- Opowiadanie: LanaVallen - Opowieść o dwóch braciach
Opowieść o dwóch braciach
Ostatnio zagościły u mnie dwa dziwne i niedające zbyt wiele nadziei teksty. Zostały przyjęte dobrze, ale postanowiłam pójść na przekór i napisać coś zgoła innego, zbliżonego do moich wcześniejszych opowiadań. Jest więc patos, znana historia, ale i potrzebne niekiedy poczucie, że kiedyś będzie lepiej.
Zgodnie ze słowami twórcy konkursu (zwalam teraz winę na ciebie, Geki!) potraktowałam wybrane hasła dosyć swobodnie (być może zbyt swobodnie). Nielubujących się w postapo zapewniam, że jest to jedynie tło. Sięgnijcie więc po magię i miecz po nuklearnej zagładzie.
W moim kraju opowiada się historię o dwóch braciach rządzących światem. Niegdyś była to opowieść o równowadze, honorze i połączonych z sobą duszach, lecz ich waśnie spaliły ziemię i zatruły niebiosa.
Pierwszy z braci, dzierżący miecz z adamantowej stali, oskarżył drugiego o zawiść i rozgoryczenie. Mówił, że dostrzegł w jego spojrzeniu żądzę władzy, która go przeraziła. Drugi z braci, władający starożytną magią, nie rzekł nic; jedynie cień uśmiechu przemknął mu po twarzy, a gdy sprawa zdała się przesądzona, oznajmił spokojnie:
– Byłbym lepszym władcą ziemi, Wschodzie.
Wschód miał dobre, lecz zbyt namiętne serce. Nie potrafił opanować złości rozpalonej przez chciwe słowa Zachodu. Wielki miecz rozciął sojusz, utrzymywany niegdyś na solidnych podstawach, a cementowany przez stulecia pokój rozpłynął się, jak gdyby nigdy nie istniał.
Nie potrafię sobie wyobrazić głupszej wojny, gdy maszeruję na Górę Yurushi, a wszechobecny pył wciska mi się do nosa, osadza w gardle. Nie potrafię również wyobrazić sobie głupszego marnowania energii i zasobów od wspinaczki na górę otoczoną dawno zapomnianą magią, lecz jak ongi rzekł pewien mędrzec: „Wierz w cokolwiek, lepsze to bowiem będzie od niewierzenia w nic”. Więc ja, stary dureń, pokładam wiarę w przebaczenie. Być może kiedyś przebaczę sam sobie. Łaski innych przyjąć nie zdołam.
Kurz w powietrzu gęstnieje w brunatną mgłę. Pył wpada mi do oczu, utrudniając widzenie. Szczyt zdaje się odległym cieniem wśród kurzawy, rośnie niczym monstrum. Droga jest trudna, wyboista. Potykam się, ale wiedza zdobyta przez życie przypomina, iż nie wystarczy wiedzieć, jak się podnieść. Trzeba ponadto wiedzieć, jak upaść.
Żaden z braci nie zdawał sobie sprawy z istoty przegranej. Walczyli, zapomniawszy o świecie, który mieli chronić. Tak więc ziemia nie dawała plonów, a niebo wyschło, po czym sczerniało i popękało. Magia i miecz, do tej pory w idealnej harmonii, obróciły się przeciw je dzierżącym i ani Wschód, ani Zachód nie potrafili ich powstrzymać.
W końcu Zachód poległ, lecz Wschód nie uniósł wysoko miecza, ponieważ magia zabitego brata, pochodząca z samego jądra wszechświata, wymknęła się wszelkiej kontroli i zniszczyła świat bardziej niż jakakolwiek broń do tej pory. „Płoń, świecie, płoń!”, rozbrzmiewał ostatni krzyk drugiego brata.
„To nie tak”, myślę za każdym razem, gdy słucham tej części opowieści. „Nie są to słowa, które mógłby wypowiedzieć Zachód”. Wyobrażam sobie, że po prostu krzyczał, a krzyk ten ostudził we Wschodzie niepohamowaną furię i po raz pierwszy pożałował swych czynów. Wypuścił miecz, wygrawerowane nań runy zgasły, a piach pochłonął dwa ostatnie symbole równowagi.
Wiatr staje się brutalny, smagając mnie pyłem i żwirem, rani nieosłonięte części ciała. Ból traktuję jednak jako część drogi. Co chwilę przelatują obok śmieci – papier, złom, plastik, martwe gryzonie i owady. To traktuję jako przypomnienie zbrodni.
Potykam się po raz ostatni, ale upadek pozbawia mnie słodkiego poczucia zwycięstwa. Bo choć wystarczy jedno podciągnięcie na ostrych kamieniach, abym dotknął szczytu, czuję tylko gorycz. Piach i zaduch nie pozwalają na nic innego.
Wschód miał szansę poprowadzić ocalałych ludzi, wyznaczyć im drogę przez spaloną ziemię. Mógł w końcu pokazać bratu, jak bardzo ten się mylił. Lecz żal i samotność rozdarły jego serce, jak i serca tysięcy poddanych. Bez władcy zapanował chaos.
Pewnego dnia strudzony wędrowiec odnalazł Wschód na najdalszym skraju ziemi i w końcu, po wielu latach, mógł zapytać:
– Cóż cię tak trapi, wielki władco?
Wojownik ani drgnął, wpatrzony w horyzont. Zmieszał się jednak i odległym głosem odrzekł:
– Kierowany dumą i żądzą władzy zabiłem brata, ale bez niego… nie jestem sobą.
Wschód był cieniem dawnej potęgi, lecz wędrowiec ukłonił się, a jego spojrzenie nie wyrażało pogardy.
– Nikt nie może pomóc ci pozbyć się twojego bólu, Wschodzie. Musisz to zrobić sam. Uleczy cię pokora i niezachwiane serce, zamiast miecza siły szukaj w spokoju.
Wojownik odwrócił się zdziwiony mądrością nieznajomego, pragnął ujrzeć twarz człowieka skorego do takiej odwagi. Ale wędrowiec skrywał oblicze, a pogodzenie się z tym miało być pierwszym krokiem w długiej podróży wojownika.
W przeciwieństwie do niego, ja stawiam właśnie ostatni, a pustynne powietrze nie pomaga uleczyć zadanej sercu rany. Padam na kolana, nie odwracając wzroku od połaci zniszczonej ziemi, patrzę wnet na popękane niebo. Widzę zniszczony świat bez nadziei na odrodzenie. Zaciskam pięści, lecz zachowuję spokój, niczym prawdziwy wojownik, którym powinienem niegdyś być.
Zdobyte z trudem opanowanie nie rozwiewa się pod wpływem odgłosu kroków.
– A więc przyszedłeś mnie zabić… Nie okażę zaskoczenia. Ale cały ten trud po to tylko, aby zdobyć godniejszego przeciwnika? – pytam wędrowca.
– Nie mógłbym walczyć z kaleką – odpowiada, a jego głos przypomina świszczący w skałach wiatr.
Płynnym ruchem wyciąga prosty miecz, ja czynię to samo. Podobne klingi uderzają o siebie w niemym tańcu śmierci. Znać po ruchach, że z nas dwóch ja jestem lepszym szermierzem, lecz serce znów mnie zawodzi, podczas gdy wędrowiec zachowuje cierpliwość góry.
– Uspokój się, Chikyū – wypluwa moje imię.
Na sam jego dźwięk reaguję gniewem, napieram mocniej, szybciej, gorzej. Żaden śmiertelnik nie ma do tego prawa, ale wędrowiec osiąga cel. Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, nieznajomy z lisią zręcznością umyka moim atakom, po czym sam kontratakuje.
– Naprawdę myślisz, że w ten sposób upamiętnisz brata? – Jego słowa tną nie gorzej od miecza. – Wybaczy ci zdradę?
Starożytna moc gotuje mnie od środka. Diabelnie silnym ruchem powalam przeciwnika.
Przygotowuję się do zadania ostatecznego ciosu, ale wędrowiec przetacza się, po czym wstaje. Od dawna nie walczyłem z kimś tak szybkim.
– Prawdą jest, że okłamałeś nie tylko lud, lecz również siebie. – Nieznajomy stoi pewnie, a jego ciało nie drży z wysiłku. Jak byśmy nie stoczyli śmiertelnego pojedynku. Po moim czole zaś spływa pot. – Że twój brat łaknął zbyt wielkiej władzy. Że zabiłeś go dla zachowania równowagi. Inni rzekliby, że to był twój obowiązek.
– I rzekliby słusznie. – W mój głos wkrada się drżenie, które wędrowiec w lot dostrzega. Przechyla głowę prawie niezauważalnie.
Ja za to poprawiam chwyt, myśląc jedynie o przebiciu mu gardła. Należy to zakończyć. Zbieram w sobie całą moc wschodu.
– Ale i tak nie było to łatwe – warczę i nacieram.
Nikt nie mógłby odeprzeć takiego ciosu, jest zbyt silny i szybki jednocześnie. Ale klingi uderzają o siebie z dźwięcznym odgłosem, który porusza powietrze i wzburza niebo. Gdy przeciwnik odrzuca mój miecz, ja nie potrafię wyjść ze zdumienia. Lata rozpaczy po utraconym bracie uczyniły mnie słabym. Stałem się wątłym cieniem władcy ziemi – tytuł, którym niegdyś się szczyciłem, przyległ do mnie niczym obelga.
Wędrowiec pozostaje w tym czasie opanowany jak skute lodem jezioro. Ja przeistaczam się w sztorm. Z rykiem wściekłości rzucam się na niego okuty jedynie w adamantowe, odporne na ostrze karwasze.
Jestem niezdarny wobec jego precyzyjnych ciosów. Przeszłe lata wykorzystał na mistrzowskie opanowanie sztuki fechtunku i mimo że walczy z cieniem dawnego mnie, upokorzenie jest silne, gdy leżę przygwożdżony do ziemi.
Trzymając miecz z dwóch stron, napiera ostrym bokiem na moją szyję, ale wciąż mam wystarczająco dużo siły, aby ostrze nie przecięło skóry.
– Co by powiedział twój brat, widząc cię w tym żałosnym stanie, Chikyū? – warczy nieznajomy, po raz pierwszy drżąc z wysiłku. – Niegodnego posłuchu u ludzi, niezdolnego do obrony życia. Myślisz, że uhonorujesz Sora rozpaczą? Powinieneś w końcu wziąć odpowiedzialność za własne czyny!
Gdybym był płomieniem, spaliłbym się. Furia wstrząsa mną, sprawiając, że ponownie staję się Wschodem, Władcą Ziemi, Wojownikiem z Adamantowym Mieczem.
– Kim jesteś, aby prawić mi o odpowiedzialności?! Całe twoje wyobrażenie to marny zarys prawdziwej wagi decyzji – sapię, coraz dalej odpychając ostrze. – I nigdy więcej nie wymawiaj jego imienia – mówiąc to, kopnięciem rzucam przeciwnika daleko, a pył wiruje wokół obcej postaci. Niebo grzmi, choć żadna kropla nie zamierza spaść.
Dopadam miecza, wbitego w ziemię niczym ostrzeżenie. Moc na nowo przepływa przez żyły, więc marne ostrze przybiera swoje prawdziwe oblicze. Mam w dłoniach klingę godną bogów, a jej ciosu zatrzymać nie może nikt.
Piorun uderza niedaleko nas w idealnej harmonii, lecz miecz samego Wschodu nie dosięga wroga. Odbija się od bariery utworzonej z najczystszej magii. Wokół dłoni wędrowca krążą obłoki, jego żyły oślepiają prawdziwym błękitem. Chmura odrzuca mnie, pozbawia sił i gasi moc.
Padam na kolana u stóp największego wroga. Jestem zniszczony. Pokonany. Ośmieszony.
– Tylko bogowie mogą korzystać z magii. A jedynie mój brat potrafił mnie pokonać – wzdycham. Zamykam oczy, bo nie chcę na to patrzeć. Mam już dość. Pamięć przywołuje obraz sczerniałego ciała Sory i jego napiętą, przejętą bólem twarz, gdy pojął, że się nie zawaham. – Ukradłeś jego duszę?
Mag unosi mnie i zaciska niewidzialne więzy. Brakuje mi tchu i czuję słodki odór śmierci. „Błagam…”, myślę. „Zrób to!”
Mężczyzna zdaje się rozumieć, kręci więc głową, zapewne z obrzydzenia. Magia znika tak nagle, jak gdyby nigdy się nie pojawiła.
– Tylko jeden bóg może zabić drugiego… Jednak nie uczynię tego. Żaden z nas nie byłby zdolny zabić własnego brata.
Zwykle słowa śmiertelników nie są w stanie oddać tego, co czuję. Gdy wędrowiec odwiązuje chustę i odsłania spaloną własną magią twarz, w tym samym czasie, gdy poznaję przeciwnika na tyle dobrze, aby go pokonać, miecz wyślizguje mi się z palców.
– Sora… Jak to możliwe? – Moje zdziwienie pochwytuje wiatr, który nagle zdaje się mniej pylisty, a z nieba spadają pierwsze krople od lat.
Zachód nie odpowiada, lecz na zniszczonej twarzy przebiega jakby cień uśmiechu. Podaje mi miecz, który powinien należeć do niego. Ja nigdy nie byłem go godzien.
– Łatwo jest stracić samego siebie, dobrze to wiem. – Jego głos łagodzi ból i leczy rany. – Obaj jesteśmy winni tego, co się stało i nie naprawię świata bez ciebie, Wschodzie. Próbowałem. I zawiodłem. Niech wygrana w tej walce da mi nagrodę, której szukałem.
Zaciskam niepewnie dłoń na mieczu, po czym wbijam go w ziemię i kładę dłoń na sercu. Pieśń zwycięstwa porusza nas obu i niesie nadzieję.
– Znalazłeś przebaczenie, którego szukałeś. Ale tylko ty sam możesz pozbyć się swojego bólu – kończy. Po chwili rozpływa się, żeby ponownie zająć miejsce Władcy Nieba.
Ja za to ogarniam wzrokiem pustynię, po raz pierwszy widząc ją jako całość. Dostrzegam pod ziemią trawę, która marzy o tym, aby zacząć rosnąć. Życie pragnące walczyć. A gdy unoszę głowę, brata gotowego do odbudowania tego, co wespół zniszczyliśmy.
W moim świecie opowiada się historię o dwóch braciach, którzy władali równowagą i porządkiem. Niegdyś była to historia o upadku i zniszczeniu i choć dobrze ją pamiętam, wolę przypominać sobie o mocy przebaczenia innym… I sobie samemu. A gdy nadejdą złe duchy, nie będę znów walczył z nimi samotnie.
Koniec
Komentarze
Witaj, Lano!
Przyjemne, filozoficzne, z morałem o pokorze i próbie wybaczenia samemu sobie.
Twist z bratem i wędrowcem jest przewidywalny, aczkolwiek dobrze skonstruowany, można interpretować to jako głos w jego duszy, głos rozsądku czy wyimaginowana próba zdobycia przebaczenia, od utraconej osoby, która ma nas zadowolić i zabandażować rany.
W porządku prowadzisz fabułę, pokazujesz jedynie to, co potrzebne, nie przytłaczasz informacjami, Twoja legenda w środku nie jest na siłę, można z przyjemnością wchłaniać atmosferę, którą stworzyłaś.
Spodobał mi się Twój wysoki i patetyczny ton opowiadania, moim zdanie pasuje do historii oraz motywów, które poruszasz. Nadajesz tak tekstu charakter.
Warsztat masz bardzo przyjemny, czytałem bez przeszkód czy pauz, a poza tym, tutaj przyczepić się nie umiem, bo sam się jeszcze uczę, a jestem na początku swojej literackiej przygody.
Ogólnie, lektura sprawiła mi przyjemność, z chęcią zgłoszę do biblioteki :)
Pozdrawiam!
,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind
Cześć, Lano!
Podobnie jak Daniel, odebrałam na plus patetyczny ton – mógłby przytłaczać, a okazał się lekki w odbiorze. Krótka forma również działa tu bardzo korzystnie, opowiadanie nie wyszło dzięki temu przegadane. Jest coś ujmującego w tej prostocie.
Pozdrawiam!
„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien
Forma na wpół przypowieści, na wpół hymnu, zresztą sama w sobie interesująca, nie pozwoliła mi na głębsze zaangażowanie się w opowieść. Bohaterowie też pozostali dalecy. Chociaż połączenie konkursowych haseł całkiem zgrabne.
Pozdrawiam!
Serwusik,
Nie przepadam za patosem, męczy mnie. Po tym opowiadaniu też jestem zmęczony. ALE bardzo je doceniam z tego względu przede wszystkim, że jest wspaniałą przeciwwagą dla tak licznych na portalu tekstów typu: haha śmieszne, albo haha zagrajmy motywami, jejj postmodernizm(to na przykład ja). Taka hm… potężna i ciężka, tłuściutka opowieść w starym, dobrym stylu.
No ale, jako że nie lubię patosu to trochę ponarzekam, przy czym jeśli Daniel mówi, że jest na początku swojej literackiej przygody, to ja się znajduję, nie wiem, przed spakowaniem kufrów, więc proszę mnie przypadkiem nie brać za autorytet i będę całkiem subiektywny.
Odpowiednio zabezpieczony autokrytyką przystępuje do narzekań:
Miejscami mnie śmieszyło, na przykład na początku włączył mi się w głowie narrator od czytania tekstów zabawnych, co może jest moją winą, ale może również wynikać z pewnej sztuczności patetycznego stylu. Zwłaszcza, że obok zdań pełnych podniosłości pojawiają się takie:
Nie potrafili wyciągnąć wniosków.
To takie zwyczajne i proste zdanie! Jakoś tak mnie wytrąciło.
A przy tym dramatyczne opisywanie każdej czynności jest dla mnie mało strawne. Ale to wynika pewnie z moich upodobań…
W każdym razie, nie wielbię, ale doceniam, bo i słowem posługujesz się sprawnie, a i historia z morałem, więc wartości.
Ukłony!
[...] chleb [...] ~ Honoriusz Balzac
Danielu,
dziękuję za tak szybki odzew! Twist właściwie nie miał być twistem, bo wiem, że tutejsi czytelnicy są zbyt bystrzy na takie rzeczy ;) Nie spodziewałam się, że kogokolwiek fabuła zaskoczy. Wiem, że im bardziej udziwnione/nieprzewidywalne opowiadanie tym lepiej, ale miałam ogromną ochotę napisać taką klasyczną historię. Puszczałam sobie do pomocy soundtrack z Ghost of Tsushima, więc była to sama przyjemność :) Twoja interpretacja jest bardzo piękna.
Spodobał mi się Twój wysoki i patetyczny ton opowiadania, moim zdanie pasuje do historii oraz motywów, które poruszasz. Nadajesz tak tekstu charakter.
No właśnie. Wiem, że on jest często krytykowany, ale czasem jest potrzebny. Poza tym to krótka historia, więc chyba powinno być ok.
Dzięki za klika i fajnie, że się spodobało. Również pozdrawiam!
nati,
choć jest to krótki komentarz, sprawił mi dużo radości. Dziękuję. Sądzę, że na dłuższą metę taki styl przytłaczałby nie tylko czytelnika, ale i autora.
Pozdrawiam! :)
chalbarczyk,
mimo to dzięki za komentarz. Nie spodziewałam się, że każdemu się spodoba, bo ta forma ma to do siebie, że może odrzucać. Również pozdrawiam! :)
Tytanie,
kojarzę już twój styl, dlatego jestem zdziwiona (i ucieszona), że w ogóle się zjawiłeś.
Nie potrafili wyciągnąć wniosków.
To takie zwyczajne i proste zdanie! Jakoś tak mnie wytrąciło.
Oj, spodziewam się, że takich zdań jest więcej. Ciężko pisze się z myślą, że każde zdanie musi być odpowiednie, dokładnie tak samo patetyczne jak pozostałe. Usunęłam to, bo właściwie było zbędne.
A ja doceniam, że ty potrafisz docenić :) I to, że przeczytałeś całe, choć nie jesteś targetem – to już dużo mówi. Dzięki za odwiedziny i kłaniam się nisko.
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Witaj.
Bardzo piękna, złożona, wielowarstwowa, mocno moralizatorska opowieść. Patos, o jakim wspominałaś, jest tu moim zdaniem absolutnie potrzebny.
Opowiadanie pokrzepia, poucza, przestrzega, ale i udziela rady każdemu z nas. Wskazuje, że nikt nie jest nieomylny ani wszechwiedzący, że każdy popełnia złe czyny, błądzi oraz szuka wyjścia.
Podnoszące na duchu zakończenie wnosi wiele dobrego, jest potrzebne i budujące.
Pozdrawiam.
Pecunia non olet
Twist właściwie nie miał być twistem, bo wiem, że tutejsi czytelnicy są zbyt bystrzy na takie rzeczy ;) Nie spodziewałam się, że kogokolwiek fabuła zaskoczy.
No to ja mogę chyba pochwalić się bystrością na poziomie wody w klozecie, ponieważ nie przewidziałem, co nastąpi, haha :D
Jak na mój gust, Lano, trochę za bardzo patetyczne i przez to odrobinę ciężej brnęło mi się przez tekst. W niektórych momentach wystarczyłoby tylko delikatnie zmienić szyk, albo usunąć jedno słowo, żeby odsączyć opowieść z tego nadmiaru patosu. Gdyby nie ten nadmierny podniosły ton, wyszłaby naprawdę przyjemna przypowiastka o winie i przebaczeniu.
Jestem pod wrażeniem warsztatu, bo niewiele mi rzeczy tu zgrzytnęło :D Może z wartych uwagi:
Przeszłe lata wykorzystał na opanowaniu mistrzowskiej sztuki fechtunku i mimo że walczy z cieniem dawnego ja, upokorzenie jest równie silne, gdy przygważdża mnie do ziemi.
Może z cieniem kogoś, kim byłem dawniej? Najprościej byłoby dać z cieniem dawnego mnie, ale w dalszej części zdania już masz mnie, więc byłoby powtórzonko :P
Pozdrawiam Cię serdecznie, życzę owocnej dalszej pracy twórczej!
Amon
Cześć Lano! :)
To moje pierwsze (poza szortem humorystycznym) Twoje opowiadanie, więc nie mam porównania i nie wiem czy zazwyczaj piszesz takim stylem wzniosłym czy nie.
Ładna, spokojna legenda. Fabularnie nie wciąga za bardzo i nie zaskakuje niczym wprawdzie, ale jako, że to przypowieść, to nie musi. Myślę, że na taką długość jest idealnie, mogłoby to znużyć przy dłuższej formie. Z początku trzeba się wgryźć w ten patetyczny styl, ale gdy włączyłam w mojej głowie odpowiedni bieg (baśniowo-przypowieściowo-bajarski), to poszło bardzo gładko. Bohaterowie odlegli i ciężko ich jakoś polubić czy znielubić, lecz – znowu – zakładam, że tak ma być, taka forma. To takie figury, nie postacie z krwi i kości, z którymi się czytelnik utożsamia. Jako metaforyczne przedstawienie przeciwieństw, bóstw, wyszli dobrze. Za motyw równowagi dwóch sił (czy to magia / miecz, czy wschód / zachód, czy cokolwiek), masz u mnie plus, ładnie to wybrzmiało :) Podoba mi się też ta męcząca wspinaczka i te upadki, kojarzą mi się trochę z droga krzyżową.
W mój głos wkrada się drżenie, które wędrowiec w lot pochwytuje. Przechyla głowę prawie niezauważalnie.
→ bardzo fajne didaskalia. Ja kocham zwracanie uwagi na takie delikatne detale.
Stałem się wątłym cieniem władcy ziemi – tytuł, którym niegdyś się szczyciłem, przyległ do mnie niczym obelga.
→ to też ładne.
Dostrzegam pod ziemią trawę, która marzy, aby zacząć rosnąć.
→ a to nawet nie tyle w samej poetyzacji, ale w po prostu w treści jest piękne. Tak pasuje do aktualnej pory roku czyli przedwiośnia. Trawa która marzy by zacząć rosnąć <3
Puszczałam sobie do pomocy soundtrack z Ghost of Tsushima
Shigeru Umebayashi <3
Pozdrawiam serdecznie i powodzenia :)
bruce,
cieszę się, że tak to odebrałaś. Właśnie o to chodziło. Ostatnio za bardzo dołowałam swoimi tekstami. Dzięki i również pozdrawiam! :)
Czcigodny Amonie,
nie czuj się z tym źle, opowiadanie bowiem jest o bóstwach wymyślonych. Dziwię się, że w ogóle dałeś radę przebrnąć przez tę herezję! ;)
Jak włączy mi się taki tryb podczas pisania, nie ma zmiłuj. Jak ma być patetycznie, jest do bólu patetycznie, a jak głupkowato, to do porzygu (jak w tym bizarro). A jak tak wielbię równowagę! Tutaj nie umiałam wyśrodkować :(
Jestem pod wrażeniem warsztatu
A dziękuję, to wiele znaczy. Spójrz jednak na kolejkę. Pot mi spływa po plecach, gdy widzę Reg i Tarninę jednocześnie. Naprawdę.
Ja również cieplutko pozdrawiam, a praca twórcza jest ostatnio bardzo owocna. Nagle z osoby nie potrafiącej dokończyć niczego, piszę jeden tekst za drugim. Wystarczy spojrzeć na mój profil. Niesamowite :)
Koi,
jak wspomniałam w przedmowie – normalnie tak nie piszę (przynajmniej tutaj), ale kiedyś, na początku drogi twórczej, popadałam w straszne uniesienia. Ale chyba jak każdy ;)
Z twojego komentarza widzę, że właśnie dla kogoś takiego jak ty napisałam to opowiadanie. Cieszę się, że umiałaś się przestawić i zrozumieć: “ok, taka konwencja”. Bardzo mi na tym zależało. O drodze krzyżowej nie myślałam, ale to trafne porównanie. Miało z tego wybrzmieć, że Wschód stał się słaby, taki ludzki.
Ja kocham zwracanie uwagi na takie delikatne detale.
Ja też! A jeszcze bardziej kocham, jak ktoś zwraca na nie uwagę <3
Shigeru Umebayashi <3
Kocham ten soundtrack nawet bardziej od samej gry. Zawsze podczas pisania wspomagam się nastrojową muzyką :)
Dzięki za odwiedziny i również pozdrawiam!
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
O drodze krzyżowej nie myślałam, ale to trafne porównanie. Miało z tego wybrzmieć, że Wschód stał się słaby, taki ludzki.
→ te upadki na kolana wyrysowały mi w głowie jednoznaczne skojarzenie z upadkami Jezusa pod krzyżem.
Z twojego komentarza widzę, że właśnie dla kogoś takiego jak ty napisałam to opowiadanie. Cieszę się, że umiałaś się przestawić i zrozumieć: “ok, taka konwencja”. Bardzo mi na tym zależało.
→ Są konwencje bardzo moje i bardzo nie moje, są takie które lubię i takie, na których zatnie mi się skrzynia biegów i będę musiała wrzucić wsteczny ;) Są i takie, w których w życiu sama bym nie pisała, a czyta się dobrze. Jeśli uwielbiam kuchnię hinduską, to czy będę oczekiwać od słodkiego tortu, żeby zalatywał mi curry? No nie bardzo. A przecież mogę doceniać smak jednego i drugiego, nawet jeśli sama nigdy nie upiekłabym takiego ciasta.
Ja też! A jeszcze bardziej kocham, jak ktoś zwraca na nie uwagę <3
→ bardzo lubię to robić. Przecież te zdania nie piszą się same. Ktoś się napracował, żeby nieprzetłumaczalne jednak spróbować przetłumaczyć, żeby emocję czy obraz wyrazić odpowiednimi słowami. Skoro mi się coś spodobało, to czuję potrzebę powiedzenia tego autorowi. Mogę powiedzieć koleżance “ładnie wyglądasz” i będzie jej miło. Ale jeśli powiem “bardzo podoba mi się jak dzisiaj upięłaś włosy, widać, że umiesz splatać warkocz francuski i to fajnie podkreśla Twoją urodę”, to zrobi jej się jeszcze milej, bo poza komplementem dostała jeszcze uwagę, a to, jak obserwuję, ku niemałemu zaskoczeniu, bardzo zaskakuje ludzi.
A dziękuję, to wiele znaczy. Spójrz jednak na kolejkę. Pot mi spływa po plecach, gdy widzę Reg i Tarninę jednocześnie. Naprawdę.
Brakuje tu jeszcze Drakainy :D
Tutaj nie umiałam wyśrodkować :(
Z tym nadmiarem patosu to tylko moja opinia :) Jak widać, część czytelników uważa inaczej, więc w żadnym razie nie wyciągaj wniosków na podstawie opinii jednej osoby. Czysto subiektywnie nie lubię po prostu takiej “dostojnej” formy.
Ja również cieplutko pozdrawiam, a praca twórcza jest ostatnio bardzo owocna. Nagle z osoby nie potrafiącej dokończyć niczego, piszę jeden tekst za drugim. Wystarczy spojrzeć na mój profil. Niesamowite :)
Bardzo mnie to cieszy <3 Pisz jak najwięcej, droga, rozwijaj się i racz nas jak największą ilością dobrych tekstów!
Cześć, Lano! :)
Spodobało mi się to filozoficznie przesłanie, bo sama lubię dumać nad takimi rzeczami. “Przegadanie” w tym opowiadaniu jak najbardziej na plus, tak jak patos, który już wyżej był wspomniany. Dodać do tego jakąś melancholijną melodię i fajny klimacik wychodzi.
Pozdrawiam! :)
LanaVallen
Dziękuję serdecznie.
Miłego dnia. :)
Pecunia non olet
Koi,
Mogę powiedzieć koleżance “ładnie wyglądasz” i będzie jej miło. Ale jeśli powiem “bardzo podoba mi się jak dzisiaj upięłaś włosy, widać, że umiesz splatać warkocz francuski i to fajnie podkreśla Twoją urodę”, to zrobi jej się jeszcze milej, bo poza komplementem dostała jeszcze uwagę, a to, jak obserwuję, ku niemałemu zaskoczeniu, bardzo zaskakuje ludzi.
Oj tak, zgadzam się. W towarzystwie zawsze jestem traktowana jako ta dziwna albo bardzo szczera, bo mówię ludziom takie rzeczy. Są wtedy zdziwieni. Miło, że też tak robisz.
Amonie,
Pisz jak najwięcej, droga, rozwijaj się i racz nas jak największą ilością dobrych tekstów!
<3 Nawzajem!
Utrapienico,
cieszę się, że się spodobało. Przez to, że zawsze piszę pod jakąś melodię, później często jestem zawiedziona, bo bez niej tekst nie wybrzmiewa tak dobrze. Więc jak najbardziej należy dołączyć jakąś dobrą muzykę ;D Pozdrawiam!
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Bardzo spokojna i nastrojowa narracja, świetnie pasowała mi do tonu opowiadanej historii. W sumie fabularnie nic nowego, walka dwóch przeciwieństw, tym razem zakończona zrozumieniem i pojednaniem, zamiast zwykłego triumfu dobra nad złem. Bardzo przyjemnie mi się czytało, czułem ten klimat bratobójczego konfliktu, wątpliwości zwycięzcy i żal po stracie wroga, będącego najbliższą osobą triumfatora. Ma to swój urok.
I zacytuję, jak Koi, ten fragment, który mi się też bardzo podobał:
Ja za to ogarniam wzrokiem pustynię, po raz pierwszy widząc ją jako całość. Dostrzegam pod ziemią trawę, która marzy, aby zacząć rosnąć. Życie pragnące walczyć.
To fajne podsumowanie całości.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Powiedziałabym nawet, że ten fragment to w ogóle bardzo pasuje do obecnej sytuacji na świecie, zarówno w skali mikro jak i makro :)
Jeśli powstanie tego opowiadania jest moją winą, to nie czuję skruchy.
Tekst jest bardzo dobry. Nawet jeśli potraktowałaś jedno z haseł swobodnie, to nie nazbyt swobodnie – a do tego stworzyłaś bardzo nastrojową opowieść w klimacie Dalekiego Wschodu. Wszystko ładnie ze sobą zagrało i nawet jeśli od połowy przeczuwałem, jak historia się zakończy, nie zmniejszyło mojej satysfakcji (zresztą jest dowodem na to, że fabuła była przemyślana i prowadziła do sensownego przesłania).
Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, z łatwością lisa uskakuje atakom, po czym kontratakuje.
Popracuj nad podmiotem domyślnym. Tu daję przykład fragmentu, przy którym się zgubiłem.
W kilku miejscach miałem taką zagwostke, z czyjej perspektywy właściwie patrzymy, ale ja zawsze mam problem w odnalezieniu się w tekście z headhoppingiem.
"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"
Bardzo ładny dobór imion dla braci. Taki symboliczny.
Owszem, zakończenie mocno przewidywalne.
Ale i tak czytało się przyjemnie, mimo patosu. Jakoś pasował do bohatera i opowieści.
które wędrowiec w lot pochwytuje.
Wydaje mi się, że “pochwycił” nie występuje w czasie teraźniejszym. Raczej forma niedokonana – chwyta.
Babska logika rządzi!
Outta,
słowa “bardzo przyjemnie się czytało” zawsze wywołują uśmiech. Dzięki. I to, że poczułeś klimat to też niezwykle ważne. Niezmiennie mam poczucie, że nie potrafię go tworzyć. Fajnie, że zajrzałeś i również pozdrawiam! :)
Geki,
wow, mega się cieszę, że tak uważasz. Wiem, że w jury siedzą wszyscy uczestnicy, ale byłam bardzo ciekawa, jak odbierzesz ten tekst. Chyba po raz pierwszy ktoś mi napisał, że fabuła jest przemyślana, co uznaję za sukces. Zawsze staram się, żeby taka była, ale często wychodzi chaos. Pomogło mi na pewno to, że od początku chciałam, żeby to było krótkie opko, a i historia niezbyt skomplikowana. Może kiedyś uda mi się to osiągnąć również w dłuższej/bardziej oryginalnej fabule ;)
Dzięki za odwiedziny!
Finklo,
dzięki za komentarz i kilka. Akurat do imion zawsze przywiązuję dużą uwagę, nie mogą być przypadkowe ;)
Wydaje mi się, że “pochwycił” nie występuje w czasie teraźniejszym.
Faktycznie, już zmieniłam. Ale dla mnie brzmiało bardzo sensownie ;)
Pozdrawiam!
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Hej,
fajna historia, podoba mi się.
Nieco filozofii, trochę walki, wszystko okraszone ponadczasowymi przemyśleniami ;)
a wszechobecny pył wciska mi się do nosa, osadza na gardle.
“W gardle”.
Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, więc nieznajomy z łatwością lisa uskakuje atakom, po czym kontratakuje.
Z łatwością lisa, co? ;)
Atak i kontratak, to podobnie brzmiące sformułowania, więc do rozważenie zamiana.
Uskakuje się raczej przed czymś.
Propozycja 1: “Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, nieznajomy z lisią zręcznością umyka moim atakom, po czym sam kontratakuje”.
Propozycja 2: “Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, nieznajomy z łatwością lisa umykającego kulawemu psu, unika moich ciosów, po czym sam kontratakuje.”
Gdy miecz odrzuca daleko, ja nie potrafię wyjść ze zdumienia.
Brakuje tutaj wykonawcy czynności: kto odrzuca miecz? Dodatkowo, żeby coś odrzucić, trzeba to dzierżyć – a tutaj bohater raczej został rozbrojony (jeżeli dobrze rozumiem).
Propozycja: “Mój miecz odlatuje daleko, a ja nie potrafię wyjść ze zdumienia”.
Z rykiem wściekłości rzucam się na niego okuty jedynie w adamantowe, odporne na ostrze rękawice.
Okuty w rękawice? ;)
i mimo że walczy z cieniem dawnego ja, upokorzenie jest równie silne, gdy przygważdża mnie do ziemi.
Dopełniacz: “mnie”, “z cieniem dawnego mnie”.
Upokorzenie jest równie silne jak co? Np. “upokorzenie jest równie silne jak wtedy gdy potknąłem się podczas wędrówki na górę”.
Dostrzegam pod ziemią trawę, która marzy, aby zacząć rosnąć. Życie pragnące walczyć. A gdy unoszę głowę, brata gotowego do odbudowania tego, co wespół zniszczyliśmy.
Propozycja: “A gdy unoszę głowę, widzę brata gotowego do odbudowania tego, co wespół zniszczyliśmy”.
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
BK,
fajnie, że przyszedłeś i wytknąłeś parę uwag.
Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, nieznajomy z łatwością lisa umykającego kulawemu psu
Słabo znam się na Japonii i tylko lisy przyszły mi do głowy XD Myślałam jeszcze o makakach. A lisy nie uciekają z łatwością? Przynajmniej te ukazywane w kulturze? Hm, czy ja kiedykolwiek widziałam lisa? Oto jest pytanie.
Wiesz co, ale teraz zonka doświadczyłam przez ciebie. Faktycznie, te historie są bardzo podobne. Aż mi głupio teraz. Oglądałam kiedyś ten filmik, z kilka lat temu, widzę, że nawet łapkę dałam. Mega mi utknęło w głowie, a po zagraniu w GoT poczułam, że też chcę napisać coś w klimatach Japonii. Kurczę. Jest to inspiracja nieplanowana. Coś za dobrze mi się pisało :P
Dzięki i również pozdrawiam!
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Wiesz co, ale teraz zonka doświadczyłam przez ciebie. Faktycznie, te historie są bardzo podobne. Aż mi głupio teraz.
Eee tam, fajna jest ta Twoja historia, dobrze mi się czytało. I tylko końcówka nie zaskoczyła, bo zadziało się podobnie jak w tamtym filmiku ;)
Che mi sento di morir
Ciekawa legenda, opowiadanie w starym stylu, patetyczne, ale przyjemne :)
Problemem dla mnie było to, że nie czułem tego dalekowschodniego, japońskiego klimatu. Dopiero w czwartym akapicie padła japońska nazwa własna, która zasugerowała miejsce akcji (zdaje się, że w idealnym świecie powinniśmy to wiedzieć albo przynajmniej podejrzewać od pierwszego akapitu). Później tę japońskość też odczuwałem wyłącznie przez imiona, przydałoby się coś więcej.
Ale ogólnie całkiem dobrze, pozdrawiam :)
PanieDomingo,
cieszę się, że uznałeś lekturę za przyjemną ;) Tak po prawdzie zabieg był to celowy. Miejsce akcji miało być jednie tłem, szczególnie że cały świat i tak jest zniszczony. Rozumiem, że nie poczułeś dalekowschodniego klimatu, ale nie celowałam w to. To po prostu opowieść o dwóch boskich braciach, którzy akurat są Japończykami.
Również pozdrawiam! :)
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Cześć!
Świetna przypowieść o dwóch braciach. Niby proste i ograne motywy, a czytałem z wielką przyjemnością. Napisane nieźle, trochę wzniośle, ale idealnie pasuje to do dalekowschodniego podejścia do starcia
Cienie tych, przez których jakiś świat się skończył, walczą po raz kolejny, by zwyciężyć. Tym razem jednak obaj zwyciężają. Przyjemne, nieco naiwne, ale tak inspirująco naiwne. Daje nadzieje na dialog w opisywanym i innych światach.
Miejscami miałem problem z przenosinami miejsca i czasu. Co jest formą retrospekcji, a co się dzieje teraz, ale to pewnie dlatego, że dzieci szaleją.
Z rzeczy, które jakoś mi się w oczy rzuciły:
Wzbieram w sobie całą moc wschodu.
Dziwnie to brzmi, może: “Wzbiera we mnie”
A gdy unoszę głowę, brata gotowego do odbudowania tego, co wespół zniszczyliśmy.
Czegoś tu brakuje, może “głowę, widzę brata”
3P dla Ciebie: Pozdrawiam, polecam do biblioteki i powodzenia w konkursie!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Cześć Lano,
Kilka małych kwiatków, które zgrzytnęły mi w oku podczas czytania. Potraktuj proszę, jako bardzo subiektywne uwagi z gatunku: aja to bym napisał inaczej XD.
Drugi z braci, władający starożytną magią, nie rzekł nic podczas rzucanychrzucania oskarżeń, jedynie cień uśmiechu przemknął mu po twarzy, a gdy sprawa zdała się być przesądzona,
Magia i miecz, do tej pory w idealnej harmonii, obróciły się przeciw dzierżawcom dzierżcom i ani Wschód, ani Zachód nie potrafili ich powstrzymać.
dzierżcom - od dzierżyć , ew. po prostu właścicielom :]
W przeciwieństwie do niego ja stawiam właśnie ostatni, a pustelnicze powietrze nie pomaga rozgonić zadanej sercu rany.
Nie mogłem dojść dlaczego to powietrze jest pustelnicze. Czy chodziło może o pustynne? ;]
Ale klingi uderzają o siebie z głuchym łoskotem, który porusza powietrze i wzburza niebo.
Tutaj jw. nie złapałem dlaczego taki dobór słów. Miecze powinny uderzać o siebie dźwięcznie, dzwoniąc, z brzękiem itp. Chyba, że ten głuchy łoskot ma jakieś drugie znaczenie i nie załapałem :/ ?
Poza tym świetna, spokojna i nastrojowa narracja. Jak dla mnie poziom patosu jest akurat :]. Nie na tyle, żeby męczyć i przytłaczać, a z drugiej strony ma się poczucie, że czyta się coś ważnego. Ciekawe spostrzeżenia filozoficzne i przesłanie.
Twistu się spodziewałem, ale przywitałem go raczej na zasadzie satysfakcji niż rozczarowania :D.
Gdybym mógł, to bym kilknął w bibliotekę :]
podrawiam
M.
kalumnieikomunaly.blogspot.com/
Opowiadanie czytałem jakiś czas temu, ale nie miałem wtedy niestety możliwości napisania komentarza, ten więc będzie z konieczności okrojony o uwagi, które umknęły już z mej pamięci.
Muszę stwierdzić, że forma legendy czy też przypowieści nie przypadła mi zbytnio do gustu. Wprawdzie zasadniczo lubię tego rodzaju utwory, ale raczej jako części dopełniające uniwersum, które już dobrze znam (sztandarowy przykład tego to oczywiście “Silmarillion”). Natomiast, pomijając te subiektywne odczucia, muszę przyznać, że sprawnie poradziłaś sobie z przyjętą konwencją. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to archaizacja języka, która miejscowo występuje, jest jednak na tyle śladowa, że sprawia wrażenie pomieszania stylów, a nie skutecznej stylizacji.
Odnośnie fabuły, jak wspominali przedpiścy, jest dość przewidywalna. Miałem nadzieję, że narrator nie okaże się jednym z braci, a jakimś bardziej szeregowym przedstawicielem uniwersum, ale to oznaczałoby, że prawdziwa jego historia dopiero się zacznie, co kłóciło się ze znaną mi w trakcie czytania liczbą znaków. Zatem tożsamość narratora była niemal od początku dość jasna.
Reasumując, dobrze przedstawiona opowieść, która jednakowoż mnie zbytnio nie porwała.
krar,
cieszę się, że tak uważasz i że poczułeś się zainspirowany. Życzę, żeby dzieci następnym razem nie przeszkadzały w czytaniu ;D Dziękuję za odwiedziny i bibliotekę.
Morderco,
dzięki za wskazówki! Piszesz, że poziom patosu jest akurat. Cieszę się. Ale właśnie dlatego że osiąga dosyć wysoki poziom, starałam się spisać tę opowieść jak najkrócej. Wątpię, żeby ktokolwiek dał radę przebrnąć, gdyby była dwa razy dłuższa ;)
Twistu się spodziewałem, ale przywitałem go raczej na zasadzie satysfakcji niż rozczarowania :D.
O to chodziło! :D
Dzięki za odwiedziny i również pozdrawiam!
Światowider,
Całkowicie cię rozumiem. Być może, gdybym była czytelniczką, odniosłabym takie samo wrażenie.
Zatem tożsamość narratora była niemal od początku dość jasna.
Właściwie to tak. Ale jak pisałam wcześniej, nie taki był zamiar, ale rozumiem rozczarowanie.
Chociaż tekst cię nie porwał, fajnie, że oceniasz go raczej dobrze. Byłam całkowicie świadoma, że nie wszystkim przypadnie do gustu. Dzięki za odwiedziny! :) Szkoda, że umknęły ci poprzednio wyłapane uwagi.
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
"W moim kraju opowiada się historię o dwóch braciach rządzących światem. Niegdyś była to opowieść o równowadze, honorze i połączonych z sobą duszach, lecz ich waśnie spaliły ziemię i zatruły niebiosa."
– heh, Ziemia, rok 2020.
Rzadko podobają mi się opowiadania , które próbują łączyć heroizm z happyendami, ale tu się to udało, w takim bardzo legendarno-mitologicznym stylu. Ciekawe jakby wyglądały ilustracje do tego tekstu.
wilku,
w takim razie traktuję to jako wielką pochwałę.
Kto by nie chciał zobaczyć fajnych ilustracji do swojego opowiadania/powieści! Ja już nawet wyobraziłam sobie swoje :P Dzięki, że wpadłeś i cieszę się, że się podobało.
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Cześć, Lano!
Tekst z gatunku, który niby lubię, ale ma tendencje do rozbudzenia mojego wewnętrznego marudy. Jak było w tym przypadku? Hm… Próg wejścia w klimat był wysoki, bo nie czułam do końca stylizacji językowej. Ale potem było już dużo lepiej. Co prawda fabuła jest bardzo klasyczna i dopasowana do formy przypowieści/legendy, ale w tak krótkim tekście i obranej konwencji broni się zdecydowanie. Podsumowując, podoba mi się realizacja haseł, chociaż stylistycznie nie jest to moja bajka.
Pozdrawiam
oidrin,
hm, a widzisz, myślałam, że akurat tobie bardziej się spodoba, ale może właśnie dlatego, że lubisz ten gatunek, miałaś większe wymagania. Ale dobrze, że jednak odbierasz tekst dobrze. Bałam się trochę jak z tą realizacją haseł, bo powinnam była trochę bardziej zaszaleć, ale póki co jeszcze nikt mi tego nie zarzucił.
Dzięki za odwiedziny i również pozdrawiam! :)
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Ładna opowieść. Nieco przewidywalna i trzeba się przyzwyczaić do patetycznego języka, ale czytało mi się dobrze. Choć, podobnie jak Wilk, skojarzenia miałam raczej współczesne :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Irko,
dzięki za odwiedziny. Fajnie, że się podobało! :) Akurat nie było to zamierzone, choć akcja ma miejsce w naszych czasach/przyszłości, bo to wciąż postapo. Pozdrawiam!
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Cześć,
Podobnie jak BK, ja również miałem skojarzenia z historią braci z uniwersum Overwatch. Ale lubię ten wątek, więc inspiracja, choć nieplanowana, w moich oczach jest na plus. :D
Czytało mi się przyjemnie. Jako legenda/mit tekst zdaje egzamin. Poetycki język (że tak pozwolę sobie go nazwać) na początku troszkę mnie rozpraszał, potem jednak wpadłem w rytm lektury i reszta poszła jak z płatka. Zakończenie nie zaskakuje, ale w tym wypadku nie musi, bo widać, że nie taki był zamiar.
Spotkałem się ostatnio z opinią, że fantastyka się kończy, bo zaczyna tylko powielać znane już historie i motywy, a o oryginalność coraz trudniej. Twój tekst to dla mnie dowód, że teza ta jest bzdurą, bo można napisać tekst na motywie starym jak świat i sprawić przy tym frajdę czytelnikowi.
Pozdrawiam. :)
Adek,
przynosisz radość! Ostatni akapit to miód na moje serce, bo ja sama nie mam nic przeciwko starym motywom, jeśli zostały dobrze ograne, fajnie napisane. W większości przypadków liczy się raczej wykonanie niż sam pomysł. Tutaj przyświecała mi taka idea, żeby zachwycić po prostu samym stylem. Dziękuję ci bardzo i miło mi, że się podobało. Również pozdrawiam! :)
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
No cóż, nie znalazłam tu wiele ponad starą prawdę, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. I może jeszcze to, że nawet niepowodzenie – jeśli mu się dobrze przyjrzeć, rozebrać na czynniki pierwsze, a przy okazji wejrzeć w głąb siebie – można przekuć w sukces. Innymi słowy – jest tu sporo kawy, w nazbyt, jak na mój gust, wzniosłym stylu, wyłożonej na ławę.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
Magia i miecz, do tej pory w idealnej harmonii, obróciły się przeciw dzierżcom i ani Wschód, ani Zachód nie potrafili ich powstrzymać. ―> Raczej: Magia i miecz, do tej pory w idealnej harmonii, obróciły się przeciw je dzierżącym i ani Wschód, ani Zachód nie potrafili ich powstrzymać.
…jądra wszechświata, wymknęła się wszelkiej kontroli i zniszczyła świat bardziej, niż jakakolwiek broń do tej pory. „Płoń świecie, płoń!”… ―> Nie brzmi to najlepiej.
…krzyk ten przebudził Wschód z niepohamowanej furii… ―> Można przebudzić/ obudzić w kimś niepohamowaną furię, ale co to znaczy przebudzić z niepochamowanej furii?
A może miało być: …krzyk ten ostudził we Wschodzie niepohamowaną furię…
Co chwilę przelatują obok śmieci – papier, złom, plastik, martwe gryzonie i owady. ―> Skąd tu wzięły się złom i plastik. Czy martwe gryzonie i owady to na pewno śmieci?
Zmieszał się jednak i odległym głosem odrzekł: ―> Co to znaczy mówić odległym głosem?
Uleczy cię pokora i niezachwiane serce… ―> Co to jest niezachwiane serce?
A może: Uleczy cię pokora i nieulękłe serce…
Znać po ruchach, że z nas dwojga ja jestem lepszym szermierzem… ―> Piszesz o dwóch mężczyznach, więc: Znać po ruchach, że z nas dwóch ja jestem lepszym szermierzem.
Można mówić o dwojgu, gdyby walczyli mężczyzna i kobieta.
…okłamałeś nie tylko lud, lecz również i siebie. ―> Dwa grzybki w barszczyku.
Albo: …okłamałeś nie tylko lud, lecz również siebie. Albo: …okłamałeś nie tylko lud, lecz i siebie.
Jak gdybyśmy nie stoczyli śmiertelnego pojedynku. ―> Jak byśmy nie stoczyli śmiertelnego pojedynku.
…a ja nie potrafię wyjść ze zdumienia. ―> Raczej: …a ja nie potrafię ukryć zdumienia.
…rzucam się na niego okuty jedynie w adamantowe, odporne na ostrze rękawice. ―> Czy na pewno był okuty w rękawice?
Przeszłe lata wykorzystał na opanowaniu mistrzowskiej sztuki fechtunku… ―> Przeszłe lata wykorzystał na mistrzowskie opanowanie sztuki fechtunku…
To nie sztuka jest mistrzowska, ale jej opanowanie.
…napiera ostrym bokiem o moją szyję… ―> Napiera się na coś, nie o coś, więc: …napiera ostrym bokiem na moją szyję…
Zamykam oczy, bo nie chcę patrzeć na tę abominację. ―> Abominacja to wstręt, obrzydzenie, odraza, czyli pewne odczucie. Tak jak można czuć wstręt, obrzydzenie i odrazę, tak można czuć abominację, ale tak jak nie można patrzeć na odczucia, tak i na abominację nie można patrzeć.
…nie bylibyśmy zdolni zabić własnego brata.
Zwykle słowa śmiertelników nie są zdolne oddać tego… ―> Czy to celowe powtórzenie?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
reg,
miło mi, że wpadłaś :) Szkoda, że nie przypadło ci do gustu, ale rozumiem. Mimo to dostarczyłaś mi potrzebną łapankę, za którą jak zawsze jestem wdzięczna. Dziękuję! :)
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Bardzo proszę, Lano. I cieszę się, że łapanka jest przydatna. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tekst rzeczywiście ocieka patosem, ale to wcale nie wyszło mu na złe. Jak dla mnie w te wysokie tony uderzasz z wyczuciem, dzięki czemu opowiadanie czyta się płynnie. Spodobał mi się pomysł na narrację– wędrówka na szczyt przerywana snutą w tle legendą. Ładnie przedstawiasz post-nuklearny krajobraz. W ogóle dobór haseł bardzo ,,odważny”.
Przyznaję, że na pewnym etapie, kiedy narrator dociera do szczytu, nieco się pogubiłem – w gruncie rzeczy spotkanie Wschodu z Wojownikiem opisane jest klarownie, ale w pierwszej chwili przeskok czasu wybił mnie z rytmu. Ale z zainteresowaniem śledziłem historię do samego – zaskakująco szczęśliwego – zakończenia.
Pozdrawiam!
adam,
miło mi, że i ty przybyłeś, a jeszcze bardziej cieszę się, że znalazłeś tekst interesującym :) Bałam się, że ten dobór będzie zbyt odważny, ale na szczęście wyszło.
Również pozdrawiam!
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
No proszę, można kochać i nienawidzić brata jednocześnie. Być zwycięzcą i jednocześnie żałować, że kiedykolwiek wzięło się miecz do ręki. Do tego podoba mi się pozytywne zakończenie. W postapokaliptycznych tematach, to chyba rzadkie. Tak mi się przynajmniej zdaje. Pozdrawiam
nartrof,
no jasne, że tak. Ja sama uwielbiam takie motywy! Faktycznie, postapo przeważnie kończy się źle, a ponieważ kocham ten gatunek, fajnie było podejść do niego inaczej :) Również pozdrawiam i dzięki za wizytę!
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Nieźle się czytało. Tekst więcej ma w sobie, gatunkowo, z przypowieści / mitu niż z opowiadania fantastycznego sensu stricto, ale nie potraktuj tego jako zarzut – to raczej stwierdzenie faktu; to także pozwala uzasadnić patos, wysoki ton i skupienie raczej na morale niż na fabule jako takiej. W swojej konwencji tekst jest udany i, co potwierdzają komentarze, może się podobać.
ninedin.home.blog
ninedin,
tak, dokładnie, jest to w zasadzie przypowieść. Tytuł nie bez powodu jest, jaki jest (mogło być też “Przypowieść o dwóch braciach”, ale nie brzmi to tak dobrze). Od dawna marzyło mi się napisanie czegoś podobnego :) I faktycznie należy się tutaj skupić na innych rzeczach, aniżeli na samej fabule. Cieszę się, że traktujesz tę przypowieść jako udaną :) I dzięki za odwiedziny!
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Mam mieszane odczucia względem tego tekstu. Nie przepadam za “głębokimi treściami” w fantastyce ani za alegoriami. Nie znam się też na Dalekim Wschodzie, a wyczuwam tu sporą inspirację zarówno sposobem opowiadania, jak i imaginarium, niemniej nie jestem w stanie tego ani porządnie ocenić, ani też należycie docenić.
Samą przypowieść – zważywszy to, co napisałam powyżej w kwestii treści – uważam za udaną, patosu jest w sam raz, żeby wprowadzić odpowiedni nastrój, ale nie za dużo. Nieco gorzej z przegadaniem – tu mi się troszkę nużyło, bo w kółko jest o tym samym, a “twist” do zgadnięcia dość szybko.
Niemniej całość wypadłaby pozytywnie, gdyby nie to, że starając się stylizować na podniośle mocno metaforyczny styl, wpadłaś imho w pułapkę poplątanej frazeologii. W wielu miejscach zawieszałam się na niepoprawnych sformułowaniach. Gdybyś może stylizowała jeszcze mocniej, tworząc świadomie nowe frazeologizmy, mieszając metafory, to kilka z tych mixed metaphors mogłoby się nawet sprawdzić, ale tak jak jest – pozostaje błędną frazeologią. Poniżej oprócz garstki drobnych babolków garść przykładów.
Drugi z braci, władający starożytną magią, nie rzekł nic podczas rzucania oskarżeń,; jedynie cień uśmiechu przemknął mu po twarz
Tu tylko kwestia interpunkcyjna: ponieważ zmieniasz podmiot, lepszy byłby średnik.
Żaden z braci nie zdawał sobie sprawy z istoty przegranej.
Tu drobiazg: takie sformułowanie zawiesza mnie na tym, że mowa o jakiejś przegranej istocie ;)
zniszczyła świat bardziej[-,] niż jakakolwiek broń do tej pory
Coś mi nie gra z tym “zniszczeniem bardziej”
Bo choć wystarcza jedno podciągnięcie na ostrych kamieniach
Po pierwsze raczej “wystarczy”, po drugie coś mi nie gra z tym “na kamieniach”
pustynne powietrze nie pomaga rozgonić zadanej sercu rany
Rany nie można rozgonić, można ją uleczyć. Tu właśnie gdyby cały tekst był znacznie mocniej zmetaforyzowany, językowo zdecydowanie eksperymentalny, takie przemieszanie – mixed metaphors – mogłoby zdać egzamin.
W mój głos wkrada się drżenie, które wędrowiec w lot chwyta.
Chwyta drżenie? Niestety jednak dostrzega. Chwyta się raczej myśli czy niedopowiedzenia.
Wzbieram w sobie całą moc wschodu.
Mocy nie można wzbierać, od biedy zbierać.
Lata rozpaczy za utraconym bratem]
Rozpacz nie jest za czymś, ale z powodu czegoś.
marzy, aby zacząć rosnąć
Marzy się o czymś i w takiej konstrukcji konieczne, choć zazwyczaj mało zgrabne, jest “o tym, żeby zacząć…”
Zdobyte bólem opanowanie nie rozwiewa się pod wpływem odgłosu kroków.
Znowu coś nie tak z frazeologią. Zdobyty w bólu spokój? Z trudem, wśród bólu, osiągnięte opanowanie? Opanowanie, które osiągnąłem przez ból? Nie wiem, ale coś mi w tym, jak jest, nie gra.
http://altronapoleone.home.blog
drakaino,
cieszę się więc, że mimo kompletnego niewcelowania w twoje preferencje, jednak przeczytałaś to opowiadanie w całości i na dodatek uważasz je za udane ;) Ja sama też nie jestem miłośniczką Dalekiego Wschodu, ale takie umiejscowienie akcji najbardziej pasowało mi do tej patetyczności.
Gdybyś może stylizowała jeszcze mocniej, tworząc świadomie nowe frazeologizmy, mieszając metafory, to kilka z tych mixed metaphors mogłoby się nawet sprawdzić, ale tak jak jest – pozostaje błędną frazeologią.
Rozumiem. Wątpię jednak, żeby mi się to udało. Szczególnie tworzenie nowych frazeologizmów… Bałabym się, że nikt by ich nie zrozumiał. Twoja sugestia brzmi świetnie i z chęcią przeczytałabym takie dzieło, ale póki co nawet nie wiedziałabym, jak się za to zabrać. Na szczęście nie planuję pisać zbyt wielu tak patetycznych tekstów ;)
Dziękuję za odwiedziny i łapankę.
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Witam :)
O Bogowie! Interesująca historia z magią i mieczem po nuklearnej zagładzie. Jest samotność, z której wyciągane są wnioski, a wszystko dobrze się kończy. Piękna legenda o końcu świata, którą przyjemnie mi się czytało.
“Uleczy cię pokora i niezachwiane serce, zamiast miecza, siły szukaj w spokoju” – uff, nie sięgnął po miecz ;)
Pozdrawiam :)
Cześć.
Przeczytałam. Podobało mi się. ^^
Pozdrawiam.
istari i Ajzan,
dzięki, że wpadłyście. Może to krótkie komentarze, ale zawierają w sobie to, co najważniejsze i naprawdę się cieszę, że się wam spodobało. Również pozdrawiam :)
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Hej :)
Spodobało mi się. Styl świetnie pasuje do opowiadanej historii, i chociaż w dłuższym opowiadaniu mógłby być męczący, to tutaj pasuje. Szczęśliwe zakończenie pozytywnie mnie zaskoczyło. Co prawda fabuła jest mało skomplikowana, ale wpasowuje się to w konwencję. Bohaterowie są dobrze zarysowani, da się ich rozróżnić. Wiele osób pisze, że dla nich twist z tożsamością nieznajomego właściwie nie był twistem, ale mnie to zaskoczyło. Fajny pomysł z klamrą, to “w moim świecie opowiada się historię”.
Z początku trochę zagubiłam się przez to rozdzielanie przez narratora historii Wschodu i jego własnej, tak, że nie do końca wiedziałam, kto to mówi, ale po przemyśleniu uważam, że to ciekawy zabieg i w pewien sposób obrazuje myśli bohatera, to, jak próbuje się on odciąć od przeszłości.
Jednym słowiem, udane opowiadanie.
Pozdrawiam i powodzenia :)
Oluto,
bardzo się cieszę, że opowiadanie znalazło twoje uznanie, a co więcej, że uważasz je za udane :) Uwielbiam te klamry, w końcu udało mi się jej użyć! Dziękuję i również pozdrawiam :)
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Przyznanie się do błędu jest trudne. Jeszcze trudniejsze jest przebaczenie sobie. Ładnie to pokazałaś. Dobrze się czytało. Nie lubię postapo, ale tu ma sens.
Koalo,
masz rację. To trudne, dlatego cieszę się, że uważasz, że sobie poradziłam. Dzięki że wpadłeś!
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Niegdyś była to opowieść o równowadze, honorze i połączonych z sobą duszach, lecz ich waśnie spaliły ziemię i zatruły niebiosa.
Hmmmmm. Infodump trochę, i bracia są legendarni jak król Artur, czy jak Król Kruków? Bo wskazujesz na tę drugą możliwość. Skoro opowieść się zmienia (nie – jest reinterpretowana, ale zmienia treść)
nie rzekł nic podczas rzucania oskarżeń
Może wystarczy: nie odrzekł nic?
chciwe słowa Zachodu
Jak słowa mogą być chciwe?
Wielki miecz rozciął sojusz, utrzymywany niegdyś na solidnych podstawach, a cementowany przez stulecia pokój rozpłynął się, jak gdyby nigdy nie istniał.
Niespójne metafory. Sojusz jednocześnie jest budowlą i węzłem, pokój to cementowany, to ciekły…
Nie potrafię wyobrazić sobie głupszej wojny
Nie potrafię sobie wyobrazić głupszej wojny.
Nie potrafię również wyobrazić sobie głupszego marnowania energii i zasobów
Hmm. Ten akapit nie łączy się płynnie z poprzednim, styl jest bardziej kolokwialny.
Walczyli, zapominając o świecie, który mieli chronić.
Zapomniawszy (najpierw zapomnieli, potem się tłukli). I – kiedy myśmy z braciszkiem byli w wieku jednocyfrowym, stale nam powtarzano, że mądrzejszy (czyli ja…) ustępuje. Twoim braciom chyba tego nie mówili…
Tak więc ziemia nie dawała plonów, a niebo wyschło, po czym sczerniało i popękało.
Hmmm. "Tak więc" trochę kolokwialne na tle dość wysokiego, mitologicznego tekstu, przemieszanego z osobistymi żalami narratora (jednego z braci, zgadłam?)
Magia i miecz, do tej pory w idealnej harmonii, obróciły się przeciw je dzierżącym i ani Wschód, ani Zachód nie potrafili ich powstrzymać.
Trudno wymawialne, źle się parsujące, ogólnie nieładne zdanie.
Wschód nie uniósł wysoko miecza, ponieważ magia zabitego brata, pochodząca z samego jądra wszechświata, wymknęła się wszelkiej kontroli i zniszczyła świat bardziej niż jakakolwiek broń do tej pory
Po pierwsze, dlaczego? Po drugie – pół opowiadania wepchałaś w jedno zdanie. Całość jest też dość patetyczna.
„Płoń świecie, płoń!”, rozbrzmiewał ostatni krzyk drugiego brata.
Płoń, świecie. Oj, patetyczna.
a krzyk ten ostudził we Wschodzie niepohamowaną furię i po raz pierwszy pożałował swych czynów
Krzyk pożałował?
wygrawerowane nań runy zgasły
… nie.
Wiatr staje się brutalny
Wcześniej nie był?
rani nieosłonięte części ciała
Nie wiem, po co to zastrzeżenie.
upadek pozbawia mnie słodkiego poczucia zwycięstwa. Bo choć wystarczy jedno podciągnięcie na ostrych kamieniach, abym dotknął szczytu, czuję tylko gorycz
Dobra, nic nie rozumiem. Skoro upadł, to nie wygrywa, ale jest o krok, ale mu źle, bo piach. O co chodzi?
w końcu po wielu latach mógł zapytać
Wtrącenie: w końcu, po wielu latach, mógł zapytać.
Wojownik ani drgnął wpatrzony w horyzont
Wojownik ani drgnął, wpatrzony w horyzont.
jego spojrzenie nie wyrażało pogardy
A powinno?
Nikt nie może pomóc ci pozbyć się twojego bólu
Niezbyt wymowne, poza tym dość kolokwialne.
Uleczy cię pokora i niezachwiane serce, zamiast miecza, siły szukaj w spokoju.
Co to jest "niezachwiane serce"? I jesteś pewna tych przecinków?
Wojownik odwrócił się zdziwiony mądrością nieznajomego, pragnął ujrzeć twarz człowieka skorego do takiej odwagi.
Wojownik odwrócił się, zdziwiony mądrością nieznajomego, pragnął ujrzeć twarz człowieka skorego do takiej odwagi. Jakiej odwagi? Że mu powiedział to, co powinien usłyszeć? Czy Wschód ma już takie złe mniemanie o sobie?
Ale wędrowiec skrywał oblicze, a zaakceptowanie tego miało być pierwszym krokiem w długiej podróży wojownika.
"Zaakceptowanie" jest bardzo współczesne i zgrzyta w mitologiczno-baśniowej historii z posmakiem zen.
W przeciwieństwie do niego ja stawiam właśnie ostatni
W przeciwieństwie do niego, ja stawiam właśnie ostatni. Nie, nie w przeciwieństwie. Nie widzę mocnego kontrastu. Wschód wyrusza w podróż ku oczyszczeniu, a narrator kończy podróż ku…?
upokorzenie jest silne, gdy leżę przygwożdżony do ziemi
Chociaż tamten walczy z cieniem, hmm? To "silne" też angielskawe.
Trzymając miecz z dwóch stron
?
napiera ostrym bokiem na moją szyję, ale wciąż mam wystarczająco dużo siły, aby ostrze nie przecięło skóry
… a co to ma do siły?
w tym żałosnym stanie
Hmm.
Myślisz, że uhonorujesz Sora rozpaczą?
Gdybym był płomieniem, spaliłbym się.
… nie rozumiem. Istotą płomienia jest spalanie się. Co innego miałby zrobić?
prawić mi
Hmm.
Całe twoje wyobrażenie to marny zarys prawdziwej wagi decyzji
… że co?
coraz bardziej odpychając ostrze
A nie: coraz dalej?
kopnięciem rzucam przeciwnika daleko, a pył wiruje wokół obcej postaci
Coraz mocniej mi się narzuca wrażenie, że oglądam anime. Takie, w którym bardzo dużo rzeczy wybucha.
Dopadam miecza, wbitego w ziemię niczym ostrzeżenie.
Ano, anime.
Moc na nowo przepływa przez żyły, więc marne ostrze przybiera swoje prawdziwe oblicze
Purpurowe. Nie jestem pewna tego "przybierania oblicza".
a jej ciosu zatrzymać nie może nikt
A szyk przestawny splendoru tekstowi nie zawsze nadaje.
Piorun uderza niedaleko nas w idealnej harmonii
W harmonii z czym, u licha?
bariery utworzonej z najczystszej magii
?
jego żyły oślepiają prawdziwym błękitem
potrafił mnie pokonać
Aliteratywne.
nie chcę patrzeć na to patrzeć
Artefakt.
sczerniałego ciała Sora
A nie: Sory?
napiętą, przejętą
Rym.
Brakuje mi tchu i czuję słodki odór śmierci.
Naraz? Oksymoron – ma być?
Tylko jeden bóg może zabić drugiego… Jednak nie uczynię tego.
Rym.
Obaj nigdy tak naprawdę nie bylibyśmy zdolni zabić własnego brata.
Nie po polsku. Żaden z nas nie byłby zdolny.
Zwykle słowa śmiertelników nie są w stanie oddać tego, co czuję.
wędrowiec odwiązuje chustę
Nie miał aby kaptura?
w tym samym czasie, gdy poznaję przeciwnika na tyle dobrze, aby go pokonać
…?
Moje zdziwienie pochwytuje wiatr, który nagle zdaje się mniej pylisty
… wiatr – pylisty?
Po chwili rozpływa się, żeby ponownie zająć miejsce Władcy Nieba.
Dlaczego? Nic nie rozumiem.
po raz pierwszy widząc ją jako całość
Całość? W jakim sensie?
nie będę znów walczył z nimi samotnie
Szyk.
Rwące się obrazy, niepewny styl – z początku mitologiczno-baśniowy, ale potem coraz bardziej anime. Pisałaś do hasła "Magia i miecz po nuklearnej zagładzie" i pierwszym moim skojarzeniem byli "Starożytni kosmici", niestety. Potężni starodawni rozpirzyli świat (w domyśle – bombą atomową, chociaż w zasadzie mogłoby to być Słowo Mocy, cokolwiek), a teraz…? Próbują to naprawić? Ale nie próbują? W tym świecie opowiada się historie, więc ktoś tam żyje, ale jest zrujnowany? Bardzo to wszystko umowne i doprawione hojną porcją akcji dla samej akcji. Chociaż nie, wiem, że coś tu chciałaś powiedzieć, ale nie za bardzo wiem, co. Wybaczenie? Odnowa? Dałoby się to zrobić tak, żeby spłakać czytelnika (w sensie, żeby się wzruszył, nie ze śmiechu)… trudno powiedzieć. Ja się zmęczyłam.
Puszczałam sobie do pomocy soundtrack z Ghost of Tsushima
Aha, to stąd ta japońszczyzna w tle :)
Wiem, że on jest często krytykowany, ale czasem jest potrzebny.
Patetyczny styl może być potrzebny, tak. Ale on jest trudny! Trudno go dobrze zastosować, po prostu. Za to łatwo się przy nim wygłupić.
Ciężko pisze się z myślą, że każde zdanie musi być odpowiednie, dokładnie tak samo patetyczne jak pozostałe.
Ale patetyczny styl to nie znaczy, że każde zdanie musi być równie patetyczne! Nie da się tak pisać, a próby wypadają raczej śmiesznie. Zresztą – spójrz:
To rzekł, Stenel do niego szybkim przybiegł krokiem,
Grot wyrwał, a krew czarnym lunęła potokiem.
Proste? Proste. A ton wysoki? Wysoki. Nie ten szewc dobry, który na każdą nogę robi wielki but.
a to nawet nie tyle w samej poetyzacji, ale w po prostu w treści jest piękne. Tak pasuje do aktualnej pory roku czyli przedwiośnia. Trawa która marzy by zacząć rosnąć <3
Ano, jest. Tylko na tym etapie już tekstu nie uratuje :(
Jak ma być patetycznie, jest do bólu patetycznie
Nooo…
Pot mi spływa po plecach, gdy widzę Reg i Tarninę jednocześnie.
Ale tak strasznie nie było, co? (Tarnina rozwala tekst, gif na desce:
:D)
No proszę, można kochać i nienawidzić brata jednocześnie.
Nie masz rodzeństwa chyba :P
Faktycznie, postapo przeważnie kończy się źle,
Ekhm. "Nauzykaa z Doliny Wichru"? ;)
Szczególnie tworzenie nowych frazeologizmów… Bałabym się, że nikt by ich nie zrozumiał.
To się nazywa "metafory" :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Wow, Tarnino, bardzo dziękuję! <3 Faktycznie, tak źle nie było! Przepraszam też, że dopiero teraz. Błędy poprawię w niedługim czasie. Póki co jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.