- Opowiadanie: ANDO - Smocze skrzydła

Smocze skrzydła

Uff, udało się zdą­żyć na kon­kurs. Po kilku mie­sią­cach kom­plet­ne­go braku weny przy­cho­dzę z ko­lej­nym tek­stem: szczyp­ta fan­ta­sy, baśni, kilka in­nych ga­tun­ków tra­fi­ło do kotła. Jak zwy­kle, nie mo­głam się po­wstrzy­mać i mu­sia­łam na­mie­szać z ro­zu­mie­niem kon­kur­so­we­go hasła, ale prze­ko­naj­cie się sami.

Miłej lek­tu­ry. :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Smocze skrzydła

Od Lasu Prze­klę­tych dzie­lił ją tylko wąski stru­myk. Kiedy Alva spoj­rza­ła na wiel­kie, ską­pa­ne w ciem­no­ści cho­iny, dreszcz prze­szedł jej po ple­cach. W za­ro­ślach coś zda­wa­ło się szep­tać i chi­cho­tać, gdzieś w głębi trza­snę­ła ga­łąz­ka. Dziew­czy­na moc­nej ści­snę­ła długi kij trzy­ma­ny w ręce.

"Muszę tam wejść, to je­dy­na droga" – po­my­śla­ła. "Muszę!"

Po­pa­trzy­ła na niebo, pół­mrok po­wo­li ustę­po­wał świa­tłu zwia­stu­ją­ce­mu po­ra­nek.

"Świt tuż, tuż, złe traci moc. Czas ru­szać" – zde­cy­do­wa­ła.

Nagle usły­sza­ła kroki za ple­ca­mi. Od­wró­ci­ła się bły­ska­wicz­nie, go­to­wa na naj­gor­sze.

– Sana! – Uśmiech­nę­ła się na widok roz­czo­chra­nej młod­szej sio­stry, ubra­nej tylko w ko­szu­lę nocną. – Ale mnie prze­stra­szy­łaś!

Sana zła­pa­ła ją za rękaw ka­fta­na.

– Nie wchodź do lasu! – za­wo­ła­ła z prze­ję­ciem. – Tam czy­ha­ją Prze­klę­ci. I smoki!

– Ciii – szep­nę­ła Alva. Ro­zej­rza­ła się, na szczę­ście od stro­ny cha­łup nikt wię­cej nie nad­cho­dził. Wio­ska wy­glą­da­ła na po­grą­żo­ną w głę­bo­kim śnie. – Muszę iść, chcę zo­stać Stró­żem.

– Oni cię nie wy­bra­li – za­uwa­ży­ła Sana.

– Dla­te­go sama do nich pójdę, po­dob­no wy­star­czy od­na­leźć skar­biec.

– To bar­dzo długa i nie­bez­piecz­na droga. W Lesie Prze­klę­tych czeka zguba. – Na twa­rzy sio­stry ma­lo­wa­ło się prze­ra­że­nie.

– Muszę, prze­cież wiesz, znasz moją ta­jem­ni­cę. To je­dy­na szan­sa – szep­nę­ła Alva.

– Zo­stań, pro­szę…

W od­da­li roz­le­gło się pia­nie ko­gu­ta. Alva przy­tu­li­ła sio­strę do pier­si, mó­wiąc:

– Nie po­tra­fię już żyć w wio­sce. Czas na mnie, a ty wra­caj do domu i po­wiedz ro­dzi­com, żeby się nie mar­twi­li. No, idź, bo się za­zię­bisz.

Pa­trzy­ła, jak Sana po­wo­li wraca ścież­ką w stro­nę cha­łup. W za­gro­dach roz­le­ga­ły się już pierw­sze na­wo­ły­wa­nia go­spo­da­rzy. Alva wes­tchnę­ła, po czym roz­pę­dzi­ła się i jed­nym susem po­ko­na­ła stru­mień. Ostat­ni raz spoj­rza­ła na wio­skę, zanim za­głę­bi­ła się w las.

***

 

Ból roz­le­wał się falą po jej ciele, nie dając ani chwi­li wy­tchnie­nia. Alva reszt­ką sił wy­do­sta­ła się z lasu na po­la­nę po­kry­tą dy­wa­nem ni­skiej, gę­stej trawy. Przed sobą zo­ba­czy­ła ogrom­ną grotę, z wnę­trza po­ły­ski­wa­ły hałdy złota i dro­gich ka­mie­ni.

"To tutaj! Zna­la­złam skar­biec! Wresz­cie!" – po­my­śla­ła z prze­ję­ciem.

Nowa por­cja bólu wstrzą­snę­ła jej cia­łem, a w gło­wie za­wi­ro­wa­ło. Jęk­nę­ła, upa­da­jąc na ko­la­na. Pod­wi­nę­ła za­krwa­wio­ny rękaw ko­szu­li, rana na przed­ra­mie­niu wy­da­wa­ła się za­le­d­wie dra­śnię­ciem, ale ciało wokół niej na­pu­chło, na skó­rze po­ja­wi­ły się sine pręgi.

Alva pa­mię­ta­ła wy­czer­pu­ją­cą wę­drów­kę przez las, która zda­wa­ła się nie mieć końca i sza­lo­ną uciecz­kę przed Prze­klę­ty­mi, nie wia­do­mo: ludź­mi czy upio­ra­mi; ich wrza­ski, świst strzał.

"Mu­sia­ły być za­tru­te" – po­my­śla­ła z prze­ra­że­niem, pa­trząc na ranę. "A co, jeśli…"

– Zga­dza się, umie­rasz – po­twier­dził me­lo­dyj­ny głos.

Ro­zej­rza­ła się, ale ni­ko­go nie do­strze­gła. Usły­sza­ła ruch we wnę­trzu ja­ski­ni, po­brzę­ki­wa­nie monet pod na­po­rem cięż­kich kro­ków. Roz­legł się po­mruk, groź­ny ni­czym bu­dzą­cy się wul­kan. Coś zbli­ża­ło się do wyj­ścia.

Dziew­czy­na za­ci­snę­ła zęby i sta­ra­ła się opa­no­wać pa­ni­kę. Od­dy­cha­ła szyb­ko, płyt­ko, ni­czym str­wo­żo­ne zwie­rzę, cze­ka­ją­ce na atak dra­pież­ni­ka.

Prze­cież do­sko­na­le wie­dzia­ła, co ozna­cza ten hałas. Prze­cież wła­śnie po to szu­ka­ła skarb­ca.

Czuła, że jad ze strza­ły roz­cho­dzi się po jej ciele, pa­ra­li­żu­jąc nogi i ręce. Nie miała siły pod­nieść się z trawy.

"Wszyst­ko prze­pa­dło, o krok od celu!" – po­my­śla­ła z roz­pa­czą.

– Przy­szłaś tu, żeby stać się Stró­żem? – Znów ten me­lo­dyj­ny głos.

– Od­da­ła­bym wszyst­ko… – szep­nę­ła. – Ale już za późno. – Z tru­dem po­ru­szy­ła drę­twie­ją­cą ręką.

– Prze­ciw­nie, cią­gle mamy czas. Po­świę­ci­łaś tak wiele, udo­wod­ni­łaś wyjątkową od­wa­gę. Poza tym, skar­biec od­naj­du­ją tylko nie­licz­ni. Dla­te­go po­mo­gę ci, zo­sta­niesz jed­ną z nas, jeśli rzeczywiście jesteś na to gotowa.

Te słowa za­brzmia­ły jak naj­pięk­niej­sza obiet­ni­ca. Alva ode­tchnę­ła, że nie padły nie­wy­god­ne py­ta­nia.

Tym­cza­sem kroki we wnę­trzu ja­ski­ni zbli­ża­ły się. Dziew­czy­na krzyk­nę­ła ze stra­chu, gdy w wej­ściu po­ja­wił się ogrom­ny łeb bia­łe­go smoka. Z roz­war­tej pasz­czy ster­cza­ły ostre zę­bi­ska. Wkrót­ce po­ka­za­ła się resz­ta ciel­ska, oto­czo­na ma­syw­nym pan­ce­rzem z bla­dych łusek. Po­czwa­ra sta­nę­ła na­prze­ciw Alvy, która zmu­si­ła się, żeby spoj­rzeć w oczy be­stii i po­wie­dzia­ła:

– Chcę zo­stać Stró­żem.

– Oto chwila próby, wejrzę w twoją duszę, żeby sprawdzić, czy jesteś wystarczająco silna i cierpliwa. Nie wolno ci odwrócić wzroku.

Smok zwi­nął skrzy­dła, a po chwi­li stał się si­wo­wło­są, szczu­płą ko­bie­tą w bia­łej sza­cie. Nie­zna­jo­ma wpatrywała się w Alvę ocza­mi o dziw­nych tęczówkach; pra­wie cał­kiem prze­zro­czy­stych, po­zna­czo­nych zło­ty­mi żył­ka­mi. Wy­da­wa­ła się w nich mie­ścić nie­skoń­czo­na mą­drość.

Dziewczyna z trudem wytrzymywała przenikliwe spojrzenie, czuła irytujące mrowienie w głowie i nieodpartą chęć, by natychmiast uciec z polany, zanim ta dziwna istota pozna jej tajemnicę. Próba zdawała się nie mieć końca.

– Czas dłuży się tylko w twojej głowie, w rzeczywistości minęło zaledwie kilka chwil – powiedziała smoczyca i przymknęła lekko powieki. – Dobrze, niech się sta­nie.

Za­wie­si­ła Alvie na szyi wi­sio­rek w kształ­cie smo­cze­go kła. Kiedy cien­ki, zimny łań­cuch do­tknął szyi dziew­czy­ny, po­czu­ła, że znik­nął cały ból, a ręce i nogi prze­sta­ły drę­twieć. Nie­zwy­kła moc bły­ska­wicz­nie wy­peł­nia­ła każdy frag­ment jej ciała, jakby uro­dzi­ła się na nowo. Bez trudu wsta­ła z ziemi.

– Od tej chwi­li je­steś Stró­żem – po­wie­dzia­ła ko­bie­ta. – Po­zo­sta­niesz nim, do­pó­ki tkwi w tobie siła smo­cze­go me­da­lio­nu. Po szko­le­niu przy­dzie­li­my ci ludz­ką isto­tę do pro­wa­dze­nia. Do­sta­łaś wiel­ką moc i nie­śmier­tel­ność. Ocze­ku­ję, że bę­dziesz god­nie re­pre­zen­to­wa­ła nasz ród! – Ostat­nie słowa wy­po­wie­dzia­ła su­ro­wym tonem.

– Nie za­wio­dę, pani – od­par­ła Alva, chy­ląc głowę.

– Matko, tak się do mnie zwra­caj. I pa­mię­taj, nigdy nie wolno ci zła­mać jed­ne­go, naj­waż­niej­sze­go wa­run­ku…

Słowa ko­bie­ty zmro­zi­ly Alvę do szpi­ku kości.

***

 

Ty­siąc lat póź­niej

– To smok opie­kuń­czy! Pa­trz­cie! Mój smok stróż! – wrza­snął tycz­ko­wa­ty bro­dacz w roz­cią­gnię­tym dre­sie, po­ka­zu­jąc pa­lu­chem ławkę pod roz­ło­ży­stym dębem.

Za­le­gła cisza. Grup­ka ludzi sie­dzą­cych w kręgu, na pla­sti­ko­wych krze­słach roz­sta­wio­nych wprost na traw­ni­ku, wpa­try­wa­ła się w miej­sce, które wska­zał.

– Ściem­niasz, tam nic nie ma. – Wzru­szył ra­mio­na­mi pulch­ny chło­pak z tle­nio­ną grzyw­ką.

– Jeśli stróż, to na pewno anioł – od­par­ła po­ucza­ją­cym tonem sta­rusz­ka.

– A wła­śnie, że smok! Zie­lo­ny! Udo­wod­nię wam! – Męż­czy­zna bły­ska­wicz­nie po­de­rwał się z krze­sła, wy­wra­ca­jąc je na zie­mię.

– Niech pan siada, panie Darku. Sesja trwa – ode­zwa­ła się młoda ko­bie­ta w bia­łym kitlu.

Bro­dacz nie słu­chał, po­gnał w stro­nę dębu. Zręcz­nie ni­czym wie­wiór­ka za­czął się wspi­nać coraz wyżej. Do­tarł do po­ło­wy drze­wa i spoj­rzał z trium­fem w dół, nie przej­mu­jąc się ga­łę­zią trzesz­czą­cą pod sto­pa­mi.

– Sko­czę, a mój oso­bi­sty smok stróż mnie zła­pie! – za­wo­łał, prze­chy­la­jąc się nie­bez­piecz­nie.

Bły­snę­ły żółte śle­pia, które śle­dzi­ły każdy ruch męż­czy­zny. Alva ze­szła z ławki na traw­nik i roz­wi­nę­ła wiel­kie, skó­rza­ste skrzy­dła. Po­tęż­ne łapy z ostry­mi pa­zu­ra­mi bez­gło­śnie ode­rwa­ły się od ziemi. Smo­czy­ca wzbi­ła się w po­wie­trze i bły­ska­wicz­nie zna­la­zła się przy Darku. Za­sta­na­wia­ła się, jak to moż­li­we, że ten czło­wiek nagle ją zo­ba­czył.

"Nie znamy wy­ro­ków Wszech­świa­ta, cza­sem dzie­je się coś, czego nie spo­sób wy­ja­śnić ro­zu­mem" – przy­po­mnia­ła sobie słowa Matki.

– Nie rób tego, cof­nij się – mru­cza­ła do ucha męż­czy­zny, jed­no­cze­śnie blo­ku­jąc go skrzy­dłem przed sko­kiem.

"On już w życiu nie uwie­rzy w we­wnętrz­ny głos" – prze­mknę­ło jej przez myśl.

Pa­trzył na nią jak za­hip­no­ty­zo­wa­ny.

– Wie­dzia­łem, że mnie chro­nisz. Zu­peł­nie, jak w moim śnie – szep­nął.

Ta chwi­la wy­star­czy­ła, by sa­ni­ta­riu­sze przy­sta­wi­li dra­bi­nę do drze­wa. Ścią­gnę­li Darka i ubra­li w ka­ftan z dłu­gi­mi rę­ka­wa­mi za­wią­zy­wa­ny­mi na ple­cach. Nie szar­pał się, po­słusz­nie speł­niał po­le­ce­nia. Wciąż pa­trzył na Alvę, która uno­si­ła się obok dębu, przy­glą­da­jąc się czuj­nie męż­czy­znom.

– Spo­koj­nie, je­steś bez­piecz­ny – po­wie­dzia­ła do pod­opiecz­ne­go.

Ski­nął głową, uśmie­cha­jąc się z błogą miną. Nie pro­ste­sto­wał, gdy sa­ni­ta­riu­sze po­pro­wa­dzi­li go w stro­nę bu­dyn­ku.

Smo­czy­ca wy­lą­do­wa­ła z gra­cją na ziemi. Zwi­nę­ła skrzy­dła, zmie­nia­jąc się w młodą ko­bie­tę o ja­snej cerze i wło­sach ko­lo­ru psze­ni­cy. Ro­zej­rza­ła się i ode­tchnę­ła; wy­glą­da­ło na to, że żaden czło­wiek oprócz Darka nie po­tra­fił jej zo­ba­czyć. Dys­kret­nie spoj­rza­ła w stro­nę in­nych smo­ków, pil­nu­ją­cych swo­ich pod­opiecz­nych. Uda­wa­ły, że jej nie widzą.

"Znowu nic. Jak zwy­kle, od ty­sią­ca lat" – po­my­śla­ła z żalem.

Po­wo­li ru­szy­ła sze­ro­ką ścież­ką za Dar­kiem i sa­ni­ta­riu­sza­mi.

***

 

Smoki ży­ją­ce w blo­ko­wi­sku po­dą­ża­ły mil­czą­co za pod­opiecz­ny­mi. Ubra­ne w róż­no­ko­lo­ro­we, lnia­ne spodnie i bluzy, na tle sza­rych, wy­so­kich bu­dyn­ków wy­glą­da­ły jak barw­ne mo­ty­le. Tylko nie­licz­ne smoki uno­si­ły się nad zie­mią, młó­cąc po­wie­trze wiel­ki­mi, skó­rza­sty­mi skrzy­dła­mi w ab­so­lut­nej ciszy.

Alva, w ludz­kiej po­sta­ci, bez­gło­śnie sta­wia­ła kroki na chod­ni­ku z kost­ki bru­ko­wej, mimo ma­syw­nych butów na no­gach. Przed nią kro­czył Darek, dum­nie dzier­żąc w ręku wypis ze szpi­ta­la psy­chia­trycz­ne­go. Smo­czy­ca zrów­na­ła się z nim i prze­su­nę­ła ręką przed twa­rzą pod­opiecz­ne­go. Upew­ni­ła się, że prze­stał ją do­strze­gać.

"Na szczę­ście czar Matki wresz­cie za­dzia­łał" – ode­tchnę­ła. "Śmier­tel­ni­cy nie po­win­ni wi­dzieć smo­ków, to pro­wa­dzi do sza­leń­stwa".

Za­dzwo­ni­ła ko­mór­ka Darka. Męż­czy­zna przy­sta­nął i za­czął roz­mo­wę, wy­ni­ka­ło z niej, że wie­czo­rem za­mie­rza obej­rzeć mecz z ko­le­ga­mi.

"Wraca do formy" – ucie­szy­ła się Alva.

Pa­trzy­ła na ludzi idą­cych po chod­ni­ku wzdłuż wy­so­kie­go bloku, usia­ne­go rzę­da­mi okien. Spie­szy­li się do swo­ich spraw, nie mając po­ję­cia, że smoki opie­kuń­cze po­dą­ża­ją za nimi jak cie­nie.

Inni Stró­że nie in­te­re­so­wa­li się Alvą, nie ode­zwa­li się do niej nawet sło­wem.

"Każdy smok musi sku­pić się na wła­snym pod­opiecz­nym, tak było za­wsze, tak bę­dzie po kres Wszech­świa­ta” – po­wtó­rzy­ła w my­ślach słowa Matki, dys­kret­nie przy­glą­da­jąc się mi­ja­nym Stró­żom.

Znów ogar­nę­ła ją tę­sk­no­ta za czymś, co tkwi­ło w niej głę­bo­ko, ni­czym zadra z po­przed­nie­go życia. Wciąż szu­ka­ła.

Nie mogła się do­cze­kać, kiedy na­dej­dzie wie­czór, pod­opiecz­ny pój­dzie spać, a ona bę­dzie mogła wzle­cieć w niebo w smo­czej po­sta­ci. Tego dnia prze­strzeń nad da­cha­mi blo­ków wy­glą­da­ła wy­jąt­ko­wo za­chę­ca­ją­co: pach­nia­ła wol­no­ścią i na­dzie­ją.

Nagle zo­ba­czy­ła zna­jo­mą po­stać. Roz­po­zna­ła ją od razu, cho­ciaż mi­nę­ły wieki. Nie miała wąt­pi­wo­ści, pa­mię­ta­ła te rysy twa­rzy, ciem­ne włosy, wy­pro­sto­wa­ną syl­wet­kę. Ogar­nę­ła ją ra­dość tak wiel­ka, że miała ocho­tę śmiać się gło­śno, krzy­czeć i tań­czyć. Chwi­lę póź­niej po­czu­ła pa­ra­li­żu­ją­cy lęk.

"Co teraz bę­dzie?" – po­my­śla­ła.

On tam stał, zwró­co­ny bo­kiem, wpa­trzo­ny w pod­opiecz­ne­go – chu­de­go sta­rusz­ka z laską, który sie­dział na ławce przy skwer­ku i kar­mił chma­rę cie­kaw­skich wron.

Alva usi­ło­wa­ła ukryć błysk w oczach, po­wstrzy­ma­ła się, żeby nie pod­biec do niego od razu. Prze­cież inny smok mógł zo­ba­czyć, od­kryć jej ta­jem­ni­cę. Tę­sk­ni­ła do tego dnia, a jed­no­cze­śnie drża­ła na myśl, że kie­dyś na­dej­dzie.

"Pa­mię­taj, nigdy nie wolno ci zła­mać jed­ne­go, naj­waż­niej­sze­go wa­run­ku: smok za­wsze musi być sam. Nie wolno in­te­re­so­wać się in­ny­mi Stró­ża­mi." – Do­sko­na­le pa­mię­ta­ła słowa Matki. "Tylko po­pa­trzę…" – po­my­śla­ła, zer­ka­jąc na ciem­no­wło­se­go smoka.

On też ją za­uwa­żył, uśmiech­nął się lekko, po czym wró­cił do ob­ser­wo­wa­nia sta­rusz­ka.

Serce Alvy za­bi­ło moc­niej.

"Czy Nort pa­mię­ta?" – za­sta­na­wia­ła się, wciąż pa­trząc w jego stro­nę.

On też zer­kał. Iskier­ki sło­necz­ne­go bla­sku, tań­czą­ce w oczach smoka, mą­ci­ły jej spo­kój, przy­no­si­ły cie­pło roz­grze­wa­ją­ce do bia­ło­ści zwy­kły, chłod­ny po­ra­nek.

"Każdy z nas po­zo­sta­nie sa­mot­ny na za­wsze, by le­piej wy­ko­ny­wać misję pro­wa­dze­nia po­wie­rzo­nej mu isto­ty ludz­kiej" – cy­to­wa­ła w my­ślach for­muł­ki, pró­bu­jąc za­głu­szyć to, co bu­dzi­ło się na dnie duszy.

"Żad­nych bli­skich kon­tak­tów z dru­gim smo­kiem. Za coś ta­kie­go wy­rzu­ca­ją z rodu” – przy­po­mi­nał roz­są­dek sła­bym gło­sem.

Nort wciąż pa­trzył… Przy­ku­wa­jąc wzro­kiem peł­nym obiet­ni­cy, przy­wią­zu­jąc nie­wi­dzial­ny­mi nit­ka­mi zło­te­go żaru. Alva do­sko­na­le pa­mię­ta­ła, gdzie i kiedy skrzy­żo­wa­ły się ich losy w po­przed­nim życiu. Chło­nę­ła tę więź, pra­wie na­ma­cal­ną, która przy­zy­wa­ła, pę­ta­ła, szu­mia­ła w gło­wie ni­czym wino.

"Nie wolno!" – Reszt­ką woli od­wró­ci­ła wzrok. Po­bie­gła za Dar­kiem, który już skrę­cał za blo­kiem. Jej po­licz­ki pło­nę­ły, serce wa­li­ło jak osza­la­łe.

"Misją smoka jest nad­zo­ro­wa­nie po­wie­rzo­nej osoby ludz­kiej. Musi sku­pić się na tym, za­ży­wa­jąc tylko nie­zbęd­ne­go od­po­czyn­ku, gdy pod­opiecz­ny śpi" – po­wta­rza­ła go­rącz­ko­wo w my­ślach. "Smok po­wi­nien sku­pić się na roz­wi­ja­niu czy­stych in­ten­cji, od­su­wa­jąc od sie­bie te, które spy­cha­ją w dół jego wspa­nia­łą na­tu­rę, dla­te­go… Rany! Wresz­cie zna­la­złam Norta!" – ucie­szy­ła się, lecz zaraz po­smut­nia­ła.

"Pew­nie nigdy wię­cej go nie zo­ba­czę" – po­my­śla­ła, wlo­kąc się za pod­opiecz­nym, który znów roz­ma­wiał przez ko­mór­kę.

***

 

Darek wciąż chra­pał, mimo póź­ne­go po­ran­ka. Alva wie­dzia­ła, że męż­czy­zna pośpi jesz­cze długo po wczo­raj­szej im­pre­zie. Spoj­rza­ła na niego przez okno, po czym wzbi­ła się w górę. Usia­dła na dachu wie­żow­ca w to­wa­rzy­stwie wron.

– Zna­la­zły­ście tego sta­rusz­ka z laską, o któ­rym wam mó­wi­łam? – za­py­ta­ła ptaki.

– Pew­nie – ode­zwał się herszt wron z białą plamą na skrzy­dle. – Miesz­ka w ostat­nim bloku po lewej stro­nie, na pierw­szym pię­trze. Nie­daw­no się wpro­wa­dził.

"To dla­te­go wcze­śniej nie spo­tka­łam Norta. Smoki czę­sto ko­rzy­sta­ją z po­mo­cy wron, kiedy chcą od­na­leźć ludzi waż­nych z ja­kie­goś po­wo­du". – Alva uspra­wie­dli­wia­ła się w my­ślach. "Nic nad­zwy­czaj­ne­go".

Roz­ko­szo­wa­ła się pierw­szy­mi pro­mie­nia­mi słoń­ca, które gła­dzi­ły łuski. To ją za­wsze uspo­ko­ja­ło w prze­szło­ści, lecz tym razem nie za­dzia­ła­ło. Jej myśli wciąż za­przą­tał ciem­no­wło­sy smok.

"Ty­siąc lat, aż wresz­cie się spo­tka­li­śmy. Ale co dalej?" – za­sta­na­wia­ła się.

– Ten sta­ru­szek co­dzien­nie rano robi za­ku­py, a po po­łu­dniu spa­ce­ru­je po parku – po­wie­dział przy­wód­ca wron. – Po­my­śla­łem, że chcesz wie­dzieć – dodał, wi­dząc jej zdzi­wio­ną minę.

Ptaki z gło­śnym kra­ka­niem wzbi­ły się w niebo.

Alva prze­nio­sła się na dach bloku sto­ją­ce­go obok bu­dyn­ku, który wska­zał herszt wron.

"Tylko po­pa­trzę, Nort nawet się nie dowie" – obie­ca­ła sobie.

Za­sty­gła w bez­ru­chu, ćwi­cząc smo­czą cier­pli­wość, jed­nak tym razem czas zda­wał się śli­ma­czyć bez końca.

Wła­śnie chcia­ła wra­cać do Darka, kiedy drzwi klat­ki scho­do­wej skrzyp­nę­ły. Naj­pierw na po­dwór­ko po­wo­li wy­szedł sta­ru­szek z laską, a za nim kro­czył ciem­no­wło­sy smok.

Alva pa­trzy­ła na nich z ukry­cia. Nort szedł wy­pro­sto­wa­ny, raźno sta­wiał kroki w zna­jo­my spo­sób. Smo­czy­ca znała na pa­mięć jego uśmiech i spo­sób od­gar­nia­nia ciem­nej grzy­wy z czoła. Po­ja­wi­ło się wspo­mnie­nie, które aż bo­la­ło.

"Gdyby nie wa­ru­nek Matki…" – wes­tchnę­ła.

Dawne dni po­wra­ca­ły ni­czym upar­te muchy. Coś w głębi, pod smo­czym pan­ce­rzem, pul­so­wa­ło coraz moc­niej.

"Czy szu­ka­ła­bym skarb­ca, gdy­bym wie­dzia­ła o tym wa­run­ku? Pew­nie tak. Przy­naj­mniej zo­ba­czy­łam Norta, ale to ża­ło­śnie mało!"

Chcia­ła ze­rwać się, biec do niego, do­tknąć, po­wie­dzieć… Cią­gle tkwi­ła nie­ru­cho­mo w tym samym miej­scu.

"Każdy smok musi zo­stać sam. Nigdy, nikt, nawet na chwi­lę" – po­wta­rza­ła w my­ślach.

Nort, w ślad za sta­rusz­kiem, znik­nął za blo­kiem.

***

 

Alva szła za Dar­kiem przez park, cho­ciaż zimne po­po­łu­dnie nie za­chę­ca­ło do spa­ce­rów, za­su­ge­ro­wa­ła mu we śnie prze­chadz­kę. Mi­nę­ło kilka pu­stych dni, odkąd wi­dzia­ła Norta ostat­ni raz.

Pa­trzy­ła jak Darek pod­cho­dzi nad brzeg stawu. Kar­mił kacz­ki, wy­chy­la­jąc się za bar­dzo. Wie­dzia­ła, że woda jest głę­bo­ka, a jej pod­opiecz­ny nie umiał pły­wać.

"A póź­niej są wy­pad­ki i wy­rzu­ty, że smok nie zdą­żył" – po­my­śla­ła.

Sta­nę­ła na brze­gu w taki spo­sób, żeby chro­nić Darka przed uto­nię­ciem, ale on nagle stra­cił za­in­te­re­so­wa­nie kacz­ka­mi.

– Er­nest! – za­wo­łał do wą­sa­te­go męż­czy­zny, po czym po­biegł w jego stro­nę.

Alva do­strze­gła w toni stawu od­bi­cie Norta w ludz­kiej po­sta­ci. Drgnę­ła, za­ko­ły­sa­ła się, nie­mal wpa­da­jąc do wody. Smok nie po­zwo­lił na to, przy­trzy­mał ją za ramię. Nie­spo­dzie­wa­ny dotyk ze­lek­try­zo­wał ciało Alvy. Roz­są­dek krzy­czał, że po­win­na na­tych­miast się od­su­nąć, ale cią­gle stała w tym samym miej­scu jak spa­ra­li­żo­wa­na.

Nort uśmiech­nął się, po­pa­trzył na nią w mil­cze­niu, po czym od­wró­cił się i za­czął iść w stro­nę sta­rusz­ka, który przy­siadł na ławce.

Alva wie­dzia­ła, że nie wolno jej za­wo­łać smoka. On mu­siał odejść. Cze­ka­ła bez słowa, cho­ciaż czuła, że dusza roz­ry­wa się w niej na ka­wał­ki.

– Nort, po­cze­kaj! – Nie wy­trzy­ma­ła.

Kiedy od­wró­cił się, po­de­szła do niego. Stali tak, pa­trząc na sie­bie. Alva wie­dzia­ła, że jesz­cze chwi­la i nie zdoła tego już cofąć. Wspo­mnie­nie daw­nych dni po­wró­cio, opla­ta­jąc ją cia­snym sza­lem.

– Pa­mię­tasz? – za­py­ta­ła. – Koń­czy­ło się lato, scho­wa­li­śmy się w zbożu cięż­kim od doj­rza­łych kło­sów. Ty i ja.

Spoj­rzał na nią ze zdzi­wie­niem. Zmarsz­czył czoło, jakby coś sobie przy­po­mi­nał.

– Nie za­wsze byłeś smo­kiem – po­wie­dzia­ła.

– Tak, wiem – mruk­nął, roz­glą­da­jąc się do­oko­ła.

Alva nie do­strze­gła w po­bli­żu żad­ne­go Stró­ża. Jej pod­opiecz­ny od­szedł z ko­le­gą na są­sied­nią alej­kę.

– Kie­dyś miesz­ka­li­śmy w tej samej wio­sce, byłeś moim słoń­cem i księ­ży­cem. – mó­wi­ła, pa­trząc Nor­to­wi w oczy. – Pa­mię­tasz?

– Cze­kaj… Chyba kie­dyś by­li­śmy bli­sko.

– Długo cze­ka­łam, aż mnie za­uwa­żysz, byłeś naj­przy­stoj­niej­szym chłop­cem w oko­li­cy. Aż pew­ne­go dnia wy­bra­łeś mnie. Wła­śnie wtedy. Obie­ca­łeś, że bę­dzie­my razem już za­wsze. Nie­dłu­go potem w wio­sce po­ja­wi­li się żoł­nie­rze Bia­łej Smo­czy­cy – cią­gnę­ła Alva. – Jak w każ­dym pią­tym roku, za­wo­ła­li wszyst­kich mło­dych na plac, żeby wy­brać tego jed­ne­go: no­we­go Stró­ża.

– Przy­po­mi­nam sobie – dodał on. – Na placu trzy­ma­łaś mnie mocno za rękę. Bałaś się.

– Prze­czu­wa­łam, że nas roz­dzie­lą. Stało się, Matka cię wy­bra­ła, a jej żoł­nie­rze po­wle­kli cię w dal.

– Do skarb­ca, gdzie sta­łem się smo­kiem. Stam­tąd bra­cia i sio­stry Stró­że za­bra­li mnie w świat. Za­wsze ma­rzy­łem, by stać się jed­nym z nich – po­wie­dział z za­chwy­tem.

– Ru­szy­łam za tobą, wę­dro­wa­łam wiele dni i nocy, żeby cię spo­tkać. Dla cie­bie zo­sta­łam smo­kiem, ale ten wa­ru­nek… Nie przy­pusz­cza­łam…

Umil­ki oboje, pa­trząc na sie­bie.

– Wy­glą­dasz jak wtedy – po­wie­dzia­ła.

– Ty też – od­parł z bły­skiem w oku.

Po­wo­li za­czę­li za­mie­niać się w smoki. Unie­śli się w górę, szy­bo­wa­li nad mia­stem. Alva czuła, że niebo na­bra­ło no­wych barw, wy­da­wa­ło się pięk­niej­sze niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej.

Wy­lą­do­wa­li na dachu domu. Usie­dli obok sie­bie, Nort po­ło­żył łeb na karku Alvy.

– A nasi pod­opiecz­ni?! – przy­po­mnia­ła sobie. – Matka nas wy­rzu­ci!

– Nie­dłu­go wró­ci­my. Jesz­cze tro­chę, nikt nie za­uwa­ży.

Alva czuła, że nie po­win­ni. Prze­cież Matka po­wta­rza­ła, smok za­wsze po­wi­nien być sam! Trze­ba sku­pić się na pod­opiecz­nych, nie wolno ich zo­sta­wić, bo coś złego może się stać! Ale czuła się tak wy­jąt­ko­wo i lekko, jakby nagle speł­ni­ło się jej naj­więk­sze ma­rze­nie.

"Jesz­cze jedna chwil­ka" – po­my­śla­ła. Kiedy Nort sie­dział tuż obok, roz­są­dek nie miał naj­mniej­szych szans. "Nigdy wcze­śniej nie zo­sta­wi­łam Darka na taki długi czas, ale może już nigdy nie spo­tka­my się z Nor­tem. Prze­cież nie wolno. Tak, będę mu­sia­ła odejść, za­po­mnieć. Jesz­cze mo­ment. Ostat­ni".

Nagle po­ja­wi­ły się przed nimi trzy wiel­kie cie­nie. Matka, razem z czar­nym i czer­wo­nym smo­kiem z Rady, a za ich ple­ca­mi mnó­stwo mniej­szych, sza­rych istot, przy­po­mi­na­ją­cych wy­ro­śnię­te jasz­czur­ki.

Alva wie­dzia­ła, że nie ma sensu ucie­kać.

***

 

Spę­ta­ni wię­za­mi, w ludz­kiej po­sta­ci, cze­ka­li oboje w smo­czym skarb­cu. Nogi śli­zga­ły się na mo­ne­tach, które po­kry­wa­ły zie­mię gru­bym dy­wa­nem. Alva stała przy wej­ściu, przy­trzy­my­wa­na przez hordę sza­rych smo­ków, a Nort – bar­dziej w głębi. Szu­ka­ła jego spoj­rze­nia, ale spu­ścił głowę, wbi­ja­jąc wzrok w kosz­tow­no­ści pod sto­pa­mi.

Matka prze­ma­wia­ła su­ro­wym tonem:

– Na­ra­zi­li­ście na nie­bez­pie­czeń­stwo swo­ich pod­opiecz­nych! Darek prze­bie­gał przez jezd­nię, po­trą­ci­ła go cię­ża­rów­ka. Trup na miej­scu! – W oczach Matki tań­czy­ły pio­ru­ny gnie­wu.

Alvę przeraziły jej słowa.

“To wszystko moja wina. Darek zginął przeze mnie, zawiodłam”. – Ta myśl sprawiła, że zadrżała.

– Sta­ru­szek zmarzł na ławce, prze­zię­bił się – ciągnęła Matka. – Poza tym, zła­ma­li­ście naj­waż­niej­szy wa­ru­nek. Przez cie­bie, Alvo! To ty za­czę­łaś roz­mo­wę z Nor­tem, ty go od­na­la­złaś, cho­ciaż cię ostrze­ga­łam.

– Kara musi być ade­kwat­na do winy! – za­grzmiał czer­wo­ny smok.

– Kara dla niej jest jedna – po­wie­dzia­ła Matka. – Stra­ci wszyst­ko: prze­sta­nie być jedną z nas.

Alva zdą­ży­ła jesz­cze spoj­rzeć na Norta, zanim czar­ny smok pod­szedł do niej i ze­rwał z jej szyi me­da­lion. Po­czu­ła prze­szy­wa­ją­cy ból, jakby ktoś wy­szar­pał duszę z ciała. Upa­dła nie­przy­tom­na na stos monet.

***

 

"Wła­śnie tak wy­glą­da pie­kło". – Alva sie­dzia­ła na bal­ko­nie na ostat­nim pię­trze bloku. Pod nią, w dole, tęt­ni­ło ży­ciem mia­sto. Pa­mię­ta­ła czasy, kiedy była Stró­żem, miała skrzy­dła i nie­śmier­tel­ność.

Już nie po­tra­fi­ła zmie­nić się w smoka. Zo­zu­mia­ła, że stała się zwy­kłym czło­wie­kiem, cho­ciaż cią­gle wi­dzia­ła in­nych opiekunów. Nie miała czasu za­sta­na­wiać się nad tym, jej myśli wypełniały ostatnie zdarzenia, które dręczyły niczym natrętne muchy.

“Darek zginął przeze mnie. Miałam go chronić, ale zawiodłam. Gdybym go pilnowała, żyłby nadal. Nie wypełniłam swojego zadania. Okazałam się złym Stróżem” – myślała. “A Nort? Roz­dzie­li­li nas na za­wsze, nigdy go nie od­naj­dę. Co smoki z nim zro­bi­ły?! Jaką karę do­stał?”

Nie wiedziała, co gorsze – poczucie winy dręczące ją po śmierci podopiecznego, czy wspo­mnie­nia o Nor­cie.

"Zmarnowałam życie człowiekowi. To nie był zwykły błąd Stróża, zostawiłam Darka samego. Z drugiej strony, dziw­ne, dla­cze­go Nort nie pro­te­sto­wał, kiedy mnie wy­rzu­ca­li. Pew­nie nie mógł".

Spo­strze­gła, że kilka wron usia­dło na po­rę­czy bal­ko­nu. Rzu­ci­ła garść ziar­na na be­to­no­wą pod­ło­gę. Ptaki na­tych­miast sko­rzy­sta­ły z po­czę­stun­ku.

– Pa­mię­tasz tego sta­rusz­ka, o któ­re­go kie­dyś mnie py­ta­łaś? – Nie­spo­dzie­wa­nie ode­zwał się herszt wron.

– Mo­że­my roz­ma­wiać? Jak to moż­li­we? – zdzi­wi­ła się Alva.

– Wi­docz­nie za­cho­wa­łaś reszt­ki daru, który czę­sto nie znika od razu, a cza­sem jego okrusz­ki zo­sta­ją do końca życia. Wiem, gdzie miesz­ka ten czło­wiek. Prze­pro­wa­dził się do in­ne­go bloku, na końcu osie­dla.

– Chodź­my tam! – za­wo­ła­ła bez na­my­słu.

***

 

Alva stała na chod­ni­ku przed blo­kiem w to­wa­rzy­stwie wron. Pa­trzy­ła jak pod­opiecz­ny Norta wy­szedł przed klat­kę. Na jej po­licz­ki wy­pły­nę­ły ru­mień­ce, kiedy do­strze­gła tego, za któ­rym tak bar­dzo tę­sk­ni­ła.

Wstrzy­ma­ła od­dech, wpa­try­wa­ła się w niego, gdy w ludz­kiej po­sta­ci sta­wiał kroki na chod­ni­ku, w ślad za pod­opiecz­nym. Po­ma­cha­ła do niego, krzy­cząc:

– Nort! Hej, Nort!

Omiótł ją wzro­kiem, jakby była po­wie­trzem. Nie do­wie­rza­ła.

– Nort, tutaj! – krzyk­nę­ła jesz­cze raz.

Nawet się nie obej­rzał. Razem ze sta­rusz­kiem po­szli w kie­run­ku placu i wkrót­ce znik­nę­li w tłu­mie.

"Dla­cze­go? Dla­cze­go?!" – Nie ro­zu­mia­ła. "Może… on mnie nie widzi, nie sły­szy, taka kara. Na pewno! A jeśli nie? Je­że­li po pro­stu NIE CHCIAŁ mnie wi­dzieć ani sły­szeć?"

Mokre struż­ki po­cie­kły po po­licz­kach Alvy. Zdzi­wi­ła się, zdą­ży­ła za­po­mnieć, jak wy­glą­da­ją łzy i jak gorz­ki po­tra­fią mieć smak. Po­wró­ci­ła my­śla­mi do dnia, gdy Nort wy­brał ją ze wszyst­kich dziew­czyn w wio­sce. Przy­po­mnia­ła sobie to uczu­cie szczę­ścia, jakby nagle słoń­ce za­świe­ci­ło po desz­czo­wych ty­go­dniach. Po­wró­ci­ła my­śla­mi do chwil, które spę­dzi­li razem jako smoki. Była pewna, że Nort mu­siał czuć to samo.

– Dla­cze­go Matka nie za­bra­ła mi pa­mię­ci?! Jakie to okrut­ne! – szep­nę­ła.

Ptaki od­po­wie­dzia­ły gło­śnym kra­ka­niem.

***

 

Alva sie­dzia­ła na ławce przy skwer­ku i z za­par­tym tchem wpa­try­wa­ła się w niebo, śle­dząc wzro­kiem po­tęż­ne­go, sza­re­go smoka. Skrzy­dła Norta cięły po­wie­trze, uno­si­ły go coraz wyżej.

Dziew­czy­na bała się, że jej dar za chwi­lę znik­nie zu­peł­nie, a ona już nigdy nie ujrzy ciem­no­wło­se­go smoka. Ma­cha­ła do niego, ale on wcale nie pa­trzył w jej stro­nę, nawet przez krót­ką chwi­lę nie zaj­mo­wał się ludź­mi.

Śle­dzi­ła lot Norta, aż znik­nął zu­peł­nie za wie­żow­ca­mi.

Nagle po­ja­wi­ła się Matka i usia­dła obok niej na ławce.

– Wspa­nia­le być smo­kiem, całe niebo wy­da­je się tylko twoje – ode­zwa­ła się. – Pew­nie za tym tę­sk­nisz?

– Nie­ko­niecz­nie – od­par­ła Alva. – Kiepski ze mnie Stróż.

– Każdy popełnia błędy, nawet nieśmiertelni. Sama do­tar­łaś do nas, chcia­łaś zo­stać smo­kiem. Na­ra­zi­łaś się na śmier­tel­ne nie­bez­pie­czeń­stwo, żeby od­na­leźć skar­biec. To bar­dzo rzad­kie, zwy­kle sami wy­bie­ra­my ludzi do na­sze­go rodu.

– Nie pró­bu­ją, mimo całej wspa­nia­ło­ści bycia smo­kiem?

Matka skrzy­wi­ła się.

– Nie każdy nadaje się na opiekuna, wolę sama wyszukiwać kandydatów z odpowiednimi cechami. Ty też je miałaś, dlatego cię przyjęłam. Myślałam, że zapomnisz o dawnym życiu. A skoro zgło­si­łaś się do nas sama, przy­słu­gu­je ci jedno ży­cze­nie.

– I mogę chcieć ab­so­lut­nie wszyst­kie­go? – Nie do­wie­rza­ła Alva.

– O ile ja i resz­ta smo­czej Rady zgo­dzi­my się na to.

– Dla­cze­go nie po­wie­dzie­li­ście mi o tym wcze­śniej?

– Tak mu­sia­ło być. – Matka od­gar­nę­ła włosy z czoła. – Od­zy­skasz miej­sce w ro­dzie, jeśli chcesz. Oczy­wi­ście, wa­run­ki po­zo­sta­ją nie­zmien­ne.

– Smok za­wsze musi być sam…

– Wła­śnie.

Alva po­my­śla­ła o prze­strze­niach, które od­wie­dza­ła, gdy miała skrzy­dła. Wes­tchnę­ła.

– Chcia­łam zo­stać Stró­żem, żeby od­zy­skać Norta. Zdaje się, że to nie­osią­gal­ne?

– W każ­dej sy­tu­acji ist­nie­je ja­kieś roz­wią­za­nie. Jeśli na­praw­dę chce­cie być razem, od­bierz mu me­da­lion, wtedy rów­nież sta­nie się czło­wie­kiem – od­par­ła Matka. – Za­sta­nów się nad ży­cze­niem, jutro po­roz­ma­wia­my.

– To wy spra­wi­li­ście, że Nort mnie nie widzi i nie sły­szy? To część kary, praw­da? – za­py­ta­ła Alva, ale jej roz­mów­czy­ni już znik­nę­ła.

***

 

Smoki spo­tka­ły się z nią na osie­dlo­wym par­kin­gu za blo­ka­mi, na któ­rym stało je­dy­nie kilka aut. Matka, Czer­wo­ny i Czar­ny, cze­ka­ły na de­cy­zję Alvy prze­stę­pu­jąc z łapy na łapę. Mię­dzy nimi prze­cha­dza­ły się wrony.

Dziew­czy­na ob­ser­wo­wa­ła jak Nort zbli­ża się do nich. Le­ciał po­wo­li, w smo­czej po­sta­ci wy­glą­dał do­stoj­nie. Do­pie­ro, gdy wy­lą­do­wał na ziemi, zmie­nił się w ciem­no­wło­se­go męż­czy­znę. Sta­nął obok Matki, roz­glą­da­jąc się nie­pew­nie do­oko­ła.

Alva z za­chwy­tem śle­dzi­ła każdy jego ruch. Jed­no­cze­śnie coś roz­ry­wa­ło się w niej, w środ­ku, gdy przy­po­mi­na­ła sobie, jak wiele ich teraz dzie­li.

– Wspa­nia­le być smo­kiem – po­wie­dzia­ła Matka. – To naj­lep­sze, co może spo­tkać śmier­tel­ne­go czło­wie­ka. Zde­cy­do­wa­łaś? – za­py­ta­ła Alvę me­lo­dyj­nym gło­sem. – Chcesz wró­cić do nas, a może za­brać jego me­da­lion?

– O co tu cho­dzi? – prze­stra­szył się Nort. – Co wy chce­cie zro­bić?!

Alva uśmiech­nę­ła się. Po­de­szła do niego i spoj­rza­ła mu w oczy.

– Mogę spra­wić, że zo­sta­niesz ze mną i bę­dzie­my żyć razem jako lu­dzie – po­wie­dzia­ła.

Nort cof­nął się. Miał prze­ra­żo­ną minę.

– Nie oddam me­da­lio­nu!

– Po­spiesz się, jakie ży­cze­nie wy­bie­rasz? – po­na­glił Alvę me­lo­dyj­ny głos Matki.

Spoj­rza­ła w oczy Norta, zo­ba­czy­ła w nich tę­sk­no­tę za la­ta­niem, za smo­czy­mi skrzy­dła­mi i nie­śmier­tel­no­ścią. Nie do­strze­gła swo­je­go od­bi­cia. Zro­zu­mia­ła, że nigdy go tam nie było.

Po­czu­ła, jakby ob­la­ła ją fala go­rą­ca.

– Wi­dzia­łeś mnie cały czas, praw­da? – za­py­ta­ła.

– Wi­dzia­łem – mruk­nął. – Nie mo­głem się ode­zwać, bałem się, że i mnie spo­tka po­dob­na kara.

– Za­wsze chcia­łeś być smo­kiem. Tylko to – wes­tchnę­ła Alva. – Cóż, leć…

– Jak to? – wtrą­ci­ła się Matka. – Są­dzi­łam, że mia­łaś inne plany.

– Niech on wraca na niebo, pusz­czam go wolno. Prze­cież za­wsze ma­rzył tylko o tym, żeby zo­stać smo­kiem. Do­pie­ro nie­daw­no to zro­zu­mia­łam. A ja tak na­praw­dę nigdy nie chcia­łam być Stró­żem, go­ni­łam za cu­dzym snem.

Alva pa­trzy­ła, jak za­do­wo­lo­ny Nort wzbi­ja się w niebo. Ucie­kał szyb­ko, jakby się bał, że ona i Matka zmie­nią zda­nie.

– Oto moje ży­cze­nie: chcę prze­stać wi­dzieć i sły­szeć smoki. Za­bierz­cie mi teraz reszt­ki daru – po­wie­dzia­ła Alva zde­cy­do­wa­nym gło­sem.

– Je­steś pewna?

– Tak.

– Od tej de­cy­zji nie bę­dzie od­wro­tu.

– Ro­zu­miem. Je­stem go­to­wa.

– Niech się sta­nie. – Matka po­de­szła do niej i prze­cią­gnę­ła ręką przed ocza­mi dziew­czy­ny. Smoki znik­nę­ły, roz­le­gło się zwy­kłe kra­ka­nie wron.

Alva uśmiech­nę­ła się do pta­ków prze­cha­dza­ją­cych się po par­kin­gu. Była wolna.

Jesz­cze my­śla­ła o Nor­cie, z duszą roz­dar­tą roz­pa­czą, ale wie­dzia­ła, że wkrót­ce znów wróci na ławkę przy skwe­rze, cho­ciaż już nigdy nie bę­dzie pa­trzy­ła w niebo. Do­strze­że sie­bie i zwy­kłych śmier­tel­ni­ków.

Koniec

Komentarze

Zaciekawiła mnie koncepcja fabularna. Mam jednak kilka uwag.

Alva pamiętała wyczerpującą wędrówkę przez las, która zdawała się nie mieć końca i szaloną ucieczkę przed Przeklętymi, nie wiadomo: ludźmi czy upiorami; ich wrzaski, świst strzał.

Nie wiadomo, czy Przeklęci są upiorami, czy ludźmi, a jednak miotają strzały. Myślę sobie, że upiorom, w takim klasycznym rozumieniu gatunku grozy, strzały i łuki nie są potrzebne. Chociaż na tym polu chętnie podejmę polemikę. Dodatkowo, ponieważ motyw Przeklętych nie pojawia się już ani razu w tekście, zastanawiam się, czy nie można by w ogóle go usunąć i zastąpić tego wątku wyczerpującą wędrówką przez las. Po czymś takim również można być bliskim śmierci. Z głodu, zmęczenia, wychłodzenia, a jak człowiek nie posiada wiedzy i narzędzi, to nawet z pragnienia. 

(…)rana na przedramieniu wydawała się niewielka, ale ciało wokół niej napuchło, na skórze pojawiły się sine pręgi.

"Musiały być zatrute" – pomyślała z przerażeniem.

Rozumiem, że rana na przedramieniu była od strzały? Jeśli nie, warto o tym gdzieś napisać. Jeśli tak, to rozsądnym byłoby zaznaczyć, że to tylko draśnięcie, które wystarczyło, aby trucizna dostała się do organizmu. Jeżeli jednak strzała trafiła ją bezpośrednio… Powiedzmy, że bohaterka musiałaby być niesamowicie odporna na ból, żeby pozbyć się kilku centymetrów stali wbitej w ciało. Wtedy z kolei nie byłoby mowy o niewielkiej ranie. To techniczna drobnostka, do poprawy w kilka chwil. :)

 

– Niech się stanie – powiedziała.

Zawiesiła Alvie na szyi wisiorek w kształcie smoczego kła. Kiedy cienki, zimny łańcuch dotknął szyi dziewczyny, poczuła, że zniknął cały ból, a ręce i nogi przestały drętwieć. Niezwykła moc błyskawicznie wypełniała każdy fragment jej ciała, jakby urodziła się na nowo. Bez trudu wstała z ziemi.

– Od tej chwili jesteś Stróżem – powiedziała kobieta. – Pozostaniesz nim, dopóki tkwi w tobie siła smoczego medalionu

Rozumiem, że do bycia Stróżem ludzie są wybierani przez ową Matkę, zapewne według jakiegoś kryterium. Alva tymczasem przeszła przez las, nieomal w nim ginąc, po czym po prostu pozwolono jej przyłączyć się do, jak piszesz, Rodu. Wydaje mi się to troszkę zbyt proste. Niewykluczone, że to tylko moja opinia, niech inni się wypowiedzą. Ale gdyby tak napisać, że Matka w jakiś magiczny sposób ją uleczyła i powiedziała, że w nagrodę za jej hart ducha i niezłomną wolę zostanie poddana próbom, czy nadaje się na stróża? Potem możesz od razu przenieść się w czasie o te tysiąc lat i nawet w jednej linijce zaznaczyć, że przeszła próby i została przyjęta do grona wybranych. Co o tym sądzisz? :)

 

Patrzył na nią jak zahipnotyzowany. (…) Rozejrzała się i odetchnęła; wyglądało na to, że żaden człowiek oprócz Darka nie potrafił jej zobaczyć.

Tu mamy kolejny wątek, który nie wróci, ponieważ…

Przed nią kroczył Darek, dumnie dzierżąc w ręku wypis ze szpitala psychiatrycznego. Smoczyca zrównała się z nim i przesunęła ręką przed twarzą podopiecznego. Upewniła się, że podopieczny przestał ją dostrzegać.

Czyli w zasadzie nie wiemy, czemu Darek zobaczył Alvę i jak do tego doszło, bo zaraz znów była dla niego niewidoczna. Może warto rozwinąć ten wątek, lub całkiem go usunąć, zamienić na coś innego? Być może w tych kilku zdaniach mogłoby znaleźć się coś istotnego dla fabuły? :) Nie wiemy też, ile czasu minęło od dostrzeżenia przez Darka jego opiekunki, do czasu wypisu. Opis sugeruje, że niezbyt długo. Nie wiem, czy gościa, który wchodzi po drzewach za smokami wypisaliby szybko z ośrodka. :P 

 

Zadzwoniła komórka Darka. Mężczyzna przystanął i zaczął rozmowę, wynikało z niej, że wieczorem zamierza obejrzeć mecz z kolegami.

Darek ma świetnych kolegów, ledwie wyszedł ze szpitala, a już wiedzą, dzwonią, zapraszają na mecz. :P To nawet miłe, że nie ciągnie się za nim piętno pobytu w psychiatryku, ale, wydaje mi się, znów trochę zbyt szybko to poszło. Może to Darek mógłby zadzwonić? Do brata, na przykład? Z bratem też można zaimprezować i obejrzeć mecz. Sądzę, że będzie to mniej podejrzane, a zarazem bardziej logiczne. :)

 

Ogarnęła ją radość tak wielka, że miała ochotę śmiać się głośno, krzyczeć i tańczyć. Jednocześnie poczuła paraliżujący lęk.

Jestem facetem z ograniczonym wachlarzem emocji, więc mogłem tu czegoś nie zrozumieć. Nie potrafię sobie wyobrazić lęku, który paraliżuje, odczuwanego jednocześnie z ochotą na głośny śmiech, krzyk i taniec. Może obawa, zamiast lęku? I następująca chwilę później? Możliwe też, że tylko ja mam problem z odbiorem tego zdania. :) 

 

– Ruszyłam za tobą, wędrowałam wiele dni i nocy, żeby cię spotkać i uratować (…)

Nie bardzo wiem, jak bohaterka chciała go uratować, stając samotnie naprzeciw żołnierzy Matki. I przed czym, bo jeśli chłopak o tym marzył, to raczej nie stawiał się, nie wyrywał, gdy go wybrano. Być może, skoro byli razem, rozmawiali o tym. Więc tego “ratunku” bym się pozbył, a zostawił tylko informację, że to dla niego ruszyła szukać skarbca, by zostać smokiem. :)

 

– Pospiesz się, jakie życzenie wybierasz? – Alvę ponaglił melodyjny głos matki.

Ponaglił Alvę. Dotąd pisałaś Matka, wielką literą, a tu nagle zmiana. Do drobnej korekty, jak mniemam? :)

 

Podoba mi się pomysł, że ostatecznie Alva zrozumiała, iż nie żyła własnym życiem. To naprawdę happy end, w dodatku lepszy, niż gdyby Nort zgodził się oddać medalion ze względu na nią. Jeśli bym jeszcze coś zmienił, to przedział czasowy. Tysiąc lat to naprawdę długo dla kogoś, kto nie jest nieśmiertelny ( i wiecznie młody?) od zawsze, a dostał taki dar. Mogłoby się to odbić na jej osobowości, tymczasem ona pozostała niezmienna. 

 

Nawet jeśli to nie do końca mój typ literatury, to myślę, że po poprawkach wyjdzie z tego naprawdę niezłe opowiadanie. Zwłaszcza, jeśli bardziej doświadczeni koledzy i koleżanki zechcą się wypowiedzieć i dodać swoje (lub zanegować moje) uwagi. :)

Witam pierwszego czytelnika. :) Dziękuję za wnikliwą lekturę.

Nie wiadomo, czy Przeklęci są upiorami, czy ludźmi, a jednak miotają strzały. Myślę sobie, że upiorom, w takim klasycznym rozumieniu gatunku grozy, strzały i łuki nie są potrzebne. Chociaż na tym polu chętnie podejmę polemikę.

Wymyśliłam sobie las z pogranicza jawy i koszmaru. Kidy bohaterka uciekała, nie miała czasu przyglądać się Przeklętym. Całe opowiadanie zostało napisane z jej punktu widzenia, z uwzględnieniem jej wiedzy i świadomości, dlatego ta sprawa nie została wyjaśniona do końca.

 

Dodatkowo, ponieważ motyw Przeklętych nie pojawia się już ani razu w tekście, zastanawiam się, czy nie można by w ogóle go usunąć i zastąpić tego wątku wyczerpującą wędrówką przez las. Po czymś takim również można być bliskim śmierci. Z głodu, zmęczenia, wychłodzenia, a jak człowiek nie posiada wiedzy i narzędzi, to nawet z pragnienia. 

Nie można usunąć motywu Przeklętych, bo wyjątkowo niebezpieczny las to przeszkoda bardzo trudna do przejścia, a to pokazuje, o jaką wysoką stawkę toczyła się gra. Poza tym, zwykły las nie chroniłby właściwie smoczego skarbca, znacznie łatwiej by było go odnaleźć. Dalej motyw się nie pojawia, bo już spełnił swoją rolę.

 

Rozumiem, że rana na przedramieniu była od strzały? Jeśli nie, warto o tym gdzieś napisać. Jeśli tak, to rozsądnym byłoby zaznaczyć, że to tylko draśnięcie, które wystarczyło, aby trucizna dostała się do organizmu.

Tu trochę zmieniłam, teraz lepiej widać, że to było draśnięcie i że rana odnosi się do strzały.

 

Rozumiem, że do bycia Stróżem ludzie są wybierani przez ową Matkę, zapewne według jakiegoś kryterium. Alva tymczasem przeszła przez las, nieomal w nim ginąc, po czym po prostu pozwolono jej przyłączyć się do, jak piszesz, Rodu. Wydaje mi się to troszkę zbyt proste.

Trochę zmieniłam. Założyłam, że samo przejcie przez las (po to wymyśliłam Przeklętych) i odnalezienie skarbca stanowiły wystarczający sprawdzian. Gdybym opisywała próby, tekst by się rozrósł. Pod koniec opowiadania Alva dowiaduje się od Matki, że ludzie wcale nie są chętni, żeby szukać skarbca i zostać Stróżami.

 

Czyli w zasadzie nie wiemy, czemu Darek zobaczył Alvę i jak do tego doszło, bo zaraz znów była dla niego niewidoczna. Może warto rozwinąć ten wątek, lub całkiem go usunąć, zamienić na coś innego?

To zostało wytłumaczone w scenie, m.in. w przytoczonych słowach Matki: “Nie znamy wyroków Wszechświata, czasem dzieje się coś, czego nie sposób wyjaśnić rozumem”.

Alva nie jest wszechwiedząca. Ten wątek służy temu, żeby zaprezentować Alvę “w pracy”, pokazać potęgę Matki (jednym czarem przywraca porządek) i to, że idealny, nieśmiertelny świat Stróżów czasem przestaje działać.

 

Nie wiemy też, ile czasu minęło od dostrzeżenia przez Darka jego opiekunki, do czasu wypisu. Opis sugeruje, że niezbyt długo.

Zgoda, nie wiemy. Dla Alvy to nieistotna chwila. Cały czas widzimy świat jej oczami.

 

Darek ma świetnych kolegów, ledwie wyszedł ze szpitala, a już wiedzą, dzwonią, zapraszają na mecz. :P

Myśę, że w czasach smartfonów i SMS-ów to nie stanowi problemu. Darek był towarzyski, widać to np. w parku.

 

Może obawa, zamiast lęku? I następująca chwilę później?

Tu się zgodzę, lęk przyszedł chwilę później. “Uratowanego” też zmieniłam.

 

Jeśli bym jeszcze coś zmienił, to przedział czasowy. Tysiąc lat to naprawdę długo dla kogoś, kto nie jest nieśmiertelny ( i wiecznie młody?) od zawsze, a dostał taki dar. Mogłoby się to odbić na jej osobowości, tymczasem ona pozostała niezmienna. 

Alva żyła w bardzo ograniczony sposób przez te tysiąc lat. Myślę, że trochę zmieniła się od czasu opuszczenia wioski, dlatego np. cytowała zasady Stróżów i miała wyrzuty sumienia, że zostawiła Darka. Stała się bardziej odpowiedzialna. Jednocześnie, część jej osobowści i uczuć nie uległa przemianie.

 

Podoba mi się pomysł, że ostatecznie Alva zrozumiała, iż nie żyła własnym życiem. To naprawdę happy end, w dodatku lepszy, niż gdyby Nort zgodził się oddać medalion ze względu na nią.

Zgadzam się. :)

Interesujący pomysł na smoki stróże. Podobał mi się. Ciekawi mnie, jak one fizycznie mieściły się w blokach. ;-)

Tysiąc lat to chyba wystarczająco długo, żeby przestać być nastolatką. Ale kto wie…

Też mi się wydaje, że zostanie smokiem było za łatwe.

Zakończenie zaskakujące.

Babska logika rządzi!

Finklo, dziękuję za klika i komentarz.

Wygraliście z Adkiem_W, wprowadziłam próbę, żeby nie było za łatwo. ;)

IMO, prawdziwa przemiana bohaterki dokonała się dopiero na końcu, wcześniej były tylko niewielkie zmiany, wyuczone do “pracy”.

 

Wymyśliłam sobie las z pogranicza jawy i koszmaru. Kidy bohaterka uciekała, nie miała czasu przyglądać się Przeklętym. Całe opowiadanie zostało napisane z jej punktu widzenia, z uwzględnieniem jej wiedzy i świadomości, dlatego ta sprawa nie została wyjaśniona do końca.(..)

Nie można usunąć motywu Przeklętych, bo wyjątkowo niebezpieczny las to przeszkoda bardzo trudna do przejścia, a to pokazuje, o jaką wysoką stawkę toczyła się gra. Poza tym, zwykły las nie chroniłby właściwie smoczego skarbca, znacznie łatwiej by było go odnaleźć. Dalej motyw się nie pojawia, bo już spełnił swoją rolę.

Rozumiem Twój punkt widzenia i nie będę Ci niczego perswadował. Jest też we mnie trochę ciekawości, skąd Ci Przeklęci się tam wzięli i czy też strzegą lasu dla Matki. Zakładam, że tak, ale geneza ich powstania lekko mnie nurtuje. Stoi za tym jakaś większa historia? Nie, żeby to miało znaczący wpływ na moją opinię, to tylko ciekawość. :)

 

To zostało wytłumaczone w scenie, m.in. w przytoczonych słowach Matki: “Nie znamy wyroków Wszechświata, czasem dzieje się coś, czego nie sposób wyjaśnić rozumem”.

Alva nie jest wszechwiedząca. Ten wątek służy temu, żeby zaprezentować Alvę “w pracy”, pokazać potęgę Matki (jednym czarem przywraca porządek) i to, że idealny, nieśmiertelny świat Stróżów czasem przestaje działać.

W porządku, teraz łapię Twój zamysł. Nawet, jeśli zrobiłbym to inaczej, to rozumiem, co chciałaś przekazać.

 

Zgoda, nie wiemy. Dla Alvy to nieistotna chwila. Cały czas widzimy świat jej oczami.

Dla Alvy to nieistotna chwila, ale Alva żyje nieco ponad tysiąc lat i może sobie na to pozwolić. Czytelnik, nawet próbując wczuć się w jej punkt widzenia na świat, może mieć problem z wyłapaniem tego motywu. Dlatego dodałbym choćby parę słów w stylu:

Minęło kilka tygodni, choć Alva odczuła je, jakby to było parę chwil. Kiedy żyjesz odpowiednio długo, czas zaczyna płynąć inaczej.

To tylko przykład i drobna sugestia. Może nie wpasowuje się w Twoją stylizację, ale chciałem zobrazować, o co mi chodzi. 

 

A skoro mowa o kilku chwilach:

– Czas dłuży się tylko w twojej głowie, w rzeczywistości minęło zaledwie kilka chwil – powiedziała smoczyca i przymknęła lekko powieki.

– Dobrze, niech się stanie.

Zamknąłbym to w jednej linii dialogowej. Pewnie pozostałość po korekcie. :)

 

Alva żyła w bardzo ograniczony sposób przez te tysiąc lat. Myślę, że trochę zmieniła się od czasu opuszczenia wioski, dlatego np. cytowała zasady Stróżów i miała wyrzuty sumienia, że zostawiła Darka. Stała się bardziej odpowiedzialna. Jednocześnie, część jej osobowści i uczuć nie uległa przemianie.

Myślę, że w raz z przemianą w smoka musi następować jakaś wewnętrzna zmiana sposobu postrzegania świata. Robić przez milenium dokładnie to samo (nawet, jeśli obiekty objęte opieką się zmieniają) i nie zwariować od tego, to nie lada sztuka. :P I to już absolutnie nie jest czepialstwo, a luźna dywagacja. :) 

 

W zasadzie to tyle z mojej strony. Całość, jak pisałem wcześniej, ciekawa pod względem koncepcji. Pokrzepiający happy end. A skoro to praca konkursowa, to życzę powodzenia! :)

Ciekawe opowiadanie, czytając wracałam myślami do Twoich “Prawie smoków”, chociaż oczywiście oba teksty opowiadają o czym innym. Jakkolwiek i tu i tam pojawia się postać matki. Tak czy inaczej, te Twoje smoki i prawie smoki bardzo oryginalne. 

Podoba mi się również sama bohaterka – Alva. Zgrabnie pokazujesz jej emocje, dążenia i zachodzące w niej przemiany. Zakończenie – zdecydowanie na plus, zaskakujące i… takie realne (chociaż może to złe słowo, bądź, co bądź bardzo dobre i dające do myślenia.

Klikam bibliotekę i życzę powodzenia w konkursie.

Katiu, dziękuję za klika i komentarz. Masz rację, w “Prawie smoki” też była Matka, ale miała inne cechy. W “Smoczych skrzydłach” starałam się, żeby Matka była podobna do bóstwa.

Cieszę się, że uważasz pomysł za oryginalny i zgadzam się – zakończenie wypadło bardzo realnie…

Powiem tyle: pierdolić takiego faceta :D 

Opowiadanie mi się podobało, a zwłaszcza zakończenie. Brakowało mi jednego: wyjaśnienie, dlaczego tak dobrze jest być smokiem. Spędzenie wieczności na bycie czyimś kuratorem nie brzmi jak super kariera. A skoro łączyło się to z absolutnym brakiem posiadania własnego życia prywatnego to dobrze byłoby wiedzieć, czemy jednak warto było tym smokiem zostać.

Plus, tak jak reszta, zastanawiam się, jak te smoki mieściły się w przestrzeni miejskiej :)

Pozdrawiam

Danka

Brakowało mi jednego: wyjaśnienie, dlaczego tak dobrze jest być smokiem.

Wychodzi na to, że nie było warto. Dlatego Matka wybierała nowych kandydatów, tylko bardzo nieliczni, tacy jak Alva, mieli powód, żeby szukać skarbca. Myślę, że z wierzchu to bardzo ładnie wyglądało: bycie nieśmiertelnym itp., a okazywało się ciężką egzystencją.

Plus, tak jak reszta, zastanawiam się, jak te smoki mieściły się w przestrzeni miejskiej :)

Wyobrażałam sobie smoki jako mniej więcej wielkości konia, tylko Matka miała obszerniejsze wymiary. Smoki często zmieniały postać na ludzką, wtedy zajmowały mniej miejsca. Poza tym, należały do świata niematerialnego, coś podobnego do aniołów.

 

Hmm. Jeśli są niematerialne, to jak mogą powstrzymać człowieka przed wpadnięciem do wody?

Babska logika rządzi!

To bardzo trudne i złożone pytanie. Czy anioł lub duch mogą dotknąć człowieka? Podobno zdarzają się takie przypadki. Możliwe, że świat duchowy ma szersze znaczenie niż niematerialny. Nie jestem religioznawcą.

Dla potrzeb opowiadania najprościej przyjąć, że smoki mogą przechodzić do świata materialnego, jeśli sytuacja tego wymaga. Matka stawała się istotą materialną, kiedy wybierała nowych kandydatów. Alva też ją zobaczyła, gdy przyszła do skarbca.

Gdyby były cały czas materialne, ludzie potykaliby się o nie i ciasno by się zrobiło w blokowisku.

Podobało mi się! :-) Ciekawe są Twoje smoki. Pod marzenie pozostania smokiem można podłożyć inne pragnienia i dążenia. Mądre opowiadanie i realistyczne, chociaż fantastyczne. :-)

Czytało mi się bardzo dobrze. Właściwie brakuje mi tylko drogi przez Las Przeklętych do jaskini, choć rozumiem decyzję o utrzymaniu historii w tych ramach czasowych.

Piękna historia. Ja wyobraziłam sobie te smoki jako zupełnie niematerialne, nie zajmujące przestrzeni. xd

Skarżę czym prędzej. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć Ando;-)

jaka przyjemna i lekka lektura:-) 

Ciekawa historia. Wydaje mi się, że świetnie zrealizowałaś założenia konkursu. Rozumiem, że to właśnie z tego powodu Matka tak późno informuje dziewczynę o życzeniu. Bo trochę mi to zgrzyta. Alva zostaje ukarana, bo dopuściła się zaniedbania, co w konsekwencji doprowadziło do śmierci podopiecznego, a mimo to może wypowiedzieć życzenie.

Podoba mi się zakończenie i dojrzała decyzja bohaterki. Myślę, że Alva to bardzo fajna postać.

Czytało się płynnie. Fajny początek i pożegnanie z siostrą. 

Chociaż mnie osobiście przeraża wizja, że mogę wpaść pod autobus, gdy mój smok odleci na randkę:-)

polecam do biblioteki i pozdrawiam

Asylum, dziękuję za klika i komentarz. Zgadzam się, smoki można interpretować również symbolicznie. Zrezygnowałam ze sceny przeprawy przez las, tekst za bardzo by się rozrósł i wolałam skupić się na dążeniach Alvy.

 

Olciatko, miło Cię widzieć. Cieszę się, że opowiadanie Ci się podobało. Dzięki za klika.

Matka nie mogła powiedzieć Alvie od razu o życzeniu, bo to by było nagradzanie za złamanie warunku. Poza tym, jej zależy, żeby Alva nie rezygnowała z bycia smokiem, dlatego próbuje manipulować decyzją bohaterki. Z tego samego powodu trzymała w tajemnicy, że Alva może wypowiedzieć życzenie.

Cześć Ando,

 

Fajna historia, ciekawie wplatasz w nią smoki. Świat też bardzo interesujący, dobre urban fantasy. Tak jak Olciatka doceniam drogę bohaterki, bo realizm psychologiczny i dojrzałość nie są bez znaczenia w historiach z nutką wyobraźni. Nie do końca rozumiem rolę kruków, czy one są tylko symbolem czy też coś je tam wabi w tych konkretnych momentach?

Tak czy inaczej czytało się przyjemnie i płynnie, więc polecam do biblioteki.

Pozdrawiam

Cześć :)

Przyjemnie się czytało. Polubiłam Alvę i jej kibicowałam. Zakończenie fajne, dobrze, że Alva w końcu znalazła swoją drogę :) Jednocześnie moim zdaniem jest to wyjaśnione trochę zbyt łopatologicznie.

Trochę też mi zgrzytało to, że dziewczyna w ogóle się nie przejęła tym, że jej podopieczny zginął, dużo bardziej zajmowało ją rozdzielenie z chłopakiem. Można by to zrzucić na karb długowieczności, w końcu trochę śmierci już przeżyła, ale Alva w ogóle się nie zmieniła przez ten czas.

Nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy. Alva już prawie umierała, kiedy dotarła do Matki i uratowało ją założenie medalionu. Czy w takim razie nie powinna znów być ranna, kiedy przestaje być stróżem?

Ale poza tym bardzo przyjemnie się czytało. Najbardziej spodobała mi się postać Matki, jest chyba najciekawsza w opowiadaniu. Nie dość, że wiedziała o tajemnicy Alvy, a mimo to powiedziała jej o warunku już po fakcie, to potem manipulowała nią, żeby dziewczyna pozostała smokiem. 

Oidrin, cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało. Wrony są zwykłymi ptakami z blokowiska, ciekawskimi i przychodzącymi wszędzie, gdzie coś się dzieje. Przyjaźnią się ze smokami, czasem im pomagają.

 

Oluta, miło, że wpadłaś i fajnie, że polubiłaś Alvę. Kiedy Matka założyła jej medalion, uzdrowiła ją, dlatego później dziewczyna nie była już ranna.

Zgadza się, Alva bardziej przejęła się rozdzieleniem z Nortem niż śmiercią podopiecznego i trafnie zauważyłaś, że po pewnym czasie przyzwyczaiła się do odchodzenia osób, którym pomagała. W niektórych rzeczach bohaterka się zmieniła, w innych nadal postępowała egoistycznie. Musiała mieć jakąś rysę. ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

Niezły pomysł i niezłe wykonanie. Taka trochę smocza wersja jakby aniołów stróżów, choć ich rola jest trochę rozbieżna jak widzę. Stopniowo poznajemy motywy działania bohaterki, dla których poświęciła bardzo wiele.

Dziwi mnie trochę jej wizja związku i miłości, która pasuje raczej do nastolatki, a nie do kogoś, kto od ponad tysiąca lat chodzi – lub lata – po tym świecie. Ale zakończenie w pełni to rekompensuje, bohaterka uczy się czegoś bardzo ważnego i dokonuje kolejnego odważnego wyboru.

Niezłe, więcej takich opowiadań!

Pozdrawiam, polecam do biblioteki i powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Witam jurorkę!

 

Krar85, cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało. Dzięki za klika. Myślę, że bohaterka żyła iluzją co do swojego związku, może wynikało to nie tylko z jej naiwności, ale też z zachowania Norta jeszcze w wiosce.

Ładne, fajnie się czytało, dobrze napisane :) Pomysł też mi się podobał.

Trochę tylko nie rozumiem kryteriów wyboru przyszłych smoków. Ludzie matki wpadali do wioski, wybierali kogo chcieli, nie patrząc na to, czy delikwent jest zainteresowany, czy nie. Potem na dodatek przyjęli dziewczynę, której motywacja była nieco dyskusyjna. Tymczasem nie wszyscy nadają się do opieki nad innymi, także w zwyczajnej rzeczywistości. Nie wiem, czy dziewczyna wytrzymałaby tysiąc lat tekiej roboty, tym bardziej, że łatwo odpuściła.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, cieszę się, że opowiadanie dobrze się czytało. Masz rację, że nie każdy może być opiekunem. Po Twoim komentarzu doszłam do wniosku, że za mało pokazałam w tekście empatię Alvy i inne cechy Stróża. Dlatego zmieniłam jej reakcję na śmierć podopiecznego w scenie w skarbcu. W późniejszej scenie na balkonie dodałam informację, że Alva ma wyrzuty sumienia i nie myśli tylko o Norcie.

Myślę, że gdyby nie Nort, Alva nigdy nie zostałaby smokiem. Z drugiej strony, miała cechy powodujące, że Matka ją wybrała (dodałam zdanie na ten temat w ich rozmowie w przedostatniej scenie). Gdyby Alva była egoistką, nie poświęciłaby się dla Norta i nie wytrzymała tyle lat jako smok. Teraz chyba jest większa spójność w motywacji bohaterki.

Matka sama wybierała kandydatów, którzy jej zdaniem najlepiej nadawali się na Stróżów. Pomyślałam, że czytelnik sam wie, jakie cechy wiążą się z byciem opiekunem, dlatego nie opisałam tego, pokazałam tylko Alvę “w pracy”.

Przyjemna lektura. Pomysł ze smoczymi stróżami interesujący, a wplecenie w to wszystko tragicznej love story zdecydowanie na plus. Współczułem owładniętej uczuciem Alvie, ale zakończenie przynosi ulgę – żadnych półśrodków, a zdecydowanie odcięcie się od nieodwzajemnionej miłości. Prawdziwe szczęście jako porzucenie obsesyjnego afektu? Dobre.

 

Rzuciło mi się parę rzeczy:

Ściągnęli Darka w dół i ubrali w kaftan z długimi rękawami

,,W dół” raczej zbędne.

Smoczyca zrównała się z nim i przesunęła ręką przed twarzą podopiecznego. Upewniła się, że podopieczny przestał ją dostrzegać.

Wyciąłbym ,,podopieczny” w drugim zdaniu

zasugerowala mu we śnie przechadzkę…

Pozdrawiam!

Podobało mi się i naprawdę czytało się nieźle, ale tak sobie myślę, że – na mój czytelniczy rozum – dużo za dużo czasu minęło od powołania bohaterki do jej odkrycia, czego naprawdę chce. No bo tak – uważam za absolutnie prawdopodobne, że niemądra nastolatka porzuci na zawsze siostrę i dom oraz zaryzykuje życie, żeby pójść za chłopakiem, którego zabrali , a który nawet nie był jej chłopakiem, a jedynie obiektem jej westchnień i kumplem – o ile dobrze interpretuję ich relację. Nastolatkom takie numery mają się prawo zdarzyć, zwłaszcza że bohaterka nie ma pojęcia, czego się może spodziewać po odnalezieniu smoczego skarbu. 

Następnie bohaterka przyjmuje cenę smoczycy. Mija tysiąc lat. Ja wiem, że ona po to została tym smokiem, żeby go znaleźć, ale po tysiącu lat to nawet najbardziej zakochana romantyczka by się chyba odkochała? Zwłaszcza że przez cały ten czas żyła sama i jakoś sobie z tym radziła? No chyba że to przeze mnie przemawia cynizm związany z wiekiem, niewykluczone (XD). A mówiąc serio – bohaterka się nie zmienia, aż do ostatniej sceny. Zachowuje się w dokładnie ten sam naiwny, impulsywny, szczeniacki sposób, co wtedy, kiedy uciekła go szukać. I mam wrażenie, że jej decyzja o rezygnacji z daru jest równie impulsywna :) 

ANDO, nie uznaj proszę tych wątpliwości za krytykę twojego tekstu. Jak mówiłam, czytało mi się go bardzo przyjemnie, jest nastrojowy i literacko efektowny, absolutnie i na pewno biblioteczny. Zaintrygował mnie na tyle, żebym zaczęła rozkminiać podstawy zachowań bohaterki – mam nadzieję, że nie poczujesz się moimi rozważaniami urażona.

ninedin.home.blog

Adamie, dzięki za wskazówki, błędy już poprawione. Cieszę się, że lektura okazała się przyjemna.

 

Ninedin, nie czuję się urażona w żaden sposób. :) Miło, że przeczytałaś i skomentowałaś opowiadanie.

Z jednej strony – masz rację, Alva postępuje trochę niedojrzale. Z drugiej – ucieczka była najłatwiejszym sposobem, żeby zapomnieć o Norcie. Podobne zachowania kobiet zdarzają się w rzeczywistości. Myślę, że jeśli komuś bardzo zależy na drugiej osobie, jest skłonny do bardzo dużych poświęceń. Z czasem taką osobę coraz bardziej się idealizuje. Niektórzy się odkochują, inni – przeciwnie, przez tę idealizację nie mogą zacząć kolejnego związku.

Nie chciałam, żeby Alva wydawała się idealna, to zwykła młoda kobieta. Popełnia błędy. Zrezygnowała z bycia smokiem, bo wystarczało jej zwykłe życie. W ostatniej scenie to sobie uświadomiła, wtedy zaszła największa przemiana, wcześniej została przystosowana do wypełniania obowiązków smoka.

Cześć!

Tym razem będzie trochę krócej, bo i nie do końca jestem targetem.

Za najbardziej wartościowy element tekstu uważam pomysł na smoczych strażników. Smoki w fantastyce to temat nie tylko nie nowy, ale i, jak się zdaje, wyeksploatowany do granic możliwości, więc i każdą koncepcję na prezentację smoków, która potrafi zaciekawić, należy pochwalić. Więc chwalę. ;)

Pomysł więc, jak łatwo się domyślić, dość optymistycznie nastawił mnie do lektury. Sam styl opowiadania wydał mi się taki lekko bajkowy. Nie wiem, czy to przez same smoki, czy może wydźwięk całej historii. Nie twierdzę, że jest to bajka, albo, że to tekst skierowany do dzieci. Raczej o taką krztynę bajkowego klimatu, który poprzez tę historię o smoczych strażnikach się przewijał. Być może to poczucie pojawiło się w wyniku samego zamysłu na opowiadanie, gdzie te smoki mają w założeniu chronić ludzi. Nie wiem dlaczego, ale taki motyw wydał mi się lekko bajkowy. I nie piszę tego w kategorii błędu czy czepu, bo akurat uważam, że to do Twojego opowiadania pasuje.

Co zaś podobało mi się mniej, to kierunek, w którym poszedł ten tekst. Wolałbym raczej jakieś mocniejsze postawienie na wyeksponowanie nietypowości smoków. Może jakiś charakterystycznych możliwości, “specyfiki zawodu”, realiów. Słowem, pójścia za ciosem w tej kreacji fantastycznych smoków. Tymczasem tutaj w ślad za tą smoczą samotnością, która rzeczywiście jest jeszcze próbą wyeksponowania wspomnianej smoczej nietypowości, idzie jednak dość typowa opowieść o samotności, rozdarciu między trzymaniem się reguł, a własnymi pragnieniami i potrzebami. Ja nie napiszę, że ten kierunek jest zły. Bo cała historia wydaje się złożona solidnie i sprawnie. Wychodzimy od nietypowych, fantastycznych smoczych strażników, później dokładamy jakąś charakterystykę tego pomysłu w postaci wiecznej samotności i konsekwentnie trzymamy się tego kierunku. To jest składne, rozsądne i uzasadnione. Jednocześnie jednak, co tu dużo ukrywać, dość proste. I nie do końca będące czytelniczo moimi klimatami.

Warto też natomiast zauważyć, że jeśli na czymś opiera się moje marudzenie, to głównie na preferencjach czytelniczych, więc nie wyciągałbym z niego jakichś daleko idących wniosków. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Witaj, CM.

Fajnie, że podobał Ci się temat smoczych strażników i sposób złożenia historii.

Zgadza się, całość odrobinę baśniowa. Samotność – na pewno, dla mnie była to przede wszystkim historia o życiu w iluzji aż do dnia, gdy spadają różowe okulary. Dlatego nie napisałam, że to bajka, bo refleksja jednak dość smutna. Może na konkurs bizarro uda się napisać coś bardziej optymistycznego. :)

Pomysł ze smokami ciekawy. Ale to chyba jedyne co mi się podobało w tym opowiadaniu. 

Od samego początku wybijały mnie z immersji drobne, acz dotkliwe potknięcia.

Coś zbliżało się do wyjścia.

Dlaczego “coś”? Czy melodyjny głos posiada “coś” czy raczej “ktoś”?

Dlatego pomogę ci, zostaniesz jednym z nas, jeśli rzeczywiście jesteś na to gotowa.

Coś mi tu nie gra z osobami

Alva odetchnęła, że nie padły niewygodne pytania.

Tutaj też wypadało by coś dodać.

Tymczasem kroki we wnętrzu jaskini zbliżały się.

Czy kroki mogą się zbliżać?

Smok zwinął skrzydła, a po chwili

To miał rozwinięte? Po wyjściu z jaskini?

– Czas dłuży się tylko w twojej głowie, w rzeczywistości minęło zaledwie kilka chwil – powiedziała smoczyca i przymknęła lekko powieki.

– Dobrze, niech się stanie.”

A kto wypowiada drugą sentencję?

Alva stała przy wejściu, przytrzymywana przez hordę szarych smoków,

Ile smoków to jest “horda”? Bo w HM&M chyba setka.

 

A jak już zaczęło być płynniej, to tekst zrobił się niestety trochę przegadany. Nic się nie działo, akcja nie posuwała się do przodu. Wałkujesz ciągle temat przysięgi, powtarzasz że im nie wolno, nie powinni co niestety dość szybko mnie znużyło. Jeśli dołożymy do tego dość przewidywalne zakończenie, to niestety wychodzi opowiadanie, które niezbyt przypadło mi do gustu.

 

Edit: Ale większości się podobało, tak, że tego… #TeamCM – widocznie nie jestem targetem. wink

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

[Przeczytane]

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Fizyku, miło, że wpadłeś. Być może, nie jesteś targetem. Taki był pomysł na historię poprowadzoną akurat w tym kierunku. Podkreślam w tekście to, co najważniejsze dla bohaterki, bo cała historia toczy się z jej punktu widzenia, z jej emocjami i ograniczeniami.

Nie zgodzę się, że zakończenie przewidywalne, Alva miała do wyboru bardziej oczywiste opcje.

Coś zbliżało się do wyjścia.

Coś, w znaczeniu – coś dużego, dokładnie nie wiadomo, co, pewnie jakiś stwór.

Dwa kolejne przykłady IMO wydają się w porządku. Smok miał rozwinięte skrzydła na polanie.

Z krokami pomyślę, w przytoczonym dialogu była niepotrzebna nowa linia.

Zamiast hordy mogłabym napisać “banda”, “grupa”, ale jakoś nie brzmi.

 

Mytrix, witam jurora.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Sonato, trafna ilustracja. :)

 

Anet, miło Cię widzieć.

Hej, ANDO!

Na początek:

Dlatego pomogę ci, zostaniesz jednym z nas, jeśli rzeczywiście jesteś na to gotowa.

Właściwie chyba powinno być “jedną z nas”, skoro mówi do dziewczyny.

 

Te Słowa zabrzmiały jak najpiękniejsza obietnica.

Nie rozumiem, dlaczego “słowa” z wielkiej litery – zakładam, że to przypadek.

 

Nieznajoma wpatrywała się w Alvę oczami o dziwnych źrenicach; prawie całkiem przezroczystych, poznaczonych złotymi żyłkami.

Zasadniczo źrenica to po prostu swego rodzaju “dziura” – szczelina, przez którą światło dociera do oka. Stąd – choć obraz “przezroczystych źrenic” ma swój urok i nawet do mnie przemawia – nie do końca mnie to sformułowanie przekonuje.

 

To tyle z czepiania. Świetne opowiadanie, bardzo ciekawy pomysł i sprawnie zrealizowany. Bardzo dobry masz warsztat, czytało się płynnie i ogólnie przyjemnie. Zakończenie w zasadzie do przewidzenia, niemniej wyszło ładnie i zgrabnie dopięło całość. Podobało mi się :)

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Witaj, NaNo. Cieszę się, że tak dobrze oceniłaś to opowiadanie i spodobała Ci się historia o smokach-stróżach. Błędy już poprawiłam. Zajrzę do Twojego tekstu, obiecuję. :)

No to trzymam za słowo :D

Spodziewaj się niespodziewanego

Witaj.

Ja jestem po prostu oniemiała z zachwytu. URZECZONA! 

BRAWA! Świetna historia! 

Miłość i rozterki dziewczyny, jej poświecenie, jej wiara. Genialna sprawa. :)))

Męczyło mnie, czemu ona chciała za wszelką cenę do lasu, dopóki nie przeczytałam, że on poszedł tam niestety pierwszy. 

Gratuluję Ci wielkiej wrażliwości. Takie opowiadania uwielbiam. heart

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Bruce, bardzo się cieszę, że opowiadanie tak Ci się spodobało. Bohaterka musiała iść do lasu, nie mogła inaczej…

Miłość i rozterki dziewczyny, jej poświecenie, jej wiara.

Dokładnie o to chodziło. :)

ANDO, to prawda. :)

Poruszony temat tego, jak bardzo można poświęcić się z miłości do ukochanej osoby, gdzie jest ostateczny stopień i granica takiego poświęcenia oraz – czemu tak często, zaślepieni bezgraniczną miłością, nie dostrzegamy oczywistej oczywistości, wyraźnie zauważanej przez innych, przywiodły mnie do słynnego mitu o Eurydyce i Orfeuszu. :) 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Trzytomowa powieść YA na piętnastu stronach maszynopisu

 

Policzyłam. Niecałe piętnaście stron. Jakbyś próbowała wcisnąć żyrafę do skrzynki, naprawdę. To zdecydowanie jest jeden z tych tekstów konkursowych, które ucierpiały przez limit: został skondensowany do granic możliwości, a może nawet je przekroczył.

 

Zawróćmy do języka: sporo tu literówek, jest i trochę błędów interpunkcyjnych, uciekł jeden podmiot. Trafiają się anglicyzmy, w tym consecutio temporum i „masywny”, jest też trochę za dużo „się”. Podstawowym problemem jest objaśnianie zamiast pokazywania: kiedy smok mówi, że Alva „udowodniła (?) wyjątkową odwagę” możemy mu wierzyć, albo i nie, gdybyśmy to zobaczyli, nie musielibyśmy wierzyć. Bo widzieliśmy ją tylko na początku i na końcu drogi, a pośrodku? Na środek mamy tylko jej i Matki słowo. Za to całkiem niepotrzebnie wyjaśniasz, że bohaterka jest przejęta albo zrozpaczona, kiedy to widać z dialogu. Dialogi, swoją drogą, są mało naturalne, upakowane informacją podaną wprost, a nie pokazują charakterów postaci.

 

Błędy w doborze słów: źrenica to ta dziurka w tęczówce, nie tęczówka! Ród i bractwo to zupełnie różne rzeczy – nie można kogoś przyjąć do rodu (chyba, że przez adopcję); nie tęskni się za tym, co się ma (w przypadku Norta – lataniem itd.)

 

Tajemnica Alvy – kładziesz na nią od początku duży nacisk, a potem okazuje się, że po prostu jest zakochana. Tyle, że pokazujesz to tak, jakby popełniła jakąś straszną zbrodnię. Cały problem tej historii wydaje mi się naciągany, wysilony, sztuczny – Stróże są z łapanki, ale można się zgłosić na ochotnika? To nie lepszy ochotnik? Nie pracowałby lepiej, gdyby sam się, z pełną świadomością, zgłosił? I czemu zabraniać im kontaktów, przecież mogliby się uczyć jeden od drugiego, pomagać sobie nawzajem, i to by było pożyteczne. Dlaczego właściwie ludzie są tacy nieporadni, że bez smoka nie potrafią przeżyć?

W zakończeniu Alva zostaje rzucona w świat, w którym nigdy dotąd nie musiała sobie radzić, ale nie ma problemu z mieszkaniem chociażby? I skoro Matka zbadała jej duszę, jak przeoczyła głębokie zakochanie? Amantes – amentes, ale Alva zachowuje się wyjątkowo nierozsądnie, szukając kontaktu, chociaż już została ukarana. Skoro Nort jej nie kocha, czemu jej uległ? Z samotności? Nie wierzę w ten świat, niestety. Morał jest dobry i ważny, tylko słabo oparty w tekście.

 

Nie mogę zaliczyć schematu – Alva w pewnym sensie odzyskuje coś, co straciła (życie śmiertelniczki, bo miłości Norta przecież nie odzyskuje), ale nie dzięki temu, co zrobiła wcześniej (dzięki temu, co zrobiła wcześniej, czyli – jak mniemam – tej wędrówce przez las, właśnie straciła dawne życie), tylko dzięki decyzji, którą podejmuje teraz.

 

Za elementy dodatkowe zyskujesz maksimum – 15 punktów, bo wszystkie: smok (ze skarbcem), magiczny wisiorek i wrony są integralnymi częściami tej historii.

 

Plik z wyborem mojego czepialstwa prześlę Ci chętnie na dowolny adres.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, dziękuję za wnikliwy komentarz. Widzę, że mam kilka rzeczy do przemyślenia. Chętnie zobaczę cały plik – wyślę adres maila na Twoją pocztę.

Trzytomowa powieść YA na piętnastu stronach maszynopisu

 

Policzyłam. Niecałe piętnaście stron. Jakbyś próbowała wcisnąć żyrafę do skrzynki, naprawdę.

Fakt, rozbudowana historia. Dlatego pokazałam tylko wybrane sceny, reszta się nie zmieściła. Często mi się zdarza problem ze skrzynką i żyrafą ;), może dlatego, że zaczynałam od powieści.

Ze schematem kombinowałam w ten sposób, że Alva najpierw traci wszystko (Nort odchodzi). Jest zakochana, wali jej się świat. Próbuje dostać się do Stróżów, ale zostaje śmiertelnie ranna po drodze. Wydaje się, że nie ma nadziei, żeby mogła spotkać się z Nortem, ale pomaga jej Matka, uleczając i przyjmując do Stróżów. Na koniec Alva wszystko odzyskuje, bo spadają jej z oczu różowe okulary, to początek uwalniania się od toksycznej miłości. Dziewczyna może wypowiedzieć swoje życzenie dzięki temu, że wcześniej sama zgłosiła się do Matki, nie została wybrana. Wiem, nakomplikowałam.

Do Stróżów są wybierane osoby, które najlepiej się nadawają. Zgłoszenie się na ochotnika też teoretycznie jst możliwe, w praktyce rzadko osiągane, z powodu długiej i niebezpiecznej drogi. Poza tym, Matka nie każdego przyjmuje.

Dlaczego Nort ulega Alvie? Zabrakło miejsca na rozbudowanie tej postaci. Założyłam, że pozostał w nim jakiś sentyment do dawnej przyjaciółki, może nawet uczucie, ale nie na tyle duże, żeby zrezygnować z bycia Stróżem.

Często mi się zdarza problem ze skrzynką i żyrafą ;), może dlatego, że zaczynałam od powieści.

Możliwe. Ja mam raczej odwrotnie, więc naprawdę nie wiem.

Dziewczyna może wypowiedzieć swoje życzenie dzięki temu, że wcześniej sama zgłosiła się do Matki, nie została wybrana

Hmm. Przyznaję, że owszem. Ale też – mogłaby (w teraźniejszości) wybrać inaczej.

Zabrakło miejsca na rozbudowanie tej postaci.

Ano, żyrafa w skrzynce…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję. :)

Piękne opowiadanie o smokach. Ale to, co na co najbardziej zwróciłam uwagę, to miłość, którą kipiała główna bohaterka. Miłość, która jest zdolna przetrwać tysiące lat. I dla której jest w stanie poświęcić się całe życie, nawet nieskończenie długie. Tylko końcówka mnie nieco rozczarowała. Dlaczego mężczyznę, którego tak kochała i dla którego zrobiła tak wiele – porzuciła rodzinę, całe życie, przedzierała się przez las, żyła tysiąc lat w samotności – nagle, bez wyraźnego powodu, sobie odpuściła? Brakło mi jakichś szerszych przemyśleń bohaterki na ten temat. Czyżby nagle, po tysiącu lat, przestała zachowywać się jak nastolatka? W jednej chwili to, że ich rozdzielili, to dla niej wielkie cierpienie, a chwilę później mam rozumieć, że to, że jest rozdzielona z miłością, to dla niej wielkie szczęście? (Bo przecież miała odzyskać wszystko z nawiązką.) Może poczuła się wolna od miłości do faceta, który nie był jej wart i raczej nie żywił do niej tych samych uczuć (tak wywnioskowałam z jego zachowania), może wreszcie w jej życiu będzie wolność i spokój. Ale to będzie ciężkie i latami będzie się leczyć z miłości, latami będzie dochodzić do szczęścia. Jeśli w ogóle się uda. 

Bardzo ładne zastosowanie elementów dodatkowo punktowanych, u mnie masz za to 15/15. 

Styl ładny, znalazłam jakąś zagubioną kropkę: 

– Kiedyś mieszkaliśmy w tej samej wiosce, byłeś moim słońcem i księżycem(-.) – mówiła, patrząc Nortowi w oczy. 

Sonato, dziękuję za miłe słowa. Pytałaś, dlaczego bohatrka zrezygnowała z faceta:

Może poczuła się wolna od miłości do faceta, który nie był jej wart i raczej nie żywił do niej tych samych uczuć (tak wywnioskowałam z jego zachowania), może wreszcie w jej życiu będzie wolność i spokój. Ale to będzie ciężkie i latami będzie się leczyć z miłości, latami będzie dochodzić do szczęścia. Jeśli w ogóle się uda. 

Dokładnie tak. Nie mogła go mieć, bo jej nie chciał – wolał być smokiem. Kiedy bohaterka to sobie uświadomiła, przeżyła ciężkie chwile, ale też uwolniła się, przestała czekać na wzajemność. Podobno uleczanie z nieszczęśliwej miłości zaczyna się, kiedy sobie uświadomimy, że ten ktoś już nie wróci, że to koniec. Alvie na pewno było ciężko, ale zyskała szansę na szczęśliwsze życie w przyszłości.

Jeszcze nie podziękowałam Wam za ciekawy, inspirujący konkurs, robię to teraz. :)

Ładne. Budujące wiarę w miłość gotową do poświęceń. Polecam nie tylko kobietom i smokom

Witaj, Ando!

 

Poniżej moje jurorskie notatki:

 

Smocze skrzydła (28127 znaków)

 

Fajny pomysł na zmiennokształtne smoki pełniące funkcję strażników, choć mam wrażenie, że to nie musiały być smoki. Bohaterowie nie do końca mnie przekonali. Bohaterka nieco naiwna. Zaskakująca końcówka. To nie jest złe opowiadanie, ale chyba do mnie nie trafiło.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytrix, dzięki za komentarz.

Nowa Fantastyka