- Opowiadanie: Outta Sewer - Miasto wschodzącego słońca

Miasto wschodzącego słońca

Świat z kloc­ków – W od­le­głej ga­lak­ty­ce

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Miasto wschodzącego słońca

QAR spie­szył się z na­pra­wą, re­kon­fi­gu­ru­jąc sze­ścian swo­je­go ciała szyb­ciej niż robił to kie­dy­kol­wiek wcze­śniej. Pech chciał, że uszko­dze­nie cią­gną­cych się od Stre­fy Świa­tła do Stre­fy Mroku ście­żek ener­ge­tycz­nych na­stą­pi­ło w roz­dzie­la­ją­cym po­łów­ki me­tro­po­lii Pust­ko­wiu Zmierz­chu. I to nie w ja­śniej­szej czę­ści, ale na końcu, przy samej kra­wę­dzi ciem­no­ści.

We­wnętrz­ny zegar pod­po­wia­dał mu, że nie zdąży i mia­sto prze­su­nie się wraz z linią ter­mi­na­to­ra o ko­lej­ne pasmo, nad­bu­do­wu­jąc się od czoła i de­kon­stru­ując z tyłu. A wtedy QAR znaj­dzie się po stro­nie mroku, gdzie żad­ne­mu z rasy ERNów nie wolno się za­pusz­czać. Łatał ubyt­ki w za­wrot­nym tem­pie, świa­dom, że uszko­dze­nie musi zo­stać usu­nię­te zanim ten frag­ment zde­sta­bi­li­zu­je się zbyt mocno i za­gro­zi cią­gło­ści ruchu mia­sta, od dzie­sią­tek ty­się­cy cykli kro­czą­ce­go wraz ze wscho­dzą­cym słoń­cem.

Wciąż przy­spie­szał, a nie­wiel­kich sze­ścia­nów skła­da­ją­cych się na jego formę uby­wa­ło z jed­nej stro­ny, zaś z dru­giej przy­by­wa­ło. Prze­no­sił je, wy­kształ­ca­jąc coraz wię­cej macek funk­cyj­nych, któ­rych teraz kil­ka­na­ście pra­co­wa­ło obok sie­bie, uzu­peł­nia­jąc wy­glą­da­ją­ce jak frag­men­ty ukła­dów sca­lo­nych linie prze­sy­łu. Zda­wał sobie spra­wę, że z po­wo­du mro­wia nad­bu­do­wa­nych koń­czyn po­wrót do wyj­ścio­wej formy bę­dzie trwał dłu­żej niż zwy­kle, ale mu­siał skoń­czyć zanim prze­leje się pod nim pierw­sze pasmo ciem­no­ści.

Zdą­żył. Gdy ostat­nia linia zo­sta­ła po­łą­czo­na, QAR roz­po­czął pro­ces de­kon­struk­cji koń­czyn. Chciał jak naj­szyb­ciej stać się na po­wrót ide­al­nym sze­ścia­nem, by po­dą­żyć w kie­run­ku Stre­fy Świa­tła, prze­su­wa­jąc się ka­ska­do­wo zgod­nie z wek­to­rem ruchu mia­sta. Na to jed­nak za­bra­kło mu już czasu.

Grunt drgnął nie­znacz­nie, po chwi­li moc­niej. Prze­su­nię­cie za­bra­ło spod QARa Pust­ko­wia, jed­no­cze­śnie wsu­wa­jąc pod niego te­re­ny Stre­fy Mroku.

W świe­tle mia­sto za­wi­nę­ło się z tyłu i nad­bu­do­wa­ło z przo­du, uwzględ­nia­jąc prze­by­wa­ją­cych w nim ERNów, jed­nak tutaj al­go­ryt­my me­tro­po­lii dzia­ła­ły ina­czej. Fala re­kon­fi­gu­ra­cyj­na prze­pły­nę­ła wokół QARa, za­miast wy­mu­szać na nim nad­bu­do­wa­nie wraz z kra­jo­bra­zem.

Sa­mot­ny ERN zna­lazł się w obcym miej­scu. Oto­czy­ła go chłod­na ciem­ność, w któ­rej mie­nią­cy się czer­wie­nią, zło­tem i bielą QAR był je­dy­nym barw­nym ele­men­tem. Wie­dział, że po­wi­nien opu­ścić to miej­sce, jed­nak cie­ka­wość za­ka­za­ne­go śro­do­wi­ska była po­tęż­niej­sza niż strach.

Ze zdzi­wie­niem za­uwa­żył, że Stre­fa Mroku nie jest, jak po­wszech­nie twier­dzo­no, cał­ko­wi­cie po­zba­wio­na świa­tła. Linie prze­sy­łu ener­gii ja­rzy­ły się de­li­kat­ną po­świa­tą, wy­do­by­wa­jąc z ciem­no­ści kon­tu­ry po­bli­skich bu­dow­li, nie­mal­że bliź­nia­czo po­dob­nych do tych zna­nych QA­Ro­wi ze sło­necz­nej stro­ny mia­sta. ERN zre­kon­fi­gu­ro­wał struk­tu­rę optycz­ną ze­wnętrz­nych sze­ścia­nów, pró­bu­jąc za­adap­to­wać ją do wa­run­ków. Po krót­kiej chwi­li za­czął roz­róż­niać wię­cej ele­men­tów, za­uwa­ża­jąc na po­wierzch­niach bu­dow­li ja­rzą­ce się blado kwa­dra­to­we wzory. Jed­nak naj­bar­dziej oso­bli­we zdało się QA­Ro­wi to, że kra­wę­dzie nie­któ­rych struk­tur były za­oblo­ne i nie koń­czy­ły się na­tu­ral­ny­mi dla jego świa­ta ką­ta­mi pro­sty­mi.

Nie­śmia­ło zbli­żył się do jed­nej z bu­dow­li, wy­kształ­cił ramię i do­tknął nim zim­nej, gład­kiej po­wierzch­ni. In­te­rak­cja wy­wo­ła­ła po­ja­wie­nie się wokół miej­sca ze­tknię­cia cha­rak­te­ry­stycz­nych, ko­lo­rowych kwa­dra­tów. Ozna­cza­ło to, że w tej po­łów­ce oto­cze­nie rów­nież zbu­do­wa­ne było z sze­ścien­nych kloc­ków, z ja­kich skła­da­ły się ERNy oraz wy­two­ry ich cy­wi­li­za­cji. Spró­bo­wał wpły­nąć na formę bu­dynku, jed­nak część ele­men­tów nie pod­da­wa­ła się jego wy­sił­kom. Te z za­okrą­glo­ny­mi kra­wę­dzia­mi nie przyj­mo­wa­ły ko­mend. A to po­wo­do­wa­ło, że po­zo­sta­łe rów­nież nie re­ago­wa­ły, po­zba­wio­ne in­for­ma­cji zwrot­nej wszyst­kich skła­do­wych obiek­tu.

Choć QAR po­chło­nię­ty był pró­ba­mi in­ge­ren­cji w struk­tu­rę bu­dow­li, jego czuj­ni­ki aku­stycz­ne za­re­je­stro­wa­ły na­ra­sta­ją­cy szum, do­bie­ga­ją­cy z głębi mrocz­nych ar­te­rii noc­nej czę­ści me­tro­po­lii. Cof­nął ramię, raz jesz­cze zmie­nił opty­kę i za­marł.

Zbli­ża­ła się do niego ide­al­na sfera, wta­cza­jąc się w po­świa­tę linii prze­sy­łu i opa­li­zu­jąc noc­ny­mi bar­wa­mi, ukła­da­ją­cy­mi się na jej po­wierzch­ni w hip­no­ty­zu­ją­ce wiry. QAR zro­zu­miał, że ta isto­ta była OUA, przed­sta­wi­cie­lem ga­tun­ku za­miesz­ku­ją­ce­go noc.

ERNy uczo­no, że OUA nie można ufać, bo­wiem ty­sią­ce cykli temu roz­pę­ta­ły wojnę. Kon­flikt za­koń­czył się ro­zej­mem, w ra­mach któ­re­go utwo­rzo­no po­zba­wio­ny użyt­ko­wych struk­tur teren gra­nicz­ny Pust­ko­wi Zmierz­chu. Wkro­cze­nie na niego moż­li­we było wy­łącz­nie w celu prze­pro­wa­dze­nia prac ser­wi­so­wych, jed­nak jego prze­kro­cze­nie sta­no­wi­ło zła­ma­nie wa­run­ków po­ko­ju. A QAR wła­śnie ten wa­ru­nek zła­mał.

Prze­ra­żo­ny trwał nie­ru­cho­mo, pe­wien, że jego ist­nie­nie za chwi­lę do­bie­gnie kresu. Ko­lo­ry na po­wierzch­ni wro­giej sfery za­wi­ro­wa­ły w obłęd­nym tańcu, pod­ło­że drgnę­ło, a bu­dow­la przed którą tkwił znie­ru­cho­mia­ły ERN nad­bu­do­wa­ła się w jego stro­nę, po­chła­nia­jąc go i asy­mi­lu­jąc.

Nie­zna­ny al­go­rytm roz­bił QARa na sze­ścia­ny skła­do­we i roz­rzu­cił lo­so­wo we­wnątrz ukła­du bu­dow­li.

 

***

 

QAR prze­stał ist­nieć.

Był teraz frag­men­ta­mi cze­goś więk­sze­go, nie­zro­zu­mia­łe­go i dzia­ła­ją­ce­go we­dług nie­zna­nych reguł. Może dałby radę za­na­li­zo­wać i przy­swo­ić al­go­ryt­my ja­ki­mi rzą­dzi­ła się mrocz­na stro­na, jed­nak czę­ści skła­do­we jego isto­ty były zbyt roz­pro­szo­ne. W tym sta­nie nie mógł nawet wy­odrębnić ca­łe­go sie­bie.

Za­wie­ra­ją­ce frag­men­ty świa­do­mo­ści mo­du­ły tra­ci­ły ze sobą kon­takt i QAR za­czął za­tra­cać się w nie­ist­nie­niu.

Jed­nak coś nagle szarp­nę­ło kilka sze­ścia­nów, które były QARem i wy­rzu­ci­ło je poza bu­dow­lę. Ze ścia­ny bu­dyn­ku, wy­cią­ga­ne ob­cy­mi ko­men­da­mi, wy­pa­da­ły ko­lej­ne frag­men­ty, do­łą­cza­jąc do tych już wy­plu­tych i for­mu­jąc ERNa na nowo.

QAR był znów kom­plet­ny, a ra­tu­nek za­wdzię­czał wro­go­wi. Zro­zu­miał to, kiedy OUA wy­kształ­cił si­nu­so­idal­ną koń­czy­nę, użył jej do wy­rwa­nia z pod­ło­ża kilku sze­ścia­nów i ufor­mo­wał z nich sze­ro­ki panel. Zwró­cił go w stro­nę QARa i wy­ge­ne­ro­wał geo­me­trycz­ne wzory, na­śla­du­jąc spo­sób ko­mu­ni­ka­cji ERNów:

– Nie bój się → uwa­żaj/strzeż się. Noc nad­bu­do­wu­je: struk­tu­ry/bu­dyn­ki na isto­ty/OUA/ERN. Dla­te­go OUA są: sfe­ra­mi/ku­la­mi ← ewo­lu­cja/przy­sto­so­wa­nie/ad­ap­ta­cja.

Oszo­ło­mio­ny QAR za­mi­go­tał zdu­mie­niem w kie­run­ku swo­je­go wy­baw­cy:

– Dla­cze­go OUA: po­mógł/ura­to­wał/wy­ba­wił ERN?

– OUA: nie są wro­ga­mi | ALS: nie jest wro­giem → ja je­stem: ALS – wy­ja­śni­ła sfera.

– ERN: uczą/in­stru­ują → OUA: wro­gie/nieprzyjazne. Ga­tu­nek OUA: roz­po­czął wojnę → prze­gra­ł → musi żyć w mroku – od­parł QAR.

Ko­lo­ry na po­wierzch­ni ALS za­wi­ro­wa­ły, roz­my­te obu­rze­niem. Na pa­ne­lu za­ja­śnia­ła od­po­wiedź:

– Hi­sto­ria ERN: kła­mie/oszu­ku­je. OUA | ERN: jeden ga­tu­nek. ALS: po­ka­że/wy­ja­śni/na­uczy.

QAR był nie­uf­ny, lecz prze­pro­ce­so­wał, że gdyby ALS za­le­ża­ło na jego nie­ist­nie­niu, mógł­by nie wy­cią­gać go z bu­dow­li i nie prze­strze­gać przed od­mien­nie dzia­ła­ją­cy­mi za­sa­da­mi prze­su­nięć. A już na pewno nie wy­mie­niał­by z nim ko­mu­ni­ka­tów i nie za­pra­szał do za­re­je­stro­wa­nia miej­sc, któ­rych nie oglą­dał żaden inny ERN od kil­ku­na­stu ty­się­cy cykli. Ta moż­li­wość zain­try­go­wa­ła QARa, po­dą­żył więc po­słusz­nie za to­czą­cą się przed nim kulą.

Po­cząt­ko­wo QA­Ro­wi trud­no było przy­wyk­nąć do pa­nu­ją­cej po tej stro­nie ciem­no­ści, jed­nak z cza­sem uda­wa­ło mu się wy­ła­wiać coraz wię­cej szcze­gó­łów oto­cze­nia. Stre­fa Mroku wy­glą­dem nie od­bie­ga­ła zna­czą­co od Stre­fy Świa­tła, tak samo wy­peł­nio­na gęstą za­bu­do­wą na­prze­mien­nie ni­skich i wy­so­kich bu­dow­li. Tutaj jed­nak na wszyst­kich bu­dyn­kach zda­rza­ły się wy­oble­nia oraz wy­sta­ją­ce w lo­so­wych miej­scach płasz­czyzn sze­ścia­ny skła­do­we.

ALS pro­wa­dził go, co i rusz skrę­ca­jąc w bie­gną­ce pod dziw­ny­mi ką­ta­mi ulicz­ki. Cza­sa­mi przy­sta­wał w sze­ro­kich chod­ni­kach wy­ty­czo­nych zgod­nie z wek­to­rem ruchu mia­sta, cze­ka­jąc aż ko­lej­ne prze­su­nię­cie prze­to­czy się wokół, nie po­chła­nia­jąc QARa. Po dro­dze mi­ja­li róż­nych roz­mia­rów OUA, które nie­ru­cho­mia­ły i ob­ser­wo­wa­ły nie­zwy­kły widok, jakim był w tym miej­scu ko­lo­ro­wy sze­ścian. Jed­nak żadna sfera nie zbli­ży­ła się do nich, oprócz ogrom­nej, kilku­krot­nie więk­szej od ALS kuli, która za­gro­dzi­ła im drogę i wście­kle za­wi­ro­wa­ła roz­my­ty­mi be­ża­mi i gra­na­ta­mi. W od­po­wie­dzi na tor­na­da ko­lo­rów ol­brzy­ma ALS utwo­rzył na swo­ich bie­gu­nach gra­na­to­we hu­ra­ga­ny pre­ten­sji. Po tym po­ka­zie gi­gant przy­jął jed­no­li­tą szarą barwę i od­da­lił się, zo­sta­wia­jąc ich w spo­ko­ju.

Cel wę­drów­ki osią­gnę­li nie­dłu­go potem.

Po­mię­dzy po­dob­ny­mi do sie­bie, sze­ścien­ny­mi kon­struk­cja­mi znaj­do­wa­ło się coś nie­ocze­ki­wa­nie od­mien­ne­go. Bu­dow­la nie przy­po­mi­na­ła QA­Ro­wi ni­cze­go, co do­tych­czas wi­dział i o czym po­my­ślał­by, że kie­dy­kol­wiek ujrzy. Jej pod­sta­wa była kwa­dra­tem, jed­nak czte­ry ścia­ny zwę­ża­ły się ku górze i łą­czy­ły wy­so­ko w po­sta­ci szpi­cza­ste­go wierz­choł­ka.

Wokół bu­dow­li grup­ki róż­nej wiel­ko­ści OUA zbi­ja­ły się w gro­ma­dy, drga­ją­c jed­no­staj­nie. Ocie­ra­ją­ce się sfery ge­ne­ro­wa­ły ła­dun­ki elek­tro­sta­tycz­ne, które raz za razem wy­strze­li­wa­ły w górę i ude­rza­ły w wierz­cho­łek ostro­słu­pa. Bu­dow­la roz­bły­ski­wa­ła na mo­ment błę­ki­tem i szyb­ko przy­ga­sła. Ca­łe­mu spek­ta­klo­wi to­wa­rzy­szy­ło ni­skie, elek­trycz­ne bu­cze­nie, prze­ry­wa­ne su­chy­mi trza­ska­mi strze­la­ją­cych iskier.

ALS skie­ro­wał panel ko­mu­ni­ka­cyj­ny w kie­run­ku QARa:

– Mi­ste­rium/ko­mu­nia/od­da­nie czci.

– Komu/czemu? – Wy­świe­tlił krót­ko QAR.

– Stwór­cy/przod­ko­wi.

– Stwór­cy/przod­ko­wi: OUA?

– OUA | ERN: jeden ga­tu­nek | różne rasy ← poprzez: ewo­lu­cję/roz­wój/przy­sto­so­wa­nie. – Wy­ja­śnił ALS, a póź­niej za­rzu­cił QARa la­wi­ną ko­mu­ni­ka­tów, opo­wia­da­ją­cych o hi­sto­rii, któ­rej po­cząt­ki się­ga­ły kil­ku­dzie­się­ciu ty­się­cy cykli wstecz.

QAR znał fakty o ka­ta­kli­zmie, który spadł na pla­ne­tę i zmu­sił za­miesz­ku­ją­cą ją rasę do bu­do­wy mia­sta-ar­ki, po­ru­sza­ją­ce­go się wraz z linią ter­mi­na­to­ra po wy­ja­ło­wio­nych zglisz­czach wspa­nia­łej nie­gdyś cy­wi­li­za­cji. Lecz na tym koń­czy­ły się po­do­bień­stwa po­mię­dzy hi­sto­rią, jaką znali OUA, a tą, któ­rej jego uczo­no.

Chło­nąc in­for­ma­cje QAR do­wie­dział się, że daw­niej ER­No­wie byli je­dy­ną rasą i pra­co­wa­li za­rów­no po ja­snej jak i ciem­nej stro­nie mia­sta, zmie­nia­jąc się cy­klicz­nie. Po­znał też hi­sto­rię buntu, bę­dą­ce­go na­stęp­stwem wpro­wa­dzo­ne­go za­rzą­dze­nia o sta­łym przy­dzia­le prac. Wojna w którą prze­ro­dził się sprze­ciw wobec nie­spra­wie­dli­wo­ści pra­wie do­pro­wa­dzi­ła do za­gła­dy mia­sta i śmier­ci całej rasy. Do­pie­ro ka­pi­tu­la­cja człon­ków noc­nej frak­cji i po­go­dze­nie się z na­rzu­co­ny­mi im funk­cja­mi do­pro­wa­dzi­ły do po­ko­jo­we­go ro­zej­mu.

Ta hi­sto­ria zdała się QA­Ro­wi kom­plet­na, po­zba­wio­na bia­łych plam i nie­spój­no­ści, od któ­rych roiło się w wer­sji, ja­kiej uczo­no ERNów. Wie­rzył w nią. Nie potra­fił jed­nak zro­zu­mieć dla­cze­go pod słoń­cem od ty­się­cy cykli po­wta­rza się kłam­stwa i stra­szy pod­stęp­ny­mi OUA, cze­ka­ją­cy­mi w mroku na pre­tekst by roz­po­cząć ko­lej­ny kon­flikt.

Gdy lek­cja do­bie­gła końca ALS od­pro­wa­dził QARa do oj­czy­stej Stre­fy. Przez całą drogę po­wrot­ną ERN pro­ce­so­wał in­for­ma­cje, które uzy­skał.

Zanim opu­ścił ciem­ność po­pro­sił o moż­li­wość po­now­ne­go wkro­cze­nia na te­re­ny OUA. Od tam­te­go czasu, co pół cyklu, sfe­rycz­ny przy­ja­ciel cze­kał na niego tuż przed gra­ni­cą.

 

***

 

Oka­za­ło się, że bę­dą­cy prze­wod­ni­kiem QARa ALS jest do niego bar­dzo po­dob­ny – jeśli nie w for­mie ze­wnętrz­nej, to przy­naj­mniej w środ­ku. Obaj byli głod­ni wie­dzy i nie go­dzi­li się z za­sta­ną rze­czy­wi­sto­ścią, w któ­rej ich rasy żyły od­se­pa­ro­wa­ne. Cie­szy­li się swoją in­no­ścią, chło­nąc prze­ka­zy­wa­ne na­wza­jem in­for­ma­cje i na­wią­zu­jąc coraz głęb­sze po­ro­zu­mie­nie. Po­zna­wa­li się, a po­przez chęć ko­mu­ni­ka­cji zdo­by­wa­li wie­dzę na temat po­do­bieństw oraz róż­nic po­mię­dzy zwa­śnio­ny­mi spo­łecz­no­ścia­mi. QAR ma­rzył, że skoro od­mien­ność OUA nie jest dla niego pro­ble­mem, to nie po­win­na być rów­nież prze­szko­dą dla in­nych ERNów. Miał na­dzie­ję, że po ty­sią­cach cykli ich rasy znaj­dą wspól­ny język i na­uczą się żyć nie tylko obok sie­bie, ale ze sobą.

Tym­cza­sem QAR po­zna­wał świat, w któ­rym przy­szło żyć OUA.

Oprócz Świą­ty­ni Stwór­cy od­wie­dził ogrom­ne struk­tu­ry, utrzy­mu­ją­ce mia­sto w ciągłym ruchu. W gi­gan­tycz­nych bu­dow­lach miesz­czą­cych ma­szy­ne­rię zbie­ga­ły się wszyst­kie linie prze­sy­łu, cią­gną­ce się od ab­sor­bu­ją­cej ener­gię sło­necz­ną kon­struk­cji na czele me­tro­po­lii. Sil­ni­ki re­kon­fi­gu­ra­cyj­ne znaj­do­wa­ły się w mroku, ze wzglę­du na szyb­ko spa­da­ją­cą po tej stro­nie tem­pe­ra­tu­rę, dzię­ki któ­rej studzenie na­pę­du było bardziej efektywne.

Na szczy­cie jed­nego z bu­dyn­ków QAR do­znał praw­dzi­we­go chło­du noc­nej stro­ny, oraz zda­rza­ją­cych się tutaj spo­ra­dycz­nie hu­ra­ga­no­wych wi­chrów. Wiatr omal go nie zrzu­ci­ł, pcha­jąc z ogrom­ną siłą ku kra­wę­dzi, jed­nak na ALS nie zro­bi­ł więk­sze­go wra­że­nia. Wiatr opły­wał obracającego się w miejscu OUA, który płynnie dostosowywał prędkość pionowej rotacji do mocy podmuchów, sprzeciwiając się niechcianemu przemieszczaniu przy minimum wysiłku. QAR mu­siał przy­znać, że kształt jaki po ty­sią­cach cykli przy­ję­li przodkowie, za­mie­nia­jąc się w sfery, rze­czy­wi­ście wy­nik­nął z przy­sto­so­wa­nia.

Wę­dru­jąc po mie­ście QAR zro­zu­miał zmia­ny ad­ap­ta­cyj­ne formy OUA jesz­cze do­bit­niej, gdy za­re­je­stro­wał zdarzenie, w którym al­go­ryt­my nad­bu­do­wa­ły po­bli­skie kon­struk­cje na grup­kę to­czą­cych się rów­no­le­głe do wek­to­ra ruchu mia­sta sfer. To, co dla QARa za­koń­czy­ło­by się po­now­nym wchło­nię­ciem, dla gro­ma­dy kul skut­ko­wa­ło je­dy­nie prze­to­cze­niem przed czo­łem fali.

Chcąc cał­ko­wi­cie zro­zu­mieć OUA, QAR w końcu zde­cy­do­wał się ulec na­mo­wom przy­ja­cie­la i wziął udział w ko­mu­nii pod ostro­słu­pem Stwór­cy. Elek­try­zu­ją­ce drga­nia przy­le­ga­ją­cych do niego sfer wpro­wa­dzi­ły go w stan, w któ­rym po­czuł się czę­ścią więk­szej ca­ło­ści. Prze­stał być in­dy­wi­du­al­ną jed­nost­ką, sta­jąc się skła­do­wą ogrom­ne­go or­ga­ni­zmu, obej­mu­ją­ce­go całe ist­nie­nie. Błę­kit­ne roz­bły­ski ostro­słu­pa mó­wi­ły do niego, prze­ka­zy­wa­ły wie­dzę, pul­so­wa­ły har­mo­nią, prze­ni­ka­jąc każdy sze­ścian jego isto­ty. QAR chciał by inni ER­No­wie rów­nież mogli do­świad­czyć tego cudu, tak jak pragnął, by dla OUA znów wze­szło słoń­ce.

Tego cyklu – po zakończonej ce­re­mo­nii – QAR po­pro­sił ALS by przy­ja­ciel udał się wraz z nim do Stre­fy Świa­tła.

 

***

 

QAR po­pro­wa­dził ALS przez Pust­ko­wie Zmierz­chu i ciche kwar­ta­ły w po­bli­żu gra­ni­cy, pro­sto do cen­trum dzien­nej stro­ny me­tro­po­lii.

OUA przy­brał sta­lo­wo­sza­rą barwę i to­czył się wolno, z za­cie­ka­wie­niem chło­nąc świa­tło pa­da­ją­ce z cen­tral­nej gwiaz­dy ukła­du. Mi­ja­ne spo­ra­dycz­nie ERNy za­trzy­my­wa­ły się, ogni­sku­jąc sen­so­ry optycz­ne na po­dą­ża­ją­cej za QARem kuli. Geo­me­trycz­ne wzory wy­kwi­ta­ją­ce na po­wierzch­niach sze­ścien­nych tu­byl­ców zdra­dza­ły strach, ale QAR nie zwra­cał na to uwagi i bez­u­stan­nie ge­ne­ro­wał ko­mu­ni­ka­ty:

– Je­stem: QAR. To jest: ALS → przy­ja­ciel/kom­pan/to­wa­rzysz. OUA: nie są źli/nik­czem­ni/podli. Nad­szedł: czas zmian | czas współ­pra­cy → czas ko­eg­zy­sten­cji.

Żaden ERN nie chciał jed­nak wcho­dzić w in­te­rak­cję z QARem i jego wzbu­dza­ją­cym zimny strach przy­ja­cie­lem. Sze­ścien­ni miesz­kań­cy dnia od­da­la­li się po­śpiesz­nie, kiedy tylko prze­pro­ce­so­wa­li po­cząt­ko­wy szok po uj­rze­niu oso­bli­wej pary.

Z mo­du­łu do mo­du­łu, in­for­ma­cja o OUA po­ru­sza­ją­cym się po ja­snej stro­nie bły­ska­wicz­nie ro­ze­szła się po Stre­fie Świa­tła. W końcu na dro­dze QARa i jego go­ścia sta­nę­ła szóst­ka star­szych ERNów, wy­świe­tla­jąc na po­wierzch­niach wzory czer­wo­ne od nie­na­wi­ści:

– Wynoś się/Odejdź/Idź precz!

– QAR: zdraj­ca/ko­la­bo­rant → wróg/nieprzyjaciel!

– OUA: wróg/nieprzyjaciel | agresor/na­past­nik!

QAR wie­dział, że się mylą i chciał im wy­ja­śnić, skąd wzię­ły się te uprze­dze­nia. Opo­wie­dzieć praw­dzi­wą hi­sto­rię oraz prze­ko­nać do zmia­ny. Był spe­cja­li­stą od łą­cze­nia prze­rwa­nych ście­żek, więc dla­cze­go nie miał­by umieć na­pra­wić ro­ze­rwa­nej dawno temu więzi, jaka łą­czy­ła miesz­kań­ców obu po­łó­wek mia­sta?

Jed­nak znów nie zdą­żył.

Grunt drgnął i mia­sto prze­su­nę­ło się, grze­biąc plany mło­de­go ERNa pod wzo­ra­mi re­kon­fi­gu­ra­cji. Al­go­ryt­my dzien­nej stro­ny w zwy­czaj­ny spo­sób uwzględ­ni­ły QARa i po­zo­sta­łe ERNy, nad­bu­do­wu­jąc ich ciała wraz z mia­stem, lecz nie po­ra­dzi­ły sobie z nie­sze­ścien­ną struk­tu­rą ALS. Fala prze­su­nię­cia po­tur­la­ła więc ku­li­stą isto­tę przed sie­bie, tak jak dzia­ło się to w Stre­fie Mroku.

Unie­sio­na re­kon­fi­gu­ra­cją sfera wto­czy­ła się wprost na star­sze­go ERNa, który uznał to dzia­ła­nie za ce­lo­we. Po­trą­co­ny sze­ścian wy­kształ­cił cięż­kie ramię i ude­rzył nim sfe­rycz­ne­go przy­by­sza. Po chwi­li po­zo­sta­li ER­No­wie zbli­ży­li się i rów­nież za­ata­ko­wa­li.

Prze­ra­żo­ny do­świad­cza­ną agre­sją ALS za­czął wi­ro­wać w poziomie wokół wła­snej osi, z każdym przyjętym ciosem zwięk­sza­jąc ob­ro­ty. Pęd jaki nadał swo­je­mu ciału od­bi­jał ata­ku­ją­ce go ra­mio­na i wreszcie zmu­sił ERNy do od­stą­pie­nia. A gdy ude­rze­nia usta­ły, OUA prze­chy­lił się, usta­wia­jąc oś ob­ro­tu do pionu i roz­trą­ca­jąc na­past­ni­ków od­to­czył się w kie­run­ku mroku.

Star­si ER­No­wie zo­sta­li po­zba­wie­ni bez­po­śred­nie­go wroga, prze­kie­ro­wa­li więc swój gniew na QARa. Zre­kon­fi­gu­ro­wa­li macki w kształt chwy­ta­ków i po­czę­li wy­dzie­rać z jego ciała ko­lej­ne skła­do­we sze­ścia­ny.

Za­bi­ja­no go, ka­wa­łek po ka­wał­ku. QAR się nawet nie bro­nił.

Zro­zu­miał, że zgi­nie, a jego dobre chęci od po­cząt­ku były nie­wy­star­cza­ją­ce, by zmie­nić spo­sób po­strze­ga­nia wła­snej rasy i na­pra­wić to, co po­zo­sta­wa­ło ze­psu­te przez ty­sią­ce cykli. Nie miał żalu do bied­ne­go ALS, że ten zo­sta­wił go i uciekł. Cie­kaw był jed­nak, jak od teraz po­to­czy się hi­sto­ria. Bo po­mi­mo po­raż­ki miał na­dzie­ję, że udało mu się zro­bić krok na­przód ku po­jed­na­niu.

Zanim QAR zo­stał do­szczęt­nie ro­ze­rwa­ny, a jego świa­do­mość uto­nę­ła w ma­try­cach nie­ist­nie­nia, po­cie­szył się myślą, że nawet śmierć jest czę­ścią więk­szej, dą­żą­cej do har­mo­nii ca­ło­ści. Że pew­ne­go cyklu po­szcze­gól­ne kloc­ki wsko­czą na swoje miej­sca, a wów­czas wszyst­ko po­ukła­da się we wła­ści­wy spo­sób.

Koniec

Komentarze

Od razu powiem, że ekspertem nie jestem, a moja opinia jest jedynie subiektywna.

Na szczęście od bardziej merytorycznych i wartościowych komentarzy są inni na portalu. :)

 

Tutaj jedynie osobiste odczucia związane z pisanie. Ogólnie nie lubię hard sci-fi, wszelkich wyrazów technicznych, fizycznych itp. (stąd też byłem mniej ochoczo nastawiony do Chyba Kuszu Jima).

To kilka subiektywnych przykładów, które z początku utrudniły mi czerpanie przyjemności:

 

Pech chciał, że uszkodzenie ciągnących się od Strefy Światła do Strefy Mroku ścieżek energetycznych nastąpiło w rozdzielającym połówki metropolii Pustkowiu Zmierzchu.

To zdanie bardzo wybiło mnie z rytmu.

 

Przenosił je, wykształcając coraz więcej macek funkcyjnych, których teraz kilkanaście pracowało obok siebie, uzupełniając wyglądające jak fragmenty układów scalonych linie przesyłu.

Kolejne i jeszcze jedno:

wtaczając się w poświatę linii przesyłu i opalizując nocnymi barwami, układającymi się na jej powierzchni w hipnotyzujące wiry.

 

Chciał jak najszybciej stać się na powrót idealnym sześcianem, by podążyć w kierunku Strefy Światła, przesuwając się kaskadowo, zgodnie z wektorem ruchu miasta.Na to jednak zabrakło mu już czasu.

Tu trzeba spację.

 

– Nie bój się → Uważaj/Strzeż się. Noc nadbudowuje: struktury/budynki na istoty/OUA/ERN. Dlatego OUA są: sferami/kulami ← Ewolucja/Przystosowanie/Adaptacja.

Oszołomiony QAR zamigotał zdumieniem w kierunku swojego wybawcy:

– Dlaczego OUA pomógł/uratował/wybawił ERN?

– OUA nie są wrogami | ALS nie jest wrogiem ← Ja jestem ALS – wyjaśniła sfera.

– ERN uczą/instruują → OUA wrogie. Obcy gatunek: Rozpoczął wojnę → Przegrał → Musi żyć w mroku – odparł QAR.

Kolory na powierzchni ALS zawirowały, rozmyte oburzeniem. Na panelu zajaśniała odpowiedź:

– Historia ERN: kłamie/oszukuje. OUA | ERN jeden gatunek. ALS pokaże/wyjaśni/nauczy.

Duży plus za takie dialogi, fajne i innowacyjne.

 

To teraz wrażenia ogólne:

Przeczytałem dwa razy.

Za pierwszym przejechałem jak po popękanym asfalcie, więc nie wyniosłem przyjemności z lektury, przez te dosyć – jak dla mnie – trudno sformułowane zdania.

Jednak to Twój tekst, a znam Cię od początku mojej nowej obecności na portalu, więc nie dałem za wygraną i chciałem czytać do skutku. Na szczęście odpocząłem chwilę i przeczytałem drugi raz, wolno i spokojne. Tym razem podobało mi się i zrozumiałem znacznie więcej. Było przyjemnie ;)

Smutna historia o dwóch przyjaciołach pochodzących z dwóch różnych, zwaśnionych starą wojną stref. Można tutaj (jak dla mnie) doszukiwać się tematu rasizmu, niezrozumienia, homofobii, starych uprzedzeń i waśni między narodami. Reakcja jasnej strefy na nowego przybysza była oddana tak realnie, że autentycznie zrobiło mi się przykro.

Motyw klocków wykorzystałeś w ciekawy sposób. Nie tylko jako kreacja postaci, ale i metafora rzeczy, które może z czasem ‘wskoczą na swoje miejsce’.

Jednak nie do końca rozumiem kreację świata, jak oni się poruszają (poprzez przekładanie klocków imitujące chodzenie?) Być może nie do końca przeczytałem to uważnie, ale za mało tutaj opisałeś. Jednak to tylko subiektywna opinia.

Na koniec powiem tyle – fabuła podobała mi się, wywołałeś u mnie emocje, postacie sympatyczne. Jednak to słownictwo i kilka kreacji zdań – niestety czasem wybijało mnie z rytmu. Nie jestem ekspertem ani nawet profesjonalnym czytelnikiem, więc może to być tylko mój problem.

Polecę do biblioteki, bo warsztat masz dobry, na pewno lepszy niż mój, a i pomysł był bardzo oryginalny i z przesłaniem ;)

Pozdrawiam!

 

P.S

Podczas dodawania wygasła strona i przez chwilę miałem wrażenie, że cały komentarz poszedł na marne ;/

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

UWAGA – możliwe spojlery. Jeśli ktoś czyta komentarze, zanim zabierze się za tekst, to sobie zepsuje zabawę :D. 

 

**************************************************************************************************

 

Siedzę już dobre kilka minut i nie wiem, co napisać :]. Pewnie jakbym nie widział Twojego wpisu na krzyk-skrzynce, to bym pomyślał, że rzeczywiście wstawiłeś półsurowe opowiadanie. Początek bazujący na zdaniach o tak dziwnym szyku, że ledwie można zrozumieć i trzeba przeczytać po kilka razy, żeby złapać o co chodzi. 

Ale! Nie ze mną takie numery, Bruner! :D

Tu chodziło o dekonstrukcje struktur budowli i dlatego te zdania są takie dziwne? Jeśli tak, to chapeau bas, bo wyszło super. Zorientowałem się dopiero w połowie tekstu, jak szyk wrócił na swoje miejsce. 

Do tego świetny pomysł na język i zapis dialogów. Jestem pod wrażeniem. 

 

pozdrawiam 

M.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Zgodnie w wolą marasa, który, jak wieść niesie, jest piękny i dobry, będzie narzekanie. 

Opowiadanie zaczynasz z wysokiego C. Strefy Światła, Mroku, Pustkowia Zmierzchu – nazwy mocno wyeksploatowane w fantasy. Moim zdaniem mocno niepasujące do elektronicznej natury istot, które są bohaterami tekstu. 

Historia konfliktu dwóch ras wydaje mi się nazbyt przyziemna, nieprzystająca do inności pozostałej części tekstu. Do tego otrzymujemy nadmiarową informację o rasie, która (w domyśle) powołała do życia te maszyny, co powoduje, że egzotyczna historia staje się mniej egzotyczna. 

Unikaj stwierdzeń "nauczył się pewnych rzeczy", "przekazał pewne informacje" – one nic nie mówią. Już wiemy, że QAR i ALS uczyli się od siebie wzajemnie, a tak podany komunikat nie przybliża nas do zrozumienia, czego się uczyli. 

Zakończenie to dla mnie połowa zakończenia. Nie dostajemy historii ALS, nie wiemy, jakie działania podjął po tej próbie kontaktu. Co się zmieniło? Jakie informacje przekazał swoim? Czy działania QAE nie oddaliły przypadkiem rasy od wzajemnej koegzystencji? QAR mógł za to spodziewać się takiego obrotu spraw, ponieważ to jego strona fałszowała historię i miała jednoznacznie wrogi stosunek do kul. 

Podsumowując: kawałek udanego, pomysłowego tekstu, który stoi swiatotworstwem i w moim odczuciu swiatotworstwem ratuje niedostatki fabuły, ponieważ mocno oddziałuje na wyobraźnię i pokazuje, jak inne mogą być dalekie światy. Hasło konkursowe wykorzystane w pełni. 

 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Niesamowicie wciąga ten klockowy świat, ja byłam nim zachwycona :) Kategorie światła i mroku pozwoliły na skonstruowanie podstawowych opozycji. Niestety relacje między sześcianem a sferą już nie zostały przedstawione równie elektryzująco. Ich historia była zbyt ogólna, zbyt powierzchowna. Tym niemniej opowiadanie przeczytałam z przyjemnością, dzieląc, kiedy trzeba było, zdania na trzy.

Pozdrawiam!

Hej

 

Pozwólcie, że odpowiem nie po kolei i zacznę od Gekiego. Bo Geki zwrócił uwagę na coś, co powoduje, że niespecjalnie jestem zadowolony z tego opowiadania.

A więc, Geki,

nazwy mocno wyeksploatowane w fantasy. Moim zdaniem mocno niepasujące do elektronicznej natury istot, które są bohaterami tekstu. 

Masz rację. W tym tekście chciałem pokazać inność tych istot i świata, który je otacza. Jednocześnie chciałem, żeby ich problemy były takie jak nasze, podobne, możliwe do zinterpretowania i przełożenia na nasz świat. Wszechświat przecież właśnie tak może być poukładany ;) I to drugie mi się chyba trochę udało, ale z resztą poległem.

Wiadomo, że nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić jak może postrzegać rzeczywistość hipotetyczna obca rasa, powiedzmy taka, której forma nie opiera się na węglu. Otaczający nas świat interpretujemy za pomocą zmysłów, jesteśmy ograniczeni w postrzeganiu rzeczywistości naszą biologią, budową organizmu, jego funkcjami i potrzebami. Zupełnie inne systemy odniesień uniemożliwiłyby komunikację i przełożenie ich języka i systemu pojęć na nasz. Przekroczyć pewnej granicy w wyobrażaniu sobie tego systemu się nie da, ale można się do niej zbliżyć i to właśnie chciałem zrobić. I poległem, bo za cienki jestem na coś takiego. Powiedziałbym, że wygenerowałem mackę o funkcji motyki i obrałem wektor ruchu na centralną gwiazdę układu ;)

Zabawne historyjki chyba wychodzą mi lepiej :-/

 

Historia konfliktu dwóch ras wydaje mi się nazbyt przyziemna, nieprzystająca do inności pozostałej części tekstu.

A tutaj zdajesz się zaprzeczać temu brakowi inności, której nie udało mi się osiągnąć :-/

 

Do tego otrzymujemy nadmiarową informację o rasie, która (w domyśle) powołała do życia te maszyny, co powoduje, że egzotyczna historia staje się mniej egzotyczna. 

No nie do końca rasie, która je stworzyła, a bardziej o rasie z której wyewoluowały.

 

Unikaj stwierdzeń "nauczył się pewnych rzeczy", "przekazał pewne informacje" – one nic nie mówią. Już wiemy, że QAR i ALS uczyli się od siebie wzajemnie, a tak podany komunikat nie przybliża nas do zrozumienia, czego się uczyli. 

Aye, captain. Outta widzieć, co pan mieć na myśli. Rzeczywiście debilne stwierdzenia, które bardziej obnażają brak inwencji autora w wymyśleniu czym były te rzeczy i co to były za informacje. Do zapamiętania.

 

Zakończenie to dla mnie połowa zakończenia. Nie dostajemy historii ALS, nie wiemy, jakie działania podjął po tej próbie kontaktu. Co się zmieniło? Jakie informacje przekazał swoim? Czy działania QAE nie oddaliły przypadkiem rasy od wzajemnej koegzystencji? QAR mógł za to spodziewać się takiego obrotu spraw, ponieważ to jego strona fałszowała historię i miała jednoznacznie wrogi stosunek do kul. 

Czyli chciałbyś, żebym podał Ci lekarstwo na bolączki tego świata? Nie wiem jakie działania mógłby podjąć ALS, żeby przybliżyć do siebie dwie rasy. Jak już wcześniej wspominałem, ich problemy są odbiciami naszych. A my nie wiemy jak te nasze problemy rozwiązywać, bo każdy kolejny rewolucjonista tylko bardziej atomizuje zwaśnione strony, z dwóch tworząc co najmniej trzy. Nie wiem. Mea culpa.

 

@Daniel

 

Można tutaj (jak dla mnie) doszukiwać się tematu rasizmu, niezrozumienia, homofobii, starych uprzedzeń i waśni między narodami.

Nie można, a nawet trzeba ;) Cieszę się, że tak to odebrałeś.

 

Jednak nie do końca rozumiem kreację świata, jak oni się poruszają (poprzez przekładanie klocków imitujące chodzenie?)

Chciałbym Ci to wyjaśnić, ale nie bardzo wiem jak przełożyć obrazy z mojej głowy na zrozumiały język. Może poprzez analogię – znasz film Doctor Strange? Podsyłam link do filmiku na yt. Obejrzyj od 55 sekundy. Zobacz co się tam dzieje z budynkami, podobnie zachowuje się miasto z opowiadania. I podobnie poruszają się ERNy.

 

@MbS

 

Tu chodziło o dekonstrukcje struktur budowli i dlatego te zdania są takie dziwne?

Tak, chodzi o to, że cały ich świat składa się konstruujących się i dekonstruujących elementów. One same, ERNy, też ulegają dekonstrukcjom i potrafią przebudowywać w pewnym stopniu siebie, jak i otoczenie. Czy te zdania są dziwne? Może, ale dla mnie zbyt mało dziwne, nadal zbyt ludzkie :)

 

@chalbarczyk

 

Kategorie światła i mroku pozwoliły na skonstruowanie podstawowych opozycji.

Tak, ten kontrast miał być mocno zaznaczony. Ta odmienność ras i światów w których żyją.

 

Niestety relacje między sześcianem a sferą już nie zostały przedstawione równie elektryzująco.

Masz rację. Jest tylko ogólny zarys, moja wina. Nie, żebym się usprawiedliwiał, ale bałem się o limit i dlatego zdecydowałem się na potraktowanie środkowej części bardziej jako sprawozdania i zawarcie w nim kilku ogólników.

 

Dziękuję Wam serdecznie za przeczytanie i feedback.

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Ktoś mówił dobre rzeczy o światotwórstwie? :> Wrócę tu na pewno. :)

Outta, dziękuję za wyjaśnienie, Doktor Strange jest bardzo obrazowy, a opisanie tego (przynajmniej dla mnie) byłoby nie możliwe. Teraz rozumiem, jaki przedstawiłeś świat i wydaje mi się jeszcze ciekawszy ;)

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Zabawne historyjki chyba wychodzą mi lepiej :-/

Ja tam inność tego świata poczułem, tak samo jak istot w nim zamieszkałych. 

Dobrze wyszedł ten pęd do wiedzy i przekazywanie informacji jako nadrzędna wartość, tak samo jak sposób zapisu dialogów. 

Innosc nie zagrała na poziomie powodów konfliktu jednego rodzaju maszyn z innymi i na poziomie polityki. Tu bardzo przypominają ludzi. 

Ale tą inność motywacji jest trudno osiągnąć. To samo mi wskazywałeś w tekście walentynkowym. :) 

 

Czyli chciałbyś, żebym podał Ci lekarstwo na bolączki tego świata? Nie wiem jakie działania mógłby podjąć ALS, żeby przybliżyć do siebie dwie rasy. Jak już wcześniej wspominałem, ich problemy są odbiciami naszych. A my nie wiemy jak te nasze problemy rozwiązywać, bo każdy kolejny rewolucjonista tylko bardziej atomizuje zwaśnione strony, z dwóch tworząc co najmniej trzy. Nie wiem. Mea culpa.

Od razu culpa. 

Żadna culpa, po prostu pewien niedosyt. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Fajne, koment późnym wieczorem. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Geki

 

Ja tam inność tego świata poczułem, tak samo jak istot w nim zamieszkałych. 

Dobrze wyszedł ten pęd do wiedzy i przekazywanie informacji jako nadrzędna wartość, tak samo jak sposób zapisu dialogów. 

To dobrze, jednak ja nadal nie jestem zadowolony z tej inności. Język, wiadomo, musi być zahaczony w naszej rzeczywistości, jednak chciałem go jak najbardziej odczłowieczyć, co, uważam, nie do końca mi się udało. Punkty odniesień muszą być zrozumiałe, jednak starałem się użyć jak najmniej analogii, co też nie do końca wyszło, vide wspomniana przez Ciebie nomenklatura Stref Światła i Mroku oraz Pustkowi Zmierzchu. Jakieś kompromisy musiały się znaleźć, jasne, jednak myślę, że jest ich zbyt dużo.

 

Innosc nie zagrała na poziomie powodów konfliktu jednego rodzaju maszyn z innymi i na poziomie polityki. Tu bardzo przypominają ludzi

No, a o to mi chodziło właśnie. Inność otoczenia, inność biologii tych istot, inność świata, inność potrzeb na poziomie fizjologii. Jednak brak inności w sferze społecznej, brak inności standardowych problemów w postaci uprzedzeń, animozji, ksenofobii i wrogości wobec tego co niezrozumiałe – to było celem i uważam, że się udało. Kontrast pomiędzy tymi elementami zawierającymi odmienność świata a tymi, których brak inności nie jest IMO tak głęboki, jak chciałem, żeby był. Wynika to z moich braków warsztatowych i faktu, że chciałem za wiele jak na moje umiejętności.

 

Ale tą inność motywacji jest trudno osiągnąć.

Tej inności motywacji nie sposób osiągnąć. Można tylko poudawać inność poprzez zbliżenie się do granicy, za którą odmienność wynika z biologii i ciągnących się za nią systemów odniesień i której nie przeskoczysz, bo jesteś człowiekiem i pewne rzeczy możesz przyjąć do wiadomości, jednak ich nie poczujesz.

 

@Sara, Asylum – czekam ;)

 

@Daniel – czyli wszystko jasne? :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Bardzo lubię figury. Wszystkie, choć mam swoje ulubione, lecz nie zdradzę które. xd

Świat wielościanów jest urzekający, otacza nas co dnia. Właściwie w nim żyjemy, tylko nie widzimy., choć jest na wyciągnięcie ręki. Obok nas. Lubię, i te foremne (bryły platońskie i że się krystalizują), półforemne (archimedesowskie z pościnanymi wierzchołkami), Catalana (można zrobić myk i zastąpić wierzchołek ścianą), są i gwiaździste (te akurat stosunkowo zwyczajne, takie jeże), za to już Keplera-Poinsota (interesujące, bo mają wypukłości i wklęsłości oraz ściany mogą się przenikać, to piękne), lubię też kosmiczne (gąbki Mengera i naturalnie piramidę Sierpińskiego). No i wreszcie ostatnie, gdy niemożliwe staje się możliwe (trójkąt Penrose’a, jego schody i sześcian Neckera).

Dobrze, pogadałam i już wiesz, że jestem w tym przypadku subiektywna. Spróbuję napisać tak, aby za dużo nie zaspojlerować.

 

Kula i sześcian – idealni bohaterowie. Są niekompatybilni, wspólnie nie stworzą nowego, nieunikniona różnica zdań. Jedni i drudzy są potrzebni, ale niezbędny im jeszcze jeden wymiar, ten, który utracili bezpowrotnie, albo „człowiek– małpa” nie umie go przewidzieć, dotrzeć tam, gdzie zmysły są bezradne.

W dawnym, dobrym świecie możliwe były przybliżenia. Ośmiościany ścinały swoje wierzchołki, dążąc do postaci kuli, a te z chęcią się na nich opisywały. I kule potrafiły ścinać swoje fragmenty, aby zbliżyć się do wielościanowych kształtów, aby było sprawiedliwie. Nie było. Wielościany z odciętych części budowały nowych członków społeczności, a kule okrawając siebie ponosiły materialną stratę, stając się coraz mniejsze i mniejsze. Godziły się na to, ale wielościany ciągle wybrzydzały na kołowe placki, do których nie mogą się wpisać. Jaka strata przestrzeni, mówiły. 

To był początek, możliwy, choć ginie w mroku dziejów i tego utraconego tajemniczego wymiaru.

Wiemy tylko tyle, że znaleźli wreszcie zapasowy świat, wylądowali na planecie krążącej wokół gwiazdy, musieli przystosować się do cyklu światła i ciemności. Naturalnie dłuższy czas wybrały wielościany, kule musiały zadowolić się światłem satelity planety, zresztą ich liczba była mniejsza, więc zdawało się to wszystkim sprawiedliwe. 

Ale, ale… coś się stało. Tajemniczy wymiar ulatniał się, było go coraz mniej i mniej. Przyczyna? Mogło być ich wiele. Kto wie, czy czasami nie przyczyniły się do tego te „małpy” zamieszkujące planetę?

Naturalnie w ostatecznym rozrachunku, IMHO, wina leży po stronie sześcianów, które wyewoluowały z ośmiościanów. Po Wielkiej Wojnie chcąc się odróżnić i zwiększyć populację zarządziły podział każdego  osobnika na dwie części każdego, a potem szybko usztywniły swoje ścianki i dodały trzy wierzchołki.

Sześciany są sztywne niemożliwie, choć czasem pszipadek sprawia, że z populacji wyradza się jeden taki ERN. W społeczności OUA powstała  świątynia, pomnik boga – istoty bliskiej, wspólnej, ośmiościan po pierwszym podziale.

 

Opowieść jest dobra, a pomysł przedni. Z tym QARem, dekonstrukcją, budowaniem i odrastaniem, zresztą całe nazewnictwo kupuję w ciemno, wszystkie słówka i fabułę.

Przychodzi pora na to, czego nie. Poległeś na próbie oddania tego językiem, strukturami. Wybrałeś narrację pierwszoosobową i słusznie, tak myślę, a przemianę miał (również) odzwierciedlać sposób postrzegania rzeczywistości. To jeszcze ok, lecz moim zdaniem „strukturami poprawnościowymi” się nie da. Z trzech powodów: hermetyczność, nieuważność, wyrafinowanie, a wszystkie – dodatkowo - zaplątują się w supeł, jak ten łańcuszek, ktory czasami noszę i nieustannie rozwiązuję. Hermetyczność – potykanie się czytelnika na zdaniach – zniechęca go; nieuważność – czytelnik może nawet nie dostrzec zmiany; wyrafinowanie – trzeba bardzo dobrze znać reguły i popełniać określone błędy, być w tym konsekwentny, co zdaje mi się niemożliwe przez pewną płynność języka (może w łacinie dałoby radę, nie wiem) i za wymaganie zbyt dużego obszar wspólnego dla czytelnika i Autora. A już z czwartej strony – po co to robić, nie można łatwiej? czyli przełożyć na język doświadczenia ERN-a.

W pierwszym momencie chciałam lekko poprawić, ale nie da się (chyba?), polegnę, gdyż nie to jest kluczem, nie w opowiadaniu. 

Inność, dla mnie, zarysowałeś w wystarczający sposób. „Miasto wschodzącego słońca”, Strefa Światła, Mroku i Pustkowie Zmierzchu, ładnie określają świat, w ktorym figurom przyszło żyć, a wśród nich pewnemu ERN-owi i ALS-owi.

 

Zatrzymania:

,w ramach którego utworzono pozbawiony użytkowych struktur teren graniczny Pustkowi Zmierzchu.

Pustkę Zmierzchu? Coś nie gra.

,Wojna(+,) w którą przerodził się sprzeciw wobec niesprawiedliwości(+,) prawie doprowadziła do zagłady miasta i śmierci całej rasy.

,Zanim opuścił ciemność(+,) poprosił o możliwość ponownego wkroczenia na tereny OUA.

,Okazało się, że będący przewodnikiem QARa ALS jest do niego bardzo podobny,

Chyba jednak w niektórych przypadkach zmieniłabym szyk, np. tutaj, aż się prosi o:

„Okazało się, że ALS, będący przewodnikiem QARa, jest do niego bardzo podobny”

 

Nie wiem, co mam zrobić, bo na forum nigdy nie przeczytałam jeszcze o bryłach i tak pięknej dekonstrukcji, budowaniu i odjeżdżaniu w świetle. I jeszcze ta linia produkcyjna.  Czytałam już na forum o liczbach Finkli (o, właśnie, tam nie ma mojego komentarza, Koala przypomniał mi to opko), niektóre Szyszkowego, kilka Skonecznego, a Ty dodałeś do tego zbioru figury. :-)

Opko nie jest doskonale, ale… stałam się za bardzo czepialska. Dobrze, dość tego i….

E, tam, pójdę za sercem, póki je jeszcze mam. :D Znaczy skarżypytuję! 

Srd :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Tekst stoi światotwórstwem. Świat dziwaczny, abstrakcyjny, ale dzięki temu ciekawy. Chętnie dowiedziałabym się, jakie fundamenty/historię masz w głowie.

Wciągnął mnie problem bohatera, szkoda, że nie udało się nawiązać kontaktu między obiema częściami.

Aha, nie jestem pewna, czy kulistość to takie fajne dostosowanie do klimatu z częstymi huraganami. Powierzchnia boczna ciągle spora, za to opór przy toczeniu praktycznie żaden.

Babska logika rządzi!

Hej :)

 

@Asylum

No i wreszcie ostatnie, gdy niemożliwe staje się możliwe (trójkąt Penrose’a, jego schody i sześcian Neckera).

Te są moimi ulubionymi :) Dlatego tak lubię M. C. Eshera, a co za tym idzie, avatara Regulatorzy ;)

 

Kula i sześcian – idealni bohaterowie. Są niekompatybilni, wspólnie nie stworzą nowego, nieunikniona różnica zdań. Jedni i drudzy są potrzebni, ale niezbędny im jeszcze jeden wymiar, ten, który utracili bezpowrotnie, albo „człowiek– małpa” nie umie go przewidzieć, dotrzeć tam, gdzie zmysły są bezradne.

W dawnym, dobrym świecie możliwe były przybliżenia. Ośmiościany ścinały swoje wierzchołki, dążąc do postaci kuli, a te z chęcią się na nich opisywały. I kule potrafiły ścinać swoje fragmenty, aby zbliżyć się do wielościanowych kształtów, aby było sprawiedliwie. Nie było. Wielościany z odciętych części budowały nowych członków społeczności, a kule okrawając siebie ponosiły materialną stratę, stając się coraz mniejsze i mniejsze. Godziły się na to, ale wielościany ciągle wybrzydzały na kołowe placki, do których nie mogą się wpisać. Jaka strata przestrzeni, mówiły. 

To był początek, możliwy, choć ginie w mroku dziejów i tego utraconego tajemniczego wymiaru.

Wiemy tylko tyle, że znaleźli wreszcie zapasowy świat, wylądowali na planecie krążącej wokół gwiazdy, musieli przystosować się do cyklu światła i ciemności. Naturalnie dłuższy czas wybrały wielościany, kule musiały zadowolić się światłem satelity planety, zresztą ich liczba była mniejsza, więc zdawało się to wszystkim sprawiedliwe. 

Ale, ale… coś się stało. Tajemniczy wymiar ulatniał się, było go coraz mniej i mniej. Przyczyna? Mogło być ich wiele. Kto wie, czy czasami nie przyczyniły się do tego te „małpy” zamieszkujące planetę?

Naturalnie w ostatecznym rozrachunku, IMHO, wina leży po stronie sześcianów, które wyewoluowały z ośmiościanów. Po Wielkiej Wojnie chcąc się odróżnić i zwiększyć populację zarządziły podział każdego  osobnika na dwie części każdego, a potem szybko usztywniły swoje ścianki i dodały trzy wierzchołki.

Ty to jesteś niesamowita Asylum :) Dopisałaś sobie kawałek historii ras, które stworzyłem do tego opowiadania. I zrobiłaś to w tak świetny sposób, że moje wyobrażenia się przy tym chowają :) Ciągle zdumiewa mnie Twój sposób wypowiadania się, bo zdaje mi się czymś niemożliwym, uporządkowanym chaosem – to tak na marginesie ;)

 

A już z czwartej strony – po co to robić, nie można łatwiej? czyli przełożyć na język doświadczenia ERN-a.

Chyba rozumiem o co Ci chodzi. Jednak na to pytanie odpowiem: bo tak sobie to wymyśliłem ;) I jak już wspomniałem, zabrakło mi umiejętności, żeby zrobić to dobrze. Bo to się da zrobić dobrze.

 

Jakie opko Finkli o liczbach? Ja chcę linka :) I dziękuję za ten świetny komentarz oraz klika :)

 

@Finkla

 

Chętnie dowiedziałabym się, jakie fundamenty/historię masz w głowie.

Dość wątłe prawdę rzekłszy. Nie mówię, że nie mam, ale, że to bardziej zlepek pomysłów połączenia pewnych rzeczy w logiczną, na ile się da, całość. Możesz też przeczytać rozkminkę Asylum :) Nie jest to pomysł do rozwijania na przyszłość, bardziej taki one-shot, więc też zbyt wiele o tym nie myślałem. Do teraz… ;D

 

Aha, nie jestem pewna, czy kulistość to takie fajne dostosowanie do klimatu z częstymi huraganami. Powierzchnia boczna ciągle spora, za to opór przy toczeniu praktycznie żaden.

Niewątpliwie masz rację, jednak ta ewolucja nastąpiła głównie z powodu nieasymilowania OUA przez budowle podczas przesunięć. To akurat mam dobrze przemyślane, z kolei nad tą opływowością się nie zastanawiałem, bo w założeniu te wiatry na dużych wysokościach tam hulały.

 

Dzięki za przeczytanie i klika :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Tak, Reg :-) Jest jednym z awatarów, które mnie tutaj ściągnęły plus kilka opek. xd

Dopisałaś sobie kawałek historii ras

Bo świetnie i bardzo plastycznie przedstawiłeś, wtedy strasznie łatwo, wystarczy szybko spisać z pamięci. <3 Stawały mi te sceny przed oczyma. A z QARem genialne, od razu z płaskiego wyrosły  mi przestrzenie, ciemność, światło i półcień.

 

Opko Finkli, chyba  jej pierwsze piórko:

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/56843163

 

tak sobie to wymyśliłem ;) I jak już wspomniałem, zabrakło mi umiejętności, żeby zrobić to dobrze. Bo to się da zrobić dobrze.

Sądzę, że nie. Musiałoby być „grubo”, a wtedy będzie odbierany jako opko z błędami. Musiałoby być coś więcej bądź inaczej. Powody, ktore przytoczyłam są moimi przemyśleniami, gdy zmagałam się z podobnymi próbami i lądowałam na deskach raz za razem. Stąd, raczej sądzę, że trzeba decydować się na rodzaj przybliżenia, być może z elementami tego, o czym myślałeś. ;-) Jednak próbuj.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dotarłam. 

Będzie trochę marudzenia, ale to za chwilę. Najpierw plusiki.

Tekst faktycznie światotwórstwem stoi. Te dwa, poniekąd przeciwległe światy są ciekawe, inne, oryginalne. Oparłeś opowiadanie na prostym pomyśle: figury geometryczne. Czasem, tak sądzę, proste pomysły dobrze opowiedziane potrafią być niezwykle trafne. Udało ci się wciągnąć mnie w ten sferyczno-kanciasty świat. 

Mam jednak pewien problem z sama fabułą i przedstawieniem konfliktu dwóch ras. Jak dla mnie przedstawiłeś to wszystko zbyt ogólnikowo i pospiesznie. Uważam, że ten tekst i przekaz wybrzmiałyby mocniej, gdybyś dał nam więcej konkretów. Albo jeden konkret, ale wyraźny. Bo teraz mamy taką sobie historyjkę. QAR poszedł do Świata Mroku, pozwiedzał, popatrzył, czegoś się nauczył i coś zrozumiał. Ale co konkretnie wyniósł z tego świata? 

Mam wrażenie, że zamiast pokazać, poinformowałeś. Miałeś konkretny fragment z komunią. Może warto było się tego mocniej uczepić? Pokazać, o co dokładnie w tym chodzi? Bo po tym, co czytałam nie jest dla mnie jasne, co tak zachwyciło ERNa. Brakowało mi czegoś, czego mogłabym się chwycić. 

Tak więc pomysł jest, światotwórstwo fajne, ale przekaz mało wyraźny. Ja tam osobiście lubię sama wyciągać wnioski z lektury. A ty je podajesz na tacy (przemyślenia QARa, jego poglądy). One powinny, IMHO, pojawić się w umyśle czytelnika same, na podstawie zachowania i decyzji bohatera. Owszem, można wrzucić raz czy dwa jakąś wzmiankę, np. w dialogach. żeby nie było niejasności i jakoś czytelnika nakierować. Ta zbytnia wylewność sprawiła, że nie jestem do końca zadowolona z lektury.

 

Okazało się, że będący przewodnikiem QARa ALS jest do niego bardzo podobny, jeśli nie w formie zewnętrznej, to przynajmniej w środku. Obaj byli głodni wiedzy i nie godzili się z zastaną rzeczywistością, w której ich rasy żyły odseparowane. Cieszyli się swoją innością, chłonąc przekazywane nawzajem informacje i nawiązując coraz głębsze porozumienie. Poznawali się, a poprzez chęć komunikacji zdobywali wiedzę na temat podobieństw oraz różnic pomiędzy zwaśnionymi społecznościami. QAR marzył, że skoro odmienność OUA nie jest dla niego problemem, nie powinna być również przeszkodą dla innych ERNów. Miał nadzieję, że po tysiącach cykli ich rasy znajdą wspólny język i nauczą się żyć nie tylko obok siebie, ale ze sobą.

 

O, na przykład ten fragment. Mnóstwo tu ogólników. Na postawie tego i innych fragmentów trudno wnioskować, czego oni mogli się od siebie nauczyć, a jedyne, czym się dla mnie różnią to ich kształt.

 

Oczywiście to jest wszystko tylko i wyłącznie moja opinia, a nie prawda objawiona, więc spokojnie możesz olać. ;)

 

Technicznie: zjadłeś kilka przecinków. ;)

 

Pozdrawiam! 

Światowórczo bardzo fajne, nietypowe, a że do tego światotwórstwa dopasowujesz także język tekstu, słownictwo, narrację, efekt całości jest spójny i intrygujący. Fabularnie faktycznie jest dość prosto, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo pomysły i ich ujęcie w formę językową wydały mi się dość intrygujące, by utrzymać moje zainteresowanie przez całą lekturę. Zdecydowanie udany tekst.

ninedin.home.blog

Yo!

 

@Asylum

 

Sądzę, że nie. Musiałoby być „grubo”, a wtedy będzie odbierany jako opko z błędami. Musiałoby być coś więcej bądź inaczej.

To się na pewno da zrobić, tylko trzeba mieć odpowiedni skill :) Mieville w “Ambasadorii” dawał radę, nawet u Dukaja ta obcość bywa bardzo silnie zarysowana, albo wampiry u Wattsa też są nieludzko nieludzkie :) A ja przedobrzyłem z chęciami, do których nie dorosły umiejętności.

 

@Sara

 

Czasem, tak sądzę, proste pomysły dobrze opowiedziane potrafią być niezwykle trafne. Udało ci się wciągnąć mnie w ten sferyczno-kanciasty świat. 

To chyba dobrze :)

 

QAR poszedł do Świata Mroku, pozwiedzał, popatrzył, czegoś się nauczył i coś zrozumiał. Ale co konkretnie wyniósł z tego świata? 

Przekonanie, że świat nie musi być tak poukładany, jakim go zastał i jakim mu go przedstawiano, że musi być.

 

Mam wrażenie, że zamiast pokazać, poinformowałeś. Miałeś konkretny fragment z komunią. Może warto było się tego mocniej uczepić? Pokazać, o co dokładnie w tym chodzi? Bo po tym, co czytałam nie jest dla mnie jasne, co tak zachwyciło ERNa. Brakowało mi czegoś, czego mogłabym się chwycić. 

Tak, masz rację. Całość potraktowałem dość skrótowo z powodu limitu. Jak wspominałem już wcześniej, ta część z pokazaniem świata została napisana bardzo informacyjnie, co było/jest błędem.

 

Ta zbytnia wylewność sprawiła, że nie jestem do końca zadowolona z lektury.

Rozumiem. Wcześniej Tarnina zwróciła mi na to uwagę przy innym tekście, muszę się oduczyć tego tłumaczenia.

 

@ninedin

 

Dziękuję bardzo, że uznałaś świat za intrygujący :)

 

I dziękuję Wam wszystkim za poświęcenie kilku chwil na przeczytanie tego tekstu i podzielenie się uwagami.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej, Q!

 

Strasznie Twój ten tekst i to w sensie bardzo pozytywnym. Lekkość, z którą opisujesz swój świat z klocków, nie dobija młotem technikaliów i naprawdę wciąga. Warstwa fabularna ma być może to zbilansować, więc jest dość prosta, podana tak, że nie trzeba się wielu rzeczy domyślać, co w tej konkretnej kompozycji wypada na plus. Chyba najfajniejszym elementem stylizacji są dialogi, przypominają filmiki o gadających maszynach.

Ogólnie lektura, nawet jeśli nie do końca moja bajka, była bardzo satysfakcjonująca.

Pozdrawiam

Cześć Outta!

Opowiadanie całkiem przyjemne, choć zdecydowanie najbardziej przypadł mi do gustu początek. Bo w pierwszej scenie fantastyki, że ho ho! Moc! Świetny pomysł na bohaterów i świat. Później robi się już zwyczajniej, jasny zwiedza świat ciemnych, poznaje go razem z czytelnikiem. Trochę zabrakło mi tu “tego poziomu inności” z początku, choć są wektory i nabudowania robią robotę w dziedzinie klimatu. Mamy świat z klocków w odległej galaktyce.

Końcówka przewidywalna, i taka ludzka. Taka powinna być, twist albo naiwny happy end rozwaliłby “głębszy sens” opowiadania. Choć ludzie zatłukliby chyba obydwu. A tu kulisty wykręcił się oprawcom ;-)

Przyjemny tekst.

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

QAR kojarzył mi się przez cały czas z kostką Rubika, choć pewnie nie było to Twoim celem ;)

Poza tym fajne opko ;) No dobra, pierwszy akapit czytałam trzy razy i stale wychodziło mi, że metropolia nosi nazwę Pustkowiu ;) Domyślam się, że chciałeś dopasować język do świata, bym uprzedziła w przedmowie, bo bez tego czytelnik zalicza glebę na dzień dobry. Później, kiedy już się przyzwyczaiłam do języka, poszło gładko. Podobało mi się połączenie zupełnie odmiennego świata z bardzo ludzkimi problemami. Wygląda na to, że nasze problemy są uniwersalne i pewnie coś w tym jest.

Dobry tekst, bym klikła, ale wpadłam po fakcie ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Zewnętrzny Serwerze ;P

Wrażenia z lektury wyniosłem całkiem pozytywne, ale żałuję, że limit nie pozwolił Ci na dosadniejsze pokazanie wydarzeń mających miejsce “po niewłaściwej stronie”. Tak naprawdę jedynym prawie-konkretem jest moment komunii ;( Przez to tekst wydaje się niepełny. Sześcian prowadzi potem sferę do swoich, święcie wierząc w możliwość przekonania pobratymców w ideę współpracy i koegzystencji, ale nawet nie wiemy, jakie wydarzenia legły u podstaw takiego przekonania. 

Mimo niedostatków w fabule, przypadł mi do gustu świat, z jednej strony zupełnie inny od naszego, a z drugiej całkiem znany. Nie zgadzam się z Gekikarą narzekającym na brak poznania dalszych losów ALS. Pokazałeś historię, jakich pełno w prawdziwym życiu, kiedy ktoś podejmuje działania na rzecz przełamania granic, uprzedzeń i stereotypów, na skutek czego sam zderza się ze ścianą. Moim zdaniem nie jest tu potrzebny żaden ciąg dalszy, po prostu pokazałeś życiową, niewesołą historię ze smutnym morałem. 

Chciałem jeszcze powiedzieć, że miałem w trakcie lektury luźne skojarzenie z dwoma państwami koreańskimi :P 

Pzdr,

Amon

Wybaczcie, że tak późno, ale w końcu odpowiadam :)

 

@oidrin

 

Chyba najfajniejszym elementem stylizacji są dialogi, przypominają filmiki o gadających maszynach.

Prawdę powiedziawszy, to długo nie wiedziałem jak one mają do siebie mówić i chciałem pominąć dialogi, zostawiając same opisy. Potem przyszedł jakiś pomysł, po przeklejeniu tekstu z worda tutaj, który dał taki efekt finalny. Cieszę się, że uważasz taką formę za fajny element.

 

@krar

 

Końcówka przewidywalna, i taka ludzka. Taka powinna być, twist albo naiwny happy end rozwaliłby “głębszy sens” opowiadania.

Głębszego sensu tutaj nie ma, bo to co ma być, jest na wierzchu. Ta ludzkość problemów nieludzkich istot.

 

@Irka

 

QAR kojarzył mi się przez cały czas z kostką Rubika, choć pewnie nie było to Twoim celem ;)

Szczerze powiedziawszy to jest to bardzo trafne skojarzenie. Kostka z kostek obracających się na wewnętrznym trzpieniu, czy co tam jest w środku. Tyle, że ERNy trzpienia nie mają i w zasadzie mogłyby się przebudowywać w dowolny kształt ograniczony ilością sześcianów składowych. Ale wolą być sześcianami :)

W ogóle to lubię sześciany – na ramieniu mam wytatuowanych dziewięć ;)

 

Podobało mi się połączenie zupełnie odmiennego świata z bardzo ludzkimi problemami. Wygląda na to, że nasze problemy są uniwersalne i pewnie coś w tym jest.

Właśnie o to chodziło w warstwie fabularnej: uniwersalność problemów z jakimi mierzy się tamta rasa, tak odmienna od naszej. Tej odmienności nie da się osiągnąć, bo w najbardziej nawet pokręconej wizji obcych istot w jakiś sposób antropomorfizujemy je, przykładamy do tego co znamy. W sf ten rozstrzał obcych ras jest potężny, od podobnych do nas ras ze Star Treka albo SW, przez xenomorfy czy jakieś insektoidy, po przypominające wężowidła cosie u Wattsa. Niemożliwe jest oddać odrębność sposobu myślenia i postrzegania obcych, ponieważ już sama inność formy narzuca im inny ogląd rzeczywistości. Ale wielu pisarzy się stara, kilku nawet zbliżyło się do tej nieprzekraczalnej granicy i pomyślałem, że chciałbym kiedyś umieć spojrzeć na inność tak jak oni, ale jestem świadom swoich braków. Dlatego poszedłem w przeciwnym kierunku – wziąć obcą formę, stworzyć dla niej obcy świat, ale zamiast silić się na obce spojrzenie, pokazać spojrzenie jak najbardziej ludzkie, choć dla tych obcych form życia w postaci sześcianów i kul nasze pojęcia i skala w jakiej patrzymy nie powinny być w żaden sposób zrozumiałe.

 

@Amon

 

Cześć, Zewnętrzny Serwerze ;P

Widzę, że kolega jeszcze nie wie skąd moja ksywka :) Proszę bardzo, to stąd: KLIK!

 

Przez to tekst wydaje się niepełny. Sześcian prowadzi potem sferę do swoich, święcie wierząc w możliwość przekonania pobratymców w ideę współpracy i koegzystencji, ale nawet nie wiemy, jakie wydarzenia legły u podstaw takiego przekonania. 

Nie będę oryginalny i zwalę to na limit. A tak serio, to dochodzę do przekonania, że próby przycinania na siłę tekstu do wymogów konkursu jest w jakiejś mierze marnowaniem potencjału. Dlatego kolejnym razem, kiedy zacznę pisać na jakiś konkurs i wyjdzie mi za dużo znaków, oleję konkurs, zamiast się męczyć :)

 

Pokazałeś historię, jakich pełno w prawdziwym życiu, kiedy ktoś podejmuje działania na rzecz przełamania granic, uprzedzeń i stereotypów, na skutek czego sam zderza się ze ścianą.

To nawet nie jest nic odkrywczego, to po prostu naturalna kolej rzeczy – chcesz coś zmienić? Znajdą się tacy, którzy Cię za to znienawidzą, nawet jeśli nie będą mieli racjonalnego powodu do tego. Już dawno się nauczyłem, że tych, którzy mają coś do powiedzenia rzadko się słucha, bo dla zmian trzeba wyjść – zabrzmię teraz jak jakiś coach, albo inny naciągacz – ze strefy komfortu, trwania. A ludziom się nie chce, to temat poruszany w tak wielu opowiadaniach, że z miejsca mógłbym wymienić ich kilka.

 

Chciałem jeszcze powiedzieć, że miałem w trakcie lektury luźne skojarzenie z dwoma państwami koreańskimi :P 

Akurat nie miałem na myśli, choć pewnie coś w tym jest.

 

Dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny, przeczytanie i podzielenie się swoimi spostrzeżeniami :)

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Hej, 

 

Dłuższą chwilę zajęło mi zastanowienie się, jakie mam odczucia po lekturze. I ostatecznie są one pozytywne. Historia skłóconych ras i fałszowania przeszłości to motyw doskonale znany ale ubrałeś ją w ciekawy język i jeszcze ciekawszy świat. Pomysł na zapis dialogów jest świetny. Nie czytam zbyt dużo Sci-Fi, więc nie wiem, czy to Twoje dzieło, czy inspiracja, ale szalenie spodobała mi się ta forma komunikacji. 

Jeden fragment dotknął mnie szczególnie.

 

Zrozumiał, że zginie, a jego dobre chęci od początku były niewystarczające, by zmienić sposób postrzegania własnej rasy i naprawić to, co pozostawało zepsute przez tysiące cykli.

Tak się czuję, gdy próbuje łagodzić konflikty wśród ludzi z mojego otoczenia. W pracy, w domu, wśród znajomych. Kiedy staję pośrodku kłótni na tle politycznym, religijnym, światopoglądowym, szukając porozumienia i kompromisu w coraz to nowych sporach. Choć umieram wyłącznie towarzysko, całe szczęście. Dla liberałów jestem konserwą, dla konserwatystów jestem lewakiem, dla wierzących jestem letni, cytując Apokalipsę, a dla niewierzących jestem religijnym ultrasem. Efektem końcowym jest fakt, że nie pasuję do żadnego otoczenia. :) Zdaję sobie sprawę, że to nie jest wyłącznie mój problem, ale w tekście właśnie to jedno zdanie poruszyło mnie najbardziej.

 

Pozdrawiam. :)

Przeczytałam kilkanaście pierwszych zdań i miałam poważne obawy, czy uda mi się dotrwać do końca opowiadania. Zmobilizowałam się jednak, skupiłam i nawet nie zauważyłam, kiedy wcześniejsze obawy rozwiały się, a pozostała przyjemność z poznawania nowych światów. I choć opisałeś smutne zdarzenie, lektura dostarczyła mi pewnej satysfakcji. :)

 

żad­ne­mu z rasy ERNów nie wolno… –> Czy tutaj i pozostałe nazwy/ imiona celowo napisałeś bez dywizu? Czy oszczędzałeś znaki?

 

ruchu mia­sta.Na to jed­nak… –> Brak spacji po kropce.

 

kon­struk­cji na na czele me­tro­po­lii. –> Dwa grzybki w barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widzę, że kolega jeszcze nie wie skąd moja ksywka :) Proszę bardzo, to stąd: KLIK!

Przecież wiem, tylko się droczę i prowokuję, jak zwykle xd

 

A tak serio, to dochodzę do przekonania, że próby przycinania na siłę tekstu do wymogów konkursu jest w jakiejś mierze marnowaniem potencjału. Dlatego kolejnym razem, kiedy zacznę pisać na jakiś konkurs i wyjdzie mi za dużo znaków, oleję konkurs, zamiast się męczyć :)

Guzik się mogę wypowiadać na ten temat, bo sam nie stworzyłem jeszcze tekstu na żaden konkurs (aczkolwiek piszę na Tajemnice Światów, pewnie z kiepskim rezultatem :D), ale przeczytałem już tyle konkursowych tworów i pod wieloma z nich komentarze w stylu “szkoda, że limit ci nie pozwolił…” albo “widać, że musiałaś ostro przyciąć” i dlatego jestem skłonny się zgodzić :P 

 

Serdeczne pozdro,

Amon

Hej!

 

@Adek

 

Nie czytam zbyt dużo Sci-Fi, więc nie wiem, czy to Twoje dzieło, czy inspiracja, ale szalenie spodobała mi się ta forma komunikacji. 

Nie wzorowałem się na żadnym dziele. W sumie to ten zapis dialogu został podyktowany tutejszymi możliwościami edytora, który robi takie ładne strzałeczki → ← :D

 

Kiedy staję pośrodku kłótni na tle politycznym, religijnym, światopoglądowym, szukając porozumienia i kompromisu w coraz to nowych sporach.

Been there, done that :) Ale powoli sobie odpuszczam, bo kiedy krytykuję *** to mnie od peowców wyzywają, kiedy jadę po peło, to od lewaków, kiedy po tej parodii lewicy, jaką mamy w tym kraju to znów od konserw. A ja jestem zwykłym szarym lewicowcem, który poglądy ma skrojone pod realia w jakich żyje. Szkoda czasu i nerwów, lepiej siedzieć z boku podczas takich sporów i się nie odzywać, potem pozbierać zęby, wytrzeć krew i pójść do siebie. Wtedy nie ty się kłócisz, a obie strony mają cię za porządnego gościa, co posprzątał syf, jaki zrobili tamci :)

Tak czy owak, cieszę się, że znalazłeś w tekście coś, co mogłeś odnieść do siebie :)

 

@Reg

 

Uff, już myślałem, że sobie odpuściłaś, bo to takie złe jest, a Ty mi tutaj, że nawet jakąś satysfakcję poczułaś po lekturze. Ciesze się bardzo, bo Twoja opinia jest dla mnie szczególnie ważna. Co do braku dywizów, to załóżmy, że celowo, bo pisząc nawet się nad tym nie zastanawiałem, tylko pisałem. Czy z dewizami byłoby lepiej/poprawniej?

 

@Amon

 

aczkolwiek piszę na Tajemnice Światów

To ciekawe, że o tym wspominasz, bo sam zacząłem pisać na ten konkurs, ale kiedy po 10k znaków zorientowałem się, że mam zaledwie wstęp i zarys świata, postanowiłem odpuścić i nie ciąć, najwyżej to opowiadanie, o jakże wdzięcznej nazwie “Gdzie łąki kwietne grzechami wonieją”, puszczę poza konkursem i nie wezmę udziału. Chyba, że zdążę napisać coś innego :)

 

Dziękuję Wam za odwiedziny i komentarze :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Jakże się cieszę, Outto, że odetchnąłeś z ulgą. ;)

 

Czy z dewizami byłoby lepiej/poprawniej?

Z dewizami, zwłaszcza w dużych ilościach, zawsze jest lepiej. ;)

A z dywizami jest poprawnie. Tak jak napisałbyś, że drogą jechało kilka TIR-ów, albo że byłeś na spotkaniu z wieloma VIP-ami, tak Twoje imiona/ nazwy powinny być pisane z dywizami.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hah! :D

Dobrze więc, zaraz dorzucę te dywizy. Dewiz jednak nie obiecuję dorzucać ;)

Known some call is air am

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam odczucia podobne do Reg, a dodatkowo nie jestem pewien interpretacji wizji. Czyżby jakaś hybryda Cybertronu, Formików i Minecrafta? W sumie miałem tez lekkie i odległe skojarzenie z “Gorączką urbikantyjską”, ale to akurat w kontekście ewentualnej inspiracji “nadbudowań konstrukcji”, bo sam świat, postacie i scenariusz są inne.

Jest w tym sroga geometria i zapewne ta sama historia, która w wariancie tekstowym jest zwykła, mogłaby robić wrażenie w formie komiksu, zwłaszcza takiego z mnogością linii nakreślonych tuszem i bez kolorów (stąd zresztą skojarzenie z “Gorączką”).

 

"Ciekaw był jednak, jak od teraz potoczy się historia"

-> fajnie brzmi zaraz po tym, jak ALS się potoczył ;)

 

 

Siema, wilku :)

 

Czyżby jakaś hybryda Cybertronu, Formików i Minecrafta?

Transformery lubię, Formików nie znam, Minecraftem zamęczają mnie moje dzieci ;) Ale żadne nie było inspiracją.

 

W sumie miałem tez lekkie i odległe skojarzenie z “Gorączką urbikantyjską”

Ciekawe. Nie znałem tego. Dzięki za polecajkę, bo mam ochotę się z tym dziełem zapoznać.

 

Jest w tym sroga geometria i zapewne ta sama historia, która w wariancie tekstowym jest zwykła, mogłaby robić wrażenie w formie komiksu, zwłaszcza takiego z mnogością linii nakreślonych tuszem i bez kolorów

Czytałem kiedyś taki komiks – “hikikomori”, myślę, że w takiej stylistyce to mogłoby rzeczywiście być niezłe jako komiks.

 

fajnie brzmi zaraz po tym, jak ALS się potoczył ;)

Taki był zamiar :)

 

Dzięki za odwiedziny i komentarz.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

PS. A co do srogiej geometrii i sześcianów, zaręczam, że takie motywy noszę w/na sobie od kilku lat ;)

 

 

 

Known some call is air am

Przyznaję,że podchodzilem do opka na dwa razy. Dla mnie wysoki próg wejścia, o którym wspominają przedpiścy, był tym wyższy – ja za ,,prawdziwym" SF nie przepadam, co wstydliwie przyznaję. A tu na dzień dobry dostałem ,,technicznego" strzała. Wytrwałem jednak i z przekonaniem stwierdzam, że było warto!

Bo wizja dwóch perfekcyjnie logicznych i precyzyjnych ,,ras" (sposób, w jaki konstruują zdania, bardzo mi się podoba), które żywią względem siebie uprzedzenia, jest naprawdę dobra i dająca sporo do myślenia. Te byty mają wszelkie narzędzia poznawcze do tego, aby żyć w harmonii, jednak nie chcą się na to zdobyć i torpedują działania na rzecz pokoju. Dlaczego? Czyżby potrzeba posiadania zewnętrznego, czającego się ,,po tamtej stronie" wroga była jednak racjonalna?

Pozdrawiam!

Cześć Adamie :)

 

ja za ,,prawdziwym" SF nie przepadam, co wstydliwie przyznaję.

Nie ma się czego wstydzić. Ja z kolei uwielbiam, ale jestem zbyt cienki technicznie, żeby prawdziwe hard sf napisać, dlatego nie próbuję nawet. Ten tekst jest czymś pomiędzy mocnym sf a sf lekkim, używającym sztafażu science fiction do pokazania historii, która z science ma niewiele wspólnego.

 

Te byty mają wszelkie narzędzia poznawcze do tego, aby żyć w harmonii, jednak nie chcą się na to zdobyć i torpedują działania na rzecz pokoju. Dlaczego? Czyżby potrzeba posiadania zewnętrznego, czającego się ,,po tamtej stronie" wroga była jednak racjonalna?

A co, jeśli wszędzie we wszechświecie wszystko jest tak poukładane jak u nas? Jeśli nie istnieją rasy, jak strtrekowi volcanie, które opierają się wyłącznie na logice, a my, przykładając naszą miarę do obcości, wcale się nie mylimy i nie upraszczamy na potrzeby naszych mozliwości poznawczych, bo uprzedzenia/niechęć/nieracjonalne postawy są czymś uniwersalnym i cywilizacja, którą tworzymy nie jest w żaden sposób wyjątkowa pod tym względem.

 

Dzięki za odwiedziny i komentarz :)

Known some call is air am

Hej :)

Początek opowiadania lekko mnie odstraszył, przede wszystkim ilością różnych naukowych nazw. Wrzucasz czytelnika na głęboką wodę, bo świat, który przedstawiasz, jest zupełnie inny od naszego i na początku trudno było mi się w tym połapać. Później jednak coraz więcej rozumiałam i coraz bardziej mi się to podobało. Trzeba przyznać, pomysł jest naprawdę świetny, poza tym, potrafiłam sobie wszystko, a przynajmniej większość, wyobrazić. Jeszcze raz powtórzę, jestem pod wrażeniem pomysłu.

Zakończenie za to, muszę przyznać, trochę mnie zawiodło. Po prostu wszystko dzieje się za szybko, zwłaszcza w porównaniu z początkiem, który jest opisany naprawdę szczegółowo (ech, to samo wytykano mi na becie xD). Poza tym, postaci, które na początku są przedstawione jako zupełnie inne od ludzi, w końcówce zachowują się tak… po ludzku. Nawet nie chodzi o to, że się tak zachowują, tylko o to, że jest tak to opisane:

Obaj byli głodni wiedzy i nie godzili się z zastaną rzeczywistością, w której ich rasy żyły odseparowane

QAR marzył, że skoro odmienność OUA nie jest dla niego problemem, nie powinna być również przeszkodą dla innych ERNów

Za to bardzo podobał mi się zapis dialogów, to jest naprawdę pomysłowe i pomaga wczuć się w ten świat. 

Podsumowując, czytało się naprawdę dobrze. Co prawda zakończenie, po rozpoczęciu, które mnie zachwyciło pomysłem i przedstawieniem bohaterów, trochę mnie zawiodła, ale i tak nie było źle. Nominowałabym do biblioteki, ale widzę, że już jest w bibliotece.

Pozdrawiam :)

 

Witaj.

Opowieść stuprocentowo fantastyczna, klasyk, idealny przykład, po prostu: wzorzec. 

Podobała mi się bardzo porada, jak można wyrazić dezaprobatę wobec odmiennego stanowiska innych: utworzył na swoich biegunach granatowe huragany pretensji. :) Warto czasem wcielić to w życie w praktyce. :))

Całość jest jednak mocno przygnębiająca. Opis piękny, ogromnie przypadł mi do gustu, lecz zakończenie w moim odczuciu pokazuje zawstydzające nas, zakorzenione w psychice ludzkie przywary w odniesieniu do innych/obcych/nieznanych/dziwacznych – wrodzoną nieufność, wrogość, chęć zniszczenia za wszelką cenę bez choćby próby dogłębnego poznania.

Żal mi niesamowicie głównego bohatera, którego postrzegam jako pioniera wśród ludzi – symbol człowieka, chcącego złamać stereotypy, pokazać nowe możliwości, otworzyć okna na przyszłość bez wrogości oraz podejrzeń. Niestety, to tylko mrzonki. Nawet ostatnie zdania nie utwierdzają mnie w przekonaniu, że jest chociaż nikły cień szansy.

Sporo emocji i mocnych, dosadnych ocen nas, ludzi. Brawa! 

Aha, jeszcze edycja: oczywiście mimowolnie przytrafiały mi się skojarzenia z “Cube” oraz ponadczasowym hitem Animalsów. :)

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Hej:)

 

Wybaczcie, że tak późno odpisuję.

 

@Oluta

 

Po prostu wszystko dzieje się za szybko, zwłaszcza w porównaniu z początkiem, który jest opisany naprawdę szczegółowo

I po raz kolejny mam dowód na to, żeby nie ciąć tekstu do limitu :)

 

Poza tym, postaci, które na początku są przedstawione jako zupełnie inne od ludzi, w końcówce zachowują się tak… po ludzku.

O to mniej więcej chodziło. Forma która powinna narzucać zupełnie inne podejście do cywilizacji, a mimo to mentalnie to samo co u nas, zarówno dobrego i jak i złego, a może głównie tego złego, jak szukanie sobie wrogów, nieuzasadniona nienawiść, ksenofobia i zaścianek.

 

Dzięki za wizytę i pozdrawiam serdecznie :)

 

@bruce

 

Opowieść stuprocentowo fantastyczna, klasyk, idealny przykład, po prostu: wzorzec. 

Obawiam się, że nie do końca. Pisałem Ci już wcześniej, że Twój entuzjazm mnie czasami przeraża? :D

 

Podobała mi się bardzo porada, jak można wyrazić dezaprobatę wobec odmiennego stanowiska innych

Fajnie, że to wyłapałaś. Wyobrażałem sobie, że ERN i OUA komunikują się za pomocą wzorów geometrycznych, oraz (w przypadku sfer) kolorowych mazów wykwitających na ich powierzchniach. Ma to w pewien sposób swój wymiar werbalny, jednak pewne komunikaty można oddać niewerbalnie, i tym sposobem na zakomunikowanie swoich emocji miała być intensywność barw/wzorów, szybkości ich ruchu oraz umiejscowienie w danym punkcie powierzchni istoty. Dialogi są uproszczeniem na potrzeby ludzkiej, naszej percepcji ;)

 

akorzenione w psychice ludzkie przywary w odniesieniu do innych/obcych/nieznanych/dziwacznych – wrodzoną nieufność, wrogość, chęć zniszczenia za wszelką cenę bez choćby próby dogłębnego poznania.

O właśnie. Tyle, że tutaj zakorzenione mimo odmiennej formy, odmiennej cywilizacji, a jednak nękanej tymi samymi przywarami.

 

symbol człowieka, chcącego złamać stereotypy, pokazać nowe możliwości, otworzyć okna na przyszłość bez wrogości oraz podejrzeń.

Może być i tak, choć ja go sobie wyobrażam jak pełnego ideałów młodego głupca, który swój entuzjazm i młodzieńczy zapał neofity mógłby przekuć w coś więcej z pożytkiem dla obu ras, jednak zgubiła o pewność, że inni też mają tak otwarte umysły jak on. Pełnego tego wokół, i tak, to jest smutne.

 

oczywiście mimowolnie przytrafiały mi się skojarzenia z “Cube” oraz ponadczasowym hitem Animalsów. :)

“Cube” to jeden z moich ulubionych filmów (gdzieś wyżej w komentarzach jest mój tatuaż, pełen sześcianów ;)) A hitu nie znam niestety, podpowiedziałabyś?

 

Dzięki za wizytę i komentarz :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Melduję posłusznie, że przeczytałam, następnie przeczytałam część komentarzy, ale nadal odpadam od tego tekstu na poziomie nie bardzo nawet wiem, czego konkretnie.

Bo jest to ładnie napisane, porywa taką płynnością narracji, leniwym tempem, wyczuwalną nostalgicznością. Ale łapię się wciąż na tym, że nie bardzo wiem, o czym czytam XD

Ostatni komentarz od autora trochę mi sprawę rozjaśnił, więc może jeszcze wrócę i w drugim podejściu zrozumiem więcej.

http://altronapoleone.home.blog

Cześć, drakaino :)

 

ale nadal odpadam od tego tekstu na poziomie nie bardzo nawet wiem, czego konkretnie.

Jak się dowiesz, to daj znać, bo chętnie też się dowiem ;)

 

Ale łapię się wciąż na tym, że nie bardzo wiem, o czym czytam XD

Oj, niedobrze. Albo nawet dobrze, bo to oznaczałoby, że proporcje obcości ze znajomymi motywami są w Twoim przypadku w innych proporcjach, niż u pozostałych czytelników :D

 

więc może jeszcze wrócę i w drugim podejściu zrozumiem więcej.

To zależy od Ciebie. Będzie mi niezmiernie miło, jeśli kiedyś tutaj wrócisz, jednak nie czuj się zobligowana. Ja nie lubię ludzi zmuszać do niczego. No, chyba, że w pracy, ale to wynika ze stanowiska.

 

Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Wiesz, tak tylko przeglądając tekst, ale za to w związku z niedawnym erpegowym doświadczeniem, wymyśliłam, co jest jednym z powodów odbijania się. Niedużym, ale być może znaczącym.

Imiona. One utrudniają – być może mi, jako radykalnemu wzrokowcowi, bardziej niż innym – ogarnięcie akcji, bo nie rozróżniam bohaterów, nie są oni dla mnie dość indywidualni. Ich “imiona” (nazwy? chodzi o wszystkie te akronimy) nic dla mnie nie znaczą, z niczym się nie kojarzą, więc nie różnicują dostatecznie mocno postaci, żebym była w stanie się z nimi jakoś utożsamiać czy nimi przejmować. A że dodatkowo świat jest dla mnie nieoczywisty, to poziom trudności wzrasta.

To doświadczenie erpegowe jest takie, że zauważyliśmy, że w świecie, w którym ludzie mają imiona od drzew, kwiatów, zwierząt i minerałów wszystkim jest trudniej zapamiętywać NPC-ów niż kiedy mają zwykłe ludzkie imiona i/lub nazwiska. Nie wiem, na ile to powszechne zjawisko, ale wyszło w konkretnej kampanii.

Pomogło mi to natomiast zrozumieć zarzut kogoś z tutejszych użytkowników związany z moim portalowym, sudeckokonkursowym “Teufelsdreieckiem” – że myliły się tej osobie niemieckie nazwiska, choć dla mnie były całkowicie rozróżnialne, zróżnicowane itd. A nie znam niemieckiego bardzo dobrze. Niemniej najwyraźniej ten poziom akceptacji nazw własnych bywa decydujący dla orientacji w tekście.

Sorry za taki prawie offtop ;)

http://altronapoleone.home.blog

Cześć, Outta Sewer.

 

Przyznam się, że przeczytałem trzy razy :) Po pierwszym nie wiedziałem, o co Kanman? :) Po drugim i przeczytaniu komentarzy rozjaśniło mi się już dużo. A po trzecim stwierdziłem, iż to petarda hard s-f :)

Pozdrawiam i gratuluje niezwykłego pomysłu.

 

@drakaina

 

Możesz mieć rację. Z tymi imionami da się czasem pogubić, choć ja mam takie zboczenie (a też jestem wzrokowcem), że te najbardziej pokręcone imiona pamiętam :D Emiel Regis Terzief Godefroy, Cahir Mawr Dyffryn Aep Ceallah, Ndele Aligende, Mathembe Fileli – z jakiegoś powodu one zostają mi w głowie.

Albo to: Johann Gamblepouty de von Ausfern Shplenden Shlitter Crasscrenbon Fried Digger Dingle Dangle Dongle Burstein von Knacker Thrasher Apple Banger Horowitz itd :D:D

 

@Pendrive

 

Zaszczycony jestem, że chciało Ci się trzykrotnie czytać :) Sam nie uważam tego opowiadania ani za petardę, ani nawet za hard sf, ale miło mi, że opowiadanie przypadło Ci do gustu.

 

Pozdrawiam Was serdecznie

Q

Known some call is air am

Jest hard, ale czy SF, to już dyskusyjne. ;-)

Babska logika rządzi!

Cześć!

Przeczytałam. Trochę szkoda, że zakończenie jest, jakie jest, ale z drugiej strony szczęśliwe byłoby wymuszone.

Niemniej podobało mi się. Ciekawy pomysł na wykorzystanie haseł. :-)

 

Pozdrawiam.

Dzięki za odwiedziny i miłe słowa, Ajzan :)

Known some call is air am

Cześć,

Ciekawy pomysł. Podoba mi się cała koncepcja. To jak się stworzenia komunikowały ze sobą. Historia walki między nimi, jest taka…ludzka. To, że miasto się przesuwa i nadbudowuje.

Jak czytałem to czułem ten klimat.

Zakończenie, od słów “Starsi ERNowie zostali pozbawieni bezpośredniego wroga,” trochę mi się wydało patetyczne, ale…tylko trochę. No i to subiektywne wrażenie. Nie umniejsza ogólnego, bardzo dobrego wrażenia. Dziękuję za tę historię.

Pozdrawiam

Cześć natrof :) To ja dziękuję Tobie za odkopanie tego tekstu i miłe słowa :) Cieszę się, że Ci się podobało. Pozdrawiam serdecznie – Q

Known some call is air am

Ciekawy pomysł na przedstawienie znanego problemu. Wykonanie nie nastręczało trudności w czytaniu. Podobało się.

Dziękuję, Koalo, za odwiedziny i miłe słowa. Pozdrawiam serdecznie – Q

Known some call is air am

Cześć!

 

Podobało mi się, świetnie połączyłeś znane ludzkie problemy z nietypową, nieludzką rasą. Idea ewoluujących pod wpływem mroku OUA jest ciekawa. Pomysł na dialogi też fajny. Bardzo satysfakcjonująca lektura. Opowiadanie jest wyzwaniem dla wyobraźni, ale moim zdaniem, to nie wada, bo przecież nie wszystko musi być proste. Zakończenie smutne, ale dzięki temu historia jest lepsza, bo bardziej zapada w pamięć.

zgodnie z wektorem ruchu miasta.Na to jednak zabrakło mu już czasu.

Zabrakło spacji

Kolory na powierzchni wrogiej sfery zawirowały w obłędnym tańcu, podłoże drgnęło, a budowla[+,] przed którą tkwił znieruchomiały ERN[+,] nadbudowała się w jego stronę, pochłaniając go i asymilując.

Jednak żadna sfera nie zbliżyła się do nich, oprócz ogromnej, kilkukrotnie większej od ALS kuli, która zagrodziła im drogę i wściekle zawirowała rozmytymi beżami i granatami. W odpowiedzi na tornada kolorów olbrzyma ALS utworzył na swoich biegunach granatowe huragany pretensji. Po tym pokazie gigant przyjął jednolitą szarą barwę i oddalił się, zostawiając ich w spokoju.

Ten opis mi się bardzo spodobał :). 

Cześć, Ali :)

 

Ciesze się, że Ci sie spodobało. Długo ten pomysł we mnie dojrzewał, a w zasadzie nie sam pomysł, tylko świat w którym się to wszystko dzieje. Kiedy ogłoszono konkurs, pomyślałem, że czas chyba najwyższy przelać go w literki, tylko fabułę do niego trzeba dorobić :)

 

Dzięki za odkopanie i podzielenie się wrażeniami :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

PS. Na dniach opublikuję półtwarde sf na zapoczątkowane przez mr.marasa wyzwanie Gekiego. Zapraszam, jak tylko uporam się z uwagami i dziurami wytkniętymi przez betujących :)

Known some call is air am

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

 

Komentarz powstanie na bieżąco. ;)

 

Początek już mocno oderwany od naszych standardów, musiałam zatrzymać się przy pierwszym zdaniu. Myślę nad nim. Myślę. Rekonfigurując sześcian… swojego ciała… Ja chyba też muszę się zrekonfigurować, żeby objąć to rozumem.

 

Na razie jest dość niejasna narracja, ale można odczytać sens – QAR musi coś naprawić. I to szybko. Bo inaczej katastrofa. Miasto się przesunie. O, to mi się skojarzyło z opowiadaniem, które pisałam na konkurs, gdzie miasto faktycznie się przesunęło. :D

 

Przenosił je, wykształcając coraz więcej macek funkcyjnych, których teraz kilkanaście pracowało obok siebie, uzupełniając wyglądające jak fragmenty układów scalonych linie przesyłu.

Tutaj dość toporne zdanie. Zwłaszcza ten fragment: „coraz więcej macek funkcyjnych, których teraz kilkanaście”. Czy fakt, że było ich kilkanaście, ma takie znaczenie? Bo jeśli nie, to można to pominąć dla lepszej przejrzystości w tekście.

 

zgodnie z wektorem ruchu miasta.Na to jednak zabrakło mu już czasu.

Brak spacji po „miasta”.

 

QAR rozpoczął proces dekonstrukcji kończyn. Chciał jak najszybciej stać się na powrót idealnym sześcianem

Hm, to teraz tak: mamy bohatera, który jest sześcianem, podoba mi się to, podoba mi się perspektywa kogoś, kto nie posiada rąk ani nóg, ale… czemu te ręce i nogi musiał „stworzyć” czy też „skonfigurować”, żeby naprawiać ścieżki energetyczne? Czemu nie poszedłeś dalej w abstrakcję, czemu nie mógł „załatać” tych ścieżek w inny sposób niż przy pomocy macek? Pytam z ciekawości, zabrakło pomysłu czy pomysł był, ale opisanie stanowiłoby problem?

 

Czytam dalej, opisy są… dziwne, pokręcone, ale nie męczą. Właściwie to są na granicy „nie męczenia czytelnika”, bo trochę więcej i by mnie znużyły, ale jest dobrze.

 

Nieśmiało zbliżył się do jednej z budowli, wykształcił ramię i dotknął nim zimnej, gładkiej powierzchni.

Znowu mamy ramię, znowu odniesienie do dotyku ludzkiego. A jeśli dotykałby całym ciałem, jeśli dotyk miałby wbudowany w sześcian i dopóki nie uruchomiłby tego zmysłu, to by niczego nie czuł?

 

ERNy uczono, że OUA nie można ufać, bowiem tysiące cykli temu rozpętały wojnę.

Ostatnio w dyskusji pod moim tematem rozmawialiśmy o tym, że bez ludzi ciężko o opowiadanie. A jednak wcale nie, jeśli zachowamy pewne ramy, które są nam znane, dorzucając małe smaczki. Tutaj tym smaczkiem jest słowo „cykle”, zastępujące nasze ludzkie „lata” i od razu wzbogaca tekst. ;) Takich smaczków było oczywiście więcej, nie będę jednak wszystkich wymieniać, dam tylko znać, że mi się to podoba.

 

a budowla przed którą tkwił znieruchomiały

A przecinek „przed którą”?

 

Zawierające fragmenty świadomości moduły traciły ze sobą kontakt i QAR zaczął zatracać się w nieistnieniu.

Lubię takie zdania. Budują mi klimat.

 

Dotarłam do dialogu, za to wielkie brawa, brzmiał jak rozmowa maszyn, aż słyszałam go w głowie, takie to było dobre!

Z minusów to dość schematyczne podejście do tematu: istota we wrogiej sferze -> strach przed wrogiem -> wróg okazuje się przyjacielem, który wyjaśni co i jak -> bohaterowie wędrują razem, aby poznać tajemnicę.

 

W odpowiedzi na tornada kolorów olbrzyma ALS utworzył na swoich biegunach granatowe huragany pretensji.

He he, dobre.

 

Za to historia: hm, pomysł miałeś dobry, ale wszystko streszczasz. A suche streszczenia nie oddają emocji. Nie budują klimatu, nie mają w sobie nic oprócz słów. Dalej mam podobne odczucia: QAR poznaje pewne rzeczy, ale wszystko to mamy tylko w streszczeniach. Szkoda. Bo to naprawdę ciekawe. Taka komunia zawierała już konkretny opis, więc wywarła na mnie wrażenie. Było… dziwnie i w rozbłyskach. Mógłbyś to pociągnąć, pokazać więcej takich scen.

 

Dalsza część: mam wrażenie, że pisana na szybko. No wiesz, tutaj wrogość, nieporozumienie, QAR umiera, ale na koniec jego myśli są jak po zapaleniu trawki, no peace and love, wszystko dąży do harmonii, co tam śmierć… Trochę mi to nie pasowało. Podobnie jak to, że wszystko jest częścią większej całości, no okej, tak jest, to oklepany frazes.

 

Podsumowując: potrafiłeś mnie zaciekawić, wciągnąć w świat QARa, pokazać nową perspektywę, w dodatku BEZ LUDZI (dziękuję za to!), ale nie czuję, że wykorzystałeś cały potencjał, jaki niosło ze sobą to opowiadanie. Bo środek i kocówka są trochę za bardzo przegadane.

 

Pozdrawiam,

Ananke

Miś został oczarowany pomysłem na świat brył, bez ludzi, w którym w dodatku działają ‘ludzkie’ uprzedzenia i emocje. Ciekawe byłoby spotkanie ludzi z takimi obcymi.

Nowa Fantastyka