- Opowiadanie: NikolajV - Bezsens

Bezsens

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Bezsens

 Nagły atak kaszlu u Colina zmusił Reesa do zwolnienia kroku. Z Colinem było źle, to nie ulegało wątpliwościom – silnie krwawiące ramię dawało mu się we znaki coraz bardziej. Nawet wspierając się na ramieniu kompana ledwo mógł iść, na szczęście do meliny, gdzie Colinowi będzie można pomóc, nie zostało już daleko. 

-Trzymaj się stary, zaraz będziemy na miejscu – sapnął Rees, podnosząc przyjaciela do pionu – jeszcze chwila i Boris poskłada cię do kupy. 

Odpowiedziało mu jedynie niemrawe pomrukiwanie Colina, który niechętnie przyspieszył kroku. Szli przez opuszczony rejon dzielnicy przemysłowej, niezdatny do zamieszkania przez ludzi z powodu bliskości fabryk i produkowanych przez nie zanieczyszczeń, który w świetle księżyca wyglądał jak żywcem wyjęty z horroru. Okolica jednak nadawała się doskonale na miejsca spotkań szemranych osobistości, chcących załatwiać równie szemrane interesy z dala od ciekawskich oczu i uszu uczciwych mieszkańców miasta. Wokół nich były jedynie resztki rozpadających się budynków mieszkalnych, które najpewniej niedługo zostaną wyburzone, by w ich miejscu mogły wyrosnąć kolejne hale produkcyjne, niczym komórki nowotworowe w chorym ciele. Ulica za ulicą, mijali smętne wraki dawnych mieszkań, sklepów, restauracji, miejsc dawno opuszczonych przez ich mieszkańców, którzy zostali eksmitowani z nich przez nowych właścicieli terenu, którzy nie dali im wielkiego wyboru. Wśród tych niesprzyjających życiu warunków znajdowało się miejsce, w którym to urzędował, swego czasu światowej sławy, chirurg, który to jednak z powodu pewnych wydarzeń, o których nigdy nikomu nie powiedział, musiał się tam zaszyć, zabijając czas przyjmowaniem pacjentów, którzy woleli nie pokazywać się w szpitalu. 

 Ciałem Colina znowu wstrząsnął kaszel. 

-Ni-e dam… już rady – jęknął, uginając się pod ciężarem swojego ciała.

-Dasz, dasz, jesteś przecież bogaty! Kto zaopiekuje się twoją działką, jeśli teraz wykitujesz? – namawiał go Rees, wypatrując tego jednego, konkretnego budynku. – Poza tym Lisa nie da mi żyć, jeśli nie odstawię cię do domu. 

-Nie przypominaj mi o niej – warknął Colin, w którego nagle wstąpiły siły. -Trzeba było jej posłuchać, żeby się w to nie pakować.

“Ledwo żyje, a i tak prawi kazania” pomyślał Rees, gdy jego oczom ukazał się mały, jednopiętrowy domek, w którego oknie paliła się świeczka, znak, że Boris przyjmuje. “W końcu” pomyślał, po czym powiedział: 

-Nie próbuj nawet mi teraz wymięknąć, jesteśmy na miejscu. 

Z Colinem na ramieniu zapukał do drzwi. Z początku nikt nie otworzył, ani nawet nie odpowiedział, co wzbudziło w Reesie głęboki niepokój, zapukał więc po raz drugi, a gdy i to nie przyniosło efektu, zaczął walić w drzwi pięścią. 

-Nie hałasuj tak, łeb mi pęka – upomniał go Colin. 

Nie słuchając go, Rees miał już zamiar wyważyć drzwi, gdy nagle pokazał się w nich rosły mężczyzna z pistoletem wycelowanym w dwójkę na progu. 

-Ktoście wy? Co tu robicie? – warknął nie spuszczając broni. 

-Braliśmy udział w napadzie dla Sheldona – odpowiedział spokojnie Rees. Następnie wskazał na Colina i dodał: 

-On jest ranny, stracił dużo krwi. Powiedz Borisowi że to Colin i Rees. 

Drzwi się zamknęły, zaś po kilku pełnych napięcia minutach obaj mężczyźni weszli do środka.

Wewnątrz zobaczyli korytarz, po którego obu bokach było dwoje drzwi. Po lewej stronie były zaś schody, po których zbiegał starszy mężczyzna z okrągłymi okularach na nosie, naprędce zakładający fartuch. 

-Co z nim? – zapytał nie witając się. – O co ja pytam, od razu widać że trzeba go operować. Za mną, Rico! - zwrócił się do mężczyzny, który wpuścił ich do środka – przygotuj mi salę, pospiesz się! 

Ruszyli we czterech do jednych z drzwi, po których otwarciu ukazała się dobrze wyposażona sala operacyjna. Położyli ledwo przytomnego Colina na stole, po czym Rees powiedział do niego: 

-Trzymaj się bracie, dasz sobie radę… 

Chciał mu powiedzieć więcej, jednak Rico wyprowadził go na korytarz i zamknął drzwi. Rees usiadł na krześle, czując jak nagle opuszcza go adrenalina, obecna w jego organizmie od momentu przeprowadzenia napadu, podczas którego wywiązała się strzelanina w której zginął Fabian, a Colin został ciężko ranny. Nagle poczuł się bardzo senny, chciał za wszelką cenę utrzymać się na nogach, jednak zmęczenie go pokonało. Sam nie wie ile przespał, snem bez snów, jednak w momencie, w którym Boris go obudził, by przekazać wiadomość, był w pełni świadomy. 

 Colin nie żyje. Zmarł z powodu utraty krwi. Podobno był martwy w momencie kładzenia go na stole, jednak Boris nie dawał za wygraną i próbował go odratować. 

-Przykro mi przyjacielu, naprawdę – powiedział lekarz kładąc mu rękę na ramieniu. – Robiłem co mogłem. 

Rees go nie słuchał. Myślał tylko nad tym, co powie Lisie, która pewnie zamartwia się teraz o los jej brata, gdy ten leży bez ducha na stole operacyjnym.

Nie wiedział co jej powie. 

Nie chciał wiedzieć. 

Koniec

Komentarze

NikolajV, niecałe 5 tysięcy znaków to tutaj SZORT, a nie OPOWIADANIE. Proszę, zmień to w ustawieniach ;)

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Hej 

 

-Nie dam… już rady – jęknął, uginając się pod ciężarem swojego ciała

Własnego Ciała

 

Wewnątrz zobaczyli korytarz, po którego obu bokach było dwoje drzwi

Brzmi źle. Proponuje: “Zarówno po prawej jak i lewej stronie korytarza znajdowały się drwi.”

 

Fajna scenka no ale właśnie, tylko scenka. Fabuła znikoma, brak puenty, morału akcji. Wygląda jakbyś wyciął fragment książki albo innego dłuższego tekstu i tutaj wrzucił.

Ciężko cokolwiek innego mi o tym powiedzieć.No i nie ma fantastyki.

 

Pozdrawiam

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

O co chodzi?

Gdzie fantastyka?

Kim jest Lisa, że o Sheldonie nie wspomnę.

Napad był na co, a może na kogo?

Czy Colin zostawił spadek, albo jakieś sierotki? Czy on miał psa, który teraz za nim tęskni?

A tak przy okazji: od krwawiącego ramienia się nie umiera. Zwykła opaska uciskowa z byle czego sprawę załatwia. Ten Rees to jakaś niedojda, targa człowieka bóg wie gdzie, zamiast go opatrzeć. No chyba, że krwawiło nie ramię tylko bark, a to już inna sprawa :)

Będzie jakiś ciąg dalszy? 

 

Cześć

Dia­lo­gi za­czy­na się na ogół od pół­pau­zy, a nie od myśl­ni­ków. Ogól­nie fajny tekst tylko za mało fa­bu­ły jak dla mnie, sko­ja­rzył mi się z fil­mem Taran­ti­no – Wście­kłe psy.

Po­wo­dze­nia. Po­zdra­wiam.

Those who tell stories rule society.

 

Wśród tych niesprzyjających życiu warunków znajdowało się miejsce, w którym to urzędował, swego czasu światowej sławy, chirurg, który to jednak z powodu pewnych wydarzeń, o których nigdy nikomu nie powiedział, musiał się tam zaszyć, zabijając czas przyjmowaniem pacjentów, którzy woleli nie pokazywać się w szpitalu.

Cztery razy w jednym zdaniu który i rozumienie tekstu zaczyna się sypać.

 

Rozumiem, że napad był bezsensu, bo się nie udał i na dodatek zginęło dwóch złodziei. Hmm, a gdyby się udał, to miałby sens?

Trochę za mało historii w tej historii. fantasytyki to już w ogóle zabrakło.

Z kwestii technicznych, opko przydałoby się wyjustować.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj.

Ciekawa opowieść, taki fragment/wstęp do ogromnej, wielowątkowej powieści gangsterskiej – tak to odbieram.

Trochę dużo powtórzeń w niektórych zdaniach.

Zapowiada się interesująco, czekam na dalszy rozwój wypadków, a może dopisanie wcześniejszych zdarzeń? :)

Pozdrawiam.

Pecunia non olet

Niestety mam podobne odczucia co pozostali komentujący – pokazujesz zaledwie jedną scenkę, która nie daje właściwie żadnych konkretów. Warto by pomyśleć o bardziej rozbudowanej historii :)

Zwróć uwagę na zapis dialogów (jak pisał matprz99) i cudzysłowów – polskie zapisujemy w ten sposób: „ ”.

Pozdrawiam! 

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Taka sobie scenka, która może sprawdzić się jako wprawka, ale nic ponadto.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

Mam nadzieję, Nikolaju, że Twoje przyszłe teksty okażą się ciekawsze i lepiej napisane, i znajdę w nich fantastykę.

 

Z Co­li­nem było źle, to nie ule­ga­ło wąt­pli­wo­ściom… ―> Z Co­li­nem było źle, to nie ule­ga­ło wąt­pli­wo­ści

 

krwa­wią­ce ramię da­wa­ło mu się we znaki coraz bar­dziej. Nawet wspie­ra­jąc się na ra­mie­niu kom­pa­na… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

do me­li­ny, gdzie Co­li­no­wi bę­dzie można pomóc, nie zo­sta­ło już da­le­ko. ―> …do me­li­ny, gdzie Co­li­no­wi bę­dzie można pomóc, było już nieda­le­ko

 

-Trzy­maj się stary, zaraz bę­dzie­my na miej­scu… ―> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd pojawia się w całym tekście.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

któ­rzy zo­sta­li eks­mi­to­wa­ni z nich przez no­wych wła­ści­cie­li te­re­nu, któ­rzy nie… ―> Powtórzenie.

 

bo­kach było dwoje drzwi. Po lewej stro­nie były zaś… ―> Powtórzenie.

 

co powie Lisie, która pew­nie za­mar­twia się teraz o los jej brata… ―> …co powie Lisie, która pew­nie za­mar­twia się teraz o los swojego brata

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opuszczony rejon dzielnicy przemysłowej, niezdatny do zamieszkania przez ludzi z powodu bliskości fabryk i produkowanych przez nie zanieczyszczeń, który w świetle księżyca wyglądał jak żywcem wyjęty z horroru zaciekawił mnie znacznie bardziej niż którykolwiek z bohaterów tekstu. Z punktu widzenia kreowania scenerii to chyba całkiem dobrze, ale obawiam się, że są inne aspekty, nad którymi warto by tu jednak jeszcze sporo popracować. Widzę sens w komentarzu Homara.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka