- Opowiadanie: ANDO - Must have: nieśmiertelność

Must have: nieśmiertelność

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Must have: nieśmiertelność

 

Nie­śmier­tel­ność przy­po­mi­na kształ­tem jajko. Eyren wpa­tru­je się w pół­prze­zro­czy­sty ka­mień, złote dro­bin­ki we wnętrzu wi­ru­ją jak zbłą­ka­ne iskierki. Sprawiają, że mieszkanie w blokowisku staje się mniej ponure niż zwykle.

Ka­mień ogrze­wa ręce, wy­da­je się pul­so­wać ni­czym krew w tęt­ni­cach. Eyren czuje, że już dawno za­stą­pił jego serce… Po­wo­li ob­ra­ca go w dło­niach, wodzi pal­ca­mi po gład­kiej po­wierzch­ni. Nie może pojąć, dla­cze­go nie­śmier­tel­ność na­zwa­no darem, ale wie, że prze­zna­cze­nie musi się do­peł­nić.

Wsta­je z ka­na­py, wsuwa ży­cio­daj­ny przed­miot do kie­sze­ni. Mię­śnie ze stali, ciało nie­czu­łe na ból, na razie ide­al­nie słu­cha­ją swo­je­go pana. Muszą. Nawet nagłe za­wro­ty głowy nie spra­wią, że Eyren po­bie­gnie na SOR. Nie w tym wcie­le­niu.

Pod­cho­dzi do okna, by­stry­mi jak u he­ro­sa ocza­mi pa­trzy na ludzi idą­cych po chod­ni­ku. Śmie­ją się, pew­nie roz­ma­wia­ją o wczo­raj­szym se­ria­lu, o ciu­chach, im­pre­zach, zna­jo­mych. O dro­bia­zgach, z któ­rych odzie­ra czło­wie­ka nie­śmier­tel­ność.

Eyren już dawno zo­sta­wił ten świat za sobą.

Do­strze­ga są­siad­kę, która wy­sia­da z auta. Na ka­ro­se­rii zie­lo­nej to­yo­ty widać wgnie­ce­nie na wy­so­ko­ści drzwi.

“Zina miała stłucz­kę? Chyba nic jej się nie stało?" – Wkra­da się śmier­tel­na myśl.

– Aaaa. – Cichy jęk na­tych­miast przy­wra­ca go do rze­czy­wi­sto­ści.

Eyren pa­trzy w głąb po­ko­ju.

Na wózku sie­dzi nie­ru­cho­mo chudy męż­czy­zna w śred­nim wieku, jego prawa ręka zwisa bez­wład­nie. Wy­glą­da jak uwiecz­nio­ny na kiep­skiej fo­to­gra­fii. Jakby świat się dla niego za­trzy­mał.

– Aaaa. – Z ką­ci­ka ust męż­czy­zny sączy się ślina, ście­ka na świe­żo zmie­nio­ną ko­szu­lę.

Eyren pod­cho­dzi sprę­ży­stym kro­kiem, chu­s­tecz­ką wy­cie­ra jego twarz i ubra­nie.

– Już do­brze, bra­cisz­ku. – Głasz­cze go po si­wie­ją­cych wło­sach. – Na­pi­je­my się her­bat­ki.

Na dźwięk tych słów czło­wiek na wózku jakby zbu­dził się ze snu, śle­dzi ocza­mi każdy ruch Ey­re­na, który przy­no­si kubek ze słom­ką i mówi:

– Ładna dzi­siaj po­go­da. Wio­sna idzie.

Jego brat sączy napój po­wo­li, bez końca.

Eyren, lekko schy­lo­ny, cier­pli­wie czeka, cho­ciaż plecy bun­tu­ją się na nie­wy­god­ną po­zy­cję.

Wresz­cie od­sta­wia kubek na stół.

"Nie­śmier­tel­ny nigdy nie skar­ży się na swój los" – myśli, za­ci­ska­jąc szczę­ki. “Ile to już lat? Wiecz­ność!”

Do­sko­na­le pa­mię­ta dzień, kiedy dziw­ny przed­miot nagle po­ja­wił się w jego kie­sze­ni. Dzień wy­pad­ku brata.

Prze­cież może wy­rzu­cić ka­mień. To pra­gnie­nie kolejny raz na­ra­sta niczym la­wi­na.

Eyren wy­bie­ga na bal­kon, pa­trzy w dół. Wie, że wy­star­czy jeden ruch. Za­my­ka oczy, za­ci­ska palce na ka­mie­niu, który zda się ważyć tonę.

Marzy o spo­ko­ju.

"Jakim czło­wie­kiem bym się stał?" – Ta myśl chwy­ta go za gar­dło.

Szczę­ki mu drga­ją, ka­mień opla­ta klat­kę pier­sio­wą ni­czym macki. Prze­cież Eyren jest nie­śmier­tel­ny, sil­niej­szy od zwy­kłe­go czło­wie­ka! Musi być… Tacy nigdy się nie pod­da­ją, wszy­scy to wie­dzą.

Pa­mię­ta, co sobie obie­cał: jako ostat­ni zgasi świa­tło, do­pie­ro wtedy od­rzu­ci ka­mień, ale…

"Dość, szko­da czasu!” – Wy­cią­ga rękę z kie­sze­ni.

Do­strze­ga Zinę roz­ma­wia­ją­cą z są­siad­ką. Jego myśli zmie­nia­ją się w stado ko­lo­ro­wych mo­ty­li, które tań­czą na wie­trze, upa­ja­jąc się chwi­lą.

 

Barwa skrzy­deł owa­dów szyb­ko wraca do nie­śmier­tel­nej czer­ni.

Eyren wie, że nigdy nie za­pro­si Ziny na kawę. Za bar­dzo się boi, że ona na­le­ży do in­ne­go świa­ta, w któ­rym nie ma miej­sca na nie­śmier­tel­ność.

Nie czeka, żeby ktoś po­chwa­lił jego siłę i po­świę­ce­nie.

Marzy o zwy­kłym uśmie­chu.

Koniec

Komentarze

Nastrojowe. Fajny pomysł z kamieniem-jajkiem, tylko nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam tekst. Zastanawiam się, czy kamień rzeczywiście daje bohaterowi nieśmiertelność, czy on tylko to sobie wyobraża – bo właściwie wszystko, co się w tekście wydarza, jest zwyczajne, i tylko bohater twierdzi, że jest nieśmiertelny, dodatkowo jego ciało wydaje się być śmiertelne, odczuwa dyskomfort, zmęczenie. Nie rozumiem, też jak ma się do tego wszystkiego wypadek i stan brata i o co chodzi z poświęceniem, o którym bohater wspomina na końcu (opieka nad bratem?).

It's ok not to.

Dogs, bohater ma kamień, który rzeczywiście chroni przed śmiercią, ale ta nieśmiertelność wygląda inaczej niż ludzie zwykle ją sobie wyobrażają. Bohater odczuwa niepokój, irytację, niewygodę.

Eyren dostał kamień, żeby opiekować się bratem. Śmierć opiekuna to duży problem dla osoby niepełnosprawnej. Tu rozwiązała ją siła wyższa za pomocą kamienia filozoficznego.

Niby nieśmiertelność to dar, ale w takiej sytuacji można się zastanawiać.

Ale Twoja interpretacja też mi się podoba.

Witaj Ando,

 

Sporo niedopowiedzeń w tym szorcie, przez co chyba nie wszystko zrozumiałem. Braciszek, sądząc po siwych włosach, niedługo (w skali osób nieśmiertelnych ;) umrze, czy wtedy Eyren nie będzie mógł odrzucić kamienia i żyć normalnie?

 

Pozdrawiam!

 

Przyznam, że tekst chwycił za serce. Nieśmiertelność jest tu taka… zwyczajna. Eyren nie wykorzystuje mocy kamienia do niekończących się studiów nad arkanami sztuk magicznych, nie do przejęcia władzy nad światem, nie do ochrony potężnych artefaktów przed złymi ludźmi. Wykorzystuje ją do opieki nad chorym bratem.

Muszę pochwalić tak sprawne pokazanie w krótkiej formie istotnego problemu opiekunów osób niepełnosprawnych. Tak jak brat jest przykuty do wózka, tak Eyren jest przykuty do brata. Jego życie towarzyskie polega na oglądaniu ludzi przez okno, nie przez obustronne interakcje. Bohaterem targają wątpliwości, czy nie rzucić tego “kamienia” i zacząć normalnie żyć. Ale wie, że tak po prostu nie można.

Ciekawy i głęboki tekst. Bardzo mi się podobał.

Pozdrawiam

Cześć, Ando!

Tekst stoi klimatem, ale i mnóstwem niedopowiedzeń. Sporo to ładnych refleksji o nieśmiertelności i tęsknoty za tym, co wraz z nią bezpowrotnie tracimy czyli wątek Ziny. Niestety wydaje mi się, że wielość refleksji zaburza mi tu odbiór finalnej puenty. Innymi słowy widziałabym ten tekst w nieco rozbudowanej wersji lub skupiła się na wątku tęsknoty za życiem lub opieki nad bratem. Niemniej nastrój naprawdę przedni.

Pozdrawiam

Cześć, ANDO. Bardzo mi się spodobało to opowiadanie. Jest takie… ludzkie, emocjonalne, pokazujące kamień oraz nieśmiertelność z odwrotnej strony, niż zazwyczaj. Jako przekleństwo. Uzależnienie, z którego trudno się wyrwać, choć dobrze wiemy, że nam szkodzi. Sam koniec lekko dla mnie zagadkowy, ale to nic. W tym wypadku wystarczył mi klimat. Chyba jeden z nielicznych, prawdziwie smutnych opek w tym konkursie. I dobrze. Niechaj ludzie wiedzą, że nie wszystko złoto, co się świeci :P Jak trzeba będzie to zgłoszę popołudniu, pozdrawiam!

Ciężko mi się to czytało. Nie wiem czy to wina narracji w czasie rzeczywistym, czy po prostu nie przekonał mnie pomysł. Nie zrozum mnie źle, bo nieśmiertelność ujęta jako dar będący jednocześnie przekleństwem to motyw stary i ograny (”Kane” Wagnera, seria filmów “Nieśmiertelny”, geneza kainitów z Księgi Noda w World of Darkness), a jednak udaje się autorom coś ciekawego z niego wykrzesać, ująć go z jakiejś innej strony, a tutaj mi tego zabrakło. Bohater to człowiek, którego ta nieśmiertelność uwiera, pokazujesz jego tęsknotę za normalnością. Fajnie, tyle, że tutaj nie ma jakiejś wyraźnej puenty, czegoś co by mnie zaskoczyło albo kazało spojrzeć na jego przypadek w oderwaniu od tego co już było, co znam.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Cześć!

 

Wewnętrzne rozterki kogoś, kto jest (albo uważa, że jest) nieśmiertelny. Temat ciekawy, ale wielu rzeczy nie złapałem. Rozumiem, że bohater nie jest do końca człowiekiem (stalowe mięśnie), ale ma brata, który jest jakoś powiązany ze sposobem zdobycia nieśmiertelności. Oraz marzy o jakiejś relacji. Bardzo dużo odczuć i uczuć, ale brak faktów jakoś nie pozwala wczuć się w sytuację. Może po prostu nie jestem targetem.

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Kamień, który jest jednocześnie przekleństwem. W dodatku podwójnym. Jak z czegoś dobrego, rodzi się niepotrzebne, a może nawet złe.

Ładnie napisane, choć chyba zabrakło znaków, aby nie potraktować po łebkach, lecz może tylko dla mnie.

Interesowałby mnie moment wypadku i sama decyzja oraz konfrontacja. Tu ją mamy, lecz też z konieczności limitowej lekko zarysowaną.

Fajny tytuł!

 

Powodzenia w konkursie!

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Świetne zdanie otwierające. Na dzień dobry przykuwa uwagę, rzadko się takie zdarza. Ciekawie też ewoluuje Twój styl pisania, tu jest jakby… pewniejszy? Tak, to chyba dobre słowo. Sama historia mnie już niestety nie przekonała, bo choć nie jestem przeciwnikiem sięgania po istniejące wcześniej schematy, to jednak dobrze by było je jakoś ogrywać, tu nie ma czegoś nowego. Ale mimo to wspomniane już zdanie początkowe siedzi w pamięci, porusza wyobraźnię i po prawdzie nadawałoby się na wiele różnych historii, od bardzo realistycznych, po bardzo dziwne. No, inspiruje.

 

Dziękuję za wszystkie komentarze i za kliki.

Dłuższe odpowiedzi napiszę później. Teraz wspomnę tylko ogólnie.

Ta opowieść wyczerpuje temat, reszta dzieje się we wnętrzu bohatera. Kluczem do zrozumienia tekstu jest wczucie się w jego sytuację. Wyrzucić kamień czy nie? Dylemat każdego dnia. Trudniejsze niż uratowanie świata. ;)

Macie rację, z literatury znamy klątwę nieśmiertelności, ale bohaterowie raczej skupiają się na sobie niż na pomocy innym.

A jeśli wolicie czytać moje opowiadania z akcją, obiecuję, będą.

Hmmm. Nie przekonało mnie – za dużo niedopowiedzeń, żebym swobodnie popłynęła z tekstem. Komentarze sporo wyjaśniają, ale to dopiero komentarze.

Na przykład fraza o gaszeniu światła pchnęła mnie w stronę interpretacji, że bohater zamierza zostać ostatnim człowiekiem na Ziemi. Dopiero wtedy wyrzuci kamień.

Jeśli planuje umrzeć wcześniej, to dlaczego nie umówi się z Ziną? Kilkadziesiąt lat w dobrym zdrowiu nie powinno skłonić jej do podejrzeń. W ten sposób nabieram przekonania, że facet nie ma normalnego życia, bo taką podjął decyzję.

Kamień pojawił się w dniu wypadku brata. OK, to jakaś wskazówka, że nieśmiertelność służy opiece, ale nie wyklucza innych. Bo może to był wypadek w laboratorium alchemicznym?

I znowu – chyba niezamierzenie – wybijasz mnie z nastroju współczucia. Bo skoro w sprawie brata interweniowała magia, zsyłając nieśmiertelność, to ma olbrzymiego farta. Miliony innych nie mogą na to liczyć. W ten sposób raczej można Twoim bohaterom zazdrościć.

Ale spojrzenie na nieśmiertelność prezentujesz ciekawe.

Babska logika rządzi!

Niby zwykła historia, ale kamień dodaje jej sporo niezwykłości. I tylko tak wiele tu smutku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, masz rację, wiele tu smutku. Kiedyś obiecałam Ci, że napiszę coś optymistycznego. Może następnym razem.

Finklo, cóż, trudno, ale dzięki za odwiedziny.

Ando, na pewno przyjdzie czas i na optymistyczne opowiadanie. Tylko trzeba trochę poczekać, żeby ten czas przyszedł. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Smutne to, Twój bohater ma nieśmiertelność, ale nie ma życia. To jeden z tych tekstów, któremu limit trochę zaszkodził. Przydałoby się to i owo dopisać.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Regulatorzy, mam nadzieję, że taki czas nadejdzie.

 

Irko, dziękuję za klika. Zgadzam się, to smutny tekst. Myślę, że wiele ograniczeń tkwi w głowie bohatera.

Bardzo nastrojowe i w moim odczuciu bardzo smutne opowiadanie. Smutna, ale bardzo ładnie opisana historia. Dobrze mi się czytało.

Poza tym bardzo podoba mi się Twój pomysł na kamień. Jajko, które łączy w sobie “dobro” i “zło” :)

Oczywiście klikam bibliotekę.

Przeczytałem tekst dwa razy i jestem pod wrażeniem tego, jak dużo można przekazać w tak krótkiej formie. Wbrew opinii poprzednich czytelników uważam, że limit nie zaszkodził temu szortowi. Kluczem do zrozumienia, czemu bohater nie może żyć normalnie jest ostatni akapit. To nie kamień czy nieśmiertelność jest tu ograniczeniem tylko strach.

 

Początkowo myślałem, że usunięcie kamienia jako elementu fantastycznego nie zmieniłoby wydźwięku opowiadania, a bohater zastanawia się po prostu nad tym, czy porzucić niepełnosprawnego brata. Wiem, że osoby będące opiekunami, a w szczególności opiekujące się niepełnosprawnymi dziećmi martwią się, co stanie się z dzieckiem po śmierci opiekuna. Kamień był więc dla bohatera błogosławieństwem i jednocześnie brzemieniem. 

 

Eyren wybiega na balkon, patrzy w dół. Wie, że wystarczy jeden ruch. Zamyka oczy, zaciska palce na kamieniu, który zda się ważyć tonę.

Tu powinno być “zdaje”

Katiu, dziękuję za klika i komentarz. Jak zwykle u mnie, wyszło smutne opowiadanie. Mam nadzieję, że następne będzie chociaż trochę bardziej optymistyczne.

 

Fladrifie, doskonale opisałeś problem, właśnie o to chodziło. Dzięki za klika.

Tak, mając pod opieką bliską osobę stajesz się ‘nieśmiertelnym’. Nie ma miejsca na słabość. Albo będziesz d…..m.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się, Anet. :)

Nowa Fantastyka