- Opowiadanie: Outta Sewer - Reguła 34

Reguła 34

Uwaga na ża­lu­zje.

 

Ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nia dla nie­za­wod­nej trój­ki be­tu­ją­cych: Ba­se­ment­Key, Ne­ar­De­ath, oidrin.

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Reguła 34

Sil­ni­ki ma­new­ro­we mełły rzad­ką, mar­sjań­ską at­mos­fe­rę, kiedy wal­co­wa­ty po­jazd opusz­czał się gład­ko ku po­wierzch­ni pla­ne­ty. Ryk z roz­grza­nych do czer­wo­no­ści dysz prze­cho­dził stop­nio­wo w od­gło­sy przy­po­mi­na­ją­ce jęki i po­sa­py­wa­nia, by osta­tecz­nie za­milk­nąć. Ma­szy­na do­szła do pu­ła­pu, na któ­rym jed­nost­ki na­pę­do­we zo­sta­ły dez­ak­ty­wo­wa­ne, zaś z gór­nej czę­ści lą­dow­ni­ka wy­strze­li­ły białe smugi, które po chwi­li roz­ło­ży­ły się w cza­sze spa­do­chro­nów.

Łapy po­jaz­du ude­rzy­ły w py­li­stą mar­sjań­ską zie­mię, wznie­ca­jąc tu­ma­ny kurzu i prze­sła­nia­jąc obraz z ze­wnętrz­nych kamer. Ośle­pio­ne przez chwi­lę czuj­ni­ki spo­wo­do­wa­ły wah­nię­cia wska­zó­wek na tar­czach licz­ni­ków oraz le­d­wie za­uwa­żal­ne mru­gnię­cie wy­świe­tla­czy. Pilot zer­k­nął na sie­dzą­ce­go obok to­wa­rzy­sza, za­do­wo­lo­ny po­twier­dził dzia­ła­nie wszyst­kich sys­te­mów, po czym ski­nął głową z apro­ba­tą.

– No to je­ste­śmy, panie ka­pi­ta­nie. – Uśmiech­nął się zza po­li­wę­gla­no­wej przy­łbi­cy. – Mó­wi­łem, że nie ma stra­chu, to nie mój pierw­szy raz.

– Dobra ro­bo­ta, Blow – od­parł po­staw­ny męż­czy­zna, na­zwa­ny przez pi­lo­ta ka­pi­ta­nem. – Wy­siad­ka, lu­dzie.

Wy­piął się z pasów, ob­ró­cił razem z fo­te­lem i wstał, po­ka­zu­jąc sie­dzą­cym dotąd za jego ple­ca­mi pa­sa­że­rom, że już wszyst­ko w po­rząd­ku, można bez­piecz­nie roz­pro­sto­wać kości. Szóst­ka ludzi za­czę­ła nie­pew­nie gra­mo­lić się ze swo­ich miejsc, jakby w oba­wie, że za chwi­lę coś wy­buch­nie lub ule­gnie roz­sz­czel­nie­niu pod wpły­wem gwał­tow­niej­sze­go ruchu. Zmniej­szo­na gra­wi­ta­cja nie ro­bi­ła na ka­pi­ta­nie żad­ne­go wra­że­nia, resz­cie spra­wia­ła jed­nak trud­no­ści, za­leż­ne od masy ciała oraz kilku in­nych czyn­ni­ków.

– Dalej, dalej – po­na­glał ka­pi­tan. – Nie ma się czego bać, prze­cież to ćwi­czy­li­śmy.

– Faj­nie ci się gada, John­ny – rzu­ci­ła z pre­ten­sją je­dy­na w to­wa­rzy­stwie ko­bie­ta. – Ty nie masz cyc­ków wy­pcha­nych si­li­ko­nem. Ja pier­dzie­lę, co za gów­nia­ne uczu­cie… jakby się pod skórą coś prze­le­wa­ło. Na do­da­tek tak samo mam z tył­kiem!

– Ej, wie­cie co? – prze­rwał ko­bie­cie inny pa­sa­żer. Z po­wo­du tuszy jesz­cze kilka lat temu po­dróż na Marsa nie by­ła­by dla niego moż­li­wa, ale naj­now­sze tech­no­lo­gie spra­wi­ły, że wiek, nad­wa­ga oraz nie naj­lep­szy stan zdro­wia prze­sta­ły być prze­szko­dą. – Dawno nie pod­nio­słem dupy z fo­te­la z taką ła­two­ścią. Chyba tu zo­sta­nę.

Ura­do­wa­ny, przy­po­mi­na­ją­cy po­gnie­cio­ną kulkę folii alu­mi­nio­wej męż­czy­zna w kom­bi­ne­zo­nie roz­mia­ru XXL odbił się de­li­kat­nie, a na­stęp­nie gład­ko śmi­gnął po­mię­dzy ka­pi­ta­nem i ko­bie­tą, pre­zen­tu­jąc gra­cję zu­peł­nie nie­na­tu­ral­ną dla ama­to­rów ze­sta­wów po­więk­szo­nych.

– Ron, tylko bez wy­głu­pów, bierz się do ro­bo­ty. Firma wy­bu­li­ła kupę forsy na ten event, nie mo­że­my ni­cze­go za­wa­lić. Zo­sta­ła nam doba. Trans­mi­sja musi pójść pla­no­wo, ina­czej bę­dzie kwas. Blow, roz­pocz­nij pro­ce­du­rę trans­for­ma­cji. – Do­wód­ca rzu­cił przez ramię do pi­lo­ta. – Ja i Alet­ta ro­zej­rzy­my się za naj­lep­szym miej­scem na moduł Jim­my­HAT.

Ka­pi­tan po­cią­gnął dziew­czy­nę do śluzy. Po od­cze­ka­niu pię­ciu se­kund po­trzeb­nych do wy­rów­na­nia ci­śnień oboje sta­nę­li na rdza­wej po­wierzch­ni pla­ne­ty. Przed nimi ła­god­nie pięło się zbo­cze Olym­pus Mons, gęsto usia­ne skal­ny­mi odłam­ka­mi i po­prze­ci­na­ne ścia­na­mi ty­ta­nicz­nych usko­ków. Po odej­ściu za­le­d­wie paru kro­ków od po­jaz­du dwój­ka ludzi za­trzy­ma­ła się, pełna po­dzi­wu dla ma­je­sta­tu ota­cza­ją­ce­go ich kra­jo­bra­zu.

– Jizz! Nie­sa­mo­wi­te! – za­chwy­ci­ła się ko­bie­ta.

– Bę­dzie pięk­na sce­ne­ria, taaak – roz­ma­rzył się John­ny. – I bę­dzie­my pierw­si.

Od­sło­nił zęby w sze­ro­kim, szcze­rym uśmie­chu, a w jego oczach za­tań­czy­ły iskier­ki za­chwy­tu, oży­wio­ne wy­obra­że­niem przed­się­wzię­cia, któ­re­go wspól­nie będą czę­ścią. Alet­ta od­wza­jem­ni­ła uśmiech, lecz wzdry­gnę­ła się na gło­śne, me­ta­lo­we szczęk­nię­cia do­bie­ga­ją­ce od stro­ny lą­dow­ni­ka.

– To tylko po­czą­tek wy­su­wa­nia pod­ze­spo­łów ha­bi­ta­tu – uspo­ko­ił dziew­czy­nę John­ny, spo­glą­da­jąc na srebr­ny ka­dłub ozna­czo­ny ogrom­nym logo Spa­seX. – Za ja­kieś trzy go­dzi­ny bę­dzie­my mieli wię­cej prze­strze­ni, a także po­miesz­cze­nia z at­mos­fe­rą, wtedy od­pocz­nie­my chwil­kę. Potem trze­ba bę­dzie się za­brać do usta­wia­nia Jim­my­HA­Ta.

Ka­pi­tan ob­ser­wo­wał przez chwi­lę, jak ko­lej­ne ele­men­ty szkie­le­tu ich schro­nie­nia wy­su­wa­ją się, łączą, gną oraz spa­ja­ją, zwięk­sza­jąc roz­mia­ry po­jaz­du o ponad sto pro­cent. Czwór­ka in­ży­nie­rów do­glą­da­ła ca­łe­go pro­ce­su, co jakiś czas tu coś do­cze­pia­jąc, tam do­kła­da­jąc, a gdzie in­dziej roz­cią­ga­jąc. Krę­cą­cy się w po­bli­żu męż­czyzn Ron w swoim srebr­nym kom­bi­ne­zo­nie wy­glą­dał jak na­tręt­ny księ­życ w pełni. Raz po raz pod­ska­ki­wał ra­do­śnie, wy­krzy­ku­jąc do in­ter­ko­mu:

– Je­stem jak piór­ko, John­ny! Jak za­ła­twi­my temat, ja nie wra­cam! Po­pro­szę o azyl!

– Rób co chcesz, Ron. Ha­bi­tat ba­daw­czy Musk Echo jest sto dwa­dzie­ścia mil stąd. Może uda ci się do­ki­cać – od­parł roz­ba­wio­ny ka­pi­tan. – Tylko po­in­for­muj na­szych na pISS, że masz rów­nież am­bi­cje stać się pierw­szym czło­wie­kiem, który zgi­nął na Mar­sie.

 

***

 

Dwa­dzie­ścia trzy go­dzi­ny póź­niej Ron sie­dział we­wnątrz po­wsta­łe­go ha­bi­ta­tu, roz­par­ty w głę­bo­kim fo­te­lu, bez nie­wy­god­ne­go kom­bi­ne­zo­nu, w ręce trzy­ma­jąc her­me­tycz­nie za­mknię­ty wo­re­czek whi­sky, z któ­re­go po­cią­gał co jakiś czas przez słom­kę. Fotel obok zaj­mo­wał Blow, eme­ry­to­wa­ny pilot NASA, wy­na­ję­ty przez firmę or­ga­ni­zu­ją­cą mar­sjań­skie przed­się­wzię­cie. Na jed­nym z kil­ku­na­stu roz­cią­gnię­tych przed nimi ekra­nów od­twa­rza­li naj­wy­bit­niej­sze dzie­ło Rona. A przy­naj­mniej on sam je za takie uwa­żał.

Syk śluzy próż­nio­wej oraz od­gło­sy mo­co­wa­nia się z za­pię­ciem hełmu nie skło­ni­ły męż­czyzn do zmia­ny obiek­tu za­in­te­re­so­wa­nia.

– Ron? – za­gad­nął do­pie­ro co przy­by­ły in­ży­nier. – John­ny z Alet­tą są w mo­du­le Jim­my­HA­T. Mówią, że mo­że­my za­czy­nać.

Gruby męż­czy­zna na­ci­snął ikon­kę STOP.

– Dzię­ki, Gonzo. Plugi pod­łą­czo­ne? Sprzęt macie już go­to­wy?

– Plug Can.AL już jest na swoim miej­scu, sprzęt usta­wio­ny, na cho­dzie. Plug Cor.AL za­cznie dzia­łać w mo­men­cie roz­po­czę­cia trans­mi­sji. Prze­sył przez sa­te­li­tę w punk­cie li­bra­cyj­nym Zie­mia-Słoń­ce L5 da nam opóź­nie­nie war­to­ści około dwu­dzie­stu sied­miu minut. Za­ło­ga pISS przed chwi­lą zgło­si­ła go­to­wość od­bio­ru da­nych, czyli cze­ka­ją na nas od pół go­dzi­ny. – In­ży­nier nie mógł sobie od­mó­wić rzu­ce­nia Ro­no­wi w twarz gar­ścią tech­ni­ka­liów.

– Dobra, Gonzo, skoro mamy tak cięż­ko z cza­sem, to nie wiem, co tu jesz­cze ro­bisz. Mo­głeś mi po­wie­dzieć przez in­ter­kom, że je­ste­śmy go­to­wi – zga­nił męż­czy­znę Ron.

– Ale przez in­ter­kom bym się nie odlał – od­pa­ro­wał in­ży­nier.

Ron nie sko­men­to­wał jego słów, tylko od­wró­cił się w stro­nę ekra­nów, wy­wo­łu­jąc obraz z roz­miesz­czo­nych wokół mo­du­łu kamer.

Na­zy­wa­ny Jim­my­HA­Tem człon był ni mniej, ni wię­cej, jak krysz­ta­ło­wo­przej­rzy­stą, wy­ko­na­ną z wy­trzy­ma­łe­go po­li­me­ru bańką o śred­ni­cy dzie­się­ciu me­trów, czę­ścio­wo za­ko­pa­ną w mar­sjań­skiej gle­bie. Do po­zio­mu grun­tu wy­peł­nio­na była na­nie­sio­nym z oko­li­cy pia­chem, by wnę­trze nie róż­ni­ło się od ota­cza­ją­ce­go ją kra­jo­bra­zu, a pod­łą­czo­ne od spodu rury do­pro­wa­dza­ły po­wie­trze, two­rząc w jej ob­rę­bie zdat­ną do od­dy­cha­nia at­mos­fe­rę. Ulo­ko­wa­ne w środ­ku oraz na ze­wnątrz ka­me­ry, za­rów­no te sta­tycz­ne, jak i te za­in­sta­lo­wa­ne na dro­nach, sku­pia­ły obiek­ty­wy na cen­trum mo­du­łu, w któ­rym go­to­wa do akcji para ocze­ki­wa­ła sy­gna­łu roz­po­czę­cia na­gra­nia.

 

***

 

Ma­riusz wpa­ro­wał do domu z pręd­ko­ścią nie­wie­le ustę­pu­ją­cą świa­tłu. Trza­snął drzwia­mi, ścią­gnął buty, zo­sta­wia­jąc je nie­dba­le po­rzu­co­ne na wy­cie­racz­ce i pędem ru­szył ku scho­dom na pię­tro, po dro­dze ścią­ga­jąc kurt­kę oraz mo­cu­jąc się z ple­ca­kiem. Kiedy mijał drzwi pro­wa­dzą­ce do kuch­ni, przy­sta­nął na chwi­lę, za­trzy­ma­ny sło­wa­mi matki.

– Ej! A ty co się tak śpie­szysz? Cio­cia u nas jest, przy­wi­tał­byś się cho­ciaż.

– Cześć cio­ciu, sorka, ale muszę do swo­je­go po­ko­ju, bo zaraz się za­cznie trans­mi­sja – rzu­cił prze­pra­sza­ją­co, po­ma­chał ener­gicz­nie sie­dzą­cej przy ku­chen­nym stole ciot­ce, a na­stęp­nie czmych­nął do swo­je­go po­ko­ju, prze­ska­ku­jąc po dwa stop­nie naraz.

– Co to za trans­mi­sja? – za­cie­ka­wi­ła się ciot­ka.

– A, wiesz, odkąd za­czął się ten cały pod­bój ko­smo­su, te ko­lo­nie na Mar­sie, to nic in­ne­go go nie in­te­re­su­je. Pew­nie znowu jakiś ten, no, ha­bi­tat otwie­ra­ją, czy co oni tam z nimi robią – wy­ja­śni­ła matka. – Cza­sem się Ma­riu­szek za­my­ka w swo­jej gaw­rze i ni­ko­mu nie po­zwa­la wejść. Bo ko­smos, bo ja­kieś ważne rze­czy, a on musi mieć spo­kój. Ma swoje fiu-bździu, jak to na­sto­la­tek. Pew­nie z wie­kiem mu przej­dzie.

Ma­riusz w tym cza­sie do­tarł do po­ko­ju, za­mknął drzwi i przy­su­nął do nich krze­sło. Marna blo­ka­da, ale je­dy­na do­stęp­na, jako że drzwi nie po­sia­da­ły zamka ani nawet ry­giel­ka, nad czym chło­pak szcze­rze ubo­le­wał. Po­ru­szył mysz­ką, wy­bu­dza­jąc nie­ustan­nie pra­cu­ją­cy kom­pu­ter, po czym za­lo­go­wał się na stro­nie trans­mi­sji live z wy­da­rze­nia, na które cze­kał od kilku ty­go­dni. Z ple­ca­ka wy­cią­gnął pusz­kę coli, chip­sy, a także na­po­czę­tą rolkę pa­pie­ro­we­go ręcz­ni­ka. Usta­wił swój nie­zbęd­nik, jak sam go okre­ślał, na biur­ku, obok kla­wia­tu­ry.

Okien­ko od­twa­rza­cza skoń­czy­ło za­pę­tlać in­for­ma­cję o ła­do­wa­niu trans­mi­sji. Ma­riusz na­ci­snął PLAY.

Na ekra­nie po­ja­wi­ło się logo firmy, lecz już po chwi­li za­stą­pio­ne zo­sta­ło ob­ra­zem czę­ścio­wo ob­na­żo­ne­go, ły­se­go męż­czy­zny. Stał w rdza­wo­ru­dym pyle, z opie­ra­ją­cym się na bio­drach, zsu­nię­tym do po­ło­wy kom­bi­ne­zo­nie. Obraz z ka­me­ry prze­su­nął się nie­znacz­nie i spo­czął na po­ma­lo­wa­nej zie­lo­ną, flu­ore­scen­cyj­ną farbą na­giej ko­bie­cie, sie­dzą­cej kilka me­trów dalej na praw­dzi­wym mar­sjań­skim ka­wał­ku skały. Dłu­gie, zie­lo­ne włosy miała spię­te w kucyk, a z jej czoła wy­sta­wa­ło coś, co można by uznać za czuł­ki. Wy­prę­ży­ła się przed astro­nau­tą w nie­dwu­znacz­nej pozie.

Męż­czy­zna odbił się lekko, co przy słab­szej niż ziem­ska gra­wi­ta­cji po­skut­ko­wa­ło zbli­że­niem się do ko­bie­ty na wy­cią­gnię­cie ra­mie­nia:

– Przy­by­wam w po­ko­ju.

Ko­smit­ka od­mruk­nę­ła coś nie­zro­zu­mia­le, jed­no­cze­śnie prze­cią­ga­jąc ję­zy­kiem po se­le­dy­no­wych war­gach. Na­stęp­nie wy­gię­ła się w łuk, eks­po­nu­jąc ku­szą­co swoje nie­wąt­pli­wie kształt­ne, lecz dys­ku­syj­e w kwestii na­tu­ral­ności wa­lo­ry. Astro­nau­ta zła­pał kciu­ka­mi za brze­gi ska­fan­dra i po­cią­gnął, zrzu­ca­jąc go do resz­ty. W zmniej­szo­nej gra­wi­ta­cji kom­bi­ne­zon bar­dziej spły­nął, niż opadł, od­sła­nia­jąc widok, na który fał­szy­wa ko­smit­ka uśmiech­nę­ła się rzę­dem rów­nych, zie­lo­nych jak resz­ta ciała, zębów. Za­chę­co­ny męż­czy­zna do­sko­czył do niej, ła­piąc ją w talii.

– A teraz czas, żebym za­do­ko­wał swój wa­ha­dło­wiec.

Licz­nik w pra­wym gór­nym rogu okien­ka od­twa­rza­cza in­for­mo­wał, że ten live oglą­da jed­no­cze­śnie ponad pięć­dzie­siąt mi­lio­nów wi­dzów. A Ma­riusz jest jed­nym z nich. Za­po­wia­da­ło się, że „Sto­sun­ki mię­dzy­pla­ne­tar­ne” na dłu­gie lata zo­sta­ną li­de­rem ran­kin­gu naj­więk­szej licz­by od­two­rzeń w jed­nym cza­sie.

Kilka minut póź­niej Ma­riusz zo­stał zmu­szo­ny – a ra­czej sam się zmu­sił – do uży­cia pa­pie­ro­we­go ręcz­ni­ka i wy­tar­cia ście­ka­ją­ce­go mu po pal­cach bia­łe­go płynu. Trans­mi­sja miała trwać pół go­dzi­ny, co ozna­cza­ło, że zo­sta­ło mu jesz­cze ponad dwa­dzie­ścia minut do happy endu. Gdy re­ge­ne­ro­wał siły, po­pi­ja­jąc colą pa­pry­ko­we chip­sy, po­my­ślał, że warto było wy­ku­pić konto pre­mium na Por­n­Hub­ble’u.

Koniec

Komentarze

Cześć!

Johnny & Aletta invade Mars! Niezłe, mówiąc krótko. Ciekawy pomysł nieźle zrealizowany. Nareszcie wiem, kto i po co poleci na marsa (oraz kto za to zapłaci w imię własnych zysków). Dodałbym taga humor, bo tego tu nie brakuje. Subtelnie budujesz atmosferę ciekawości przeplatając ją z opisem lądowania. Jęki i posapywanie silników, intrygujące… (oraz zwiastujące, jak się okazało). I co tam robi dziewczyna, uskarżająca się na implanty… Pachnie jakąś niezłą szopką, ale tego co się stało nie przewidziałem ;-) I uśmiałem się, że hej!

Jest zaskoczenie, jest śmiech. Mariusz, kobiety dyskutujące o jego pasji oraz PornHubble to już takie wisienki humorystyczne, ale dobrze wpasowują się w klimat zorganizowanego eventu. A całość stanowi dobre preludium do rozprawy, czego pragniemy i dokąd zmierzamy jako ludzie.

Z kwestii technicznych (opis lądowania przykładowo) trochę rzeczy budzi wątpliwości, ale to takie moje zwichrowanie. Za bardzo szukam science w s-f. Mogę coś o tym napisać, jeżeli chcesz, ale raczej nie są to rzeczy mocno wpływające na ogólny odbiór opowiadania.

Z kwestii edycyjnych wyłapałem tylko jedną rzecz (to raczej nie moja mocna strona ;-)):

Jeżeli wszystko dobrze rozumiem, to w tekście używasz zamiennie słów inżynier i technik, a to nie synonimy, zwłaszcza w świecie astronautycznym.

Podsumowując, niezły tekst, z czystym sumieniem zgłaszam do biblioteki.

Pozdrawiam! (i siadam do bety, która mi wczoraj napisałeś)

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej

 

Mam tylko jedną uwagę. (może bardziej pytanie)

Mariusz nacisnął play.

“Play” nie powinno być w cudzysłowie? Albo chociaż kursywą?

 

Przez bardzo długą część tekstu zastanawiałem się czemu nazwałeś to “JimmyHAT” dopiero końcówka wszystko rozjaśniła.

(Jak wcześniej nie mogłem połączyć faktów z tytułem! *facepalm*)

Świetnie przedstawione.

Uwielbiam (czujcie ten sarkazm) jak w każdym filmie/grze/tekście okazuje się że przedstawicielki innych ras są “kompatybilne” z nami i dziwnym trafem wyjątkowo smukłe, chude i w każdym aspekcie są idealnymi kandydatkami na gwiazdy “PornHubble’u”. (Nie nie mam ci tego za złe Outta Sewer po prostu przyprawia mnie to o uśmiech politowania)

 

A całość stanowi dobre preludium do rozprawy, czego pragniemy i dokąd zmierzamy jako ludzie.

To nie jest preludium to jest już chyba definicja…

 

Pozdrawiam serdecznie

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Och wielbię, 

dokładnie tego spodziewam się po ludziach, gdy wylądują na Marsie. Ubawiło. No i oczywiście napisane bardzo dobrze!

 

Ukłony

[...] chleb [...] ~ Honoriusz Balzac

Hej,

 

Po tytule już podejrzewałem co się będzie działo. Do tego elegancko nawrzucałeś wskazówek aluzji, wyszło spójnie. A z PornHubble’a nawet śmiechłem :) 

 

Pozdrawiam

Yo :)

 

Na szybko, zanim jestem w domu, bo potem będę odcięty trochu od neta przez tydzień.

Dzięki wielkie za przeczytanie i skomentowanie :)

 

@Krar

Z kwestii technicznych (opis lądowania przykładowo) trochę rzeczy budzi wątpliwości, ale to takie moje zwichrowanie. Za bardzo szukam science w s-f. Mogę coś o tym napisać, jeżeli chcesz, ale raczej nie są to rzeczy mocno wpływające na ogólny odbiór opowiadania.

Ja się na tych technikaliach zupełnie nie znam, ale rozumiem skrzywienie ;) Opis lądowania pełni formę aluzji do sami wiecie czego :)

 

Jeżeli wszystko dobrze rozumiem, to w tekście używasz zamiennie słów inżynier i technik, a to nie synonimy, zwłaszcza w świecie astronautycznym.

Kurde, nie pierwszy raz takiego babola robię, muszę to sobie zapamiętać. Już ogarnąłem i zmieniłem – powinno być teraz git :)

 

@Kuba

 

To PLAY już też wyodrębniłem, bo chyba masz rację.

 

(Jak wcześniej nie mogłem połączyć faktów z tytułem! *facepalm*)

Hah! Nie wszyscy chyba znają tę regułę :) A wcześniej w tagach była erotyka, ale za radą betaczytaczy usunąłem, żeby nie spoilerować za bardzo :)

 

@TT3000

 

dokładnie tego spodziewam się po ludziach, gdy wylądują na Marsie.

Reguła 34 pełną gębą ;)

 

@Helmut

 

Świetnie, że tytuł już Cię naprowadził :) A od PornHubble’a zaczął się cały pomysł.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej,

 

to i ja dodam swoje trzy grosze ;) Sprawnie napisane – i to zarówno jeżeli chodzi o technikalia związane z lądowaniem na Marsie jak i “żaluzje” nawiązujące do szeroko rozumianej erotyki.

Zabawny i lekki tekst, z końcówką, która może zaskoczyć, zwłaszcza osoby, nieobeznane z pornhubble’m :)

Che mi sento di morir

Hej!

No i tak jak w becie – mnie rozbawiło, tekst ma swoje momenty, ja już je cytowałem ale to o wahadłowcu zapadnie w pamięć na dłużej xD 

Taki akurat pomysł pod szorta. Nie za długo, nie za krótko, a w sam raz. Z początku nie wiedziałem, że pójdzie to w takim kierunku, więc zakończenie można by uznać, że udane :p 

No nic, resztę już wspomniałem wcześniej, więc bez łapaneczki pod komciem, ale tu nie mam na co narzekać. Ode mnie klik będzie. 

Pozdro! 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

O regule 34 nigdy nie słyszałam, więc zdołałeś mnie zaskoczyć. No dobra, parsknęłam śmiechem, kiedy w końcu zorientowałam się, do czego zmierzasz. Zastanawiam się tylko skąd młody miał kasę, na taki show, bo kręcenie na Marsie byłoby raczej kosztowne i nie wyobrażam sobie, żeby dali to za darmochę ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wykupił konto premium na PotnHubble'u, więc miał dostęp :)

Known some call is air am

Silniki manewrowe mieliły

Właściwą formą jest jednak ciągle "mełły", jak w "zmełł przekleństwo"; “mieliły” dopuszczalne tylko potocznie:

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/mlec-i-mielic;7041.html

spowodowały wahnięcia wskazówek na tarczach liczników, oraz ledwie zauważalne mrugnięcie

Po co przecinek?

 

trudności, których natura najwyraźniej była zależna od masy, oraz kilku innych czynników.

Znowu: bez przecinka przed "oraz".

 

Na dodatek, tak samo mam z tyłkiem!

Bez przecinka.

 

Uradowany, przypominający pogniecioną kulkę folii aluminiowej mężczyzna w kombinezonie rozmiaru XXL, odbił się delikatnie

Bez drugiego przecinka.

 

gładko śmignął pomiędzy kapitan i kobietą

Kapitan zmienił płeć? A myślałem, że to będzie straight ;)

 

– Ron, nie wydurniaj się, tylko bierz za nadzorowanie prac

"Brać się za coś" jako "zaczynać coś" jest w zasadzie niepoprawne. Prawidłowe połączenie to "brać się do czegoś".

 

rozciągała się jałowa pustynia, na której końcu wyrastał niebosiężny masyw Olympus Mons

Właściwie cała powierzchnia Marsa jest jałową pustynią. Niby wiem, o co chodzi, ale – tak czy inaczej – dziwny ten koniec pustyni.

 

Po odejściu kilkunastu metrów od pojazdu, zatrzymali się

Bez przecinka.

 

– Będzie piękna sceneria, taaak. – Rozmarzył się Johnny.

Albo bez kropki przed półpauzą i od małej po, albo: Johnny się rozmarzył.

 

Kręcący się w pobliżu mężczyzn Ron, w swoim srebrnym kombinezonie wyglądał jak

Bez przecinka po "Ron".

 

– Rób co chcesz Ron, habitat

Przecinek przed “co” i przed "Ron".

 

zacznie działać w momencie wszczęcia transmisji

Nie no, co to za dziwactwo. Napisz normalnie: rozpoczęcia transmisji.

 

Przesył do satelity w punkcie libracyjnym L5 da nam opóźnienie wartości około pięćdziesięciu trzech minut

Nie opisałeś drogi sygnału przed i po L5 (L5 którego układu?), więc nikt dokładnie nie policzy, jak długo transmisja biegnie na Ziemię. Pięćdziesiąt trzy minuty to się jednak wydaje za dużo. 

 

to nie wiem co tu jeszcze robisz

Przecinek przed "co".

 

Kiedy mijał drzwi prowadzące do kuchni przystanął na chwilę

Przecinek przed "przystanął".

 

rolkę papierowego ręcznika, które postawił na biurku

Literówka (które -> którą).

 

*

Mam wrażenie, że niektóre zdania mogłyby być lepsze ze względu na szyk czy dobór słów, ale takie rzeczy zawsze są subiektywne.

Na przykład tutaj:

trudności, których natura najwyraźniej była zależna od masy, oraz kilku innych czynników

była zależna -> zależała, masy -> masy ciała (zaczyna się zbyt natrętnie rymować, więc należałoby zmienić coś więcej)

Może nie idealne, ale lepsze by było imo np.:

“trudności zależne najwyraźniej od masy ciała oraz kilku innych czynników”

(bez "natury", która komplikuje zdanie, a w dodatku zaraz pojawia się w tekście znowu).

 

Albo tutaj:

Z powodu tuszy jeszcze kilka lat temu podróż na Marsa nie byłaby dla niego możliwa, ale najnowocześniejsze technologie sprawiły

Chyba lepiej: “Jeszcze kilka lat temu podróż na Marsa nie byłaby dla niego możliwa z powodu tuszy, ale najnowocześniejsze [najnowocześniejsze → nowe? – gładziej by się czytało] technologie sprawiły”.

 

*

Oh my, też nie wiedziałem, co to reguła 34, mam braki w edukacji internetowej 0_o Sprawdziłem (taa, łatwo w nią uwierzyć) przed lekturą, więc szybko się zorientowałem, dokąd szorciak zmierza. Dowcipny pomysł, uśmiechnąłem się. PornHubble XD

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Thx jeroh za poprawki, wprowadzę jak będę miał dostęp do komputera. Czyli jakoś w okolicach weekendu :)

Known some call is air am

XD Lol, rozbroiło mnie to opowiadanie :D W sumie mogłoby być nieco przycięte, sądzę, że dla takiej puenty wystarczyłaby i krótsza forma. Tytuł, co prawda, wszystko zdradza, ale i tak urzekł mnie ogrom i powaga przygotowań do transmisji… ;)

Troszkę usterek rzuciło mi się po drodze w oczy, widzę, że jeroh sporo wymienił, dorzucę parę:

wzbudzając tumany kurzu

Chyba miało być “wzniecając”? Wzbudzić można, nomen omen, pożądanie ;)

– No to jesteśmy, panie kapitanie. – Uśmiechnął się zza poliwęglanowej przyłbicy. – Mówiłem, że nie ma strachu, to nie mój pierwszy raz.

– Dobra robota, Blow – odparł postawny mężczyzna, nazwany przez pilota kapitanem.

To “nazwany przez pilota kapitanem” uważam za zbędne. W tym momencie tekstu wiemy tylko o dwóch osobach biorących udział w rozmowie, więc to oczywiste, że postawny mężczyzna jest kapitanem.

gładko śmignął pomiędzy kapitan i kobietą

Zapewne miało być “kapitanem”… chyba, że kapitan była kobietą ;)

Natomiast ja, z Alettą, rozejrzymy się

Czy nie lepiej brzmiałoby “Natomiast ja i Aletta rozejrzymy się”?

deviantart.com/sil-vah

Przyznaję, że regułę 34 musiałam sobie wyguglać.

Ale cóż, coś w tym jest. I w regule, i w szorciaku. Obawiam się, że może tak być. Albo nie, zrobią to w studio i będą tylko udawać…

Babska logika rządzi!

To sobie sympatyczny kawałek wybrałem na zmartwychwstaniowy komentarz :-)

Co prawda pierwszy akapit wrażenia nie zrobił. Dziwnie niezgrabny wydał mi się ten opis lądowania, niby bez błędów, ale dobór porównań wprowadzał jakąś taką siermiężność, jak u początkującego autora. Potem było już lepiej, choć nie bez drobnych uchybień ( Jeroh zrobił znakomitą robotę, większość moich zastrzeżeń się pokrywa z jego sugestiami poprawek, więc nie będę powtarzał), czytało się całkiem nieźle. I już chciałem się ponabijać z klasycznej literówki ("Jizz!") gdy dotarło do mnie, że to wcale nie literówka, a cała scena lądowania wygląda jak wygląda zupełnie celowo.

Żeby nie było – i tak mi się nie podoba ów pierwszy akapit, świadomość seksualnych odniesień tegoż nie zmazuje wrażenia toporności opisu. Dałoby się lżej i subtelniej.

Ale nie będę mędził o drobiazgach technicznych, gdy smażę pierwszy komentarz od pół roku prawie. Skupię się więc na pozytywach. Otóż znajduję ten tekst wielce pozytywnym i optymistycznym. Niekoniecznie zabawnym, ale właśnie optymistycznym. Dlaczego?

Otóż w dobie niemal nieograniczonego i darmowego dostępu do porno, w czasie dominacji krótkich scenek z samą biologią i bez erotycznej otoczki, kompilacji jedynie najmocniejszych momentów, wszechobecnego homemade'u i tandetnej amatorki, taniości i ilości, przy których produkcje z czasów oryginalnego Rona wypadają jak niemal dzieła kinematografii, sugerujesz, że w niedalekiej przyszłości wciąż będzie miejsce na wysokobudżetową erotykę, wymagającą pracy, zaangażowania, pomysłu, oryginalnego settingu, konkretnej ekipy, tabunu techników i tak dalej, a ludzie wciąż chętnie będą za to płacić. A jeśli będzie profesjonalne porno, to będzie i profesjonalna muzyka, której nie można zrobić w domu na własnym pececie, tym bardziej będzie literatura, sztuki plastyczne, film… Ha, właśnie ukułem teorię – poziom pornografii odnosi się wprost do poziomu kultury społeczeństwa ;-)

No dobra, teraz bardziej serio. 

Rzecz jest nieźle napisana, dość pomysłowa, choć bez odkrywczych fajerwerków (seks z kosmitką? Była już porn-parodia Gwiezdnych Wojen, żeby przytoczyć najbardziej znane "dzieło") i uroczo nostalgiczna (nawiązania do czasów, gdy kręcenie porno było naprawdę kręceniem filmu, imiona postaci, nadmiar silikonu – ach te lata dziewięćdziesiąte!) i całkiem miła do czytania. Oraz, jak pisałem wcześniej, pozytywna. 

I to wystarczy, dzięki za parę chwil niezłej zabawy.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Cześć.

Opowiadanie mi podobało, puenta wielce zaskakująca :)

 

Jeśli chodzi o czepialstwo do detali, to było kilka brakujących przecinków.

 

Co do techniczno-fizycznych rzeczy (mam podobny schiz, jak krar85 ;)) to:

 

Ryk z rozgrzanych do czerwoności dysz przechodził stopniowo w odgłosy przypominające jęki i posapywania

W bardzo rzadkiej atmosferze Marsa ciężko osiągnąć wysokie natężenia dźwięków – to bardzo trudne. Coś, co jest tam rykiem, u nas rozsadzałoby szkło (i bębenki) w promieniu kilku kilometrów.

Podobnie rzecz ma się w kwestii wszelkich innych dźwięków, syków i odgłosów. Jeśli na Ziemi słyszelibyśmy syk siłownika, to na Marsie usłyszenie tego byłoby praktycznie niemożliwe.

 

Druga rzecz:

Nazywany JimmyHATem człon był ni mniej, ni więcej, jak kryształowoprzejrzystą błoną, rozciągniętą okręgiem o średnicy dziesięciu metrów na surowej marsjańskiej glebie. Podłączone do niego rury doprowadzały powietrze, tworząc wewnątrz zdatną do oddychania atmosferę.

Czy nieistniejące słowo “kryszałowoprzejrzystą” nie brzmiałoby lepiej jako: kryształowo-przejrzystą?

 

I kwestia tego rozciągnięcia na tej surowej, marsjańskiej glebie…. A jak ze szczelnością tego na tej nierównej, surowej glebie? Zakładam, że tam i ciśnienie bliskie naszemu się pojawia. Tak więc to miejsce, ten styk z marsjańską glebą mi się technicznie nie widzi :)

Podobnie też zwrot “rozciągniętą okręgiem”. Nie lepiej brzmiałoby: kryształowo-przejrzystą, kulistą błoną, o średnicy dziesięciu metrów…

 

Abstrahując od tych drobnostek – przyznaję, że całość bardzo pomysłowa i dobrze wykonana :)

Gratuluję :) I klikałbym, gdybym mógł.

Dziękuję Wam bardzo za czas poświęcony na przeczytanie szorta i podzielenie się uwagami jakie macie do tekstu. Poprawki naniosę w weekend i wówczas bardziej szczegółowo odpowiem na Wasze komentarze. Niestety z komórki źle mi się pisze, a do kompa na razie nie mam dostępu. Tutaj tylko do uwagi thargone o niezgrabnym wstępie, jak u początkującego autora się odniosę. Dopisałem go na końcu, dlatego może być trochę nie teges, ale poza tym, to jestem właśnie początkującym autorem, a Wasze uwagi i komentarze, zastrzeżenia oraz feedback są dla mnie cenną nauką, która, mam nadzieję, pozwoli mi się rozwijać i pisać coraz lepiej. Pozdrawiam serdecznie z górskiego podziemia hotelarskiego :) Q

Known some call is air am

Zgadłam niestety przez tytuł trochę za szybko, o czym będzie (ale to są efekty bycia nolajfem mieszkającym w sieci), ale czytało się zabawnie.

ninedin.home.blog

Tutaj tylko do uwagi thargone o niezgrabnym wstępie, jak u początkującego autora się odniosę.

Nie chodziło mi oczywiście o to, że niezgrabnie piszesz, tylko o to, że celowe napakowanie akapitu podtekstami sprawia, że brzmi on niezgrabnie, bo podteksty owe nie są czytelne. Dopiero kiedy już wiadomo o co chodzi w tekście, wszystko wskakuje na swoje miejsce. Ale pierwsze wrażenie to pierwsze wrażenie, rozumiesz. Może lepiej byłoby bez tych stęków i białych smug, strzelających z górnej części. 

Ale to w sumie pierdółka, więc się nie przejmuj :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nie, no. Ja się muszę przejmować, bo Wasze uwagi są dla mnie nauką. Każdy komentarz zawierający konstruktywną krytykę pokazuje mi, co muszę jeszcze doszlifować, czego się nauczyć, co zapamiętać i stosować. A w temacie starego porno, tego z fabułą, Umberto Eco napisał w którychś "Zapiskach na pudełku od zapałek" co różni zwykły film od filmu porno, biorąc pod uwagę konstrukcję obrazu. Jak wrócę do domu, to poszukam tego fragmentu. A Twoja teoria jest wielce trafna i dała mi do myślenia :)

Known some call is air am

– A teraz czas, żebym zadokował swój wahadłowiec.

dobre, Outta:-) takie nawet trochę bizarrowo obleśne, ale wydaje mi się, że mogłeś bardziej podkręcić z papierowym ręcznikiem i białym płynem;-)

Podoba mi się scena lądowanie na marsie, a także ta w której matka jest przekonana o ambitnych zainteresowaniach syna. Fajnie to wyszło. Tytuł wszystko wyjaśnia. Podoba mi się humor, nawet te silikonowe cycki mogą być:-)

polecam do biblioteki i pozdrawiam

 

Hej :)

 

Wróciłem z górskiego podziemia hotelarskiego. Aż dziw bierze, ilu ludzi wyjechało, olewając nakazy jaśnie nam panującej, jedynej słusznej partii ;)

 

Za chwileczkę zacznę wprowadzać poprawki do tekstu, które mi podrzuciliście. Raz jeszcze dzięki wielkie za feedback :)

 

@jeroh

Nie opisałeś drogi sygnału przed i po L5 (L5 którego układu?), więc nikt dokładnie nie policzy, jak długo transmisja biegnie na Ziemię. Pięćdziesiąt trzy minuty to się jednak wydaje za dużo. 

Raczej nie doprecyzowałem, ale zaraz to zrobię. Te 53 minuty nie wzięły się z czapy, tylko z materiałów jakie można znaleźć na stronie SpaceX. Sygnał podróżujący przez satelitę w punkcie libracyjnym Ziemia-Słońce L5 – link.

 

@Silva

 

Czy nie lepiej brzmiałoby “Natomiast ja i Aletta rozejrzymy się”?

Zaraz to pozmieniam. Zaś ta dziwna konstrukcja jest wynikiem mojej walki ze spójnikiem “I”, którego – jak się ostatnio kazało – nadużywam ;)

 

@thargone

 

Ha, właśnie ukułem teorię – poziom pornografii odnosi się wprost do poziomu kultury społeczeństwa ;-)

Powiem Ci, thargone, że pomimo nie pisania tego na serio, to sporo w tym prawdy. Teraz każdy w domu może sobie zrobić muzę albo porno; internet to nieograniczone niczym pole do grafomańskich popisów, komiksy w formie stripów pojawiają się w zastraszającej wręcz ilości i są słabe. YouTube już dawno przestał być miejscem, do którego chętnie zaglądam, bo raz, że reklamy, a dwa – bandy małolatów tworzą sobie kanały na których brak sensownych treści, a mimo to mają dziesiątki, jeśli nie setki subów. Niegoraniczony dostęp powoduje przesyt, zalew treści miałkich i robionych na jedno kopyto, bo to się sprzedaje i jest klikalne. Równanie do dołu, bo łatwiej jest niskim kosztem wrzucić coś co i tak chwyci, a zrobienie czegoś dobrego wymaga większych nakładów pracy i często zwiększa koszty a efekt pozostaje ten sam co przy gorszych treściach, albo nawet efekt jest słabszy, bo przyswojenie czegoś lepszego wymaga też skupienia i docenienia tego. Sprawdzałem podczas pisania tego szorta statystyki za 2019 rok, jakie PornHub udostępnia i okazuje się, że pojedyncza sesja użytkownika wynosi średnio 10 minut i 28 sekund. Widzisz więc, że produkcje pełnometrażowe nie mogą się przy tej tendencji dobrze sprzedawać.

Ciekawostka – za 2019 rok, Polska była krajem, w którym największą popularnością cieszyła się na PornHubie kategoria MILF. Czyżby nostalgia za klasycznymi ślizgaczami i za gwiazdkami kina szarpanego sprzed lat? ;)

PS. Ciekawostka numer dwa – drugą, najczęściej wyszukiwaną frazą w 2019 (worldwide) roku było słowo “alien” :D

 

@silvan

W bardzo rzadkiej atmosferze Marsa ciężko osiągnąć wysokie natężenia dźwięków – to bardzo trudne. Coś, co jest tam rykiem, u nas rozsadzałoby szkło (i bębenki) w promieniu kilku kilometrów.

Podobnie rzecz ma się w kwestii wszelkich innych dźwięków, syków i odgłosów. Jeśli na Ziemi słyszelibyśmy syk siłownika, to na Marsie usłyszenie tego byłoby praktycznie niemożliwe.

Zakładałem, że ów ryk jest słyszalny dla załogi wewnątrz lądownika :) Z kolei syk siłownika to już większy problem, hmmm. Postaram się coś z tym zrobić.

 

I kwestia tego rozciągnięcia na tej surowej, marsjańskiej glebie…. A jak ze szczelnością tego na tej nierównej, surowej glebie? Zakładam, że tam i ciśnienie bliskie naszemu się pojawia. Tak więc to miejsce, ten styk z marsjańską glebą mi się technicznie nie widzi :)

Tutaj zakładałem kotwienie w taki sposób, by na zewnątrz wyglądało to tak jakby bąbel JimmyHATa był tylko położony na glebie. Nie chciałem się tutaj zagłębiać w technikalia, bo nie to było celem tego opowiadania. Pozwoliłem więc sobie na zostawienie pewnych, bardziej technicznych rzeczy, w domyśle.

 

@ninedin

 

Tak, tytuł to potężna podpowiedź. Oczywiście dla tych, którzy o Regule 34 słyszeli :) W sumie można potraktować to opowiadanie tak, jak to kiedyś Tarnina napisała pod innym moim szortem – edutainment ;)

 

@olciatko

 

takie nawet trochę bizarrowo obleśne, ale wydaje mi się, że mogłeś bardziej podkręcić z papierowym ręcznikiem i białym płynem;-)

To już wiesz dlaczego pytałem ostatnio o to, czym jest bizzaro :)Uznałem jednak, po zapoznaniu się z podesłanymi przez Ciebie materiałami, że za mało bizzaro w tym tekście jest, żebym dodał temu takiego taga.

 

Reasumując: Raz jeszcze dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie mojego tekstu i za pozostawienie po sobie śladu :)

 

Pozdrawiam serdecznie już z domu

Q

 

Known some call is air am

Te 53 minuty nie wzięły się z czapy, tylko z materiałów jakie można znaleźć na stronie SpaceX. Sygnał podróżujący przez satelitę w punkcie libracyjnym Ziemia-Słońce L5 – link

Aha, widzę. To jest czas podróży sygnału tam i z powrotem – podziel przez dwa.  

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Aha, widzę. To jest czas podróży sygnału tam i z powrotem – podziel przez dwa.  

Qrde, ale ja jezdem gupi. Nie doczytałem tego, ale już poprawiam :)

 

Known some call is air am

Hej,

Szort jest super, błyskotliwy, bardzo zabawny i w pewnym sensie prawdziwy – ludzka kreatywność, zwłaszcza w tym biznesie chyba nie za sobie równych. Tytuł faktycznie trochę zdradza, ale chyba lepszego nie dało się wymyślić, by wpasować się tak idealnie w treść.

O stylu można pisać wiele (ja ekspertem nie jestem), ale od siebie dodam, że jest na prawdę świetny, zazdroszczę. Lekki, płynny, obrazowy, czytałem do końca z wielką przyjemnością i zabawą.

Gratuluję tak udanego szorta, biblioteka tutaj nie dziwi, gdybym mógł, sam bym dał ;)

Pozdrawiam i powodzenia, postaram się zajrzeć do Twoich innych prac, czuję, że się nie zawiodę.

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Hej. Technicznie nieźle (choć mam wrażenie, że miejscami nadużywasz przymiotników). Aha, no i dzięki Tobie dowiedziałam się, co to jest reguła 34. W sumie szkoda, że taki nadałeś tytuł, bo jak ktoś wie, to wie też, czego spodziewać się na końcu… Cóż, ja nie wiedziałam, więc zakończenie mnie rozbawiło. Na szczęście, bo przyznam, że te opisu rozwijania habitatu itp. zaczęły mnie nużyć… A tu nagle szast-prast, i zaskakujący koniec. Nurtuje mnie tylko pytanie: skoro chłopak wbiegł na górę w kurtce, to co z nią zrobił po drodze? Rzucił na schodach? ; p

 

„A ty, Blow, rozpocznij procedurę transformacji – rzucił przez ramię do pilota.” – Brak dookreślenia podmiotu. Bo zgaduję, że mówi to kapitan, a ostatnim podmiotem był „mężczyzna w kombinezonie rozmiaru XXL”.

 

„Przed nimi rozciągała się jałowa pustynia, pnąca się łagodnie coraz wyżej, by po kilkuset kilometrach wyrosnąć niebosiężnym masywem Olympus Mons.”

Wybacz, że psuję koncepcję, ale Olympus Mons jest o wiele za duży, żeby go zobaczyć, jeśli stoi się na powierzchni Marsa. Poczytaj o tym ;) O widnokręgu i odległości, na jaką może spojrzeć przeciętnie wysoki człowiek na Ziemi. A Mars jest mniejszy od Ziemi.

 

„SpaseX” – Spase a nie Space?

 

„– Ale przez interkom bym się nie odlał – odparował inżynier.” – Astronauci są świetnie nauczeni lać w skafander. A czas i trud związane z rozebraniem się ze skafandra, wysikaniem, a potem ubraniem na powrót stanowczo nie usprawiedliwiają chęci własnoręcznego złapania pitoka.

 

Moduł z atmosferą bezpośrednio na podłożu? Nie wierzę.

 

„W tle swoje gargantuiczne rozmiary prezentował widzom Olympus Mons.” – Nadal nie.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Yo!

 

Dzięki za odwiedziny i komentarze :)

 

@jose

 

Technicznie nieźle (choć mam wrażenie, że miejscami nadużywasz przymiotników)

Cenna uwaga, przyjrzę się temu przy okazji kolejnego tekstu.

 

Nurtuje mnie tylko pytanie: skoro chłopak wbiegł na górę w kurtce, to co z nią zrobił po drodze? Rzucił na schodach? ; p

Serio, to takie ważne? Załóżmy, że powiesił na krześle, którym blokował drzwi :P

 

Wybacz, że psuję koncepcję, ale Olympus Mons jest o wiele za duży, żeby go zobaczyć, jeśli stoi się na powierzchni Marsa. Poczytaj o tym ;) O widnokręgu i odległości, na jaką może spojrzeć przeciętnie wysoki człowiek na Ziemi. A Mars jest mniejszy od Ziemi.

O! Tego nie sprawdziłem. Zaraz postaram się to ogarnąć.

 

„SpaseX” – Spase a nie Space?

Damn, jose :( Tam jest mnóstwo – znaczy w tekście – odniesień do przemysłu porno. I to jedno z nich. Poprawnie to SpaceX, ale tutaj to specjalnie jest tak, bo: SpaceseX. Wyłapałaś plugi? Cor.AL i Can.AL? To samo się tyczy nazwy stacji pISS. I mnóstwa innych rzeczy, jak JimmyHAT, zachwyt Aletty (Jizz!), opis lądowania a nawet ksywa pilota: Dobra robota, Blow → Good job, Blow → Blowjob.

 

Astronauci są świetnie nauczeni lać w skafander. A czas i trud związane z rozebraniem się ze skafandra, wysikaniem, a potem ubraniem na powrót stanowczo nie usprawiedliwiają chęci własnoręcznego złapania pitoka.

To nowoczesne skafandry, jose :) Nie takie ludziki Michelin, tylko bardziej wygodne i nie posiadające systemu magazynowania uryny. Po co miałyby, skoro można łatwo stworzyć sobie habitat, w którym da radę załatwić wszystkie potrzeby ;)

 

Moduł z atmosferą bezpośrednio na podłożu? Nie wierzę.

A to jest ten element fiction :P Zresztą jeden z kilku. Serio będziesz się czepiać nieistniejących technologii? Czytając s-f uznanych autorów też przeszkadzają Ci wymyślane przez nich nowinki technologiczne, których nie ma i długo nie będzie, albo nie będzie ich nigdy?

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

OuttaSewer, tak, czepiam się wszystkiego, co wydaje mi się niewiarygodne, nieważne, czy na portalu NF, czy w wydrukowanej przez duże wydawnictwo książce. To, że coś jest “SF” nie tłumaczy łamania praw fizyki bez wyjaśnienia. O ile mogłabym przełknąć nowoczesny skafander, to nie przełknę nieszczelnego, niezaizolowanego habitatu postawionego prosto na Marsie. To jest tylko F, a nie SF.

Ale to tylko moje zdanie.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Hmm, nie piszę, że nie masz racji, a jedynie, że nie uznałem za stosowne wyjaśniania wszystkiego w szorcie, który miał na celu bardziej ubawić czytelnika, niż dać mu jakieś zagwozdki technicznej natury. Owszem, mógłbym napisać, że moduł tylko wydawał się stać na gołej marsjańskiej ziemi, a w rzeczywistości był szczelnym bąblem, zakotwionym i wypełnionym do pewnego poziomu marsjańskim piachem, by tylko sprawiać wrażenie bycia rozciągniętym bez izolacji. Ale, jak już pisałaś w poprzednim komentarzu, czułaś się znużona rozwijaniem habitatu, więc kolejna garść nieistotnych dla fabuły technikaliów pewnie znużyłaby Cię jeszcze bardziej ;) I żebyśmy mieli jasność, nie wyzłośliwiam się w tym miejscu, tylko chcę zakomunikować, że mam spory dystans do swoich, niewielkich jeszcze, umiejętności pisarskich i biorę sobie do serca Twoje uwagi (oraz uwagi innych czytelników) :) Więc zapytam zupełnie serio teraz: lepiej, żebym przemodelował to zdanie opisujące moduł? Jeśli odpowiesz, że tak, to to zrobi(bo nie jesteś pierwszą osobą, która zwróciła na to uwagę).

Lekko przemodelowałem też pierwszy wtręt o Olympus Mons, drugi usunąłem. Zerknęłabyś na ten pierwszy fragment? Bo nie wiem czy znów nie walnąłem jakiegoś astrofizycznego babola.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Żeby nie było, ze mnie żaden specjalista od SF czy fizyki i techniki, ale w ostatnim roku akurat przeczytałam kilka książek w tym zakresie, żeby się dokształcić. Na przykład na ten Olympus Mons bym nie zwróciła uwagi, gdybym nie czytała artykułu o najwyższych szczytach w Układzie Słonecznym ;) Jakby co, teraz wygląda w porządku, nie mam się do czego przyczepić.

Przyznam, że mnie ten habitat na gołej glebie ugryzł bardzo mocno. Rozumiem, że opowiadanie ogólnie ma być humorystyczne, a nie techniczne, jednak jeśli coś zwraca uwagę więcej niż jednego czytelnika, warto się nad tym zastanowić, nie? Po prostu wydaje się, że nawet laik zrozumie, że w obcym środowisku, dla utrzymania ciśnienia i atmosfery, habitat musi być megaszczelny. No, wystarczy że ktoś Marsjanina oglądał (a tym bardziej jeśli czytał) ;p

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki, jose, za rzucenie okiem :)

Z tym modułem coś postaram się zaraz wymyślić.

 

EDYTA: zrobione :)

Known some call is air am

Eh, czasem wstyd się przyznać, że człowiek rozpoznaje odniesienia ;)

Podobało mi się. Zresztą kto wie, może wkrótce nas czeka coś takiego. Ludzie wciąż szukają nowych doznań. 

Pozdrawiam

Cześć, Zanais :)

 

Fajnie, że wpadłeś z wizytą i poświęciłeś chwilę na przeczytanie. A to, że się rozpoznaje odniesienia to nie wstyd, tylko chyba już znak czasów, bo żyjemy w świecie, w którym porno włazi z butami w nasze życia za sprawą nie tylko internetów :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Lekkie i zabawne. Przeczytałam z przyjemnością. ;)

 

– Ron, nie wy­dur­niaj się, tylko bierz do ro­bo­ty. ―> Co ma brać do roboty?

Proponuję: – Ron, tylko bez wygłupów, bierz się do ro­bo­ty.

 

Potem trze­ba bę­dzie się za­brać za usta­wie­nie Jim­my­HA­Ta. ―> Potem trze­ba bę­dzie się za­brać do ustawienia Jim­my­HA­Ta.

 

Ron nie sko­men­to­wał jego słów, tylko od­wró­cił w stro­nę ekra­nów… ―> Tu chyba miało być: Ron nie sko­men­to­wał jego słów, tylko od­wró­cił się w stro­nę ekra­nów

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Reg :)

 

Dzięki za wizytę. Oczywiście wszystkie babole zostaną za chwilę poprawione.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Bardzo proszę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł zabawny, choć dość szybko domyśliłam się, co to za event się szykuje :) 

@Beatrycze – dzięki za odwiedziny i podzielenie się opinią :) Domyśliłaś się z powodu tytułu, czy dlatego, że w tekście jest mnóstwo aluzji?

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Właśnie tego się spodziewałam ;)

Zabawne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za wizytę, Anet :)

Known some call is air am

Nowa Fantastyka