- Opowiadanie: kerszi - Legactwo

Legactwo

Dawno nic nie było z uniwersum Poormana i jego psa – Szczekniętego, a chodziło mi po głowie parę pomysłów. Tym razem skupiłem się na problemie lenistwa.

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Legactwo

Niemiłosierny hałas coraz bardziej nadciągał z ulicy. Była już godzina dwunasta. Poorman otworzył jedno oko, zaś Szczeknięty oba i szeroko ziewnął. Ten ziew obudził dogłębnie jego pana.

– Znowu nie myłeś zębów przed snem – krztusząc się, Poorman wdychał opary z przetrawionych ślimaków przez psa.

– Hałuuu – Pies, nie rozumiejąc, o co panu chodziło, przekrzywił łeb, wyszczerzając zielone zęby.

– Won mi stąd!!! – Pan dał kopniaka w metalowy psi zad. – Idź sprawdzić, co to za hałas!

Czworonóg wstał na dwie łapy i poszedł do kuchni. Tam w zlewie był „monitorek” podłączony do kranu. Nowy patent Poormana, światłowód bez światła, tylko na wodę. Zwykła woda (no nie taka zwykła), która w sprytny sposób odbierała obraz sprzed jego domu. W pełnym 3D, niestety bez dźwięku. Przyrząd transmitujący głosy z zewnątrz znajdował się w piwnicy.

Pies spojrzał na „monitorek” i zobaczył przed domem wściekły tłum z transparentami: „Legaci do pracy”, „Koniec z socjalem!!!”, „** ******” (Komputer rozkodował to jako „Do roboty”).

– Co tam się dzieje, co to za krzyki? – zapytał pan psa, otworzywszy drugie oko.

– Nie wiem, nie słyszę, mam tu tylko obraz!

– To biegnij do piwnicy, wróć i powiedz, co słyszałeś.

Po dwudziestu minutach zwierzak wrócił.

– I co słyszałeś?

– Zapomniałem – oznajmił smutno psiak.

– Za karę nie obejrzysz dzisiaj Alexa!

To był cios poniżej psiego pasa. Alex był bohaterem Szczekniętego. Dzień w dzień, w wolnym czasie, oglądał bohaterskie wyczyny wilczura z XXI wieku.

Poorman nie mogąc zrozumieć niekompetencji psa, sam wziął sprawy w swoje ręce. W końcu wstał, poszedł wpierw do kuchni, tam stał około dziesięciu minut nad zlewem i rejestrował przekaz z podwórka. Następnie zszedł schodami do piwnicy. Tam cofnął czas do momentu, kiedy zaczął rejestrować obraz na górze. Słuchał co się dzieje na zewnątrz. Mając wcześniej zarejestrowany obraz, puścił go na hologram i słuchał na bieżąco, o co wściekłemu tłumowi może chodzić.

W społeczeństwie, gdzie wszystko było dokładnie wyliczone i każdy miał swoją rolę. Nawet osoby skandujące. Te osoby zazwyczaj krzyczały bez celu i bez sensu. Tylko po to, żeby poprotestować. Cel nie był ważny. Ważne było działanie.

Indywidua takie jak Poorman zaburzały cały proces ładu. Nie myślcie sobie, że nie pracował, o nie. Pięć lat wcześniej dostał zadanie skonstruowania czegoś szybszego od sieci 77G. Czyli technologii działającej w siedemdziesięciu siedmiu wymiarach. Gremium badaczy nowego internetu spodobał się przedstawiony przez niego plan. Po głębszych konsultacjach został nazwany 78G. Poorman zabrał głos:

– Antyperystaltyczną żychliniankę przemacerowałoby niednieprzańsko nad niedipylońskimi nabuńczuczeni formalnogramatyczną, formalnoprawną, formalnosyntaktyczną i formalnoznaczeniową krzemieniewskościami niezintelektualizowań. Zdezynsekowalibyśmy nieruchawości niezderanżowanemu konfidenckości.

Dalej panowie z gremium nie chcieli go słuchać, wiedzieli, że to mądry człowiek i na pewno się zna na tym co robi. Dostał zielone światło i fundusze na projekt.

Podczas pierwszej kontroli tłumaczył się:

– Porozpierdzielały się w typolitograficzną w jerzmanowickościach dzierżoniom.

Panowie nie rozumiejąc go, aktualizowali jego czip środkami na dalszą pracę.

Niestety podczas ostatniej kontroli przyszła osoba z „siódmej płci”. Jak wiadomo „siódma płeć” jest głucha, ale za to ma niesamowite zdolności analityczne, sięgające w głąb do dziesięciu wymiarów. Nie widząc efektów pracy Poormana, nawet w piątym wymiarze, „siódma płeć” skasowała wszystkie środki z jego czipa. Na szczęście wcześniej przelał trochę na czipa Szczekniętego, więc zostało na „wodobezświetl” – czyli urządzenie wspomniane wcześniej, które przesyłało obraz przez wodę bez dźwięku.

Minęło trochę czasu i część osób z tłumu rozpierzchła się, skandować gdzie indziej. Niektórzy krzyczeli, że trawa jest zielona. Inni poszli protestować, że dzisiaj jest trzydziesty sierpnia, a nie piąty maja. Pod domem zostało tylko parę osób, a to była okazja, żeby bez problemu wybrać się na obiad.

Szczeknięty czytając w myślach pana, dosłownie czytając, otworzył drzwi i wybiegł. Nie wiadomo, co bardziej wystraszyło protestujących. Czy psi oddech, zielone zęby, czy czworonóg na dwóch łapach? Jednak to wystarczyło, żeby resztki osób oblegających dom, dały sobie spokój i poszły protestować gdzie indziej.

Dwa stworzenia nagle wybiegły z domu, a taka nieuzasadniona anomalia działała na policję i innych łowców, jak płachta na byka.

– Niezidentyfikowany obiekt dostał przyspieszenia – dolatywał głos ze środka jednego z radiowozów. – Obiekt znajduje się dziewiętnaście kilometrów od nas.

– Nie zdążymy, mamy ograniczenia w mieście do dwudziestu „kaemha” – westchnął posterunkowy McPączek.

– Pierdol to! Włączaj koguta! – wrzasnął sierżant McMak.

Głośny, błyskający oczami, żywy kogut na dachu, pozwolił im rozwinąć prędkość do siedemdziesięciu kilometrów na godzinę, potem był już ogranicznik. Żeby przekroczyć setkę potrzebowali drugiego koguta, którego nie mieli. McPączek powiadomił centralę z prośbą o przydział na drugiego ptaka.

Po dwóch minutach był już u nich na dachu. Został zrzucony przez policyjnego drona. Ptak spadając uczepił się policyjnej grzędy na dachu, która reagując na pazury wyłączała drugi ogranicznik prędkości. Dwa koguty pięknie lśniły w słońcu, tak jak rycerze w zbroi, wydając z siebie głośne pianie. Niestety, ta cała akcja z kogutami trwała wystarczająco długo, żeby „uciekający” (według policji) przenieśli się do innej strefy, poza jurysdykcją McPączka i McMaka.

– Jeżeli będzie trzeba, to zamontujemy, i trzeciego koguta, i czwartego koguta, ale was złapiemy! – wrzeszczał opętany McMak.

– Hultaje – dodał cicho McPączek.

Pan i jego pies zmęczeni bezcelowym biegiem zwolnili. Poorman poczuł lekki głód. A do obiadu była jeszcze ponad godzina. Dopiero domowe drony wylatywały z bazy, kierując się do gospodarstw. Jeszcze był czas, żeby zebrać ślimaki. Niestety dzisiaj one nie były do jedzenia. Pan i tak ich nie lubił, ale pies za nimi przepadał.

– Dziś zjemy inny obiad, nie ślimaki – słysząc to, Szczeknięty zawył.

– Poluj, szukaj i nie wpieprzaj – rozkazał pan.

To było wyzwanie, upolować ślimaki i ich nie zjeść. Łowczy przyniósł ich aż osiem. Dorodne i tłuste. Prawie każdy wielkości piłki tenisowej. Na jednym był czip.

Drony właśnie wylatywały z mieszkań trzymając w łapkach ekologiczne pakunki. Kierowały się na wschód, tam gdzie podążała dwójka naszych bohaterów. Do ich celu zostało jeszcze parę kilometrów, a to wystarczyło, żeby pan i jego pies przybyli przed nimi.

Psina niosła mięczaki w pysku. Jeden był tak apetyczny, że wprost się „sam rozpuścił” i spłynął do żołądka. Nie spodobało się to Poormanowi. Zabrał wszystkie ślimaki, mimo psiego protestu.

Cel podróży był przed nimi – wielki śmietnik zrobiony z paneli fotowoltaicznych, zbierających światło ze wszystkich możliwych zakresów. W tym czasie drony pojawiły się na horyzoncie. Były parędziesiąt metrów od nich.

– Przygotuj się. – Mężczyzna włożył ślimaki do pyska psa.

– Jeszcze nie, jeszcze nie… – Przeciągał jak mógł.

Szczeknięty przeżywał katorgę, mając w pysku przysmaki i nie mogąc ich skonsumować.

– Teraz!!! – Na komendę salwa mięczaków wyleciała w kierunku dronów, celnie strącając worki, które spadły obok nich. Jedzenie zamiast do śmietnika trafiło do nich.

Obiad podany – pomyśleli obaj.

Rzucili się na jadło, jakby miesiąc tego nie widzieli. A tam były same pyszności: Banany z terminem ważności trzech godzin, które dla przezorności zostały oddane wcześniej dronom. Były i kurczaki. Niestety, ktoś się pomylił w manipulacji czasem i zamiast śmierdzących i zepsutych były żywe. Na szczęście Poorman miał przy sobie manipulator czasu i ustawił ich czas na stan usmażonych i chrupiących. No i było piwo, a raczej gaz z bąbelków. Manipulator czasem miał jeszcze trochę mocy, więc Poorman cofając czas kierując na gaz odtworzył czyste piwo ALE. Niestety było paskudne. Pies też tak sądził. Wyżerka jednak się udała. To urozmaiciło ich monotonną ślimaczą dietę. Nawet pies był zadowolony.

– Brik, brik, brik. – Dźwięk wydobywał się z odległości paru metrów.

– Co to jest? – zainteresował się pan.

Chip na jednym ze ślimaków, który leżał obok wprawił skorupkę w drganie. Poorman zaciekawiony podniósł ślimaka.

– Urząd Pracy – znaleźliśmy pracę dla pana! – Metaliczny dźwięk wydobył się ze skorupki.

– O kur… – sapnął

Pan ze swoim psem udali się do urzędu pracy. Był to wielki wysoki budynek w kształcie sierpa i młota, który symbolizował siermiężną pracę. Wokół urzędu przechadzali się bezrobotni ze swoimi psami, a niektórzy z kotami. Dominowały jednak psy. Obiekt budowlany nie posiadał schodów. Były za to windy napędzane pracą mięśni bezrobotnych. Niepracujący, jak to niepracujący starali się nie pracować. Jednak dla zabicia czasu czasami się poświęcali. Poorman się wystraszył, że mogą go zaciągnąć do obsługiwania wind.

Okaże się na miejscu – pomyślał.

– Włazi pan czy nie? – zaspanym głosem legat zapytał legata. – Pies zostaje tutaj, nie będę się przemęczał.

Śmiałek sam wszedł do windy. Odczekał dziesięć minut, zanim „pracownik” zechciał pociągnąć za linę. Winda powoli ruszyła. Po dwudziestu minutach był pod obuchem młota, gdzie znajdowało się główne biuro. Po wyjściu z windy usłyszał głośny huk. To winda uderzyła o ziemię. Widocznie „dźwigowy” poszedł na łatwiznę i puścił od razu linę, zamiast powoli spuścić.

Pokój był cofnięty w czasie do roku 1970, w czasie kiedy bezrobocie nie istniało. Urzędnik zaś i petenci znajdowali się w obecnych czasach.

– Mamy dla pana pracę, zatrudnienie na jednąstosześdziesiątą etatu – powiedział uszczęśliwiony urzędnik. – Jak pan wie, nie powinniśmy istnieć, ale istniejemy dzięki wam – tutaj zrobił pauzę – anomaliom w naszym ukochanym systemie, więc zapewniacie nam pracę. Jak was nie będzie, to i my będziemy gdzie indziej.

– Co miałbym robić?

– Praktycznie nic.

– To za dużo – zaprotestował Poorman.

– Osoby, które nie podejmują oferowanej przez nas pracy, schodzą tą samą drogą którą tutaj przybyli – wtrącił pracownik UP.

Taka perspektywa nie uśmiechała się interesantowi. Wiedział, że leniowi na dole nie będzie się chciało dzisiaj podciągać windy, żeby mógł zjechać. Po zastanowieniu się, jednak korzystne było przyjąć tę ofertę. Jeszcze Szczeknięty mu na pewno pomoże, jak dostanie te swoje mięczaki.

– Dobra, przyjmuję tę robotę – powiedział delikwent.

– Pańska praca polega na tym, że przychodzi pan do urzędu raz na miesiąc i pyta o oferty pracy. Właśnie kończy się pański pierwszy okres. Proszę przyjść za miesiąc. Wtedy doładujemy chipa za wykonaną robotę.

– Niech tak będzie – westchnął Poorman. Odtąd był pełnoprawnym pracownikiem UP.

Wolałby robić co innego, ale dzięki robocie, nie będzie już musiał polować na drony, a jedzenie będzie przylatywało wprost do jego domu, tak jak dla każdego szanującego się obywatela.

– Tutaj jest wyjście – pracownik wskazał drzwi, które po chwili zniknęły, odsłaniając wielką dziurę.

Patrząc w dół Poorman zobaczył drabinę, która prowadziła aż do ziemi. Schodził pięć minut, dużo szybciej niż wjechał.

Szczeknięty machał ogonem, widząc swojego pana, schodzącego po drabinie.

– Chodź piesku, czeka nas dużo roboty.

Po chwili pan i jego pies ruszyli w stronę zachodzącego słońca.

 

 

Koniec

Komentarze

Cześć,

fajny pomysł, niestety wykonanie wypadło blado. W paru momentach uśmiechnąłem się, kiedy przedstawiałeś kolejne absurdy, ale wydaje mi się, że jeszcze trochę powinieneś popracować nad tym opowiadaniem. 

Poniżej wrzucam swoje uwagi:

“wdychał opary pary z przetrawionych ślimaków przez psa.” – pogrubione do usunięcie

 

„pies, nie rozumiejąc, o co panu chodziło przekrzywił łeb, wyszczerzając zielone zęby.” – przecinki przed: „o”, „przekrzywił” i „wyszczerzając”

 

„Zwykła woda (no nie taka zwykła), która w sprytny sposób obierała obraz sprzed jego domu.” – literówka, pewnie miało być „odbierała”

 

„Nawet osoby skandujące też miały swoja rolę” – literówka i w ogóle bym to zmienił, bo w poprzednim zdaniu też masz tak napisane

 

„Zazwyczaj krzyczały bez celu i bez sensu, bo mało kiedy kto się wyłamał, ale teraz miały prawdziwy cel. Zmotywować wyłamującego się z systemu do pracy.” – nie podobają mi się te zdania, ja bym je przerobił.

 

indywidua takie jak Poorman zaburzały cały proces ładu” – dużą literą, chyba, że brakuje pierwszego słowa.

 

„Dla gremium spodobało się przedstawiony przez niego plan” – coś mi tu zgrzyta, na pewno też powinieneś określić, o jakie gremium chodzi.

 

„– Antyperystaltyczną żychliniankę przemacerowałoby niednieprzańsko nad niedipylońskimi nabuńczuczeni formalnogramatyczną, formalnoprawną

formalnosyntaktyczną i formalnoznaczeniową krzemieniewskościami niezintelektualizowań. Zdezynsekowalibyśmy nieruchawości niezderanżowanemu konfidenckości…” – tutaj wskoczył Ci enter

 

„„siódma płeć” skasowała wszystkie środki jego czipa.” – brakuje „z” przed „czipa”

 

„Minęło trochę czasu i część osób z tłumu rozpierzchła się skandować gdzie indziej” – przecinek przed „skandować”

 

„Szczeknięty czytając w myślach pana, dosłownie czytając otworzył drzwi i wybiegł.” – przecinek przed „otworzył”

 

„Jednak to wystarczyło, żeby resztki osób oblegających dom dały sobie spokój i poszły protestować gdzie indziej.” – przecinek przed „dały”

 

„Ptak spadając uczepił się do policyjnej grzędy na dachu,” – pogrubione niepotrzebne

 

„Niestety, ta cała akcja z kogutami długo trwało wystarczająco długo,” – zdublowane

 

„– hultaje – cicho dodał McPączek.” – duża litera

 

„a to wystarczyło żeby pan i jego pies przybyli przed nimi.” – przecinek przed „żeby”

 

„Jeden był tak apetyczny, że wprost się „rozpuścił” i wlał wprost do żołądka.” – powtórzenie i w ogóle to zdanie mi się nie podoba, raczej bym to poprawił.

 

„Szczeknięty przeżywał katorgę, mając w pysku przysmaki, nie mogąc ich skonsumować.” – zamiast drugiego przecinka „i”

 

„Po dwudziestu minutach był pod główką młotka, gdzie znajdowało się główne biuro” – główką młota lub wręcz obuchem młota.

 

„– Jak pan wie, nie powinniśmy istnieć, ale istniejemy dzięki wam – tutaj zrobił pauzę – anomaliom, w naszym ukochanym systemie, więc zapewniacie nam pracę. Jak was nie będzie, to i my będziemy gdzie indziej.” – bez przecinka po anomaliom;

 

„Nie uśmiechało się to dla interesanta” – zamieniłbym na: taka perspektywa nie uśmiechała się interesnatowi.

 

„– Dobra, przyjmuję tę robotę – delikwent powiedział.” – powiedział delikwent

 

„Szczeknięty machał ogonem widząc swojego pana,” – przecinek przed „widząc”

 

Bardzo dziękuję za Twoje poprawki, uwagi i poświęcony czas. Naprawdę mi pomogą.

Kerszi

Dzień doberek. 

 

– Hałuuu – pies, nie rozumiejąc, o co panu chodziło, przekrzywił łeb, wyszczerzając zielone zęby.

Pies…

Z dużej literki. 

 

– Co tam się dzieje, co to za krzyki? – otworzywszy drugie oko, człowiek zapytał.

Otworzywszy drugie oko… 

Poza tym – “człowiek zapytał” – Brzmi to nie najlepiej, zwłaszcza, że mówimy o głównym bohaterze. 

 

– Antyperystaltyczną żychliniankę przemacerowałoby niednieprzańsko nad niedipylońskimi nabuńczuczeni formalnogramatyczną, formalnoprawną

formalnosyntaktyczną i formalnoznaczeniową krzemieniewskościami niezintelektualizowań.

→ Tu coś formatowanie się chyba popsuło – po “formalnoprawną” – przecinek uciekł. 

 

Niestety, ta cała akcja z kogutami trwała wystarczająco długo, żeby „uciekający”(wg policji)…

→ Zdecydowanie lepiej napisać (według policji). 

 

Na jego szczęście wcześniej przelał trochę na czipaSzczekniętego,

→ czipa Szczekniętego.

 

– Hultaje – cicho dodał McPączek.

→ dziwnie to brzmi, zmieniłbym szyk na – dodał cicho McPączek. 

 

 

– Dziś zjemy inny obiad, nie ślimaki – słysząc to, Szczeknięty lekko zawył.

→ Słysząc to, Szczeknięty zawył. 

 

– Przygotuj się – mężczyzna włożył ślimaki do pyska psa.

Mężczyzna i kropa po “Przygotuj się”.

 

Ogólnie dialogi w tekście mocno kuleją od strony technicznej. Podlinkuję poradnik, bo wszystkiego nie będę cytował:

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

 

 

– Teraz!!! – Na komendę salwa mięczaków wyleciała w kierunku dronów. Celnie strącając worki, które spadły obok nich.

→ To jest jedno zdanie. Przed “celnie” przecinek, nie kropka.

 

Hmmm… ogólnie w tekście jest sporo błędów – głównie w kwestiach dialogowych. One wypadają zdecydowanie najgorzej. Reszta napisana jest po prostu okej. Historia może tyłka mi nie urwała, ale źle też nie było. Przyznam, że scena w urzędzie jest serio zabawna i robi ona tekst ;D To duży plus tekstu i humor zaczynał wchodzić.

 

Niepracujący, jak to niepracujący starali się nie pracować.

→ Dobre!

 

– Co miałbym robić?

– Praktycznie nic.

– To za dużo – zaprotestował Poormon. → Poorman chyba?

→ Ha! Też fajnie!

 

Patrząc w dół Poormon zobaczył drabinę, która prowadziła aż do ziemi.

→ Raz Poorman, raz Poormon, sam się gubię już jak jest poprawnie. 

 

Pozdro!

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

@NearDeath: Dzięki za uwagi. Tyle razy to przeglądałem w poszukiwaniu błędów i myślałem, że wszystkie znalazłem. Jednak nie. Pisownie dialogów właśnie sobie odświeżyłem. No i oczywiście Poorman, nie Poormon. Jeszcze raz Dziękuje, że zwróciłeś uwagę.

Kerszi

Nie jestem pewna, co przeczytałam… Wykonanie, niestety, takie sobie, czasem trafiał się dziwny szyk zdań, czasem literówki albo nieodpowiednia konstrukcja zdania. Aczkolwiek koguty na dachu bardzo mi się podobały. Ogólnie przy fragmencie o policjantach nieźle się bawiłam.

deviantart.com/sil-vah

Pewnie miała być absurdalna satyra, ale nie wiem na co. Momentami mi się uśmiechało, jak przy wspomnianych wyżej kogutach, albo wizycie w urzędzie pracy. Nie zmienia to jednak faktu, że nie mam pojęcia, co chciałeś powiedzieć.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Absurd, moim zdaniem, jest tu zbyt absurdalny, a choć niektóre fragmenty wywołały uśmiech, to całość, niestety, wydała mi się mocno dziwna i muszę wyznać, że nie bardzo wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć. Nie wykluczam, że stało się tak za sprawą wykonania, pozostawiającego wiele do życzenia.

 

krztu­sząc się Po­or­man, wdy­chał opary z prze­tra­wio­nych śli­ma­ków przez psa. ―> Raczej: …krztu­sząc się, Po­or­man wdy­chał opary z prze­tra­wio­nych przez psa śli­ma­ków.

 

– Co tam się dzieje, co to za krzyki? – Otworzywszy drugie oko, pan psa zapytał. ―> – Co tam się dzieje, co to za krzyki? – zapytał pan psa, otworzywszy drugie oko.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

To był cios po­ni­żej psie­go pasa. Alex to był bo­ha­ter Szczek­nię­te­go. ―> Nie brzmi to najlepiej

 

Dla gre­mium ba­da­czy no­we­go in­ter­ne­tu spodo­bał się przed­sta­wio­ny przez niego plan. ―> Gre­mium ba­da­czy no­we­go in­ter­ne­tu spodo­bał się przed­sta­wio­ny przez niego plan.

 

środ­ki z jego czipa. Na jego szczę­ście… ―> Czy konieczne są oba zaimki?

 

żeby się bez­pro­ble­mo­wo wy­brać na obiad. ―> …żeby bez­ pro­ble­mu wy­brać się na obiad.

 

„ucie­ka­ją­cy”(we­dług po­li­cji) ―> Brak spacji przed nawiasem.

 

Obiad po­da­ny – obaj po­my­śle­li. ―> Obiad po­da­ny – po­my­śle­li obaj.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: Zapis myśli bohaterów

 

– Urząd Pracy zna­leź­li­śmy dla Pana pracę! ―> – Urząd Pracy. Zna­leź­li­śmy pracę dla pana!

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.  

 

sym­bo­li­zo­wał sier­mięż­na pracę. ―> Literówka.

 

bez­ro­bot­ni ze swo­imi psami, a nie­któ­rzy ko­ta­mi. ―> …bez­ro­bot­ni ze swo­imi psami, a nie­któ­rzy z ko­ta­mi.

 

w cza­sie gdzie bez­ro­bo­cie nie ist­nia­ło. ―> …w cza­sie kiedy bez­ro­bo­cie nie ist­nia­ło.

 

nie uśmie­cha­ła się in­te­re­sna­to­wi. ―> Literówka.

 

że dla lenia na dole nie bę­dzie się chcia­ło… ―> … że leniowi na dole nie bę­dzie się chcia­ło…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Regulatorzy: Dziękuje za korektę. Jestem z Podlasia, więc niestety mogę nadużywać “dla”. ;)

Kerszi

Bardzo proszę, Kerszi.

Wiem, że można nasiąknąć regionalizmami, ale mimo wszystko staraj się ich unikać i nie nadużywać – nadużywanie może bowiem przerodzić się w nałóg… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo się cieszę, że mogłam w czymś pomóc. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka