- Opowiadanie: Fantasma - Lepszy świat

Lepszy świat

Witam.

Zamieszczam mój pierwszy tekst na tym portalu. Będę wdzięczny za wszelkie opinie dotyczące opowiadania. Życzę miłej lektury.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Lepszy świat

Księżyc był w pełni gdy Adam, 30-toletni architekt wracał letnią nocą do domu. Wysiadł na Dworcu PKP w Rybniku i udał się w kierunku centrum miasta. Kiedy przechodził przez Park im. H. Wieniawskiego, jego uwagę przykuła młoda para siedząca na jednej z ławek. Zakochani zapatrzeni w siebie nie widzieli osób skradających się za ich plecami. On ich widział, ale nie zdążył nawet zareagować. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Rzucili się na siedzących na ławce i powalili zaskoczonych na ziemię. Zaczęła się rzeź. Rozszarpywali ciała jakby były zrobione z papieru. W pierwszej chwili Adam chciał ruszyć z pomocą, ale zauważył, że krzyki ofiar ściągnęły kolejną grupę krwiożerczych bestii. Widząc jak wyrywają kolejne fragmenty ciał i wnętrzności z ofiar, powoli wycofał się w cień drzew. Wyszedł z parku na drogę i rzucił się do ucieczki. Jeden z nich go spostrzegł i natychmiast kilku ruszyło za nim w pogoń. Jednak nie potrafili biegać tak szybko jak on. Młody, wysportowany mężczyzna uciekał co sił gdzieniegdzie słysząc krzyki kolejnych ofiar. Sięgnął po telefon by zadzwonić do swojej dziewczyny. Telefon milczał. „Mieszka w Żorach. Może tam jest bezpiecznie” – pomyślał. Dopadł do drzwi swojego bloku. Szybko wbiegł na ósme piętro. Mijając po drodze mieszkanie sąsiadów jego oczom ukazał się makabryczny widok. Pani Łuczak leżała na progu we krwi. Nad ciałem klęczał jej mąż. Przystanął. To był błąd. Sąsiad był już starym człowiekiem ale teraz wiek nie robił różnicy. Skoczył na niego z ogromną siłą i agresją. Adam uskoczył i zasłonił twarz ręką. Ostre zęby wbiły mu się w lewą dłoń. Niesamowity ból. Instynktownie odepchnął napastnika z ogromną siłą. Starszy mężczyzna spadał ze schodów, a jego głowa z dużym impetem uderzyła o kamienne schody. Adam spojrzał jeszcze na nienaturalnie ułożone ciało i pobiegł do swojego mieszkania. Szybko otworzył drzwi i wpadł do środka. Natychmiast przekręcił za sobą oba zamki.

– Co tam się dzieje? Co się stało z tymi wszystkimi ludźmi? – powtarzał do siebie. W łazience przemył ranę wodą. Z apteczki wyciągnął bandaże i opatrzył dłoń. Następnie poszedł do kuchni. Chciał zaparzyć sobie kawę, ale coś było nie tak. Mocno wirowało mu w głowie. Przechodząc przez przedpokój spojrzał w lustro.

– O kurwa – rzucił do siebie – moje oczy… – Coś zaczynało się z nim dziać. Skóra na twarzy mu zsiniała. Oczy jakby zaczęły tracić białka i czernieć.

– Nie mogę do tego dopuścić. Nie chcę stać się taki jak oni. ­– Wrócił do łazienki. Z szafki z lekarstwami wyjął opakowanie tabletek nasennych. Wysypał całą zawartość opakowania na dłoń. Szybkim ruchem wrzucił wszystkie tabletki do ust. Odkręcił wodę i pił łapczywie.

– Achhhhh – zawył. Chwiejnym krokiem ruszył do sypialni. Położył się na łóżku i zasnął…

 

***

Powoli otwierał ciężkie powieki. „Moja głowa” – pomyślał mężczyzna budząc się na łóżku – „Czuję się jak po ostrej imprezie”. Otworzył oczy i zaraz zamknął. Światło dnia raziło niemiłosiernie. Przysłonił twarz dłonią i bardzo powoli otworzył oczy. Podniósł swoją lewą dłoń na wysokość oczu i…

– Nie ma.– Zerwał się na równe nogi – Rana zniknęła.

Pobiegł do łazienki. Dokładnie przyglądał się odbiciu w lustrze. Oczy wyglądały normalnie. Skóra była biała. Znów wyglądał jak wcześniej. „Może to był tylko sen?” – pomyślał. Szybko przemył twarz i pobiegł do drzwi. „A jeśli to nie sen” – przemknęło mu przez głowę i cofnął rękę od zamka. Spojrzał przez judasza. Na korytarzu cisza. Drzwi do sąsiada, na którego trafił zeszłej nocy były poza zasięgiem jego wzroku. Poszedł do kuchni po duży nóż. Wziął też drugi mniejszy – na wszelki wypadek. Spojrzał jeszcze przez okno, ale na zewnątrz panowała bardzo gęsta mgła. Z ósmego piętra nie widać było ulicy. Spróbował jeszcze raz zadzwonić do dziewczyny, ale nadal bez powodzenia. Wrócił do drzwi. Powoli przekręcił zamek. Sięgnął do klamki. Cały czas obserwując przez judasza czy coś lub ktoś nie czai się na klatce. Uchylił lekko drzwi. Nic. Cisza. Powoli zrobił pierwszy krok poza próg swojego mieszkania. Poruszał się bardzo cicho i ostrożnie. Drzwi zostawił uchylone. Kierował się do mieszkania sąsiada. Wychylił ukradkiem głowę zza rogu.

– O żesz kurwa” – mimowolnie powiedział do siebie. Drzwi do mieszkania sąsiada były lekko otwarte. Na progu widoczna była czerwona kałuża. Podszedł do schodów, z których w nocy zrzucił sąsiada. Po jego zwłokach nie było ani śladu.

– Gdzie oni się podziali? – pytał sam siebie. Przekroczył kałużę i wszedł do mieszkania. W prawej ręce trzymał mocno duży kuchenny nóż. Gotowy zaatakować w ułamku sekundy. Szedł bardzo ostrożnie. Wszystkie mieszkania w bloku mają takie samo rozmieszczenie pokoi więc wiedział jak się w nich poruszać. Zresztą w przeszłości nie raz bywał u sąsiadów. Lubił im pomagać w drobnych naprawach. Zdarzało się, że sąsiadka poprosiła go o drobne zakupy. To bardzo mili starsi ludzie. Teraz jednak wchodząc do tego mieszkania odczuwał ogromny lęk i strach przed tym, co może tam zastać. W przedpokoju cisza. Zajrzał do sypialni. Wszystko w najlepszym porządku. Ruszył w głąb mieszkania. Z daleka zauważył, że w kuchni nikogo nie ma. Pozostał ostatni pokój. Już miał sięgnąć do klamki, gdy usłyszał jakiś trzask. Coś metalowego uderzyło w szkło. Znieruchomiał. Chciał się wycofać ale nie chciał żądnym hałasem się zdradzić. Przez chwilę tylko stał i nasłuchiwał. Nic. Żadnego innego dźwięku nie usłyszał. Ciekawość wzięła górę. Zdecydował się zajrzeć do pokoju. Delikatnie nacisnął klamkę. Lekko zaskrzypiała i poddała się jego naciskowi. Pchnął drzwi z impetem wskakując z nożem w dłoni do środka. Drugą ręką już sięgał po mniejszy nóż, który miał w tylnej kieszeni.

– Dzień dobry Adamie – z uśmiechem powiedziała staruszka. Adam stanął jak wryty. Jeszcze wczoraj widział jak ta starsza kobieta leżała w kałuży krwi. Teraz ona jak gdyby nigdy nic mówi do niego „dzień dobry”. Nie wiedział jak ma zareagować. Chwilę stał jak wryty. Nigdzie nie widział męża staruszki. Był pewien, że coś tu nie gra. Przecież nie mógł się w nocy tak pomylić. To mu się nie przyśniło. A co jeśli zabił niewinnego sąsiada? Umysł powoli wracał do mężczyzny.

– Dzień dobry pani Łuczak – wydusił z siebie. Próbował się uśmiechnąć, ale miał świadomość, ze mu to nie wyszło. Powoli opuścił rękę z nożem. Cały czas rozglądał się nerwowo po pokoju.

– Gdzie pani mąż? – zapytał.

– Zaraz wróci. Poszedł kupić płyn żeby wyczyścić rozlany sok na progu – odpowiedziała kobieta wciąż się uśmiechając.

– Ta plama na progu to jest tylko sok? – zdziwił się Adam.

– Tak. Zrobiłam dużo soku. Chciałam panu zanieść, ale zahaczyłam o klamkę i upuściłam. Wszystko się rozlało. Nie chcę, żeby podłoga się kleiła od słodkiego soku, dlatego posłałam Tadka po płyn, żeby ją dobrze umyć.

Mężczyzna nie wiedział co ma myśleć. W nocy widział jedno. Był pewien, że oboje staruszkowie nie żyją. Przecież widział jej ciało. Nie sprawdzał czy żyje. Miała jednak wielką dziurę w szyi. Pan Łuczak przecież spadł ze schodów. Widział ciało. Jego głowa była odchylona w nienaturalnej pozycji. „Co tu się dzieje?” – pomyślał. Chciał wybiec z mieszkania, gdy nagle usłyszał otwierające się za nim drzwi. Chwycił mocniej za rękojeść noża i odwrócił się gwałtownie. Drzwi do mieszkania otwarły się. Adam wybałuszył oczy. Pan Łuczak wszedł niosąc siatkę z zakupami w ręce. Od razu go zauważył.

– Dzień dobry – rzucił z radością.

– Dzień dobry – odparł zszokowany.

– Co cię do nas sprowadza? – zapytał wnosząc zakupy do kuchni.

– Nic – odparł z trudem.

– Coś jednak musi skoro u nas jesteś. Chyba, że wpadłeś na pyszną kawę. Kupiłem ciasto. Siadaj, poczęstuj się. – Wyciągnął ciasto na talerz i zaniósł je do pokoju.

Adam wciąż stał w drzwiach nie wiedząc co robić. Czy wspomnieć o tym co widział zeszłej nocy. Czy może oni też coś dziwnego widzieli. Czy cokolwiek pamiętają?

– Wejdź. Usiądź z nami. Chcesz kawy? – Nie czekając na odpowiedź staruszka sięgnęła po filiżanki i nalała dwie kawy z dzbanka. Jedną podsunęła mężowi, a drugą postawiła przy pustym krześle.

– Siadaj. Nie daj się prosić. Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył. Coś Cię trapi? – powiedział mężczyzna sięgając po kawałek ciasta.

Adam zaczął się przełamywać. Powoli ruszył do przodu. Przekroczył próg pokoju. Już chciał siadać ale spojrzał jeszcze przez okno. Mgła już znacznie ustąpiła. Lecz na ulicy nie było żadnego ruchu. O tej porze w sobotę zawsze było dużo aut. Dlaczego jest tak cicho. Nie słychać nawet śpiewu ptaków. Coś nadal nie dawało mu spokoju. Nic nie było takie jak powinno. Czuł że dzieją się dziwne rzeczy, a on jest w ogromnym niebezpieczeństwie.

– Chyba nie zamknąłem drzwi kiedy wychodziłem. Pójdę je zamknąć – powiedział do sąsiadów i ruszył do wyjścia. Chciał ruszyć. Jednak nie było mu dane opuścić tego mieszkania. Poczuł przeszywający ból w okolicach prawej łopatki. Próbował złapać za rękojeść noża który wystawał mu z pleców. Czuł jak krew spływa mu po plecach. Odwrócił się jednocześnie zataczając na ścianę, którą „pomalował” na czerwono. Spojrzał w oczy staruszkom. Widział w nich błysk. Ten sam, który zauważył zeszłej nocy gdy zaatakował go pan Łuczak. „O co tu kurwa chodzi” – pomyślał i osunął się na kolana.

– Nie musisz sprawdzać swojego mieszkania. Już to zrobiłem – powiedział spokojnym głosem sąsiad – Jak udało ci się przeżyć? – zapytał nie spodziewając się odpowiedzi. Adam patrzył mętnym wzrokiem na staruszków. Teraz już oboje wstali z krzeseł i patrzyli na mężczyznę. Niczego nie rozumiał. Nie wiedział o co chodzi, co się stało i co najgorsze, co dalej z nim będzie. Czy go po prostu zabiją, czy zjedzą czy jeszcze coś gorszego.

– Życie po śmierci wcale nie jest takie złe – powiedział pan Łuczak.

– Życie po śmierci jest wspaniałe – dodała jego żona – Spodobałoby ci się. Ja też się bałam na początku. Teraz jestem szczęśliwa.

– Niestety ty się sprzeciwiłeś. Odrzuciłeś dar jaki przekazałem ci zeszłej nocy – dodał staruszek.

– Kurwa! Nie! Zostawcie mnie w spokoju! – Próbował wstać, ale znów osunął się na kolana. Kolejne dwie próby również zakończyły się niepowodzeniem. Sięgnął do tylnej kieszeni po mały nóż.

– Nie zbliżajcie się. Bestie. Potwory. Pozabijam was. – Trzymał nóż przed sobą licząc, że to odstraszy napastników.

Nagle usłyszał otwierające się drzwi. Ktoś z impetem wpadł do mieszkania. „Wybawienie czy więcej oprawców?” – pomyślał i spróbował ponownie się podnieść. I tym razem porażka.

– Zostawcie go! – Rozpoznał ten głos. To Marta – jego ukochana. Przyjechała. Jak go tutaj znalazła? Skąd wiedziała, ze tutaj będzie? „Może poszła do mnie i zastała puste otwarte mieszkanie. Domyśliła się, że jestem u sąsiadów” – pomyślał.

Gdy wpadła do pokoju wydała mu się nieziemsko piękna. Odsunęła sąsiadów i uklękła przed nim. Wzięła jego głowę w swoje dłonie.

– Uważaj na nich. Oni są… – próbował ją ostrzec.

– Już dobrze mój kochany. Wszystko będzie dobrze. Spodoba ci się. Będziemy już na zawsze razem – mówiła tak słodko, że niemal go zahipnotyzowała. Wyjęła nóż z jego dłoni i z całą siłą wbiła w jego serce – Kocham cię najdroższy – to były ostatnie słowa jakie usłyszał. Potem spowiła go już tylko lodowata ciemność.

 

***

Czarne Maserati GranCabrio pędziło autostradą na północny-zachód. Samochodem podróżowały dwie osoby. Za kierownicą siedział mężczyzna. Pasażerką była młoda kobieta.

– Jak wspaniale. Już dawno nie mieliśmy takich wakacji. Jak się cieszę, że już nic nas nigdy nie rozłączy. Już prawie nie pamiętam jak się żyło przed tym wszystkim – Marta była naprawdę szczęśliwa.

– Wtedy też mieliśmy szczęśliwe życie. Czasami zdarzały się gorsze dni, ale…

– A teraz nie ma gorszych dni – przerwała Adamowi dziewczyna – Wszystko jest teraz idealne.

– Czy nie brakuje Ci rodziny i znajomych? Tych… – zamyślił się – Tych, którym się nie udało.

– Brakuje. I to bardzo. Ale nie mogę na to nic poradzić. Nie każdemu dane było przetrwać. Tęsknię za nimi. – Spuściła głowę.

– Gdyby nie ty, też by mnie już nie było. Zdążyłaś w samą porę

– Staruszkowie by cię rozszarpali. – Natychmiast się ożywiła – Teraz nie musimy się już o nic martwić. Nam się udało i to jest najważniejsze.

– Ale czy to będzie trwało wiecznie? – Adam nadal miał pewne wątpliwości.

– Oczywiście. A co miałoby temu przeszkodzić.

– Wcześniej też tak uważaliśmy.

– Ale teraz jest zupełnie inaczej. Teraz wszyscy na ziemi są równi wobec siebie. Nie ma w nas zazdrości, nienawiści…

– Teraz wszyscy jesteśmy MARTWI – dokończył Adam.

Koniec

Komentarze

Pod względem stylu – prosty, niestety niedoszlifowany. Dużo powtórzeń, czasami niekonsekwencja czasu przeszłego, który miesza się z teraźniejszym. Wszystko napisane bardzo dosłownie. Początkowa scena jest napisana mało dynamicznie, przedstawienie apokalipsy w mojej opinii zrobione dosyć niezgrabnie. Skradanie sugeruje powolną akcję, a on nie zdążył nawet do nich krzyknąć. Jedno słowo potrafi źle nakreślić scenę, więc warto po prostu przewertować te, które zabierają prędkość akcji :)

Sama fabuła jest dosyć prosta, nie ma możliwości przywiązać się do postaci. Dużym atutem był fakt pewnego rodzaju wejścia w nastrój dziwności, kiedy scena z sąsiadami zaczęła być tak abstrakcyjna do poprzednich wydarzeń. To był główny plus historii dla mnie i szkoda, że wrażenie zostało dosyć brutalnie przerwane przez rewelację pewnego rodzaju -> celowości w zabijaniu? W przechodzeniu poprzez śmierć do wiecznego życia. Nie rozumiem, skoro odzyskali świadomość, czemu byli tak okrutni? Czemu nie uspokajali? Dalej byli potworami? Więc czemu najpierw kłamali?

Marta, jako deus ex machina, wpada – rozwiązuje akcje. Za szybko się to dzieje, zbyt zaskakująco. Konkluzja następuje za szybko i w dodatku magicznym trickiem zesłania tylko wspomnianego bohatera do rozwiązania sytuacji. Według mnie byłoby lepiej po prostu rozwinąć to opowiadanie. Pierwszy szkic przeważnie jest za szybki – jest pomysł, ale brak jeszcze dobrej egzekucji. Nie wiem jakie jest słowo polskie na to – pacing? Pewnego rodzaju rytmika tekstu i momenty, gdy coś się wydarza. Ten pacing(przepraszam za polish-english) jest często sercem opowiadania, książki – jest cholernie ciężki do osiągnięcia myślę, że również nierzadko przez doświadczonych już wyjadaczy pisarstwa.

Mam nadzieję, że krytyka cię nie zrazi – bo skoro to dopiero początki, to warto walczyć dalej bo jest potencjał. Ta historia w sama w sobie ma już ciekawy twist, z tą sensownością śmierci i pewnego rodzaju podziałem MY – ONI, ale w kwestii świadomej. Lubię zombiaki i każde ciekawsze wariację są na plus.

 

Tutaj parę łapanek powtórzeń i zamianek czasowych.

Skoczył na niego z ogromną siłą i agresją. Adam uskoczył i zasłonił twarz ręką.

 

Starszy mężczyzna spadał ze schodów, a jego głowa z dużym impetem uderzyła o kamienne schody.

Kierował się do mieszkania sąsiada. Wychylił ukradkiem głowę zza rogu.

– O żesz kurwa” – mimowolnie powiedział do siebie. Drzwi do mieszkania sąsiada były lekko otwarte. Na progu widoczna była czerwona kałuża. Podszedł do schodów, z których w nocy zrzucił sąsiada.

 

To (+byli) bardzo mili starsi ludzie.

 

Chciał się wycofać ale nie chciał żądnym hałasem się zdradzić.

 

Teraz ona jak gdyby nigdy nic mówi(ła) do niego „dzień dobry”

– Ta plama na progu to jest tylko sok? – zdziwił się Adam.

– Tak. Zrobiłam dużo soku. Chciałam panu zanieść, ale zahaczyłam o klamkę i upuściłam. Wszystko się rozlało. Nie chcę, żeby podłoga się kleiła od słodkiego soku, dlatego posłałam Tadka po płyn, żeby ją dobrze umyć.

 

 

Księżyc był w pełni gdy Adam, 30-toletni architekt wracał letnią nocą do domu.

Liczebniki słownie.

 

Zakochani zapatrzeni w siebie nie widzieli osób skradających się za ich plecami.

Albo: zapatrzeni w siebie zakochani…

Albo: Zakochani, zapatrzeni w siebie, nie widzieli osób skradających się za ich plecami.

Zdanie generalnie jest trochę niezręczne.

 

Rozszarpywali ciała (PRZECINEK) jakby były zrobione z papieru.

Widząc (PRZECINEK) jak wyrywają kolejne fragmenty ciał i wnętrzności z ofiar, powoli wycofał się w cień drzew. Wyszedł z parku na drogę i rzucił się do ucieczki. Jeden z nich go spostrzegł i natychmiast kilku ruszyło za nim w pogoń.

Przechodził przez park, zobaczył, co zobaczył, wycofał się, wyszedł z parku i wtedy jeden z tych, którzy napadli na zakochanych go zobaczył? A toż sokoli wzrok musiał mieć ;)

 

Młody, wysportowany mężczyzna uciekał co sił ((PRZECINEK) gdzieniegdzie słysząc krzyki kolejnych ofiar.

„Mieszka w Żorach. Może tam jest bezpiecznie” – pomyślał.

Zapis myśli w osobnym akapicie. Także w dalszej części tekstu.

 

Mijając po drodze mieszkanie sąsiadów jego oczom ukazał się makabryczny widok.

Aghr… Gdzie tu podmiot?

Proponuję uprościć: Gdy mijał mieszkanie sąsiadów, jego oczom ukazał się makabryczny widok.

 

Pani Łuczak leżała na progu we krwi. Nad ciałem klęczał jej mąż. Przystanął. To był błąd.

Kto przystanął, bo wygląda to jakby mąż pani Łuczak.

 

– O kurwa – rzucił do siebie (KROPKA)Moje oczy…

Tu poradnik zapisu dialogów.

 

Podniósł swoją lewą dłoń na wysokość oczu i…

Hmm, czyjejś dłoni raczej podnieść nie mógł.

 

Baboli masz sporo, pewne trudności ze stylistyką. Logicznie w pewnym momencie też trochę szwankuje. Gość obudził się rano i nie wyglądał jak zombi. Fajnie, może próba samobójcza pomogła. Rzecz jednak w tym, że sąsiedzi też nie wyglądali na zombi, skąd więc pewność, że Adam nie był jednak zombi? Przecież niczym się nie różnił od sąsiadów. Dlaczego jedne zombiaki rozszarpywały i zżerały ludzi, a inne nie?

Proponuję skorzystać z bety. Tu znajdziesz wszystko na ten temat.

A ponieważ jest nowy, dorzucam poradnik przetrwania na portalu :)

Powodzenia :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Trochę rozbroiło mnie, że facet wrócił z zewnątrz, gdzie szaleje apokalipsa zombie i chciał zaparzyć sobie kawę :D Powinien raczej wyjąć z szafki jakąś whisky i jednym haustem opróżnić pół butelki. Ogólnie pomysł na opowiadanie uważam za bardzo ciekawy, natomiast szlifu wymagałaby forma. Zrezygnowałem z prób wskazania błędów, ponieważ zrobiono to już dobrze w poprzednich komentarzach. 

Mam nadzieję, że nie poprzestaniesz na tym jednym tekście i uraczysz nas czymś jeszcze!

Nie mogę nie zgodzić się z tym, co napisali wcześniej komentujący, a od siebie dodam, że brakło mi wyjaśnienia, co sprawiło, że zombie się pojawili.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Księ­życ był w pełni gdy Adam, 30-to­let­ni ar­chi­tekt wra­cał let­nią nocą do domu.  ―> Księ­życ był w pełni gdy Adam, trzydziestoletni ar­chi­tekt, wra­cał do domu.

Liczebniki zapisujemy słownie.

Skoro mamy księżyc, to chyba zrozumiałe, że jest noc.

 

Wy­siadł na Dwor­cu PKP w Ryb­ni­ku… ―> Wy­siadł na dwor­cu PKP w Ryb­ni­ku

 

Kiedy prze­cho­dził przez Park im. H. Wie­niaw­skie­go… ―> Kiedy prze­cho­dził przez park im. H. Wie­niaw­skie­go

 

Co się stało z tymi wszyst­ki­mi ludź­mi? – po­wta­rzał do sie­bie. ―> Wystarczy: Co się stało z tymi wszyst­ki­mi ludź­mi? – po­wta­rzał.

 

– O kurwa – rzu­cił do sie­bie – moje oczy… – Coś za­czy­na­ło się z nim dziać. Skóra na twa­rzy mu zsi­nia­ła. Oczy jakby za­czę­ły tra­cić biał­ka i czer­nieć. ―> Narracji nie zapisujemy jak didaskaliów. Winno być:

– O kurwa – rzu­cił do sie­bie – moje oczy…  

Coś za­czy­na­ło się z nim dziać. Skóra na twa­rzy zsi­nia­ła. Oczy jakby za­czę­ły tra­cić biał­ka i czer­nieć.

 

wyjął opa­ko­wa­nie ta­ble­tek na­sen­nych. Wy­sy­pał całą za­war­tość opa­ko­wa­nia na dłoń. Szyb­kim ru­chem wrzu­cił wszyst­kie ta­blet­ki do ust. ―> Powtórzenia.

 

„Moja głowa” – po­my­ślał męż­czy­zna bu­dząc się na łóżku – „Czuję się jak po ostrej im­pre­zie”. ―> Brak kropki po didaskaliach. Druga półpauza jest zbędna.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: Zapis myśli bohaterów

 

– Nie ma.– Ze­rwał się na równe nogi – Rana znik­nę­ła. ―> – Nie ma. – Ze­rwał się na równe nogi. Rana znik­nę­ła.

Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Do­kład­nie przy­glą­dał się od­bi­ciu w lu­strze. Oczy wy­glą­da­ły nor­mal­nie. Skóra była biała. Znów wy­glą­dał jak wcze­śniej. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Spoj­rzał przez ju­da­sza. Na ko­ry­ta­rzu cisza. ―> Czy przez judasza zobaczył ciszę???

A może miało być: Spoj­rzał przez ju­da­sza. Na ko­ry­ta­rzu pusto.

 

Po­wo­li zro­bił pierw­szy krok poza próg swo­je­go miesz­ka­nia. ―> Wiadomo, że wychodzi ze swojego mieszkania, więc wystarczy: Po­wo­li zro­bił pierw­szy krok poza próg.

 

O żesz kurwa – mi­mo­wol­nie po­wie­dział do sie­bie. ―> Ożeż kurwa – mi­mo­wol­nie po­wie­dział do sie­bie.

 

są­sia­da były lekko otwar­te. Na progu wi­docz­na była czer­wo­na ka­łu­ża. Pod­szedł do scho­dów, z któ­rych w nocy zrzu­cił są­sia­da. Po jego zwło­kach nie było ani śladu. ―> Lekka byłoza.

Proponuję: …są­sia­da były lekko otwar­te/ uchylone. Na progu widniała czer­wo­na ka­łu­ża. Pod­szedł do scho­dów, z któ­rych w nocy zrzu­cił są­sia­da. Jego zwłoki zniknęły bez śladu.

 

Zresz­tą w prze­szło­ści nie raz bywał u są­sia­dów. ―> Zresz­tą w prze­szło­ści nieraz bywał u są­sia­dów.

 

drob­nych na­pra­wach. Zda­rza­ło się, że są­siad­ka po­pro­si­ła go o drob­ne za­ku­py. ―> Powtórzenie.

 

Umysł po­wo­li wra­cał do męż­czy­zny. ―> Czy to znaczy, że wcześniej umysł go opuścił?

A może miało być: Umysł mężczyzny po­wo­li wra­cał do równowagi.

 

Chwy­cił moc­niej za rę­ko­jeść noża… ―> Chwy­cił moc­niej rę­ko­jeść noża… Lub: Chwy­cił moc­niej nóż za rę­ko­jeść

 

Coś Cię trapi? – po­wie­dział męż­czy­zna… ―> Coś cię trapi? – zapytał męż­czy­zna

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

po­wie­dział do są­sia­dów i ru­szył do wyj­ścia. Chciał ru­szyć. ―> To ruszył, czy chciał ruszyć?

 

Pró­bo­wał zła­pać za rę­ko­jeść noża który wy­sta­wał mu z ple­ców. ―> Pró­bo­wał zła­pać rę­ko­jeść noża, który wy­sta­wał mu z ple­ców.

 

nie­mal go za­hip­no­ty­zo­wa­ła. Wy­ję­ła nóż z jego dłoni i z całą siłą wbiła w jego serce… ―> Nadmiar zaimków.

 

Czar­ne Ma­se­ra­ti Gran­Ca­brio pę­dzi­ło au­to­stra­dą na pół­noc­ny-za­chód.  ―> Czar­ne ma­se­ra­ti gran­ca­brio pę­dzi­ło au­to­stra­dą na pół­noc­ny za­chód.

Nazwy aut piszemy małymi literami. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

– Czy nie bra­ku­je Ci ro­dzi­ny i zna­jo­mych? ―> – Czy nie bra­ku­je ci ro­dzi­ny i zna­jo­mych?

 

– Teraz wszy­scy je­ste­śmy MAR­TWI – do­koń­czył Adam. ―> Dlaczego wielkie litery?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć :). Historia nawet ciekawa, czytałem z zainteresowaniem. Klimat dziwności, tajemnica… No fajnie to wyszło. Nie mogłem się doczekać finału, bo miałem nadzieje na jakiś ciekawy twist. I niestety, zawiodłem się. Szkoda, bo opowieść miała potencjał na jakiś ciekawszy koniec, a tu trochę skończyło się tak, w mojej opinii, nijak. Albo to tylko ja spodziewałem się czegoś mocnego. 

Pozdrawiam :)

Na plus sporo akcji i na swój sposób oryginalne zakończenie. Na minus niestety wykonanie – za długie akapity, zbyt wiele zaimków, tu i ówdzie raczej niezamierzone powtórzenia. I trochę jednak niekonsekwencja w przedstawianych postaciach, bo mam nieodparte wrażenie, że staruszek chciał rozszarpać Adama na strzępy, a potem gada o odrzuconym darze. Działania bohatera podejrzewającego, że padł ofiarą ataku zombie też trochę nietypowe, o ile można to tak nazwać : ). 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dziękuję wszystkim za komentarze. Niestety jakiś czas nie byłem aktywny ze względu na stan zdrowia. Mam nadzieję, że teraz wszystko wróci do normy.

Każda krytyka jest ważna i przyjmuję ją z szacunkiem. Dzięki niej człowiek może się dużo nauczyć i tworzyć coraz to lepsze dzieła. Pomysłów mam bardzo wiele i tylko pozostaje je przelać na papier. Każdy kolejny tekst będę z radością publikował.

Dziękuję i Pozdrawiam

Nowa Fantastyka