- Opowiadanie: PanDomingo - Anatomia bestiarum

Anatomia bestiarum

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Anatomia bestiarum

– Skal­pel? – za­py­tał sam sie­bie Adam. – Jest.

– Szczyp­ce? Są.

– Koza?

– Beee! – ode­zwa­ła się ro­ga­ta isto­ta ze zwią­za­ny­mi ko­py­ta­mi, le­żą­ca na drew­nia­nym stole.

– Je­steś! – Mło­dzie­niec na­ry­so­wał gęsim pió­rem „v” przy sło­wie „goza” na li­ście za­ty­tu­ło­wa­nej „Po­czeb­ne”.

Rzut oka na sche­mat z księ­gi Ana­to­mia be­stia­rum. Czyli o bu­do­wie źwie­rzów słów kilka. Z przy­dat­ny­mi ry­ci­na­mi au­tor­stwa M.M.S. i uczeń al­che­mi­ka był gotów do ope­ra­cji.

– Beee!

Adam prawą ręką chwy­cił kozę w oko­li­cach szyi, a do lewej wziął skal­pel.

– Nie bój nic, ma­leń­ka.

– Beee!

Koza za­czę­ła sta­wiać czyn­ny opór.

– Ci­chaj! – Młody al­che­mik przy­trzy­mał ją moc­niej i wziął głę­bo­ki wdech. – Rach ciach i koza w piach!

– Beee!

Zwie­rzę wierzgnęło tak, że po­ru­szył się stół, peł­nią­cy rolę ope­ra­cyj­ne­go.

– Oż ty pa­sku­do!

– Beee!

Pa­sku­da po­lu­zo­wa­ła więzy na tyl­nych ko­py­tach i kop­nę­ła nimi opraw­cę. Opraw­ca zna­lazł się na re­ga­le z al­che­micz­ny­mi in­gre­dien­cja­mi. Nie­ste­ty, in­gre­dien­cje były w szkla­nych fla­szecz­kach. I po do­tknię­ciu pod­ło­gi, żywot swój za­koń­czy­ły. Pod­czas gdy dusze fla­sze­czek od­la­ty­wa­ły do Szkla­ne­go Nieba, gdzie ocze­ki­wa­ć będą Dnia Re­cyr­ku­la­cji, do po­miesz­cze­nia wpadł Ma­ciej, si­wo­bro­dy al­che­mik.

– Adam! – Zła­pał się za głowę. – Ty ciuć­mo­ku! Coś na­ro­bił z moim la­bo­ra­to­rium?

– Mi­strzu, byłem w trak­cie za­bie­gu la­bo­la­to­lyj­ne­go, kiedy mnie ta – Adam wska­zał na kozę, pró­bu­ją­cą po­lu­zo­wać więzy na przed­nich ko­py­tach – kop­nę­ła, aż…

– Ty łaj­da­ku! Na co żeś tę kozę przy­wlekł? Coś ty chciał jej zro­bić?

– Wy­do­być z niej ka­mień fi­lo­zo­fo…ga­stro…micz­ny! – Uczeń uniósł dum­nie skal­pel w górę.

– Ty dur­niu! – Mistrz wy­rwał na­rzę­dzie. – Skal­pe­lem od żab kozę kroić?

Mina mło­dzień­cowi zrze­dła.

– Cze­kaj, jaki ka­mień?

– Fi­lo­zo… – Próba po­wtó­rze­nia słowa spra­wi­ła nie­do­świad­czo­ne­mu chi­rur­go­wi kóz kło­po­ty. – O tutaj, na ry­ci­nie wszyst­ko jest po­ka­za­ne!

 Ma­ciej nie mu­siał za­glą­dać do książ­ki.

– Po­ka­za­ne, tak? – Prze­cią­gnął dło­nią po twa­rzy. – Niech prze­klę­ty bę­dzie dzień, w któ­rym wzią­łem cię na ucznia. Czy­taj.

– Ale ta ry­ci­na…

– Żebym ja, chłop, szla­chec­kie­go syna lek­tu­ry mu­siał uczyć. Jak­byś prze­czy­tał, co pod ry­ci­ną, to byś oba­czył, co to za ka­mień!

– Fi­lo­zo…

– Bez­oar, bę­cwa­le! Ka­mień je­li­to­wy!

– Beee! – Znie­nac­ka ode­zwa­ła się koza, któ­rej udało się uwol­nić przed­nie ko­py­ta. Zwie­rzę stało dum­nie na stole nie­do­szłej kaźni.

Gdy Adam chciał łapać kozę z jed­nej stro­ny, a jego mistrz z dru­giej, do pra­cow­ni wpa­ro­wał bosy męż­czy­zna w pro­stym, bia­łym, choć nieco po­pla­mio­nym zie­mią i gu­la­szem, odzie­niu. Łysą głowę przy­ozda­biał mu sło­mia­ny ka­pe­lusz, a do pa­ster­skie­go kom­ple­tu bra­ko­wa­ło mu je­dy­nie laski.

– Bećka!

– Beee!

Bećka ze­sko­czy­ła ze stołu i pod­bie­gła do męż­czy­zny. Mistrz i uczeń po­pra­wi­li zmierz­wio­ne włosy i po­gnie­cio­ne ubra­nia.

– Koza wasza? – spy­tał Ma­ciej. – Czego pytam, widać, że wasza.

Al­che­mik się­gnął do kie­sze­ni płasz­cza i wyjął z niej kilka mie­dzia­ków.

– Za kło­pot. – Wrę­czył męż­czyź­nie pie­nią­dze. – I za.. No… Nic że­ście…

Pa­sterz pod­niósł ręce w ge­ście zro­zu­mie­nia i w mil­cze­niu wraz z kozą opu­ścił la­bo­ra­to­rium.

– Nie spie­szy­łeś się! – prych­nę­ła koza mę­skim gło­sem, gdy się od­da­li­li. – Cze­ka­łeś, aż mnie wy­pa­tro­szy?

– Uspo­kój się, Mi­ko­ła­ju – od­parł męż­czy­zna. – Skąd ten mło­dzik wie­dział o ka­mie­niu fi­lo­zo­ficz­nym w two­ich trze­wiach?

– Do­wiedz się. Ja muszę do­koń­czyć ba­da­nia nad od­wró­ce­niem skut­ków ubocz­nych.

Koniec

Komentarze

Bardzo ciekawe skutki uboczne :)

Ogólnie czyta się szybko i fajnie, choć nieco jest drobnych potknięć (kto wrzuca teksty o tak nieludzkich godzinach?!)

Np.

 

Paskudzie poluzowała więzy

 

Powinno być: Paskuda poluzowała więzy, albo Paskudzie poluzowały się więzy

entropia nigdy nie maleje

Cześć.

Opowiadanko niezmiernie lekkie, aż za lekkie.

Czekałem, aż puścisz wodze wyobraźni, gdy te składniki się potłukły i pomieszały – i co z tego wyjdzie.

Końcówka, choć zaskakująca, to nie wiem – jakby ciut za prosta ;)

Fajnie to przygotowałeś, niezły wstęp, a takie łagodne zakończenie ;)

 

Jeszcze jedno mnie zastanawia, po kątem logiki. Skoro w księdze rzeczywiście stało, że to bezoar (co udowodnił mistrz), to dlaczego uczeń wnioskował, że to kamień filozoficzny? Skąd podstawy?

 

Językowo nieźle, aczkolwiek:

 

– Mistrzu, byłem w trakcie zabiegu labolatolyjnego, kiedy mnie – Adam wskazał na kozę, próbującą poluzować więzy na przednich kopytach – kopnęła, aż…

Zdaje się, że tego rodzaju didaskalia wrzucamy w miejsce, gdzie mógłby być przecinek, a wg mnie to nie jest takie miejsce.

 

Również Jim wskazał miejsce poprawki, ale poza tym nie jest źle.

Bardzo sympatyczna historia z zabawną puentą, która wprawiła mnie w dobry humor :) Można byłoby się zastanawiać, czy nie dać większej płynności dialogom, ale i tak to udane opowiadanie.

Pozdrawiam!

Dziękuję za poprawki, gdzieś mi się składnia zagubiła przy skracaniu :)

 

jim, a kto komentuje o jeszcze bardziej nieludzkich porach ;)

 

silvan, jeśli chodzi o ucznia i jego błędne założenia: chciałem go przedstawić jako osobę mało rozgarniętą, która zobaczy obrazek, ale nie przeczyta opisu, a jak już przeczyta to tylko do połowy, a drugą połowę dopowie sobie z własnej, bujnej wyobraźni.

 

chalbarczyk, jeśli mój tekst wprawił w dobry humor choć jedną osobę, to już jestem przekonany, że warto było go pisać :)

 

Dziękuję i pozdrawiam!

Pan Domingo

to już jestem przekonany, że warto było go pisać

Oczywiście! Jak najbardziej! Przeczytałam sobie drugi raz i dopiero teraz wpadło mi w oko “poczebne”. Świetne!

To masz już dwie osoby, którym Twój tekst poprawił humor :) Bardzo lekka opowiastka z zaskakującym plot twistem, który do szeregu kretynów, obok ucznia, stawia też nieszczęsną kozę-alchemika. Ubawiło mnie :)

Known some call is air am

Outta Sewer, dziękuję!

Niezobowiązująca, sympatyczna opowiastka, w swojej konwencji całkiem zgrabna :)

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

nati-13-98, dzięki za odwiedziny i pozdrawiam :)

Niechaj będę potępiony, że zapomniałem o tym tekście!

Tak jak napisali poprzednicy, fajnie, lekko i przyjemnie. Mi osobiście humor pasował, uśmiechałem się często (zwłaszcza z czytaniem o tym kamieniu), a i zakończenie wprowadziło mnie w jeszcze lepszy nastrój. :)

Prosty, ale ciekawy ten twist, moim zdaniem udany.

Polecę do biblioteki i pozdrawiam!

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

DanielKurowski1, bardzo mi miło, dziękuję i pozdrawiam :)

Witaj.

Kapitalny humor. :)

A Adam, widać, jasnowidz, czy co? :)

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

bruce, Adam to jasnowidz, ale z przypadku ;)

Pozdrawiam :)

– Bezoar, bencwale!

Serio, nikt jeszcze nie wytknął, że powinno być “bęcwale”? xD

Ogólnie nie porwało mnie jakoś w trakcie lektury, trochę zdań mi zgrzytało, ale puenta wynagrodziła poświęcony czas. Dobre zakończenie, przywołujące uśmiech. :)

deviantart.com/sil-vah

PanDomingo

Adam to jasnowidz, ale z przypadku

:))

Pecunia non olet

Serio, nikt jeszcze nie wytknął, że powinno być “bęcwale”? xD

@Silva

To dlatego, że my po prostu nie przeklinamy :P

I nie znamy takich okropecznych słów :P

Silva, dziękuję za wytknięcie, nie wiem, jak do tego doszło :P

Zabawne, przyjemnie się czytało:) Początkowo kibicowałam kozie, końcówka fajnie zakręciła :). 

Monique.M, dziękuję, koniec końców koza wygrała :)

Silvanie,

To dlatego, że my po prostu nie przeklinamy :P

I nie znamy takich okropecznych słów :P

Taaak, już wam wierzę! ;)

deviantart.com/sil-vah

Cześć,

miło u Ciebie gościć.

 

Uśmiechnęłam się nie raz czytając to opowiadanie.

– Adam! – Złapał się za głowę. – Ty ciućmoku! Coś narobił z moim laboratorium?

Już zapomniałam o takim słowie. Poprawiło mi to humor.

 

Czyta się lekko i przyjemnie. I mnie zabrakło wyraźniejszego zaznaczenia skąd uczeń wiedział o kamieniu, ale przyjmuję Twoją linie obrony wink

Plus za prosty, ciekawie podany pomysł.

Pozdrawiam

Żywy_Jaszczomp, dziękuję za odwiedziny, miło mi, że się podobało :)

Cześć, PanieDomingo,

bardzo fajny szorciak, ubawiłam się i przyjemnie spędziłam czas. Masz lekki styl i umiejętność nienachalnej komedii, co objawia się w prześmiesznych dialogach (dzięki za przypomnienie ciućmoka! :D). Nie czuję, żeby czegokolwiek brakowało w tej historii. Jasne, mogłaby spokojnie być dłuższa, ale daje radę przy narzuconym limicie. Czasem tak bywa, że przy niedomówieniach pozostaje aż zbyt wiele pytań, co powoduje irytację. Tutaj tak nie mam.

 

Powodzenia w konkursie! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

LanaVallen, miało być komediowo i cieszę się, że się udało. W zamyśle historia miała być nieco dłuższa, ale limit znaków był bez litości. Dziękuję za komentarz :)

Zabawne. Fajny pomysł i stylizacja. Tak, jak pozbyli się kozy, będzie lżej. :D koza to straszny kłopot i zbytek. :-)

 

Tu kilka drobiazgów:

,Zwierzę zawierzgało

Podmieniłabym tu lub wcześniejsze „wierzgała”, np. na opierała się, protestowała, walczyła, opierała się, buntowała itp. Wiem, sama ostro wykorzystywałam powtórzenia, ale w tym przypadku nie nadużywałabym. ;-)

,– Oż(+,) ty paskudo!

Tu chyba dałabym przecinek, choć nie mam pewności bo chyba mógłby być też po „ty” ? Nie mam pewności.

,… oprawcą. Oprawca w następstwie uderzenia znalazł się na regale z alchemicznymi ingrediencjami, na nieszczęście w większości w szklanych flaszeczkach. Flaszeczki wskutek kontaktu z oprawcą wylądowały na podłodze. I żywot swój zakończyły.

Powalczyłabym z oprawcą i flaszeczkami, np. przez przyspieszenie akcji (przynajmniej spróbowałabym, aby zobaczyć jak to wygląda bez „następstw” i „kontaktu”).

Usunęłabym „na nieszczęście”.

,nie jestem pewna znaczenia „przypatoczyć”, dla mnie raczej oznacza kogoś, kto się „przypętał”?

 

Powodzenia w konkursie :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, dziękuję za uwagi!

 

Pierwsze “wierzganie” podmienione.

 

Co do “Oż ty paskudo” to jestem pewien, że między “oż” i “ty” przecinka być nie powinno (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ozez-ty;137.html) i jestem prawie pewien, że między “ty” i “paskudo” przecinka też nie powinno być (na poradni PWN nie mogłem znaleźć konkretnego przykładu, ale znalazłem taką informację na blogu językowym https://poprzecinkublog.wordpress.com/category/interpunkcja/ i przykłady w korpusach językowych).

 

Akapit z oprawcą i flaszeczkami przeredagowałem. Intencjonalnie trochę spowolniłem akcję w tym fragmencie, chciałem rozwlec szybkie zdarzenie na powolny akapit, ale widocznie nie działało to zbyt dobrze. Mam nadzieję, że teraz zadziała lepiej.

 

Rzeczywiście “przypatoczyć” można się, a nie kogoś. Podmienione :)

 

mortecius, dziękuję! Po zmianach zaleconych przez Asylum mam jeszcze większe rezerwy znaków do rozdysponowania :p

Dzięki za odpowiedź, faktycznie chyba przy paskudzie bez przecinka, ja nie jestem za dobra w te klocki, wygląd na to, że jest ok! :-)

Z flaszeczkami jest lepiej po przyspieszeniu, choć jeszcze nie doskonale, ale to moje zdanie i nie chcę za bardzo ingerować.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć, PanieDomingo.

 

Najpierw kilka uwag:

 

Rzut oka na schemat z księgi Anatomia bestiarum. Czyli o budowie źwierzów słów kilka. Z przydatnymi rycinami autorstwa M.M.S. i uczeń alchemika był gotów do operacji.

Tytuł dałbym w cudzysłów. Jest długi, z kilkoma kropkami i, w moich oczach, robi bałagan w zdaniu.

 

Koza zaczęła stawiać czynny opór.

Chciałbym to zobaczyć.

 

Podczas gdy dusze flaszeczek odlatywały do Szklanego Nieba, gdzie oczekiwały Dnia Recyrkulacji, do pomieszczenia wpadł Maciej, siwobrody alchemik.

Rozbawiłeś mnie. ))

 

Bećka zeskoczyła ze stołu i podbiegła do mężczyzny. Mistrz i uczeń poprawili zmierzwione w zamieszaniu włosy i pogniecione ubrania.

W moim przekonaniu do usunięcia. Można się tego domyślić, a zmierzwione w zamieszaniu to niemal aliteracja. Jak już się zatrzymałem, to dodam, że zlikwidowałbym któreś “i”.

 

Zgrabnie napisana, humorystyczna historia. Choć nie do końca łapię, dlaczego kamień filozoficzny miałby zmieniać w kozę. Na portalu czytałem już kilka opowiadań, w których zwierzę albo przedmiot nagle zaczęły mówić i za każdym razem zaskakuje mnie to coraz mniej, jednak udało Ci się nadać tekstowi pewien urok, który uśpił moją czujność.

 

Pozdrawiam, Pop Lab.

Pop Lab, dziękuję za komentarz!

Tytuł książki wolałem dać kursywą, bo wcześniej w cudzysłowy wpisywałem notatki bohatera. Wolę odznaczyć jedno od drugiego i będę upierał się przy kursywie.

Co do “czynnego uporu” to efekt eliminacji powtórzeń “wierzgania”. Postanowiłem, że pozwolę czytelnikom na wyobrażanie sobie jak koza może “stawiać czynny opór” ;)

“W zamieszaniu” usunięte, rzeczywiście było to zbędne.

A kamień filozoficzny zmienia w kozę przez skutki uboczne, takie powiedzmy “stwierdzone u jednego na tysiąc pacjentów” ;)

Pozdrawiam

Dobrze, że nigdy nie przyszłoby mi do głowy połykać kamień filozoficzny. ))

Hi, hi, zabawne. Koza zdecydowanie robi nie tylko puentę, ale w ogóle opko. Uczeń strasznie gapiowaty, że też alchemik mu jeszcze łba nie ukręcił. Szkoda, że już nie starczyło miejsca na opis tego, co stało się po zmieszaniu alchemicznych ingrediencji ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz, po akcji z kozą istnieje duże prawdopodobieństwo, że alchemik podejmie działania na rzecz ukręcenia łba ucznia. Coś jednak czuję, że uczeń i tak się jakoś się wywinie ;)

Cześć,

Przyjemnie humorystyczny tekst, który spokojnie wystarcza jako rozrywkowa scenka, ale mógłby też być wstępem do nieco większej całości. Koza i przekomarzanki pomiędzy mistrzem i uczniem to kopalnia dobrego humoru, z której czerpiesz tu obficie. 

Polecam i pozdrawiam

oidrin, dziękuję za komentarz! Kto wie, może to nie koniec losów kozy i dwójki alchemików?

Pozdrawiam :)

Troszkę za lekkie, jak dla mnie. Czytało się nieźle, baboli nie ma, ale poczułem, że to raczej wstęp do czegoś większego, niż samodzielny tekst. Mam niedosyt, ale całość jest na plus.

 

Ujęło mnie szczególnie jedno zdanie:

 

Podczas gdy dusze flaszeczek odlatywały do Szklanego Nieba, gdzie oczekiwały Dnia Recyrkulacji, do pomieszczenia wpadł Maciej, siwobrody alchemik.

Ładnie mi to brzmi. :D Gdyby powstało coś więcej o przygodach Mikołaja i reszty ekipy, to chętnie zajrzę na lekturę.

 

Pozdrawiam. :)

Adek_W, dziękuję za miłe słowa. Już nawet chodzi mi po głowie pomysł na kontynuację przygód zarówno Mikołaja, jak i mistrza Macieja z uczniem Adamem. Ba! Nawet i dusze flaszeczek w Szklanym Niebie może kiedyś dostaną jakąś intrygę. Ale to na razie pieśń przyszłości.

Pozdrawiam :)

Lekka lektura i całkiem sprawna. Trochę kojarzy się z innym tekstem konkursowym, „Chirurgiem Piotrkiem i kamieniem filozoficznym”. Rozwinięcie jest jednak zupełnie inne. Ba, w momencie, w którym wydaje się już, że wyjdzie banał, nagle dorzucasz końcowego twista. Poprawia humor :-)

 

wilk-zimowy, gdy przeczytałem przytoczony tekst, byłem już na etapie skracania własnego. Uznałem, że mimo podobieństwa motywów mój tekst na tyle się różnił, że nie ma co pisać od nowa.

Cieszę się, że szort poprawił humor. O rozbawienie czytelnika właśnie mi chodziło :)

Zabawne, ale w stopniu umiarkowanym. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, cieszę się, że mimo wszystko zabawne ;)

zawierzgało

Yyy… chyba jednak "wierzgnęło".

 poluzowała więzy na tylnych kopytach i kopnęła nimi

Mmm, więzami? Zasadniczo koza nie ma kopyt, a racice, zresztą racic byś nie związał. Ale co tam.

 Niestety, ingrediencje były w szklanych flaszeczkach. I po dotknięciu podłogi, żywot swój zakończyły. Podczas gdy dusze flaszeczek odlatywały do Szklanego Nieba, gdzie oczekiwały Dnia Recyrkulacji

Wiem, o co chodzi, ale ze zdania nieodparcie wynika, że ingrediencje zakończyły żywot, a dusze odlatywały i oczekiwały naraz.

 labolatolyjnego

No, teraz to mu się dostanie XD

 Mina młodzieńca zrzedła.

Idiom: Mina młodzieńcowi zrzedła; lub: młodzieńcowi zrzedła mina.

 Próba powtórzenia słowa sprawiła niedoświadczonemu chirurgowi kóz kłopoty.

To widać, nie bój żaby ;)

 lektury musiał uczyć

Jesteś stuprocentowo pewien "lektury"? Bo ja nie jestem, ani w tę, ani we wtę.

 na stole niedoszłej kaźni

Chyba już przesadzasz.

 choć nieco poplamionym ziemią i gulaszem

A to widać na pierwszy rzut oka? Znaczy, że te brązowe plamy to akurat gulasz?

w milczeniu wraz z kozą opuścił laboratorium.

Hmm.

 Skąd ten młodzik wiedział o kamieniu filozoficznym w twoich trzewiach?

Ot, siurpryza na koniec XD

 

Ej, śmiechowe i leciutkie, i nastrój wybitnie poprawiające, a myślałam, że dzień skazany na zagładę.

 chalbarczyk, jeśli mój tekst wprawił w dobry humor choć jedną osobę, to już jestem przekonany, że warto było go pisać :)

Ja naliczyłam pięć :) Ale kto poprawia jeden humor, ten już czyni świat lepszym.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, dziękuję za komentarz. Miło mi, że poprawiłem nastrój. Z łapanki naprawiłem, co mogłem :)

Mmm, więzami? Zasadniczo koza nie ma kopyt, a racice, zresztą racic byś nie związał. Ale co tam.

Ups, wyszło na to, że anatomię mam w tytule szorta, a na anatomii się nie znam. Wpadka ;p

Jesteś stuprocentowo pewien "lektury"? Bo ja nie jestem, ani w tę, ani we wtę.

Stuprocentowo nie, ale zdaje mi się, że w staropolskich tekstach zetknąłem się ze sformułowaniem “uczyć lektury” w znaczeniu “uczyć czytać”. Ale ręki (ani kopytka, ani racicy) nie dam sobie za to uciąć.

 na stole niedoszłej kaźni

Chyba już przesadzasz.

Przesada celowa ;)

 choć nieco poplamionym ziemią i gulaszem

A to widać na pierwszy rzut oka? Znaczy, że te brązowe plamy to akurat gulasz?

A pewnie nie widać. Powiedzmy, że okrutny limit znaków przyciął wątek gulaszu do tego jednego stwierdzenia ;)

Proszę bardzo i polecam się na przyszłość.

zdaje mi się, że w staropolskich tekstach zetknąłem się ze sformułowaniem “uczyć lektury” w znaczeniu “uczyć czytać”

“Lektura” to po łacinie “czytanie” więc mogło tak być – po prostu nie wiedziałam, czy było używane w takim kontekście. Ale jeśli było, to w porządku.

Przesada celowa ;)

Powiedzmy, że okrutny limit znaków przyciął wątek gulaszu do tego jednego stwierdzenia ;)

Limicie, ty trylobicie! Niemiłe mi życie, gdy przycinam do cię…

E… grosza rzuć wiedźminowi! :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sympatyczne opko, ubawne. Kolejne wcielenie ucznia czarnoksiężnika. Ciekawe, co by się zadziało, gdyby mistrz nie zdążył na czas.

Mnie się bardzo spodobał główny zarzut alchemika. No bo, jak tak można – z żabim lancetem do kozy? Wstyd. ;-)

Babska logika rządzi!

Finklo, cieszy mnie, że się podobało.

Przed uczniem jeszcze dłuuuga droga, a póki co – wstyd. I dla ucznia, że się nie nauczył, i dla mistrza, że go nie nauczył :)

Uśmiechnęły skutki uboczne kamienia filozo… :) niewłaściwego lancetu też :)

Koalo75, dzięki za wizytę i komentarz :)

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Anet, dziękuję :)

Nowa Fantastyka