- Opowiadanie: arkazy - Przemiana

Przemiana

To moje pierwsze opowiadanie na tym portalu i pierwszy od dawna przejaw jakiejkolwiek twórczości literackiej, dlatego proszę o konstruktywną krytykę.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

wilk-zimowy, Irka_Luz, Użytkownicy IV

Oceny

Przemiana

– Co ty mi tu pokazujesz?! To przecież nie jest żaden kamień, a na pewno nie filozoficzny!

– Kamień, mister, kamień!

– Jak kamień, durniu, jak widzę, że nie kamień! Od kiedy roślina jest kamieniem?

– Kamień, roślina, co za różnica, ważne, że przemienia! Tak jak mister chciał!

– Jak badyle mogą przemieniać, co mi tutaj gadasz, głupku, złoto miało być!

– Spokojnie, mister, dobra roślina, smaczna. Spodoba się! – zapewnił z uśmiechem Yovan. Georg już chciał zrugać swojego przewodnika, ale w jego spojrzeniu było coś takiego, jakaś taka niezachwiana, czysta pewność, że postanowił spróbować.

– Dobrze, niech będzie, zgadzam się… Nie po to przedzieram się tutaj taki kawał, aby odejść teraz z niczym! Przygotuj wszystko, ja muszę odpocząć! – rozkazał i usiadł na macie. Nie znosił dżungli i wiecznych niewygód związanych z podróżą. Nie lubił tego kraju i jego mieszkańców, których języka nie rozumiał. W sumie za sobą też zbytnio nie przepadał. Chciał jedynie odnaleźć kamień filozoficzny oraz zdobyć bogactwo i sławę. Wtedy inni nareszcie by go docenili! O, i to jak, wszak potrafiąc zamieniać ołów w złoto, stałby się prędko najbogatszym człowiekiem na ziemi! A jeśli legendy mówią prawdę, to zyskałby również nieśmiertelność! Wieczne życie w nieprzebranym bogactwie, cóż za piękna wizja! Ale co tam luksusy, nie musiałby bać się śmierci, tej podłej, wstrętnej kostuchy! Która tyle mu już zabrała… Byłby ponad to, byłby niezwyciężony, nie musiałby się więcej lękać, to inni by się bali, on stałby się przecież najpotężniejszym człowiekiem na planecie, tak, tak, cóż za moc, cóż za…  

– Wywar gotowy, mister – Yovan przerwał fantazje na temat szczęśliwego życia, jakie Georg mógłby wieść dzięki kamieniowi filozoficznemu.

Ale nie ma kamienia. Jest tylko cierpki smak roślinnej brei, którą powoli w siebie wlewa, mimo oporów ze strony żołądka.

– Dobry napar, mister, pyszny napar – dopinguje życzliwie Yovan, ale Georg przestaje go właściwie słyszeć. Docierają do niego niby dźwięki wydobywane z gardła przewodnika, ale tracą one znaczenie. Słowa stają się śmiesznie puste, tak jawnie niewystarczające wobec głębi bezpośredniego doznawania świata. Resztkami uwagi słyszy jednak „niech mister nie walczy, tylko płynie!”.  

To płynął. Zanurzył się w wir obrazów, które zaczęły mu się przewijać przed oczami. Najpierw były to różne wzory geometryczne, później niezwykle żywe kolory – te złociste odcienie! – a nawet widział – ale nie, to chyba niemożliwe – dźwięki i… emocje.

Później zaś ujrzał – nie, raczej poczuł – płynny ołów. Wypływał z niego szerokim strumieniem, rozluźniając jego ciało. Miał wrażenie, że trwa to bardzo długo, że mijają eony czasu. Aż stał się całkowicie pusty, lekki jak balon. Gdy nic w nim już nie było, gdy nic mu nie ciążyło, mógł wzlecieć w powietrze i spojrzeć na świat w zupełnie inny sposób, ujrzeć go jak gdyby po raz pierwszy. I dostrzegł wtedy kobietę z dzbanem. Czy to może być ona? – pomyślał. Przybliżył się.

– Co masz w środku?

 – A czego chciałbyś? Złota?

– Tak. To znaczy… najbardziej to pragnąłbym… – nachylił się ku niej, ściszając głos.

Przechyliła naczynie, wypełniając jego ciało ciepłą zawartością.

Otworzył oczy. Wciąż nie lubił dżungli i tubylców. I ciągle nie przepadał specjalnie za sobą. Ale coś mówiło mu, że rozpoczęła się ważna przemiana. Że, w pewnym sensie, odnalazł jednak kamień filozoficzny. Uśmiechnął się.  

 

Koniec

Komentarze

Zanim przyjdą konstruktywni krytykanci, to napiszę, że bardzo mi się podobało. Przyjemnie się czyta, ładnie (wystarczająco jak na szorta) zarysowany bohater (pragnienia, obawy, niechęć do samego siebie, śmierć, która tak wiele mu zabrała). I ciekawa końcówka – jego pragnienia o władzy i bogactwie wcale nie są tym, czego tak naprawdę mu potrzeba (a przynajmniej tak to interpretuję).

Pozdrawiam serdecznie :)

Cześć. Więc konstruktywną krytyke chciałbyś, hę? :) To nie ode mnie, ja co najwyżej kilka uwag moge podrzucić. Ale co do tekstu, to jest to ciekawe ujęcie kamienia, a raczej jego braku. Skupiłeś się na właściwości, jaką jest przemiana i to właśnie przemiana następuje u bohatera. Tylko za sprawą czego? Peyotlu? Ayahuasca? Gość zalicza tripa z synestezją, który otwiera mu umysł. Pewnie jest to możliwe, jeśli wierzyć ludziom pokroju Timothy’ego Leary, jednak nie jest regułą, co kiedyś sprawdziłem organoleptycznie, zaliczając serię eksperymentów z psylocybiną. Ale ujęcie tematu ciekawe :)

Poniżej te kilka uwag, o których pisałem wcześniej:

 

To płynął. Zanurzył się w wir obrazów, które zaczęły mu się przewijać przed oczami.

“To” zmieniłbym na “więc”. Zaimek wywaliłbym.

 

Wypływał z niego szerokim strumieniem, rozluźniając jego ciało. Miał wrażenie, że trwa to bardzo długo, że mijają eony czasu.

Nadmiar niepotrzebnych zaimków. “Jego” usunąłbym. Tak samo słowo “czasu”, bo same “eony” wystarczą.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Kamień jako przemiana. Ciekawe, ale z jednej strony jest nadmiarowo o pragnieniach, z drugiej zdawkowo, co z tego wyniknęło. Brakuje mi klimatu, “mister” – ciut niewystarczający. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

O jakie to ładne! Nie lubię obyczajówek z ckliwymi końcówkami, nie lubię happy endów, a to mi się spodobało. Pewnie w dłuższej formie by nie miało tego efektu, ale w krótkim szorcie zadziałało jak trzeba. Przyznam, że udało Ci się zaskoczyć.

Z uwag ogólnych: rozmyślania o przyszłości zaczynają się naturalnie, a potem, pod koniec, robią się sztuczne.

No i w tak krótkich tekstach długie akapity są szczególnie krytyczne, a zapodział Ci się jeden w treści, taki, który spokojnie można przedzielić enterem na dwa krótsze.

Co do kwestii konstruktywnej krytyki… Wielu tu nie powiem, ale zwrócę uwagę na jedno. Trochę zbyt prosty opis synestezji… prosty w sensie bazujący na ich najprostszych wersjach. Można by trochę pokombinować z ich opisami.

 

Dzięki wielkie za wszystkie komentarze! Cieszę się, że tekst się raczej podobał, a nawet, że udało mi się co niektórych zaskoczyć :)

Pełna zgoda co do zdawkowego opisu skutków i prostego opisu synestezji – też tak czułem, ale drakoński limit znaków mocno mnie tu ograniczył…

Dzięki też Outta Sewer za uwagi – generalnie przyjmuję je, choć “to płynął” nie wydaje mi błędne, a “eony czasu” użyłem świadomie, bo znajomy użył takiego zwrotu przy opisywaniu swego tripa i bardzo mi się ten zwrot spodobał.

Serdecznie pozdrowiam i czekam na kolejny konkurs!

Pełna zgoda co do zdawkowego opisu skutków i prostego opisu synestezji – też tak czułem, ale drakoński limit znaków mocno mnie tu ograniczył…

Wiesz, tu nie o długość tych opisów chodzi. Są ludzie, którzy próbują synestezje opisywać całą serią zdań, a nie zawsze trafią w “to”. A są przypadki, gdzie ktoś nawet nie użyje sformułowań kojarzących się z synestezjami, a widać, że w tym kierunku idzie opis (na przykład tu).

Ja napiszę jedynie, że mi się podobało ;) To może być wada, że nie potrafię dodać nic więcej, ale cóż oprócz przyjemnie spędzonego czasu, szort ten nie wnosi w zasadzie nic więcej.

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Opowiadanie bez kamienia, natomiast z dość szczególną substancją, za sprawą której dokonuje się przemiana bohatera. Czytało się całkiem nieźle.

 

że mi­ja­ją eony czasu. ―> Masło maślane – eon to czas.

Wystarczy: …że mi­ja­ją eony.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie też się podobało. Zamiast kamienia odnalazł siebie, miał chłop szczęście :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj.

Dostrzegam tu makabrycznie straszną wizję horroru i bardzo mi się to podoba. Przyznam, że spodziewałam się nieco straszniejszego zakończenia, zatem nie jest aż tak źle z głównym bohaterem, nadal coś czuje, a nawet może się uśmiechać. :)

 

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Hmmm. Nie trafiło do mnie. Nie jestem pewna, co tam się zadziało – podróżnik umarł, doznał magicznej przemiany, czy tylko się naćpał?

Nie wiem zatem, czy mamy tu fantastykę, po pierwsza i ostatnia opcja są jak najbardziej realne.

Babska logika rządzi!

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Bardzo dużo udało Ci się zawrzeć w tak mizernej objętości tekstu.

Stworzyłeś antypatycznego bohatera, którego – wbrew sobie – zaczynami lubić.

Fajne obserwacje obyczajowe.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka