- Opowiadanie: SolidGrecky - Życie nieobecne

Życie nieobecne

Mój pierwszy raz na portalu. Będę wdzięczny za każdy komentarz, szczególnie sprowadzający w brutalny sposób na ziemię. No, więc w sumie to miłej lektury. Chyba. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Życie nieobecne

Usiadł naprzeciw martwej istoty, nie oceniającej tego kim jest, nie mówiącej na głos tego, co większość myślała. Zacisnął w pięści mokre od potu dłonie, po czym położył je na przyjemnie chłodnym blacie. Poczuł skurcz mięśni przywłosowych i głębokie zimno przechodzące powoli wzdłuż kręgosłupa. Po chwili odważył się odwzajemnić spojrzenie elegancko ubranej kobiety. Wzdrygnął się dostrzegając pustkę jej oczu, zdradzających brak tlącego się wewnątrz życia. Walczył z własnym organizmem, próbując przełknąć ślinę, ale wysuszone na wiór gardło zaprotestowało.

Przecież wiedział, słyszał jak to wygląda, a jednak nie mógł się przygotować. Sztuczny twór, który zadecyduje o jego przyszłości.

Tu i teraz.

– Robert – odezwała się metalicznym, dziwnie przyjemnym głosem.

– Tak, ale wolę jak mówią na mnie…

– To nie ma znaczenia – przerwała, nie zmieniając tonu. – Jesteś zbiorem oficjalnych informacji. W chwili poczęcia to natura podjęła najważniejsze decyzje. Twoje predyspozycje, talenty, umiejętności. To czego chcesz, nie jest tym, co mnie interesuje.

– Rozumiem.

– Rozluźnij wszystkie mięśnie. To konieczne.

Robert z trudem wykonał polecenie, mając wrażenie trzymania rąk pod bieżącą wodą. Czuł, jak coraz większe krople urządzają slalom po plecach.

– Jakie są moje szanse? – zapytał.

– To nie jest kwestia szansy. Zadając to pytanie, zdajesz się nie rozumieć istoty badań. Robercie, czy zapoznałeś się z oficjalnym pismem wysłanym na twoją pocztę?

– Cholera, jasne, że tak. Nie rozumiesz, że mam prawo mieć oczekiwania?

– Nie. Zamknij oczy.

Dwie długie i cienki niczym włos igły precyzyjnie wbiły się po obu stronach czaszki w okolicach skroni. Całe życie, suma wszystkich wyborów, podjętych decyzji, błędów i sukcesów, w zaledwie jedną chwilę upchnięte w kilkuset linijkach kodu. Zebranych, opisanych, a następnie przesłanych na wirtualny serwer. Sztuczna w swojej prawdziwości istota nie miała już wątpliwości z kim obcuje.

Osiem sekund. Tyle czasu potrzebowali, by określić kim jesteś. Igły wystrzeliły z powrotem niczym z procy, zostawiając po obu stronach głowy mikroskopijne rany. Niemal niedostrzegalne strużki krwi leniwie płynęły, wywołując po chwili na policzkach Roberta uczucie swędzenia.

– Kim jestem?

Po raz pierwszy od wejścia odważył się rozejrzeć po pokoju. Nie miał już na nic wpływu, za chwilę usłyszy wyrok. Siedział naprzeciw maszyny, przy niewielkim szklanym biurku w pustym, wypełnionym jedynie sztucznym oświetleniem pomieszczeniu.

– Nikim.

– Kurwa!

 

***

 

– Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie!

– Jestem, kurwa, nikim! Rozumiesz? Nie nadaję się do niczego! To twoja wina. Twoja i tego nieudacznika, którego kazałaś nazywać ojcem. – Robert wrzeszczał, ignorując potok łez u matki.

– Robert!

– Wal się!

Nie miał najmniejszej ochoty na dalsze uczestnictwo w tej jałowej dyskusji. Pragnął wymierzyć sprawiedliwość, udowadniając, że to wszystko jej wina. To przecież ona przekazała wadliwy zestaw genów.

Ty pieprzona, cholerna…

Wbiegł do swojego malutkiego pokoju i zablokował drzwi. Zainstalowane wygłuszenie działało doskonale, dzięki czemu został sam ze swoimi myślami. Klaustrofobiczne pomieszczenie spowijał mrok, co odpowiadało Robertowi, który upewnił się, że żaden promień słońca nie przebije się przez szczelne zasłony. Usiadł na zniszczonym i wytartym do gąbki siedzisku, nerwowo wyłamując palce u dłoni. Starał się uspokoić, ale czuł jedynie coraz silniejszy gniew powodowany nadmierną potliwością. Kolejny kamyczek do ogródka jego spieprzonego życia.

Przegubem ręki wytarł wilgotne usta, pochylając się równocześnie nad biurkiem, gdzie znajdował się jedynie monitor. Pozwolił na zeskanowanie twarzy, a następnie uruchomił funkcje głosowe.

– Włącz kamerę numer dwa – powiedział – i ustaw tryb pełnoekranowy. Muszę spotkać się z kimś, kto mnie rozumie.

Chwilę później ujrzał ją w pełnej okazałości. Siedziała na łóżku w obleczoną w czerwień pościelą i uwodzicielsko wodziła wzrokiem. Odruchowo oblizał wargi, po czym przysunął się do obrazu.

– Cześć, Madame Perfect.

– Wydajesz się smutny. – Gładziła się dłonią po nagiej piersi, zmysłowo rozchylając usta.

– Nie jestem… Jestem wkurwiony! Dzisiaj miałem test. Kurwa. Wiesz co stwierdzili? Że nie nadaję się do niczego! Przecież to kłamstwo! – krzyknął, waląc pięściami w blat. – Nie pozwolę im przekreślić mojego życia. Przecież wiesz, że jestem wyjątkowy, sama to powtarzasz. Prawda?

– Kochanie, oczywiście. Jesteś osobą, której pragnę. Nie mogłabym być z kimś… zwyczajnym. Jesteś wyjątkowy. Jesteś mój. – Zbliżyła twarz do kamery, posyłając namiętny pocałunek.

– Właśnie! Wiesz co mi powiedzieli? Mogę zostać osobą odpowiedzialną za kontrolę dostaw żywności w pobliskim markecie. Czy ty to rozumiesz? Mam pilnować, czy automaty nie spieprzyły i ustawiły żarcie na właściwych półkach. Zawsze są ustawione prawidłowo! Robota dla ludzi, którzy nie posiadają żadnych atutów! Wymyślili sobie, że nawet dla totalnych kretynów znajdzie się miejsce. Gówniane pieniądze i gówniane życie. Nie pozwolę im na to! Niech ich szlag.

– Nie. Nie pozwolimy im na to. Razem, tylko ty i ja. Słyszysz mnie? – Kobieta położyła się na łóżku, zakładając nogę na nogę. – Kim chcesz zostać?

– Kimś ważnym. Ja ich rozgryzłem. Wracałem do domu piechotą, by mieć czas do namysłu. Musieli wiedzieć, że ich rozgryzłem. Mają przecież dostęp do twojego umysłu, kodu genetycznego. Wiedzą wszystko. Musieli zobaczyć, że znam prawdę i w ten sposób chcą mnie uciszyć. – Robert odchylił głowę, skupiając spojrzenie na niewielkim robaku, który tkwił w tym miejscu od blisko tygodnia. – Pieprzę ich.

– A może chciałbyś… – Nie dokończyła, pozwalając, by urwane zdanie zawisło w powietrzu.

– Bardzo, ale nie mam już kasy. Czy oni od razu po teście powiedzieli, że masz jedynie predyspozycje, by zostać… no wiesz.

– Nie. Powiedzieli, że mam analityczny umysł i oddelegowali mnie do badań nad przyszłością ziemskiej cywilizacji. – Uśmiechnęła się, zmieniając pozycję na łóżku na wygodniejszą. Wiedząc, że rozmowa zbliżała się do końca, usiadła po turecku.

– Co?! Przecież to…

– Żartuję, przystojniaku. Oczywiście, że przewidzieli moją przyszłość. Zostajesz w systemie albo kończysz na śmietniku. W moim przypadku mieli rację. Uwielbiam być twoją kobietą.

– Nie chcę być bezużytecznym robolem! Oni się mylą. Zawsze się mylili. Ilu ludzi musieli okłamać? Ilu zniszczyli życie? Na pewno tym najbardziej wyjątkowym, jak ja. Kurwa, wiedziałem, że tak będzie. Niech to…

Ekran zgasł, po chwili wyświetlając jedynie informację o trybie offline użytkownika Madame Perfect. Robert westchnął, zdjął pobrudzoną bluzę z logo taniej, upadłej przed laty marki odzieżowej i rzucił się na łóżko. Cała złość przechodząca przez ciało rozpoczęła powolny proces ulatniania się, zabierając ze sobą resztki energii. Poczuł, jak dopada go zmęczenie, więc postanowił odłożyć walkę na kiedy indziej. Zasnął, nie słysząc kroków człowieka, który złożył mu wizytę.

 

***

 

Potężny wybuch za oknem wymusił przerwanie błogiego snu i omal nie zrzucił go z łóżka. Robert naciągnął na ciało wymięty podkoszulek, a po chwili wyglądał już przez okno, wpatrując się w ogromną dziurę w miejscu, gdzie jeszcze wczoraj znajdował się blok E9. Przerażony wycofał się w głąb pokoju i nerwowo rozglądał po ścianach. Wiedział, że w każdej chwili może przestań istnieć. Tak, jak setki osób w budynku, który dosłownie wyparował. Odruchowo chciał wytrzeć pot zbierający się na czole, ale ze zdziwieniem stwierdził, że jest suche. W tym momencie otrzymał powiadomienie o połączeniu ze strony Madame Perfect. Nie tracąc ani chwili rzucił się do ekranu komputera i zaakceptował je.

– Wojowniku Prawdy, masz niewiele czasu – mówiła szybko, po raz pierwszy bez tej całej erotycznej otoczki.

– Kochanie, nie rozumiem? – Poczuł kolejny wstrząs, szyby w oknie rytmicznie zadrżały.

– Uciekaj. Zostaw to miejsce i uciekaj. Idą po ciebie. Miałeś rację. Zawsze miałeś rację. – Kobieta powoli zanikała za coraz większym szumem.

– Nie! To znaczy… nie sam. Ja… – Spojrzał na swoje dłonie. Pulchne, do tej pory niezdarne palce powoli zaciskały się w pięści. Podjął decyzję. – Kocham cię. Idę po ciebie.

– Wojowniku… Robercie. – Komunikat brzmiał jak wyrok. Konto Madame Perfect zostało usunięte. Przełknął nerwowo ślinę, zrzucił ekran z biurka i ryknął, jakby próbował wyrzucić z siebie kumulowaną przez lata złość.

Skupiony do tej pory na wirtualnym obliczu kobiety nie zauważył, kiedy do pokoju wszedł ubrany na czarno mężczyzna.

– Został uznany za niezdolnego do dalszej egzystencji i marnowania cennej przestrzeni oraz zasobów – powiedział niespodziewanie.

Robert natychmiast odwrócił się w jego stronę, widząc twarz znajomą, a jednocześnie coraz bardziej zacierającą ślad w jego umyśle. Bez zastanowienia, kierowany brawurą, a może tylko głupotą ruszył na niego, gotów stoczyć pojedynek. Zatopiony w wirtualu, jeszcze nigdy nie miał okazji sprawdzić możliwości swojego ciała. Świadomy wszystkich ułomności wynikających z braku ruchu, co w konsekwencji doprowadziło do nadwagi, postawił wszystko na jedną kartę. Chwycił tajemniczą postać za fraki i rzucił niczym piłką o ścianę. Kości wydały głośne chrupnięcie, a mężczyzna bezwładnie opadł na podłogę, obficie krwawiąc z pęknięcia w czaszce.

– Robercie! – zawołała przerażona matka.

– Nie teraz. Nie mam czasu. Wiedzą, że odkryłem prawdę. – Położył dłoń na ramieniu kobiety i po raz pierwszy od lat posłał jej uśmiech.

– Zawsze będę po twojej stronie, synku. – Przytuliła Roberta, próbując powstrzymać płacz. – Obiecaj, że wrócisz.

– Wrócę, ale nie tutaj. To pożegnanie.

Wybiegł z mieszkania, nie spoglądając więcej na oblicze matki, zostawiając ją i całą przeszłość za sobą. Wiedząc, że czas jest największym wrogiem, zrezygnował z dołączenia do wpatrujących się w ogromny krater tłumu gapiów. Słyszał krzyki przerażenia, bólu i zaskoczenia. Starał się nie myśleć o wszystkich niepotrzebnych ofiarach, które zginęły pośrednio przez niego. Możni tego świata pragnęli ukryć jego śmierć pod ciałami niewinnych. Popełnili jednak błąd, za który zapłacą.

– Robert! – Usłyszał za plecami czyjeś nawoływanie.

– Nie mam czasu!

– Poczekaj! To ja, Shalim. Nie poznajesz? – Chłopak niespodziewanie znalazł się tuż koło niego, dotrzymując mu kroku w szaleńczym biegu.

– Jak mógłbym zapomnieć – odpowiedział, ciężko dysząc – mojego najlepszego kolegę ze szkoły. Wybacz, ale to naprawdę kwestia życia i śmierci.

– Zaczekaj! – Shalim chwycił go za ramię, gwałtownie zatrzymując. – Nie jestem tu przypadkiem. Madame Perfect. Ona nawiązała ze mną kontakt. Wszystko mi wytłumaczyła. – Robert rozdziawił usta, próbując zapanować nad buzującymi pod czaszką emocjami. – Na piechotę nie zdążysz. Zabiorę cię do niej.

Tuż obok stał niewielki poduszkowiec, wprowadzony do produkcji zaledwie rok wcześniej. Nowoczesny pojazd oczarował Roberta, który wyciągnął rękę, by móc dotknąć lśniącej w słońcu powłoki.

– Jak to możliwe? Musiał kosztować majątek.

– To nie ma teraz znaczenia. Musisz nas do niej zabrać. Wprowadź koordynaty i spadamy. – Fotele były niesamowicie wygodne, twarde, a jednocześnie pozwalały na zajęcie komfortowej pozycji.

Robert wydobył z pamięci adres kobiety, wprowadził do systemu i po raz pierwszy od przebudzenia pozwolił sobie na chwilę wytchnienia. Poduszkowiec sunął po nierównej ulicy niczym po tafli lodu, niwelując wszelkie nierówności i dziury. Kolejny, trzeci już wybuch sprawił, że nie sposób było zapomnieć o celu tej przejażdżki.

– Cholera – odezwał się Shalim – nie jest dobrze. Masz szczęście, że to akurat mnie znalazła na liście twoich znajomych. Dzięki temu mamy jeszcze szansę.

– Tak. – Syrena alarmowa w głowie Roberta bezskutecznie próbowała nakierować go na prawdziwe zagrożenie. Przeczuwał, że to dopiero początek problemów, ale zagłuszał ją myślami o ukochanej. Liczyła się tylko ona. Wyobraził sobie jej delikatną, brązową skórę. Pragnął ją dotknąć, przytulić, spojrzeć głęboko w ciemne, ogromne oczy. Pseudonim Madame Perfect mówił o niej w zasadzie wszystko.

Jej miłość tylko utwierdzała go w przekonaniu o własnej wyjątkowości.

– Dobrze, że znajduje się niedaleko. – Głos Shalima wyrwał go z rozmyślań. – Jaka ona jest?

– Jest… – Zawahał się, szukając jednego, idealnego słowa. – Moja.

– Hmmm. Niech ci będzie. Zazdroszczę ci. Moje życie uczuciowe to w zasadzie pustka.

– Z tego co widzę musisz być bogaty. Udało ci się oszukać system?

– Oszukać? – Shalim spojrzał na towarzysza, wysoko unosząc brew. – Nie. Zmieńmy temat. Musisz podjąć decyzję co z nim zrobić. Jego życie jest złudzeniem, a tobie przyniesie jedynie cierpienie.

– Co?!

– Jesteśmy na miejscu!

Nie mając czasu na dłuższe rozważania, wyskoczyli z pojazdu, stanąwszy przed wysokim, mierzącym setki metrów budynkiem.

– Które piętro? – zapytał Shalim, rozglądając się nerwowo.

– Szlag, nie wiem. Zaczekaj.

Robert podbiegł do krępego mężczyzny, ubranego w pikowaną kurtkę i zieloną czapkę z daszkiem.

– Gdzie mieszka Madame Perfect?! – krzyknął w jego stronę, ignorując malujące się na twarzy nieznajomego zdziwienie.

– Tobie się coś chyba pomieszało, chłopczyku. Zawijaj ze swoim koleżką obciągać druta pod innym adresem.

– Zabawne. Na taką odpowiedź liczyłem. – Robert chwycił osobnika za bark, sprowadził do parteru, po czym wykręcił rękę, do momentu aż usłyszał subtelne chrupnięcie. – Od razu lepiej, prawda? – zapytał z szerokim uśmiechem. – Gdzie mieszka Madame Perfect?!

– Przepraszam! Mieszka pod sto sześćdziesiątym dziewiątym. – Mężczyzna z trudem powstrzymywał łzy. – Proszę, nie rób mi krzywdy!

– Bob, zostaw go. – Shalim chwycił kompana za rękę, wskazując głową do góry. – Musimy iść.

– Tak, masz rację. – Nachylił się do ucha płaczącego faceta, szepcząc. – Masz dużo szczęścia, frajerze. Mam nadzieję, że gdy zapytam ją, czy byłeś dla niej podły, zaprzeczy. Powie, że zawsze zachowywałeś się przyzwoicie i przytrzymywałeś drzwi do budynku, gdy wchodziła.

– Bob!

Odrzucił mężczyznę, który przyjął embrionalną pozycję pod ścianą. Czując niesamowity przypływ adrenaliny zrezygnował z czekania na windę i obrał od razu kierunek na klatkę schodową. Kolejne stopnie nie stanowiły żadnej przeszkody. Pokonywał po trzy, cztery naraz. Jego zapuszczone ciało przeobrażało się, napędzane gniewem oraz miłością. Zupełnie zignorował fakt pozostawienia partnera daleko w tyle. Liczyła się tylko i wyłącznie ona.

Madame Perfect.

Perfekcyjna.

Potwierdzenie jego wyjątkowości.

Wbiegł na siódme piętro, wykonał szybki rekonesans i poczuł ukłucie w sercu, gdy dostrzegł numer jej mieszkania.

– Albo ja jestem beznadziejny – rzucił zdyszanym głosem Shalim – albo ostatnie lata poświęciłeś na nieustanne treningi.

– Miłość – odpowiedział, przyśpieszając kroku – napędza mnie miłość. Ta kobieta jest wszystkim.

Uderzył trzykrotnie pięścią w metalowe drzwi, nie bacząc na generowany hałas. Uznał, że powstrzyma każdego, kto odważy się stanąć między nimi.

– Ukochana! – wołał.

Z wewnątrz dobiegała jedynie przeraźliwa cisza. Zaniepokojony poprosił przyjaciela o pomoc, by wspólnie wyłamać potężne drzwi. Wystarczyły im zaledwie dwa podejścia, kiedy zawiasy poddały się. Robert wbiegł do środka, wołając kobietę.

– Wojowniku! – Usłyszał sensoryczną barwę głosu w odpowiedzi.

Leżała na podłodze doskonale znanego mu pokoju, gdzie spędzali najlepsze chwile w życiu. W końcu mógł poczuć zapach jej skóry, jej delikatność, kruchość. Skierowała na niego ogromne, pełne zmysłowości oczy, co wyzwoliło przyjemny ucisk w żołądku.

Wiedział, że jeszcze za wcześnie. Potrzebował skupienia.

– Co się stało?

– Skasowali mnie w wirtualu – odpowiedziała, próbując wstać opierając się o ramię Roberta. – To stało się tak nagle, że straciłam przytomność.

– Już jestem przy tobie. – Wziął ją w objęcia, pragnąc już nigdy nie wypuścić. – Jesteś bezpieczna.

– Robert, za tobą! – krzyknęła, wyrywając się i wskazując palcem na wkraczającego majestatycznie do pomieszczenia osobnika.

– Spokojnie. To właśnie Shalim. To z nim się skontaktowałaś, by mi pomóc.

– O czym ty mówisz? – Zobaczył w jej oczach przerażenie i zrozumiał, że zawiódł. Dał się podejść jak dziecko.

Nie zdążył zareagować. Poczuł ciepło krwi wylewającej się z głowy, tracąc orientację w czasie i przestrzeni. Kobieta patrzyła, jak powoli opadał, gasnąc. Shalim odrzucił stalową rurkę, mrugnął do leżącego Roberta i z uśmiechem na ustach chwycił kobietę za szyję.

– Nigdy nie należałeś do najmądrzejszych – rzucił w jego kierunku. – To chyba oczywiste, że zwykłego śmiertelnika nie stać na taki pojazd. Ostrzegali, że cały plan spali na panewce, ale przecież od razu im powiedziałem, że jesteś najsłabszym ogniwem. Ty idioto, miałem rację. – Zacieśnił palce na szyi Madame, której ruchy były coraz bardziej niemrawe. – Oczywiście, że jesteś nikim. Potwierdzałeś to za każdym razem. Od samego początku chodziło o nią. W imieniu firmy, dziękuję.

– Ty… gnoju. – Robert z trudem wykorzystał resztki tlącego się życia, rezygnując z prób powstrzymania mężczyzny.

Zawiódł.

Zawiódł tak, jak zawodził wszystkich całe życie.

– Pociesz się – kontynuował swój monolog – że koniec końców skończycie tak, jak sobie to wyobrażałeś. Umrzecie razem. Może w nie tak zaawansowanym wieku, ale to tylko detale.

Kobieta wydała ostatnie tchnienie. Jej purpurowa twarz nie zdradzała już żadnych emocji. Shalim wzruszył ramionami, rzucając nieboszczkę na Roberta.

– Wasze niedoskonałości – powiedział na odchodne, stając w przejściu – są dla mnie największą zagadką.

Robert coraz mniej wyraźnym spojrzeniem wpatrywał się w ukochaną. Chciał zapamiętać każdy szczegół. Pragnął, by pamięć o niej była paliwem tlącej się nienawiści. Nadludzkim wysiłkiem zmusił obumierające ciało do ostatniego wysiłku. Przesunął lewą rękę, by móc musnąć jej ciepły jeszcze policzek. Uśmiechnął się, czując pod opuszkami idealnie gładką skórę.

Mrok spuścił kurtynę, zabierając resztki nadziei.

To musiało się tak skończyć.

 

***

 

To musiało się tak skończyć.

Robert siedział na schodach prowadzących do bloku, w którym umarł.

Otaczała go pustka. Wszelkie dźwięki umilkły, jakby nie śmiały towarzyszyć mężczyźnie w żałobie.

Nie rozumiał.

Nie chciał zrozumieć.

Przeżył. Może narodził się na nowo. Zrozumiał, że wszystko ma swój cel.

Podniósł się powoli, w dalszym ciągu mając zawroty głowy. Pragnął już tylko jednego. Zanim jednak dopadnie Shalima, doprowadzi jego świat do ruiny.

– Halo. Tak, to ja – powiedział, łącząc się ze starszą kobietą. – U mnie? W porządku. Tak, po szkole kontakt się urwał. Jasne. Babeczki? Wciąż je uwielbiam. Niedługo będę.

Łzy napływały do oczu. Dziś przekroczy cienką granicę, a potem nie będzie już odwrotu. Westchnął, zabrał leżącemu obok mężczyźnie czapkę z daszkiem i ruszył w kierunku zachodnich dzielnic.

 

***

 

– Przepyszne – powiedział rozentuzjazmowany. Na talerzyku znajdowały się już jedynie okruchy najlepszych babeczek z ziemniaków, jakie jadł w życiu.

– Cieszę się – odpowiedziała staruszka, grzebiąc w lodówce.

– Co słychać u syna? Żałuję, że przestał panią odwiedzać. Liczyłem, że się spotkamy.

– Wiesz jak jest. – Usiadła przy okrągłym stole, wbijając wzrok w swoje dłonie. – Po przejściu testu wylądował na dobrym stanowisku w dobrej firmie. Miał predyspozycje. Ja to rozumiem. Nie ma co tracić czasu na przeszłość.

– Proszę tak nie mówić. Nie możemy zapomnieć o tym, co było. To przeszłość nas kształtuje. – Robert walczył z odruchem wymiotnym, atakującym niespodziewanie organizm.

– Co ty mówisz?! – Kobiecina gwałtownie wstała. – Przeszłość nic nie znaczy. Liczy się tylko to, co wykreowała natura. Podstawy nauki w szkole, czas na refleksję i test. Nie mniej, nie więcej.

– Pozwolę się nie zgodzić. – Robert również wstał, poprawiając zieloną czapkę. – Czy ma pani z nim chociaż kontakt telefoniczny? Numer, który posiadam jest już chyba nieaktualny.

– Czasami.

– Świetnie. Proszę do niego zadzwonić.

– Teraz? – Staruszka instynktownie cofnęła się, opierając o zlew. – Może być w pracy…

– Tak, teraz. Dzwoń.

– Lepiej jak wyjdziesz.

Robert westchnął, wiedząc, co wydarzy się w przeciągu nadchodzącej minuty. Nie spodziewał się jednak, że kobieta zdoła uchylić się przed nadlatującym talerzem. Jak na swój wiek była niesamowicie zwinna. W mgnieniu oka znalazła się tuż obok, stalowe ostrze błysnęło, po czym zadała cios. Nóż wylądował między trzecim a czwartym żebrem, dumnie prezentując zdobienia na drewnianym trzonku. Robert zaklął i bez zastanowienia zdzielił staruszkę łokciem prosto w twarz. Odleciała, plując naokoło zębami.

– To mogło skończyć się w dwojaki sposób – powiedział. – Wybrałaś ten gorszy. Już raz dzisiaj zginąłem. Limit wyczerpany.

Wyrwał znajdujący się za prawym uchem kobiety komunikator. Przeglądając listę kontaktów zrozumiał, że staje się częścią spisku zataczającego coraz szersze kręgi. Wpływowi politycy, dziennikarze, biznesmeni znajdowali się na wyciągnięcie ręki. Odpuścił, skupiając się na pragnieniu zemsty.

Shalim. Połączenie wizualne. Wykonaj.

Stał w obcym mieszkaniu, spoglądając nieobecnym wzrokiem na dławiącą się krwią kobietę. Usiadł naprzeciw, by rozmówca widział dokładnie każdy szczegół.

– Tak? – Usłyszał.

Wziął głęboki wdech.

– To była krótka rozłąką, ale tęskniłeś?

– Co do… Mamo?!

– Uznałem, że warto wystawić na próbę twoją miłość. – Mrok stopniowo pochłaniał Roberta, przysłaniając obraz świata. – Co ty na to?

– Nie odważysz się!

Robert wstał, uśmiechając się do siebie i usiadł na stole, nie spuszczając wzroku z matki Shalima.

– Ostatnie godziny uświadomiły mi, że życie to ułuda. Mogą badać nasz kod genetyczny, nasze umiejętności, wspomnienia, ale nie wiedzą jak się zachowamy w konkretnej sytuacji. Uznali, że nie nadaję się do niczego. Przydzielili mnie do najprostszej pracy fizycznej, zbędnej od początku do końca. – Zeskoczył z blatu reagując na próbę ucieczki kobiety i przycisnął ją kolanem do ziemi. – Uwierzyłbyś jeszcze wczoraj wieczorem, że znajdziemy się w tym miejscu? Odpowiedz!

– Jesteś nikim.

Robert ze zdumieniem odkrył, że połączenie zostało zakończone. Patrzył przed siebie, szukając wytłumaczenia.

– Jego organy trafią do potrzebujących, jednocześnie zajmujących zdecydowanie wyższe miejsce w hierarchii – stwierdziła staruszka z grymasem bólu na twarzy.

– Przestań pieprzyć! – ryknął.

– Moje życie nie ma znaczenia. Poświęcą mnie, by prawda nie wyszła na jaw.

– Co? Jak?! – Usłyszał charakterystyczny świst, w okamgnieniu podejmując decyzję.

Nie kalkulował wyskakując z piątego piętra, gdy za jego plecami doszło do potężnej eksplozji. Czas zwolnił, dając chwilę do namysłu. Podziwiał kruszejące ściany i rozpadające się na tysiące odprysków szyby. Sekundy dzieliły go od bolesnego upadku oraz kolejnej śmierci, tym razem pod gruzami.

 

***

 

Żył, nie będąc tym faktem zaskoczony.

Wszechobecny pył przysłonił widok, a do uszu Roberta docierały sygnały służb ratunkowych. Zostawił za sobą kolejną martwą osobę, kolejne spalone mosty. Rzucił ostatni raz okiem na chwiejący się budynek, mogący runąć w każdej chwili. Zrozumiał, że jest odbiciem jego życia.

Westchnął.

Pozwolił sobie na ostatnią łzę, utwierdzającą w przekonaniu, że pozostał człowiekiem.

 

***

 

Stał przed lustrem, podziwiając nagie, umięśnione ciało. W zaledwie kilka godzin przeszedł niewyobrażalną metamorfozę, zarówno fizyczną, jak i psychiczną. Śmierć go udoskonalała, naprawiając pierwotne błędy.

– Teraz mnie przetestuj, suko – powiedział z nieskrywaną dumą.

Obrócił się na pięcie w kierunku pustego pokoju, który wynajął w maleńkim motelu na obrzeżach miasta. Poprzysiągł sobie zemstę i nie miał zamiaru zawieść. Od dwóch dni próbował bezskutecznie namierzyć Shalima.

Człowieka gotowego poświęcić własną matkę.

Nieuchwytny drań musiał wcześniej, czy później popełnić błąd.

Wystarczy, że wychyli obślizgły łeb z nory i…

Z zamyślenia wyrwało Roberta pukanie do drzwi. Z racji, iż nie zawierał żadnych sojuszy, musiało to oznaczać dodatkowe kłopoty. Napiął mięśnie brzucha, podszedł ostrożnie do wejścia i nasłuchiwał. Ponura, niebezpieczna cisza zdawała się trwać w nieskończoność.

– Wpuścisz mnie, czy będziemy tak stali jak idioci? – Usłyszał w końcu.

Wiedząc, że nie ma już nic do stracenia otworzył drzwi i ujrzał ją. Serce waliło jak oszalałe, obijając się o klatkę piersiową, jakby zaraz miało ją rozerwać.

– Madame Perfekt?! – zawołał.

– Dokładnie to Madame Perfekt zero osiem. – Głos zdawał się podobny, a przy tym zupełnie inny. – Wiem, gdzie jest Shalim – dodała po chwili.

Skołowany zaprosił ją gestem do środka, nie spuszczając wzroku z doskonałej twarzy, którą zdążył pokochać i stracić.

– Ustalmy jedno. – Stanęła przy oknie, zapalając mentolowego papierosa. – Nie jestem nią. Nie do końca. To co widzisz, jest odbiciem twoich pragnień. Każda z nas jest spersonalizowanym zbiorem danych. Madame Perfekt może jednocześnie umrzeć i żyć. Całkiem wygodne. Przynajmniej dla klienta.

– Ona była wyjątkowa, wiem to. Mów co wiesz i wypieprzaj.

– Z naszych usług korzysta każdego dnia ponad dwa miliony klientów.  – Odwróciła się w jego stronę, niemal doskonale naśladując zmysłowe spojrzenie oryginalnej Madame. – Jak myślisz, jaka jest szansa, że wśród nich będzie ktoś taki jak Shalim?

– Gdzie on jest? – Robert walczył z narastającym bólem spowodowanym widokiem ukochanej.

– Przesłałam ci adres IP, z którego ostatnio się logował. Reszta należy do ciebie. Zrób z nim porządek.

– Możesz być tego pewna.

Kobieta zbliżyła się na odległość oddechu, pozwalając by poczuł pulsującą pod skórą krew. Jej dłoń musnęła umięśnione ciało, wędrując w kierunku krocza.

– Mogę smakować tak, jak ona – szepnęła do ucha.

Robert chwycił ją za ramiona i niespodziewanie odepchnął. Uspokoił oddech, po czym spuścił wzrok.

– Nigdy nią nie będziesz. Odejdź.

Uśmiechnęła się i bez zawahania wyszła, zostawiając mężczyznę z setką pytań oraz odpowiedzią na to najważniejsze. Nie mógł sobie pozwolić na zmarnowanie kolejnych cennych chwil.

Na podstawie otrzymanego adresu IP zlokalizował sieć Shalima, z rozbawieniem zdając sobie sprawę z faktu, że jest tuż obok, zaledwie pięćset metrów od motelu. Zemsta dokona się jeszcze dzisiaj. Założył czarną, poliestrową bluzę, naciągnął kaptur i biegiem ruszył na spotkanie z przeznaczeniem. Miasto spowijała ciemność, której towarzyszył rzęsisty deszcz. Mijając nielicznych mieszkańców ze smutkiem obserwował ich skupione na ekranach smartfonów twarze, rozpoznając siebie sprzed kilku dni. Wszystko się jednak zmieniło, przynajmniej dla niego. Pozwolił, by wydarzenia ukształtowały człowieka, którego natura zamknęła w szczelnej, fałszywej skorupie.

Stanął przed budynkiem, gdzie według otrzymanych danych znajdował się pieprzony Shalim. Kątem oka dostrzegł dwóch strażników pilnujących wejścia, co nie stanowiło żadnej przeszkody. Zamordował obu z zimną krwią, z satysfakcją wsłuchując się w dźwięk pękających kręgów szyjnych. Nie krył już zadowolenia, czując jak adrenalina krążyła coraz szybciej po organizmie, napędzając kolejne ruchy.

Metry dzieliły go od pomieszczenia, w którym znajdował się wróg.

Kopnięciem wyłamał drzwi. Shalim siedział na ogromnym, różowym fotelu, ignorując zagrożenie. Ich spojrzenia spotkały się, a unoszące się w powietrzu napięcie było wręcz namacalne.

– Trochę ci zajęło dotarcie do mnie. Nie mogłem już jednak dłużej czekać. Na szczęście te dziwki czasami do czegoś się przydają. – Shalim nie krył rozbawienia, ewidentnie prowokując przeciwnika do ataku.

– Będę się rozkoszował każdą upuszczoną z twojego ciała kroplą krwi – odparł, zaciskając pięści i powoli krocząc w głąb pokoju.

– Ciągle wierzysz w swoją wyjątkowość. Nawet tutaj nie potrafisz dostrzec tego, co masz tuż przed nosem. – Podniósł się z fotela, rozciągając szczupłe ciało. – Niewiarygodne.

– Zamknij się!

Pocisk wystrzelony z broni trzymanej przez Roberta nieśpiesznie zagłębiał się w czaszkę Shalima. Widział, jak życie rozpaczliwie opiera się nieuniknionemu, stopniowo gasnąc. Z satysfakcją przyglądał się tryskającej niczym fontanna krwi, która pokryła cały pokój, w tym Roberta. Gdy pocisk wydostał się z drugiej strony głowy i utkwił w ścianie, ciało mężczyzny bezładnie odleciało, rozpadając się na miliony drobnych fragmentów.

– Jestem – wykrzyczał – wyjątkowy!

– Zbudował świat, w którym urzeczywistnił swoje wyobrażenia o własnej wyjątkowości. To wbrew pozorom częste zjawisko wynikające ze słabości psychiki, co jedynie potwierdza niemożliwość stanowienia części społeczeństwa. – Usłyszał za plecami głos mężczyzny, którego chwilę wcześniej pozbawił życia.

– Dlaczego?!

– W tym stanie został uznany za niezdolnego do dalszej egzystencji i marnowania cennej przestrzeni oraz zasobów. Może pani oczywiście wyrazić zgodę na dalsze podtrzymywanie funkcji życiowych, ale z uwagi na okoliczności wiązałoby się to z anulowaniem dochodu podstawowego, a tym samym syn, przepraszam za bycie bezpośrednim, stałby się balastem.

– O czym ty do cholery mówisz?! Umrzyj!

Kolejne pociski przebijały ciało Shalima, nie wyrządzając przy tym żadnych szkód. Robert z przerażeniem obserwował nieśmiertelnego przeciwnika, niezdolnego umrzeć, uniemożliwiającego dokonanie zemsty.

– Proszę się na spokojnie zastanowić. Ma pani czas do jutra. W załączniku przesłałem szczegółowe wyniki testu. Muszę przyznać, że rzadko, a jednocześnie coraz częściej widzę tak skromną liczbę punktów. Pani syn nie miał szans na bycie częścią społeczeństwa.

Robert upadł na kolana, skrywając twarz w dłoniach. Płakał rzewnymi łzami, nie mogąc zapanować nad paniką krępującą ciało niczym łańcuch. Coraz mniej rozumiał, a kolejne elementy układanki zdawały się znikać, zostawiając niemożliwą do uzupełnienia wyrwę.

– Odezwiemy się jutro. Do tego czasu proszę nie dotykać syna. Wyłączyliśmy jego umysł, ale ciało w dalszym ciągu może stanowić zagrożenie. Ze swojej strony rekomenduję zgodę na kasację świadomości. Jego organy trafią do potrzebujących, jednocześnie zajmujących zdecydowanie wyższe miejsce w hierarchii. To najlepsze rozwiązanie dla niego, jak i dla przyszłości naszego gatunku.

Spojrzał na swoje dłonie, podziwiając wypełniające każdą szczelinę czerwone linie zaschniętej krwi. Blokował coraz głośniej krzyczący umysł, do którego dochodziła prawda. Słowo brutalnie dźwięczało w głowie, szukając ujścia.

Nikt.

Nikt.

Nikt.

W jednej chwili Shalim zniknął, pociągając za sobą wykreowany świat. Otoczony kaskadą myśli, Robert zdarł umięśnione ciało i pozwolił, by krople potu wypłynęły z każdego jego zakamarka.

– Do widzenia.

 

***

 

Promienie słońca podjęły nierówną walkę z ciemnością, próbując wedrzeć się do pokoju. Zegar na ekranie wskazywał godzinę siódmą rano. Dla Roberta nie miało to żadnego znaczenia. Siedział na skraju łóżka, wpatrzony w niewidzialny punkt na pokrytej linoleum podłodze.

– Cześć. – Matka nieśmiało uchyliła drzwi, ostrożnie zaglądając do środka. – Jak się czujesz?

– Wspaniale.

– Mam wyjść?

Nie, proszę, nie zostawiaj mnie samego. Potrzebuję cię.

– Tak.

Zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć, ale szybko zrezygnowała. Zniknęła w odmętach starego, zniszczonego mieszkania położonego gdzieś z dala od centrum miasta. Robert mógł w spokoju powrócić do poszukiwań przyczyn porażki, rozważając wszelkie za i przeciw. Myśli buzowały w głowie, gotowe w każdej chwili eksplodować.

Włożył rękę pod poduszkę, skąd wyjął jedyną posiadaną pamiątkę po ojcu. Zabytkowy, pochodzący prawdopodobnie z XIX wieku rewolwer Lefaucheux. Zakręcił bębenkiem, pozwalając, by dźwięk ukoił skołatane nerwy.

Przystawił lufę do skroni, nie mogąc powstrzymać nagłego ataku śmiechu. To wszystko jest tak proste. Od samego początku rozwiązanie znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Odpowiedź na każde pytanie, tu i teraz leżała pewnie w dłoni.

Podjął decyzję.

Chwycił leżącą na biurku zieloną czapkę z daszkiem i wybiegł, mając dokładnie obmyślony każdy etap planu. Przed blokiem na ławce siedział już potężnie zbudowany mężczyzna, który na widok Roberta zerwał się na równe nogi.

– Jestem gotowy! – krzyknął, wygładzając przy tym zagniecenia granatowej bluzy.

– Doskonale. Madame Perfekt jest w niebezpieczeństwie. Tym razem musimy jednak zacząć od końca.

– Nie rozumiem, ale w pełni ufam twojemu geniuszowi.

– Shalim musi zginąć pierwszy. – Wyjął z kieszeni rewolwer, unosząc go triumfalnie. – Dzisiaj nie popełnimy żadnego błędu. Wpakuję mu ołów prosto w czoło.

– Wspaniale!

Robert wyszczerzył zęby. Została ostatnia przeszkoda. Dzisiejszego wieczoru dane mu będzie zasmakować ust ukochanej. Chcąc dodać wyraźnie zdenerwowanemu kompanowi otuchy, klepnął go po plecach, po czym posłał zawadiacki uśmiech.

– Będziemy brutalni, ale sprawiedliwi – dodał.

Wyraźnie pewniejszy siebie mężczyzna ruszył w kierunku zaparkowanego pojazdu magnetycznego. Robert instynktownie, ostatni raz odwrócił się w kierunku okna swojej sypialni. Dostrzegł w nim pogrążoną w smutku matkę, która ocierała spływające po policzkach łzy.

– Matko! – zawołał, machając rękoma. – Nie lękaj się o moje życie. Dzisiaj rozpoczynam nowy rozdział. Będziesz ze mnie dumna.

Nie odpowiedziała. Zagryzła wargi, po czym zasłoniła okno, znikając na zawsze.

Wziął głęboki oddech, wytarł o spodnie spocone dłonie i pozwolił sobie pomóc przy wsiadaniu do pojazdu. Usadowił się wygodnie na tylnej kanapie, dając znać kierowcy, by ruszył.

– Wszystko się dzisiaj zmieni – mruknął – na lepsze. 

Koniec

Komentarze

Cześć,

 

jak dla mnie to udany debiut. Czytało się przyjemnie, tekst nie nużył. Spodziewałem się innego zakończenia, ale Twoje było lepsze. Także, jak masz coś jeszcze w “szufladzie”, to chętnie przeczytam. 

Jeśli chodzi o ewentualne błędy, to wielu ich nie zauważyłem.

 

“Chwycił tajemniczą postać na fraki” – literówka

“Przeglądając listę kontaktów zrozumiał, że staje się częścią spisku” – stał się

“Tyle czasu potrzebowali, by określić kim jesteś.” – był

Co do tych dwóch ostatnich to nie jestem pewien, ale ja bym to raczej zmienił. 

 

Na koniec mam jeszcze jedno pytanie. Tak z czystej ciekawości. Co Cię zainspirowało do napisania tego opowiadania?

 

 

 

 

 

Cześć Aaron :) Dziękuję za miły komentarz. 

 

“Chwycił tajemniczą postać na fraki” – literówka

 

Nie wiem jak to jest możliwe, że człowiek czyta tekst pięć razy przed publikacją, a i tak zawsze głupia literówka wpadnie. Wyczuwam jakiś spisek. Ich na pewno wcześniej tam nie ma :) 

 

Inspiracja? Ciężko wskazać jedną, konkretną. Raczej zbiór luźnych pomysłów, bez większej dozy oryginalności. Na przykład przekonanie bohatera o wyjątkowości i spiskach bazuje na modnych ruchach antyszczepionkowych czy innych teoriach o kanibalach gustujących w nieletnich. No, coś takiego. 

 

Jeszcze raz dziękuję i zaraz poprawiam literówkę. Co do reszty, to nie wiem. Jakoś lepiej mi brzmi w obecnym stanie, ale jak będzie więcej głosów, że jednak nie, to uznam, że faktycznie to ze mną jest coś nie tak :) Pozdrawiam 

Przeczytałem, zrozumiałem. Dziękuję :) W miarę możliwości postaram się przede wszystkim rozkręcić z ocenianiem innych tekstów. 

Do tekstu zajrzę w wolnej chwili, bo staram się czytać wszystkie debiuty.

No patrz, a mój debiut ci umknął. wink

SolidGrecky, zakolejkowałem, ale miej świadomość, że dłuższe teksty dłużej czekają. W przerwie na kawę nie wszyscy zdążą przeczytać i skomentować. Tak że, ten. cierpliwości. I naturalnie czekając, czytaj i komentuj innych.

Masz pomysł, to nie ulega wątpliwości. I to dobrze wróży Twojemu dalszemu pisaniu. Pewne rzeczy warto byłoby doszlifować – tu np. z fabularnych problemów ciężko mi było uwierzyć, że bohater nabrał się na sztuczki Shalima (konkretniej że nie zaczął mieć podejrzeń na widok poduszkowca). Stylistycznie też trochę rzeczy jest do poprawy (ale przyjdą Reg albo Tarnina i wykażą Ci to lepiej ode mnie). Tekst się chwilami nie do końca “klei”, rozpada się, moim zdaniem, na nie całkiem łączące się ze sobą epizody – co jest zwłaszcza widoczne w finałowych partiach. 

ALE. Ale, co ważne, ten tekst ma jakiś pomysł. Jakiś koncept. Jakąś dość spójną wizję fabuły. Reszta to jest warsztat i to można wyćwiczyć. Natomiast, przy wszystkich wspomnianych przeze mnie wadach, ja ten tekst doczytałam do końca bez zmuszania się i bez wysiłku. Innymi słowy, potencjał jest, czyli nie jest źle. 

ninedin.home.blog

@ManeTekelFares

A byłem pewien, że tekst raczej z tych krótszych opowiadań, bo i kobyły po 50-60 tysięcy znaków tu widziałem. Ale rozumiem w czym rzecz ;) W każdym razie dziękuję. 

 

@ninedin 

Bohater nabrał się na “sztuczki” Shalima, bo nie należał do najbystrzejszych i nie był w stanie wychwycić najprostszych rzeczy. Wiara we własną wyjątkowość mu tu przysłaniała. W dodatku jako opowieść z pogranicza jawy i snu uznałem, że niektóre rzeczy celowo powinny być dosyć hmmmm mniej logiczne. Może też z tego wynika fakt, że nie do końca się to klei. Na pewno rozumiem zarzut. Z mojej perspektywy było to zamierzone, ale być może faktycznie pomysł został w głowie a na ekran przelałem nie do końca udaną wersję :) No, ale dziękuję za miłe słowa i szczególnie za każdą uwagę. 

 

Dużo pracy przede mną. I dobrze :) 

No, nieźle opisałeś przypadek całkiem przeciętnego faceta, trwającego w samouwielbieniu, święcie przekonanego o własnej wielkości i niezwykłości. Dość wartka fabuła sprawia, że opowiadanie czyta się dobrze, zwroty akcji zaskakują, a lekturze do samego końca towarzyszy ciekawość. Finał nie rozczarowuje.

Słabszym punktem jest wykonanie, pozostawiające nieco do życzenia, ale mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą równie ciekawe, jednak lepiej napisane.

Życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej. ;)

 

Za­da­jąc te py­ta­nie, zda­jesz się… ―> Za­da­jąc to py­ta­nie, zda­jesz się

 

zo­sta­wia­jąc po obu stro­nach głowy mi­kro­sko­po­we rany. ―> Mikroskopowe jest coś, co dotyczy mikroskopu, a Tobie pewnie chodziło o to, że igły zostawiły maleńkie rany, więc: …zo­sta­wia­jąc po obu stro­nach głowy mikroskopijne rany.

 

– Kim je­stem? – Po raz pierw­szy od wej­ścia od­wa­żył się ro­zej­rzeć po po­ko­ju. Nie miał już na nic wpły­wu, za chwi­lę usły­szy wyrok. Sie­dział na­prze­ciw ma­szy­ny, przy nie­wiel­kim szkla­nym biur­ku w pu­stym, wy­peł­nio­nym je­dy­nie sztucz­nym oświe­tle­niem po­miesz­cze­niu. ―> Narracji nie zapisuje się w dialogu. Ten błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania. Winno być:

– Kim je­stem?

Po raz pierw­szy od wej­ścia od­wa­żył się ro­zej­rzeć po po­ko­ju. Nie miał już na nic wpły­wu, za chwi­lę usły­szy wyrok. Sie­dział na­prze­ciw ma­szy­ny, przy nie­wiel­kim szkla­nym biur­ku w pu­stym, wy­peł­nio­nym je­dy­nie sztucz­nym oświe­tle­niem po­miesz­cze­niu.

Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Ty pie­przo­na, cho­ler­na… ―> Chyba miało być: Ty pie­przo­na, cho­ler­na

 

Prze­gu­bem ręki wy­tarł wil­got­ne usta… ―> A może: Nadgarstkiem wy­tarł wil­got­ne usta

 

Sie­dzia­ła na łóżku ob­le­czo­nym w czer­wo­ną po­ściel… ―> To nie łóżko było obleczone, a pościel.

Proponuję: Sie­dzia­ła na łóżku z ob­le­czo­ną w czer­wień po­ścielą

 

Gła­dzi­ła dło­nią po na­giej pier­si… ―> Pewnie miało być: Gła­dzi­ła się dło­nią po na­giej pier­si…  Lub: Gła­dzi­ła dło­nią nagą pierś

 

Mam pil­no­wać, czy au­to­ma­ty nie spie­przy­ły i usta­wi­ły żar­cie… ―> Czy tu aby nie miało być: Mam pil­no­wać, czy au­to­ma­ty czegoś nie spie­przy­ły i usta­wi­ły żar­cie

 

– Wo­jow­ni­ku…. ―> – Wo­jow­ni­ku

Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

nie za­uwa­żył, gdy do po­ko­ju wszedł… ―> …nie za­uwa­żył, kiedy do po­ko­ju wszedł

 

Ro­bert pod­biegł do krę­pe­go, ubra­ne­go w pi­ko­wa­ną kurt­kę i zie­lo­ną czap­kę z dasz­kiem męż­czy­zny. ―> Co to jest czapka z daszkiem mężczyzny?

Proponuję: Ro­bert pod­biegł do krę­pe­go mężczyzny, ubra­ne­go w pi­ko­wa­ną kurt­kę i zie­lo­ną czap­kę z dasz­kiem.

 

– Od razu le­piej, praw­da? – za­py­tał z sze­ro­kim uśmie­chem na ustach. ―> Zbędne dookreślenie – czy mógł mieć uśmiech w innym miejscu?

Wystarczy: – Od razu le­piej, praw­da? – za­py­tał z sze­ro­kim uśmie­chem.

 

– Prze­pra­szam! Miesz­ka pod 169. ―> – Prze­pra­szam! Miesz­ka pod sto sześćdziesiątym dziewiątym.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

Po­ko­ny­wał po trzy, czte­ry na raz. ―> Po­ko­ny­wał po trzy, czte­ry naraz.

 

 Skie­ro­wa­ła na niego te ogrom­ne, pełne zmy­sło­wo­ści oczy… ―> Czy miała także tamte oczy? Jeśli nie, wystarczy: Skie­ro­wa­ła na niego ogrom­ne, pełne zmy­sło­wo­ści oczy

 

Wziął ją w ob­ję­cia, pra­gnąć już nigdy nie wy­pu­ścić. ―> Wziął ją w ob­ję­cia, pra­gnąc już nigdy nie wy­pu­ścić.

 

Zo­ba­czył w jej oczach prze­ra­że­nie, zro­zu­miaw­szy, że za­wiódł. ―> Zo­ba­czył w jej oczach prze­ra­że­nie i zrozumiał, że za­wiódł.

 

Prze­su­nął lewą rękę, by móc mu­snąć jej cie­płe­go jesz­cze po­licz­ka. ―> Prze­su­nął lewą rękę, by móc mu­snąć jej cie­pły jesz­cze po­licz­ek.

 

jakby nie­śmia­ły to­wa­rzy­szyć męż­czyź­nie w ża­ło­bie. ―> …jakby nie­ śmia­ły to­wa­rzy­szyć męż­czyź­nie w ża­ło­bie.

 

okru­chy naj­lep­szych ba­be­czek z ziem­nia­ka… ―> Z jednego ziemniaka, czy może: …okru­chy naj­lep­szych ba­be­czek z ziem­nia­ków

 

Ro­bert wstał, uśmie­cha­jąc do sie­bie… ―> Pewnie miało być: Ro­bert wstał, uśmie­cha­jąc się do sie­bie

 

z setką pytań oraz od­po­wie­dzią na te naj­waż­niej­sze. ―> …z setką pytań oraz od­po­wie­dzią na to naj­waż­niej­sze.

 

Kop­nię­ciem wy­wa­żył drzwi. ―> Kop­nię­ciem wyłamał drzwi.

Za SJP PWN: wyważyć 1. «podważywszy, wyrwać lub wypchnąć coś umocowanego»

 

a uno­szą­ce w po­wie­trzu na­pię­cie… ―> Pewnie miało być: …a uno­szą­ce się w po­wie­trzu na­pię­cie

 

ob­ser­wo­wał nie­śmier­tel­ne­go prze­ciw­ni­ka, nie­zdol­ne­go do śmier­ci… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Może: …ob­ser­wo­wał nie­śmier­tel­ne­go prze­ciw­ni­ka, nie­zdol­ne­go umrzeć

 

Pro­mie­nie słoń­ca pod­ję­ły nie­rów­ną walkę, pró­bu­jąc we­drzeć się do po­ko­ju. ―> Z kim/ z czym walczyły promienie?

 

„Nie, pro­szę, nie zo­sta­wiaj mnie sa­me­go. Po­trze­bu­ję cię.” ―> „Nie, pro­szę, nie zo­sta­wiaj mnie sa­me­go. Po­trze­bu­ję cię”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

krzyk­nął, po­pra­wia­jąc przy tym za­gnie­ce­nia gra­na­to­wej bluzy. ―> Czy chciał sprawić, aby bluza była bardziej wygnieciona?

A może miało być: …krzyk­nął, wygładzając przy tym za­gnie­ce­nia gra­na­to­wej bluzy.

 

Wyjął z kie­sze­ni re­wol­wer, uno­sząc trium­fal­nie do góry. ―> Masło maślane – czy można unieść coś do dołu?

Wystarczy: Wyjął z kie­sze­ni re­wol­wer, uno­sząc go trium­fal­nie.

 

dane mu bę­dzie za­sma­ko­wać w ustach uko­cha­nej. ―> Chyba miało być: …dane mu bę­dzie za­sma­ko­wać ust uko­cha­nej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Solidzie,

 

Myślę sobie, że to bardzo udany debiut. Na początku sądziłem, że opowiadanie będzie o sfrustrowanym życiem młodym człowieku, który wszędzie dookoła widzi niesprawiedliwość wobec siebie, a za porażki obwinia wszystko i wszystkich, tylko nie swoją osobę. Do tego zakochany w, jak mniemałem, kimś na kształt internetowej prostytutki. Kosmos! Wzbudziło to moją ciekawość. Ale zwiodłeś mnie, zmyliłeś. I to bardzo sprytnie. Im dalej brnąłem, im więcej nieprawdopodobnie dziwnych rzeczy się działo, tym większy znak zapytania pojawiał się w mojej głowie. Zaraz przyszła mi myśl, że to jakaś wirtualna rzeczywistość, sen, względnie jakaś odmiana schizofrenii. I gdzieś pomiędzy trafiłem. 

Jak pisał wyżej ninedin, miałeś na to pomysł. Z zarzutem, że tekst chwilami nie do końca się klei osobiście się nie zgodzę. Fakt, że Robert wykreował własną, jakże dziwną rzeczywistość, sprawia, że kupuję ten schemat całkowicie. Gdzieś tam pewnie można by poprawić konstrukcję zdań, ale, jak już wspomniano, to jest warsztat, więc to tyczy się i mnie, i każdego z nas, także powodzenia nam życzę w tej żmudnej pracy. Wyżej ktoś mówił o literówkach, więc to też załatwione.

Jak dla mnie – dobra robota. Czekam na inne publikacje. :)

 

Pozdrawiam!

 

EDIT: regulatorzy już Ci pięknie wszystko wypisała, więc masz jak na tacy, co można poprawić. Poprawiasz i widzę tu naprawdę dobre opowiadanie. :D

@regulatorzy 

Dziękuję za pochwały pod adresem fabuły. W zasadzie to u mnie nie nowość (wow, ale jestem skromny), bo już od dzieciaka zbierałem plusy za pomysły (np. gdy próbowałem bawić się jako szczyl w komiksy, oczy bolały, ale koledzy czytali z ciekawości co będzie dalej), ale wykonanie… Łooo panie, kto to tak panu spier… 

 

Kurde, wiele literówek i błędów po Twoim wpisie wyraźnie widzę, a podczas pięciokrotnego sprawdzenia przed publikacją nic, zero, pochowane. Szczególnie zły jestem na siebie za idiotyczne “mikroskopowe”, bo za każdym razem czytałem tam na głos mikroskopijne :/ Fakt, że noszę od dzieciaka okulary, ale jest gorzej niż myślałem :D Mimo tego bardzo dziękuję za tak dogłębne wyłapanie wszelkich niedoróbek. Super sprawa. 

 

@Adek 

 

Dziękuję i cieszę się, że się podobało. No i jeszcze udało mi się nie wyłożyć od razu wszystkich kart na stół, to fajnie. Wszelkie błędy oczywiście za chwilę znikną :)

 

EDYTA: no i mam nadzieję, że udało mi się poprawić tekst na tyle, by nie sprawiał już nikomu przykrości z powodu niedoróbek :) 

Wiesz[+,] co mi powiedzieli?

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Miło mi, Solidzie, że łapanka się przydała i otworzyła Ci oczy na pewne niedoskonałości.

No cóż, zostało stwierdzone, że wielokrotna lektura własnego tekstu nie daje pożądanych efektów, o ile nie dzieje się to w pewnych odstępach czasu, na tyle długich (2, 3 tygodnie), aby twórca zdołał trochę zapomnieć, co napisał.

Bywa, że jeśli autor ma bardzo mało czasu na dopracowanie dzieła, dobre efekty daje zmiana czcionki. Czyta się wtedy jakby nowy tekst i łatwiej wyłapać usterki.

Dobrze też mieć w swoim otoczeniu kogoś, kto zawsze chętnie przeczyta Twoje opowiadania, wyrazi opinię i wskaże ewentualne braki.

No i istnieje jeszcze beta, ale działa na zasadzie: dziś ktoś mi pomógł, jutro ja pomogę komuś. Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Powodzenia!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Anet

dziękuję :)

 

@regulatorzy 

Coś w tym jest, że potrzeba czasu, by tekst swoje odleżał. Rozważałem betę, ale jako debiutant uznałem, że nie mam co liczyć na zainteresowanie. Z tą zmianą czcionki to ciekawa rada, na pewno wypróbuję. 

 

Obiecuję, że następne opowiadanie będzie bardziej dopracowane. Jedno jest już prawie gotowe, doszlifuję je i dam odpocząć :) 

Solidzie, trzymam za słowo i cierpliwie poczekam na zapowiedziane opowiadanie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawy pomysł :) Bohater jest tak zadufany w sobie, że nie sposób go polubić, a jednak opko czytało się nieźle. Mam wrażenie, że on zagłębiał się coraz bardziej we własne marzenia, z każdą kolejną wizją, coraz bardziej oddalał się od rzeczywistości. I chyba robił to świadomie. A jednak rzeczywistość właziła mu tam za każdym razem, czy to doprowadzając do porażki, czy wprost – przez usłyszaną rozmowę Shalima z matką.

Ale mam też wrażenie, że jest tutaj drugie dno. Nie chciałabym żyć w świecie, w którym SI może nazwać człowieka nikim. Na ile to jego samouwielbienie wynikało z panicznego lęku przed porażką? Przed wyrokiem, który spodziewał się usłyszeć?

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć. Dziękuję za miłe słowa :) Uznałem w trakcie pisania, że fajnie będzie, gdy opowiadanie nie będzie jednoznaczne i każdy będzie mógł je zinterpretować po swojemu. Od bezsensownego ciągu zdarzeń po wyciągnięcie jakichś wniosków. 

Tekst ma za sobą pomysł, który nawet przypadł mi do gustu. Kreacja bohatera znośna – w sensie to postać, której nie polubiłem (ale nie muszę, są wielkie dzieła kultury, gdzie bohatera masz ochotę udusić własnymi rękami). Nie wszystko w tej historii kupowałem – miałem wrażenie, że bohater działa raczej pod klucz zdarzeń, jak w momencie sztuczki Shalima.

Tempo jest niezłe, choć czasem coś się rozłazi w szwach. Technicznie czytało się ok, ale widać grudy. Dlatego chwytaj te linki, przydadzą się do komponowania kolejnych koncertów fajerwerków:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka