- Opowiadanie: RandallFlagg - Hiavro

Hiavro

Zdrada, potężny artefakt i mag Hiavro, który chce przeżyć za wszelką cenę.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy II, Finkla

Oceny

Hiavro

Chata znajdowała się na granicy lasu, przy wejściu do grobowca. Hiavro lubił myśleć, że odkrył ją pierwszy, nim zrobił to ktokolwiek inny z jego grupy. Nie wiedzieli, do kogo należała wcześniej, a gdy poprzedni właściciel nie wracał, przywłaszczyli ją sobie. Uczynili z niej bazę wypadową. Hiavro użył najlepszych czarów ochronnych, w tym Niepostrzegania i Sygilu protekcji. Niezależnie od tego co twierdzili pozostali, znał się na magii i potrafił utkać potężne zaklęcia. Choć dorastał jako ulicznik, jego mocną stroną były skomplikowane czary umysł. Był magiem i nie musiał tego udowadniać, nawet gdy inni wytykali mu błędy w sztuce i, co częściej, pochodzenie.

Ale tak było dawniej, pomyślał, wychodząc z grobowca. W drodze do chaty minął trzy nieoznaczone groby i czwarty, rozkopany dół. Kulał na lewą nogę i trzymał się za ramię. Spomiędzy palców ciekła krew.

Jego towarzysze spędzali czas głównie pod powierzchnią, szukali skarbów i unikali pułapek. Zabronili mu schodzić na dół, żeby nie pętał się pod nogami. W zamian miał gotować i czekać z gorącymi posiłkami, aż powrócą, chwaląc się znalezionymi artefaktami. Obiecali, że się z nim podzielą, gdy wyprawa dobiegnie końca. Grobowiec był ogromny, więc chata na długi czas stała się dla Hiavro omem. Sądząc po zapachu rany, również miejscem jego ostatniego spoczynku.

Hiavro wszedł do chaty, rzucił na stolik przy oknie zakrwawioną sakiewkę. Sięgnął po cebrzyk i pił z niego łapczywie, czując jak woda łagodzi gorączkę rozpalonych wnętrzności. Przełknął ostatnią kroplę, otarł usta i uchylił okno. Opierając się o parapet, pozwolił by wiatr schłodził spocone czoło. Mokra koszula przylgnęła do ciała. Wpatrzył się w szumiące na zewnątrz drzewa.

Z początku wszystko się układało. Dzielili się obowiązkami, a potem coś poszło nie tak. Przestali mu ufać? Czy może zauważyli, że nie ma z niego pożytku? Cokolwiek to było, usłyszał ich. Przez to samo okno. Gdy zbierał zioła za domem, poznał ich plan. Miał zejść z nimi do grobowca. I wtedy zrozumiał. Zamierzają go zabić. Uwięzić w jakimś pomieszczeniu. Sądzili, że nie zdoła się wydostać. Myśleli, że był słaby.

Ale on ich przejrzał.

I udowodnił raz a dobrze, że się mylili.

Hiavro podniósł sakiewkę ze stolika. Już wcześniej przejrzał jej zawartość, lecz dopiero teraz zrozumiał, że wartość znaleziska może być o wiele większa niż cokolwiek, co znaleźli jego towarzysze. Spreparowaną główkę goblina opinała poczerniała skóra ze strzępami włosów. Uniesione wargi odsłaniały wyszczerzone, szare kły. Paskudztwo cuchnęło starym grobem, odsunął je od siebie, lecz oczarowany nadal badał dwa, wbite głęboko w oczodoły szlachetne kamienie, zielony szmaragd i czerwony rubin. Nie mógł od nich oderwać wzroku. Lśniły wewnętrznym blaskiem. Obiecujące znalezisko, przyznał z satysfakcją. Poświęcił mu wszystkie swoje nadzieje.

Z początku chciał sprzedać czaszkę. Kupić usługi najlepszych czarownic, znachorów i alchemików. Poddać się kuracji złożonej z najlepszych eliksirów, ziół i medykamentów. W ostateczności zdobyłby się nawet na wizytę u jednego z tych przeklętych lekarzy i poddałby się ich naukowym metodom. Chciał żyć i zrobić wszystko, żeby przetrwać.

Niech sczezną, przeklął w myślach swoich towarzyszy.

Potem zastanowiło Hiavro, dlaczego znaleźli czaszkę tak późno. Nie lubili maga, chcieli go oszukać i zabić, ale znali się na swojej robocie, jak nikt inny. Chyba, że nie chciała zostać znaleziona.

Hiavro zasłonił okno, zbliżało się południe i słońce przeszkodziłoby w seansie. Ostrożnie usiadł przy stole, oparł łokcie o blat i przypatrzył się czaszce z uwagą. Zapadł w trans.

Wstrząsnęło nim, gdy odkrył, że nie był sam. Chatę wypełniały duchy, dziesiątki istot, próbujących przekroczyć barierę sfer żywych i umarłych. Ich głód był oszałamiający. Czekały na niego, lecz on jeszcze się nie poddał. W skupieniu zgromadził całą moc magiczną. Najsłabszy punkt bariery znajdował się w jego drżących dłoniach. Czaszka była kluczem.

Odnalazł w sobie nową determinację. Nową siłę. Miał w swoim posiadaniu niezwykły artefakt. Zrobił głęboki wdech i wypuścił powietrze, powoli i z namysłem. Oddech zmienił się w parę, którą spreparowana główka zassała całości. Czerwień i zieleń rozgorzały w oczodołach i czyjaś świadomość badała osłony Hiavro.

– Dobry jesteś, magu – usłyszał.

– Znasz ludzki, to ułatwi sprawę. Duchu, rozkazuję ci… – zaczął zniecierpliwiony Hiavro, lecz duch mu przerwał.

– Na rozkazy przyjdzie jeszcze pora. Jak powiedziałem, dobry jesteś…

– Ale?

– Ale czy jesteś gotowy na dary, które przynoszę?

Hiavro zadrżał, pospołu z ekscytacji i strachu podobnego do tego, jaki odczuwa wkraczający do kopalni, której grozi zawalenie. Za późno na odwrót, uprzytomnił sobie.

– Niech wiedza mnie pogrzebie – poprosił ściszonym głosem.

Duch zaśmiał się.

– Krew – zażądał.

Hiavro przełknął ślinę. Bezskutecznie rozejrzał się po chacie w poszukiwaniu noża. Bał się wstać, wypuścić główkę ze swojego uchwytu.

– Użyj zębów głupcze – ponaglała czaszka.

Hiavro zacisnął szczękę na kciuku i poczuł smak własnej, ciepłej krwi na języku. Atmosfera w pokoju zgęstniała, kiedy duchy wyczuły ranę. Splunął na czaszkę czerwoną plwociną, rozmazał ją, wcierał w kamienie w oczodołach. Szybko zniknęła, wsiąknięta jak wcześniej oddech.

Istota zamieszkująca czaszkę zamruczała z satysfakcją.

– Umierasz – stwierdziła.

– Tak. – Hiavro potaknął. – Trucizna…

– Marnujesz dary na tak żałosny cel jak przeżycie? – przerwał mu duch. Hiavro usłyszał szyderstwo w jego głosie. – A co z potęgą? Z władzą nad innymi ludźmi, nad żywiołami i sferami. Co z bogactwami? Mógłbyś zdjąć z siebie kajdany.

– Jakie kajdany, duchu? Jestem wolnym człowiekiem. A martwy – przerwał – niczego nie osiągnę.

– Martwi osiągają najwięcej, magu. Martwi znają wszystkie tajemnice.

Hiavro zawahał się. Wchodzenie w niejasne układy z mieszkańcami tamtej strony nie należało do najłatwiejszych. I najtańszych. Ale czemu poświęcił większość życia? Ubóstwu. Nikomu nieznany, imał się niskopłatnych prac przy odprawianiu rytuałów dla rolników. Leczył bydło, ochraniał plony. Ryzykował ponad miarę dla paru zaśniedziałych kielichów w wielokrotnie grabionych lochach. Mógłby stać się naprawdę potężny. Nie będzie więcej polegać na innych.

Nie, upomniał się, nie mogę się tak po prostu zgodzić. Później o tym pomyślę. Najpierw najważniejsze.

– Pozbądź się trucizny – rzekł.

– Czy wiesz, dlaczego to zrobiłeś? – Pytanie ducha zaskoczyło Hiavra.

– Co to ma do rzeczy?

– Wiesz? – ponowiła czaszka.

– Nie sądzę, żeby to miało znaczenie. Chcieli mnie oszukać. I zabić.

– Są tutaj.

Hiavro zawahał się.

– Kto?

– Trucizna, której użyłeś była niebezpieczna. Była mieczem obosiecznym. Powiedzieli mi. Powiedzieli wszystkim w zaświatach kim jesteś.

– Jestem magiem. Używam magii, nie trucizn. To mnie otruto. Nie zasłużyłem na zdradę i śmierć.

– Są różne trucizny, a śmierć, magu, nie jest kwestią zasług. Co innego, gdy chodzi o jej charakter.

– Ulecz mnie! – Hiavro wstał gwałtownie, odrzucając krzesło, które upadło z trzaskiem na podłogę. – Rozkazuję Ci!

– Nie zauważyłeś? Uleczyłem cię, kiedy siedziałeś zatopiony we własnych winach.

Hiavro zadrżał. Tak szybko. Z taką łatwością.

Mag rozważał różne scenariusze. Łatwość, z jaką istota pozbyła się trucizny sprawiła, że przestał się bać. Strach ulotnił się wraz ze zmęczeniem. Dawno nie czuł się tak dobrze. Zaczął przechadzać się po chacie w zamyśleniu. Ciekawość wzięła górę nad ostrożnością.

Podniósł czaszkę na wysokość twarzy. Kamienie w oczodołach nadal lśniły, zdawało się, jaśniej niż wcześniej, lecz Hiavro dostrzegł również inną zmianę, gromadzące się na ich dnie niewyraźne, cztery cieniste refleksy na podobieństwo skaz zatopionych w szkle.

– Chcę wszystko. To co wymieniłeś: potęgę i bogactwo – rzekł, niezrażony nowym odkryciem.

Duch milczał.

Hiavro potrząsnął czaszką ze złością

– Duchu, rozkazuję ci! – Nic. Zero odzewu. Mag podniósł rękę i cisnął główką o podłogę. Podtoczyła się pod okno.

Hiavro ukrył twarz w dłoniach i złapał się mocno za włosy. Ból go otrzeźwił. Przykucnął przy czaszce i podniósł ją, sprawdzając, czy nie jest uszkodzona. Zauważył od razu, że oba kamienie, szmaragd i rubin, pękły i sączył się z nich czarny, lśniący szlam.

– Znasz cenę? – odezwał się duch.

– Dam ci tyle krwi, ile zechcesz – zarzekał się gorączkowo Hiavro.

W odpowiedzi zewsząd do uszu maga dochodziły głosy.

– Zdrajca. Złodziej – oskarżały – Morderca…

Poznał te głosy, należały do jego towarzyszy: Dreyfa, Mari, Fune i Peniego. Zesłał na nich czar Splątania Umysłu, żeby błądzili w podziemnych tunelach, aż umrą z wycieńczenia lub pozabijają się nawzajem. Trójkę znalazł niedaleko wyjścia z jaskini i je pogrzebał. Nie był potworem. Gdy Hiavro zszedł, by odnaleźć ostatniego z nich, natknął się na Peniego, wciąż żywego i uzbrojonego w dmuchawę z zatrutymi strzałkami. Zdołał go dobić nie bez problemu. Szybko przeszukał kieszenie dawnego towarzysza, znajdując sakiewkę z czaszką, a potem splunął na niego i porzucił w ciemnościach grobowca. Hiavro pośpiesznie ruszył do wyjścia, czując jak trucizna z jednej ze strzałek odbiera mu siły.

– Chcieliście mnie oszukać – krzyczał – Słyszałem was. Chcieliście mnie pogrzebać pod ziemią, ale ja wam pokazałem.

– Słyszałeś to, co chciałeś usłyszeć – odpowiedział duch głosem Penie.

Jego umysł topił się we wspomnieniach okrucieństw, których się dopuścił w ciągu swojego życia. Zabicie towarzyszy znajdowało się na czele listy. Z całych sił wierzył, że każdy uczynek był słuszny. Chciał przetrwać. Dlaczego więc obrazy w jego głowie były jak smolista, gęsta trucizna? Zalewała go. Płakał, obejmując się ramionami.

– Głupcze – rzekł z naciskiem duch – Sam się oszukiwałeś. Są różne trucizny. Tak działa wstyd i poczucie winy. Pora uleczyć świat ze zła, które wyrządzałeś w imię swojego strachu.

Kamienie wypadły z oczodołów i ze stukotem potoczyły się po podłodze. Czarny szlam zalał rękę Hiavro.

Mag chciał odrzucić czaszkę, lecz ta przylgnęła do skóry. Oparł się o zasłonę, zrywając ją z okna. Główka w tym czasie wspięła się po nadgarstku i przedramieniu, zatapiając się coraz bardziej w ciało aż w końcu zniknęła pod skórą nie pozostawiając żadnego śladu na skórze.

Hiavro krzyczał, czuł palący ból w piersi. Rozpiął koszulę i spojrzał w dół. Na mostku pojawił się guz ze skórą poczerniałą i popękaną. Z pęknięć zaś ciekł czarny szlam. Narośl rozpadła się, odsłoniła wnętrze żeber. Czaszka pożerała serce Hiavro. Mag wrzeszczał z całych sił. Wciąż przytomny, padł na kolana. Oparł dłonie o podłogę w miejscu, gdzie leżały szmaragd i rubin. Z wytrzeszczonych oczu Hiavro łzy zmieszane z krwią kapały na kamienie, które ponownie zaczęły lekko lśnić i było to ostatnie, co zobaczył nim pochłonęła go ciemność barwiona zielonymi i czerwonymi refleksami.

Kilka chwil później Hiavro zbudził się i z ulgą stwierdził, że w jego piersi nie ma dziury, a czaszka zniknęła. Chata jednak zdawała się zniekształcona. Chciał się poruszyć, otworzyć drzwi i wyjść na zewnątrz, lecz własne ciało go nie słuchało. Wprost przed sobą, za oknem, zamiast drzew, lasu i nieba ujrzał czeluść wejścia grobowca, do którego ciągnęła rzeka dusz. Świat migotał zielonym i czerwonym światłem. Niewidzialna siła szarpnęła Hiavrem i rzuciła nim przez okno w nurt widm, ginącym w podziemiach.

Mag ujrzał wnętrze jakiegoś pomieszczenia. Poruszało się… Nie, to on się poruszał, lecz nie szedł. Przesuwał się po znanym sobie, choć dużo większym wnętrzu chaty. Wzrokiem nie sięgał wyżej niż ponad blat stołu.

– Ah, zbudziłeś się, magu – usłyszał głos ducha. Dochodził gdzieś z bliska i z góry.

Coś złapało za głowę Hiavro i uniosło ją wysoko.

Z przerażeniem rozpoznał własną twarz, uśmiechnięte szyderczo usta, zapadnięte, blade policzki i złowróżbny blask na dnie źrenic.

– Czeka na nas bogactwo i potęga, magu. Tak, jak sobie tego życzyłeś – rzekły usta, które kiedyś należały do Hiavra. Zęby pokrywał czarny nalot, sczerniały język oblizywał wargi jak po uczcie. Niedbale zapięta koszula przylegała do nienaturalnie płaskiej, nieruchomej piersi. – Przez całą wieczność – dodał.

Hiavro nadal krzyczał, gdy wyszli z chaty i ruszyli do grobowca. W ciemności czekały na niego zielone i czerwone widma o głodnych spojrzeniach.

Koniec

Komentarze

Witaj RandallFlagg.

 

Wypatrzyłem kilka błędów:

 

Choć dorastał jako ulicznik, jego mocną stroną były skomplikowane czary umysły umysłu.

 

więc chata się dla Hiavro stała na długi czas domem.

według mnie lepiej wyglądało by to tak: więc chata na długi czas stała się dla Hiavro domem.

 

spoczynku.Hiavro 

brak spacji po kropce

 

Sadzili Sądzili, że nie zdoła się wydostać.

, lśniący szlamy szlam.

 

Ciekawe opowiadanie, nie spodziewałem się, że główny bohater tak skończy. Niemniej jednak czytało się dobrze. 

 

Pozdrwiam!

 

 

 

 

Those who tell stories rule society.

Witaj, mroczny gościu, cześć R.F. :-)

Lubię Kinga! Zatem do czytania o Hiavro przystąp.

Pomysł, język, sposób przedstawienia wydaje mi się bardzo interesujący. Podoba mi się również lakoniczność i brak wyjaśniania motywacji bohaterów. Dajesz nam ich tak po prostu. Opowiadanie jest, zawiera to, co powinno.

Z minusów są dwa: jeden większy plus sprawy pomniejsze. Główny dotyczy niejasności i gmatwania w pierwszej części tekstu, czyli sytuacji wyjściowej.  Zauważyłam, że bardzo uważasz na słowa a do fabuły dajesz wskazówki, ale i tak przydałoby się tę część rozszerzyć o wydarzenia w grobowcu zamiast skąpąej reminiscencji “z”.. Prawdę powiedziawszy musiałam wracać do początku, aby sprawdzać, czy dobrze myślę/podejrzewam; ponadto przydałoby się opowiadaniu silniejszego dylematu, który istniał, ale jego siła została stępiona przez brak zbudowania napięcia. Grałeś niewiadomą.

 

Odnośnie drobiazgów i nie przejmuj się, że trochę ich jest, bo “normalka”:

Nie wiedzieli(+,) do kogo należała wcześniej

Jego towarzysze spędzali czas głównie pod powierzchnią, szukali skarbów,(-,; +i) unikali pułapek. Zabronili (+mu) schodzić na dół, żeby nie pętał się im (-im) pod nogami. 

On(-on) w zamian miał gotować i czekać z gorącymi posiłkami(+,) aż powrócą, chwaląc się znalezionymi artefaktami. 

Zwróciłam uwagę, że bardzo pilnujesz się, aby nie używać zaimków w ilości ponadliczbowej. Dobrze, ale niekiedy cokolwiek zmieniłabym. W zasadzie jest to uwaga kosmetyczna, czasem, kiedy sama nie wiem, mruczę/czytam półgłosem. W tym przypadku, chyba lekko zmodyfikowałabym. Propozycje powyżej +,-

Grobowiec był ogromny, więc chata się dla Hiavro stała na długi czas domem.

Szyk, prosiłoby się przy głośnym czytaniu: "więc chata stała się na długi czas domem dla Hiavro" lub wariacje "stała się dla Hiavro domem na długi czas", bądź inne wariacje, bo ta konkretna zgrzyta.

Hiavro wszedł do chaty, rzucił na stolik przy oknie zakrwawioną sakiewkę. Pił łapczywie z cebrzyka, czując jak woda łagodzi gorączkę rozpalonych wnętrzności. Mag przełknął ostatnią kroplę, otarł usta i uchylił okno. 

Tu nie ma błędu, dalej kosmetyka i w dodatku indywidualne odczucia. 

Zobacz, masz przerwę: wszedł, rzucił sakiewkę i… mamy brak kontynuacji, tj. mamy kolejną odsłonę przy cebrzyku. Wiem jestem drobiazgowa, ale gdy zaczynasz od pił łapczywie to od razu myślę sobie – na stole stał cebrzyk, skąd się tam wziął?

"Mag" – dla mnie do usunięcia.

Opierając się o parapet, pozwolił by chłodny wiatr owionął spocone czoło. 

Poszukałabym innego słowa niż "owionął". Może "ostudził", "wysuszył" – jeśli ciepły, równie dobrze może takim być, bo nie masz odniesień do pory roku.

Gdy zbierał zioła za domem(+,) poznał ich plan. 

Sadzili, że nie zdoła się wydostać. Myśleli, że był słaby.

Literówka.

Chyba – "jest"? bo wtedy myśleli, ale nie wiem. Za słaba jestem  w te klocki. :-(

Chatę wypełniały duchy, dziesiątki istot, próbujących przekroczyć barierę sfer żywych i umarłych. 

Tu nie wiem, czy były sfery, czy sfera, czyli jedna granica? 

Ich głód był oszałamiający. Czekały na niego, lecz on (-on; +jeszcze) nie był gotowy na spotkanie z nimi. W skupieniu zgromadził (-z) całą moc magiczną. Najsłabszy punkt bariery sfer znajdował się w jego drżących dłoniach. 

Tu też kosmetyka. Propozycje w plusach i minusach powyżej.

Duch nadal milczał.

Dlaczego "nadal", przecież nie milczał?

Zauważył od razu, że oba kamienie, szmaragd i rubin,(-,) pękły i wyciekał z nich czarny, lśniący szlamy.

Literówka.

Zesłał na nich czar Splątania umysłu, żeby błądzili w podziemnych tunelach(+,) aż umrą z wycieńczenia lub pozabijają się nawzajem. Trójkę znalazł niedaleko wyjścia z jaskini i je (ją?) pogrzebał. Nie był potworem. To ten ostatni, Penie zasadził się w grobowcu na Hiavro, gdy chciał odnaleźć jego ciało i przez niego mag wpadł na pułapkę z trucizną. Przy Peniem znalazł sakiewkę z czaszką goblina.

Podkreślenie – nie wiem, czy dużą literą? napisałabym małą, ale… nie wiem. 

Drugie podkreślenie – niezgrabne. Może coś w ten deseń:

"Ostatni, Penie, zasadził się na niego przy samym sarkofagu i… nie wiem jak wyobraziłeś sobie pułapkę z trucizną?, trzeba byłoby opisać, chociaż cokolwiek. 

Z pęknięć zaś ciekł czarny szlam. 

Kosmetyka. Może podmienić na "sączył się"?

Chata jednak zdawała się dziwnie zniekształcona. Nie mógł poruszyć przewalonym krzesłem, otworzyć drzwi. Wyjrzał przez okno, lecz nie ujrzał ani drzew, lasu i nieba. Jedynie wejście do grobowca, do którego ciągnęła rzeka dusz. 

Podkreślenie – usunęłabym.

Drugie podkreślenie. Po pierwsze pokombinowałabym, ponieważ znowu masz przeskok. Jest już przemieniony, wejdź w to, pierwsze to ruszyć ku drzwiom, wyjść; skąd przy drzwiach wzięło się nagle krzesło?; wyjrzeć nie mógł, co najwyżej skierować wzrok w stronę okna; "ani" – do usunięcia, chyba?; ostatnie zdanie połączyłabym z wcześniejszym, np. przez" lecz".

 

Podsumowując. Ciekawe, choć zestawiasz motywy niby znane i ograne. Dla mnie najsilniejszym był wstyd i poczucie winy, choć niekoniecznie znajdujemy dla nich pełne uzasadnienie w tekście. Podoba mi się też język i staranność.

 

Skarżę do biblio i pzd srd. :-)

piątkowe komenty w zaranie poniedziałka, ę od asylum

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dziękuję za uwagi. Poprawiłem wszystko i cieszę się, że się Wam podobało.

Witaj, to znów ja. 

 

RandallFlagg

kobieta | 01.02.21, g. 14:28

Po komentarzu można wywnioskować, że jesteś mężczyzną, natomiast na portalu masz zaznaczoną kobietę. Jestem jak najbardziej tolerancyjny w sprawach LGBT, ale dla spokoju proszę o wyjaśnienie.

 

Pzdr! 

Those who tell stories rule society.

Już poprawione.

Ok.

Those who tell stories rule society.

Mroczne opowiadanie, trzyma w napięciu od chwili odnalezienia czaszki przez bohatera. Początek mniej ciekawy, wolałabym wszystkie te informacje poznać z przebiegu fabuły.

Umiejętnie budujesz atmosferę grozy, czaszka, duchy i ich przesłania też wydają się interesujące. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam zakończenie, dużo w nim niedopowiedzeń.

Zazgrzytało mi, że mag pełni w gromadzie rolę kucharza, którą zwykle przydziela się sługom. Poza tym, dlaczego nie wyleczył się z trucizny, skoro znał czary, a ze słów ducha wiemy, że był silnym magiem?

jego mocną stroną były skomplikowane czary umysł.

Nie rozumiem.

Grobowiec był ogromny, więc chata na długi czas stała się dla Hiavro domem

Hiavro wszedł do chaty,

Spokojnie możesz skreślić imię. Wiadomo, że to on wszedł. A imienia użyłeś chwilę wcześniej.

Hiavro podniósł sakiewkę ze stolika.

Tu też tekst nie straci bez imienia.

Już wcześniej przejrzał jej zawartość, lecz dopiero teraz zrozumiał, że wartość znaleziska może być o wiele większa niż cokolwiek, co znaleźli jego towarzysze.

Niby nie to samo ale zerknij, czy nie da się uniknąć współbrzmienia.

zielony szmaragd i czerwony rubin

Facet. :-) RGB +B&W.

przypatrzył

Trochę koślawo, IMO. Przyjrzał?

Ich głód był oszałamiający.

Jeść im się chciało? Wyjaśnij to, proszę.

wypuścić główkę ze swojego uchwytu.

A może tak zwyczajnie: z dłoni, albo z rąk.

Oparł się o zasłonę, zrywając ją z okna.

Raczej musiałby chwycić, żeby zerwać.

aż w końcu zniknęła pod skórą nie pozostawiając żadnego śladu na skórze.

 

Co do odbioru.

Jeśli ktoś Ci powie, że źle piszesz, nie wierz mu. Nie oznacza to jednak, że nie powinieneś pracować nad warsztatem. Ale to przychodzi z czasem. Ponoć, po dziesięciu wydanych powieściach. :-)

Mam też zarzut. Trochę Bardzo zagmatwałeś obraz bohatera. W sumie to nie wiem, kim był. Niby mag, który dba o plony, a ciążyły na nim zbrodnie, z których zabicie kompanów to pestka. I tak zostałem w konfuzji.

Niemniej, traktując to jako wprawkę pisarską, uważam, że nie jest źle.

Pracuj. :-)

Jest pomysł na tekst, jest i nawet zrębek gęstego, mrocznego klimatu. Bardzo ładnie budujesz postać maga – często pokazujesz mi jego czyny, pozwalasz, by o nim mówiły.

Jednak jest jeszcze trochę pracy, jaki musisz włożyć w sam warsztat. Zdarzają się momenty zagęszczonej byłozy albo gdy próbujesz być mocno poetycki, ale przez źle użyte sformułowanie czy słowo te próby spełzają na niczym. Jeszcze więc musisz ten aspekt techniczny dopracować.

I na takie okazje chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

yes

Ponura to historia i, jak na mój gust, podana w nazbyt okrojonej formie. Chciałabym lepiej poznać tak tytułowego bohatera, jak i towarzyszy, z którymi brał udział w opisanym przedsięwzięciu.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

jego mocną stro­ną były skom­pli­ko­wa­ne czary umysł. ―> Literówka.

 

Ale tak było daw­niej, po­my­ślał, wy­cho­dząc z gro­bow­ca. ―> A może: Ale tak było daw­niej – po­my­ślał, wy­cho­dząc z gro­bow­ca.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: Zapis myśli bohaterów

 

chata na długi czas stała się dla Hia­vro omem. ―> Literówka.

 

przej­rzał jej za­war­tość, lecz do­pie­ro teraz zro­zu­miał, że war­tość zna­le­zi­ska… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

którą spre­pa­ro­wa­na głów­ka za­ssa­ła ca­ło­ści. ―> Chyba miało być: …którą spre­pa­ro­wa­na głów­ka za­ssa­ła w ca­ło­ści.

 

– Wiesz? – po­no­wi­ła czasz­ka. ―> Co ponowiła czaszka? A może miało być: – Wiesz? – Czaszka ponowiła pytanie.

 

– Roz­ka­zu­ję Ci! ―> – Roz­ka­zu­ję ci!

Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

 Trój­kę zna­lazł nie­da­le­ko wyj­ścia z ja­ski­ni i je po­grze­bał. ―> Raczej: Trzech zna­lazł nie­da­le­ko wyj­ścia z ja­ski­ni i po­grze­bał ich.

 

znik­nę­ła pod skórą nie po­zo­sta­wia­jąc żad­ne­go śladu na skó­rze. ―> Brzmi to fatalnie.

Proponuję: …znik­nę­ła pod skórą nie po­zo­sta­wia­jąc na niej żadnego śladu.

 

Z wy­trzesz­czo­nych oczu Hia­vro łzy zmie­sza­ne z krwią ka­pa­ły… ―> Raczej: Łzy z wy­trzesz­czo­nych oczu Hia­vro, zmie­sza­ne z krwią, ka­pa­ły

 

w nurt widm, gi­ną­cym w pod­zie­miach. ―> …w nurt widm gi­ną­cych w pod­zie­miach.

 

Ah, zbu­dzi­łeś się, magu… ―> Ach, zbu­dzi­łeś się, magu

Ah to symbol amperogodziny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest jakiś pomysł na fabułę. Pewnie można go było lepiej wyjaśnić (co takiego strasznego zrobił mag?), ale niech będzie.

Z warsztatem średnio. Mam wrażenie, że na początku jest sporo literówek i przecinkologia kuleje, ale potem się z rozgrzewasz.

jego mocną stroną były skomplikowane czary umysł. Był magiem

Byłoza i literówka.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka