć, potańczyć, posłuchać dobrej muzyki.
Czuła, że napięcie nieco opadło, ale jeszcze niewystarczająco. Hmm, wino? Może dwa?
*
Nie spodziewała się wiwatujących tłumów. Miejsca zakwaterowania zawodników oraz odbywania się rozgrywki były utrzymywane w tajemnicy.
A jednak, kiedy wychodziła na mecz finałowy, ktoś ją zaczepił.
– Pani to Patricia Reed?
Facet jakby wyrósł wprost ze ściany. Musiał stosować aktywny kamuflaż, bo kilka sekund wcześniej chodnik był pusty.
– A o co chodzi?
– Świetnie, jestem z serwisu Daily Fodder, chciałem zadać kilka pytań…
Bez słowa minęła dziennikarza i ruszyła przed siebie, byle się oddalić. Ten nie dawał jednak za wygraną i szybko dogonił Patricię.
– Czy Frances Reed, półfinalistka sprzed dwóch lat, to pani krewna?
– Nie wyrażam zgody na wywiad.
– Czy jej narzeczony, Scott Phillips, to ten sam Scott, którego widzieliśmy w pani wspomnieniach?
– Odczep się, gościu – warknęła.
– Czy ze Scottem wszystko w porządku? Od dłuższego czasu nie pokazuje się publicznie…
Patricia zatrzymała się i wzięła głęboki oddech. Odwróciła się do dziennikarza, który patrzył na nią wyczekująco.
– Zobaczymy, kto biega szybciej – powiedziała.
A potem puściła się sprintem przez ulicę. Zakręt, przejście podziemne, ciasna alejka… Kluczyła i przedzierała się przez zaułki, aż uznała, że zgubiła natręta.
Biegła dalej, zadowolona z siebie. Lata treningów nie poszły na marne.
– Przed kim pani ucieka, pani Reed?
Głos z niebios przeraził dziewczynę tak bardzo, że prawie się potknęła. Spojrzała w górę.
Dron. Cholerny dron. Najchętniej złapałaby maszynkę i roztrzaskała o ziemię, ale ta przezornie utrzymywała wysokość kilku metrów nad ziemią.
– To jest nękanie! – krzyknęła.
– To jest dziennikarskie prawo do informacji, proszę pani… Czy ucieka pani przed niewygodnymi faktami, o które pytam?
Patricia chwyciła jedną z puszek po piwie, których w uliczce walało się całkiem sporo, i rzuciła nią w drona. Niestety, chybiła.
– Uznaję to za odpowiedź twierdzącą. Dziękuję za wywiad.
Dziewczyna pożegnała odlatującego szpiega kilkoma bluzgami. Kobieta przechodząca nieopodal z wózkiem dziecięcym przyspieszyła kroku.
*
– Finał mistrzostw Stanów Zjednoczonych w Mental Wars. Mecz odbędzie się na zasadach DEATHMATCH – to słowo komputer wypowiedział wyjątkowo złowieszczym tonem. – Pojedynek: gracz A, dywizja platynowa, Rupi Pandey, kontra gracz B, dywizja platynowa, Patricia Reed. Zespolenie neuronowe za trzy… dwa… jeden. Zespolenie aktywne.
Obie natychmiast wzięły przyspieszacz. Patricia wybrała atak wychłodzeniem: tempo spadania temperatury ustawiła na minimum, by przeciwniczka jak najpóźniej zorientowała się, co się dzieje. Kupiła też wykrywacz błędów w wizjach, bardzo drogi i rzadko stosowany sprzęt. Następnie sprawdziła, co robi Rupi.
Kobieta bombardowała ją punktowymi sondami mentalnymi. Dziwaczne.
Przyszła kolej na przygotowanie pocisku emocjonalnego. Tęsknota za czymś, czego nigdy nie miała…
<Wiem, dlaczego nie reagujesz na cierpienie Scotta.> – powiedział awatar Rupi.
Do tego poczucie pustki…
<Tak naprawdę wcale go nie kochasz.>
Dodaj zazdrość, kiedy patrzy na zakochanych… wiadomości tekstowe? Co to za strategia?
<Próbujesz mnie zagadać na śmierć?> – zapytała, chcąc zbić przeciwniczkę z tropu.
<Wykreowałaś sobie idealizację Scotta.>
Mimo woli poczuła ukłucie niepokoju.
<I zakochałaś się w tej idealizacji.>
Strach rozlewał się stopniowo po całym ciele. Nie, to nieprawda! Nie…
Wtedy Rupi uderzyła wizją.
Prawdziwe wspomnienie: nienadzwyczajnej urody chłopak, lekki zez, niedomyte włosy.
– Dlaczego się tak gapisz na mnie? Mam pryszcza, czy jak?
Wyidealizowane wspomnienie: przystojny bóg, błękitne i roześmiane oczy, skóra wręcz promienieje.
– Dlaczego patrzysz na mnie w taki sposób?
– Nie – jęknęła Patricia.
Prawdziwe wspomnienie: siedzą w autobusie, na przeciwległych fotelach. Scott patrzy w okno.
– Kupić jakieś wino na dzisiaj? – pyta chłopaka.
On odwraca się na chwilę i mówi:
– Wiesz, jakoś nie mam ochoty. Może jutro.
Wyidealizowane wspomnienie: siedzą w autobusie obok siebie. Trzymają się za ręce.
– Kupisz jakieś wino na dzisiaj? – pyta chłopak.
Patrzą sobie w oczy.
– Wiesz, może jutro. Jestem strasznie zmęczona, naprawdę.
– Nie! Tak nie było!!!
Krzyczała, ale sama już nie wierzyła własnym słowom. Czuła, jak traci zmysły, kiedy wszystko, co przeżyła ze Scottem, okazywało się fałszem. Sięgnęła drżącymi rękoma do hełmu, żeby go ściągnąć, bo nie mogła dłużej znieść…
Zaraz…
Wykrywacz mrugał na czerwono. Rywalka gdzieś popełniła błąd.
Wspomnienie powróciło do Patricii ze wszystkimi szczegółami. Niewypaczone, niezmienione. Słowa się zgadzały, było jednak coś jeszcze: chłopak uśmiechał się. Nieszczerze, teraz to rozumiała, ale przynajmniej stwarzał pozory, że ją lubi. Wersja Scotta, którą stworzyła Rupi, nie robiła nawet tego.
Wizja zaczęła się rozpadać. Panika i rozpacz ustępowały miejsca poczuciu triumfu.
<To prawda. Zakochałam się w obrazie Scotta> – przesłała. Postępujące wychłodzenie sprawiało, że awatar przeciwniczki zaczynał drżeć z zimna.
<Przynajmniej potrafię kochać. A ty?>
Rzuciła wcześniej przygotowanym pociskiem emocjonalnym, a potem – wbrew wszelkim schematom i taktykom deathmatchu – wypuściła sondę.
Efekty przeszły jej najśmielsze oczekiwania: pocisk sprawił, że z otchłani pamięci wypłynęło wspomnienie, którego nie udało się wydostać poprzednim rywalom Rupi. Kobieta pogrzebała je w swoim umyśle tak głęboko, jak tylko mogła, a tym samym – zupełnie wyparła ze świadomości.
Najgorsze były mrówki.
Mówił, że ją ubóstwia. Że inni tego nie zrozumieją, będą przeciwni, ale ich miłość przetrwa wszystko. Uwierzyła, bo miała trzynaście lat.
Cholerne mrówki właziły wszędzie, a ona nic nie mogła zrobić…
Obiecywał, że kiedyś uciekną razem. Do miasta, do lepszego świata, a zresztą ucieczka dokądkolwiek z tej zasranej wioski byłaby wybawieniem. I kiedy pewnego dnia powiedział „to dzisiaj”, nie odmówiła. Poszłaby za nim na koniec świata.
Mrówki gryzły. Chciała rzucać się, krzyczeć, ale nie miała żadnej kontroli.
Szli kilka godzin przez las, a kiedy się ściemniło, zarządził postój. Rozpalił ognisko, zaproponował wino… Przyjęła napój, ufała chłopakowi bezgranicznie. Skąd mogła wiedzieć, czego tam dosypał?
Po udzie Rupi przebiegło coś znacznie większego niż mrówka. Obrzydzenie i panika odbierały jej rozum.
Narkotyk, który był rozpuszczony w winie, nie sprawił, że dziewczyna straciła przytomność. Wręcz wyostrzył zmysły, ale odebrał władzę w mięśniach. Była świadoma cały czas, kiedy ją gwałcił i kaleczył, a potem zostawił w lesie, leżącą twarzą do ziemi, zaraz przy mrowisku.
Spędziła tam trzy noce i trzy dni, bardzo powoli odzyskując zdolność poruszania się. Psy policyjne odnalazły Rupi na skraju wycieńczenia, pogryzioną tysiące razy przez mrówki i inne owady, odwodnioną i niezdolną wypowiedzieć choć słowa. W rany wdały się infekcje, gorączka paliła całe ciało, zaś po umyśle dziewczyny kołatała się jedna, jedyna myśl:
Nigdy więcej nie oddam swojego serca nikomu.
To było to. Strzał w dziesiątkę. Wygrana na loterii. Żyła złota.
Kiedy dziewczyna oglądała wyniki sondowania, jej przeciwniczka prowadziła ofensywę pocisków bólowych. Patricia kontrowała jednak ataki pancerzami i eliksirami, a co się przedarło – znosiła z zaciśniętymi zębami, bo czuła, że ma szansę wygrać. Zresztą częstotliwość uderzeń stopniowo malała wraz z obniżaniem się temperatury, którą odczuwała jej rywalka.
<Znalazłam coś ciekawego, spójrz> – posłała czatem, a potem po prostu odtworzyła kobiecie wspomnienie.
*
Kiedy Patricia opuszczała pokój, komputer wciąż powtarzał:
– MECZ FINAŁOWY ZAKOŃCZYŁ SIĘ. PATRICIA REED ZOSTAŁA NOWĄ MISTRZYNIĄ ROZGRYWEK MENTAL WARS. GRATULUJEMY! MECZ FINAŁOWY…
To nie była sztuczka ani halucynacja. Niezupełnie wierzyła w to, co właśnie się stało, ale wygrała.
Naprawdę wygrała…!
A jednak napięcie wcale nie zniknęło. Wręcz przeciwnie: serce biło coraz szybciej i coraz głośniej, zaczęła się też intensywnie pocić.
Oszołomiona, wyszła na podwórze. Ujrzała rozwrzeszczany tłum, który na jej widok kompletnie oszalał. Kilku ochroniarzy z ledwością powstrzymywało hołotę przed porwaniem świeżo upieczonej mistrzyni.
– Ludzie – wydusiła Patricia, kiedy owacje odrobinę przycichły – co tu robicie? Jak znaleźliście…
– Poznaje pani?
Z przodu stał ten pieprzony dziennikarz, trzymający swojego drona. Dziewczyna natychmiast zrozumiała.
– Śledziłeś mnie? Dobra! Chcesz odpowiedzi na swoje pytania, złamasie? Masz sprzęt do transmisji? Sparujemy tę zabawkę z moim telefonem, a potem zadzwonimy do kogoś.
Facet uśmiechnął się.
– Włączę tryb skupienia, żeby nie peszyć tego „kogoś” obecnością publiki, dobrze? Oczywiście o ile odbierze, w co wątpię…
– Rób co chcesz.
Maszyna wzleciała w powietrze i rozpięła niewielki ekran na fasadzie jednego z budynków, a Patricia utworzyła połączenie i drżącymi rękami wybrała numer telefonu Scotta.
Nie słuchała padających z tłumu sprośnych komentarzy. W ogóle przestała zwracać uwagę na wszystko, co działo się wokół.
Patrzyła tylko na ekran. Ale odebrała Frances.
– To ty? Gdzie jest Scott?
– Bałam się nadejścia tego dnia. – Twarz siostry wyrażała smutek i ból. – Bardzo się bałam… ale nadszedł.
– O czym ty mówisz, do cholery?!
– Przed miesiącem zapłakana przyszłaś do mnie. Miałaś ofertę. Zgodziłam się. Może nie powinnam była, ale się zgodziłam, bo jesteś moją siostrą.
Nie była w stanie wydusić słowa.
– Ciężarówka przejechała Scotta czterdzieści dni temu. Ja najpierw zadzwoniłam do ciebie. Byłaś bliska załamania, ale znalazłaś w darknecie klinikę memorialną. Utrzymałam w tajemnicy śmierć Scotta, tak jak chciałaś. Wiedziała o tym tylko garstka osób, a ty zmieniłaś sobie wspomnienia w klinice. Oni ukryli prawdę głębiej, niż ktokolwiek zdołałby się dokopać, głębiej, niż zrobiła to twoja rywalka. Dzięki temu wygrałaś i masz chociaż zabezpieczoną przyszłość, tak jak chciałaś. Gratuluję ci. Z całego serca ci gratuluję.
– Nie – szepnęła Patricia.
– Ale uprzedzali też, że tak głębokiej zmiany można dokonać tylko raz, bo zaczną się pojawiać efekty uboczne. Ja musiałam żyć z prawdziwymi wspomnieniami. I ty też kiedyś musisz się dowiedzieć, lepiej od siostry niż… – Frances odwróciła na chwilę wzrok, a potem przerażona spytała: – Pat, jesteśmy na żywo…?
Pociemniało jej przed oczami. Wyciągnęła rękę przed siebie, próbując się czegoś złapać, potem upadła i nic już więcej nie pamiętała.
*
Miesiąc później
Pomiędzy pustymi butelkami wypatrzyła jedną niedopitą. Odkorkowała. Wypiła duszkiem. Rzuciła na podłogę.
Denerwowała się. Dostawa nie przychodziła.
– Drobna awaria. Zaraz będę. Przepraszam za kłopot – odezwał się głos kuriera z telefonu.
– Hłopot – wymamrotała. – To jez sprawa żyyycia i śmierci, a nie hłopot.
Zdyskwalifikowali ją za zmianę wspomnień, więc zamiast nowego domu zaśmiecała swoje stare mieszkanie. Szkło walało się wszędzie, resztki jedzenia – głównie pizzy – leżały na podłodze wokół stołu, łóżka, a nawet w łazience. Plamy na ścianach znaczyły miejsca, w które Patricia uderzyła butelkami zawierającymi różne trunki. Stale zaciągnięte żaluzje i prawie nigdy nieotwierane okna dopełniały obrazu upadku.
Sama Patricia też przeszła ogromną przemianę. Przestała się czesać, a ostatnio nawet myć. Miała przekrwione oczy, pod którymi widać było coraz większe worki. Od tygodnia nie zmieniała ubrania, a jej jedynym zajęciem – oprócz odbierania dostaw prowiantu – było upijanie się i oglądanie bezsensownych seriali.
Mogła być mistrzynią i mieć, oprócz domu, dożywotnią pensję. Ale została zdyskwalifikowana, i zabrano jej wszystkie te pieniądze, które zarobiła po wizycie w klinice. Zostało około tysiąca dolarów oszczędności, a rodzice nie chcieli już sponsorować córki-alkoholiczki.
Dlatego zestaw zakupów stopniowo się upraszczał, a obecnie wchodziło weń głównie zwykłe wino z supermarketu i mrożonki.
Zadzwonił dzwonek. Dziewczyna powoli podniosła się i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę drzwi.
– Dawaj – warknęła, kiedy je otworzyła i zobaczyła kuriera.
– Niby to nie moja sprawa – odezwał się tamten, podając Patricii opasłą torbę z zakupami – ale chyba za dużo pani pije…
– A teraz spieprzaj.
I zatrzasnęła drzwi.