- Opowiadanie: Jasimi - Stoik

Stoik

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Stoik

Ulica, którą szedłem była wąska. Sparciałe dechy i kamienie poniewierały się pod moimi nogami. Patrzyłem wtedy na popękane dzbany, dawno już nie widziały wody. Drewniane wozy porzucone przy drodze. Jeszcze są na nich owoce. Po obu stronach domy. Różne, ale jednak takie same. Latarnie na ich ścianach rozświetlają mrok, nieubłagalnie zbliżający się  nad miasto. Gdzieniegdzie przebija się trawa, a spróchniałe niskie drzewka rosną przy co drugiej chatce. O! Jakiś kram oferujący magiczne eliksiry, przystanął na rozwidleniu ulic. Ale tu także ani żywej duszy… Znów te deski na mojej drodze, kiedyś trzeba zrobić porządek w tym stronach. Pomarańcz już się wlał na niebo i ściga się z czerwienią i żółcią. Jak przyjemnie jest tutaj jesienią. Z daleka już migocze zielona latarnia mego domu. To zdecydowanie najbardziej zapuszczony obiekt na ulicy Greentones. Choć budynek jeszcze nie ma wybitych okien, to jego widok może przyprawić o dreszcze niejednego. Kiedy już praktycznie stoję pod swoimi drzwiami, wyczuwam zewsząd zapach pokrzywy. To moja ulubiona roślina, która znajduje się w moim zielniku. Wisi tuż obok zasuszonego na śmierć czosnku. Lekko odczepiam od ściany jego pęczek i wręcz rozkruszam w dłoniach. Lekki powiew wiatru kieruje mój wzrok na sznurki ze świeżym praniem, wywieszonym przez sąsiadów. Ubrania podrygują delikatnie jakby tańczyły. Moja teza po raz kolejny się sprawdza. Przedmioty mają duszę.

Wchodzę do mojego domu i starannie zatrzaskuję zepsute drzwi. Już zniszczone, ale nadal ładne. Zamiast zwykłych drewnianych płyt, mają piękne barwne szkiełka, a te z kolei układają się w mozaikę. Tworzy ona malutką kukiełkę. Oczka ma jak kryształki, rączki i nóżki jak delikatna porcelana, a jej sukieneczka taka urocza – różowa.

W samym domu znajduje się mnóstwo takowych witraży. Przechodząc przez korytarz znajdziesz tam idealne odwzorowania moich ukochanych lalek. Z prawej dostrzeżesz Pana Felixa, z lewej uśmiechnie się do ciebie Panna Katrina, a oczko puści ci mała Elizabeth. Oczywiście wszystkie są stworzone z największą precyzją z kolorowego szkła. Mój przyjaciel i ja dawno temu zajmowaliśmy się rękodziełem, a naszą specjalnością były wyroby właśnie ze szkła. Cieszę się, gdy tylko mogę sobie przypomnieć te szczęśliwe czasy… Przechodzę do pomieszczenia głównego. Niewyprane dywany leżą w nieładzie na podłodze, a na nich książki. Sterty książek. Globus starszy od mojego pradziada, dalej w tym samym miejscu, tuż koło kociołka położonego na piecu. W popiele tli się jeszcze mały ogieniek, trzeba mu pomóc, by znów dumnie płonął. Obok tego kominka jest wiaderko, złote z fikuśną rączką. Za globusem i piecem mamy krótki korytarzyk zakończony oknem, przez które już się wlewa księżycowe światło, kontrastując z resztą pomieszczenia, gdzie radośnie płoną świece. Tam stoi sobie gablotka z całą porcelanową zastawą. Nie można też zapomnieć o kredensie z bibelotami, a także o niewielkim, kobiecym posągu. Leży przy nim dzbanek na wodę – niech leży dalej. Przenosząc wzrok na drugą stronę pomieszczenia zobaczymy zabytkowe biurko z równie starym krzesłem. Na blacie są świece i papiery. Moje plany na przedstawienia. Z półek umieszczonych nad biurkiem wylewają się różne starocie, a na dół ścieka stearyna z wypalonych ogarków. Na tej samej ścianie wisi zegar,  który stoi w miejscu już od osiemdziesiątego drugiego – niech stoi dalej. Obok niego znów więcej zasuszonych pokrzyw i jeszcze winogrona. Gdzieś pod ścianą rozpada się do końca stare krosno prababki. Nadal pozostały na nim zaplecione nici. Jakieś wysokie regały z kurzem i księgami, bezużyteczne, puste skrzynie, wypchany paw na jednej z półek i to tyle. Pomieszczenie główne to moje ulubione miejsce z całego domu. Kuchnia? Gdzieś tam jest, a łazienka i gabinet też. W tym domu czas zatrzymał się już dawno, ale mi to nie przeszkadza, mimo że mamy dwa tysiące dziewiętnasty rok. Wręcz się cieszę, bo to po prostu moje miejsce na ziemi, ulica Greentones – mój dom. Jednak to miasto już nie jest „moim”. Te wszystkie nowoczesne wieżowce i zgiełk miast męczą. A na tej jednej uliczce można spokojnie pożyć, a tam życie się traci i marnuje. Kiedyś całe miasto było spokojnym miejscem, ale już nigdy więcej tak nie będzie – nie wrócą stare czasy, nie ma już tych samych ludzi, pozostało tylko jedno małe wspomnienie, a jest nim ta ulica. Przechadzam się teraz po zniszczonej, skrzypiącej podłodze i myślę. Jak co dzień. W końcu siadam przy biurku, a spod sterty książek  i zapisków ktoś na mnie patrzy. Oczy z guzików, duża, nieproporcjonalna do reszty ciała głowa i ten uśmiech z czarnego sznurka.

– Dzień dobry Isabel – gładzę ją po jej czarnych włosach – Wróciłem do domu, teraz znów możemy odegrać przedstawienie.

Odkrywam moje czarne pianino i przecieram je delikatnie z kurzu. Isabel kładę na jego wierzchu.

– A teraz zagram ci moja droga, zatańcz, reszta aktorów zaraz do ciebie dołączy – wygrywam z początku cichą melodię, skomponowaną kilka dni temu, specjalnie do mojej najnowszej sztuki.

Isabel usłyszawszy tylko muzykę od razu podniosła swoją głowę i wstała. Przeszła na sam środek pianina i zaczęła tańczyć. Delikatne podrygi z czasem przeszły w regularny, dość energiczny taniec. Pięknie sobie radziła. Lalka wirowała dalej, aż zbliżyła się niebezpiecznie blisko krawędzi. Kiedy już miała spaść złapała ją duga maskotka.

– Dobrze, Leonardo! Uratowałeś Isabel! – zawołałem – Wreszcie scena idealna!

Teraz gram już pewnie i szybko, a muzyka staje się coraz to głośniejsza. Oboje wirują ubrani w piękne niedawno uszyte stroje. Niemało się nad nimi napracowałem. Trudno jest zrobić coś tak maleńkiego. Pierwsza piosenka dobiega już końca, lecz to dopiero początek wielkiego widowiska. Wkrótce, wraz z następnymi dźwiękami, zjawiają się kolejne i kolejne postacie. Każda ma baśniowy, kolorowy strój. Tak jak miało być. Moi mali aktorzy tańczą, aż w końcu tępo błyskawicznie zwalnia, a zza pianina wyskakuje potwór. Chwilę grozy oddaję kilkoma krótkimi, szybkimi uderzeniami w klawisze. Maskotki się rozbiegają, niektóre spadają z instrumentu. Moja parka zostaje na samym środku, a potwór swą ciężką łapą ściąga Leonarda ze sceny. Isabel pada kolana i zanosi się płaczem. Tuż za nią pojawia się kolejny aktor, przebrany za ducha Leonarda. Dotyka ramiona dziewczyny swoją szmacianą ręką, a ona się odwraca i ze smutkiem na twarzy wpada mu w ramiona. Wygrywam ostanie nuty i scena pierwsza się kończy.

– Brawo! – klaszczę w ręce, a na pianinie pojawiają się wszyscy aktorzy i lekko się kłaniają – Zagrajmy teraz wszystko od początku.

W milczeniu lalki usuwają się ze sceny, a spektakl zaczyna się od nowa, już w pełnej swojej formie.

– Uwaga! Aktorzy, kurtyna i… akcja! – pierwsze spokojne nutki wypełniają pomieszczenie i już w krótce w powietrzu unosi się zapach kurzu, który podnieśli aktorzy wychodzący ze swoich kryjówek.

To jest mój teatr, to jest moja scena. 

Koniec

Komentarze

Jasimi, niespełna siedem tysięcy znaków to jeszcze nie opowiadanie. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na SZORT.

Popraw też zapis dialogów. Tu znajdziesz wskazówki: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć,

bardzo melancholijny tekst, a przynajmniej takie uczucie u mnie wywołał. Ogólnie nie mam jakiś większych zastrzeżeń, chociaż liczyłem na więcej akcji. Możliwe, że zawarłaś tutaj jakieś przesłanie, ale chyba go nie zrozumiałem.

Poniżej wrzucam parę uwag:

 

„Ubrania podrygują delikatnie jakby tańczyły.” – przecinek przed „jakby”

 

„Wchodzę do mojego domu i starannie zatrzaskuję zepsute drzwi.” – chyba nie ma potrzeby tego podkreślać, zwłaszcza, że parę zdań wcześniej już wspomniałaś, że bohater szedł do swojego domu.

 

„Przenosząc wzrok na drugą stronę pomieszczenia zobaczymy zabytkowe biurko z równie starym krzesłem” przecinek przed „zobaczymy”

 

„Gdzieś pod ścianą rozpada się do końca stare krosno prababki” – pogrubione wydaje mi się nie potrzebne

 

A na tej jednej uliczce można spokojnie pożyć, a tam życie się traci i marnuje” – usunąłbym to pierwsze „a”

Cześć,

dziękuję ze komentarz i wszystkie uwagi. To opowiadanie jest moim debiutem na forum Nowej Fantastyki. Jeśli chodzi o brak większej akcji to specjalny zabieg, ponieważ wolałam utrzymać treść w statycznym stylu. 

Dzień doberek. 

Znów te deski na mojej drodze, kiedyś trzeba zrobić porządek w tym stronach.

-> Prędzej w “tych” by pasowało.

 

Pomarańcz już się wlał na niebo i ściga się z czerwienią i żółcią.

→ Wlała?

 

Kiedy już praktycznie stoję pod swoimi drzwiami, wyczuwam zewsząd zapach pokrzywy. To moja ulubiona roślina, która znajduje się w moim zielniku.

→ W tekście zaimki są mocno nadużywane. 

 

Lekki powiew wiatru kieruje mój wzrok na sznurki ze świeżym praniem, wywieszonym przez sąsiadów. Ubrania podrygują delikatnie jakby tańczyły. Moja teza po raz kolejny się sprawdza. Przedmioty mają duszę.

Wchodzę do mojego domu i starannie zatrzaskuję zepsute drzwi.

 

→ Warto byłoby zwrócić na to uwagę. 

 

A co do opinii: 

Hmmm, nastrojowe takie. Dla mnie trochę pierwsza połowa nudnawa – opis domu, pomieszczeń… Nie przepadam za takim stylem. Ale scenka z tym pianinem i lalkami całkiem intrygująca, mimo że nie do końca rozumiem o co chodzi ;D Poza zaimkozą czytało się w porządku.

Skoro debiut, no to witamy! 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Hej

 

  1. Pierwsza część mimo że pełna ładnych opisów to są jednak one trochę przydługie.
  2. Dziwnie przerzucasz się między narracją. Raz piszesz tak jakby bohater był świadomy że ktoś jego słowa/myśli będzie czytał a raz wręcz przeciwnie.
  3. Witamy na portalu!

Pozdrawiam

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Cześć!

- NearDeath – Dzięki za naniesienie poprawek, na pewno będą przydatne. Cieszę się, że opowiadanie przypadło ci do gustu mimo wspomnianej “zaimkozy” ;) 

 

– aKuba – Dłuższy opis na wstępie jest poniekąd eksperymentem z mojej strony, ponieważ wcześniej nie decydowałam się na taką formę. Jeśli chodzi o narrację jest ona prowadzona tutaj w nieuporządkowany, poniekąd niekontrolowany sposób. 

Cześć!

Sentymentalne, może wręcz melancholijne. Taki slow life we własnym świecie (może kiedyś dożyję…)

Krótkie, choć to tylko szort, ale przydałoby się więcej niż jedna scena imho. Ale całkiem zgrabnie to wyszło.

Z kwestii edycyjnych wpadło mi to:

Isabel pada kolana i zanosi się płaczem. → Isabel pada na kolana i zanosi się płaczem.

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ulica, którą szedłem była wąska. Sparciałe dechy i kamienie poniewierały się pod moimi nogami. Patrzyłem wtedy na popękane dzbany, dawno już nie widziały wody. Drewniane wozy porzucone przy drodze. Jeszcze na nich owoce. Po obu stronach domy. Różne, ale jednak takie same. Latarnie na ich ścianach rozświetlają mrok, nieubłagalnie zbliżający się  nad miasto.

Popatrz na wyboldowane czasowniki. Cztery pierwsze są w czasie przeszły, a potem ni stąd ni zowąd pajawia się czas teraźniejszy. Dalej jest tego więcej. Rybka albo akwarium, albo piszesz w czasie teraźniejszym, albo przeszłym, w obu jednocześnie się nie da.

 

Ładnie budujesz nastrój, ale to zaledwie scenka, na dodatek poprzedzona dłuuugachnym opisem domu. Gdzie właściwie jesteśmy? Kim jest bohater? Na te pytania czytelnik nie dostaje odpowiedzi. Warto by tę scenkę obudować historią.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nie wiem co to ma wspólnego ze stoicyzmem, a jestem dość dobrze oczytany w tym temacie. 

Opowieść ciekawa. Miałem problem z ulokowaniem w czasie. Początek sugeruje starożytność, ale pianino nijak nie pasuje. 

aż w końcu tępo błyskawicznie zwalnia

Tempo.

Na początku jest zachowana przyjemna, sentymentalna atmosfera. W drugiej części mamy za to intrygujące przedstawienie, gdzie fantastyka gra pierwsze skrzypce, więc jestem całkiem usatysfakcjonowana, choć całość to jednak krótka scenka bez większej fabuły. Przeszkadzało mi mieszanie czasów teraźniejszego i przeszłego, poza tym trafił się jeden długaśny akapit, który na pewno przydałoby się trochę pociąć.

Poza tym zgrzytnął mi czas wydarzeń. Dowiadujemy się, że latarnie rozpraszają mrok, ale potem czytamy, że jest dopiero zachód słońca, za to kiedy bohater wchodzi do domu, przez okno wpada już księżycowe światło… Wygląda na to, że długo szedł tą ulicą.

deviantart.com/sil-vah

Podoba mi się twój styl, lekki bardzo naturalnie korespondujący z czytelnikiem. Masz flow dzięki któremu przyjemnie leci się z tekstem, jeśli coś się w nim dzieje, bo właśnie, początek niestety mnie nie przekonał. Nie chodzi o sam opis, tutaj wszystko w porządku, tylko jego długość. Te same odczucia wydaje mi się, że potrafisz ująć konkretniej. 

Przyjemna scenka i miły szort na koniec dnia  :) Pozdrawiam serdecznie 

 

Zawsze coś da się poprawić

Cześć!

- krar85 – Jedna scena w tym shorcie jest celowa, opowiadanie miało się głównie opierać na formie opisu. Dzięki za komentarz!

- Irka_Luz – Pytanie, które zadajesz nie wymagają odpowiedzi. Nadają tajemniczości, nie musimy wiedzieć kim jest bohater i gdzie dokładnie się znajduje. Mimo, że było to zamierzone, dziękuję za zwrócenie uwagi, a także za inne sugestie.

- GeckoRage – Tytuł stoik ma podkreślać wewnętrzy spokój bohatera. W tekście jest dokładnie określony czas.

- Silva – Mało fabuły, z tym jestem w stanie się zgodzić, lecz opowiadanie specjalnie jest zbudowane statycznie, jedynie scena teatrzyku miała dodawać trochę akcji.

- Kulosław – Cieszy mnie, że utwór się podobał. Dziękuję za komentarz.

Przeczytałam i mam nieodparte wrażenie, że przez kilka chwil podglądam obcego mężczyznę w dość intymnej sytuacji, no bo ilu panów po powrocie do domu bawi się lalkami i urządza sobie kukiełkowe przedstawienia…

Czytało się nieźle, ale mogło być znacznie lepiej, gdyby wykonanie było lepsze. Wielka szkoda, Jasimi, że usterki wskazane przez wcześniej komentujących nie zostały jeszcze poprawione i nadal utrudniają lekturę.

 

Spar­cia­łe dechy i ka­mie­nie po­nie­wie­ra­ły się pod moimi no­ga­mi. ―> Deski nie parcieją. Zbędny zaimek.

Pewnie miało być: Spróchniałe dechy i ka­mie­nie po­nie­wie­ra­ły się pod no­ga­mi.

 

To moja ulu­bio­na ro­śli­na, która znaj­du­je się w moim ziel­ni­ku. ―> Czy oba zaimki są konieczne?

 

W samym domu znaj­du­je się mnó­stwo ta­ko­wych wi­tra­ży. ―> A może zwyczajnie: W domu znaj­du­je się mnó­stwo ta­kich wi­tra­ży.

 

a na dół ście­ka ste­ary­na z wy­pa­lo­nych ogar­ków. ―> Skoro ogarki wypaliły się to zgasły, a stearyna skrzepła i już nie ścieka.

 

Na tej samej ścia­nie wisi zegar,  który stoi w miej­scu już od osiem­dzie­sią­te­go dru­gie­go… ―> To zegar wisi czy stoi?

A może: Na tej samej ścia­nie wisi zegar, który zatrzymał się w osiem­dzie­sią­tym dru­gim

 

ale mi to nie prze­szka­dza… ―> …ale mnie to nie prze­szka­dza

 

– Dzień dobry Isa­bel – gła­dzę ją po jej czar­nych wło­sach – Wró­ci­łem do domu, teraz znów mo­że­my ode­grać przed­sta­wie­nie. ―> – Dzień dobry, Isa­bel.Gła­dzę ją po czar­nych wło­sach. – Wró­ci­łem do domu, teraz znów mo­że­my ode­grać przed­sta­wie­nie.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Od­kry­wam moje czar­ne pia­ni­no… ―> Zbędny zaimek.

 

od razu pod­nio­sła swoją głowę i wsta­ła. ―> Zbędny zaimek – czy istniała możliwość, aby podniosła cudzą głowę?

 

zbli­ży­ła się nie­bez­piecz­nie bli­sko kra­wę­dzi. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …znalazła się nie­bez­piecz­nie bli­sko kra­wę­dzi.

 

a mu­zy­ka staje się coraz to gło­śniej­sza. ―> …a mu­zy­ka staje się coraz gło­śniej­sza.

 

Moi mali ak­to­rzy tań­czą, aż w końcu tępo bły­ska­wicz­nie zwal­nia… ―> Moi mali ak­to­rzy tań­czą, aż w końcu tempo bły­ska­wicz­nie zwal­nia

Poznaj znaczenie słów tępotempo.

 

a po­twór swą cięż­ką łapą… ―> Zbędny zaimek.

 

Isa­bel pada ko­la­na i za­no­si się pła­czem. ―> Tu pewnie miało być: Isa­bel pada na ko­la­na i za­no­si się pła­czem.

 

Do­ty­ka ra­mio­na dziew­czy­ny… ―> Do­ty­ka ramienia dziew­czy­ny

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika ramię.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć! Witam na portalu i ostrzegam – będzie krew, pot i łzy.

 Ulica, którą szedłem była wąska.

Ulica, którą szedłem, była wąska. To wtrącenie, musi być wydzielone.

 Sparciałe dechy

Z jednej strony mi się podoba, ale z drugiej… https://sjp.pwn.pl/szukaj/sparcia%C5%82y.html

 poniewierały się pod moimi nogami

Anglicyzm. Poniewierały mi się pod nogami.

 Patrzyłem wtedy na popękane dzbany, dawno już nie widziały wody.

Dlaczego "wtedy"? Dodałabym też "które", bo zdanie skacze z podmiotu na podmiot.

 Drewniane wozy porzucone przy drodze. Jeszcze są na nich owoce.

Wozy owocują? Rozkompresuj ten opis.

 Po obu stronach domy.

Dałabym myślnik: Po obu stronach – domy.

 Latarnie na ich ścianach rozświetlają mrok, nieubłagalnie zbliżający się nad miasto.

Nieubłaganie. I – ten mrok się zbliża? Jest rozpraszany? (Przez latarnie.) Dosyć to trudne do wyobrażenia. A, i podwoiła się spacja.

 Gdzieniegdzie przebija się trawa

… spomiędzy domów? Gdzie jest ta trawa?

 spróchniałe niskie drzewka rosną

Jak spróchniałe (skąd narrator o tym wie?), to już nie rosną.

 Jakiś kram oferujący magiczne eliksiry, przystanął na rozwidleniu ulic.

Wtrącenie: kram, oferujący magiczne eliksiry, przystanął. I – kramy nie biegają. To miasto ma być nieruchome i opuszczone, a nagle coś takiego sugerujesz?

 Znów te deski na mojej drodze, kiedyś trzeba zrobić porządek w tym stronach.

Serio? Facet (?) idzie przez miasto, z którego wszyscy mieszkańcy najwyraźniej pouciekali w popłochu, i myśli, że trzeba posprzątać? W tych stronach.

 Pomarańcz już się wlał na niebo i ściga się z czerwienią i żółcią. Jak przyjemnie jest tutaj jesienią.

Non sequitur. Opisujesz, jak sądzę, zachód słońca, ale – choć wiem, jak to powinno wyglądać – zupełnie go nie widzę.

 Z daleka już migocze zielona latarnia mego domu. To zdecydowanie najbardziej zapuszczony obiekt na ulicy Greentones.

Czemu latarnia jest zapuszczona? Szyk pierwszego zdania trochę dziwny.

 Choć budynek jeszcze nie ma wybitych okien, to jego widok może przyprawić o dreszcze niejednego.

Ale dlaczego?

 Kiedy już praktycznie stoję pod swoimi drzwiami, wyczuwam zewsząd zapach pokrzywy.

Tak nagle?

To moja ulubiona roślina, która znajduje się w moim zielniku.

Co dokładnie chciałaś powiedzieć?

 Lekko odczepiam od ściany jego pęczek i wręcz rozkruszam w dłoniach.

Czemu "lekko"? I czosnek musiałby być chyba liofilizowany, żeby się tak pokruszyć.

 Lekki powiew wiatru kieruje mój wzrok na sznurki

… czemu jego wzrok powiewa na wietrze?

 Ubrania podrygują delikatnie jakby tańczyły.

Ubrania podrygują lekko, jakby tańczyły.

 Przedmioty mają duszę.

A w jaki sposób to wynika z bycia miotanymi wiatrem? I – wszystkie mają jedną?

 Wchodzę do mojego domu

Zaraz, to suche zioła wiszą na dworze? Deszcz tutaj nie pada?

 starannie zatrzaskuję

Oksymoron. Nie da się tak.

 Zamiast zwykłych drewnianych płyt, mają piękne barwne szkiełka

Bez przecinka.

 a te z kolei układają się w mozaikę. Tworzy ona malutką kukiełkę.

Na pewno wiesz, co znaczą te słowa?

 a jej sukieneczka taka urocza – różowa

Brakuje podmiotu.

 takowych witraży

Takich.

 Przechodząc przez korytarz znajdziesz tam idealne odwzorowania moich ukochanych lalek.

"Tam" jest anglicyzmem, po polsku niepotrzebne.

 oczko puści ci

Powtórzony dźwięk.

Oczywiście wszystkie są stworzone z największą precyzją z kolorowego szkła.

Zrobione. Stwarza się wszechświat, wszystko inne można tylko zrobić.

 naszą specjalnością były wyroby właśnie ze szkła

Dziwny szyk: naszą specjalnością były właśnie wyroby ze szkła.

 pomieszczenia głównego

Tak mówią archeolodzy, ale mieszkańcy?

 Globus starszy od mojego pradziada, dalej w tym samym miejscu, tuż koło kociołka położonego na piecu

Potknęłam się. Wtrącenie jest niepotrzebne i mylące. Kociołek raczej się stawia, niż kładzie.

 W popiele tli się jeszcze mały ogieniek, trzeba mu pomóc, by znów dumnie płonął.

Ale dlaczego? To znaczy, dotąd było bardzo spokojnie, a tu nagle coś takiego? Nie wiem, do czego zmierzasz.

 Obok tego kominka

Przed chwilą był piec?

 Za globusem i piecem mamy krótki korytarzyk zakończony oknem, przez które już się wlewa księżycowe światło, kontrastując z resztą pomieszczenia, gdzie radośnie płoną świece.

Raz – nie widzę rozkładu tego pomieszczenia, chociaż opisujesz je w najdrobniejszych detalach. Dwa – słońce jeszcze porządnie nie zaszło, a już go nie ma? I trzy – czemu światło kontrastuje z "resztą pomieszczenia"? Światło nie jest częścią pomieszczenia. I czemu świece płoną "radośnie"? Co chcesz powiedzieć? Mam zupełny mętlik.

 niewielkim, kobiecym posągu

To może być posąg przedstawiający kobietę, ale nie kobiecy.

 Przenosząc wzrok na drugą stronę pomieszczenia zobaczymy zabytkowe biurko z równie starym krzesłem.

Też mam ten problem – za dużo szczegółów. Zastanów się, jaką funkcję one pełnią, jeśli żadną, wywal.

 Moje plany na przedstawienia.

?

 Z półek umieszczonych nad biurkiem wylewają się różne starocie

Hmm.

 a na dół ścieka stearyna z wypalonych ogarków

Teraz świece robi się ze stearyny, ale dotąd myślałam, że jesteśmy w świecie fantasy?

 wisi zegar, który stoi w miejscu

Podwojona spacja. Zegary zwykle stoją w miejscu, ja przynajmniej nie widziałam, żeby się ruszały – a Tobie chodzi chyba o to, że zegar stanął, czyli nie działa.

 Obok niego znów więcej zasuszonych pokrzyw

Po co "znów"?

 jeszcze winogrona

Zasuszone?

 rozpada się do końca stare krosno

Rozpadają się krosna (pluralis tantum).

 Nadal pozostały na nim zaplecione nici.

Założona osnowa, ale niespecjalista może tak powiedzieć.

 Jakieś wysokie regały z kurzem i księgami, bezużyteczne, puste skrzynie, wypchany paw na jednej z półek i to tyle.

Tak, pora kończyć opis. "Bezużyteczne puste skrzynie" nie potrzebują przecinka (to grupa nominalna).

 Pomieszczenie główne to moje ulubione miejsce z całego domu.

Kolokwialne. W całym domu.

 mi to nie przeszkadza

Mnie to nie przeszkadza (zaimek na pozycji akcentowanej musi być długi).

 mimo że mamy dwa tysiące dziewiętnasty rok

Chociaż mamy dwa tysiące dziewiętnasty rok. I co to ma do rzeczy, który jest rok?

 Wręcz się cieszę, bo to po prostu moje miejsce na ziemi, ulica Greentones – mój dom.

I?

 Te wszystkie nowoczesne wieżowce i zgiełk miast męczą.

Zgoda, tylko co ma jedno do drugiego?

 A na tej jednej uliczce można spokojnie pożyć, a tam życie się traci i marnuje.

Nie wiem, skąd to wynika.

Kiedyś całe miasto było spokojnym miejscem

Angielskie.

 – Dzień dobry Isabel – gładzę ją po jej czarnych włosach – Wróciłem do domu, teraz znów możemy odegrać przedstawienie.

– Dzień dobry, Isabel. – Gładzę ją po czarnych włosach. – Wróciłem do domu, teraz znów możemy odegrać przedstawienie.

 przecieram je delikatnie z kurzu

Hmm.

 A teraz zagram ci moja droga

A teraz ci zagram, moja droga. Przed wołaczem dajemy przecinek.

 zaraz do ciebie dołączy – wygrywam z początku cichą melodię, skomponowaną kilka dni temu, specjalnie do mojej najnowszej sztuki.

Interpunkcja i szyk: zaraz do ciebie dołączy. – Wygrywam melodię, z początku cichą, skomponowaną kilka dni temu specjalnie do mojej najnowszej sztuki.

 Isabel usłyszawszy tylko muzykę od razu podniosła swoją głowę i wstała.

A czyją głowę miała podnieść? Isabel, usłyszawszy tylko muzykę, od razu podniosła głowę i wstała.

 Delikatne podrygi

Co dokładnie próbujesz pokazać?

 regularny, dość energiczny taniec

?

 zbliżyła się niebezpiecznie blisko krawędzi

Powtórzenie i niezgrabna gramatyka: aż niebezpiecznie zbliżyła się do krawędzi.

 Kiedy już miała spaść złapała ją duga maskotka.

Kiedy już miała spaść, złapała ją druga kukiełka. Czasowniki rozdzielamy, maskotka i kukiełka to nie to samo.

 Uratowałeś Isabel! – zawołałem

Po "zawołałem" powinna być kropka.

 coraz to głośniejsza

"To" wytnij, wyraźnie nie o to chodzi.

 Oboje wirują ubrani w piękne niedawno uszyte stroje.

Oboje wirują, ubrani w piękne, niedawno uszyte stroje.

 w końcu tępo błyskawicznie zwalnia

Tempo. Ale cała ta fraza jest bez sensu – zwalnianie to proces, musi potrwać, a "błyskawicznie" sugeruje, że muzyka zwolniła nagle.

 krótkimi, szybkimi uderzeniami w klawisze

A mogą być długie uderzenia?

Isabel pada kolana

Zgubiło się "na".

 Dotyka ramiona dziewczyny

Dotyka ramienia, albo ramion.

 już w pełnej swojej formie

Hmm.

 pierwsze spokojne nutki

"Pierwsze" to początek zdania, dużą literą.

w krótce

Łącznie.

 

Nastrojowe, ale o co tu chodzi? Poza nastrojem, oczywiście.

 wolałam utrzymać treść w statycznym stylu.

Czyli? Jaka jest treść?

 Jeśli chodzi o narrację jest ona prowadzona tutaj w nieuporządkowany, poniekąd niekontrolowany sposób.

Nie zauważyłam tego. Trochę trudno mi uwierzyć, że facet wraca do domu i opisuje go w takich szczegółach – tak dla siebie. Że miasto wydaje mu się puste, mogę. Ale z początku myślałam, że jest dosłownie puste.

 Nadają tajemniczości, nie musimy wiedzieć kim jest bohater i gdzie dokładnie się znajduje.

Nie, nie musimy. Ale tę scenkę można potraktować raczej jako ćwiczenie stylu, niż opowiadanie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka