- Opowiadanie: Adler - Smok, mój drogi, to też człowiek

Smok, mój drogi, to też człowiek

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Smok, mój drogi, to też człowiek

Jed­no­staj­ny stuk pyr­li­ków do­ło­wał mo­no­to­nią. Dym z ło­jów­ki draż­nił oczy i wże­rał się w płuca, które pro­te­sto­wa­ły su­chym kasz­lem. Z po­zo­ru obo­jęt­ny rytm gór­ni­czej pracy z koń­cem każ­de­go dnia ją­trzył w nim roz­draż­nie­nie, za­mie­nia­jąc stop­nio­wo we wście­kłość. Jesz­cze tylko ten zwał i ko­niec na dzi­siaj. Na dzi­siaj… A co potem? Ko­lej­ny, iden­tycz­ny dzień, od dzwo­na do dzwo­na. I tak do za­sra­nia. Kiedy przyj­mo­wał się do tej ro­bo­ty, sku­szo­ny nie­kiep­skim za­rob­kiem, nie miał po­ję­cia o wa­dach górniczego fachu, które z czasem do­skwie­ra­ły mu coraz bar­dziej. I nie cho­dzi­ło o wy­si­łek fi­zycz­ny.

Twar­de jak sama skała dło­nie od­rzu­ca­ły po­kru­szo­ny uro­bek. Nagle za­mar­ły. Nie­bie­ska­wa, wy­raź­nie do­strze­gal­na w tym pół­mro­ku po­świa­ta i zbyt re­gu­lar­ny jak na to oto­cze­nie kształt, sku­pi­ły uwagę ko­pa­cza. Od­gar­nął po­spiesz­nie pył.

– O żesz…

Nie do­koń­czył.

 

 

Idyl­licz­ną ciszę po­obied­niej prze­rwy zmą­ci­ły ener­gicz­ne kroki po­słań­ca, roz­brzmie­wa­ją­ce echem w ko­ry­ta­rzu. Za­trzy­mał się przed dę­bo­wy­mi drzwia­mi, pod­niósł rękę, która za­wi­sła w krót­kim wa­ha­niu, żeby po chwi­li nie­śmia­ło za­stu­kać. Z braku od­ze­wu ude­rzył gło­śniej. Cisza. Prze­łknął ner­wo­wo ślinę i na­ci­snął klam­kę. Bądź co bądź był kró­lew­skim po­słań­cem, co da­wa­ło mu, z urzę­du, nie­ty­kal­ność cie­le­sną. Tyle, że cza­sem po­zor­ną.

– A co się ze­sra­ło, że aku­rat teraz?! – Krzyk przy­tłu­mio­ny dę­bi­ną wrót świad­czył, że re­zy­den­to­wi tego ga­bi­ne­tu obca była po­wścią­gli­wość dy­plo­ma­ty. Nie tylko jemu. Po­dob­ne sceny ro­ze­gra­ły się w kilku in­nych miej­scach po­tęż­ne­go kró­lew­skie­go pa­ła­cu.

 

 

– Że co zna­leź­li?? – Król z nie­do­wie­rza­niem spoj­rzał na star­ca. – Jeśli to żart, to bar­dzo głupi.

Wład­ca ro­zej­rzał się, pró­bu­jąc zło­wić spoj­rze­nie któ­re­go­kol­wiek z uczest­ni­ków ze­bra­nej tak nie­spo­dzie­wa­nie Rady. Oczy wszyst­kich, z wy­jąt­kiem Mi­ni­stra Nauki, skie­ro­wa­ne były na czub­ki wła­snych butów. To nie­zbi­cie świad­czy­ło, że żaden z nich nie ma po­ję­cia o czym mowa. Je­dy­nie wspo­mnia­ny Mi­ni­ster, który po­mi­mo re­for­my urzę­dów prze­pro­wa­dzo­nej jesz­cze przez po­przed­nie­go króla, wciąż na­zy­wa­ny był Star­szym Ma­giem i Straż­ni­kiem Bi­blio­te­ki, pa­trząc kró­lo­wi w oczy, spo­koj­nym gło­sem po­wtó­rzył:

– Zna­leź­li smo­cze jajo.

– Skąd pew­ność, że jajo? I że smo­cze?

– Gdy­bym nie był pe­wien, nie za­przą­tał­bym uwagi Jego Kró­lew­skiej Mości i nie na­le­gał­ na to spo­tka­nie.

– No do­brze Go­dzi­mi­rze, po­dziel się wie­dzą. – Głos wład­cy zła­god­niał. Straż­nik Bi­blio­te­ki był je­dy­ną osobą wśród obec­nych, którą król da­rzył sza­cun­kiem. Po­zo­sta­łych uwa­żał za bandę dar­mo­zja­dów i nie­udacz­ni­ków wy­bra­nych przez Senat z ja­kie­goś nie­po­ję­te­go, mocno cuch­ną­ce­go ko­rup­cją po­wo­du. Tylko Mi­ni­ster Nauki był, jego zda­niem, wła­ści­wym czło­wie­kiem na swoim sta­no­wi­sku. Za­pew­ne dla­te­go, że o tym wy­bo­rze nie de­cy­do­wał Senat. Siła wie­dzy, spo­ko­ju i do­świad­cze­nia, do­ce­nia­na przez wszyst­kich Oświe­co­nych i Magów.

– Jajo naj­praw­do­po­dob­niej zo­sta­wił smok, który ra­czył nie­po­ko­ić kró­le­stwo za pa­no­wa­nia króla Grac­chu­sa, zwa­ne­go też Kra­kiem, sza­cow­ne­go pra­przod­ka Wa­szej Wy­so­ko­ści. – Mag skło­nił się Do­bie­sła­wo­wi.

– Prze­cież to tylko le­gen­da… – wtrą­cił Mi­ni­ster Skar­bu. Z tru­dem ma­sko­wa­ny beł­kot i od­dech nie po­zo­sta­wia­ły złu­dzeń, ja­kie­mu ulu­bio­ne­mu za­ję­ciu od­da­wał się przed zwo­ła­niem Rady. Chciał coś dodać, ale ucichł zgro­mio­ny spoj­rze­niem króla.

– I jak każda, ma ziar­no praw­dy. A w tym wy­pad­ku cały ko­rzec. – Cią­gnął Go­dzi­mir.

– Czyli, że to była smo­czy­ca. – Het­man Ko­ron­ny trium­fal­nie po­dzie­lił się swoim spo­strze­że­niem.

– Smoki to zwie­rzę­ta ma­gicz­ne, i jako takie nie pod­le­ga­ją zwy­kłym pra­wom na­tu­ry. Wiemy na­to­miast, że mogą żyć setki lat i że w swoim życiu skła­da­ją tylko jedno jajo. Okres in­ku­ba­cji smo­cze­go jaja to ty­siąc lat.

– Kto go zna­lazł? – Za­in­te­re­so­wał się Star­szy nad Ob­rząd­ka­mi. Po­stać, którą król zwykł okre­ślać jako "mendę rzad­kiej maści". Czło­wiek ten bo­wiem po­sia­dał nie­zwy­kłą umie­jęt­ność la­wi­ro­wa­nia po­mię­dzy wy­znaw­ca­mi róż­nych kul­tów, w za­leż­no­ści od pa­nu­ją­cej ak­tu­al­nie mody. Zdol­ny był do wszel­kich in­tryg w celu utrzy­ma­nia się na stoł­ku. Do­bie­sław czę­sto za­sta­na­wiał się, czy ten ka­płan jest wy­jąt­kiem, czy ra­czej po­twier­dze­niem re­gu­ły. Pa­mię­tał z po­bie­ra­nych nauk, że kie­dyś ka­pła­ni chrze­ści­jań­scy, przed­sta­wi­cie­le re­li­gii pa­nu­ją­cej w kró­le­stwach za­chod­nich, nie mogąc się po­ro­zu­mieć po­wo­ła­li dwóch swo­ich naj­wyż­szych zwierzch­ni­ków. Wy­wo­ła­ło to wie­lo­let­ni kon­flikt, który po­chło­nął ty­sią­ce ofiar, wy­znaw­ców tej samej wiary. Kiedy po la­tach kró­lo­wie mieli już dość tego roz­ła­mu, wy­bra­li trze­cie­go na ten sam urząd… Wy­cho­dzi na to, że wła­dza rów­nież w struk­tu­rach re­li­gij­nych budzi nie­zdro­we po­żą­da­nie.

– Jeden z ko­pa­czy. Nie żyje.

– Klą­twa?

– Nie, głaz. Zmiaż­dżył mu głowę, w chwi­li kiedy się­gał po jajo. Wy­pa­dek, o jaki w tej ro­bo­cie nie trud­no.

– Zna­czy klą­twa… – Ka­płan nie dawał za wy­gra­ną.

– Po­zwo­li­my kon­ty­nu­ować Mi­ni­stro­wi? – Monarcha nie krył znie­cier­pli­wie­nia. – Czy któ­ryś z panów ma jesz­cze ja­kieś istot­ne za­gad­nie­nia do prze­dys­ku­to­wa­nia, jak płeć smoka, lub też wciąż nie roz­strzy­gnię­ta przez fi­lo­zo­fów kwe­stia – przy­pa­dek czy prze­zna­cze­nie, tu zwane klą­twą. A może ja­kieś inne wątki, które nic nie wno­szą, a tylko prze­dłu­ża­ją tę od­pra­wę w nie­skoń­czo­ność?… Nie?…Dzię­ku­ję.

– Jak wiemy – Go­dzi­mir uznał, że może kon­ty­nu­ować – po­przed­ni smok, zwany Ca­ło­żer­cą, siał spu­sto­sze­nie w kró­le­stwie zja­da­jąc głów­nie bydło, które mu do­star­cza­no a z braku ta­ko­we­go, by­wa­ło że i ludzi. Kiedy zatem smok się wy­klu­je, grozi nam…

– Za­gła­da… – Szep­nął prze­ra­żo­ny Star­szy nad Ob­rząd­ka­mi.

Wład­ca w ostat­niej chwi­li po­wstrzy­mał się przed ko­men­ta­rzem, że aku­rat od ka­pła­na ocze­ki­wał­by wię­cej wiary i uf­no­ści w bogów, nie­za­leż­nie w któ­rych ak­tu­al­nie wie­rzy.

– Ra­czej po­waż­ny kry­zys. We­dług rze­tel­nie spo­rzą­dzo­ne­go spisu ów­cze­sne­go kro­ni­ka­rza, smok dzien­nie zja­dał dwie krowy lub pięć, sześć kóz.

– W dłuż­szej per­spek­ty­wie tego nie po­cią­gnie­my. – Pod­su­mo­wał król. – Słu­cham panów, teraz mo­że­cie się wy­ka­zać…

– A gdy­by­śmy znisz­czy­li jajo, zanim smok się wy­klu­je? – Het­man Ko­ron­ny, jak przy­sta­ło na żoł­nie­rza, pre­fe­ro­wał pro­ste i ra­dy­kal­ne roz­wią­za­nia.

– Nie mo­że­my, to nie­zgod­ne z tra­dy­cją. – Wtrącił mil­czą­cy dotąd Mar­sza­łek Dworu.

– Jeśli do­brze zro­zu­mia­łem Mar­szał­ku – Do­bie­sław był na gra­ni­cy wy­bu­chu – uni­ce­stwie­nie smoka jest nie­zgod­ne z tra­dy­cją. Na­to­miast dać się po­żreć, ewen­tu­al­nie po­zwo­lić mu pu­sto­szyć i do­pro­wa­dzić nasz kraj do upad­ku, jest jak naj­bar­dziej zgod­ne z tra­dy­cją?! Go­dzi­mi­rze przy­po­mnij mi, ile żyją smoki? Kil­ka­set lat?

– W za­leż­no­ści od ro­dza­ju… 

– A mosze… za­ho­pać to jajo, sieś barzo łebo­ko? – Beł­kot Mi­ni­stra Skar­bu sta­wał się coraz mniej zro­zu­mia­ły.

– Za­ko­pać gdzieś głę­bo­ko?? I to roz­wią­że pro­blem? – Swoim zwy­cza­jem wład­ca wstał i za­czął prze­cha­dzać się wokół stołu, przy któ­rym za­sia­da­ła Rada. Do­sko­na­le zna­ją­cy go uczest­ni­cy ze­bra­nia wie­dzie­li, że tempo jego kro­ków jest wprost pro­por­cjo­nal­ne do po­zio­mu iry­ta­cji. Tym razem król cho­dził wy­jąt­ko­wo szyb­ko.

– Pa­no­wie, mamy usta­bi­li­zo­wa­ną sy­tu­ację po­li­tycz­ną, a co za tym idzie brak kon­flik­tów zbroj­nych z są­sia­da­mi…

– Nikt nas nie ata­ku­je, bo boją się ło­mo­tu. – Het­man Ko­ron­ny ude­rzył się pię­ścią w pierś.

– To praw­da – kon­ty­nu­ował wład­ca. – To ma swoje dobre, ale też i złe stro­ny. Taka sta­gna­cja roz­le­ni­wia. Ob­ra­sta­my w tłuszcz, w nie­któ­rych przy­pad­kach nie tylko przy­sło­wio­wy. – Wy­mow­nie spoj­rzał na mocno za­ry­so­wa­ny brzuch Het­ma­na. – Tym­cza­sem sto­imy w ob­li­czu praw­do­po­dob­nie naj­więk­sze­go kry­zy­su na­sze­go kraju od dzie­sią­tek, jeśli nie setek lat. Obie­cu­ję, że jeśli jesz­cze ktoś wy­sko­czy tu z ja­kimś idio­tycz­nym po­my­słem, to nie­za­leż­nie od sta­no­wi­ska po­zba­wię go ty­tu­łów i wtrą­cę do lochu.

Na­stą­pi­ła długa cisza, którą znów prze­rwał Do­bie­sław:

– Przy­po­mi­nam, że zgod­nie z de­cy­zją Se­na­tu, otrzy­mu­je­cie pa­no­wie dość wy­so­kie wy­na­gro­dze­nie za swoje stoł­ki. Mój sza­now­ny oj­ciec, któ­re­go nie tylko ja uzna­wa­łem za wy­jąt­ko­wo mą­dre­go czło­wie­ka, uwa­żał że pia­sto­wa­nie naj­wyż­szych urzę­dów w pań­stwie samo w sobie jest naj­więk­szym wy­róż­nie­niem i za­pła­tą za służ­bę…

– Jeśli Wasza Wy­so­kość po­zwo­li – Star­szy Mag spoj­rzał na króla, który kiw­nął głową – za­cznę od tego, że nie mo­że­my znisz­czyć jaja. Dla nie­któ­rych wyda się to nie­do­rzecz­ne, ale chro­ni go pra­daw­na magia. Mo­że­my spró­bo­wać, oso­bi­ście jed­nak wąt­pię…

– A smoka, zaraz po wy­klu­ciu, kiedy jest mały?

– Tego nie wiemy. Jesz­cze. Moi lu­dzie od kilku go­dzin sie­dzą nad księ­ga­mi i kro­ni­ka­mi.

 – A jak za­bi­to po­przed­nie­go smoka? Bo prze­cież chyba nikt nie wie­rzy w tę owcę wy­pcha­ną siar­ką i że smok pił aż pękł…? – Wład­ca ro­zej­rzał się po człon­kach Rady, ale ich za­in­te­re­so­wa­nie znów wzbu­dzi­ły czub­ki butów.

– Tego też jesz­cze nie wiemy. Ta le­gen­da jest tak sil­nie za­ko­rze­nio­na w kro­ni­kach, że trud­no do­szu­kać się praw­dy. Wasza Kró­lew­ska Mość raczy zwró­cić uwagę, że mi­nę­ło ty­siąc lat…

– No wła­śnie, ty­siąc lat! – Król klep­nął się dło­nią w czoło. – Go­dzi­mi­rze, chciał­bym żeby twoi lu­dzie do­kład­nie wy­li­czy­li, kiedy ten smok ma się wy­kluć. Bo być może nie bę­dzie to nasz pro­blem…

 

*  *  *

 

– Jak to dzi­siaj? – Król Do­bro­wit spoj­rzał z wy­rzu­tem na Straż­ni­ka Bi­blio­te­ki. – Miał się wy­kluć do­pie­ro za dwa lata. 

– Wasza Wy­so­kość raczy zwró­cić uwagę, – Bu­dzi­mir uni­kał wzro­ku wład­cy – że pod­czas tych wy­li­czeń ucze­ni opie­ra­li się na kro­ni­kach. Od cza­sów Kraka nasz ka­len­darz zmie­niał się czte­ry razy… Poza tym ty­siąc lat, to nie za­wsze ty­siąc…

– Widzę, że oto­cze­nie źle na cie­bie wpły­wa, bo za­czy­nasz mówić jak po­li­tyk. – Do­bro­wit spoj­rzał z iro­nią na po­zo­sta­łych człon­ków Rady. – No cóż, wpraw­dzie wy­klu­cie smoka na­stą­pi­ło wcze­śniej ni­że­li prze­wi­dzia­ło to Ko­le­gium Oświe­co­nych, niemniej sy­tu­acja nie jest dla nas to­tal­nym za­sko­cze­niem. Poza tym mo­że­my sko­rzy­stać z tej księ­gi.

Wład­ca wska­zał le­żą­ce na stole, opa­słe to­mi­sko opra­wio­ne w skórę. Kiedy oka­za­ło się, że wy­klu­cie smoka bę­dzie naj­praw­do­po­dob­niej pro­ble­mem na­stęp­cy, król Do­bie­sław nie zo­sta­wił z tym syna sa­me­go. Na­ka­zał Oświe­co­nym opra­co­wa­nie tejże księ­gi. Na­pi­sa­na pod nad­zo­rem nie­od­ża­ło­wa­ne­go Go­dzi­mi­ra za­wie­ra­ła nie tylko całą do­stęp­ną wów­czas wie­dzę na temat smo­ków, ale też po­ra­dy i wa­rian­ty dzia­ła­nia po wy­klu­ciu się “pro­ble­mu”.

– Słu­cham pa­no­wie, co ra­dzi­cie? Który plan wy­da­je się panom naj­lep­szy? – Do­bro­wit prze­su­wał wzro­kiem po uczest­ni­kach ze­bra­nia, ale nikt nie wy­trzy­my­wał spoj­rze­nia mo­nar­chy.

– Mam ro­zu­mieć, że żaden z panów nie czy­tał? – Zre­zy­gno­wa­ny opadł na fotel. Wiele razy pod­czas swo­ich kil­ku­let­nich do­pie­ro rzą­dów, za­sta­na­wiał się, jak ten kraj do­szedł do swo­jej he­ge­mo­nii i utrzy­my­wał się w tym sta­nie przez wieki, mając na naj­wyż­szych stoł­kach ta­kich nie­udacz­ni­ków. Bo prze­cież nie była to tylko kwe­stia obec­nych tutaj. Jako na­stęp­ca brał udział w spo­tka­niach Rady jesz­cze za pa­no­wa­nia ojca i wtedy nie było ina­czej. Cud i opatrz­ność Pe­ru­na…

– Jeśli Wasza Wy­so­kość po­zwo­li… – Pod­kanc­le­rzy prze­rwał po­nu­rą ciszę. Mo­nar­cha nie spo­dzie­wał się usły­szeć ni­cze­go od­kryw­cze­go od czło­wie­ka, który objął swój urząd nie­speł­na mie­siąc temu, ale skoro nikt inny… Ski­nął przy­zwa­la­ją­co.

– W dzie­le le­żą­cym przed nami do­mi­nu­ją dwa za­sad­ni­cze po­my­sły, – młody czło­wiek za­czął nie­pew­nie – ja bar­dziej skła­niał­bym się przy dru­gim wa­rian­cie.

– Ooo, jednak ktoś czytał. – Król nie ukrywał zaskoczenia. – Zatem można jesz­cze zna­leźć pie­czar­kę na tym po­li­tycz­nym obor­ni­ku… Słu­cham.

– Nasza sy­tu­acja staje się nie­pew­na. Jak wiemy z in­for­ma­cji wy­wia­du, są­siad za­chod­ni do­ga­du­je się ze wschod­nim w celu wspól­nej in­ter­wen­cji zbroj­nej.

– Tak bywa, kiedy pro­wa­dzi się nie­udol­ną po­li­ty­kę za­gra­nicz­ną. – Mo­nar­cha bez­ce­re­mo­nial­nie spoj­rzał na Mi­ni­stra Dy­plo­ma­cji. – Jak już nie raz po­ka­za­ła hi­sto­ria, po­li­ty­kę rów­no­wa­gi można pro­wa­dzić do czasu, zanim skłó­ce­ni są­sie­dzi do­ga­da­ją się mię­dzy sobą, znaj­du­jąc ko­rzy­ści ponad po­dzia­ła­mi.

– Wa­riant drugi – cią­gnął Pod­kanc­le­rzy – prze­wi­du­je do­ga­da­nie się ze smo­kiem. Gdyby nam się to udało, można by wy­ko­rzy­stać go jako broń do­sko­na­łą…

– Do­ga­dać się?! – Par­sk­nął Het­man Ko­ron­ny. – Ze smo­kiem??

– Na pod­sta­wie oglę­dzin jaja twórcy poradnika prze­wi­dzie­li, co zresz­tą łatwo spraw­dzić, że miał się wy­kluć smok złoty.

Król spoj­rzał na Straż­ni­ka Bi­blio­te­ki, ten ski­nął głową po­twier­dza­ją­co. Odnotowując to, Pod­kanc­le­rzy kon­ty­nu­ował:

– Smoki złote stoją na naj­wyż­szym szcze­blu dro­bi­ny ewo­lu­cji i mają tę ma­gicz­ną wła­ści­wość, że po­tra­fią prze­kształ­cać się w ludzi. Jeśli tak, to chyba nie­trud­no bę­dzie do­ga­dać się z takim prze­obra­żo­nym smo­kiem. Jako czło­wiek na pewno bę­dzie miał ja­kieś pra­gnie­nia, żądze… sła­bo­ści.

– Zwal­niam pana z zaj­mo­wa­ne­go sta­no­wi­ska w try­bie na­tych­mia­sto­wym. – Nie­ocze­ki­wa­ne słowa mo­nar­chy cał­ko­wi­cie za­sko­czy­ły mó­wią­ce­go, ale też wy­wo­ła­ły nie­skry­wa­ny uśmiech sa­tys­fak­cji na twa­rzach po­zo­sta­łych człon­ków Rady. Nie uszło to uwagi wład­cy, po­dob­nie jak wy­ra­zy wście­kło­ści po jego ko­lej­nych sło­wach:

– I mia­nu­ję pana Mi­ni­strem De­par­ta­men­tu “S”, który ni­niej­szym po­wo­łu­ję. De­par­ta­ment bę­dzie miał naj­wyż­szą klau­zu­lę po­uf­no­ści oraz wszel­kie prio­ry­te­ty w funkcjonowaniu. Na miej­scu po­zo­sta­je nowo mia­no­wa­ny mi­ni­ster, po­zo­sta­łym panom dzię­ku­ję za spo­tka­nie.

 

– Sia­daj Ra­do­mi­rze. – Król wska­zał naj­bliż­szy fotel. – Za­cznie­my od Smo­czej Gwar­dii. Spraw­dzisz ich po­ziom wy­szko­le­nia, bo zna­jąc Het­ma­na Ko­ron­ne­go, pew­nie nie przy­ło­żył się do tego. Od­da­ję od­dział cał­ko­wi­cie do two­jej dys­po­zy­cji. Do­ce­lo­wo roz­wi­niesz go do stanu dy­wi­zji. A póki co wy­bierz setkę naj­lep­szych, niech chro­nią smoka. We­dług księ­gi mamy około roku, zanim osią­gnie pełną doj­rza­łość. W tym cza­sie trze­ba o niego dbać, naj­le­piej jak się da, ale też chro­nić, po­zo­sta­wia­jąc miej­sce jego przebywania w naj­więk­szej ta­jem­ni­cy. Spo­ty­ka­my się za ty­dzień, do tego czasu do­pnij wszel­kie for­mal­no­ści zwią­za­ne z nowym mi­ni­ster­stwem. Py­ta­nia?

– Co jeśli nie po­do­łam?

– Nie ma ludzi nie­za­stą­pio­nych…

 

 

Wy­glą­dał do­kład­nie tak, jak wy­obra­żał sobie Do­bro­wit. Z wy­jąt­kiem wieku. I wło­sów. Ocze­ki­wał, że będą blond czy nawet zło­ci­ste. I spo­dzie­wał się ra­czej kil­ku­na­sto­lat­ka, tym­cza­sem sie­dział przed nim doj­rza­ły, na oko trzy­dzie­sto­let­ni męż­czy­zna. Wy­so­ki, do­brze zbu­do­wa­ny, z dłu­gi­mi, kru­czo­czar­ny­mi wło­sa­mi. Ra­czej przy­stoj­ny.

– Masz wpływ na to, jak wy­glą­dasz?

– A ty? Jeśli py­tasz, czy mogę przy­brać do­wol­ną ludz­ką po­stać, to nie.

– Jak mam się do cie­bie zwra­cać, masz imię?

– Tatkę na­zy­wa­li­ście Ca­ło­żer­cą. Po­dej­rze­wam, że nie­spe­cjal­nie mu się to po­do­ba­ło. – Smok uśmiech­nął się szcze­rze.

– Tatkę?

– Z wa­sze­go punk­tu wi­dze­nia, bar­dziej oj­ciec niż matka… I nie wiem jak zgi­nął…

Król spoj­rzał py­ta­ją­co.

– Nie, nie czy­tam w my­ślach. Jesz­cze. To zna­czy nie wiem, czy wy­kształ­cę w sobie tę umie­jęt­ność i kiedy. Ale ro­zu­miem, że bardzo nurtuje was py­ta­nie, jak po­zbyć się za­gro­że­nia…

– To jak mam cię na­zy­wać? – Do­bro­wit prze­rwał nie­zręcz­ną ciszę.

– W moim ję­zy­ku noszę imię ro­śli­ny, którą wy na­zy­wa­cie waw­rzyn, może więc być Waw­rzy­niec. A cie­bie?

– Nie ocze­ku­ję, że bę­dziesz mówił do mnie Wasza Wy­so­kość, – król uśmiech­nął się – a zatem Do­bro­wit.

– No do­brze, skoro for­mal­no­ści mamy za sobą, to ja­snym staje się py­ta­nie, czego ode mnie ocze­ku­je­cie?

– Li­czy­my na so­jusz, że tak po­wiem, mi­li­tar­ny.

– Dużo macie tych wro­gów?

– Dwóch są­sia­dów. W sumie ponad trzysta tysięcy żoł­nie­rzy.

Waw­rzy­niec par­sk­nął śmie­chem i śmiał się tak jesz­cze przez kilka minut.

– Nie dam rady – wy­ce­dził, nadal się uśmie­cha­jąc. Dobry na­strój udzie­lił się rów­nież kró­lo­wi.

– To nie tak. Moja armia liczy około dwieście ty­się­cy. Moi lu­dzie są le­piej uzbro­je­ni i wy­po­sa­że­ni. Chyba też le­piej wy­szko­le­ni, na ile mogę opie­rać się na ra­por­tach Het­ma­na Ko­ron­ne­go. Dla­te­go wspo­mnia­łem o so­ju­szu. Nie chcę, żebyś od­wa­lił za nas całą ro­bo­tę, pro­szę je­dy­nie o pomoc.

– A co w za­mian?

– A co chcesz? Złoto? Po­sia­dłość z zam­kiem?… – Wład­ca za­wie­sił głos – Dzie­wi­ce?

– Dzie­wi­ce? A po co??

– Twój…tatko… Lubił dzie­wi­ce. Tak przy­naj­mniej pisali kro­ni­ka­rze.

– A co z nimi robił?

– No, zja­dał…

– Nie dzi­wię się. Są nudne… Ale skoro pod­ją­łeś temat ko­biet, to rze­czy­wi­ście chciałbym. Kilka. Nie, nie zjem ich – Waw­rzy­niec uśmiech­nął się. – I do­brze, żeby nie były…dzie­wi­ca­mi… Wręcz prze­ciw­nie. Co do po­zo­sta­łych rze­czy, usta­li­my póź­niej.

– Czyli so­jusz?

– Jak naj­bar­dziej. I nie dla tych kilku ko­biet, złota czy zamku. Uwa­żam po pro­stu, że to może być bar­dzo cie­ka­we za­ję­cie, a ja nie zno­szę nudy. Bę­dzie­my coś pod­pi­sy­wać?

– Po co? Wy­star­czy mi słowo. – Do­bro­wit wy­cią­gnął rękę.

– Jedno py­ta­nie, na ko­niec. – Waw­rzy­niec uści­snął dłoń króla. – Mie­li­ście jakiś drugi plan, gdy­bym się nie zgo­dził?

Wład­ca długo pa­trzył w oczy smoka.

– Mie­li­śmy…

 

 

Spacerowali alejkami ogrodu królewskiego. Dla postronnego obserwatora wyglądali jak dwóch przyjaciół podczas beztroskiej pogawędki. Od dłuższego już czasu Dobrowit uznawał to za najlepszy sposób na osobiste audiencje, niezależnie od pory roku. Rozstawieni w odpowiedniej odległości gwardziści czuwali nad poufnością spotkania, co w zamku byłoby niemożliwe. Tam ściany miały uszy.

– Zabiją go – posumował z troską Minister Departamentu “S”.

– To raczej jasne – wtrącił władca.– Nasi wrogowie nie są idiotami. To tylko kwestia czasu, kiedy znajdą sposób. Martwi cię to?

– Nie martwią mnie losy smoka, jeśli o to chodzi. Wolałbym jednak, żeby mocno przetrzebił ich armie, zanim zginie.

– Dla mnie im prędzej zginie, tym lepiej. – Król przystanął na chwilę. – Z wrogami sobie poradzimy. Mój młodszy brat, zasiadający na czeskim tronie, obiecał pomoc. Przyjaciele Węgrzy również zobowiązali się przysłać kontyngent, jak tylko uporają się z Turkami. Zresztą, jesteśmy na tyle silni, że sami też dalibyśmy radę. Oczywiście nie bez strat, ale to nie jest problem. Problemem jest smok. Pomyśl, co by się stało, gdyby przeszedł na stronę wrogów.

– Wasza Wysokość sądzi, że mogliby go przekupić?

– Ja nie sądzę Radomirze, ja wiem. Nie wiem jakim jest smokiem, ale kiedy wciela się w człowieka przeważają w nim ludzkie cechy. A my, ludzie składamy się z zalet ale też i wad. Jedną z najgorszych jest próżność. Skoro będąc człowiekiem, oddaje się głównie zaspakajaniu najbardziej prymitywnej ludzkiej żądzy, jaką jest chuć, to znaczy że można nim sterować.

– A co jeśli wygramy wojnę, a smok przeżyje?

– Czytałeś księgę. Wiesz więc, jaki jest tytuł ostatniego rozdziału… – Bardziej stwierdził niż zapytał władca.

– Jak zabić smoka…

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

“Mam smoka i nie zawaham się go użyć” – tak powinni powiedzieć, a nie pozbywać się sojusznika;)

Opowiadanie przyjemne, czyta się dobrze.

Te zawiłości polityczne trochę mniej mi się podobały.

Tak jakbyś nie mógł się zdecydować, czy to ma być żartobliwa historia alternatywna, czy coś bardziej rozbudowanego.

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj, Adler.

 

– Ja nie sądzę Radomirze, ja wiem. Nie wiem jakim jest smokiem, ale kiedy wciela się w człowieka przeważają w nim ludzkie cechy. A my, ludzie składamy się z zalet ale też i wad. Jedną z najgorszych jest próżność. Skoro będąc człowiekiem, oddaje się głównie zaspakajaniu najbardziej prymitywnej ludzkiej żądzy, jaką jest chuć, to znaczy że można nim sterować.

Ja bym od razu tak smoka nie ocieniał. Może po prostu lubił sobie po dupczyć :D

Tak jak wiedźmini, a nie wydaję mi się, żeby dawali się jakoś bardzo sterować. 

 

Ogólnie bardzo mi się spodobało. Czytało się płynnie bez większych zgrzytów (oczywiście nie jestem ekspertem :D)

Szkoda ziomka, który znalazł jajo, pradawna magia powinna go jakoś wynagrodzić, a nie skarać. 

Zajrzałem, ponieważ lubię dobre opowieści o smokach. O Lechitach nawet też, ale muszą być naprawdę dobre, a o to trudno. Tutaj aspekt smoczy trzyma się granic rozsądku, jego opracowanie wskazuje na dosyć szczegółową znajomość legendy o Kraku (w jej właściwej, wczesnej wersji), a to się rzadko widuje. Jedno drobne zastrzeżenie: jak już przydajesz smoczkowi zdolność do przemiany w człowieka, warto by to jakoś wykorzystać fabularnie, a tutaj nie robi nic, czego by nie mógł robić w smoczej postaci (byleby potrafił rozmawiać).

Z aspektem lechickim, jak zwykle, gorzej. Spójrzmy zresztą…

Pamiętał z pobieranych nauk, że kiedyś kapłani chrześcijańscy, przedstawiciele religii panującej w królestwach zachodnich, nie mogąc się porozumieć powołali dwóch swoich najwyższych zwierzchników. Wywołało to wieloletni konflikt, który pochłonął tysiące ofiar, wyznawców tej samej wiary. Kiedy po latach królowie mieli już dość tego rozłamu, wybrali trzeciego na ten sam urząd…

– Dużo macie tych wrogów?

– Dwóch sąsiadów. W sumie ponad trzysta tysięcy żołnierzy.

Przyjaciele Węgrzy również zobowiązali się przysłać kontyngent, jak tylko uporają się z Turkami.

Zachęcam do sprawdzenia, w jakim okresie dziejowym mieliśmy do czynienia z niewolą awiniońską; kiedy stało się możliwe gromadzenie armii o rozmiarze liczonym w setkach tysięcy; kiedy wreszcie Turcy dokonali ekspansji na Bałkanach w zakresie dostatecznym, aby wejść w styczność militarną z Węgrami. Następnie warto to porównać z rozwojem polskiej państwowości i zastanowić się, czy w opisywanych czasach na pewno panował jakiś legendarny Dobrowit będący potomkiem legendarnego Kraka, czy raczej powinniśmy już rozmawiać o (co najmniej) Jagiellonach.

Nie mówię, że opowiadanie jest ogółem złe, ale mam nadzieję, że krytyka potencjalnie przyda się bardziej niż pochwały.

Pozdrawiam i życzę wiele weny!

Dziękuję za odwiedziny i komentarze:-)

 

Ambush – chciałem, żeby było jak w życiu – i straszno i smieszno :-))

 

Pendrive – ależ ja nie oczerniam smoka, ot ma potrzeby i tyle ;-) To opinia króla, który niekoniecznie musi mieć rację ;-)

No szkoda ziomka, ale co zrobić, taki to górniczy los ;-)

 

Ślimaku – dobrze znam historię, szczególnie naszego Kraju. Tyle, że moje opowiadanie to nie fragment podręcznika historii. To opowiadanie fantastyczne, dodatkowo otagowane – historia alternatywna. Jako autor tych wypocin miałem prawo założyć, że o ile historia zachodniej Europy potoczyła się, mniej więcej, jak ta znana z podręczników, o tyle dzieje środkowej i wschodniej części potoczyły się zgoła inaczej. To dotyczy zarówno wątków dynastycznych Imperium Lechickiego, jak i ekspansji Tureckiej na Bałkanach.

Wydarzenia w tym opowiadaniu toczą się około tysiąc lat po śmierci króla Kraka. Kopiec Kraka szacowany jest na VII-VIII w. Zatem tu mamy do czynienia z XVII-XVIII wiekiem. W związku z tym nasz król mógł się uczyć o Wielkiej Schizmie Zachodniej jako odległej ciekawostce historycznej. Co do liczebności armii, dla porównania – wezyr Kara Mustafa zebrał do swojej kampanii armię liczącą (według różnych szacunków) od 140 do 300 tyś. żołnierzy. W obliczu tego faktu zabranie przez dwóch naszych sąsiadów armii liczącej w sumie około 300 tyś. żołnierzy nie wydaje się przesadą.

W porządku. Nie jestem jakimś wybitnym pisarzem, aby wypowiadać się z pozycji autorytetu, a zresztą i tacy powinni być zdolni do uszanowania wyobraźni innych twórców. Rozumiem, że w Twoim umyśle powstała spójna wizja świata, w którym Europa na zachód od Łaby rozwijała się całkiem jak u nas, a reszta pozostała do XVII wieku na poziomie bliskim strukturze plemienno-rodowej. W którym Imperium Lechitów “nie pociągnie w dłuższej perspektywie” wydatku “dwóch krów lub pięciu, sześciu kóz dziennie”, ale jest w stanie zebrać dwustutysięczną armię (pytanie pomocnicze: ile krów dziennie spożywa taka armia?).

Wydaje mi się, że warto pamiętać, iż inaczej pisze się dla siebie samego – inaczej dla czytelników. Kiedy dzielimy się z kimś swoją wizją, nie wystarczy, że jest ukształtowana w naszej wyobraźni – trzeba jeszcze wyrazić ją tak, aby zachowała minimum wewnętrznej logiki. Czytelnik rzadko będzie nastawiony tak przychylnie, aby usilnie doszukiwać się sensu w czymś, co sensu na pierwszy rzut oka nie ma. Założy raczej, że jeżeli coś wygląda jak kaczka, porusza się jak kaczka i kwacze jak kaczka, zapewne jest to kaczka. W tym przypadku za kaczkę robi kompletna nieznajomość realiów historycznych.

Poza tym nie musisz przesadnie przejmować się moimi uwagami. Może pojawią się następni komentujący, może z większym doświadczeniem od mojego, może będą bardziej przychylnie nastawieni. Wszyscy tutaj staramy się pomagać sobie nawzajem w rozwoju literackim, ale nikt nie jest do niczego zmuszany, to tylko udzielane w najlepszej wierze wskazówki do rozważenia.

Slimaku – tak, w moje głowie powstała taka wizja i w której Imperium Lechickie nie opiera się na strukturze plemienno-rodowej a funkcjonuje w sprawnie rozwiniętym państwie, ze wszystkimi jego strukturami. 

 

“Kiedy dzielimy się z kimś swoją wizją, nie wystarczy, że jest ukształtowana w naszej wyobraźni – trzeba jeszcze wyrazić ją tak, aby zachowała minimum wewnętrznej logiki”  

wyryłem scyzorykiem na swoim biurku, łatwiej zapamiętam…

 

“kompletna nieznajomość realiów historycznych… – na jakiej podstawie, zupełnie mnie nie znając, wysnułeś taki wniosek?

 

“Czytelnik rzadko będzie nastawiony tak przychylnie… – Ty, jak widzę, nie jesteś.

 

 “usilnie doszukiwać się sensu w czymś, co sensu na pierwszy rzut oka nie ma. Założy raczej, że jeżeli coś wygląda jak kaczka, porusza się jak kaczka i kwacze jak kaczka, zapewne jest to kaczka.”

 

Naprawdę?? taka uwaga do opowiadania na portalu NF?? Przecież tu wiele utworów właśnie na tym się opiera, na wyobraźni i założeniu, że jeśli czasem coś wygląda jak kaczka, to wcale nie musi nią być. Zwierzęta nie powinny rozmawiać, krasnoludki, wróżki, elfy i zombiaki nie istnieją, podobnie zresztą jest z UFO i cywilizacjami na innych planetach…. tak, to ma sens.

 

“Poza tym nie musisz przesadnie przejmować się moimi uwagami…

– nie przejmuję się. Na początku sądziłem, że Twoje uwagi będą rzeczowe, teraz widzę, że jest to czepialstwo, dla samej idei czepialstwa. Akurat trafiło na mnie…

Cześć, Adlerze!

 

Zgrabnie połączyłeś tutaj oba konkursowe hasła. Fabularnie też wszystko trzyma się kupy, chociaż potencjał zmiennokształtności smoka nie wydaje mi się w pełni wykorzystany. Zabrakło też nieco wyraźniejszej puenty, bo wiemy, że coś z tym gadem będzie trzeba zrobić, ale nie dostajemy szczegółów. Duży plus za dialogi, które wyszły naturalnie i ładnie pokazały nam dynamikę w obozie rządzącym imperium. Mam jednak wrażenie, że limit nieco zdusił potencjał tej historii.

Pozdrawiam

Przepraszam, jeżeli czymś Cię uraziłem. W szczególności:

“kompletna nieznajomość realiów historycznych… – na jakiej podstawie, zupełnie mnie nie znając, wysnułeś taki wniosek?

Nie odnosił się oczywiście do Ciebie jako osoby (bo i nic o Tobie nie wiem), ale do zawartości opowiadania. Chyba powinienem był użyć ostrożniejszego sformułowania, aby uniknąć tu niejednoznaczności.

 

I jeszcze raz: widząc władców o starosłowiańskich imionach, wywodzących swoją dynastię od Kraka, zakładam czasy legendarne, przedchrześcijańskie, a nie okolice XVII wieku, zwłaszcza że tak odmienny przebieg naszego rozwoju państwowości musiałby wywrzeć pewien wpływ też na historię pozostałej części Europy. Stąd poważne wątpliwości co do chronologii (ze szczególnym uwzględnieniem rozmiaru armii oraz obecności Turków na Bałkanach). Skąd niby czytelnik ma wiedzieć, że doskonale orientujesz się w prawdziwym następstwie zdarzeń historycznych i tylko bawisz się konwencją? Wydaje mi się, że mogło zabraknąć jakiegoś szerszego opisu, który pozwoliłby się zorientować, jak umiejscawiasz tę opowieść w historii, jak przebiegał w Twoim świecie rozwój cywilizacji europejskiej. Właściwie nie wiem, może to tylko mój kłopot z odbiorem, może inni czytelnicy przyjmą to bez zastrzeżeń? Poza tym przypominam, że w Twoim świecie

Imperium Lechitów “nie pociągnie w dłuższej perspektywie” wydatku “dwóch krów lub pięciu, sześciu kóz dziennie”, ale jest w stanie zebrać dwustutysięczną armię (pytanie pomocnicze: ile krów dziennie spożywa taka armia?).

Dodatkowa kwestia:

Naprawdę?? taka uwaga do opowiadania na portalu NF?? Przecież tu wiele twórczości właśnie na tym się opiera, na wyobraźni i fakcie, że jeśli coś wygląda jak kaczka, to w rzeczywistości nią nie jest.

Naturalnie, ale to się opisuje. Jeżeli opiszesz coś wyglądającego jak kaczka i wyjaśnisz, że to jednak kosmita, nowoczesne urządzenie szpiegowskie albo Twoja przyjaciółka przemieniona przez wiedźmę, nikt nie powinien mieć zastrzeżeń. Jeżeli opiszesz coś wyglądającego jak kaczka i pozostawisz odgadnięcie istoty tego czegoś czytelnikom, większość założy, że to jednak kaczka.

 

Dziękuję za wpis o “czepialstwie dla samej idei czepialstwa”; niezależnie od jego formy, na pewno zapamiętam, że moje uwagi mogą czasem być odbierane w ten sposób, aby popracować nad lepszym ich formułowaniem. Ostatecznie zależy nam na tym, aby dzielić się wrażeniami z lektury opowiadań i przekazywać sobie nawzajem możliwie przydatne porady, nie tworząc przy tym zbędnych napięć.

Pozdrawiam!

Oidrin – dziękuję za odwiedziny. Masz rację, limit znaków zawsze każe wybierać, co rozwinąć a co jedynie zaznaczyć. Pierwotnie smok miał większą rolę do zagrania, ale w wyniku ograniczeń zdecydowałem, że to zwykli-niezwykli ludzie zmagający się z “problemem” mogą bardziej ubarwić tą historię. Czy był to dobry wybór, czytelnicy ocenią ;-)

A jeśli chodzi o gada, no cóż. Królowi wyraźnie nie pasuje, według niego stanowi zagrożenie. Jeśli zatem nie zginie z ręki (czy też rąk ) wroga, to zajmą się nim swoi, kiedy nie będzie już potrzebny…

Ślimaku Zagłady…

Nie, nie uraziłeś mnie… Może trochę zmęczyłeś, ale nie uraziłeś:-)

A teraz się rozpiszę, uważam jednak, że niektóre zagadnienia warto wyjaśnić. Ot chociażby, żeby nie wyszło, że się obraziłem:-)

Mógłbym rozwinąć wątek przyczyn, dlaczego Imperium Lechickie poszło w tym, a nie innym kierunku rozwoju, ale zamiast opowiadania powstałby esej, który zapewne znudziłby większość czytających. Akurat w naszych dziejach jest wiele momentów, które mogą stanowić podstawę dla rozwinięcia historii alternatywnej. Kilka z tych momentów miało też istotny wpływ na kierunek, w jakim podążyła historia Europy, jak chociażby Bitwa pod Wiedniem. Swego czasu napisałem książkę (póki co, leży w szufladzie) w której rozwijam teorię, co by było, gdybyśmy w 1938 roku podpisali sojusz z III Rzeszą. Ale to książka, ilość stronic pozwala mi na rozwinięcie i wyjaśnienie swojej teorii. 

W moim opowiadaniu władcy mają starosłowiańskie imiona, bo taka jest tam tradycja, z dziada-pradziada.

I nurtujące mnie pytanie, gdzie dostrzegasz tą przytaczaną kaczkę? Opisałem Imperium Lechitów na ile było mi to potrzebne do rozwinięcia wątku ze smokiem, resztę pozostawiłem dla wyobraźni czytających. Nie mam tu miejsca, ale też i potrzeby na drążenie tego tematu, bo kierunek rozwoju w jakim poszło wspomniane Imperium nie ma żadnego wpływu na fakt, że natknęli się nagle na poważny problem – smok. I to próba rozwiązania problemu jest właśnie tematem opowiadania.

Spokojnie dźwignęliby sprawę wyżywienia smoka, ale jak ktoś chce uderzyć psa, to zawsze znajdzie kij. Myślę, że król doskonale wie, ile trzeba do wyżywienia armii, ale nie pasuje mu ten smok, jego zdaniem stanowi zagrożenie, szuka zatem pretekstu, żeby się go pozbyć. Czy użył mądrego argumentu..? – przecież to tylko człowiek. Swoją drogą, jeśli jakieś państwo może wystawić 200 tysięczną armię, to wcale nie znaczy, że te 200 tysięcy trzyma w koszarach pod bronią. U nas kiedyś taką instytucją alarmową, jak zapewne wiesz, było Pospolite Ruszenie.

Domyślam się, że jesteś historykiem, lub osobą mocno związaną zawodowo z tym kierunkiem. Z tego powodu zbyt syntetycznie podchodzisz do omawianego zagadnienia. Wiem co mówię. Jestem żołnierzem zawodowym i kiedyś łapałem się na tym, że kiedy inni oglądali filmy wojenne, ja szacowałem, w którym momencie powinna skończyć się amunicja w pistoletach czy karabinach:-)) Przez to umykało mi przesłanie i treść filmu.

Pozdrawiam.

Jaka miła, obszerna odpowiedź! Też mam skłonność do wyjaśniania zagadnień do końca, więc tutaj w pełni rozumiem i popieram.

Akurat w naszych dziejach jest wiele momentów, które mogą stanowić podstawę dla rozwinięcia historii alternatywnej. Kilka z tych momentów miało też istotny wpływ na kierunek, w jakim podążyła historia Europy, jak chociażby Bitwa pod Wiedniem.

O, jak najbardziej. Tym się można bawić niemalże w nieskończoność. Odbić się z dowolnego punktu i puścić wodze wyobraźni. Co by było, gdyby Polska zjednoczyła się pod kierunkiem Piastów śląskich i od XIII wieku ciążyła ku zachodowi Europy? A gdybyśmy przegrali bitwę pod Grunwaldem? A jak wpłynęłoby na nasze dzieje, gdyby Czesi rozgromili sprzymierzonych na Białej Górze? Z bitwami jakoś najłatwiej, bo to krótkie, chwiejne wydarzenia i nie problem wyobrazić sobie, że potoczyły się odwrotnie, ale można też próbować z wynalazkami czy większymi procesami dziejowymi. Co do Wiednia, kiedyś myślałem (jak większość ofiar polskiej edukacji historycznej), że był kluczowym punktem, który nie dopuścił do islamizacji Europy, ale obecnie raczej w to wątpię. Gdyby nawet Turcy zajęli Wiedeń, brakowało im już potencjału gospodarczego i strukturalnego, aby kontynuować ekspansję w Europie. Myślę, że zdarzenia kluczowe dla powstrzymania tej nawały wystąpiły dużo wcześniej. Może w pierwszych latach po upadku Konstantynopola, kiedy Hunyady utrzymał Belgrad, a Skanderbeg rozbił Turków na równinie Albulena. Wtedy imperium rzeczywiście miało dostateczny potencjał militarny, aby w ciągu paru lat zalać środkową Europę i poważnie zagrozić Italii, więc te udane bitwy obronne dały Węgrom, a zwłaszcza Wenecji, cenne dwadzieścia lat na przygotowania do dalszych działań.

W moim opowiadaniu władcy mają starosłowiańskie imiona, bo taka jest tam tradycja, z dziada-pradziada.

Oczywiście, to zrozumiałem. Przy pierwszej lekturze założyłem (błędnie, jak widać), że akcja najwyraźniej toczy się w czasach sprzed chrztu Polski, zabrakło mi jakiejś wyraźnej wskazówki, iż to świat alternatywny pod tym względem i przyjęcie chrześcijaństwa nie nastąpiło. Dlatego potem nie grały mi różne szczegóły historyczne. Trudno mi przewidzieć, czy zareaguje tak większa liczba czytelników, czy to tylko moja aberracja. Jeżeli chciałbyś tak to rozwiązać, może wystarczyłoby gdzieś dopisać coś w rodzaju “królestwo, które przetrwało napór chrześcijaństwa z zachodu i ze wschodu, odrodzeniowe zmiany w obyczajowości i odkrycia geograficzne, nie może teraz upaść z powodu jakiejś przerośniętej gadziny”. Nie nalegam, rzecz jasna, tylko zastanawiam się, jak bym do tego podszedł.

I nurtujące mnie pytanie, gdzie dostrzegasz tą przytaczaną kaczkę?

Za pomocą tej metafory z kaczką starałem się opisać podejście czytelnika podobnego do mnie. Widząc coś, co przynajmniej z wierzchu wygląda na błąd rzeczowy – nie zawsze usiłuję znaleźć alternatywne wytłumaczenie i rozstrzygnąć wahania na korzyść autora. Po części dlatego, że rzeczywiście w wielu opowiadaniach spotyka się błędy rzeczowe. Wydaje mi się, że sporo osób tak do tego podchodzi. Nawiasem mówiąc, w rozmowie “tą kaczkę” tak bardzo nie razi, ale w tekście też się zdarzało:

A może jakieś inne wątki, które nic nie wnoszą a tylko przedłużają tą odprawę w nieskończoność?…

Bo przecież chyba nikt nie wierzy w tą owcę wypchaną siarką i że smok pił aż pękł…?

i mają tą magiczną właściwość, że potrafią przekształcać się w ludzi.

To znaczy nie wiem, czy wykształcę w sobie tą umiejętność i kiedy.

Warto by chyba było poprawić to wszystko na “tę”.

 

Spokojnie dźwignęliby sprawę wyżywienia smoka, ale jak ktoś chce uderzyć psa, to zawsze znajdzie kij.

Pewnie tak, ale wyobrażam sobie, że nie byłoby to pierwszym, o czym król by pomyślał. Może bardziej w tę stronę: łącznie wychodzi około 700 krów rocznie, żaden wydatek z perspektywy państwa, ale to jak płacenie trybutu, obniża prestiż międzynarodowy. A kto da gwarancję, że bestii się nie odwidzi i nie zacznie się żywić szlachciankami? A kto da gwarancję, że na tej diecie nie urośnie i nie będzie się domagać więcej (gady, o ile pamiętam, rosną przez całe życie)?

Swoją drogą, jeśli jakieś państwo może wystawić 200 tysięczną armię, to wcale nie znaczy, że te 200 tysięcy trzyma w koszarach pod bronią.

Wiadomo. Kiedy jednak już się taką armię zbierze, trzeba ją jakoś utrzymać i bywają z tym problemy. Jeszcze pół biedy (zależy, dla kogo…), gdy wojsko może się żywić z plądrowania zasobów przeciwnika, w wojnie obronnej lub przy długich przemarszach przez własne terytorium – dużo gorzej. Znanym przykładem jest to, że przygotowania zapasów na wyprawę grunwaldzką nieodwracalnie naruszyły polską populację tura.

Domyślam się, że jesteś historykiem, lub osobą mocno związaną zawodowo z tym kierunkiem.

Niezupełnie. Profesjonalnie zajmuję się naukami ścisłymi, a historia to tylko pasja, podobnie jak literatura. Na wiedzę faktograficzną raczej nie narzekam, chociaż bywa wyrywkowa, nieraz natomiast łapię się na kłopotach ze stawianiem właściwych pytań i oryginalną interpretacją źródeł, wynikających właśnie z braku przygotowania akademickiego w zakresie historii.

 

Pozdrawiam,

Ślimak Zagłady

Ślimaku – bardzo dziękuję, słuszna uwaga jeśli chodzi o “tę”. Czasem mi to umyka ;-)

Witaj. 

Historia bardzo mi się spodobała.

Obaj władcy swoim językiem i celnymi ripostami udowadniają wyższy poziom inteligencji, co dla Imperium Lechickiego jest prawdziwym atutem.

Chciałoby się rzec, przywołując słynne przysłowie: na układy nie ma rady. Los smoka w sumie jest od początku przesądzony. :)

Ciekawie dobrane imiona, a także charakterystyka postaci. 

Gratuluję i pozdrawiam. 

 

 

 

Pecunia non olet

Lubię smoki i o smokach. Podobało się. :)

Bruce – cieszę się, że historia się podobała. No cóż, to chyba marzenie każdego poddanego – mieć dobrego i mądrego króla. Z drugiej strony, w tym “politycznym oborniku” bez mądrych władców długo to Imperium by nie pociągnęło:-)) Imiona były przemyślane, musiały brzmieć słowiańsko, zgodnie z tradycją, ale też miały wyrażać osoby i ich cechy.

 

Koala75 – dziękuję za odwiedziny. Nie wiem, czy lubię smoki, ale na pewno mają potencjał:-))

 

 

O, napisałeś o smokach! :-) Każdy, jaki by nie był, ma moją łapę. Mam niewytłumaczalną predylekcję do smoków, choć za fantasy nie przepadam. "Imperium lechickie" mnie lekko przeraża, nie znam jego dziejów, a jeśli już to kreskówkowo, znaczy grubo po łebkach.

 

Podoba mi się realizm. O ile pamiętam, jest mocną stroną pisanych przez Ciebie tekstów. Ja to lubię, bo bez znawiania. Postaci nie są nadęte, przeromantyzowane, nierealistyczne, lecz robią w konkretnej sytuacji to, co robić powinny, lub ja spodziewam się, że tak by się zachowali prawdziwi ludzie w zależności od funkcji, roli itd.itp.

Podoba mi się uporządkowanie tekstu, panujesz nad nim. Miejscami jest bardzo zabawnie, uśmiechałam się. Dostrzegam wiele ponadczasowych, państwowych konkluzji, też współczesnych. Pod tym względem nie za wiele się zmienia diametralnie.

Jeszcze z plusów – dobrze prowadzisz sceny grupowe, ani w jednym momencie się nie zgubiłam.

Teraz minusy: po pierwsze za mało smoka, bo on zdecydowanie najciekawszy (podobnie jak rozgrywka z nim), a po drugie trochę za bardzo statycznie, tak jak w powieści, a tutaj przecież nie ma dalszego ciągu. 

 

Drobiazgi (głównie przecinków, bo mnie trochę podszkolili na forum):

,Dym z łojówki drażnił oczy

Tu ok, ale dałabym na "czuja" – spojówki, bo je podrażnia, z tym że wtedy lądujemy w rymie. Psia kostka, lepiej zostaw. ;-)

,Kiedy przyjmował się do tej roboty, skuszony niekiepskim zarobkiem, nie miał pojęcia o wadach tej profesji. A te doskwierały mu coraz bardziej.

Tu, nie wiem, lecę dalej "na czuja", ale może nie być w punkt, czyli: "przyjmował tę robotę" lub "najmował się do tej roboty".

Jedno "tej" do usunięcia, podobnie jak "te".

,co dawało mu,(-,) z urzędu,(-,) nietykalność cielesną

Tu nie jestem pewna; co więcej, sama kiedyś napisałabym podobnie, ale po tych dwóch latach na forum wydają mi się niepotrzebne. Nie potrafię uzasadnić. 

,nie zaprzątałbym uwagi Jego Królewskiej Mości i nie nalegałbym na to spotkanie.

Dałabym "nalegał", aby się "-bym" nie multiplikowało.

,Wypadek(+,) o jaki w tej robocie nie trudno.

,które nic nie wnoszą(+,) a tylko przedłużają tę odprawę w nieskończoność?

,Natomiast dać się pożreć, ewentualnie pozwolić mu pustoszyć i doprowadzić nasz kraj do upadku(+,) jest jak najbardziej zgodne z tradycją?!

Potraktowałabym jak wtrącenie – stąd przecinek?

,Hetman Koronny uderzył (+się) pięścią w pierś.

Chyba bym dodała "się", zerknij?

,Mój szanowny ojciec, którego nie tylko ja uznawałem za wyjątkowo mądrego człowieka(+,) uważał,(-,) że piastowanie najwyższych urzędów w państwie samo w sobie jest największym wyróżnieniem i zapłatą za służbę…

,nie mniej sytuacja nie jest dla nas totalnym zaskoczeniem.

Tu – łącznie. 

Rozdzielnie tylko w przypadkach, gdy znaczenie --> tak samo, przynajmniej, minimum, np. nie mniej niż połowa; nie mniej niż 80% krajów; nie mniej niż pięć osób. 

Łącznie, gdy: niemniej jednak w tej kwestii miał rację; niemniej konieczna jest jest negocjacja ceny.

,Wiele razy(+,) podczas swoich,(-,) kilkuletnich dopiero rządów, zastanawiał się, jak ten kraj doszedł do swojej hegemonii

Tu, nie jestem pewna przecinków. Chyba bym w ogóle dała bez tych dwóch pierwszych (jednego przez mnie proponowanego i drugiego Twojego).

,Odnotowując to(+,) Podkanclerzy kontynuował:

,Oddaje oddział

LIterówka.

 

Zdecydowanie się podobało, dobrze napisane i wymyślone, skarżę. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum – wskazówki i sugestie przeanalizowałem, co trzeba poprawiłem;-) A przede wszystkim wdzięcznym ci o Pani za trud pracy jaki wykonałaś, pochylając się nad moim tekstem.

Masz rację, trochę za mało smoka. Jak pisałem w komentarzu gdzieś wyżej, początkowo smok miał większą rolę do zagrania, ale ostatecznie zdecydowałem (częściowo z powodu limitu, częściowo w wyniku przemyśleń), że smok będzie raczej tłem wydarzeń, a jednocześnie “problemem” z jakim się zderzyli.

Co do Imperium Lechickiego, nie trzeba znać dziejów, ponieważ tu postawiłem na historię alternatywną. 

Jeszcze raz dziękuję.

 Jednostajny stuk pyrlików dołował monotonią.

Hmm. Za mocno się starasz, czyli walisz łopatą. Bo już jednostajny stuk (powiedz to sobie głośno!) doskonale przedstawia monotonię, i to całkiem dołującą, a kiedy Ty mówisz, jak się mamy z tym czuć, my zaczynamy się zastanawiać, czy może jednak nie. I jeszcze to “dołował” – jakby zapowiedź poważnych problemów z tonem w całym tekście. Każde słowo otacza chmura konotacji, każde ma swój smak, a Ty łączysz słodkie ze słonym.

 Dym z łojówki

"Z" zbędne.

 Z pozoru obojętny rytm górniczej pracy z końcem każdego dnia jątrzył w nim rozdrażnienie, zamieniając stopniowo we wściekłość.

W kim? I dlaczego ten ktoś zamienia się we wściekłość? Ogólnie purpurowe i niewiarygodne. Rytm – obojętny?

 Kolejny, identyczny dzień

W sumie ten przecinek nie jest błędny, ale… sama nie wiem.

 Kiedy przyjmował się do tej roboty

Najmował. Przyjąć do roboty można kogoś.

 nie miał pojęcia o wadach górniczego fachu, które z czasem doskwierały mu coraz bardziej

Naraz za słabe i za mocne. Niedopowiedziane, ale czuję, że próbujesz mi coś wcisnąć.

 Niebieskawa, wyraźnie dostrzegalna w tym półmroku poświata i zbyt regularny jak na to otoczenie kształt, skupiły uwagę kopacza.

Niebieskawa, wyraźnie dostrzegalna w tym półmroku poświata i zbyt regularny, jak na to otoczenie, kształt skupiły uwagę kopacza. Hmmm…

 Odgarnął pospiesznie pył.

Brzmi… tak sobie.

 Idylliczną ciszę poobiedniej przerwy zmąciły energiczne kroki posłańca

Dużo tych dookreśleń. Moje zawieszenie niewiary akurat na tym cierpi. Jeszcze ta "idylliczna cisza", która pachnie ironią, ale czy nią jest?

Z braku odzewu uderzył głośniej.

Nie. Nie i już.

Tyle, że czasem pozorną.

Nie próbuj być lepszym CMem od CMa. To nic nie da.

 – A co się zesrało, że akurat teraz?!

Znowu jakby przekłuwasz balonik, i nawet go wcześniej dmuchałeś, tylko… jakoś tak słabo. Skoro chcesz przekłuć balonik, to nadmuchaj porządnie. Żeby hukło.

 Krzyk przytłumiony dębiną wrót świadczył, że rezydentowi tego gabinetu obca była powściągliwość dyplomaty.

Purpura, bałagan, silenie się na dowcip, choć nie wydaje mi się, żeby to miał być tekst satyryczny.

 w kilku innych miejscach potężnego królewskiego pałacu

Mało to zgrabne.

 zebranej tak niespodziewanie Rady

Hmm.

Oczy wszystkich, z wyjątkiem Ministra Nauki, skierowane były na czubki własnych butów.

Oczy nie noszą butów :P

To niezbicie świadczyło, że żaden z nich nie ma pojęcia o czym mowa.

Skąd wniosek, że nie zrozumieliśmy poprzedniego zdania i trzeba nam to wyjaśniać? Zresztą, to zdanie jest nieładne.

 Jedynie wspomniany Minister, który pomimo reformy urzędów przeprowadzonej jeszcze przez poprzedniego króla, wciąż nazywany był Starszym Magiem i Strażnikiem Biblioteki, patrząc królowi w oczy, spokojnym głosem powtórzył:

Jedynie wspomniany Minister, pomimo reformy urzędów przeprowadzonej jeszcze przez poprzedniego króla wciąż nazywany Starszym Magiem i Strażnikiem Biblioteki, patrząc królowi w oczy, spokojnie powtórzył. Ale w ogóle rozbiłabym to.

 – No dobrze Godzimirze

– No, dobrze, Godzimirze.

 Głos władcy złagodniał.

Antropomorfizujesz.

 Strażnik Biblioteki był jedyną osobą wśród obecnych, którą król darzył szacunkiem.

Ostatnio pleni się maniera "był, który był", moim zdaniem fatalna. Także "osoba" strasznie się panoszy w mediach. Unikaj: Strażnik Biblioteki jako jedyny wśród obecnych cieszył się szacunkiem króla.

 Tylko Minister Nauki był, jego zdaniem, właściwym człowiekiem na swoim stanowisku. Zapewne dlatego, że o tym wyborze nie decydował Senat. Siła wiedzy, spokoju i doświadczenia, doceniana przez wszystkich Oświeconych i Magów.

To wszystko jest przegadane. Większość tej informacji już przekazałeś.

 Z trudem maskowany bełkot

Hmm.

nie pozostawiały złudzeń, jakiemu ulubionemu zajęciu oddawał się przed zwołaniem Rady.

Hmmmm…

 I jak każda

Wtrącenia wydzielamy: I, jak każda, ma w sobie ziarno prawdy.

A w tym wypadku cały korzec. – Ciągnął Godzimir.

"Ciągnął" małą, to czynność gębowa.

 Hetman Koronny triumfalnie podzielił się swoim spostrzeżeniem.

Jaką rolę pełni w tym tekście ironia? Pytam, bo, zaprawdę, nie wiem.

 że w swoim życiu składają tylko jedno jajo

A w czyim życiu?

 Okres inkubacji smoczego jaja to tysiąc lat.

Hmm.

 – Kto go znalazł?

Kto je znalazł. "Go" musiałoby się tu odnosić do okresu, związek zgody, no! To jajo jest w rodzaju nijakim.

Zainteresował się Starszy nad Obrządkami.

Tu też zaczynasz od czynności gębowej.

 Postać, którą król zwykł określać jako "mendę rzadkiej maści".

Anglicyzmy. Król zwykł go nazywać mendą, opisywać jako mendę, tak. W ogóle połączyłabym to zdanie z poprzednim. Cały akapit przegadany.

 nie mogąc się porozumieć powołali dwóch swoich najwyższych zwierzchników

Nie mogąc się porozumieć, powołali dwóch najwyższych zwierzchników.

Wywołało to wieloletni konflikt, który pochłonął tysiące ofiar, wyznawców tej samej wiary.

Infodump, zresztą niezgrabny. Jeśli chodzi o realia historyczne – pogubiłam się.

 Kiedy po latach królowie mieli już dość tego rozłamu, wybrali trzeciego na ten sam urząd…

I to miało coś dać…? Pokazałbyś to.

 Wychodzi na to, że władza również w strukturach religijnych budzi niezdrowe pożądanie.

Ale musisz nas tym lać po głowach?

 Zmiażdżył mu głowę, w chwili kiedy sięgał po jajo. Wypadek, o jaki w tej robocie nie trudno.

Zmiażdżył mu głowę, kiedy kopacz sięgał po jajo. Wypadek, o jaki w tej robocie nietrudno.

Znaczy klątwa…

Znaczy, klątwa…

A może jakieś inne wątki, które nic nie wnoszą, a tylko przedłużają tę odprawę w nieskończoność?…

Lampshade Cię nie uratuje. Na pewno nie przed gadającymi głowami, które gadają i gadają, a ja dowiedziałam się od początku tekstu tyle, że król ma złe zdanie o swoich doradcach i że jest ono raczej zasadne. No, i że znaleźli smocze jajo.

 siał spustoszenie w królestwie zjadając głównie bydło, które mu dostarczano a z braku takowego, bywało że i ludzi.

Siał spustoszenie w królestwie, zjadając głównie bydło, które mu dostarczano, a z braku takowego, bywało, że i ludzi. Ale to nie jest zgrabne, zresztą żarcie dostarczanego bydła – to jeszcze nie spustoszenie. Więc Starszy przesadza – tak miało być?

 – Zagłada… – Szepnął

Znowu – małą.

 Władca w ostatniej chwili powstrzymał się przed komentarzem, że akurat od kapłana oczekiwałby więcej wiary i ufności w bogów, niezależnie w których aktualnie wierzy.

Co to ma do bogów? W tonie – chwiejne, ja napisałabym tak: Władca w ostatniej chwili ugryzł się w język i nie powiedział, że akurat od kapłana oczekiwałby więcej wiary i ufności w bogów. W którychkolwiek aktualnie wierzy.

Według rzetelnie sporządzonego spisu ówczesnego kronikarza

Sprzed tysiąca lat, stuprocentowo wiarygodnego… nadal nie wiem, czy chcesz mnie rozbawić, czy wystraszyć.

W dłuższej perspektywie tego nie pociągniemy. – Podsumował król.

Źle to brzmi, tonalnie nie pasuje. Czynność gębowa – małą.

 preferował proste i radykalne rozwiązania.

Niezgrabne to. Zresztą Hetman ma rację.

 – Nie możemy, to niezgodne z tradycją. – Wtrącił milczący dotąd Marszałek Dworu.

Jaką tradycją? To dopiero drugi smok w królestwie! Gębowe małą.

 Jeśli dobrze zrozumiałem Marszałku

Jeśli dobrze zrozumiałem, Marszałku – wołacz oddzielamy.

 pustoszyć i doprowadzić nasz kraj do upadku

Szyk: pustoszyć nasz kraj i doprowadzić go do upadku; albo: pustoszyć i doprowadzić do upadku nasz kraj.

 Godzimirze przypomnij mi, ile żyją smoki?

Godzimirze, przypomnij mi, ile żyją smoki?

Zakopać gdzieś głęboko?? I to rozwiąże problem?

Już było zakopane, zresztą król chyba nie zamierza Marszałka słuchać? Nie mnóż pytajników.

Doskonale znający go uczestnicy zebrania wiedzieli,

Niezgrabne.

 tempo jego kroków jest wprost proporcjonalne do poziomu irytacji

Jak wyżej.

 Panowie, mamy ustabilizowaną sytuację polityczną, a co za tym idzie brak konfliktów zbrojnych z sąsiadami…

Nie – co za tym idzie, bo to oznacza wynikanie, a konflikty zbrojne właśnie destabilizują sytuację polityczną. Nie?

 – Nikt nas nie atakuje, bo boją się łomotu. – Hetman Koronny uderzył się pięścią w pierś.

Znów mam wrażenie parodii… Bo skaczesz z urzędowych “konflikót zbrojnych” i “sytuacji politycznej” na swojski “łomot”. Ponadto – aliteracja, ale nienachalna, może być.

 Tymczasem stoimy w obliczu prawdopodobnie największego kryzysu naszego kraju od dziesiątek, jeśli nie setek lat.

Nie do końca wierzę w ten poziom autorefleksji u Twoich bohaterów.

 Obiecuję, że jeśli jeszcze ktoś wyskoczy tu z jakimś idiotycznym pomysłem, to niezależnie od stanowiska pozbawię go tytułów i wtrącę do lochu.

Obiecuję, że jeśli ktoś jeszcze wyskoczy z jakimś idiotycznym pomysłem, to, niezależnie od stanowiska, pozbawię go tytułów i wtrącę do lochu.

 Przypominam, że zgodnie z decyzją Senatu, otrzymujecie panowie dość wysokie wynagrodzenie za swoje stołki.

Przypominam, że, zgodnie z decyzją Senatu, otrzymujecie panowie dość wysokie wynagrodzenie.

ja uznawałem za wyjątkowo mądrego człowieka

Uważałem. Co prawda, będzie powtórzenie… ale coś się wymyśli.

 uważał że

Uważał, że.

 Dla niektórych wyda się to niedorzeczne, ale chroni go pradawna magia.

Niektórym wyda się to niedorzeczne, ale chroni je pradawna magia. Wyrzuć telewizor.

 – A smoka, zaraz po wykluciu, kiedy jest mały?

Kiedy będzie mały.

 i że smok pił aż pękł

Przecinki: i, że smok pił, aż pękł.

 Władca rozejrzał się po członkach Rady, ale ich zainteresowanie znów wzbudziły czubki butów.

Źle to brzmi.

 Ta legenda jest tak silnie zakorzeniona w kronikach

Nie. https://sjp.pwn.pl/szukaj/zakorzeniony.html

 Wasza Królewska Mość raczy zwrócić uwagę, że minęło tysiąc lat…

A Ty zwróciłeś? Zajrzyj do kronik sprzed tysiąca lat i zobacz, czego się dowiesz.

 Bo być może nie będzie to nasz problem…

"Być" zbędne. Jakby nie można było tego jaja zatopić w morzu, swoją drogą.

 Jak to dzisiaj?

Jak to, dzisiaj?

 Budzimir unikał wzroku władcy

Przed chwilą był Godzimir. Czyli albo zmienił się mag (więc upłynął czas, wtedy OK, tylko wyśrodkuj te gwiazdki), albo rąbnął się autor. Zajrzawszy dalej, widzę, że upłynął czas – ale praktycznie nic, poza zmienionymi imionami, na to nie wskazuje, bo następne pokolenie nawet się nie różni od poprzedniego.

 Poza tym tysiąc lat, to nie zawsze tysiąc…

Ale że co? Tysiąc to tysiąc.

No cóż, wprawdzie wyklucie smoka nastąpiło wcześniej niżeli przewidziało

No, cóż, wprawdzie wyklucie smoka nastąpiło wcześniej, niż przewidziało.

 totalnym zaskoczeniem

Uch. "Totalnym"?

 leżące na stole, opasłe tomisko

Bez przecinka.

 Kiedy okazało się, że wyklucie smoka będzie najprawdopodobniej problemem następcy, król Dobiesław nie zostawił z tym syna samego.

Źle to brzmi, niezgrabne.

 Nakazał Oświeconym opracowanie tejże księgi. Napisana pod nadzorem nieodżałowanego Godzimira zawierała nie tylko całą dostępną wówczas wiedzę na temat smoków, ale też porady i warianty działania po wykluciu się “problemu”.

Skróciłabym: Księga, napisana pod kierunkiem nieodżałowanego Godzimira, zawierała nie tylko całą dostępną wówczas wiedzę na temat smoków, ale także konkretne plany działania po wykluciu się “problemu”.

 Słucham panowie

Słucham, panowie.

 Dobrowit przesuwał wzrokiem po uczestnikach zebrania

Źle to brzmi.

 Wiele razy podczas swoich kilkuletnich dopiero rządów, zastanawiał się, jak ten kraj doszedł do swojej hegemonii i utrzymywał się w tym stanie przez wieki,

Skróciłabym i poprzestawiała: W ciągu kilku lat swoich rządów wielokrotnie zastanawiał się, jak ten kraj doszedł do hegemonii i utrzymywał się przy niej przez wieki.

 Bo przecież nie była to tylko kwestia obecnych tutaj.

Zbędne.

 Monarcha nie spodziewał się usłyszeć niczego odkrywczego od człowieka, który objął swój urząd niespełna miesiąc temu

Dlaczego niby?

 Skinął przyzwalająco.

Niezbyt dobrze to brzmi.

 W dziele leżącym przed nami dominują dwa zasadnicze pomysły

Bardzo nienaturalne.

 skłaniałbym się przy drugim wariancie

Skłaniałbym się ku drugiemu wariantowi. Obstawałbym przy drugim wariancie.

Nasza sytuacja staje się niepewna. Jak wiemy z informacji wywiadu, sąsiad zachodni dogaduje się ze wschodnim w celu wspólnej interwencji zbrojnej.

Infodumpowe i nienaturalne.

 Jak już nie raz pokazała historia, politykę równowagi można prowadzić do czasu, zanim skłóceni sąsiedzi dogadają się między sobą, znajdując korzyści ponad podziałami.

Jak już nieraz pokazała historia, politykę równowagi można prowadzić, dopóki skłóceni nie sąsiedzi dogadają się między sobą. To brzmi jak wykład politologii, uch.

 można by wykorzystać go

Można by go wykorzystać.

 – Dogadać się?! – Parsknął Hetman Koronny

Gębowe!

 – Na podstawie oględzin jaja twórcy poradnika przewidzieli, co zresztą łatwo sprawdzić, że miał się wykluć smok złoty.

Co łatwo sprawdzić, że przewidzieli? I oględziny mogą pozwolić coś przewidzieć, ale nie same. Potrzeba jakiejś przedwiedzy.

 skinął głową potwierdzająco

Nieporządne i skracalne: przytaknął.

 Odnotowując to, Podkanclerzy kontynuował:

Odnotowawszy, jak już.

 Smoki złote stoją na najwyższym szczeblu drobiny ewolucji

Rozkoszna ta literówka ^^ A ewolucja tak nie działa.

mają tę magiczną właściwość, że potrafią przekształcać się w ludzi

Uch, jakie nienaturalne i znikąd niewynikające. Ponadto – świeżo wykluty smok chyba przybierze postać niemowlaka, nie? Jeśli w ogóle już to umie. Cały akapit przegadany i stylistycznie chwiejny, nadal nie wiem, jak wygląda ten świat.

 będzie dogadać się

Się dogadać. Spójrz, masz obok siebie kolokwialne "dogadywanie się" i urzędowe "priorytety w funkcjonowaniu", cokolwiek by one oznaczały.

 Siadaj Radomirze

Siadaj, Radomirze.

 Zaczniemy od Smoczej Gwardii. Sprawdzisz ich poziom wyszkolenia

Związek zgody! Sprawdzisz poziom jej wyszkolenia. Tej Gwardii.

 bo znając Hetmana Koronnego, pewnie nie przyłożył się do tego

Rymy, nierówny ton.

 Oddaję oddział

Aliteracja.

 W tym czasie trzeba o niego dbać, najlepiej jak się da, ale też chronić, pozostawiając miejsce jego przebywania w największej tajemnicy.

W tym czasie trzeba o niego dbać najlepiej, jak się da, ale też chronić, utrzymując miejsce jego przebywania w największej tajemnicy.

 dopnij wszelkie formalności

Znowu kolokwializm w środku formalnego wykładu.

Co jeśli nie podołam?

Co, jeśli nie podołam?

 blond czy nawet złociste

Blond, czy nawet złociste.

 długimi, kruczoczarnymi włosami

Tu bez przecinka.

 Smok uśmiechnął się szczerze.

A może się wyszczerzył…

 – Z waszego punktu widzenia, bardziej ojciec niż matka… I nie wiem jak zginął…

– Z waszego punktu widzenia, bardziej ojciec, niż matka… I nie wiem, jak zginął… Mam nieodparte skojarzenia z Wakfu (gdzie smoki składają jaja z przyczyn emocjonalnych, bez jakiegoś tam prymitywnego seksu). Nie, żeby to było coś złego, lubię Wakfu. Ale na pewno to miałeś na myśli?

 To znaczy nie wiem

To znaczy, nie wiem. Dobra, ale ten smok ledwo co się wykluł. Czy nie? Nie widzę tu upływu czasu, a nawet w Wakfu tylko Shinonome gadała w jaju, bo pamiętała swoje przeszłe życie, więc ile ten tutaj rósł, zanim osiągnął taki poziom?

 bardzo nurtuje

Nie może nurtować nie bardzo.

 W moim języku noszę imię rośliny, którą wy nazywacie wawrzyn

Czyli smok pamięta przeszłe życie, ma pamięć genetyczną, czy coś takiego. Bo przecież nie miał dotąd styczności z żadnym innym smokiem, więc skąd może znać język?

 No dobrze, skoro formalności mamy za sobą, to jasnym staje się pytanie, czego ode mnie oczekujecie?

No, dobrze. Ale dalej nawet nie wiem, jak poprawić. Dlaczego pytanie miałoby się "stać jasne"? Chyba się narzuca?

 śmiał się tak jeszcze przez kilka minut

"Jeszcze" zbędne.

 – Nie dam rady – wycedził, nadal się uśmiechając.

Hmm. "Wycedził"?

 – To nie tak. Moja armia liczy około dwieście tysięcy.

Około dwustu. I trochę ten król traktuje smoka jak głupka. Przecież wiadomo, że nec Hercules.

 na ile mogę opierać się na raportach

Niezbyt zgrabne.

Co do pozostałych rzeczy, ustalimy później.

Jak wyżej.

 Władca długo patrzył w oczy smoka.

Anglicyzm. Patrzył smokowi w oczy.

 wyglądali jak dwóch przyjaciół podczas beztroskiej pogawędki

Dałabym raczej: jak dwaj przyjaciele.

 Od dłuższego już czasu Dobrowit uznawał to za najlepszy sposób na osobiste audiencje, niezależnie od pory roku.

Niestylistyczne. W ogóle bym przerobiła, na przykład: Już od dłuższego czasu Dobrowit prowadził audiencje w ten właśnie sposób, lato czy zima.

 odpowiedniej odległości gwardziści

Aliteracja, rym.

 czuwali nad poufnością spotkania, co w zamku byłoby niemożliwe

Czuwanie?

 Mój młodszy brat, zasiadający na czeskim tronie, obiecał pomoc.

Chwila, to nasz świat? Chyba nie…

 Ja nie sądzę Radomirze

Ja nie sądzę, Radomirze.

 Nie wiem jakim jest smokiem, ale kiedy wciela się w człowieka przeważają w nim ludzkie cechy

Nie wiem, jakim jest smokiem, ale kiedy wciela się w człowieka, przeważają w nim ludzkie cechy. Really.

A my, ludzie składamy się z zalet ale też i wad.

Smrodek dydaktyczny, no weeź. A my, ludzie mamy zalety, ale też i wady. Niesłowność, Wasza Wysokość, też jest wadą.

 Skoro będąc człowiekiem, oddaje się głównie zaspakajaniu najbardziej prymitywnej ludzkiej żądzy, jaką jest chuć, to znaczy że można nim sterować.

Znaczy, że. Zaspokajaniu. Wnioskowanie niepewne.

A co jeśli wygramy wojnę

A co, jeśli wygramy wojnę.

 Bardziej stwierdził niż zapytał władca.

Bardziej stwierdził, niż zapytał władca. Przecież wcale nie pytał?

 

Meh. Niby łączność jest, ale w sumie niewiele się tu trzyma kupy. To ma być satyra, historia alternatywna, coś żartobliwego, poważnego, co własciwie? Przemęczyłam z recenzenckiej uczciwości, ale ledwo. To po prostu nieprzemyślany tekst, mało stylistyczny, niezbyt plastyczny. Nieciekawy, jednym słowem. Może następnym razem…

Bardzo celne uwagi zostawił już Ślimak, najwyraźniej lepszy ode mnie znawca historii i ekonomii, bo parę rzeczy, które on (bardzo życzliwie) wypunktował, ja tylko przeczułam. Dodam tylko:

 “Czytelnik rzadko będzie nastawiony tak przychylnie… – Ty, jak widzę, nie jesteś.

Ja też nie jestem. Bo taka jest idea forum – tutaj walimy się po głowach, bo to arena naszych ćwiczeń. Jak chcesz się czegoś nauczyć, nie wiedząc, co robisz źle?

 Naprawdę?? taka uwaga do opowiadania na portalu NF?? Przecież tu wiele utworów właśnie na tym się opiera, na wyobraźni i założeniu, że jeśli czasem coś wygląda jak kaczka, to wcale nie musi nią być. Zwierzęta nie powinny rozmawiać, krasnoludki, wróżki, elfy i zombiaki nie istnieją, podobnie zresztą jest z UFO i cywilizacjami na innych planetach…. tak, to ma sens.

A widzisz, tu mylisz dwie rzeczy. Wyobraźnię jako zdolność przyjęcia czegoś niezwykłego – i wyobraźnię jako zdolność oceny, czy rzecz się trzyma kupy. Mówiąc w skrócie, napisać można wszystko, ale cieszyć się tym z punktu widzenia czytelnika – tylko wtedy, kiedy gra w tej drugiej wyobraźni.

 Jeżeli opiszesz coś wyglądającego jak kaczka i pozostawisz odgadnięcie istoty tego czegoś czytelnikom, większość założy, że to jednak kaczka.

Tak.

 Mógłbym rozwinąć wątek przyczyn, dlaczego Imperium Lechickie poszło w tym, a nie innym kierunku rozwoju, ale zamiast opowiadania powstałby esej, który zapewne znudziłby większość czytających.

Właśnie. A limit konkursowy ogranicza pole manewru. Ale to nie znaczy, że się nie da (no, może nie zawsze, ale są sposoby – tylko trzeba na nie wpaść, bo cudze nie zawsze okazują się działać).

 Przy pierwszej lekturze założyłem (błędnie, jak widać), że akcja najwyraźniej toczy się w czasach sprzed chrztu Polski, zabrakło mi jakiejś wyraźnej wskazówki, iż to świat alternatywny pod tym względem i przyjęcie chrześcijaństwa nie nastąpiło.

Ja tak samo.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina – dziękuję za odwiedziny. Twoja wnikliwa analiza w pewnym momencie przestaje być analizą, a zaczyna narzucać autorowi zmianę tekstu, żeby Tobie się się spodobało. Tyle, że moim zdaniem nie musi. 

…nieporządne, niezbyt zgrabne, mało zgrabne, niezgrabne, zbędne, nienaturalne, bałagan, silenie się na dowcip, niewiele się tu trzyma kupy – to sformułowania przeważające w Twojej opinii, bardzo subiektywne. Nie liczyłem, ale elaborat który napisałaś, oceniając mój tekst, ma chyba więcej znaków niż samo opowiadanie. Nie wiem, z jakiego powodu tak bardzo “pochyliłaś” się nad tym tekstem. Pokusiłaś się nawet o przeanalizowanie komentarzy. Jakaś osobista niechęć, czy tak po prostu..?

I na koniec:

Ale musisz nas tym lać po głowach?

Nie muszę. Ale chyba na tym to polega, opowiadania, które piszemy wyrażają nas, nasze opinie, poglądy, naszą wizję. Ja nie muszę pisać, tak samo jak Tobie nie musi się podobać.

Nie wiem, z jakiego powodu tak bardzo “pochyliłaś” się nad tym tekstem. Pokusiłaś się nawet o przeanalizowanie komentarzy. Jakaś osobista niechęć, czy tak po prostu..?

Powiem tylko tyle – zawsze to robię. Z każdym. I każdemu. Nie sądź, że jesteś wyjątkiem.

Ja nie muszę pisać, tak samo jak Tobie nie musi się podobać.

Nie, nie musisz. I nie musi. Ale może jednak warto się dowiedzieć, jak ludzie rozumieją to, co napisałeś, albo i nie rozumieją. Co do błędów czysto językowych, które Ci wytknęłam – nie zależą one od mojej opinii.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie sądzę, że jestem wyjątkiem, pod tym względem. Tyle że czytałem Twoje inne opinie i nikomu nie wypisałaś nawet ¼ tego co w moim przypadku. Aż tak źle w porównaniu do innych…?

Tak, warto wiedzieć, co ludzie myślą i jak odbierają to, co się napisało. Jeśli zatem zdecydowana większość, jak do tej pory, wypowiada się pozytywnie, to zakładam, że nie przez wrodzoną delikatność i kurtuazję, ale po prostu dlatego, że się spodobało. W mniejszym czy większym stopniu. Rozumiem poprawianie błędów. Nie mniej, kiedy pokuszę się o komentarz pod czyimś opowiadaniem, piszę co mi pasowało a co mi zgrzyta, z mojego punktu widzenia. Daleki jestem od sugerowania -napisz tak i tak, bo ja tak uważam. Sugestie Ślimaka były rzeczowe i warte wyjaśnienia, ale Twoje, wspomniane wcześniej, sformułowania:

…nieporządne, niezbyt zgrabne, mało zgrabne, niezgrabne, zbędne, nienaturalne, bałagan, silenie się na dowcip itd. niczego nie wnoszą. I tyle.

Tyle że czytałem Twoje inne opinie i nikomu nie wypisałaś nawet ¼ tego co w moim przypadku.

O, wypisałam. Tylko nie ostatnio. Akurat tak wyszło, rozkład normalny raczej nie dotyczy tekstów.

Twoje, wspomniane wcześniej, sformułowania:

…nieporządne, niezbyt zgrabne, mało zgrabne, niezgrabne, zbędne, nienaturalne, bałagan, silenie się na dowcip itd. niczego nie wnoszą. I tyle.

Wnoszą, wnoszą. Ale wybór mam między:

  1. pokazaniem, jak ja bym napisała – co nie jest jedynym możliwym sposobem, a poza tym właściwie niczego Cię nie uczy, bo nie ma sensu, żebyś kopiował mnie, skoro jesteś sobą; i
  2. wypunktowaniem miejsc, w których się potknęłam, z wyjaśnieniem dlaczego, mniej więcej, się potknęłam. Tu w zasadzie powinnam opisać dokładniej, skąd potknięcie wynikło, i często to robię (zdarzyło mi się wielokrotnie przekroczyć maksimum długości posta, które wynosi jakieś 16 tysięcy znaków, o ile dobrze pamiętam), ale tutaj, wyznaję – nie mam pojęcia, dlaczego – miałam cały czas poczucie, że rozmawiam z kimś, kogo już obsztorcowałam o podobne sprawy. Możliwe, że zaczepił mi się w głowie inny użytkownik. Za to, owszem, należą Ci się przeprosiny. Może popadam w rutynę.

Przykład, żeby nie być gołosłowną:

Cytat: “Nasza sytuacja staje się niepewna. Jak wiemy z informacji wywiadu, sąsiad zachodni dogaduje się ze wschodnim w celu wspólnej interwencji zbrojnej.”

Skomentowałam: Infodumpowe i nienaturalne.

Dekompresja: Infodump – czyli informacja została podana krótko i zwięźle, streszczona. A tutaj mamy do czynienia z literaturą piękną, nie z raportem wywiadu, nawet, jeśli takowy cytujesz. Czasami, tak, trzeba streścić. Ale czy w tym miejscu?

Nienaturalne – ludzie tak nie mówią. Ponadto – ton tekstu jest nierówny, to jest – czasami używasz słów kolokwialnych, czasem formalnych, czasem archaizujesz (to akurat najmniej), ale czasem mówisz bardzo nowocześnie. To wywołuje wrażenie chaosu. Nie wiem, co chcesz mi pokazać i jak.

Jak teraz?

Daleki jestem od sugerowania -napisz tak i tak, bo ja tak uważam.

Ja też. Piszę “ja bym napisała” kiedy chcę dać przykład. To nie jest rozkaz! W ogóle zaczęłam tak pisać, bo były głosy, że doradzam zbyt apodyktycznie. Ale, jeśli chcesz się dowartościować…

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/26146 (tu akurat Autorka skorzystała z rad, nie przeanalizowałam, czy w sposób opaczny, ponieważ czasami chciałabym wstać od komputera)

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/22900

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/23103 (tu wszyscy się nabijaliśmy, mniej lub bardziej życzliwie)

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/23128

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/22511https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/22455 (Autor, który się potem bardzo podciągnął).

 

Podsumowując – strzeż się kobiety, która Cię chwali. Ja tego robić nie zamierzam, o ile nie będę miała po temu dobrego powodu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie potrzebuję się dowartościować:-) pomimo, że zdaję sobie sprawę, jak każdy rozsądny człowiek – nikt nie jest doskonały.

Co do dialogów, trochę mnie dziwi (nie tylko w Twoim przypadku) że wielu piszących, a zwłaszcza komentujących zakłada, iż ludzie toczący dyskusje w opowiadaniach muszą posługiwać się poprawnym, składnym i rzeczowym językiem. Jako żołnierz zawodowy, oficer, brałem udział w setkach odpraw różnych szczebli (pomimo, że nie jestem “sztabowcem”), zarówno polskich jak i wielonarodowych. I wiem jedno, ludzie właśnie tak dyskutują. Jedni obrazowo, malowniczo, bez konkretów, drudzy rzeczowo, krótko i na temat, inni dosadnie i bezpośrednio, a jeszcze inni, nieskładnie, z lapsusami i nie stylistycznie. Niezależnie od szczegółów przekazywanej wiedzy. To szczególnie może dziwić w wojsku, gdzie każdemu się wydaje, że najważniejsze odprawy trwają 5-10 minut.

Masz rację, Adlerze! w kwestii dotyczącej dialogów. Poprawność w nich sprawia, że znika indywidualność bohaterów. 

 

Co do imperium lechickiego, nie było problemem, wszystko jasne. Na początku często piszę o swoich oczekiwaniach i niewiedzy, aby Autor wiedział, z jakich pozycji startuję (naturalnie – o ile jestem tego świadoma : D).

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

zakłada, iż ludzie toczący dyskusje w opowiadaniach muszą posługiwać się poprawnym, składnym i rzeczowym językiem.

Powinni. Bo, o ile mimesis ma znaczenie i nienaturalne dialogi rażą, to jednak mamy tu do czynienia z literaturą piękną. Ona ma się czytać. Dialog ma przekazywać informacje o fabule i budować postacie.

Dlatego:

Jedni obrazowo, malowniczo, bez konkretów, drudzy rzeczowo, krótko i na temat, inni dosadnie i bezpośrednio, a jeszcze inni, nieskładnie, z lapsusami i nie stylistycznie.

to nie jest błąd, nie automatycznie – staje się nim, jeżeli nie spełnia swojego zadania. Bo jeśli jeden z bohaterów mówi poetycznie, drugi rzeczowo, a trzeci nieskładnie, to coś to jednak mówi o tych bohaterach. Nie?

Oto trzy różne dialogi, napisane przez jednego pisarza, które może zilustrują, co mam na myśli (didascalia celowo skasowałam):

 

– Pozdrowienie Petroniuszowi! Niech wszyscy bogowie darzą cię pomyślnością, a zwłaszcza Asklepios i Kipryda, albowiem pod ich podwójną opieką nic złego spotkać cię nie może.

– Witaj w Rzymie i niech ci odpoczynek będzie słodki po wojnie. Co słychać w Armenii i czy bawiąc w Azji nie zawadziłeś o Bitynię?

– Zdarzyło mi się być w Heraklei. Wysłał mnie tam Korbulo z rozkazem ściągnięcia posiłków.

– Ach, Heraklea! Znałem tam jedną dziewczynę z Kolchidy, za którą oddałbym wszystkie tutejsze rozwódki, nie wyłączając Poppei. Ale to dawne dzieje. Mów raczej, co słychać od ściany partyjskiej. Nudzą mnie wprawdzie te wszystkie Wologezy, Tyrydaty, Tygranesy i cała ta barbaria, która, jak twierdzi młody Arulanus, chodzi u siebie w domu jeszcze na czworakach, a tylko wobec nas udaje ludzi. Ale teraz dużo się o nich mówi w Rzymie, choćby dlatego, że niebezpiecznie mówić o czym innym.

– Ta wojna źle idzie i gdyby nie Korbulo, mogłaby się zmienić w klęskę.

– Korbulo! Na Bakcha! Prawdziwy to bożek wojny, istny Mars i wielki wódz, a zarazem zapalczywy, prawy i głupi. Lubię go, choćby dlatego, że Nero go się boi.

– Korbulo nie jest człowiekiem głupim.

– Może masz słuszność, a zresztą wszystko to jedno. Głupota, jak powiada Pyrron, w niczym nie jest gorsza od mądrości i w niczym się od niej nie różni.

 

Co możesz mi powiedzieć o tych dwóch dżentelmenach?

 

– Skąd jesteście?

– Jestem Polak.

– Coście robili dotąd?

– Tułałem się.

– Latarnik powinien lubić siedzieć na miejscu.

– Potrzebuję odpoczynku.

– Czy służyliście kiedy? Czy macie świadectwa uczciwej służby rządowej?

– Oto są świadectwa. Ten krzyż dostałem w roku trzydziestym. Ten drugi jest hiszpański z wojny karlistowskiej; trzeci to legia francuska; czwarty otrzymałem na Węgrzech. Potem biłem się w Stanach przeciw południowcom, ale tam nie dają krzyżów – więc oto papier.

– Hm! Skawiński? To jest wasze nazwisko?… Hm!… Dwie chorągwie zdobyte własnoręcznie w ataku na bagnety… Byliście walecznym żołnierzem!

– Potrafię być i sumiennym latarnikiem.

– Trzeba tam co dzień wchodzić po kilka razy na wieżę. Czy nogi macie zdrowe?

– Przeszedłem piechotą „pleny”.

– All right! Czy jesteście obeznani ze służbą morską?

– Trzy lata służyłem na wielorybniku.

– Próbowaliście różnych zawodów?

– Nie zaznałem tylko spokojności.

– Dlaczego?

– Taki los…

– Wszelako na latarnika wydajecie mi się za starzy.

– Sir. Jestem bardzo znużony i skołatany. Dużo, widzicie, przeszedłem. Miejsce to jest jedno z takich, jakie najgoręcej pragnę otrzymać. Jestem stary, potrzebuję spokoju! Potrzebuję sobie powiedzieć: tu już będziesz siedział, to jest twój port. Ach, Sir! To od was tylko zależy. Drugi raz się może taka posada nie zdarzy. Co za szczęście, że byłem w Panamie… Błagam was… Jak mi Bóg miły, jestem jak statek, który jeśli nie wejdzie do portu, to zatonie… Jeśli chcecie uszczęśliwić człowieka starego… Przysięgam, że jestem uczciwy, ale… Dość mam już tego tułactwa…

– Well! Przyjmuję was. Jesteście latarnikiem.

 

A o tych?

 

– Cóż to za drągala za sobą prowadzisz? Założę się o dwie drachmy, że znów kupiłeś niewolnika.

– Krysiu, tylko uspokój się! Wiesz, że do obsługi gości potrzeba mi trzech ludzi, a Kalias zestarzał się okropnie. Wczoraj dziobnął nożyczkami Archytasa za lewym uchem, wskutek czego Archytas nie chciał za strzyżenie zapłacić. Tak nie można… Musiałem kupić kogoś do pomocy, więc kupiłem i… tanio kupiłem…

– A dla dobicia targu spiłeś się z tym, który cię oszukał?…

– Mam trochę czkawki, ale nikt mnie nie oszukał. Sprzedał mi go jakiś bardzo porządny Spartanin… Pollis… tak! Pollis! Nie byle kto, bo powiedział, że wraca z Syrakuz, gdzie był posłem do tyrana Dionizjusza, który mu właśnie tego człowieka darował.

– To głupi był, że go i darmo wziął, a tyś jeszcze głupszy, żeś za niego zapłacił. Dość spojrzeć, żeby poznać, że to jakiś niedołęga.

– Bo miał morską chorobę, ale spójrz jeno na jego twarz i barki. Pachołek jak dąb; niech się tylko trochę odżywi…

– Tak, odżywi! Czterech będzie teraz, dzięki twojej mądrości, darmozjadów, którzy w tydzień więcej pożrą i wypiją, niż w miesiąc zarobią.

 

A o tej parce?

 

Natomiast nienaturalność dialogu to troszkę inna kwestia. Dobrze jest czytać dialogi głośno, żeby wyłapać łamiące język zbitki, ale poza tym: jak zauważyłeś, większość ludzi nie mówi okrągłymi zdaniami, nie w rozmowie. A w większości tekstów, które komentuję, stykam się z językiem wręcz telewizyjnym – nie tylko "okrągłym" (bo chropowata ta okrągłość), ale silącym się na wysokie, urzędowe, idiotycznie pretensjonalne słowa – i to właśnie (nie tylko, ale po pierwsze) mam na myśli, mówiąc, że wypowiedź jest nienaturalna. Jeśli tego nie widać, postaram się pisać jaśniej, choć wyznaję, że w ferworze walki łatwo o tym zapomnieć.

Z drugiej strony, jak już powiedziałam, literatura to nie napisy w szalecie. Mimesis tak, ale bez przesady.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina, dziękuję za wszystkie rady. Zastanawiam się, skąd u Ciebie to poczucie monopolu na wszechwiedzę i usilne przekonywanie wszystkich do swoich racji. Zdajesz sobie sprawę, że to męczące?

Lekko licząc, osiemdziesiąt procent tego, co wytykam, należy do programu szkoły podstawowej.

Ale tak, właśnie mnie przekonałeś, że to Finkla, nie ja, ma rację odnośnie mentalności żołnierzy. Przynajmniej niektórych.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Widocznie przespałem te lekcje, jak większość z nas. Na szczęście są nauczyciele z powołania i pasji… A ilu znasz żołnierzy? Szufladkowanie jest najprostszą i jednocześnie najbardziej prymitywną metodą oceniania ludzi.

Historii się czepiać nie będę, zważywszy na fakt, że samo Imperium Lechickie jest mitem :) Natomiast, ponieważ rzekomo istniało grubo przed Piastami, więc przytaczane przez Ciebie fakty historyczne powodują hamowanie przy czytaniu. Chwilkę mi zajęło, zanim się domyśliłam, że jesteś już parę wieków później, niż się spodziewałam i w alternatywnej rzeczywistości. Faktycznie, coś by się tu przydało. Pewnie wystarczyła by data i miejsce akcji na początku.

Poza tym podobało mi się :) Cyniczny ten władca, ale rozsądny. Nie masz złudzeń co do ludzkiej kondycji ;) Smok, choć lubię smoki, mógłby się na dłuższą metę okazać kłopotliwy, choć akurat jego potrzeby seksualne nie są jakimś sensownym wyznacznikiem ;)

Z innej beczki, Tarniny warto słuchać, faktycznie potrafi przenicować każde opko. Nie znaczy to, że musisz od razu wszystko zmieniać, ale zastanowić się warto.

Klik :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Interesująca konstrukcja, zaskakująca, ponieważ czytelnik spodziewa się jakichś przygód ze smokiem, pojedynków, naparzanek, podstępów – a dostaje nasiadówki politbiura. Czy odchodzi stąd rozczarowany? Skądże! Wciągnęły mnie zebrania Rady i pomysły ministrów, jak rozwiązać problem smoka.

Wciąż brakuje kilku przecinków, a dialogi można byłoby tu i ówdzie wygładzić, (ale nie w takiej mierze, jak proponuje Tarnina, bo trzeba się trzymać jednego stylu).

Jednak przeszkadzają mi fragmenty moralizatorskie, zaburzają równowagę tekstu, tak, ten fragment o niewoli awiniońskiej…

Zgłoszę do biblioteki. Pozdrawiam!

Witam po Świętach ;-)

Irka_Luz – Dziękuję za dobre słowo i pożyteczne uwagi. Na początku wydawało mi się to klarowne dla czytelnika. Według historyków (przynajmniej sporej części siedzącej w temacie ) Krak władał w VII lub VIII wieku, skoro wydarzenia w opowiadaniu mają miejsce ok. 1000 lat później, to jest XVII czy XVIII w. Imiona naszych królów jak też kilka innych faktów wskazują, że mamy tu do czynienia z historią alternatywną. Tyle, że nie jesteś pierwszą osobą, która zwraca na to uwagę. Masz rację, dla czytającego nie jest to tak jasne, mój błąd. Biję się w pierś i obiecuję poprawę w przyszłości;-)

Smok, być może również w dalszej perspektywie byłby bardzo użyteczny, ale władca zdecydował wybrać mniejsze zło. Jego zdaniem mniejsze…

Co do Tarniny… Niektóre jej uwagi są rzeczowe i te starałem się przetworzyć, ale określenia typu:

…nieporządne, niezbyt zgrabne, mało zgrabne, niezgrabne, zbędne, nienaturalne, bałagan, silenie się na dowcip, niewiele się tu trzyma kupy – dla mnie mało konkretne. Gdybym chciał wziąć pod uwagę jej wszystkie sugestie, to moje opowiadanie przestałoby być moim.

 

chalbarczyk – dziękuję za odwiedziny i wskazówki. Mamy dużo opowiadań o smokach, walce z nimi, przygodach, naparzankach;-) Chciałem to przedstawić z punktu widzenia ludzi, którym przyszło się zmierzyć z “problemem”. A że nie zawsze są to ludzie kompetentni, to zmora wszystkich epok. W temacie dialogów, pewnie są do przemyślenia, ale, jak pisałem już Tarninie, ludzie nie zawsze toczą dialogi w sposób poprawny stylistycznie i klarowny dla rozmówcy ;-)

Wielka Schizma Zachodnia to taka moja osobista wycieczka. Może zbędna, ale jakoś nie mogłem się oprzeć;-)

 

Zapowiadało się na dość przewidywalną fantasy, ale rozwinąłeś tekst w fajną i zabawną grę z konwencją. Podoba mi się pogranie Kadłubkiem i jego określeniem, fajny pomysł z smokiem-człowiekiem i dobry twist na koniec, poświadczający, kto tu naprawdę jest perfidnym i knującym, a przy tym skutecznym potworem :) Bardzo przyjemna lektura.  

ninedin.home.blog

Zapewne dlatego, że o tym wyborze nie decydował Senat. Siła wiedzy, spokoju i doświadczenia, doceniana przez wszystkich Oświeconych i Magów.

Dlaczego akurat jego wybierano w inny sposób?

I, co ważniejsze, jakie to ma znaczenie dla fabuły? 

 

Kto go znalazł

Kto je znalazł – mówimy przecież o jaju. Ten błąd potem się powtarza. 

 

– W dziele leżącym przed nami dominują dwa zasadnicze pomysły, –

Zbędny przecinek. 

 

– Mieliśmy…

Drugi fragment Zakończony wielokropkiem. W jakim celu? Czy to coś w stylu "miała być błyskotliwa pointa, ale autorowi zabrakło inwencji?" 

 

Trochę się Imperium Lechickie przeistoczyło w Polskę, ale w sumie to się wpisuje w nurt turboslowianski. :P

Początek zachęcający, wzbudza zainteresowanie. Nie rozumiem za to późniejszej zmiany bohatera, to jest jednego króla na drugiego, którego nie odróżniają żadne cechy od jego poprzednika. Co do wiedzy i przymiotów smoka, to jasne, że magia, więc nie ma co się czepiać. 

Za to przyczepiłbym się trochę konstrukcji – moim zdaniem opowiadanie jest orzegadane, a raczej istotnie zachwiana jest równowaga między dialogami a opisami. Wiemy, że ze sobą rozmawiają, ale taki suchy dialog kiepsko działa na wyobraźnię, trudno zobaczyć to opowiadanie w głowie. Popracowałbym też nad stylem, bo jest troszkę toporny. 

Poziom napięcia raczej jednostajny przez cały tekst, myślę, że do tej formy jednak przydałoby się trochę niewiadomych, trochę więcej emocji. 

Zakończenie dobre, inteligentne i pasujące do całości tekstu. 

 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Nie lubię zabijania smoków, ale w sumie ten przeżył i może przechytrzy Lechitów ;)

Całkiem zgrabna opowieść z pomysłem – może nie jakoś porażająco oryginalnym, ale wystarczająco świeżym, żeby trochę uśmiechnąć i dać czytelniczą satysfakcję. Wada – trochę za dużo gadają, a za mało działają, te przegadywania na pewnym etapie robią się nużące. Zaleta – prosta fabuła, jednakowoż z paroma twistami.

Btw skróciłabym tytuł do bardziej wieloznacznego “Smok też człowiek”

Niestety całości szkodzi wykonanie. Może bym i kliknęła, ale nie z tym poziomem błędów. Poniżej wybiórcza łapanka:

 

Idylliczną ciszę poobiedniej przerwy zmąciły energiczne kroki posłańca, rozbrzmiewające echem w korytarzu. Zatrzymał się przed dębowymi drzwiami, podniósł rękę, która zawisła w krótkim wahaniu, żeby po chwili nieśmiało zastukać.

Tu niby wiemy, że “zatrzymał się” posłaniec, niemniej ponieważ w poprzednim zdaniu podmiotem są kroki, to takie przejście jest niezgrabne. A wystarczyłoby tak: “Idylliczną ciszę poobiedniej przerwy zmąciły energiczne kroki posłańca, rozbrzmiewające echem w korytarzu. Posłaniec zatrzymał się…”

 

– Przecież to tylko legenda… – wtrącił Minister Skarbu.

Co najmniej dwa razy masz “wtrącił”, kiedy nikt nic nie wtrąca, ale po prostu się odzywa. Wtrącać można w toczącą się dyskusję, kiedy rzeczywiście mówiący wbija się między innych dyskutantów.

 

– I[+,] jak każda, ma ziarno prawdy. A w tym wypadku cały korzec[-.] – Cciągnął Godzimir.

I raczej: zawiera ziarno prawdy lub jak w każdej, jest w niej ziarno prawdy

 

– Czyli[-,] że to była smoczyca.

Mimo że, pomimo że, czyli że, dlatego że – bez przecinków w środku, bo to spójniki złożone

 

Smoki to zwierzęta magiczne[-,] i jako takie nie podlegają zwykłym prawom natury.

 

– Kto go je znalazł?

Jajo jest rodzaju nijakiego

 

Postać, którą król zwykł określać jako "mendę rzadkiej maści".

Tu się gramatyka sypie. Raczej: zwykł nazywać mendą rzadkiej maści.

 

przedstawiciele religii panującej w królestwach zachodnich, nie mogąc się porozumieć[+,] powołali dwóch swoich najwyższych zwierzchników.

Zaimek-śmieć.

 

lub też wciąż nie rozstrzygnięta przez filozofów kwestia – przypadek czy przeznaczenie, tu zwane klątwą.

W dialogach dobrze jest unikać półpauzy jako znaku interpunkcyjnego używanego w celu innym niż wyróżnienie kwestii. Można zastąpić dwukropkiem.

 

od kapłana oczekiwałby więcej wiary i ufności w bogów, niezależnie od tego, w których aktualnie wierzy.

 

– W dłuższej perspektywie tego nie pociągniemy[-.] – Ppodsumował król.

 

– Nie możemy, to niezgodne z tradycją[-.] – Wwtrącił milczący dotąd Marszałek Dworu.

Tu, o ile pamiętam, on też nic nie wtrąca, tylko po prostu się odzywa.

 

Godzimirze[+,] przypomnij mi, ile żyją smoki?

 

Doskonale znający go uczestnicy zebrania wiedzieli, że tempo jego kroków jest wprost proporcjonalne

 

– To prawda – kontynuował władca[-.] – Tto ma swoje dobre, ale też i złe strony.

 

Nastąpiła długa cisza, którą znów przerwał Dobiesław:

Raczej kropka, nie dwukropek.

 

Dla niektórych wyda się to niedorzeczne[-,]

→ Niektórym wyda się to niedorzeczne

 

– Wasza Wysokość raczy zwrócić uwagę[-,]

Przecinka nigdy nie stawiamy na końcu wypowiedzi przed didaskalium. Oraz do króla zwraca się raczej per Wasza Królewska Mość.

 

– W dziele leżącym przed nami dominują dwa zasadnicze pomysły, – młody człowiek zaczął niepewnie

Albo: – W dziele leżącym przed nami dominują dwa zasadnicze pomysły. – Młody człowiek zaczął niepewnie.

Albo: – W dziele leżącym przed nami dominują dwa zasadnicze pomysły – zaczął niepewnie młody człowiek

Oraz: pomysły nie bardzo mogą dominować w dziele. Mogą być w nim przedstawione itp.

 

Monarcha bezceremonialnie spojrzał na Ministra Dyplomacji.

Określenie “bezceremonialnie” nie bardzo pasuje do monarchy, bo jemu zasadniczo wolno spoglądać na ministrów, jak mu się podoba, a bezceremonialność oznacza zasadniczo złamanie etykiety czy zasad grzeczności wobec osoby wyżej postawionej.

 

– Dogadać się?! – Pparsknął Hetman Koronny.

 

– Zwalniam pana z zajmowanego stanowiska w trybie natychmiastowym. – Nieoczekiwane słowa monarchy całkowicie zaskoczyły mówiącego,

Tu masz długi passus po wypowiedzi króla, który lepiej pasowałby jako osobny akapit.

 

I nie wiem[+,] jak zginął

 

– Nie oczekuję, że będziesz mówił do mnie Wasza Wysokość[-,]

 

– Ja nie sądzę[+,] Radomirze, ja wiem. Nie wiem[+,] jakim jest smokiem, ale kiedy wciela się w człowieka[+,] przeważają w nim ludzkie cechy. A my, ludzie składamy się z zalet[+,] ale też i wad.

To “wiem. Nie wiem” niezgrabnie wyszło.

http://altronapoleone.home.blog

Nie będę się tutaj rozpisywał o wadach i zaletach Twojego tekstu, bo po prostu mi się podobał. Myślałem, że dostanę w tym konkursie jakieś stereotypowe smoki high-fantasy i za każdym razem kiedy na tekst zbudowany na haśle “Uwaga na smoki” trafiam, zostaję miło zaskoczony.

Fajna, prosta historia, dobrze opowiedziana, zawierająca może kilka dłużyzn, ale nie uważam, żeby była przegadana. Dobrze się czytało, a końcówka, jak napisał Geki, dobra, inteligentna.

 

PS. Po lekturze komentarzy, muszę przyznać rację Ślimakowi Zagłady, że trochę mi się po drodze pokłóciła skala z opisami. Bo naprawdę te dwie krowy lub sześć kóz zestawione z “nie pociągniemy w dłuższej perspektywie” bardziej mi na początku na myśl przywiodło jakieś małe państewko, z niewielką armią i niską liczbą ludności, a Ty potem przechodzisz do skali dwustu tysięcy wojów i imperium. Serio, zgrzytnęło, bo moja wizualizacja wydarzeń straciła w tym momencie spójność.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Wielka Schizma Zachodnia to taka moja osobista wycieczka. Może zbędna, ale jakoś nie mogłem się oprzeć;-)

Bardzo dobrze rozumiem takie pokusy :)

Zgadzam się z drakainą, że tytuł “Smok też człowiek” brzmi lepiej.

Pozdrawiam!

Cześć!

 

Przeczytałem i jakoś mnie nie porwało. Chyba nie jestem targetem. Fantastyki niewiele, i jest ona tylko niestety tłem, takie mam przynajmniej wrażenie. Zastanawiałem się często, czy tekst jest humorystyczny, czy tylko ja go takim miejscami odbieram. Smok jest, ale niewiele się o nim dowiadujemy. Jest też jakieś imperium, rządzone przez króla i grupę niezbyt bystrych osobników płci męskiej, którzy w bliżej nieokreślony sposób dostali się do koryta. Realizacja haseł jest, ale średnia imho.

Większość tekstu to rozważania i dialogi, i to jest (jak zakładam) część lekko humorystyczna. Bo mamy tu pewien przegląd przywar narodowych, festiwal lenistwa itp. Taka skacowana polityka kanapowa niskiego kalibru: rada gminy decydująca o losach krzaków przed kościołem. Całkiem to w sumie wesołe, ale tych dialogów jest trochę za dużo mam wrażenie. Można by to bardziej skondensować i urozmaicić.

Wykonanie pozostawia trochę do życzenia, ale nie jest źle. Dało radę się przez to na telefonie przedrzeć, więc nie jest źle, choć miejscami zgrzytało. Widzę, że Tarnina (i nie tylko) już byli, więc pewnie wyłapali więcej niż ja.

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Początek opowiadania był, jak dla mnie, mało przystępny z racji na spore zagęszczenie przymiotników. Ale potem czytało się zdecydowanie lepiej, choć parokrotnie zatrzymywałem się przy niektórych zdaniach.

Miałeś niezły pomysł na fabułę, ale zgodzę się z opiniami, że tekst jest nieco przegadany. Postacie nakreśliłeś grubą kreską, ale to z kolei mi nie przeszkadzało.

Puenta jak najbardziej na plus.  

 

Nie sądzę, że jestem wyjątkiem, pod tym względem. Tyle że czytałem Twoje inne opinie i nikomu nie wypisałaś nawet ¼ tego co w moim przypadku. Aż tak źle w porównaniu do innych…?

O, wypisałam.

O, wypisała…

Pokusiłaś się nawet o przeanalizowanie komentarzy. Jakaś osobista niechęć, czy tak po prostu..?

Co ja bym dał, żeby tak wszyscy na forum, łącznie z Tarniną, uwzięli się na mnie w ten sposób… :)

 

Nie twierdzę, że wszystkie uwagi ze strony koleżanki Tarniny są zawsze trafione w punkt. Bo nie są. Poza tym nie każdy ma awersję do anglicyzmów i zabiegów językowych, które Tarninę drażnią. A uwagi dotyczące rozwiązań fabularnych nie muszą być podzielane ani przez autora, ani przez resztę czytelników. Wszelkie wskazówki można zbyć, a ewentualne, ewidentne błędy w łapankach bezpardonowo wytknąć (Tarnina raczej się nie obrazi).

A po co w ogóle to piszę, ładując się między wódkę a zakąskę? Bo ochoczo pasożytuję na wszelkich łapankach Tarniny. Nie, jej uwagi nie są prawdą objawioną, co nie zmienia faktu, że na tym forum jest pewnie sporo osób, które naprawdę dużo tym łapankom zawdzięczają. Tak czy inaczej, dla dobra własnego i całego portalu, życzyłbym sobie, aby Tarnina nigdy nie wzięła sobie do serca słów Jokera z ,,Mrocznego Rycerza". (,,Nigdy nie rób za darmo czegoś, w czym jesteś dobry"). Bo te łapanki, choć – podkreślam to po raz trzeci – nieperfekcyjne, są bardzo dobre i pożyteczne jak jasna cholera. Po prostu.

Adlerze, absolutnie nie chcę Cię pouczać, a tylko zaproponować zmianę punktu widzenia. Przeczytałem Twój tekst i zapoznałem się ze wszystkimi poprawkami, które Tarnina umieściła powyżej i nie uwierzę, że wzięcie ich sobie do serca przyniesie Twojemu warsztatowi pisarskiemu więcej szkody niż pożytku.

Pozdrawiam!

Cześć, Adler,

kocham smoki, a szczególnie te potrafiące zamieniać się w ludzi, więc podobało mi się ;) Tytuł widzę bardzo dosłowny i jednocześnie fajnie odwołujący się do zakończenia. Szkoda smoka :( Znać, że swój chłop. Widać, że trochę zjadł cię limit, ale ciekawe połączenie haseł.

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Cześć.

 

Pomysł na kontynuację legendy o Smoku Wawelskim ciekawy. Szkoda, że opowiadanie jest mocno przegadane.

 

Pozdrawiam.

Sympatyczny tekst, sympatyczny smok.

Z politykami to nawet smok nie ma szans…

Tak, mnie też wydawało się, że rzecz dzieje się gdzieś za panowania Piastów. Chyba z powodu imion.

Dialogi nadal wymagają przejrzenia.

– O żesz…

Żeż.

Babska logika rządzi!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka