- Opowiadanie: LanaVallen - Opowieść o dwóch braciach

Opowieść o dwóch braciach

Ostat­nio za­go­ści­ły u mnie dwa dziw­ne i nie­da­ją­ce zbyt wiele na­dziei tek­sty. Zo­sta­ły przy­ję­te do­brze, ale po­sta­no­wi­łam pójść na prze­kór i na­pi­sać coś zgoła in­ne­go, zbli­żo­ne­go do moich wcze­śniej­szych opo­wia­dań. Jest więc patos, znana hi­sto­ria, ale i po­trzeb­ne nie­kie­dy po­czu­cie, że kie­dyś bę­dzie le­piej.

 

Zgod­nie ze sło­wa­mi twór­cy kon­kur­su (zwa­lam teraz winę na cie­bie, Geki!) po­trak­to­wa­łam wy­bra­ne hasła dosyć swo­bod­nie (być może zbyt swo­bod­nie). Nie­lu­bu­ją­cych się w po­sta­po za­pew­niam, że jest to je­dy­nie tło. Się­gnij­cie więc po magię i miecz po nu­kle­ar­nej za­gła­dzie.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Opowieść o dwóch braciach

W moim kraju opo­wia­da się hi­sto­rię o dwóch bra­ciach rzą­dzą­cych świa­tem. Nie­gdyś była to opo­wieść o rów­no­wa­dze, ho­no­rze i po­łą­czo­nych z sobą du­szach, lecz ich wa­śnie spa­li­ły zie­mię i za­tru­ły nie­bio­sa.

Pierw­szy z braci, dzier­żą­cy miecz z ada­man­to­wej stali, oskar­żył dru­gie­go o za­wiść i roz­go­ry­cze­nie. Mówił, że do­strzegł w jego spoj­rze­niu żądzę wła­dzy, która go prze­ra­zi­ła. Drugi z braci, wła­da­ją­cy sta­ro­żyt­ną magią, nie rzekł nic; je­dy­nie cień uśmie­chu prze­mknął mu po twa­rzy, a gdy spra­wa zdała się prze­są­dzo­na, oznaj­mił spo­koj­nie:

– Był­bym lep­szym wład­cą ziemi, Wscho­dzie.

Wschód miał dobre, lecz zbyt na­mięt­ne serce. Nie po­tra­fił opa­no­wać zło­ści roz­pa­lo­nej przez chci­we słowa Za­cho­du. Wiel­ki miecz roz­ciął so­jusz, utrzy­my­wa­ny nie­gdyś na so­lid­nych pod­sta­wach, a ce­men­to­wa­ny przez stu­le­cia pokój roz­pły­nął się, jak gdyby nigdy nie ist­niał.

Nie po­tra­fię sobie wy­obra­zić głup­szej wojny, gdy ma­sze­ru­ję na Górę Yuru­shi, a wszech­obec­ny pył wci­ska mi się do nosa, osa­dza w gar­dle. Nie po­tra­fię rów­nież wy­obra­zić sobie głup­sze­go mar­no­wa­nia ener­gii i za­so­bów od wspi­nacz­ki na górę otoczoną dawno za­po­mnia­ną magią, lecz jak ongi rzekł pewien mędrzec: „Wierz w co­kol­wiek, lep­sze to bo­wiem bę­dzie od nie­wie­rze­nia w nic”. Więc ja, stary dureń, po­kła­dam wiarę w prze­ba­cze­nie. Być może kie­dyś prze­ba­czę sam sobie. Łaski in­nych przy­jąć nie zdo­łam.

Kurz w po­wie­trzu gęst­nie­je w bru­nat­ną mgłę. Pył wpada mi do oczu, utrud­nia­jąc wi­dze­nie. Szczyt zdaje się od­le­głym cie­niem wśród ku­rza­wy, ro­śnie ni­czym mon­strum. Droga jest trud­na, wy­bo­ista. Po­ty­kam się, ale wie­dza zdo­by­ta przez życie przy­po­mi­na, iż nie wy­star­czy wie­dzieć, jak się pod­nieść. Trze­ba po­nad­to wie­dzieć, jak upaść.

Żaden z braci nie zda­wał sobie spra­wy z isto­ty prze­gra­nej. Wal­czy­li, za­po­mniawszy o świe­cie, który mieli chro­nić. Tak więc zie­mia nie da­wa­ła plo­nów, a niebo wy­schło, po czym sczer­nia­ło i po­pę­ka­ło. Magia i miecz, do tej pory w ide­al­nej har­mo­nii, ob­ró­ci­ły się prze­ciw je dzier­żą­cym i ani Wschód, ani Za­chód nie po­tra­fi­li ich po­wstrzy­mać.

W końcu Za­chód po­legł, lecz Wschód nie uniósł wy­so­ko mie­cza, po­nie­waż magia za­bi­te­go brata, po­cho­dzą­ca z sa­me­go jądra wszech­świa­ta, wy­mknę­ła się wszel­kiej kon­tro­li i znisz­czy­ła świat bar­dziej niż ja­ka­kol­wiek broń do tej pory. „Płoń, świe­cie, płoń!”, roz­brzmie­wał ostat­ni krzyk dru­gie­go brata.

„To nie tak”, myślę za każ­dym razem, gdy słu­cham tej czę­ści opo­wie­ści. „Nie są to słowa, które mógł­by wy­po­wie­dzieć Za­chód”. Wy­obra­żam sobie, że po pro­stu krzy­czał, a krzyk ten ostu­dził we Wscho­dzie nie­po­ha­mo­wa­ną furię i po raz pierw­szy po­ża­ło­wał swych czy­nów. Wy­pu­ścił miecz, wy­gra­we­ro­wa­ne nań runy zga­sły, a piach po­chło­nął dwa ostat­nie sym­bo­le rów­no­wa­gi.

Wiatr staje się bru­tal­ny, sma­ga­jąc mnie pyłem i żwi­rem, rani nie­osło­nię­te czę­ści ciała. Ból trak­tu­ję jed­nak jako część drogi. Co chwi­lę prze­la­tu­ją obok śmie­ci – pa­pier, złom, pla­stik, mar­twe gry­zo­nie i owady. To trak­tu­ję jako przy­po­mnie­nie zbrod­ni.

Po­ty­kam się po raz ostat­ni, ale upa­dek po­zba­wia mnie słod­kie­go po­czu­cia zwy­cię­stwa. Bo choć wy­star­czy jedno pod­cią­gnię­cie na ostrych ka­mie­niach, abym do­tknął szczy­tu, czuję tylko go­rycz. Piach i za­duch nie po­zwa­la­ją na nic in­ne­go.

Wschód miał szan­sę po­pro­wa­dzić oca­la­łych ludzi, wy­zna­czyć im drogę przez spa­lo­ną zie­mię. Mógł w końcu po­ka­zać bratu, jak bar­dzo ten się mylił. Lecz żal i sa­mot­ność roz­dar­ły jego serce, jak i serca ty­się­cy pod­da­nych. Bez wład­cy za­pa­no­wał chaos.

Pew­ne­go dnia stru­dzo­ny wę­dro­wiec od­na­lazł Wschód na naj­dal­szym skra­ju ziemi i w końcu, po wielu la­tach, mógł za­py­tać:

– Cóż cię tak trapi, wiel­ki wład­co?

Wo­jow­nik ani drgnął, wpa­trzo­ny w ho­ry­zont. Zmie­szał się jed­nak i od­le­głym gło­sem od­rzekł:

– Kie­ro­wa­ny dumą i żądzą wła­dzy za­bi­łem brata, ale bez niego… nie je­stem sobą.

Wschód był cie­niem daw­nej po­tę­gi, lecz wę­dro­wiec ukło­nił się, a jego spoj­rze­nie nie wy­ra­ża­ło po­gar­dy.

– Nikt nie może pomóc ci po­zbyć się two­je­go bólu, Wscho­dzie. Mu­sisz to zro­bić sam. Ule­czy cię po­ko­ra i nie­za­chwia­ne serce, za­miast mie­cza siły szu­kaj w spo­ko­ju.

Wo­jow­nik od­wró­cił się zdzi­wio­ny mą­dro­ścią nie­zna­jo­me­go, pra­gnął uj­rzeć twarz czło­wie­ka sko­re­go do ta­kiej od­wa­gi. Ale wę­dro­wiec skry­wał ob­li­cze, a pogodzenie się z tym miało być pierw­szym kro­kiem w dłu­giej po­dró­ży wo­jow­ni­ka.

W prze­ci­wień­stwie do niego, ja sta­wiam wła­śnie ostat­ni, a pu­stynne po­wie­trze nie po­ma­ga ule­czyć za­da­nej sercu rany. Padam na ko­la­na, nie od­wra­ca­jąc wzro­ku od po­ła­ci znisz­czo­nej ziemi, pa­trzę wnet na po­pę­ka­ne niebo. Widzę znisz­czo­ny świat bez na­dziei na od­ro­dze­nie. Za­ci­skam pię­ści, lecz za­cho­wu­ję spo­kój, ni­czym praw­dzi­wy wo­jow­nik, któ­rym po­wi­nie­nem nie­gdyś być.

Zdo­by­te z tru­dem opa­no­wa­nie nie roz­wie­wa się pod wpły­wem od­gło­su kro­ków.

– A więc przy­sze­dłeś mnie zabić… Nie okażę za­sko­cze­nia. Ale cały ten trud po to tylko, aby zdo­być god­niej­sze­go prze­ciw­ni­ka? – pytam wę­drow­ca.

– Nie mógł­bym wal­czyć z ka­le­ką – od­po­wia­da, a jego głos przy­po­mi­na świsz­czą­cy w ska­łach wiatr.

Płyn­nym ru­chem wy­cią­ga pro­sty miecz, ja czy­nię to samo. Po­dob­ne klin­gi ude­rza­ją o sie­bie w nie­mym tańcu śmier­ci. Znać po ru­chach, że z nas dwóch ja je­stem lep­szym szer­mie­rzem, lecz serce znów mnie za­wo­dzi, pod­czas gdy wę­dro­wiec za­cho­wu­je cier­pli­wość góry.

– Uspo­kój się, Chikyū – wy­plu­wa moje imię.

Na sam jego dźwięk re­agu­ję gnie­wem, na­pie­ram moc­niej, szyb­ciej, go­rzej. Żaden śmier­tel­nik nie ma do tego prawa, ale wę­dro­wiec osią­ga cel. Staję się zbyt ła­twym prze­ciw­ni­kiem, nie­zna­jo­my z lisią zręcz­no­ścią umyka moim ata­kom, po czym sam kontr­ata­ku­je.

– Na­praw­dę my­ślisz, że w ten spo­sób upa­mięt­nisz brata? – Jego słowa tną nie go­rzej od mie­cza. – Wy­ba­czy ci zdra­dę?

Sta­ro­żyt­na moc go­tu­je mnie od środ­ka. Dia­bel­nie sil­nym ru­chem po­wa­lam prze­ciw­ni­ka.

– Znasz je­dy­nie le­gen­dy – syczę. – Żadna nie od­da­je praw­dy.

Przy­go­to­wu­ję się do za­da­nia osta­tecz­ne­go ciosu, ale wę­dro­wiec prze­ta­cza się, po czym wsta­je. Od dawna nie wal­czy­łem z kimś tak szyb­kim.

– Praw­dą jest, że okła­ma­łeś nie tylko lud, lecz rów­nież sie­bie. – Nie­zna­jo­my stoi pew­nie, a jego ciało nie drży z wy­sił­ku. Jak byśmy nie sto­czy­li śmier­tel­ne­go po­je­dyn­ku. Po moim czole zaś spły­wa pot. – Że twój brat łak­nął zbyt wiel­kiej wła­dzy. Że za­bi­łeś go dla za­cho­wa­nia rów­no­wa­gi. Inni rze­kli­by, że to był twój obo­wią­zek.

– I rze­kli­by słusz­nie. – W mój głos wkra­da się drże­nie, które wę­dro­wiec w lot do­strze­ga. Prze­chy­la głowę pra­wie nie­zau­wa­żal­nie.

Ja za to po­pra­wiam chwyt, my­śląc je­dy­nie o prze­bi­ciu mu gar­dła. Na­le­ży to za­koń­czyć. Zbie­ram w sobie całą moc wscho­du.

– Ale i tak nie było to łatwe – war­czę i na­cie­ram.

Nikt nie mógł­by ode­przeć ta­kie­go ciosu, jest zbyt silny i szyb­ki jed­no­cze­śnie. Ale klin­gi ude­rza­ją o sie­bie z dźwięcz­nym od­gło­sem, który po­ru­sza po­wie­trze i wzbu­rza niebo. Gdy prze­ciw­nik od­rzu­ca mój miecz, ja nie po­tra­fię wyjść ze zdu­mie­nia. Lata roz­pa­czy po utra­co­nym bra­cie uczy­ni­ły mnie sła­bym. Sta­łem się wą­tłym cie­niem wład­cy ziemi – tytuł, któ­rym nie­gdyś się szczy­ci­łem, przy­legł do mnie ni­czym obe­lga.

Wę­dro­wiec po­zo­sta­je w tym cza­sie opa­no­wa­ny jak skute lodem je­zio­ro. Ja prze­ista­czam się w sztorm. Z ry­kiem wście­kło­ści rzu­cam się na niego okuty je­dy­nie w ada­man­to­we, od­por­ne na ostrze kar­wa­sze.

Je­stem nie­zdar­ny wobec jego pre­cy­zyj­nych cio­sów. Prze­szłe lata wy­ko­rzy­stał na mi­strzow­skie opa­no­wa­nie sztu­ki fech­tun­ku i mimo że wal­czy z cie­niem daw­ne­go mnie, upo­ko­rze­nie jest silne, gdy leżę przy­gwoż­dżo­ny do ziemi. 

Trzy­ma­jąc miecz z dwóch stron, na­pie­ra ostrym bo­kiem na moją szyję, ale wciąż mam wy­star­cza­ją­co dużo siły, aby ostrze nie prze­cię­ło skóry.

– Co by po­wie­dział twój brat, wi­dząc cię w tym ża­ło­snym sta­nie, Chikyū? – war­czy nie­zna­jo­my, po raz pierw­szy drżąc z wy­sił­ku. – Nie­god­ne­go po­słu­chu u ludzi, nie­zdol­ne­go do obro­ny życia. My­ślisz, że uho­no­ru­jesz Sora roz­pa­czą? Po­wi­nie­neś w końcu wziąć od­po­wie­dzial­ność za wła­sne czyny!

Gdy­bym był pło­mie­niem, spa­lił­bym się. Furia wstrzą­sa mną, spra­wia­jąc, że po­now­nie staję się Wscho­dem, Wład­cą Ziemi, Wo­jow­ni­kiem z Ada­man­to­wym Mie­czem.

– Kim je­steś, aby pra­wić mi o od­po­wie­dzial­no­ści?! Całe twoje wy­obra­że­nie to marny zarys praw­dzi­wej wagi de­cy­zji – sapię, coraz dalej od­py­cha­jąc ostrze. – I nigdy wię­cej nie wy­ma­wiaj jego imie­nia – mó­wiąc to, kop­nię­ciem rzu­cam prze­ciw­ni­ka da­le­ko, a pył wi­ru­je wokół obcej po­sta­ci. Niebo grzmi, choć żadna kro­pla nie za­mie­rza spaść.

Do­pa­dam mie­cza, wbi­te­go w zie­mię ni­czym ostrze­że­nie. Moc na nowo prze­pły­wa przez żyły, więc marne ostrze przy­bie­ra swoje praw­dzi­we ob­li­cze. Mam w dło­niach klin­gę godną bogów, a jej ciosu za­trzy­mać nie może nikt.

Pio­run ude­rza nie­da­le­ko nas w ide­al­nej har­mo­nii, lecz miecz sa­me­go Wscho­du nie do­się­ga wroga. Od­bi­ja się od ba­rie­ry utwo­rzo­nej z naj­czyst­szej magii. Wokół dłoni wę­drow­ca krążą ob­ło­ki, jego żyły ośle­pia­ją praw­dzi­wym błę­ki­tem. Chmu­ra od­rzu­ca mnie, po­zba­wia sił i gasi moc.

Padam na ko­la­na u stóp naj­więk­sze­go wroga. Je­stem znisz­czo­ny. Po­ko­na­ny. Ośmie­szo­ny.

– Tylko bo­go­wie mogą ko­rzy­stać z magii. A je­dy­nie mój brat po­tra­fił mnie po­ko­nać – wzdy­cham. Za­my­kam oczy, bo nie chcę na to patrzeć. Mam już dość. Pa­mięć przy­wo­łu­je obraz sczer­nia­łe­go ciała Sory i jego na­pię­tą, prze­ję­tą bólem twarz, gdy pojął, że się nie za­wa­ham. – Ukra­dłeś jego duszę?

Mag unosi mnie i za­ci­ska nie­wi­dzial­ne więzy. Bra­ku­je mi tchu i czuję słod­ki odór śmier­ci. „Bła­gam…”, myślę. „Zrób to!”

Męż­czy­zna zdaje się ro­zu­mieć, kręci więc głową, za­pew­ne z obrzy­dze­nia. Magia znika tak nagle, jak gdyby nigdy się nie po­ja­wi­ła.

– Tylko jeden bóg może zabić dru­gie­go… Jed­nak nie uczy­nię tego. Żaden z nas nie byłby zdolny zabić wła­sne­go brata.

Zwy­kle słowa śmier­tel­ni­ków nie są w sta­nie oddać tego, co czuję. Gdy wę­dro­wiec od­wią­zu­je chu­s­tę i od­sła­nia spa­lo­ną wła­sną magią twarz, w tym samym cza­sie, gdy po­zna­ję prze­ciw­ni­ka na tyle do­brze, aby go po­ko­nać, miecz wy­śli­zgu­je mi się z pal­ców.

– Sora… Jak to moż­li­we? – Moje zdzi­wie­nie po­chwy­tu­je wiatr, który nagle zdaje się mniej py­li­sty, a z nieba spa­da­ją pierw­sze kro­ple od lat.

Za­chód nie od­po­wia­da, lecz na znisz­czo­nej twa­rzy prze­bie­ga jakby cień uśmie­chu. Po­da­je mi miecz, który po­wi­nien na­le­żeć do niego. Ja nigdy nie byłem go go­dzien.

– Łatwo jest stra­cić sa­me­go sie­bie, do­brze to wiem. – Jego głos ła­go­dzi ból i leczy rany. – Obaj je­ste­śmy winni tego, co się stało i nie na­pra­wię świa­ta bez cie­bie, Wscho­dzie. Pró­bo­wa­łem. I za­wio­dłem. Niech wy­gra­na w tej walce da mi na­gro­dę, któ­rej szu­ka­łem.

Za­ci­skam nie­pew­nie dłoń na mie­czu, po czym wbi­jam go w zie­mię i kładę dłoń na sercu. Pieśń zwy­cię­stwa po­ru­sza nas obu i nie­sie na­dzie­ję.

– Zna­la­złeś prze­ba­cze­nie, któ­re­go szu­ka­łeś. Ale tylko ty sam mo­żesz po­zbyć się swo­je­go bólu – koń­czy. Po chwi­li roz­pły­wa się, żeby po­now­nie zająć miej­sce Wład­cy Nieba.

Ja za to ogar­niam wzro­kiem pu­sty­nię, po raz pierw­szy wi­dząc ją jako ca­łość. Do­strze­gam pod zie­mią trawę, która marzy o tym, aby za­cząć ro­snąć. Życie pra­gną­ce wal­czyć. A gdy uno­szę głowę, brata go­to­we­go do od­bu­do­wa­nia tego, co we­spół znisz­czy­li­śmy.

W moim świe­cie opo­wia­da się hi­sto­rię o dwóch bra­ciach, któ­rzy wła­da­li rów­no­wa­gą i po­rząd­kiem. Nie­gdyś była to hi­sto­ria o upad­ku i znisz­cze­niu i choć do­brze ją pa­mię­tam, wolę przy­po­mi­nać sobie o mocy prze­ba­cze­nia innym… I sobie sa­me­mu. A gdy na­dej­dą złe duchy, nie będę znów wal­czył z nimi sa­mot­nie.

Koniec

Komentarze

Witaj, Lano!

Przyjemne, filozoficzne, z morałem o pokorze i próbie wybaczenia samemu sobie.

Twist z bratem i wędrowcem jest przewidywalny, aczkolwiek dobrze skonstruowany, można interpretować to jako głos w jego duszy, głos rozsądku czy wyimaginowana próba zdobycia przebaczenia, od utraconej osoby, która ma nas zadowolić i zabandażować rany.

W porządku prowadzisz fabułę, pokazujesz jedynie to, co potrzebne, nie przytłaczasz informacjami, Twoja legenda w środku nie jest na siłę, można z przyjemnością wchłaniać atmosferę, którą stworzyłaś.

Spodobał mi się Twój wysoki i patetyczny ton opowiadania, moim zdanie pasuje do historii oraz motywów, które poruszasz. Nadajesz tak tekstu charakter.

Warsztat masz bardzo przyjemny, czytałem bez przeszkód czy pauz, a poza tym, tutaj przyczepić się nie umiem, bo sam się jeszcze uczę, a jestem na początku swojej literackiej przygody.

Ogólnie, lektura sprawiła mi przyjemność, z chęcią zgłoszę do biblioteki :)

Pozdrawiam!

 

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Cześć, Lano!

 

Podobnie jak Daniel, odebrałam na plus patetyczny ton – mógłby przytłaczać, a okazał się lekki w odbiorze. Krótka forma również działa tu bardzo korzystnie, opowiadanie nie wyszło dzięki temu przegadane. Jest coś ujmującego w tej prostocie.

 

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Forma na wpół przypowieści, na wpół hymnu, zresztą sama w sobie interesująca, nie pozwoliła mi na głębsze zaangażowanie się w opowieść. Bohaterowie też pozostali dalecy. Chociaż połączenie konkursowych haseł całkiem zgrabne.

Pozdrawiam!

Serwusik,

 

Nie przepadam za patosem, męczy mnie. Po tym opowiadaniu też jestem zmęczony. ALE bardzo je doceniam z tego względu przede wszystkim, że jest wspaniałą przeciwwagą dla tak licznych na portalu tekstów typu: haha śmieszne, albo haha zagrajmy motywami, jejj postmodernizm(to na przykład ja). Taka hm… potężna i ciężka, tłuściutka opowieść w starym, dobrym stylu. 

No ale, jako że nie lubię patosu to trochę ponarzekam, przy czym jeśli Daniel mówi, że jest na początku swojej literackiej przygody, to ja się znajduję, nie wiem, przed spakowaniem kufrów, więc proszę mnie przypadkiem nie brać za autorytet i będę całkiem subiektywny.

Odpowiednio zabezpieczony autokrytyką przystępuje do narzekań:

Miejscami mnie śmieszyło, na przykład na początku włączył mi się w głowie narrator od czytania tekstów zabawnych, co może jest moją winą, ale może również wynikać z pewnej sztuczności patetycznego stylu. Zwłaszcza, że obok zdań pełnych podniosłości pojawiają się takie:

Nie potrafili wyciągnąć wniosków.

To takie zwyczajne i proste zdanie! Jakoś tak mnie wytrąciło.

A przy tym dramatyczne opisywanie każdej czynności jest dla mnie mało strawne. Ale to wynika pewnie z moich upodobań…

W każdym razie, nie wielbię, ale doceniam, bo i słowem posługujesz się sprawnie, a i historia z morałem, więc wartości.

 

Ukłony!

 

 

[...] chleb [...] ~ Honoriusz Balzac

Danielu,

dziękuję za tak szybki odzew! Twist właściwie nie miał być twistem, bo wiem, że tutejsi czytelnicy są zbyt bystrzy na takie rzeczy ;) Nie spodziewałam się, że kogokolwiek fabuła zaskoczy. Wiem, że im bardziej udziwnione/nieprzewidywalne opowiadanie tym lepiej, ale miałam ogromną ochotę napisać taką klasyczną historię. Puszczałam sobie do pomocy soundtrack z Ghost of Tsushima, więc była to sama przyjemność :) Twoja interpretacja jest bardzo piękna.

 

Spodobał mi się Twój wysoki i patetyczny ton opowiadania, moim zdanie pasuje do historii oraz motywów, które poruszasz. Nadajesz tak tekstu charakter.

No właśnie. Wiem, że on jest często krytykowany, ale czasem jest potrzebny. Poza tym to krótka historia, więc chyba powinno być ok.

Dzięki za klika i fajnie, że się spodobało. Również pozdrawiam!

 

 

nati,

choć jest to krótki komentarz, sprawił mi dużo radości. Dziękuję. Sądzę, że na dłuższą metę taki styl przytłaczałby nie tylko czytelnika, ale i autora.

Pozdrawiam! :)

 

 

chalbarczyk,

mimo to dzięki za komentarz. Nie spodziewałam się, że każdemu się spodoba, bo ta forma ma to do siebie, że może odrzucać. Również pozdrawiam! :)

 

 

Tytanie,

kojarzę już twój styl, dlatego jestem zdziwiona (i ucieszona), że w ogóle się zjawiłeś.

 

Nie potrafili wyciągnąć wniosków.

To takie zwyczajne i proste zdanie! Jakoś tak mnie wytrąciło.

Oj, spodziewam się, że takich zdań jest więcej. Ciężko pisze się z myślą, że każde zdanie musi być odpowiednie, dokładnie tak samo patetyczne jak pozostałe. Usunęłam to, bo właściwie było zbędne.

A ja doceniam, że ty potrafisz docenić :) I to, że przeczytałeś całe, choć nie jesteś targetem – to już dużo mówi. Dzięki za odwiedziny i kłaniam się nisko.

 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Witaj.

Bardzo piękna, złożona, wielowarstwowa, mocno moralizatorska opowieść. Patos, o jakim wspominałaś, jest tu moim zdaniem absolutnie potrzebny.

Opowiadanie pokrzepia, poucza, przestrzega, ale i udziela rady każdemu z nas. Wskazuje, że nikt nie jest nieomylny ani wszechwiedzący, że każdy popełnia złe czyny, błądzi oraz szuka wyjścia.

Podnoszące na duchu zakończenie wnosi wiele dobrego, jest potrzebne i budujące.

Pozdrawiam. 

 

 

 

Pecunia non olet

Twist właściwie nie miał być twistem, bo wiem, że tutejsi czytelnicy są zbyt bystrzy na takie rzeczy ;) Nie spodziewałam się, że kogokolwiek fabuła zaskoczy.

No to ja mogę chyba pochwalić się bystrością na poziomie wody w klozecie, ponieważ nie przewidziałem, co nastąpi, haha :D 

Jak na mój gust, Lano, trochę za bardzo patetyczne i przez to odrobinę ciężej brnęło mi się przez tekst. W niektórych momentach wystarczyłoby tylko delikatnie zmienić szyk, albo usunąć jedno słowo, żeby odsączyć opowieść z tego nadmiaru patosu. Gdyby nie ten nadmierny podniosły ton, wyszłaby naprawdę przyjemna przypowiastka o winie i przebaczeniu. 

Jestem pod wrażeniem warsztatu, bo niewiele mi rzeczy tu zgrzytnęło :D Może z wartych uwagi:

 

Przeszłe lata wykorzystał na opanowaniu mistrzowskiej sztuki fechtunku i mimo że walczy z cieniem dawnego ja, upokorzenie jest równie silne, gdy przygważdża mnie do ziemi.

Może z cieniem kogoś, kim byłem dawniej? Najprościej byłoby dać z cieniem dawnego mnie, ale w dalszej części zdania już masz mnie, więc byłoby powtórzonko :P

 

Pozdrawiam Cię serdecznie, życzę owocnej dalszej pracy twórczej!

Amon

Cześć Lano! :) 

 

To moje pierwsze (poza szortem humorystycznym) Twoje opowiadanie, więc nie mam porównania i nie wiem czy zazwyczaj piszesz takim stylem wzniosłym czy nie. 

Ładna, spokojna legenda. Fabularnie nie wciąga za bardzo i nie zaskakuje niczym wprawdzie, ale jako, że to przypowieść, to nie musi. Myślę, że na taką długość jest idealnie, mogłoby to znużyć przy dłuższej formie. Z początku trzeba się wgryźć w ten patetyczny styl, ale gdy włączyłam w mojej głowie odpowiedni bieg (baśniowo-przypowieściowo-bajarski), to poszło bardzo gładko. Bohaterowie odlegli i ciężko ich jakoś polubić czy znielubić, lecz – znowu – zakładam, że tak ma być, taka forma. To takie figury, nie postacie z krwi i kości, z którymi się czytelnik utożsamia. Jako metaforyczne przedstawienie przeciwieństw, bóstw, wyszli dobrze. Za motyw równowagi dwóch sił (czy to magia / miecz, czy wschód / zachód, czy cokolwiek), masz u mnie plus, ładnie to wybrzmiało :) Podoba mi się też ta męcząca wspinaczka i te upadki, kojarzą mi się trochę z droga krzyżową.

 

W mój głos wkrada się drżenie, które wędrowiec w lot pochwytuje. Przechyla głowę prawie niezauważalnie.

→ bardzo fajne didaskalia. Ja kocham zwracanie uwagi na takie delikatne detale. 

 

Stałem się wątłym cieniem władcy ziemi – tytuł, którym niegdyś się szczyciłem, przyległ do mnie niczym obelga.

to też ładne.

 

Dostrzegam pod ziemią trawę, która marzy, aby zacząć rosnąć.

→ a to nawet nie tyle w samej poetyzacji, ale w po prostu w treści jest piękne. Tak pasuje do aktualnej pory roku czyli przedwiośnia. Trawa która marzy by zacząć rosnąć <3 

 

Puszczałam sobie do pomocy soundtrack z Ghost of Tsushima

Shigeru Umebayashi <3

 

Pozdrawiam serdecznie i powodzenia :) 

 

bruce,

cieszę się, że tak to odebrałaś. Właśnie o to chodziło. Ostatnio za bardzo dołowałam swoimi tekstami. Dzięki i również pozdrawiam! :)

 

 

Czcigodny Amonie,

nie czuj się z tym źle, opowiadanie bowiem jest o bóstwach wymyślonych. Dziwię się, że w ogóle dałeś radę przebrnąć przez tę herezję! ;)

Jak włączy mi się taki tryb podczas pisania, nie ma zmiłuj. Jak ma być patetycznie, jest do bólu patetycznie, a jak głupkowato, to do porzygu (jak w tym bizarro). A jak tak wielbię równowagę! Tutaj nie umiałam wyśrodkować :(

 

Jestem pod wrażeniem warsztatu

A dziękuję, to wiele znaczy. Spójrz jednak na kolejkę. Pot mi spływa po plecach, gdy widzę Reg i Tarninę jednocześnie. Naprawdę.

 

Ja również cieplutko pozdrawiam, a praca twórcza jest ostatnio bardzo owocna. Nagle z osoby nie potrafiącej dokończyć niczego, piszę jeden tekst za drugim. Wystarczy spojrzeć na mój profil. Niesamowite :)

 

 

Koi,

jak wspomniałam w przedmowie – normalnie tak nie piszę (przynajmniej tutaj), ale kiedyś, na początku drogi twórczej, popadałam w straszne uniesienia. Ale chyba jak każdy ;)

Z twojego komentarza widzę, że właśnie dla kogoś takiego jak ty napisałam to opowiadanie. Cieszę się, że umiałaś się przestawić i zrozumieć: “ok, taka konwencja”. Bardzo mi na tym zależało. O drodze krzyżowej nie myślałam, ale to trafne porównanie. Miało z tego wybrzmieć, że Wschód stał się słaby, taki ludzki. 

 

Ja kocham zwracanie uwagi na takie delikatne detale. 

Ja też! A jeszcze bardziej kocham, jak ktoś zwraca na nie uwagę <3

 

Shigeru Umebayashi <3

Kocham ten soundtrack nawet bardziej od samej gry. Zawsze podczas pisania wspomagam się nastrojową muzyką :)

 

Dzięki za odwiedziny i również pozdrawiam!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

O drodze krzyżowej nie myślałam, ale to trafne porównanie. Miało z tego wybrzmieć, że Wschód stał się słaby, taki ludzki. 

→ te upadki na kolana wyrysowały mi w głowie jednoznaczne skojarzenie z upadkami Jezusa pod krzyżem. 

 

Z twojego komentarza widzę, że właśnie dla kogoś takiego jak ty napisałam to opowiadanie. Cieszę się, że umiałaś się przestawić i zrozumieć: “ok, taka konwencja”. Bardzo mi na tym zależało.

→ Są konwencje bardzo moje i bardzo nie moje, są takie które lubię i takie, na których zatnie mi się skrzynia biegów i będę musiała wrzucić wsteczny ;) Są i takie, w których w życiu sama bym nie pisała, a czyta się dobrze. Jeśli uwielbiam kuchnię hinduską, to czy będę oczekiwać od słodkiego tortu, żeby zalatywał mi curry? No nie bardzo. A przecież mogę doceniać smak jednego i drugiego, nawet jeśli sama nigdy nie upiekłabym takiego ciasta.

 

Ja też! A jeszcze bardziej kocham, jak ktoś zwraca na nie uwagę <3

→ bardzo lubię to robić. Przecież te zdania nie piszą się same. Ktoś się napracował, żeby nieprzetłumaczalne jednak spróbować przetłumaczyć, żeby emocję czy obraz wyrazić odpowiednimi słowami. Skoro mi się coś spodobało, to czuję potrzebę powiedzenia tego autorowi. Mogę powiedzieć koleżance “ładnie wyglądasz” i będzie jej miło. Ale jeśli powiem “bardzo podoba mi się jak dzisiaj upięłaś włosy, widać, że umiesz splatać warkocz francuski i to fajnie podkreśla Twoją urodę”, to zrobi jej się jeszcze milej, bo poza komplementem dostała jeszcze uwagę, a to, jak obserwuję, ku niemałemu zaskoczeniu, bardzo zaskakuje ludzi. 

A dziękuję, to wiele znaczy. Spójrz jednak na kolejkę. Pot mi spływa po plecach, gdy widzę Reg i Tarninę jednocześnie. Naprawdę.

Brakuje tu jeszcze Drakainy :D

 

Tutaj nie umiałam wyśrodkować :(

Z tym nadmiarem patosu to tylko moja opinia :) Jak widać, część czytelników uważa inaczej, więc w żadnym razie nie wyciągaj wniosków na podstawie opinii jednej osoby. Czysto subiektywnie nie lubię po prostu takiej “dostojnej” formy.

 

Ja również cieplutko pozdrawiam, a praca twórcza jest ostatnio bardzo owocna. Nagle z osoby nie potrafiącej dokończyć niczego, piszę jeden tekst za drugim. Wystarczy spojrzeć na mój profil. Niesamowite :)

Bardzo mnie to cieszy <3 Pisz jak najwięcej, droga, rozwijaj się i racz nas jak największą ilością dobrych tekstów!

Cześć, Lano! :)

Spodobało mi się to filozoficznie przesłanie, bo sama lubię dumać nad takimi rzeczami. “Przegadanie” w tym opowiadaniu jak najbardziej na plus, tak jak patos, który już wyżej był wspomniany. Dodać do tego jakąś melancholijną melodię i fajny klimacik wychodzi.

Pozdrawiam! :)

 

LanaVallen

Dziękuję serdecznie.

Miłego dnia. :)

Pecunia non olet

Koi,

Mogę powiedzieć koleżance “ładnie wyglądasz” i będzie jej miło. Ale jeśli powiem “bardzo podoba mi się jak dzisiaj upięłaś włosy, widać, że umiesz splatać warkocz francuski i to fajnie podkreśla Twoją urodę”, to zrobi jej się jeszcze milej, bo poza komplementem dostała jeszcze uwagę, a to, jak obserwuję, ku niemałemu zaskoczeniu, bardzo zaskakuje ludzi.

Oj tak, zgadzam się. W towarzystwie zawsze jestem traktowana jako ta dziwna albo bardzo szczera, bo mówię ludziom takie rzeczy. Są wtedy zdziwieni. Miło, że też tak robisz.

 

 

Amonie,

Pisz jak najwięcej, droga, rozwijaj się i racz nas jak największą ilością dobrych tekstów!

<3 Nawzajem!

 

 

Utrapienico,

cieszę się, że się spodobało. Przez to, że zawsze piszę pod jakąś melodię, później często jestem zawiedziona, bo bez niej tekst nie wybrzmiewa tak dobrze. Więc jak najbardziej należy dołączyć jakąś dobrą muzykę ;D Pozdrawiam!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Bardzo spokojna i nastrojowa narracja, świetnie pasowała mi do tonu opowiadanej historii. W sumie fabularnie nic nowego, walka dwóch przeciwieństw, tym razem zakończona zrozumieniem i pojednaniem, zamiast zwykłego triumfu dobra nad złem. Bardzo przyjemnie mi się czytało, czułem ten klimat bratobójczego konfliktu, wątpliwości zwycięzcy i żal po stracie wroga, będącego najbliższą osobą triumfatora. Ma to swój urok.

I zacytuję, jak Koi, ten fragment, który mi się też bardzo podobał:

Ja za to ogarniam wzrokiem pustynię, po raz pierwszy widząc ją jako całość. Dostrzegam pod ziemią trawę, która marzy, aby zacząć rosnąć. Życie pragnące walczyć.

To fajne podsumowanie całości.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Powiedziałabym nawet, że ten fragment to w ogóle bardzo pasuje do obecnej sytuacji na świecie, zarówno w skali mikro jak i makro :) 

 

Jeśli powstanie tego opowiadania jest moją winą, to nie czuję skruchy. 

Tekst jest bardzo dobry. Nawet jeśli potraktowałaś jedno z haseł swobodnie, to nie nazbyt swobodnie – a do tego stworzyłaś bardzo nastrojową opowieść w klimacie Dalekiego Wschodu. Wszystko ładnie ze sobą zagrało i nawet jeśli od połowy przeczuwałem, jak historia się zakończy, nie zmniejszyło mojej satysfakcji (zresztą jest dowodem na to, że fabuła była przemyślana i prowadziła do sensownego przesłania). 

 

Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, z łatwością lisa uskakuje atakom, po czym kontratakuje.

Popracuj nad podmiotem domyślnym. Tu daję przykład fragmentu, przy którym się zgubiłem. 

W kilku miejscach miałem taką zagwostke, z czyjej perspektywy właściwie patrzymy, ale ja zawsze mam problem w odnalezieniu się w tekście z headhoppingiem.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Bardzo ładny dobór imion dla braci. Taki symboliczny.

Owszem, zakończenie mocno przewidywalne.

Ale i tak czytało się przyjemnie, mimo patosu. Jakoś pasował do bohatera i opowieści.

które wędrowiec w lot pochwytuje.

Wydaje mi się, że “pochwycił” nie występuje w czasie teraźniejszym. Raczej forma niedokonana – chwyta.

Babska logika rządzi!

Outta,

słowa “bardzo przyjemnie się czytało” zawsze wywołują uśmiech. Dzięki. I to, że poczułeś klimat to też niezwykle ważne. Niezmiennie mam poczucie, że nie potrafię go tworzyć. Fajnie, że zajrzałeś i również pozdrawiam! :)

 

 

Geki,

wow, mega się cieszę, że tak uważasz. Wiem, że w jury siedzą wszyscy uczestnicy, ale byłam bardzo ciekawa, jak odbierzesz ten tekst. Chyba po raz pierwszy ktoś mi napisał, że fabuła jest przemyślana, co uznaję za sukces. Zawsze staram się, żeby taka była, ale często wychodzi chaos. Pomogło mi na pewno to, że od początku chciałam, żeby to było krótkie opko, a i historia niezbyt skomplikowana. Może kiedyś uda mi się to osiągnąć również w dłuższej/bardziej oryginalnej fabule ;)

Dzięki za odwiedziny!

 

 

Finklo,

dzięki za komentarz i kilka. Akurat do imion zawsze przywiązuję dużą uwagę, nie mogą być przypadkowe ;)

Wydaje mi się, że “pochwycił” nie występuje w czasie teraźniejszym.

Faktycznie, już zmieniłam. Ale dla mnie brzmiało bardzo sensownie ;)

Pozdrawiam!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Hej,

 

fajna historia, podoba mi się.

 

Nieco filozofii, trochę walki, wszystko okraszone ponadczasowymi przemyśleniami ;)

 

Całość przypomina mi historię o dwóch bracia z gry Overwatch.

 

Kilka drobiazgów wynotowałem:

a wszechobecny pył wciska mi się do nosa, osadza na gardle.

“W gardle”.

 

Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, więc nieznajomy z łatwością lisa uskakuje atakom, po czym kontratakuje.

Z łatwością lisa, co? ;)

Atak i kontratak, to podobnie brzmiące sformułowania, więc do rozważenie zamiana.

Uskakuje się raczej przed czymś.

 

Propozycja 1: “Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, nieznajomy z lisią zręcznością umyka moim atakom, po czym sam kontratakuje”.

 

Propozycja 2: “Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, nieznajomy z łatwością lisa umykającego kulawemu psu, unika moich ciosów, po czym sam kontratakuje.”

 

Gdy miecz odrzuca daleko, ja nie potrafię wyjść ze zdumienia.

Brakuje tutaj wykonawcy czynności: kto odrzuca miecz? Dodatkowo, żeby coś odrzucić, trzeba to dzierżyć – a tutaj bohater raczej został rozbrojony (jeżeli dobrze rozumiem).

Propozycja: “Mój miecz odlatuje daleko, a ja nie potrafię wyjść ze zdumienia”.

 

Z rykiem wściekłości rzucam się na niego okuty jedynie w adamantowe, odporne na ostrze rękawice.

Okuty w rękawice? ;)

 

i mimo że walczy z cieniem dawnego ja, upokorzenie jest równie silne, gdy przygważdża mnie do ziemi.

Dopełniacz: “mnie”, “z cieniem dawnego mnie”.

Upokorzenie jest równie silne jak co? Np. “upokorzenie jest równie silne jak wtedy gdy potknąłem się podczas wędrówki na górę”.

 

Dostrzegam pod ziemią trawę, która marzy, aby zacząć rosnąć. Życie pragnące walczyć. A gdy unoszę głowę, brata gotowego do odbudowania tego, co wespół zniszczyliśmy.

 

Propozycja: “A gdy unoszę głowę, widzę brata gotowego do odbudowania tego, co wespół zniszczyliśmy”.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

BK,

fajnie, że przyszedłeś i wytknąłeś parę uwag.

Staję się zbyt łatwym przeciwnikiem, nieznajomy z łatwością lisa umykającego kulawemu psu

Słabo znam się na Japonii i tylko lisy przyszły mi do głowy XD Myślałam jeszcze o makakach. A lisy nie uciekają z łatwością? Przynajmniej te ukazywane w kulturze? Hm, czy ja kiedykolwiek widziałam lisa? Oto jest pytanie.

 

Wiesz co, ale teraz zonka doświadczyłam przez ciebie. Faktycznie, te historie są bardzo podobne. Aż mi głupio teraz. Oglądałam kiedyś ten filmik, z kilka lat temu, widzę, że nawet łapkę dałam. Mega mi utknęło w głowie, a po zagraniu w GoT poczułam, że też chcę napisać coś w klimatach Japonii. Kurczę. Jest to inspiracja nieplanowana. Coś za dobrze mi się pisało :P

 

Dzięki i również pozdrawiam!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Wiesz co, ale teraz zonka doświadczyłam przez ciebie. Faktycznie, te historie są bardzo podobne. Aż mi głupio teraz.

Eee tam, fajna jest ta Twoja historia, dobrze mi się czytało. I tylko końcówka nie zaskoczyła, bo zadziało się podobnie jak w tamtym filmiku ;)

Che mi sento di morir

Ciekawa legenda, opowiadanie w starym stylu, patetyczne, ale przyjemne :)

Problemem dla mnie było to, że nie czułem tego dalekowschodniego, japońskiego klimatu. Dopiero w czwartym akapicie padła japońska nazwa własna, która zasugerowała miejsce akcji (zdaje się, że w idealnym świecie powinniśmy to wiedzieć albo przynajmniej podejrzewać od pierwszego akapitu). Później tę japońskość też odczuwałem wyłącznie przez imiona, przydałoby się coś więcej.

Ale ogólnie całkiem dobrze, pozdrawiam :)

PanieDomingo,

cieszę się, że uznałeś lekturę za przyjemną ;) Tak po prawdzie zabieg był to celowy. Miejsce akcji miało być jednie tłem, szczególnie że cały świat i tak jest zniszczony. Rozumiem, że nie poczułeś dalekowschodniego klimatu, ale nie celowałam w to. To po prostu opowieść o dwóch boskich braciach, którzy akurat są Japończykami.

Również pozdrawiam! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Cześć!

Świetna przypowieść o dwóch braciach. Niby proste i ograne motywy, a czytałem z wielką przyjemnością. Napisane nieźle, trochę wzniośle, ale idealnie pasuje to do dalekowschodniego podejścia do starcia

Cienie tych, przez których jakiś świat się skończył, walczą po raz kolejny, by zwyciężyć. Tym razem jednak obaj zwyciężają. Przyjemne, nieco naiwne, ale tak inspirująco naiwne. Daje nadzieje na dialog w opisywanym i innych światach.

Miejscami miałem problem z przenosinami miejsca i czasu. Co jest formą retrospekcji, a co się dzieje teraz, ale to pewnie dlatego, że dzieci szaleją.

 

Z rzeczy, które jakoś mi się w oczy rzuciły:

Wzbieram w sobie całą moc wschodu.

Dziwnie to brzmi, może: “Wzbiera we mnie”

A gdy unoszę głowę, brata gotowego do odbudowania tego, co wespół zniszczyliśmy.

Czegoś tu brakuje, może “głowę, widzę brata”

 

3P dla Ciebie: Pozdrawiam, polecam do biblioteki i powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć Lano,

 

Kilka małych kwiatków, które zgrzytnęły mi w oku podczas czytania. Potraktuj proszę, jako bardzo subiektywne uwagi z gatunku: a ja to bym napisał inaczej XD. 

 

Drugi z braci, władający starożytną magią, nie rzekł nic podczas rzucanych rzucania oskarżeń, jedynie cień uśmiechu przemknął mu po twarzy, a gdy sprawa zdała się być przesądzona,

 

Magia i miecz, do tej pory w idealnej harmonii, obróciły się przeciw dzierżawcom dzierżcom i ani Wschód, ani Zachód nie potrafili ich powstrzymać.

dzierżcom - od dzierżyć , ew. po prostu właścicielom :]

 

W przeciwieństwie do niego ja stawiam właśnie ostatni, a pustelnicze powietrze nie pomaga rozgonić zadanej sercu rany.

Nie mogłem dojść dlaczego to powietrze jest pustelnicze. Czy chodziło może o pustynne? ;]

 

Ale klingi uderzają o siebie z głuchym łoskotem, który porusza powietrze i wzburza niebo.

Tutaj jw. nie złapałem dlaczego taki dobór słów. Miecze powinny uderzać o siebie dźwięcznie, dzwoniąc, z brzękiem itp. Chyba, że ten głuchy łoskot ma jakieś drugie znaczenie i nie załapałem :/ ?

 

Poza tym świetna, spokojna i nastrojowa narracja. Jak dla mnie poziom patosu jest akurat :]. Nie na tyle, żeby męczyć i przytłaczać, a z drugiej strony ma się poczucie, że czyta się coś ważnego. Ciekawe spostrzeżenia filozoficzne i przesłanie. 

Twistu się spodziewałem, ale przywitałem go raczej na zasadzie satysfakcji niż rozczarowania :D. 

 

Gdybym mógł, to bym kilknął w bibliotekę :]

 

podrawiam

M.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Opowiadanie czytałem jakiś czas temu, ale nie miałem wtedy niestety możliwości napisania komentarza, ten więc będzie z konieczności okrojony o uwagi, które umknęły już z mej pamięci.

Muszę stwierdzić, że forma legendy czy też przypowieści nie przypadła mi zbytnio do gustu. Wprawdzie zasadniczo lubię tego rodzaju utwory, ale raczej jako części dopełniające uniwersum, które już dobrze znam (sztandarowy przykład tego to oczywiście “Silmarillion”). Natomiast, pomijając te subiektywne odczucia, muszę przyznać, że sprawnie poradziłaś sobie z przyjętą konwencją. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to archaizacja języka, która miejscowo występuje, jest jednak na tyle śladowa, że sprawia wrażenie pomieszania stylów, a nie skutecznej stylizacji.

Odnośnie fabuły, jak wspominali przedpiścy, jest dość przewidywalna. Miałem nadzieję, że narrator nie okaże się jednym z braci, a jakimś bardziej szeregowym przedstawicielem uniwersum, ale to oznaczałoby, że prawdziwa jego historia dopiero się zacznie, co kłóciło się ze znaną mi w trakcie czytania liczbą znaków. Zatem tożsamość narratora była niemal od początku dość jasna.

Reasumując, dobrze przedstawiona opowieść, która jednakowoż mnie zbytnio nie porwała.

krar,

cieszę się, że tak uważasz i że poczułeś się zainspirowany. Życzę, żeby dzieci następnym razem nie przeszkadzały w czytaniu ;D Dziękuję za odwiedziny i bibliotekę.

 

 

Morderco,

dzięki za wskazówki! Piszesz, że poziom patosu jest akurat. Cieszę się. Ale właśnie dlatego że osiąga dosyć wysoki poziom, starałam się spisać tę opowieść jak najkrócej. Wątpię, żeby ktokolwiek dał radę przebrnąć, gdyby była dwa razy dłuższa ;)

 

Twistu się spodziewałem, ale przywitałem go raczej na zasadzie satysfakcji niż rozczarowania :D.

O to chodziło! :D

 

Dzięki za odwiedziny i również pozdrawiam!

 

 

Światowider,

Całkowicie cię rozumiem. Być może, gdybym była czytelniczką, odniosłabym takie samo wrażenie.

 

Zatem tożsamość narratora była niemal od początku dość jasna.

Właściwie to tak. Ale jak pisałam wcześniej, nie taki był zamiar, ale rozumiem rozczarowanie.

 

Chociaż tekst cię nie porwał, fajnie, że oceniasz go raczej dobrze. Byłam całkowicie świadoma, że nie wszystkim przypadnie do gustu. Dzięki za odwiedziny! :) Szkoda, że umknęły ci poprzednio wyłapane uwagi.

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

"W moim kraju opowiada się historię o dwóch braciach rządzących światem. Niegdyś była to opowieść o równowadze, honorze i połączonych z sobą duszach, lecz ich waśnie spaliły ziemię i zatruły niebiosa."

– heh, Ziemia, rok 2020.

 

Rzadko podobają mi się opowiadania , które próbują łączyć heroizm z happyendami, ale tu się to udało, w takim bardzo legendarno-mitologicznym stylu. Ciekawe jakby wyglądały ilustracje do tego tekstu.

 

 

wilku,

w takim razie traktuję to jako wielką pochwałę.

Kto by nie chciał zobaczyć fajnych ilustracji do swojego opowiadania/powieści! Ja już nawet wyobraziłam sobie swoje :P Dzięki, że wpadłeś i cieszę się, że się podobało.

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Cześć, Lano!

 

Tekst z gatunku, który niby lubię, ale ma tendencje do rozbudzenia mojego wewnętrznego marudy. Jak było w tym przypadku? Hm… Próg wejścia w klimat był wysoki, bo nie czułam do końca stylizacji językowej. Ale potem było już dużo lepiej. Co prawda fabuła jest bardzo klasyczna i dopasowana do formy przypowieści/legendy, ale w tak krótkim tekście i obranej konwencji broni się zdecydowanie. Podsumowując, podoba mi się realizacja haseł, chociaż stylistycznie nie jest to moja bajka.

Pozdrawiam

oidrin,

hm, a widzisz, myślałam, że akurat tobie bardziej się spodoba, ale może właśnie dlatego, że lubisz ten gatunek, miałaś większe wymagania. Ale dobrze, że jednak odbierasz tekst dobrze. Bałam się trochę jak z tą realizacją haseł, bo powinnam była trochę bardziej zaszaleć, ale póki co jeszcze nikt mi tego nie zarzucił.

Dzięki za odwiedziny i również pozdrawiam! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Ładna opowieść. Nieco przewidywalna i trzeba się przyzwyczaić do patetycznego języka, ale czytało mi się dobrze. Choć, podobnie jak Wilk, skojarzenia miałam raczej współczesne :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko,

dzięki za odwiedziny. Fajnie, że się podobało! :) Akurat nie było to zamierzone, choć akcja ma miejsce w naszych czasach/przyszłości, bo to wciąż postapo. Pozdrawiam!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Cześć,

 

Podobnie jak BK, ja również miałem skojarzenia z historią braci z uniwersum Overwatch. Ale lubię ten wątek, więc inspiracja, choć nieplanowana, w moich oczach jest na plus. :D

Czytało mi się przyjemnie. Jako legenda/mit tekst zdaje egzamin. Poetycki język (że tak pozwolę sobie go nazwać) na początku troszkę mnie rozpraszał, potem jednak wpadłem w rytm lektury i reszta poszła jak z płatka. Zakończenie nie zaskakuje, ale w tym wypadku nie musi, bo widać, że nie taki był zamiar.

Spotkałem się ostatnio z opinią, że fantastyka się kończy, bo zaczyna tylko powielać znane już historie i motywy, a o oryginalność coraz trudniej. Twój tekst to dla mnie dowód, że teza ta jest bzdurą, bo można napisać tekst na motywie starym jak świat i sprawić przy tym frajdę czytelnikowi. 

 

Pozdrawiam. :)

Adek,

przynosisz radość! Ostatni akapit to miód na moje serce, bo ja sama nie mam nic przeciwko starym motywom, jeśli zostały dobrze ograne, fajnie napisane. W większości przypadków liczy się raczej wykonanie niż sam pomysł. Tutaj przyświecała mi taka idea, żeby zachwycić po prostu samym stylem. Dziękuję ci bardzo i miło mi, że się podobało. Również pozdrawiam! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

No cóż, nie znalazłam tu wiele ponad starą prawdę, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. I może jeszcze to, że nawet niepowodzenie – jeśli mu się dobrze przyjrzeć, rozebrać na czynniki pierwsze, a przy okazji wejrzeć w głąb siebie – można przekuć w sukces. Innymi słowy – jest tu sporo kawy, w nazbyt, jak na mój gust, wzniosłym stylu, wyłożonej na ławę.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Magia i miecz, do tej pory w ide­al­nej har­mo­nii, ob­ró­ci­ły się prze­ciw dzier­żcom i ani Wschód, ani Za­chód nie po­tra­fi­li ich po­wstrzy­mać. ―> Raczej: Magia i miecz, do tej pory w ide­al­nej har­mo­nii, ob­ró­ci­ły się prze­ciw je dzierżącym i ani Wschód, ani Za­chód nie po­tra­fi­li ich po­wstrzy­mać.

 

jądra wszech­świa­ta, wy­mknę­ła się wszel­kiej kon­tro­li i znisz­czy­ła świat bar­dziej, niż ja­ka­kol­wiek broń do tej pory. „Płoń świe­cie, płoń!”… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

krzyk ten prze­bu­dził Wschód z nie­po­ha­mo­wa­nej furii… ―> Można przebudzić/ obudzić w kimś niepohamowaną furię, ale co to znaczy przebudzić z niepochamowanej furii?

A może miało być: …krzyk ten ostudził we Wschodzie nie­po­ha­mo­wa­ną furię

 

Co chwi­lę prze­la­tu­ją obok śmie­ci – pa­pier, złom, pla­stik, mar­twe gry­zo­nie i owady. ―> Skąd tu wzięły się złomplastik. Czy martwe gryzonie i owady to na pewno śmieci?

 

Zmie­szał się jed­nak i od­le­głym gło­sem od­rzekł: ―> Co to znaczy mówić odległym głosem?

 

Ule­czy cię po­ko­ra i nie­za­chwia­ne serce… ―> Co to jest niezachwiane serce?

A może: Ule­czy cię po­ko­ra i nieulękłe serce

 

Znać po ru­chach, że z nas dwoj­ga ja je­stem lep­szym szer­mie­rzem… ―> Piszesz o dwóch mężczyznach, więc: Znać po ru­chach, że z nas dwóch ja je­stem lep­szym szer­mie­rzem.

Można mówić o dwojgu, gdyby walczyli mężczyzna i kobieta.

 

okła­ma­łeś nie tylko lud, lecz rów­nież i sie­bie. ―> Dwa grzybki w barszczyku.

Albo: …okła­ma­łeś nie tylko lud, lecz rów­nież sie­bie. Albo: …okła­ma­łeś nie tylko lud, lecz  i sie­bie.

 

Jak gdy­by­śmy nie sto­czy­li śmier­tel­ne­go po­je­dyn­ku. ―> Jak by­śmy nie sto­czy­li śmier­tel­ne­go po­je­dyn­ku.

 

a ja nie po­tra­fię wyjść ze zdu­mie­nia. ―> Raczej: …a ja nie po­tra­fię ukryć zdu­mie­nia.

 

rzu­cam się na niego okuty je­dy­nie w ada­man­to­we, od­por­ne na ostrze rę­ka­wi­ce. ―> Czy na pewno był okuty w rękawice?

 

Prze­szłe lata wy­ko­rzy­stał na opa­no­wa­niu mi­strzow­skiej sztu­ki fech­tun­ku… ―> Prze­szłe lata wy­ko­rzy­stał na mistrzowskie opa­no­wa­nie sztu­ki fech­tun­ku

To nie sztuka jest mistrzowska, ale jej opanowanie.

 

na­pie­ra ostrym bo­kiem moją szyję… ―> Napiera się na coś, nie o coś, więc: …na­pie­ra ostrym bo­kiem na moją szyję

 

Za­my­kam oczy, bo nie chcę pa­trzeć na tę abo­mi­na­cję. ―> Abominacja to wstręt, obrzydzenie, odraza, czyli pewne odczucie. Tak jak można czuć wstręt, obrzydzenie i odrazę, tak można czuć abominację, ale tak jak nie można patrzeć na odczucia, tak i na abominację nie można patrzeć.

 

nie by­li­by­śmy zdol­ni zabić wła­sne­go brata.

Zwy­kle słowa śmier­tel­ni­ków nie są zdol­ne oddać tego… ―> Czy to celowe powtórzenie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

reg,

miło mi, że wpadłaś :) Szkoda, że nie przypadło ci do gustu, ale rozumiem. Mimo to dostarczyłaś mi potrzebną łapankę, za którą jak zawsze jestem wdzięczna. Dziękuję! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Bardzo proszę, Lano. I cieszę się, że łapanka jest przydatna. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst rzeczywiście ocieka patosem, ale to wcale nie wyszło mu na złe. Jak dla mnie w te wysokie tony uderzasz z wyczuciem, dzięki czemu opowiadanie czyta się płynnie. Spodobał mi się pomysł na narrację– wędrówka na szczyt przerywana snutą w tle legendą. Ładnie przedstawiasz post-nuklearny krajobraz. W ogóle dobór haseł bardzo ,,odważny”.

 Przyznaję, że na pewnym etapie, kiedy narrator dociera do szczytu, nieco się pogubiłem – w gruncie rzeczy spotkanie Wschodu z Wojownikiem opisane jest klarownie, ale w pierwszej chwili przeskok czasu wybił mnie z rytmu. Ale z zainteresowaniem śledziłem historię do samego – zaskakująco szczęśliwego – zakończenia.

Pozdrawiam!

adam,

miło mi, że i ty przybyłeś, a jeszcze bardziej cieszę się, że znalazłeś tekst interesującym :) Bałam się, że ten dobór będzie zbyt odważny, ale na szczęście wyszło.

Również pozdrawiam!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

No proszę, można kochać i nienawidzić brata jednocześnie. Być zwycięzcą i jednocześnie żałować, że kiedykolwiek wzięło się miecz do ręki. Do tego podoba mi się pozytywne zakończenie. W postapokaliptycznych tematach, to chyba rzadkie. Tak mi się przynajmniej zdaje. Pozdrawiam

nartrof,

no jasne, że tak. Ja sama uwielbiam takie motywy! Faktycznie, postapo przeważnie kończy się źle, a ponieważ kocham ten gatunek, fajnie było podejść do niego inaczej :) Również pozdrawiam i dzięki za wizytę! 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Nieźle się czytało. Tekst więcej ma w sobie, gatunkowo, z przypowieści / mitu niż z opowiadania fantastycznego sensu stricto, ale nie potraktuj tego jako zarzut – to raczej stwierdzenie faktu; to także pozwala uzasadnić patos, wysoki ton i skupienie raczej na morale niż na fabule jako takiej. W swojej konwencji tekst jest udany i, co potwierdzają komentarze, może się podobać.

ninedin.home.blog

ninedin,

tak, dokładnie, jest to w zasadzie przypowieść. Tytuł nie bez powodu jest, jaki jest (mogło być też “Przypowieść o dwóch braciach”, ale nie brzmi to tak dobrze). Od dawna marzyło mi się napisanie czegoś podobnego :) I faktycznie należy się tutaj skupić na innych rzeczach, aniżeli na samej fabule. Cieszę się, że traktujesz tę przypowieść jako udaną :) I dzięki za odwiedziny!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Mam mieszane odczucia względem tego tekstu. Nie przepadam za “głębokimi treściami” w fantastyce ani za alegoriami. Nie znam się też na Dalekim Wschodzie, a wyczuwam tu sporą inspirację zarówno sposobem opowiadania, jak i imaginarium, niemniej nie jestem w stanie tego ani porządnie ocenić, ani też należycie docenić.

Samą przypowieść – zważywszy to, co napisałam powyżej w kwestii treści – uważam za udaną, patosu jest w sam raz, żeby wprowadzić odpowiedni nastrój, ale nie za dużo. Nieco gorzej z przegadaniem – tu mi się troszkę nużyło, bo w kółko jest o tym samym, a “twist” do zgadnięcia dość szybko.

Niemniej całość wypadłaby pozytywnie, gdyby nie to, że starając się stylizować na podniośle mocno metaforyczny styl, wpadłaś imho w pułapkę poplątanej frazeologii. W wielu miejscach zawieszałam się na niepoprawnych sformułowaniach. Gdybyś może stylizowała jeszcze mocniej, tworząc świadomie nowe frazeologizmy, mieszając metafory, to kilka z tych mixed metaphors mogłoby się nawet sprawdzić, ale tak jak jest – pozostaje błędną frazeologią. Poniżej oprócz garstki drobnych babolków garść przykładów.

 

Drugi z braci, władający starożytną magią, nie rzekł nic podczas rzucania oskarżeń,; jedynie cień uśmiechu przemknął mu po twarz

Tu tylko kwestia interpunkcyjna: ponieważ zmieniasz podmiot, lepszy byłby średnik.

 

Żaden z braci nie zdawał sobie sprawy z istoty przegranej.

Tu drobiazg: takie sformułowanie zawiesza mnie na tym, że mowa o jakiejś przegranej istocie ;)

 

zniszczyła świat bardziej[-,] niż jakakolwiek broń do tej pory

Coś mi nie gra z tym “zniszczeniem bardziej”

 

Bo choć wystarcza jedno podciągnięcie na ostrych kamieniach

Po pierwsze raczej “wystarczy”, po drugie coś mi nie gra z tym “na kamieniach”

 

pustynne powietrze nie pomaga rozgonić zadanej sercu rany

Rany nie można rozgonić, można ją uleczyć. Tu właśnie gdyby cały tekst był znacznie mocniej zmetaforyzowany, językowo zdecydowanie eksperymentalny, takie przemieszanie – mixed metaphors – mogłoby zdać egzamin.

 

W mój głos wkrada się drżenie, które wędrowiec w lot chwyta.

Chwyta drżenie? Niestety jednak dostrzega. Chwyta się raczej myśli czy niedopowiedzenia.

 

Wzbieram w sobie całą moc wschodu.

Mocy nie można wzbierać, od biedy zbierać.

 

Lata rozpaczy za utraconym bratem]

Rozpacz nie jest za czymś, ale z powodu czegoś.

 

marzy, aby zacząć rosnąć

Marzy się o czymś i w takiej konstrukcji konieczne, choć zazwyczaj mało zgrabne, jest “o tym, żeby zacząć…”

 

Zdobyte bólem opanowanie nie rozwiewa się pod wpływem odgłosu kroków.

Znowu coś nie tak z frazeologią. Zdobyty w bólu spokój? Z trudem, wśród bólu, osiągnięte opanowanie? Opanowanie, które osiągnąłem przez ból? Nie wiem, ale coś mi w tym, jak jest, nie gra.

 

http://altronapoleone.home.blog

drakaino,

cieszę się więc, że mimo kompletnego niewcelowania w twoje preferencje, jednak przeczytałaś to opowiadanie w całości i na dodatek uważasz je za udane ;) Ja sama też nie jestem miłośniczką Dalekiego Wschodu, ale takie umiejscowienie akcji najbardziej pasowało mi do tej patetyczności.

 

Gdybyś może stylizowała jeszcze mocniej, tworząc świadomie nowe frazeologizmy, mieszając metafory, to kilka z tych mixed metaphors mogłoby się nawet sprawdzić, ale tak jak jest – pozostaje błędną frazeologią.

Rozumiem. Wątpię jednak, żeby mi się to udało. Szczególnie tworzenie nowych frazeologizmów… Bałabym się, że nikt by ich nie zrozumiał. Twoja sugestia brzmi świetnie i z chęcią przeczytałabym takie dzieło, ale póki co nawet nie wiedziałabym, jak się za to zabrać. Na szczęście nie planuję pisać zbyt wielu tak patetycznych tekstów ;)

Dziękuję za odwiedziny i łapankę.

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Witam :) 

O Bogowie! Interesująca historia z magią i mieczem po nuklearnej zagładzie. Jest samotność, z której wyciągane są wnioski, a wszystko dobrze się kończy. Piękna legenda o końcu świata, którą przyjemnie mi się czytało. 

Uleczy cię pokora i niezachwiane serce, zamiast miecza, siły szukaj w spokoju” – uff, nie sięgnął po miecz ;) 

Pozdrawiam :) 

Cześć.

Przeczytałam. Podobało mi się. ^^

 

Pozdrawiam.

istariAjzan,

dzięki, że wpadłyście. Może to krótkie komentarze, ale zawierają w sobie to, co najważniejsze i naprawdę się cieszę, że się wam spodobało. Również pozdrawiam :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Hej :)

Spodobało mi się. Styl świetnie pasuje do opowiadanej historii, i chociaż w dłuższym opowiadaniu mógłby być męczący, to tutaj pasuje. Szczęśliwe zakończenie pozytywnie mnie zaskoczyło. Co prawda fabuła jest mało skomplikowana, ale wpasowuje się to w konwencję. Bohaterowie są dobrze zarysowani, da się ich rozróżnić. Wiele osób pisze, że dla nich twist z tożsamością nieznajomego właściwie nie był twistem, ale mnie to zaskoczyło. Fajny pomysł z klamrą, to “w moim świecie opowiada się historię”.  

Z początku trochę zagubiłam się przez to rozdzielanie przez narratora historii Wschodu i jego własnej, tak, że nie do końca wiedziałam, kto to mówi, ale po przemyśleniu uważam, że to ciekawy zabieg i w pewien sposób obrazuje myśli bohatera, to, jak próbuje się on odciąć od przeszłości. 

Jednym słowiem, udane opowiadanie.

Pozdrawiam i powodzenia :)

 

Oluto,

bardzo się cieszę, że opowiadanie znalazło twoje uznanie, a co więcej, że uważasz je za udane :) Uwielbiam te klamry, w końcu udało mi się jej użyć! Dziękuję i również pozdrawiam :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Przyznanie się do błędu jest trudne. Jeszcze trudniejsze jest przebaczenie sobie. Ładnie to pokazałaś. Dobrze się czytało. Nie lubię postapo, ale tu ma sens.

Koalo,

masz rację. To trudne, dlatego cieszę się, że uważasz, że sobie poradziłam. Dzięki że wpadłeś!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

 Niegdyś była to opowieść o równowadze, honorze i połączonych z sobą duszach, lecz ich waśnie spaliły ziemię i zatruły niebiosa.

Hmmmmm. Infodump trochę, i bracia są legendarni jak król Artur, czy jak Król Kruków? Bo wskazujesz na tę drugą możliwość. Skoro opowieść się zmienia (nie – jest reinterpretowana, ale zmienia treść)

 nie rzekł nic podczas rzucania oskarżeń

Może wystarczy: nie odrzekł nic?

 chciwe słowa Zachodu

Jak słowa mogą być chciwe?

 Wielki miecz rozciął sojusz, utrzymywany niegdyś na solidnych podstawach, a cementowany przez stulecia pokój rozpłynął się, jak gdyby nigdy nie istniał.

Niespójne metafory. Sojusz jednocześnie jest budowlą i węzłem, pokój to cementowany, to ciekły…

 Nie potrafię wyobrazić sobie głupszej wojny

Nie potrafię sobie wyobrazić głupszej wojny.

 Nie potrafię również wyobrazić sobie głupszego marnowania energii i zasobów

Hmm. Ten akapit nie łączy się płynnie z poprzednim, styl jest bardziej kolokwialny.

górę spowitą dawno zapomnianą magią

Spowitą w magię. Na pewno? https://sjp.pwn.pl/szukaj/spowity.html

 lecz jak pewien mędrzec ongi rzekł: „Wierz w cokolwiek, lepsze to bowiem będzie od niewierzenia w nic”.

Lecz, jak ongi rzekł pewien mędrzec.

 Więc ja, jako stary dureń

"Jako" zbędne i fonetycznie nieładne.

 pokładam wiarę w przebaczenie

Pokładam wiarę w kim, czym – przebaczeniu. To nie do końca oznacza "wierzę". Pokładać wiarę możesz w kimś.

 Pył wpada mi do oczu, kalecząc je i utrudniając widzenie.

Dość kliniczne.

 Szczyt zdaje się odległym cieniem wśród kurzawy, rośnie niczym monstrum.

Widzę, że nie byłaś w takiej sytuacji. Jeśli piach leci w oczy, to się je zamyka i zasłania. I nic nie widać.

 Droga jest trudna i wyboista.

Ale to wyboistość czyni ją trudną, nie? Więc (na przykład): Droga jest trudna, wyboista.

 wiedza zdobyta przez życie przypomina, iż nie wystarczy wiedzieć, jak się podnieść. Trzeba ponadto wiedzieć, jak upaść

Rozumiem, że to morał z opowieści o braciach, ale tej części jeszcze nie znam, więc wyskakuje znikąd.

 Żaden z braci nie zdawał sobie sprawy z istoty przegranej.

… co to, mianowicie, znaczy? https://sjp.pwn.pl/szukaj/istota.html

 Walczyli, zapominając o świecie, który mieli chronić.

Zapomniawszy (najpierw zapomnieli, potem się tłukli). I – kiedy myśmy z braciszkiem byli w wieku jednocyfrowym, stale nam powtarzano, że mądrzejszy (czyli ja…) ustępuje. Twoim braciom chyba tego nie mówili…

 Tak więc ziemia nie dawała plonów, a niebo wyschło, po czym sczerniało i popękało.

Hmmm. "Tak więc" trochę kolokwialne na tle dość wysokiego, mitologicznego tekstu, przemieszanego z osobistymi żalami narratora (jednego z braci, zgadłam?)

Magia i miecz, do tej pory w idealnej harmonii, obróciły się przeciw je dzierżącym i ani Wschód, ani Zachód nie potrafili ich powstrzymać.

Trudno wymawialne, źle się parsujące, ogólnie nieładne zdanie.

 Wschód nie uniósł wysoko miecza, ponieważ magia zabitego brata, pochodząca z samego jądra wszechświata, wymknęła się wszelkiej kontroli i zniszczyła świat bardziej niż jakakolwiek broń do tej pory

Po pierwsze, dlaczego? Po drugie – pół opowiadania wepchałaś w jedno zdanie. Całość jest też dość patetyczna.

 „Płoń świecie, płoń!”, rozbrzmiewał ostatni krzyk drugiego brata.

Płoń, świecie. Oj, patetyczna.

 a krzyk ten ostudził we Wschodzie niepohamowaną furię i po raz pierwszy pożałował swych czynów

Krzyk pożałował?

 wygrawerowane nań runy zgasły

… nie.

 Wiatr staje się brutalny

Wcześniej nie był?

 rani nieosłonięte części ciała

Nie wiem, po co to zastrzeżenie.

upadek pozbawia mnie słodkiego poczucia zwycięstwa. Bo choć wystarczy jedno podciągnięcie na ostrych kamieniach, abym dotknął szczytu, czuję tylko gorycz

Dobra, nic nie rozumiem. Skoro upadł, to nie wygrywa, ale jest o krok, ale mu źle, bo piach. O co chodzi?

 w końcu po wielu latach mógł zapytać

Wtrącenie: w końcu, po wielu latach, mógł zapytać.

 Wojownik ani drgnął wpatrzony w horyzont

Wojownik ani drgnął, wpatrzony w horyzont.

 jego spojrzenie nie wyrażało pogardy

A powinno?

 Nikt nie może pomóc ci pozbyć się twojego bólu

Niezbyt wymowne, poza tym dość kolokwialne.

 Uleczy cię pokora i niezachwiane serce, zamiast miecza, siły szukaj w spokoju.

Co to jest "niezachwiane serce"? I jesteś pewna tych przecinków?

 Wojownik odwrócił się zdziwiony mądrością nieznajomego, pragnął ujrzeć twarz człowieka skorego do takiej odwagi.

Wojownik odwrócił się, zdziwiony mądrością nieznajomego, pragnął ujrzeć twarz człowieka skorego do takiej odwagi. Jakiej odwagi? Że mu powiedział to, co powinien usłyszeć? Czy Wschód ma już takie złe mniemanie o sobie?

 Ale wędrowiec skrywał oblicze, a zaakceptowanie tego miało być pierwszym krokiem w długiej podróży wojownika.

"Zaakceptowanie" jest bardzo współczesne i zgrzyta w mitologiczno-baśniowej historii z posmakiem zen.

 W przeciwieństwie do niego ja stawiam właśnie ostatni

W przeciwieństwie do niego, ja stawiam właśnie ostatni. Nie, nie w przeciwieństwie. Nie widzę mocnego kontrastu. Wschód wyrusza w podróż ku oczyszczeniu, a narrator kończy podróż ku…?

 patrzę wnet na popękane niebo

https://sjp.pwn.pl/szukaj/wnet.html

 powinienem niegdyś być

Powinienem był być. Hmm.

 Zdobyte z trudem opanowanie nie rozwiewa się pod wpływem odgłosu kroków.

Niespójna metafora.

 Nie okażę zaskoczenia. Ale cały ten trud po to tylko, aby zdobyć godniejszego przeciwnika? – pytam wędrowca

Chwila, to narrator się wspinał, czy ktoś inny, czy narrator jest w dwóch osobach, o co chodzi?

 odpowiada jedynie

"Jedynie" zbędne, przecież widzimy dialog.

 Płynnym ruchem wyciąga prosty miecz, ja czynię to samo

W burzy pyłowej i po ciężkiej wspinaczce?

 Podobne klingi uderzają o siebie w niemym tańcu śmierci

Purpura, w micie na miejscu, ale zaznaczam.

 Żaden śmiertelnik nie ma do tego prawa, ale wędrowiec osiąga cel

Do czego?

 umyka moim atakom, po czym sam kontratakuje

Hmmm.

 Naprawdę myślisz, że w ten sposób upamiętnisz brata?

… pogubiłam się.

 Starożytna moc gotuje mnie od środka

To znaczy?

 Diabelnie silnym ruchem powalam przeciwnika

Nie pasuje mi to do otoczenia.

 wędrowiec przetacza się, po czym wstaje. Od dawna nie walczyłem z kimś tak szybkim

Ale narracja powolna.

 Że zabiłeś go dla zachowania równowagi

Hmm.

 poprawiam uchwyt

Poprawiam chwyt (na mieczu).

 Ale wciąż nie było to łatwe

Ale I TAK nie było to łatwe. Kalkujesz z angielskiego, całkiem niepotrzebnie.

 odeprzeć takiego ciosu, jest zbyt silny i szybki jednocześnie

Hmm.

 przeciwnik odrzuca mój miecz

Czyli co robi, taką sztuczkę a'la pan Wołodyjowski?

 Lata rozpaczy za utraconym bratem uczyniły mnie słabym.

Chyba jednak po bracie.

 Stałem się wątłym cieniem władcy ziemi – tytuł, którym niegdyś się szczyciłem, przyległ do mnie niczym obelga.

https://www.youtube.com/watch?v=UG2cWpNu0lc

 pozostaje w tym czasie opanowany jak skute lodem jezioro. Ja przeistaczam się w sztorm

Purpurowe do przesady.

 rzucam się na niego okuty jedynie w adamantowe, odporne na ostrze karwasze

https://sjp.pwn.pl/szukaj/okuty.html Brakuje przecinka.

 Jestem niezdarny wobec jego precyzyjnych ciosów.

Od kiedy niezdarnym jest się "wobec" czegoś?

 walczy z cieniem dawnego mnie

Kalka z angielskiego.

 upokorzenie jest silne, gdy leżę przygwożdżony do ziemi

Chociaż tamten walczy z cieniem, hmm? To "silne" też angielskawe.

 Trzymając miecz z dwóch stron

?

 napiera ostrym bokiem na moją szyję, ale wciąż mam wystarczająco dużo siły, aby ostrze nie przecięło skóry

… a co to ma do siły?

 w tym żałosnym stanie

Hmm.

 Myślisz, że uhonorujesz Sora rozpaczą?

 Gdybym był płomieniem, spaliłbym się.

… nie rozumiem. Istotą płomienia jest spalanie się. Co innego miałby zrobić?

prawić mi

Hmm.

 Całe twoje wyobrażenie to marny zarys prawdziwej wagi decyzji

… że co?

 coraz bardziej odpychając ostrze

A nie: coraz dalej?

 kopnięciem rzucam przeciwnika daleko, a pył wiruje wokół obcej postaci

Coraz mocniej mi się narzuca wrażenie, że oglądam anime. Takie, w którym bardzo dużo rzeczy wybucha.

 Dopadam miecza, wbitego w ziemię niczym ostrzeżenie.

Ano, anime.

 Moc na nowo przepływa przez żyły, więc marne ostrze przybiera swoje prawdziwe oblicze

Purpurowe. Nie jestem pewna tego "przybierania oblicza".

 a jej ciosu zatrzymać nie może nikt

A szyk przestawny splendoru tekstowi nie zawsze nadaje.

 Piorun uderza niedaleko nas w idealnej harmonii

W harmonii z czym, u licha?

 bariery utworzonej z najczystszej magii

?

 jego żyły oślepiają prawdziwym błękitem

 potrafił mnie pokonać

Aliteratywne.

 nie chcę patrzeć na to patrzeć

Artefakt.

 sczerniałego ciała Sora

A nie: Sory?

 napiętą, przejętą

Rym.

 Brakuje mi tchu i czuję słodki odór śmierci.

Naraz? Oksymoron – ma być?

 Tylko jeden bóg może zabić drugiego… Jednak nie uczynię tego.

Rym.

 Obaj nigdy tak naprawdę nie bylibyśmy zdolni zabić własnego brata.

Nie po polsku. Żaden z nas nie byłby zdolny.

 Zwykle słowa śmiertelników nie są w stanie oddać tego, co czuję.

 wędrowiec odwiązuje chustę

Nie miał aby kaptura?

 w tym samym czasie, gdy poznaję przeciwnika na tyle dobrze, aby go pokonać

…?

Moje zdziwienie pochwytuje wiatr, który nagle zdaje się mniej pylisty

… wiatr – pylisty?

Po chwili rozpływa się, żeby ponownie zająć miejsce Władcy Nieba.

Dlaczego? Nic nie rozumiem.

 po raz pierwszy widząc ją jako całość

Całość? W jakim sensie?

 nie będę znów walczył z nimi samotnie

Szyk.

 

 

Rwące się obrazy, niepewny styl – z początku mitologiczno-baśniowy, ale potem coraz bardziej anime. Pisałaś do hasła "Magia i miecz po nuklearnej zagładzie" i pierwszym moim skojarzeniem byli "Starożytni kosmici", niestety. Potężni starodawni rozpirzyli świat (w domyśle – bombą atomową, chociaż w zasadzie mogłoby to być Słowo Mocy, cokolwiek), a teraz…? Próbują to naprawić? Ale nie próbują? W tym świecie opowiada się historie, więc ktoś tam żyje, ale jest zrujnowany? Bardzo to wszystko umowne i doprawione hojną porcją akcji dla samej akcji. Chociaż nie, wiem, że coś tu chciałaś powiedzieć, ale nie za bardzo wiem, co. Wybaczenie? Odnowa? Dałoby się to zrobić tak, żeby spłakać czytelnika (w sensie, żeby się wzruszył, nie ze śmiechu)… trudno powiedzieć. Ja się zmęczyłam.

 Puszczałam sobie do pomocy soundtrack z Ghost of Tsushima

Aha, to stąd ta japońszczyzna w tle :)

 Wiem, że on jest często krytykowany, ale czasem jest potrzebny.

Patetyczny styl może być potrzebny, tak. Ale on jest trudny! Trudno go dobrze zastosować, po prostu. Za to łatwo się przy nim wygłupić.

 Ciężko pisze się z myślą, że każde zdanie musi być odpowiednie, dokładnie tak samo patetyczne jak pozostałe.

Ale patetyczny styl to nie znaczy, że każde zdanie musi być równie patetyczne! Nie da się tak pisać, a próby wypadają raczej śmiesznie. Zresztą – spójrz:

Cofa się za wóz Tydejd i wzywa Stenela,

Najwierniejszego sobie w życiu przyjaciela:

– «Chodź, kochany Stenelu, daj ratunek wczesny,

I wyrwij mi czym prędzej z barku grot bolesny».

To rzekł, Stenel do niego szybkim przybiegł krokiem,

Grot wyrwał, a krew czarnym lunęła potokiem.

Proste? Proste. A ton wysoki? Wysoki. Nie ten szewc dobry, który na każdą nogę robi wielki but.

 a to nawet nie tyle w samej poetyzacji, ale w po prostu w treści jest piękne. Tak pasuje do aktualnej pory roku czyli przedwiośnia. Trawa która marzy by zacząć rosnąć <3

Ano, jest. Tylko na tym etapie już tekstu nie uratuje :(

 Jak ma być patetycznie, jest do bólu patetycznie

Nooo…

 Pot mi spływa po plecach, gdy widzę Reg i Tarninę jednocześnie.

Ale tak strasznie nie było, co? (Tarnina rozwala tekst, gif na desce: 

:D)

 No proszę, można kochać i nienawidzić brata jednocześnie.

Nie masz rodzeństwa chyba :P

Faktycznie, postapo przeważnie kończy się źle,

Ekhm. "Nauzykaa z Doliny Wichru"? ;)

 Szczególnie tworzenie nowych frazeologizmów… Bałabym się, że nikt by ich nie zrozumiał.

To się nazywa "metafory" :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wow, Tarnino, bardzo dziękuję! <3 Faktycznie, tak źle nie było! Przepraszam też, że dopiero teraz. Błędy poprawię w niedługim czasie. Póki co jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka