- Opowiadanie: darek71 - Fucha

Fucha

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Fucha

 

Zwlokłem się z łóżka. W sypialni jak zwykle rządził chaos. Spojrzałem w lustro, umieszczone w drzwiach szafy. Widok nie zachwycił, ale nie miałem powodów do kompleksów. Na kogo by dzisiaj ponarzekać? Bez tego ani rusz. Muszę codziennie wynajdywać preteksty, by spełnić swój obywatelski obowiązek i poczuć się prawdziwym Polakiem. Nie zawsze były zgodne z rzeczywistością, ale czy o to w tym wszystkim chodzi?

Z rozmyślań wyrwało mnie charakterystyczne chrząknięcie. Sąsiad z naprzeciwka znowu zaszczycił mnie wizytą. Wiedziałem, że za chwilę padnie durne pytanie. Nie pomyliłem się.

– Kto stoi za tym, że Polska nie ma bogatych złóż srebra i złota? – usłyszałem charakterystyczny, niski głos.

– To wina Ruskich. Wmówili Matce Ziemi, że nie zasługujemy na cenne metale. Na uroczystej kolacji zaprawili samogonem i było po sprawie. Ich knowania naraziły nas na ogromne straty. Grzejmy silniki czołgów i do ataku! – odparłem z kamienną twarzą.

– Sam to wymyśliłeś, czy pomogło uderzenie twardym narzędziem w czerep?

– W niektórych kwestiach jestem samowystarczalny. Obyło się bez stymulacji z zewnątrz – oświadczyłem, siląc się na patetyczny ton.

– Uspokoiłeś mnie.

– Siadaj, zaparzę ci kawy.

Gość kiwnął głową na znak zgody. Najpewniej liczył na gorący napój od samego początku wizyty.

Po trzech kwadransach przemieszczałem się za pośrednictwem komunikacji miejskiej z punktu A do punktu C, lekceważąc totalnie punkt B i mnóstwo pozostałych. Na jednym z przystanków do klimatyzowanego wnętrza autobusu wsiadł mężczyzna o ostrych indiańskich rysach, ubrany w gustowny garnitur i usiadł za mną.

Rzadko widuję czerwonoskórych mężczyzn, ale dopiero kolejny pasażer przykuł moją uwagę. Naprzeciwko mnie ulokował się chłopak, który wyhodował na czole choinkę, a konkretnie jodełkę. Choć była połowa lipca drzewko obfitowało w typowo świąteczne ozdoby. Nie brakowało nawet malutkich prezentów. Gdyby nie drzewko „młodzian” niczym specjalnym by się nie wyróżniał. Mały, chudy blondas – prawdopodobnie uczeń podstawówki. Markowe ciuchy, okupione zapewne krwawicą rodziców, nosił z pogardą równą tej, którą darzył otoczenie. Co ciekawe żaden z pasażerów nie zwracał uwagi na oryginalną ozdobę jego głowy.

– Po co ci ten wiecheć? – spytałem.

– To przepustka do wiecznego szczęścia – odparł dumnie. – Nie każdy może się pochwalić czymś takim.

– Możesz jaśniej?

– Kilka miesięcy temu udało mi się skonstruować urządzenie, dzięki któremu mogę przemieszczać się do równoległych wymiarów. W kilku z nich istnieje zwyczaj dawania prezentów przez cały rok. Należy tylko spełnić jeden warunek: obdarowany musi posiadać stosowne drzewko w widocznym miejscu. Załatwiłem przeszczep u znajomego konowała i jadę odebrać, to co mi się należy.

– Autobusem? – spytałem ironicznie i zacząłem się głośno śmiać.

Nagle poczułem, że dzieje się coś dziwnego i niepokojącego zarazem. Tajemnicza siła kazała mi spojrzeć w okno. Miasto i współpasażerowie zniknęli, a pojazd tkwił na środku ogromnego dziedzińca zamkowego.

– Jesteśmy na miejscu, dupku.

– Czyli gdzie?

– W jednym z nielicznych wymiarów, które powstały dzięki aktywności ziemskich frustratów. Przez całe wieki nikt nie dostrzegał potencjału ogromnej energii, wynikającej z rozczarowania. Czy to beznadziejny mąż czy przykra konstatacja, że idealny ustrój polityczny nie istnieje. Ludzkie frustracje kumulowały się przez tysiące lat i wreszcie znalazł się ktoś, kto potrafił ją okiełznać i wykorzystać.

– Tylko, co ja mam z tym wspólnego? – spytałem, kopiąc ze złością w podłogę.

– Jako jedyny z pasażerów dostrzegłeś jodełkę na mojej głowie. A to może znaczyć tylko jedno: należysz do wybranych. Nie pozostaje ci nic innego, jak tu zostać i administrować całym majątkiem, aby nie wpadł w niepowołane ręce. Na razie musisz radzić sobie sam, ale już wkrótce przyślę ci pomoc.

– Do tej pory sądziłem, iż moja wyjątkowość polega na tym, że mylą mnie ze sznaucerem sąsiadów i karmią psim żarciem.

– Wkrótce dojrzejesz do zmian.

– Przepraszam, że się wtrącam – odezwał się nagle męski głos. – Muszę przyznać, że ja również dostrzegłem wspomnianą wyżej choinkę. Uznałem jednak, że to tutejsza moda. Poza tym nie mam biletu i musiałem zniknąć z oczu ewentualnym kontrolerom.

W autobusie zapadła cisza. Dzieciak zajrzał pod każde siedzenie i wyciągnął Indianina. Ów otrzepał się z kurzu, głupio uśmiechnął i usiadł obok mnie.

– Następny wybrany, a kilka minut temu myślałem, że należę do absolutnej elity – oświadczyłem, nie kryjąc sarkazmu.

Czerwonoskóry rozejrzał się ciekawie. Następnie sięgnął do kieszeni i wyjął stylowe okulary przeciwsłoneczne.

– Chciałem zażyć cywilizacji.

– Jaśniej, proszę!

– Opozycja w moim rodzinnym wigwamie w osobie zacnej małżonki, okazała się głucha na racjonalne argumenty. W konsekwencji musiałem spędzić wiele ostatnich nocy na prerii. Nie chciałem pokajać się przed Szybką Decyzją i obdarzyć jej wyeksploatowanych stóp masą soczystych pocałunków. Prawdą było, że zażyłem wiele przyjemności podczas obcowania z przyrodą ożywioną, choć ta czasami zalatywała nieboszczykiem. Skoro świt zamiast koguta budziło mnie stado bizonów. Nie ma to jak zegar biologiczny. Imponuje swoją regularnością oraz chęcią służenia innym.

– Teraz nawet za pomocą sygnałów dymnych nie dasz połowicy do zrozumienia, że twoja skłonność do kompromisu jest dużo większa niż w analogicznym okresie roku ubiegłego – skwitowałem – Sam mam problemy rodzinne. Moja mama od lat się zamartwia, że nie założyłem rodziny. W konsekwencji ograniczyła jadłospis do środków uspokajających. Koncerny farmaceutyczne nie ustawały w podziękowaniach. W nagrodę zaliczyłem wszystkie egzotyczne wyspy i to w pełni sezonu. Nie musiałem czekać na popłuczyny po turystach.

Ni stąd, ni zowąd usłyszeliśmy ryk. Żaden z nas nie dał po sobie poznać, że go to zaniepokoiło.

Po chwili ciszy głos zabrał najmłodszy z nas :

– Mam ciekawe hobby. Niecodzienne, ale jakże wdzięczne. Kocham parowozy. Lokomotywy, które od zawsze przytłaczały gabarytami i żywotnością zaklętą w metal. Kiedy tylko miałem jakąś w bezpośrednim zasięgu, próbowałem ją oswoić na różne sposoby. Trwało to wiele lat, ale w końcu odniosło skutek.

Poczułem się spełniony. Dotarło do mnie, że stałem się silny i wyrosłem ponad rówieśniczą brać. Zostawiłem gdzieś czas przeszły. Wypadało tylko pójść do domowego sanktuarium i pokłonić się po raz kolejny stalowym bożkom.

Tajemniczy ryk zabrzmiał po raz wtóry.

– Powiedz, przyjacielu, jak przemyciłeś tu bizona? – zapytałem Indianina.

Ów zerknął na mnie i poczułem, że był pozytywnie zaskoczony

– Na dachu autobusu – wyjaśnił i wyprostował się dumnie. – Czas go stamtąd ściągnąć.

Wojownik wysiadł z pojazdu.

Ciekawość zwyciężyła. Podążyłem za nim i stałem się uczestnikiem oryginalnej rozmowy.

– Potraktujcie to jako rekompensatę za wszystkie krzywdy, jakie was spotkały ze strony ludzi.

– A jaka jest gwarancja, że nikt nam nie będzie przeszkadzał? – zapytało zwierzę, strzygąc uszami

– On nam w tym pomoże – odparł Pewien Apacz i wskazał na mnie palcem. – Sprowadzimy tu urządzenie ekranujące, a tego cwaniaczka posadzimy w sterowni.

– Co będę z tego miał?

– Milion eurasów rocznie. Wystarczy?

– Trudno się mówi. Zacisnę pasa.

Od tego czasu nieprzebrane stada bizonów pasły się na niezmierzonych preriach.

Do mnie należało monitorowanie zagrożeń. Po pięciu latach zastąpił mnie facet, który jechał właśnie na rozmowę kwalifikacyjną i spotkał dziwnego dzieciaka z choinką na czole.

Koniec

Komentarze

Tradycyjnie absurdalne i jak zwykle zabawne. A choć miałam obawy, że chłopak z choinką zdominuje tę historię, to na szczęście okazało się, że i dla Pewnego Apacza znalazło się dość miejsca, a i bizon mógł sobie poryczeć.

 

– Kto stoi za tym, że Pol­ska nie ma bo­ga­tych złóż sre­bra i złota ? ―> Zbędna spacja przed pytajnikiem.

 

Naj­pew­niej li­czył na go­rą­cy wywar od sa­me­go po­cząt­ku wi­zy­ty. ―> Naj­pew­niej li­czył na go­rą­cy napar od sa­me­go po­cząt­ku wi­zy­ty.

Za SJP PWN: wywar «płyn uzyskany wskutek gotowania mięsa lub warzyw w wodzie»

 

ob­da­ro­wa­ny musi po­sia­dać sto­sow­ne drzew­ko na po­ty­li­cy. ―> Wcześniej napisałeś: …chło­pak, który wy­ho­do­wał na czole cho­in­kę… ―> Ponieważ czoło i potylica znajdują się w dwóch różnych miejscach, zastanawiam się, gdzie chłopak miał choinkę?

 

Po za tym nie mam bi­le­tu… ―> Poza tym nie mam bi­le­tu

 

spo­tkał dziw­ne­go dzie­cia­ka z cho­in­ką na czole. ―> Na czole, czy na potylicy?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witam Cię Reg w nowym roku. Po gruntownym namyślę podjąłem ostateczną decyzję: choinka będzie na czole.

Jako wegetarianin winienem wiedzieć czym się różni wywar od naparu, ale posiadam zamiast głowy czerep rubaszny, a tam coraz mniej miejsca na rzetelną wiedzę.

 

Sympatyczne. Trochę się zgubiłam przy lokomotywach i najlepszym przyjacielu. Kto to właściwie był. Reszta całkiem fajna. Ciekawi mnie, jakie prezenty dostał chłopak z choinką.

Babska logika rządzi!

Cześć Darku,

napisałeś absurdalne, groteskowe opowiadanie. Styl i dialogi mocno przerysowane, co ładnie zgrywa się z całą konwencją. Zabawne! Powiem tak: lubię, kiedy pomimo całej groteski i absurdu, gdzieś między wierszami jest jednak schowany jakiś sens, jakaś myśl, z którą można zostać po lekturze. Tutaj niczego takiego nie zauważyłem, chciałbym więc zapytać bezpośrednio Ciebie – jak Ty to odbierasz? Może po prostu ja nie zrozumiałem zamysłu Autora?

 

Na jednym z przystanków do klimatyzowanego wnętrza autobusu wsiadł mężczyzna o ostrych indiańskich rysach, ubrany w gustowny włoski garnitur i usiadł za mną.

Istna lawina przymiotników!

 

Noe dość, że muszę słuchać…

Nie dość

 

 

 

Pozdrowienia!

K. 

www.popetersburgu.pl

Słuszna decyzja, Darku. Choinka na czole jest znacznie praktyczniejsza, bo pozwala wygodniej się wyspać.

Życzę Ci, aby nowy rok obfitował w dorodne warzywa, owoce i pomysły, rzecz jasna.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć.

 

– Opozycja w moim namiocie, okazała się na tyle skuteczna,

Może lepiej brzmiałoby “tipi”? Ewentualnie wigwam?

 

Po trzech kwadransach przemieszczałem się…

W tym akapicie masz problem z justowaniem.

 

Szorcik, rzekłbym, dość absurdalny, no ale… o to chodzi? ;)

Cześć, Darku!

 

Na początek powiem, że bardzo ciekawie skleiłeś tu ze sobą wiele motywów, które mimo absurdalności grają ze sobą. Niestety zgodzę się z Krzysztofem, że o ile językowo nie czuję tu większych zgrzytów, a lektura była szybka i przyjemna, finał troszkę zawodzi. Mam z tym tekstem dwa problemy.

 

Pierwszą jest trochę postać Indianina, bo rozumiem, że miała być szyta ze stereotypów, ale nie do końca klei mi się to, że Apacz, wojownik i swego rodzaju duch, który dobija z bohaterem targu… Za dużo mi tego jak na tak krótki tekst innymi słowy, a i połączenie lekko zgrzyta. Nie psuje jednak wrażeń z lektury.

 

Drugą, bardziej problematyczną kwestią jest finał. Mam wrażenie, że tekst do czegoś zmierza, ale zabrakło w nim wystarczającej ilości wskazówek, do czego. Z jednej strony myślę, że chodzi o zapętlenie (motyw spotkania bohatera w autobusie powraca), z drugiej nie widzę wyraźnej kropki nad i. Jeżeli chciałbyś coś tu poprawić, to doradziłabym jakąś drobną wskazówkę, która spięłaby to wszystko klamrą.

 

Pomimo powyższych kwestii ten tekst zachęcił mnie, żeby rzucić okiem na Twoje pozostałe teksty. Widać, że naprawdę czujesz groteskę i w paru zdaniach potrafisz zbudować niebanalną atmosferę.

 

Pozdrawiam

ale nie do końca klei mi się to, że Apacz, wojownik i swego rodzaju duch, który dobija z bohaterem targu…

Oidrin, ten Indianin to nie byle Apacz, to Pewien Apacz, bohater chyba wszystkich szortów Darka71. Obecność Pewnego Apacza jest uzasadniona zawsze i wszędzie, a jego poczynania nie podlegają dyskusji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Aaaa, to przepraszam, pędzę uzupełnić braki.wink

Cześć Darku!

 

Styl mnie urzekł, ale podobnie jak Finkla zgubiłem się przy lokomotywach i najlepszym przyjacielu. 

 

Pozdrawiam

Finkla i Helmut – witam Was serdecznie w nowym roku. Macie rację przyjaciel wprowadzał niepotrzebny zamęt. Już go nie ma.

Oidrin – dziękuję za rzeczowy komentarz i pozdrawiam w nowym roku.

Silvan – Może lepiej brzmiałoby “tipi”? Ewentualnie wigwam? Tipi jest namiotem, ale wigwam to rodzaj chaty. Tyle że ja jestem podatny na zmiany, o ile mają sens.

Krzysiek – tekst miał mieć wymowę proekologiczną i opowiadać o złożonych relacjach między ludźmi, a ujarzmianą przez nich przyrodą ożywioną . Nie popisałem się skoro tego nie widać. Pozdrawiam w nowym roku.

Do Reg – Obecność Pewnego Apacza jest uzasadniona zawsze i wszędzie, a jego poczynania nie podlegają dyskusji. Rezerwuję sobie to zdanie. Będzie widniało na pierwszej stronie antologii przygód Indianina.

Jasne, sugerowałem tipi (ewentualnie wigwam, bo pewnie i chata wchodziłaby w grę), gdyż brzmi bardziej po indiańsku :) To zwykła drobnostka ;)

Jeśli dobrze pamiętam, to Pewien Apacz ma w domu balkon, a na nim komin fabryczny, więc tipi ani wigwam chyba nie wchodzą w grę. ;-)

Babska logika rządzi!

A, jeśli tak, to kłaniam się nisko, po samo boisko!

Do Finkli – Dlaczego chata nie może mieć balkonu? Zwłaszcza wymyślona w zgoła absurdalnym uniwersum,

A to nie była częściowo ziemianka? Ale… przecież to żaden problem dla Apacza.

OK, cofam swoje słowa.

Babska logika rządzi!

Pewien Apacz w ziemiance??? Serce mi krwawi…

Obecność Pewnego Apacza jest uzasadniona zawsze i wszędzie,

;-p

Babska logika rządzi!

Sprytne. Chylę czoła.

Darku, z radością oddaję Ci rzeczone zdanie i bardzo się cieszę, że znalazłeś dla niego tak zacne przeznaczenie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg – zdanie już żyje własnym życiem (patrz komentarz Finkli). Co świadczy o jego niezwykłej sile przekazu.

Miałam na tyle przyzwoitości, żeby zaznaczyć, że to cytat. ;-)

Babska logika rządzi!

Zauważyłam! I bardzo się cieszę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne, błyskotliwe i zabawne. Silnie budujesz na kontekstach, a one mogą stawać się niezrozumiałe, zwłaszcza gdy przesadzasz z zamiennikami głównych postaci i zbytnim skrótem. 

W dwóch miejscach się zawahałam: przy sprawcy zamieszania – czy to Nasz Apacz, chudziak z choinką na czole, bizon; podobnie miałam z "onegdaj przyjacielem". Te końcowe rozmowy były hermetyczne, lecz po poprawkach jest dużo lepiej, chociaż listonosza mi żal. ;-) przypominał mi "The Postman".

Stada wolnych bizonów przemierzających prerię bardzo mnie radują. :-)

 

Mały, chudy blondas – prawdopodobnie uczeń podstawówki, Markowe ciuchy, zapewne okupione krwawicą rodziców, nosił z pogardą równą tej, którą darzył mamusię i tatusia.

Kiks: "Markowe" małą literą lub kropka po "podstawówki".

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum – dzięki z opinię. Błąd zostanie skorygowany. Spojrzenie na tekst w poniedziałek z piątkowym punktem odniesienia – to zawsze mnie intrygowało w Twoich komentarzach. Wszystkiego dobrego w nowym roku.

Witaj Darku, absurdy w literaturze nigdy mi nie podchodziły (jak np. hodowanie choinki na czole), jednak Twój szort był naprawdę zabawny i przyjemny, przeczytałem całość z ciekawością i bez jakichkolwiek problemów. Wszystko domykało się i nie było wymuszone. Styl jest bardzo dobry, dla mnie nadający się do druku (nie zdziwiłbym się, gdybym kiedyś znalazł go w jakimś zbiorze).

Powodzenia, na pewno zajrzę do innych Twoich prac! ;)

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Spojrzenie na tekst w poniedziałek z piątkowym punktem odniesienia – to zawsze mnie intrygowało w Twoich komentarzach.

W weekendy nie mieszkam w domu, więc zwyczajnie kopiuję i czytam w międzyczasie. Sprawa prosta. ;-)

A ten bizon i stada to takie prawdziwe, nie “ludzkie”, tak się tylko upewniam. :-)

I ode mnie przyjmij proszę – najlepszego na ten nowy, może lepszy, inny rok, jak najwięcej dobrego. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Mam bardzo ambiwalentne uczucia, co do twojego opowiadania XD Stanowczo przechylają się na pozytywną stronę, wszak przeczytałam je dwa razy + raz na głos siostrze zamiast wieczornego serialu i przy tym drugim, głośnym już czytaniu absurd treści wyrwał nawet z dwa głośniejsze zaśmiania.

Nigdy nie wiem, czy zaczynać od złych rzeczy, czy od dobrych – dobrych jest więcej, więc może je odfajkuję najpierw.

W ogólnym rozrachunku masz przyjemny i lekki styl, który nie przeszkadza w odbiorze, a często też błyskotliwą wstawką zamierzenie bawi. Jest szybki, tekst się połyka na raz, a nie przystawia po drodze. Fabuła jako tako, dosyć nieobecna, ale za to scenki rodzajowe łączą się mocnym spoiwem. Najbardziej sympatyczny wydał się chłopiec z choinką i osobiście żałuję, że nie było go więcej, bo ma zadatek na naprawdę błyskotliwą postać – trochę co do niego miałam skojarzenia z Piątką z Umbrela Academy(nie wiem czy widziałeś) – i w sumie od momentu jego pojawienia i tej choinki, jakoś tak zapałałam cieplejszym uczuciem do opowiadania.

Najbardziej mi się spodobało jak wyszedł ten Apacz na gapę i powiedział, że się kitrał przed kontrolerem. Jakoś tak bardzo podpasował mi ten humor i już zupełnie zaczęłam traktować tekst chyba w taki sposób, w jaki był zamierzony, aby go traktować. Bez pytania ale i po co, po prostu przyjmując na klatę, że tak ma być i basta. No i kurde, wstyd przyznać, ale jakoś rozbawił sam fakt, że to właśnie Indianin bez biletu jechał.

Końcówka tylko, jak ktoś już wyżej wspominał i mnie zgubiła, i zupełnie nie wiedziałam kto z kim, jak i po co. Bizon! I dalej nie wiem, co się dzieje. Ale Bizon mocny akcent, trochę zagłuszył potok pytań.

Lubię abstrakcję, twoja jest smaczna, nie przesadzona i paradoksalnie nie kopie w twarz – bo styl łagodzi wejście do pochrzanionego autobusu.

A z minusów, dialogi mają tendencję do bycia trochę gagowymi. Czyli jedna osoba mówi podstawkę, dla drugiej, żeby wyszedł żart. Osobiście tego nie lubię :)

– Sam to wymyśliłeś, czy pomogło uderzenie twardym narzędziem w czerep?

– W niektórych kwestiach jestem samowystarczalny.

O tutaj na przykład. Za mało naturalności w tym ich przekomarzaniu :) Nie wiem czy w ogóle zrozumiałe to, co chcę przekazać, ale nie jest to taki duży zarzut, więc najwyżej do zignorowania.

 

Czasami również puenty troszkę przeciągasz i traci siła żartu :)

– To wina Ruskich. Wmówili Matce Ziemi, że nie zasługujemy na cenne metale.

O tutaj, dla przykładu – bardzo fajny, polski żarcik, że co złego to albo zachodni, albo wschodni wrogowie i zupełnie by wystarczyło takie krótkie burknięcie bohatera :) Reszta tekstu już nie ubogaca, a sprawia, że wypowiedź staje się cięższa.

Unikałabym również określeń – powiedziałem ironicznie, z sarkazmem itd. bo to rola czytelnika zorientować się o użytej formie. Dopuściłabym burknąłem, mruknąłem i inne tego rodzaju ozdobniki nakierowujące na ton, ale nie na sam zamiar ironii – bo na tym polega jej piękno, niektórzy ją łapią, no a inni podchodzą dosłownie. Zaufać trochę odbiorcy i dać mu pole interpretacji :) No i w dialogach przede wszystkim jednak proste – powiedziałem – jest wg. mnie królem, królów i z kontekstu, który prowadzisz, nie martw się, z łatwością da się wyczytać intencje wypowiadającego. Masz łatwość w prowadzeniu pewnej “pyskówki” między bohaterami i te złośliwe nuty bardzo łatwo człowiek wyłapuje bez ozdobników.

Nagle poczułem, że dzieje się coś dziwnego i niepokojącego zarazem.

“Poczułem” bardzo wyciąga z imersji. Jakkolwiek w pierwszoosobowej narracji, czy w trzeciej, przeważnie pisarz chowa się za oczami bohatera. A bohater nie myśli – o poczułem zimno, tylko jest zimno :) Mała pierdoła, którą osobiście zawsze jest mi ciężko wyłapać. Nie wiem, może zrobiłeś ja tu zamierzenie by podkreślić fakt ciągłości dziania się. Ale jeżeli nie było to celem, to proste – nagle wydarzyło się coś dziwnego i niepokojącego zarazem! – nie wytrąca z odbioru, bo czytelnik zapomina, że patrzy nie swoimi oczami.

 

Więc, zaczęłam, że ambiwalentny mam do tego stosunek, ale jednak podobało mi się na tyle, że się spisałam jak głupia, przeczytałam to dwa razy, zaśmiałam się i co najważniejsze – zapamiętałam! o czym treść była. I chyba to najważniejsze, jeżeli coś twoje opowiadanie pozostawiło.

Alessia – kto mógł przewidzieć, że mój tekst stanie się przedmiotem aż tak wnikliwej analizy. teraz mnie czeka notowanie, odnoszenie się i tek dalej. Dziękuję za poświęcony czas i merytoryczne uwagi. 

Czy Twój pseudonim jest związany z bitwą Galów z Rzymianami?

Ach nie :D Wybacz, jeżeli za długo się spisałam! Obiecałam sobie, że co przeczytam to postaram się skomentować, a u ciebie mi wyszło faktycznie długawo, ale to z sympatii do tekstu! A pseudonim związany z Dark Souls 2. Boss mnie tam dobijał i od tej pory sobie przywłaszczyłam jego imię. Ale jakaś tam bitwa była!

Alessia – chodzi tylko o to, że trudno mi będzie się wdrapać na Twój poziom analizy. Jestem już stary, a do tego leniwy. 

Przy okazji, gdyby się okazało, że znasz Piotrka Cymermana, to pozdrów go ode mnie.

Fajne. Skoro może sobie paradować facet z liściem na głowie i nikt mu nic nie powie, to i choinki mogą ludziska nie zauważyć ;) Pozazdrościłam bizonom i narratorowi. Temu ostatniemu fuchy oczywiście ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka – Twój luz mi się dzisiaj udzielił. To będzie fajny wieczór. Dzięki.

Tym razem czuję się w pełni usatysfakcjonowany po lekturze Twojego szorta, Darku :) Odpowiednia dawka absurdu, celnych spostrzeżeń i oczywiście całość, jak zwykle, napisana porządnie i obrazowo (czego Ci zazdroszczę, bo przez Twoje teksty, nawet gdy mi fabularnie nie podchodzą, się płynie, bez wiosłowania, jedynie unoszonym równym i wartkim nurtem historii).

Ostatnio ograniczam polecajki do biblioteki, ale to opowiadanie zmusza mnie do zlania na krótką chwilę tych ograniczeń.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Cześć!

He, he, Nowy Rok, Nowy Apacz. Tym razem w autobusie, w garniturze i z bizonem na dachu. Przyjemny tekst na dobry początek dnia.

Polecam do biblioteki, bo szczerze się z tego uśmiałem.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Outta – takie jest moje widzenie świata. I bardzo mnie cieszy, że czasami towarzyszysz mi w jego postrzeganiu.

pozdrawiam w nowym roku. 

krar85 – dzięki za miłe słowa. Mieszkałem w Warszawie pięć lat, więc jesteśmy niemal ziomkami. Pozdrawiam w nowym roku.

Cześć Darku,

po wypowiedziach pozostałych forumowiczów chyba nie jestem w stanie nic odkrywczego tutaj dodać. Napiszę tylko tyle, że czytało się dobrze, a pierwsza rozmowa z sąsiadem skutecznie przykuwa do tekstu. Oprócz tego chyba czuję się zainteresowany poznaniem innych przygód Pewnego Apacza. ;)

Crucis – tylko uważaj, po lekturze kolejnych tekstów nie będzie już odwrotu. Pozdrawiam w nowym roku.

Absurdy Apacza tym razem dosięgły celu. Tekst napisany Twoim typowym stylem – czyli długie wypowiedzi na granicy absurdu – jednak czyta się dobrze. Temat też ciekawy, motyw z jodłą przypomina mi starą piosenkę o liściu na głowie :) I tylko jedno pytanie – kim jest sąsiad z góry? Czy to jakiś foliarz czy może ktoś więcej? ;)

Tak więc koncert fajerwerków przyjemny, krótki, na swój sposób specyficzny.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan – pisząc ten tekst, nie spodziewałem się, że zostanie tak miło przyjęty. Tym bardziej mnie to cieszy. Szczerze mówiąc nie wiele wiem o sąsiedzie z góry, ale słowo foliarz mnie zaintrygowało. Nie wiem, co to znaczy, ale brzmi fajnie.

Sympatyczne, zabawne opowiadanie, które dobrze i szybko się czytało. Dodałabym tag “absurd” w opisie. Z lekkością żonglujesz skojarzeniami – humorystycznymi i niespodziewanymi: od sąsiedzkiej polityki do bizona na dachu autobusu. Nie zabrakło też choinki budującej świąteczną atmosferę. ;)

Nie jestem targetm tego typu tekstów, ale to opowiadanie przeczytałam z zainteresowaniem.

Raz trafia, raz nie. Ale nadal jestem fanem Pewnego Apacza

Przyzwyczaiłeś mnie do akcji– prawdopodobnie stąd brak entuzjazmu.

Przypominam, że nadal jestem fanem. Czekam.

Ando – zapomniałem, że to co dla mnie jest normą, dla innych może być absurdem. Poprawię się.

Mane Takel Fares – Pewien Apacz zapadł w sen zimowy, ale jak mrozy sczezną…

Czekam grzecznie.

Witaj Darku. Absurd, to kocham. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to troszkę prymitywne poczucie humoru, wybacz, że to piszę, ale jak dla mnie troszkę banalnie pociągnięta całość– mimo całego swojego absurdu.

 

Ogólnie bardzo, ale to bardzo na plus, podoba mi się bardzo chęć stworzenia czegoś, co jest w zamyśle absurdalne. W wolnej chwili z pewnością zajrzę do innych Twoich opowiadań.

 

Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że nie zaprzestaniesz podobnych prób.

Witaj.

Historia mnie niesamowicie rozbawiła i zaskoczyła równocześnie. Jest w niej tyle rzeczy niesłychanych, że potrafi się tylko podobać. :)

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Experymentator i Bruce – wybaczcie, że tyle zwlekałem z odpowiedzią, ale jeszcze nie wybudziłem się ze snu zimowego. Dziękuję za dobre słowa. A co do poczucia humoru i banalnie pociągniętej całości – cieszę się, gdy czytam podobne opinie, to znaczy, że tkwią we mnie jeszcze spore rezerwy. Pozdrawiam was gorąco.

@Darek71 

Pozdrawiam również i raz jeszcze gratuluję. :)

 

Pecunia non olet

Absurdalnie groteskowe / Groteskowo absurdalne. Nie rozbawiło niestety 

Nowa Fantastyka