- Opowiadanie: dawidiq150 - Odkrycie Wonbrachta

Odkrycie Wonbrachta

AmonRa, MordercaBezSerca, NearDeath i DanielKurowski1 to są bohaterzy dzięki którym opowiadanie wygląda jak wygląda :) Ja już nie potrafię ocenić czy tekst jest fajny czy nie bo czytałem go bardzo dużą ilość razy :) Jestem pewny, że ta beta była dla mnie zabawą o dużej wartości dydaktycznej. Tytuł jest wymyślony przeze mnie. (Betujący proponowali mi inny ale ja się uparłem)

Zapraszam do czytania i komentowania!!!

Jeszcze raz dziękuję betującym bo błędów było co niemiara. POZDRAWIAM WAS SERDECZNIE!!!

 

PS.

Mam nadzieję, że nie wdarł się jakiś błąd i że coś się pokiełbasiło, bo tyle było poprawek, że jakiś błąd mógł się zakraść :)

 

HASŁA: Elektroniczny morderca vs Jaskiniowcy vs. Dinozaury

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Odkrycie Wonbrachta

Dwudziestego ósmego kwietnia dwa tysiące sto pięćdziesiątego pierwszego roku niemiecki naukowiec Otto Wonbracht opublikował niezwykłą pracę, która opisywała jedno z największych odkryć ludzkości. Podobnie, jak w przypadku prac Einsteina, dzieło życia Wonbrahta trudno było zrozumieć, a co dopiero do niego dojść. Ciekawe jest to, że bez odkrycia teorii względności ono by nie powstało. Einsteinowi zapewne nie śniło się nawet, że jego cegiełka będzie podwaliną do stworzenia tak niesamowitego wynalazku.

Sprawa dotyczyła możliwości podróży w przeszłość, a także bezpiecznego powrotu. Początkowo uznano odkrywcę za głupca, jednak nie każdy podchodził do takich nowinek naukowych sceptycznie. Tak więc po kilkunastu dniach, gdy teorię poparł jeden z bardziej poważanych badaczy, zaczęto brać pod lupę teorię i wyliczenia Wonbrachta.

Po pewnym czasie badacze odkrycia zgodnie stwierdzili, że to, co odkrył Otto jest jak najbardziej logiczne i że taka podróż ma szansę się powieść. Tak więc teoretycznie istniała możliwość podróży w czasie i powrotu, jednak wykonanie tego w praktyce było na razie tylko marzeniem. Zaczęto badania na ogromną skalę. Wielu inwestorów zaczęło wykładać olbrzymie kwoty na te projekty. Od tej pory zespoły naukowców z całego świata prześcigały się w coraz to nowszych odkryciach. Technologia była ulepszana niemal z dnia na dzień.

 

***

 

Cztery lata później zbudowano pierwszy prototyp wehikułu. Dało się podróżować w przeszłość i z powrotem, ale nie o dowolną ilość czasu według własnego uznania. Te „skoki” w przeszłość możliwe były, jak to wynikało z niezwykle trudnych i skomplikowanych wyliczeń Wonbrachta, nie bliżej jak do około czterdziestu milionów lat wstecz. To była minimalna granica. Potem „na oko” ustawiano przyrządy w wehikule, by trafić w konkretny czas z odchyleniem mniej więcej o dziesięć milionów bliżej albo dalej.

Do tej pory, w grupach trzy i czteroosobowych, łącznie dwadzieścia osiem osób podjęło tę próbę i nie wróciło. Dopiero rok od zbudowania wehikułu czasu pierwszej osobie udało się bezpiecznie odbyć tę podróż. Dokonał tego Rosjanin – Fiodor Smotrij. Owocem jego misji były niezwykłe zdjęcia i filmy. Samego Smotrija poddano badaniom, ale nie wykazały one żadnych negatywnych skutków podróży. To oznaczało, że rozpoczęła się nowa era.

Era podróży poprzez czas.

 

***

 

Minął kolejny rok. Jak grzyby po deszczu, w wielu krajach zaczęły powstawać firmy oferujące niezwykłą podróż. Nie należała ona do najtańszych, ponieważ wytworzenie paliwa, którego potrzebowano naprawdę dużo, kosztowało bajońskie sumy. Mimo to biznes był dochodowy, ponieważ każdy chciał zobaczyć dinozaury, albo po prostu prehistoryczny krajobraz na własne oczy.

 

***

 

Pewnego razu właściciel bogatej firmy, wraz z żoną i dziećmi, zaplanowali taką podróż.

Miał on na imię Mariusz, wraz z żoną Marią i dwójką dzieci Pawłem i Robertem przyjechał do wsi Kruszyniany blisko Warszawy, gdzie znajdowała się siedziba firmy JUMPING, oferującej podróż w czasie. Gdy wysiedli z samochodu, ich oczom ukazały się imponujące zabudowania, pomiędzy którymi stał odgrodzony wysokim na dwadzieścia metrów półprzejrzystym polem siłowym wehikuł. Miał kształt koła, którego średnica wynosiła około pięćdziesięciu metrów.

Kompleks otoczony był pięknymi ogrodami, w których znajdowały się połączone strumykami sadzawki i oczka wodne. Będąc w dobrych humorach, członkowie rodziny szli alejką w cieniu drzew, aż dotarli do głównych drzwi budynku. Weszli, a po przejściu krótkim korytarzem znaleźli się w recepcji, gdzie siedziała młoda, bardzo elegancka kobieta.

– Dzień dobry, moje nazwisko Szrama, dzwoniłem wczoraj. Umówiliśmy się na piętnastą trzydzieści – oznajmił Mariusz.

– Tak oczywiście, rozmawiał pan ze mną. – Kobieta uśmiechnęła się. Następnie sprawdziła coś na komputerze i stwierdziła. – Nie dokonano jeszcze wpłaty, pewnie nie są państwo do końca zdecydowani.

– Owszem, dzieci chciałyby ujrzeć dinozaury, ale ta podróż jest najdroższa, dlatego chcieliśmy się zapytać, może coś tańszego?

– Powiem tak – kobieta popatrzyła na chłopców – naprawdę warto wybrać właśnie tę najdroższą opcję, wrażenia są niesamowite. Ale jeśli chcą państwo taniej to możecie lecieć z grupą.

– Oj nie nie, odpada – wtrąciła się żona Mariusza Maria. – Chcemy, żeby było ekskluzywnie, Mariusz, przecież nas stać!

Dłużej się nie zastanawiali i Mariusz wyciągnął ze swojej torby niewielki płaski komputer i dokonał elektronicznej płatności.

– Wylatują państwo za pół godziny. Zapraszamy na obiad do naszego lobby – poinformowała recepcjonistka.

Po posiłku poszli na spacer po należącym do firmy parku. Dzieci rozmawiały tylko o przygodzie, która ich czekała, nawet sami rodzice nie mogli się doczekać.

W końcu nadeszła godzina odlotu. Wrócili do budynku firmy JUMPING. Tam czekał już na nich młody, elegancki mężczyzna, który zaprowadził ich schodami jedno piętro w dół, pod ziemię. Szli korytarzem ozdobionym kolorowymi rysunkami różnych gatunków dinozaurów i dawno nieistniejącymi roślinami.

Na końcu korytarza były drzwi, które same się otworzyły. Mężczyzna zaprosił rodzinę do środka wehikułu i grzecznie ją pożegnał.

Pomieszczenie, w którym się znaleźli było w kształcie okręgu o średnicy czterech metrów. Ściany pomalowano na ciemne odcienie niebieskiego, zielonego, żółtego. Panował tu półmrok. Wszystko, było po to, by wytworzyć przyjemny, niepowtarzalny klimat.

W środku czekały cztery osoby. Jedna z nich, kobieta w wieku czterdziestu lat, przywitała ich słowami:

– Witajcie. Mam na imię Ela. – Uśmiechnęła się, a następnie wskazała na resztę załogi. – To jest Adam, to Krystian, a to Michał. Czy to pierwsza wasza podróż w czasie?

– Tak – odpowiedzieli małżonkowie równocześnie.

– W takim razie mam kilka informacji, które na pewno was zaciekawią. Cofniemy się w czasie o sto osiemdziesiąt milionów lat. Na miejscu wsiądziecie z Adamem do małego statku, którym odbędziecie kurs trwający cztery godziny. Zobaczycie wspaniały prehistoryczny świat. Ujrzycie wielkiego tyranozaura a także latające pterozaury i oczywiście wiele innych gatunków. Sama podróż wehikułem trwa, od dwudziestu minut, do pół godziny. Zapewniam, że będziecie zadowoleni, a wydanych pieniędzy nie pożałujecie. Mało tego, jestem pewna, że będziecie chcieli to powtórzyć. Czy macie jakieś pytania?

– Czy można robić zdjęcia? – Pierwszy wyrwał się Pawełek.

– Oczywiście, jak najbardziej. – Kobieta uśmiechnęła się do malca.

– A ja mam takie pytanie – odezwał się jego brat Robert – czy jest jakieś ryzyko, że coś się zepsuje i nie wrócimy?

– Nie ma się czym przejmować, takie ryzyko jest minimalne. Podróże w czasie są dużo bardziej bezpieczne niż jazda samochodem autostradą.

Nie padło więcej pytań. Rodzice z dziećmi usiedli w fotelach umieszczonych przy ścianie, a kobieta opuściła pomieszczenie.

Włączono silniki, zaczęło trząść, i mimo zamontowanych urządzeń tłumiących hałas pomieszczenie wypełniły głośne, ostre dźwięki dochodzące spod podłogi. Odgłos po chwili przestał być słyszalny, a ludzie znajdujący się w maszynie odczuli siłę bezwładności wciskającą ich w fotele. Działo się tak dlatego, że przeskok w czasie odbywał się dopiero w momencie wyjścia wehikułu poza orbitę Ziemi.

Po chwili coś zaczęło rzęzić niczym spalinowa piła łańcuchowa. Zatrzęsło mocniej niż przed chwilą. Potem przestało ale tylko na chwilę. Pasażerowie poczuli jakby ktoś zanurzał ich w galarecie. Na końcu w pomieszczeniu doszło do wyładowań elektrycznych, które sprawiły, że turyści stracili przytomność.

 

***

 

Pierwsze obudziły się dzieci, Paweł i Robert. Chłopcy z zatroskaniem zbliżyli się do rodziców nie wiedząc, czy śpią, czy nie żyją. Po chwili do pomieszczenia weszła Ela, a z nią Adam, Krystian i Michał.

– Nie martwcie się – kobieta zwróciła się do maluchów – rodzice zaraz się obudzą.

– Ale co się stało? – spytał Robert. – Czy tak miało być?

Ela lekko się zakłopotała, jednak dzieci tego nie zauważyły. Skłamała:

– Doszło do niewielkiej awarii. Ale nie martwcie się, wszystko jest pod kontrolą. Coś takiego już się zdarzało.

Krystian, pokładowy lekarz, wiedział, co należy teraz zrobić. Podszedł do nieprzytomnych Mariusza i Marii. Badał ich przez chwilę, następnie wyciągnął z torby, którą miał na ramieniu, dwie niewielkie strzykawki i zaaplikował obojgu ich zawartość.

Ci momentalnie odzyskali przytomność i otwarli oczy. Przez chwilę walczyli z sennością.

Gdy całkiem wróciła im świadomość, zaczęli domagać się wyjaśnień:

– Co się właściwie stało?! – zapytał Mariusz gniewnym głosem.

Michał, który był odpowiedzialny za sprawy techniczne oznajmił:

– Doszło do awarii, ponieważ napotkaliśmy anomalię. Proszę się jednak nie obawiać, gdyż jesteśmy w odpowiednim miejscu i czasie. Prawie całe paliwo zostało zużyte, ale my na taki wypadek byliśmy przygotowani. Przed rozpoczęciem działalności firmy JUMPING wybraliśmy się daleko w przeszłość i umieściliśmy tam zapasowe pojemniki wytworzone z najtrwalszej nam znanej substancji, w których było paliwo do wehikułu. Do skrzyń dołączony jest nadajnik, dzięki któremu je znajdziemy. Tak więc oprócz tego wypadku do którego doszło w czasie podróży, wszystko dla was odbędzie się zgodnie z planem. Szykujcie się więc do przygody.

 

***

 

Gdy rodzina opuściła wnętrze wehikułu, niesamowity widok zaparł im dech w piersiach. Byli bowiem na wzgórzu, z którego roztaczał się rozległy, niezwykły widok. Na porośniętym paprociami wielkim terenie pasły się olbrzymie gady. Wyciągając długie szyje skubały liście z wysokich drzew. Były to patagotitany, największe roślinożerne dinozaury. W pobliżu niektórych osobników biegało potomstwo.

– Jesteście zadowoleni? – spytała Ela pewna odpowiedzi.

– Jasne, że tak – odpowiedziały dzieciaki.

– To dopiero początek. Wsiadajcie do „Minigada”, my w czasie waszej wycieczki odnajdziemy i zabierzemy pojemniki z paliwem.

Malutka winda, znajdująca się obok wejścia do wehikułu czasu, zawiozła ich na platformę, gdzie już z pracującym silnikiem czekał specjalnie zaprojektowany przez firmę JUMPING samolocik „Minigad” a w nim będący skarbnicą wiedzy o faunie i florze tego historycznego okresu Adam.

Stateczek mogący pomieścić dwudziestu czterech pasażerów, posiadający autopilota wzniósł się w górę i po chwili rozsunął klapy w oknach i podłodze. Dla lecących ludzi było to niezwykłe przeżycie, poczuli się jak szybujący ptak.

 

***

 

W tym czasie reszta załogi wehikułu podjęła się niełatwego zadania. Michał otworzył schowek pod konsolą. Jego oczom ukazały się różne przedmioty, ułożone w idealnym porządku. Po prawej stronie było to, czego szukał. Płaski przedmiot wielkości dwadzieścia na trzydzieści centymetrów. Odetchnął z ulgą.

Razem z Elą weszli do kabiny pojazdu, którego od dawna nie musieli używać. Znajdowali się w łaziku zwanym żartobliwie „elektrycznym mordercą”. Mogące pomieścić pięć osób pomieszczenie uniosło się, gdy maszyna wysunęła swoje sześć nóg. Robot miał dziesięć metrów wysokości.

Michał przy pomocy dżojstika skierował maszynę w stronę punktu, który pulsował na wyświetlaczu. Jak wskazywało urządzenie, był on oddalony o sześć kilometrów.

Omijając z daleka grupy wielkich gadów, powoli zbliżali się do celu. Po kilkudziesięciu minutach ujrzeli przez przednią szybę kokpitu coś dziwnego. Zrozumieli co to jest, gdy dostrzegli poruszające się sylwetki ludzi. Był to zbudowany z elementów rozmontowanego wehikułu obóz. Składał się z siedmiu chatek otoczonych metalowym ogrodzeniem, które jak można się domyślić, było pod napięciem.

– Widać ktoś miał podobny kłopot co my – powiedział Michał do Eli.

– Udało im się, zabierzemy ich do domu.

Gdy zbliżyli się robotem na odległość kilkunastu metrów, Michał „położył” go i mogli wyjść na zewnątrz. Byli trochę zaskoczeni bo powitali ich starzy ludzie.

– Czyli jednak tu nie umrzemy – powiedział po angielsku mężczyzna o siwych włosach i pomarszczonej twarzy. Płakał.

– Mieliście szczęście, bo straciliśmy paliwo. Czy są tu pozostawione zapasy? – spytał Michał

– Tak, są. – Mężczyzna wskazał je trzęsącym się palcem, były niedaleko.

– Ile czasu tu jesteście? – zapytała Ela.

– Czterdzieści dwa lata. Było nas dziewiętnastu. Sześć osób zmarło.

– Jak udało wam się przeżyć? Zresztą opowiecie wszystko jak wrócimy, teraz bierzemy pojemniki z paliwem, połowa z was może wsiąść z nami do robota. Zrobimy dwa kursy.

Obóz znajdował się niedaleko poustawianych obok siebie skrzyń. Ela podeszła sprawdzić, czy pojemniki nie są naruszone. Jednak wyglądały solidnie, choć były zaprószone ziemią i gdzieniegdzie porastały je mchy i porosty.

Nic nie stało na przeszkodzie, by zrobić to, co zaplanowali. Przyczepiono więc skrzynie do łazika i razem z grupą nie kryjących wzruszenia i radości starców wrócili nim do wehikułu.

 

***

 

W tym samym czasie, bez żadnych problemów pięć podekscytowanych osób leciało „Minigadem” oglądając niezwykły, fascynujący świat dinozaurów i roślinności sprzed stu osiemdziesięciu milionów lat. Dzieci były wniebowzięte. Cztery godziny minęły im jak z bicza strzelił. Zanim się obejrzeli, trzeba było wracać. „Musimy tu wrócić” – powtarzali ciągle chłopcy.

Automatyczny pilot zawrócił i skierował się w stronę wehikułu czasu.

Po kilkunastu minutach „Minigad” usiadł na małym lądowisku wehikułu czasu. Na pasażerów czekała w środku niespodzianka. Trzynaście osób rozmawiających z Elą, Krystianem i Michałem. Wszyscy byli starcami.

– Czas wracać – powiedziała do wszystkich Ela.

Następnie, razem z trójką pracowników firmy JUMPING bez słowa opuściła pomieszczenie.

Załączono silniki, które pracując wywoływały znajomy już wszystkim hałas i drżenie. Potem, gdy wehikuł z wielką szybkością leciał w górę, wcisnęło pasażerów w fotele. Podróży w czasie towarzyszyły różne cielesne odczucia, ale już po chwili mieli być z powrotem w swoim czasie.

 

***

 

– Silniki powinny już się wyłączyć! – powiedział zdenerwowany Michał. – Lecimy już ponad pół godziny.

Adam próbował zachować spokój, choć był nie mniej zdenerwowany. Równania Otto Wonbrachta nie przewidywały skoków w przyszłość. Powrót do teraźniejszości teoretycznie miał być dużo prostszy. I nigdy żadna z firm umożliwiających podróże w przeszłość nie miała z tym najmniejszego problemu.

Nikt jednak nie przewidział, że w paliwie leżakującym miliony lat, dojdzie do niezbadanych reakcji chemicznych. Doszło przez to do uwolnienia tak dużej energii, że wehikuł czasu firmy JUMPING wystrzelił daleko w przyszłość. Gdyby tylko ludzie mogli zbadać zmieniony przez długi czas leżenia skład chemiczny paliwa, to może udało by się też podróżować w przyszłość. Sytuacja była jednak inna.

 

***

 

Po krótkim namyśle wyłączono ręcznie silnik maszyny. Wszelkie hałasy i wstrząsy ucichły.

Ela opuściła kabinę pilotów i weszła do pomieszczenia, gdzie spokojnie siedziało siedemnaście osób nieświadomych nowych problemów.

Ktoś spytał:

– Czy to już koniec podróży? Czy wszystko poszło dobrze?

Ela nie chciała kłamać i odparła:

– Niestety nie. Wyjdę na zewnątrz i sprawdzę gdzie jesteśmy. Proszę się nie denerwować.

I opuściła statek. Pełna obaw, ale też podekscytowana.

 

***

 

Już wiedziała, że nie jest dobrze. Ciężko było oddychać. W powietrzu musiało być mało tlenu. Słońce paliło niemiłosiernie. Wylądowali na pustyni, która otaczała wszystko aż po horyzont. Aby lepiej wszystko zobaczyć, kobieta pojechała windą na górę wehikułu.

Westchnęła, jak okiem sięgnąć, prawie w ogóle nie było tu życia. Jedynie w kilkudziesięciometrowych odstępach rosły suche drzewa bez liści. Po prawej stronie w odległości jakichś trzystu metrów zauważyła duży krater.

Dołączyli do niej Adama, Michał i Krystian.

– I co teraz? – spytał Adam

– Popatrzcie tam! – Krystian wskazał palcem miejsce gdzie znajdowało się jakieś dziwne zwierzę.

Duży, wysoki na dwa i pół metra osobnik nieznanego im gatunku, stał na czterech nogach i patrzył na nich swoimi przymrużonymi oczami. Jego skóra była czerwonego koloru. Przypominał kotowatego. Na grzbiecie miał brązowy, ciągnący się od głowy do zadu pióropusz. Szczerzył zęby.

Po chwili odchylił głowę do góry i wydał z siebie gwiżdżący odgłos. Po jego lewej stronie, jakieś trzydzieści metrów, jakby spod ziemi wyskoczył drugi podobny osobnik, ten jednak nie miał pióropusza. Za to posiadał duży nabrzmiały brzuch. Otrzepał się z kurzu. Następnie pierwszy z drapieżników rzucił się szybko w stronę ludzi.

– I co teraz zrobimy? – powtórzył pytanie Adam.

– Umrzemy – odparła Ela.

Koniec

Komentarze

Wrzucać :D ! Płyń po morzach i oceanach!

 

Powodzenia! :] 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Wrócę tu później, a na razie tylko sugestia, żebyś w przedmowie dał zestaw haseł, jakie wybrałeś.

Known some call is air am

Całkiem spoko. Przeczytałem z zainteresowaniem. Oczywiście są potknięcia, ale nie przeszkadzają przesadnie. Mógłbyś na przykład popracować nad postaciami, nadać im jakieś cechy na początku chociażby fizyczne, potem rozwinąć charaktery, bo jak na razie wszyscy na jedno kopyto.

 

ALE PRZEDE WSZYSTKIM!

Patagotytany nie żyły 180 milionów lat temu, ale jakieś 80 mln później (o ile się nie mylę), w kredzie . 

Już nie mówiąc o tyranozaurze, którego obiecuje Ela. Słodziak sobie bytował pod koniec kredy jakieś 68 – 66 mln lat temu. Z takim poszanowaniem dla chronologii, nie potrzebujesz wehikułu czasu, żeby zetknąć bohaterów z dinozaurami, bo równie dobrze gady mogłyby żyć z nimi współcześnie. Parędzisiąt milionów w tę czy we w tę, co za różnica, nie? 

 

 

Ukłony

 

[...] chleb [...] ~ Honoriusz Balzac

TYRANOTYTAN 3000 

 

Ale czy ta wiedza jest pewna? Rozumiem, że jesteś archeologiem skoro piszesz takie rzeczy :)))

Jestem niepełnosprawny...

No… tak, jest to wiedza pewna. Nikt nigdy nie znalazł tyranozaura rexa w warstwie jurajskiej (może jakichś jego przodków, ale wątpię czy o nich Ci chodziło, bo nie byli zbyt imponujący) i mogę sobie dać rękę uciąć, że nikt nie znajdzie. Oczywiście może się tak zdarzyć, że dokonamy odkrycia, które przewróci do góry nogami historię ewolucji i zmusi do szukania nowych rozwiązań, ale stan wiedzy na dzień dzisiejszy wskazuje, że nie ma szans na spotkanie tyranozaura 180 milionów lat temu.

 

I nie, nie jestem archeologiem, a nawet jakbym był to nie miałoby to nic do rzeczy, bo archeolog się nie zajmuje dinozaurami. Raczej powinienem być paleontologiem. I uwierz mi nie muszę mieć wykształcenia w dziedzinie, żeby się wypowiadać na ten temat, bo to no… podstawy… To trochę tak jakbyś osadził opowiadanie w średniowieczu, dał bohaterowi telefon komórkowy i nie przyjmował uwagi, że to anachronizm od nikogo poza mediewistami…

I sorry jeśli zabrzmiałem jak bufon i cham w którymś momencie, ale wiesz… byłem swego czasu dinozaurowym świrem i trochę to w człowieku siedzi…

 

Ukłony

[...] chleb [...] ~ Honoriusz Balzac

byłem swego czasu dinozaurowym świrem i trochę to w człowieku siedzi…

Mam to samo, gdy się natknę na błąd rzeczowy w dziedzinie, na punkcie której sam mam świra ;D. Nie da się przejść obojętnie! :]

 

Dawid – nauczka na przyszłość: do betowania następnego tekstu z dinozaurami bierzemy TYRANOTYTANA 3000 ;].

 

Ze swojej strony również podziękuję za współpracę przy becie. Stworzyłeś bardzo fajną atmosferę, jako gospodarz warsztatu i praca nad tekstem była dla mnie przyjemnością :]. Życzę powodzenia i trzymam kciuki za nominacje do biblioteki. 

 

pozdrawiam 

M. 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

MordercaBezSerca dzięki!!!

 

Spoko ja jestem dobry w relacjach międzyludzkich. Aż za bardzo.

Jestem niepełnosprawny...

Chyba każdy za dzieciaka przechodził etap fascynacji dinozaurami :) Do dzisiaj pamiętam, jak mama kupowała mi wielkie albumy z obrazkami i potrafiłem spędzić nad nimi całe godziny. Obecnie nadal jestem dzieckiem, tylko takim 28-letnim, więc etap dinozaurów mam już za sobą i temat interesuje mnie znacznie mniej. Mimo to, Dawidzie, tekst wydał mi się całkiem interesujący. Miałeś ciekawy pomysł na akcję i chociaż koncept może nie jest najbardziej oryginalny na świecie, to wątek awarii podczas podróży w czasie uznałem za całkiem fajny.

Wykonanie też nie jest złe i muszę tu wszystkim powiedzieć, że Dawid z wielką determinacją szlifował tekst, żeby opowiadanie wyglądało jak najlepiej i spędził nad nim naprawdę dużo czasu :) Nie gra mi tylko jedna rzecz, o której alarmowałem już w czasie bety: po odnalezieniu obozu tych rozbitków w czasie jest rozmowa o tym, że utknęli w prehistorii 42 lata temu, umarło 6 osób, a po tych wszystkich dramatycznych nowinach bohater reaguje słowami w stylu “Dobra, dobra, opowiecie nam potem”, jakby w ogóle nie zrobiło to na nim wrażenia. No ale skoro postanowiłeś pozostawić wątek w takiej formie to muszę po prostu z tym żyć :P

Co do wypowiedzi TYRANOTYTANA 3000 o tym, że wszyscy bohaterowie są na jedno kopyto: nieprawda :D

 

– Oj nie nie, odpada – wtrąciła się żona Mariusza Maria. – Chcemy, żeby było ekskluzywnie, Mariusz, przecież nas stać!

A ten fragment? Gdy to przeczytałem po raz pierwszy, jako żywo ujrzałem oczami wyobraźni kobietę z wściekle czerwonymi ustami, doczepionymi rzęsami, w płaszczu w panterkę i z torebką wykonaną z jakiegoś gada (sic!) :D 

Dawidzie, szczerze trzymam kciuki za opowiadanie i mam nadzieję, że znajdzie się wielu zadowolonych czytelników :)

 

 

AmonRa faktycznie umknęło mi tamto, pamiętam, że zaznaczałeś. Ale niech zostanie, niech to będzie moja wizytówka :DDD że ten kto czyta będzie myślał “no faktycznie to opowiadanie Dawida”.

 

A na serio to pamiętam tamten twój komentarz i nie zajarzyłem po prostu o co chodzi, wiem, że coś poprawiłem i myślałem, że już jest OK.

 

Jeśli bardzo razi to faktycznie nie fajnie, że tak wyszło. Boję się teraz zmieniać bo może się poważnie pokiełbasić i co wtedy? :(

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Nie ma haseł konkursowych w przedmowie, ale domyślam się, że chodzi o dinozaury i elektronicznego mordercę. Ten ostatni pojawia się zdawkowo i nawet niekoniecznie jest niezbędny. W czytaniu przeszkadzała mi rozwlekła forma i opisy epizodów, które niczego nie wnoszą do fabuły, np. że poszli coś zjeść przed odlotem… Co do bohaterów, wydają się papierowi, nie przeżywają emocji, ani pot im nie spływa po karku, ani serce nie wali młotem, słowem przy dość długim opowiadaniu strasznie mało wiemy o protagonistach. Ale najbardziej zadziwiło mnie przywiązanie Autora do liczb, a mianowicie mamy siedem chat, sześć nóg, pięć osób i trzynaście osób, czterdzieści dwa lata, cztery godziny, cztery metry, dwudziestu czterech pasażerów… W końcu zaczęłam się zastanawiać, czy aby to nie miał być jakiś kod do rozszyfrowania :)

Początek o wynalazcy podobał mi się.

Pozdrawiam!

No, nie jest źle. Widać, że beta dobrze Ci posłużyła, bo początek jest pozbawiony zgrzytów. Niestety te pojawiają się później, w relacjach pomiędzy postaciami, które są sztuczne i mało przekonywujące.

Też mógłbym się przyczepić do tych milionów lat i tyranozaurów albo innych gadów, bo dinofreakiem też byłem swego czasu, ale odpuszczam, bo nie o tym jest to opowiadanie. Pomysł wyeksploatowany i to dość mocno, chociaż z motywem zostawienia gdzieś w przeszłości paliwa na wypadek jakiejś wtopy jest ciekawy i chyba nie spotkałem się z czymś takim wcześniej.

Nie będę się tutaj juz bardziej rozpisywał, powiem tylko, że jest OK, ale nic ponadto.

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

chalbarczyk dzięki za przeczytanie i komentarz. To prawda, że nie trzymałem się haseł konkursowych, właściwie one tylko naprowadziły mnie na pomysł.

 

Tak mi się coś wydaje, że za bardzo uwierzyłem w siebie po ostatnim :))) Nie przyłożyłem się dostatecznie a moi betujący chociaż robili co mogli nie wyprostowali moich błędów.

 

Teraz kasuję wszystko co było. Zaczynam od nowa, nie patrzę wstecz, piszę właśnie bardzo krótki tekst na konkurs w moim mieście. Postaram się wykorzystać ogromną ilość rad którą od wszystkich dostałem i liczę, że ktoś mnie zbetuje.

 

Przepraszam jeśli kogoś zawiodłem.

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Outta Sewer dziękuję za komentarz :)))

 

Pisząc opowiadanie za bardzo uwierzyłem w siebie, że mam wyobraźnię i tak dalej. To mnie zgubiło. Nie mogę popełnić tego samego błędu w przyszłości.

 

Dlatego wyszło jak wyszło. Ale myślę, że beta bardzo dużo mnie nauczyła. :)

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, wieki nie czytałem twoich opowiadań, ponieważ – nie ukrywam – te, z którymi kiedyś miałem do czynienia, nie satysfakcjonowały mnie. 

Dlatego cieszę się, że wziąłeś udział w konkursie i miałem okazję się przekonać, jak duże zrobiłeś postępy.

Historia, jaką opisałeś, nie jest może szczególnie oryginalna, ale czytało się ją przyjemnie. Podobały mi się opisy, niby nie ma ich wiele, ale udało ci się sprawić, że zobaczyłem to, co chciałeś pokazać. Na plus także puenta. Trochę ubolewam, że nie wplotles w opowiadanie mocniejszych akcentów związanych z hasłem, ale to rzutować może na ocenę konkursową (może, ale nie musi – to zależy od głosujących) a nie na wrażenia z lektury. 

Jeśli miałbym dać jakieś rady na następny raz, to:

– zwróć uwagę na powtórzenia; w tak krótkim tekście masz ich naprawdę sporo, 

– popracuj nad zdaniami złożonymi, 

 

Pozdrawiam! 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Dzięki Gekikara no jakby nie było postępów to musiałbym sobie dać spokój z pisaniem :)))

 

Pozdrawiam również!!!

Jestem niepełnosprawny...

Hej, dawid150. Przyjemne opowiadanko. Przewidywałem, że rozbitkowie będą pasażerami tej wyprawy i stworzysz swojego rodzaju pętlę czasoprzestrzenną :) i uwięzisz ich w niekończącej się powtarzalności, ale jednak nie :D

 

 

PS. Poleca serial Dark jedyny minus to, że jest Niemiecki :D

Cześć, Dawid!

Bardzo przyjemna przygodówka. Widzę też, że robisz naprawdę duże postępy w budowaniu spójnej i ciekawej fabuły. Fakt, nie jest może super odkrywcza, ale czytało się dość płynnie. W paru miejscach można by co prawda przemyśleć pewne konstrukcje zdań złożonych, jednak nie psuło to ogólnego wrażenia. 

Z czystym sercem mogę polecić ten tekst do biblioteki.

Pozdrawiam

oidrin dzięki!!! fajowo. Będzie jeszcze lepiej :)))

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Przyznam, że dotychczas nie przeczytałem w całości żadnego Twojego opowiadania, ale na podstawie fragmentów, które zdarzyło mi się czasem przejrzeć, również stwierdzam, że poczyniłeś postępy. Sporo w Twoim tekście oklepanych motywów, ale czytało się nieźle. Tak czy siak dino-turystyka, przez olbrzymi sentyment do ,,Parku Jurajskiego", i tak mnie kupiła :)

Też rzuciło mi sie w oczy to, o czym wspomniała chalbarczyk – nie ma potrzeby serwować tak wielu precyzyjnych informacji w opisach. Czasami lepiej napisać ,,kilka" niż ,,siedem". Chyba że ta liczba jest naprawdę istotna.

Pozdrawiam!

adam_c4 dziękuję!!! Naprawdę bardzo cieszy mnie, gdy ktoś choć trochę pozytywnie się wypowie o moim tekście. Powiem ci, że mi się też jakby “lepiej”, “łatwiej” pisze. Nabrałem trochę doświadczenia i przeczytałem masę wspaniałych rad :)

 

pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Witaj, Dawidzie :) Przede wszystkim gratulacje – zrobiłeś ogromne postępy pisarskie.

 

Opowiadanie jest proste i prosto opowiedziane, ale czyta się je sympatycznie, a samiuteńki finał wyszedł naprawdę dobrze – świetne ostatnie zdanie.

 

Nie łapankowałam, ale dwa babolki interpunkcyjne rzuciły mi się w oczy:

 

– A ja mam takie pytanie – powiedział teraz jego brat Robert – Czy jest jakieś ryzyko, że coś się zepsuje i nie wrócimy?

Tu albo:

– A ja mam takie pytanie – powiedział teraz jego brat Robert[.] – Czy jest jakieś ryzyko, że coś się zepsuje i nie wrócimy?

Albo lepiej:

– A ja mam takie pytanie – powiedział teraz jego brat Robert – Cczy jest jakieś ryzyko, że coś się zepsuje i nie wrócimy?

 

W ogóle zmieniłabym: powiedział teraz jego brat Robert → odezwał się jego brat Robert

 

Pełna obaw[+,] ale też podekscytowana.

http://altronapoleone.home.blog

drakaina bardzo dziękuję!!! :))))))

 

A ja też zauważyłem, że lepiej mi się pisze, ale bez was osiągnąłbym figę z makiem. Powiem ci, że cieszy mnie, iż mogę być dobrym przykładem dla ludzi dążącym do jakiegoś celu.

 

heh pamiętam moje pierwsze teksty tak beznadziejne, że można je porównać do brzydoty pokazywanej na niektórych obrazach. Ta brzydota była piękna, urzekająca. I tylko miała tę zaletę, że można było z niej się śmiać. Nie wiem jak można było to rozumieć. Czy to było raczkowanie, czy trudne początki? Słusznie jedna osoba nazwała mnie grafomanem. Może to nieprawdopodobne i nie każdy w to wierzy ale naprawdę wiara przenosi góry, a jak się to zrozumie to można bez problemu stwierdzić, że można osiągnąć wszystko o czym zdrowy umysł może pomyśleć.

 

PPozdrawiam!!! Jestem tu nadal :)

Jestem niepełnosprawny...

Hej :)

Całkiem ciekawy pomysł. Spodobały mi się opisy, można sobie dokładnie wyobrazić, o czym piszesz. Co prawda bohaterowie, jak już o tym zresztą wspominano w komentarzach, mają trochę za mało własnego charakteru, wszyscy zachowują się tak samo. 

To właściwie nie jest błąd, ale w oczy rzuciło mi się jeszcze to, że właściwie nie ma głównego bohatera, a główny wątek zostaje dosyć późno przedstawiony. Może lepiej byłoby już na samym początku wspomnieć o podróży i głównych bohaterach, a historię stworzenia wehikułu mógłby przedstawić na przykład ktoś z tej firmy? Wtedy byłoby też więcej miejsca na przedstawienie bohaterów.

No, ale tak się czepiam, a opowiadanie czytało się całkiem przyjemnie. Widać, że robisz postępy :)

Jeszcze znalazłam mały babolek:

Potem przestało ale tylko na chwilę.

Przed ale pisze się przecinek

 

Pozdrawiam :)

Oluta dziękuje!!! Fajnie, że moje poprzednie teksty nie poszły w zapomnienie i ktoś je jeszcze czyta :))))

 

Pozdrowienia :)))))))

Jestem niepełnosprawny...

Cześć!

 

Ciekawy pomysł na opowiadanie. Zawsze fascynowały mnie zagadnienia w stylu “podróże w czasie”, dlatego czytałem z zainteresowaniem. Sporo miejsca poświęciłeś na opis elementów fantastyczno-fizyczno-technicznych, które mnie w takich wizjach zawsze najbardziej kręciły (a potem zacząłem się uczyć fizyki i mnie rzeczywistość do parteru sprowadziła), i całkiem bajkowo ci to wyszło. Na plus, choć niektóre aspekty techniczne są mocno fantastyczne powiedzmy.

Oba hasła konkursowe w pewnym sensie zawarłeś w opowiadaniu, chociaż “elektronicznego mordercy” nie było zbyt wiele (nazwa czy funkcja nie miały zaczepienia w tekście), jaskiniowców czy ich konfliktu z dinozaurami nie znalazłem. Ale pomysł ciekawy, i s-f nie brakowało.

Wykonanie dużo lepsze niż niektóre z Twoich wcześniejszych opowiadań, pisanie i bety przynoszą efekty, dobrze.

Miałem trochę obiekcji do zakończenia (bo byłem ciekaw, co będzie dalej), ale takie otwarte – w pewnym sensie – też pasuje imho.

Podsumowując, 3P dla Ciebie: Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i Polecam do biblioteki (za pomysł i postęp)

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

krar85 bardzo fajnie :)))))))) Dziękuję za miłe słowa. Ja może to już wiele razy wspominałem ale mi się naprawdę lepiej pisze. Kiedyś napisałem pół strony i oblewałem się zimnym potem widząc, że to straszny szajs. :-)

 

Fajnie, że się czasem UDA :P

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Tekst złożony z nienowych elementów, ale jako całość daje radę.

Zgadzam się, że elektroniczny morderca słabo zaakcentowanych. Jaskiniowców też mało.

Trochę usterek językowych zostało.

– Wylatują państwo za pół godziny. Zapraszamy na obiad do naszego lobby – poinformowała recepcjonistka.

Zdążyli w pół godziny zjeść obiad i jeszcze pospacerować? Chyba że dostali po hotdogu. ;-)

przeskok w czasie odbywał się dopiero w momencie wyjścia wehikułu poza orbitę Ziemi.

A “poza orbitą Ziemi” to gdzie? W połowie drogi na Marsa? ;-)

Babska logika rządzi!

Witam :) 

Poczułam się jak w Jurassic Park :D Czytając opowiadanie sięga się wyobraźnią w przeszłość i w przyszłość. Podoba mi się pomysł na zakończenie, jak bohaterowie lądują… właśnie w przyszłości. 

p.s. a na taką wycieczkę nie kupili biletu ;) 

Pozdrawiam :) 

istari dziękuję! :)))) bardzo mnie to cieszy.

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, Dawidzie. ^^

Podobało mi się. Przyjemny tekst, pomimo fatalnego zakończenia dla bohaterów.

 

Pozdrawiam. :-)

Dziękuję!!! Ajzan

 

Niezmiernie mi miło :)

Jestem niepełnosprawny...

Nie ma za co. ^^

I gratuluję dostania się do Biblioteki. :-)

Przeczytałem. IMO takie sobie.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Anet nic nie szkodzi to jest stare opowiadanie :) teraz piszę dużo lepiej.

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka