- Opowiadanie: dawidiq150 - Meteoryt

Meteoryt

Nowe opowiadanie, bardzo dużo czasu spędziłem na wyłapywaniu błędów. Nawet liczę, że przecinki w większości są. W opowiadaniu są pewne motywy, które już były w moich tekstach. Jednak są one inaczej rozwinięte.  Zapraszam do czytania!!! :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Meteoryt

– Hej, popatrzcie! – Magda przerwała nagrywanie żerujących mrówkojadów i skierowała kamerę w niebo. – Spadający meteoroid!

W pobliżu dziewczyny stał stary, styrany dżip, a w nim siedział Bartek zajęty studiowaniem mapy, na której krzyżykami zostały oznaczone miejsca, w których można było spotkać interesujące ich zwierzęta. Zaś Maciek jadł, przygotowane wcześniej kanapki, opierając się o samochód. Trójka przyjaciół pracowała nad przyrodniczym filmem dla National Geographic. Wszyscy spojrzeli w niebo zaciekawieni.

Rzeczywiście, kilka kilometrów od nich, po niebie bardzo szybko sunęła rozżarzona kula. Magdzie udało się nagrać to zjawisko. Meteoroid spadł kilka kilometrów od miejsca, w którym się znajdowali.

– Zbierajmy się – rozkazała – jedziemy w miejsce, gdzie się rozbił. Nagramy świetny reportaż. Do tej nudy wrócimy później.

Bartek i Maciek nie sprzeciwiali się. Magda miała rację, poszczęściło im się. Wsiedli więc do dżipa i ruszyli.

Przez chwilę jechali po bezdrożach, aż ujrzeli coś niezwykłego. Wokoło nich w powietrzu pojawiły się kolorowe jasne pyłki. Były niczym śnieg, tylko że wisiały w powietrzu nie poruszając się. Niebo nad nimi zmieniło barwę, zamiast błękitnego miało teraz wszystkie kolory tęczy.

– Coś nieprawdopodobnego – powiedział do siebie cicho, zdumiony Bartek. Magda i Maciek bezwiednie otwarli usta w zdumieniu. Wszyscy rozumieli, że te zjawiska musiały mieć związek z meteorytem.

Po chwili ujrzeli wryty w ziemię kamień. Był czarny i kanciasty, miał wielkość piłki futbolowej.

– Dziwnie się czuję – powiedział Maciek, który prowadził samochód.

– O Boże! – krzyknęła Magda, patrząc na swoje dłonie a potem ręce – Co się dzieje?

Jej skóra była pomarszczona i widniały na niej plamy wątrobowe.

– Maciek zawracaj! Tutaj dzieje się coś złego!

Bartek popatrzył na Magdę i chciał coś powiedzieć, nagle jednak poczuł silny ból w klatce piersiowej. Jego serce zatrzymało się.

Maciek momentalnie zawrócił samochód. Gdy odjechali na pewną odległość, kolorowe niebo i jasne drobinki w powietrzu zniknęły. Wszystko było z powrotem normalne. Wszystko, z wyjątkiem tego, co się stało z organizmami trójki przyjaciół.

 

***

 

– To niesamowite! – stary lekarz był niezwykle podniecony – ta trójka nie może być w wieku, na który wskazują ich dokumenty. Trzeba to zweryfikować, bo jeśli dokumenty są prawdziwe, to mamy do czynienia z niespotykanym zjawiskiem, którego źródłem musi być znaleziony przez nich meteoryt. Ci ludzie postarzeli się o jakieś pięćdziesiąt lat w kilkanaście sekund.

 

***

 

Informacja o meteorycie i niezwykłym wydarzeniu, które przytrafiło się przyrodnikom pracującym w Australii rozniosła się bardzo szybko. Brzmiała jak bujda, jednak gdy była już pewna i potwierdzona przez miejscowych lekarzy zainteresowała naukowców na całym świecie. Wielu niezwłocznie przybyło w to miejsce.

Nie trzeba było dużo czasu, by zrozumieć, że na obszarze mniej więcej pięciuset metrów naokoło meteorytu dzieją się bardzo dziwne, niespotykane zjawiska.

Po pokonaniu pewnej granicy, czas płynął szybciej, a nim bliżej do zarytego w ziemi kawałka skały, zjawisko narastało. Także wewnątrz tego okręgu, na którym działały dziwne siły, unosiły się świecące drobinki, a na niebie istniało coś, na wzór tęczy. Było to widoczne wyłącznie po zbliżeniu się na konkretną odległość. Poza tym obszarem nie zauważono żadnych zmian.

 

***

 

Nie dało się zbadać meteorytu właśnie z tego powodu, że czas wokoło niego płynął znacznie szybciej. Zbudowano więc robota, który miał wykonać to zadanie zamiast ludzi.

Gdy był gotowy, położono go na ziemi i zdalnie uruchomiono. Poprowadzono robota w stronę zagadkowej skały, którą nazwano „magicznym kamieniem”. Nic się nie działo aż dojechał na tyle blisko, by odłupać próbkę. Wtedy nagle rozpadł się na proch. Dokładnie, w ciągu ułamka sekundy. Był, a po chwili go nie było. Dlaczego tak się stało? Snuto podejrzenia, że blisko „magicznego kamienia” czas musiał płynąć tak szybko, że materiał z którego składał się robot rozłożył się.

Było to tak niesamowite, jak i trudne do zbadania. W żaden sposób nie dało się potwierdzić tych domniemań.

Minęły dwa dni. Jakby nie dość tych wszystkich, niezwykłych rzeczy, zauważono dziwne, organizmy, które w dużych ilościach pojawiły się w okolicy. Nie były jadowite, bez problemu zaczęto je badać. Naukowcy, a zwłaszcza biolodzy szaleli z zachwytu.

Zwierzęta miały wielkość myszy. Posiadały twardy pancerz czerwonego koloru, pod który chowały dwie pary grubych nóg i głowę. Zaczęto badania i eksperymenty.

Kolejne trzy dni później, jeden z naukowców badających nowe organizmy, udzielił telewizyjnego wywiadu, w którym powiedział rzeczy, które w znacznej mierze zaspokoiły ciekawość milionów ludzi:

– Naokoło meteorytu zaobserwowaliśmy niezwykłe zjawiska. Czas leci tam znacznie szybciej. Jednak organizmy, które po części już zbadaliśmy, nie pochodzą spoza naszej planety jak myśli większość ludzi i jak myślałem i ja na początku. Są to pierwotniaki, które przeszły ewolucję. Normalnie taka ewolucja musiałaby trwać miliardy lat. Blisko tego dziwnego kawałka kamienia, czas musi płynąć naprawdę niezwykle szybko…

Wywiad trwał jeszcze długo a odpowiedzi naukowca były niezwykle interesujące.

 

***

 

W tym samym czasie, w Polsce, w małej wiosce koło Poznania.

 

Ksiądz Waldemar oglądał wiadomości siedząc na łóżku w swoim mieszkaniu. Interesował się, jak wszyscy tą niesamowitą sprawą z meteorytem. Nie wiedział co o tym myśleć. Jak to się ma do jego wiary, do prawd życiowych które wyznawał? Był smutny. Tego wieczoru przed spaniem żarliwe się modlił o zrozumienie tego wszystkiego.

Wśród swoich parafian uchodził za osobę niezwykłą. Za najlepszego kapłana na świecie. Jego kazania były krótkie a treściwe i mądre. Żył skromnie, o czym na przykład świadczyło jego wychudzone ciało. Nigdy nikomu nie odmawiał pomocy. Parafianie przychodzili do niego z wieloma problemami. Słynął z zaradności.

Tej nocy nawiedził go przedziwny, bardzo realistyczny sen. Szedł nagi, przez bezkresną pustynię a wszędzie wokoło otaczał go jedynie piasek. Było mu nieznośnie gorąco. W dali, przed nim pojawiła się ogromna istota. Jej postać nie miała określonego kształtu i cały czas się zmieniała. Była niezwykle jasna, biała. Bardzo chciał zbliżyć się do niej. Nie miało znaczenia, że była daleko, gdyż poruszał się niezwykle szybko. Minęła chwila i znalazł się tak blisko istoty, że mógł ją dotknąć. Czuł jednak, że to byłoby zuchwałe i złe. Zaczął owiewać go przyjemny chłodny wietrzyk.

– Musisz mi pomóc – usłyszał głos jednocześnie kobiecy i męski, który powielił się dziwnym echem.

– Wszystko co każesz panie – odpowiedział czując, że ma przed sobą Boga.

– Trzeba zniszczyć meteoryt, trzeba wysadzić go w powietrze. I tylko ty możesz to zrobić. Jedź do Australii i poproś o materiał wybuchowy, następnie umieść go na czarnym kamieniu. To jest taka sytuacja, że ja nic nie mogę zrobić, wszystko jest w twoich rękach.

I obudził się. Leżał chwilę bez ruchu rozmyślając o tym co mu się przyśniło, następnie wstał i poszedł do kuchni by napić się wody. Tam na stole znalazł jakiś papier, którego tu nie zostawił. Wziął go do ręki. Był to bilet na samolot do Australii.

 

***

 

Ósmego dnia, licząc od upadku meteorytu, z niektórymi ludźmi pracującymi blisko niego zaczęło dziać się coś bardzo złego. Czterech trafiło do szpitala i zdiagnozowano u nich ciężką depresję. Jeden nawet próbował popełnić samobójstwo, lecz go odratowano. Dodatkowo na ich ciałach pojawiły się liczne, czerwone wypryski. Oczywistym było, że wpływ na to miał meteoryt. Jakby zasięg działającej nienaturalnej siły z kosmosu zwiększał się.

Wtedy pojawił się jakiś ksiądz z Polski, który mówił, że wysadzi meteoryt. Wzięto go za wariata. On jednak chciał udowodnić, że może to zrobić. Przekroczył granicę bezpieczeństwa, nikt nie zdążył go zatrzymać. Doszedł do czarnego kamienia zarytego w ziemi. Rzeczywiście nic mu się złego nie stało, nie działała na niego ta tajemnicza siła.

Potem, pod pretekstem utraty zmysłów został uwięziony. A tak naprawdę poddano go badaniom w celu ustalenia dlaczego jest odporny na działanie „magicznego kamienia”.

Minęły kolejne trzy dni. Wtedy stało się coś, co przepełniło wszystkich strachem. Przedziwna siła z kosmosu tak powiększyła zakres swojego oddziaływania, że objęła całą Australię. Doszło do setek przypadków samobójstw i dziesiątek tysięcy ciężkich depresji.

Wtedy zrozumiano, że tylko wzięty za wariata ksiądz z Polski może cokolwiek spróbować zrobić by przerwać ten koszmar. Uwolniono go i tak jak prosił wyposażono w materiał wybuchowy. Ksiądz Waldemar założył plecak z bombą i ruszył wykonać swoją misję.

Doszedł do meteorytu i umieścił wokoło niego ładunki. Następnie oddalił się.

Gdy odszedł na bezpieczną odległość, nikt nie zamierzał na nic czekać i zdetonowano bombę. Potężnie huknęło. Kurz na dużym obszarze uniósł się wysoko. Chwilę później wszyscy byli świadkiem niezwykłego zjawiska. Jakby w filmie puszczanym do tyłu, z miejsca, gdzie był meteoryt z niezwykłą szybkością wyleciała dwukrotnie mniejsza zielona kula i zniknęła w chmurach. Za nią ciągnęła się tęcza, która pozostała na niebie jeszcze kilka godzin zanim wyblakła i zniknęła.

Wszystkie osoby, których niedawno dopadła depresja za sprawą meteorytu momentalnie wyzdrowiały. Zniknęła również czerwona wysypka. Ksiądz Waldemar został bohaterem.

Jednak nie chciał udzielić, nawet krótkiego wywiadu. Gdy poproszono by to wszystko wytłumaczył powiedział jedynie:

 

– Do naszego świata z zabłoconymi butami wszedł obcy bóg, wypędziłem go.

Koniec

Komentarze

Drugie Twoje opowiadanie w ostatnim czasie, w którym wyczuwam echa Lovecrafta. Tym razem jest to “Kolor z przestworzy”, ostatnio były “W górach szaleństwa”. Zaczytujesz się HPLem ostatnio, Dawidzie? :)

Masz w tekście kilka błędów, nie ortów, ale raczej niezgrabności językowych. Logicznie całośc klei się bardziej niż w poprzednim opowiadaniu, ale jak wrzucamy metafizykę i rozmowy z Bogiem, to i logika jest mniej potrzebna ;)

To, co opisałeś, kojarzy mi się też nieco z filmem “Anihilacja”. Trochu też z Dukajowymi “Innymi pieśniami” mam skojarzenia, a nawet z filmem “Kula”. Pomysł może nie wybitny, może nie nowy i zaskakujący, ale ma w sobie coś, co sprawiło, że opowiadanie znalazłem interesującym. Wykonanie nie najgorsze, chociaż nadal trochę brakuje do płynnego czytania.

Motyw z księdzem z małej wioski, jako jedyną nadzieją ludzkości przypomniał mi czytaną dawno temu “Epifanię wikarego Trzaski”, ale to bardziej ze względu na prostoduszność kapłana niż z powodu fabuły.

Tych wszystkich niezgrabności nie będę tutaj wypisywał, odniosę się tylko do dwóch rzeczy, które najbardziej mi nie pasowały.

Primo – meteoryt sunął po niebie? I było widać, że jest czarny? Do tego jest wielkości samochodu. Normalnie tego typu obiekt przeleciałby z rykiem po niebie i rozbił się, powodując potężne uderzenie, które zatrzęsłoby ziemią. Ale, w sumie, skoro to obcy Bóg, to jego powłoka nie musiała się zachowywać zgodnie z prawami fizyki. Więc cofam zarzut, chociaż trójkę świadków upadku tego “meteorytu” już samo to, w jaki sposób meteoryt się zachowywał, powinno mocno zastanowić.

Secundo – określenie “leciał”, którego używasz w stosunku do czasu, jak tutaj:

 

Nie dało się zbadać meteorytu właśnie z powodu, że czas wokoło niego leciał znacznie szybciej.

 

Zamień to na płynął. Tak będzie o wiele lepiej.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Outta Sewer dzięki!!!!

 

Jestem ci naprawdę wdzięczny, że za każdym razem dajesz komentarze do moich tekstów. Widać, że jesteś osobą bardzo inteligentną i chyba bardziej niż inni rozumiesz co chciałem przekazać. :)

 

W tym opowiadaniu motyw z szybciej płynącym czasem nie był nowy. Nie wiem czy pamiętasz w “Granicy wszechświata” było dokładnie to samo. Tutaj jednak bardziej to rozwinąłem. Natomiast nowością była potyczka bogów. Że są inni, mają inne cechy i niby wszechmocni ale nie wobec siebie. Nawet myślałem by wpleść w to, że bogowie to bracia a nad nimi jest istota jeszcze wyższa – ojciec. Taka myśl mi zaświtała, że nad człowiekiem jest bóg a nad nim kolejny… I właśnie zostawiłem taką trochę dowolność interpretacji tego.

 

Pozdrawiam!!!

 

PS.

Trochę się martwiłem, że ten tekst jest nieco bluźnierczy, bo w “wyznaniu wiary” jest że “istnieje tylko jeden Bóg” a ja jestem katolikiem.

Jestem niepełnosprawny...

Faktycznie, motzno pachnie HPLem ;)

 

Znacznie lepsze opowiadanie, niż poprzednie, pod względem pomysłu, choć językowo trzeba je doszlifować. Nie będę pisał gdzie dokładnie, bo jest tych spornych miejsc dużo. Brakuje też sporo przecinków.

Dawidzie, wrzucaj opowiadania na betalistę, jest dużo do poprawienia, wielu czytelników zniechęcisz dając im do czytania pracę pełną błędów i logicznych nieścisłości.

 

Po krótce:

– Dialogi w takich niezrozumiałych sytuacjach budzących emocje warto moim zdaniem upraszczać. np "jedziemy w miejsce gdzie się rozbił" (swoją droga brakuje przecinka), można zastąpić krótkim "zbierajcie się, sprawdźmy to!"

 

Nie podoba mi się, kiedy pisze mi się wprost, że "ujrzeli coś niezwykłego". Opisz sytuację tak, abym sam poczuł jej niesamowitość. Tutaj jest dobrze wyczuwalna, więc tym bardziej nie trzeba tego pisać.

 

Wydaje mi się, że meteoryt wielkości samochodu zostawiłby wielki krater, a nie po prostu zarył się w ziemi.

 

Kto wysyła polskich badaczy do Australii?! To za duże koszty, przecież można wynając do roboty miejscowych, w ogóle tego nie kupuję. Możesz zrobić z nich obywateli Australii bez szkody dla całości opowiadania.

 

Minęły dwie minuty, minęło 10 sekund… 

– może lepiej pisać o krótszej lub dłuższej chwili?

 

Wszyscy rozumieli, że te rzeczy musiały mieć związek z meteorytem, do którego jechali.

 

Oczywiście, że z tym konkretnym meteorytem, drugiego nie ma ;) Ja bym usunął końcówkę zdania.

 

Poza tym, może nie "rzeczy" a "zjawiska"? Kilka razy piszesz o "rzeczach" w kontekście dziwnych właściwości kamienia i nie tylko. Naukowiec też "powiedział rzeczy". Znajdź jakieś synonimy.

 

Poprowadzono robot

 

"robota"

 

Jedź do Australii i poproś o materiał wybuchowy, następnie umieść go na czarnym kamieniu. To jest taka sytuacja, że ja nic nie mogę zrobić, wszystko jest w twoich rękach.

 

– Bóg strasznie sztucznie mówi. Nie trafia do mnie zupełnie Bóg mówiący wprost o "materiałach wybuchowych". Albo "taka, że ja nic nie mogę".

 

od momentu spadnięcia

 

– od upadku

 

Pozdrowienia,

K.

www.popetersburgu.pl

Krzysztof85 dzięki za komentarz!!!

 

Błędy poprawione. Uwagi jak najbardziej trafne :) Zadziwia mnie wasza bystrość, ja to dostrzegam i rozumiem dopiero po wskazaniu.

 

Pozdrawiam.

 

Jestem niepełnosprawny...

Cześć Dawidzie.

Na początek kilka uwag.

 

Spadający meteoryt!

Meteoryt to meteoroid, który spadł na ziemię ;) Dopóki nie spadł, raczej nie powinien nazywać się meteorytem ;)

Mamy trzy pojęcia (dość często mieszane). Meteor, meteoroid i meteoryt. Zapoznaj się z nimi i zastanów się, jak zmienić powyższe stwierdzenie.

 

Maciek natomiast jadł, właśnie przygotowane wcześniej kanapki, opierając się o samochód.

 

To “właśnie” wywaliłbym.

 

– Coś nieprawdopodobnego – powiedział do siebie, cicho, zdumiony Bartek.

Ten pierwszy przecinek jest zbędny.

 

Po chwili ujrzeli kamień zaryty w ziemi. Był czarny i kanciasty, miał wielkość samochodu osobowego.

Jak napisał Krzysztof85 – meteoryt wielkości samochodu – załóżmy dla uproszczenia blok 2m x 1m x 1m. To 2 metry sześcienne. Zakładając, że chociaż ćwiartka to żelazo (czyli 1m3) mamy masę przynajmniej 4 tony + reszta składu – dajmy razem 5 ton = 5000 kg. Przy prędkościach, z jakimi takie obiekty spadają – można swobodnie przyjąć 10 km/s = 10000 m/s. Energia potencjalna takiego uderzenia to (tak około) (mv2)/2 = 500 000 000 000 dżuli = 0.5 teradżula.

Jedna tona trotylu daje energię ok 4 200 000 000 dżuli (4.2 gigadżula), więc, a grubsza, uderzenie wyzwoliłoby energię równą 120 tonom trotylu :] Dalej – to w przybliżeniu 0.125 kilotony trotylu. Bomba atomowa w Hiroszimie miała energię 15 kton, co oznacza, że taki blok żelazno-kamienny dałby energię 120 razy słabszą, niż Little Boy – ale to nadal w cholerę dużo :] (wyliczenia z głowy, mocno szacunkowe, mam nadzieję, że się nie pomyliłem).

Rzeczywiście, powstałby spory krater, fala uderzeniowa byłaby dość konkretna, a temperatura wszystkiego w pobliżu byłaby bardzo duża.

Zalecam więc albo znaczne zmniejszenie “kamyczka”, ewentualnie jego eksplozję w powietrzu i rozpad na mniejsze fragmenty – co akurat jest bardzo częstym scenariuszem.

 

– To niesamowite! – stary lekarz był niezwykle podniecony – ta trójka nie może być w wieku, na który wskazują ich dokumenty.

Nadal źle zapisujesz dialogi. Zalecałbym przyłożyć się do tego raz, a dobrze. Wiadomo, że od razu nie wyjdzie, ale na pewno będzie lepiej.

 

Trzeba to zweryfikować bo jeśli dokumenty są prawdziwe to mamy do czynienia z niespotykanym zjawiskiem, którego źródłem musi być znaleziony przez nich meteoryt.

Przecinki, przecinki :) W wielu miejscach brakuje, w wielu są niepotrzebnie postawione.

 

Po pokonaniu pewnej granicy, czas leciał szybciej, a nim bliżej do zarytego w ziemi kawałka skały, ta prędkość się zwiększała.

Nie jestem pewien, czy słowa “leciał” i “prędkość” tu pasują. Może lepiej: płynął oraz: …kawałka skały, zjawisko narastało.

 

Gdy był gotowy, położono go na ziemi i zdalnie uruchomiono. Poprowadzono robota w stronę zagadkowej skały, którą nazwano „magicznym kamieniem”.

Nie wiem, czy to pierwsze zdanie jest w ogóle potrzebne. Druga rzecz, to że meteoryty zwyczajowo nazywa się “geograficznie, czyli od miejsca, gdzie je znaleziono. Nazwa “magiczny kamień”, hm. Nie przekonuje mnie ;)

 

Naukowcy, a zwłaszcza biolodzy szaleli z zachwytu.

To też mnie nie przekonuje. Bardziej spodziewałbym się, że naukowcy i biolodzy robili pod siebie ze strachu :P

 

– Naokoło meteorytu zaobserwowaliśmy niezwykłe zjawiska. Czas leci tam znacznie szybciej. Jednak organizmy, które po części już zbadaliśmy, nie pochodzą spoza naszej planety jak myśli większość ludzi i jak myślałem i ja na początku. Są to pierwotniaki, które przeszły ewolucję. Normalnie taka ewolucja musiałaby trwać miliardy lat.

To mi się podoba. Nawet bardzo. Niezły pomysł! Może przyczepiłbym się tych miliardów. Miliard, to bardzo, bardzo dużo. Ewolucja człowieka od małpki ile trwała? 10 mln lat? 20 mln?

 

Słyną z zaradności.

Słynął.

 

To jest taka sytuacja, że ja nic nie mogę zrobić, wszystko jest w twoich rękach.

Brzmi to nienaturalnie w “ustach” Boga. Nieco zmieniłbym wydźwięk tego, może w kierunku, że los ludzi jest w ich rękach i Bóg nie może interweniować.

 

Tam na stole znalazł jakiś papier, którego tu nie zostawił. Wziął go do ręki. Był to bilet na samolot do Australii.

Znowu niezłe :)

 

Oczywistym było, że wpływ na to miał meteoryt. Wszystko na to wskazywało. Jakby zasięg działającej nienaturalnej siły z kosmosu zwiększał się.

Wywaliłby to “Wszystko na to wskazywało”.

 

Wtedy pojawił się jakiś ksiądz z Polski, który mówił, że wysadzi meteoryt. Wzięto go za wariata. On jednak chciał udowodnić, że może to zrobić. Przekroczył granicę bezpieczeństwa, nikt nie zdążył go zatrzymać.

A to mi się mniej podoba. Podejrzewałbym, że ksiądz zechce zachować to w tajemnicy. Dlaczego? Dlatego, że taki artefakt z pewnością byłby porządnie strzeżony. Trochę jak ze Strefą 51 w Stanach. Żądni władzy i przewag wszelkiego rodzaju rządzący z pewnością utrzymaliby “motłoch” z dala od tego miejsca, inaczej byłby tam dziesiątki tysięcy “turystów”, nie wierzących w to, chcących udowodnić, że to spisek, tacy płaskoziemcy ;)

 

Potem, pod pretekstem utraty zmysłów został uwięziony. A tak naprawdę poddano go badaniom w celu ustalenia dlaczego jest odporny na działanie „magicznego kamienia”.

O, to już bliższe prawdy ;)

Tylko dlaczego nie wysadził tego od razu?

 

Za nią ciągła się tęcza, która trwała na niebie jeszcze kilka godzin zanim wyblakła i zniknęła.

Może “pozostała na niebie”?

 

Wszystkie osoby, których niedawno dopadła depresja za sprawą meteorytu momentalnie wyzdrowiały. Zniknęła również czerwona wysypka. Ksiądz Waldemar został bohaterem.

Spory happy end ;) Tak od razu? :D

 

Ok. Jeśli to był bóg – cóż, może mógł trochę z fizyką poszaleć. Pytanie, jakie należy postawić, to czy i jaką miało to masę? Może więc gadki o kraterze są zbędne. Obliczenia pozostawię jako ciekawostkę.

 

 

 

Dobra. Pomijając to wszystko, to wg mnie Twoje najlepsze opowiadanie, jakie do tej pory miałem okazję czytać. Jak pisałem – niekoniecznie wszytko do mnie trafiało, ale całkiem nieźle poradziłeś sobie z wprowadzeniem i stopniowaniem napięcia.

Idź w tę stronę, a będzie tylko lepiej.

 

Natomiast walcz z samym sobą – jak choćby w kwestii dialogów.

 

Hej,

 

interesujący pomysł, całkiem fajna historia :)

Technicznie do dopracowania, to z czym ja miałem największy problem to sporo niedopowiedzeń, zamiast konkretnych informacji pojawiają się zwroty w stylu: bardzo szybko, na dużym obszarze, określona granica. Moje uwagi spisałem poniżej:

 

zajęty studiowaniem mapy, na której zaznaczone krzyżykami były miejsca, w których występowały interesujące ich zwierzęta.

Propozycja: “zajęty studiowaniem mapy, na której krzyżykami zostały oznaczone miejsca, w których można było spotkać interesujące ich zwierzęta”.

 

Teraz spojrzeli na niebo zaciekawieni.

Propozycja: “Wszyscy spojrzeli w niebo zaciekawieni.”

 

Rzeczywiście, całkiem niedaleko od nich, po niebie bardzo szybko sunęła czarna kula.

Nic nie mówiące te opisy – całkiem niedaleko, bardzo szybko. Poza tym czarna kula byłaby słabo widoczna w nocy. Polecam zamienić na coś w stylu – “Kilka kilometrów od nich, z prędkością odrzutowca przeleciała rozżarzona kula”.

Żeby uniknąć powtórzenia trzeba by również przerobić nieco następne zdanie: “Meteoryt spadł kilka kilometrów od miejsca, w którym się znajdowali.”.

 

Po chwili ujrzeli kamień zaryty w ziemi.

Propozycja: “Po chwili ujrzeli wryty w ziemię kamień”. Zaryty, wg mnie, jest niepoprawną formą.

 

Był czarny i kanciasty, miał wielkość samochodu osobowego.

– Dziwnie się czuję – powiedział Maciek, który prowadził samochód.

Powtórzenie.

 

Brzmiała jak bujda, jednak gdy była już pewna i potwierdzona zainteresowała naukowców na całym świecie.

Zamiast “bujda” może “internetowy żart”?

Potwierdzenie natomiast opisałbym tak: “gdy została potwierdzona przez miejscowych lekarzy”.

 

na obszarze mniej więcej pięciuset metrów naokoło meteorytu dzieją się bardzo dziwne, niespotykane zjawiska.

Propozycja: “w promieniu mniej więcej pięciuset metrów od meteorytu”. Naokoło meteorytu, to moim zdaniem, niepoprawna forma.

 

Po pokonaniu pewnej granicy, czas leciał szybciej, a nim bliżej do zarytego w ziemi kawałka skały, ta prędkość się zwiększała. Także wewnątrz tego okręgu, na którym działały dziwne siły, unosiły się świecące drobinki, a na niebie istniało coś, na wzór tęczy. Było to widoczne wyłącznie po zbliżeniu się na konkretną odległość. Poza tym obszarem nie zauważono żadnych zmian.

 

Brakuje mi tutaj bardziej konkretnych informacji – jaka jest granica oddziaływania meteorytu? Czy wpływ zaczynał się przy tych pięciuset metrach, czy potęgował się np. przy trzystu metrach? Czas leciał szybciej – o ile?

 

 

Nie dało się zbadać meteorytu właśnie z [+ tego] powodu, że czas wokoło niego płynął znacznie szybciej.

Czy próbowano, co się wydarzyło, gdy próbowano? Przydałoby się więcej informacji.

 

Nic się nie działo aż dojechał na tyle, by odłupać próbkę.

Czegoś tu brakuje, “na tyle” co?

 

Wywiad trwał jeszcze długo a odpowiedzi naukowca były niezwykle interesujące.

Nieładnie tak czytelnika zostawiać w niewiedzy, co takiego interesującego mówił naukowiec.

 

Jak to się ma do jego wiary, do jego prawd życiowych które wyznawał?

 

Słyną z zaradności.

“Słynął”.

 

Wtedy pojawił się jakiś ksiądz z Polski, który mówił, że wysadzi meteoryt. Wzięto go za wariata. On jednak chciał udowodnić, że może to zrobić. Przekroczył granicę bezpieczeństwa, nikt nie zdążył go zatrzymać. Doszedł do czarnego kamienia zarytego w ziemi. Rzeczywiście nic mu się złego nie stało, nie działała na niego ta tajemnicza siła.

Tutaj znowu bardzo niekonkretnie. Komu ksiądz mówił o wysadzeniu kamienia? W jaki sposób meteoryt był chroniony i jak księdzu udało się sforsować te zabezpieczenia? Dlaczego nie wysadził kamienia, po co tam poszedł, jeżeli nie chciał go wysadzić?

 

Kurz na dużym obszarze uniósł się wysoko.

Znów niekonkretnie – na jakim obszarze i jak wysoko?

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Jestem ci naprawdę wdzięczny, że za każdym razem dajesz komentarze do moich tekstów. Widać, że jesteś osobą bardzo inteligentną i chyba bardziej niż inni rozumiesz co chciałem przekazać. :)

Nie ma problemu, Dawidzie :) A w szczególności w przypadku wrzucania opowiadania w dzień mojego dyżuru, kiedy mam obowiązek przeczytać tekst. Ale nie myśl, że Twoje opowiadania jedynie z obowiązku czytam, bo tak nie jest. Po prostu Ci kibicuję, zarówno w Twojej walce z chorobą, jak i w Twojej walce ze słowem. Nie wiem jak w tym pierwszym przypadku sprawy stoją, ale ze słowami idzie Ci coraz lepiej i bardzo mnie to cieszy. Keep up the good work, na pewno będzie jeszcze lepiej :)

I nie do końca jestem pewien, czy jestem inteligentny i czy lepiej niż inni rozumiem co chcesz powiedzieć. Ja po prostu się staram wejść w Twoje buty, choć – i świetnie o tym wiesz – nigdy nie będę w stanie tego zrobić w pełni, ponieważ nie muszę się borykać z ogromem problemów, jakim Ty musisz stawiać czoło. Czytając cudze teksty staram się szanować autora i zrozumieć co chciał przekazać, ale jednocześnie nie mam oporów przed wytknięciem błędów, bo jesteśmy tutaj wszyscy aby się rozwijać. Tego samego oczekuję od innych. Jasne, że każda pochwałą mile łechce dumę, ale porządny plaskacz na otrzeźwienie miewa o wiele większe walory dydaktyczne ;)

Trzymaj się więc w zdrowiu, Dawid. Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

@Outta Sewer – po prostu yes

Tak, tak, ładnie to ująłeś OS.

Che mi sento di morir

silvan dzięki!!!

 

Długo zastanawiam się co napisać tobie i OS. BK. 

 

Bardzo mnie cieszy , że opowiadanie się spodobało. Te niektóre wątki które wskazałeś mi również się podobają i cieszę się, że je wymyśliłem. Muszę się trochę odchudzić to mi się będzie lepiej pisało :)

 

Przeczytałem mojej babci twoją pochwałę i spytałem co mam ci napisać i powiedziała mi , “że jej się podobasz, że jesteś taki męski”. 

 

PS.

Na serio to bardzo się cieszę. Pamiętam pierwsze moje teksty; napisałem tekst potem napisałem drugi i ktoś (jakaś dziewczyna) , napisała że to gwóźdź do trumny. Raz nazwano mnie grafomanem. I tu muszę powiedzieć, że się dobrze zachowałem bo się nie poddałem a podobno raki łatwo się zrażają. Bo ja urodziłem się w znaku raka. 

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Jeśli o przystojności mowa, to z pewnością chodzi o BK :D

Cześć!

Oj, jak napisał Outta, czuć tu ducha „Koloru z nieba”. Choć u HPL z tego co pamiętam nie działo się nic z czasem, a u Ciebie dochodzą elementy jakby relatywistyczne (pisze jakby, bo „osobliwość” oddziałuje na materię, promieniowanie i grawitacja pozostają bez zmian).

Napisane poprawnie, całkiem przyjemnie się czytało, choć miejscami coś zgrzytnęło. W końcówce tekst robi miejscami wrażenie sprawozdania albo reportażu (cały motyw z księdzem jest tak pokazany imho).

Jak to się ma do jego wiary, do prawd życiowych które wyznawał? Był smutny.

Nie do końca rozumiem postawę duchownego. Dlaczego pojawienie się anomalii wywołało u niego takie emocje? Zwłaszcza, że to się działo na drugim końcu świata.

Całkiem natomiast spodobał mi się motyw z „Obcym bogiem”, choć słowo „wypędziłem” jakoś tak trochę zgrzyta.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

krar85 dzięki!!!

 

Pozdrawiam również :)

Jestem niepełnosprawny...

Hej, Dawidzie.

Faktycznie ciekawy pomysł z tym meteorytem, nawet bardzo ciekawy. Szkoda tylko, że napisałeś ten tekst raczej w sposób, w którym normalnie przedstawiłaby je postać z opowiadania/powieści, aniżeli jest to faktyczne opowiadanie. Chodzi mi oto, że w wielu momentach jest raczej streszczeniem, a nie opisywaniem “rzeczywistości”. Mimo to lektura należała raczej do przyjemnych ;)

 

 

Maciek natomiast jadł,[-,] przygotowane wcześniej kanapki, opierając się o samochód.

Nie pasuje mi tu natomiast. Może lepiej: “Zaś Maciek jadł…”

 

Trzeba to zweryfikować[+,] bo jeśli dokumenty są prawdziwe[+,] to mamy do czynienia z niespotykanym zjawiskiem, którego źródłem musi być znaleziony przez nich meteoryt.

 

Wielu niezwłocznie przybyło w to miejsce.

Nie trzeba było wiele czasu, by zrozumieć, że na obszarze mniej więcej pięciuset metrów naokoło meteorytu dzieją się bardzo dziwne, niespotykane zjawiska.

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

 

Ps. Wciąż podtrzymuję swoją opinię, że powinieneś dawać tekstom czas na oddech. Raczej nie należy publikować swojej twórczości od razu po postawieniu ostatniej kropki ;) Gdybyś przysiadł do nich na chłodno, mogłyby stawać się lepsze. Taka rada!

 

 

Edit: Byłam bardzo ciekawa, co stało się z naukowcami z początku. To musiał być wstrząs tak nagle się postarzeć. Fajnie byłoby dowiedzieć się, jak się z tym czuli.

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

LanaVallen przepełnia mnie wielka radość, naprawdę się cieszę. Tylu osobom się opowiadanie podobało. Czegoż można więcej chcieć :)

 

Dziękuję i bardzo serdecznie pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Wcześniejsi komentatorzy chyba mnie ubiegli z ocenami i komentarzami, więc zostawię tutaj jedynie mały ślad.

Pomysł ciekawy, od razu mnie wciągnęło – twój styl pisania jest prosty, lecz przyjemny do czytania, zwłaszcza, że opowiadanie nie jest rozciągnięte na nie wiadomo ile słów. Motyw starzenia popromiennego wydaje się fajny, choć mógłby być wykorzystany w czymś dłuższym, z trochę innym motywem – ale to tylko moja opinia.

Zakończenie faktycznie dodaje klimatu H.P. Lovecrafta z tym obcym Bogiem ;)

Pozdrawiam i powodzenia!

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

DanielKurowski1 dzięki! :)))

 

Pozdrawiam!

 

PS.

Chciałbym być w twoim wieku :P

Jestem niepełnosprawny...

Ja natomiast twoją wyobraźnię, pracę i upór – sporo masz tych opowiadań, jak chcesz możesz polecić swoje popisowe, z chęcią zajrzę, a jak uzbieram komentarze do biblioteki, to z pewnością ocenię ;)

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Ech, Dawidzie. Tak jak błyskawicznie produkujesz opowiadania, tak samo błyskawicznie wszystko się w nich dzieje. A ja tego nie kupuję. Nadal podziwiam Twoją wyobraźnię, ale wolałabym abyś starał się bardzie uprawdopodobnić opisywane zdarzenia i może niekoniecznie włączał do wszystkiego przepełniająca Cię wiarę.

 

czas płyną szyb­ciej… ―> …czas płynął szyb­ciej

 

Za­czę­to ba­da­nia i eks­pe­ry­men­ty. Ko­lej­ne trzy dni póź­niej, jeden z na­ukow­ców ba­da­ją­cych nowe or­ga­ni­zmy, udzie­lił te­le­wi­zyj­ne­go wy­wia­du, w któ­rym po­wie­dział rze­czy, które w znacz­nej mie­rze za­spo­ko­iły cie­ka­wość mi­lio­nów ludzi… ―> Nie wierzę, aby po trzech dniach można było podać do publicznej wiadomości wiarygodne wyniki jakichkolwiek badań.

 

wy­le­cia­ła dwu­krot­nie mniej­sza zie­lo­na kula i z nie­zwy­kłą szyb­ko­ścią od­le­cia­ła w górę… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Za nią cią­gła się tęcza… ―> Za nią cią­gnęła się tęcza

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy po stokroć ci dziękuję!!! Rady, rady i jeszcze raz rady – tego potrzebuję.

 

Popatrz już się nauczyłem by się nie spieszyć i czekać aż opowiadanie poleży. Potem przyczyna – skutek. Nauczyłem się opisów i że są niezbędne. Więcej emocji u bohaterów. Nie opisuj tylko pokaż.

 

Tych rad których przestrzegam jest cała masa. Będę się dalej starał uczyć i wykorzystywać. Teraz już znowu wiem, że musi być więcej logiki i prawdopodobieństwa.

 

pozdrawiam!!!

 

PS.

To tak trochę nieskładnie ale spieszę się będę za parę godzin… 

Jestem niepełnosprawny...

Cierpliwości Ci życzę, Dawidzie, i coraz lepszych opowiadań. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajny pomysł z oddziaływaniem meteorytu na ludzi i czas. W ogóle większość historii mi się podobała.

Gorzej z końcówką. Wysłanie księdza uzbrojonego w boskie moce bardzo, IMO, spłyciło opowieść. Działo się, działo, a tu nagle deus ex machina.

Potem, pod pretekstem utraty zmysłów został uwięziony.

A jak go uwięzili, skoro nikt nie mógł wejść tam, gdzie ksiądz przebywał?

Babska logika rządzi!

Finkla dzięki za przeczytanie i komentarz!!! Już niedługo chyba będzie nowe opowiadanie, tym razem zbetowane :) do tego rodzice znaleźli w gazecie lokalnej konkurs literacki. Wezmę udział.

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka