- Opowiadanie: szop_pracz - Impresje z Warszawy: Biały niedźwiedź

Impresje z Warszawy: Biały niedźwiedź

Mała im­pre­sja z War­sza­wy (nr 1).

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Impresje z Warszawy: Biały niedźwiedź

Po ostat­nich opa­dach śnie­gu, spo­tka­łem na ulicy bia­łe­go niedź­wie­dzia. Śnieg spadło dużo, od lat tyle nie pa­da­ło. Mia­sto było spa­ra­li­żo­wa­ne. Sa­mo­cho­dy w wiel­kich kor­kach peł­zły po­wo­li wśród śnie­gu, chod­ni­ki jesz­cze kom­plet­nie za­sy­pa­ne, były po­zna­czo­ne śla­da­mi nie­licz­nych, od­waż­nych prze­chod­niów. A śnieg dalej padał.

Pew­nie dla­te­go biały, duży, po­lar­ny niedź­wiedź nie wzbu­dził mo­je­go prze­ra­że­nia. Do­brze się kom­po­no­wał ze sce­ne­rią. W pierw­szej chwi­li wzią­łem go za wiel­kie­go, bar­dzo prze­ro­śnię­te­go psa. Do­pie­ro, gdy sta­nął na dwóch ła­pach, zro­zu­mia­łem swój błąd. Może ostat­ni w życiu.

Jed­nak nie. Niedź­wiedź, który miał przy­naj­mniej ze trzy metry wy­so­ko­ści, spoj­rzał na mnie z góry i za­py­tał po­wo­li, jakby po­wąt­pie­wał w moją zna­jo­mość pol­skie­go:

– Dzień dobry. Pro­szę po­wie­dzieć, któ­rę­dy naj­szyb­ciej dotrę na pocz­tę?

Roz­dzia­wi­łem pasz­czę, to zna­czy usta, no otwór gę­bo­wy w sze­ro­kim gry­ma­sie zdzi­wie­nia.

– Czyż­bym użył ja­kichś nie­od­po­wied­nich słów? – za­py­tał niedź­wiedź. – Mam na myśli obiekt zwany urzę­dem pocz­to­wym. Służy do wy­sy­ła­nia i od­bie­ra­nia li­stów. Znany jest też z tego, że traci się tam czas na sta­niu w nie­po­trzeb­nych ko­lej­kach.

Od­zy­ska­łem mowę.

– To ty… To zna­czy pan… No misiu…To ty mó­wisz?

Chyba nie była to naj­mą­drzej­sza wy­po­wiedź, po­nie­waż niedź­wiedź zer­k­nął na mnie z roz­ba­wie­niem. Daję słowo, widać je było na jego pysku. Miał też mi­mi­kę. Może nie tak roz­bu­do­wa­ną jak u czło­wie­ka, ale wy­star­cza­ją­cą do po­ka­za­nia roz­ba­wie­nia, czy zde­gu­sto­wa­nia – po­nie­waż po roz­ba­wie­niu na jego pysku po­ja­wi­ło się zde­gu­sto­wa­nie. Za­pew­ne moimi mier­ny­mi zdol­no­ścia­mi per­cep­cyj­ny­mi.

– Nie tylko mówię, ale też pro­szę o od­po­wiedź, któ­rej ty, czło­wie­ku, nie udzie­li­łeś mi i za­miast tego za­da­jesz oczy­wi­ste, kom­plet­nie zbęd­ne py­ta­nia. Za­pew­ne sły­szysz, że mówię? Czy za­wsze tak ro­bisz, gdy ktoś do cie­bie mówi, to jesz­cze go py­tasz, czy umie mówić? Dziw­ny zwy­czaj.

Nie wie­dzia­łem co od­po­wie­dzieć roz­ba­wio­ne­mu i nieco zi­ry­to­wa­ne­mu zwie­rzę­ciu (czy na pewno zwie­rzę­ciu?), więc po pro­stu wska­za­łem mu drogę na pocz­tę.

Miś po­szedł we wska­za­nym kie­run­ku, a ja za nim, za­cie­ka­wio­ny co bę­dzie dalej.

Szyb­ki­mi su­sa­mi do­tarł do pocz­ty. Wszedł do środ­ka, a po chwi­li za­czę­li wy­bie­gać prze­ra­że­ni lu­dzie. Niedź­wiedź ni­czym nie­zra­żo­ny po­brał nu­me­rek, ro­zej­rzał się i zo­rien­to­wał, że poza nim i trze­ma ka­sjer­ka­mi nie ma w lo­ka­lu ni­ko­go (ja wsze­dłem do­pie­ro po chwi­li), więc pod­szedł bez ko­lej­ki do okien­ka. Ka­sjer­ki tro­chę się uspo­ko­iły, gdy zo­ba­czy­ły, że jest to niedź­wiedź w miarę udo­mo­wio­ny, bo nu­mer­ki po­bie­ra. Nie wia­do­mo skąd wy­cią­gnął dwa listy, awizo i dowód oso­bi­sty.

– Chcę nadać dwa listy i ode­brać jeden. Po­mo­że mi pani na­pi­sać adres, po­nie­waż łapą trud­no mi utrzy­mać dłu­go­pis? – po­pro­sił uprzej­mie i podał dwa listy. – Adres z ko­per­ty, pro­szę wpi­sać, nadaw­ca to ja. Pro­szę wy­słać naj­szyb­szym eks­pre­sem jaki macie. To bar­dzo ważna spra­wa.

Po czym niedź­wiedź podał dowód oso­bi­sty. Nie mo­głem prze­móc cie­ka­wo­ści i spoj­rza­łem, żeby zo­ba­czyć co kryje się w do­wo­dzie. Byłem bli­sko, taka mnie opa­no­wa­ła cie­ka­wość i mo­głem zo­ba­czyć imię i na­zwi­sko, a nawet PESEL: An­drzej Ożgóg, PESEL 72053114538.

– Pomyślałem, że to dziwne. Czy niedźwiedzie rodzą się w maju i mogą dożyć takiego wieku? Z drugiej strony, niedźwiedzie raczej nie chodzą po mieście, nagabując przechodniów i nadając przesyłki na poczcie?

Przy od­bio­rze listu, ka­sjer­ka za­uwa­ży­ła, że zdję­cie w do­wo­dzie jest nie­zgod­ne z wy­glą­dem niedź­wie­dzia i że coś tu się nie zga­dza. Niedź­wiedź tylko spoj­rzał na nią sta­now­czo, wark­nął gar­dło­wo i za­py­tał ze spo­ko­jem:

– Do­praw­dy, nie zga­dza się? Pro­szę uważ­niej na mnie po­pa­trzeć. I co? – wtedy od razu za­czę­ło się zga­dzać.

Niedź­wiedź miał dziw­ną siłę prze­ko­ny­wa­nia, po­nie­waż ka­sjer­ka już bez żad­nych opo­rów od­da­ła mu list. Zwierz widać cze­kał na jakąś bar­dzo ważną wia­do­mość. Za­chłan­nie czy­tał, może ze dwie, trzy mi­nu­ty, po czym stęk­nął tylko:

– Na­resz­cie! Wie­dzia­łem, że tak bę­dzie. Teraz to już wszyst­ko jedno – po czym po­dzię­ko­wał ka­sjer­ce, po­że­gnał się i wy­szedł z pocz­ty.

Poszedłem za nim. Zupełnie nie zwra­cał na mnie uwagi. Szyb­ko do­szli­śmy do No­wo­li­pek. Tam niedź­wiedź skrę­cił w po­dwór­ko zaraz za ko­ścio­łem św. Au­gu­sty­na, do­szedł do dru­giej klat­ki scho­do­wej, szyb­ko wy­stu­kał pa­zu­rem kod wej­ścio­wy i wczła­pał na górę.

Po chwi­li za­pa­li­ło się świa­tło w miesz­ka­niu na dru­gim pię­trze. Po­sta­łem tak może ze trzy­dzie­ści, a może czter­dzie­ści minut. Cze­ka­łem na to, co się wy­da­rzy. Ale jakoś nic wię­cej się nie wy­da­rzy­ło. Po­my­śla­łem, że może warto za­dzwo­nić do ja­kichś służb. Może na po­li­cję, albo do stra­ży miej­skiej. Tylko co im po­wiem, że roz­ma­wia­łem z bia­łym niedź­wie­dziem, który ode­brał potem listy na po­czcie, miesz­ka w bloku na No­wo­lip­kach, na dru­gim pię­trze, od dawna cze­kał na ważny listy i na­zy­wa się An­drzej Ożgóg? Czy ktoś po­trak­to­wał­by mnie po­waż­nie? A ślady łap na śnie­gu? Prze­cież mu­sia­ły po­zo­stać. I rze­czy­wi­ście były. Z dru­giej stro­ny przy­po­mi­na­ły tro­chę, przy­naj­mniej mi, ślady łap bar­dzo du­że­go psa, no może trochę zmutowanego. Nie mo­głem ocze­ki­wać, że pierw­szy z brze­gu po­li­cjant, który po­ja­wi się po moim te­le­fo­nie, bę­dzie miał kwa­li­fi­ka­cje tro­pi­cie­la dzi­kich zwie­rząt w śnie­gach du­że­go mia­sta. Uzna­łem więc, że nie po­zo­sta­je mi nic in­ne­go, jak dać sobie spo­kój z tym na dzi­siaj.

Chyba inni, któ­rzy mieli kon­takt z niedź­wie­dziem uzna­li po­dob­nie. Zresz­tą czy był jakiś niedź­wiedź po­lar­ny, ga­da­ją­cy po pol­sku i od­bie­ra­ją­cy listy? Nieco uspo­ko­jo­ny tą kon­sta­ta­cją, zre­zy­gno­wa­łem z bez­sen­sow­ne­go cze­ka­nia i ruszyłem do domu. Wy­cho­dząc z osie­dla, zo­ba­czy­łem jesz­cze w oknie na dru­gim pię­trze niedź­wie­dzia, jak nie­zręcz­nie pró­bo­wał do­ko­nać ja­kiejś trud­nej sztu­ki. Chyba chciał za­pa­rzyć her­ba­tę. Tego było już za wiele jak na moje możliwości akceptowania dziwactw jednego dnia. Wróciłem szybko do bloku w którym mieszkał niedźwiedź. Wystukałem jakiś przypadkowy numer. Ktoś się odezwał.

– Poczta! Proszę otworzyć. Ja do skrzynek.

Po chwili drzwi wejściowe otworzyły się. Bez wahania wszedłem na drugie piętro. Zapukałem do drzwi mieszkania niedźwiedzia i…

Otworzył mi mężczyzna, mniej więcej mojego wzrostu, szczupły, niemłody.

– Pan Andrzej Ożgóg? – zapytałem.

– Tak. – odpowiedział odruchowo.

– A gdzie jest niedźwiedź. Był pan dzisiaj na poczcie?

– Tak byłem… Ale co to za pytania! Wezwę zaraz policję!

– Jest pan tu sam? Nie ma nikogo więcej? Żadnego zwierzęcia?

– Jeśli pan nie pójdzie, to wzywam policję! Co to za pomysł żeby napadać na mieszkania. Pewnie jest pan złodziejem. Złodziej! Złodziej!

Nie wiedziałem co zrobić. Straciłem zupełnie pewność, że ta sytuacja z niedźwiedziem wydarzyła się naprawdę. Zrobiło mi się głupio, że zaczepiam jakiegoś obcego człowieka w jego mieszkaniu. Zdążyłem tylko powiedzieć “Przepraszam!” i szybko uciekłem.

Gdy wracałem, targany wątpliwościami i złośliwym dysonansem poznawczym, zobaczyłem jeszcze raz ślady łap. Były wielkie, dużo większe niż największego psa i od razu zrozumiałem, stary czytelnik Curwooda i Londona, że były to ślady niedźwiedzia, przynajmniej siedemset kg, a nie jakiegoś psa.

Nie miałem czasu dobrze się nad tym zastanowić, ponieważ ujrzałem nad moim blokiem intensywne, żółte światło. Może coś zagraża Monstrum (mojej kobiecie)? Zdenerwowany, pełen wątpliwości, zacząłem szukać w kieszeniach. Jednak nie znalazłem moich ulubionych tabletek na uspokojenie.

 

Koniec

Komentarze

Szopie_praczu, niewiele ponad pięć i pół tysiąca znaków to jeszcze nie opowiadanie. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szopie_praczu, opisałeś osobliwe spotkanie jakiegoś warszawiaka z białym niedźwiedziem, ale tak po prawdzie to nie bardzo wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć, bo z tego spotkania nic nie wyniknęło.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Biały niedźwiedź. Impresje z Warszawy 1. ―> Biały niedźwiedź – Impresje z Warszawy 1

Kropki w tytule są zbędne.

 

Po ostat­nich opa­dach śnie­gu, spo­tka­łem na ulicy bia­łe­go niedź­wie­dzia. Śnieg spadł rze­czy­wi­ście wiel­ki, od lat tyle nie pa­da­ło. Mia­sto było spa­ra­li­żo­wa­ne. Sa­mo­cho­dy w wiel­kich kor­kach peł­zły po­wo­li wśród śnie­gu, chod­ni­ki jesz­cze kom­plet­nie za­sy­pa­ne, były po­zna­czo­ne śla­da­mi nie­licz­nych, od­waż­nych prze­chod­niów. Śnieg dalej padał. ―> Powtórzenia.

 

Roz­dzia­wi­łem pasz­czę, tzn. usta… ―> Roz­dzia­wi­łem pasz­czę, to znaczy usta

Nie używamy skrótów.

 

(ja wsze­dłem do­pie­ro po chwi­li), więc pod­szedł bez… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

po­nie­waż łapą cięż­ko mi utrzy­mać dłu­go­pis? ―> …po­nie­waż łapą trudno mi utrzy­mać dłu­go­pis?

 

– Dziw­ne. Chyba niedź­wie­dzie nie rodzą się w maju i z tru­dem do­ży­wa­ją ta­kie­go wieku – po­my­śla­łem. ―> A może: Dziw­ne. Chyba niedź­wie­dzie nie rodzą się w maju i z tru­dem do­ży­wa­ją ta­kie­go wieku – po­my­śla­łem.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: Zapis myśli bohaterów

 

– Do­praw­dy, nie zga­dza się? Pro­szę uważ­niej na mnie po­pa­trzeć. I co? – wtedy od razu za­czę­ło się zga­dzać. ―> – Do­praw­dy, nie zga­dza się? Pro­szę uważ­niej na mnie po­pa­trzeć. I co? – Wtedy od razu za­czę­ło się zga­dzać.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Po­sta­łem tak może ze 30, a może 40 minut. ―> Po­sta­łem tak może ze trzydzieści, a może czterdzieści minut.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

warto za­dzwo­nić do jakiś służb. ―> …warto za­dzwo­nić do jakichś służb.

 

przy­po­mi­na­ły tro­chę, przy­naj­mniej mi… ―> …przy­po­mi­na­ły tro­chę, przy­naj­mniej mnie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, dzięki za miłe, gramatyczne słowa.

Czy z każdego opowiadania musi “coś” wynikać? Poza tym dla Ciebie może nie wynikło, a dla mnie tak: nie “wpieprzył” mnie niedźwiedź z którym się spotkałem. Czemu? Przypuszczam, że wyłącznie dlatego, że śpieszył się na pocztę. ;)

szop pracz

Cześć.

 

Kilka kwestii (ale weź pod uwagę, że jestem początkujący):

 

Po ostatnich opadach śniegu, spotkałem na ulicy białego niedźwiedzia. Śnieg spadł rzeczywiście wielki, od lat tyle nie padało. Miasto było sparaliżowane. Samochody w wielkich korkach pełzły powoli wśród śniegu, chodniki jeszcze kompletnie zasypane, były poznaczone śladami nielicznych, odważnych przechodniów. Śnieg dalej padał.

Wydaje mi się, że nieco przedobrzyłeś w tym akapicie.

Tylko śnieg i padał :P

A pamiętaj, że większość osób ma już dość zimy i chce wiosny :D

 

Poza tym nieszczególnie podoba mi się poniższy zwrot:

 

Śnieg spadł rzeczywiście wielki

 

 

Pewnie dlatego biały, duży, polarny niedźwiedź nie wzbudził mojego przerażenia. Dobrze się komponował ze scenerią. W pierwszej chwili wziąłem go za wielkiego, bardzo przerośniętego psa.

Wiesz, jakbyś napisał, że było to biały, niewielki polarny niedźwiedź, to może łyknąłbym pomyłkę z nawet przerośniętym psem, ale skoro był to DUŻY niedźwiedź – to jakoś ciężko mi o usprawiedliwienie :)

Największe psy świata mają max 1.1 metra w kłębie, niedźwiedzie (zwłaszcza duże) 1.4 – 1.5m, ale przede wszystkim mamy różnicę w masie. Psy to tak 80 – 90 kg. Niedźwiedzie nawet 700 kg.

To tylko dygresja, wskazująca na to, że czasem warto sprawdzić pewne fakty – czy są “autentyczne” ;)

Z grubsza ok – przyjmuję, że zaskoczony człowiek dopowiada i wmawia sobie różne banialuki, gdy umysł nie godzi się z obserwacjami.

 

– To ty… To znaczy pan… No misiu…To ty mówisz?

Nie wiem, czy skoro to zdania przerwane, nie dokończone, nie powinny być pisane małą literą. Poza tym brak spacji przed ostatnim “To”.

 

Daję słowo, widać je było na jego pysku. Miał też mimikę.

Skoro widać to było na pysku, znaczy, że miał mimikę. Słówko “też” zbędne, a być może całe drugie zdanie. Ewentualnie zastąpiłbym “też” → “więc”.

 

Chyba nie była to najmądrzejsza wypowiedź, ponieważ niedźwiedź zerknął na mnie z rozbawieniem. Daję słowo, widać je było na jego pysku. Miał też mimikę. Może nie tak rozbudowaną jak u człowieka, ale wystarczającą do pokazania rozbawienia, czy zdegustowania – ponieważ po rozbawieniu na jego pysku pojawiło się zdegustowanie.

Powtórzenia.

 

 

Czy zawsze tak robisz, gdy ktoś do ciebie mówi, to jeszcze go pytasz, czy umie mówić?

Nie jestem pewien, czy nie brakuje tu “że” →

Czy zawsze tak robisz, że gdy ktoś do ciebie mówi, to jeszcze go pytasz, czy umie mówić?

 

Wszedł do środka, a po chwili zaczęli wybiegać przerażeni ludzie.

Może →

Wszedł do środka, skąd po chwili zaczęli wybiegać przerażeni ludzie.

 

Niedźwiedź niczym niezrażony pobrał numerek, rozejrzał się i zorientował, że poza nim i trzema kasjerkami nie ma w lokalu nikogo (ja wszedłem dopiero po chwili), więc podszedł bez kolejki do okienka.

Bez kolejki (w moim odczuciu: z ominięciem kolejki) można podejść, jeśli jest kolejka.

Jeśli miś był sam, brakowało innych petentów, to po prostu podszedł do okienka.

 

Byłem blisko, taka mnie opanowała ciekawość i mogłem zobaczyć imię i nazwisko, a nawet Pesel:

 

Dlaczego “Pesel”, a nie “pesel” lub “PESEL”?

 

– Doprawdy, nie zgadza się? Proszę uważniej na mnie popatrzeć. I co? – wtedy od razu zaczęło się zgadzać.

Zły zapis dialogu.

 

Niedźwiedź miał dziwną siłę przekonywania, ponieważ kasjerka już bez żadnych oporów oddała mu list. Ten widać czekał na jakąś bardzo ważną wiadomość.

Czy to list czekał ma ważną wiadomość?

 

– Nareszcie! Wiedziałem, że tak będzie. Teraz to już wszystko jedno – po czym podziękował kasjerce, pożegnał się i wyszedł z poczty. Ja za nim. Wcale nie zwracał na mnie uwagi.

Zły zapis dialogu. Poza tym – to od “Wcale…” powinno już lecieć od nowego akapitu.

 

Dobra.

Do rzeczy:

Wiesz, to nie było złe. Nawet się zainteresowałem. Miejscami się uśmiechnąłem – humor niczego sobie.

Ale później spojrzałem na tagi i zaśmiałem się radośnie :)

Ciężko to chyba nazwać SF, co?

Zdaje mi się, że powinieneś zmienić tag na BAJKA.

 

Ale finalnie – zupełnie jak REG – całkowicie zabrakło mi finału, puenty, czegokolwiek.

Twoja odpowiedź powyżej nie jest logicznie spójna.

 

Poza tym dla Ciebie może nie wynikło, a dla mnie tak: nie “wpieprzył” mnie niedźwiedź z którym się spotkałem. Czemu? Przypuszczam, że wyłącznie dlatego, że śpieszył się na pocztę. ;)

Owszem, wtedy może nie. Ale poszedłeś za nim na pocztę. Tam też Cię nie zjadł. Później w trakcie powrotu też nie. Dlaczego? I co z tego wynika? Dlaczego odpuściłeś? ;)

 

Niemniej jednak – uważam, że jako BAJKA całość nawet się broni.

Bardzo proszę, Sopie_praczu. ;)

 

Czy z każ­de­go opo­wia­da­nia musi “coś” wy­ni­kać?

Tak. Tak uważam, a przynajmniej chciałabym, aby tak było.

To co przeczytałam nijak ma się do fantastyki i wygląda raczej na opisanie omamów doznanych w niewyjaśnionych okolicznościach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Hej,

 

ciekawie opisany przypadek spotkania. Dużo pytań pozostaje bez odpowiedzi – kim był niedźwiedź, dlaczego przybrał zwierzęcą formę, jak radził sobie w życiu.

Zabrakło mi, jak poprzednikom jakiejś puenty, choćby zdania, które wrzuciłeś w komentarzu: “Nie “wpieprzył” mnie niedźwiedź z którym się spotkałem. Czemu? Przypuszczam, że wyłącznie dlatego, że śpieszył się na pocztę.” Taka konstatacja w zakończeniu byłaby by dla mnie wystarczającą puentą ;)

 

Jaeszcze kika uwag:

 

Często powtarza się słowo “wielki”. Rozważ zamianę na synomim, lub pobycie się w ogóle tego słowa w kilku przypadkach, np. tutaj:

Śnieg spadł rzeczywiście wielki, od lat tyle nie padało.

Z tym zdaniem generalnie mam problem, “wielki śnieg” + “tyle padało” – strasznie mi to zgrzyta. Silvan też o tym wyżej pisał.

 

Pewnie dlatego biały, duży, polarny niedźwiedź nie wzbudził mojego przerażenia. Dobrze się komponował ze scenerią. W pierwszej chwili wziąłem go za wielkiego, bardzo przerośniętego psa. Dopiero, gdy stanął na dwóch łapach, zrozumiałem swój błąd. Może ostatni w życiu.

Jako czytelnikowi brakuje mi trochę kontekstu spotkania z niedźwiedziem. Domyślam się, że bohater jest na chodniku, idzie piechotą i tam spotyka niedźwiedzia, tak? No bo gdyby bohater jechał sobie spokojnie autem, to nie musiał by się bać tak bardzo misia.

 

– Dziwne. Chyba niedźwiedzie nie rodzą się w maju i z trudem dożywają takiego wieku – pomyślałem. Z drugiej strony, czy niedźwiedzie chodzą po mieście, mówią i wysyłają listy?

Taki zapis sugeruje wypowiedzenie tych słów, jak w normalnym dialogu. Może by zmienić na coś w stylu:

 

“Pomyślałem, że to dziwne. Czy niedźwiedzie rodzą się w maju i mogą dożyć takiego wieku? Z drugiej strony, niedźwiedzie raczej nie chodzą po mieście, nagabując przechodniów i nadając przesyłki na poczcie.

 

Ja za nim. Wcale nie zwracał na mnie uwagi. Szybko doszliśmy do Nowolipek. Tam niedźwiedź skręcił w podwórko zaraz za kościołem św. Augustyna, doszedł do drugiej klatki schodowej, szybko wystukał pazurem kod wejściowy i wczłapał na górę. Po chwili zapaliło się światło w mieszkaniu na drugim piętrze. Postałem tak może ze trzydzieści, a może czterdzieści minut. Czekałem na to, co wydarzy się dalej. Ale jakoś nic więcej się nie wydarzyło. Pomyślałem, że może warto zadzwonić do jakichś służb. Może na policję, albo do straży miejskiej. Tylko co im powiem? – że rozmawiałem z białym niedźwiedziem, który odebrał potem listy na poczcie, mieszka w bloku na Nowolipkach, na drugim piętrze, od dawna czekał na ważny listy i nazywa się Andrzej Ożgóg? Czy ktoś potraktowałby mnie poważnie? A ślady łap na śniegu? Przecież musiały pozostać. I rzeczywiście były. Z drugiej strony przypominały trochę, przynajmniej mi, ślady łap bardzo dużego psa. Nie mogłem oczekiwać, że pierwszy z brzegu policjant, który pojawi się po moim telefonie, będzie miał kwalifikacje tropiciela dzikich zwierząt w śniegach dużego miasta. Uznałem więc, że nie pozostaje mi nic innego, jak dać sobie spokój z tym na dzisiaj. Chyba inni, którzy mieli kontakt z niedźwiedziem uznali podobnie. Zresztą czy był jakiś niedźwiedź polarny, gadający po polsku i odbierający listy? Nieco uspokojony tą konstatacją, zrezygnowałem z bezsensownego czekania i poszedłem do domu. Wychodząc z osiedla, zobaczyłem jeszcze w oknie na drugim piętrze niedźwiedzia, jak niezręcznie próbował dokonać jakiejś trudnej sztuki. Chyba chciał zaparzyć herbatę. Starannie wymazałem to z pamięci.

Blok tekstu do rozbicia na akapity.

 

Tylko co im powiem? – że rozmawiałem z białym niedźwiedziem,

Coś tu się popsuło, po co ten myślnik i mała litera?

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć

nawiązując do twojego komentarza wyżej, autorze: moim zdaniem nie ma opowiadań o niczym, jeśli takowe się znajdzie, to z reguły tylko pozory. Nawet opowiadanie o „niczym”, fajnie jak zawiera jaką ciekawą myśl lub jest eksperymentalne. Tutaj jest poprawnie napisany tekst (z błędami wykazanymi przez poprzedników), całkiem oryginalny punkt wyjściowy, ale to tyle. Zakończenie tak samo, przy założeniu, które przyjąłeś, prosi się o puentę. Teraz jest jak niezwieńczone kichnięcie – brakuje satysfakcji.

pozdrawiam ciepło i powodzenia :)

Zawsze coś da się poprawić

Niezwieńczone kichnięcie :D Nice :D

Niedopowiedzenia są dobre (Kafka, Schulz, Herling-Grudziński). Ale mądrość zbiorowa jest mądra, więc zmieniłem zakończenie i dopisałem parę zdań. Może teraz jest to trochę lepsze? ;)

Poprawiłem też trochę niezdarności językowych, na które zasadnie zwrócono uwagę.

 

szop pracz

Szopie_praczu, zmienione zakończenie jest nieco lepsze, jednak nadal brakuje fantastyki, upewniłam się bowiem w przekonaniu, że miś, którego spotkał bohater, to jeno złudne omamy – no, chyba że kolejne impresje przekonają mnie, że jest inaczej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, tak: w trzeciej impresji wiele się wyjaśnia. Ale chyba nie ma sensu ‘zalewać’ grupy moją grafomanią i warto się powstrzymać z ‘publikacją’ kolejnej impresji kilka tygodni?

O ile jest w ogóle sens ‘publikować’ kolejne? – tu pytam serio, nie jest to żadna forma kokieterii autora.

szop pracz

Szopie praczu, wyłącznie od Ciebie zależy, kiedy uznasz za stosowne podzielić się z nami swoją twórczością. Przerwa kilku tygodni to chyba zbyt wiele – czytelnicy zdąża zapomnieć, co Twojego czytali wcześniej.

Nie odpowiem Ci na pytanie, czy jest sens publikować kolejne impresje, bo nie mam zwyczaju wypowiadać się o tekstach, których nie przeczytałam. Tę trudną decyzję będziesz musiał podjąć sam.

I nie, nie podejrzewam Cię o kokieterię.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Publikuj, Panie – polecam we wtorek lub czwartek, to przeczytam i skomentuję ;)

Che mi sento di morir

Cześć, szopie!

Ale fajne to opowiadanie, takie na raz, wywołujące uśmiech. Pan Andrzej zdaje się traktować swoją formę jako coś oczywistego, jak gdyby zdarzało mu się to codziennie (bo pewnie tak jest. Czy przypadkiem nie zamienia się tylko na zewnątrz?), co nie pasuje do reakcji otoczenia. Rozumiem, że główny bohater mógł go widzieć po raz pierwszy, ale cała reszta? Powinni być zblazowani: “Ach, tak, faktycznie, to niedźwiedź. Zapomniałem”. To mi trochę nie pasowało. Zakończenie też jakieś takie urwane. Jak całość mi się podobała, tak zakończenie nie dało satysfakcji.

Masz na tyle ciekawy styl, że mogłabym przeczytać coś więcej. Możesz spokojnie wstawić kolejną impresje, jeśli będzie tak krótka, czytelnicy na pewno się znajdą.

 

– Tak.[-.] – odpowiedział odruchowo.

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Dziękuje za “dobre” słowo.

Pan Andrzej był raczej ofiarą, pewnych wydarzeń, które miały miejsce w stolicy. Wyobraziłem sobie, że człowiek musi załatwić pilną sprawę na poczcie. Coś zmieniło go w niedźwiedzia. Zdesperowany, czując się bardziej człowiekiem, niż niedźwiedziem, poszedł jednak na pocztę. Nie mógł wziąć komórki, a na pewno łapami niedźwiedzia trudno ją obsługiwać, więc nie mógł wrzucić w navi, poczty. Dlatego musiał pytać o drogę przechodnia…

Wiem, że potem wszystko było OK, to znaczny niedźwiedzie i wszystkie inne stwory, wróciły do swojej ludzkiej postaci – byłem tam wtedy. ;)

Opublikowałem drugą impresję z Warszawy.

szop pracz

Siema :)

Jakoś nie porwało specjalnie, ale przeczytałem z zaciekawieniem i bez przykrości. Rzeczywiście czegoś tutaj zabrakło, ale nie puenty, bo tak jak jest, jest ok. Po prostu historia, która momentami przypominała mi dzieła Rolanda Topora, nie była dostatecznie Toporowa, a chwilami nieco toporna ;)

Jednak grafomanią bym tego nie nazwał, a raczej oryginalną, niedoszlifowaną historią.

Pisz dalej, publikuj, aleodstęp kilku tygodni – jak zauważyła Reg – to zbyt wiele. Kilka dni, tydzień, tak będzie OK.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Cześć,

dziękuję za przeczytanie opowiadanka. Założyłem, że będzie ono niedopowiedzianą historią, trochę przypadkową, odrobinę niezdarną, taką impresją rzuconą na zimowy ‘pejzaż’ Warszawy. Pewnie jednak trudno jest odróżnić zamierzone niezdarności autora od faktycznych niezdarności warsztatu. ;)

Dziękuję za zachętę do publikowania kolejnych opowiadanek/impresji – “wrzuciłem” na kolejne.

szop pracz

Zgadzam się z przedpiścami, że czegoś brakuje w finale.

Dlaczego facet zmienia się w niedźwiedzia? Dlaczego akurat w białego? Dlaczego po przemianie nie pamięta, gdzie jest poczta, ale do domu trafił bez problemu? Dlaczego nikt z ludzi na poczcie nie narobił rabanu? Dlaczego czasem widoczny jest jako miś, a czasem jako człowiek?

Póki co, wychodzi absurdalna scenka.

Może i gdzieś indziej to wszystko się wyjaśnia, ale w takiem razie to bardziej fragment niż szort.

Babska logika rządzi!

Jako miś byłem zaciekawiony tytułem. Niestety czytając zacząłem myśleć o przebierańcu za niedźwiedzia i o narratorze, że jest po używkach. Nie podeszło.

Nowa Fantastyka