- Opowiadanie: Bezczelny Jana - Symfonia obłędu

Symfonia obłędu

Geneza tego opowiadania wydaje mi się trochę zabawna. Otóż przymierzając buty w pewnym sklepie, moich uszu dobiegł  dziwny, buczący dźwięk. Od razu zainspirowało mnie to do napisania tej historyjki. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Symfonia obłędu

 

 

Życie Rogera stanowiło pasmo samych sukcesów. Studia ukończył z wyróżnieniem na renomowanej uczelni, dzięki czemu szybko znalazł dobrze płatną pracę w agencji reklamowej. Klienci stale wyrażali zadowolenie z przygotowywanych przez niego projektów. Co miesiąc otrzymywał pokaźną premię, a awans na stanowisko menagera był już na wyciągnięcie ręki. Jego życie prywatne miało się podobnie. Przystojny, niebieskooki blondyn z poczuciem humoru, zawsze nienagannie i modnie ubrany. Dusząc się w rodzinnym miasteczku, podjął decyzję o przeprowadzce  w stosunkowo młodym wieku. Gwar ulic, kluby, bary, wieżowce aż do nieba, nowe znajomości i wypady po zachodzie słońca. To wszystko przyciągało go jak ćmę do płomienia.

Był wtorek, dochodziła godzina trzynasta. Właśnie zastanawiał się, jak spędzić weekend, kiedy poczuł, że powoli doskwiera mu głód.

Czas skoczyć po coś dobrego do sklepu – pomyślał.

Naprzeciwko biurowca w którym pracował mieścił się market, gdzie w trakcie przerw kupował ulubiony zestaw obiadowy. Jak widać, nawet pan idealny miał pewne wady. Odżywiał się byle jak i brakowało mu zdrowej diety, jednakże los był po jego stronie. Obdarowany dobrymi genami nie odczuwał żadnych skutków niewłaściwego jadłospisu.

– Nick, idę do sklepu, kupić ci coś? – zapytał kolegę z pracy.

– Nie, dzięki, przygotowałem sobie z rana kurczaka z kaszą i warzywami.

– O popatrzcie go, taki to pożyje – zażartował na odchodne.

Podszedł do windy i nacisnął przycisk. Gdy przyjechała na jego piętro, wysiadła z niej Liz, młoda, atrakcyjna pani od marketingu. Wymienili zalotne spojrzenia. Roger nierzadko spędzał wieczory w towarzystwie pięknych kobiet. Preferował jednak luźne relacje, gdyż uważał, że na poważny związek jest wciąż zbyt młody.

– Ach, gdyby tak jakaś dziewczyna robiła dla mnie pyszne jedzenie. Nie musiałbym kupować tych gotowców – parsknął śmiechem i wsiadł do windy. 

Droga do sklepu była całkiem prosta, wystarczyło przejść tunelem pod ruchliwą ulicą, a następnie poczekać na pasach, aż któryś z łaskawych kierowców cię przepuści. Na ich końcu czekał punkt docelowy podróży. Mekka zgłodniałych i spragnionych korposzczurów. Znał bardzo dobrze rozkład całego sklepu. Swoje ulubione produkty znalazłby nawet z zamkniętymi oczami. Piąty regał, trzecia półka, dania gotowe. Właśnie sięgał po zestaw do odgrzania w mikrofali, gdy jego uszu dobiegł podejrzany dźwięk.

Roger zatrzymał się na moment i zaczął nasłuchiwać. Odgłos brzmiał jak przesterowany, popsuty głośnik, który zamiast odtwarzać płynne dźwięki, bzyczy i brzęczy niczym wściekła mucha. Mimo tego zniekształcenia, wydawało mu się, że wychwytuje jakieś pojedyncze słowa. Mężczyzna próbował zlokalizować źródło tej kakofonii. Zajęło mu chwilę, nim do tego doszedł – sufit! 

– Przecież w tym sklepie nigdy nie puszczali muzyki – przypomniał sobie. – Chwila, w tamtym miejscu nawet nie ma żadnego głośnika! – dodał zaintrygowany.

Jedną z jego kolejnych wad była wręcz piekielna dociekliwość. Gdy trafiał na sprawę, która na pozór wydawała się niewytłumaczalna i nierozwiązywalna, natychmiast odczuwał ogromną potrzebę jej wyjaśnienia. Tak było i tym razem. Przy kasie postanowił zagadnąć o to kasjera.

Chyba jakiś świeżak? – nie kojarzył go z widzenia. Tak to bywa w hipermarketach, ciągle ktoś odchodzi, a na jego miejsce zatrudniają nową osobę.

– Dzień dobry – rzekł nie spoglądając nawet w stronę pracownika.

– Dzień dobry. – Chłopak powoli kasował zakupy Rogera: colę, gumy i zestaw obiadowy. – To będzie dwadzieścia pięć pięćdziesiąt.

– Płacę kartą – bąknął – A tak w ogóle, ten zepsuty głośnik trzeba by wymienić, bo nieźle daje po uszach – udał irytację.

– Zepsuty głośnik? – zapytał skołowany kasjer.

– No tak, ten buczący. 

– Nic mi o tym nie wiadomo. – Wzruszył ramionami. – To będzie wszystko? 

– Tak. – Zdziwił się, ale nie ciągnął tematu, zapłacił, zabrał swoje rzeczy i wrócił do biura. 

Mimo, że fizycznie siedział przy biurku, omawiając z innymi ważne zlecenie, jego myśli skupione były na odnalezieniu racjonalnego wytłumaczenia zajścia z pory obiadowej.

– Może to wcale nie był dźwięk ze sklepowych głośników? Albo awaria nastąpiła dopiero dziś i ten nowy jeszcze tego nie zauważył. W sumie mógł pochodzić z telefonu kogoś po drugiej stronie regału – poczuł zażenowanie samym sobą. Czemu nie wpadł na to w sklepie? – Muszę to wszystko sprawdzić jeszcze dziś! – zaraz z wybiciem osiemnastej pognał do marketu w celu potwierdzenia swoich teorii. 

– Cholera jasna! – Niestety miał pecha, na drzwiach wisiała kartka z napisem: Przepraszamy, z powodu awarii sklep został zamknięty. Zapraszamy jutro. 

 

Do mieszkania wrócił ze zwieszoną głową, nie miał na nic ochoty. Gdyby nie był już umówiony na wieczór z kumplami w barze, z pewnością siedziałby teraz przygnębiony i gapił się w telewizor. Nie to nie było w jego stylu, oprzytomniał i przeglądając się w lustrze wygłosił krótką przemowę motywacyjną. 

– Dobra, uszy do góry. Jutro też będzie okazja, Roger Smith nie da tak łatwo za wygraną! Nie z takimi rzeczami człowiek sobie poradził. 

Posiadówka w męskim towarzystwie wprawiła go w dobry nastrój. Lubił chwalić się przed znajomymi, jak to mu świetnie idzie w pracy i z kobietami. Na wieść o ślubie jednego z towarzyszy wybuchnął gromkim śmiechem i pogratulował zaobrączkowania. Oświadczyny przywodziły mu na myśl tylko koniec wolności. Obrączka stanowiła natomiast symbol dający wszystkim do zrozumienia, że ten towar jest już czyjąś własnością. Wybiła północ, na pożegnanie postawił jeszcze każdemu kolejkę i lekko podpity zamówił taksówkę pod lokal. Nim się spostrzegł, wylądował w łóżku. Ostatnie, co przyszło mu do głowy przed zaśnięciem to ten podejrzany dźwięk z sufitu. Wreszcie zapadł w sen, nie wiedział jednak, że nadchodzi rychły koniec jego życiowej passy.

Następnego dnia po raz pierwszy poczuł na własnej skórze niezadowolenie szefa. Projekt, który Roger wykonał dla grubej szychy został posądzony o plagiat. Klient rozwścieczony nadszarpnięciem reputacji poprzysiągł pociągnąć agencję do odpowiedzialności prawnej. Niebieskooki perfekcjonista odrobinę się tym przejął, ale wiedział, że to tylko bzdurne pomówienia. Poza tym teraz miał co innego na głowie, był pochłonięty swoim prywatnym dochodzeniem. Czekał aż nareszcie będzie mógł udać się na przerwę. 

Gdy nastał ten moment, młody mężczyzna wybiegł z pracy nie odzywając się słowem.

Wpadł do sklepu o mało nie przewracając starszej kobiety w drzwiach. To na niego czekało, wiedział o tym. Za wszelką cenę musiał dotrzeć tam jak najszybciej. Po przybyciu na miejsce natężył w skupieniu słuch. Tak, znowu to słyszał. Tym razem słowa były wyraźniejsze niż poprzednio. Wydawało mu się, że stanowią zlepek przypadkowych wyrazów. Jako całość nie miały większego sensu. Po namyśle postanowił je nagrać i puścić Nickowi. Choć nie uważał go za inteligentniejszego od siebie, Nicolas skończył językoznawstwo, istniała więc szansa, iż mógłby coś z tego zrozumieć. Chowając  telefon, przypomniał sobie, żeby sprawdzić, czy nikt nie kryje się za drugim regałem.

Pusto. 

– Chwila, czy ja przypadkiem nie jestem w jakiejś ukrytej kamerze? – Widział nieraz w Internecie filmiki z podobnymi akcjami. Rozejrzał się po sklepie w poszukiwaniu podejrzanych urządzeń, które świadczyłyby o kuglarskiej naturze tego wydarzenia. Nic takiego nie znalazł. Pomaszerował więc prędko z powrotem do biura, zapominając przy tym, że wypadałoby kupić sobie coś na obiad. 

– Szlag, dobra, pozostaje zupka z biurowego automatu – burknął po drodze. Teraz liczyło się dla niego tylko jedno, puścić koledze nagranie. Nicka dopadł, gdy ten kończył jeść obiad. 

– Słuchaj, mam do ciebie sprawę, puszczę ci krótkie nagranie, a ty mi powiesz, co tam słyszysz. – Wręczył mu słuchawki podłączone do telefonu. 

– Dobra, pokaż, co tam masz. – Założył je i kiwnął na znak gotowości. Po pół minuty popatrzył na Rogera pytającym wzrokiem. 

– Nic tam za bardzo nie słychać, sam szum.

– Jak to? Daj, zobaczę – przejął sprzęt i odtworzył ścieżkę audio. 

– Coś musiało się popsuć, nieważne. – Nic z tego nie rozumiał, przecież w sklepie tajemniczy dźwięk był bardzo wyraźny. Starał się zachować spokój, nie mógł dopuścić, by jego nienaganny wizerunek został zachwiany z powodu takiej drobnostki. Jednakże tak łatwo nie da za wygraną, wróci tam jutro ze swoim drogim aparatem o wysokiej jakości nagrywania. 

 

Gdy już myślał, że chwycił byka za rogi, niesprzyjający mu aktualnie los sprowadził go z powrotem na ziemię. Nowoczesny sprzęt nie zdołał zarejestrować niczego poza zwykłymi, sklepowymi odgłosami. Plan nie wypalił, a dźwięk pozostawał zadziwiająco nieuchwytny. Dni mijały, lecz dziwny odgłos wciąż trwał, a on dalej nie był w stanie tego rozszyfrować. Doświadczył dotąd nieznanego mu uczucia porażki. Jego poświata idealności powoli zanikała, a ludzie dookoła zaczęli to zauważać. Mimo wyniszczającego problemu, nie mógł teraz przestać, ciekawość przerodziła się w obsesję. Na domiar złego, od pewnego czasu dręczyły go przerażające sny.

Z racji pogarszającego się stanu psychicznego, z trudem skupiał uwagę na obowiązkach. Efektywność spadła do minimum, był teraz cieniem samego siebie. Z początku zaniepokojony i przejęty kierownik, po jakimś czasie przestał pokładać nadzieję w swoim niegdyś najlepszym pracowniku. W robocie najistotniejszą kwestię stanowiły koniec końców zadowalające wyniki. Gdy dwa ostrzeżenia i ojcowska pogadanka nic nie dały, zdecydował, że drogi Rogera i firmy muszą się niestety rozejść. Podziękował mu więc za owocną dotychczas współpracę i życzył powodzenia w dalszej karierze. Młodzieniec przyjął to z obojętnością. Na dobrą sprawę miał dosyć tamtych dwulicowych pseudoznajomych. Tak, teraz to wszystko rozumiał. Byli tylko miernymi nieudacznikami, którzy na nim żerowali. To on ciągnął cały zespół, to on wpadał na najlepsze pomysły, nikt inny. Przymilali się, bo chcieli go tylko wykorzystać. A zresztą i tak miał teraz ważniejszy problem.

Pogrążony w rozważaniach, zaszył się na dłużej w mieszkaniu. Z dawnymi przyjaciółmi nie rozmawiał już w ogóle, a telefony od rodziców zbywał skutecznie raz za razem. Jego myśli krążyły tylko wokół jednej kwestii. Minęło trochę czasu nim z zadumy wyrwał go wreszcie pewien istnie diabelski pomysł. Następnego dnia wstał wcześnie rano, ubrał się schludnie, spakował dokumenty, wsiadł do auta i wyruszył w miasto. 

– Dzień dobry – na jego twarzy pojawił się sztuczny uśmiech. 

– Yyy, dzień dobry, trochę tu pana nie było. 

– Niestety w moim życiu wystąpiły pewne komplikacje, musiałem zrezygnować z poprzedniego miejsca zatrudnienia – skłamał – ale teraz jest już wszystko okej.

– Aha, ee mogę jakoś pomóc? – spytał zafrasowany tą historią.

– Tak się składa, że przychodzę w sprawie pracy, otóż chciałbym się u państwa zatrudnić. 

– Pan!? 

– Tak, żadnych obowiązków się nie boję (nawet takich ubliżających godności człowieka), 

– myślę, że mógłbym się tu odnaleźć (na pewno nie), 

– panuje tu miła atmosfera (patologia),

– a pracownicy wydają się być w porządku (gardzę wami). 

Jedno myślał, drugie mówił.

– Proszę, tutaj jest moje CV, referencje i list motywacyjny – wręczył plik dokumentów. 

– Ee, no dobra, przekażę to kierownikowi, akurat Kate idzie na macierzyńskie i niedługo pewnie będą szukać kogoś na jej miejsce. 

– Świetnie – starał się nie okazywać nadmiernych oznak radości, ale w środku świętował już nadchodzący sukces. – W takim razie będę oczekiwać telefonu. 

 

Czekanie na telefon stało się jego głównym zajęciem. Wręcz nie odrywał od niego wzroku, praktycznie ślęcząc nad nim cały dzień. Po tylu godzinach spędzonych na wpatrywaniu się w ekran komórki, zwykły człowiek miałby już dawno dość. Jego kontakt ze światem zewnętrznym zawęził się do otwierania drzwi dostawcom jedzenia. Konto bankowe znacznie odczuło nowy tryb życia właściciela. Gdyby nie pieniądze ze sprzedaży auta, żyłby teraz w biedzie. Trwał tak w stagnacji i oczekiwaniu, aż któregoś dnia wreszcie zadzwonili. Dostał tę robotę. Choć rzecz jasna nie spodziewał się odmowy, wiadomość o przyjęciu ucieszyła go tak bardzo, że z emocji nie mógł zasnąć do późnych godzin. Wreszcie będzie mógł zrealizować swój plan. 

Jak to bywa w nowej pracy, początki są zawsze najtrudniejsze. Po jakimś czasie przyzwyczaił się do aktualnych zadań. Widywał sporadycznie byłych współpracowników, ale odwracał wtedy wzrok, udając, że ich nie widzi. Gdy już zyskał uznanie kierowniczki, a także zaufanie nowych znajomych, powoli zaczął badać sprawę z bliska. 

– Wiesz Diana, ostatnio tak się zastanawiałem, czy w suficie naszego sklepu biegną jakieś rury? – zapytał z udawaną grzecznością. 

– Kanał wentylacyjny, a, co? – odpowiedziała lekko zdziwiona.

– Jakoś tak mnie to zaciekawiło, w sumie nawet nie wiem czemu.

Innego razu Roger wyszedł z inicjatywą posprzątania sufitu, gdyż jak stwierdził wygląda on na bardzo zakurzony. Jednakże jego działania nie wnosiły niczego nowego do sprawy, zagadka dalej pozostawała nierozwiązana. Bywały chwile, kiedy dziwne brzęczenie nasilało się drastycznie, a losowe słowa przeradzały w istny słowotok. Czuł wówczas jak pęka mu głowa. W takiej sytuacji nie mógł wytrzymać bez wzięcia tabletek. Czasami nawet to nie pomagało i ból nie chciał ustąpić. Sięgał wtedy po silniejsze dawki, choć wiedział, że powoli go to wyniszcza. 

 

Było już późno, niedługo mieli zamykać, ruch ustał jakiś czas temu. Znowu spoglądał w tamto miejsce, nie potrafił odwrócić od niego wzroku. Czuł niespotykaną więź, coś tam było i on o tym wiedział. Wtem nadciągnął rozsadzający ból, jego czoło zaraz miało eksplodować. W napływie udręki rozważał, czy tym razem nie należy zadzwonić po pogotowie. Powoli zaczął słaniać się na nogach. Już miał wołać o pomoc, gdy niespodziewanie cierpienie ustało – ulga – nagle w jego miejscu pojawił się natłok niekontrolowanych myśli.

To wciąż buczy, szepcze, woła chce coś przekazać, czemu ci ludzie tego nie słyszą? Może nie chcą? Może nie potrafią? Tak! Wszyscy tu są tylko marnymi istotami, nie są godni. To wybrało mnie, człowieka sukcesu. W przeciwieństwie do reszty pracowników i klientów. Niegodni, żałośni. Na pewno chcieliby tego doświadczyć, ale TO nie pozwoliłby sobie na kontakt z byle kim. Oni mi podświadomie zazdroszczą, pragną być na moim miejscu! – wybuchnął nerwowym śmiechem.

Myśli zniknęły, sklep ogarnęła zadziwiająca cisza, Roger spostrzegł, że teraz jest w nim zupełnie sam. Choć przestał już patrzeć na sufit, wiedział, że znajduje się tam teraz wyrwa z której ktoś na niego spogląda. Ktoś, a może raczej coś, przeszywa go dzikim spojrzeniem. Zamarł w bezruchu, lęk walczył z determinacją. To mogło stanowić rozwiązanie sprawy, jednak strach trzymał go kurczowo i nie miał zamiaru puścić.

Dalej, dasz radę, nie bądź cykorem, rusz się! – wpajając sobie mentorskie teksty, próbował zwalczyć narastającą wewnątrz panikę.

Ku własnemu zaskoczeniu zadziałało, powoli, niczym w zwolnionym tempie kierował ciało w stronę nieznanego i… nieoczekiwanie zerwał się kompletnie zlany potem. Siedział na kanapie przed telewizorem, widocznie musiał przysnąć w trakcie oglądania filmu. Odkąd zmienił priorytety, była to jego jedyna rozrywka. Zszokowany marami nocnymi spojrzał na zegarek, 2:30. za cztery godziny zadzwoni budzik. Wyłączył TV i poszedł do łóżka z nadzieją, że sen nadejdzie szybko. 

 

Gdy już zaczynał mieć dość tej daremnej roboty, on i inny pracownik zostali wyznaczeni przez kierowniczkę do jutrzejszego zamknięcia sklepu. Potraktował to jako znak do działania podarowany przez los. Nie zniósłby ani chwili dłużej z tymi podludźmi. Następnego dnia po skończonej pracy przeliczyli kasę, umyli podłogi, upewnili się, że wszystko gra. Zamknęli drzwi i włączyli system alarmowy, Roger wówczas zapamiętał kod dostępu, a klucze zabrał do domu. Tej nocy ziści się jego plan. Wyszedł po północy z mieszkania, zabierając ze sobą w torbie odpowiednie narzędzia. Niebo było bezchmurne, księżyc unosił się wysoko ponad budynkami, oświetlając mu drogę do upragnionego celu. Przemierzając miasto ekscytacja dawała mu się we znaki, napędzany nadmiarem energii, dotarł na miejsce w ekspresowym tempie. Po otwarciu zamka i wyłączeniu zabezpieczeń, udało mu się niepostrzeżenie wejść do środka. Dobrze wiedział co ma robić, położył na podłodze torbę i poszedł na zaplecze, wrócił po chwili z drabiną. Rozstawił ją w odpowiednim miejscu. Z torby wyjął młotek, latarkę i od razu zabrał się do działania. Z całych sił zaczął uderzać w sufit. Dotarcie do kanału wentylacyjnego zajęło mu tylko chwilę. Gorzej było z przebiciem się przez metalową ścianę wentylacji. Zrobienie otworu odpowiedniej wielkości stanowiło nie lada wyzwanie. Po dłuższych staraniach finalnie zaprezentowała się przed nim pokaźnych rozmiarów dziura. Na tyle duża by z pomocą światła latarki mógł swobodnie zajrzeć do środka. Sklep wypełniony głośnym hukiem jego pracy, wrócił teraz do pierwostanu. Zapanowała cisza, całkowita cisza.

Nie wierzę. – Zagadkowy dźwięk, który dręczył go przez tyle czasu zniknął lub tak naprawdę może nigdy nie istniał?

Wszystko to była tylko wytworem mojej wyobraźni? – Uzmysłowił sobie, jak daleko zabrnął w tej absurdalnej sytuacji. Ile poświęcił dla tego momentu. Ogarnęła go rozpacz. Nie miał pojęcia, co robić dalej. Przecież po czymś takim z pewnością trafi do wariatkowa. Jest skończony. Jednak zanim to nastąpi, ostatni raz odda się temu szaleństwu. Przepełniony resztkami determinacji wetknął głowę w ciemny tunel, by spróbować dostrzec nieistniejącą przyczynę swoich omamów. Nie pomylił się, w środku niczego nie było, pustka. Wtem, coś wypełzło zza zakrętu. To co tam ujrzał wykraczało poza ludzkie granice pojmowania….

Następnego dnia nie poszedł do pracy, bo i nie miał po co. Wiedział, że dzięki kamerom sprawca zostanie ustalony bez problemu. Spodziewając się rychłej wizyty policji postanowił porzucić swoje mieszkanie. Z pewnością zaczęliby od skrupulatnego przesłuchania, zadawaliby mu pytania, czemu to zrobił, czym się kierował? W najgorszym przypadku trafiłby do aresztu. Obecnie nie miał na to wszystko czasu. Stanął w obliczu nowego, śmiertelnie poważnego zadania i choćby to była ostatnia rzecz w jego życiu, musiał zlikwidować to plugastwo. By tego dokonać należało najpierw zniknąć z pola widzenia, zapaść się pod ziemię i nie dać odszukać. Za kryjówki służyły mu meliny i opuszczone miejsca, często zmieniał swoje miejsce pobytu. Nikt chyba nie spodziewałby się jak nisko upadnie. Obsesja doprowadziła go do ubóstwa, nędzy i rozpaczy. To cena jaką przyszło mu zapłacić. Okres tułaczki zmienił młodzieńca na duszy, a także ciele. Jego oczy straciły dawny blask, twarz ozdabiały bruzdy, skórę oraz włosy pokryła warstwa brudu. Znoszone ubrania przesiąknięte były nieznośnym odorem potu i braku higieny. Dawno przestał dbać o wszystko. Żył tylko dla jednego celu. By go osiągnąć oddał lichwiarzom swój dowód osobisty. Z otrzymanych pieniędzy udało mu się załatwić używany pistolet. Niedługo nadejść miał zmierzch tej historii. 

Po tym jak wiele poświęcił, ile spędził w ukryciu, ciemności i osamotnieniu, ten dzień wreszcie nastąpił. Przygotowania dobiegły końca, wybrał odpowiednią porę i wbiegł do sklepu dzierżąc broń w ręku. Na jego widok ludzie wpadli w panikę. Pierwszy dostrzegł go Jim, nie od razu rozpoznał uzbrojonego intruza. W pierwszej chwili pomyślał, że to jakiś bezdomny wariat.

– O Boże to Roger.

Teraz ich spojrzenia się spotkały, kasjer nie zdążył nawet zareagować, po dwóch strzałach w klatkę piersiową gruchnął martwy o podłogę. To była istna rzeź, ludzie próbowali uciec albo się skryć, lecz nie było dla nich żadnego ratunku. Roger działał jak w transie, nikt nie mógł wyjść z tego żywy. Mordował z zimną krwią, przeładowywał broń i strzelał do każdej osoby przebywającej w sklepie. Nikt się nie uchronił, kolejni przypadkowi klienci padali jego ofiarą. Następna oberwała Diana, błagała go jeszcze, by ją oszczędził, ale prośby te do niego nie docierały. W jego głowie było miejsce tylko na jeden dźwięk. Wiedział, że w sklepie powinien odnaleźć gdzieś kierowniczkę. Będąc w amoku nie dostrzegł, kiedy rozpoczęła bieg o życie w kierunku zaplecza. Modląc się w myślach do Boga, zdołała dobiec cudem do drzwi. Pociągnęła klamkę… okazały się zamknięte. Nawet nie zdążyła pomyśleć o tym cholernym kluczyku, kiedy poczuła jak ostry ból przeszył jej plecy. Drugi strzał otrzymała w tył głowy. W sklepie zapanowała cisza. Na jego środku stanęła ostatnia żywa osoba. Wznosząc ręce, z ust wydobyła te słowa.

– O wszechwieczny i wszechpotężny, o to jest ma ofiara. Dusze niegodziwców składam na znak mego oddania. Wraz z tą chwilą powierzam Ci siebie doszczętnie. Niech otchłań istnienie me pochłonie namiętnie, a wraz z nim całe to miejsce. Chwała Tobie w piśmie i mowie.

Roger zdecydowanym ruchem przyłożył sobie pistolet do skroni, zamknął oczy i pociągnął za spust.

 

Epilog

Policja na początku śledztwa nie potrafiła zrozumieć motywu tej zbrodni. Analizie poddany został zapis wideo z nocnego włamania. Roger Smith szukał czegoś w wentylacji, ale nie wiadomo czego i czy w ogóle to odnalazł. Natomiast nagranie z dnia mordu okazało się być popsute. Winę przypisano samemu sprawcy, lecz tak naprawdę na sprzęcie do nagrywania nie wykryto jego odcisków. Z zeznań rodziny, znajomych oraz współpracowników wynika, że był poukładaną, uczciwą, a przede wszystkim dobrą osobą. Nie awanturował się, nie brał narkotyków, ani nie należał do sekty, czy też innej podejrzanej grupy. Jednakże wielu przesłuchanych odnotowało pogorszenie stanu psychicznego Smitha, będące prawdopodobnie skutkiem zarzuconego mu plagiatu. Na co dzień uchodził za perfekcjonistę, więc takie zdarzenie mogło być dla niego sporym szokiem z którego nie zdołał się nigdy podnieść. Jak orzekli biegli, przypuszczalnie w wyniku nasilenia problemów psychicznych Roger popadł w głęboką psychozę. Dnia 26 września poprosił Nicolasa Landorfa o przesłuchanie pewnej ścieżki audio, która jak można się domyślić, nie zawierała niczego szczególnego. Stanowi to potwierdzenie tezy jakoby zabójca już wtedy doświadczał omamów spowodowanych zaburzeniami postrzegania rzeczywistości. Niestety nieleczona choroba w ostateczności popchnęła go do tego makabrycznego czynu. Sprawa została oficjalnie zamknięta.

 Służby nie zdołały zauważyć małego szczegółu. Był nim drobny ślad na karku Smitha pozostawiony przez zapięcie naszyjnika. Naszyjnik ten miał na sobie w dniu zbrodni, jednakże wyparował on nagle wraz ze śmiercią obłąkańca…

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Opowiadanie, oparte na dość miałkim pomyśle, niestety, nie spodobało mi się. Spodziewałam się zapowiedzianego horroru, a otrzymałam opis upadku młodzieńca, który ubzdurał sobie, że sufit w sklepie mówi do niego. Finałowa masakra nie jest horrorem, a tylko masakrą, nie wiem też, do kogo Roger kieruje ostatnie słowa. Natomiast trzy ostatnie zdanie całkiem mnie zdezorientowały – nie mam najmniejszego pojęcia o jakim naszyjniku piszesz i dlaczego.

W opowiadaniu nie dostrzegłam choćby odrobiny fantastyki.

Do takiego odbioru z pewnością przyczyniło wykonanie pozostawiające wiele do życzenia – przeszkadzały błędy i usterki, źle zapisane dialogi i myśli, nie zawsze poprawnie i czytelnie złożone zdania, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

 

Był wto­rek, do­cho­dzi­ła go­dzi­na 13. ―> Był wto­rek, do­cho­dzi­ła go­dzi­na trzynasta.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Wła­śnie za­sta­na­wiał się, jak by tu spę­dzić week­end… ―> Raczej: Wła­śnie za­sta­na­wiał się, jak spę­dzić week­end…

 

– Czas sko­czyć po coś do­bre­go do skle­pu – po­my­ślał. ―> Raczej: Czas sko­czyć po coś do­bre­go do skle­pu – po­my­ślał.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: Zapis myśli bohaterów

 

Na prze­ciw­ko biu­row­ca… ―> Naprze­ciw­ko biu­row­ca

 

 – Nick, idę do skle­pu, kupić Ci coś? ―> – Nick, idę do skle­pu, kupić ci coś?

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Wy­mie­ni­li się za­lot­ny­mi spoj­rze­nia­mi. ―> Wy­mie­ni­li za­lot­ne spoj­rze­nia.

Wymienić się można jakimiś przedmiotami, ale nie spojrzeniami.

 

któ­ryś z ła­ska­wych kie­row­ców Cię prze­pu­ści. ―> …któ­ryś z ła­ska­wych kie­row­ców cię prze­pu­ści.

 

5 regał, 3 półka, go­to­we dania. ―> Piąty regał, trzecia półka, dania gotowe.

 

na­tych­mia­sto­wo od­czu­wał ogrom­ną po­trze­bę… ―> …na­tych­mia­st od­czu­wał ogrom­ną po­trze­bę

 

Przy kasie po­sta­no­wił za­gad­nąć o to sprze­daw­cę. ―> Przy kasie po­sta­no­wił za­gad­nąć o to kasjera.

 

– Dzień dobry – chło­pak po­wo­li ka­so­wał za­ku­py Ro­ge­ra – colę, gumy i ze­staw obia­do­wy.

– To bę­dzie 25, 50. ―> Brak kropki po pierwszej wypowiedzi. Didaskalia wielka literą. Zbędna półpauza w didaskaliach. Druga wypowiedź po didaskaliach, nie od nowego wiersza. Winno być:

– Dzień dobry.Chło­pak po­wo­li ka­so­wał za­ku­py Ro­ge­ra: colę, gumy i ze­staw obia­do­wy. – To bę­dzie dwadzieścia pięć pięćdziesiąt.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

-Nic mi o tym nie wia­do­mo… ―> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

z wy­bi­ciem 18 po­gnał… ―> …z wy­bi­ciem osiemnastej po­gnał

 

przepraszamy, z po­wo­du awa­rii sklep zo­stał za­mknię­ty szyb­ciej. ―> Czy dobrze rozumiem, że gdyby nie awaria, sklep byłby zamykany powolutku?

A może miało być: Przepraszamy, z po­wo­du awa­rii sklep zo­stał za­mknię­ty.

 

sie­dział­by teraz przy­gnę­bio­ny i gapił w te­le­wi­zor. ―> Pewnie miało być: …sie­dział­by teraz przy­gnę­bio­ny i gapił się w te­le­wi­zor.

 

Na wieść o ślu­bie jed­ne­go z to­wa­rzy­szy wy­buchł grom­kim śmie­chem… ―> Na wieść o ślu­bie jed­ne­go z to­wa­rzy­szy, wy­buchnął grom­kim śmie­chem

 

Mi­ster­na za­gad­ka. Za wszel­ką cenę mu­siał do­trzeć tam jak naj­szyb­ciej. ―> Dotrzeć do zagadki?

Co misternego było w zagadce?

 

Wi­dział nie­raz na In­ter­ne­cie… ―> Wi­dział nie­raz w in­ter­ne­cie

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/w-internecie;11081.html

 

– Słu­chaj, mam do Cie­bie spra­wę, pusz­czę Ci krót­kie na­gra­nie, a Ty mi po­wiesz… ―> – Słu­chaj, mam do cie­bie spra­wę, pusz­czę ci krót­kie na­gra­nie, a ty mi po­wiesz

 

Jego po­świa­ta ide­al­no­ści po­wo­li za­ni­ka­ła… ―> Co to jest poświata idealności?

 

z tru­dem sku­piał uwagę na swo­ich obo­wiąz­kach. ―> Zbędny zaimek – czy skupiałby uwagę na cudzych obowiązkach?

 

prze­stał po ja­kimś po­kła­dać na­dzie­ję w swo­je­go nie­gdyś naj­lep­sze­go pra­cow­ni­ka. ―> …po ja­kimś czasie przestał po­kła­dać na­dzie­ję w swo­im nie­gdyś naj­lep­szym pra­cow­ni­ku.

Nadzieję pokładamy w kimś, nie w kogoś.

 

tam­tych dwu­li­co­wych pseu­do-zna­jo­mych. ―> …tam­tych dwu­li­co­wych pseu­dozna­jo­mych.

 

A z resz­tą i tak miał… ―> A zresz­tą i tak miał

 

Rzad­ko z kim­kol­wiek roz­ma­wiał, nie chciał nawet sły­szeć o ja­kiej­kol­wiek po­mo­cy… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

wsiadł w auto i wy­ru­szył… ―> …wsiadł do auta i wy­ru­szył

 

– Yyy dzień dobry, tro­chę tu Pana nie było. ―> – Yyy, dzień dobry, tro­chę tu pana nie było.

Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się o kogoś listownie.

 

– Yyy dzień dobry, tro­chę tu Pana nie było. […]

– Pro­szę, tutaj jest moje CV, re­fe­ren­cje i list mo­ty­wa­cyj­ny – wrę­czył plik do­ku­men­tów. 

– Ee no dobra, prze­ka­żę to kie­row­ni­ko­wi, aku­rat Kate idzie na ma­cie­rzyń­skie i nie­dłu­go pew­nie będą szu­kać kogoś na jej miej­sce. ―> Czy dobrze rozumiem, że o chęci podjęcia pracy w markecie Roger rozmawia z kasjerem i kasjerowi zostawia swoje CV, re­fe­ren­cje i list mo­ty­wa­cyj­ny? Dlaczego nie rozmawia o tym z szefem sklepu?

 

Po­wie­dzieć, że cze­ka­nie na te­le­fon wziął bar­dzo do sie­bie… ―> Co to znaczy wziąć do siebie czekanie na telefon?

 

że po­wo­li go to wy­nisz­cza . ―> Zbędna spacja przed kropką.

 

Było już późno, za nie­dłu­go mieli za­my­kać… ―> Było już późno, nie­dłu­go mieli za­my­kać

 

Na pewno chcie­li­by tego uświad­czyć… ―> Na pewno chcie­li­by tego doświad­czyć

 

Choć prze­stał już pa­trzeć na sufit i stał od­wró­co­ny do niego ple­ca­mi… ―> Czy Roger stał pochylony, czy leżał? Bo jak inaczej mógł odwrócić się do sufitu plecami?

 

kie­ro­wał swoje ciało w stro­nę nie­zna­ne­go i… ―> Zbędny zaimek.

 

spoj­rzał na ze­ga­rek, 2:30. za 4 go­dzi­ny za­dzwo­ni bu­dzik. ―> …spoj­rzał na ze­ga­rek, 2:30. Za cztery go­dzi­ny za­dzwo­ni bu­dzik.

 

po­ło­żył na pod­ło­dze swoją torbę… ―> Zbędny zaimek.

 

Roz­ło­żył ją w od­po­wied­nim miej­scu. ―> Raczej: Rozstawił ją w od­po­wied­nim miej­scu.

 

Z ple­ca­ka wyjął mło­tek, la­tar­kę… ―> Skąd nagle plecak, skoro narzędzia zapakował do torby? Plecak i torba to nie to samo.

 

Reszt­ka­mi de­ter­mi­na­cji we­tknął głowę w ciem­ny tunel… ―> Determinacja nie jest czymś, czym można cokolwiek wetknąć gdziekolwiek.

 

poza ludz­kie gra­ni­ce poj­mo­wa­nia…. ―> Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

Na­stęp­ne­go dnia nie przy­szedł do pracy… ―> Na­stęp­ne­go dnia nie poszedł do pracy

 

Wie­dział, że za spra­wą kamer spraw­ca zo­sta­nie usta­lo­ny… ―> Brzmi to fatalnie.

Proponuję: Wie­dział, że dzięki kamerom spraw­ca zo­sta­nie usta­lo­ny

 

czę­sto zmie­niał swoje miej­sce po­by­tu. ―> …czę­sto zmie­niał miej­sce swojego po­by­tu.

 

Zno­szo­ne ubra­nia prze­siąk­nię­te były… ―> Zno­szo­ne ubra­nie prze­siąk­nię­te było

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie, to ubranie.

 

Po­cią­gnę­ła za klam­kę… ―> Po­cią­gnę­ła klam­kę

 

Wzno­sząc ku górze ręce… ―> Masło maślane – czy można wznieść coś do dołu?

 

Wraz z tą chwi­lą po­wie­rzam Ci sie­bie… ―> Wraz z tą chwi­lą po­wie­rzam ci sie­bie

 

Chwa­ła Tobie w pi­śmie… ―> Chwa­ła tobie w pi­śmie

 

za­mknął oczy i po­cią­gnął za spust. ―> …za­mknął oczy i po­cią­gnął spust.

 

nie po­tra­fi­ła zro­zu­mieć mo­ty­wu prze­wod­nie­go tej zbrod­ni. ―> …nie po­tra­fi­ła zro­zu­mieć mo­ty­wu tej zbrod­ni.

Motyw przewodni sugeruje, że mogły być też jakieś motywy poboczne.

 

po­gor­sze­nie stanu psy­chicz­ne­go Smi­tha, wy­wo­ła­ne praw­do­po­dob­nie na sku­tek za­rzu­co­ne­go mu pla­gia­tu. ―> Raczej: …po­gor­sze­nie stanu psy­chicz­ne­go Smi­tha, będące sku­tkiem za­rzu­co­ne­go mu pla­gia­tu.

 

wy­pa­ro­wał on nagle wraz ze śmier­cią obłą­kań­ca…. ―> Zbędna kropka po wielokropku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy Bardzo dziękuję za słowa krytyki. Jest to moje pierwsze opowiadanie, stąd też liczne błędy i niedociągnięcia. Mam nadzieję, że po zapoznaniu się z poradnikami ze strony fantazmaty.pl, moja twórczość ulegnie poprawie przynajmniej pod wzgłędem technicznym. Dziwi mnie natomiast opinia jakoby w tym opowiadaniu brakowało fantastyki. Występuje ona na zasadzie niedopowiedzień. Czy Roger postradał zmysły? A może jednak zetknął się z czymś w wentylacji? Zakończenie ze znikającym amuletem ma sugerować drugą opcję. Opowiadanie wysłałem kilku osobom, dotąd nikt nie miał problemu z jego intepretacją. 

Witaj.

Podejrzewam, że odtąd inaczej będę spoglądać na sufit każdego sklepu. :)

Przyznam szczerze, iż w wielu miejscach Twój tekst mocno mnie zaskoczył.

Wulgaryzm oraz niespodziewanie popełnione, makabryczne zbrodnie, są tak wielkim przeciwieństwem dotąd poukładanego, idealnego wręcz Rogera (a także jego życia i świata), że nieco zakłócają mi całą wizję. :)

Podoba mi się pomysł na opis popadania w obłęd i konsekwencji tego procesu. 

Nie wiem, czemu, ale spodziewałam się przy zakończeniu śladów ząbków. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dziwi mnie na­to­miast opi­nia ja­ko­by w tym opo­wia­da­niu bra­ko­wa­ło fan­ta­sty­ki. Wy­stę­pu­je ona na za­sa­dzie nie­do­po­wie­dzień.

Ano, nie da się ukryć, że fantastyki brakuje.

Ów tajemniczy rekwizyt, mający imitować fantastykę, pozostał w Twojej głowie. W opowiadaniu nie pojawia się ani razu, a ledwie o nim wspomniałeś w przedostatnim zdaniu, w kolejnym, jak piszesz, zdążył wyparować wraz ze śmiercią obłąkańca. A skoro jest obłąkaniec, nie ma, niestety, fantastyki

 

Opowiadanie wysłałem kilku osobom, dotąd nikt nie miał problemu z jego intepretacją. 

Podejrzewam, że te osoby to Twoi znajomi. Wieloletnie doświadczenia na tej stronie upewniły mnie w przekonaniu, że rodzina, przyjaciele i znajomi raczej nie są dobrymi recenzentami twórczości początkujących autorów.

 

Przypuszczam, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Gorąco polecam też Portal dla żółtodziobów.

 

I jeszcze jedno, bo czuję się lekko zdezorientowana – z Twojego komentarza wnoszę, że jesteś mężczyzną, a w profilu jak byk stoi, że jesteś kobietą…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O, ja też skorzystałam teraz z linka o betowaniu, dziękuję bardzo @Regulatorzy i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce, miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję serdecznie, @Regulatorzy. :)

Pecunia non olet

Bruce dziękuję za przeczytanie opowiadania i komentarz :) 

Cała przyjemność po mojej stronie.

O, zatem jesteś jednak Mężczyzną? :)

Pecunia non olet

Tak. Być może przy zakładaniu konta przeoczyłem opcję wyboru płci i zostałem przez to kobietą :)

Rozumiem.

Jako nowa ja tu przeoczam znacznie więcej. :)

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Trochę to wyliczanka kolejnych nieszczęść, jakie przydarzają się bohaterowi i trochę ta wyliczanka jest męcząca. Brakuje budowy klimatu. Wszystko jest mocno rozciągnięte w czasie, bo trochę musiało potrwać zanim stracił robotę, przejadł kasę, sprzedał auto znalazł nową robotę , zadomowił się w niej na tyle, żeby zrobić to, co zrobił. Już nie mówię o znalezieniu kupca na dokumenty i sprzedawcy broni.

I w tym czasie nikt się nie zorientował, że mu odbija, ani znajomi, ani rodzina. A to coś pod powałą spokojnie czekało. O ile w ogóle tam coś było, bo element fantastyczny pojawia się znienacka, by natychmiast wyparować. Trochę tak, jakbyś opko koniecznie chciał fantastyką napakować, nie zawracając sobie głowy logiką zdarzeń.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka