- Opowiadanie: RandallFlagg - Effee

Effee

Kłopoty Effeiego z kosmicznymi piratami, obcymi i katarem.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Effee

Effee kichnął i rozsiadł się w fotelu pilota, z którego od pewnego czasu obserwował radar subprzestrzeny. Nie szło mu najlepiej. Ekran znajdował się po prawej, na panelu oddalonym metr od jego twarzy i choć widział go dokładnie, problem stanowiło wyświetlane spektrum barw. Odpowiadały zapewne poprzednim właścicielom, lecz dla człowieka były wyzwaniem. Effee nie rozróżniał kosmicznego złomu od pirackiego krążownika. Dlatego wpakował się w zasadzkę.

Interkom zatrzeszczał na paśmie ogólnym.

– Do załogi mawiańskiego ścigacza. Wyłączcie silniki i zabezpieczenia włazu. Przygotujcie się na podjęcie grupy abordażowej – usłyszał Effee. – Opór nie ma sensu.

Ah, czyli ból głowy zawdzięczał jakimś Mawianom. Effee o nich nawet nie słyszał. Zanotował w pamięci, żeby dowiedzieć się o nich czegoś więcej. I, by na przyszłość unikać wypożyczania ich statków, mimo, że były całkiem przytulne.

Na poparcie groźby piraci wystrzelili kilka salw. Effee bez patrzenia na radar wiedział, że trafili orbitujący w pobliżu niego złom lub asteroidę. Po fali uderzeniowej, która wstrząsnęła statkiem, o kadłub uderzyły odłamki, bez przeszkód pokonując pole ochronne.

Czy nic nie działa w tym gruchocie tak, jak powinno, zaklął Effee.

Wstukał komendę na klawiaturze i oklapł w fotelu, pocierając czoło. Pod pokładem zamruczał uśpiony silnik. Effee założył na szyję przenośny pakiet podtrzymywania życia i ruszył do włazu.

Piratów było trzech. Nosili jednoczęściowe stroje, które opinały szerokie i zwężające się ku dołowi ciała. Barczyści, z jaszczurzymi pyskami i wałami nadczołowymi sprawiali wrażenie prymitywnych, ale oczy, osadzone głęboko w podłużnych czaszkach błyszczały przebiegle. Zgadzały się łuski i rozszczepione języki. Długie, kocie wąsy psuły podobieństwo. Podobnie źrenice. Effeiego zdziwiło, że były okrągłe. Przypuszczał, że, podobnie jak ziemskie lwy, rasa ta wyewoluowała, nie posiadając w swoim naturalnym środowisku zagrażających im drapieżników. Węszyli wysuwając języki.

Kichnęli, a potem popatrzyli po sobie znacząco.

– Nie stawiaj oporu – ostrzegł stojący na ich czele, niczym nie wyróżniający się osobnik.

– Przewożę submentalne kontrakty. Nie znam nawet haseł. – Effee rozłożył pojednawczo ręce – Nie mam nic cennego.

– Nic, czego nie jesteś świadomy – odrzekł tamten, po czym się przepchnął. – Pilnuj go – polecił jednemu ze swoich ludzi. Drugiemu wskazał ładownię, a sam ruszył na mostek. Effe uznał, że doskonale znali rozkład statku. Jego statku!

Poczuł wyraźną niechęć od pierwszego kontaktu i nagle wściekł się, że tak się obchodzą z jego własnością. Zacisnął pięści w irracjonalnej złości, zamierzając obezwładnić, pokonać napastników, którzy wtargnęli na jego terytorium.

Kichnął, co wyraźnie zaniepokoiło pilnującego go jaszczura. Zastrzegł wąsami i chrząknął. W głębi statku odpowiedziało podobne chrząknięcie. Po chwili zjawił się kapitan i bez słowa zdzielił Effeiego na odlew, pozbawiając go przytomności.

Kiedy się zbudził, leżał przywiązany do metalowego stołu. Zewsząd dochodziło do niego chrząkanie i syczenie.

Effee krzyczał, szarpał się, wyzywał najgorszymi obelgami swoich oprawców. Myśli my się plątały. Zdawało się, że słowa wychodzą z jego ust jako niezrozumiały bełkot.

Kichnął, potem beknął.

– Nie śpisz, dobrze. Za chwilę będzie po wszystkim – usłyszał. Chociaż mówił wyraźnie, Effee musiał się skupić, żeby zrozumieć.

Zalała go fala gorąca. Poderwał głowę i ujrzał swój nagi tors. Od mostka do pępka biegła podłużna otwarta rana, przez którą widział swoje wnętrzności. Między nimi zaś kształt w niczym nieprzypominający jelita czy jakikolwiek inny znany mu organ: podłużne jajo. Pękło na szczycie, z dziury rozgałęziły się grubsze i cieńsze linie światła. Rozrosły się aż po sufit. Westchnął urzeczony pięknem. Przerażenie zniknęło, zastąpione spokojną radością.

Kichnął. Podobnie jak wszyscy zebrani w sali.

A potem stracił przytomność.

Ponowne przebudzenie było o wiele boleśniejsze. Effee sapnął prostując się w fotelu kapitańskim. Rozpoznał drżenie silnika pod pokładem. Był na swoim statku. Intynktownie dotknął brzucha, lecz nie czuł bólu. Jedynie nieokreślone wrażenie straty.

Zamigało radio.

– Tak? – wychrypiał niepewnie.

– Dobrze, doszedłeś do siebie. Możesz ruszać w drogę – usłyszał głos dowódcy piratów.

– Co się… – przełknął ślinę – Co się do diabła stało?

– Miałeś szczęście, mawiańskie jaja dojrzewają szybko, a nosiciele rzadko trafiają na odpowiednio przeszkolony personel medyczny.

– Jajo? – Przypomniał sobie piękne drzewo wyrastające z jego brzucha. Zalało go ukłucie tęsknoty. – Czy jest bezpieczne?

– Jest wśród swoich.

– Jesteście Mawianinami?

Odpowiedział mu śmiech. Przynajmniej uznał, że to śmiech

– Nie, jesteśmy jedynie najemnymi lekarzami. Mawian nie ma wielu w tym układzie. A jeszcze mniej w innych. Ruszaj przez gwiazdy ze świadomością, że dokonałeś czegoś niezwykłego. Nasiona przenoszą się przez powietrze, ale niewiele z nich znajduje odpowiedniego nosiciela. – Przerwał. – Następnym razem nie wynajmuj statków ras, których nie znasz. A i jeszcze jedno. Przeprogramowaliśmy radar subprzenny i dostosowaliśmy go do twojej biologii. Uważaj na siebie. Wszędzie kręcą się piraci.

Effee spojrzał na swój nowy radar i odpalił silnik.

Pora się stąd wynosić, pomyślał, pocierając nos.

Koniec

Komentarze

Cześć,

 

ciekawe opowiadanie, chociaż liczyłem na lepsze zakończenie. W pewnym momencie liczyłem na jakiegoś obcego :D Jeśli chodzi o błędy to te, które zauważyłem, wymieniam poniżej. 

 

Piatów było trzech” – literówka

 

„opinające szerokie i zwężające się ku dołowi ciała” – po opinające chyba powinien być przecinek, albo czegoś brakuje w zdaniu

 

„zamierzając obezwładnić, pokonać napastników,” – wydaje mi się, że albo „obezwładnić”, albo „pokonać” jest do wyrzucenia

 

„Chociaż mówiący mówił wyraźnie” – to trzeba przerobić

 

„Jedynie nieokreśloną wrażenie straty” – literówka „nieokreślone”

 

„Mawian nie ma ich wielu w tym układzie” – tutaj mi coś zgrzyta

 

Dziękuje! Poprawiłem :)

Hmm, mam ambiwalentne odczucia. Z jeden strony ciekawy spin na pasożytniczą inkubację, a z drugiej strony brakuje błysku.

 

Dlaczego bohater tak spokojnie podchodzi do abordażu piratów?

Dlaczego lekarze udają piratów?

Dlaczego lekarze usypiają pacjenta poprzez uderzenie w głowę? To raczej nie jest bezpieczne :)

 

Myślę też, że ciekawiej byłoby, gdyby zasianie nastąpiło w wyniku jakiejś absurdalnej “przygody” (wkładanie palców, gdzie się nie powinno :D), a nie przez powietrze. Rugający bohatera lekarze piszą się wtedy sami.

Czesc. Wybacz brak formatowania. Zgodzę sie z uwagami Frezera, choć to ma potencjał. Mało pasuje mi też doskonały stan zdrowia bohatera pod koniec i to, ze nawetna ten brzuch nie spojrzał, aby sprawdzić, w jakim jest stanie. Teraz: – Effee rozłożył pojednawczo ręce – Nie mam nic cennego. – zjadles tam kropkę. Dalej: – Zastrzegł wąsami – Co zrobił tymi wąsami? ;) Dalej: – Kichnął, co wyraźnie zaniepokoiło pilnującego go jaszczura. Zastrzegł wąsami i chrząknął. – Tu problem z podmiotem. Zastanów się, kto kichnął, a kto "zastrzegł" ;) Pozdro, GD :)

Cześć, Randall.

Będzie krótko, bo i opowiadanie krótkie i w zasadzie niewiele się dzieje. Nie podoba mi się sama historia, bo cokolwiek wyciąganego lub wkładanego do brzucha wywołuje u mnie nudności, choć akurat darowałeś nam szczegółowych opisów (na szczęście!) Było to dziwne opowiadanie, ale przyznaję, że sam styl nawet się broni. Po dłuższej praktyce możesz zacząć pisać coś naprawdę fajnego.

 

– Co się… – Pprzełknął ślinę[+.] – Co się[+,] do diabła[+,] stało?

Odpowiedział mu śmiech. Przynajmniej uznał, że to śmiech[+.]

 

Powodzenia więc! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Może i był tu jakiś pomysł, ale nie został należycie dopracowany, a nie najlepsze wykonanie też mu się nie przysłużyło. Szkoda.

 

Ah, czyli ból głowy za­wdzię­czał… ―> Ach, czyli ból głowy za­wdzię­czał

Ah to symbol amperogodziny.

 

Czy nic nie dzia­ła w tym gru­cho­cie tak, jak po­win­no, za­klął Effee. ―> Czy nic nie dzia­ła w tym gru­cho­cie tak, jak po­win­no za­klął/ powiedział Effee.

Co tu jest przekleństwem?

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Za­strzegł wą­sa­mi i chrząk­nął. ―> Co zastrzegł wąsami?

Za SJP PWN: zastrzeczastrzegać  1. «sformułować warunki przyznające osobie lub instytucji jakieś prawo lub przywileje» 2«uprzedzić o czymś»

Pewnie miało być: Za­strzygł wą­sa­mi i chrząk­nął. – tyle że wąsami nie można zastrzyc, natomiast można zastrzyc uszami.

 

Myśli my się plą­ta­ły. ―> Literówka.

 

Prze­pro­gra­mo­wa­li­śmy radar sub­przen­ny… ―> Co to jest radar sub­przen­ny?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W sumie dość sympatyczna opowiastka. Nic specjalnego, do zapomnienia w ciągu godziny, ale sympatyczna. Nie zmienia to faktu, że podpisuję się pod pytaniami przedmówców: przede wszystkim dlaczego dali mu w lampę, jeśli jego zawartość była tak cenna? Bo jeśli nie zależało im na nosicielu, po co ogólnie potem byli dla niego tak mili?

 

„Effee o nich nawet nie słyszał. Zanotował w pamięci, żeby dowiedzieć się o nich czegoś więcej.”

 

„I, by na przyszłość unikać wypożyczania ich statków, mimo[-,] że były całkiem przytulne.”

 

Nadużywasz imienia głównego bohatera.

 

„…oczy, osadzone głęboko w podłużnych czaszkach[+,] błyszczały przebiegle.”

 

„– Przewożę submentalne kontrakty. Nie znam nawet haseł. – Effee rozłożył pojednawczo ręce[+.] – Nie mam nic cennego.”

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka