- Opowiadanie: GeckoRage - Sarna

Sarna

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Nevaz, Finkla

Oceny

Sarna

Las mienił się kolorami i zapachami, gdy Karia – dorosła już sarna rodem wyjęta z filmu o małym Bambi – usłyszała szelest w sitowiu. Spojrzała przestraszona i padł strzał. Rzuciła się w szaleńczym pędzie dalej i dalej, gdy za nią zahuczał głęboki niedźwiedzi głos:

– O cholera, przepraszam, nie chciałem, ja myślałem że jesteś człowiekiem.

Zdążyła już przebiec kawałek gdy wreszcie dotarły do niej te słowa. Odwróciła głowę i dostrzegła misia w stroju myśliwego. Strzelbę miał na plecach, a wielkimi rękami machał w powietrzu:

– Przepraszam, nie chciałem, przepraszam, zaczekaj, CHCĘ POMÓC.

Machał, jakby chciał powiedzieć "Jestem bezbronny, nie zagrażam ci". Wielkie pazury nie były jednak przekonujące. Z drugiej strony, jakby chciał ją skrzywdzić, to już ponownie użyłby strzelby.

– Nie zbliżaj się, o co chodzi? – krzyknęła. 

Zdyszany miś stanął, złapał oddech, po czym ciężko dysząc zaczął krzyczeć.

– Nie musisz się obawiać, jestem ze związku myśliwskiego. Uff, fff uff. Nie polujemy na zwierzęta. Jak bym ci cokolwiek zrobił to miałbym sprawę. Uff, puff. Bardzo się cieszę że jesteś cała. Uff. 

– To wszystko? Po to mnie zatrzymałeś?

– Nie, nie możesz tutaj być. Uff… To jest las. Ducha wyzionę – powiedział po czym wyciągnął flaszkę z torby i wypił solidny łyk – musisz pójść do miasta, jak wszyscy. Na pewno twoja rodzina już tam jest.

– Co to znaczy musisz? Tu jest moje miejsce!

– Już nie, weszło prawo że nie wolno mieszkać w lesie. A ja jako myśliwy mam obowiązek poinformować cię o tym. No i jakbyś nie chciała pójść, to muszę to poinformować lokalne władze. Ale tak będzie lepiej, naprawdę. Będziesz szczęśliwa. – Odwróciła głowę i dała nura w las obojętnie. 

 

***

 

– Tato, ludzie – wpadł do pomieszczenia mały miś, zapalając światło.

Ojciec otworzył oczy i bez słowa wstał podszedł do kominka, po czym zdjął ze ściany wiszącą nad nim strzelbę. Był już w pełni ubrany, gotowy. Spojrzał na syna i powiedział zdecydowanie:

– Prowadź.

Szli długo przez las. Duży miś świecił podłużną kierunkową lampą elektryczną o dużej mocy, a mały niósł lampę oliwną. Może nie była najzgrabniejsza, ale solidnej bażanciej produkcji.

– To gdzie teraz? – mruknął ojciec. 

– Gdzieś tutaj. Było ognisko i namioty. Na pewno niedaleko tego głazu. Może na wsch…

Wystrzał. Niedźwiedź skoczył w bok, po czym się obrócił i wycelował w kierunku strzału. Kolejny strzał. Dostrzegł kształt, strzelił. Zobaczył cienie w oddali. Uciekały. Strzelił ponownie. Zbyt daleko, zbyt ciemno. Zaczął przeładowywać i biec w ich stronę, gdy usłyszał głos syna:

– Tato, trafili mnie.

Spojrzał i zobaczył syna we krwi. 

– Nie! – powiedział. Zakładał, że jemu samemu może się coś stać, ale syna zawsze starał się trzymać z boku, z dala. Miał się zawsze chować. Miał zawsze padać na ziemię. Unikał brania go na akcje. Nie mogło mu się nic stać. A jednak. Zbliżył się i drżącymi rękami zaczął badać ranę – Nie, nie, nie – jęczał pod nosem. 

 – Nie przejmuj się, tato – powiedział mały miś – tak trzeba było, postąpiliśmy słusznie. 

 – Nawet tak nie mów – zaryczał roztrzęsiony ojciec – nic ci nie będzie. 

Tymczasem z pękniętej lampy oliwnej ogień przeniósł się na ściółkę. Miś nie widział tego jeszcze, ale właśnie sprowadził śmierć nie tylko na syna, ale i na wiele innych zwierząt tego lasu, w tym samego siebie.

Ten pożar wielu też zabrał dom.

 

***

 

– Pokochasz ten styl życia, zobaczysz – powiedziała zebra wchodząc przodem do kawiarni. – Zaczniemy od najlepszego: kawa. Najlepszy wynalazek ludzi. Ge-nial-ne. Musisz spróbować. 

– Ja lubię wodę – powiedziała Karia w wąskiej przerwie w słowotoku.

– Nie ma takiej możliwości, po prostu nie-ma. Dzień dobry, dwa-razy-cafe-late i o, te brownie. Fenomenalnie do siebie pasują – zwracając się na przemian do sarny i do sprzedawcy. – To może duża. W końcu to nie my płacimy, nie? I proszę obydwie posłodzić po dwie łyżeczki. Brązowym. Będzie kartą. Ja się nazywam Niki a to jest Karia. Tu zawsze podpisują kubki, to taki miły zwyczaj. Czuję się po prostu traktowana tak personalnie. Wiedzą jak zadbać o klienta. 

– Ja poproszę wodę. 

– Gdzie tam, zobaczysz, jak spróbujesz kawy to na zawsze zapomnisz o wodzie. Chodź, tam usiądziemy, przyniosą nam do stolika. Opowiedz mi coś o sobie. Na pewno nosa poza las nie wytknęłaś i teraz cały ten świat cię fascynuje jak jakieś bajeczne marzenie. 

– Tak właściwie to nie. Było mi całkiem dobrze, a tutaj…

– Bo jeszcze nic nie widziałaś, zobaczysz. Jak tylko poznasz luksusy miasta to w życiu nie będziesz chciała wrócić. O, idzie kawa, zobacz jak szybko. Więc tak, najpierw spróbuj ciastka a potem popijasz kawą. O tak… – ugryzła – ummmmmm, a teraz kawcia… – siorbnęła – ale to dobre. To po prostu niesamowite co tutaj robią. 

Karia ugryzła kawałek ciastka, ale aż skręciło ją od słodyczy. Następnie poparzyła się niemniej słodką breją. To co wyczuła pod całym tym cukrem, podobało jej się jeszcze mniej. Mieszał się gorzko palony smak z mdłym mlekiem. Mleka nie powinno się pić, to napój od matki dla dziecka. Jak można zabierać go dziecku? To nie ma nic wspólnego z naturą. Aż zadrżała na tę myśl. Niki niczego nie zauważyła przejęta mówieniem. Na szczęście usłyszeli prośbę o wodę i Karia mogła przepić ten ulepek. Westchnęła. Tęskniła za lasem. Tam wszystko było prawdziwe. Wszystko było tam gdzie trzeba. Tutaj nic nie smakuje tak jak powinno. Wszystko jest sztuczne.

 

***

 

– O, wreszcie, myślałam że już nie przyjdziesz – powiedziała hipopotamica – wzięłam ci dużą czarną, jak zwykle.

– Dzięki, przepraszam, ciężki przypadek.

– Co, znów jakaś nierozgarnięta koza ze skraju świata?

– Nie, zupełnie nie. Zdziwisz się, ale to była sarna. Śliczniutka taka. Ale zupełnie jak z innego świata. Przesiedziała wszystko w lesie i nie chciała się z niego ruszać. Straciła go w tym ostatnim pożarze. Ale prosiła by przenieść ją do innego.

– Chce cały czas żyć w lesie? To straszne! Zimno tam, trudno o jedzenie.

– I właśnie to jest najdziwniejsze. Uważa że jej tam było dobrze, a wychudzona jak patyk. Lekarz jak ją zbadał to złapał się za głowę. Wygłodzona, brzydko zrośnięte ramię, w kilku miejscach uszkodzenia skóry. A ta twierdzi, że nic jej nie jest.

– Wiesz jak to jest z tymi z lasu. Nie wiedzą czego im brakuje. Pobędzie parę dni w cywilizacji to zmieni podejście. 

– Już jest tutaj tydzień i wciąż chce do lasu. Odmawia pomocy. Odmawia jedzenia. No ja nie wiem.

– Ale pomagacie jej?

– Jak zwykle. Mieszkanko, opiekuna, budżet. Mam świetną opiekunkę. Na pewno ją przekona.

– No to co, zrobiłaś co mogłaś. Założę się że jak ją spotkasz za rok to jej nie poznasz. 

– Mam nadzieję. Żyć w lesie? W zimie? Straszne. A tak przy okazji…

 

***

 

Karia wróciła do mieszkanka, odłożyła torby na stół, po czym wróciła by zamknąć drzwi na klucz. Nie czuła się dobrze w takim tłoku. Niby prawo i porządek, ale jednak jest to niepokojące – jest sama, odsłonięta, a obok przewijają się setki nieznanych zwierząt. W tym wilki, tygrysy, lwy… brr. 

Wróciła i wyciągnęła to na co czekała. Maliny. Gdy już zjadła kilka, to rozpakowała zakupy. Był tam owies, były owoce i warzywa. Nie tak dużo jak by chciała, bo drogie i szybko się psują, a ona nie ma czasu chodzić codziennie na zakupy. Westchnęła.

Tylko chleb został nierozpakowany. Wzięła kromkę i posmarowała ją przygotowanym wczoraj humusem. Wzięła też trochę wody i poszła z tym na balkon. Jedna kanapka, akurat tyle by być po niej tylko trochę głodna. Taki stan lubiła. W naturze zawsze była niedojedzona. W takim stanie czuła się najlepiej. Jedząc patrzyła na miasto wypełnione spieszącymi się zwierzętami. 

– Nic się nie zmieniło – pomyślała – wypędzili ludzi, którzy unieszczęśliwiali samych siebie, a teraz nas na siłę unieszczęśliwiają. Może jeszcze uda mi się wrócić do lasu? – pomyślała, po czym ugryzła kanapkę z hummusem.

Koniec

Komentarze

Zachęcam od wszelkich komentarzy. Co mógłbym poprawić? Co się podobało a co nie? Czy może coś kole w oczy?

GeckoRage, niespełna osiem tysięcy znaków to jeszcze nie opowiadanie. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, zmienione

Nie rozumiem tego opowiadania.

Co stało się z ludźmi? Dlaczego niedźwiedź chodził ze strzelbą? Dlaczego zwierzęta przeniosły się do miasta i przejęły sposób życia ludzi? Kto o tym zdecydował i dlaczego? Dlaczego w jednym mieście żyły zwierzęta pochodzące z różnych rejonów świata?

Same pytania i ani jednej odpowiedzi. :(

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

usły­sza­ła sze­lest w si­to­wiu. Spoj­rza­ła prze­stra­szo­na i wtem usły­sza­ła strzał. ―> Powtórzenie.

Proponuję: …usły­sza­ła sze­lest w si­to­wiu. Spoj­rza­ła prze­stra­szo­na i wtem padł strzał.

 

– Prze­pra­szam, nie chcia­łem, prze­pra­szam, za­cze­kaj, CHCĘ POMÓC ―> Dlaczego wielkie litery? Brak kropki na końcu zdania.

 

Ma­chał jak by chciał po­wie­dzieć… ―> Ma­chał, jakby chciał po­wie­dzieć

 

– Nie zbli­żaj się, o co cho­dzi? – Krzyk­nę­ła na ile tylko była w sta­nie―> Co to znaczy krzyczeć na ile jest się w stanie?

Proponuję: – Nie zbli­żaj się, o co cho­dzi? – krzyk­nę­ła najgłośniej jak mogła. 

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Zdzy­sza­ny miś sta­nął, pod­parł się na no­gach by zła­pać od­dech… ―> Literówka. Przypuszczam, że miś stał na nogach, więc co to znaczy, że podparł się na nogach?

 

wy­cią­gnął flasz­kę z torby i wziął so­lid­ne­go łyka… ―> …wy­cią­gnął flasz­kę z torby i wypił solidny łyk

Łyków się nie bierze.

 

Ale tak bę­dzie le­piej, na praw­dę. ―> Ale tak bę­dzie le­piej, napraw­dę.

 

Był już w pełni ubra­ny, jak by był go­to­wy. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Może: Był już w pełni ubra­ny i jakby/ chyba go­to­wy.

 

Wy­strzał. Ne­dź­wiedź sko­czył w bok, po czym się ob­ró­cił i wy­ce­lo­wał w kie­run­ku strza­łu. Ko­lej­ny strzał. Do­strzegł kształt, strze­lił. Teraz zo­ba­czył cie­nie w od­da­li. Ze­rwa­ły się na równe nogi i za­czę­ły ucie­kać. Strze­lił po­now­nie. ―> Czy to celowe powtórzenia?

 

I pro­szę oby­dwie po­sło­dzić po 2 ły­żecz­ki. ―> I pro­szę oby­dwie po­sło­dzić po dwie ły­żecz­ki.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

Karia wzię­ła gryza ciast­ka… ―> Karia ugryzła kawałek ciast­ka

Gryzów też się nie bierze.

 

To strasz­ne, zimno tam, cięż­ko o je­dze­nie. ―> To strasz­ne, zimno tam, trudno o je­dze­nie.

 

były inne owoce, no i oczy­wi­ście wa­rzy­wa. Nie tak dużo jak by chcia­ła, bo drogi i szyb­ko się psują… ―> Literówka.

 

Wzię­ła krom­kę i po­sma­ro­wa­ła go przy­go­to­wa­nym wczo­raj hu­mu­sem. ―> Piszesz o kromce, która jest rodzaju żeńskiego, więc: Wzię­ła krom­kę i po­sma­ro­wa­ła przy­go­to­wa­nym wczo­raj hu­mu­sem.

 

aku­rat tyle by być po niej tylko tro­chę głod­nym. ―> Piszesz o sarnie, która jest rodzaju żeńskiego, więc. …aku­rat tyle, by być po niej tylko tro­chę głodna.

 

po czym wzię­ła gryza ka­nap­ki z hu­mu­sem. ―> …po czym ugryzła kawałek ka­nap­ki z hu­mu­sem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

GeckoRage, spodobał mi się wątek sarny wyciągniętej z lasu do miasta. I ta próba uszczęśliwiania jej na siłę, próbując wmówić, że to, co wbrew jej naturze będzie dla niej dobre. Czy to aluzja do ludzi? Może do mieszkańców wsi? ;) Wiele razy spotkałam się z tym, że ludzie z miasta próbowali na siłę przekonywać ludzi ze wsi, że w mieście będzie żyło im się lepiej, że im się spodoba. Nie lubię takiego wmawiania. Jak można wmawiać coś człowiekowi? Kto zna nas lepiej niż my sami? :) Tak to odebrałam. Mam nadzieję, że dobrze zinterpretowałam wątek sarny. ;)

Utrapienica, tak :) Choć ja to widzę jeszcze ogólniej – do nas wszystkich w świecie niezgodnym z naszą naturą. Gdzie zagłuszamy naturalne instynkty sztucznymi przyjemnościami. Gdzie dajemy się tłamsić kulturze, w zamian za komfort i płytkie przyjemności. 

GeckoRage, tak! Oczywiście! Cały dzisiejszy świat jest przeciw człowiekowi, chociaż mówią nam, że jest dla niego. Spodobała mi się ta sarenka. Pozdrawiam! :)

regulatorzy, Dziękuję bardzo za te poprawki. Znalazłem więcej trefnych “jak by” :P

 

Wielkich liter używam gdy ktoś krzyczy. 

 

Co do misia co podpiera się na łapach, chodziło mi o pozycję w której ktoś się pochyla zapierając się rękami o kolana. Wciąż nie wiem czy jest to dobry opis, jak również mam wątpliwości czy jest to fizycznie możliwe, więc usunąłem. 

 

Bardzo dziękuję za poradnik dot pisania dialogów. Znalazłem tam też inne. Z wnikliwością przeczytam. 

 

Powtórzenie celowe. Staram się oddać klimat powtarzalności kolejnych strzałów. 

 

Poprawki wprowadzone :)

Ktoś wie jak robić odstępy między fragmentami tekstu?

Bardzo proszę, GeckoRage, cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne. :)

 

Zna­la­złem wię­cej tref­nych “jak by” :P

Nie zawsze jak by jest błędem. Zajrzyj do słownika i sprawdź, kiedy piszemy jak by a kiedy jakby.

 

Wiel­kich liter uży­wam gdy ktoś krzy­czy.

Nikt nie krzyczy wielkimi literami. Aby zaznaczyć, że ktoś krzyczy, wystarczy postawić wykrzyknik. Jeśli ktoś krzyczy wyjątkowo głośno i w naglącej sprawie, można postawić trzy wykrzykniki.

 

Co do misia co pod­pie­ra się na ła­pach, cho­dzi­ło mi o po­zy­cję w któ­rej ktoś się po­chy­la za­pie­ra­jąc się rę­ka­mi o ko­la­na. Wciąż nie wiem czy jest to dobry opis, jak rów­nież mam wąt­pli­wo­ści czy jest to fi­zycz­nie moż­li­we, więc usu­ną­łem. 

Szybko się poddałeś. Zamiast: Zdy­sza­ny miś sta­nął, pod­parł się na no­gach by zła­pać od­dech…  proponuję: Zdy­sza­ny miś sta­nął, pochylił się, oparł łapy na no­gach i ciężko oddychał

 

Ktoś wie jak robić odstępy między fragmentami tekstu?

Enterem.

 

Powodzenia w dalszej pracy twórczej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wzięła gryza zamieniłeś na wzięła ugryzła :D.

 

Pierwszy fragment w ogóle mnie nie zachęcił do dalszej lektury, ale na szczęście czytałem do końca. Z perspektywy ostatniej kropki, muszę przyznać, że spodobał mi się ten szort (choć mam poważne wątpliwości, czy to Science-Fiction ;) ). Podobało mi się przedstawienie odczuć sarny, podobało wykreowanie postaci jej opiekunów. Podejrzewam, że gdybyś rozciągnął opowiadanko na większą liczbę znaków, zaczęło by się robić dość wtórne, w końcu motyw nieszczęśliwego mieszczucha pojawia się w tylu hollywoodzkich filmach – ale ta uroczo absurdalna antropomorfizacja przynajmniej mnie wydała się na swój sposób intrygująca i świeża. W ogólnym rozrachunku, warsztatowo szału nie ma, ale nadrabiasz dialogami!

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Cześć :)

Przyjemnie się czytało. Wszystkie postaci są charakterystyczne, co zwłaszcza w takim krótkim tekście, nie jest łatwe do zrobienia. Jedyne co, nie potrafię dostrzec, co wnosi ten fragment o niedźwiedziu, któremu postrzelono syna. Znaczy, rozumiem, że on spalił las, ale wcześniej i tak sarna musiała się z niego wynosić. Mimo to, podoba mi się ogólny pomysł, wykonanie też niczego sobie :)

Pozdrawiam :)

 

No nie wiem… Z jednej strony domyślam się, co chciałeś powiedzieć, ale z drugiej trochę to naciągane. Ludzie nie zostali przeniesieni do miast nagle, trwało to wiekami, zmieniali się, przystosowywali. A Ty przenosisz zwierzęta ot tak, i od razu im się podoba.

Twoje miasto jest multi-culti, to znaczy żyją w nim zwierzęta z różnych części świata, takie przemieszanie musi zabrać parę lat. Jakim więc cudem sarenka nie zauważyła, co się wokół niej dzieje.

Pozbawiasz zwierzęta ich zwierzęcych cech. Jakim cudem sarenka robi kanapki? Kiedy zwierzaki wynalazły język? Czemu lwy nie zżerają sarenek?

I podstawowe pytanie: co właściwie stało się z ludźmi?

Pomysł może i dobry, ale za bardzo idzie w stronę bajki dla dzieci.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć,

 

Rozumiem przesłanie, zgadzam się z niektórymi tezami, ale z wykonaniem troszkę nie poszło. Za mało wyjaśniasz, za dużo pozostaje kwestii niedopracowanych, które przedmówcy już wyłożyli, a pod którymi ja się podpisuję. Interesuje mnie geneza: co się stało z ludźmi? Dlaczego zwierzęta żyją tak po prostu w mieście? Czemu drapieżniki nie polują? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.

 

A najbardziej to żal mi tej sarenki, której próbują wcisnąć, rzekomo taki wspaniały, wielkomiejski styl życia. Co za kłamstwo. :D Chociaż latte i brownie to akurat całkiem niezłe połączenie. ;)

 

W przyszłości będzie lepiej, wierzę.

 

Pozdrawiam i powodzenia w dalszych pracach. :)

Cześć.

 

Nie wszędzie poprawnie zapisujesz dialogi (i zapis myśli):

 

– Tato, ludzie – wpadł do pomieszczenia mały miś, zapalając światło.

– Nic się nie zmieniło – pomyślała – wypędzili ludzi, którzy unieszczęśliwiali samych siebie, a teraz nas na siłę unieszczęśliwiają. Może jeszcze uda mi się wrócić do lasu? – pomyślała, po czym ugryzła kanapkę z hummusem.

…oraz powtórzenie.

 

Również nieco mi brakuje, ale fakt, że to bajka (antybajka?) nieco łagodzi brak wyjaśnień.

 

Skojarzyło mi się z “Folwarkiem zwięrzęcym”. Wprawdzie świń nie ma, ale zawsze znajdzie się ktoś na ich miejsce. Kawa jest niedobra i gorzka, więc w pełni identyfikuję się z bohaterką.

Acz też ciekawi mnie, co się stało z ludźmi. Misie wszystkich wystrzelały?

Babska logika rządzi!

Przeanalizowałem argumenty i napisałem wyjaśnienia, ale postanowiłem jednak je usunąć. Wolę zostawić niedopowiedzenia :) 

Przedstawiony świat jest oczywiście fikcyjny. Byłby jednak prawdopodobny, gdyby jednego dnia wszystkie zwierzęta zyskały wysoką inteligencję. Zwłaszcza gdyby przy okazji ludzie zrobili się głupsi. 

Podpowiem tylko, że sarna mogła wiedzieć o zmianach na świecie od lat, ale wybrać zostanie w lesie. Aż zmusiło ją do jego opuszczenia prawo i pożar. Robienie kanapki jest możliwe przy odpowiednio dostosowanych sprzętach, albo przy modyfikacjach genetycznych.

To oczywiście nie ma znaczenia, bo sednem jest przekaz. Do niego konieczne było wywrócenie świata do góry nogami. 

Nowa Fantastyka