- Opowiadanie: ANDO - Kociak i show ostateczny

Kociak i show ostateczny

Hasło: sza­lo­ne re­ali­ty show

Ero­ty­ka jest tylko na po­cząt­ku pierw­szej sceny, oby­cza­jów­ka – tym razem w ilo­ściach śla­do­wych.

 

Dzię­ku­ję za betę Sa­rze­Win­ter i Mor­te­ciu­so­wi.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Kociak i show ostateczny

 

1.

 

Raj trwał od do­brych kil­ku­na­stu minut. Yass de­lek­to­wał się nie­spo­dzie­wa­nie bli­skim spo­tka­niem z Selią, nagie pier­si ko­bie­ty ko­ły­sa­ły się nad nim ryt­micz­nie. Ga­lo­po­wa­ła jak ra­so­wy kow­boj. W ta­kiej chwi­li Yass był gotów wy­ba­czyć jej wszyst­ko, nawet to, że nagle znik­nę­ła na cały ty­dzień, jakby po­rwa­ło ją UFO.

Dłu­gie, lekko po­tar­ga­ne włosy Selii kle­iły się do jej spo­co­nej twa­rzy. Po­ściel pach­nia­ła pły­nem do płu­ka­nia o zapachu mor­skej bryzy i obiet­ni­cą, że to po­po­łu­dnie zmie­ni się w ko­la­cję ze śnia­da­niem.

"Opła­ca­ło się wsz­cze­pić im­plant" – po­my­ślał Yass.

– Oooo! – Po­mruk Selii prze­szedł w krzyk.

Są­siad­ki po­zby­ły się wszel­kich wąt­pli­wo­ści, kto i w jakim celu od­wie­dził męż­czy­znę. Nawet te, które na chwi­lę ze­szły ze sta­no­wi­ska wy­wia­dow­cze­go w oknie i prze­ga­pi­ły wej­ście ko­bie­ty do klat­ki.

Yass po­zwa­lał to­wa­rzysz­ce pro­wa­dzić, po cichu li­cząc, że wraz z roz­wo­jem zna­jo­mo­ści role się od­wró­cą.

Od stro­ny okna ja­sno-zie­lo­ne śle­pia bacz­nie re­je­stro­wa­ły każdy ruch. Do­strze­gły, że Selia zerka na zegar sto­ją­cy na szaf­ce.

– Kurwa, za­mknij gdzieś tego kota! – za­wo­ła­ła.

– Nie myśl teraz o tym. – Yass po­gła­skał ją po udzie.

Skrzy­wi­ła się, ze­szła z łóżka i za­czę­ła za­kła­dać su­kien­kę. Męż­czy­zna szyb­ko wstał, pod­szedł do niej.

– Hej, co ty? Ob­ra­zi­łaś się o kota?

– Nie cho­dzi o kota – mruk­nę­ła, grze­biąc w to­reb­ce. – Spie­szę się, zaraz bę­dzie le­ciał ten nowy show.

– Mo­żesz obej­rzeć u mnie. – Pró­bo­wał ją objąć, ale się od­su­nę­ła.

– Było słod­ko. Zdzwo­ni­my się. To pa! – Wy­szła, zanim Yass zdą­żył za­ło­żyć bok­ser­ki. Usły­szał po­spiesz­ny stu­kot pan­to­fel­ków na scho­dach.

"Co ją ugry­zło?" – dzi­wił się.

Po­wo­li za­pi­nał gu­zi­ki ko­szu­li. Po­wiódł wzro­kiem po sta­rej me­blo­ścian­ce, ramie łóżka ze śla­da­mi ostrze­nia pa­zu­rów, za­dep­ta­nym dy­wa­nie. Spoj­rzał w stro­nę okna. Ja­sno-zie­lo­ne oczy cią­gle tam tkwi­ły.

– Zerc, co tak pa­trzysz? – mruk­nął.

– Żal mi cie­bie – od­parł wiel­ki, czar­ny kocur, ze­ska­ku­jąc z pa­ra­pe­tu na pod­ło­gę. – Nawet nie po­cze­ka­ła, aż skoń­czysz.

– Nie mogę jej roz­gryźć. Raz chce, raz ucie­ka.

– To ją olej. – Zerc umo­ścił się na fo­te­lu.

– Co ty wiesz! – mruk­nął Yass.

Je­steś moją ko­ka­iną… – za­nu­cił kot. – Po­sta­wię ci ta­ro­ta. Cho­ciaż na moje oko, ta cała Selia to ra­so­wy ba­biarz w dam­skiej wer­sji.

– Bzdu­ra!

– Dobra, sprawdź­my. – Zerc zma­te­ria­li­zo­wał karty. Roz­ło­żył je grzbie­ta­mi do góry, po czym od­wró­cił jedną.

– Patrz, ko­chan­ko­wie! Go­rą­cy ro­man­sik i wybór, czy w to brnąć.

Od­sło­nił drugą kartę.

– Dia­beł. Cóż, nie­we­so­ło: brudy, uza­leż­nie­nie, cwa­niac­two.

– Selia taka nie jest!

– Po­cze­kaj. – Kocur od­wró­cił py­skiem trze­cią kartę. – Okrą­gły ob­ra­zek… Świat? Ależ nie! To wiel­ka, czar­na dupa.

– Zna­czy, że co? Będę bzy­kał się z Selią?

– Na­iw­niak – mruk­nął Zerc. Karty znik­nę­ły, a on ze­sko­czył z fo­te­la, po czym pod­szedł do po­dłuż­nej miski, sto­ją­cej przy re­ga­le. – Wróż­ba ze żwiru praw­dę ci powie. – Po­grze­bał łapą w po­jem­ni­ku, aż za­chrzę­ści­ło. – Mia­łem rację! Za­po­mnij o niej, zanim sta­nie się coś złego. Poza tym, mógł­byś czę­ściej tu sprzą­tać.

– Nie wie­rzę we wróż­by! Selia w końcu bę­dzie ze mną, zo­ba­czysz! – za­wo­łał Yass, włą­cza­jąc pi­lo­tem wiel­ki, pła­ski od­bior­nik 5DVi­zji.

– Jak sobie chcesz, ostrze­ga­łem – od­parł kot, mosz­cząc się obok niego na łóżku.

Yass wło­żył gogle na oczy i wci­snął nie­bie­ski guzik.

 

 

1, cd.

 

– Wi­ta­my pań­stwa ser­decz­nie na na­szym wy­jąt­ko­wym show! – za­wo­ła­ła wy­ma­lo­wa­na pre­zen­ter­ka w czar­nej sukni, błysz­czą­cej dro­bin­ka­mi sre­bra. Pro­jek­tant tego cuda mu­siał nie­na­wi­dzić sy­me­trii, bo w ar­ty­stycz­nym szale usu­nął jeden rękaw, a dół kiec­ki ciach­nął na skos.

– Ta­kie­go show jesz­cze nigdy pań­stwo nie wi­dzie­li! – wtó­ro­wał jej wy­bo­tok­so­wa­ny chło­pak w ciem­nym gar­ni­tu­rze, opi­na­ją­cym szczu­płe ciało ni­czym la­teks. – Tylko teraz, tylko u nas! Emo­cje, któ­rych nie za­po­mni­cie do śmier­ci! Oto pierw­sza edy­cja show… – Pre­zen­ter za­wie­sił głos.

– …Jak oni umie­ra­ją!!! – do­koń­czy­li oboje.

Uśmie­cha­li się aż po trzo­now­ce śnież­no­bia­łych, rów­nych im­plan­tów.

 

Za­kry­ło ich logo czar­nej tru­piej czasz­ki w cza­pecz­ce uro­dzi­no­wej.

“Time to say go­od­bye” – za­brzmia­ła pierw­sza li­nij­ka pio­sen­ki, śpie­wa­nej mę­skim, ba­so­wym gło­sem.

 

– Wi­ta­my po­now­nie! – za­wo­ła­ła pre­zen­ter­ka, gdy logo znik­nę­ło. – Gdzie po­dział się Adi?! Czy umarł?! Bez obaw, jesz­cze się po­ja­wi! A to nasi bo­ha­te­ro­wie! – Wska­za­ła wnę­trze stu­dia przy­po­mi­na­ją­ce­go salon z ko­min­kiem. Na środ­ku, przy stole, sie­dzia­ły czte­ry osoby.

– Oto od­waż­ni lu­dzie, któ­rzy będą umie­rać na na­szych oczach! Pierw­szy ze śmiał­ków to Trey! – Pre­zen­ter­ka po­de­szła do męż­czy­zny z za­czer­wie­nio­ną twa­rzą i opuch­nię­ty­mi ocza­mi. – Jego wą­tro­bę roz­je­chał al­ko­hol, le­ka­rze nie dają mu żad­nych szans…

Męż­czy­zna wy­szcze­rzył po­żół­kłe zęby i po­ma­chał do ka­me­ry.

– Po­znaj­cie Val­le­in! – Pro­wa­dzą­ca do­tknę­ła ra­mie­nia mło­dej blon­dyn­ki. – Cier­pi na nie­ule­czal­ną cho­ro­bę ge­ne­tycz­ną, zo­sta­ło jej naj­wy­żej kilka ty­go­dni życia…

– Dzień dobry. Cie­szę się, że tu je­stem. – Dziew­czy­na po­ka­za­ła dłoń­mi ser­dusz­ko.

 

Prze­rwa. Śmierć w cza­pecz­ce uro­dzi­no­wej na ekra­nie.

“Time to say go­od­bye”.

 

– Wra­ca­my do stu­dia! Ko­lej­na uczest­nicz­ka, Alica, umie­ra na rzad­ką cho­ro­bę krwi… – Pre­zen­ter­ka wska­za­ła drob­ną sta­rusz­kę z siwym ko­kiem.

 

Yass pod­łą­czył się do ka­na­łu 5DVi­zji w mo­men­cie, gdy pro­wa­dzą­ca przed­sta­wia­ła Alicę. Usiadł na wol­nym krze­śle mię­dzy Trey­em i sta­rusz­ką. Wie­dział, że to złu­dze­nie Vizji, ale wszyst­ko wy­da­wa­ło się re­al­ne, jakby na­praw­dę znaj­do­wał się w stu­diu, tuż obok tych ludzi. Czuł od Treya woń prze­tra­wio­ne­go al­ko­ho­lu.

– Oto nasz ostat­ni uczest­nik, Eliv! – kon­ty­nu­owa­ła pre­zen­ter­ka. – Jego serce już pra­wie nie bije… Eliv? Hej, Eliv! – Po­trzą­snę­ła ra­mie­niem nie­przy­tom­ne­go męż­czy­zny. Do­tknę­ła jego szyi. – Czyż­by umarł?! Jesz­cze nie tym razem! – do­da­ła, kle­piąc go po po­licz­ku.

Eliv po­wiódł po ze­bra­nych nie­przy­tom­nym wzro­kiem.

– Sami pań­stwo widzą, śmierć może na­dejść w każ­dej chwi­li! – W po­miesz­cze­niu po­ja­wił się pre­zen­ter, który znik­nął na po­cząt­ku show. Ka­me­ra zro­bi­ła zbli­że­nie na jego po­waż­ną twarz. – Obej­rzy­cie to na żywo: pot, łzy, krew i cier­pie­nie! Prze­ko­na­cie się, jak oni umie­ra­ją!

– A tym­cza­sem… – Ka­me­ra prze­sko­czy­ła na pre­zen­ter­kę w krzy­wej su­kien­ce. – …wy­bie­rze­cie pań­stwo swo­je­go ulu­bień­ca, który otrzy­ma dar­mo­wy, eks­klu­zyw­ny po­grzeb i bę­dzie mógł prze­ka­zać dwie­ście ty­się­cy na do­wol­ny cel, za­pi­sa­ny w te­sta­men­cie! Wy­star­czy wy­słać sms-a, a naj­le­piej: dzie­sięć! Alica ma numer jeden, Val­le­in: numer dwa, trój­ka dla Treya, a Eliv to czwór­ka!

– Od pań­stwa gło­sów za­le­ży, kto wygra! Uru­chom­cie vi­de­ofo­ny i gło­suj­cie już teraz! – dodał pre­zen­ter. – Pa­mię­taj­cie, śmierć uczest­ni­ka nie prze­ry­wa jego udzia­łu w ran­kin­gu!

 

– Kocie, jak tu wsze­dłeś? – Yass zo­ba­czył, że Zerc wy­trzą­sa fe­ro­mo­ny na meble w stu­diu.

– A, pod­łą­czy­łem się bez­prze­wo­do­wo. Za­baw­ne, bar­dzo za­baw­ne, macie tylko po jed­nym życiu, praw­da?

 

– Na dziś to już wszyst­ko, zo­ba­czy­my się jutro, w ko­lej­nej od­sło­nie na­sze­go show! Ale gło­so­wać można przez całą dobę! – po­in­for­mo­wał pre­zen­ter. – Przy­po­mi­nam, numer jeden…

 

Yass wró­cił do swo­je­go miesz­ka­nia, zdjął gogle. Z ekra­nu śmia­ła się śmierć w cza­pecz­ce uro­dzi­no­wej.

– Za­dzwo­nię do Selii, za­py­tam, na kogo gło­su­je. – Się­gnął po vi­de­ofon. – Nie od­bie­ra…

Time to say go­od­bye – za­nu­cił kot.

 

 

2.

 

Śmierć w cza­pecz­ce uro­dzi­no­wej znów za­wład­nę­ła ekra­nem. Roz­le­gło się: “Time to say go­od­bye”.

 

Ka­me­ra wró­ci­ła do stu­dia, uchwy­ci­ła pre­zen­ter­kę w czar­nym gar­ni­tu­rze, ob­ci­słym ni­czym la­teks. Obok uśmie­chał się chło­pak w spodnio-leg­gin­sach i nie­sy­me­trycz­nej ma­ry­nar­ce.

– Stę­sk­ni­li­śmy się za pań­stwem! – za­czął on.

– Wi­ta­my po­now­nie w na­szym show! – za­wo­ła­ła ona.

– Jak oni umie­ra­ją!!! – krzyk­nę­li oby­dwo­je.

– Każdy z bo­ha­te­rów opo­wie nam swoją wy­jąt­ko­wą hi­sto­rię… – wy­ja­śni­ła pre­zen­ter­ka, pod­cho­dząc do stołu, za któ­rym sie­dzia­ła tylko Alica w bor­do­wej, sporo za luź­nej gar­son­ce.

Pro­wa­dzą­cy za­ję­li miej­sca na­prze­ciw niej. Na krze­śle z boku przy­siadł Yass.

Alica chrząk­nę­ła, po czym za­czę­ła ła­mią­cym się gło­sem:

– Moja córka od­da­ła mnie do domu opie­ki… Trzy lata, pięć mie­się­cy i dwa­na­ście dni temu. Po­wie­dzia­ła, że jadę tylko na re­ha­bi­li­ta­cję, na dwa ty­go­dnie. Pod­pi­sa­łam do­ku­men­ty, nawet do­kład­nie nie spraw­dzi­łam. Wie­rzy­łam mojej Ja­gód­ce… Póź­niej od­li­cza­łam dni, ale oka­za­ło się, że już nie wrócę do sie­bie. Córka od­wie­dzi­ła mnie tylko raz, kiedy kłó­ci­ła się z kie­row­nicz­ką, że pod­nie­śli opła­ty za dom. Do mnie też wtedy zaj­rza­ła, przy­nio­sła wa­fel­ka w złot­ku. Nie zja­dłam go, scho­wa­łam w ko­sme­tycz­ce. Przy­po­mi­na mi Ja­gód­kę…. – Na twa­rzy po­ora­nej gęstą sie­cią zmarsz­czek po­ja­wił się gry­mas bólu.

Alica cią­gnę­ła opo­wieść:

– W domu opie­ki są pięk­ne pod­ło­gi z drew­nia­nych pa­ne­li, u sie­bie nigdy ta­kich nie kła­dłam. Mam ładny pokój, pie­lę­gniar­ki są miłe, ale… tę­sk­nię za Ja­gód­ką i za daw­nym miesz­ka­niem. – Po po­licz­ku sta­rusz­ki pły­nę­ły łzy, które nie­zdar­nie ocie­ra­ła dło­nią.

 

Przed ocza­mi Yassa po­ja­wił się napis:

"Ślij sms teraz. Kod 78302: chu­s­tecz­ki jed­no­ra­zo­we, kod 365#21 – ser­dusz­ka wir­tu­al­ne. Koszt: 5,41 za sztu­kę".

Wy­cią­gnął vi­de­ofon z kie­sze­ni.

 

Na stole przed Alicą po­ja­wia­ły się całe stosy chu­s­te­czek, po in­te­rak­tyw­nym ob­ru­sie wę­dro­wa­ły tony wir­tu­al­nych serc.

– Wi­dzisz, wi­dzo­wie są z tobą! Lof­cia­my cię, ko­cha­nie… – Pre­zen­ter­ka wsta­ła i przy­tu­li­ła Alicę. – Na co prze­zna­czysz wy­gra­ną?

– Mam w nosie pie­nią­dze! – przy­zna­ła ko­bie­ta. – Przy­szłam do pro­gra­mu, żeby Ja­gód­ka mnie zo­ba­czy­ła, przy­po­mnia­ła sobie o sta­rej matce. Chcia­ła­bym jesz­cze raz spo­tkać się z nią przed śmier­cią.

– Czy córka na­szej bo­ha­ter­ki zdąży ją od­wie­dzić? O tym do­wie­cie się pań­stwo już wkrót­ce! – za­wo­ła­ła pro­wa­dzą­ca.

 

Stu­dio znik­nę­ło Yas­so­wi z oczu, przed nim po­ja­wi­ło się logo – śmierć w cza­pecz­ce. Usły­szał zna­jo­me dźwię­ki: “Time to say go­od­bye”.

 

 

2, cd.

 

– Oto twoja szan­sa, przy­ja­cie­lu – po­wie­dział Zerc, pra­co­wi­cie ugnia­ta­jąc przed­ni­mi ła­pa­mi koc le­żą­cy na łóżku. – Zo­sta­niesz gwiaz­dą re­ali­ty show.

– Czyli co? Mam umie­rać?! – Yass odło­żył gogle na ławę.

– Nie­zu­peł­nie. Przy­szedł mi do łba taki po­mysł: Selia w życiu nie spoj­rzy na zwy­kłe­go ochro­nia­rza z mar­ke­tu, ale na ce­le­bry­tę już tak. Za­ło­żysz kanał w sieci, wrzu­cisz swoje fil­mi­ki z ostat­nich lat i bę­dziesz na­gry­wał na­stęp­ne.

– Mały pro­blem: nie mam ta­kich fil­mów – za­uwa­żył Yass.

– Ależ, masz. Jedno ma­gicz­ne słowo… – Kot wy­mru­czał nazwę.

– Jaki ko­tlet?!

– Kot-net. Nie sły­sza­łeś o ciem­nej stro­nie In­ter­ne­tu? Wszyst­kie koty wrzu­ca­ją na­gra­nia swo­ich wła­ści­cie­li do kot-ne­tu, na Fur­Tu­ba. Mówię ci, jaka po­lew­ka! Ostat­nio na topie jest taki fil­mik; ko­bie­ta w lo­kach gapi się na ko­cia­ka i mówi: “Je­steś obiek­tem mo­je­go pa­cza­nia".

– Zerc, ty chyba nie…

– Weź to na klatę, Yass – od­parł kocur, pro­fi­lak­tycz­nie prze­no­sząc się na regał. – Moje oczy mają funk­cję ka­me­ry sze­ro­ko­kąt­nej, uszy to gło­śni­ki, ogon dzia­ła w try­bie trans­mi­sji bez­prze­wo­do­wej. Dobra, tyle teo­rii, jak prze­tra­wisz, zro­bi­my na­gra­nie otwie­ra­ją­ce twój kanał. Przy­da się jakaś fajna lo­ka­li­za­cja, może ludz­ka ku­we­ta?

– Je­steś psy­cho­pa­tą, Zerc.

– Też cię lubię.

 

 

3.

 

– Dzi­siaj zdra­dzę wam, co na­praw­dę myślę o show "Jak oni umie­ra­ją” – mówił Yass, sie­dząc w wan­nie peł­nej wody z pianą. – Od­po­wiedz, ale tak z ręką na sercu: boisz się śmier­ci? Po­tra­fisz sobie wy­obra­zić, że pew­ne­go dnia już cię nie bę­dzie? Każdy się cyka, nawet jeśli zgry­wa twar­dzie­la. Taki show daje oka­zję, żeby po­znać śmierć z bli­ska, do­wie­dzieć się praw­dy. Oswa­ja z nią, ale czy we wła­ści­wy spo­sób? Na­pisz­cie w ko­men­ta­rzach pod tym na­gra­niem! Moje zda­nie po­zna­cie w na­stęp­nym fil­mi­ku.

– Teraz uśmiech – mruk­nął kot, sie­dzą­cy na za­mknię­tej kla­pie ubi­ka­cji. – Na­pręż bi­ceps, o tak! Fanki ze­mdle­ją z wra­że­nia. Dobra, mamy to. – Za­mru­gał ocza­mi.

– Na dzi­siaj wy­star­czy. – Yass wy­sko­czył z wanny. – Hej, teraz nie na­gry­waj! – Szyb­ko owi­nął ręcz­nik wokół bio­der i wy­szedł z ła­zien­ki, zo­sta­wia­jąc mokre ślady.

– Ledwo zo­stał gwiaz­dą, już ma fochy – mruk­nął kocur.

Za­dzwo­nił vi­de­ofon, Yass ode­brał bły­ska­wicz­nie.

– Selia! Wi­dzia­łaś mój kanał? Tak, po­pu­lar­ny. Jasne, zro­bię fil­mik z tobą. Chcesz się usta­wić za go­dzi­nę? Mam czas, pew­nie. U mnie? To cze­kam.

 

 

4.

 

Spo­tka­nie Yassa z Selią. XXX, +18, treść pry­wat­na.

Do­stęp­ne na Fur­Tu­bie, nr 3421987/305, hasło: ko­tlet. Koszt: 15 bit­co­tów.

 

 

5.

 

– Zo­bacz, ten lu­dzieł w oku­la­rach, jaki zdzi­wio­ny! – za­śmiał się Zerc, po­ka­zu­jąc łapą na mo­ni­tor lap­to­pa.

Yass po­pa­trzył na mem pod­pi­sa­ny: "A co, jeśli to mój kot mnie ho­du­je?"

– Dziw­ne macie po­czu­cie hu­mo­ru – mruk­nął.

– Dobra, załóż gogle, po­ka­żę ci coś eks­tra. Nie po­ża­łu­jesz!

Za­wa­hał się, ale po­słu­chał kota.

– To jazda! – za­wo­łał Zerc, wkle­pu­jąc kod na kla­wia­tu­rze.

Ekran lap­to­pa wcią­gnął ich do środ­ka. Yass zna­lazł się w cha­osie zer i je­dy­nek, obi­ja­ją­cych się o niego ni­czym ma­lut­kie me­te­ory­ty o sta­tek ko­smicz­ny. Pły­nął, nie­sio­ny przez nie­wi­dzial­ną siłę. Obok le­ciał Zerc, z roz­ło­żo­ny­mi ła­pa­mi przy­po­mi­nał tłu­ste­go nie­to­pe­rza.

– Gdzie je­ste­śmy? – za­wo­łał Yass, prze­krzy­ku­jąc szum zer i je­dy­nek.

– Wszyst­ko pod kon­tro­lą! – za­pew­nił kocur.

Nagle ostro po­wia­ło z boku. Po­dmuch wcią­gnął ich do ciem­ne­go ko­ry­ta­rza, przy­po­mi­na­ją­ce­go ogrom­ną zjeż­dżal­nię. Su­nę­li w dół coraz szyb­ciej. Są­dząc po roz­pacz­li­wym "miau", Zerc prze­stał kon­tro­lo­wać roz­wój wy­pad­ków.

Yass na próż­no usi­ło­wał zwol­nić. Mógł tylko krzy­czeć.

Z im­pe­tem wy­pa­dli na pod­ło­gę po­kry­tą bia­ły­mi ka­fel­ka­mi. Yass ro­zej­rzał się po nie­wiel­kiej, pu­stej ła­zien­ce.

– Co to za miej­sce? – za­py­tał.

– Wy­rzu­ci­ło nas z kot-ne­tu bocz­ną furt­ką. Jeśli wy­lą­do­wa­li­śmy tam, gdzie po­dej­rze­wam… Chodź, ale po cichu!

 

 

5, cd.

 

Pre­zen­ter w ob­ci­słym gar­ni­tu­rze oparł się o za­pa­so­wą de­ko­ra­cję śmier­ci w cza­pecz­ce uro­dzi­no­wej. Ro­zej­rzał się, prze­stron­ny ma­ga­zyn wy­da­wał się pusty, nie li­cząc męż­czy­zny, który stał na­prze­ciw­ko.

– Super za­gra­łeś to omdle­nie w ostat­nim od­cin­ku, Eliv – po­wie­dział, kle­piąc roz­mów­cę po ra­mie­niu. – Ale to nie wy­star­czy, w ran­kin­gu zaj­mu­jesz do­pie­ro trze­cie miej­sce. Za mało sms-ów. Mu­sisz coś wy­kom­bi­no­wać, żeby wi­dzo­wie cię po­ko­cha­li.

– Po­ka­żę, jak bar­dzo mnie boli! – Eliv zła­pał się za serce.

Pre­zen­ter skrzy­wił się. – Nie tak te­atral­nie, bo do­my­ślą się, że to ście­ma.

– OK, łapię. A może… ro­man­sik? – za­pro­po­no­wał Eliv.

– Rand­ki lecą na innym ka­na­le, u nas ma być śmierć! Zro­bi­my tak: pój­dzie­cie z Val­le­in na spa­cer, za­czniesz jej opo­wia­dać o trud­nym dzie­ciń­stwie, o ojcu al­ko­ho­li­ku, który tłukł cię ka­blem od że­laz­ka.

– Ale mój oj­ciec nie pił. I mnie nie bił – pi­snął Eliv.

– A kogo to ob­cho­dzi?! Ważne, że wi­dzo­wie się wzru­szą. Po­trze­bu­je­my sms-ów, wyż­szej oglą­dal­no­ści… Wy­kom­bi­nuj coś! Wiem, że chcesz wy­grać, twój brat bar­dzo po­trze­bu­je tej kasy. Prze­cież nie po­zwo­lisz, żeby zli­cy­to­wa­li mu miesz­ka­nie za długi. Wtedy jego mała có­recz­ka mo­gła­by tra­fić do domu dziec­ka… Prze­myśl to sobie do­kład­nie.

 

 

5, cd.

 

Yass i Zerc wy­chy­li­li się zza de­ko­ra­cji do­pie­ro, gdy pre­zen­ter i Eliv wy­szli z ma­ga­zy­nu.

– Wi­dzisz, wszę­dzie takie samo bagno – wes­tchnął Yass. – Wczo­raj wi­dzia­łem Selię z tym siwym cwa­niacz­kiem z trze­ciej klat­ki.

Kocur prze­stał ob­wą­chi­wać ma­kie­tę śmier­ci. Na jego nosie po­zo­sta­ła odro­bi­na czar­nej farby.

– Za to ma­te­riał masz bomba! Wra­ca­my do domu, na­grać nowy fil­mik.

Yass po­tarł ma­kie­tę w miej­scu, gdzie spod czar­nej farby prze­bi­jał od­pu­sto­wy róż. Zmarsz­czył czoło.

– Ru­szaj­my – mruk­nął.

 

 

6.

 

Śmierć w cza­pecz­ce kró­lo­wa­ła na ekra­nie. W uszy wdar­ła się pio­sen­ka: “Time to say go­od­bye”.

 

– Nasi bo­ha­te­ro­wie od kilku dni miesz­ka­ją w spe­cjal­nym domu, cze­ka­jąc na śmierć! – mó­wi­ła pre­zen­ter­ka, opa­ko­wa­na w ża­łob­ne ko­ron­ki. – Zanim się z nimi spo­tka­my, pod­su­muj­my wy­ni­ki gło­so­wa­nia sms-owe­go! – Zer­k­nę­ła na trzy­ma­ną w ręce kart­kę. – Pierw­sze miej­sce zaj­mu­je Alica, gonią ją Val­le­in i Trey, staw­kę za­my­ka Eliv… Teraz wszyst­ko za­le­ży od pań­stwa, mo­że­cie zmie­nić tę ko­lej­ność, wy­sy­łaj­cie sms-y!

– Mam tego, kurwa, dosyć! – wrza­snął Eliv, prze­bie­ga­jąc za pro­wa­dzą­cą. Za­trza­snął drzwi z na­pi­sem "WC".

– Hej, po­cze­kaj! – Truch­tał za nim spo­co­ny pre­zen­ter. Jego zwy­kle wy­mo­de­lo­wa­na fry­zu­ra cał­kiem się roz­je­cha­ła na czub­ku, uka­zu­jąc ły­si­nę.

– Pro­szę pań­stwa, przed chwi­lą zda­rzy­ło się coś szo­ku­ją­ce­go… – po­wie­dział do ka­me­ry peł­nym dra­ma­ty­zmu gło­sem. – Eliv mocno prze­żył zwie­rze­nia przed ko­le­ga­mi, za­mknął się w ła­zien­ce! Spró­bu­ję z nim po­roz­ma­wiać…

Pre­zen­ter za­ło­mo­tał w drzwi.

– Eliv! Wyjdź! Wszy­scy cze­ka­my!

Wokół zgro­ma­dzi­li się po­zo­sta­li uczest­ni­cy i człon­ko­wie ekipy. Yass miał wra­że­nie, że znaj­du­je się o krok od wy­da­rzeń.

– Eliv, bo wy­wa­ży­my drzwi! – za­wo­łał pre­zen­ter.

Od­po­wie­dzia­ła mu cisza.

– Świet­ny po­mysł, wej­dzie­my do niego! – Uśmiech nie scho­dził z twa­rzy pro­wa­dzą­cej. – A pań­stwa za­pra­szam na krót­ką prze­rwę!

 

Po­ja­wi­ło się zna­jo­me logo śmier­ci w cza­pecz­ce. Z gło­śni­ków po­pły­nę­ło “Time to say go­od­bye”, tym razem wy­brzmia­ła cała pio­sen­ka, okra­szo­na fil­mem z po­grze­bu. Ka­me­ra po­ka­za­ła tłum ża­łob­ni­ków na cmen­ta­rzu. Kiedy trum­na zje­cha­ła w dół, rzu­ca­li białe goź­dzi­ki na wieko.

 

Nagle trans­mi­sja prze­nio­sła się do stu­dia, aku­rat w mo­men­cie, kiedy drzwi do ła­zien­ki sta­nę­ły otwo­rem.

Oczom Yassa i resz­ty wi­dzów uka­za­ły się nogi w dżin­sach, drga­ją­ce na tle bia­łych ka­fel­ków.

– Matko! Po­wie­sił się! – krzyk­nę­ła Val­le­in.

– Praw­da czy wir­tu­al­na ani­ma­cja? Jeśli to pierw­sze, zmar­no­wa­ła się kupa świe­że­go mię­ska. – Zanim kocur wy­mru­czał te słowa, stu­dio znik­nę­ło, Yass wró­cił do po­ko­ju, a na ekra­nie po­ja­wił się napis: "Prze­pra­sza­my za uster­ki".

– No, nie patrz tak, chło­pie. Nawet gdy­byś się prze­krę­cił, w życiu bym cię nie na­po­czął! – za­re­cho­tał Zerc.

 

 

7.

 

– Eliv po­śmiert­nie wsko­czył na pierw­sze miej­sce w ran­kin­gu, Alica spa­dła na dru­gie, za nią jest Val­le­in, a Trey za­my­ka staw­kę. – Yass od­czy­ty­wał wy­ni­ki do ka­me­ry.

Roz­parł się wy­god­nie na fo­te­lu auta sto­ją­ce­go na par­kin­gu.

– W tym ty­go­dniu wstrzą­snę­ło nami sa­mo­bój­stwo Eliva. Wie­cie, co o tym myślę? – Yass na chwi­lę za­milkł. – Gość po­je­chał po ban­dzie, serio. Cie­ka­we, czy sam na to wpadł? Bo wie­cie, w me­diach róż­nie bywa… Ustaw­ki i takie tam. Szcze­rze? Kie­dyś bym się przej­mo­wał, ale teraz gówno mnie to ob­cho­dzi. Mam waż­niej­szą spra­wę. Umó­wi­łem się z Selią. Wszyst­ko na­gram, zo­ba­czy­cie praw­dzi­wy re­ali­ty show. Będą mega emo­cje!

– Ka­me­ra, stop! – za­wo­łał kot. – Coś ty wy­my­ślił?! Dla­cze­go tak dziw­nie się uśmie­chasz?

– Nie­spo­dzian­ka. Na­gry­waj, nie po­ża­łu­jesz. Selia zaraz wsią­dzie do sa­mo­cho­du. O, już idzie. Wiesz, że zwi­nę­ła mi złotą ma­ry­nar­kę i za­nio­sła temu si­we­mu Ed­ko­wi z trze­ciej klat­ki? A moje mo­ka­sy­ny za dzie­sięć koła wi­dzia­łem na no­gach jej są­sia­da. Za­bio­rę Selię na wy­ciecz­kę, wy­ja­śni­my sobie wszyst­ko. Show osta­tecz­ny. Hit czy kit? Wkrę­cam was, czy mówię praw­dę? Gło­suj­cie pod na­gra­niem! – Wy­szcze­rzył białe zęby.

– Hej, Yass. – Selia usa­do­wi­ła się na tyl­nym sie­dze­niu auta.

– Cześć, skar­bie. Uwa­żaj na kota!

– Jesz­cze nie po­go­dzi­łeś się, że zdechł? Kupię ci no­we­go.

– Ona nie do­strze­ga ni­ko­go oprócz sie­bie – szep­nął Yass do Zerca.

 

 

7, cd.

 

– …Show osta­tecz­ny. Hit czy kit? Wkrę­cam wszyst­kich, czy mówię praw­dę? – Ofi­cer śled­czy wy­łą­czył na­gra­nie, po­dra­pał się po ły­si­nie. – Worek kasy z re­klam, facet usta­wił się do końca życia. O ile żyje – mruk­nął do to­wa­rzy­szą­ce­go mu męż­czy­zny.

– Dziw­ne, on i ta ko­bie­ta do­słow­nie znik­nę­li – od­parł jego po­moc­nik, oglą­da­jąc puste auto. – Zo­sta­ło tylko to. – Dło­nią w rę­ka­wicz­ce ostroż­nie pod­niósł z pod­ło­gi to­reb­kę po ko­ciej kar­mie. – Prze­cież nie roz­pły­nę­li się w po­wie­trzu!

– Jeśli już, to w brzu­chach szczu­pa­ków – mruk­nął ofi­cer śled­czy, pa­trząc na spo­koj­ną toń je­zio­ra, na któ­rej ry­so­wa­ły się po­je­dyn­cze ża­giel­ki łódek. – Albo zwia­li na ko­niec świa­ta. Tego fa­ce­ta już ściga Vizja za znie­sła­wie­nie.

 

 

8.

 

Raj trwał od do­brych kilku go­dzin. Yass i Selia le­że­li na kocu pod roz­ło­ży­stym drze­wem, po­pi­ja­li drin­ki z pa­ra­sol­ka­mi. Słoń­ce ogrze­wa­ło nagie ciała.

– Zo­sta­nie­my razem, prze­sta­nę na­gry­wać fil­mi­ki – obie­cał Yass. – Bę­dzie ide­al­nie.

– Jakoś kiep­ski ten raj, wszyst­ko pla­sti­ko­we – mruk­nął kocur, ob­wą­chu­jąc za­ro­śla. – Chyba że tra­fi­li­śmy do pie­kła, a te krza­ki to de­ko­ra­cje. Show osta­tecz­ny…

Koniec

Komentarze

Dobry tekst. Czarny humor, dziwność, absurd. Akurat niedawno widziałem Wideodrom i tak troszkę mi się skojarzyło, ale tylko troszkę.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Znakomity pomysł z kocim internetem i nagrywaniem. Porządny czarny humor. Przeczytałem z prawdziwą przyjemnością. Choć generalnie nie znoszę opowiadań za ich krótkość i niedosyt, jaki wzbudzają, tutaj widzę bardzo dobrze wyważoną proporcję treści do długości i tak naprawdę skończoną historię. Jest problem etyczny, który przydaję głębi, ale nie odejmuje zabawności kociej inwencji. Klik ode mnie.

Cóż, ANDO, mam sporo kłopotów z tym tekstem, więc zepsuję ten radosny nastrój. Pierwszy jest taki, że jak dla mnie nie ma tu bizarro, ale że gatunek jest pojemny i nie ma jasnej definicji, może inni będą mieli inne zdanie. Imho jest groteska, nie bizarro. Co zresztą by mi akurat jakoś specjalnie nie przeszkadzało.

Drugi problem jest poważniejszy – mianowicie zniesmaczyło mnie to opowiadanie w sposób zupełnie inny niż ten, którego spodziewam się czy oczekuję od bizarro. Postaram się jak najjaśniej i najdelikatniej wyjaśnić, o co chodzi, bo sprawa jest złożona i z triggerem, co niewątpliwie wpływa na odbiór. Niemniej obawiam się, że nawet delikatnie będzie jednak nosorożcowo, bo z kolei nie chcę niepotrzebnie owijać zarzutów w bawełnę. Z góry przepraszam.

Otóż po pierwsze, jak dla mnie, nawet bez triggera, poszłaś tu na dużą łatwiznę. Wiadomo: reality shows dążą do ostatecznego odarcia ludzi z prywatności, przekraczają wszelkie granice, nie uznają sfer intymności, prywatności, przyzwoitości ani tabu. Śmierć pozostaje jednym z nielicznych tabu, a jednak przecież tabloidy je wielokrotnie łamały – choć zazwyczaj kończyło się wycofaniem nakładu. Podobnie znikają co drastyczniejsze filmiki z YT i innych jawnych miejsc w necie, schodząc zapewne do różnych darknetów. Ty uznałaś, że pokażesz to ostateczne przekroczenie tabu w medium jeszcze bardziej bezpośrednio wpychającym się w ludzkie życie – tu nawet do potęgi przez interaktywność – czyli telewizji.

Okej, ryzykowne, ale mogła wyjść z tego udana groteska. Okrutna, szokująca, ale coś mówiąca o naszych czasach, naszych społeczeństwach, naszym konsumpcjonizmie, naszej znieczulicy i całym mnóstwie spraw. Nie zrozum mnie źle: nie wymagam od literatury pisania o rzeczach ważnych, całkowicie dopuszczam i lubię gatunki czy utwory czysto rozrywkowe. Ba, wręcz je często wolę, bo nie lubię wpychania wszędzie ważnych społecznie tematów, zwłaszcza na siłę, pisania z tezą ani emocji na najwyższym poziomie, który poniekąd szantażuje czytelnika (”jak to: nie wzrusza cię los molestowanego dziecka? jesteś nieczułym draniem”). Niemniej “znaj proporcją, mocium panie”. W Twoim opowiadaniu, jak na mój gust, została przekroczona pewna granica dobrego smaku w łączeniu rozrywki z tematami ciężkimi, ważnymi, trudnymi. Mariaż imho nie wyszedł. Jak już pisałam – to mogła być udana groteska z pewnym ciężarem gatunkowym, ale sposób, w jaki te elementy zostały połączone, jest – jak dla mnie – nieudany.

Dlaczego? Otóż dlatego, że nadrzędnym imperatywem fabularnym tego opka jest problem głównego bohatera z tym, że kobieta, której on chce, nie chce jego, a może sama nie wie, czego chce. To oczywiście nic złego, niemniej jest to wątek z rejestru raczej czysto rozrywkowego, romansowego wręcz, może komediowego. W sumie zakończenie jest absurdalnie komediowe raczej niż jakiekolwiek inne. Następnie dokładasz do tego radykalne naruszenie tabu przez media rozrywkowe, pogoń za sensacją itd. Okej, nadal nie ma w tym nic złego, gdyby ten show był potraktowany czysto groteskowo (nie wiem, jakiś Jackass do potęgi – walka o nagrodę Darwina, inny absurd, biorący kwestię umierania w ironiczny nawias? piszesz w zamierzeniu bizarro, więc uczestnicy mogliby wręcz na antenie wymyślać absurdalne samobójstwa dla poklasku i je wykonywać, wszystko w oparach absurdu, bez realizmu).

Niemniej zamiast tego nagle robi się cholernie, ale to cholernie poważnie i realistycznie. Co gorsza – w scenie, która stylistycznie kompletnie odpada od całej reszty, lecisz po bardzo szkodliwym stereotypie, który jednakowoż jest modelowym wyciskaczem łez. Po domach opieki z jednej strony, a autentycznej tragedii ludzi opuszczonych przez rodziny z drugiej. Od razu się przyznaję: to tu pojawia się trigger. Bo, widzisz, moja Mama zmarła cztery miesiące temu w domu opieki (bardzo dobrym, drogim, poleconym przez jednego z portalowiczów, lekarza). Gdyby nie to, że zmarła w pandemii, że nie było odwiedzin itd., nie miałabym żadnych wątpliwości co do tego, że decyzja, jaką podjął mój Tato, w sytuacji, kiedy po prostu nie dawaliśmy rady z chorobą i jej skutkami, mimo dwóch opiekunek, była słuszna. Ponieważ jednak pandemia uniemożliwiła odwiedziny, żyję z koszmarnym poczuciem winy. Czworo psychologów już mi powiedziało, że niesłusznie, i ja w głębi duszy też wiem, że niesłusznie. Niemniej kiedy doszłam do tej sceny, poczułam się nagle jak oskarżona. Już nie tylko zaszantażowana emocjonalnie przez tekst, ale oskarżona przez stereotyp, z którym walczą pomagający mi w tej chwili psychologowie. I niezależnie od mojej sytuacji osobistej (trigger), uważam, że źle robisz, upowszechniając ten stereotyp – że domy opieki to zło. Z kolei z punktu widzenia opowiadania ta scena jest wyrzuceniem czytelnika z groteski i absurdu w realny problem, bo oczywiście problem starszych rodziców zaniedbywanych przez dzieci istnieje. Ale on jest z jeszcze innego rejestru. I na dodatek tu jest tak stereotypowy, że aż boli. I znowu: nie widzę problemu, żeby bizarro poruszało problemy poważne, niemniej zabrakło mi tu wyważenia.

To może nadal było do uratowania: czytelnik przeżywa szok, że jednak o coś tu chodzi, że chcesz napisać coś więcej niż rozrywkową groteskę. Do tego “poważnego”, niezależnie od jego szczegółów, wątku dokładasz następnie kwestię uczestnika-oszusta, który ostatecznie popełnia samobójstwo na wizji. To jest coś jeszcze z innej beczki, ale odpuszczasz to, bo w sumie nie o to chodzi. A ten element, jakkolwiek dość przewidywalny i stereotypowy, akurat miał potencjał. Tylko że w centrum uwagi pozostaje główny bohater i jego kot, a na zakończenie okazuje się, że w sumie chodziło o to, żeby pobzykać się z wybranką serca czy fiuta, nieważne.

No i dla mnie wrzucenie w tę fabułę dwóch poważnych, choć boleśnie stereotypowo potraktowanych problemów, sprawia, że tekst rozpada mi się na nieprzystające kawałki, a całość przekracza granice smaku. Jest jedna powieść, uznanego autora, która wywołała we mnie podobne wrażenia, choć na jeszcze większą skalę – “Festung Breslau” Marka Krajewskiego, gdzie [spoilers] obóz koncentracyjny służy temu, żeby pokazać seksualne perwersje głównej bohaterki. I, brońcie bogowie, nie chodzi o to, że w obozach nie było seksu – wiemy, że był – chodzi o sposób, w jaki zostało to wplątane jako sensacyjny i mający epatować burżuja wątek w czysto rozrywkową powieść. No więc tu mam podobne odczucia w kwestii przemieszania tych rejestrów: opowiadasz historyjkę w sumie dość banalną, ale przystającą do gatunku, i doprawiasz ją dość na siłę elementami z najwyższych wyżyn tragedii.

Czy takie przemieszanie miałoby szanse wybronić się w bizarro, grotesce czy absurdzie? Myślę, że tak. Tylko że te elementy musiałyby być inne, inaczej potraktowane, przede wszystkim mniej stereotypowe, bardziej takie, że walą człowieka obuchem po głowie w chwili, kiedy żywcem się nie spodziewa.

Czy samo opowiadanie o facecie, kobiecie, show łamiącym tabu i dziwnym kocie mogło się wybronić przed tym moim nosorożcowym atakiem? Jak najbardziej, może np. gdyby inaczej potraktowany został sam show. Gdyby nie został złamany groteskowo-absurdalny nastrój.

To byłyby dwa różne opowiadania, ale sądzę, że oba miałyby u mnie jako czytelniczki szanse.

No i to oczywiście są moje wrażenia, w pewnym stopniu związane z osobistymi przeżyciami.

Co do samego tekstu i drobiazgów światotwórczo-fabularnych: brakło mi wyjaśnienia, czy każdy widz siedzi między uczestnikami show, a także niezbyt załapałam kwestię zdechłego kota na końcu.

 

płynem do płukania "morska bryza"

Mam wrażenie, że jeśli to nazwa własna, powinna być dużymi literami. Albo “o zapachu ‘morskiej bryzy’” dla podkreślenia nieprzystawalności tego określenia do realnego zapachu.

 

“Time to say goodbye”[-.] – Zzabrzmiała pierwsza linijka piosenki, śpiewanej męskim, basowym głosem.

Jeśli taka składnia i paszczowe, to tak. Albo dużą literą, ale wtedy musisz przerobić zdanie, żeby nie zaczynało się od czasownika, bo to jest szyk wyłącznie paszczowych.

 

Wystarczy wysłać sms-a, a najlepiej – dziesięć!

Lepiej dwukropek zamiast półpauzy, bo półpauzy w dialogach wyróżniają wypowiedź i didaskalia, więc w innych funkcjach powinno się ich unikać, żeby nie myliły. Zwłaszcza że w tej kwestii dialogowej masz ich dużo.

http://altronapoleone.home.blog

Mortciusu, jeszcze raz dzięki za opinię, cieszę się, że tekst Ci się spodobał.

 

Fantomasie, dziękuję. :)

 

Nikolzollernie, dzięki za komentarz i klik. Zgadza się, jest problem etyczny.

 

Drakaino, widzę, że opowiadanie Cię poruszyło.

Mnie też dotyczy osobiście problem domów opieki. Nie twierdzę, że to zło, często nie ma wyboru, np. z powodów medycznych. Same domy mogą być luksusowe, z bardzo dobrym personelem. 

Chodzi o sytuacje, kiedy bliscy mogliby zostawić taką osobę w swoim domu, ale oddają ją i zapominają o problemie. Córka przez ponad trzy lata odwiedziła bohaterkę tylko raz, przy okazji, a nie było żadnej pandemii. Taką sytuację opisałam w opowiadaniu. Sposób oddania Alici do domu jest rzeczywisty, często nie mówi się chorym prawdy, dowiadują się dopiero od osób pracujących w takim domu. 

Oddanie bliskiej osoby do domu opieki to bardzo trudny problem, z którym mierzy się wielu ludzi. Ogromne emocje po obu stronach. Myślę, że warto pisać o tym, co ważne.

Nie miałam zamiaru żartowania z tabu śmierci, całość idzie raczej w kierunku, że obecnie wszystko jest na sprzedaż. Dodam, że tekst to trochę pastisz popularnego show o randkowaniu starszych ludzi, tam wyciągano podobne historie od uczestników. Dodatkowo, jest to satyra na media i youtuberów. Nie czuj się w żaden sposób oskarżona.

Bohater zmienia się pod wpływem mediów. Informacja o tym, że kot zdechł przynosi trop, że być może Zerc był wytworem wyobraźni schizofrenika, a cały wątek Yassa można interpretować jako pokazanie wydarzeń prowadzących do zbrodni.

Zgadzam się, w opowiadaniu jest pomieszanie elementów, które może zniesmaczyć. Myślę, że to odzwierciedla sposób funkcjonowania naszego świata, zwłaszcza pokazywanego w mediach. Z jednej strony – przesłodzenie do absurdu, z drugiej: pokazywanie problemów ważnych w sposób stereotypowy.

Humor i sposób pokazania tej historii to brud bizarro, inny rodzaj “kupy”. W sumie ten tekst ma smutne przesłanie. Pewien brak wyważenia elementów i przekraczanie granic było celowe, ale nie sądziłam, że wzbudzi to aż tak silne emocje.

Przykro mi, że przyczyniłam się do zwiększenia Twojego poczucia winy, było to całkowicie przypadkowe.

P.S. Pamiętam, jak mnie zszokował tekst o eutanazji niepełnosprawnej dziewczynki, pod którym dyskutowałyśmy. Dlatego rozumiem, przynajmniej staram się. Pozdrawiam.

 

Edit.

Zapomniałam napisać o scenie z samobójstwem. Nie mogła skończyć się inaczej, bo nie wiemy, czy to prawda czy fake. Programy typu “reality” miewają scenariusze. Może wcale nie było żadnego samobójstwa. Czytelnik ma pozostać w niepewności. W makiecie śmierci pod czernią Yass odkrywa odpustowy róż – ta scena tłumaczy wizję mediów.

 

Hmm, mam problem z tym tekstem, bo jest bardzo dobrze napisany, natomiast mam spore wątpliwości co do końcówki. Do tego ten problem etyczny, który pojawia się pod drodze, jakiś taki spłycony mi się wydaje. Rozumiem, że jako ludzkośc upadamy coraz niżej, jesli chodzi o poziom rozrywki, jaki nas zadowala, jednak branie się za bary z takim tematem powinno nieść ze sobą jakąś głębię, konkluzję, optymistyczny akcent, a tutaj tego nie znajduję. Jest odpowiednio dziwnie, nie jest niesmacznie w kontekście fekaliów i innych wydzielin, ale jakoś, nie wiem… Wczoraj przeczytałem i chciałem dzisiaj skomentować i napisać coś mądrego, ale dochodzę do wniosku, że nie wiem co. A raczej nie wiem jak uformować mój zarzut, bo on się gdzieś tam z tyłu głowy błąka i nie chce wyleźć naprzód, żebym mógł go przedstawić :-/

Więc, z powodu pomroczności jasnej, czy niejasności mrocznej, napisze tylko, że uważam opowiadanie za udane, jednak czegoś mi w nim brakuje.

PS. Kot jest świetny. W sumie nie wiadomo żywy czy martwy, więc shroedingerowy ;)

 

PS2. Słyszałaś kiedyć o De Grote Donorshow? Sprawdź sobie.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Outta, telewizja właśnie tak podejmuje poważne problemy, stereotypowo, np. w 10 min. omówienie tematu wcześniactwa. Akcent w tekście jest pesymistyczny, widać to w historii głównego bohatera. Być może zabił i poszedł do piekła, media i sposób przedstawiania poważnych tematów miały na to wpływ.

Cieszę się, że kot Ci się spodobał.

Hej, Ando!

Mnie się to opowiadanie spodobało bardzo. Zawarłaś w nim wiele smaczków, bardziej lub mniej ukrytych, jak choćby te nazwy zmienione na kocie, które do mnie trafiły. Zrobiłaś taką mieszankę poważnych tematów z humorem, groteskę wrzuciłaś do dramatów ludzkich i problemów społecznych. I sam miałem w pewnym momencie mieszane uczucia, czy ta mieszanka jest zrobiona z rozwagą. Czy gdzieś jednak się nie zagalopowałaś. Ale wiesz co? Nie będę nad tym rozważał, bo jak już mówiłem, całość mi się podobała. Dobrze napisane, z pomysłem.

Jedynie końcówka była dla mnie nieco niezrozumiała. Musiałem przeczytać Twój komentarz w odpowiedzi do drakainy, i dopiero wtedy wszystko stało się jasne. Ale nie wiem, czy to uważać za minus. W zasadzie tajemnicza postać kota jest dzięki tej tajemnicy właśnie ciekawa do samego końca.

Klikam w wątku.

Pozdrawiam!

Realuc, dziękuję za klika i komentarz. Fajnie, że opowiadanie Ci się spodobało.

Zastanawiam się, czy takie przedstawienie treści nie wywołuje u czytelników dysonansu poznawczego.

Kiedyś z ciekawości sprawdzałam, czy ludzie potrafią zmierzyć się ze świadomością własnej śmierci. Ani jedna osoba nie była w stanie myśleć bez emocji o dniu, kiedy jej nie będzie i o tym, co będzie działo się z jej ciałem “po”. Może dlatego tak mocno wybrzmiało to w opowiadaniu. Mix różnych elementów w telewizyjnym skrócie też pewnie na to wpłynął.

 

Mnie się zasadniczo spodobało. Pomysł z kocią siecią świetny.

Nowa wersja telewizji też interesująca.

Z końcówką mam jak Realuc – sama z siebie nie zagrała, po wyjaśnieniach z komentarzy ujdzie.

Jeśli historia alkoholika jest w części zakłamana, to pewnie i z historią Alici nie wszystko się zgadza… Show must go on…

Babska logika rządzi!

Finklo, dziękuję za klika i komentarz. Zgadza się, show must go on, a historie uczestników nie do końca są prawdziwe.

Spodobał mi się Twój tekst, jednak zgadzam się w paru kwestiach, między innymi z Drakainą. To na początek minusy, by skończyć plusami, których jest i tak więcej ;)

Największym problemem był dla mnie brak bizarro – jest groteskowo, przerysowanie, aczkolwiek w miarę realistycznie – skojarzyło mi się to od razu z Uciekinierem Kinga czy japońskimi teleturniejami. Pomysł dobry, ciekawe podejście do hasła, jednak za mało tego bizarro.

Niemniej, podchodząc do tego z innej strony (poza konkursowej) tekst przypadł mi do gustu. Jest zabawnie, ale przy tym poważnie i Twoje opowiadanie zmusza do refleksji nad paroma rzeczami, takimi jak moralność czy gnijąca forma rozrywki. Warsztat na wysokim poziomie. Obrazoburczo, aczkolwiek bez przesady.

Podsumowując: bardzo dobre opowiadanie, aczkolwiek niekoniecznie w formie bizarro.

Polecam do biblioteki i pozdrawiam!

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Danielu, dzięki za klika i komentarz. To był mój pierwszy tekst bizarro. Chyba udało mi się odejść od realizmu trochę bardziej niż przy konkursie z Kafką (mam nadzieję). Miło, że Ci się spodobało.

Hej!

Powiem Ci, że bardzo trudno tak jednoznacznie i wprost ocenić Twój tekst, bo z jednej strony ma on wiele swoich momentów, z drugiej, ma on też, przynajmniej w moim odczuciu, parę wad i braków.

Pomysł jest na pewno bardzo odważny. Ja nie napiszę, że na granicy brawury. Raczej bardzo trudny do udźwignięcia. Budować humor na śmierci znaczy z grubsza tyle, co balansować na cienkiej linii przy każdym żarcie, dowcipniejszej wstawce, zabawniejszym gagu. Granica tutaj zawsze jest bardzo cienka, w dodatku każdy wyznacza ją w innym miejscu.

Pomysł jest więc bardzo odważny, ale nie łamiesz tutaj żadnego tabu. Nie robisz nic niewłaściwego, próbując, poprzez żart czy uśmiech, opowiadać również i o śmierci. Nawet w bardzo ryzykowny sposób. Nie jesteś pierwsza. Próbowali i inni. Nawet całkiem dawno. Ponad dwadzieścia lat temu był już przecież Pop-show i quiz “Kto odwali kitę?”.

Jednym taka odwaga się spodoba, inni przyjmą, że to jednak krok za daleko.

Ja w tej kwestii jestem dosyć otwarty i samo podjęcie próby oceniam pozytywnie. Tekst, jak pisałem, ma swoje momenty.

Zacznę od plusów. Tekst czyta się szybko, ma on swoje tempo, fajnie biegnie się z historią. Ma ona swój rytm, a przy tego typu tekstach to bardzo ważne. Jak pisałem, raczej nie miałem poczucia, żebyś gdzieś w tej zabawie motywem śmierci posunęła się za daleko. Jest tam nawet pewna próba wplecenia problemów poważniejszych, a ja zawsze uważałem, że humor można do tego bardzo fajnie wykorzystywać. Byle mieć konkretny pomysł i znaleźć w tekście odpowiednie miejsce.

Podoba mi się też charakterystyka kota. Bardzo fajnie Ci wyszedł. Otwarty, bezpośredni, trochę cwany, przy tym niemalże “przedsiębiorczy”. Podobała mi się jego postać w tym tekście. W ogóle te motywy kocie uważam za najbardziej wartościową część tekstu.

Tekst ma też natomiast trochę swoich słabości. Zacznę od tych drobniejszych.

Porywasz się w tym tekście na lekką parodię czegoś, co powoli staje się parodią samą w sobie. Bardzo trudno budować na tym humor, bardzo trudno przedstawić to w sposób ciekawy i tutaj ten motyw telewizyjny, z programem “Jak oni umierają”, jest tego dobrym przykładem. Na tym się właściwie nie da zbudować przyjemnego humoru. Jak pisałem, dzisiaj telewizja potrafi być już często parodią samą w sobie, często wręcz uwłaczać inteligencji widza, uderzać w najprostsze schematy i emocje. Coraz mocniej, coraz usilniej, coraz bardziej prymitywnie. I tutaj, w tym tekście, dostajemy taką właśnie, już istniejącą telewizję, tylko bardziej. Właśnie lekką parodię parodii.

Trochę podobnie jest z motywem relacji między bohaterami. Jasne, jest kot, element świeżości w utworze. Ale i Yass i Selia uderzają w taki bardzo powszechny obraz bohaterów. Typowych, wałkowanych po wielokroć, w wielu aspektach nieskomplikowanych charakterologicznie.

I jakby bezpośrednio od nich docieramy do, jak sądzę, największego problemu tego opowiadania. A mianowicie, brak wyraźnie zaznaczonego kierunku. Czytelnik tego kierunku nie widzi i jeśli z jakiegoś powodu ma być rozczarowany czy czuć niedosyt, to właśnie dlatego.

Jak pisałem, w samej zabawie motywem śmierci nie przekraczasz żadnych granic. A jednak, ta odważna ryzykowna zabawa, to balansowanie na granicy czy linie, które tak wiele wymaga od autora, jawi się tutaj jako wysiłek w żaden sposób niespożytkowany. Bo czy to jest opowiadanie bezpośrednio o śmierci? Czy to jest próba opowiedzenia o śmierci w bardziej bezpośrednio sposób? Ano tekst na to nie wskazuje. A nie wskazuje, bo spora jego część skupia się wokół dość powszechnych pragnień Yassa i niezłożonej osobowości Selii. I właśnie ta para, ta ich niezłożoność sprawia, że całe to ryzyko podjęte przy opowiadaniu o śmierci idzie na marne. Że to opowiadanie jawi się już bardziej jako taki parodystyczny miks różnych motywów, może całego świata i kierunku, w którym zmierza.

A śmierć? Śmierć w humorze, przynajmniej tak sądzę, wymaga jakiegoś silnego fundamentu. Jakiegoś konkretnego założenia czy kierunku, który tę odważną zabawę motywem śmierci by uzasadniał. Tutaj widzimy ledwie zalążki takiego fundamentu.

Tak czy inaczej pozytywów znalazłem wystarczająco dużo, by przybliżyć tekst do biblioteki. Mogę się czepiać różnych rzeczy, ale też muszę uczciwie przyznać, że samo opowiadanie czytało mi się fajnie, a niektóre jego fragmenty przypadły mi do gustu.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Witaj.

Tekst pełen zaskoczeń, zwrotów akcji, niesamowitych wydarzeń oraz szokujących dialogów, o pomysłach bohaterów nie wspominając. :)

Przedziera się sporo bolesnych treści, tak typowych dla znieczulicy społecznej, które moim zdaniem podkreśliłaś w sposób mistrzowski. 

Świetne bizarro, gratuluję pomysłowości. 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Witam, CM. Dzięki za długi komentarz i klika. Cóż, kot skradł cały show. ;)

Jak pisałem, dzisiaj telewizja potrafi być już często parodią samą w sobie, często wręcz uwłaczać inteligencji widza, uderzać w najprostsze schematy i emocje. Coraz mocniej, coraz usilniej, coraz bardziej prymitywnie. I tutaj, w tym tekście, dostajemy taką właśnie, już istniejącą telewizję, tylko bardziej. Właśnie lekką parodię parodii.

Dokładnie taki był mój plan na ten wątek.

 

Uwagi na temat braków są cenne, może następnym razem uda się ich uniknąć. Cieszę się, że tekst dobrze się czytało.

Podoba mi się też charakterystyka kota. Bardzo fajnie Ci wyszedł. Otwarty, bezpośredni, trochę cwany, przy tym niemalże “przedsiębiorczy”.

Tu też trafiłeś w punkt. Obawiam się, że kocur zdominował głównego bohatera…

 

Bruce, dziękuję za miłe słowa i wysoką ocenę.

 Nie moje klimaty

ANDO, dziękuję i raz jeszcze gratuluję, miłego dnia. :)

Pecunia non olet

Niezłe, choć w końcówce też się pogubiłam. Kocur robi wrażenie, koci internet też :)

Temat kontrowersyjny, ale IMO nie przedobrzyłaś. Producenci show wychodzą na ludzi, którym jest egal cierpienie uczestników, liczy się tylko miejsce w rankingu i podkręcenie emocji. Eliva nie uważam za oszusta, robi to, co robi dla brata. Tak naprawdę oni wszyscy są tam zmanipulowani.

Splątanie tego z wybijaniem się na celebryctwo przez Yassa, podkręca absurdalność tego, co się dzieje. Mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Opowiadanko było “dobre”, nowoczesne, nieprzyjemnie satysfakcjonujące i zdecydowanie z humorem. Lubię powtórzenia istotnych kwestii, które ukierunkowują czytelnika w taki, czy inny sposób. Kot faktycznie najlepiej zapadał w pamięć, ale wcale nie odczułem, żeby inni bohaterowie odegrali mniej istotne role. 

Cheers. 

Irko, zgadzam się w pełni co do show. Cieszę się, że koty Ci się spodobały. Przegrzebałam stos kocich memów przed napisaniem tego tekstu.

 

Solarpox, dzięki za komentarz.

Nowa Fantastyka