- Opowiadanie: krar85 - Strażnicy smoków

Strażnicy smoków

Taka bajka. Tym razem krótko i zdecydowanie optymistyczniej niż poprzednio.

Hasła konkursowe: „Uwaga na smoki” i „Transformacji czas ( It’s Morphin time )”

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Strażnicy smoków

Młody mężczyzna w doskonale skrojonej marynarce siedział przy łóżku. W słabym świetle Sali Odejść trudno było stwierdzić, czy podłączona do aparatury kobieta żyje.

– Nie możesz umrzeć – szeptał przez łzy.

– Nie pytam cię o pozwolenie, Krzysiu – odparła cichym, pogodnym głosem.

– Nie rozumiem. Masz pieniądze. Możesz kupić sobie nowe ciało i żyć po raz kolejny.

– Wiem. Ale nie chcę.

– Dlaczego?

Kobieta lekko uniosła powieki.

– To zawsze było twoje ulubione słowo. „Dlaczego”. Dlaczego w nocy jest ciemno? Dlaczego dwa i dwa to cztery? Byłeś takim dociekliwym chłopcem.

– To ty zawsze kazałaś mi wątpić. Zadawać pytania, szukać drugiego dna.

– Czytałam, że masz już ponad czterdzieści planet.

Mężczyzna uśmiechnął się i wyprostował, chcąc ukryć zdziwienie.

– Chciałem ci je wszystkie pokazać. Mroczny świat z węgla i złota, pustynną ziemię wielu słońc, a nawet planetę wiecznie zielonego lasu. Są prawie tak cudowne jak z twoich bajek. Dostałem już kredyt na sześć kolejnych. Renesans terraformowania, druga rewolucja. Szukam właśnie inwestorów.

– Kiedyś lubiłeś moje bajki.

– Wiele z nich pamiętam do dzisiaj. Niektóre dopiero teraz zaczynam rozumieć. Razem mnie wychowaliście, ty i te twoje szalone opowieści. Zawsze zastanawiałem się, skąd…

Gestem poprosiła, by pozwolił jej mówić.

– Nie zostało mi już wiele czasu. Pozwól zatem, Krzysiu, że opowiem ci bajkę. Ostatnią historię, którą mam dla ciebie. Powiem ci, dlaczego.

Zaczęła, nie czekając na odpowiedź.

 

***

 

Przyszłam na świat kilka lat po tym, jak ludzie ostatecznie nauczyli się zaprzęgać czas i grawitację do swoich celów. To były szalone lata, co miesiąc wysyłali do gwiazd maszyny, by przygotowywały kolejne światy dla nowego pokolenia pionierów.

Podobnie jak ty, nie miałam szczęścia do rodziców. Ojciec był gwiazdą e-sportu, uzależnionym od gier i alkoholu draniem, do którego wzdychały nastolatki. Moja matka była jego najwierniejszą fanką, przynajmniej do czasu, kiedy przyszłam na świat. Nie poznałam jej. Ojciec mówił, że któregoś dnia odeszła bez słowa. Nie dopytywałam, bo zawsze wtedy wpadał w złość.

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Miałam trzynaście lat. Był maj. Marzyłam o wakacjach. Ojciec przyjechał po mnie do szkoły czerwonym Mustangiem. Ale tym razem nie dostrzegłam obok niego kolejnej e-cioci. Uśmiechał się, tak szczerze, i miał na sobie bluzę z logo agencji kosmicznej.

– Lecimy, młoda! – krzyknął, kiedy tylko mnie zobaczył. – Będziemy morfować!

No i polecieliśmy. Jeszcze na ziemi podłączyli nas do wirtuala, z którego wyszliśmy dopiero na miejscu. Prawie siedemdziesiąt tysięcy lat świetlnych od domu. Zawieszeni w zimnej pustce, orbitowaliśmy wokół błękitnej planety, razem z dwiema setkami robotów terraformujących.

W wirtualu poznałam Sal. Sztuczną inteligencję, która przez najbliższe dwa lata miała mi zastąpić mamę, szkołę i przyjaciół. Polubiłam ją. Wreszcie miałam wrażenie, że komuś na mnie zależy. Ojciec także wydawał się szczęśliwy. Mógł grać całymi dniami. Musiał jedynie pilnować, by automaty robiły swoje i raz na kilka dni wysyłać krótkie wideo z postępu prac. Bank uważał, że nada to przedsięwzięciu bardziej ludzki wymiar.

– Zarobimy – mówił, przeglądając stosy danych. – Ukształtowanie terenu ani atmosfera nie wymagają żadnych drogich procesów.

Pierwszy tydzień spędziliśmy na orbicie. Testy, rozruch elektrowni słonecznej. W końcu, siódmego dnia ruszyliśmy, by na własne oczy zobaczyć świat, który mieliśmy poprawić.

Piekło hamowania atmosferycznego zdawało się trwać bez końca, ale wstrząsy i huk wreszcie ustały. Zapanowała cisza, a kontrolki ostrzegawcze gasły jedna po drugiej. Resztki warstwy ablacyjnej odparowały, kiedy zeszliśmy poniżej poziomu chmur. Wtedy piękno planety objawiło się w całej okazałości.

Ośnieżone iglice gór, bezkresne lasy poprzecinane siecią rzek i strumieni. Ostańce, urwiska i kaniony. I ta niesamowita zieleń, nie widziałam takiej nawet w wirtualach. Istny raj, nietknięty ludzką ręką. Atmosfera była tam bogatsza w tlen, a grawitacja słabsza od ziemskiej. Drzewa dorastały tysiąca stóp. A ponad lasami i skałami szybowały one. Smoki. Królowie tej krainy.

Czarne, czerwone, złote, zielone, szmaragdowe, białe. Niektórych kolorów nawet nie potrafiłam nazwać. Duże jak nasz wahadłowiec i małe jak ja. O skrzydłach gadzich, ptasich czy motylich. Trudno było wypatrzeć dwa podobne. Jedne były rogate, inne tylko pokryte łuską. Każdy równie piękny, na swój sposób straszny i niesamowity zarazem. Te wielkie szybowały majestatycznie, a te małe bystro śmigały wśród listowia.

– Tato! Tu są smoki! Uważaj! – krzyczałam podekscytowana.

– To tylko takie dinozaury. Nie bój się.

– Nie boję się! – Wtedy jeszcze nie wiedziałam, czemu tak rzekłam. – One są takie piękne!

– Pięknie to tu będzie, jak skończymy. Sal już analizuje i tworzy wizualizacje. Niewiele tu bogactw naturalnych, ale będzie tu prawdziwy raj dla kasiatych turystów.

Mówił dalej, ale nie słuchałam. Patrzyłam jak zaczarowana, a w głowie zaczęłam słyszeć coś przypominającego muzykę. Spokojne, pogodne dźwięki. Niby język aniołów, doskonale pasujący do tego niesamowitego miejsca.

Wieczorem przy kolacji zapytałam, czy turyści nie będą bali się smoków. Ojciec uśmiechnął się krzywo, jak zawsze, kiedy kolejna ciocia pytała go, czy się z nią ożeni.

– Wieje wiatr zmian, maleńka. Te dinozaury i tak by w końcu wyginęły. My tylko przyspieszymy ten proces. Musimy działać zgodnie z zapisami umowy. Płacą nam za to, pamiętasz?

Mówił dalej, ale znowu nie słuchałam. Pobiegłam zapłakana do swojej kajuty.

Następnego ranka pierwsze roboty zaczęły schodzić z orbity. Ojca nigdzie nie mogłam znaleźć. Ze łzami w oczach patrzyłam, jak kolejne stalowe kolosy powoli wchodzą w atmosferę. Modliłam się, by nastąpił cud. Wtedy odezwała się Sal. Powiedziała, że ojciec potrzebuje mojej pomocy.

Znalazłam go w śluzie wahadłowca. Leżał pijany w cuchnącej kałuży i domagał się zupy. Sal tłumaczyła mu najsurowszym ze swoich głosów, że zatajenie problemów alkoholowych było niezgodne z warunkami umowy. On śmiał się i wyzywał ją, dopóki mnie nie zobaczył.

– Przynieś mi zupę, mała! Muszę wrócić na mostek, a strasznie boli mnie głowa.

Milczałam, patrząc na niego. Sal mechanicznie powtarzała swoje regułki.

Wściekł się.

– Ruchy, gówniaro! Bo skończysz jak matka! Zupa! Biegiem!

Zamarłam. W głowie znowu usłyszałam muzykę. Napełniła mnie spokojem, pomimo że wewnątrz dosłownie płonęłam.

Sal również ucichła na moment, a potem zwróciła się do mnie głosem zatroskanej opiekunki.

– Idź na mostek. Nie bój się. On nie zrobi ci krzywdy.

Poszłam. Drzwi śluzy zamknęły się za mną. Wtedy Sal dokonała dekompresji. Nigdy już nie zobaczyłam ojca. Rozumiałam, co powiedział i co się potem stało, ale byłam dziwnie spokojna. To musiało mieć coś wspólnego z tą muzyką. Wiedziałam też, co powinnam zrobić. Razem z Sal zatrzymałyśmy proces terraformowania. Okazało się, że ona także odbiera jakieś sygnały, których nie potrafiła zdefiniować. Choć powinna, nie chciała ich ignorować.

Gdy tylko wahadłowiec był gotowy, poleciałam na planetę. Szybowałam nad oceanem zieleni, towarzyszyły mi smoki. Śpiew w mojej głowie stawał się coraz głośniejszy, aż wreszcie pojęłam, że to one do mnie mówią.

Opowiadały o swoim świecie, jego burzliwej historii i równowadze, o myślących drzewach i o swojej rasie, dużo starszej niż nasza. One też kiedyś żeglowały wśród gwiazd. Dawno temu, kiedy świeciły pierwsze słońca. Początkowo pragnęły uczynić wszechświat sobie poddanym, tak jak my teraz. Ale coś się stało, coś zrozumiały albo odkryły.

 

***

 

Kobieta niespodziewanie zaczęła kasłać. Jeden z ekranów błysnął kaskadą komunikatów. Automatyczny asystent błyskawicznie podał steryd. Po chwili mogła kontynuować.

– Powiedziały mi, że nasze życie to zaledwie preludium. Droga do lepszego świata. Takiego bez lęku, bólu i entropii. Każdy z nas tam kiedyś trafi. Człowiek i smok. Dobry i zły. Ale najpierw musi przejść swoją drogę, z której go później rozliczą. One już swoją przeszły, ich czas minął, ale niektóre zdecydowały się zostać. Nie ze strachu czy przywiązania, ale z troski. Dla innych, także dla nas.

– Nie rozumiem? – zapytał. Po jego policzkach ciekły łzy.

– To one mnie znalazły, Krzysiu. Bym je zobaczyła, poznała i zrozumiała. Od tamtych dni mówią do mnie, jeśli tylko chcę słuchać. Dzięki nim nigdy się już nie bałam i nie byłam sama. Smoki pomogły mi wrócić na ziemię. Podpowiedziały, jak rozmawiać z bankiem, by zostawił tamtą planetę w spokoju. Prowadziły mnie przez życie. Zwiedzałam światy, przeżywałam przygody, poznawałam mnóstwo ludzi. A ilekroć zasypiałam, śniłam, że latam razem z nimi wśród drzew i skał smoczego świata. To one wybrały mnie na swoją opiekunkę. Strażniczkę smoków, która strzegła ich przed ludźmi dla przyszłych pokoleń. A potem wybrały ciebie.

– Mnie!?

– Tak. To one mnie do ciebie doprowadziły. Szeptały te wszystkie historie, które tak bardzo lubiłeś. Spowodowały, że z zaniedbanego i zakompleksionego chłopca stałeś się dojrzałym, zaradnym mężczyzną. Wychowywały cię, Krzysiu, a teraz proszą, byś ich strzegł, kiedy ja wreszcie dojdę do kresu drogi.

– Nie rozumiem! Nie wierzę! Ja…

Uśmiechnęła się.

– Nie spiesz się. I nie wierz mi na słowo. Na szafce jest akt własności planety. Jest twoja. Poleć i przekonaj się sam. Mają dla ciebie wiele nowych historii. Sprostają każdemu „dlaczego”.

– A ty?

– Moja droga dobiega końca. Miałam dobre życie. Widziałam, jak dorastasz. Ale czas iść dalej. Spotkać się z ojcem. Wybaczyć i uzyskać wybaczenie. Do zobaczenia.

Umilkła nagle. Jej twarz przeszył krótki grymas bólu. Po chwili znów spała, uśmiechając się pogodnie.

Młody mężczyzna jeszcze długo trwał przy łóżku. Wreszcie otarł łzy, wstał, i zabrawszy z szafki dokument, wyszedł szybkim krokiem. Musiał się pilnie zająć pewną planetą.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Mimowolnie ciągle miałam skojarzenia z “Avatarem”. 

Opowiadanie porusza mnóstwo problemów ludzkich, jest w swoim wyrazie bolesne i gorzkie, ale daje także wielką nadzieję.

Optymistyczne zakończenie bajki cieszy mnie bardzo. :)

Tekst może być częścią ciekawej powieści sf. 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Nie zdążyłam na becie, przepraszam. :( Wobec tego wpadnę wkrótce ze zwykłym komentarzem.

deviantart.com/sil-vah

Cześć!

Dla mnie to przede wszystkim tekst o tym, że osobom o silnej wierze dużo łatwiej jest pogodzić się z przemijaniem. Czy to wiara w smoki, czy w Jezusa Chrystusa (i nie chcę tutaj nazbyt stanowczo twierdzić, jakoby jedno wykluczało drugie). I tego można im zazdrościć. I ogromny, ogromny szacunek za słowa:

Droga do lepszego świata. Takiego bez lęku, bólu i entropii. Każdy z nas tam kiedyś trafi,

ponieważ podsumowałeś moje oczekiwania względem hipotetycznego życia pozagrobowego chyba lepiej, niż sam kiedykolwiek zdołałem, a jeszcze tak zwięźle!

Przy jednej rzeczy odrobinę się zawahałem. Praca polegająca na siedzeniu parę lat w samotności (prawda, w towarzystwie AI) i doglądaniu terraformacji planety? Spora część zatrudnionych zakończyłaby tę przygodę w szpitalu psychiatrycznym. Chociaż właściwie wspominam o tym głównie po to, aby móc dokonać tej wrzutki kontekstowej, do której obliguje mnie Twój tekst w stopce:

– Cóż, że pięknie, gdy obco – kiedyś tu będzie Rumunia…

Tyle. Pozdrawiam!

Ładna bajka, taka prosta i ciepła. Jak na tak krótką formę wyszło całkiem zgrabnie i bez niedopowiedzeń.

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Cześć!

 

Odpisze kolektywnie, by nie mnożyć postów.

 

bruce

 

Dzięki, że wpadłaś. Skojarzenia z Avatarem trudno się wyzbyć. Miło słyszeć, że optymistyczne zakończenie podobało się. Takie miało być, chciałem wreszcie napisać “coś optymistycznego”.

 

Silva

 

Nie ma problemu, za to w innej becie dałaś mi wiele cennych uwag, z którymi nadal się zmagam. Ale to już opublikowane, więc i Wilczyca niedługo wróci w przyjemniejszej odsłonie. Z publikacją tego nie chciałem już czekać, bo goście wpadli, i bałem się, że jak odłożę na wieczór to zapomnę. I będzie lipa ;-)

 

Ślimak Zagłady

 

Dla mnie to przede wszystkim tekst o tym, że osobom o silnej wierze dużo łatwiej jest pogodzić się z przemijaniem.

To jedna z motywacji do powstania tego tekstu. Pochylenie się nad spojrzeniem na nieuniknione i podejściem do tego tematu. Bo podejście można zmienić, a samo nieuniknione możemy tylko odwlekać.

ponieważ podsumowałeś moje oczekiwania względem hipotetycznego życia pozagrobowego chyba lepiej, niż sam kiedykolwiek zdołałem, a jeszcze tak zwięźle!

Dzięki wielkie, oj siedziałem ja nad tym zdaniem. By było krótko, zwięźle i na temat. To mi się też podoba w krótkich formach. W dłuższym tekście takie rzeczy giną, a w 10k znaków zostaje to w głowie do końca tekstu ;-)

Przy jednej rzeczy odrobinę się zawahałem. Praca polegająca na siedzeniu parę lat w samotności (prawda, w towarzystwie AI) i doglądaniu terraformacji planety? Spora część zatrudnionych zakończyłaby tę przygodę w szpitalu psychiatrycznym.

Dlatego wzięli e-sportowca. Komputer, szybka sieć i jest zawsze u siebie ;-)

– Cóż, że pięknie, gdy obco – kiedyś tu będzie Rumunia…

Oj tak, u Kaczmarskiego (i spółki) można znaleźć wiele. Prawie jak w biblii. Kiedyś nawet chciałem wszystko co piszę podsumowywać jakimś jego tekstem, ale póki co się hamuję. Sporo pomysłów zawdzięczam jego twórczości. Dobrze widzieć, że nie jestem sam z zacięciem do tego barda końca ery atomowej.

 

nati-13-98

 

Dzięki za wizytę i za miłe słowa! Motywuje do dalszej pracy.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Siemano :)

 

Na bacie tylko łapankę Ci zrobiłem, nie odnosząc się do treści. I chyba dobrze, bo musiałbym się powtarzać, a tak będzie na świeżo po publikacji :)

Od bajki zacząłeś tutaj swoją bytność, do konwencji bajki wracasz w tym sajfajowym tekście. Bo IMHO to sf, a konkretnie mogłoby być wstępem do space opery. Ta planeta z ogromnymi drzewami kojarzyła mi się z God’s Groove, planetą Templariuszy z “Hyperiona” Simmonsa. Poza tym opisujesz ustami bohatera też inne planety, pustynna planeta z kilkoma słońcami na myśl przywiodła MadreDeDios, Nową Mekkę czy Nowy Hebron z tego samego uniwersum. I w tej wypowiedzi używasz słowa “renesans” – a w świecie Hyperiona jest też planeta o tej nazwie :) Nie wiem czy zrobiłeś to zamierzenie, ale dało mi to pewne obrazy, które znałem wcześniej i mogłem dopasować do Twojego świata.

No i te smoki, czyli element fantasy. No, musze przyznać, że tutaj też miałem dzięki nim skojarzenia i to z powieścią i opowiadaniem nie kogo innego, jak pani LeGuin. Chodzi konkretnie o “Naszyjnik dla Semlaine” i “Świat Roccanona”, czyli pierwszą książkę o Ekumenie. Oczywiście wszytsko to skompresowane do szorta, bez szerokiego kontekstu tamtych dzieł. Dałeś tutaj od siebie pewne rzeczy, które mi się spodobały, bo stały się łącznikiem między Twoim uniwersum z opowiadania a naszą rzeczywistością (e-sport, który mnie początkowo zdziwił, ale po jakimś czasie uznałem, że dobrze tutaj pasuje).

Z “Avatarem” skojarzeń nie miałem. Nie lubię tego filmu. A znielubiłem jeszcze bardziej, kiedy zorientowałem się, że to zżyna z “Nazywam się Joe” Poula Andersona, okraszona żżynami z kilku innych dzieł. Ktoś powie, że postmodernizm, że wszystko było i blablabla, ale jak się bierze ewidentnie czyjś pomysł i obi na jego bazie film za setki milionów baksów, to fajnie byłoby tę inspirację jakoś zaznaczyć. Avatar Apage!

Ale wrócmy do tekstu. Jest spokojnie, jest umierająca staruszka, która opowiada bajkę. Te sceny do mnie mówią, podobają mi się. Bajka też mi się podoba, jej fantastyczność, nieprzystająca niby do s-f, a jednak pasująca do konwencji space opery. Nawet gdzieś mi się skojarzenia pojawiły z “Grą w szczurosmoka” Cordwainera Smitha. Ogólnie rzecz biorąc, to fajny tekst, któremu zarzucić mógłbym wyłącznie to, że bohater okazuje się być wybranym przez starożytne istoty do ich strzeżenia. To ładnie wybrzmiałoby w dłuższym tekście, a tutaj wydaje się rozwiązaniem zbyt pośpiesznym. Ale sam zrobiłem podobnie w tekście na ten konkurs, więc nie mnie narzekać :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Bardzo sympatyczne opowiadanko.

@Krar85

Dziękuję i serdecznie Cię pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Powtórzę z grubsza to, co napisałem na becie:

Zdecydowałeś się na krótką formę, która, siłą rzeczy, mnoży pytania, dotyczące prawideł świata i przedstawionej historii. Od razu zaznaczam, że – jak dla mnie – nie jest to wadą. Lubię opowiadania, które pokazują nie tylko pewien wycinek rzeczywistości, ale i pozostawiają sporo niewiadomych względem fabuły. (Co to znaczy, że smoki same odnalazły kobietę? ,,Zwęszyły" ją, kiedy była w pobliżu, czy wpłynęły na rzeczywistość tak, aby razem z ojcem znalazła się w pobliżu planety? W jaki sposób i w jak wielkim stopniu wpływały one na Sal? W końcu – jak wielki był ich wpływ na świadomość kobiety już potem? Nie sądzę, aby stała się bezwolnym narzędziem w ich rękach, ale do jakiego stopnia wpływały one na jej decyzje życiowe? Jak naprowadziły ją na Krzysia, który, choć niewątpliwie związany z kobietą szczerą relacją, może w istocie był tylko narzędziem, mającym przydać się w sytuacji, w której stare ,,narzędzie” przestanie służyć …? ). To tylko część pytań i zakładam, że gdyby opowiadanie miało dłuższą formę, na wiele z nich udzieliłbyś odpowiedzi. Ale – jak wspomniałem – mnie zagłębianie się w domysłach nie przeszkadza :)  

Podoba mi się nienachalny duch pro-ekologiczny, który czuć w tej historii. Ogólnie rzecz biorąc, opowiadanie napisane jest sprawnie i czytało się je przyjemnie. Czy dłuższa forma wyszłaby mu na lepsze? Może tak, ale w tej oszczędnej postaci również się broni.

Polecam do biblioteki. Powodzenia w konkursie!

Ładne, to prawda. Nawet nie wiem, czy nie zbyt ładne jak dla mnie, ale to kwestia gustu.

Przy czym wierzę w człowieka na tyle, iż ufam, że nie pozwoliłby tak o, zniszczyć ekosystemu planety (w pełni świadomie! To co robi teraz chyba jednak częściowo wynika z niewiedzy). Tutaj Ci zatem nie dałem wiary.

Ale w końcu bajka. 

Outta, ja też nienawidzę Avatara. Och! Jak bardzo!

 

Na przecinkach się nie znam, ale jakoś się w oczy rzuciło:

 

Resztki warstwy ablacyjnej odparowały(+,) kiedy zeszliśmy poniżej poziomu chmur.

Ukłony

[...] chleb [...] ~ Honoriusz Balzac

Cześć!

 

Outta

 

Chciałem wreszcie napisać coś optymistycznego, i mi taka trochę bajka wyszła. Nie do końca się udało, bo jednak ktoś tam po drodze umarł, ale wnioski przynajmniej są bardziej pozytywne. To chyba przez tą wiosnę… A że czasu zrobiło się mało, bo odkładałem na potem, a “potem” się choroba rodzinna trafiła, to “tylko” szorcik. Choć też chciałem spróbować krótkiej formy, w której pewne rzeczy można tylko zarysować.

Początkowo myślałem nad tym, by z tego pomysłu rozwijać może coś dłuższego, może coś więcej. Ale nie, raczej zorientuję się na fantasy bardziej. Sf to również zagadnienia techniczne, które bardzo lubię, ale za bardzo mi się z pracą kojarzy.

Jeżeli chodzi o planety, to zamknąłem oczy i wymyślałem, choć zapewne Star Wars (które było pierwszym filmowym s-f, z jakim miałem styczność jako dziecko) i kosmiczne uniwersum Martina odcisnęły swoje piętno. W pewnym sensie jesteśmy przecież tym, co jemy (lub też czytamy, oglądamy…) Inna sprawa, że to się wszystko przenika w pewien sposób. Każdy coś wymyśli, coś podpatrzy albo “zrobi po swojemu” i kanon rośnie. I w sumie jak popatrzeć na s-f lat siedemdziesiątych XX wieku (złota dekada ery kosmicznej), to u większości twórców była jakiś tam świat podobny do Avatara. Może obcy mieli inny kolor skóry albo mieszkali na łodziach, ale “dramat Indian” podobny.

Pozdrawiam!

 

homar

 

Cieszę się, że się spodobało.

Pozdrawiam!

 

adam_c4

 

Co to znaczy, że smoki same odnalazły kobietę? ,,Zwęszyły" ją, kiedy była w pobliżu, czy wpłynęły na rzeczywistość tak, aby razem z ojcem znalazła się w pobliżu planety?

To już zostawiłem otwarte. Jak sam pisałeś, urok krótkiej formy. Stymuluje wyobraźnię. Ja widzę to w taki sposób trochę magiczny (tak mi się smoki kojarzą), element fantasy. Coś dużo bardziej subtelnego niż głos w głowie mówiący, co masz robić. Bardziej melodia na granicy szumu, zaproszenie, a jednocześnie bezpieczeństwo i obietnica odpowiedzi.

Ale opisałem to w sposób dający duże pole do interpretacji i na to liczę.

Podoba mi się nienachalny duch pro-ekologiczny, który czuć w tej historii.

Cieszę się. Nienachalny do bardzo dobre słowo, by to określić. Tu nikt nie chce walczyć ogniem i mieczem. To ma być bardziej zachęta do refleksji.

Może tak, ale w tej oszczędnej postaci również się broni.

Polecam do biblioteki. Powodzenia w konkursie!

Miło słyszeć, dzięki za pomoc i za klika!

 

TYRANOTYTAN 3000

 

Nawet nie wiem, czy nie zbyt ładne jak dla mnie, ale to kwestia gustu.

Chyba rozumiem o co ci chodzi, i też się nad tym zastanawiałem. Miałem taką mała wojnę w głowie: pokazać ludzkie oblicze ludzi czy napisać coś optymistycznego, co karmi tą lepszą część naszej duszy (natury, CPU, zależy kto w co wierzy, nie narzucam). Sumarycznie postawiłem na to drugie, teraz zbieram odzew ;-)

Przy czym wierzę w człowieka na tyle, iż ufam, że nie pozwoliłby tak o, zniszczyć ekosystemu planety (w pełni świadomie! To co robi teraz chyba jednak częściowo wynika z niewiedzy).

Ludzie w imię władzy, pieniędzy i żądzy robią różne rzeczy, często bardzo złe. Robią to świadomie i konsekwentnie, i nie miewają wyrzutów sumienia. Taka postawa ludzi podbili świat. Ale w ludziach jest też dobro, i wierzę, że zachęcając do stawania po jasnej stronie możemy pomagać wydobywać to dobro.

 

Avatar to Hollywood, a to rządzi się swoimi prawami.

 

Pozdrawiam i dzięki za przeczytanie!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć :)

Chociaż nie przepadam za opowiadaniami w formie czyjejś opowieści (zazwyczaj wtedy trudno się wczuć w sytuację bohaterów), tutaj udało Ci się przedstawić tę historię naprawdę interesująco.

Co prawda chwilami trudno mi zrozumieć niektóre rzeczy (dlaczego wysłali do formowania tej planety akurat gwiazdę e-sportu, nie lepiej kogoś, kto zna się na rzeczy? Czy nie rozsądniej byłoby na takiej stacji mieć jakiś mechaników, w końcu to tylko roboty, mogą przestać działać. Trudno mi uwierzyć w to, że poleciał tam po prostu gwiazdor z córeczką). Mimo to, nie przeszkodziło to w cieszeniu się historią, bo w sumie nie o to chodzi, opowiadanie jest bardziej baśnią.

Spodobała mi się wizja przyszłości. Formowanie planet, e-sport, kupowanie nowych ciał Sala Odejść. Udało Ci się zmieścić dużo szczegółów w tak krótkim opowiadaniu.

Podsumowując, przyjemnie się czytało.

Pozdrawiam :)

Hej Oluta!

 

tutaj udało Ci się przedstawić tę historię naprawdę interesująco.

Dzięki za słowa uznania, motywują do dalszej pracy!

dlaczego wysłali do formowania tej planety akurat gwiazdę e-sportu, nie lepiej kogoś, kto zna się na rzeczy?

Człowiek został tam wysłany trochę na doczepkę. By nadać całemu przedsięwzięciu ludzką twarz. A e-sportowiec dlatego, że ma przewidywalne potrzeby, i kilka lat z dala od innych ludzi spokojnie wytrzyma. Jest tam o tym wzmianka, ale nie do końca wprost.

 

Dzięki wielkie za przeczytanie i za dobre słowo.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

to u większości twórców była jakiś tam świat podobny do Avatara. Może obcy mieli inny kolor skóry albo mieszkali na łodziach, ale “dramat Indian” podobny.

Akurat u Andersona nie ma żadnego dramatu, jest za to pomysł, że człowiek niepełnosprawny, ograniczony przez pewne ubytki ciała zostaje wysłany na orbitę planety, na której człowiek nie przeżyłby. I ten człowiek transferuje swoją świadomość do ciała istoty, która jest w stanie tam przeżyć, oczywiście na chwilę, tylko by wykonać pewne zadania. Ale w końcu buntuje się i pozostaje w obcym ciele, na obcej planecie, bo to nowe ciało jest sprawne, nie zniedołężniałe. To pomysł Andersona, na którym bazuje w głównej mierze Avatar. Zresztą, co tu dużo gadać, James Cameron to złodziej pomysłów, które przerabia kosmetycznie i twierdzi, że są jego – wystarczy słynną sprawę Terminatora i Harlana Ellisona przytoczyć.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

jest za to pomysł, że człowiek niepełnosprawny, ograniczony przez pewne ubytki ciała zostaje wysłany na orbitę planety, na której człowiek nie przeżyłby.

Tak, tu masz zdecydowanie racje. To jest już zdecydowanie bardziej unikalne, zapewne Cameron to podpatrzył albo podkupił. Tyle że ja kompletnie o tym zapomniałem ;-) Gapa ze mnie. Dla mnie Avatar to głównie efekty specjalne, to z tego filmu najbardziej zapamiętałem. Warstwa fabularna uleciała.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej, Krarze!

 

Ciekawa wizja świata, która dostosowana jest do formy opowiadania. Zostawiasz pewne kwestie otwarte, ale nie przeszkadza to w wyobrażeniu sobie tego, jak to wszystko działa. Bajkowa konwencja w połączeniu ze sci-fi wypada przekonująco, chociaż nie jest to odkrywcze, czyta się bardzo przyjemnie. Mieszana narracja też się broni. Ogólnie jestem na tak.

Pozdrawiam

Hej oidrin!

 

Dzięki za miłe słowa, motywują do dalszych zmagań. Założyłem, że połączenie bajki, smoków i s-f dobrze wpasuje się w konwencję Szalonych Siódemek. Sporo zastanawiałem się, czy nie jest to zbyt cukierkowe, albo zbyt optymistyczne, ale uznałem, że warto spróbować.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Wbrew pozorom ciepła i sympatyczna opowiastka. Może o smokach w SF, może o umieraniu, może o wierze…

Podobały mi się nawiązania do “Genesis”. I dobrze się stało, że tym razem Bóg nie ulepił człowieka na swój obraz. Ciekawa konstatacja.

Babska logika rządzi!

Mi się wydaje, że nie wszedłeś w swoich bohaterów, tzn. nie do końca ich czujesz, matkę i chyba syna. Wstęp wydaje mi się trochę teatralny. Może przez tę zbitkę słowną "doskonale skrojona marynarka", która nie ma znaczenia dla tekstu. Zakończenie – podobnie, bo jego łzy nie wydały mi się uzasadnione opowieścią matki. 

Przesłanie niewątpliwie jest, lecz wydaje mi się nieubrane w sceny, czyli niejako streszczasz swój pomysł, zamiast dać się wykazać bohaterom. Jakbyś ich nie wprawił w ruch i nie tchnął w nich życia.

Np. tutaj:

Opowiadały o swoim świecie, jego burzliwej historii i równowadze, o myślących drzewach i o swojej rasie, dużo starszej niż nasza. One też kiedyś żeglowały wśród gwiazd. Dawno temu, kiedy świeciły pierwsze słońca. Początkowo pragnęły uczynić wszechświat sobie poddanym, tak jak my teraz. Ale coś się stało, coś zrozumiały albo odkryły.

Nie znamy ich burzliwej historii, ani ich odkryć. To tylko słowa i w niewielkim stopniu wiążą czytelnika, tak mi się wydaje. Przynajmniej ze mną tak jest.

Z alkoholizmem jest podobnie, nie wiemy jak wyglądał, dlaczego tak i anihilacja. Zdmuchnąłeś ojca ze sceny.

Smoki, dla mnie o nich jest za mało. Jeśli w tytule występuje smok, oczekuję go, a nie wzmianki, że śmigały po planecie. 

Natomiast formalnie jest dobrze: pomysł i porządnie napisane, dlatego skarżę. 

 

Drobiazgi:

,Nigdy już nie widziałam ojca.

Może "zobaczyłam" – zerknij?

,Okazało się, że ona także odbiera jakieś sygnały, których nie potrafiła zdefiniować, a które wpływają na jej działanie.

Usunęłabym, bo niepotrzebne – "także", i któreś z "których"?

,Takiego bez lęku, bólu i entropii

Gdy natrafiam na takie słowo jak entropia to się jeżę, jak to świat bez entropii toć to miara neutralna, stan uporządkowania materii. Może być mniejszy lub większy, co to znaczy bez?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

jak to świat bez entropii toć to miara neutralna, stan uporządkowania materii. Może być mniejszy lub większy, co to znaczy bez?

Może nie powinienem odpowiadać w imieniu autora, ale dla mnie był to raczej intuicyjny skrót myślowy oznaczający świat, w którym nie obowiązuje II prawo termodynamiki.

Ale jak, to możliwe, Ślimaku? Żeby Autor cośkolwiek dalej o tym wspomniał, nawet fantastycznie, bez różnicy, ale tak, takie pojęcie? Też mam na koncie jedno opko, w którym lekko zawieszam entropię. W tym opku nie ma boga – jest normalna planeta, świat.

Czułam, że Autor chce zwiesić prawa, ale nie odzwierciedliło się dla mnie w tekście. Wiem, matka opowiada bajkę-niebajkę, bo niejako swoje doświadczenia i właśnie wtedy skłóciła mi się ta entropia.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Trochę na początku byłem zaskoczony, bo w opisie napisałeś, że ma być optymistycznie, a tu od razu ktoś umiera… Na szczęście dalej było coraz ciekawiej :) Cały czas uśmiechałem się pod nosem, świat ma moim zdaniem świetny potencjał.

Osobiście odbieram ten tekst jako wołanie, by nie pozwolić ludziom zajść w miejsce, z którego nie będzie powrotu, by nie niszczyć w imię zysków tego co nas otacza – Ale to takie moje gdybanie.

Bardzo się podobało i pozdrawiam serdecznie! 

Zawsze coś da się poprawić

Asylum, w omawianym fragmencie opowiadania bohaterka powiada dosłownie:

Powiedziały mi, że nasze życie to zaledwie preludium. Droga do lepszego świata. Takiego bez lęku, bólu i entropii.

Mowa tu więc o przekonaniach dotyczących życia pozagrobowego. Autor znalazł ciekawy wspólny mianownik ogromnej większości systemów wierzeń dotyczących przetrwania dusz (z wyłączeniem miejsc wiecznej kary), którym jest nieobecność ciągłego wzrostu całkowitej entropii układu. Istotnie, to zwięzłe sformułowanie elegancko łączy w sobie wiele cech, których należałoby oczekiwać od wszelkich form “nieba”, dla przykładu: niemożność nieodwracalnego zagubienia obiektu lub idei, utrzymywanie porządku w otoczeniu bez wydatkowania energii. Raczej nie można sobie z tym poradzić bez zawieszenia II zasady termodynamiki, zakładając odwracalność wszystkich procesów w takim świecie, gdyż bardzo ograniczałoby to zakres dostępnych do wykonania czynności.

Ale jak, to możliwe, Ślimaku?

Chwilowo nie podejmuję się przedstawienia spójnego modelu nieba na gruncie fizyki teoretycznej, ale doceniam wartość tego pomysłu na (nieco specjalistyczne) opowiadanie fantasy.

Pozdrawiam!

Hmm, może masz i rację Ślimaku. ;-) 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć Krar!

 

Kilka drobnostek, pół-pytań, wiele wynika z własnej niewiedzy ;)

 

Młody mężczyzna w doskonale skrojonej marynarce siedział przy łóżku.

Ponieważ nie jestem najlepszy w przecinkach, to bardziej zapytam, czy nie brakuje tu przecinków?

 

Młody mężczyzna, w doskonale skrojonej marynarce, siedział przy łóżku.

 

 

– Chciałem ci je wszystkie pokazać. Mroczny świat z węgla i złota, pustynną ziemię wielu słońc, a nawet planetę wiecznie zielonego lasu. Są prawie tak cudowne jak z twoich bajek.

Podmioty miałeś pojedyncze w zdaniu wcześniej. Później masz “Są prawie…” – już piszesz w liczbie mnogiej. Może “Są one prawie…” załatwi sprawę? A może to jednak zbędne?

 

 

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Miałam trzynaście lat. Był maj. Marzyłam o wakacjach. Ojciec przyjechał po mnie do szkoły czerwonym Mustangiem.

Zapisałbym może: Był maj i marzyłam o wakacjach / a ja marzyłam o wakacjach. Dzięki temu jest tyci mniej krótkich zdań, które nagromadzone obok siebie tracą naturalność.

Dlaczego mustang wielką? To już weszło, jako nazwa własna? Normalnie pisze się “ford mondeo” czy “skoda superb”.

 

 

Atmosfera była tam bogatsza w tlen, a grawitacja słabsza od ziemskiej. Drzewa dorastały tysiąca stóp.

Używając polskich imion, sugerujesz Polaków. Dlaczego więc nie nasza jednostka miary?

 

 A ponad lasami i skałami szybowały one. Smoki. Królowie tej krainy.

No, to żeś pojechał :D

 

– Nie boję się! – Wtedy jeszcze nie wiedziałam, czemu to powiedziałam.

Zrobił się rym :) Może podmienić? Nie zdawałam sobie sprawy, czy coś?

 

 

Mówił dalej, ale znowu nie słuchałam. Pobiegłam zapłakana do swojej kajuty.

Następnego ranka pierwsze roboty zaczęły schodzić z orbity. Ojca nigdzie nie mogłam znaleźć. Patrzyłam zapłakana, jak kolejne stalowe kolosy powoli wchodzą w atmosferę.

Może w drugim przypadku: Z łzami w oczach patrzyła, jak kolejne…

 

– Nie rozumiem? – zapytał. Po jego policzkach ciekły łzy.

– To one mnie znalazły, Krzysiu. Bym je zobaczyła, poznała i zrozumiała.

Hm… One mnie znalazły. Niejasności w tekście masz kilka. Wszystkie, poza tą są (dla mnie) w pełni akceptowalne, w końcu niektóre niedopowiedzenia są bardzo ok.

Z to to mnie nieco wybiło. Przydałaby się może jakaś minimalna wzmianka o tym, w jaki sposób do tego doszło.

 

Fajowa i ciepła bajka. Czy za ciepła? Do cholery, skoro planuję coś zrobić, to robię to, brnąc w założonym kierunku. Jest ciepło. Ale jest OK :)

Podobało mi się, jak Finkli, że nie byli to troszkę inni ludzie, a właśnie smoki.

Nie wszystko jest oczywiste i jasne, ale to, co napisałeś, byłbym w stanie przeczytać nawet mojej córce.

I myślę, że spodobałoby się jej to, choć wielu rzeczy nie zrozumie :)

Ponieważ masz komplet klików (jeden czeka) – pozostaje mi pogratulować :)

 

Cześć wszystkim!

 

Finkla

Wbrew pozorom ciepła i sympatyczna opowiastka.

Miło słyszeć.

Może o smokach w SF, może o umieraniu, może o wierze…

Oj tak, trochę do tej zupy nawrzucałem. Bałem się, że trochę cukierkowy potworek wyjdzie. Ale wyszła chyba jednak bajka sf.

I dobrze się stało, że tym razem Bóg nie ulepił człowieka na swój obraz.

;-)

Dzięki wielkie z klika!

 

 

Asylum

 

Fajnie, że wpadłaś.

Mi się wydaje, że nie wszedłeś w swoich bohaterów, tzn. nie do końca ich czujesz, matkę i chyba syna.

Trochę za słabo to na początku zarysowałem. I mnie zbetowali ;-) Bez wchodzenia w detale, intencja była tak, że to jest „młodzieniec sukcesu” oraz kobieta, która weszła w rolę matki, kiedy matka nie sprostała wyzwaniu. Jest tam gdzieś takie zdanie: Podobnie jak ty, nie miałam szczęścia do rodziców.

Może przez tę zbitkę słowną "doskonale skrojona marynarka", która nie ma znaczenia dla tekstu.

Budowanie postaci. Młody, ambitny, świadom swej wartości. Dbający o wygląd. Kiedyś fascynowały go bajki, a teraz ma całkiem sporo planet (również dzięki wyniesionej z bajek wiedzy) i zatraca się w materializmie.

Przesłanie niewątpliwie jest, lecz wydaje mi się nieubrane w sceny, czyli niejako streszczasz swój pomysł, zamiast dać się wykazać bohaterom.

Postawiłem na krótka formę.

Zdmuchnąłeś ojca ze sceny.

Zdmuchnęła go AI. A czemu to zrobiła, to już zostawiam czytelnikowi ;-) To też ma coś pokazać, o AI, bohaterce jaki i smokach.

Smoki, dla mnie o nich jest za mało. Jeśli w tytule występuje smok, oczekuję go, a nie wzmianki, że śmigały po planecie.

Osobiście niewiele ich tam było, zgadzam się. Ale co niektórym szeptały co nieco.

 

Wskazane poprawki naniosę dzisiaj. I dzięki wielkie za klika!

 

 

I ta entropia…

świat bez entropii toć to miara neutralna, stan uporządkowania materii.

Jak Ślimak Zagłady trafił poniżej, chodziło mi o termodynamiczne znaczenie słowa entropia. W tym sensie wzrost entropii (z tego co pamiętam) to miara wzrostu nieuporządkowania i wyznacznik nieodwracalności zmian, które zaszły. Zakładam, że można różnie to zrozumieć, i mocno fizykalnie jak i bardziej symbolicznie. Dla mnie to generalnie świat bez nieodwracalności, czyli taki, w którym nie da rady popełnić błędów, których później nie odczynisz (albo też nie zostaną wybaczone, i nie będą obciążać sumienia). Oraz mogący trwać wiecznie na podobnych zasadach, bo świat z zachowana druga zasadą wieczny raczej nie będzie.

To nie jest opowiadanie o entropii, czy świecie bez niej. Pokazuję tu tylko nawiązanie do takiej wizji „życia po życiu”.

 

 

Kulosław

 

Dzięki za wizytę i za dobre słowo!

Trochę na początku byłem zaskoczony, bo w opisie napisałeś, że ma być optymistycznie, a tu od razu ktoś umiera…

I się nie dziwię. Challange accepted: Napisać optymistyczny tekst, który jest o czymś, ale w którym nikt nie umiera ;-)

Osobiście odbieram ten tekst jako wołanie, by nie pozwolić ludziom zajść w miejsce, z którego nie będzie powrotu, by nie niszczyć w imię zysków tego co nas otacza – Ale to takie moje gdybanie.

Jest to zdecydowanie jedna z głównych myśli, jakie chciałem tu zawrzeć. Fajnie, że to wybrzmiewa.

Bardzo się podobało

Dzięki, motywuje do dalszej pracy.

 

 

Hej silvan!

 

Dzięki za wizytę. Przeczytałem. Zaraz (dzisiaj I hope) odpiszę, na razie musze odejść od komputera, bo Żona goni ;-)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Gratuluję przedsiębiorczej Małżonki :D Moja mnie zmobilizowala do grabienia trawnika po zimie ;P

Cześć krar:-)

 

Podobnie jak ty, nie miałam szczęścia do rodziców. Ojciec był gwiazdą e-sportu, uzależnionym od gier i alkoholu draniem, do którego wzdychały nastolatki. Moja matka była jego najwierniejszą fanką, przynajmniej do czasu, kiedy przyszłam na świat.

powtórzenie

 

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Miałam trzynaście lat. Był maj. Marzyłam o wakacjach. Ojciec przyjechał po mnie do szkoły czerwonym Mustangiem. Ale tym razem nie było obok niego kolejnej e-cioci.

powtórzenia

 

Duże jak nasz wahadłowiec i małe jak ja. O skrzydłach gadzich, ptasich czy motylich. Trudno było wypatrzeć dwa podobne. Jedne były rogate, inne tylko pokryte łuską. Każdy był piękny, na swój sposób straszny i niesamowity zarazem.

i znowu:-)

 

Mówił dalej, ale znowu nie słuchałam. Pobiegłam zapłakana do swojej kajuty.

Następnego ranka pierwsze roboty zaczęły schodzić z orbity. Ojca nigdzie nie mogłam znaleźć. Patrzyłam zapłakana, jak kolejne stalowe kolosy powoli wchodzą w atmosferę.

powtórzenie

 

Modliłam się, by stał się cud. Wtedy odezwała się Sal. Powiedziała, że ojciec potrzebuje mojej pomocy.

a tu trochę za dużo się

 

Wybacz, ale nie jestem przekonana do Twojej opowieści, krar:-( 

Plusem jest narracja dziewczynki, podoba mi się planeta widziana jej oczami oraz to jak zachwyca się smokami. Pasuje tu muzyka, którą słyszy, bo to bardzo pasuje do dzieci, które mają wyobraźnię i zwykle dostrzegają więcej niż my:-) i to jest bardzo fajne.

Natomiast scena w szpitalu ze starszą kobietą i jej synem niestety do mnie nie przemówiła. Nie wzruszyła mnie w żaden sposób ani nie zaskoczyła, niestety. Za to wpłynęła niezbyt korzystnie na odbiór całości. 

Mowa kobiety o pogodzeniu się ze śmiercią i odejściu do lepszego świata wybrzmiewa bardzo religijnie. W tym kontekście smoki jawią się jako anioły? Nie jestem pewna swoich skojarzeń. 

Cały czas mam w pamięci Ludzi i wilki. To opowiadanie niestety mnie nie chwyciło;-(

pozdrawiam serdecznie

 

Witam, krar85.

 

Jestem fanem takiego sci-fi opko dla mnie prima bella. Ciekawe przedstawienie eksploracji kosmosu przez człowieka, każdy zaradny człowiek może mieć swoją planetę :) Na pewno takie rozwiązanie, generowałoby sporo problemów w przestrzeni, ale to temat na zupełnie inne opowiadanie. Bardzo chętnie, przeczytałbym dalszy ciąg. (niekoniecznie wszystkie smoki muszą być dobre) Wiec potencjał dla superzłoczyńcy jest mocny. (Czarny smok :D )

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie. 

Cześć!

 

Dlaczego doba (i życie) są takie krótkie. Tak wiele opowiadań, tak dużo pomysłów, tak niewiele czasu… Gorączka przedświąteczna dopadła, ale już się odkopałem. Dziś wieczorem poprawię i odpisze wszystkim. Przepraszam za zwłokę.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Podobało mi się :) Wszystkiego tu po trochu, i wątki ekologiczne, i nazwijmy to – religijne, i eksploracja kosmosu. Trochę bajkowo, trochę na poważnie. Cieplutkie, z przesłaniem. Dobry tekst :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć!

 

Dlaczego czas płynie tak szybko… Życie (i Żona i nie tylko) dopadli, ale jestem. Przepraszam za późną odpowiedź.

 

silvan

Wielkie dzięki za przeczytanie i za sugestie, część wprowadziłem, do reszty ustosunkowałem się poniżej. Dzięki za miłe słowa, motywują do dalszej walki z entropią.

Młody mężczyzna w doskonale skrojonej marynarce siedział przy łóżku.

Ponieważ nie jestem najlepszy w przecinkach, to bardziej zapytam, czy nie brakuje tu przecinków?

Też nie jestem najlepszy w przecinkach. Mam wrażenie, że tu obie opcje są dopuszczalne, w zależności na co chcemy położyć akcent.

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Miałam trzynaście lat. Był maj. Marzyłam o wakacjach. Ojciec przyjechał po mnie do szkoły czerwonym Mustangiem.

To wspomnienia. Każde zdanie to jeden z przypominanych faktów z przedświata. Zostaje. Mustang to nazwa pojazdu, i luźne nawiązanie do forda mustanga. Też zostaje.

Używając polskich imion, sugerujesz Polaków. Dlaczego więc nie nasza jednostka miary?

Zastanawiałem się nad tym. Zawodowo pracowałem nieraz na imperialnych i nie lubię ich, ale „tysiąc stóp” brzmi lepiej niż „trzysta metrów” imho.

Hm… One mnie znalazły. Niejasności w tekście masz kilka. Wszystkie, poza tą są (dla mnie) w pełni akceptowalne, w końcu niektóre niedopowiedzenia są bardzo ok.

To punkt widzenia bohaterki. Jej ocena sytuacji. To jest i ma być trochę niejasne, i dawać pole do interpretacji.

Podobało mi się, jak Finkli, że nie byli to troszkę inni ludzie, a właśnie smoki.

Miło słyszeć! Mi też bardzo się to spodobało, dlatego postanowiłem cos z tego zrobić.

Gratuluję przedsiębiorczej Małżonki :D Moja mnie zmobilizowala do grabienia trawnika po zimie ;P

Na szczęście jest też wyrozumiała ;-) Miłej walki z liśćmi.

 

Olciatka

Dzięki za wyłapanie powtórzeń. Większość poprawiłem, resztę zostawiłem. Dobrze mi jakoś brzmią :-)

Wybacz, ale nie jestem przekonana do Twojej opowieści, krar:-(

No trudno, no, ale dziękuję za przeczytanie i za opinię :-) Jakaś „mroczna” część mnie domagała się wejścia szczura w finale. Ale to już było. Tym razem chciałem postawić na trochę inne przesłanie.

Natomiast scena w szpitalu ze starszą kobietą i jej synem niestety do mnie nie przemówiła.

Zbyt słabo to zarysowałem (albo zbytnio dałem się zbetować), bo wychodzi na to, że nie do końca jest to jasne. To nie są matka i syn. To raczej opiekunka i dawny, dorosły wychowanek, dla którego kobieta stała się matką i „pierwszą nauczycielką” zarazem.

Mowa kobiety o pogodzeniu się ze śmiercią i odejściu do lepszego świata wybrzmiewa bardzo religijnie.

Wyszło religijnie mówisz… Miało wyjść transcendentalnie. A czy smoki aspirują do roli aniołów, czy raczej ratują swój świat przed zniszczeniem, czy wszystko po trochu, to już zostawiam czytelnikom :-)

Cały czas mam w pamięci Ludzi i wilki.

I bardzo mnie to cieszy, wilczyca wróci, tylko muszę ją po becie pozbierać. Tak mało czasu…

Pozdrawiam!

 

Pendrive

 

Dzięki za wizytę.

Jestem fanem takiego sci-fi opko dla mnie prima bella. Ciekawe przedstawienie eksploracji kosmosu przez człowieka, każdy zaradny człowiek może mieć swoją planetę :)

Oby nigdy do tego nie doszło, ale jak popatrzymy, jaką ilością energii władał człowiek kilka tysięcy lat temu, a jaka włada teraz, i ekstrapolujemy to o kolejne kilka tysięcy lat, to strach się bać. Może kiedyś ludzie rusza do gwiazd, choć póki co im więcej wiemy tym bardziej widać, że jest to raczej domena s-f.

Pozdrawiam!

 

Irka_Luz

Dzięki za wizytę i za dobre słowo! Tak krótko i optymistycznie.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Po lekturze mam trochę mieszane uczucia. Zacznę od plusów. Przede wszystkim spodobała mi się realizacja konkursowego hasła, poza tym nie ukrywam, że lubię smoki ;) Więc fajnie, że znalazły się w opku w tak pozytywnej roli, choć to oczywiście kwestia bardzo subiektywna. Wyszczególnię także moment, w którym okazało się, co stało się z matką bohaterki (choć może to za dużo powiedziane, bo w tekście zostało to raczej tylko zainsynuowane). Naprawdę dobrze to wyszło! Taka chwila wewnętrznego chłodu, kiedy do człowieka dociera, co tam się wydarzyło.

Co spodobało się mniej: skrótowość. A może nie tyle skrótowość, co poczucie, że opowieść nie rozgrywa się przed naszymi oczami, a tylko… no właśnie, tylko o niej czytamy. Tekst, jak na mój gust, za bardzo skręca w stronę relacji, przez co czułam się zdystansowana do wydarzeń z końcówki, a domyślam się, że miały być poruszające. Jest to, co prawda, uzasadnione konstrukcją opowiadania, bo bohaterka opowiadania zdarzenia z przeszłości, mam jednak wrażenie, że po ostatniej scenie z ojcem całość zmierza jak najszybciej do finału. Wszystkie problemy rozwiązują się niemal od razu, także te z bankiem, któremu, jak się okazuje, wystarczyło parę odpowiednio poprowadzonych rozmów.

Aczkolwiek ogólne wrażenie jest na plus. Z technikaliów nic mi nie zgrzytnęło, może poza zbłąkanym “rzekłam” (trochę to zbyt górnolotne w ogólnym kontekście). Rzeczywiście tekst optymistyczny. A, jeszcze miałam wspomnieć, że spodobało mi się zastosowanie w tekście e-sportu jako ścieżki kariery – nie zdziwiłabym się, gdyby w przyszłości coraz bardziej zyskiwał na znaczeniu.

deviantart.com/sil-vah

Hej, krar85 ;) Fajnie potraktowałeś konkursowe hasło, dwa klimaty (sajfajowy i fantastyczny), pasujące do siebie w moim odczuciu jak pięść do nosa, tutaj zdają egzamin. Ciekawy pomysł, który bardzo pasuje do krótkiej formy. 

Podobnie, jak Asylum miałem wrażenie teatralności w dialogach, zbyt dużo tam wzniosłych słów, a zbyt mało ludzi. Mimo, że trochę zgrzytało, generalnie lekturę zaliczam na plus ;)

Z technicznych rzeczy – może wyśrodkujesz gwiazdki pomiędzy częściami tekstu? Będzie wyglądało bardziej elegancko i szykownie.

Pozdrawiam ;)

Cześć Silva!

 

No nareszcie jesteś, dzięki za dobre słowo i podzielenie się wrażeniami.

Zacznę od plusów. Przede wszystkim spodobała mi się realizacja konkursowego hasła, poza tym nie ukrywam, że lubię smoki ;)

Bardzo mnie to cieszy.

Co spodobało się mniej: skrótowość. A może nie tyle skrótowość, co poczucie, że opowieść nie rozgrywa się przed naszymi oczami, a tylko… no właśnie, tylko o niej czytamy.

Chciałem spróbować takiej “gawędziarskiej” formy, i zmieścić to w 10k znaków.

Tekst, jak na mój gust, za bardzo skręca w stronę relacji, przez co czułam się zdystansowana do wydarzeń z końcówki, a domyślam się, że miały być poruszające.

Relacje odgrywają tu istotna rolę. To ma być pożegnanie a jednocześnie ostatnia lekcja dla słuchacza bohaterki.

mam jednak wrażenie, że po ostatniej scenie z ojcem całość zmierza jak najszybciej do finału.

Trochę tak faktycznie jest. Chociaż ja z perspektywy patrząc mam wrażenie, że motyw z ojcem zbytnio rozbudowałem ;-) Nie chciałem, by tekst się rozrastał, a tu trochę zbytnio na to pozwoliłem. Ale już napisane, zostawiam jak jest.

 

 

 

AmonRa

 

Dzięki za przeczytanie i za opinię. Miło słyszeć, że pomieszanie smoków i ekspansji kosmicznej przypadło do gustu.

Podobnie, jak Asylum miałem wrażenie teatralności w dialogach, zbyt dużo tam wzniosłych słów, a zbyt mało ludzi.

Trochę tak, ale mi to pasuje do położenia bohaterów. To dwoje dorosłych ludzi, nie rodzina. Kiedyś kobieta wychowała słuchacza, a teraz chce mu udzielić “ostatniej lekcji” albo rady. On nie wie kompletnie, jak się zachować. W jego wizji świata ogarnięci ludzie nie umierają, tylko zmieniają skórę i hulają dalej.

Nad gwiazdkami się zastanowię.

 

Pozdrawiam!

 

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Podoba mi się, że w formę baśni, i to takiej z ramą i opowiadaczem, wpisujesz fabułę de facto spaceoperową. Owszem, w tej postaci jest to rzeczywiście tekst ze sporą dawką patosu i filozofującej wzniosłości, która tu wynika z przyjętej konwencji opowiadania, ale ma też w sobie dawkę ciepła i wbrew pozorom pogodnej mądrości. Przyjemna lektura.  

ninedin.home.blog

Dzięki za lekturę i miłe słowa ninedin!

Owszem, w tej postaci jest to rzeczywiście tekst ze sporą dawką patosu i filozofującej wzniosłości,

Muszę iść na kurs walki z patosem w tekstach, bo mam do tego skłonność. Ktoś? Coś? ;-)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Czy ja czytałem ten tekst? 

Kurde, miałem jakieś uczucie deja vu, ale nie widzę swojego komentarza… albo wpadłem w pętlę czasu, albo przypadkiem przeniosłem się do alternatywnej rzeczywistości. Ale dobrze, teraz o tekście. 

Pomysł na terramorfowana planetę na której żyją smoki bardzo dobry, obrazowy, pobudzający wyobraźnię. Niestety – w moim osobistym, czysto subiektywnym odczuciu – tekst nie zaoferował wiele ponad to. 

Zbyt krótki, by zżyć się z bohaterami, zbudowany w zasadzie na bazie jednego dość impodumpowego monologu (babcia wygłasza wszystko Krzysiowi z marszu, a ten w zasadzie bez oporów przyjmuje jej historyjkę) z dość na mój gust naiwną fabułą. Z jednej strony SI łamie jedno z naczelnych praw robotyki, co jeszcze moim zdaniem ujdzie i można jakoś to sobie zracjonalizowac (choć w tekście brakuje większego usprawiedliwienia niż to, że facet był okropnym ojcem i miał problem alkoholow), to już nie przekonująca jest warstwa psychologiczna dotycząca bohaterki (małe dzieci alkoholików kochają swoich rodziców, nawet gdy ci są dla nich potworami, a nawet jeśli ich przy tym nienawidzą, to uśmiercenie kogoś zawsze jest ogromnym ciężarem), która rozumie co SI chce zrobić, a dwa, że przyjmuje to bez cienia smutku. I na koniec: skoro Planeta ma być gratką dla turystów, to po kiego pozbywać się smoków? 

Zakończenie bardzo pospieszne. Poznaliśmy opowieść babci, nie dane było nam ją zweryfikować oczami Krzysia, co mogłoby nadać tekstowi głębi. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Cześć!

 

No nareszcie, czekałem na Twoją opinię.

Pomysł na terramorfowana planetę na której żyją smoki bardzo dobry, obrazowy, pobudzający wyobraźnię. Niestety – w moim osobistym, czysto subiektywnym odczuciu – tekst nie zaoferował wiele ponad to. 

Czyli pomysł przypasował, ale z kompozycją całości już gorzej… Będzie nad czym pracować.

Zbyt krótki, by zżyć się z bohaterami

Jak to w szorcie ;-) Wiem, można by to zapewne lepiej zrobić, ale jeszcze tego nie potrafię.

Z jednej strony SI łamie jedno z naczelnych praw robotyki

Pamiętaj, że znamy tylko perspektywę bohaterki, która była wtedy dzieckiem. Cele i motywy działania AI nie są nam znane (choć jest kilka subtelnych wskazówek, a i smoki dołożyły swoje)

małe dzieci alkoholików kochają swoich rodziców, nawet gdy ci są dla nich potworami, a nawet jeśli ich przy tym nienawidzą, to uśmiercenie kogoś zawsze jest ogromnym ciężarem

To z kolei miało pokazać przemianę, jaka dokonała się w bohaterce po kontakcie ze smokami. Śmierć ojca niespecjalnie ją w sumie obchodzi. Informacja o losach matki też.

Zakończenie bardzo pospieszne. Poznaliśmy opowieść babci, nie dane było nam ją zweryfikować oczami Krzysia, co mogłoby nadać tekstowi głębi.

Przydałaby się nieco dłuższa forma, powiadasz? Pewnie tak, ale tym razem postawiłem na gawędziarskiego szorta.

 

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ojej, jakie to ładne. I jakie smutne… Choć koniec chyba optymistyczny – bo on spieszy się ratować planetę smoków, prawda?

Bardzo kulturalnie napisane, nie przeszkadza ta szufladkowa konwencja, w której opowieść dałeś w ramie, bo bohaterka opowiada pięknie plastycznie. Może wyjaśnienie, o co chodzi ze smokami troszeczkę przyspieszone i minimalnie sztampowe, ale nadrabiasz narracją i nastrojem.

 

W zasadzie jeden drobiazg techniczny:

 

Moja matka była jego najwierniejszą fanką,

Wywaliłabym zaimek, bo nie jest potrzebny.

 

http://altronapoleone.home.blog

Cześć drakaina, dzięki za wizytę!

 

Bardzo kulturalnie napisane

Bardzo miło słyszeć od kogoś takiego jak ty. Taka bajka, “smutności” i “ładności” może trochę zbyt dużo miejscami, ale tak to sobie wymyśliłem.

bo on spieszy się ratować planetę smoków, prawda?

To już pozostawiam czytelnikowi ;-) Każdy ma prawo do własnej interpretacji. Jak to młody ambitny, zazwyczaj gdzieś się spieszy, coś goni. Moim prywatnym zdaniem to nie smoki są tymi, których trzeba ratować w tej historii.

 

Pozdrawiam!

 

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, krar,

można zarzucić temu opowiadaniu kilka rzeczy, co już się w komentarzach wydarzyło, ale przyjmując, że to bajka, jest okej ;) Czasem trzeba pamiętać o konwencji dzieła. Jako bajka opko jest naprawdę fajne i milutkie, wręcz piękne. Połączenie smoków z terraformowaniem planety uważam za świetny pomysł, ale ja wychodzę z założenia, że im więcej smoków, tym lepiej ;)

Faktycznie zabrakło mi zmierzenia opowieści babci z rzeczywistością. Bohater mógł polecieć na tę planetę i stwierdzić, że nigdy nie widział niczego piękniejszego…

…ale twoje zdanie kończące ładnie zamyka całą opowieść i nie zawsze więcej znaczy lepiej.

 

Także bardzo mi się podobało i życzę powodzenia! 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Cześć!

 

Faktycznie zabrakło mi zmierzenia opowieści babci z rzeczywistością.

Oj tak, mi też, ale jak zacząłem robić przymiarki, to pomysł zaczął rosnąć. Trzeba by ten świat bardziej zarysować, powiedzieć cos więcej o Krzysiu, pokazać jego emocje związane z tą podróżą… Ja zacząłem to sobie w głowie składać to, tekst zaczął rosnąć, i ja w 21.7 k znaków raczej bym go nie upchnął w formie, w której byłbym zadowolony. Dlatego postawiłem na taką krótką bajkę.

Z perspektywy czasu (i komentarzy) widzę, że za mało smoków pokazałem. Nauczka na przyszłość, bo to miał być tekst o smokach, a ja zamiast tego za bardzo ten motyw ojca rozbudowałem. 

Dzięki za przeczytanie i za dobre słowo!

I Pozdrawiam oczywiście!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Bardzo przypadł mi do gustu Twój styl pisania, plastyczny i lekki zarazem. Ujrzenie wielobarwnych smoków na planecie uważam za scenę, która niesie największy emocjonalny ładunek w tym opowiadaniu. Jednak co do samej wymowy tekstu – niekoniecznie chcę się z nią zgodzić :) Pogodzenie się z przemijaniem i rozpływanie się we wszechbycie – no tak, wolałabym, aby historia potoczyła się trochę inaczej :)

To była przyjemna lektura, pozdrawiam!

Podobało mi się. Zwłaszcza pierwszy dialog syna z córką (czytam teraz Bezmatek, więc dobrze się wpasował klimatem). Bardzo kreatywne podejście do konkursowego hasła.

Druga część eh… Ojciec pijak. Chleje na umór. Żonę morduje potem grozi córce. Bez mrugnięcia okiem podejmuje się eksterminacji planety. Oczywiście uzależniony od gier, więc szybki prztyczek w nos dla gen Z zaliczony. Każdy czytelnik własnymi rencyma by go udusił, bez dwóch zdań. Klęska urodzaju.

I jeszcze na koniec te groteskowe latanie sobie ze smoczkami po gwieździstym nieboskłonie, z piosenką w tle (może Kumbaya?), gdy dwie chwile temu ojciec został wystrzelony na orbitę, czy co mu się tam stało xd Ale przynajmniej mam satysfakcję, że SAL po powrocie prawdopodobnie czeka ten sam los co inne buntujące się sztuczne inteligencje tego typu ;p

W ostatniej części mamy powrót do dobrej formy, prawie że biblijną, pod różnymi względami piękną narrację, więc niczego się nie czepiam.

Pozdrówka

Pomimo niektórych wątków (nieuchronność śmierci, przemocowy ojciec-pijak), opowiadanie jest całkiem przyjemne.

Cześć!

 

chalbarczyk, dzięki za lekturę i komentarz

Ujrzenie wielobarwnych smoków na planecie uważam za scenę, która niesie największy emocjonalny ładunek w tym opowiadaniu.

Miło słyszeć

Jednak co do samej wymowy tekstu – niekoniecznie chcę się z nią zgodzić :) Pogodzenie się z przemijaniem i rozpływanie się we wszechbycie

Też bym w pewnym sensie nie chciał, ale panta rhei, entropi nie oszukamy. Przynajmniej w tym świecie ;-)

 

 

leniwy2, również dzięki wielkie za lekturę i komentarz

Podobało mi się. Zwłaszcza pierwszy dialog syna z córką

Ciesze się, ale to dialog wychowanka z opiekunką (albo przynajmniej tak planowałem ;-) )

Ale przynajmniej mam satysfakcję, że SAL po powrocie prawdopodobnie czeka ten sam los co inne buntujące się sztuczne inteligencje tego typu ;p

Tego nie wiemy. Pamiętaj, że znamy tylko perspektywę bohaterki. Nie znamy celów SAL, ani nie wiemy jak i z czego jest rozliczana. SI nie koniecznie się tu zbuntowała, może zwyczajnie szukała najlepszego sposobu wyjścia z zastanej sytuacji?

 

Ajzan

 

Dzięki za wizytę i dobre słowo. Nieuchronność śmierci to trudny temat, w tym stuleciu raczej przed nim nie uciekniemy w kolejne ciało. Bardzo lubię takie rozmyślania, i nie koniecznie zawsze dochodzę do smutnych wniosków.

 

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć :)

kurcze, jak “ciepło”. Zazwyczaj wolę smutne i mroczne zakończenia, ale Twoje mnie ujęło. Wsiąknęłam od pierwszych zdań i zakończyłam z uśmiechem na ustach. To takie chyba marzenie wielu z nas, z okresu jak byliśmy dziećmi: smoki, fantastyczna kraina, przygoda… przynajmniej takie skojarzenia u mnie opko wywołało. 

To co wzbudziło moją wątpliwość, to jednak dekompresja ojca. Była tylko dzieckiem i tak po prostu to przyjęła? Jego słowa mogły też oznaczać, że po prostu wystawił matkę z walizką za drzwi. A dzieci chwycą się każdej wymówki, aby wybielić rodzica. 

Niemniej podobało mi się. 

Cześć Shanti!

 

Zazwyczaj wolę smutne i mroczne zakończenia, ale Twoje mnie ujęło.

Cieszę się niezmiernie, to chyba jedyny tekst z happy endem, który skończyłem póki co. Zazwyczaj skręcam w mroczniejsze klimaty.

To co wzbudziło moją wątpliwość, to jednak dekompresja ojca. Była tylko dzieckiem i tak po prostu to przyjęła?

To miało pokazać wpływ smoków na bohaterkę. Ale widzę, że nie do końca dobrze wyszło, bo nie jesteś pierwszą osobą, której to zgrzyta.

 

Dzięki za lekturę i za dobre słowo.

 

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ładna bajka. Nie wesoła, ale dająca nadzieję. Lubię smoki i opowieści o nich. Zwłaszcza takie bez krwi i postapo. Polecam.

Cześć!

 

Ładna bajka.

Dzięki z lekturę i komentarz. Tym razem chciałem napisać coś zdecydowanie optymistycznego, więc o krwi i postapo nie było mowy ;-)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Jestem zaskoczony, że opowiadanie sf tak bardzo przypadło mi do gustu (najczęściej czytam fantasy). Nostalgiczny, refleksyjny tekst z mocnym przesłaniem. Szczególnie spodobał mi się ten fragment:

 Moja droga dobiega końca. Miałam dobre życie. Widziałam, jak dorastasz. Ale czas iść dalej. Spotkać się z ojcem. Wybaczyć i uzyskać wybaczenie. Do zobaczenia.

Można rozmyślać nad tymi słowami jeszcze długo po zakończeniu lektury. Więcej takich opowiadań!

Cześć!

 

Miło słyszeć, że całkiem się to spodobało. Takie trochę moralizatorskie, ale wyszło. Dałem taga s-f, ale to jest chyba z ogranicza. Bo to odległa perspektywa, w której fantasy, jak i s-f staną się już zapewne jednym. Przynajmniej w praktyce.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

trudno było stwierdzić, czy podłączona do aparatury kobieta żyje

W zasadzie nie jest to błąd, ale… sama nie wiem.

 pogodnym głosem

For the last time. Głosy nie mają uczuć.

 Niektóre dopiero teraz zaczynam rozumieć.

Albo i nie…

 ludzie ostatecznie nauczyli się zaprzęgać czas i grawitację do swoich celów

Hmmmmmm. Nie zaprzęga się do celów.

 Podobnie jak ty

Podobnie, jak ty.

 Nie poznałam jej.

Nie znałam jej.

 Ukształtowanie terenu ani atmosfera nie wymagają żadnych drogich procesów.

Hmm.

 W końcu, siódmego dnia ruszyliśmy

Wtrącenie: W końcu, siódmego dnia, ruszyliśmy.

 Królowie tej krainy.

Hmm. Aliteracyjne.

 czemu tak rzekłam

"Rzekłam" zupełnie tu nie pasuje.

 Niby język aniołów, doskonale pasujący do tego niesamowitego miejsca.

Zapewniasz.

 On śmiał się i wyzywał ją

Monosylaby na końcu.

 strasznie boli mnie głowa

Szyk: strasznie mnie boli głowa. Czkawka, tak, ale to mniejsze zło.

 Milczałam, patrząc na niego

Hmm. Patrzyłam na niego w milczeniu?

 pomimo że wewnątrz dosłownie płonęłam

"Pomimo że" równie niedopasowane, jak "rzekłam".

 nie potrafiła zdefiniować

Określić.

 nie chciała ich ignorować

Anglicyzm, i rym do tego.

 Początkowo pragnęły uczynić wszechświat sobie poddanym, tak jak my teraz

Tak, jak my teraz. Wysoka stylizacja, a było prosto?

One już swoją przeszły, ich czas minął, ale niektóre zdecydowały się zostać. Nie ze strachu czy przywiązania, ale z troski. Dla innych, także dla nas.

Łuskowaci boddhisatwowie?

 Bym je zobaczyła, poznała i zrozumiała. Od tamtych dni mówią do mnie, jeśli tylko chcę słuchać.

Troszkę za wysokie.

 spała, uśmiechając się pogodnie

Może jednak: uśmiechnięta pogodnie?

 

Raaaany, jakie to śliczne. No, może "śliczne" to niewłaściwe słowo, sugeruje cukierkową ciapkowatość, której nie mogę Ci zarzucić. Ale, no, ładne, kojące i optymistyczne. I miłe. I bez cynizmu, nawet tam, gdzie się narzuca. Dlaczego trudniej ganić, niż chwalić? Nie wiem, ale tu niewiele mogę zganić.

 (i nie chcę tutaj nazbyt stanowczo twierdzić, jakoby jedno wykluczało drugie)

Nie wyklucza, bo to różne rodzaje wiary. Choć tutaj smoki skojarzyły mi się buddyjsko, ale też czytałam ostatnio coś o buddyzmie.

 Coś dużo bardziej subtelnego niż głos w głowie mówiący, co masz robić. Bardziej melodia na granicy szumu, zaproszenie, a jednocześnie bezpieczeństwo i obietnica odpowiedzi.

Sokratesowy dajmon. Nuff said ;)

 Budowanie postaci. Młody, ambitny, świadom swej wartości. Dbający o wygląd. Kiedyś fascynowały go bajki, a teraz ma całkiem sporo planet (również dzięki wyniesionej z bajek wiedzy) i zatraca się w materializmie.

Misiom gra :)

 Osobiście niewiele ich tam było, zgadzam się. Ale co niektórym szeptały co nieco.

Oj, za dużo też niezdrowo ;)

 Dla mnie to generalnie świat bez nieodwracalności, czyli taki, w którym nie da rady popełnić błędów, których później nie odczynisz (albo też nie zostaną wybaczone, i nie będą obciążać sumienia).

Hmmmmmmm… czyli taki świat, w którym nic się nie dzieje, nic nie ma ostatecznie znaczenia, prawda? Bo skoro wszystko można cofnąć? Za nic nie trzeba płacić? Ale też – entropię można traktować jako symbol, i często traktuje się ją jako symbol niedoskonałości wszechświata, tego, że rzeczy idą źle. Hmm.

 Cały czas mam w pamięci Ludzi i wilki. To opowiadanie niestety mnie nie chwyciło;-(

A mnie właśnie to się bardziej spodobało. Gusta i guściki :)

 Też nie jestem najlepszy w przecinkach. Mam wrażenie, że tu obie opcje są dopuszczalne, w zależności na co chcemy położyć akcent.

Nie, nie brakuje tu przecinków: Młody mężczyzna w doskonale skrojonej marynarce siedział przy łóżku. Zdanie proste: Mężczyzna siedział. "Młody" i "w doskonale skrojonej marynarce" to określenia do podmiotu, "przy łóżku" do orzeczenia. Żadne nie jest wtrącone – szyk jest naturalny. Nie ma tu miejsca na przecinki.

 Wyszło religijnie mówisz… Miało wyjść transcendentalnie.

Niektórzy tego nie rozróżniają.

 Muszę iść na kurs walki z patosem w tekstach, bo mam do tego skłonność. Ktoś? Coś? ;-)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć Tarnina!

 

No nareszcie! Zastanawiałem się, kiedy wreszcie wpadniesz z wizytą. Przeczytałem, teraz myślę, odpiszę wieczorem.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Polecam się ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina

 

Trochę mi się przedłużyło przez weekendowe wojaże, ale jestem.

 

Łuskowaci boddhisatwowie?

Raczej dalecy krewni dziecka widząc, że znalazło zapałki.

Hmmmmmmm… czyli taki świat, w którym nic się nie dzieje, nic nie ma ostatecznie znaczenia, prawda? Bo skoro wszystko można cofnąć? Za nic nie trzeba płacić?

Nie do końca. Pamiętaj kto to mówi i kiedy. Bohaterka ma niebawem doświadczyć sporej zmiany w życiu: planuje umrzeć w świecie, w którym można “żyć wiecznie”. Dodatkowo, ona niesie ze sobą spory bagaż przeszłości (śmierć matki, ojciec). Moim zdaniem właśnie czegoś takiego oczekiwałaby od życia po życiu osoba w jej położeniu. Coś (albo ktoś) jej mówi, że będzie tam dobrze, inaczej niż tu, ale ona nie zna detali, albo może w naszym języku nie ma pojęć, by to wyrazić…

 

Siadam do poprawiania celnie wskazanych potknięć i sugestii.

 

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

 Bohaterka ma niebawem doświadczyć sporej zmiany w życiu: planuje umrzeć w świecie, w którym można “żyć wiecznie”. Dodatkowo, ona niesie ze sobą spory bagaż przeszłości (śmierć matki, ojciec). Moim zdaniem właśnie czegoś takiego oczekiwałaby od życia po życiu osoba w jej położeniu.

Hmm. Możliwe.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć.

 

W słabym świetle Sali Odejść trudno było stwierdzić, czy podłączona do aparatury kobieta żyje.

Nie do końca rozumiem to zdanie. Komu trudno było stwierdzić, czy kobieta żyje? I skoro była podłączona, to aparatura nie wskazywała parametrów życiowych?

 

Ojciec przyjechał po mnie do szkoły czerwonym Mustangiem.

Dlaczego uparłeś się na tego “Mustanga”?

 

Mógł grać całymi dniami.

Multi czy na singlu? xD

 

Musiał jedynie pilnować, by automaty robiły swoje i raz na kilka dni wysyłać krótkie wideo z postępu prac. Bank uważał, że nada to przedsięwzięciu bardziej ludzki wymiar.

Dlaczego wysłano go samego? Dobra, automaty, ale one potrafią spłatać niejednego figla. Dziwi mnie, że nie obstawili go kimś, kto pilnowałby interesu i znał się na rzeczy, choćby androidem, bo jak się w końcu okazało, AI jest mało skuteczna.

I przymykam oko na to, w jakim czasie te krótkie wideo docierałoby do odbiorcy. ;)

 

Poszłam. Drzwi śluzy zamknęły się za mną. Wtedy Sal dokonała dekompresji. Nigdy już nie zobaczyłam ojca. Rozumiałam, co powiedział i co się potem stało, ale byłam dziwnie spokojna. To musiało mieć coś wspólnego z tą muzyką. Wiedziałam też, co powinnam zrobić. Razem z Sal zatrzymałyśmy proces terraformowania. Okazało się, że ona także odbiera jakieś sygnały, których nie potrafiła zdefiniować. Choć powinna, nie chciała ich ignorować.

Po pierwsze, dlaczego Sal zabiła ojca? Po drugie, od początku robisz z ojca potwora, ale on – jaki by nie był – jest dla bohaterki najbliższą osobą, i tak łatwo zgadza się ona na jego śmierć? Ciężko mi w to uwierzyć. No, chyba że wytłumaczymy to magicznym działaniem smoków, ale o tym później. A teraz wyobraźmy sobie, że po takiej akcji statek wraca na Ziemię. Przecież to byłby skandal. Już widzę te nagłówki: Kosmiczne ojcobójstwo! Czy sztuczna inteligencja nas wykończy?!

 

Opowiadały o swoim świecie, jego burzliwej historii i równowadze, o myślących drzewach i o swojej rasie, dużo starszej niż nasza. One też kiedyś żeglowały wśród gwiazd. Dawno temu, kiedy świeciły pierwsze słońca. Początkowo pragnęły uczynić wszechświat sobie poddanym, tak jak my teraz. Ale coś się stało, coś zrozumiały albo odkryły.

Przyznam, że mam lekką alergię na smoki. We współczesnej literaturze fantastycznej smoków jest jak psów. A moralizujące smoki wywołują u mnie reakcję obronną, bo ileż razy słyszałem, że smok mówi mi: jak jest, jak będzie i jak mam żyć. Niedługo smok uzyska większy autorytet moralny od księdza (jeśli już tak nie jest).

Dobra, pojęczałem, ale do rzeczy. Ja widzę to tak. Smoki, broniąc się przed atakiem na ich planetę, przejęły kontrolę nad AI, mordując przy jej pomocy ojca pijaka. Używając swych mocy, wpływają na bohaterkę, by oddalała zagrożenie od ich planety. Trafiłem? ;)

 

 Powiedziały mi, że nasze życie to zaledwie preludium. Droga do lepszego świata. Takiego bez lęku, bólu i entropii. Każdy z nas tam kiedyś trafi. Człowiek i smok. Dobry i zły. Ale najpierw musi przejść swoją drogę, z której go później rozliczą. One już swoją przeszły, ich czas minął, ale niektóre zdecydowały się zostać. Nie ze strachu czy przywiązania, ale z troski. Dla innych, także dla nas.

Tu masz fragment eschatologiczny. Zacznę od świata bez lęku, bólu i entropii. Dla mnie to niezła definicja niebytu.

Dobra, człowiek czy smok przeszedł swoją drogę. Ale jak w świecie bez lęku, bólu i entropii może zostać rozliczony? No i kto będzie rozliczał?

W kategoriach mojej interpretacji tekstu jest to typowy przykład syndromu sztokholmskiego. ;)

 

Podpowiedziały, jak rozmawiać z bankiem, by zostawił tamtą planetę w spokoju.

Nie potrafię sobie wyobrazić, co mogłaby powiedzieć trzynastoletnia dziewczynka, by bank odpuścił tę sprawę.

 

 Strażniczkę smoków, która strzegła ich przed ludźmi dla przyszłych pokoleń. A potem wybrały ciebie.

Wychowały sobie następcę. To tylko potwierdza moją interpretację. ;)

 

Końcówka nawet wzruszająca.

Hmm, sam nie wiem. Chyba masz coś do opowiedzenia, ale mi to umyka, za to Twój tekst pozwolił mi na własną interpretację. ;)

 

P.S. Przeglądając komentarze rzuciło mi się w oczy, że ojciec zamordował żonę i groził córce śmiercią. Możesz mi wskazać, jak do tego dojść? Bo informacji o morderstwie matki nie widzę, a tamta kwestia wyglądała mi raczej, jak grożenie pijaka – głośne, ale zazwyczaj bez pokrycia. Poza tym ojciec wygląda raczej na infantylną fujarę niż mordercę.

Cześć!

 

Szybko wpadłeś, dzięki za wizytę.

Nie do końca rozumiem to zdanie. Komu trudno było stwierdzić, czy kobieta żyje? I skoro była podłączona, to aparatura nie wskazywała parametrów życiowych?

Tu chodziło mi o wygląd osoby, starsi ludzie leżący w szpitalu/hospicjum czasem bardzo mało się ruszają i tu chciałem do tego nawiązać.

Dlaczego uparłeś się na tego “Mustanga”?

Bo lubię ten samochód :-) I aktualnie jest to chyba najtańsze V8 na rynku.

Dlaczego wysłano go samego?

By nadać ludzka twarz przedsięwzięciu. Miał robić PR, nakręcać filmiki, do procesu morfowania planety nie był potrzebny.

I przymykam oko na to, w jakim czasie te krótkie wideo docierałoby do odbiorcy. ;)

Ludzie w tych czasach umieli już naginać do swoich potrzeb czasoprzestrzeń, nie było lagów i nawet na multi można było pograć.

Po pierwsze, dlaczego Sal zabiła ojca?

Tego nie wiemy, nie znamy też motywów AI ani jej celów. Nie o tym jest ten tekst. Znamy tylko punkt widzenia bohaterki. Może zwyczajnie Sal uznała, że jego obecność obniża prawdopodobieństwo sukcesu i postanowiła się go pozbyć

Przyznam, że mam lekką alergię na smoki.

Hasło konkursowe :-)

Ja widzę to tak. Smoki, broniąc się przed atakiem na ich planetę, przejęły kontrolę nad AI, mordując przy jej pomocy ojca pijaka. Używając swych mocy, wpływają na bohaterkę, by oddalała zagrożenie od ich planety. Trafiłem? ;)

Jest to jedna z możliwych interpretacji.

Ale jak w świecie bez lęku, bólu i entropii może zostać rozliczony? No i kto będzie rozliczał?

To, że coś zostanie wybaczone to nie znaczy, że zostanie zapomniane. A rozliczać mogą inni, albo istota wyższa, co kto lubi ;-)

W kategoriach mojej interpretacji tekstu jest to typowy przykład syndromu sztokholmskiego. ;)

Jest to jedna z możliwych interpretacji.

Nie potrafię sobie wyobrazić, co mogłaby powiedzieć trzynastoletnia dziewczynka, by bank odpuścił tę sprawę.

Sal stwierdziła, że planeta nie rokuje (brak bogactw, niska stopa zwrotu z inwestycji). A bank chce zysku, a to wymaga używania terraformerów tam, gdzie się to opłaci. Bankowi akurat cała ta draka mogła pomóc ominąć nierentowną wtopę.

Przeglądając komentarze rzuciło mi się w oczy, że ojciec zamordował żonę i groził córce śmiercią. Możesz mi wskazać, jak do tego dojść? Bo informacji o morderstwie matki nie widzę, a tamta kwestia wyglądała mi raczej, jak grożenie pijaka – głośne, ale zazwyczaj bez pokrycia.

Znamy tylko punkt widzenia bohaterki, ona nie zna prawdy obiektywnej, ma tylko swoją wizję tego, co zaszło. Sugestia morderstwa jest właśnie w tej “pijackiej gadce”.

Poza tym ojciec wygląda raczej na infantylną fujarę niż mordercę.

I właśnie tacy ludzie, kiedy ktoś nie chce im czegoś dać albo czegoś im zabrania, zabijają.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Bo lubię ten samochód :-) I aktualnie jest to chyba najtańsze V8 na rynku.

Chodziło mi o wielką literę, ale przeczytałem już Twoją odpowiedź w jednym z komentarzy.

 

To, że coś zostanie wybaczone to nie znaczy, że zostanie zapomniane. A rozliczać mogą inni, albo istota wyższa, co kto lubi ;-)

Ale żeby kogoś rozliczyć, to trzeba wymierzyć mu karę, a kara wiąże się z jakimś rodzajem bólu. Z kolei świat bez entropii jawi mi się jako taki, w którym nic nie może ulec zmianie.

 

I właśnie tacy ludzie, kiedy ktoś nie chce im czegoś dać albo czegoś im zabrania, zabijają.

Znam kilku podobnych ludzi i z moich obserwacji wynika, że zazwyczaj głośno krzyczą, czasem czymś rzucą, a uderzą tylko wtedy, gdy są pewni, że nie poniosą żadnej konsekwencji. Morderstwo, oprócz zdegenerowanej psychiki, wymaga jednak pewnej odwagi bądź silnego afektu. Chodzi mi o to, że dla mnie (zaznaczam, to moja ocena, być może błędna) ojciec nie wykazuje cech mordercy. Gdybyś podkreślił jego brutalność albo dodał, że policja próbowała wyjaśnić zniknięcie matki – tak tylko dywaguję, bo że mi się nie klei, to nie znaczy, że nie klei się innym.

 

Twój tekst można różnie interpretować, a to duża zaleta, bo pozwala czytelnikowi na jakiś wkład własny.

 

Pozdrawiam.

 

Miałem tutaj dużo przyjemności z lektury i już się odzywałem, a w najnowszych komentarzach rzuciły mi się w oczy dwie kwestie, do których chętnie bym się odniósł.

Z kolei świat bez entropii jawi mi się jako taki, w którym nic nie może ulec zmianie.

Nieodwracalnej zmianie. Nie można sobie zaszkodzić tak, aby nie dało się tego naprawić. Zapewne nie można niczego skutecznie zgubić. Przy czym – jak już wyżej ustaliliśmy – świat bez entropii to sformułowanie uproszczone, w istocie chodzi raczej o świat, w którym zawieszone zostaje II prawo termodynamiki.

Przyznam, że mam lekką alergię na smoki. We współczesnej literaturze fantastycznej smoków jest jak psów. A moralizujące smoki wywołują u mnie reakcję obronną, bo ileż razy słyszałem, że smok mówi mi: jak jest, jak będzie i jak mam żyć. Niedługo smok uzyska większy autorytet moralny od księdza (jeśli już tak nie jest).

Wiele zależy od wizji autora i tego, jak dobrze potrafi ją sprzedać, ale mnie się dosyć często wydaje, że jednym z bardziej smakowitych aspektów pisania o smokach jest to, co Anglicy nazywają blue-and-orange morality. Można próbować sobie wyobrazić, jaki system wartości wyznaje długowieczny czy wręcz nieśmiertelny potwór na absolutnym szczycie łańcucha pokarmowego, jak absurdalnymi znajduje wiele ludzkich praw i zwyczajów – i co z tego dla nas wynika.

A przy okazji, ten fragment przypomniał mi, jak rozpoznać zmiennokształtnego smoka w tłumie ludzi. Oczywiście można poczekać na zamach terrorystyczny i obejrzeć, jak dekoruje okolicę strzępami napastników, a kule od niego rykoszetują, ale to ryzykowna metoda. Dużo przyjemniej jest udać się do kościoła ze święconką wielkosobotnią, poczekać, aż ksiądz ukończy rytuał i na wychodnym będzie życzył wszystkim wesołych świąt. Ten jedyny, który zawoła z tłumu “Nawzajem!”, to zapewne właśnie smok.

 

Pozdrawiam Was serdecznie!

Cześć, Ślimaku Zagłady!

 

Swoją drogą ciekawy pseudonim. Czy to znaczy, że sprowadzasz zagładę? Czy może jako jedyny ją przetrwałeś? ;)

 

Nieodwracalnej zmianie. Nie można sobie zaszkodzić tak, aby nie dało się tego naprawić. Zapewne nie można niczego skutecznie zgubić. Przy czym – jak już wyżej ustaliliśmy – świat bez entropii to sformułowanie uproszczone, w istocie chodzi raczej o świat, w którym zawieszone zostaje II prawo termodynamiki.

Dlaczego jedynie nieodwracalnej? Skoro wszystko jest uporządkowane, to jakiekolwiek odstępstwo od idealnego stanu spowoduje zmianę entropii. I nawet jeśli ona wróci do poprzedniego, idealnego stanu, to i tak musiał najpierw nastąpić jej wzrost. 

Dobra, można założyć, że byty nie mają jednego idealnego miejsca, a całą funkcję takich miejsc (jak w mechanice kwantowej), ale to powoduje dodatkowe komplikacje, bo wchodzimy w meta mechanikę bytów, czy coś podobnego, a tu już możemy bajdurzyć do woli.

Nie do końca rozumiem, co miałeś na myśli, pisząc: “Nie można sobie zaszkodzić tak, aby nie dało się tego naprawić”. Ja, prymitywizując na potrzeby mojego umysłu, zrozumiałem to tak, że można się obżerać do woli czekoladą, a brzuch i tak nie będzie bolał. OK, jest to pewne zawieszenie Drugiej Zasady Termodynamiki, mianowicie, znowu prymitywizując, że pewnej akcji nie towarzyszy zgodna zasadą termodynamiki reakcja. Ale taki świat umyka mojemu pojmowaniu, znaczy może się w nim dziać wszystko.

 

Wiele zależy od wizji autora i tego, jak dobrze potrafi ją sprzedać, ale mnie się dosyć często wydaje, że jednym z bardziej smakowitych aspektów pisania o smokach jest to, co Anglicy nazywają blue-and-orange morality. Można próbować sobie wyobrazić, jaki system wartości wyznaje długowieczny czy wręcz nieśmiertelny potwór na absolutnym szczycie łańcucha pokarmowego, jak absurdalnymi znajduje wiele ludzkich praw i zwyczajów – i co z tego dla nas wynika.

Rzecz jasna każdego kręci co innego. Ja z koeli uważam, że to prosty sposób podania własnych sądów moralnych w zjadliwy dla czytelnika sposób. Bo przecież “nieśmiertelny potwór na absolutnym szczycie łańcucha pokarmowego” nie wpadnie na coś, czego by nie sądził sam autor. I ja mogę uważać, że taka istota będzie mi mydlić uszy moralizowaniem, jeśli to okazuje się skuteczne i hamuje moje zapędy do zrzucenia jej ze szczytu łańcucha, a jeśli nie będzie to skuteczne, to niezależnie od tego, co mówiła, odgryzie mi głowę.

 

A przy okazji, ten fragment przypomniał mi, jak rozpoznać zmiennokształtnego smoka w tłumie ludzi. Oczywiście można poczekać na zamach terrorystyczny i obejrzeć, jak dekoruje okolicę strzępami napastników, a kule od niego rykoszetują, ale to ryzykowna metoda. Dużo przyjemniej jest udać się do kościoła ze święconką wielkosobotnią, poczekać, aż ksiądz ukończy rytuał i na wychodnym będzie życzył wszystkim wesołych świąt. Ten jedyny, który zawoła z tłumu “Nawzajem!”, to zapewne właśnie smok.

Przyznam, że nie rozumiem, co chciałeś przez to powiedzieć. Ja, choć jestem ochrzczony, uważam się za osobę niewierzącą, bo nie złożę z przekonaniem wyznania wiary. I dawno na święceniu pokarmów nie byłem, ale z tego co kojarzę, to życzenie wesołych świąt nie jest częścią rytuału (i pamiętajmy, że odbywa się on w Wielką Sobotę, czyli po męce Chrystusa i przed zmartwychwstaniem). Jednak jeśli już taka sytuacja miałaby miejsce, to – tak mi się wydaje – osoba wierząca odpowie “Bóg zapłać!”, a głośne “Nawzajem!”, będzie nietaktowne. Ale, jak wspomniałem, dawno w kościele nie byłem, a słyszę, że teraz się pozmieniało.

 

Pozdrawiam.

Cześć, Palaio!

 

Zasada kontrapunktu, pseudonim wydał mi się odświeżający. Można powiedzieć, że staram się sprowadzać zagładę, na przykład błędom ortograficznym i interpunkcyjnym. A kiedy już Ślimak Zagłady po czymś przepełznie, to coś pozostaje przepełznięte, jeśli rozumiesz, co mam na myśli…

Nie do końca rozumiem, co miałeś na myśli, pisząc: “Nie można sobie zaszkodzić tak, aby nie dało się tego naprawić”. Ja, prymitywizując na potrzeby mojego umysłu, zrozumiałem to tak, że można się obżerać do woli czekoladą, a brzuch i tak nie będzie bolał.

Nie bardzo o to chodziło. Raczej o to, że autor znalazł tutaj interesujący, dosyć głęboki wspólny mianownik miejsc zbliżonych do raju we wszelkich systemach wierzeń. Zarzucenie II prawa termodynamiki nie implikuje idealnego porządku, a jedynie brak przymusowego wzrostu bałaganu. Takie miejsce, takie “niebo”, nie dąży już nieuchronnie ku kompletnemu chaosowi i zanikowi wszelkich form zorganizowanego istnienia. Jeżeli możesz, przypuśćmy, usmażyć jajko, tam możesz je też odsmażyć. Znowu prymitywizując, bo nie jest to idealny przykład w sensie fizycznym, dziecko nie może skutecznie zgubić pluszaka. Entropia jako wielkość fizyczna może być mierzona, ale w takim świecie traci to na znaczeniu, skoro nie zachodzi jej nieunikniony przyrost w obrębie całości układu.

nie wpadnie na coś, czego by nie sądził sam autor. I ja mogę uważać, że taka istota będzie mi mydlić uszy moralizowaniem

Ja wszakże nie jestem wielkim zwolennikiem smoczego moralizatorstwa. Wydaje mi się natomiast, że ważnym elementem wiarygodnego napisania takiej postaci jest obmyślenie dla niej przekonującego systemu poglądów, który wcale nie musi być zgodny z sądami własnymi autora. A że autorska wyobraźnia ogranicza zawartość tworzonego tekstu, to raczej cecha wspólna dla całości fantastyki, czy nawet literatury ogółem. Dobrze napisana konfrontacja ze smokiem – tak, jak ją sobie wyobrażam – nie powinna służyć narzucaniu czytelnikowi rzekomo jedynie słusznej moralności, lecz raczej refleksji nad niearbitralnością naszych opinii.

Przyznam, że nie rozumiem, co chciałeś przez to powiedzieć.

Jeżeli się zastanowić, chyba nawet nie chciałem nic konkretnego powiedzieć, tylko przywołać pewną wizję fabularną, którą przywiódł mi na myśl Twój wpis. Nie mogę stwierdzić, abym regularnie praktykował, ale przypominam sobie święcenia pokarmów i nieraz spotykałem się przy nich z życzeniami wesołych świąt. I zdaję sobie sprawę z tego, że nie stanowią one części rytuału – dlatego przecież użyłem sformułowania ksiądz ukończy rytuał i na wychodnym… Masz także oczywiście rację, że osoba silnie wierząca powiedziałaby raczej Bóg zapłać. A w tej mojej wizji fabularnej smok mówi Nawzajem!, bo może sądzi, że wzajemne życzenia sprawią księdzu jakąś przyjemność, a zarazem czuje się do tego jakby uprawniony, inaczej od reszty odbiera swoją podmiotowość moralną i stosunkowo mało zważa na konwenanse. Mam tu teraz luźne skojarzenie ze słynnym dwuwierszem:

Bądź zdrów! – a tak się żegnają nie wrogi,

lecz dwa – na słońcach swych przeciwnych – bogi.

NIe do końca łapię, ale podoba mi się zagłada błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, zacne to zajęcie.

Dobrze, jeśli entropii nie wzrasta, a maleje, to układ dąży do jej zaniku, aż w końcu zniknie ona całkowicie, a układ zostanie wiecznie i idealnie uporządkowany – tak zrozumiałem brak entropii. Jeśli natomiast entropia jest stała to, jak na mój chłopski rozum, układ jest w jakimś stanie i w takim pozostanie. A jeśli entropia jest pomijalna, to z układem mogą się dziać dowolne rzeczy, co wymyka się mojemu pojmowaniu, a Twój przykład wcale mi tego nie ułatwia.

Ależ Ślimaku, przecież nikt nie lubi łopaty (no prawie), jasne, że najlepiej, gdy czytelnik sam wyciągnie wnioski, a jak już wyciągnie takie wnioski, które są zgodne z wewnętrznym przekonaniem przeciętnego czytelnika, to sukces sprzedażowy gwarantowany. I jasne, są mistrzowie, którzy piszą, nie bacząc na prądy obowiązujące w danych czasach, ale to są pojedyncze przypadki.

 

Dobrze napisana konfrontacja ze smokiem – tak, jak ją sobie wyobrażam – nie powinna służyć narzucaniu czytelnikowi rzekomo jedynie słusznej moralności, lecz raczej refleksji nad niearbitralnością naszych opinii.

Moralność, moim zdaniem, jest arbitralna i wynika z autorytetu. Ale tu pewnie się gruntownie nie zgadzamy i dyskutując, bez potrzeby zaśmiecilibyśmy Krarowi komentarze pod tekstem.

 

I zdaję sobie sprawę z tego, że nie stanowią one części rytuału – dlatego przecież użyłem sformułowania ksiądz ukończy rytuał i na wychodnym

No tak, nie było dobrym pomysłem czytanie i odpowiadanie Ci w przerwach między różnymi zajęciami. Ale nie zmienia to mojego podejścia, że smok nie potrafił się zachować, co świadczy o braku taktu albo nieznajomości kultury, wewnątrz której się znalazł. Czy chcesz mi powiedzieć, że smoka łatwiej rozpoznać po tym, że idąc do kościoła, nie uznaje autorytetu księdza?

Przy okazji, ostatnio odświeżałem sobie Beniowskiego i okropnie się wynudziłem, śledząc fabułę, która wydała mi się tylko dodatkiem do wynurzeń autora.

A jeśli entropia jest pomijalna, to z układem mogą się dziać dowolne rzeczy, co wymyka się mojemu pojmowaniu

Z kontekstu wydaje mi się, że słowo “pomijalna” miało tu służyć stwierdzeniu “nie przejawia jednostajnych tendencji”. Wówczas omawiany świat nie dążyłby nieuchronnie ku żadnemu ekstremum ani też nie pozostawałby niezmienny, być może żadne działanie w nim nie musiałoby mieć nieodwracalnych konsekwencji. Rzeczywiście trudno objąć umysłem to wyobrażenie, a jednocześnie okazało się ono jedną z bardziej do mnie przemawiających wizji raju, co zresztą jest komentarzem zupełnie subiektywnym.

co świadczy o braku taktu albo nieznajomości kultury, wewnątrz której się znalazł. Czy chcesz mi powiedzieć, że smoka łatwiej rozpoznać po tym, że idąc do kościoła, nie uznaje autorytetu księdza?

Trochę właśnie tego wyrwania z kontekstu kulturowego, trochę braku szacunku dla autorytetów, trochę jeszcze innych aspektów smoczości, które może trudno mi w tej chwili wyrazić. To nie był w końcu dogłębnie przemyślany szkic opowiadania, lecz jedynie luźno rzucona koncepcja fabularna. Gdybym miał na tym oprzeć porządny tekst, na pewno musiałbym to lepiej sprecyzować i rozwinąć.

fabułę, która wydała mi się tylko dodatkiem do wynurzeń autora.

Miałem podobne wrażenia, zjawisko dosyć charakterystyczne dla poematów dygresyjnych. Nie trzeba tego lubić. Za to jakie piękno języka…

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za lekturę, Anet!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka