- Opowiadanie: All - Imalgaton

Imalgaton

You are my lifeblood! 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Imalgaton

 

Horror reali, nieistniejący świat podświadomości.

 

 

-Wtedy spojrzał za siebie i powoli ujawniała mu się postura kobiety. Nabierająca coraz to wyraźniejszego obrazu, wchłaniająca czerń z otoczenia, wkrótce rozwinęły się jej długie, rozczesane włosy sięgające podłogi. Nie zdążył mrugnąć i po chwili miał przed sobą twarz pocięta, szarą z płynem z niej wylewającym…

-Aaa! Już wystarczy!

-Sama chciałaś żebym poczytał ci horror przed snem. – Uśmiechnął się odkładając

książkę na półkę obok łóżka.

-Chyba pójdę już spać…

-Dobrze córeczko. – Pocałował małe stworzenie w czoło, poprawił jej pościel i wstał, powoli oddalając się do drzwi – Dobrych snów.

 

 Oddalając się od pokoju córki, zszedł na dół po schodach, skrzypiących, drewnianych. Mijając ściany szare, z farbą zdartą jakby pazurami. Wziął głęboki oddech, po czym udał się w kierunku kuchni. Spoglądając na stojące zdjęcia na szafie, stanął na chwilę w miejscu, patrząc na zapieczętowane obrazy szczęścia oraz na lodówkę na zmianę. Ostatecznie machnął w stronę swojej zmarłej żony na zdjęciu, sięgnął za to uchwyt pojemnika, jednak zerwał się pod wpływem ciągłego używania i starości. Nie zważając na to uwagi otworzył lodówkę by wyjąć z niej dwie butelki piwa. Zamknął pojemnik, w którym to jedzenia tak naprawdę nie było, spojrzał na górę nieumytych talerzy oraz naczyń.

<Słońce świeciło przez otwarte okna kuchni, mała leżała na kanapie, podczas gdy on podszedł do zmywającej naczynia kobiety. Obdarowali siebie nawzajem uśmiechem, zaczęli rozmawiać o przyszłości ich córki, o szkole, do której chcieliby ją wysłać. Gdy już kuchnia lśniła, podeszła obdarować go pocałunkiem>

 Jego warga zaczęła krwawić, gdy ręką ją dotknął, nie przejął się tym zbytnio. Z alkoholem w rękach zasiadł na szarej, podziurawionej przez zmarłego kota kanapie. Mruczek miał na imię i lubił leżeć przy telewizorze stojącym naprzeciw kanapy. Tak jakby było to jego miejsce, w którym czekał aż domownicy oddalą się od mebla, by zacząć jego zdrapywanie. Włączył telewizor by dowiedzieć się o liczbie zmarłych. Ponieważ tedy rozprzestrzeniała się plaga groźnej choroby. Dlatego tego też stracił pracę. Zakazano ludziom wychodzić z domu, a za złamanie takiego przepisu karano natychmiastową eksterminacją. Za oknem czasem mógł zobaczyć noszących maski gazowe, ubranych w czarne stroje katów. Przełączył na następny kanał, pornografia, obraz nagich kobiet przed jego oczami, narastająca zazdrość wynikająca z braku intymnego kontaktu od lat. Wyłączył złom, zwany telewizorem, po czym położył się wygodniej na kanapie. Zmęczenie oraz alkohol zmuszało go do zmrużania oczu.

<Człowiek zobaczył przedziwną krainę, była przepełniona zielenią oraz przepięknymi drzewami. Z drewnianej chaty wydobywał się dym z komina, jednak zapach jakiejkolwiek potrawy przyrządzanej nagradzał. Postawił kilka kroków zastanawiając się o stanie swojego istnienia.>

Nagły hałas dobiegający z od dawna nieodwiedzanego pokoju jego żony, postawił go na nogi. Wzbił się z kanapy jak skoczek, zbijając przy tym butelkę piwa podłogę. Był to dźwięk wzbudzający niepewność, stukanie w jakby mały skrawek metalu. Wciąż pobudzony, potknął się o nogę drugiego mebla, na którym często zasiadała jego teściowa. Łapiąc się za czoło, spojrzał na siedzenie i ujrzał przez dosłownie moment sylwetkę starszej kobiety, oceniającej go wzrokiem. Przestraszony, wstał odsuwając się od krzesła. Po chwili zorientował się, że owego mebla nigdy nie było w salonie. A jego teściowa nienawidziła go z całego serca. Z całego chaosu przewrócił się ponownie, tym razem o kwiat zielony rosnący w doniczce obok telewizora. Ziemia wdarła się do jego ust i nosa, kaszlnął raz, dwa. Ale wstawać już nie chciał. Zaczął płakać w brudzie, mieszając łzy z zawartością doniczki. Jakiż to żałosny człowiek.

<Przed jego małym istnieniem, rozwarły się ogromne wrota miedziane, zafarbowane w czerni z wyrzeźbionymi w nich twarzami, przedstawiającymi okropny terror, moment przed śmiercią. Boso zaczął stąpać, bo czarnym szkle, mieszającym się z tego samego koloru podłożem. Tu zaczyna się twoja podróż śmiertelniku. Zapomnij o czasie, zapomnij o sensie. Oh, jak piękny obraz wznoszącej się spirali kościanej w nieskończoność krwistych niebios.>

 Gdy tak leżał, poczuł na poliku lekkie drapanie, nieprzestające dopóki nie otworzył finalnie swych oczu. Stukanie zmieniło się w dzwonienie, ciche, umierające. Wstał już poprawnie tym razem, postał chwilę przed postawieniem kroku. A gdy już ten postawił, poczuł jak drzazga wbiła mu się w stopę. Wtedy zorientował się, że był boso. Mógł przysiąc, że nie zdejmował swoich śmierdzących, starych butów. Jednak bardziej przejmował go wciąż niezidentyfikowany hałas z pokoju jego żony. Gdy już rękę na klamce położył, coś pociągnęło go za sobą w tył. Tak mocno, że wyleciał za okno, będące naprzeciw pokoju, do którego zmierzał. Znalazł się na zewnątrz, na tyłach jego domu. Koszula opadła z jego ciała zerwana na wpół. Czerń nocy, brak światła księżyca, zielony gaz unoszący się jak mgła, gęsta, utrudniająca widzenie. Zaczął kaszleć, dusić się. Wyszedł od lat z domu. Przestraszony od razu, że zostanie zamordowany za przebywanie poza domem. Wstał szybko, chcąc wrócić przez okno, włochate stworzenie stanęło na jego przeszkodzie po drugiej stronie ramy z kawałkami szkła. Wzrok miało duszę pożerający, czerwone, malutkie ślepia w zlepie czarnego, smolistego futra. O paszczy paskudnej z przebitym wieloma igłami okiem po środku macek śliskich poruszających się we wszystkie strony. Odbiegł natychmiast nie patrząc za siebie.

<Po jednej stronie kat przebijający harpunem sterty ciała, po drugiej stronie tocząca się w mazi, oleju orgia ludzi, tworzących razem sklejonego z ciał potwora. I wszystko to otoczone czarnym, matowym materiałem, o żyłach świecących na biało, żyjącym. W tle zaś nieskończony błękit, zmieszany z bielą i szarością, jak namalowany pędzlem malarza, pędził w nieskończoność. Budowle ciągnęły się bez końca, jego stopy powoli traciły wszelkie mięśnie, odsłaniając jedynie kości. Spójrz na te dzieło, stojące na prostokątnym żyjącym materiale, pnące się we wszystkie strony chaotycznie doczepiając trójkąty i koła. A tam jest i on. Wiecznie rozmyślający potwór.>

Biegając we wszystkie strony, w końcu dotarło do niego, że się zgubił. Toksyczne powietrze zaczęło palić jego skórę. Tracąc nadzieje, padł na kolana, i skulił się w nadziei, że go znajdą i zabiją. Tak jednak nie było, popchnięty przez niesamowitą siłę, stanął naglę na chodniku. Ale to nie było miejsce, w którym chciał się znaleźć. Wkrótce to zza zielonej mgły zaczęły wyłaniać się potwory, sylwetką przypominające ludzi, jednak ich twarze wzbudzające w nim postrach. Stworzenia ze stopionymi głowami, zgotowanymi, zmieszanymi z kolorami farb. Z mackami wychodzącymi z ich szyi, śliskimi, sięgającymi w jego stronę. Zaczął uciekać najszybciej jak potrafił, rękoma spychając czyhające na jego mięso potwory. Jednakże im dalej uciekał, tym zaczynał rozumieć, że od domu się oddala. Nagle przed jego osobą pojawił się jakiegoś rodzaju budynek, zbudowany z czarnego kryształu. Po chwili, z budowli wydobyło się potężne powietrze rozpraszające całą zieloną mgłę. Jednak w raz z toksyczną chmurą, zniknęło jego całe osiedle, wszelkie otoczenie, jakie dotąd znał. 

Została jedynie otaczająca czarny budynek biel. Gdy zwrócił się ku budynkowi, na jego dachu pojawiło się ogromnych rozmiarów oko, o jaszczurzej tęczówce. Obdarty z ubrań, z ciałem w dużej części stopionym, padł na kolana i zaczął błagać oko o pomoc.

<Tym razem zawitało go pełne miasto lśniące czarnym obsydianem, mnóstwo pnących się w górę kamienistych stalagmitów, wychodzących z domów, ciągle jakby rzeźbionych. Nacięcia na budowlach rozciągały się po całym otoczeniu, szkarłatne żyły jak serce bijące. A nad tym wszystkim lewitowała przedziwna konstrukcja, wyciągająca szare, dłonie o trzech palcach, witając wszystko pod sobą. Pomiędzy rękoma mglistymi, wszczepiony w kończyny zlepek oczu, dwa większe, o źrenicy kota, wiele pomniejszych, wciąż to mrugających, ale już nieotwierających się. Cała struktura połączona była jakby z korzeniem, jako jedynym dosięgającym krwistych niebios. Wokół korzenia wiły się niebieskie pnącza, jak garoty poszukujące szyi.>

-Biedne stworzenie, pode mną klęka. Dziecko, wyjdź z tego koszmaru, przestań tyle myśleć.

-Brzmisz jak on… Brzmisz jak oni wszyscy! – Wstał nagle zezłoszczony – To nie moja wina, że nie żyje!

-Kiedyś nadejdzie czas, gdy potwór stanie się twym przyjacielem, a smutek zastąpiony zostanie szczęściem. Pogłębiasz się coraz bardziej we własnym umyśle. Opuść te miasto, tam nic nie ma, jedynie… Ruiny.

Gdy światło zabłysło oślepiając jego oczy, powrócił do świata przepełnionego zieloną mgłą. Mógł zauważyć jak z niedaleka wpatrywały się na niego potwory o stopionych twarzach. Śmiejąc się i szydząc z jego cierpienia. Oblizywały jedynie macki wychodzące z ich szyi, wskazując na niego palcem. Ku jego szczęściu, objawił mu się jego dom. Pobiegł jak najszybciej do schronienia, otworzył stare, niebieskie drzwi. Przed nim okazał się ponownie czarny potwór z paskudną szczęką. Gdy ten wyciągnął w jego stronę swoją obślizgłą futrzaną łapę, ten przestraszył się i uciekł za dom.

-Zaczekaj!

Nie usłyszał jednak wołania potwora, słyszał kroki armii potworów, chcących udusić go w toksycznej mgle. Odgłosy opadającej flegmy na podłoże, krzyki dochodzące z paszczy stworzeń. Nagle przed sobą ujrzał ogromny budynek chodzący na jelitach, grubych, sformowanych w nogi człowiecze. Całe było flegmiste, ociekające śluzem z rękoma oraz głową przypominającą wielkie drzewo. Z budynku wyszły dwa jeszcze bardziej zdeformowane kreatury. Nagie, błotniste sterty sklejonych wnętrzności. O oczach niszczących wnętrze zdrowego człowieka, ślepia rybie, wycentrowane prosto na niego. Nie zdążył już uciec, przygnieciony światłem koloru nie z tego świata, dochodzącym zza potwornym budynkiem, nie mógł już wstać. Zabrali go do środka, uderzyli błotnistymi pięściami, stracił przytomność.

<Jesteś w końcu, bałem się, że już nigdy do mnie nie wrócisz. Witaj ponownie w moich skromnych progach, tutaj możesz poczuć, co zechcesz. Choć wciąż cię nie rozumiem, czemu nie chcesz wykorzystać tego, co ci oferuje? Wyrzucałem twoją osobę tyle razy, nikt nie chce tutaj pytać ani myśleć. Dlatego wszystko widzisz tak jak widzisz. Pozwól sobie odpocząć, nie przejmuj się tym, czy jest to prawdziwe czy nie, ciesz się, że możesz to, choć w małym stopniu mieć. Odejdź, odejdź i nie wracaj póki nie zrozumiesz.>

Obudził się w przedziwnym miejscu, wzrok niewyraźny, zamazany. Choć obrazy narzędzi ostrych, przedziwnych przewiały mu się od czasu do czasu, aż w końcu wrócił do przytomności. Zauważył, że ręce i nogi związane miał jakimś dziwnym, śliskim materiałem. Podłoże stanowiło jakby wnętrze żywej istoty, zielone, buzujące i bijące. Nagle, usłyszał słowa dla niego ledwo zrozumiałe, dochodzące zza cielistej ściany.

-Żona zmarła, więc został sam z córką, tak? – Powiedziało stworzenie flegmiste o białym kolorze.

-Można tak powiedzieć. Zabił żonę, a córkę okłamał. – Głosem prześmiewczym, grubym, mieszającym się odgłosami chlupotania powiedział drugi potwór. – Niestety, nie ma dla niego ratunku…

Słysząc te oszczerstwa znalazł w sobie siłę by zerwać wiążące go pnącza. Uciekł po drodze chwytając za ostry przedmiot, przypominający kość, odstraszał napotkane potwory na drodze by ostatecznie udać się do wyjścia. Na zewnątrz powitała go zielona mgła, nadal gęsta i nieskończona. Biegł przed siebie, biegł ile miał sił w nogach, znał miejsce, w którym schował broń. Tam też postanowił się udać.

<Zobacz, zobacz na piękno nieistniejącego. Tyle bitew stoczonych, tyle przelanej krwi, ciągła orgia kilkuset larw, jakimi jesteście. Skorzystaj głupcze, chwytaj za broń. Stań przed potężnym Lagimaronem i zrozum, że Imalgaton, nie istnieje!

Wziął, zatem broń do ręki, ogromną kosę i stanął przed bestią sięgającą krwistych niebios. Znikąd urosły mu skrzydła spaczone, czerwono-czarne, podziurawione, lecz jak się przekonał, potrafiące wznieść go w powietrze. Lagimaron chlasnął jedynie przed sobą swą ogromną macką, która już miliardy kobiet przebiła. Podskoczył, wylewając powódź czarnego śluzu. Człowiek zaś rzucił swą kosą w stronę głowy bestii. Potwór odbił broń oraz rzucił chłystkiem o budynek. Na nim zmierzył się z kreacjami potężnego Lagimarona, wbijał swoje ostrzę w głowy i brzuchy błotnistych stworzeń, te jedynie wybuchały krwią i błotem. Człowiek czując się pewniej, rzucił kosą raz jeszcze, tym razem na skos, tak, że uniknęła zderzenia z macką potwora. W ułamku sekundy, gdy to broń już za głową bestii była, teleportował się do niej. Z całych sił, wydobywając z siebie litry potu, naciągając wszelkie mięśnie. Chlasnął kosą przed siebie, ścinając czarną głowę Lagimarona. To jest to! To jest świat, jakiego nigdzie indziej nie zaznasz! Haha! Ahaha!

Dla ciebie jednak już za późno, żegnaj na zawsze i oby odmęty pośmiertne pożarły twoją duszę.>

Osaczony przez potwory, mając jedynie gnijącą ścianę za sobą i pistolet w ręku, zaczynał tracić nadzieje. Zbliżały się powoli, wydając z siebie jakiś bełkot i chlupotanie. Nad jego głową lewitował stwór o skrzydłach demona, czterech wciąż to poruszających się. O głowie ośmiornicy, ciele kozła. Atakując go światłem pojawiającym się i w chwili znikającym. Jedno ze stworzeń wyciągnęło w jego stronę rękę, ten zaś przyłożył broń do swojej głowy. Nagle, przyjechał czarny pojazd, a z niego wysiadło czarne, włochate stworzenie, nękające go wcześniej w jego własnym domu. Zaraz za nim, wyszła kobieta. Jednak jej już nie zobaczył. Bo zamknął oczy, i pociągnął za spust…

-Jak to się stało? – Spytała już z powrotem w mieszkaniu, opierając się o szufladę.

-Jego stan psychiczny pogorszył się znacznie. – Odpowiedział ubrany w czarny, elegancki garnitur psychiatra. – Przyszedłem jak zawsze na wizytę terapeutyczną, jednak widział we mnie wroga, kogoś, przed kim uciekał.

-Mój drogi mężu, czemu? Wiedziałam, że mało spędzaliśmy razem czasu, prawie w cale, on pracował za dnia, a ja w nocy, ale kochałam go, naprawdę…

-Proszę się nie obwiniać, pacjent był pod ciągłym stresem wynikającym z pracy, wielu policjantów, szczególnie tych wrażliwszych, nie radzi sobie z pełnionym obowiązkiem.

Do mieszkania nagle wpadła ciężko oddychająca starsza kobieta, teściowa zmarłego. Podeszła do swojej córki by objąć ją czule. Sama nie mogła uwierzyć, że tak porządny mężczyzna zachował się w taki sposób. A od starszej kobiety również miał wsparcie, dużo razem rozmawiali, zwierzał jej swoje problemy. Myślała, że nie jest tak źle, biorąc pod uwagę ciągły nadzór i pomoc profesjonalnego psychiatry. Gdy ubrany w czarny garnitur mężczyzna zdawał relacje rodzinie zmarłego, pod nogi zebranych zaplątał się rudy kocur, widząc smutek na twarzach swych właścicieli, skierował jedynie swoją mordkę ku podłożu.

-Naprawdę, proszę przyjąć moje kondolencję, zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy by pomóc temu człowiekowi. – Zatrzymał się na chwilę przykładając czarny beret do klatki piersiowej. – W razie, czego, proszę nie wahać się z dzwonieniem o pomoc, wiem, że strata bliskiej osoby jest ciężka.

-Dziękujemy doktorze – odpowiedziała staruszka.

-Pamiętam jak opowiadał mi o tym, jak chciałby mieć córeczkę, by czytać jej na dobranoc, wspierać w rozwoju i nauce… – uroniła łzy zakrywając oczy prawą ręką – Nagle postanowił wybiec na ulice, półnagi latać jak opętany a potem atakować ludzi strzykawką ze szpitala? Tak bardzo nie rozumiem…

 

 

 

 

<I d o b r z e,  ż e  n i e r o z u m i e s z>

 

 

Czasem warto znaleźć granice między tym, czego pragniemy, a tym,

co realistycznie możemy mieć.

Życie otóż jest na tyle źle skonstruowane, że zawsze będzie gorsze od tego,

co mogłoby być.

Można albo sobie pomóc pogodzić się z tym faktem, bądź utonąć,

we własnych pragnieniach.

Najgorzej jest jednak, gdy nie wybierzemy żadnej opcji, rozmyślając nad tym,

która lepsza.

 

Obejmą cię teraz anioły.

 

Spoczywaj w pokoju.

 

Hahahahaha!  

Koniec

Komentarze

Witaj.

Opowiadanie jest mocno pogmatwane, zatem (pomna na dyskusje forumowe oraz rozbieżności stanowisk w tym temacie), nie jestem pewna, czy to czasem nie jest klasyczne bizarro. :) 

Ja w każdym bądź razie miejscami nie bardzo umiem nadążyć za Twoimi myślami, pewne zdania wydają mi się za krótkie, wręcz urwane (możliwe, że się mylę, bo ja z kolei mam tendencję do budowania zbyt przeciągłych i długich). Pojawiają się pewne usterki językowe (np. nie zważając na to uwagi, piwapodłogę, poliku, te dzieło, po środku). 

Jest atmosfera pewnego niepokoju, spotęgowana niedomówieniami, absurdem sytuacji, przerażeniem głównego bohatera, który często nie rozumie wydarzeń, w jakich uczestniczy. 

Gratuluję Ci wyobraźni i poruszania dość trudnego tematu epidemii oraz podejmowanych przez bohaterów prób zmierzenia się z nią. 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to czasem bardzo dziwna składnia, jak w “Jego warga zaczęła krwawić, gdy ręką ją dotknął”, która całkowicie zanika, kiedy protagonista wychodzi na ulicę. Daje to czasem interesujący efekt, a czasem nie działa i trudno mi powiedzieć na ile jest to celowe, bo opowiadanie wydaje się niedokończone, miejsca w których brakuje całych słów, przecinków, etc.

 

Ogólnie jest to lovecraftowskie bardzo powierzchownie, za dużo w tym akcji i nagromadzenia horrorowych elementów jednego po drugim, podczas kiedy Lovecraft korzystał przede wszystkim z kontrastowania dziwności z realizmem i kotwiczył swoje potwory i potworne zdarzenia w nauce, często podając bardzo precyzyjne informacje jak długość głowy, albo godzina i minuta jakiegoś wydarzenia.

 

Ma to jednak pewną atmosferę, sam piszę rzeczy będące właściwie kolejką górską koszmarów, więc nie mogę być zbyt krytyczny wobec takiej struktury. To co boli jednak, to dydaktyczne zakończenie i nie chodzi mi tylko o ścisły finał, ale w ogóle o dialogi następujące po “twiście”, jeśli można go tak nazwać – na pewno nie jest to satysfakcjonujące rozwiązanie, bo “to był sen/wizja/choroba psychiczna” prawie nigdy nie są satysfakcjonujące. Zastanawia mnie, czy ludzie, którzy korzystają z takich technik lubią je u innych?

No, niestety, ja odpadam już na “Horror reali”, które nie ma sensu w żadnym języku.

 

A dalej widzę błędny zapis dialogów, błędy interpunkcyjne oraz silenie się na grę formą, która niestety nic nie wnosi.

A na koniec autorskie puszczanie oka, że założyłeś, że czytelnik nic nie zrozumie.

Tylko w takim razie: po co? Nie masz aż tak sprawnego pióra, żeby przy niezrozumiałej treści styl albo forma były w stanie zachwycić.

http://altronapoleone.home.blog

Czesc All. Niestety, to Twoj kolejny tekst, ktory do mnie nie trafia ;( A co smutniejsze, większośc uwag, jakie wrzuciła Drakaina, to powielanie tych, ktore dostaleś pod wczesniejszymi publikacjami. Szkoda, ze nic z tym nie robisz.

Kiedy odwiedziłem jeden z Twoich wcześniejszych dziwnych tekstów, zawieszonych między prozą a liryką, pełnych wydumanych słów i dziwacznych konstrukcji zdań oraz wysilonego słownictwa, okaleczonych błędami wszelkiej maści i niechlujnym, utrudniającym lekturę zapisem, pierwsze co mi przyszło do głowy, to braki warsztatowe, które Autor w ten sposób pudruje.

W odpowiedzi na uwagi czytelników zazwyczaj zapewniałeś, że to wszystko zaplanowane, że to głębia jakowaś ukryta, że to taki styl, świadomy zabieg itd.. Jednak każdym Twoim kolejnym tekstem, jaki przeczytałem (a zajrzałem do kilku z ciekawości dla potwierdzenia swoich podejrzeń) niestety umacniałeś mnie w opinii, że nie panujesz nad materią słowa, a Twoje próby stylizowania (np. nietypowy, jakby archaiczny szyk zdania itp.), uparcie powtarzane w kolejnych tekstach, to maniera, której nie potrafisz się pozbyć i wręcz uważasz ją za efektowną zaletę, w sytuacji, gdy jest ona poważną przeszkodą dla odbiorcy.

Powyższe opowiadanie pozbawiło mnie wszelkich złudzeń. Masz po prostu spore problemy z jasnym wyrażaniem myśli, z przelewaniem swoich klimatycznych wizji na papier/ekran. I nie uciekniesz w ten chaos i skomplikowane konstrukcje stylistyczne przed koniecznością nauki podstaw języka polskiego, składni, interpunkcji czy nawet zapisu dialogów.

Zamierzałem przeanalizować powyższy tekst dokładnie, akapit po akapicie, ale poddałem się i ograniczę się do wniosków ogólnych. To jest udręka dla czytelnika, nieudana próba stylizacji na jakieś retro pisarstwo. Konstrukcja zdań i całego tekstu, składnia, logika owych zdań – to wszystko kuleje. Całość nabiera komicznego wręcz wyrazu, a nie o taki efekt chyba chodziło?

 Muzyk zanim zacznie grać jazz i improwizować, uczy się nut czy akordów, także malarz kubista zaczyna od podstaw i udziwnia dopiero po opanowaniu warsztatu. Jeden po drugim czytelnicy na tym portalu piszą, że nie rozumieją tego, co piszesz, ale nadal nie dociera do Ciebie prosty fakt – oni nie dlatego nie rozumieją, że piszesz tak wspaniałe wizje oniryczne, tak głębokie rzeczy i tak wartościowe. Oni nie rozumieją, bo piszesz niepoprawnie, z błędami i niechlujnie (jesteś na portalu 1,5 roku i nie zauważyłeś dotąd, że w dialogach po myślniku/pauzie stawiamy spację? Ale co tam portal! Nie czytasz książek?)

Jest tutaj (chyba) jakaś myśl. Są uparcie powracające w Twoich opowiadanich motywy z pogranicza weird, horroru, oniryzmu, wymieszane z kiczem, gore czy pulpowymi historiami. Ale to wszystko przypomina w obecnej formie potok słów opisujących jakieś senne wizje, ślinotok myśli ubrany w udziwnioną i kulawą stylizację. Zarys fabuły, klimat, intrygujące obrazy – to wszystko schodzi na drugi plan skopane przez wykonanie, które obraca treść w niezrozumiały i nielogiczny na poziomie scen, zdań i słowa bełkot. Dlaczego bełkot? Spójrz na prosty przykład:

Odgłosy opadającej flegmy na podłoże, krzyki dochodzące z paszczy stworzeń.

Szyk (opadającej flagmy na podłoże), gramatyka (stworzenia miały jedną paszczę? poprawna forma to paszcz), kicz, niezamierzona groteska (odgłosy flegmy, paszcza stworzeń).

Po przeczytaniu spalić monitor.

 Muzyk zanim zacznie grać jazz i improwizować, uczy się nut czy akordów, także malarz kubista zaczyna od podstaw i udziwnia dopiero po opanowaniu warsztatu.

Przypomnę również, że rzekomo “spontaniczni” impresjoniści byli jeden w drugiego wykształceni w Akademii i doskonale wiedzieli, co odrzucają, odrzucając tak naprawdę li tylko preferowane przez akademizm “wykończenie” obrazu. Pozostawiali go na etapie, który dla akademizmu był przygotowawczy, ale doskonale umieliby doprowadzić dzieło “do końca”, wygładzić je, by spełniało akademickie kryteria.

 

oni nie dlatego nie rozumieją, że piszesz tak wspaniałe wizje oniryczne, tak głębokie rzeczy i tak wartościowe. Oni nie rozumieją, bo piszesz niepoprawnie, z błędami i niechlujnie

Nie chwalęcy się, moje eksperymentalne opko z bizarrowego konkursu, które mało kto rozumie, dostało mimo to zgłoszenie do piórka od wymagającego czytelnika ;) Ergo, da się niezrozumiale, ale tak, że większość czytelników docenia warsztat. Wystarczy, jak sądzę, szanować tych czytelników i język polski.

http://altronapoleone.home.blog

Nie wiem za bardzo co napisać, trochę się już nie chce. Fabuła w tekście jest prosta i przedstawiona w banalny sposób. I ciężko mi uwierzyć że może nie zostać zrozumiana. Zgadzam się i wciąż pracuję nad gramatyką, ortografią itp. Jednakże do reszty nie będę się odnosić, patrząc po średniej wieku komentujących, może po prostu nie jest to trafna publika. Pisząc zawsze chciałem odejść od tego co zostało uznane za “dobre” , “poprawne” – po prostu coś do czego się przywyczajono że jest dobre i się w tym tkwi czytając cały czas to samo. Fabuła określona schemtem uznanym za poprawne. Nie obrażając oczywiście nikogo, tak myślę. Najprościej i najtrafniej napisać że po prostu się nie podoba i tyle, co zrobisz – nic nie zrobisz. Jedyne co dodam od siebie (co nie jest ogólnie zaakceptowane oraz rozpowszechniane) spróbować czegoś ekstraordynarnego, jak choćby pisanie tekst specjalnie z błędami. (Powiedzmy że temat jest przedstawiany przez bohatera, który zaczyna zapominać jak się piszę w danym języku, albo już go nie obchodzi czy pisze poprawnie, albo pisze żeby pisać. ) – Najprostsze przykłady. Ale można zmyślać i zmyślać bez granic. I tak jednak to nie zostanie "zrozumiane". (Można coś lubić tego nierozumiejąc – np. chaos – Wynikający z niczego, jednak istniejący. Ale mniejsza, ja się nie znam i nie będę tego zaprzeczać, mniej więcej tak rozumiałem "tworzenie". 

Finalizując zaprzestaje ośmiecania tego forum swoimi słabymi tekstami i pozdrawiam serdecznie. 

All

All:

 

Finalizując zaprzestaje ośmiecania tego forum swoimi słabymi tekstami i pozdrawiam serdecznie. 

Witaj, All!

Myślę, że nie powinieneś się poddawać. :)

Ja piszę koszmarnie (:wstyd:). Idąc za udzielonymi mi radami oraz komentarzami naprawdę bardzo życzliwych Osób z tego Forum, dostrzegam, ile jeszcze czeka na mnie pracy. :) Muszę cierpliwie, krok po kroku, uczyć się pisać tak, jak trzeba. Nie jest to łatwe, wiadomo: życie, masa obowiązków, sprawy bieżące i te zaległe… Człowiekowi wydaje się, że przekazał, to, co chciał, tak, jak chciał, a jednak to nieprawda. :)

Komuś chciało się poświęcić czas, wyjaśnić usterki, skorygować błędy, poprawiać, aby pomóc. To ważne. :) To przecież jest dla naszego dobra. :)

Jeśli czujesz potrzebę, PISZ! :)

Masz wizję, masz pomysł, utrwalaj go! I cierpliwie pracuj nad błędami. Ja tak robię. :)

Nikt od razu nie był geniuszem, nie ma ludzi wszechwiedzących. :) Każdy z nas musi uczyć się czegoś nowego. :) Każdy popełnia błędy. :)

Jeszcze dopiszę przy edycji – wiek Czytelników naszych opowiadań (o którym wspomniałeś) świadczy o tym, czy udało nam się zainteresować jak najszersze Ich Grono. :) Ja akurat jestem sama dinozaurem. ;) Ponad 20 lat pracy z Młodzieżą w LO. Najpierw to byli wiekowo moi prawie rówieśnicy, potem mogłabym być (zważając na różnicę wieku) Ich mamą. I możesz mi wierzyć, wiedza Młodych Ludzi jest wszechwiedzą! :) Zawsze chylę czoła przed tym, ile Oni mają wiadomości oraz umiejętności w swoich głowach. :)

A, im więcej osób komentuje, tym bardziej są One życzliwe, serio. :)

Pozdrawiam serdecznie. 

Pecunia non olet

All, jeśli chcesz, to napisz tekst o kimś, kto zapomina poprawnego wyrażania.

Ale zrób niepoprawne tylko jego kwestie.

Narrację zostaw pisaną prawidłowo – tak, jak powinno to wyglądać zgodnie z przyjętymi zasadami.

Pomysł wydaje się być ciekawy.

 

Nie obrażaj się na zasady.

Bo to trochę tak, jakbyś naraz wywalił się na przepisy dotyczące jazdy samochodem.

Wiesz, jakby to się skończyło?

 

W czym trudność, aby zapamiętać, że…

 

-Można tak powiedzieć. Zabił żonę, a córkę okłamał. – Głosem prześmiewczym, grubym, mieszającym się odgłosami chlupotania powiedział drugi potwór. – Niestety, nie ma dla niego ratunku…

… na początku powinna być półpauza, a po niej spacja?

To na serio tylko kwestia odrobiny Twojej woli.

Jeśli Ty jej nie wykazujesz, to dlaczego inni mają to tolerować?

 

Dalej: komentujesz zwykle wyłącznie własne teksty.

Masz 14 opowiadań, w trzynastu z nich zostawiłeś łącznie 37 komentarzy.

Ja mam jedno opowiadanie własne i 311 komentarzy.

 

Chciałbyś (jak każdy z nas) komentarzy życzliwych, budujących, fajnych, może i krytycznych.

Ale to też już wiesz, że “jak Kuba Bogu…”.

Aby dostać komentarze fajne / życzliwe, trzeba najpierw W OGÓLE dostać komentarze.

Gdybyś wyszedł tak nieco poza obręb własnych opowiadań i zachwytu nad nimi, poczytał i skomentował inne, zobaczył, co doświadczeni użytkownicy punktują, łatwiej byłoby Ci krytycznie spojrzeć na swoje teksty.

 

Czekam na Twoje opowiadanie:

 

(Powiedzmy że temat jest przedstawiany przez bohatera, który zaczyna zapominać jak się piszę w danym języku, albo już go nie obchodzi czy pisze poprawnie, albo pisze żeby pisać. )

Ale zachowaj poprawność tam, gdzie bohater nie wypowiada się bezpośrednio.

 

PS.

Zdania kończymy kropką:

Czyli:

(Powiedzmy że temat jest przedstawiany przez bohatera, który zaczyna zapominać jak się piszę w danym języku, albo już go nie obchodzi czy pisze poprawnie, albo pisze żeby pisać).

Tu nie ma się co obrażać i strzelać focha. Wrzucasz teksty na publiczne forum krytyczno-literackie chyba nie po to żeby wszyscy klepali Cię po plecach i zachwycali się bez powodu? Piszesz póki co z babolami i żadne tłumaczenia tego nie zmienią. Jesteśmy tu po to, żeby się od siebie uczyć i nawzajem poprawiać swoje opowiadania. Ale już na starcie autor powinien (jak zauważył Silvan) dać z siebie wszystko i upublicznić tekst w jak najlepszej formie. A Tobie nie chciało się nawet spacji po myślnikach zrobić w dialogach. Masz problemy z szykiem zdań, więc nad tym pracuj jeśli kolejny odbiorca zwraca na to uwagę, ale Ty wolisz iść w zaparte, że to taki zamysł artystyczny. Nawet twoje posty (nieliczne) pod tekstami są niechlujne, więc nawet na tej podstawie widzę, że to nie żaden zabieg artystyczny, tylko poważne braki w języku polskim i warsztacie.

I chyba nie dociera do Ciebie sedno tych uwag – to nie fabuła opowiadania jest niezrozumiała. To Twoje zdania są koślawe i niepoprawne konstrukcyjnie i gramatycznie. Mówimy o podstawach.

Takie fochy wskazują na młodego autora. Zatem wszystko przed Tobą. Bierz się do roboty, poprawiaj, ulepszaj, pracuj nad swoimi słabymi stronami. Masz pomysły, jest klimat, a nawet z tej stylizacji (jeśli ją dopracujesz) możesz uczynić swój atut. 

I jeszcze jedno. Ja się nie obrażę, ale wyjeżdżanie z wiekiem do kobiet to słabe jest…

Po przeczytaniu spalić monitor.

Powiedzmy że temat jest przedstawiany przez bohatera, który zaczyna zapominać jak się piszę w danym języku, albo już go nie obchodzi czy pisze poprawnie, albo pisze żeby pisać.

Napisz to w ten sposób, proszę bardzo. Rozpad języka czy rozpad osobowości to bardzo ciekawy temat literacki, choć mocno wyeksploatowany, więc napisanie tu czegoś nowego, świeżego i oryginalnego nie jest łatwe. Niemniej czytelnik musi wiedzieć, że to jest zamysł autorski. Twoje teksty są napisane tak, że sprawiają wrażenie niechlujstwa, a nie zamysłu. I naprawdę wymaganie od czytelników, żeby spod warstw nienadającego się do czytania i na dodatek źle zapisanego technicznie języka wyłuskiwali prostą fabułę, jest, no, aroganckie? Jeśli wiesz, że masz problemy z zapisem myśli, poproś ludzi o betę zamiast wrzucać koślawe teksty do poczekalni.

A jeżeli nie chcesz się uczyć, my Cię do tego nie zmusimy, bo nie jesteśmy nauczycielami w szkole, którzy nie przepuszczą leniwego ucznia do następnej klasy, a jedynie bandą społecznie się wzajemnie wspierających autorów. Publikujących, aspirujących, początkujących – ale nawet ci z nas, którzy mają już sporo osiągnięć na koncie, kiedyś zaczynali i nie każdy od razu pisał idealnie.

To jak z psychoterapią – jeśli pacjent nie chce się leczyć, najlepszy specjalista mu nie pomoże.

http://altronapoleone.home.blog

Przykro mi, ale też nie należę do grupy docelowej. 

Jedyne, co Ci mogę doradzić Autorze, to nie bierz sobie do serca wszystkich opinii czytelników, ale weź je przemyśl.

 

Jest tu ciekawy temat od strony i psychologii i horroru. Natomiast jeszcze brak Ci umiejętności, by go pociągnąć. Zawodzą nie tylko technikalia wykonania, ale język, zwłaszcza w najważniejszych momentach. Widać w nich bowiem próbę rozpalenia emocji i czasem to nawet wychodzi. Jednak nie raz i nie dwa słowa i ułożenia zdań wychodzą mocno suche.

Tak więc trenuj, czytaj innych i rozkładaj ich teksty na czynniki pierwsze – to pomoże Ci ustalić, co oni takiego robią, że u nich wychodzi. A ode mnie przyjmij te linki z treściami, które pomogą na problemy techniczne i nie tylko:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przeczytałam początek i słaby warsztat mnie zniechęcił.

Dlaczego nie poprawiasz nawet błędów wskazanych palcem?

Nie zważając na to uwagi otworzył lodówkę by wyjąć z niej dwie butelki piwa.

“Nie zważając na to” albo “nie zwracając na to uwagi”. Brak dwóch przecinków. Zaimek spokojnie można wywalić. Jeśli otworzył lodówkę, to wiadomo, że nie wyjął piwa z szuflady ze sztućcami.

Postawił kilka kroków zastanawiając się o stanie swojego istnienia.

“Myśleć o” albo “zastanawiać się nad”. Znowu brak przecinka.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka