- Opowiadanie: Glyneth7 - Pani detektyw. Podróże w czasie. Rozdział 2 i 3

Pani detektyw. Podróże w czasie. Rozdział 2 i 3

Umieszczone rozdziały pochodzą z książki “Pani detektyw. Podróże w czasie”. Jest to pierwszy tom z trzech przeze mnie napisanych. Opowiada o policjantkach, które za pomocą materalizatorów przenoszą się w przeszłość, aby odnaleźć trójkę zaginionych. Powieść inspirowana jest “Pozytonowym detektywem” Isaaca Asimowa.

Oceny

Pani detektyw. Podróże w czasie. Rozdział 2 i 3

Rozdział 2

 

Już były w innym miejscu.

Biel to była śmierć. Wszędobylski śnieg wciskał się w każdy zakamarek miasta. Błyszczał jakby dotykany promieniami słońca, lecz słońca nie było. Niekiedy był przetykany pasami brudu. Przypominał w tym zebrę. Byli to słabi ludzie, wykończeni długotrwałym głodem i stresem, szli po pas w tych zaspach. Inni natomiast próbowali zapanować nad śniegiem, lecz bezskutecznie, bo bieli przybywało. Niczym nowa szata osadzał się na nich. Po obu stronach stały budynki, zniszczone przez wojnę. Miały czarne, a zarazem kwadratowe otwory. Wyglądały jak dna jakiejś nieskończonej studni. Albo oczy umarlaka. Ściany były popękane, przypominały w tym USTA popękane na mrozie. Gdzieniegdzie leżały deski, jakby to były organy wydarte budynkowi. Dym i mgła mieszały się, uważny człowiek mógłby pomyśleć, że są to bliźnięta. Pośród tego odznaczali się ludzie u których dominował czarny kolor. Czarne ich były płaszcze i czapki. Ich ciała i dusze były sponiewierane, a z oczu wyzierał smutek. Czasami zdarzało się, że kobiety nosiły męskie buty, spodnie i płaszcze. Natomiast mężczyźni mieli na sobie kobiece rzeczy – szale i narzuty. I to właśnie w tym miejscu wylądowały Alison i Laura.

– I co? – zapytała Laura tak, jakby sama nie wiedziała, gdzie się znajduje.

– Leningrad, 1942 r. – przeczytała Alison, to co pisało na materializatorze. – Zaraz zobaczymy, czy w tym miejscu przebywa któryś z zaginionych.

– Dobrze, że mamy ochraniacz.

Spojrzała na siebie.

– Inaczej zamarzłybyśmy.

– Kogo pytamy najpierw?

– Tam jest jakaś kobieta.

 Alison wskazała ją dłonią.

Pozostali byli zajęci przerzucaniem śniegu z miejsca na miejsce. Dlatego stwierdziły, że nie będą im zabierać czasu. Inni taranowali drogę, jakby mieli zaraz wpaść na kogoś. One nie chciałyby być tymi osobami. Szybko podjęły decyzję i zaczęły iść w stronę kobiety. Pod względem wyglądu nie różniła się od otaczających ich osób. Jeszcze z daleka było widać, że przed nią, leżał chłopczyk, wyglądało jakby spał, snem zwyciężonych.

– Czekaj… Co ona robi?

– Może sprawdza czy śpi? – Alison zmrużyła oczy, wpatrując się w dziecko.

– Nie, to coś innego. Porusza ustami, ale nie mówi. Chyba coś je.

 Ludzie przez chwilę zasłonili im widok. Gdy już na nowo mogły spojrzeć na tę dwójkę, to zobaczyły inną scenę. Matka pochylała się na dzieckiem, jej plecy drżały, podobnie jak i twarz, którą z tej pozycji można było zobaczyć tylko trochę.

– To dziecko… chyba nie żyje.

Alison nagle olśniło, co ona robi, dlatego nie wiedziała, jak delikatnie przekazać to Laurze. Po chwili stanęły przed chłopcem.

– Co się stało? – zapytała, jak zawsze usposobiona życzliwie Laura.

– Nic… nic – wystękała kobieta.

I wtedy wzrok Laury spoczął na szyi dziecka. Nie posiadał jej w sporej części. Tkanki zwisały na wszystkie strony, tworząc krwawą kompozycję.

– O mój Boże! Ona go zjadła!

Laura szybko uciekła wzrokiem od niego. Świat wokół niej zawirował. Rzeczy wydawały się rozmazywać i tańczyć. Alison zobaczyła szyję sekundę przed tym, jak zrobiła to jej dziewczyna, choć wiedziała, co tam ujrzy. Była ulepiona z innej gliny niż ona, dlatego ogarnęło ją tylko zdziwienie. Natomiast większość ludzi przechodziła obok, nie zauważając ich. Tylko niektórzy przesuwali wzrokiem po twarzach i szli dalej, w sobie tylko znanym kierunku.

– Wszystko w porządku?

Alison złapała ją za ramiona i spojrzała prosto w niebieskie oczy przeplatane szarymi plamami.

– Tak, tylko…

Laura pozbyła się resztek jedzenia. Alison zrobiła unik w ostatniej chwili. Ledwo blondynka, to zrobiła, zaczęła rozglądać się wokół, patrząc na ludzi.

– Widzieliście, co zrobiła?!

Laura zaczęła krzyczeć, a dźwięk poniósł się po okolicy. Kilka z osób spojrzało na nich przelotnie, ale ich wzrok był mętny, patrzący gdzieś przez nie.

– Widzieliście, co zrobiła?! – powtórzyła Laura.

Myślała, że ktoś zareaguje, że w kimś ocknie się empatia. Ale ci ludzie byli wychłostani wszelkimi negatywnymi emocjami. Zaczynali odczuwać pustkę emocjonalną. Zamieniali się w powolne i gadające umarlaki.

– Chodź, idziemy.

Alison siłą odciągnęła ją od tego widoku, udało się to od razu, bo nie była, to syzyfowa praca. Wzięła swoją dziewczynę za rękę i przeszły się tak kawałek, tymczasem blondynka zaczęła pozbywać się negatywnych emocji. Jej twarz była ulepiona z gliny różnych uczuć, która zamieniła się w mały potok, zwany łzami. Szły drogą, w której unosił się zapach śmierci, a wiatr targał im twarze, jakby chciał powiedzieć, żeby odwróciły się, nieważne, cokolwiek miały zrobić w swoim życiu, tylko żeby się odwróciły, na litość boską, bo przecież odepchnęły żywą istotę i chciały o niej zapomnieć…

I tak maszerowały przez śnieg, gdy natrafiły na grupkę mężczyzn. Stali po pas w tym gęstym jak śmietana śniegu, w którym nogi powoli zamarzają. Upodabniało ich to do sopli. Mówili podniosłym głosem, co było ciekawe, zważywszy na kontrast ich wymizerowanych twarzy.

– Najpierw pracowaliśmy po jedenaście godzin dziennie. Nawet czternastolatkowie. Potem czas skrócono, z powodu braku prądu i odpowiedniej ludności w fabrykach – Usłyszały, jak mówi basem jakiś mężczyzna.

 – A teraz babrzemy się w tym śniegu, bo nie mamy, co robić… – powiedział niższy od swojego poprzednika.

– Pomyśleć, że kiedyś za słuchanie zagranicznej stacji radiowej można było zostać skazanym na śmierć.

– A teraz sami skazujemy się na śmierć. Skaczemy z dachów albo oddajemy jedzenie swoim dzieciom.

Nieoczekiwanie podszedł do nich inny człowiek, który szedł przed policjantkami.

– Żyjecie jeszcze?

– Tak – odparli chórem.

– I pamiętajcie: nie wylądujcie w rowie. Ani dzisiaj, ani jutro.

– Wiemy o tym – powiedział ten, który był niski.

– Jaka dzisiaj pogoda? – Zapytał nowy osobnik.

– Chłód i śmierć. Chłód i śmierć.

– A co jecie?

– Spleśniały chleb.

– I szczury – dodał ktoś inny.

– Ach, nie ma to jak pieczone szczury.

– A to nie działa zbyt dobrze na głód – zaczął wysoki mężczyzna, który mówił, gdy one przechodziły w pobliżu. – Wyglądamy jak upiory i mamy wszędzie wystające kości. Nasze skóry są trupioblade. Nie wiem, co jest gorsze: twarze czy nogi. Niektórzy z nas stopy mają tak opuchnięte, że nie mogą włożyć na nie butów. Może by tak…

– Przepraszam my… – rozpoczęła Laura i nie skończyła, bo rozległ się dźwięk.

Na początku był niski, ale z czasem narastał. I narastał. Alison zauważyła, że odgarniający śnieg zamarli, a ich twarze wyrażały strach. Już wiedziała, co to oznacza w przeciwieństwie do jej dziewczyny. Lata nauki historii nie poszły na marne.

– Co to za hałas? – Niewinnie zapytała Laura.

– To bomby!

– Bomby?

Jej oczy zaokrągliły się niczym spodki od herbaty. Alison widziała kiedyś na filmie jak powstaje grzyb po bombie atomowej. Wznosi się ku górze niczym drzewo: najpierw jest korzeń, potem rozgałęzienia, a na końcu pióropusz, tylko nie z liści, a z ognia.

– Szybko! Przenosimy się!

– Ale ci ludzie?

Spojrzały na nich, lecz oni pędzili przed siebie, ile tylko starczyło im sił. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Jak najszybciej nacisnęły odpowiednią kombinację cyfr.

 

Rozdział 3

 

Przeniosły się w ciemność. Otaczała ich niczym powietrze. Nie słyszały żadnego hałasu – bezsensownych rozmów czy wyjącego wiatru. Po prostu nic. Tylko cisza. Niestety wyświetlacz materializatora nie działał w ciemnościach. Zaczęły szukać włącznika światła. A przynajmniej miały nadzieję, że taki tutaj znajdą. Zrobiły kilka kroków przed siebie. Nieoczekiwanie Laura dotknęła czegoś mokrego.

– To woda! – krzyknęła Laura.

– Spokojnie. To tylko woda. Pewnie jesteśmy pod ziemią.

– Pod ziemią nie ma światła. – Przestraszyła się Laura.

– Nie ma? Kto tak powiedział? – Alison próbowała ją uspokoić.

– W tych czasach nie ma.

– A kto ci powiedział, że jesteśmy w czasach bez prądu. Może nie trafiłyśmy tak daleko od naszej epoki?

Alison poruszała się powoli, na wszelki wypadek, gdyby na coś trafiła.

– W takich miejscach są dziury i…

– Och, daj spokój.

Nieoczekiwanie trafiła na coś. Rozległ się hałas, który zdarza się, gdy dwie rzeczy natrafią na siebie. Pomacała wokół, próbując określić, co to było. I wtedy usłyszała, że Laura wstrzymuje oddech. Odwróciła się w jej kierunku.

– Co ci jest?

– Ta woda… To nie jest woda! Ma metaliczny zapach. I klei się. To… to krew!

Zapomniała, że jest w ciemnościach i szybko ruszyła w jej stronę. Potknęła się i upadła. Ale nie na ziemię, tylko na coś innego, wyższego od podłogi. To, co dotykała było kleiste. Poczuła zapach, który uderzył w nozdrza. Rzeczywiście – to była krew. Rozpoznała szybko po tych latach stykania się z rannymi osobami. A to wszystko, dlatego że ojciec, po zajęciach w szkole, prowadził ją często na komisariat.

– A skoro to krew… – zaczęła Laura przerażonym głosem.

Słyszała jak oddycha coraz szybciej, a ciemność napiera na nich.

– To ciało! – krzyknęła Alison.

Po czym odskoczyła od niego. Wylądowała na podłodze. A przynajmniej początkowo wydawało jej się, że to podłoga, bo poczuła pod palcami szorstkość.

– Słuchaj, to dywan!

– Dywan? – zdziwiła się Laura.

– Tak, czyli nie jesteśmy pod ziemią. To musi być pokój.

W tym momencie pojawiło się znienacka światło. Oślepiło ich jak ćmy, które garnią się do światła.

– Słyszałem, jak ktoś krzyknął – powiedział jakiś męski głos. Po chwili ucichł, jakby coś sprawdzał. A one poczuły jak dreszczyk grozy pełznie po jego skórze. Po chwili otwarto drzwi i zza nich wyłoniła się postać.

– Mój Boże! Co tu się stało?!

Dziewczyny zamknęły oczy, a potem powoli je otworzyły. Przed nimi stał mężczyzna w kombinezonie konduktora. Wtedy zobaczyły, że w pobliżu znajduje się łóżko, a obok niego leży martwy mężczyzna. Konduktor podszedł do niego.

– Panie Steffan Galvin?

Kucnął przy nim i zbadał puls.

– Nie żyje.

 Obrócił się w ich stronę.

– A kim są panie?

– My… – zaczęła Laura, ale nie skończyła.

Bo do pomieszczenia wszedł inny osobnik płci męskiej. Miał mały nosek, który przypominał świński ryjek i świdrujące oczka, wpatrujące się w nich. Na ręce miał złoty model zegarka, dlatego wiadomo było, że to bogaty człowiek. Ubrany był w granatowy garnitur ze złotymi guzikami, wydawały się mrugać.

– To morderczynie!

– Co takiego?! – powiedziała Alison.

– Jak się, tu panie znalazły? – zapytał konduktor surowym tonem.

– Nie możemy powiedzieć…

– Poproszę karty pokładowe.

– Nie mamy…

– Nie macie? Powtórzę więc pytanie jeszcze raz: jak panie się tu znalazły?

– Nie ma ich na liści współpasażerów?

 Zdziwił się mężczyzna w granatowym garniturze, a ciekawość zaczęła w nim wzbierać niczym woda w zbiorniku.

– Tak, a przynajmniej o niczym nie wiem.

– Co tu się dzieje? – powiedziała kobieta w satynowej piżamie, która nieoczekiwanie przystanęła na korytarzu, a gdy zobaczyła, co skrywa łóżko, wtedy omdlewającym ruchem osunęła się na krzesło.

– Trzeba zawołać panią detektyw! Jakie mamy szczęście, że z nami jedzie.

– Też tak myślę.

W tym czasie kobieta wachlowała się ręką. Były to powolne ruchy, bez żadnej gracji, prawdopodobnie dlatego że jej ręka przypominała łapę jakiegoś stworzenia, a nie delikatne i wymalowane ręce kobiety.

– Zaraz ją tutaj przyprowadzę. Popilnujcie ich

 Następnie konduktor wyszedł z pomieszczenia, natomiast mężczyzna ubrany na granatowo spojrzał na nich z groźną miną.

– Nie wiem, jak to zrobiłyście, ale spotka was kara.

Alison widziała, że Laura drży ze strachu.

– Spokojnie, tylko spokojnie

Próbowała przemówić do jej rozsądku. Wiedziała, że mogą uciec w każdej chwili, ale rozumiała, że muszą podejmować trudne decyzje i to była jedna z nich. Nie mogą po prostu odejść, tylko przeszukać pociąg, żeby sprawdzić czy nie ma w pociągu profesora, doktora i androida.

– Cicho tam! – warknął mężczyzna z świecącymi guzikami. – Nie macie prawa do głosu, dopóki wam go nie udzielimy.

– A kto nam zabroni? Ty? – odpowiedziała mu Alison.

Mężczyzna próbował zamachnąć się na nie, ale w ostateczności nie zrobił tego. Widocznie jego mózg doznał na chwilę dotlenienia.

– Nie mam zamiaru być taki jak wy. Morderczynie.

Splunął im do stóp.

Po kilku minutach konduktor wrócił z kobietą. Jej głowę okalały loki w kolorze lnu, a cerę miała brzoskwiniową. Niczym do koloru skóry dobrała ubranie: beżowe spodnie, rozszerzające się ku dołowi i marynarkę w takim samym odcieniu. Pod tym miała obcisłą bluzkę, na której zwisał krzyżyk. Gdy dumnie wkroczyła do pokoju, to jej oczy zawiesiły się na chwilę na martwym ciele, ale nie zrobiło to na niej wrażenia. Twarz dalej pozostawała beznamiętna – widocznie widziała zbyt wiele ludzkich zwłok, żeby na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, a co dopiero przerażenie.

– Witam, moje drogie. Nazywam się Jocelyn Simmons.

Gdy to mówiła, z kieszeni marynarki wydobyła notes i długopis.

 – Prywatny detektyw – dodała, jakby nie było to oczywiste. – Co my tu mamy…  

Przypatrzyła się wszystkiemu jeszcze raz.

– Zabójstwo z zimną krwią. Kilka uderzeń nożem. Pierwsze pytanie: gdzie jest nóż?

– Nie mamy go – odparła Alison.

– Naprawdę? Przeszukać je!

Mężczyzna podszedł do nich i zaczął po kolei dotykać, od góry ku dołowi. Zauważyła, że gdy jego ręce pojawiły się przy piersiach, to Laura zarumieniła się. Zdenerwowało to Alison prawie tak samo jakby znaleźli mPiC., Ale wiedziała, że raczej tak nie będzie, bo zwykle przy takich badaniach ludzie pomijali ręce.

– Już.

– A rękawy? Mogą w nich coś trzymać – podpowiedziała mu kobieta.

I wtedy Alison zrozumiała, że już po nich, chciała powiedzieć Laurze, co mają zrobić, ale nie zdążyła, bo facet złapał ją mocno za ręce. Laura stała jak oniemiała, bo wiedziała, co to oznacza. Wraz z wklepaniem funkcji do materializatora, po kilku sekundach stawał się niewidzialny. A gdy ktokolwiek go dotknął, to stawał się widzialny na nowo.

– A to, co takiego?

Mężczyzna trzymał mPiCa, uważnie mu się przyglądając. W tym momencie także Alison ogarnął strach – gdyby mężczyzna zdobył oba materializatory, mogłyby tu utknąć na zawsze.

– Bomba! – Skłamała Alison.

W tym momencie, facet odskoczył od urządzenia, jednocześnie je upuszczając. Alison sprawnym ruchem złapała przyrząd.

– Szybko – powiedziała Alison.

Myślała, że blondynka dalej jest za bardzo struchlała, aby cokolwiek zrobić. Ku jej zdumieniu ocknęła się i nacisnęła mPiCa. Alison zrobiła to samo.

Trafiły do pokoju w którym były obite błękitnym pluszem kanapy. W oknach wyłaniały się pasujące zasłony w kolorze oceanu w głębinach. A na górze przycupnęły lampy, były małej wielkości, jak nowo narodzone dzieci. Natomiast na środku sufitu były trzy wiatraki, przypominające kwiaty, którym ktoś oderwał płatki kwiatów. Tylko że w kolorze czekoladowej polewy, przywołującej smak słodyczy, rozpływający się w ustach jak ambrozja. W tym samym kolorze były stoliczki, oparcia foteli i drzwi. Na parapetach stały lampiony, kształtem przypominające parasolki w odcieniu piór flaminga. Na podłodze leżał dywan w geometryczne wzory, co nadawało mu trójwymiarowy wygląd. W powietrzu roznosił się zapach cynamonu i jakiejś niesprecyzowanej perfumy.

– Gdzie jesteśmy?

– To wygląda znajomo…

Spojrzała na wyświetlacz materializatora. Było napisane: „1893 r., Orient Express”.

Alison podeszła do drzwi i otworzyła je, a po chwili szybko się za nimi skryła.

– Co się stało?

– To oni – powiedziała cicho brunetka.

– Kto? – szepnęła Laura i zajrzała za drzwi. – Rozumiem.

– Gdzie one są?! – powiedział konduktor.

– Przed chwilą tu były! – odparł wrogo nastawiony mężczyzna.

– To demony, mówię wam to demony – lamentowała kobieta.

Delikatnie zamknęły drzwi, jakby to były skrzydła motyla, które można zniszczyć.

– To niemożliwe, żebyśmy przeskoczyły z jednego pomieszczenia do drugiego w tym samym niemal czasie. To szansa jakaś jedna na milion, a może i miliardy. A przynajmniej tak twierdzą fizycy.

Alison pokręciła głową na wszystkie strony, nie rozumiejąc, jak mogło to się stać.

– Co robimy?

– Musimy sprawdzić czy nie ma ich w pociągu.

Oczywiście chodziło jej o zaginionych. Popatrzyła się na przeciwległą ścianę.

– Tam są drugie drzwi.

Szybkim krokiem przeszły na drugą stronę pokoju. Tutaj były takie same drzwi, jak naprzeciwko. Już, już miały otwierać, kiedy nieoczekiwanie ktoś otworzył je od drugiej strony. Przerażone odskoczyły, Laura przy okazji potknęła się o fotel.

– O co chodzi? Co to za rwetes? – zapytał mężczyzna w flanelowej piżamie.

Alison doszła do siebie szybciej niż Laura.

– To? Nic takiego.

 Zachowała pokerową twarz.

– Kobieta zemdlała.

– Naprawdę? I wszystko z nią w porządku? Muszę to sprawdzić.

Mężczyzna chciał postąpić krok naprzód, ale Alison go powstrzymała, kładąc rękę na piersi, niczym pasterz zaprowadzający owcę do zagrody.

– Nie, nie. Wszystko jest w należytym porządku.

– Mimo wszystko pójdę to sprawdzić.

– Nie, nie – Alison warknęła w jego stronę.

Był to błąd, jeden z tych, które popełniamy w życiu.

– A dlaczego panna się tak denerwuje?

– A dlaczego nie?

– Właściwie to nie widziałem was w pociągu. A znam prawie wszystkich. Wsiadłyście, gdy inni spali?

– Tak – Przymilnie powiedziała Laura.

– Nie widział pan może – Alison szybko zmieniła temat – blondyna koło trzydziestki i bruneta mnie więcej w podobnym wieku?

– Brunetów jest kilkunastu. Natomiast blondynów, o ile pamiętam tylko dwóch.

– Jakie pokoje?

– Piętnaście i dwadzieścia trzy.

– Po co wam te informacje?

– Nie twój zakichany interes – powiedziała Alison i od razu zrozumiała, że to był drugi błąd.

– Rozumiem.

Pokiwał swoja wielką głową, co wyglądało jakby próbował ją strącić z szyi. Następnie, zanim dziewczyny zareagowały, skierował się ku przeciwległym drzwiom. A człapał swoimi stopami tak, jakby maszerowało kilka osób, a nie jedna. Wiedziały, że go nie powstrzymają. Alison wskazała oczami i ręką na korytarz, który rozprzestrzeniał się w następnym wagonie. Zamknęły za sobą drzwi, zauważając jednocześnie, że mężczyzna zbliża się do drugiego wyjścia. Już, już prawie sięgając za klamkę. Podłogę na korytarzu wyłożono czerwonym dywanem, przypominającym język, tylko że po prawej i po lewej ciągnęły się geometryczne wzory. Po jednej stronie były drzwi do sypialń. Zaczęły biec, jakby świat miał od tego zależeć, a przynajmniej Alison biegła, bo Laura ociągała się z tyłu, a dokładniej rzec biorąc – truchtała. W końcu nie wszyscy ludzie są sprawni fizycznie. Brunetka dobiegła do drzwi z napisem piętnaście i szybko zapukała. Gdy nikt nie zareagował, zaczęła uderzać w nie nogami. Po chwili drzwi otworzyły się i wyszedł zza nich mężczyzna w piżamie.

– Co się dzieje? Niebo na nas spadnie, czy co?

Alison wyjęła zdjęcie zza kieszeni spodni i przystawiła je do jego twarzy.

– To nie ten – rzekła rozczarowana Laura.

– Szybko, biegniemy do następnego wagonu.

Mężczyzna odprowadził je zdzwionym wzrokiem. Pobiegły, ile tylko miały sił do następnego wagonu. Ten wyglądał niemal identycznie, co poprzedni, tylko że miał inne numerki na drzwiach. Szybko przeszły do tych z cyframi dwadzieścia trzy. Ponownie zapukały do drzwi. Odpowiedziała im cisza dobiegająca z pokoju. Być może mężczyzna spał albo nasłuchiwał. Dlatego zapukała jeszcze raz. Tym razem znowu nie rozległ się żaden hałas z pomieszczenia przed nimi, za to usłyszały dźwięki z poprzedniego wagonu.

Były to przytłumione rozmowy.

– Pośpiesz się! – powiedziała Laura.

– Staram się, jak mogę! – przemówiła Alison.

Zaczęła uderzać rękami o drzwi. Wiedziała, że szukający ich usłyszą. Ale nie mogła przestać, mając nadzieję, że poskutkuje to odpowiednią reakcją, czyli otwarciem drzwi. Głosy się przybliżały, tak że można było rozróżnić niektóre litery.

– Ni… panu… st?

– Gd… pos…y?

I wtedy zaczęły otwierać się drzwi od poprzedniego wagonu. Dziewczyny odskoczyły, jak oparzone i pobiegły na koniec korytarza.

– Tam są! – powiedział mężczyzna w garniturze.

– Łapać je! – zabrał głos konduktor.

Tymczasem drzwi się otworzyły i stanął w nich blondyn. Jego włosy sterczały we wszystkich kierunkach, jakby wiatr pieścił jego głowę. Nos miał garbaty, niczym pagórek na łące, a oczy koloru jeziora. Z jego brody wyrastały włosy, co przypominało trawę wyrastającą z ziemi. Był zdecydowanie za wysoki jak na dr Bell. Wyższy niż na zdjęciu.

– Na co czekacie? Ruszcie się!

Kobiety podjęły prawie natychmiastową decyzję. Nacisnęły odpowiednie guziki i prawie natychmiast przeniosły się w czasie.

Koniec

Komentarze

Witaj Glyneth7.

 

Znalazłem kilka drobniejszych błędów:

 

że byli to słabi ludzi ludzie

 

bo bieli przybierało

wydaje mi się, że słówko przybierało tu nie pasuje. Może spróbuj przybywało.

 

Dym i mgła mieszali się mieszały się, uważny człowiek mógłby pomyśleć, że są to jednorodni bracia.

Leningrad, 1942 r. 

nie stosujemy skrótów 

 

Natomiast większość ludzi przechodziła obok, nie zauważając ich, tylko niektórzy przesuwali wzrokiem po ich twarzach i szli dalej, w sobie tylko znanym kierunku.

powtórzenie słówka ich 

 

w którym nogi powoli zamarzają, Upodabniało ich to do sopli.

chyba zamiast przecinka miała być kropka

 

Alison widziała kiedyś na filmie jak powstaje grzyb po bombie.

z tego co wiem to grzyb powstaje po bombie atomowej, u Ciebie wychodzi na to, że po każdej mamy takie zjawisko

 

Na ręce założył najnowszy model zegarka

skoro przenosimy się w czasie i jeszcze nie wiemy w jakich czasach wylądowały nasze bohaterki, to skąd mamy pewność, że to był najnowszy model tego zegarka? 

 

Nie macie prawa do głosy głosu, dopóki wam go nie udzielimy.

Człowiek zrobił ruch, jakby próbował zamachnąć się na nich na nie, ale w ostateczności nie zrobił tego.

– To wygląda znajomo… Spojrzała na wyświetlacz materalizatora. 1893 r., Orient Express.

brak półpauzy i znowu skrót

 

Po chwili drzwi otworzyły się i wyszedł zza nich mężczyzna w pidżamie piżamie.

 

Większe niedociągnięcia wskaże Ci ktoś mądrzejszy ode mnie. Ja natomiast czekam na dalsze losy obu pań policjantek.

Pozdrawiam!

 

 

Those who tell stories rule society.

Cześć, matprz99.

Dziękuję ci za poprawę. Jednak mam pytanie – jesteś pewny, co skrótów dat? Bo na stronie Poradnia językowa PWN, piszę: “W edytorstwie przyjmuje się na ogół, że skróty występują po liczbie, przed nią zaś pełne wyrazy. Zgodnie z tymi zasadami należałoby zapisać w roku 1979, ale w 1979 r.w wieku XX, ale w XX w.; zaznaczam, że chodzi tu o ustalony zwyczaj, nie o bezwzględnie obowiązujące zasady narzucone normą”.

 

Pozdrawiam!

Twój skrót jest umieszczony w wypowiedzi jednej z bohaterek, więc sądzę że skoro normalnie nie mówi się – tysiąc dziewięćset czterdziesty drugi er kropka, to nie powinno się tak zapisywać. Oczywiście może się mylę, musisz zapytać kogoś mądrzejszego.

Those who tell stories rule society.

Ok. Dziękuję.

Cześć, Gwyneth, już pod Twoim tekstem. :-)

Zastanawiałam się czy czytać, czy nie, jednak postanowiłam spróbować, zwłaszcza że chyba razem lubimy koncepty Asimova i przeczytałaś mój nieudany eksperyment z dwoma wątkami (tak jakby inne były bardziej udane, hi, hi, nie, choć niektóre są bardziej w porządku przynajmniej w moim mniemaniu).

Postaram się być ostrożna, nic nie zrujnować i zaburzyć. Pamiętaj, że to tylko i jedynie moje czytelnicze odczucia. Nic więcej niż respons pojedynczej czytelniczki.

Pomysł jest fajny, choć wszystko zależy, jakie będą/są bohaterki i ich przygody w określonych momentach czasowych plus naturalnie warsztat, aby czytało się w miarę gładko, gdyż sama idea jest już ograna w sensie podróży w czasie.

 

Po przeczytaniu: podtrzymuję opinię o fajnym pomyśle i również o konkretnych wyobrażeniach związanych z akcją, jednak kilka rzeczy szalenie haczy i utrudnia lekturę. Właściwie odnosiłam wrażenie, że tekst jest pierwszym szkicem, przymiarką.

Spróbuję podsumować to, co wydaje mi się istotne:

*sceny, każda z nich musi być zbudowana, tj. początek, rozwinięcie, te wszystkie klimaksy (i nie chodzi mi o biocenozę xd), rozwiązanie i haczyk do kolejnej. Jeśli ma zainteresować, wydaje mi się, że dwie kwestie są ważne: charakterystyczne bohaterki (po trzecim rozdziale – stosunkowo mało o nich wiemy, prócz wyglądu i że jedna bardziej bojąca i empatyczna, druga zdecydowana i lekko zimna); realizm czasów, w które „wdepnęły” (wiem, że to mega praca, przeczytaj opko Krzysztofa o Petersburgu, albo Drakainy – różne)

*opisy, spróbuj nad nimi zapanować, tj. co ma w nich być i kto to obserwuje. Osobiście unikałabym komentowania, chyba że mamy kogoś/coś, kto to robi i świadomie go wprowadzasz. 

*Dialogi. W pisaniu są ciut inne niż naturalne, u Ciebie raczej sztuczne i je przeciągasz, lecz to kwestia wprawy, czytania i analizowania tekstów. Czytaj opki tu zamieszczone i komentuj! ;-)

*Jeśli masz dwa czasowniki w funkcji orzeczenia, zawsze musi oddzielać je przecinek.

*Lekko przystopowałabym z metaforami, niektóre są so-so, a przynajmniej bym ich nie piętrzyła, bo znieczulają.

 

A teraz kilka przykładów:

Przypominał w tym zebrę. Ludzie, a trzeba było zaznaczyć, że byli to słabi ludzie, wykończeni długotrwałym głodem i stresem, szli po pas w tych zaspach. 

Zobacz, opisujesz, co one widzą i nagle pojawia się wtręt, w dodatku klasyfikujący, oceniający. 

Miały czarne, a zarazem kwadratowe otwory, które wyglądały jak dna jakiejś nieskończonej studni albo oczy umarlaka.

Spiętrzone porównanie.

Ściany były popękane, przypominały w tym skórę u starych ludzi.

Skora starych ludzi nie jest popękana.

Dym i mgła mieszały się, uważny człowiek mógłby pomyśleć, że są to jednorodni bracia.

Nie rozumiem, jednorodni bracia? – bliźnięta. ;-)

– Leningrad, 1942 r. – przeczytała Alison, to co pisało na materalizatorze. 

Mam kłopot z nazwą sprzętu: "materalizator". Prosiłoby się "materializator", bo raz że trudno się wymawia, a dwa że kojarzy mi się z materacem, albo z matką/rodzicielką – "Alma Mater", albo częścią anglojęzyczną "matter" i polską końcówką. Coś bym z tym zrobiła, nawet jeśli moje dwa ostatnie skojarzenia są "na rzeczy", a propozycja też mnie nie satysfakcjonuje. ;-)

– Zaraz zobaczymy(+,) czy w tym miejscu przebywa któryś z zaginionyc

– Kogo pytamy najpierw?

– Tam jest jakaś kobieta. – Alison wskazała (+ją) dłonią w określonym kierunku. Pozostali ludzie byli zajęci przerzucaniem śniegu z miejsca na miejsce, dlatego stwierdziły, że nie będą im zabierać czasu. Pozostali taranowali drogę, jakby mieli zaraz wpaść na kogoś. One nie chciałyby być tymi osobami. Szybko podjęły decyzję i zaczęły iść w stronę tej kobiety, która (+nachylała się nad chłopczykiem leżącym na ziemi)  pod względem wyglądu nie różniła się od otaczających ich osób. Jeszcze z daleka było widać, że na ziemi, przed nią, leżał chłopczyk, wyglądało jakby spał, snem zwyciężonych.

Postaraj się pilnować dialogu, tego, na co one patrzą i sytuacji oraz od "Pozostali" raczej nie jest atrybucją dialogową.

"Pozostali", może inni?

Propozycja skreśleń – usunięć pokazuje mój sposób myślenia.

Jacyś ludzie przez chwilę zasłonili im widok.

"Jacyś, określony, ludzie, pozostali" są nieokreślone, lepiej byłoby, gdyby były konkretne.

– Co się stało? – zapytała, jak zawsze dobroduszna Laura.

Hmm, "dobroduszna", choć niby ok, ale do tej sytuacji – "łagodne, życzliwe usposobienie"? 

I wtedy wzrok Laury spoczął na szyi dziecka. Nie miał jej w sporej części. Tkanki zwisały na wszystkie strony, tworząc krwawą kompozycję.

Coś nie gra? Jeśli szyja to "nie miała", jeśli dziecko to "nie miało", ale ja bym usunęła to zdanie.

Szybko uciekła wzrokiem od niego. Świat wokół niej zawirował. Rzeczy wydawały się rozmazywać i tańczyć. Alison zobaczyła szyję sekundę po tym, jak zrobiła to jej dziewczyna, choć wiedziała, co tam ujrzy. Była ulepiona z innej gliny niż ona, dlatego ogarnęło ją tylko zdziwienie. Natomiast większość ludzi przechodziła obok, nie zauważając ich, tylko niektórzy przesuwali wzrokiem po twarzach i szli dalej, w sobie tylko znanym kierunku.

Hmm, spróbuj koncentrować się na postaciach, wchodzić w nie. Wydaje mi się, że jednocześnie "siedzisz" w różnych perspektywach.

Spójrz, jesteśmy w skórze Laury: ona odwraca wzrok, rzeczy jej się rozmazują. Alison dalej patrzy i ogarnia ją zdumienie. Patrzy i wierzy. Obok dziewczyn przechodzą ludzie. Mijają je, przesuwają obojętnie wzrokiem po matce i chłopcu oraz dwóch kobietach.

– Wszystko w porządku? – Alison złapała ją za barki i spojrzała prosto w jej niebieskie oczy przeplatane szarymi plamami.

Ramiona?

Przekreślenie, do usunięcia?

– Tak, tylko… – W tym momencie Laura pozbyła się resztek jedzenia. Na szczęście Alison zrobiła unik w ostatniej chwili. Ledwo blondynka, to zrobiła, zaczęła rozglądać się wokół, patrząc na ludzi.

Usunęłabym podkreślenia, bo: trwa akcja, więc wiadomo że w tym momencie; "na szczęście" – bez znaczenia, bo komentarz odautorski; "blondynka" znaczy Alison? – nie stosuj zamienników na główne bohaterki, a rozglądać zaczęła się Laura?

– Widzieliście, co zrobiła?! – Laura zaczęła krzyczeć, a dźwięk poniósł się po okolicy. Kilka z twarzy spojrzało na nich przelotnie, ale ich wzrok był mętny, patrzący gdzieś przez nie.

"Kilka osób", albo "kilka twarzy się obróciło w jej/ich stronę"

– Widzieliście, co zrobiła?! – powtórzyła(+,) jakby myślała, że ktoś zareaguje, że w kimś ocknie się empatia. Ale ci ludzie byli wychłostani wszelkimi negatywnymi emocjami. Zaczynali odczuwać pustkę emocjonalną. Zamieniali się w powolne i gadające umarlaki.

I teraz tak, albo skonstruujesz to tak, że są to jej myśli, ocena, albo – co sugeruje wtręt "jakby myślała", że to komentarz odautorski, a wtedy wychodzimy z historii.

– Chodź, idziemy. – Następnie Alison siłą odciągnęła ją od tego widoku, udało się to od razu, bo nie była, to syzyfowa praca. A Laura była lekka jak piórko, więc przenieść ją z miejsca na miejsce było łatwo. Wzięła swoją dziewczynę za rękę i przeszły się tak kawałek, tymczasem blondynka zaczęła chłonąć z emocji. Wydawać się mogło, że jej twarz jest ulepiona z gliny różnych uczuć, która zamienia się w mały potok, zwany łzami

Przegadujesz, sporo rzeczy zbędnych. Jeśli ją odciąga, po co syzyfowa praca, po co lekka jak piórko – przecież wzięła ją za rękę? 

"Chłonąć z emocji" – niezgrabne.

Bold – komentarz odautorski. 

Szły drogą(+,) w której unosił się zapach śmierci.

I tak maszerowały przez ten śnieg, gdy natrafiły na grupkę ludzi. Stali po pas w tym gęstym jak śmietana śniegu, w którym nogi powoli zamarzają. Upodabniało ich to do sopli. Byli to głównie mężczyźni, którzy mówili podniosłym głosem, co było ciekawe, zważywszy na kontrast ich wymizerowanych twarzy.

Spróbuj precyzyjniej. Gdy maszerowały dalej, spotkały grupę mężczyzn, którzy się kłócili. Mówili podniesionymi głosami. Niektórzy wrzeszczeli. Ledwo żyli, zważywszy na ich wychudłe twarze i ciała, ale rozprawiali z ogniem w oczach i głosie.

Jak najszybciej nacisnęły odpowiednią kombinacje cyfr, a potem przeniosły się w inne miejsce.

Literówka.

Przeniosły się w ciemność. Otaczała ich niczym powietrze. Wciskała się, gdzie tylko się dało.

Powielasz motyw bieli – jesteś tego świadoma! :-)

Pewnie jesteśmy gdzieś pod ziemią.

"Gdzieś" – nieokreślone, do usunięcia.

Dziewczyny, pod wpływem światła, zamknęły oczy, a potem powoli je otworzyły. Przed nimi stał mężczyzna w kombinezonie konduktora. Wtedy zobaczyły, że w pobliżu znajduje się łóżko, a obok niego leży martwy mężczyzna. Konduktor podszedł do niego.

– Panie Steffan Galvin? – Kucnął przy nim i zbadał puls. – Nie żyje. – Obrócił się w ich stronę. – A kim są panie?

– My… – zaczęła Laura, ale nie skończyła, bo do pomieszczenia wszedł inny osobnik płci męskiej. Miał mały nosek, który przypominał świński ryjek i świdrujące oczka, wpatrujące się w nich. Na ręce założył złoty model zegarka, widać więc było, że to bogaty człowiek. Ubrany był w granatowy garnitur ze złotymi guzikami, które wydawały się mrugać do ludzi.

– To morderczynie!

– Co takiego?! – powiedziała Alison.

– Jak się, tu panie znalazły? – zapytał konduktor surowym tonem.

– Nie możemy powiedzieć…

– Poproszę karty pokładowe.

– Nie mamy…

– Nie macie? Powtórzę więc pytanie jeszcze raz: jak panie się tu znalazły?

– Nie ma ich na liści współpasażerów? – Zaciekawił się mężczyzna w granatowym garniturze.

Delikatnie tak bym zmieniła. Nie "podkręcałabym ryja i oczek", ponieważ silniejsze są te mrugające guziki od garnituru.

“Zaciekawił” – wydaje mi się ciut nieadekwatne, nawet jeśli wzywasz w znaczeniu cynicznym i prżeśmiwczym.

– Cicho tam! – Mężczyzna warknął. – Nie macie prawa do głosu, dopóki wam go nie udzielimy.

– A kto nam zabroni? Ty? – odpowiedziała mu Alison.

Człowiek zrobił ruch, jakby próbował zamachnąć się na nie, ale w ostateczności nie zrobił tego. Widocznie jego mózg doznał na chwilę dotlenienia.

– Nie mam zamiaru być taki jak wy. Morderczynie. – Po czym splunął im do stóp.

Hmm, zamienniki i nie wiadomo, kto co mówi (bold). 

– Gdy to mówiła, z klap marynarki wydobyła notes i długopis. 

Z klap marynarki? Jeśli tak – zdecydował nietypowe.

Laura stała jak oniemiała.

Trzeba tutaj zaznaczyć, że wraz z wklepaniem funkcji do materalizatora, to on po kilku sekundach stawał się widzialny. A gdy ktokolwiek go dotknął, to stawał się widzialny na nowo.

Zobacz, znowu potem dajesz komentarz odautorski.

– Szybko – powiedziała, a blondynka ku jej zdumieniu szybko ocknęła się i nacisnęła mPiCa.

Zamienniki i dlaczego "zdumiewająco szybko"?

– To? Nic takiego. – Zachowała pokerową twarz. – Jakaś kobieta zemdlała.

"Jakaś"?

 

Podsumowując. Zdecydowanie przydałaby się beta i komentowanie tekstów użyszkodników, abyś poznała rozumienie swoich i innych tekstów przez czytelników oraz skonfrontowała opinię, spostrzeżenia, doświadczenia z własnego przeczytania z uwagami forumowiczów. Próba może nie jest reprezentatywna, ale pomocna. Popracowałabym nad warsztatem i nie wpuszczałabym się w powieść, a przynajmniej szłabym dwutorowo, tzn. krótsze i dłuższe formy.

 

srd :-)

piątkowe komenty  po niedzielnej północy,  a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć, Asylum.

Bardzo dziękuję za poprawienie błędów – sporo książek czytam, a dalej nie zauważam pewnych rzeczy.

 

 Nie rozumiem, co jest sztucznego w moich dialogach?

– Widzieliście, co zrobiła?! – powtórzyła(+,) jakby myślała, że ktoś zareaguje, że w kimś ocknie się empatia. Ale ci ludzie byli wychłostani wszelkimi negatywnymi emocjami. Zaczynali odczuwać pustkę emocjonalną. Zamieniali się w powolne i gadające umarlaki.

I teraz tak, albo skonstruujesz to tak, że są to jej myśli, ocena, albo – co sugeruje wtręt "jakby myślała", że to komentarz odautorski, a wtedy wychodzimy z historii.

 

Jak poprawie – “jakby myślała” na “myśląc”, to będzie dobrze?

Wiem, że to głupie, ale trochę nie odróżniam myśli bohaterek…

 

“I tak maszerowały przez śnieg, gdy natrafiły na grupkę mężczyzn. Stali po pas w tym gęstym jak śmietana śniegu, w którym nogi powoli zamarzają. Upodabniało ich to do sopli. Mówili podniosłym głosem, co było ciekawe, zważywszy na kontrast ich wymizerowanych twarzy”.

 

Co jest złego w – “Upodobniało  ich to do sopli”? A także – “podniosłym”?

 

“Przeniosły się w ciemność. Otaczała ich niczym powietrze. Wciskała się, gdzie tylko się dało”. 

 

Powielasz motyw bieli – jesteś tego świadoma!

 

Co jest złego w powielaniu? I ja tutaj nie dostrzegam podobieństwa.

 

Niektórych opisów nie będę jeszcze zmieniać, bo wtedy zostałoby ich mało, a na razie nie wiem, co będę zamiast nich pisać.

 

P.S.

Nie Gwyneth, tylko Glyneth z trylogii “Lyonesse” Jacka Vanca.

 

Jeszcze raz dziękuję!

 

Pozdrawiam!

 

Przepraszam, Glyneth7, za błąd w nicku!

 

Spróbuję lepiej wyjaśnić, co miałam na myśli i – niestety – wpis będzie długi. ;-) Pamiętaj, proszę, że nie roszczę sobie prawa do bycia ekspertem większym lub mniejszym od analizy tekstów. Co więcej, mogę nie mieć racji albo błędnie identyfikować przyczyny swoich czytelniczych odczuć. W każdym razie wynik główkowania znajdziesz poniżej.

 

1/ Dialogi

Pomyślmy sobie, do czego służą w opowiadaniach, książkach dialogi? Najprostsza odpowiedź pewnie by brzmiała: dzięki nim lepiej poznajemy bohaterów, ich charaktery oraz "popychają" naprzód fabułę, akcję. Fajnie, gdy rozmowy pomiędzy postaciami są żywe, naturalne, tzn. pokazują sposób wypowiadania kwestii, prócz samej zawartości zdań, czyli komunikację niewerbalną, jakby tło. Dobrze by było, żeby nie opisywać jej w atrybucjach dialogowych i tłumaczeniu myśli i zachowania postaci.

 

Weźmy przykładowy, już przeze mnie przytoczony w poprzednim wpisie, fragment dialogu, aby zachować jednolitość komentowania i nie wprowadzać do niego nowych, innych elementów. Przyglądając się Twoim dialogom, zauważyłam dwie tendencje. Jedna ma charakter czysto techniczny, druga związana jest z brakiem realności bohaterów w konkretnej sytuacji, co dla siebie nazywam spójnością postaci i sytuacji.  U tym tekście bardzo często te obie tendencje splatają się ze sobą, utrudniając podążanie za fabułą.

 

Fragment (wstawiłam ten już poprawiony przez Ciebie):

– Wszystko w porządku? – Alison złapała ją za ramiona i spojrzała prosto w niebieskie oczy przeplatane szarymi plamami.

– Tak, tylko… – Laura pozbyła się resztek jedzenia. Alison zrobiła unik w ostatniej chwili. Ledwo blondynka, to zrobiła, zaczęła rozglądać się wokół, patrząc na ludzi.

– Widzieliście, co zrobiła?! – Laura zaczęła krzyczeć, a dźwięk poniósł się po okolicy. Kilka z osób spojrzało na nich przelotnie, ale ich wzrok był mętny, patrzący gdzieś przez nie.

– Widzieliście, co zrobiła?! – powtórzyła Laura, myśląc, że ktoś zareaguje, że w kimś ocknie się empatia. Ale ci ludzie byli wychłostani wszelkimi negatywnymi emocjami. Zaczynali odczuwać pustkę emocjonalną. Zamieniali się w powolne i gadające umarlaki.

– Chodź, idziemy. – Alison siłą odciągnęła ją od tego widoku, udało się to od razu, bo nie była, to syzyfowa praca. Wzięła swoją dziewczynę za rękę i przeszły się tak kawałek, tymczasem blondynka zaczęła pozbywać się negatywnych emocji. Jej twarz była ulepiona z gliny różnych uczuć, która zamieniła się w mały potok, zwany łzami. Szły drogą, w której unosił się zapach śmierci, a wiatr targał im twarze, jakby chciał powiedzieć, żeby odwróciły się, nieważne, cokolwiek miały zrobić w swoim życiu, tylko żeby się odwróciły, na litość boską, bo przecież odepchnęły żywą istotę i chciały o niej zapomnieć…"

 

Najpierw strona techniczna. Przy pierwszym rzucie oka na tekst jesteśmy pewni, że mamy do czynienia z dialogiem. Czy tak jest? Zajrzyjmy pod podszewkę.

Kwestie przydialogowe (atrybucje dialogowe) mieszasz z narracją, czyli nie oddzielasz ich od dialogu, lecz po prostu kontynuujesz. Jedynie przy pierwszej wypowiedzi oraz przy niewielkiej części kolejnych atrybucja dialogowa dotyczy spraw odnoszących się do samej wypowiedzi (ton głosu, zachowanie). Pozostała część – moje podkreślenie jest narracją, czyli opisem tego, co się dzieje.

Co można byłoby zrobić inaczej? Uporządkowałam bardzo ostrożnie, wręcz kosmetycznie, nie zmieniając słów, fraz, zdań, intencji.

"– Tak, tylko… 

Alison zrobiła unik w ostatniej chwili. Laura pozbyła się resztek jedzenia i zaczęła się rozglądać. patrząc na ludzi. 

– Widzieliście, co zrobiła?! – krzyknęła, a dźwięk poniósł się po okolicy. 

Kilka z osób spojrzało przelotnie, ale ich wzrok był mętny, patrzący gdzieś przez nie.

– Widzieliście, co zrobiła?! – powtórzyła Laura.

Nikt nie zareagował. W nikim nie ocknęła się empatia. Ci ludzie byli wychłostani wszelkimi negatywnymi emocjami. Zaczynali odczuwać pustkę emocjonalną. Zamieniali się w powolne i gadające umarlaki.

– Chodź, idziemy. – Alison wzięła swoją dziewczynę za rękę i siłą odciągnęła od kobiety z dzieckiem.

Szły drogą, w której unosił się zapach śmierci. Z czasem Laura zaczęła pozbywać się negatywnych emocji. Jej twarz była ulepiona z gliny różnych uczuć, które zmieniły się w mały potok, zwany łzami. Wiatr wzmógł się, chłostał, jakby chciał powiedzieć, aby się odwróciły, tylko się odwróciły, bo nieważne co miały zrobić w swoim życiu. Na litość boską, przecież odepchnęły żywą istotę i chciały o niej zapomnieć."

 

Teraz strona realizmu zachowań Alison i Laury w opisywanej sytuacji. Podróżniczki przybywają do Leningradu w najcięższych warunkach blokady, domyślam się, że styczniu bądź lutym 1942 roku. Są zupełnie nieprzygotowane na ekstremalne warunki tam panujące: głód, mrozy, brak prądu oraz kanibalizm i chyba nie wiedzą, o co tu chodzi.

Dziewczyny widzą – co? Grupę ludzi zajętą przerzucaniem śniegu i samotną postać nachyloną nad leżącym dzieckiem (czy kobieta i chłopiec, nie wiadomo, ponieważ mieszkańcy są zakutani w wiele warstw odzieży, szmat, łachów, brudni i wyziębieni). Postanawiają podejść do pojedynczej postaci, aby czegoś się dowiedzieć (czy tak? tego nie wiemy, a to przecież główna oś powieści).

Dziewczyny zbliżają się do pojedynczej postaci – co widzą, co czują; jedna i druga? Kobietę, pochylającą się nad dzieckiem, które nie ma kawałka szyi. Ona właśnie go odgryzła. Opisywana sytuacja jest przerażająca. Realizm – w Leningradzie dochodziło do kanibalizmu, ale nie na ulicy i nie w taki sposób. Reakcja dziewczyn – zdumiewająca. Alison pyta się partnerki: "Czy wszystko w porządku"?, a dobroduszna Laura odpowiada jej: "Tak, tylko…" i wymiotuje? Po czym idą dalej swoją drogą, a narrator ocenia mieszkańców miasta, że są pozbawieni empatii, puści emocjonalnie, zamienieni w umarlaki. Tylko tyle! Akcja idzie dalej, dziewczyny pomimo mrozu idą dalej, nie jest im zimno, aż natrafiają na grupę mężczyzn rozprawiających o zamknięciu fabryki i jest to dla nich tylko "ciekawe", a Alison, która ponoć znała historię ("lata nauki historii nie poszły na marne") rozpoznaje alarm bombowy i scena się kończy.

Wyobraź sobie tę sytuację, jak Ty lub ktoś, kogo znasz mógłby zareagować? Jak mogłaby wyglądać rozmowa, zachowanie w odpowiedzi na opisywaną sytuację i warunki? Ważne byłoby też zróżnicowanie reakcji Alison i Laury, każda z nich jest inna, inaczej reaguje. U Ciebie trochę wygląda, że nic się nie stało. Poczytaj troszkę o konstruowaniu dialogów, chociażby w necie i zwróć uwagę w czytanych książkach jak robią to różni autorzy. 

 

Nie chcę ingerować w styl, więc jeszcze tylko drobiazg: wyboldowane słowa są dość blisko położonymi powtórzeniami i chyba usunęłabym po jednym z każdej pary.

 

2/ Powielanie

Powielasz motyw bieli – jesteś tego świadoma!

Co jest złego w powielaniu? I ja tutaj nie dostrzegam podobieństwa.

Chodziło mi o podobne rozpoczęcia następujących po sobie rozdziałów 2 i 3. Zaczynają się właściwie tak samo. W samym powielaniu, gdy Autor chce poprzez taki zabieg coś podkreślić, zwrócić uwagę czytelnika, jeśli jest zaplanowany, nie ma niczego złego, Dlatego spytałam, czy powtórzenie celowe, czy ma znaczenie dla fabuły, ponieważ nie wiem, co będzie dalej. Policjantki są podróżniczkami w czasie i również (chyba?) miejscach.

"Biel to była śmierć. Wszędobylski śnieg wciskał się w każdy zakamarek miasta.

"Przeniosły się w ciemność. Otaczała ich niczym powietrze. Wciskała się, gdzie tylko się dało.

 

3/ Opisy i zmiana

Niektórych opisów nie będę jeszcze zmieniać, bo wtedy zostałoby ich mało, a na razie nie wiem, co będę zamiast nich pisać.

Nie musisz nic zmieniać, ponieważ jesteś Autorem i decydujesz, co zmienić , czy w ogóle coś ruszać.  Innymi słowy zawsze wybór należy do Ciebie. Dla mnie jako czytelnika nie ma znaczenia, czy tekstu jest dużo, czy mało. Ma być go w sam raz dla opowiadanej historii, aby była zajmująca i wiarygodna. :-)

Gdybym miała coś rekomendować, chyba w pierwszym momencie spróbowałabym powalczyć z oddzielaniem dialogów od narracji, gdyż taki zabieg uporządkuje tekst i da Ci nad nim większą kontrolę. Będziesz wyraźniej widziała i czuła bohaterki w różnych sytuacjach, w które je "pakujesz". wink

Jacka Vanca nie czytałam, niestety. :-(

 

Przypadkiem nie przejmuj się za bardzo moją odpowiedzią. Pomysł masz, bohaterki i powód dla którego wyruszyły w drogę – też, przygody (miejsca) również. Pisz, koryguj i baw się przy tym dobrze. :-) Poza tym, standardowo dorzucę – czytaj i komentuj opki forumowe. :-)

pod srd i dzięki za odpowiedź :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć, Asylum.

Bardzo dziękuję Ci za wytłumaczenie. Opisy już trochę poprawiłam, teraz zostały mi niewłaściwe realia i sztuczne dialogi.

Co do zimna w Leningradzie, wymyśliłam, że materializator mógłby posiadać właściwości ochronne przed zimnem i gorącem.

A co do powielania motywów – nie zauważyłam, że podobnie napisałam o śniegu i ciemności.

 

Pozdrawiam!

Bardzo dziękuję Ci za wytłumaczenie.

Drobiazg i cieszę się, że wyjaśniłam. :-)

Co do zimna w Leningradzie, wymyśliłam, że materializator mógłby posiadać właściwości ochronne przed zimnem i gorącem.

Pewnie, że mógłby. Trzeba byłoby tylko obmyślić jak, czy np. przerabiałby ich ciuchy dopasowując do realiów, czy jakaś “bańka”, no i warto byłoby w tekście przemycić tę informację. Możliwe są również inne wyjścia – – jakiś rodzaj klimy lub odporność dziewczyn.

nie zauważyłam, że podobnie napisałam o śniegu i ciemności.

Tysiąca rzeczy się nie zauważa. Nie piszemy “na czysto”. xd 

Poprawię samą siebie, jest jeszcze jedno powtórzenie “patrząc”. :-)

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nowa Fantastyka