- Opowiadanie: Kameleon - Tawerniana Gawęda

Tawerniana Gawęda

Grałem kiedyś w taką gierkę RPG – Warhammer. Kiedy mieliśmy stworzyć postaci, łącząc pewne kropki “podrzucone przez los” (czyli rzut kością) – wziąłem to sobie zbyt dosłownie i zamiast zrobić krótki opis, napisałem to...

Ostatnio przeglądając pliki natrafiłem na ten fragment – i w sumie doszedłem do wniosku, że nie było to złe – więc się dzielę, aby przy okazji poddać krytyce (raz na rok można, nie? ;)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Tawerniana Gawęda

Cóż mam Ci powiedzieć? Że jestem prawym obywatelem i przesiaduję w tej zakichanej spelunie bo pomyliłem lokale? Pff… Po pierwsze, dobrze wiesz przyjacielu, że nie ma prawych ludzi czy nawet, jak w moim przypadku, Krasnoludów. Są tylko Ci na tyle dobrzy, że nie dali się przyłapać!

Skąd jestem? Dość wścibski z Ciebie jegomość, ale dobra… Za kufel piwa zabawię Cię swoją historią, a potem może i Ty opowiesz mi coś o sobie, zgoda?

Pochodzę z północy… A w zasadzie to z południa… A w zasadzie to znikąd… Nie zbywam Cię, spokojnie! Po prostu jest to dość trudne do określenia. Urodziłem się na statku i jeżeli pytasz gdzie dokładnie, wydaje mi się, że w okolicach „Morza Pazurów” w drodze do Erengradu. Całe moje dzieciństwo i lata młodzieńcze spędziłem na statku, który zbudował jeszcze mój pradziad – to od niego zaczęła się korsarska historia mojej rodziny.

Podobnież urodził się On i większość życia spędził, daleko na południe stąd, w okolicach Masywu Orcal. Historia głosi, że mój długobrody przodek miał niezłą żyłkę do… Jakby to ładnie ująć… Znajdowania okazji do zarobku.

Jak za pewne się domyślasz – nie wszystkie były do końca legalne. Nie będę Cię zanudzał szczegółami, w każdym razie pradziadziunio musiał szybko spakować dobytek wraz z żoną i synem – i zmienić swoją lokalizację, najlepiej na taką, co to była by trudno odnajdywalna. W ten sposób zerwał wszelkie więzi z krewnymi i ziomkami, którzy dalej snuli swe żywoty pośród gór. A Enrikowi Twardorękiemu był pisany zupełnie inny los…

Po pewnym czasie znalazł ciepłą posadkę w Bordeleaux. Jego zręczność i umiejętności konstruktorskie znalazły swoje zastosowanie w dokach, gdzie zajmował się naprawą statków. Jednak spokojne, uczciwe życie nigdy nie było dla niego – pośród masztów przeprowadza się masę szemranych interesów, a Krasnolud o dość 'elastycznym' kodeksie moralnym, może być na wagę złota, jeżeli np. trzeba by wywiercić małą dziurkę tu i ówdzie… Jak się już pewnie domyśliłeś, takie smykałki przechodzą z ojca na syna – nie inaczej było w tym wypadku. Mój dziadek, wychowany w cieniu bander i żagli, uczył się szybko i wkrótce zaciągnął się na okręt o niesłusznie uszczerbionej reputacji – po czym ruszył w świat – a wraz z nim cała wiedza, zmyślność i doświadczenie wyssane z mlekiem matki, jak i odziedziczone po ojcu.

Wyglądasz mi na światowego człowieka, dlatego może słyszałeś kiedy o „Przyczajonej Hienie”? Nie? No cóż… Tak nazywał się właśnie statek, na który to zaciągnął się mój dziadek – Olaf Twardoręki. Stało się to za pośrednictwem przysługi, którą winny był kapitan „Hieny” wobec Enrika – jako, że ten mu wcześniej ten statek poskładał z powrotem do kupy po jakiejś nie udanej eskapadzie.

Może nie powinienem Ci tego mówić, ale dobrze Ci z oczu patrzy – wiesz skąd wzięła się nazwa owej krypy? Do pewnego momentu, była to tylko nazwa – ale po wielu latach doborowej służby pod jej banderą, mój dziadek przejął stery „Hieny” jako kapitan – i wtedy to właśnie nazwa ożyła. Wymyślił prosty fortel, który to z powodzeniem stosował jeszcze wraz z synem, a moim ojcem, przez długie lata! A i ja jeszcze miałem swój udział w kilku akcjach, ale o tym za chwilę…

Kiedy widzieli na horyzoncie krypę, którą zamierzali skroić – urządzali wielką imprezę. W tym miejscu pragnę stanąć w obronie, a zarazem uświetnić pamięć bród moich przodków – okradali oni tylko ludzi obrzydliwie bogatych, albo innych złodziei… W sumie wychodzi na to samo… Ale! Zawsze mieli grosz, pajdę chleba lub ofertę pracy dla każdego biedaka, który zwrócił się do nich o pomoc! Tacy byli honorowi, a ja nie zamierzam kalać ich pamięci! Dlatego dzieci i kobiet nie zabijam – jak i nawiasem mówiąc rzadko kogo w ogóle… Raczej bardzo mocno obijam i zostawiam w rowie z gaciami spuszczonymi do kolan, by komary się mogły nażreć. W ogóle, nie uważam się za złego, jako takiego – jak kogoś obiję, to mu się widocznie należało! A jak coś sobie przywłaszczę, to pewnie takie było tego przeznaczenie – żebym ja, Okri Twardoręki, to sobie przywłaszczył… Ale mniejsza! O czym to ja…? A tak! Fortel…

Gdy impreza się rozkręcała, krzyki i śmiechy wabiły potencjalne ofiary – stąd właśnie nazwa – od głośnych chichotów. Kiedy ich przyszłe łupy same podpływały, udawali pijanych jak bele. Na pytania o powód zabawy, zawsze coś wymyślili, po czym zapraszali do hulanki. I tu były dwie możliwości – jedna, że się zgodzą – wtedy ich się upijało, wynosiło wszystko z ich łajby, a potem samych przepitych alkoholem, wrzucało z powrotem do kajut i odpływało. Jednak jeżeli to oni chcieli wykorzystać stan bawiącej się załogi – noo, to wtedy sprawa wyglądała nieco inaczej, ale w gruncie tak samo. Otóż udawało się nieprzytomnych od upojenia, a kiedy uśpiona czujność potencjalnych oprawców, zezwalała im na zapuszczenie się do naszych kajut i składów – wtedy się ich bezpardonowo obijało i… No i to samo co z tymi pierwszymi, tylko że Ci byli bardziej obolali po całej akcji…

Ha! Moje imię właśnie od tego pochodzi! Mówiłem Ci już co znaczy Okri? To po Krasnoludzku podobnież – Zmyśly! Ja się nie znam, jedyne krasnoludy jakie w życiu miałem okazję poznać to moi rodzice, dziadek i dwóch kamratów pod banderą „Przyczajonej Hieny” – i żaden z nas jakoś specjalnie tradycyjnym i w pełni wykształconym Krasnoludem nie był.

Podobnież gdy się urodziłem, mój ojciec – Arnald, zwany też Groźnym – urządził naprawdę wielką imprezę. No… Tylko, że staruszek nie przewidział, żeby kogo na warcie zostawić. Wszyscy chleją moje zdrowie, wyobraź sobie, a tu jakaś wielka krypa podpływa i pytają 'z jakiej okazji ta impreza'. Mój ojciec, nie wiele myśląc postanowił wykorzystać sytuację i mimo że zaskoczony gośćmi, zaprosił ich do siebie… Krótko mówiąc, mój dziadek jak i ojciec po latach jeszcze sobie opowiadali, żem „Zmyślnie to sobie wymyślił, urodzić się akurat nie daleko jednego z największych statków handlowych Imperium”… Hah! To były czasy!

Wychowałem się na wodzie – moimi najlepszymi przyjaciółmi były fale, wiatr i morskie istoty – moim placem zabaw wanty, drabinki i bocianie gniazdo. Tam spędziłem wspaniałych 30 lat mojego życia… Więc co tu robię zapytasz zapewne? No cóż, świat nie zawsze serwuje nam to czego byśmy chcieli. Miałem przejąć interes po Ojcu i kontynuować rozpoczętą dwa pokolenia wcześniej, korsarką misję. Niestety nie mogło do tego dojść…

Cholerne władze Imperium! Nie lubią jak grabi się na 'ich' wodach. Wytropili nas jak odbijaliśmy od brzegu Marienburga i nie dali żadnych szans… Stara krypa zatonęła, będzie już pięć wiosen temu. Musieliśmy salwować się ucieczką – nie wszyscy przeżyli, a Ci których nie zabiły salwy armat, dostali szybko w swe łapska – TFU! – Imperialni strażnicy.

Jak więc udało mi się przeżyć? Głupiemu szczęście sprzyja – podczas ucieczki wpadłem do wody i straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, leżałem w rybackiej łodzi, przykryty siecią. Dobry człowiek zlitował się nade mną. Zajął ranami, a następnie wyuczył fachu rybackiego, jednak jak mój przodek, nie potrafiłem usiedzieć w miejscu… Jednej nocy wsiadłem na wóz i ruszyłem w stronę Altdorfu w poszukiwaniu przygód, sposobu na zarobek i godne życie, pełne przygód…

Od tamtej pory tułam się, jednak nigdy na długo nie opuszczam rejonów rzek. Woda to całe moje życie, i choć ta płynąca w lasach jest słodkawa, zupełnie inaczej niż w moich ukochanych morzach, to jednak płynie… A ja na jej falach! Tak, tak… Ostatnich pięć lat było obfitych w przygody, ale nie będę zanudzał Cię swoimi opowieściami dużo dłużej.

No dobra! Powiedzmy, że będę się streszczał…

Jednego razu, na ten przykład – jacyś kapłani w workach po cukrze na głowach, chcieli mnie nawrócić i przyjąć do swojego zakonu. Mój pradziad, mój dziad i mój ojciec nie byli zbyt religijni. Wierzyli w to co mieli ze sobą – w swoją siłę, spryt i talenty – a przede wszystkim, wierzyli w życie! Szukali przygód bo do tego byli stworzeni – a ja nie zamierzam szargać ich pamięci chodząc w dziwnych sukienkach i psując sobie wzrok przy przepisywaniu ksiąg! Że byłem przy biedzie, połaziłem z nimi chwilkę, dali mi jadła, napoili. Z kilka miesięcy tak łaziłem od wsi do wsi, niby jakiś powsinoga. Nauczyli mnie, pisać i czytać, mówili, że to niby ważne – i choć za cholerę nie wiem na co mi się to ma przydać, no to na zdechłego śledzia, umiem i nikt nie powie, że nie! Zwiałem od nich jakiś czas później – zarówno duże grupy fanatyków, jak i same religie nie są dla mnie.

Już zdecydowanie lepiej czuję się wśród drzew, mimo że to nie woda. Są ciche, a można z nich wytworzyć mnóstwo wspaniałych przedmiotów jak np. piszczałki albo figurki rozmaitych zwierząt. Param się tym od czasu do czasu, z nudów ale i czasami dla kawałka chleba, jak bieda przyciśnie. W ogóle! Lubię obserwować przyrodę, nie wiem co o tym myślisz, ale różnorodność stworzeń w wodach, górach i lasach jest niebotycznie niesamowita… Mógłbym tak godzinami siedzieć na głazie i obserwować żaby łapiące ospałe muchy… W sumie, ludzi też lubię obserwować, ale mniej. Uważają się za takich ważnych tu, na swoim stołku gdzie spoczywa ich miękki półdupek – ale gówno widzieli, świata nie obserwują, a nie chcą! Są ślepi na otaczające ich cuda, nie potrafią cieszyć się życiem – ot co! A jak traktują przyrodę – trzebaby czasem jednemu z drugim łby poobijać to może by się nauczyli nie sikać do rzeki… Albo od razu kuśki urżnąć! W zależności od nastroju.

Eeehhh… Nie ważne… Wiesz… Mam marzenie! Każdy powinien jakieś mieć więc i ja mam. Chciałbym uczcić śmierć moich rodziców i dziadka, tam wtedy pod Marienburgiem i stworzyć własną krypę, na której pływał bym po wodach. Teraz morza i oceany już mniej bezpieczne co kiedyś, ale rzeki i jeziora zdają się tworzyć masę możliwości.

Tylko jak tu coś zbudować, jak na porządne śniadanie nie starcza? No i skąd kompanów wziąć – żeby nie były to miękkie kluchy i boidupy co to po zmroku srają przez nogawki? Dlatego łażę, pływam, zaciągam się i pracuję to tu, to tam… Szukam… Staram się żyć – czekając na okazję i zew przygody!

 

Ale żem się rozgadał, pysk mi się nie zamyka jak rybie schwytanej na haczyk! Umiesz słuchać, nie powiem! Dzięki za piwo! Powiedz… A co Ciebie tu sprowadza…?

 

 

 

Koniec

Komentarze

Hej, Kameleonie! Bardzo chętnie przeczytam, ale czy jest możliwość, abyś “odkursywił” tekst? Ciężko się to czyta, a skoro w tekście i tak nie ma zabiegu zwykły tekst-kursywa, a jedynie to drugie (z tego, co widziałam), to myślę, że można pozbyć się tego bez żalu. ;)

deviantart.com/sil-vah

Silva – zrobione ;) – miałem się tym faktycznie zająć, a potem jakoś mi umknęło i już o tym nie myślałem – teraz powinno się lepiej czytać :)

http://facebook.com/Oczytany-Kameleon-101203018551720/ /// Przybierz odpowiednie barwy i obserwuj - tylko tak uda Ci się przetrwać do następnego posiłku...

Wybrałeś ryzykowny sposób narracji z pozycji gawędziarza. Zwykle siła opowiadania tkwi w “pokazywaniu” plastycznych scen, dialogach itp. Masz ciekawy styl pisania, ale wolałabym przeczytać bardziej klasyczny tekst z elementami, które wymieniłam. Opowieść w tawernie wydała mi się zbyt statyczna. Peunta interesująca i celna.

Witaj.

Gawędziarska forma bardzo mi się podoba, narrator jest tak kulturalnym i grzecznym dla swego rozmówcy (czyli – każdego z nas), że mimowolnie podczas czytania na twarzy pojawia się uśmiech. :)

Z technicznych spraw jest nieco do poprawy, ale i ja nadal się uczę poprawnie pisać, zatem skupię się bardziej na treści przesympatycznego opowiadania dobrotliwego Krasnoluda. :)

Na szczególne brawa zasługują nazwy własne i imiona. Rozbudzają wyobraźnię.

Ciekawa jest nawet geneza opowiadania. 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

ANDO – sam się zgadzam :D Właściwie tylko i wyłącznie posługuję się taką narracją jak mówisz (czasami właśnie pomijając w ogóle wypowiedzi bohaterów – a skupiając się na tym co robią, plastycznych scenach, opisach itd.) – natomiast w przypadku tego tekstu, musiałem wyjść ze strefy komfortu i pójść bardziej w taką właśnie scenę, która mogła by coś zacząć (generalnie – rozmówcą bohatera, był drugi gracz, który właśnie dowiadywał się szczegółów o swoim kompanie – i tak miała się zacząć cała przygoda). O dziwo dopiero teraz to do mnie dotarło, że od tego tekstu, często pisuję także krótkie monologi – czy to w formie własnych codziennych przemyśleń – czy właśnie zgłębienia toku myślowego bohatera… Dzięki za zwrócenie mi na to uwagi – i na puentę ;)

 

Bruce – dzięki za opinię :) Nazwy własne i imiona – po części należały już do gry (ale tylko miejsca) – właśnie wydawało mi się, że zwykle, gdy o czymś opowiadamy, korzystamy z nazw – i właśnie dlatego wyposażyłem Krasnoluda w dość duży ich zasób – by go trochę uwiarygodnić. Nad technikaliami staram się właśnie teraz pracować – nie mam niestety na to za dużo czasu, dlatego udostępniłem ten tekst, aby choć trochę się dowiedzieć, na co mogę zwracać uwagę ;)

No i cieszę się, że postać Krasnoluda przypadła Ci do gustu – o to mi chodziło, zwłaszcza, że potem wcielałem się w niego przez dobrych kilkadziesiąt godzin :D

http://facebook.com/Oczytany-Kameleon-101203018551720/ /// Przybierz odpowiednie barwy i obserwuj - tylko tak uda Ci się przetrwać do następnego posiłku...

@Kameleon, jak najbardziej przypadła mi do gustu, świetny pomysł. Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć.

 

Cóż mam Ci powiedzieć? Że jestem prawym obywatelem i przesiaduję w tej zakichanej spelunie bo pomyliłem lokale? Pff… Po pierwsze, dobrze wiesz przyjacielu, że nie ma prawych ludzi czy nawet, jak w moim przypadku, Krasnoludów. Są tylko Ci na tyle dobrzy, że nie dali się przyłapać!

Skąd jestem? Dość wścibski z Ciebie jegomość, ale dobra… Za kufel piwa zabawię Cię swoją historią, a potem może i Ty opowiesz mi coś o sobie, zgoda?

Wielka litera ląduje w korespondencji. Wszędzie tu (i w całym tekście) jest zbędna.

 

Pochodzę z północy… A w zasadzie to z południa…

Minimalnie zbyt wiele wielokropków u Ciebie. Podobnie jak myślników, utrudniających czytanie.

 

Urodziłem się na statku i jeżeli pytasz gdzie dokładnie, wydaje mi się, że w okolicach „Morza Pazurów” w drodze do Erengradu.

Brakujący przecinek.

 

Podobnież urodził się On i większość życia spędził, daleko na południe stąd, w okolicach Masywu Orcal.

Po spędził zbędny przecinek. Nie jestem też pewien, czy z tym zdaniem wszystko ok składniowo.

 

Jak za pewne się domyślasz – nie wszystkie były do końca legalne.

Zapewne :)

 

Nie będę Cię zanudzał szczegółami, w każdym razie pradziadziunio musiał szybko spakować dobytek wraz z żoną i synem – i zmienić swoją lokalizację, najlepiej na taką, co to była by trudno odnajdywalna.

 

Byłaby :)

Odnajdywalna? Nie ma takiego słowa w słowniku.

 

a Krasnolud o dość 'elastycznym'

No raczej: „elastycznym”.

To nie jedyny taki przypadek w tekście.

 

a Krasnolud o dość 'elastycznym' kodeksie moralnym, może być na wagę złota, jeżeli np. trzeba by wywiercić małą dziurkę tu i ówdzie…

Nie stosujemy takich skrótów.

 

jako, że ten mu wcześniej ten statek poskładał z powrotem do kupy po jakiejś nie udanej eskapadzie.

Nieudanej :)

 

Kiedy widzieli na horyzoncie krypę, którą zamierzali skroić

Nie wiem, czy to współczesne określenie pasuje do czasów, jakie opisujesz.

 

a zarazem uświetnić pamięć bród moich przodków

Bród? W sensie broda na twarzy? Dlaczego bród akurat?

 

Gdy impreza się rozkręcała, krzyki i śmiechy wabiły potencjalne ofiary – stąd właśnie nazwa – od głośnych chichotów. Kiedy ich przyszłe łupy same podpływały, udawali pijanych jak bele. Na pytania o powód zabawy, zawsze coś wymyślili, po czym zapraszali do hulanki.

Jak dla mnie niezwykle mało wiarygodne.

Naczytałem się swego czasu korsarskich książek i – niestety – nie kupuję tego.

 

Ha! Moje imię właśnie od tego pochodzi! Mówiłem Ci już co znaczy Okri? To po Krasnoludzku podobnież – Zmyśly!

Co znaczy: “Zmyśly”?

 

Mój ojciec, nie wiele myśląc postanowił wykorzystać sytuację i mimo że zaskoczony gośćmi, zaprosił ich do siebie…

Niewiele :)

 

Krótko mówiąc, mój dziadek jak i ojciec po latach jeszcze sobie opowiadali, żem „Zmyślnie to sobie wymyślił, urodzić się akurat nie daleko jednego z największych statków handlowych Imperium”…

Dlaczego wielka litera?

 

Tam spędziłem wspaniałych 30 lat mojego życia

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Musieliśmy salwować się ucieczką – nie wszyscy przeżyli, a Ci których nie zabiły salwy armat, dostali szybko w swe łapska – TFU! – Imperialni strażnicy.

To zdanie nie bardzo ma sens.

Kto kogo i w co dostał?

 

Jak więc udało mi się przeżyć? Głupiemu szczęście sprzyja – podczas ucieczki wpadłem do wody i straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, leżałem w rybackiej łodzi, przykryty siecią.

Haaa, no tu aż już śmiechłem.

Wpaść do wody i stracić przytomność = trup :]

I znowu nie przekonasz mnie, że jest inaczej.

 

Jednej nocy wsiadłem na wóz i ruszyłem w stronę Altdorfu w poszukiwaniu przygód, sposobu na zarobek i godne życie, pełne przygód

…poszukiwaniu przygód, sposobu na zarobek i godnego życia, pełnego przygód.

 

W ogóle! Lubię obserwować przyrodę,

To powinno być jedno zdanie.

 

A jak traktują przyrodę – trzebaby czasem jednemu z drugim łby poobijać to może by się nauczyli nie sikać do rzeki…

Nie ma w słowniku: “trzebaby”.

 

Chciałbym uczcić śmierć moich rodziców i dziadka, tam wtedy pod Marienburgiem i stworzyć własną krypę, na której pływał bym po wodach.

Pływałbym :)

 

 

Tylko jak tu coś zbudować, jak na porządne śniadanie nie starcza?

Powtórzenie.

 

 

No cóż. Zmęczył mnie Twój tekst. Być może dlatego, że pora późna, ale jednak brakuje mi konkretów.

Opowiastka o wszystkim i niczym.

Może byłoby dobrze, gdybyś skupił się fabularnie na czymś jednym, konkretnym?

 

Językowo także sporo do poprawy, w tym kilka ortografów.

Ale próbuj, Mistrzu Gry :)

 

bruce – bardzo mi miło – również pozdrawiam :)

 

silvan – wow, dziękuję za tak wnikliwą analizę :) Postaram się w nadchodzących dniach skorygować wypunktowane błędy (dziś już nie mam do tego głowy). Szkoda, że Cię zmęczyłem – oby się kiedyś nie okazało, że taka moja natura :P

Co do fabuły, muszę tylko stanąć w obronie (bo, że ortografia jest moją piętą Achillesową to niestety wiem – i jak najbardziej się zgadzam, że pewnie językowo ciut naknociłem, miałem wtedy długą przerwę od pisania), że musiała być ona napisana w tej formie – dając z jednej strony obraz postaci, z drugiej zostawiając sporo niedopowiedzeń do wypełnienia. Dlatego patrzę na ten tekst bardziej jako na fragment czegoś większego – początek historii, a może właśnie fragment rozmowy w trakcie – stąd wielokropek na końcu – dający przyzwolenie na kontynuację (choćby domniemaną i nigdy nie napisaną). Choć pewnie masz rację, że jako tekst, przybrało to konkretność legendy, aniżeli solidnego, twardego kawałka historii. Jeszcze raz dzięki – pozdrawiam :)

http://facebook.com/Oczytany-Kameleon-101203018551720/ /// Przybierz odpowiednie barwy i obserwuj - tylko tak uda Ci się przetrwać do następnego posiłku...

Wnikliwą? Poczekaj na Reg lub Tarninę ;P Ja tam jestem początkujący :P Jeśli czujesz, ze to fragment, może powinienes zmienić oznaczenie z opowiadania na fragment właśnie. Ale fragmenty nie cieszą się tu popularnością i nie wchodzą do grafiku dyżurnych. W każdym razie – próbuj dalej. Nie poddawaj się. Z chęcią poczytam Twoje dalsze teksty :) Zwlaszcza, ze lubie rpgi, itd ;)

Cześć!

 

Taka RPGowa biografia z tego wyszła. Poznajemy losy bohatera spotkanego w karczmie, jego ojca, dziadka… Klasyczne, trochę marynistyczne, zdecydowanie klimatycznie, ale… Zabrakło mi trochę tła tej opowieści. Nie wiem, jak przykładowo wygląda bohater, ani jak wygląda karczma (tawerna?), w której dzieje się cała sytuacja, nie widzę tez żadnej głębi świata, a poza krasnoludami, również elementów fantasy. To trochę ujmuje z klimatu, który opowieść buduje.

Podsumowując. Niezła biografia, ale do udanego opowiadania trochę brakuje imho.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Tekst jest rzeczywiście bardziej fragmentem niż ukończoną opowieścią. Bardzo przeszkadzały mi w lekturze rozmaite usterki, przede wszystkim interpunkcja – poskąpiłeś na przecinkach, oj, poskąpiłeś ;) Ci, ciebie, cię – to wszystko piszemy małą literą. Czemu Morze Pazurów, które wygląda na nazwę własną, zostało ujęte w cudzysłów? Ojciec, on – to również małą literą. Cudzysłowy zapisujemy przez podwójny apostrof. I co znaczy “Zmyśly”? Chyba miało być “Zmyślny”.

Jakoś ciężko uwierzyć mi w te imprezy na statku. To żaglowce przepływają tak blisko siebie, że załoga jednego statku usłyszałaby odgłosy zabawy na drugim okręcie?

Jest tu zalążek bohatera i świata, ale przez wspomniane wyżej potknięcia ciężko było mi się wciągnąć w lekturę. Ilość wielokropków dodatkowo spowalniała tempo lektury. No, trochę się odbiłam od tekstu, choć pomysł tu jest.

deviantart.com/sil-vah

Sama gawęda brzmi bardzo fajnie – kwestia treści. Domyślam się, że główny temat (postać do RPG) i cel opowieści (tło fabularne) ograniczyło samą fabułę tekstu. Bo jest tu “okej” biografia, ale do porządnego opowiadania brakuje czegoś, co wbije się w pamięć i zostawi trwałe wrażenie.

Technicznie jest jeszcze trochę do popracowania.

Podsumowując: niezły treningowy koncert fajerwerków, ale jeszcze to nie jest przystanek końcowy. Chwytaj przydatne linki, ich treść pomoże ci pracować nad tekstem:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

silvan – faktycznie myślałem nad oznaczeniem fragmentowym, ale z tych powodów które wymieniłeś, tego nie zrobiłem, godząc się na ewentualne niedogodności z tego powodu :P I tak – jak dla mnie była wnikliwa – dlatego dziękuję :) A poddawać się nie zamierzam – tylko rzadko mam czas, stąd taki tekst stary, napisany przy okazji czegoś – nie coś nad czym pracowałem na 102% Bardziej by usłyszeć kilka uwag i pozwracać sobie na różne rzeczy uwagę na przyszłość :)

krar85 – no tak, jak już opublikowałem to do mnie dotarło, że to w sumie taki fragment czegoś co mogło być, a równocześnie zastanawiałem się czy taka forma samego pisania jest w ogóle jakkolwiek odpowiednia – czy iść w tę stronę, czy na przyszłość (gdy kiedyś znajdę czas by coś napisać :P ) spróbować czegoś zupełnie innego. Zgadzam się, że to jeszcze nie opowiadanie – sam mam w głowie świat, który nabudował nam mistrz gry – dla osób z zewnątrz jednak, jest to raczej fragment do rozwinięcia. Też fajnie sobie czasem przypomnieć o perspektywie czytelnika ;) Dzięki za wypowiedź!

Silva – też dziękuję za wypowiedź i wypunktowanie usterek (ja nawet nie umiem usiąść i wprowadzić podanych przez was poprawek do tekstu – a co dopiero coś napisać – oj chyba nigdy się do tego nie zabiorę “na serio” :P ) Przecinki to ja zjadam jak ciasteczkowy potwór ciastka – a wielokropków to i tak jak na siebie, to udało mi się powstrzymać – choć fajnie sobie przypomnieć, że powinienem nad tym pracować – jak i nad innymi rzeczami :) Co do pomysłu na hulanki tak głośne, że słychać je między statkami – zakładam, że jest to świat nieco poza logiką, to i tu postanowiłem ją nagiąć dla ciekawego pomysłu – pewnie umiałbym ją nawet zracjonalizować na upartego, ale przyznaję, że głównie zdałem się na lekkie naruszenie zasad fizyki i rozchodzenia się dźwięku w przestrzeni ;)

NoWhereMan – tak jak już pisałem wcześniej – faktycznie zdaję sobie sprawę, że spełniało to się jako tekst do RPGa, gorzej z pełnoprawnością “opowiadania” – fajnie, że zwróciłeś uwagę na to co mi przyszło do głowy, że pewnie byłoby to pełniejsze, gdyby już nie nabudowany świat, do którego tylko doklejałem elementy – stąd brak wpadających w pamięć fragmentów. Właśnie dlatego, że nie jest to przystanek końcowy – postanowiłem się podzielić stacją, na której byłem kilka miesięcy temu – dzięki za linki, porady i wypowiedź :)

http://facebook.com/Oczytany-Kameleon-101203018551720/ /// Przybierz odpowiednie barwy i obserwuj - tylko tak uda Ci się przetrwać do następnego posiłku...

No, zgodzę się z przedpiścami – to biografia. Brakowało mi tu fabuły, jakiegoś celu, do którego dążyłby bohater. On myślał tylko o piwie.

I jeszcze mało fantastyki. Owszem, bohater jest krasnoludem, ale poza tym jego życie jest całkiem zwyczajne. W sensie niemagiczne.

Są tylko Ci na tyle dobrzy, że nie dali się przyłapać!

A tutaj już w ogóle nie ma uzasadnienia dla dużej litery. Przecież “tamci” nie piszesz dużą nawet w liście, co nie?

Babska logika rządzi!

Finkla → Dzięki za komentarz :) Też to poprawię, jak kiedyś już znajdę czas żeby wprowadzić też poprawki Twoich przedpiśców → choć co do dużej litery w liście to mnie lepiej nie pytać, jak widać w załączonym tekście, to nie jest moja mocna strona :P

http://facebook.com/Oczytany-Kameleon-101203018551720/ /// Przybierz odpowiednie barwy i obserwuj - tylko tak uda Ci się przetrwać do następnego posiłku...

No, w liście piszesz dużą literą do osoby (lub osób), do których się zwracasz; “Szanowni Państwo”, “przedstawiam Pani naszą ofertę kosmetyków”, “Kochana Mamo, na koloniach jest bardzo fajnie, Twoja parasolka w ogóle się nie przydaje” itp. Ale podczas plotkowania o osobach trzecich już nie ma takiej potrzeby. Zwłaszcza bardziej obcych niż swoich – jeśli w liście do mamy pytasz o zdrowie babci, to jednak babcię dużą literą (jest ryzyko, że mama da jej do przeczytania ;-) ).

Babska logika rządzi!

Postaram się zapamiętać! Dziękuję ^^

http://facebook.com/Oczytany-Kameleon-101203018551720/ /// Przybierz odpowiednie barwy i obserwuj - tylko tak uda Ci się przetrwać do następnego posiłku...

Nowa Fantastyka