- Opowiadanie: chalbarczyk - Vehiculum

Vehiculum

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Vehiculum

– Gdzie ten stary pryk mógł to położyć?

Rafał gorączkowo przeszukiwał pracownię szefa. Z wprawą przerzucał woluminy, jakieś miarki i rylce. Mikołaj ze zdenerwowania obgryzał paznokcie.

– Chodźmy już! Jak nas przyłapią, to koniec z nami!

– Pilnuj drzwi! Pomyślmy chwilę – podrapał się po głowie – gdzie królewski inkwizytor mógł schować swój skarb? Czy tam, gdzie się go spodziewam, czy tam, gdzie się go nie spodziewam?

Odwrócił się ku regałowi. Na półkach stały szklane buteleczki i bańki. Każda podpisana.

– Mam cię!

Złapał jedną z nich i potrząsnął zadowolony. W środku zabrzęczały monety.

– Hej, Mikołaj. Popatrz tutaj.

We flaszce z napisem tinctura wirował złoty pył, który podnosił się i opadał, tworząc konstelacje małych gwiazd wewnątrz szklanego uniwersum.

– Och! – szepnął Mikołaj zachwycony.

Odkorkowali butelkę, a złote iskry poszybowały pod powałę. Przyglądali się temu z rozdziawionymi ustami. Nagle na korytarzu odezwały się głosy, które zaczęły się niebezpiecznie zbliżać. Rafał zamknąwszy butelkę, wrzucił ją do kieszeni i krzyknął:

– Przez okno!

Najpierw wypchnął przerażonego Mikołaja, a potem, uśmiechnąwszy się bezczelnie w stronę drzwi, sam wyskoczył i wylądował na dole.

W oknie ukazała się purpurowa twarz szefa.

– Rafał! Ty nicponiu!

*

– Co tu robisz?

– Chyba się zgubiłem.

Chłopak wyglądał na obcego.

– Nic nie szkodzi – rzekł Rafał protekcjonalnie – póki co możesz z nami iść nad stawy, z nami nie stanie ci się krzywda.

Rafał z Mikołajem zbiegli ze skarpy, zatrzymując się dopiero nad wodą. Zamachali do nowego i nowy posłusznie ruszył za nimi.

– Skąd jesteś? – zapytał Rafał, rzucając ubranie na pomost.

Nowy się zawahał.

– Z przyszłości.

– A dokładnie?

– Z dwa tysiące dwudziestego pierwszego… Nie dziwi cię to?

– Chłopie, nie takie rzeczy się widziało! – Rafał klepnął Mikołaja po łopatce i wepchnął go do wody.

Potem wciągnęli nowego. Nowy pływał dobrze, ale i tak nie udało mu się unikać podstępów chłopaków, którzy chwytali go za nogi, przyczajali się na dnie, aby udawać węgorze i łaskotać go po brzuchu albo z wrzaskiem podtapiali.

Kiedy wykończeni suszyli się na trawie, Rafał zapytał:

– Jak się tu dostałeś? Masz jakieś specjalne moce?

– A gdzie tam. Wziąłem starszemu bratu taki jeden wynalazek… skąd mogłem wiedzieć, że to wehikuł czasu? Błysnęło, posypał się złoty piasek i wylądowałem na Starym Mieście.

Chwilę milczał.

– A wy nie chcecie wiedzieć, co będzie w przyszłości?

– Ja chcę! Powiedz, czy zakończy się zwycięstwem wyprawa kniazia Witolda! – wykrzyknął Mikołaj.

– Eee… nie wiem, nie jestem aż tak dobry z historii… – Nowy się zaczerwienił.

 

Nowy wyciągnął z krzaków coś jakby hełm z przyłbicą. Hełm obłaził złotymi płatami.

– To twoje vehiculum?

– Jest zniszczone! Jak ja wrócę do domu? – zajęczał.

Rafał zaśmiał się i coś mu rzucił.

– Łap!

*

– Kuba!

– Co? – Starał się, aby brzmiało to maksymalnie niewinnie.

Brat wpadł do pokoju, trzymając vehiculum, to znaczy hełm VR, z którego odpadały płaty zużytej folii i który miał stać się nową generacją recepcji sensorycznej, a okazał się mało przydatną maszyną do podróży w czasie.

– Przyznaj się, ruszałeś to?

– Skąd – wzruszył ramionami – a co, znów się nie udał?

– Mógłbym przysiąc, że tym razem zadziała…

Gdy brat wyszedł, Jakub wyjął z kieszeni buteleczkę i przez chwilę wpatrywał się w wirujący proszek.

– Następnym razem wezmę ze sobą płetwy i okulary i wtedy zobaczymy!

Koniec

Komentarze

Lekka i niezobowiązująca opowiastka, ot taka. Ale przyjemnie się czytało ;)

 

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Przyjemny temat. Dużo tu się dzieje, mimo rygorystycznego limitu. Plus za lekki styl.

 

Ale:

Rafał zamknąwszy butelkę, wrzucił ją do kieszeni i krzyknął:

– Przez okno!

Najpierw wypchnął przerażonego Mikołaja, a potem, uśmiechnąwszy się bezczelnie w stronę

drzwi,

Mam uczulenie na nadmiar imiesłowów.

 

Pozdrawiam

nati – Dzięki!

 

Żywy_Jaszczomp

Mam uczulenie na nadmiar imiesłowów

Być może dlatego, że imiesłowy uprzednie prawie wyszły już z użycia. Zauważone w tekście – a więc mój cel został osiągnięty :)

Pozdrawiam!

Dużo się dzieje  i dobrze! 

 

– Rafał! Ty nicponiu!

Nicpoń mnie urzekł :)

 

Wiem, że teraz mogę zburzyć ład, porządek i perfekcyjnie wymierzoną liczbę znaków, ale tutaj

– Nic nie szkodzi – rzekł Rafał protekcjonalnie – Póki co możesz z nami iść nad stawy, z nami nie stanie ci się krzywda.

zabrakło chyba kropki po “protekcjonalnie”?

 

I w następującym fragmencie trochę dziwna przerwa

– Eee… nie wiem, nie jestem aż tak dobry z historii… – Nowy się zaczerwienił.

 

Nowy wyciągnął z krzaków coś jakby hełm z przyłbicą. Hełm obłaził złotymi płatami.

czy tak miało być?

 

Pozdrawiam :)

Pan Domingo

zabrakło chyba kropki po “protekcjonalnie”?

Faktycznie, absolutnie nie jest możliwe dostawienie kropki :) ale zmieniłam zapis, teraz chyba będzie dobrze.

Dzięki za odwiedziny!

 

Lekka, przyjemna historyjka. Tyle, że to pojedyncza scenka, która mogłaby być wstępem do czegoś większego. Napisałaś to chyba dla młodszego odbiorcy, ale mój wewnętrzny młodszy czytelnik też poczuł się usatysfakcjonowany językiem, płynnością i lekkością, jednak fabułą już nie – a to dlatego, że niczego konkretnego ta scenka nie mówi. Ot, fajna opowiastka o Kubie, który zakosił bratu vehiculum i popływał sobie z dwójką chłopaków w czternastym wieku, który taki sielski i przyjemny się u Ciebie wydaje. I język chłopaków też jakiś taki współczesny. A to każe mi się zastanowić, czy Kuba rzeczywiście odbył podróż w czasie, czy tylko tak mu się wydawało, bo VR był bardzo przekonujący :)

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Przyjemnie się czytało, choć dla mnie początek jest zdecydowanie najciekawszy i myślałam, że opowieść pójdzie w inną stronę smiley.

Outta Sewer

fajna opowiastka o Kubie, który zakosił bratu vehiculum i popływał sobie

Hm, dla mnie opowiadanko jest o czymś innym, a mianowicie o naturze ludzkiej.

 

Monique

 

myślałam, że opowieść pójdzie w inną stronę

Zastanawiam się, w jaką?

:)

 

Dzięki wszystkim za odwiedziny!

 

Aha. To chyba tego nie wyłapałem. I prawdę muszę rzec, że nie mam pojęcia jaki aspekt ludzkiej natury chciałeś tutaj pokazać.

Known some call is air am

Przyjemna historia, ciekawy plot twist, który pozostawia pole do interpretacji – szanuję za liczbę znaków ;)

 

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Myślałam, że pozostaniesz w wiekach średnich i tu coś Rafał jeszcze z kamieniem nabroi :).

Outta Sewer

nie mam pojęcia jaki aspekt ludzkiej natury chciałeś tutaj pokazać

że w pewnym wieku (kilkunastu lat) wielkie wynalazki ludzkości nie mają takiego dużego znaczenia

 

Daniel

Przyjemna historia

Dzięki!

Monique

Ach! To będzie historia na zupełnie inną opowieść :)

 

 

 

Cześć, chalbarczyk,

przyjemny szort. Lekko się czytało, a ja bardzo lubię takie historie – że ktoś przenosi się w czasie zupełnie przez przypadek. Niestety limit podciął ci skrzydła, bo to raczej opowieść na coś dłuższego. Dobrze ci wyszło, bo choć wiele się dzieje, nie czułam, żebyś gnała do końca. No ale jak wspomniałam lubię takie historie i nie należałoby ich ściskać w tak małe ramy. 

 

– A wy nie chcecie wiedzieć, co będzie w przyszłości?

– Ja chcę! Powiedz, czy zakończy się zwycięstwem wyprawa kniazia Witolda! – wykrzyknął Mikołaj.

– Eee… nie wiem, nie jestem aż tak dobry z historii… – Nowy się zaczerwienił.

To cudne i prawdziwe. Bo wydaje nam się zawsze, że jakbyśmy przenieśli się w czasie, to wiedzielibyśmy, co się wydarzy. Ale właściwie zwykły człowiek, który nie studiował historii, pewnie nie potrafiłby odpowiedzieć na wiele pytań, bo pytano by nas o prozaiczne czy marginalizowane fragmenty w podręcznikach ;)

 

Powodzenia w konkursie! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Hmmm. Skojarzyło mi się z powiedzonkiem “gówno chłopu, nie zegarek”. Jeden chłopak gwizdnął bratu wehikuł czasu, inni – szefowi tynkturę. A wszystko po to, żeby pochlapać się w wodzie. Nie można bez obcego albo pójść na basen? Nawet przygody nie potrafią przeżyć.

Babska logika rządzi!

Lana

nie potrafiłby odpowiedzieć na wiele pytań, bo pytano by nas o prozaiczne czy marginalizowane fragmenty w podręcznikach ;)

Jakże trafnie powiedziane! Dzięki!

 

Finkla

Przyjaźń jest największą przygodą.

Chyba jedyną przygodą, która mnie tak bardzo interesuje.

Pozdrawiam!

 

Sporo się działo, biorąc pod uwagę limit. Fajnie zarysowany klimat beztroski młodzieńczych lat, lekkomyślnego obchodzenia się z jakże-ważnymi-rzeczami. Choć wydało mi się nieco chaotyczne, chyba pomyślane na inną objętość znaków.

Jak działającą maszynę do przenoszenia się w czasie można nazwać “mało użyteczną”? Toż to powinien być przełom. ;)

deviantart.com/sil-vah

Silva

Choć wydało mi się nieco chaotyczne, chyba pomyślane na inną objętość znaków.

Nie przeczę, moim zamiarem było oddanie beztroskiego charakteru szczenięcych lat i zmieszczenie się w limicie. Czy się uda? Czy nie będzie brakowało jakiejś dłuższej historii? Takie pytania, głównie, chodziły mi po głowie.

Dzięki za komentarz i pozdrawiam!

że w pewnym wieku (kilkunastu lat) wielkie wynalazki ludzkości nie mają takiego dużego znaczenia

Ok. Przyznaję, że nie odebrałem tak tego tekstu. Jest taki wiek, kiedy wiele rzeczy nie ma znaczenia, nie tylko wielkie wynalazki. Myślę, że to naturalne, ponieważ do pewnego wieku człowiek nie zdaje sobie sprawy z wielu rzeczy, potem sobie sprawę zdawać zaczyna, ale sam jeszcze nie potrafi odnieść tych rzeczy do siebie, bo są jeszcze przed nim, a potem zaczyna się życie i kalkulowanie. Dobra, miałem tylko donieść, że nie zrozumiałem zamysłu, a zacząłem się rozpisywać o jakichś truizmach ;)

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Ciekawe opowiadanko. Spodobała mi się ta refleksja o chłopakach niezdolnych do oceny wagi wynalazków, które wpadają im w ręce. Elegancko wypadł także szczegół z pytaniem o wyprawę kniazia Witolda. Czy słusznie przypuszczam, że to ta, która zostanie (została) rozbita nad Worsklą? Właśnie ona mogłaby rzeczywiście budzić zainteresowanie ludu krakowskiego, gdyż wspierała ją znacząca ekspedycja rycerzy małopolskich pod dowództwem Spytka z Melsztyna.

Tyle z plusów. Niestety, w paru miejscach przebiła też łagodna nieznajomość realiów:

Pomyślmy chwilę – podrapał się po głowie – gdzie królewski inkwizytor mógł schować swój skarb?

Królewski inkwizytor? Takie zwierzę w Polsce nie istniało. Istniał inkwizytor krakowski, ale nie podlegał królowi i ogólnie polskiej jurysdykcji, tylko papieskiej (a bezpośrednio – prowincjałowi dominikanów). Jego współpraca z królem układała się na ogół źle lub bardzo źle.

Nowy pływał dobrze, ale i tak nie udało mu się unikać podstępów chłopaków, którzy chwytali go za nogi, przyczajali się na dnie, aby udawać węgorze i łaskotać go po brzuchu albo z wrzaskiem podtapiali.

W średniowieczu i wczesnej nowożytności umiejętność pływania była niezwykle rzadka, nawet wśród marynarzy i flisaków. Porządne wpadnięcie do wody zwykle kończyło się śmiercią, a próby ratunku podejmowano głównie poprzez podawanie delikwentowi długiego drąga, jeżeli akurat jakiś był pod ręką. Nie przytoczę teraz źródła, ale zdaje mi się, że pływanie rozpowszechniło się nieco dopiero wskutek kontaktów z Indianami, wśród których było powszechne.

 

I ogólniejsza uwaga – swobodna nić porozumienia pomiędzy Twoimi bohaterami brzmiała mało prawdopodobnie. Ówczesny staropolski był chyba odleglejszy od naszego obecnego języka niż współczesny czeski, a dołóż do tego jeszcze barierę kulturowo-poznawczą. Moim zdaniem, z początku mogliby liczyć na wzajemne zrozumienie tylko w podstawowych kwestiach bytowych.

Mam nadzieję, że moje uwagi choć trochę się przydadzą na przyszłość, a tymczasem dziękuję za ciekawą lekturę i materiał do przemyśleń!

Ślimak Zagłady

Tak, to był merytoryczny komentarz. Gwoli usprawiedliwienia:

Wiadomo, że nie umieli pływać w średniowieczu na głębokiej wodzie, ale to nie znaczy, że się nie kąpali, zwłaszcza przy brzegu. Nie przypominam sobie z własnych obserwacji, aby chłopcy nad jeziorem zamiast spychać siebie z pomostu i wskakiwać sobie na barana wypuszczali się pływać na środek akwenu, więc i w średniowieczu było tak samo.

Co do królewskiego inkwizytora, czy kogoś dziwi fakt, że Rafał nicpoń, który podprowadza kasę swemu chlebodawcy, nie wie dokładnie jak się nazywa zajmowane przez niego stanowisko? :)

 

No i najważniejsze;

Moim zdaniem, z początku mogliby liczyć na wzajemne zrozumienie tylko w podstawowych kwestiach bytowych

Aby pokazać uniwersalność ludzkiej natury i wieku dorastania, które zupełnie nie zależą od czasów, w których przyszło nam żyć, musiałam, jako autor, znieść barierę językową. Ale z drugiej strony, czy ich dialogi są naprawdę takie głębokie, że się nie zrozumieją? :)

 

Dzięki za obszerny komentarz!

mortecius

Cieszę się, że się spodobało. Pozdrawiam!

Dziękuję za odpowiedź i konstruktywne podejście do krytyki!

 

Myślę, że z pływaniem się wybroniłaś. Nie wiem, czy w Krakowie przełomu XIV i XV wieku podrostki miały zwyczaj taplać się przy brzegu Wisły, tutaj już trzeba by było specjalisty od obyczajowości późnego średniowiecza (którym nie jestem), ale teraz brzmi to bardziej prawdopodobnie.

Co do inkwizytora – w porządku, chłopak mógł nie wiedzieć, ale dla współczesnego czytelnika taka forma będzie cokolwiek myląca. Najpewniej sobie gdzieś przez to podświadomie zakoduje, że w Polsce najwyraźniej istniał urząd królewskiego inkwizytora, i tak – cegiełka do cegiełki – buduje się przekonanie, że była jakaś “polska inkwizycja” masowo mordująca heretyków, zapewne podobna do hiszpańskiej, tylko przez machinacje Kościoła nie tak dokładnie zbadana – a to przecież piramidalna bzdura. I wreszcie…

Ale z drugiej strony, czy ich dialogi są naprawdę takie głębokie, że się nie zrozumieją?

Weźmy dla przykładu pierwsze zdanie Kuby: “chyba się zgubiłem”. “Chyba” było w tamtych czasach rzeczownikiem mówiącym o gwałtownym ruchu lub czymś śliskim i niestabilnym, a “zgubić się” znaczyło wyłącznie “doprowadzić się do zguby, postawić w sytuacji bez wyjścia”, może także “popełnić samobójstwo”. Całe zdanie brzmiałoby więc bełkotliwie i nie oddawało sensu nawet zbliżonego do zamierzonego. I tak przez cały dialog. Zgadzam się, że opisywać w literaturze kłopoty językowe jest bardzo trudno, zwłaszcza przy limicie 3407 znaków – sam nie podjąłbym się takiego zadania. Jeżeli chciałabyś jednak obejrzeć naprawdę dobre podejście do tej trudności, polecam opowiadanie duetu Cobold&FunTheSystem: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/26210.

Pozdrawiam,

Ślimak

Ślimak Zagłady

Całe zdanie brzmiałoby więc bełkotliwie i nie oddawało sensu nawet zbliżonego do zamierzonego. I tak przez cały dialog.

Zapewne tak, ale ja autor, musiałam bohaterom nakazać rozmawiać bez barier języka, albowiem idea opowiadania byłaby poległa (uniwersalizm i ludzka natura etc.) To są po prostu koszta…

Co do inkwizytora, się zgadzam. Miałam w głowie dłuższą historię, gdzie pojawia się właśnie inkwizytor dominikański, który z pewnych względów jest wplątany w sprawy Jagiełły (oraz wyprawę Witolda) oraz posiada chłopca na posyłki obiboka, a mianowicie Rafała, ale niestety w krótkiej formie pewnych zawiłości się wyjaśnić nie da.

Pozdrawiam!

 

 

Witaj.

Fajny pomysł, napisany z żartem i tajemniczością równocześnie. 

Odnoszę wrażenie, że może być wstępem do arcyciekawego rozwinięcia w wielowątkową powieść sf. :)

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Czytało się przyjemnie i naprawdę dużo akcji zmieściłaś w takim niewielkim limicie!

Kilka rzeczy mnie zdziwiło: trochę łatwo się zakumplowali, pomijając język; skąd znali przeznaczenie złotego proszku i dlaczego był tak łatwo dostępny (był w powszechnym użyciu?); zadziałał ukradziony, a nie działał bratu (przenoszenie to mogłaby być niezła VR.

Kapitalny był dla mnie fragment z „nie wiem”. :-)

 

Powodzenia w konkursie. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

bruce

Dzięki za odwiedziny!

 

Asylum

Proszek wytwarza złotą powłokę na różnych materiałach (zamienia w złoto?) Vehikuł bratu nie zadziałał, bo k t o ś już go użył i zużyła się złota powłoka i trzeba znów proszkiem posypać.

trochę łatwo się zakumplowali

A czy była jakaś przyczyna, dla której by się nie mogli zakumplować? :)

Pozdrawiam!

 

Cała przyjemność po mojej stronie.

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

chalbarczyk, niby tak – że proszek pokrywa, ale tak sam z siebie? Uruchomiło mi się trochę niewiary. Pewnie przy większym limicie mogłabym pominąć, ale tutaj zastanowiło mnie – proszek i hełm. Szybkie zakolegowanie z obcymi w świecie dla młodego – nie z tej ziemi i zaufanie, wspólne borykanie w wodzie?Natomiast, bo tego nie napisałam samo zestawienie dwóch sytuacji, tej z przeszłości i obecnej oraz potraktowanie kamienia – zachwyciło. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum

Zastanawiam się, jak odpowiedzieć na te wątpliwości i… nie da się. Skrótowa forma dużo pozostawiła domysłom, czy właśnie wątpliwościom. Działanie kamienia filozoficznego wyobrażam sobie tak samo, jak działanie galwanizacji, czyli mechaniczne, automatyczne pokrywanie powierzchni złotą powłoką.

Świadomie wycięłam scenę nieufności i zdziwienia między bohaterami (była taka!), aby zdobyć więcej znaków dla przedstawienia ich zażyłości – i nie żałuję!

Pozdrawiam!

Ha, czyli była! znaczy zadziałał limit, takie miałam przypuszczenia. Nie miałaś wyboru, coś trzeba było odpuścić – rozumiem.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum

 

smiley

Sympatyczne, choć w pamięci na długo nie zostanie, no i target raczej młodzieżowy, taka trochę zgrywa w stylu Powrotu do przyszłości ;)

W humoreskach wybaczam anachronizmy, niemniej w Polsce nie było królewskiego inkwizytora, zresztą mam wrażenie, że nie jest on tu do niczego potrzebny, wystarczyłby królewski alchemik czy coś. Chyba że to celowe:

gdzie królewski inkwizytor mógł schować swój skarb? Czy tam, gdzie się go spodziewam, czy tam, gdzie się go nie spodziewam?

Celowe, znaczy się, w sensie

http://altronapoleone.home.blog

Cześć, Chalbarczyk!

Lekka i przyjemna opowiastka, trochę młodzieżowa, ale napisana sprawnie i nie po łebkach. Humor i sprawne pióro się ceni, więc polecam, gdzie trzeba.

Pozdrawiam

Przyjemna lektura, choć mój wewnętrzny mediewista amator zwrócił uwagę na to, o czym mówił Ślimak. Bariera językowo-kulturowa byłaby zbyt duża, aby młodzieńcy mogli się swobodnie porozumieć. Niemniej nie czepiam się tego, bo rozumiem (wydaje mi się), co chciałaś przekazać. Opowiadanie raczej nie zostanie na dłużej w mojej głowie, ale doceniam sprawność zamknięcia opowiastki w tak sztywnym limicie znaków. 

 

Pozdrawiam. :)

W pierwszym odruchu pomyślałem, że historia za bardzo uproszczona, ale… Ale po chwili dotarło do mnie, że wyszło bardzo w stylu komiksów adresowanych do dzieci. I nie, to nie jest zarzut. Po prostu inna kategoria, niż się spodziewałem, ale przecież takie historie też powinny powstawać, a często blokadą w ich tworzeniu jest dbałość o szczegóły istotne dla odbiorców w innej kategorii wiekowej. Niemniej mimo to jest coś, czego i w takiej kategorii brakło. A konkretnie jakiejś wyraźniej zaznaczonej puenty.

 

Lekkie i zabawne. Miło się czytało. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy – cieszę się, że pozostało lekkie do końca :)

 

wilk – dzięki za komentarz! 

A konkretnie jakiejś wyraźniej zaznaczonej puenty

Co do puenty, nie, chciałam psuć tekstu jakąś puentą na siłę. Wiem, że jest naprawdę wielka maniera w wymyślaniu zaskakującego twistu, niespodzianego przenicowania wszystkiego, brutalnego zerwania masek, które noszą bohaterowie, a do których zdążyliśmy się przyzwyczaić… itd. itd. Ale to tylko maniera. Dla mnie ważniejszy był pewien ogólny nastrój opowieści (i cieszę się, jeśli niektórym się spodobał), no i oczywiście natura ludzka, ale o tym już pisałam w komentarzu.

Pozdrawiam!

 

oidrin – jest mi bardzo miło, że się spodobało!

 

Adek

doceniam sprawność zamknięcia opowiastki w tak sztywnym limicie znaków

Ach! Jakże to przyjemnie przeczytać takie zdanie :)

Pozdrawiam!

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Czyli nie tylko trzeba mieć narzędzia, ale i talent;)

Albo gówniarz zepsuł, tylko jak wrócił…

Bardzo fajnie się czyta. Lekkie, bez napinki ale coś w tym jest.

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka