- Opowiadanie: Stewolf - Bajkowe Eliksiry Mamci

Bajkowe Eliksiry Mamci

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

ninedin, Irka_Luz, Użytkownicy III

Oceny

Bajkowe Eliksiry Mamci

1

 

Podobno po deszczu zawsze wychodzi słońce, ale dla Cindy po deszczu przyszła burza. Najpierw nieznany jej jegomość w cylindrze wepchnął się przed nią do wagonu, przewracając ją w rezultacie. Z powodu braku wolnych miejsc siedzących musiała stać mimo bolącego kolana (jegomość w cylindrze nawet nie przeprosił). Gdy jaszczur pociągowy ruszył wagonem szarpnęło i Cindy wpadła na starszą panią z zakupami, która raczyła nazwać ją… w sposób, jaki lepiej nie cytować. Na koniec wagon utknął w korku, gdyż na samym środku ronda zderzyła się bryczka krasnoludów przewożących mocne trunki i elegancki powóz elfów z pobliskiej ambasady. Wokół roznosił się aromat alkoholu, który tylko podsycał głośną awanturę uczestników kolizji.

Cindy spóźniła się do pracy.

A w przypadku jej pracy, spóźnienie się oznaczało koniec. Sklepy na Alei Wróżki Chrzestnej należały do najbardziej prestiżowych, a prestiż wymuszał elegancję i wysokie wymogi sanitarne. Cindy, jako sprzątaczka, musiała przez otwarciem upewnić się, że niespodziewana kontrola nie wykryje nic, co mogłoby zepsuć reputację Szefowej.

– Jesteś zwolniona – słowa dobiegały ją jak przez mgłę. Wracała pieszo (odór alkoholu zmalał, ale miał ewidentny wpływ na stróżów prawa, którzy starali się ogarnąć sytuację na rondzie). Ocknęła się dopiero przy swojej czynszówce.

Stała ona nieopodal brudnej rzeki przebiegającej przez środek Fairy Town, a cały jeden bok pokrywało nieestetyczne i wulgarne graffiti. Ta rozpadająca się rudera była jedynym, na co stać Cindy. Niezależnie gdzie sprzątaczka by pracowała, czy w biednej dzielnicy, czy bogatej, zarobki zawsze były słabe. A teraz nie miała nic.

Jej mieszkanie na poddaszu krzyczało o remont. Tapeta prawie całkowicie odeszła ze ścian, odsłaniając surowe cegły. Tynk codziennie kruszył się na wyblakłe panele podłogowe.

Cindy wciąż liczyła na lepszą przyszłość.

 

Rok wcześniej przeszła przez lustro. To były jej urodziny. Szalała burza, wiatr walił oknami. Była sama w swoim pokoju na wieży. Nie mogła zasnąć, skuliła się w zimnym łóżku. Wtem dostrzegła delikatne, niebieskie światło. Dobiegało od starego lustra zakrytego kocem w kącie. Światło przyciągało ją, zdawało jej się wręcz, że słyszy dobiegający od niego szept:

– Chodź, dziecko.

I ufnie podeszła do lustra. Dostrzegła w nim nie swoje odbicie, a widok nieznanej, ciemnej ulicy. Gdy spróbowała dotknąć szkła, poczuła gwałtowne szarpnięcie i coś wciągnęło ją do środka.

Znalazła się sama, w przedziwnym mieście, bez możliwości powrotu do domu. O ile domem nazwać można wysługiwanie się macosze i jej wrednym córkom.

Kopciuszek wciąż żyła w biedzie. Cokolwiek próbowała zaoszczędzić, wydawała na czynsz lub jedzenie. Ubóstwo coraz mocniej ją męczyło. A teraz… teraz straciła pracę.

 

Sąsiadka podarowała jej małego muffina na urodziny. Pierwszy prezent urodzinowy od kiedy jej ojciec zaginął. Wetknęła w nią świeczkę i pomyślała życzenie: Wyrwać się z tej cholernej nędzy.

– Och witaj, kochanie.

Cindy poderwała się z krzesła. Nieopodal stała pulchna kobieta o siwych włosach. Jej niebieska garsonka błyszczała w świetle dobiegającym z ulicy. Znała ten materiał, sprzedawali go w jej byłej pracy. Wróżkowy len. Najdroższy w mieście. Nawet jej Szefowa nie mogła sobie na niego pozwolić.

Nieznajoma uśmiechała się do Cindy w ciepły, matczyny sposób.

– Kim pani jest?! – Cindy zrobiła krok w tył. Jak ona się tutaj znalazła? Kątem oka szukała czegoś do obrony. Nóż był za daleko.

– Oj, nie bój się moje dziecko. Jestem Panią Wróżką Chrzestną, ale wszyscy mówią na mnie Mamcia. Siadaj dziecko, jesteś na pewno zmęczona po pracy – Pani Wróżka wyciągnęła długi, biały patyk z kieszeni, która wydawała się zbyt mała, żeby pomieścić coś takiego, ale… skoro to wróżka, to pewnie zna czary.

Kobieta machnęła patykiem, który zapewne był różdżką i po chwili na środku pokoju stanął stół z dzbankiem kawy i talerzem pełnym przeróżnych ciasteczek.

– Po co Pani tu przyszła? – Cindy niepewnie usiadła na wskazanym miejscu.

– Wiem, kim jesteś, Kopciuszku – rzekła kobieta, radośnie zajadając eklerkę. – Moje dziecko, to ja pomogłam ci wydostać się od tej złej kobiety, wdowy po twym nieszczęsnym ojcu. Ah, biedak… – westchnęła smutno, chwytając kolejne ciasto. – Kiedyś obiecałam mu, że jak znajdziesz się w najgorszej nędzy, to odnajdę Cię i pomogę.

– Znała Pani mojego tatę? – głos jej zadrżał. Minęło tyle lat od kiedy widziała go ostatni raz.

– Oczywiście, moje dziecko. Kiedyś prowadziliśmy razem mały interesik. Dobry był z niego człowiek. Uczciwy. Dlatego chciałabym tobie zaproponować współpracę – to rzekłszy, Mamcia wsypała czubatą łyżeczkę cukru do swojej kawy. A potem drugą. 

– Na czym polegałaby ta współpraca? – Cindy ostrożnie wypowiadała każde słowo. Serce wyrywało jej się z piersi z emocji.

– Potrzebuje sprzedawczyni. Ale nie takiej do sklepu, nie nie. Moje dziewczyny pojawiają się na wezwania klientów. To bardzo odpowiedzialne zadanie.

– No wie pani co… – Cindy zadrżała z emocji. Czuła jej powieki zalewa jej rumieniec. – Takie propozycje nie godzi się…

– Cicho, dziewczyno! Za dużo czasu spędziłaś z pospólstwem – prychnęła pogardliwie wróżka. – Moje dziewczyny nie sprzedają siebie, Merlinie ustrzeż. – Jej kawa niebezpiecznie podskoczyła w spodeczku. – Zajmuję się handlem magicznym towarem.

To powiedziawszy wyciągnęła, ponownie z zaczarowanej maleńkiej kieszeni, szklany flakonik z czerwonym płynem.

– Oto, co sprzedają dziewczyny. Moje magiczne napoje. Mamy pełen katalog przeróżnych napoi, od usuwających ropny trądzik po wydłużający życie. Każdy ma swoją cenę, oczywiście.

To mówiąc podała Cindy flakonik. Szkło nie było zimne, ale przyjemnie ciepłe. Płyn zdawał się wirować, tańczyć, jakby roznosiła go energia.

Tymczasem Wróżka wyciągnęła z kieszeni zwinięty kawałek papieru, który powiększał się, za każdym razem, gdy go rozkładała. Rósł i rósł, aż stał się rozmiarów średniej wielkości gazety. Podała go Cindy z uśmiechem. Na okładce widniał napis „Bajkowe Eliksiry Mamci”.

– Oto nasz katalog. Przejrzyj sobie, moje dziecko.

 Katalog wyglądał zachęcająco, ktoś postarał się, by zachować jakość szaty graficznej. Każda strona była innej kategorii. Widziała eliksiry urody, miłości, zdrowia, ale również mniej… bajkowe.

– Sprzedajesz trucizny?

– Och, skarbie. Nie są to trucizny zdolne zabić kogoś – Mamcia posłała jej kolejny słodki uśmiech. Przestał jej pasować do niej. Kto normalny sprzedaje takie rzeczy? – Czasem jednak trzeba komuś uratować życie, zmienić losy królestwa, wiele różnych bajek wymaga tego, by ktoś chwilę pochorował. Ja tylko sprzedaję. Mamy wolny rynek. Ale jeżeli klient wydaje ci się wątpliwy, to kierujesz go do mnie. Możemy się z góry umówić czym będziesz handlować.

– Naprawdę? – wciąż nie czuła się przekonana. – Chwileczkę, bajkach?

Słyszała o tym, że są równoległe bajki, oraz, że można do nich przejść. Ale tylko wybrani mogli to zrobić. Mało kto wiedział jak to się robi.

– Wydajesz się zdziwiona. Przecież już jesteś w innej bajce. Fairy Town jest innym wymiarem od bajki Kopciuszka. Nie ma tu księcia, który szuka żony, macochy i jej córek.

– Czyli to lustra łączą bajki?

– Właśnie tak – Mamcia klasnęła w dłonie radośnie. – Bardzo dobrze. To był wynalazek mój i paru moich koleżanek z innych bajek, żebyśmy mogły się odwiedzać. A potem one zostały pokonane w swoich bajkach, przez co otworzyła się dla mnie możliwość wejścia na tamtejszy rynek.

Czyli Wróżka musiała zastąpić Urszulę, Diabolinę i inne, pomyślała Cindy.

– Mogę wybrać, czym chcę handlować? – zapytała, wracając do katalogu. Eliksir na wywołanie śmiechu przykuł jej uwagę. “Wystarczy kropla, by dowcip teścia stał się zabawny! (Uwaga, zbyt duża dawka może zabić)”.

– Ależ tak, skarbie. Każda z was może wybrać, czym chce się zajmować. Mamy dwa rodzaje klientów: ogólnych, do których przychodzi się z katalogiem i pozwala wybrać co aktualnie potrzebują i sprecyzowanych, którzy potrzebują konkretnych rzeczy – ci drudzy z góry sygnalizują, co chcą i odpowiedni sprzedawca podróżuje do nich z towarem. Jeżeli jest to trudny klient, lub wymaga zamówienia na specjalne zamówienie, to sprawą zajmuję się ja.

– Rozumiem… A co jest w tym czerwonym flakonie?

– To specjalny eliksir dla moich dziewczyn. Dodaje wam wigoru i uroku – zachichotała słodko, ocierając usta z kremu różową chusteczką. Ten chichot zaczynał denerwować Cindy. – Przemieszczać trzeba się często, na duże odległości. Lustro bywa wyczerpujące.

– Rozumiem…

– To co, wchodzisz w interes? Zarobki będą godziwe, zapewniam. Dbam o swoich pracowników. Zarobisz, odłożysz, a jak będziesz chciała, to po skończonej pracy przeniosę Cię do jakiejś ciekawej bajki, gdzie się osiedlisz. Najlepsze dziewczyny otwierają dla mnie stacjonarne sklepy. Mam taką placówkę u Małej Syrenki i Roszpunki.

Czyli tam, gdzie wiedźmy nie żyją. Ale czy miała wybór? Oferta Mamci była zbyt dobra, żeby jej odmówić.

– Tak. Wchodzę w to.

– I super – Mamcia klasnęła w dłonie wesoło. – Ale jeszcze jedno. Nie wolno ci oddawać komuś eliksirów bez mojej zgody. Rozumiesz? A zwłaszcza czarnym charakterom z bajek.

 

2

 

Przechodzenie przez lustro nie należało do przyjemnych czynności. Cindy poprawiła swoją garsonkę i upewniła się, że jej fryzura układa się idealnie.

– Wygląd to wasza wizytówka! – mówiła Mamcia.

Cindy w lustrze widziała już zupełnie inną osobę niż miesiące temu. Była czysta, elegancko ubrana i uśmiechnięta. Życie stało piękne, Macocha mogła się wypchać!

Szepnęła formułkę zaklęcia przed lustrem na szafie i widząc majaczący w odbiciu zamek, przeszła przez chłodną taflę szkła. Dreszcz przeszedł ją po kręgosłupie, gdy wyłoniła się z kałuży. Znalazła się na leśnej drodze prowadzącej do okazałego zamku. Pięć minut i będzie na miejscu.

Odwiedzała to miejsce już trzeci raz. Służba znała ją dobrze. W drzwiach powitał ją Płomyk.

– Witamy serdecznie. Pan już na Panią czeka. Jak zawsze w salonie – ukłonił się przed nią nisko. W środku pachniało farbą. Zamek odzyskiwał dawny blask od czasu, gdy Bella zdjęła klątwę z Bestii. Trybik i Płomyk nadzorowali remonty, kłócąc się przy tym jak stare, dobre małżeństwo. Salon został odnowiony jako pierwszy. Pełno było w nim kwiatów z pobliskiej łąki.

– Twój zamek wygląda coraz bardziej jak z bajki – Cindy uścisnęła dłoń z Bestią. Swoje długie włosy nosił elegancko upięte. Nosił złocisto-niebieską szatę, ewidentnie nową. Nie przypominał ani trochę potwora jakim był jeszcze niedawno.

– To zasługa Belli – odparł zadowolony.

– Mam twoje zamówienie od Mamci – Cindy położyła torbę na stole, by wyjąć z niej komplet buteleczek z fioletowym eliksirem. – To co zawsze.

Bestia poddał jej sakiewkę ciężką od złotych monet.

– Bella się ucieszy. Wciąż brakuje jej… dawnej Bestii – rumieniec wpłynął na policzki mężczyzny. Wszyscy, którzy kupowali z TEJ kategorii, reagowali podobnym zakłopotaniem. Cindy tylko skinęła głową. Nigdy nie komentowała upodobań swoich klientów.

– Nie miałaś problemów, żeby tu trafić? – zapytał ją szeptem. – Ostatnio dziwne rzeczy dzieją się w lesie. Ostatnim razem, gdy wybraliśmy się z Bellą na przejażdżkę konną, psy złapały trop czegoś w lesie.

– Co to było?

– Nie mam pojęcia. Ale nie podoba mi się to.

– Mamcia ma nową ofertę na zaklęcia ochronę. Mogę wam zostawić broszurkę.

 

Wieża nad katedrą pełna była kurzu. Dawno nikt tutaj nie sprzątał. Kichnęła w haftowaną chusteczkę. Będzie musiała poprosić Mamcię o coś na alergię. Kichnęła ponownie. Czuła na swoich plecach spojrzenia gargulców, chyba jej nie lubiły.

– Ah Cindy! – Quasimodo ucieszył się na jej widok. Bardzo powoli, z trudem, wstał ze swojego łóżka. Usłyszała cichy jęk bólu dzwonnika.

– Jak się czujesz? – zapytała go.

– Ah bywało lepiej – pomasował swoje plecy. – W niektóre dni bardziej mi dokucza. To chyba przez pogodę. Burza idzie.

– Jeszcze trochę i będziesz mógł pozwolić sobie na nasz pakiet kuracji kręgosłupa – Cindy posłała najbardziej czarujący uśmiech do zapracowanego dzwonnika. Nauczyła się tego od Mamci. Uśmiech to podstawa. Ale tak naprawdę nie chciała się teraz uśmiechać. Serce łamało jej się na widok mężczyzny. Postarzał się mocno od ostatniej wizyty. Miał podkrążone oczy. Czy to siwizna pokazała się na jego włosach?

Po jej słowach Quasimodo zmarkotniał i wbił wzrok w ziemię.

– Miałem o tym z tobą pogadać.

– Masz jakieś pytania? – wyczuła, że coś jest nie tak. Quasimodo zazwyczaj uśmiechał się, gdy przychodziła do niego. Cieszył się z każdego towarzystwa. Był niezwykle samotny.

– Nie stać mnie na kurację.

Zdziwiło ją to. Jeszcze niedawno mężczyzna skakał z radości na wieść, że Mamcia da mu specjalny rabat. Długo ją na to namawiała.

– Co się stało, przyjacielu? – jej mała dłoń delikatnie dotknęła ramienia dzwonnika. Jego wzrok wciąż skierowany był na zakurzoną podłogę.

– Ktoś się włamał do mojej skrytki, gdy mnie nie było. Ukradł całe moje złoto… nie stać mnie już na nic. Nawet na ten regeneracyjny eliksir podstawowy. Nie mam nic, Cindy.

Spojrzała na niego ze współczuciem. Quasimodo nigdy nie chciał czegoś z egoistycznych pobudek. Gdy pojawiła się u niego po raz pierwszy, stawiła się na wezwanie Esmeraldy i Febusa. Dzwonnik cierpiał wówczas na takie bóle, że ledwo był w stanie wypełniać swoje obowiązki. Kupował eliksiry tylko po to, by móc opiekować się dalej katedrą.

– Mogę ci pożyczyć pieniądze, Quasimodo. To nie jest dla mnie żadne obciążenie. Oddasz mi, kiedy będziesz mógł.

– Nie mogę, Cindy. Nie przyjmę tego – poczerwieniał mocno ze wstydu.

– Oj, przestań. Inaczej stracić pracę i umrzesz z głodu. To nie ma sensu. Pożyczę ci złoto. Proszę.

– W porządku… – zgodził się w końcu, niechętnie. Odetchnęła.

 

Naveen spotkał się z nią na zapleczu. Gwar rozmów i głośna muzyka z sali przebijały się przez drzwi kuchni.

– Wiecie jak rozkręcić zabawę – uśmiechnęła się do niego Cindy. Książe odwzajemnił go na swój czarujący spokój.

– Może wejdziesz na drinka? Albo kolację. Tiana znowu przeszła samą siebie w kuchni!

– Niestety nie mam czasu. Mam jeszcze paru klientów dziś.

– Dobrze. Może następnym razem – puścił do niej zawadiacko oczko i wziął do ręki torbę z zamówieniem. – Dodaliście ten super krem dla Tiany? Domawiałem. 

– Tak. 10 dymów dobrej atmosfery, eliksir na przyciąganie klientów z sekretnym składnikiem – teraz ona puściła do niego oczko. – Oraz krem dla Tiany. Gratis. Ale z ciekawości, na co wam eliksir, skoro wasza kuchnia i bez tego jest wybitna?

– Na krytyków, żeby nie próbowali… krytykować – Naveen wybuchł śmiechem, a Cindy dołączyła się do niego, gdy sakiewka znalazła się w jej dłoni. – Ostatnio ktoś próbował nam zrobić czarny PR i pisał niewybredne teksty na drzwiach wejściowych. Aż nie wypada cytować.

 

– Musisz zastąpić Śnieżkę. Pochorowała się – Mamcia wezwała do siebie Cindy. Pierwszy raz wydawała się zdenerwowana. – Udasz się do bajki o Czerwonym Kapturku. Potrzebny jest jej eliksir niewidzialności. Wilk wciąż grasuje w lesie. Okropna bestia! Dasz jej jeszcze to – podała jej flakonik o ciemnej, bliżej nieokreślonej barwie. – Zamówienie dla jej babci. Specjalne.

– Potrzebuję czegoś na obronę, Mamciu – odparła Cindy, chowając rzeczy do swojej torby. – Skoro w tym lesie grasuje Wilk.

– Standardowy pakiet – odparła szefowa, podając jej tradycyjny zestaw na wyprawę do Kapturka: kule dymne i ogłuszające, które w sekundę odcinały wroga od ciebie i pozbawiały na zmysłów na krótki czas. Oprócz tego Cindy dostała eliksiry do zastosowania w razie zranienia przez Wilka.

 

Las ten jest wyjątkowo ponury, pomyślała. Drzewa miały na tyle gęste korony, że światło ledwo przedostawało się na ziemię. Cindy szła szybko. Odwracała się nerwowo ilekroć usłyszała najmniejszy szmer. Obawiała się spotkania z Wilkiem. Ponoć Myśliwy wciąż na niego polował, ale wielka bestia umykała mu za każdym razem.

Cindy widziała raz Myśliwego. Poznała go przy okazji sprzedaży pakietu podróż przez lustro. Wróżka udostępniała je za odpowiednią cenę, a Myśliwy zmuszony brakiem pracy w swojej bajce, szukał zleceń w innych. Mężczyzna wielki jak dąb, z rudą, gęstą brodą i czerwonych, podkrążonych oczach. Nie podobał jej się sposób w jakim mówił o Wilku. Jak o bezmyślnej maszynie do zabijania.

Czerwony Kapturek czekał na nią pod chatką babci. Zdziwiło ją, że przy domku trwają prace krasnoludków. Trwały ewidentnie przygotowania do rozbudowy. Kapturek podbiegła do Cindy. Z dziecięcym, słodkim uśmiechem przyjęła od niej eliksiry, w zamian dając zapłatę dla Mamci.

Krasnoludki zaczęły coś psioczyć pod nosami, więc z domku wyłoniła się babcia Kapturka. Wymachując wałkiem odpowiedziała im swoją wiązanką, po czym kazała dziewczynce wracać do środka.

Cindy ruszyła w drogę powrotną. Wymiana “poglądów” babci i krasnali rozbawiła ją do tego stopnia, że przestała zwracać uwagę na otoczenie. Myślała o tym, że jeżeli się pośpieszy to zacznie weekend wcześniej.

– Co masz w torbie, dziewczyno? – niski, chrapliwy głos przywrócił ją na ziemię. Spomiędzy krzaków wyłonił się łeb Wilka. Miał zaczerwienione oczy, wokół których pełno było zaschniętych łez. Brudne, posklejane futro… czy to krew?

– Nie zbliżaj się – Cindy złapała za swoją jedną broń. Kula ogłuszająca.

– Oh, więc ty też – Wilk spojrzał jej wyzywająco w oczy. – Kolejna, która poluje na mnie dla sportu, tak? Współpracujesz z tym draniem i małą zdzirą? – Obnażone kły błysnęły w bladym świetle słońca. Wyłonił się w pełni z zarośli. Kulał mocno. W udzie dostrzegła ziejącą ranę, zachodzącą ropą. Wilk widocznie cierpiał. 

– Co ci się stało? – mimowolnie opuściła rękę z bronią. – Kto… kto ci to zrobił?

– Ten wasz ukochany wybawca! – Warknął wściekle. – Ten zapchlony myśliwy i jego koleżaneczka, Kapturek. Ej! Nie dotykaj! – pisnął przeraźliwie, gdy Cindy kucnęła obok nogi wilka, próbując zbadać ranę.

– Nie ruszaj się.

– Widziałem, gdzie byłaś. Sprzedajesz tym kłusownikom metody, żeby mogli mnie dopaść. Co tym razem? Eliksir na siłę? Szybkość?

– Uspokój się, nie widzisz, że chcę ci pomóc?

– Jasne – zawarczał.

– Albo umrzesz od zakażenia lub Myśliwy cię dopadnie, albo pójdziesz ze mną i dasz sobie pomóc. Co wybierasz?

 

Wilk leżał skulony na dywanie, jeszcze bardziej osłabiony po podróży lustrem. Jego oczy nerwowo obserwowały pokój na poddaszu, wciąż spoglądając niepewnie na Cindy. Ona sprawdzała zawartość apteczki. Leki przeciwbólowe, bandaże – to wszystko rozwiązanie na krótką metę. Wiedziała, że z Wilkiem nie pójdzie ani do medyka ani do weterynarza, bo wszyscy się go bali. W jaki sposób mogłaby wyciągnąć kulę?!

Strzelanie do Wilka rano jeszcze wydawało jej się dobrym pomysłem, teraz czuła wyrzuty sumienia za te myśli. On cierpiał.

Coraz częściej łapała się na tym, że spogląda na torbę od Mamci. Było tam wszystko co potrzebuje. Od eliksirów wzmacniających i gojących, po proszek niszczący ciała obce i zakażenia.

Ale Mamcia zakazała. Wilk był na liście antagonistów.

Wilk skulił się jeszcze bardziej. Coraz bardziej opadał z sił. Lustro wymagało dobrego zdrowia do swoich podróży. Cindy często czuła się źle po podróży. Na początku pracy zdarzało jej się zasłabnąć. Wilk był ranny i nie wiadomo już jak długo walczy o przeżycie. Cindy była pewna, że wdało się zakażenie.

Zaklęła cicho pod nosem. Chrzanić Mamcię i jej zasady. Tu chodzi o życie. Zły czy dobry, to jednak żywa istota! Złapała torbę i podeszła do Wilka. Procedura była prosta.

– Co ty robisz? – wymamrotał Wilk. Dopiero teraz wyczuła, że ma gorączkę.

– Ratuję ci życie.

Instrukcja mówi: Krok 1. Pokruszyć w dłoni pałkę z proszkiem.

– Mamcia nie pozwala… – stęknął Wilk. – Wywali Cię, słyszysz?

Krok 2. Wetrzyj proszek w ranę dokładnie. Lepiej dać za dużo niż za mało. Nieprzeterminowany proszek będzie się pienił.

Wilk zapiszczał, gdy proszek dotknął jego skóry. Cindy walczyła z odruchem wymiotnym, gdy poczuła ropę na swojej dłoni. Weź się w garść, pomyślała. Uratuj go, a potem wymiotuj. Rana po chwili zaszła kolorową pianką. Działa, pomyślała.

Krok 3. Wlej do ust Eliksir Uzdrawiający i Wzmacniający. Pacjent powinien parę godzin wypoczywać.

Wilk miał problem z piciem z butelki. Cindy najpierw wylewała małe ilości na czystą dłoń z której Wilk delikatnie zlizywał napój, a gdy nabrał sił i był w stanie normalnie usiąść, wlała mu resztę do miski. Wilk pił, a ona pobiegła umyć ręce. Dopiero czując wodę na skórze zrozumiała jak bardzo trzęsła się z nerwów. Złamała zasady. Musiała gdzieś schować Wilka nim pojawi się tu Mamcia. Nie była pewna jak długo zajmie wróżce zorientowanie się w sytuacji.

– Masz siłę przejść przez lustro? – Cindy odwróciła się do Wilka.

 

– Czy to na pewno dobry pomysł? – Quasimodo oglądał się nieufnie na Wilka, który usadowił się w kącie izby i prawdopodobnie zasnął.

– Nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc w tej sytuacji. Nie chcę, by stała mu się krzywda. Pod osłoną nocy pomóż mu przejść do lasu. Dalej da sobie radę. Gdyby ktoś chciał mu zrobić krzywdę, użyj tego – wepchnęła dzwonnikowi zwitek papieru z formułą zaklęcia. – Wymów to przed lustrem, myśląc o miejscu do którego chcesz podróżować.

– Co będzie z tobą?

Ich wzrok spotkał się

– Nie wiem… Naprawdę nie wiem.

 

– Żadna z dziewczyn mnie tak nie rozczarowała – Mamcia, czerwona z emocji, nerwowo obracała różdżką w dłoni. Siedziała za wielkim, białym biurkiem w swoim okazałym gabinecie. Półki uginały się od ciężaru ksiąg i artefaktów zbyt cudacznych, by dało się je opisać. – Bardzo mnie rozczarowałaś.

– Mamciu, co ON tu robi? – za Wróżką, rozpostarty na mniejszym krześle, siedział Myśliwy. Jego siekiera opierała się o ścianę, a on obracał w dłoni nożem myśliwskim.

– To on przyszedł powiedzieć mi o tym, co stało się w lesie. Przeniosłaś Wilka do swojego mieszkania, tego samego Wilka, który próbował zjeść Czerwonego Kapturka i Babcię, moje dobre klientki. Co ci odbiło, dziecko? Wiesz jak to może wpłynąć na reputację naszej firmy? Na MOJĄ reputację? – pulchne policzki falowały z emocji z każdym słowem, wypowiadanym z większą złością.

Cindy ponownie spojrzała na Myśliwego, nie mogąc wytrzymać złości szefowej. Było jej przykro, w końcu to ona uratowała ją od macochy i jej wrednych córek. Mężczyzna wyszczerzył się do niej w krzywym uśmiechu, obnażając żółtawe zęby. Wzdrygnęła się. Przerażał ją.

– Nie będę miała wyboru, będę musiała cię zwolnić – rzekła Mamcia. – Oddaj torbę. Już.

To nie na nią patrzyła Cindy. Tylko na Myśliwego. Jego uśmiech tylko się powiększał, gdy Wróżka zabierała jej rzeczy. Mężczyzna cieszył się z jego nieszczęścia.

– Nie wracaj tutaj już, zawiodłam się na tobie, Cindy – Wróżka jakby przygasła. Zniknął jej blask. Usiadła w swoim fotelu i odwróciła plecami do dziewczyny.

Cindy wyszła bez słowa.

 

3

Lustro znajdowało się na końcu korytarza. Co miała ze sobą zrobić? Nie chciała udać się od razu do Wilka. Mogła jedynie wrócić do mieszkania. Szepnęła zaklęcie i weszła w taflę szkła. W momencie, gdy jej głową znalazła się już na poddaszu, poczuła mocny uścisk na ramieniu.

– Masz pozdrowienia – zachrypnięty głos i odór wódki uderzył w nią jak burza. Serce zabiło nerwowo. Myśliwy wyłonił się za nią z lustra. – Od Macochy. Dawno się nie widziałyście, co? Tak naglę ją zostawiłaś. Długo zajęło mi wytropienie ciebie, dobrze się zaszyłaś, skubana! I wtedy Kapturek powiedziała mi o waszym serwisie. Mała spryciula dawno ogarnęła jak przemieszczać się między bajkami. Pomogła mi załatwić pozwolenie od Wróżki. Byłam tam u was załatwić sprawę. I kogo tam znalazłem? Ciebie.

– Nie obchodzi mnie twój stalking. Wynoś się z mojego domu! – uciekła w stronę aneksu kuchennego. Musiała znaleźć broń.

– Nie rozumiesz, że to Macocha mnie tu wysłała, głupia dziewczyno? Nieźle się zdenerwowała, że Wróżka wzięła cię do głupiego handlu. Dała mi i Kapturkowi zlecenie, żeby się ciebie pozbyć.

– Ah czyli to dlatego Kapturek nagle miał na remont rudery babci? – złapała za nóż i wycelowała go w mężczyznę. Ten pokręcił głową z rozbawieniem.

– Pokaleczysz się, księżniczko. Ale tak, stąd była kasa. Najpierw mieliśmy wrobić cię w kradzież mienia klientów, ale cholera ciężko włamać się do Bestii. Żabki też dobrze knajpę pilnują. A Quasimodo je tobie z ręki, tak nim pogrywasz.

Zasłonił jej drogę do lustra. Nie widziała go już zza masywnego ciała Myśliwego.

– Ale okazja trafiła się niespodziewanie – ciągnął, a uśmiech odsłonił jego okropne uzębienie. Kopciuszek pomaga Wielkiemu Złemu Wilkowi. Największemu wrogowi wszystkich bajek. Będę to musiał opowiedzieć trzem świnkom, gdy znowu umówimy się na picie.

– To ty doniosłeś Wróżce? – Cindy czuła jak serce wali jej z nerwów. Nie mogła uciec do lustra, do drzwi było za daleko. Była w potrzasku.

– Wróżka szybko mi uwierzyła! Chyba ci nie ufała, co? Albo tak się biedulka wściekła, że jej cenne eliksiry wylałaś na jakiegoś kundla.

– Idź sobie – plecami natrafiła na ścianę.

– Bo co? – śmiał się głośno – Zabieram cię do domu, smarkulo! Macocha sowicie mnie za to wynagrodzi. Oj tak!

– Chcesz pieniędzy? – poczuła przypływ nadziei. – Ja mam! Ile potrzebujesz?

– Za mało, by przebić jej ofertę. Ale nie bój się, twoją kapustę też sobie wezmę. Nie będę musiał więcej przyjmować zleceń i jeść czerstwy chleb. Już jutro ja i Kapturek będziemy zajadać się ostrygami! Będę mógł w końcu pozwolić sobie na dentystę, na szewca, na krawca – na wszystko. Będę miał prawdziwy dom! Tak, a kto wie… Może i ożenię się – jego chrapliwy głos nagle zmiękł, złagodniał. Zmęczone oczy błysnęły żywo. Cindy dostrzegała tu swoją szansę i ruszyła pędem do drzwi.

Mężczyzna okazał się szybszy. Złapał ją za sukienkę i szarpnął. Nóż wypadł Cindy z dłoni, gdy Myśliwy rzucił nią o ziemię. Cindy próbowała podnieść się, lecz w uszach jej szumiało. Czuła ból w kostce.

– Nigdzie – wychrypiał Myśliwy – nie uciekniesz, smarkulo. Zabieram cię do Macochy.

Wyjął z kieszeni kawał sznura i złapał dziewczynę za skręconą kostkę. Zawyła z bólu na tyle piskliwie, że Myśliwy przymknął w grymasie oczy. Wtedy Cindy kopnęła go drugą nogą z całej siły w nos.

Krew trysnęła na jej ubranie.

– Ty suko! Ty dziwko jebana! – Myśliwy zamachnął się na nią. Ból przeszył jej twarz. Padła na ziemię. Przed oczami zatańczyły jej mroczki w chaotycznym tańcu.

– Mamusia ci nie mówiła, żeby nie bić dam, kochasiu? – głęboki głos dobiegł do uszu dziewczyny od strony lustra. Znała ten głos. To Wilk!

– Za coś takiego pod pręgierz lub chociaż… w dyby – To był Quasimodo.

Dobiegł ją ryk wściekłości Myśliwego. Coś się stłukło, coś przewróciło, ktoś krzyczał. Cindy nie mogła dojść w pełni do zmysłów. Dopiero, gdy ktoś dotknął jej ramienia, dała radę otworzyć oczy.

– Nic ci nie jest? – Dzwonnik pochylał się nad nią. – Ależ on ci krzywdę zrobił.

Domyślała się. Lewa strona twarzy bolała ją koszmarnie. Nigdy nie czuła takiego bólu. A z drugiej strony… Cieszyła się. Uratowali ją. Zrobiło jej się ciemno przed oczami.

 

– Winna ci jestem przeprosiny – Wróżka przytuliła mocno Cindy do siebie. Wilk i Quasimodo zabrali ją do niej, gdzie ta uleczyła odniesione przez dziewczynę obrażenia. Myśliwy, związany i ogłuszony, czekał zamknięty w innej sali. Wróżka miała się nim zająć. – Za to, że nie zorientowałam się wcześniej o co chodzi. Obiecałem twojemu ojcu, że będę się tobą opiekować. Ale teraz będziesz już bezpieczna, obiecuję ci to.

 

Bajka o Kopciuszku już nie była taka sama. Wróżka za karę pozmieniała macochę i jej córeczki w wyjątkowo hałaśliwe myszy, które musiały uciekać przed ich własnym kotem Lucyferem. Cindy nie tylko odzyskała dom, ale również Mamcia pozwoliła jej otworzyć lokalną filię jej firmy. Do pomocy najęła Quasimodo i Wilka. Temu drugiemu Mamcia nadała ludzką postać, by nie odstraszał klientów.

Co do Myśliwego i Kapturka, to byli zajęci odpracowywaniem ukradzionych Quasimodo pieniędzy. Wróżka dała im jasno znać, że ich los skończyć się może podobnie do Macochy i jej córeczek.

 

I (prawie) wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

Koniec

Komentarze

Cześć, Stewolf!

 

Lekka, przyjemna bajka, mam wrażenie, że na podstawie bajek Disneya, ale że mało je znam, to upierać się nie będę. Akcja co prawda wartka, ale trochę chaotyczna. Niemniej przyjemnie się czytało i nawet uśmiechnęło.

Pozdrawiam

W tej odwróconej bajce opartej (na granicy bycia fanfiction, chwilami) o światy Disneya – którą czytało mi się całkiem przyjemnie, skądinąd – tkwił potencjał na tekst znakomity, bo chyba najchętniej przeczytałabym to, na co tu się zanosiło: historię o dziewczynie, którą skuszono, żeby poszukała bajkowego szczęścia w świecie za lustrem, i wepchnięto w egzystencję równie beznadziejną, jak ta, od której uciekła. Dajesz tylko odrobinę tej historii, potem się z tego robi trochę korpo-parodia, trochę przygodówka. No i wiem, brzmię, jakbym marudziła, ale summa summarum uważam, że tekst jest naprawdę niezły. Przydałyby się drobne stylistyczne i językowe poprawki, ale nic szczególnie rażącego nie zauważyłam. 

ninedin.home.blog

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mam trochę jak Ninedim, myślałam, że będzie bardziej gorzko i bez happyendu, ale rozumiem… konkurs ;) Czytała się dobrze, pomysł na przeskakiwanie między bajkami świetny. A do tego dobry wilk i zły myśliwy, bardzo na czasie ;) Fajny tekst :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A ja od siebie powiem, że niestety tekst wymagałby solidnej korekty. Dużo powtórzeń, pewne niezręczności językowe, przecinki, ogonki, czasem szyk zdania… Jakbym miała po kolei zwrócić Ci uwagę na wszystko, co mi wpadło w oko, wyszłaby prawdziwa epopeja.

Taka drobna uwaga w jednej kwestii: w dialogu nie piszesz np. “cię” wielką literą – zwroty grzecznościowe stosuje się jedynie w korespondencji ;)

 

Niemniej koncepcja całkiem ciekawa, czytało się lekko, choć chwilami było nieco chaotycznie. Mimo niedociągnięć całkiem przyjemna lektura :)

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

[Przeczytane]

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Bajkowa proza życia

 

Cześć, debiutantko!

 

Genialnie nie jest. Ale może być. Tymczasem – manto. Potraktuj je jako pierwszy krok na drodze do listy bestsellerów.

 

Robisz dużo błędów w przecinkach, mnożysz nad miarę zaimki, a na miejscach nieakcentowanych stawiasz długie zamiast krótkich. W dialogach „pani”, „cię” itp. piszemy małą literą – patrz tutaj (https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/zapis-zaimkow-wielka-litera/ ale uwaga – w poradniku jest jeden błąd, zaimki odnoszące się do Boga piszemy zawsze dużą literą). Zajrzyj też do poradnika formatowania dialogów na tej samej stronie.

 

Jest też sporo kiksów gramatycznych: formy częstotliwe, consecutio temporum, błędy w odmianie, np.: „napoi” zamiast "napojów", czy "nie trzeba jeść chleb" – powinno być "chleba" (czasownik z przeczeniem często wymaga innego przypadka, niż bez przeczenia). Reaguje się na coś, pilnuje się czegoś, nie coś. Błędne są konstrukcje: „w sposób, jaki lepiej nie cytować” (pomijając niegramatyczność tej frazy, to nie sposób się cytuje – o tym za chwilę), czy „niezależnie gdzie sprzątaczka by pracowała”. Nie pisze się „nigdy nie chciał czegoś”, tylko "nigdy niczego nie chciał". Także: „ich los skończyć się może podobnie do Macochy i jej córeczek.” jest ledwo zrozumiałe – (oni) mogą skończyć podobnie, jak Macocha i jej córeczki, tak. Cindy dostaje małego muffina (tego muffina, w rodzaju męskim), ale wtyka świeczkę w "nią" – a ostatnim żeńskim bytem, o którym pisałaś, jest sąsiadka. W ten sposób czytelnik zostaje uraczony rozkosznym obrazkiem sąsiadki z wbitą świeczką. A kiedy „Mężczyzna cieszył się z jego nieszczęścia.” to z czyjego się cieszył? Nie chodzi o nieszczęście Cindy?

 

Błędy frazeologiczne: klient nie może być "sprecyzowany", najwyżej "zdecydowany". „Delikatny” to nie to samo, co „słaby”, „nieznaczny”, „blady” etc. Światło nie dobiega, najwyżej dochodzi skądś. Coś „na obronę” można mieć w sądzie, przed wilkiem – tylko do obrony. Na krześle można być rozpartym, ale nie „rozpostartym”. Głos nie „mięknie” (to chyba anglicyzm, ale "soft" oznacza – w tym kontekście – "łagodny"). "Fairy Town jest innym wymiarem od bajki Kopciuszka" – raczej leży w innym wymiarze, niż bajka Kopciuszka. Twoja bohaterka, tak w ogóle, nazywa się Kopciuszek – czy Cindy? Fraza „prestiż wymuszał elegancję i wysokie wymogi sanitarne” – wygląda na ironię, ale chyba nią nie jest, zresztą ironia to trudna figura. Zaczekaj z nią.

 

Sporo tu nieprzemyślanych, nieporządnych zdań i fraz, które trudno rozgryźć, jak: „Wokół roznosił się aromat alkoholu, który tylko podsycał głośną awanturę uczestników kolizji.” Aromat może się unosić (roznoszą alkohol dziewoje o bujnych biustach), a na pewno nie może niczego podsycać. Pilnuj konotacji słów – pierwotne znaczenie "podsycania" wskazuje wyraźnie na ogień, w tę stronę należy iść, układając metafory. „Nie miałaś problemów, żeby tu trafić?” – to zdanie aż za bardzo kolokwialne, choć trudno mi określić, jaki właściwie ton chciałaś tekstowi nadać. Co to właściwie znaczy, że „zachrypnięty głos i odór wódki uderzył w nią jak burza”? Wyobraź to sobie – nie działa, prawda? Kiedy mówisz, że „Lustro wymagało dobrego zdrowia do swoich podróży.” wygląda na to, że podróżuje lustro, co jest oczywiście nie tym, co miałaś na myśli. „Ich wzrok spotkał się” – z czym? I dlaczego mają wspólny wzrok? Tu powinno być: "ich spojrzenia spotkały się". Albo: „Przed oczami zatańczyły jej mroczki w chaotycznym tańcu.” – nie dość, że powtórzenie, to szyk cokolwiek zbzikowany. „Nie obchodzi mnie twój stalking” brzmi jak z zupełnie innej bajki.

Wulgaryzmy w tym tekście nie są do niczego potrzebne.

 

Miejscami zapewniasz, zamiast pokazywać. Antropomorfizujesz też części ciała (oczy obserwowały).

 

Wiele zdarzeń jest mocno niewiarygodnych: czemu Cindy każdy problem chce rozwiązywać nożem? I czemu Macochę obchodzi, co Cindy robi po ucieczce od niej? Co to za sieć sklepów, w której o każdą sprzedaż trzeba spytać właścicielkę? Cindy autentycznie złamała jasno postawiony warunek i Mamcia jest w prawie – przebaczenie jakoś nie trzyma mi się kupy, zwłaszcza, że Mamcia nie robiła dotąd wrażenia specjalnie dbałej o ludzi (tylko o interes) – myślałam, że ostatecznie to ona okaże się czarnym charakterem. Rozwiązanie akcji jest w ogóle trochę z sufitu – zapowiedziałaś pomoc przyjaciół, gorzej z podłymi knowaniami Macochy. Nie spodziewałam się złego planu Myśliwego, ale też nie bardzo widzę, co on z tego ma.

Tak nawiasem, wyciąganie kul to przesąd.

 

W sumie, mimo tych wszystkich potknięć, tekst jest dość spójny, i myślę, że rokujesz. Musisz jednak więcej (i bardziej różnorodnie) czytać i pisać. Zgodność ze schematem została zachowana.

 

Elementów dodatkowych nie stwierdziłam.

 

Jeśli chcesz się kształcić (w masochizmie) analizując moją analizę Twoich błędów, poproszę o adres mailowy, żebym mogła je przesłać.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przyjemne, lekkie opowiadanko, bajka podsycona smaczkami z “prawdziwego” życia. Mieszanie bajek może nie jest najoryginalniejszym pomysłem, ale ja zawsze takie coś lubię, więc u mnie to na plus. Główną bohaterkę polubiłam, kibicowałam jej, zwłaszcza po tym, jak naraziła własną pracę, by uratować wilka, i cieszę się, że udało jej się utrzeć nosa złej macochy i myśliwego, który okazał się podłym oszustem.

Styl prosty, lekko się czytało, znalazłam jednak całkiem sporo błędów i to takich świadczących o tym, że opowiadanie nie było czytane przed publikacją (“Książe odwzajemnił go na swój czarujący spokój.”?), co mnie smuci, bo niestety musiałam odjąć za to punkty, a to naprawdę przyjemne opowiadanie. Poniżej inne przykłady błędów: 

Gdy jaszczur pociągowy ruszył(+,) wagonem szarpnęło 

– Oj, nie bój się(+,) moje dziecko. 

Kiedyś obiecałam mu, że jak znajdziesz się w najgorszej nędzy, to odnajdę Cię i pomogę. 

Nie piszemy w narracji “cię” dużą literą. Tak samo z “Panią”. 

Potrzebuje sprzedawczyni. 

Potrzebuję. 

To powiedziawszy(+,) wyciągnęła, ponownie z zaczarowanej maleńkiej kieszeni, szklany flakonik z czerwonym płynem. 

Mamy pełen katalog przeróżnych napoi 

Napojów. 

zwinięty kawałek papieru, który powiększał się(-,) za każdym razem, gdy go rozkładała. 

Kochani!

Bardzo wam dziękuję za taką dużą ilość cennych uwag! Każdą z nich wezmę sobie do serca. Dziękuję również za miłe słowa. Dają mi kopniaka do dalszej pracy.

Przyznam się do grzechu. Faktycznie, nie poświęciłam tyle czasu na etapie poprawek ile powinnam. Przepraszam i proszę o rozgrzeszenie. Sprawdzanie tekstu pomiędzy kolokwium, a sesją to nie najlepszy pomysł XD

 

Sprawdzanie tekstu pomiędzy kolokwium, a sesją to nie najlepszy pomysł XD

Teraz już wiesz heart a napisanie słabego tekstu – to nie grzech. Wskakuj z powrotem na tego konia, ale już!

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Witaj, Stewolf!

 

Poniżej moje jurorskie notatki:

 

Bajkowe eliksiry mamci (27652 znaków)

 

Wieloświat złożony z bajek, pomiędzy którymi bohaterka może poruszać się za pomocą luster daje spore pole do popisu. Zresztą jak każde przenikanie się klasycznych bajek w nowym ujęciu. Spodobała mi się historia kopciuszka, to jak w tekście pojawiają się ślady takie jak rabunek pieniędzy Quasimodo. Podjerzewałem nawet, że może to mamcia sbotuje klientów, by stworzyć popyt na swoje towary/usługi, no ale skoro okradła by klienta, to czym by zapłacił, długiem? Kredytem? Twist z Myśliwym pracującym dla macochy wyszedł na plus. Całe to budowanie negatywnej aury wokół jego postaci. No i Wilk okazał się bardziej ludzki od człowieka → ale tak to już w bajkach bywa.

Tak więc cała ta zabawa konwencją bajki, kopro mamci, historia kopciuszka, to wszystko na plus.

Problem jest z wykonaniem. Tutaj potrzeba by było porządnej korekty, może kogoś kto wskaże braki w warsztacie autora. Te wszysktkie potknięcia są bowiem do poprawienia, ALE w obecnej formie mocno utrudniają odbiór opowiadania. Pracować i poprawiać, bo jest nad czym, trzeba to tylko oszlifować.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Bardzo fajny pomysł na fabułę. Sympatyczny, a zamieszanie w bajkach dodaje pazura.

Gorzej z wykonaniem. Literówki, interpunkcja, zaimki niepotrzebnie pisane dużą literą…

to odnajdę Cię i pomogę.

Ty, twój, pan itp. w dialogach małą literą. Tylko w listach dużą.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka