- Opowiadanie: slqn - Czy wyruszysz ze mną w tę noc?

Czy wyruszysz ze mną w tę noc?

Ficzek Warhammerowy dla jednego z moich bardziej sentymentalnych graczy i jego postaci. Znajomość świata niespecjalnie wymagana. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Czy wyruszysz ze mną w tę noc?

 Farielle obudziła się jeszcze przed wschodem słońca, dzięki czemu mogła teraz patrzeć, jak złocisty świt prostuje na wschodzie swe skrzydła. Polana, na której wciąż jeszcze żarzyło się ognisko elfki, zaczynała nabierać kolorów w blasku poranka; zieleni, bieli i, niekiedy, smakowitej czerwieni. Długa trawa wyciągała w górę senne łodygi, ciężkie od rosy. Mgła wciąż drzemała nad ziemią, nieświadoma swojego rychłego końca, gdy tylko słońce wychynie zza drzew. Młoda brzezina milczała, czekając na pierwsze podmuchy wiatru. Było w tym wszystkim coś smutnego. Elfka pomyślała, że chociaż dni są nadal upalne, to w świecie czuć powolne zbliżanie się jesieni, która zabierze stąd większość życia. Oczywiście, nie stanie się to od razu, ale trwoga, chociaż na razie dobrze ukryta w zieleni trawy i czerwieni poziomek, będzie odtąd już tylko rosnąć, aż w końcu nadejdą dni zimne, szare i straszne, i świat nie będzie już dłużej mógł liczyć na dobrodziejstwa lata. Teraz jeszcze może się łudzić, że Isha to dobra matka, karmicielka, ale kiedy noc przegoni dzień, wtedy pokaże światu swoje drugie oblicze; zgorzkniałej wdowy, której nic nie obchodzi poza jej własnym bólem.

Farielle wzdrygnęła się, kiedy z zamyślenia wyrwał ją hałas. Stało się dla niej jasne, że jej ludzka towarzyszka wstała; zapewne znowu się o coś potknęła lub coś rozdeptała. Elfka nie pomyliłaby tego odgłosu z żadnym innym – w dziczy każde zwierzę poza człowiekiem zginęłoby za taką nieostrożność. Jedynie im jakoś ona uchodziła, jak dziecku, którego wciąż trzyma się błogosławieństwo dane przy narodzinach.

– Matilde – powiedziała głośno elfka – chodź tutaj.

Kobieta zatrzymała się na moment, po czym skierowała w stronę Farielle swoje ciężkie stąpanie. Coś pobrzękiwało przy każdym jej kroku. Kiedy stanęła przed elfką, wszystko stało się jasne.

– Oni… Farielle, oni mieli tam całą skrzynię złota! – niemal wykrzyczała w podnieceniu dziewczyna. Wyciągnęła w stronę towarzyszki ciężki, okuty żelazem kuferek, a jej pyzate policzki wypłynął nierówny, czerwony rumieniec. Farielle uniosła cienkie brwi.

– Co z tego?

Matilde uśmiechnęła się. Brakowało jej dwóch zębów, a rozczochrane włosy lepiły się do twarzy.

– Teraz to wszystko jest nasze! Będziemy mogły pojechać dalej do Ubersreiku dorożką, jak wielkie damy, kiedy tylko dojdziemy do jakiejś wioski!

– Nie chcesz tego – stwierdziła krótko Farielle i zabrała się za zbieranie poziomek.

– Ej! Jak to "nie chcesz"? Mów za siebie!

– Jeśli pokażesz się ludziom z Nordlandu z taką ilością złota, zabiją cię, żeby je zabrać – wyjaśniła elfka, szukając wśród trawy owoców. – To pewne jak wschód słonca. Z drugiej strony, opadniesz z sił nosząc tyle złota. Nie obciążaj się. Wędrowne ptaki nigdy nie zbierają wikliny, póki nie dotrą w okolice gniazda. My też damy sobie radę z tym, co las ma nam do zaoferowania.

Podeszła do Matilde i wcisnęła w jej dłoń garstkę poziomek.

– Pomódl się do swojego boga. Za jeden pacierz ruszamy dalej.

Mimo wszystko, dała jej nieco więcej czasu. Matilde, choć nie było to widoczne, starała się dbać o swój wygląd; obmyła twarz w pobliskim strumyku, przeciągnęła po włosach grzebieniem, zaprała kilka plam na sukience, i dopiero wtedy zgodziła się iść dalej. Ruszyły na południowy zachód, mniej więcej w stronę ludzkiego miasta o nazwie Ubersreik; mniej więcej, gdyż cienka, wydeptana przez leśne stworzenia ścieżka, którą szły, uparcie nie chciała skręcić na zachód.

– Zaśpiewaj coś, Farielle – poprosiła Matilde. – Masz taki ładny głos.

– Nie – odrzekła elfka. Kobieta zasępiła się nieco.

– Od rana jesteś nie w humorze – zauważyła. – Zrobiłam coś nie tak? Gniewasz się?

Farielle nie odpowiedziała. Potoczyła oczami pod rąbkiem kaptura.

– Widziałam to! – zajęczała Matilde. – Nie musisz być dla mnie taka niemiła. Powiedz po prostu, o co ci chodzi, a nam obu będzie…

– Cicho – syknęła Farielle.

– Taka jesteś?! No świetnie! W takim razie zaśpiewam sa…

Elfka jednym płynnym ruchem dobyła spod płaszcza krótkiego, prostego noża. Matilde wydała stłumiony pisk i skoczyła w tył, zaciskając powieki. Ujrzała jeszcze tylko błysk elfickiego ostrza, czystego jak lustro, i zimną obojętność w kasztanowych oczach Farielle… i usłyszała, jak coś w pobliskich krzakach rzuciło się do ucieczki, lecz nie ubiegło nawet trzech kroków, nim nie padło na ziemię. Matilde otworzyła oczy i zerknęła w tamtą stronę. Nie mogła niczego dostrzec, lecz Farielle bez trudu odnalazła ciało i już po chwili wyciągnęła z niego swój nóż.

– Gobliński zwiadowca. Śledził nas od jakiejś mili. Musiałam poczekać na czysty rzut – wyjaśniła, wycierając ostrze w trawę.

– Następnym razem zamiast na sobie, skup się na świecie wokoło. Nie pozwól, by wróg miał przewagę.

Matilde zwiesiła pulchne ramiona w geście wstydu. Farielle podeszła do niej i położyła rękę na jednym z nich.

– "Czy wyruszysz ze mną w tę noc? Szukać światła opadłych gwiazd" – zaintonowała, ciągnąc kobietę delikatnie naprzód. Na zawstydzoną twarz Matilde wypłynął nieśmiały, lecz radosny uśmiech.

– "Czy będziesz wierzyć, gdy powiem ci, że pośród nich kiedyś będę i ja?".

***

Innego dnia zatrzymały się w karczmie, na życzenie zmęczonej ciągłym obozowaniem Matilde. Farielle piła właśnie kwaśne wino rozmieszane ze stęchłą wodą, a Matilde pałaszowała gęstą polewkę, wymieniając rozbawione spojrzenia z jakimś podpitym jegomościem siedzącym przy innej ławie, kiedy elfka poczuła na swoim udzie dotyk obcych palców. Chwyciła je.

– Masz dwa wyjścia. Albo przeprosisz mnie za pomylenie z dziewką karczmienną, albo staniesz się leworęczny z przymusu – warknęła. Musiała spojrzeć w dół, by dostrzec winowajcę.

– No… więc przepraszam, musiałem cie z kimś pomylić – jęknął wyraźnie zawiedziony niziołek, usiłując delikatnie wyciągnąć rękę z uścisku Farielle. Jego wiszące smętnie ubranie i dobrze zarysowane kości policzkowe sugerowały, że ostatnio kiepsko mu się powodziło.

– Cóż za przypadek. Przykro mi – powiedziała głośno elfka. Na pożegnanie wcisnęła konusowi w rękę jeszcze srebrniaka.

– Co o nim myślisz? – Matilde szturchnęła nogę towarzyszki pod stołem.

– Wyglądał na głodnego. Zrobiło mi się go szkoda.

– Co?

– Ech, nieważne. Nie wiem, Matilde. Ciężko mi określać urodę mężczyzny, kiedy jego oblicze przysłaniają włosy.

– Ładny jest. Ma takie czarne oczy – szepnęła Matilde pod zwiniętą dłonią. – Myślisz, że powinnam podejść?

Farielle wzruszyła ramionami.

– Jak chcesz.

– To on powinien podejść, psiakrew. Co on sobie pomyśli, jak to baba za nim poleci?

– Może pomyśli, że chciałabyś z nim porozmawiać? – podsunęła elfka.

– No właśnie! Pomyśli, że jestem jakaś łatwa, a tak nie można. Powiedz, co robić?

Farielle przewróciła oczami.

– Nie pozwól mi się powtarzać – mruknęła. Zanim jednak Matilde zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, po drugiej stronie ich ławy, jak spod ziemi, wyrosło trzech drabów.

– E, ty, dzikusko w kapturze – warknął najwyższy. – To ty wyciągałaś łapy na mojego niziołka?

– Pomylił mnie z kimś. Nie tknęłam go – wyjaśniła Farielle, ale mężczyzna nie wydawał się zadowolony odpowiedzią.

– Łżesz. Dźgnęłaś biedaka w rękę, aż ostrze przeszło na wylot. Mamy dowód – powiedział, a jego towarzysz wyciągnął przed nich za rękę wyrywającego się niziołka. Na jego lewej ręce faktycznie ciemniała krwista, biegnąca na wylot rana po nożu.

– Nonsens – mruknęła elfka. Mężczyzna wyciągnął na to w jej stronę nóż, a gwar wokoło nieco ucichł.

– Masz mnie za durnia, kłapoucha dziwko? Jeśli chcesz, bym puścił ci to płazem, musisz zapłacić za ten uszczerbek na moim niziołku. Złocisz wystarczy.

Farielle usłyszała, jak łyżka spada bezwładnie do miski Matilde. Uśmiechnęła się smutno.

– Na twoim miejscu wytarłabym chociaż nóż. Na czubku dalej widać…

Mężczyzna uderzył pięścią w stół przed elfką.

– Nie zmieniaj tematu! Złocisz, albo pogadamy inaczej.

Farielle usłyszała u swego boku brzęk monet.

– Ja… powinnam uzbierać dwadzieścia srebrników – usłyszała drżący szept Matilde. Gestem dłoni nakazała jej się wstrzymać.

– Nic im nie dawaj – powiedziała, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. – Choćby ze względu na rękę tego biedaka. A ty, chłopczyku, jeszcze za to zapłacisz. Nawet całkiem zaraz.

Matilde rzuciła jej przerażone spojrzenie.

– Farielle!

Stręczyciel prychnął pogardliwie.

– Grozisz mi? Spróbuj wstać albo sięgnąć pod stół, a wyłupię ci te twoje śliczne oczęta. Jeden ruch i koniec z tobą. A ty, gołąbeczku – zwrócił się do Matilde – mieszek na stół i odliczaj. Dwadzieścia srebrnych i ani jednego mniej… chociaż nie, czekaj. Za chamstwo twojej przyjaciółki dolicz jeszcze sześć. W sumie to będzie dwadzieścia…

Zamiast skończyć, jęknął głucho i zwalił się na ławę, kiedy rozpędzony potężnym zamachem kufel pękł na jego potylicy. Jego towarzysze, zaskoczeni, odstąpili, i nim zdążyli zrozumieć swoje położenie, jeden miał przy gardle sztylet Farielle, a drugi – swój własny, przyciskany do brzucha przez bardzo rozżalonego niziołka.

Matilde zastygła w połowie odliczania, z twarzą biała jak kość i garścią srebrników wiszącą w powietrzu. Brodaty mężczyzna z ławy obok podszedł do niej i kojąco poklepał po plecach.

– No… tego, już dobrze, panienko – wyjąkał, kładąc na stole gliniane, utłuczone ucho. – Dostali, na co zasłużyli. Nie bój się. Schowaj ten dynks, bo jeszcze jakaś inna męta się połasi.

– D… dziękuję – Matilde zebrała pospiesznie monety do woreczka. – J… jak mam ci dziękować?

Brodacz wyprostował się i przygładził brodę. Teraz Farielle mogła wyraźnie dostrzec, że nie jest dużo starszy od jej towarzyszki.

– Wystarczy, że da się panienka zaprosić na… no tego, na kufelek – odrzekł. – Hans jestem.

Matilde wyciągnęła do niego rękę.

– Matilde. Jasne, Hans. Siadaj. To jest Farielle. Podróżujemy razem od…

Farielle nie słuchała dalej. Zostawiła Matilde samą, by pomóc nieuprzejmym jegomościom trafić do wyjścia i upewnić się, że niziołek ma do kogo zwrócić się po ochronę. Po wszystkim schowała sztylet do rękawa, gdzie było jego miejsce i usiadła kilka ław dalej, by nie przeszkadzać Matilde i Hansowi w rozmowie, która zaczynała wyglądać coraz bardziej serdecznie.

***

Mijały dni, potem tygodnie, a Matilde nadal nie mogła zebrać się w dalszą drogę do Ubersreiku. Mimo ponagleniom Farielle zwlekała tak długo, że w końcu na trakty Imperium Ludzi spadł pierwszy śnieg, co ostatecznie przypieczętowało odsunięcie ich drogi na nieokreśloną przyszłość. Farielle sama zaczęła wątpić w to, czy jeszcze uda im się wyruszyć razem; ostatnio Matilde dużo bardziej wolała towarzystwo Hansa, niż dawnej towarzyszki.

– Farielle? – zapytała jej w końcu, gdy w noc Strzeżenia Wiedźm wyszły razem przed chałupę Hansa, by elfka mogła pooglądać gwiazdy. – Właściwie, to dlaczego chcesz iść ze mną? Przecież sama świetnie sobie poradzisz. Umiesz się obronić, wybudować szałasy… Nie bedziesz musiała trzymać się traktów…

Elfka zastanowiła się.

– Piosenka też odejmuje tchu i przyciąga uwagę wrogów – stwierdziła. – Ale czym jest wyprawa bez pieśni na ustach?

Matilde nie zrozumiała, ale nie miała ochoty dociekać. Zrobiło się jej zimno i wróciła do środka, zostawiając Farielle do końca nocy samą.

***

Kiedy śniegi stopniały, Matilde była już w zaawansowanej ciąży. Stwierdziła, że zostaje z Hansem. Na równonoc kapłanka jakiejś ludzkiej boginii miała nawet udzielić im ślubu, a sam Hans był już w połowie budowania im własnej chałupy. Farielle nie mogła dyskutować z ludzkimi bogami i ich sakramentami, życzyła więc tylko szczęścia kobiecie i mężczyźnie, i wyruszyła w drogę sama. Pomyślała, że nie będzie się spieszyć – okoliczne lasy były doprawdy piękne, jak to bywa jeszcze tylko na północy, choć niestety, szwędało się po nich sporo goblinów. Elfka nieco ociągała się w marszu. "A gdyby jeszcze po drodze załatwić kilka spraw?", pomyślała. Na jej twarzy zawitał uśmiech, radosny jak poranek w dzień roztopów: zimny, lecz niosący obietnicę lata.

***

Farielle jeszcze jakiś czas spędziła w lesie opodal miasta. Poznała kilku ludzi, którzy, tak jak i ona, mieli dość panoszących się po okolicy goblinów; wspólnie stwierdzili, że dopóki Farielle jeszcze tu jest, warto zająć się tą sprawą. Po paru latach, gdy wysłała na poranny zwiad kolejny patrol swojej Leśnej Straży, jak ich wesołą gromadę nazwali tubylcy, do jej strażnicy przybył jakiś chłopak.

– Witaj, Hans – powiedziała, zapraszając go do swych komnat, gdzie któryś z jej ludzi podał im letnie wino z jabłek i półmisek poziomek. Chłopak zmieszał się nieco.

– Hans to mój ojciec, pani elfko – powiedział. – Kazał po panią posłać. Matula słabuje ostatnio. Dochtór gadał, że może już nigdy nie wstać z łóżka.

Farielle odwiedziła ich wtedy, ale Matilde, teraz pomarszczona i słaba, chyba jej nie poznała. Ożywiła się dopiero, gdy usłyszała piosenkę, którą jednak elfka musiała śpiewać wyjątkowo głośno; "Czy wyruszysz ze mną w tę noc? Szukać światła opadłych gwiazd? Czy będziesz wierzyć, gdy powiem ci, że pośród nich kiedyś będę i ja?".

***

Farielle spojrzała na strażnicę ostatni raz, po czym poprawiła na ramieniu plecak i ruszyła na szlak. Przy rozwidleniu dróg zboczyła jeszcze na północ, na miejskie przedmurze, gdzie wznosił się ponury, mroczny przybytek zwany przez ludzi cmentarzem; tam, ich zwyczajem, grzebano umarłych. Odszukała świeżo usypaną mogiłę z imieniem Matilde wyrytym w kamiennej płycie i ułożyła na niej garstkę jagód głogu, czegoś najbliższego poziomkom w tych jesiennych dniach. Ostatni raz pomyślała o towarzyszce i pożegnała ją, zostawiając z tyłu na zawsze. Uśmiechnęła się.

– Zabawne – powiedziała sama do siebie. – Nie sądziłam, że droga do Ubersreiku zakończy się w Nordlandzie.

Potem zaczęła śpiewać, głośno i odważnie, a noc przyjęła jej śpiew, spokojna, mroźna i cicha.

Koniec

Komentarze

Dodaj taga fanfiction i czekaj, bo jutro wpadnę sprawdzić, czy czuję w tym Młotka :D

Known some call is air am

Taka sobie historyjka, sprawiająca wrażenie fragmentu. Fantastyki tu tyle, co kot napłakał, bo obecność elfki, niziołka i goblinów to, moim zdaniem, stanowczo za mało.

Wykonanie, co stwierdzam z ogromna przykrością, pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

przed wscho­dem słoń­ca, dzię­ki czemu mogła teraz pa­trzeć, jak zło­ci­sty świt pro­stu­je na wscho­dzie swe… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

za­czy­na­ła na­bie­rać ko­lo­rów w bla­sku po­ran­ka; zie­le­ni, bieli i, nie­kie­dy, sma­ko­wi­tej czer­wie­ni. ―> Zamiast średnika powinien być dwukropek.

 

każde zwie­rzę poza czło­wie­kiem zgi­nę­ło­by za taką nie­ostroż­ność. ―> Nie wydaje mi się, aby można zginąć za nieostrożność.

Proponuję: …każde zwie­rzę, poza czło­wie­kiem, zgi­nę­ło­by, będąc tak nieostrożnym.

 

Ko­bie­ta za­trzy­ma­ła się na mo­ment, po czym skie­ro­wa­ła w stro­nę Fa­riel­le swoje cięż­kie stą­pa­nie. ―> Stąpanie, to swego rodzaju chodzenie – czy Matilda skierowała ku Farielle chodzenie? Zbędny zaimek.

Proponuję: Ko­bie­ta zatrzymała się na mo­ment, po czym ciężko ruszyła  w stro­nę Fa­riel­le.

 

Wy­cią­gnę­ła w stro­nę to­wa­rzysz­ki cięż­ki, okuty że­la­zem ku­fe­rek… ―> Udźwignęła żelazny kuferek pełen złota???

 

jej py­za­te po­licz­ki wy­pły­nął nie­rów­ny, czer­wo­ny ru­mie­niec. ―> Zbędny zaimek. Zbędne dookreślenie – wiadomo jaka jest barwa rumieńca.

Wystarczy: …a na py­za­te po­licz­ki wy­pły­nął nie­rów­ny ru­mie­niec.

 

i za­bra­ła się za zbie­ra­nie po­zio­mek. ―> …i za­bra­ła się do zbierania po­zio­mek.

 

– To pewne jak wschód słon­ca. ―> Literówka.

 

– Nie – od­rze­kła elfka. Ko­bie­ta za­sę­pi­ła się nieco. ―> Narracji nie zapisuje się z didaskaliami. Winno być:

– Nie – od­rze­kła elfka.

Ko­bie­ta za­sę­pi­ła się nieco.

 

do­by­ła spod płasz­cza krót­kie­go, pro­ste­go noża. ―> …do­by­ła spod płasz­cza krótki prosty nóż.

 

lecz nie ubie­gło nawet trzech kro­ków, nim nie padło na zie­mię. ―> …lecz nie odbiegło nawet trzech kro­ków, gdy padło na zie­mię.

 

Fa­riel­le piła wła­śnie kwa­śne wino… ―> Kwaśnie wino to wino zepsute, to ocet.

Proponuję: Fa­riel­le piła wła­śnie cierpkie wino

 

za po­my­le­nie z dziew­ką karcz­mien­ną… ―> …za po­my­le­nie z dziew­ką karcz­em­ną

 

mu­sia­łem cie z kimś po­my­lić… ―> Literówka.

 

Cięż­ko mi okre­ślać urodę męż­czy­zny… ―> Trudno mi okre­ślać urodę męż­czy­zny

 

Strę­czy­ciel prych­nął po­gar­dli­wie. ―> Skąd wiadomo, że to był stręczyciel?

 

kufel pękł na jego po­ty­li­cy. Jego to­wa­rzy­sze… ―> Czy oba zaimki są konieczne?

 

Mimo po­na­gle­niom Fa­riel­le zwle­ka­ła tak długo… ―> Mimo po­na­gle­ń Fa­riel­le zwle­ka­ła tak długo

 

przy­pie­czę­to­wa­ło od­su­nię­cie ich drogi na nie­okre­ślo­ną przy­szłość. ―> …przy­pie­czę­to­wa­ło od­su­nię­cie ich podróży/ wędrówki na nie­okre­ślo­ną przy­szłość.

 

– Fa­riel­le? – za­py­ta­ła jej w końcu… ―> – Fa­riel­le? – za­py­ta­ła w końcu

 

Nie be­dziesz mu­sia­ła trzy­mać się trak­tów… ―> Literówka.

 

ka­płan­ka ja­kiejś ludz­kiej bo­gi­nii… ―> …ka­płan­ka ja­kiejś ludz­kiej bo­gi­ni

 

nie­ste­ty, szwę­da­ło się po nich… ―> …nie­ste­ty, szwenda­ło się po nich

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, popieram Reg, że to tylko taka sobie historyjka. Trochę o przyjaźni, trochę o przemijaniu i trochę o tym w jak odmienny sposób elfy postrzegają świat. Warhammera nie zauważyłem, bo historia mogłaby się rozgrywać w jakimkolwiek innym, losowym świecie fantasy, gdyby usunąć te kilka wskazówek w postaci nazw miejsc i bogini.

Historia jest opowiedziana nieco po łebkach. Przeskoki pomiędzy paragrafami pomijają całe lata, a w tak krótkim tekście ciężko jest poszatkować czas w sposób, który nie będzie sprawiał wrażenia koncepcyjnego niedopracowania. Nie jest to złe, ale spodziewałem się Młotka, jakiejś jesiennej gawędy czy czegoś w ten deseń, a dostałem w założeniu smutnawą opowieść o zimnej elfce i jej ludzkiej (fizycznie i mentalnie) przyjaciółce.

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Myślę, że najsilniejszą stroną tego opowiadania jest pokazanie perspektywy Farielle – istoty zżytej z naturą i inaczej niż ludzie odczuwającej upływ czasu. Ten aspekt tekstu uważam za całkiem udany. Nie mogę jednak nie zgodzić się z przedmówcą, że mozaika scen składająca się na powyższy utwór sprawia wrażenie “połebkowości” ;). Poza tym więź łącząca główne bohaterki, wydawałoby się, kluczowa dla tekstu, jest owiana na tyle gęstą mgłą tajemnicy, że nie wiem, czemu one w ogóle idą gdzieś razem. 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Historyjka, w której jest wszystkiego po trochu, a jednocześnie właściwie nic nie jest do końca opowiedziane.

Szkoda, że autorka nie odpowiada na komentarze.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka