Od Lasu Przeklętych dzielił ją tylko wąski strumyk. Kiedy Alva spojrzała na wielkie, skąpane w ciemności choiny, dreszcz przeszedł jej po plecach. W zaroślach coś zdawało się szeptać i chichotać, gdzieś w głębi trzasnęła gałązka. Dziewczyna mocnej ścisnęła długi kij trzymany w ręce.
"Muszę tam wejść, to jedyna droga" – pomyślała. "Muszę!"
Popatrzyła na niebo, półmrok powoli ustępował światłu zwiastującemu poranek.
"Świt tuż, tuż, złe traci moc. Czas ruszać" – zdecydowała.
Nagle usłyszała kroki za plecami. Odwróciła się błyskawicznie, gotowa na najgorsze.
– Sana! – Uśmiechnęła się na widok rozczochranej młodszej siostry, ubranej tylko w koszulę nocną. – Ale mnie przestraszyłaś!
Sana złapała ją za rękaw kaftana.
– Nie wchodź do lasu! – zawołała z przejęciem. – Tam czyhają Przeklęci. I smoki!
– Ciii – szepnęła Alva. Rozejrzała się, na szczęście od strony chałup nikt więcej nie nadchodził. Wioska wyglądała na pogrążoną w głębokim śnie. – Muszę iść, chcę zostać Stróżem.
– Oni cię nie wybrali – zauważyła Sana.
– Dlatego sama do nich pójdę, podobno wystarczy odnaleźć skarbiec.
– To bardzo długa i niebezpieczna droga. W Lesie Przeklętych czeka zguba. – Na twarzy siostry malowało się przerażenie.
– Muszę, przecież wiesz, znasz moją tajemnicę. To jedyna szansa – szepnęła Alva.
– Zostań, proszę…
W oddali rozległo się pianie koguta. Alva przytuliła siostrę do piersi, mówiąc:
– Nie potrafię już żyć w wiosce. Czas na mnie, a ty wracaj do domu i powiedz rodzicom, żeby się nie martwili. No, idź, bo się zaziębisz.
Patrzyła, jak Sana powoli wraca ścieżką w stronę chałup. W zagrodach rozlegały się już pierwsze nawoływania gospodarzy. Alva westchnęła, po czym rozpędziła się i jednym susem pokonała strumień. Ostatni raz spojrzała na wioskę, zanim zagłębiła się w las.
***
Ból rozlewał się falą po jej ciele, nie dając ani chwili wytchnienia. Alva resztką sił wydostała się z lasu na polanę pokrytą dywanem niskiej, gęstej trawy. Przed sobą zobaczyła ogromną grotę, z wnętrza połyskiwały hałdy złota i drogich kamieni.
"To tutaj! Znalazłam skarbiec! Wreszcie!" – pomyślała z przejęciem.
Nowa porcja bólu wstrząsnęła jej ciałem, a w głowie zawirowało. Jęknęła, upadając na kolana. Podwinęła zakrwawiony rękaw koszuli, rana na przedramieniu wydawała się zaledwie draśnięciem, ale ciało wokół niej napuchło, na skórze pojawiły się sine pręgi.
Alva pamiętała wyczerpującą wędrówkę przez las, która zdawała się nie mieć końca i szaloną ucieczkę przed Przeklętymi, nie wiadomo: ludźmi czy upiorami; ich wrzaski, świst strzał.
"Musiały być zatrute" – pomyślała z przerażeniem, patrząc na ranę. "A co, jeśli…"
– Zgadza się, umierasz – potwierdził melodyjny głos.
Rozejrzała się, ale nikogo nie dostrzegła. Usłyszała ruch we wnętrzu jaskini, pobrzękiwanie monet pod naporem ciężkich kroków. Rozległ się pomruk, groźny niczym budzący się wulkan. Coś zbliżało się do wyjścia.
Dziewczyna zacisnęła zęby i starała się opanować panikę. Oddychała szybko, płytko, niczym strwożone zwierzę, czekające na atak drapieżnika.
Przecież doskonale wiedziała, co oznacza ten hałas. Przecież właśnie po to szukała skarbca.
Czuła, że jad ze strzały rozchodzi się po jej ciele, paraliżując nogi i ręce. Nie miała siły podnieść się z trawy.
"Wszystko przepadło, o krok od celu!" – pomyślała z rozpaczą.
– Przyszłaś tu, żeby stać się Stróżem? – Znów ten melodyjny głos.
– Oddałabym wszystko… – szepnęła. – Ale już za późno. – Z trudem poruszyła drętwiejącą ręką.
– Przeciwnie, ciągle mamy czas. Poświęciłaś tak wiele, udowodniłaś wyjątkową odwagę. Poza tym, skarbiec odnajdują tylko nieliczni. Dlatego pomogę ci, zostaniesz jedną z nas, jeśli rzeczywiście jesteś na to gotowa.
Te słowa zabrzmiały jak najpiękniejsza obietnica. Alva odetchnęła, że nie padły niewygodne pytania.
Tymczasem kroki we wnętrzu jaskini zbliżały się. Dziewczyna krzyknęła ze strachu, gdy w wejściu pojawił się ogromny łeb białego smoka. Z rozwartej paszczy sterczały ostre zębiska. Wkrótce pokazała się reszta cielska, otoczona masywnym pancerzem z bladych łusek. Poczwara stanęła naprzeciw Alvy, która zmusiła się, żeby spojrzeć w oczy bestii i powiedziała:
– Chcę zostać Stróżem.
– Oto chwila próby, wejrzę w twoją duszę, żeby sprawdzić, czy jesteś wystarczająco silna i cierpliwa. Nie wolno ci odwrócić wzroku.
Smok zwinął skrzydła, a po chwili stał się siwowłosą, szczupłą kobietą w białej szacie. Nieznajoma wpatrywała się w Alvę oczami o dziwnych tęczówkach; prawie całkiem przezroczystych, poznaczonych złotymi żyłkami. Wydawała się w nich mieścić nieskończona mądrość.
Dziewczyna z trudem wytrzymywała przenikliwe spojrzenie, czuła irytujące mrowienie w głowie i nieodpartą chęć, by natychmiast uciec z polany, zanim ta dziwna istota pozna jej tajemnicę. Próba zdawała się nie mieć końca.
– Czas dłuży się tylko w twojej głowie, w rzeczywistości minęło zaledwie kilka chwil – powiedziała smoczyca i przymknęła lekko powieki. – Dobrze, niech się stanie.
Zawiesiła Alvie na szyi wisiorek w kształcie smoczego kła. Kiedy cienki, zimny łańcuch dotknął szyi dziewczyny, poczuła, że zniknął cały ból, a ręce i nogi przestały drętwieć. Niezwykła moc błyskawicznie wypełniała każdy fragment jej ciała, jakby urodziła się na nowo. Bez trudu wstała z ziemi.
– Od tej chwili jesteś Stróżem – powiedziała kobieta. – Pozostaniesz nim, dopóki tkwi w tobie siła smoczego medalionu. Po szkoleniu przydzielimy ci ludzką istotę do prowadzenia. Dostałaś wielką moc i nieśmiertelność. Oczekuję, że będziesz godnie reprezentowała nasz ród! – Ostatnie słowa wypowiedziała surowym tonem.
– Nie zawiodę, pani – odparła Alva, chyląc głowę.
– Matko, tak się do mnie zwracaj. I pamiętaj, nigdy nie wolno ci złamać jednego, najważniejszego warunku…
Słowa kobiety zmrozily Alvę do szpiku kości.
***
Tysiąc lat później
– To smok opiekuńczy! Patrzcie! Mój smok stróż! – wrzasnął tyczkowaty brodacz w rozciągniętym dresie, pokazując paluchem ławkę pod rozłożystym dębem.
Zaległa cisza. Grupka ludzi siedzących w kręgu, na plastikowych krzesłach rozstawionych wprost na trawniku, wpatrywała się w miejsce, które wskazał.
– Ściemniasz, tam nic nie ma. – Wzruszył ramionami pulchny chłopak z tlenioną grzywką.
– Jeśli stróż, to na pewno anioł – odparła pouczającym tonem staruszka.
– A właśnie, że smok! Zielony! Udowodnię wam! – Mężczyzna błyskawicznie poderwał się z krzesła, wywracając je na ziemię.
– Niech pan siada, panie Darku. Sesja trwa – odezwała się młoda kobieta w białym kitlu.
Brodacz nie słuchał, pognał w stronę dębu. Zręcznie niczym wiewiórka zaczął się wspinać coraz wyżej. Dotarł do połowy drzewa i spojrzał z triumfem w dół, nie przejmując się gałęzią trzeszczącą pod stopami.
– Skoczę, a mój osobisty smok stróż mnie złapie! – zawołał, przechylając się niebezpiecznie.
Błysnęły żółte ślepia, które śledziły każdy ruch mężczyzny. Alva zeszła z ławki na trawnik i rozwinęła wielkie, skórzaste skrzydła. Potężne łapy z ostrymi pazurami bezgłośnie oderwały się od ziemi. Smoczyca wzbiła się w powietrze i błyskawicznie znalazła się przy Darku. Zastanawiała się, jak to możliwe, że ten człowiek nagle ją zobaczył.
"Nie znamy wyroków Wszechświata, czasem dzieje się coś, czego nie sposób wyjaśnić rozumem" – przypomniała sobie słowa Matki.
– Nie rób tego, cofnij się – mruczała do ucha mężczyzny, jednocześnie blokując go skrzydłem przed skokiem.
"On już w życiu nie uwierzy w wewnętrzny głos" – przemknęło jej przez myśl.
Patrzył na nią jak zahipnotyzowany.
– Wiedziałem, że mnie chronisz. Zupełnie, jak w moim śnie – szepnął.
Ta chwila wystarczyła, by sanitariusze przystawili drabinę do drzewa. Ściągnęli Darka i ubrali w kaftan z długimi rękawami zawiązywanymi na plecach. Nie szarpał się, posłusznie spełniał polecenia. Wciąż patrzył na Alvę, która unosiła się obok dębu, przyglądając się czujnie mężczyznom.
– Spokojnie, jesteś bezpieczny – powiedziała do podopiecznego.
Skinął głową, uśmiechając się z błogą miną. Nie prostestował, gdy sanitariusze poprowadzili go w stronę budynku.
Smoczyca wylądowała z gracją na ziemi. Zwinęła skrzydła, zmieniając się w młodą kobietę o jasnej cerze i włosach koloru pszenicy. Rozejrzała się i odetchnęła; wyglądało na to, że żaden człowiek oprócz Darka nie potrafił jej zobaczyć. Dyskretnie spojrzała w stronę innych smoków, pilnujących swoich podopiecznych. Udawały, że jej nie widzą.
"Znowu nic. Jak zwykle, od tysiąca lat" – pomyślała z żalem.
Powoli ruszyła szeroką ścieżką za Darkiem i sanitariuszami.
***
Smoki żyjące w blokowisku podążały milcząco za podopiecznymi. Ubrane w różnokolorowe, lniane spodnie i bluzy, na tle szarych, wysokich budynków wyglądały jak barwne motyle. Tylko nieliczne smoki unosiły się nad ziemią, młócąc powietrze wielkimi, skórzastymi skrzydłami w absolutnej ciszy.
Alva, w ludzkiej postaci, bezgłośnie stawiała kroki na chodniku z kostki brukowej, mimo masywnych butów na nogach. Przed nią kroczył Darek, dumnie dzierżąc w ręku wypis ze szpitala psychiatrycznego. Smoczyca zrównała się z nim i przesunęła ręką przed twarzą podopiecznego. Upewniła się, że przestał ją dostrzegać.
"Na szczęście czar Matki wreszcie zadziałał" – odetchnęła. "Śmiertelnicy nie powinni widzieć smoków, to prowadzi do szaleństwa".
Zadzwoniła komórka Darka. Mężczyzna przystanął i zaczął rozmowę, wynikało z niej, że wieczorem zamierza obejrzeć mecz z kolegami.
"Wraca do formy" – ucieszyła się Alva.
Patrzyła na ludzi idących po chodniku wzdłuż wysokiego bloku, usianego rzędami okien. Spieszyli się do swoich spraw, nie mając pojęcia, że smoki opiekuńcze podążają za nimi jak cienie.
Inni Stróże nie interesowali się Alvą, nie odezwali się do niej nawet słowem.
"Każdy smok musi skupić się na własnym podopiecznym, tak było zawsze, tak będzie po kres Wszechświata” – powtórzyła w myślach słowa Matki, dyskretnie przyglądając się mijanym Stróżom.
Znów ogarnęła ją tęsknota za czymś, co tkwiło w niej głęboko, niczym zadra z poprzedniego życia. Wciąż szukała.
Nie mogła się doczekać, kiedy nadejdzie wieczór, podopieczny pójdzie spać, a ona będzie mogła wzlecieć w niebo w smoczej postaci. Tego dnia przestrzeń nad dachami bloków wyglądała wyjątkowo zachęcająco: pachniała wolnością i nadzieją.
Nagle zobaczyła znajomą postać. Rozpoznała ją od razu, chociaż minęły wieki. Nie miała wątpiwości, pamiętała te rysy twarzy, ciemne włosy, wyprostowaną sylwetkę. Ogarnęła ją radość tak wielka, że miała ochotę śmiać się głośno, krzyczeć i tańczyć. Chwilę później poczuła paraliżujący lęk.
"Co teraz będzie?" – pomyślała.
On tam stał, zwrócony bokiem, wpatrzony w podopiecznego – chudego staruszka z laską, który siedział na ławce przy skwerku i karmił chmarę ciekawskich wron.
Alva usiłowała ukryć błysk w oczach, powstrzymała się, żeby nie podbiec do niego od razu. Przecież inny smok mógł zobaczyć, odkryć jej tajemnicę. Tęskniła do tego dnia, a jednocześnie drżała na myśl, że kiedyś nadejdzie.
"Pamiętaj, nigdy nie wolno ci złamać jednego, najważniejszego warunku: smok zawsze musi być sam. Nie wolno interesować się innymi Stróżami." – Doskonale pamiętała słowa Matki. "Tylko popatrzę…" – pomyślała, zerkając na ciemnowłosego smoka.
On też ją zauważył, uśmiechnął się lekko, po czym wrócił do obserwowania staruszka.
Serce Alvy zabiło mocniej.
"Czy Nort pamięta?" – zastanawiała się, wciąż patrząc w jego stronę.
On też zerkał. Iskierki słonecznego blasku, tańczące w oczach smoka, mąciły jej spokój, przynosiły ciepło rozgrzewające do białości zwykły, chłodny poranek.
"Każdy z nas pozostanie samotny na zawsze, by lepiej wykonywać misję prowadzenia powierzonej mu istoty ludzkiej" – cytowała w myślach formułki, próbując zagłuszyć to, co budziło się na dnie duszy.
"Żadnych bliskich kontaktów z drugim smokiem. Za coś takiego wyrzucają z rodu” – przypominał rozsądek słabym głosem.
Nort wciąż patrzył… Przykuwając wzrokiem pełnym obietnicy, przywiązując niewidzialnymi nitkami złotego żaru. Alva doskonale pamiętała, gdzie i kiedy skrzyżowały się ich losy w poprzednim życiu. Chłonęła tę więź, prawie namacalną, która przyzywała, pętała, szumiała w głowie niczym wino.
"Nie wolno!" – Resztką woli odwróciła wzrok. Pobiegła za Darkiem, który już skręcał za blokiem. Jej policzki płonęły, serce waliło jak oszalałe.
"Misją smoka jest nadzorowanie powierzonej osoby ludzkiej. Musi skupić się na tym, zażywając tylko niezbędnego odpoczynku, gdy podopieczny śpi" – powtarzała gorączkowo w myślach. "Smok powinien skupić się na rozwijaniu czystych intencji, odsuwając od siebie te, które spychają w dół jego wspaniałą naturę, dlatego… Rany! Wreszcie znalazłam Norta!" – ucieszyła się, lecz zaraz posmutniała.
"Pewnie nigdy więcej go nie zobaczę" – pomyślała, wlokąc się za podopiecznym, który znów rozmawiał przez komórkę.
***
Darek wciąż chrapał, mimo późnego poranka. Alva wiedziała, że mężczyzna pośpi jeszcze długo po wczorajszej imprezie. Spojrzała na niego przez okno, po czym wzbiła się w górę. Usiadła na dachu wieżowca w towarzystwie wron.
– Znalazłyście tego staruszka z laską, o którym wam mówiłam? – zapytała ptaki.
– Pewnie – odezwał się herszt wron z białą plamą na skrzydle. – Mieszka w ostatnim bloku po lewej stronie, na pierwszym piętrze. Niedawno się wprowadził.
"To dlatego wcześniej nie spotkałam Norta. Smoki często korzystają z pomocy wron, kiedy chcą odnaleźć ludzi ważnych z jakiegoś powodu". – Alva usprawiedliwiała się w myślach. "Nic nadzwyczajnego".
Rozkoszowała się pierwszymi promieniami słońca, które gładziły łuski. To ją zawsze uspokojało w przeszłości, lecz tym razem nie zadziałało. Jej myśli wciąż zaprzątał ciemnowłosy smok.
"Tysiąc lat, aż wreszcie się spotkaliśmy. Ale co dalej?" – zastanawiała się.
– Ten staruszek codziennie rano robi zakupy, a po południu spaceruje po parku – powiedział przywódca wron. – Pomyślałem, że chcesz wiedzieć – dodał, widząc jej zdziwioną minę.
Ptaki z głośnym krakaniem wzbiły się w niebo.
Alva przeniosła się na dach bloku stojącego obok budynku, który wskazał herszt wron.
"Tylko popatrzę, Nort nawet się nie dowie" – obiecała sobie.
Zastygła w bezruchu, ćwicząc smoczą cierpliwość, jednak tym razem czas zdawał się ślimaczyć bez końca.
Właśnie chciała wracać do Darka, kiedy drzwi klatki schodowej skrzypnęły. Najpierw na podwórko powoli wyszedł staruszek z laską, a za nim kroczył ciemnowłosy smok.
Alva patrzyła na nich z ukrycia. Nort szedł wyprostowany, raźno stawiał kroki w znajomy sposób. Smoczyca znała na pamięć jego uśmiech i sposób odgarniania ciemnej grzywy z czoła. Pojawiło się wspomnienie, które aż bolało.
"Gdyby nie warunek Matki…" – westchnęła.
Dawne dni powracały niczym uparte muchy. Coś w głębi, pod smoczym pancerzem, pulsowało coraz mocniej.
"Czy szukałabym skarbca, gdybym wiedziała o tym warunku? Pewnie tak. Przynajmniej zobaczyłam Norta, ale to żałośnie mało!"
Chciała zerwać się, biec do niego, dotknąć, powiedzieć… Ciągle tkwiła nieruchomo w tym samym miejscu.
"Każdy smok musi zostać sam. Nigdy, nikt, nawet na chwilę" – powtarzała w myślach.
Nort, w ślad za staruszkiem, zniknął za blokiem.
***
Alva szła za Darkiem przez park, chociaż zimne popołudnie nie zachęcało do spacerów, zasugerowała mu we śnie przechadzkę. Minęło kilka pustych dni, odkąd widziała Norta ostatni raz.
Patrzyła jak Darek podchodzi nad brzeg stawu. Karmił kaczki, wychylając się za bardzo. Wiedziała, że woda jest głęboka, a jej podopieczny nie umiał pływać.
"A później są wypadki i wyrzuty, że smok nie zdążył" – pomyślała.
Stanęła na brzegu w taki sposób, żeby chronić Darka przed utonięciem, ale on nagle stracił zainteresowanie kaczkami.
– Ernest! – zawołał do wąsatego mężczyzny, po czym pobiegł w jego stronę.
Alva dostrzegła w toni stawu odbicie Norta w ludzkiej postaci. Drgnęła, zakołysała się, niemal wpadając do wody. Smok nie pozwolił na to, przytrzymał ją za ramię. Niespodziewany dotyk zelektryzował ciało Alvy. Rozsądek krzyczał, że powinna natychmiast się odsunąć, ale ciągle stała w tym samym miejscu jak sparaliżowana.
Nort uśmiechnął się, popatrzył na nią w milczeniu, po czym odwrócił się i zaczął iść w stronę staruszka, który przysiadł na ławce.
Alva wiedziała, że nie wolno jej zawołać smoka. On musiał odejść. Czekała bez słowa, chociaż czuła, że dusza rozrywa się w niej na kawałki.
– Nort, poczekaj! – Nie wytrzymała.
Kiedy odwrócił się, podeszła do niego. Stali tak, patrząc na siebie. Alva wiedziała, że jeszcze chwila i nie zdoła tego już cofąć. Wspomnienie dawnych dni powrócio, oplatając ją ciasnym szalem.
– Pamiętasz? – zapytała. – Kończyło się lato, schowaliśmy się w zbożu ciężkim od dojrzałych kłosów. Ty i ja.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Zmarszczył czoło, jakby coś sobie przypominał.
– Nie zawsze byłeś smokiem – powiedziała.
– Tak, wiem – mruknął, rozglądając się dookoła.
Alva nie dostrzegła w pobliżu żadnego Stróża. Jej podopieczny odszedł z kolegą na sąsiednią alejkę.
– Kiedyś mieszkaliśmy w tej samej wiosce, byłeś moim słońcem i księżycem. – mówiła, patrząc Nortowi w oczy. – Pamiętasz?
– Czekaj… Chyba kiedyś byliśmy blisko.
– Długo czekałam, aż mnie zauważysz, byłeś najprzystojniejszym chłopcem w okolicy. Aż pewnego dnia wybrałeś mnie. Właśnie wtedy. Obiecałeś, że będziemy razem już zawsze. Niedługo potem w wiosce pojawili się żołnierze Białej Smoczycy – ciągnęła Alva. – Jak w każdym piątym roku, zawołali wszystkich młodych na plac, żeby wybrać tego jednego: nowego Stróża.
– Przypominam sobie – dodał on. – Na placu trzymałaś mnie mocno za rękę. Bałaś się.
– Przeczuwałam, że nas rozdzielą. Stało się, Matka cię wybrała, a jej żołnierze powlekli cię w dal.
– Do skarbca, gdzie stałem się smokiem. Stamtąd bracia i siostry Stróże zabrali mnie w świat. Zawsze marzyłem, by stać się jednym z nich – powiedział z zachwytem.
– Ruszyłam za tobą, wędrowałam wiele dni i nocy, żeby cię spotkać. Dla ciebie zostałam smokiem, ale ten warunek… Nie przypuszczałam…
Umilki oboje, patrząc na siebie.
– Wyglądasz jak wtedy – powiedziała.
– Ty też – odparł z błyskiem w oku.
Powoli zaczęli zamieniać się w smoki. Unieśli się w górę, szybowali nad miastem. Alva czuła, że niebo nabrało nowych barw, wydawało się piękniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Wylądowali na dachu domu. Usiedli obok siebie, Nort położył łeb na karku Alvy.
– A nasi podopieczni?! – przypomniała sobie. – Matka nas wyrzuci!
– Niedługo wrócimy. Jeszcze trochę, nikt nie zauważy.
Alva czuła, że nie powinni. Przecież Matka powtarzała, smok zawsze powinien być sam! Trzeba skupić się na podopiecznych, nie wolno ich zostawić, bo coś złego może się stać! Ale czuła się tak wyjątkowo i lekko, jakby nagle spełniło się jej największe marzenie.
"Jeszcze jedna chwilka" – pomyślała. Kiedy Nort siedział tuż obok, rozsądek nie miał najmniejszych szans. "Nigdy wcześniej nie zostawiłam Darka na taki długi czas, ale może już nigdy nie spotkamy się z Nortem. Przecież nie wolno. Tak, będę musiała odejść, zapomnieć. Jeszcze moment. Ostatni".
Nagle pojawiły się przed nimi trzy wielkie cienie. Matka, razem z czarnym i czerwonym smokiem z Rady, a za ich plecami mnóstwo mniejszych, szarych istot, przypominających wyrośnięte jaszczurki.
Alva wiedziała, że nie ma sensu uciekać.
***
Spętani więzami, w ludzkiej postaci, czekali oboje w smoczym skarbcu. Nogi ślizgały się na monetach, które pokrywały ziemię grubym dywanem. Alva stała przy wejściu, przytrzymywana przez hordę szarych smoków, a Nort – bardziej w głębi. Szukała jego spojrzenia, ale spuścił głowę, wbijając wzrok w kosztowności pod stopami.
Matka przemawiała surowym tonem:
– Naraziliście na niebezpieczeństwo swoich podopiecznych! Darek przebiegał przez jezdnię, potrąciła go ciężarówka. Trup na miejscu! – W oczach Matki tańczyły pioruny gniewu.
Alvę przeraziły jej słowa.
“To wszystko moja wina. Darek zginął przeze mnie, zawiodłam”. – Ta myśl sprawiła, że zadrżała.
– Staruszek zmarzł na ławce, przeziębił się – ciągnęła Matka. – Poza tym, złamaliście najważniejszy warunek. Przez ciebie, Alvo! To ty zaczęłaś rozmowę z Nortem, ty go odnalazłaś, chociaż cię ostrzegałam.
– Kara musi być adekwatna do winy! – zagrzmiał czerwony smok.
– Kara dla niej jest jedna – powiedziała Matka. – Straci wszystko: przestanie być jedną z nas.
Alva zdążyła jeszcze spojrzeć na Norta, zanim czarny smok podszedł do niej i zerwał z jej szyi medalion. Poczuła przeszywający ból, jakby ktoś wyszarpał duszę z ciała. Upadła nieprzytomna na stos monet.
***
"Właśnie tak wygląda piekło". – Alva siedziała na balkonie na ostatnim piętrze bloku. Pod nią, w dole, tętniło życiem miasto. Pamiętała czasy, kiedy była Stróżem, miała skrzydła i nieśmiertelność.
Już nie potrafiła zmienić się w smoka. Zozumiała, że stała się zwykłym człowiekiem, chociaż ciągle widziała innych opiekunów. Nie miała czasu zastanawiać się nad tym, jej myśli wypełniały ostatnie zdarzenia, które dręczyły niczym natrętne muchy.
“Darek zginął przeze mnie. Miałam go chronić, ale zawiodłam. Gdybym go pilnowała, żyłby nadal. Nie wypełniłam swojego zadania. Okazałam się złym Stróżem” – myślała. “A Nort? Rozdzielili nas na zawsze, nigdy go nie odnajdę. Co smoki z nim zrobiły?! Jaką karę dostał?”
Nie wiedziała, co gorsze – poczucie winy dręczące ją po śmierci podopiecznego, czy wspomnienia o Norcie.
"Zmarnowałam życie człowiekowi. To nie był zwykły błąd Stróża, zostawiłam Darka samego. Z drugiej strony, dziwne, dlaczego Nort nie protestował, kiedy mnie wyrzucali. Pewnie nie mógł".
Spostrzegła, że kilka wron usiadło na poręczy balkonu. Rzuciła garść ziarna na betonową podłogę. Ptaki natychmiast skorzystały z poczęstunku.
– Pamiętasz tego staruszka, o którego kiedyś mnie pytałaś? – Niespodziewanie odezwał się herszt wron.
– Możemy rozmawiać? Jak to możliwe? – zdziwiła się Alva.
– Widocznie zachowałaś resztki daru, który często nie znika od razu, a czasem jego okruszki zostają do końca życia. Wiem, gdzie mieszka ten człowiek. Przeprowadził się do innego bloku, na końcu osiedla.
– Chodźmy tam! – zawołała bez namysłu.
***
Alva stała na chodniku przed blokiem w towarzystwie wron. Patrzyła jak podopieczny Norta wyszedł przed klatkę. Na jej policzki wypłynęły rumieńce, kiedy dostrzegła tego, za którym tak bardzo tęskniła.
Wstrzymała oddech, wpatrywała się w niego, gdy w ludzkiej postaci stawiał kroki na chodniku, w ślad za podopiecznym. Pomachała do niego, krzycząc:
– Nort! Hej, Nort!
Omiótł ją wzrokiem, jakby była powietrzem. Nie dowierzała.
– Nort, tutaj! – krzyknęła jeszcze raz.
Nawet się nie obejrzał. Razem ze staruszkiem poszli w kierunku placu i wkrótce zniknęli w tłumie.
"Dlaczego? Dlaczego?!" – Nie rozumiała. "Może… on mnie nie widzi, nie słyszy, taka kara. Na pewno! A jeśli nie? Jeżeli po prostu NIE CHCIAŁ mnie widzieć ani słyszeć?"
Mokre strużki pociekły po policzkach Alvy. Zdziwiła się, zdążyła zapomnieć, jak wyglądają łzy i jak gorzki potrafią mieć smak. Powróciła myślami do dnia, gdy Nort wybrał ją ze wszystkich dziewczyn w wiosce. Przypomniała sobie to uczucie szczęścia, jakby nagle słońce zaświeciło po deszczowych tygodniach. Powróciła myślami do chwil, które spędzili razem jako smoki. Była pewna, że Nort musiał czuć to samo.
– Dlaczego Matka nie zabrała mi pamięci?! Jakie to okrutne! – szepnęła.
Ptaki odpowiedziały głośnym krakaniem.
***
Alva siedziała na ławce przy skwerku i z zapartym tchem wpatrywała się w niebo, śledząc wzrokiem potężnego, szarego smoka. Skrzydła Norta cięły powietrze, unosiły go coraz wyżej.
Dziewczyna bała się, że jej dar za chwilę zniknie zupełnie, a ona już nigdy nie ujrzy ciemnowłosego smoka. Machała do niego, ale on wcale nie patrzył w jej stronę, nawet przez krótką chwilę nie zajmował się ludźmi.
Śledziła lot Norta, aż zniknął zupełnie za wieżowcami.
Nagle pojawiła się Matka i usiadła obok niej na ławce.
– Wspaniale być smokiem, całe niebo wydaje się tylko twoje – odezwała się. – Pewnie za tym tęsknisz?
– Niekoniecznie – odparła Alva. – Kiepski ze mnie Stróż.
– Każdy popełnia błędy, nawet nieśmiertelni. Sama dotarłaś do nas, chciałaś zostać smokiem. Naraziłaś się na śmiertelne niebezpieczeństwo, żeby odnaleźć skarbiec. To bardzo rzadkie, zwykle sami wybieramy ludzi do naszego rodu.
– Nie próbują, mimo całej wspaniałości bycia smokiem?
Matka skrzywiła się.
– Nie każdy nadaje się na opiekuna, wolę sama wyszukiwać kandydatów z odpowiednimi cechami. Ty też je miałaś, dlatego cię przyjęłam. Myślałam, że zapomnisz o dawnym życiu. A skoro zgłosiłaś się do nas sama, przysługuje ci jedno życzenie.
– I mogę chcieć absolutnie wszystkiego? – Nie dowierzała Alva.
– O ile ja i reszta smoczej Rady zgodzimy się na to.
– Dlaczego nie powiedzieliście mi o tym wcześniej?
– Tak musiało być. – Matka odgarnęła włosy z czoła. – Odzyskasz miejsce w rodzie, jeśli chcesz. Oczywiście, warunki pozostają niezmienne.
– Smok zawsze musi być sam…
– Właśnie.
Alva pomyślała o przestrzeniach, które odwiedzała, gdy miała skrzydła. Westchnęła.
– Chciałam zostać Stróżem, żeby odzyskać Norta. Zdaje się, że to nieosiągalne?
– W każdej sytuacji istnieje jakieś rozwiązanie. Jeśli naprawdę chcecie być razem, odbierz mu medalion, wtedy również stanie się człowiekiem – odparła Matka. – Zastanów się nad życzeniem, jutro porozmawiamy.
– To wy sprawiliście, że Nort mnie nie widzi i nie słyszy? To część kary, prawda? – zapytała Alva, ale jej rozmówczyni już zniknęła.
***
Smoki spotkały się z nią na osiedlowym parkingu za blokami, na którym stało jedynie kilka aut. Matka, Czerwony i Czarny, czekały na decyzję Alvy przestępując z łapy na łapę. Między nimi przechadzały się wrony.
Dziewczyna obserwowała jak Nort zbliża się do nich. Leciał powoli, w smoczej postaci wyglądał dostojnie. Dopiero, gdy wylądował na ziemi, zmienił się w ciemnowłosego mężczyznę. Stanął obok Matki, rozglądając się niepewnie dookoła.
Alva z zachwytem śledziła każdy jego ruch. Jednocześnie coś rozrywało się w niej, w środku, gdy przypominała sobie, jak wiele ich teraz dzieli.
– Wspaniale być smokiem – powiedziała Matka. – To najlepsze, co może spotkać śmiertelnego człowieka. Zdecydowałaś? – zapytała Alvę melodyjnym głosem. – Chcesz wrócić do nas, a może zabrać jego medalion?
– O co tu chodzi? – przestraszył się Nort. – Co wy chcecie zrobić?!
Alva uśmiechnęła się. Podeszła do niego i spojrzała mu w oczy.
– Mogę sprawić, że zostaniesz ze mną i będziemy żyć razem jako ludzie – powiedziała.
Nort cofnął się. Miał przerażoną minę.
– Nie oddam medalionu!
– Pospiesz się, jakie życzenie wybierasz? – ponaglił Alvę melodyjny głos Matki.
Spojrzała w oczy Norta, zobaczyła w nich tęsknotę za lataniem, za smoczymi skrzydłami i nieśmiertelnością. Nie dostrzegła swojego odbicia. Zrozumiała, że nigdy go tam nie było.
Poczuła, jakby oblała ją fala gorąca.
– Widziałeś mnie cały czas, prawda? – zapytała.
– Widziałem – mruknął. – Nie mogłem się odezwać, bałem się, że i mnie spotka podobna kara.
– Zawsze chciałeś być smokiem. Tylko to – westchnęła Alva. – Cóż, leć…
– Jak to? – wtrąciła się Matka. – Sądziłam, że miałaś inne plany.
– Niech on wraca na niebo, puszczam go wolno. Przecież zawsze marzył tylko o tym, żeby zostać smokiem. Dopiero niedawno to zrozumiałam. A ja tak naprawdę nigdy nie chciałam być Stróżem, goniłam za cudzym snem.
Alva patrzyła, jak zadowolony Nort wzbija się w niebo. Uciekał szybko, jakby się bał, że ona i Matka zmienią zdanie.
– Oto moje życzenie: chcę przestać widzieć i słyszeć smoki. Zabierzcie mi teraz resztki daru – powiedziała Alva zdecydowanym głosem.
– Jesteś pewna?
– Tak.
– Od tej decyzji nie będzie odwrotu.
– Rozumiem. Jestem gotowa.
– Niech się stanie. – Matka podeszła do niej i przeciągnęła ręką przed oczami dziewczyny. Smoki zniknęły, rozległo się zwykłe krakanie wron.
Alva uśmiechnęła się do ptaków przechadzających się po parkingu. Była wolna.
Jeszcze myślała o Norcie, z duszą rozdartą rozpaczą, ale wiedziała, że wkrótce znów wróci na ławkę przy skwerze, chociaż już nigdy nie będzie patrzyła w niebo. Dostrzeże siebie i zwykłych śmiertelników.