I
– “Wolność, wolność, wyzwolenie się po niewyczerpanych torturach, co za bzdura” – powiedział człowiek o ciele świni, można by poświęcić setki stron na opisywanie wyglądu i natury tego stwora, jednak najlepiej przytoczyć słowa człowieka, który sam nazywa się Aryamanem (chociaż jest to najbardziej kłamliwe imię jakie widział świat):
„Stał tutaj Świniowiec, w czarnym łachu kapłana,
Cień rzucał się na jego twarz,
Na pulchne rysy świni,
Racice wysuwały się z głębi ubrania.
Jego oczy były czerwone i małe,
Tylko na środku straszył przyszyty nos człowieka.
Był pulchny i gruby, prawie jak nos świni,
Był to jednak osobisty nos człowieka.
INNI NIE WIEDZIELI, ŻE TO TYLKO MASKA”
To już był inny świat, inne reguły i inna arytmetyka, świat Hyperborei był tylko wydmuszką wobec Świniowca.
Świniowiec trzymał w racicach szklaną puszkę o kanciastych brzegach. Była pusta, była w niej nicość, dosłownie nic, ale i więcej niż nic. Był tam tylko jeden mały człowieczek i grupka innych małych człowieczków, którzy szli przez to nic i wydawało im się, że dokądś idą. Świniowiec skrzywił swój ryj, był zadowolony, zabawne to było.
– o! Zepsuło się, jaka szkoda – powiedział.
Rzucił puszką o ziemię, roztrzaskała się z grzmotem, który obiegł planetę aż do samych korzonków. Ze szkła wyrosła grupka ludzi. Świniowiec natomiast nie czekał, odpadki nie były mu potrzebne. Kiwnął racicą i w mig Warchlaczki zastrzeliły z kusz przyjaciół szaleńca, podziurawieni leżeli teraz i wyglądali jak święty Sebastian. Zwłaszcza martwa leżała ta miła dziewczyna z Londynu, niestety dla niej Świniowiec zazwyczaj nie był sentymentalnym człowiekiem.
Tu było już zupełnie inaczej niż w Hyperborei.
Szaleniec, ten sławny rezydent pod-świata Hyperborei, który latał przez setki lat po lasach plastikowej ziemi i zabijał zrzuconych tam ludzi, zabiłby oczywiście Świniowca, ale ten okiem rozpylił mu nad głową narkotyk Gamma, niszczący wolną wolę. Szaleniec stał i nawet nie wiedział, że musi stać.
– Srebrny Mitra – wysączył z ust razem ze śliną szaleniec.
– nie, po kilku miliardach lat znudził się patrzeniem na ciebie.
– więc kim jesteś?
– PRZYJEMNOŚĆ! Daruj sobie pytania, mnie nie obchodzą twoje przeżycia, potrzebuję kogoś kto umie robić nożem, teraz jesteś moim niewolnikiem, będziesz nazywać się teraz Śmieć, bla bla bla, bierzemy się do roboty.
Świniowiec podszedł do Twardziela z Metropolis i szepnął mu na ucho.
– myśli, że jest Aryamanem, a jest tylko wypierdkiem Aryamana, użyjemy go a potem wyrzucimy z zamku w przepaść.
Twardziel z Metropolis, ten sławny pogromca świata Puszk-Landii, który grzebał patykiem w ciasnej zupie na skraju betonowego jeziora, dotknął ramienia na te słowa i pokazał twarzą ulgę razem z krzywym uśmiechem dupka.
Szaleniec stanął w rozkroku, jak twardy gość.
– co trzeba zrobić?
– wielki Bakter chce ode mnie wszystkich ludzi z tego świata, potrzebuje ich do tych swoich mrocznych planów w toaletach, czy coś tam. Nie wypuści mnie dopóki nie przyprowadzę ich do Sigil. – ale tak naprawdę Bakter obiecywał Świoniowcowi tabuny niewolnic (w tym Opalową Niewolnicę) biegnące od Oriona, tylko tak dało się odtworzyć wielką zorzę Szczęśliwości, tylko tak Świniowiec mógł znowu wrócić na ulice Nowego Yorku i noco-klubować w sobie tylko wiadomym celu, bo jak wiadomo Świniowiec był człowiekiem, który miał plany w planach w planach.
– jak to zrobić?
– Brutalność Betonowego Króla opiera się na jego wymazywarce osobowości, którą ktoś tak opisał:
„Po jego prawicy stała zaś maszynka,
Szare pudełko z plastiku, które wyglądało
Jak drukarka kupiona za trzydzieści złotych
W przecenie od zdrajcy, który zmówił się z władzami,
By zniszczyć rynek przez zalew gówienek.
Była to niszczarka dusz, wymazywarka osobowości,
Gdy wrzuciło się tam człowieka w drelichu z Metropolis
Stawał się on taki jak gdyby nie istniał.
Sam fakt, że mówię o tym jest już paradoksem,
Nieodkrytym jeszcze prawem fizycznym lub matematycznym.
Wrzuceni nie pozostawiali po sobie pamięci,
Byli wyobrażeniem wtórnie wydrukowanym przez maszynkę.”
– Ma ona również opcję destrukcji bez śladu. Betonowy Król i armia płaszczek-prześcieradeł jest przerażającą mocą zła, ale to niszczarka powstrzymuje robotników z Metropolis przed powstaniem. Od tysięcy lat gromadzą oni stare młoty, pałki do skrobania i nożyki by się zbuntować, nie boją się śmierci, ale bycia wymazanym. Musisz wkraść się i zniszczyć niszczarkę.
Słowa te zerwały z siedzenia Wielkiego Warchlusia – najpotężniejszego świnia Świniowca. Podniósł on zwaliste cielsko drgane podnieceniem i krzyknął głosem senatora.
– to szaleństwo, jeśli nie będziemy uważać sami skończymy w niszczarce.
– Dlatego potrzebne mu przebranie, coś co na zawsze oderwie go od kontaktu z nami i zachęci do pracy. Powiedział Świniowiec, pstryknął racicami i małe Warchlaczki wyprowadziły z cienia błyszczący drelich robotnika z Metropolis.
Wielki Warchluś powiedział na to gardłowo
– fluła! Piżama nie wystarczy.
– Wiem, dzięki Twardzielowi z Metropolis zbadałem do głębi naturę niewolnictwa w świecie Betonowego Króla – rzekł, i podszedł do Twardziela z Metropolis i odsłonił mu ramię, był tam czarny tatuaż, przedstawiający węża, owijającego się o kij, z którego biły promienie.), to jest właśnie klucz, tatuaż, który łączy robotników z Metropolis z Betonowym Królem w stosunku pan-niewolnik, i który ogranicza możliwość buntu i niezależności do rewolucji.
– Dlaczego wcale?
– Genetyczne zniewalanie ludzi ma swoje ograniczenia – wykręcił się, żeby nie powiedzieć, że każde ma ograniczenia.
– i ten też jest zniewolony – Wielki Warchluś dotknął swoją tłustą racicą czoła Twardziela z Metropolis.
– ten tatuaż zniwelował tatuaż genetyczny, tamten jest pod spodem.
– A ten wąż?
– to dla mody – uciął Twardziel z Metropolis, wysilał się, żeby jego twarz nie zdradziła jakiegoś uczucia, Świniowiec jednak wszystko rozumiał i wykrzywił ryj w uśmiechu, który zakrył wachlarzem.
– tak więc nasze sumienie jest czyste, bo nikt nas nie oskarży. To jest właśnie klucz mojego wielomiliardowego unikania sprawiedliwości, nie ma winy jeśli prokuratorowi nie zechce się jej zobaczyć.
– Dlaczego po prostu nie zabijemy Betonowego Króla? – zapytał Wielki Warchluś.
– zabicie go nie wchodzi w grę, nie da się przebić tej skóry, nie przedrze się nic przez istotę Betonu. – zresztą nie wiadomo czy wielki Bakter byłby zadowolony – pomyślał Świniowiec.
Wielki Warchluś nic nie powiedział, ale nie był zadowolony.
– A jak zniszczę tą maszynkę?
– Bomba-granat, wymienimy ci duży palec u nogi, odkręcisz go gdy zostaniesz wybrany do Dżemifikacji.
Czy muszę powtarzać, że to narkotyk Gamma pozbawił Śmiecia wątpliwości co do zastąpienia palucha granatem?
– Musisz przybrać, trzeba ci więcej krzepy, musisz przedrzeć się przez płaszczki prześcieradła.
– Jak to zrobimy?
Świniowiec pstryknął palcami i znikąd wyłoniła się bańka, widać było w niej zniekształcone narzędzia do ćwiczeń.
– pod-świat, tak jak w Hyperborei, czas pędzi tu inaczej, wskakuj i ćwicz.
Śmieć bez słowa wskoczył i od razu wyszedł, dużo lepiej zbudowany, mocny, masywny, większy od większości niewolników, ale jednak wciąż na tyle mały, że nie budził niepotrzebnych skojarzeń. I miał też ogoloną głowę, która teraz była jajowata.
– jedziemy
– jedziemy
– jedziemy
– jedziemy
A wszystko to działo się w zamku w górach, zbudowanym przez szalony kult, czczący niebieskich ludzi o czerwono-fioletowych oczach, którzy zamierzali sprowadzić apokalipsę na świat. Teraz stał opuszczony, popadał w ruinę wśród świszczącego wiatru, niosącego słodkie płatki śniegu. Wokół Świniowca stali czczący go niewolnicy i Twardziel z Metropolis, który dłubał sobie patykiem w zębach i patrzył na niewolnicę, nie wiedział, że miała ona pójść dzisiaj na utopienie w chmurach. Wszyscy tutaj byli pod wpływem narkotyku Gamma, z wyjątkiem Twardziela z Metropolis i Warchlaków. Świniowiec nie mógł sobie pozwolić by wszyscy mieli spłaszczone mózgi, ktoś musiał mieć wolną wolę by móc sięgnąć myślą dalej. Warchlaki były dziećmi Świniowca, spłodzonymi przez miliardy lat jego hedonistycznego życia, mieli ciała zmieszane, po części z formy pięknych niewolnic (ich matek), które już od dawna szybowały martwe, utopione w chmurach, a po części z ciała samego Świniowca.
Twardziel z Metropolis był brzydki, ale miał mocną szczękę. Powinien być masywny, ale nie był przez pochodzenie z Metropolis. Szybko nadrabiał braki, jedząc puszkę sardynek. Już marzyło mu się życie na całego, zbrodnie, których nie będzie żałować, potęgi i tajemnice, ukrywał to jednak pod sztywnym spojrzeniem i tymi swoimi mocnymi oczami. Był jeszcze cienkim Bolkiem, ale Świniowiec wiedział, że się przyda. Twardziel z Metropolis był pseudoartystą i to było najważniejsze, żył pozą.
II
Wszyscy zbrodniarze byli teraz w betonowym pałacu Betonowego Króla. Ta część betonowego pałacu była wielką halą, wspartą kolumnami, większość była zapełniona przywleczonymi tu robotnikami z Metropolis, wejścia strzegły wielkie Betoniaki, zaś w środku unosiły się płaszczki-prześcieradła. Twardziel z Metropolis jak zwykle krył się za kolumną. Świniowiec stał z deską klozetową na szyi przy Betonowym Królu (Brutalniak tak chciał go upokorzyć). Obok Świniowca stał stał Wielki Warchluś i cała reszta dzieci-niewolników Świniowca.
Obok Betonowego Króla stała niszczarka osobowości, mała jak drukarka.
W tłumie razem z innymi robotnikami z Metropolis stał Śmieć.
W powietrzu unosiły się płaszczki-prześcieradła.
Betonowy Król stał z betonową maczugą, miał twarz płaską i brutalną, jakby był wcieleniem Brutalności, obok niego łasił się Przydup (nie pytajcie nawet jakie były jego zadania). Przydup wyglądał jak plastuś ulany z kamienia, był żałosny i każdy nim pogardzał a on o tym wiedział. Wyciągnął tłustą rękę z jakimś papierem w ręku, Betonowy Król spojrzał na niego z pogardą. Przydup wyczytał.
– Śmieć
Śmieć wyszedł z tłumu, podeszło do niego dwóch Betoniaków – duży błąd, Śmieć miał tytaniczną siłę, ukręcił głowę jednemu, wyciągnął mu nóż zza pasa i dźgnął drugiego, nóż złamał się na strażniku, ale wdarł mu się do środka i rozerwał wnętrzności. Śmieć wyciągnął nóż zza pasa tego drugiego, skoczył w górę, złapał płaszczkę prześcieradło i wbił jej metal, była oszołomiona, krzyczała a jej krzyk leciał przez tysiące kilometrów, nie wiedziała co robić, a on leciał na niej, szybował, zeskoczył gdy znalazł się nad niszczarką.
Betonowy Król nie czekał, machnął maczugą by intruza zdżemifikować, ale on był za twardy uchylił się i jednym mocnym pociągnięciem urwał sobie duży palec ze stopy i rzucił w niszczarkę, nie udało się, Betonowy Król odbił granat maczugą i ułamał maczugą rękę Śmieciowi.
– zabić, zabić ich wszystkich, każdego, Świniowca, Warchlusia i wszystkich innych, wszystkich zniszczyć w niszczarce, na zawsze, bez opcji drukowania.
Zewsząd do wielkiej sali betonowego pałacu zaczął napływać potok Betoniaków i płaszczek-prześcieradeł. Schwytali wszystkich, to był długi dzień, ale pod jego koniec zniszczony był już każdy zbrodniarz – Śmieć, Świniowiec, Twardziel z Metropolis, nawet Warchluś. A Betonowy Król był dalej brutalny i szczęśliwy, po zdrajcach i mordercach nie było ani śladu, nie zostało po nich nawet wspomnienie, niszczarka ich zniszczyła i nawet sam Betonowy Król nie mógł już ich pamiętać, nie istnieli zarówno w teraźniejszości, przyszłości, jak i przeszłości, nie byli nawet zapisani na kartce papieru.
A wszystko to, całe to wzrastanie i upadanie wszechświatów, byt tych wszystkich bytów, zmagania się Śmiecia, Świniowca i Twardziela z Metropolis, całe ich istnienie było po to, żeby prawdziwy Świniowec mógł dorzucić sobie jeden neuron obliczenia w swoim komputerowym mózgu do swojego planu. Wszystkie te byty bocznego wszechświata zginęły a prawdziwy Świniowiec stał oparty o ścianę w zamku w górach, obok niego stali jego dzieci-niewolnicy, Twardziel z Metropolis, Śmieć i Wielki Warchluś, jak zwykle niezadowolony, ale w taki fajny sposób, który jest cool.
Świniowiec w końcu powiedział.
– to nie da rady.
– no mówiłem – powiedział w ten swój unikatowy sposób Wielki Warchluś.
– mam lepszy pomysł.