- Opowiadanie: ninedin - Animula, vagula, blandula

Animula, vagula, blandula

Hasło to “w oku cy­klo­pa”, a że piszę ja, to to się mogło skoń­czyć tylko w jeden spo­sób.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Animula, vagula, blandula

Zgi­nę­li, głupi, przez swoją wiel­ką zu­chwa­łość

 

 

Drze­ma­łam sobie spo­koj­nie w oku cy­klo­pa, kiedy jakaś banda po­je­bów zro­bi­ła mi wjazd palem na chatę.

Mój cy­klop darł się po pi­ja­ku od ład­nych paru go­dzin, ale do tego zdążyłam, jako jego druga po­łów­ka, przez lata przy­wyk­nąć. Ataku się na­to­miast nie spo­dzie­wa­łam. Nagle rąb­nę­ło, trza­snę­ło, ciało szkli­ste za­chlu­po­ta­ło ohyd­nie, a ja po­pły­nę­łam w cho­le­rę wraz z po­to­pem humor aqu­osus.  Nawet nie wie­cie, ile jest w oku jed­ne­go cy­klo­pa tego hu­mo­ru.

Pły­nę­łam, klę­łam, aż po­czu­łam pod tył­kiem coś twar­de­go. No dobra. Chcia­łam zła­pać się tego ra­mio­na­mi i udami, ale nie udało się: cho­ler­stwo było dużo za grube i na do­da­tek ru­sza­ło się pode mną przez cały czas. W końcu udało mi się ob­ró­cić, usiąść na tym czymś okra­kiem i zje­chać poza zruj­no­wa­ne oko.

Z tył­kiem peł­nym drzazg – jak się oka­za­ło, zjeż­dża­łam po wiel­kim, drew­nia­nym i na chyb­ci­ka ocio­sa­nym palu  – i zwich­nię­tym pra­wym skrzy­dłem wy­lą­do­wa­łam na pod­ło­dze ja­ski­ni, którą dotąd oglą­da­łam tylko z wy­so­ko­ści cy­klo­piej głowy. Ogłu­pia­ła od za­pa­chów mo­krej wełny i owcze­go gnoju, znacz­nie in­ten­syw­niej­szych teraz, kiedy nie fil­tro­wa­ła ich po­wierzch­nia oka, nie wie­dzia­łam, co się dzie­je, kiedy nagle schwy­ta­ło mnie gi­gan­tycz­ne łap­sko.

Cy­klop wył, jakiś koleś się darł, a we mnie wpa­try­wa­ły się wiel­kie oczy­ska, niby mniej­sze, niż cy­klo­po­we, ale i tak spore. Dwa, dla od­mia­ny po cy­klo­pie.

– Te, patrz, jaka lala! – ryk­nę­ło coś nad moją głową.  

– Ka­liasz, kurde, zo­staw lalę, trza się z cy­klo­pem roz­pra­wić! – wrza­snął jakiś inny głos.

Łapa pod­nio­sła mnie, zgnia­ta­jąc skrzy­dła, po czym po­sa­dzi­ła wy­so­ko na wy­ły­sia­łym czub­ku głowy. Zanim zdą­ży­łam się ze­rwać i zwiać w cho­le­rę, przy­krył mnie me­ta­lo­wy hełm.

– Szko­da lali – wy­mam­ro­tał głos.

W ciem­nym, cuch­ną­cym rdzą i potem wię­zie­niu prze­sie­dzia­łam bli­żej nie­okre­ślo­ny czas. Typ miał szczę­ście, że dusze nie si­ka­ją, bo z roz­ko­szą na­szcza­ła­bym mu na szyję.

W końcu hełm zdję­to, a ja z po­wro­tem zna­la­złam się w wiel­kiej łapie. Byłam w ciem­nym miej­scu, a nade mną po­chy­la­ły się dwie gęby dwu­oków.

– Patrz się, jaka lala! – po­wtó­rzył wła­ści­ciel hełmu. – Prze­le­ciał­bym, gdyby była więk­sza.

– Ty jed­nak, kurwa, durny je­steś – syk­nął drugi. – Wiesz, co to jest? Dusza, kurde! Za­pa­so­wa dusza! Wy­rwie ci jedną wróg albo co, a ta siup ci do oka, i już, ży­jesz dalej!

– Ja tam bym wolał prze­le­cieć – mruk­nął z upo­rem pierw­szy. – Patrz, jaka ład­niut­ka!

– Te! – ten drugi zwró­cił się do mnie. – Ty ga­dasz?

Nie z ta­ki­mi tłu­ka­mi, jak wy, po­my­śla­łam mści­wie.

– Co z nią zro­bi­my? – spy­tał drugi dwuok.

– Chyba ja! – wciął się pierw­szy. – Ja ją zła­pa­łem, jest moja i jak tylko znaj­dę spo­sób, żeby ją po­więk­szyć, to ją prze­le­cę.

– To cię żona potem prze­le­ci! – za­re­cho­tał drugi. – Wrze­cio­nem przez łeb!

– Babie po­wiem, że to bran­ka. Je­stem, kurwa, heros wo­jen­ny, mam prawo se bran­kę przy­wieźć, co nie? – spy­tał pierw­szy. – Byle się ją dało po­więk­szyć!

– A jak chcesz to niby zro­bić, drogi Ka­lia­szu? – po­wie­dział fał­szy­wie słod­kim tonem dwuok numer dwa. Na­zwa­łam ich sobie pry­wat­nie Dupek i Cwa­niak, niech nie myślą, że się zniżę do za­pa­mię­ta­nia ich imion!

– A pro­sto, drogi Har­mi­do­rze! – od­po­wie­dział Dupek. – Nasz szef to ge­niusz spry­tu, praw­da? No to pójdę do niego i za­py­tam, co by zro­bił.

– Cie­bie to już kom­plet­nie po­gię­ło! – jęk­nął Cwa­niak. – Prze­cież on nam ją za­bie­rze! Sam bę­dzie chciał mieć duszę na zapas!

– Albo lalę do prze­le­ce­nia – mruk­nął Dupek.

– Stary, zrób­my tak – za­pro­po­no­wał Cwa­niak. – Po­szu­ka­my spo­so­bu, żeby ją po­więk­szyć, żebyś sobie mógł po­uży­wać, ale poza tym, za­trzy­ma­my ją jako re­zer­wo­wą duszę, co? Na wszel­ki wy­pa­dek. Wiesz, jaki szef ma ta­lent do pa­ko­wa­nia nas w kło­po­ty.

I tak się, kurwa, za­czę­ła moja nie­pla­no­wa­na po­dróż w to­wa­rzy­stwie Dupka i Cwa­nia­ka. Zro­bi­li dla mnie kla­tecz­kę z ga­łę­zi, którą na wszel­ki wy­pa­dek przy­kry­wa­li na całe dnie starą tu­ni­ką Cwa­nia­ka. Cwa­niak nie prał swo­ich rze­czy zbyt czę­sto, to mo­głam stwier­dzić or­ga­no­lep­tycz­nie.

Pew­ne­go dnia Dupek po mnie przy­szedł, wyjął z klat­ki i za­brał na po­kład. Był wście­kły upał, a z góry pa­trzy­ło na mnie wiel­kie oko nie­biań­skie­go cy­klo­pa. Gdyby udało mi się w nim za­miesz­kać, mia­ła­bym spo­kój na za­wsze; tu byle pal by nie wy­star­czył, po­my­śla­łam mści­wie.

Dupek usiadł ze mną pod sto­sem lin. Chwi­lę potem do­łą­czył do niego Cwa­niak.

– I co, i co? – Dupek spy­tał.

– Spoko. Zwi­nę­li sta­re­mu worek. Myślą, że tam jest złoto. Po­wie­dzia­łem, że worek jest za­klę­ty i że ty od­wa­żysz się go otwo­rzyć…

– Dla­cze­go ja? – prze­rwał Dupek.

– Bo, kurde, to ty chcesz prze­le­cieć lalę, co nie? W worku nie ma żad­ne­go złota, są za to wia­try, w cho­le­rę wia­trów, ale nasi prze­mą­drzy ko­le­dzy tego nie wie­dzą. Po­sa­dzi­my lalę na worku, wiatr ją na­dmu­cha, ty ją prze­le­cisz, a potem bę­dzie­my mieć duszę na zapas.

Kurwa, ale de­bi­le, po­my­śla­łam z roz­pa­czą.

Cwa­niak zła­pał mnie za skrzy­dła i przy­trzy­mał, pod­czas gdy Dupek roz­wią­zał worek.

Na­stą­pi­ło to, co na­stą­pić mu­sia­ło: nie, po­sa­dze­nie mnie okra­kiem na wy­lo­cie worka nie spra­wi­ło, że wiatr mnie na­dmu­chał i uro­słam.  Wy­wo­ła­ło za to mor­ską burzę na dzie­sięć w skali Bo­for­to­sa, zna­czy, pie­przo­ne tor­na­do.

Dupek i Cwa­niak nie­ste­ty prze­ży­li. Mnie wiatr omal nie po­rwał gdzieś da­le­ko od nich, ale, też  nie­ste­ty, Cwa­niak zdą­żył mnie łap­nąć.

Wie­cie, co jest naj­gor­sze? Że nic, ale to nic ich to nie na­uczy­ło.

– Ty, a jakby ją na­kar­mić, tak so­lid­nie? Nawet siłą, co? Może by uro­sła? – spy­tał Dupek pew­ne­go dnia. Sta­tek za­wi­nął na jakąś wyspę, a oni obaj do­sta­li za za­da­nie iść na­zbie­rać drew­na na ogni­sko i oczy­wi­ście dźwi­ga­li mnie ze sobą.

– A co ona w ogóle żre? – za­sta­no­wił się Cwa­niak. – Wi­dzia­łeś, żeby jadła?

– Zjadł­bym se mię­cha – roz­ma­rzył się Dupek. – Nie tylko cią­gle ryby, ziel­sko, ryby, ziel­sko…

– Stary, tu są ja­kieś krowy, wi­dzie­li­śmy je z brze­gu. Może za­po­lu­je­my? – spy­tał Cwa­niak.

– Szef po­wie­dział, żeby nie…  – Dupek chyba pierw­szy raz w życiu wy­ka­zał jakiś ślad roz­sąd­ku.

– A musi wie­dzieć? Kto mu powie? Ja nie – kusił drugi dwuok. – Na­żre­my się, na­pa­sie­my lalę, może za­cznie się po­więk­szać…

Dupek po­pa­trzył na mnie ma­śla­ny­mi ocza­mi.

– Już widzę, nor­mal­nie, jak ro­śnie, cycki jej na­brzmie­wa­ją… – wy­mru­czał. – Ale bym prze­le­ciał! Chodź­my na te krów­ska!

Mo­głam im po­wie­dzieć, kto powie ich sze­fo­wi – przy­się­gam, zła­ma­ła­bym swoją za­sa­dę nie­roz­ma­wia­nia z dwu­oki­mi dur­nia­mi – ale nie mu­sia­łam. Wi­dzia­łam, że wiel­ki cy­klop na nie­bie też widzi.

Zo­sta­wi­li mnie w kla­tecz­ce pod ka­mie­niem i ru­szy­li. Nie było ich tak długo, że mia­łam na­dzie­ję, że w końcu szlag ich tra­fił, ale to by­ło­by za dużo szczę­ścia. Wró­ci­li, a co gor­sza, przy­nie­śli ze sobą miskę pełną mię­cha.

Uch. Ohyda. Udało mi się użreć Cwa­nia­ka w palec dwa razy, ale w końcu otwar­li mi usta prze­mo­cą i na­pa­ko­wa­li mnie po same uszy cho­ler­nym su­ro­wym mię­sem. Było tego tyle, że do­słow­nie wy­cho­dzi­ło mi gar­dłem, a czer­wo­ny sok ście­kał po ciele. Dupek przy­glą­dał mi się z nie­zdro­wą cie­ka­wo­ścią.

–  Chyba tro­chę uro­sła, nie? – spy­tał z na­dzie­ją. – Ręce ma jakby dłuż­sze?

Resz­tę jego roz­k­min po­chło­nę­ła wście­kłość nie­biań­skie­go cy­klo­pa; cóż, nikt nie lubi, jak się mu krad­nie krowy. Roz­wał­ka była pierw­szej klasy, ale moje ku­zyn­ki miesz­ka­ją­ce w oczach obu dwu­oków mu­sia­ły się na­praw­dę mocno trzy­mać, bo jak na złość i tym razem udało im się prze­żyć.

Co nie prze­szko­dzi­ło im po­dej­mo­wać ko­lej­nych prób. Kiedy usły­sza­łam, że jędza na ja­kiejś wy­spie na końcu świa­ta zmie­ni­ła obu w knury, byłam naj­szczę­śliw­sza w świe­cie. Już wo­la­łam leżeć za­po­mnia­na w klat­ce pod prze­po­co­ną tu­ni­ką niż zno­sić tych dwóch dłu­żej. Dusze są nie­śmier­tel­ne i prę­dzej czy póź­niej do­cze­ka­ła­bym się roz­pa­du klat­ki i wy­rwa­nia się na wol­ność.

Nie­ste­ty. Po dłu­gich a zło­żo­nych ne­go­cja­cjach, obej­mu­ją­cych ma­gicz­ny czo­snek i rów­nie ma­gicz­ny seks, jędza wró­ci­ła wie­przom ich ludz­ką po­stać, zanim zdą­ży­ła ich prze­ro­bić na pie­czy­ste. Jedno pewne, roz­sąd­ku im od tego nie przy­by­ło.

Szcze­rze mó­wiąc, stra­ci­łam już na­dzie­ję, że kie­dy­kol­wiek się ich po­zbę­dę. Po no­cach śniła mi się za­śli­nio­na morda Dupka, opo­wia­da­ją­ce­go, co ze mną zrobi, jak mnie wresz­cie po­więk­szy. Rów­nie dosyć mia­łam mą­drze­nia się Cwa­nia­ka, fan­ta­zju­ją­ce­go o tym, jak to dzię­ki mnie bę­dzie nie­śmier­tel­ny.

Wsa­dzi­li mnie w oko mar­twej ko­bie­cie, my­śląc, że ją oży­wię. Jasne, zwłasz­cza z tą dziu­rą w czasz­ce, od któ­rej umar­ła. Potem pró­bo­wa­li ule­pić mi ciało z gliny, za­mknąć mnie w środ­ku i za­pie­czę­to­wać ma­gicz­nym sło­wem – co by nawet mogło za­dzia­łać, gdyby de­bi­le wie­dzie­li, jak się pisze praw­da. Uwaga, za­klę­cie na­pi­sa­ne z błę­da­mi nie dzia­ła.

Aż wresz­cie, o szczę­śli­wy dniu! Spo­tka­li­śmy sy­re­ny.

Nie mia­łam na­dziei, że coś z tego wyj­dzie – szef kupił od jędzy prze­pis na opły­nię­cie wyspy śpie­wa­ją­cych po­two­rzyc. Czę­ścią spo­so­bu było za­tka­nie za­ło­dze uszu wo­skiem, choć aku­rat w przy­pad­ku Dupka było to zde­cy­do­wa­nie mar­no­wa­nie wosku, bo po­kła­dy brudu w jego uszach wy­star­czy­ły­by same z sie­bie.

No i pły­nę­li­śmy, moi dur­nie przy wio­słach nie sły­szą­cy nic ab­so­lut­nie, szef z roz­anie­lo­ną miną przy­wią­za­ny do masz­tu, a wtedy, szczę­śli­wie, Dupek pod­niósł wzrok. Nad na­szym stat­kiem uno­si­ła się wła­śnie wiel­ka sy­re­na – no wie­cie, krót­kie pta­sie nogi, szpo­ny, po­tęż­ne skrzy­dła, resz­ta z czło­wie­ka.

– Łooo, jakie cycki! – wes­tchnął prze­wi­dy­wal­nie Dupek. Sy­re­na wy­cią­gnę­ła ku niemu głowę.

Nor­mal­nie one są przy­zwy­cza­jo­ne, że ludzi uwo­dzi ich głos, bo urodę mają z tych ra­czej nie­na­chal­nych. Nie wzię­ły jed­nak pod uwagę, że na świe­cie są męż­czyź­ni, fa­ce­ci, kolesie, kosz­mar­ne typy, a na samym dnie tej kla­sy­fi­ka­cji – Dupek.

– Ej, chodź tu, lala! – za­wo­łał Dupek do sy­re­ny. – Za­ba­wi­my się?

– Te, stary, ty się uspo­kój! – mruk­nął za­nie­po­ko­jo­ny Cwa­niak, wi­dząc, że kum­pel rusza gębą i do­my­śla­jąc się, że mówi coś głu­pie­go. – Od­bi­ło ci?

Ale Dupek nie sły­szał. Gapił się w nad­la­tu­ją­cą sy­re­nę tym samym ob­le­śnym wzro­kiem, jakim wpa­try­wał się we mnie.

– Chodź, no chodź – za­chę­cał.

Sy­re­na pod­le­cia­ła, wy­lą­do­wa­ła na jego gło­wie, po czym wbiła pa­zu­ry w mózg i szarp­nę­ła raz, a mocno, po czym od­le­cia­ła z ode­rwa­nym łbem Dupka w szpo­nach.

– Ale… ale… ale jak? – mam­ro­tał Cwa­niak, roz­ma­zu­jąc sobie na twa­rzy Dup­ko­wą krew. – Co tu się, kurwa, stało?

To­wa­rzy­sze urzą­dzi­li ofie­rze po­spiesz­ny po­grzeb w morzu. Mia­łam na­dzie­ję, że bę­dzie sma­ko­wał rybom (i sy­re­nom).

Tego wie­czo­ra przy­szedł do mnie Cwa­niak.

– Słu­chaj, lala – po­wie­dział tonem, który pew­nie uwa­żał za wład­czy. – Do­ga­daj­my się. Co było, to było, Ka­liasz był i go nie ma. Ko­niec z ga­da­niem o prze­la­ty­wa­niu cię i z pró­ba­mi po­więk­sza­nia. Teraz mamy czy­sty układ: jakby co, gdyby mnie coś do­pa­dło, wiesz, co masz robić. Siup i za­stę­pu­jesz starą duszę, jasne?

Ob­da­rzy­łam go pro­mien­nym uśmie­chem. Cwa­niak my­ślał, że jest spryt­ny. Kimże ja je­stem, żeby wy­pro­wa­dzać go z błędu?

Oka­zja nada­rzy­ła się zu­peł­nie nie­dłu­go. Szef po­sta­no­wił za­ry­zy­ko­wać i pójść na ca­łość. W teo­rii to nie był zły po­mysł, zwa­żyw­szy, jaki mieli wybór.

– Albo po­pły­nie­my koło mor­skiej suki, która na pewno zeżre sze­ściu z was, albo za­ry­zy­ku­je­my śpią­ce­go po­two­ra, który może nie po­rwać ni­ko­go, ale może też po­chło­nąć nas wszyst­kich – po­wie­dział za­ło­dze. – Oso­bi­ście gotów je­stem na po­świę­ce­nie sze­ściu, jeśli ocali to resz­tę. Pły­nie­my do suki.

Co było robić, po­pły­nę­li do suki.

Moja kla­tecz­ka le­ża­ła pod no­ga­mi Cwa­nia­ka. Wycie i szcze­ka­nie usły­sza­łam chyba wcze­śniej, niż oni – jak się jest ete­rycz­ną duszą, to i zmy­sły ma się od­po­wied­nio wy­su­bli­mo­wa­ne. A potem okręt wci­snął się w wąski pas wody mię­dzy ska­ła­mi, a z mor­skiej piany wy­ło­ni­ła się ona, sucza bo­gi­ni.

Dupek, niech nie spo­czy­wa w po­ko­ju, do­stał­by ero­tycz­ne­go kręć­ka na jej widok: wiel­kie, białe, ko­bie­ce ciało za­wi­sło nad stat­kiem, a na nim – w pępku, mię­dzy udami, na tor­sie, ra­mio­nach, po­ślad­kach, pod pa­cha­mi, w miej­scu pier­si – wy­ra­sta­ły set­ka­mi psie głowy, z mlasz­czą­cy­mi ję­zo­ra­mi i za­śli­nio­ny­mi kłami. Du­szą­cy odór mo­krej sier­ści wi­siał w go­rą­cym po­wie­trzu.  

Bo­gi­ni na­chy­li­ła się moc­niej. War­czą­ce, wście­kłe psie łby się­gnę­ły ku gar­dłom ofiar.

– Kurrrrr… – ryk­nął Cwa­niak, kiedy kły za­ci­snę­ły się na jego ra­mie­niu. Szar­pał się, ale głu­pa­wo uśmiech­nię­ta pasz­cza la­bra­do­ra nie pusz­cza­ła, wgry­za­jąc się w jego ciało coraz moc­niej.

– Już czas! – za­śpie­wa­łam naj­słod­szym me­lo­dyj­nym gło­sem, jaki byłam w sta­nie z sie­bie wydać. – Uwo­oool­nij mnie!

Pół­przy­tom­ny Cwa­niak miał jesz­cze na tyle sił, by otwo­rzyć klat­kę.

– Już! – jęk­nął. – Siup!

– Chyba „pa, pa” – po­wie­dzia­łam i igno­ru­jąc ko­na­ją­ce­go Cwa­nia­ka, któ­re­mu pies bo­gi­ni wła­śnie za­czy­nał po­że­rać twarz, unio­słam się, na moich mo­ty­lich skrzy­dłach, w po­wie­trze.

Le­cia­łam, zo­sta­wia­jąc za sobą sta­tek, sukę i trupa Cwa­nia­ka, ja, blada wę­drow­na du­szycz­ka, dą­żą­ca wprost w oko wiel­kie­go, sło­necz­ne­go Cy­klo­pa, który przy­glą­dał się wy­da­rze­niom na stat­ku z bosko ide­al­ną obo­jęt­no­ścią.

 

Koniec

Komentarze

Żeby nie spojlować w samym tekście: motto jest z inwokacji do Odysei w najnowszym (2020) przekładzie Roberta Chodkowskiego.

ninedin.home.blog

Mój cyklop darł się po pijaku od ładnych paru godzin, ale do tego, jako jego druga połówka, przez lata przywyknąć

Czegoś tu brak. 

 

Dwa, dla odmiany po cyklopie

Oczywista oczywistość. :P

 

pomyślałam mściwie

Nieniest to co prawda jakieś bliskie powtórzenie, ale kilka linijek wcześniej też się pojawiają te dwa słowa obok siebie i tak przy czytaniu mi się to rzuciło w oczy. 

 

 

Przyznam szczerze, że nie znałem tej wersji wyprawy Odyseusza (tej z sucza boginią), więc nie wiem, czy to twoja inwencja tworcza, czy wykorzystanie materiału źródłowego. :) 

Podobała mi się historia, choć teksty nasycone wulgaryzmami nie należą do moich ulubionych. Na pewno widać tu bizarro, albo elementy bizarro w wydaniu antycznogreckim. 

Nieco mnie zawiodło zakończenie, bo duszyczka sobie ot tak uciekła, w sumie od początku to planowała i plan zrealizowała przy pierwszej okazji. Trochę tu zbrakło zaskoczenia. A już myślałem, że się duszyczka przełamie i ulituje nad biednym Cwaniakiem. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

@Gekikara: Dzięki za odwiedziny! Myślisz, że się powinna była zlitować? Może masz rację, że to za proste zakończenie…

Powiem tak: to jest pierwszy literacki tekst od kwietnia 2020 (!), który udało mi się napisać od zera (ten z eklektycznego jest przeróbką) – zacząć, skończyć, opublikować. W jeden dzień, dodajmy. Sama trochę w to nie wierzę :D . Innymi słowy – nie mam żadnych wątpliwości, że mogło było być lepiej, ja się cieszę, że w ogóle coś jest :)

ninedin.home.blog

Dzięki za odwiedziny! Myślisz, że się powinna była zlitować? Może masz rację, że to za proste zakończenie…

Nue wiem, czy powinna, ale jak czytałem, to mi się w głowie właśnie taki twist układał, że w końcu wyjdzie na to, że to dibra duszyczka i pomoże Cwaniakowi – nlco nie orzeszkodzi jej nadal go obrażać i nie szanować. :P

 

Powiem tak: to jest pierwszy literacki tekst od kwietnia 2020 (!)

Grunt to pisać! :) 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Cześć.

 

Z drobnostek / bardzej “półpytań” dla mojego rozwoju:

 

– I co, i co? – Dupek spytał.

Nie powinno być:

– I co, i co? – spytał Dupek.

 

 

– Chodź, no chodź – zachęcał.

A tu:

– Chodź, no chodź. – Zachęcał.

 

Opowiadanie ciekawe, wulgaryzmy dobrze wkomponowane.

Pomysły dwóch brylantów zabawne, natomiast rzeczywiście – zakończenie mogło być ciut bardziej zaskakujące ;)

Niezły tekst, tym razem pomimo obecności mitologii, dużo więcej odniesień załapałem. Jednak greckie mity są mi bliższe od egipskich.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Interesujący retelling Odysei, gdzieś mi pobrzmiewa echo “Bracie gdzie jesteś?” w sensie pełnej dezynwoltury w podejściu do kwestii retellingu tego konkretnego dzieła ;)

Jak wiesz, wulgaryzmy w literaturze to nie moja bajka, choć zarówno gatunek, jak i narracja je usprawiedliwiają – może jednakowoż wolałabym je po grecku (znasz przecież), co również dodawałoby punktów do immersji?

Niemniej napisane z werwą, co do bizarro – jest chyba dość subtelne, bo jak dla mnie to bardziej weirdzik w stylu tego, co miałaś na kafkach, tylko z dodatkiem rzucania mięsem ;) Ale założenie podobne: wzięcie na warsztat nie tylko retellingu mitologii, ale jej reinterpretacji przez filtr dosłowności, co daje ten weird wymiar.

Łapanki nie robiłam, bo mi się nie chciało ;), wolałam sobie popłynąć przez tekst, zresztą przyjdą lepsi w te klocki.

Aha, Hadrianek zawsze na propsie :)

http://altronapoleone.home.blog

Ładne. Podobało mi się. 

Odyseję na szczęście pamiętam. Miałam za dzieciaka jej wersję dla młodszych z obrazkami. I tak mi się ta książka przypomniała. Nie dlatego, że jest dziecinna, ale ze względu na plastyczność opisów przypomniałam sobie ilustracje w niej zawarte. Np. cyklopa. :)

Wulgaryzmy mi nie przeszkadzają, ale bez nich tekst też miałby swój urok.

 

Dobrze się czytało. Miła lektura.

@Drakaina: dziękuję za miłe słowa. Jak już mówimy o inspiracjach – jest taki wiersz Jorgosa Seferisa o towarzyszach Odysa. Ci nieszczęśni zazwyczaj określani są przez Homera jako “głupcy”, Seferis natomiast pokazuje, że ich głupota jest bardzo zwyczajna, bardzo “ludzka”, wynikająca nie tyle z jakichś szczególnych przywar czy wyjątkowej tępoty, tylko z tego, że oni są jak przeciętni ludzie, nie patrzą na konsekwencje, myślą żołądkiem albo innymi częściami ciała, nie rozumieją boskich planów i długofalowych implikacji itd. Moi są może trochę wredniejsi od przeciętnej, ale gdzieś mi to myślenie – Odyseusz jest herosem (nie w sensie idealnego charakteru/ heroizmu, tylko bystrości przewyższającej przeciętną, ludzką), ale jego towarzysze to zwykłe ludziki – zostało w głowie.

Bizarrowa w założeniu była cielesność opisów, rozumiem, że wyszło trochę za mało. :(

 

@SaraWinter: dziękuję! Bardzo fajne skojarzenie z ilustracjami :)

 

@Gekikara, jeszcze raz: bogini-suka to jest Skylla. Jeden z jej mitów, związany z imieniem (skylos = szczenię) mówi, że bogowie ukarali ją za jakieś przewinienie (mitologia daje kilka do wyboru), przemieniając ją w kobietę, z której ciała wyrastały liczne psie głowy. Stąd moja wizja.

ninedin.home.blog

O, jakie to było dobre, to nie wierzę :) Serio, siłą retellingu jest to, że wiesz jakie będą kolejne stacje na drodze fabuły, jednak ciekaw jesteś co wkomponowano pomiędzy, z jakiej perspektywy, jak mocno zaingerowano w utwór oryginalny. U Ciebie to jest mistrzostwo. Opowiedziałaś historię, którą znam, w taki sposób, że czułem się jakbym jej nie znał i odkrywał na nowo. W jeden wieczór trafiam na dwa świetnie napisane teksty na bizarro :-/ Ten konkurs mnie wciąż zaskakuje :)

Wracając do opowiadania, wulgaryzmy, które wplotłaś w tekst nie tylko mi nie przeszkadzają, ale pozwalają mi zbudowac w wyobraźni bardzo wiarygodne postacie. Zwykłych marynarzy, którzy towarzyszą Odysowi, którzy pewnie tacy herosowaci nie byli ;) Wiesz z kim mi się skojarzyli? Z tą dwójką gostków z Piratów z Karaibów – Pintel i Ragetti :D Postać duszy też mi kilka skojarzeń nasunęła, ale chyba najbardziej Dzwoneczka z Piotrusia Pana, ale nie disneyowskiego, tylko z komiksu autorstwa Loisela (mocny komiks, bardzo nie dla dzieci, polecam :))

Aha, jeszcze to odniesienie do golema i emet, świetne :)

 

Jestem bardzo usatysfakcjonowany z lektury Twojego opowiadania, ninedin. Jest świetne.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Bardzo sympatyczna wersja Odysei. Czytało się przyjemnie.

Zgadzam się z przedpiścami, że zakończenie mało zaskakujące. No, jakieś takie nijakie. Ale reszta miodna.

Rozpoznawanie różnych motywów sprawia nielichą satysfakcję.

Babska logika rządzi!

Cześć!

Przyjemna realizacja hasła. Przewidywalna, gdy już ogarniemy, co to za historia, ale sugestywnie pokazana z perspektywy zapasowej duszy jednookiego potwora. Do końca zastanawiałem się, kiedy stanie się coś niespodziewanego, innego. Trochę mi tego w sumie zabrakło, jakiegoś zwrotu akcji, choć wizja bogini z końcówki z polotem.

Dobrze napisane, dialogi oddają rzeczywistość “grupy chłopów” na statku imho. Czytało się przyjemnie, wulgaryzmy nie przytłaczały.

 

3P dla Ciebie: Pozdrawiam, polecam do biblioteki i powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

@Outta Sewer: dziękuję Ci najserdeczniej – to jest naprawdę fantastyczne, kiedy czytelnik “siedzi ci w głowie” i widzi w tekście to, co autor chciał tam umieścić.

 

@Finkla, @krar85: dziękuję za wizytę. Hmmm, skoro już po konkursie, to może pomyślę, jak by to zakończenie podkręcić, żeby zaskakiwało…

ninedin.home.blog

Przyjemna lektura. Od pierwszych akapitów kupiłem postać narratorki i sposób, w jaki snuje historię. Mnie akurat wulgaryzmy nie przytłaczały, ale może dlatego, że sam (w tym co piszę) stosuję ich trochę za dużo. Ciekaw byłem, jak bohaterka poradzi sobie z prymitywnymi oprawcami. No i lubię mitologię grecką, więc sama idea retellingu Odysei dla mnie również na plus.

Polecam do biblioteki, pozdrawiam!

dziękuję Ci najserdeczniej – to jest naprawdę fantastyczne, kiedy czytelnik “siedzi ci w głowie” i widzi w tekście to, co autor chciał tam umieścić.

Cieszę się, że zauważyłem to, co chciałaś tam pokazać, ninedin :) To naprawdę kawał świetnego opowiadania i jeśli przerwało Twoją niemoc twórczą, to zacznij ją przełamywać częściej, bo jeśli będziesz to robić w takim stylu, to ja będę czekał na kolejne Twoje teksty.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Cześć!

 

Ciekawa historia, gratuluję pisarskiego przełamania.

 

Mi przypomina nieco Herberta, ten Odys i jego ekipa okazują się w gruncie rzeczy bandą łachmytów :) Para “bohaterów”, Dupek i Cwaniak, nieźle ukazują stereotypy (a może nie tylko?) męskiej płci.

 

Podoba mi się, dlaczego to jeszcze nie w bibliotece? Lecę zgłosić.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Przeczytałam opowiadanie z przyjemnością. Miałaś ciekawy pomysł na bohaterkę i jej przygody. Postacie Dupka i Cwaniaka, fakt, stereotypowe, ale dobrze oddałaś sposób myślenia i mówienia tego typu ludzi. Podobał mi się rodzaj humoru użyty w tekście, chociaż chwilami byłam zaskoczona nowym obliczem Ninedin, autorki zupełnie innych opowiadań.;)

Nie zgłaszam do wątku, bo widzę, że masz już komplet klików.

Hej, Ninedin. W zasadzie powtórzę się po poprzednikach, ale jedyne, na czym się lekko zawiodłem, to zakończenie. Zabrakło jakiegoś fajnego pomysłu na nie, jakiejś wisienki na torcie. Bo pomijając ten aspekt czytało się świetnie. Mimo znajomości historii, na której się oparłaś, czytało się to jak zupełnie nową, zwariowaną, wielce pomysłową przygodę. Podobało się :) No i dobrze, że blokada przełamana. Pozdrawiam!

Cześć :)

Ale to jest świetne. Pomysł na historię bardzo mi się spodobał, wykonanie zresztą też. Kiedy Dupek i Cwaniak wpadli na pomysł, aby ją napompować wiatrami  parsknęłam śmiechem, co przy czytaniu zdarza mi naprawdę rzadko. 

Mogłam im powiedzieć, kto powie ich szefowi

powtórzenie

 

Pozdrawiam :)

Rany, ależ to było cudne :) Już pierwsze zdanie mnie rozwaliło, a dalej było coraz lepiej. I pacz, jak punkt siedzenia zmienia punkt widzenia na historię :)

Zakończenie może i przewidywalne, ale mnie się podoba, a dobrze im tak ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przeczytałem i chociaż nie lubię bizarro, spodobało to mi się. 

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka