- Opowiadanie: Jakub Szymczyk - Technofobia

Technofobia

Kraków rok 2040. Mężczyzna w średnim wieku traci pracę i majątek na skutek zmian cywilizacyjnych co stopniowo doprowadza go do szaleństwa. Chociaż do końca nie wiadomo czy bardziej odbija jemu czy reszcie świata. Autor jak do tej pory popełnił jedno opowiadanie “Egzekucja – opowieść komornika” z którym “Technofobia” jest luźno powiązana fabularnie.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Technofobia

 

Czerwcowy upał nie odpuszczał mimo popołudnia. Spoceni pracownicy warsztatu samochodowego wyczekiwali fajrantu. Tęgi łysy facet w średnim wieku zamknął maskę ciężarówki i dał ręką znak szefowi. Wąsaty grubas w brudnej koszuli podszedł do pojazdu z tabletem w dłoni i postukał w ekran palcami. Silnik ciężarówki odpalił, włączył się kierunkowskaz, następnie pozbawiony kierowcy potężny pojazd samodzielnie wrzucił wsteczny i wyjechał z hali na parking.

– Leszek sprawdzisz mu felgę i oponę z przodu z prawej strony. Bo mi system pokazuje, że ciśnienie traci. K… hamulec ręczny też za słaby. Czy ja nie mówiłem wyraźnie, że ma być gotowy na dzisiaj, bo jak się nie wyrobimy na testy w poniedziałek to klient mi jaja urwie.

– Bo się okazało, że jeszcze filtr powietrza musiałem wymienić, a hamulce to miał młody sprawdzić.

– Weź mi nie filozuj tylko zrób co kazałem i posprzątaj zanim wyjdziesz.

Leszek wiedział, że dyskutowanie z chamowatym szefem nie miało większego sensu. Wjechał ciężarówką z powrotem do warsztatu, podszedł do pulpitu SPIDERA – ośmioramiennego robota asystenta.

– Koło prawe z przodu, zdjęcie felgi, prostowanie i zabezpieczenie przed korozją. Powiedział do maszyny i sprawdził na ekranie czy zrozumiała polecenie. Robot dobrał narzędzia, podniósł pojazd i zdjął koło w mniej niż 60 sekund. Leszek tylko kontrolował proces, później zajął się osobiście hamulcem. Poczekał aż wszyscy skończą się przebierać po pracy i wyjdą.

Wdrapał się po stromych wąskich schodach do swojego pokoju, znajdującego się w pomieszczeniu na piętrze. Jego szef pozwolił mu zamieszkać w kanciapie przylegającej do hali warsztatu. Od kiedy zawaliło mu się życie nie stać go było na nic lepszego. Kilka metrów kwadratowych i prymitywna łazienka. Jedno okno wychodziło do wnętrza budynku na halę, drugie na parking. Okolica mało ciekawa. Warsztat wciśnięty był między stare magazyny i jakieś budynki gospodarcze, ale miał spory, pokryty popękanym betonem parking, dzięki czemu mógł obsługiwać ciężarówki. Obmył ręce i twarz przy małej brudnej umywalce. Połknął dawkę antydepresantów. Wyjął z kartonu konserwę ze śledzi, wojskowe suchary i piwo z lodówki. Zrezygnował z próby zjedzenia bananów, które kupił po pijanemu kilka dni wcześniej. Otworzył laptopa, postanowił przejrzeć informacje ze świata. Jakiś reklamowy algorytm najwyraźniej trafnie uznał, że jest samotnym, heteroseksualnym rozwodnikiem, bo został zaatakowany przez wyskakujące reklamy. Czego tu nie było: robot sprzątający, interaktywna lalka seksualna, pigułki na potencję bez recepty i portal randkowy dla osób +50. Uznał, że nie jest tak źle, bo na razie nikt jeszcze nie próbował mu wcisnąć usług domów opieki albo krematoriów. Po stoczeniu zaciekłej bitwy z wyskakującymi reklamami i dupochronami administratora otworzył wreszcie stronę popularnego portalu informacyjnego, zaczął od wiadomości sportowych. Nie lubił piłki nożnej, więc przeczytał artykuł o kolejnym polskim pięściarzu, który ma szansę na tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Podobnie jak większość kibiców boksu w Polsce ubolewał nad faktem, że nadal nie doczekaliśmy się chociaż jednego oficjalnego mistrza najcięższej kategorii wagowej którejś z liczących się federacji. Chociaż osobiście uważał, że Andrzeja przekręcono w walce z Riuzem. Zastanawiał się czy to efekt postępującego zniewieścienia społeczeństwa, niedoinwestowania tego sportu, czy po prostu pech? Sam w młodości dość poważnie trenował, ale ze swoimi 178 centymetrami wzrostu był za niski do wagi ciężkiej, a endomorficzna budowa utrudniała mu zejście do niższej kategorii. Nie miał też talentu, którym mógłby nadrobić swoje braki anatomiczne. Wygrał dwanaście walk amatorskich, pięć przegrał, a później rzucił sport wyczynowy i zajął się biznesem. Po chwili przerzucił zainteresowanie na nagłówki wiadomości.

Świat

– Moskwa, wojskowe roboty otworzyły ogień do demonstrantów, dziesiątki zabitych!

– Francja obawia się kolejnych zamachów, przedłużono stan wyjątkowy.

– Australijskie F-35 przechwyciły chińskiego drona.

– Episkopat Niemiec potępił dogmaty o istnieniu piekła i czyśćca.

– Singapur wprowadzi zakaz prowadzenia samochodów przez ludzi.

– 53% Obywateli Szwajcarii poparło w referendum wprowadzenie dochodu podstawowego.

– Holenderskie szpitale odmawiają leczenia seniorów po 75 roku życia.

– Dożywocie dla sprawcy masakry na kampusie MIT.

Polska

– Koalicja Unii Centroprawicy, Mniejszości Ukraińskiej i PSLu?

– Zielony Sojusz za zakazem spalania węgla do 2050 roku.

– Solidarność przeciw budowie kolejnej chińskiej fabryki automatycznej.

– Rośnie odsetek chorych psychicznie nastolatków.

– ZHP i Związek Górali Podhalańskich protestują przeciwko zakazowi palenia ognisk w Małopolsce.

– Zwolennicy Ruchu Wolnego Miasta Gdańsk demonstrują przed siedzibą wojewody.

– W Poznaniu powstanie kolejny meczet?

– Minister Obrony Narodowej „Jestem za parytetem osób LGBT w wojsku”.

Większość informacji albo go nudziła albo dołowała. Zdążył wypić dwa piwa i zabierał się za trzecie, jak na razie organizm dość dobrze tolerował antydepresanty połączone z alkoholem. Czytanie przerwał mu dzwonek telefonu. Lech nie posiadał smartfona, a jedynie wierną replikę nokii 3310, lubił sobie wyobrażać, że nadal żyje w okolicach przełomu tysiącleci i używa swojej pierwszej komórki. Znowu k… Robert pomyślał i przewrócił gałami. Kolega z czasów studiów został komornikiem, robił mu grzeczność i uprzedzał o swoich wizytach głuchym telefonem na kilka minut wcześniej, dzięki czemu miał czas na przygotowanie się. Zamknął laptopa i schował go pod workami ze śmieciami. Wyjął starszy ledwo działający model bez kilku klawiszy i postawił na stole. Rzucił wzrokiem na pokój: niepościelone łóżko, wiszący w kącie poszarpany worek bokserski, dwie stare szafy, kilka półek z książkami, tandetne trofea sportowe, worki z segregowanymi śmieciami, stół, szafka kuchenna z mikrofalą, krzesło i dwa taborety czyli prawie jak w akademiku. Starał się utrzymywać względny porządek w swoim otoczeniu, aby się nie stoczyć zupełnie, ale ścielenie łóżka od czasów studiów uważał za czasochłonną bzdurę. Na widoku nie pozostały żadne przedmioty podlegające zajęciu. Przez otwarte okno na parking usłyszał, że samochód z mocnym silnikiem jeepa ostro zahamował. Robert lubił zgrywać mistrza kierownicy i terenowe samochody, musiał płacić majątek za zezwolenie na używanie takiego silnika w Krakowie. W oknie wychodzącym na parking pojawił się mały dron z czerwoną lampką. Lech szczerze nienawidził tych maszyn.

– Otwarte zapraszam!

Na stromych metalowych schodach dały się słyszeć powolne ciężkie kroki. Po chwili w drzwiach ukazał się wysoki łysy facet w wieku Lecha. Twarz zdobiła blizna nad lewym okiem i obfity klasyczny wąs w oczach dało się dostrzec szaleństwo i zmęczenie. Obcisła spocona koszulka polo okrywała potężną, mimo wieku, klatkę piersiową, lekko wystający brzuch i grube bicepsy. Gdyby nie smartwatch na lewej ręce postać ta wyglądałaby jak skrzyżowanie PRLowskiego cinkciarza z XIX wiecznym siłaczem. Za nim wszedł jakiś szczupły młodzieniec w smartokularach i ze skórzaną teczką pod pachą.

– Dzień dobry Komornik Robert Skowroński i aplikant Artur Skowroński, sprawa o świadczenia alimentacyjne KMP1/39 i inne. Przywitał się urzędowo.

– Taki sobie, zapraszam w skromne progi.

Młodzieniec rozejrzał się z widocznym zawodem na twarzy po pomieszczeniu, filmując wszystko mikro kamerą w okularach.

– Proszę o zaprzestanie nagrywania. Oświadczył Lech.

– Panie aplikancie w związku ze sprzeciwem dłużnika postanawiam o zaprzestaniu rejestrowania czynności, proszę wyłączyć nagrywanie i odwołać drona.

– Wyłączone Panie Komorniku, nie stwierdziłem ruchomości podlegających zajęciu.

– Dobra kończmy tę akademię ku czci. Młody, przygotuj papierowy protokół. Co słychać Leszku?

– Stara bida, ale widzę, że Ty się dorobiłeś nowego ucznia. Jak leci byku?

– Kuzyna zatrudniłem niech ma jakiś zawód, bo coraz z tym trudniej. Poza tym nie za bardzo ogarniam to całe elektroniczne gówno. Młody sobie z tym lepiej radzi. Coraz rzadziej w teren jeżdżę, prawie wszystko ściągam elektronicznymi zajęciami. W ogóle to nas chyba niedługo zastąpią jakimiś cyborgami do ściągania długów.

– Ooo zaczynam się bać.

– Słuchaj przyjechałem nie z własnej woli tylko dla tego, że twoja była truje mi dupę i złożyła formalny wniosek o czynności w miejscu twojego zamieszkania. Podejrzewa, że zarabiasz na czarno i mieszkasz w luksusach. Ale chcę też pokazać młodemu kawałek prawdziwego życia, więc wyjaśnij mu teraz ładnie do protokołu swoją sytuację.

– Czyli robię dzisiaj za eksponat, jak małpa w zoo albo zwłoki na wydziale medycznym. A mogę chociaż używać brzydkich słów?

– Z umiarem.

– No więc Panie Aplikancie, jestem życiowym przegrywem i nie mam pieniędzy.

– Z czego się Pan utrzymuje? Przejął rozmowę aplikant.

– Pracuję w warsztacie na dole jako mechanik, elektromonter i nieformalny nocny stróż. Ostatnio głównie instalujemy i naprawiamy te cholerne moduły autonomicznego sterowania. To znaczy te elementy pojazdu, które zamieniają zwykłe samochody w samoprowadzące się autonomiczne maszyny. Czyli odbieramy pracę kierowcom. Wynagrodzenie już mi zajęliście, kasa schodzi regularnie, więc domyślam się, że ona was przysłała żeby mnie poniżyć. Na szczęście nie wie, że znamy się od lat z twoim szefem. Wiesz młody, że twój pryncypał uchodził za najbardziej brutalnego komornika w Polsce. Pewnie miała nadzieję, że mnie zmasakruje.

– Parę razy musiałem się bronić na czynnościach, reszta to plotki i pomówienia. Przerwał mu Robert.

– Potrącenie z wynagrodzenia starcza na ratę alimentów, ale na zaległą część i odsetki od pozostałych długów już nie. Kontynuował aplikant.

Dwa wypite piwa oraz leki zaczynały uruchamiać Lechowi obszary mózgu odpowiedzialne za gadulstwo, więc zaczął się zwierzać.

– Kobieta, która was przysłała, zdradziła mnie i opuściła, kiedy przestałem być fabryką pieniędzy. Teraz jest z jednym takim Chińczykiem nawet nie umiem wymówić jak się k… nazywa, a wygląda jeszcze gorzej, ale jest menadżerem w tej montowni robotów pod Balicami. Jak włoży obcasy to jest od niego wyższa, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadza. Hala na dwadzieścia tysięcy metrów kwadratowych, a zatrudniają na stałe może z dziesięć osób, nawet ostatnio ochronę zwolnili i postawili jakiegoś cholernego robota.

– Tego nie pisz. Wtrącił się Robert. Napisz, że dłużnika poinformowano, że czynności są prowadzone na wniosek wierzycielki.

– Panie Komorniku, dłużnik chyba jest lekko pijany, czy powinniśmy kontynuować?

– Nie widziałeś go kiedy jest naprawdę pijany. Nie przejmuj się i pytaj Arturku.

– Młody, żebyś ty nas widział jakieś trzydzieści lat temu. Wtrącił się Lech. Waliliśmy z twoim szefem wódę z gwinta i siłowaliśmy się na rękę. Nigdy ze mną nie wygrał. Raz latem schlał się na obieżyświata. Poszedł w nocy do lasu z gołą dupą, a później…

– Nie pisz tego. Wtrącił się Robert. Ja przynajmniej nie dziurawiłem banią drzwi.

– Z akt wynika, że prowadził pan działalność gospodarczą i miał zarejestrowane samochody ciężarowe oraz, że zgłosił Pan zaginięcie dwóch z nich. Czy wie Pan gdzie się znajdują obecnie? Ciągnął dalej urzędowo aplikant.

– Pewnie gdzieś za Uralem, w Chinach albo na Syberii.

– Może Pan sprecyzować?

– Proszę bardzo. Ale to dłuższa historia. Może piwko? Lech wyciągnął puszkę w kierunku aplikanta.

– Nie dziękuję.

– A ty Robercik?

– Może po robocie.

– Dobra to zacznę od początku. W 2012 r. przejąłem po ojcu firmę transportową. To były czasy pełne optymizmu, niby coś się chrzaniło na Wschodzie i na Południu, ale Unia jeszcze jakoś działała. Miałem osiem TIRów, interes się kręcił. Dokupiłem jeszcze dwa, zbudowałem dom, a w 2022 r. w wieku 40 lat ożeniłem się z ambitną o 16 lat młodszą babą, która teraz nasyła was na mnie. Więc młody uważaj gdzie kierujesz swojego węża.

– Ale wróćmy do TIRów.

– To się zaczęło gdzieś przed 2020 rokiem. Najpierw była to ciekawostka z discovery jakieś ciężarówki co się same prowadzą. Na początku działały beznadziejnie, więc zlewałem ten temat. Nikt normalny nie chciał zaryzykować puszczenia tego czegoś samopas na drogę. Zatrudniałem pracowników, płaciłem dobrze i na czas. Wiesz młody, że wtedy to nie było takie oczywiste. W mojej rodzinie zawsze był silny etos pracy. Rodem jestem z Podhala, to jest kraina ludzi wolnych i pracowitych. Ale mniejsza o to. Najpierw zaszkodziła mi ta dyrektywa o pracownikach delegowanych. Ale gdzieś w połowie lat dwudziestych, pojawiła mi się nowa konkurencja. Większe firmy zaczęły puszczać na trasy te cholerne autonomiczne wozy. Najpierw tylko po autostradach w Unii bo po miastach i trudnych odcinkach pilotowali je zdalnie kierowcy. Później udoskonalali systemy i zaczęły sobie radzić nawet na prowincji i w centrach. Ceny przewozu zaczęły spadać, a pracy dla kierowców ubywać. Firmy używające tych cholernych robotów były tańsze i wygryzały tradycyjnych przedsiębiorców. Ja nie chciałem zwalniać ludzi. Zacząłem dokładać do interesu. Myślałem, że to przejdzie, bo Unia kombinowała jakąś dyrektywę zakazującą czy regulującą autonomiczny transport. Kilka osób te maszyny jednak zabiły na drodze, były procesy o odszkodowania i tak dalej. Spróbowałem więc wejść na wschodni rynek. Tam zawsze czas płynął wolniej. U ruskich, czy na Ukrainie było kilka głównych autostrad, ale jak się chciało dostarczyć ładunek gdzieś na prowincję to potrzebny był ludzki kierowca. Słabe drogi, częściej trzeba było usuwać awarie podwozia, a tego nie zrobisz zdalnie, bandyci potrafili zakłócać sygnał GPS i zabrać całą ciężarówkę z ładunkiem, a z tak nędznymi drogami czasem nie radziły sobie nawet te nowsze algorytmy. Posyłałem kierowców wzdłuż jedwabnego szlaku nawet do Kazachstanu. Ale wtedy po epidemii zaczęło się robić gorąco na wschodzie. Ruskim zabrakło kasy i mieli kolejną smutę. Kontrahent z Moskwy mi nie wypłacił i słuch po nim zaginął. A później było jeszcze lepiej. W ciągu miesiąca jeden kierowca spalił się razem z samochodem na Donbasie, a dwóch zaginęło razem z wozami w czasie walk o Omsk. To właśnie te o, które pytałeś. Ubezpieczenie tego nie obejmowało, ale mam swój honor i wypłaciłem rodzinom odszkodowania. Pozostali zaczęli bać się jeździć na wschód. Trochę się ratowałem wysyłając ludzi po Polsce i Trójmorzu, bo u nas też zadupi nie brakuje. Poza tym Węgrzy w niektóre miejsca nie puszczali robotów. Oni to już chyba od ośmiuset lat próbują odpierać kolejne inwazje. Związki zawodowe lobbowały za ograniczaniem użycia wozów autonomicznych, ale w końcu odpuścili. Z postępem nie wygrasz zwłaszcza kiedy konkurencja omija przepisy i wozi towar robotami. Autonomiczny wóz kosztuje drożej, ale nie bierze pensji ani socjalu. Wymaga dodatkowej obsługi, jednak na dłuższą metę się opłaca. Możesz obniżyć cenę przewozu i pobić konkurencję, która zatrudnia ludzi. Szło coraz gorzej, ale nie chciałem inwestować w te cholerne autonomiczne wozy. W końcu musiałem zacząć zwalniać. Sprzedałem część floty i ograniczyłem działalność, zacząłem więcej jeździć samemu, rzadziej bywałem w domu. Wtedy dobiła mnie moja była żona. Mówiła, że chciała wyjść za człowieka sukcesu, a ja jestem tępy robol, no i wyglądam jak małpa albo włochata świnia.

– Podobno niektórym babom się to podoba. Wtrącił się Robert.

Zaczęła mnie zdradzać. Raz ją nakryłem jednym z moich kierowców, takim młodym przystojniaczkiem. Poniosło mnie, spuściłem mu łomot a jak go zrzucałem ze schodów to mnie zaczęła szarpać i jakoś przypadkiem w zamieszaniu ją popchnąłem. Przewróciła się i złamała sobie rękę w nadgarstku. To był przypadek ale na rozprawach kłamała, że ją tłukłem regularnie a ten młody chciał jej tylko bronić. Siedziałem przez pół roku na Montelupich bo się okazało, że gość miał połamane żebra i wstrząs mózgu. Ona złożyła pozew o rozwód. Straciłem kolejną część majątku, bo jeszcze mnie okradła jak byłem w pace. Część oszczędności trzymałem w gotówce w skrytkach w domu, a ona znalazła prawie wszystkie. Dom udało mi się wcześniej przepisać na córkę, ale mieszka w nim była żona z tym Chińczykiem. Ja mam zakaz zbliżania się do nich bez zgody kuratora, bo sąd uznał mnie za domowego kata. Długi rosły, nie byłem w stanie spłacać rat kredytów, które brałem na podratowanie firmy. Wiesz młody, paliwo, pensje, naprawy, ZUSy srusy. W końcu komornicy siedli mi na rachunki bankowe i zlicytowali resztę floty.

– Wtedy podjął Pan pracę w warsztacie?

– Nie tak od razu. Mówiłem Ci młody, że rzygać mi się chciało od tych robotów, przez które straciłem firmę, więc mnie nie ciągnęło do obsługiwania tego złomu. Musiałem się przekwalifikować, ale w końcu skończyło się tę polibudę. Nająłem się na pół etatu w takim dużym centrum samochodowym na Podgórzu jako mechanik. Myślałem sobie, że jak mam tyle długów to część wypłaty będę brał pod stołem w gotówce i jakoś to będzie. Szef trochę kręcił nosem, ale się zgodził. Ale wtedy okazało się, że Państwowa Inspekcja Pracy podłączyła się do tego cholernego Systemu Identyfikacji Wizerunku MSW. Wyobraź sobie, kamera uliczna przed warsztatem codziennie identyfikowała mi twarz jak przychodziłem do pracy. Wyszło im, że przychodzę tam częściej, niż wynika z umowy. Szef dostał grzywnę, a ja poleciałem.

– A więc wpiszemy, że poprzednią pracę stracił pan z powodu omijania prawa pracy. A czy w obecnym miejscu otrzymuje Pan jakieś pieniądze poza umową.

– Tutaj wszystko jest na legalu. Pensja minimalna plus lokal pracowniczy. Więcej mi nie zajmiecie. Nie mogłem przebierać w ofertach. Spróbuj se młody wynająć cokolwiek jak jesteś karany, masz 58 lat, alimenty na 14 letnią córkę i kupę długów. Szef to kawał chama, a dodatkowo muszę instalować i naprawiać te cholerne moduły samosterowania. Montuje się parę siłowników na pedałach i kierownicy, trochę kamer i innych wynalazków na starym wozie, podłącza się aplikację i może zasuwać bez kierowcy. Ironia losu. Zastanawiasz się czasem młody człowieku co zrobisz ze swoim życiem, kiedy jakaś maszyna Cię zastąpi?

– Podobno mechanizacja likwiduje jedne miejsca pracy, ale tworzy kolejne.

– Jeszcze kilka lat temu też w to wierzyłem. Mieszkałem w dużym domu pod Krakowem, miałem młodą żonę i firmę, a teraz awansowałem do ekstra ligi. Jak już przerobimy wszystkie pojazdy na świecie na roboty to pewnie pojawią się mechaniczni instalatorzy i serwisanci. Podobno w Warszawie jest już jakiś warsztat prawie bez pracowników. No a w końcu pojawią się też mechaniczni komornicy. Ja może jakoś dociągnę do emerytury, ale wy młodzi macie przerąbane.

– Wracając do protokołu. Pańska sytuacja rzeczywiście jest nie do pozazdroszczenia. Raty alimentów schodzą na bieżąco z wynagrodzenia, ale ma pan trochę zaległych, nie mówiąc o innych długach. Najwyraźniej nie posiada Pan ruchomości wartych zajęcia. Nie mamy informacji o jakichkolwiek innych pańskich dochodach lub posiadanym majątku. Czy jest Pan w stanie wpłacać coś dodatkowo ponad zajęte wynagrodzenie?

– Słuchaj młody. Ja do was nic nie mam, bo tylko wykonujecie swoją robotę, ale tej suce nic już po dobroci nie dam. A poza tym ledwo mi zostaje na browar i konserwy.

– A więc dziękuję za wyczerpującą rozmowę i proszę o podpis.

 

***

Plan na resztę dnia przewidywał prysznic, nostalgiczną zadumę nad kolejnymi browarami oraz obejrzenie dwóch trzech filmów nakręconych przed rokiem 2000. Zajęcie godne człowieka w trudnej sytuacji życiowej, do jakich niewątpliwie Leszek się zaliczał. Nie lubił współczesnych produkcji: prymitywne i wtórne fabuły, maskowane dużą ilością komputerowych animacji i wszechobecna poprawność polityczna. SMS od Pawła o treści „MOŻE BROWAR?:D” przerwał mu początek „Powrotu do Przyszłości”. Paweł bywał osobą irytującą, ale jedną z jego podstawowych zalet było to, że zwykle miał ochotę się napić w najbardziej odpowiednim momencie. Leszek odpisał więc niezwłocznie „20:30 TAM GDZIE OSTATNIO?”. „OK” potwierdził Paweł.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, ruch samochodowy zamierał, ulica była pusta, mimo to stał przed przejściem dla pieszych czekając na zielone światło. System identyfikacji wizerunku połączony z sygnalizacją świetlną natychmiast zawiadomiłby policję w razie przejścia na czerwonym. Więc Lech stał jak głupi przed pustą ulicą i obserwował jak ucieka jego autobus. Nie miał z czego płacić, więc ostatnim razem sąd zamienił mu mandat na prace społeczne pod groźbą zamiany na areszt i musiał zamiatać chodnik pod urzędem miasta. Koło przystanku przejechał cichy elektryczny kabriolet, prowadzony przez młodego Araba. Na fotelu pasażera z przodu siedział jeszcze jeden, natomiast miejsce z tyłu zajęły trzy laski wyglądające na Polki, jedna z nich obdarzyła Lecha wyjątkowo pogardliwym spojrzeniem. Czekanie na kolejny autobus umilił sobie grając w węża na komórce. W czasie jazdy unikał oglądania przedmieścia, wnerwiał go widok grodzonych osiedli, które od lat wypierały zabudowę jednorodzinną. PRLowskie bloki bliżej centrum też z reguły pogrodzono płotami z tandetnej siatki, uzbrojonymi w kamery i czujki ruchu. Nad miastem latały drony, większość dostarczała paczki i jedzenie ludziom zbyt leniwym, żeby ruszyć tyłek osobiście. Inne należały do straży miejskiej i wypatrywały, czy ktoś przypadkiem nie robi grilla, nie pije piwa na ławce, nie przemieszcza się nieekologicznym pojazdem lub nie dokonuje innej przerażającej zbrodni. Kraków coraz bardziej przypominał trudny do przejścia labirynt albo dom wariatów. Autobus wjechał w ulicę Armii Krajowej. Poczuł mściwą satysfakcję kiedy zauważył, że na balkonach jednego z tych nowoczesnych ogrodzonych bloków pojawiły się kolejne plakaty z numerami telefonów i napisami „na sprzedaż” albo „wynajmę”. Już chyba co czwarte mieszkanie było tak oznaczone. Robert przeprowadził w tym budynku już dwie eksmisje lokatorów zalegających z czynszem, a niedługo miał licytować jedno z mieszkań. Inni komornicy też często ostatnio odwiedzali ten blok. Zamieszkiwali tam głównie pracownicy outsourcingu zatrudnieni w kilku międzynarodowych korporacjach, które miały swoje oddziały w pobliskich biurowcach. Udoskonalenie algorytmów obsługujących klientów spowodowało, że ostatnio masowo tracili pracę. Nagle okazało się, że ich kariery oparte są wyłącznie na umiejętności obsługi specyficznych procesów danych korporacji. Wcześniej radośnie brali 30 letnie kredyty na swoje 30-50 metrowe dziuple z aneksami kuchennymi albo wynajmowali je za horrendalne kwoty od cwanych właścicieli. Lech uważał, że to głównie przez nich kolejne ciasne osiedla wyrastały w mieście jak przerzuty nowotworu. Nie lubił też korpoludków za ich kosmopolityzm, lewicowe poglądy i wyniosły styl bycia. Od dawna chciał, żeby ich szlak trafił i chyba właśnie się doczekał. Do autobusu dosiadali się pasażerowie: Polacy, Ukraińcy kilku Chińczyków albo Wietnamczyków, młodzi jechali na imprezę do centrum albo do nocnej roboty. Minęli bilbord z reklamą ekowegańskiego drinka o smaku owocowym z niską zawartością alkoholu – na samą myśli poczuł mdłości i odwrócił wzrok. Autobus zatrzymał się przy kampusie AGH. Kiedyś to było wspaniałe miejsce, młodzież grillowała i piła piwo siedząc na trawie między akademikami. Lech przychodził tutaj z Pawłem na browar jeszcze po swojej trzydziestce, lubił tę atmosferę pełną życia. Później władze miasta i uczelni doszły do wniosku, że produkowanie dwutlenku węgla to zbrodnia przeciw klimatowi, a zapach pieczonej kiełbasy nie przystoi cywilizowanemu miastu, obraża wegan i muzułmanów. Od kilku lat nie wolno było uprawiać tego procederu w całym mieście. Studenci siedzieli więc na ławkach wpatrzeni w swoje smarfony. Bliżej starówki miasto nadal wyglądało jak dawniej, ciasna zabudowa uniemożliwiała stawianie prywatnych fortyfikacji. Coraz bardziej nienawidził tego świata, gdyby był muzułmaninem zostałby pewnie zamachowcem samobójcą. Wychował się jednak w tradycyjnej katolickiej rodzinie. Nie był zbyt religijny, ale bał się Boga, Sądu Ostatecznego i piekła, co skutecznie odpędzało od niego myśli o zabiciu siebie lub kogoś innego. Do pudła też nie chciał wracać. Do autobusu dosiadł się jakiś inwalida poruszający się wolno, ale pewnie, dzięki egzoszkieletowi. Masywne mechaniczne nogi poruszające się z cichym dźwiękiem elektrycznych silników, połączone z akumulatorem na plecach, zapewniały stabilizację sparaliżowanemu od pasa w dół ciału. Lech przy całej swojej pogardzie dla nowoczesnej technologii musiał przyznać, że ten mechanizm przywracał ludziom odrobinę godności. Ktoś, kto kiedyś jeździł na wózku inwalidzkim mógł dzisiaj poruszać się jak inni w postawie wyprostowanej. Tylko czy warto się cieszyć ze szczęścia w nieszczęściu? Pragnął żeby świat był taki jak kiedyś albo żeby się skończył jak najszybciej. Wysiadł przy Kleparzu.

 

***

„Azyl” lokal dla prepersów, miłośników, retro, postapo, urban exploration, wyznawców teorii spiskowych, położony w austriackim forcie na północ od centrum miasta, przyciągał różnych zmęczonych rzeczywistością osobników. Lech miał tam zniżkę dla stałych klientów. Pancerne drzwi z powodu upału były otwarte na oścież. Obok przylepiony był plakat przedstawiający głowę terminatora ze świecącymi czerwonymi oczami, wpisaną w przekreślone koło. Napisy „brak zasięgu”, „brak internetu”, „goście proszeni są o pozostawienie elektroniki oraz broni w skrzynkach przy drzwiach lub w barze”, „zakaz filmowania”, „płatność tylko gotówką”, „cyborgom wstęp wzbroniony”, „zwierzęta mile widziane” wyjaśniały nieświadomym klientom zasady panujące w środku. Wejście obserwowane było za pomocą staromodnej kamery. Paweł już czekał przy elektrycznej toyocie z firmy carsharingowej. Był szczupłym żylastym mężczyzną, 10-12 centymetrów wyższym i 5 lat młodszym od Lecha, jednak wyglądał jakby dopiero co przekroczył czterdziestkę, a zachowywał się, jakby ledwo przekroczył trzydziestkę. Ubrał się w koszulę sportową i krótkie spodnie. Przyjechał w towarzystwie jakiejś sympatycznej szatynki, na oko około 40stki, czyli prawdopodobnie kilkanaście lat młodszej od niego. Drobne wargi, piwne oczy, wyraźna linia szczęki, szczupła figura, okulary, lekko za duży nos i niewielkie zmarszczki pod oczami dawały jej wygląd seksownej księgowej lub nauczycielki. Zastanawiał się czy to coś poważnego, czy też kolejna zdobycz kolegi.

– Siemanko byku. Poznaj moją dziewczynę. Magdo, to jest właśnie Leszek.

– Miło mi Pana poznać. Paweł opowiadał mi trochę o Panu. Miała głos osoby serdecznej i inteligentnej. Patrzyła na niego z mieszaniną sympatii i zaniepokojenia, mniej więcej tak jak się obserwuje spotkanego w lesie dzika.

– To nie wiem czy dobrze, czy źle? Zażartował Leszek.

– Chętnie poznałabym bliżej, ale nie chcę wam przeszkadzać. Proszę mi go tylko nie upić za bardzo.

– Proszę się nie obawiać, Paweł i ja jesteśmy mistrzami kulturalnego picia szanowana Pani.

– Tak o tym też opowiadał.

Paweł przytulił ją na pożegnanie chwytając w talii a następnie za jędrną pupę .

– To do jutra mała.

Kiwnęła głową ze spojrzeniem zatroskanej kotki i wróciła do samochodu. Najwyraźniej należała do gatunku kobiet obdarzonych rzadkim darem nieupierdliwości. Czyli takich, które rozumieją, że partner musi się czasem napić z kolegami na osobności. Leszek zastanawiał się czasem, czemu nie mógł spotkać kiedyś podobnej kobiety zamiast inwestować uczucia i kasę w swoją przewrotną i neurotyczną byłą żonę. Ale te dobre kobiety zwykle wolały takich wysokich wygadanych przystojniaczków jak Pawełek, a nie facetów o urodzie goryla jak ja, pomyślał Lech.

Weszli do środka, za barem stał ubrany w wojskowy t-shirt, brodaty przysadzisty chłop w ich wieku.

– To co zwykle Lechu? Zapytał barman.

– Tak jest panie sierżancie, dwa zwykłe na początek.

Usiedli w kącie przy drewnianej ławie pod atrapą AK-47 wiszącą na ścianie nad głową Lecha. Co doskonale harmonizowało z jego toporną urodą. Ciemna lekko siwiejąca broda drwala i łysa głowa upodobniały go do zbója. Pierwszy kufel zeszedł na omawianiu bieżących wydarzeń, w szczególności masakry w Moskwie. Później zeszli na tematy sportowe, czyli głównie na ostatnio obejrzane walki bokserskie i MMA. Trenowali te sporty razem w młodości. Lech pocieszał się tym, że przynajmniej bokserem był lepszym niż Paweł, który ruszał się szybko i umiał bić kombinacjami, ale nie miał takiej siły ciosu. Natomiast w formule MMA Paweł zwykle wygrywał w walce w parterze, dorobił się w końcu czarnego pasa w bjj. Następnie rozmowa zeszła na tematy egzystencjalne.

– Jak tam Pawełku na uczelni?

– Coraz słabiej rozumiem moich studentów.

– Co konkretnie?

– Jeden nie zdążył na egzamin, bo nie mógł otworzyć drzwi od pociągu.

– Jakaś awaria?

– Niezupełnie. Na jego trasie faktycznie zepsuł się pociąg i podstawili stary skład, to znaczy się wagony typu 141A. Na pewno pamiętasz je z naszych czasów, drzwi od środka otwierało się taką klamką, trzeba było ją przekręcić i mocno pchnąć.

– I co nie miał siły?

– Napisał wniosek do dziekana o wyznaczenie mu dodatkowego terminu na egzamin, bo jak twierdzi, nie mógł opuścić wagonu z winy przewoźnika. Bo widzisz nie było nikogo, kto by mu pociągnął za tę wajchę, nie było ekranu dotykowego, ani świecącego guzika do wciśnięcia, ani żadnej instrukcji jak otworzyć te drzwi. Czekał aż ktoś podejdzie i otworzy, ale pociąg ruszył no i biedny żak wysiadł dopiero pod Giewontem.

– A to nie mógł sobie ściągnąć na smartfona albo bezpośrednio do mózgu aplikacji z instrukcją?

– Podobno szukał w internecie, ale pociąg mu wtedy ruszył.

– Niedługo młodzież to sobie papierem do dupy nie trafi bez aplikacji. Stwierdził Lech.

– Jak tam u ciebie w robocie. Wypalił Paweł. Wiedział, że niezbyt ciekawie ale uznał, że pomijanie tego tematu będzie nieszczere.

Pod tym względem kompletnie się różnili. Lech był twardym człowiekiem pracy. Wierzył, że uszlachetnia ona człowieka, wstawał wcześnie, dużo wymagał od siebie i od innych. Niepowodzenia ostatnich lat mocno go zmieniły. Paweł wierzył, że praca jest przekleństwem ludzkości, był wiecznym studentem, zwolennikiem późnego wstawania. Jego przodkowie wywodzili się ze szlachty, a następnie z inteligencji nigdy nie pracował na poważnie, jedynie trochę dorabiał w czasie studiów i rok po obronie magisterki. Skończył prawo po czternastu semestrach, ale nie chciało mu się robić żadnej aplikacji, był na stażu w urzędzie miasta, trochę pracował w kancelarii radcowskiej, ale nie czuł zamiłowania do wyuczonego zawodu. Próbował się dostać do policji, ale odpadł na testach ze względu na zbyt wysoką inteligencję połączoną nieodpowiednimi cechami osobowości. Rok po studiach odziedziczył po dziadku spory majątek, w tym atrakcyjną działkę na obrzeżach Krakowa, sprzedał ją i już nigdy nie musiał się martwić o pieniądze. Zainwestował w mieszkania pod wynajem i żył z czynszów. Zajął się ulubionymi zajęciami czyli studiowaniem: historii, filozofii, politologii, treningami, podróżami, podrywaniem lasek i imprezami. Ostatnią magisterkę obronił po czterdziestce a następnie zaczął się bawić w doktorat z politologii. W międzyczasie bywał wolontariuszem, jakiś czas służył WOT, pomagał zwierzętom w schronisku, jeździł do Afryki z pomocą humanitarną, podobno w przypływie frustracji walczył z ISIS w szeregach jakiejś chrześcijańskiej milicji w Sudanie. Był radnym miejskim przez jedną kadencję, startował też bez powodzenia do Sejmu. Lech poznał w życiu kilka osób którym kasa spadła w pewnym momencie z nieba przez spadek, bądź przez wygraną na loterii, ale zwykle kończyło się to szybkim i tragicznym roztrwonieniem majątku, długami, alkoholizmem, odwykiem narkotykowym albo mieszanką tych nieszczęść. Był przekonany, że pieniądze zdobyte bez wysiłku degenerują człowieka. Problem w tym, że Paweł nie pasował mu do tego prostego schematu. Nie stoczył się tylko rozwinął i co ważniejsze nie odwrócił się od kolegi, kiedy ten poszedł siedzieć i stracił majątek. Nawet odwiedzał go w pace. Lech darzył go mieszaniną zazdrości, podziwu i pogardy, bo jednak miał go trochę za nieroba, któremu się poszczęściło. Nie lubił też polskiej szlachty i pytań o swoją obecną pracę.

– Walczę o utrzymanie się w ekstra lidze Pawełku. A ty robisz coś konkretnego, czy dalej studia i wolontariaty ?

– Znowu się zaczyna. Wyczuwam w twoim głosie ironię i sugestię, że powinienem mieć wyrzuty sumienia, że nie musiałem całe życie być korposzczurem albo zapierdalać w fabryce od 7 do 15tej. Nikogo nie krzywdziłem, po prostu miałem trochę więcej farta niż inni.

– Niektórzy mówią, że praca uszlachetnia.

– Leszku niektórzy mówią, że ziemia jest płaska, że istniało kiedyś imperium Lechitów albo, że psy można zmusić do weganizmu.

– Wiesz mi chodzi o to, że ewolucyjnie rzecz biorąc walka o przetrwanie i budowanie czegoś samemu utwardza charakter i udoskonala społeczeństwo.

– Murzyni na polu bawełny i robotnicy z XIX wieku zasuwający w fabryce po kilkanaście godzin dziennie na pewno byli bliscy doskonałości.

– Ale mi nie chodzi o patologie. A propo pracy przymusowej, to nie chcę cię denerwować, ale chyba twoi przodkowie …

– Leszek znowu będziesz mi truć o pańszczyźnie !? Że mam, to co mam, bo moi przodkowie wykorzystywali twoich przodków? Dziesięć razy Ci mówiłem, że nie jestem fanem ustroju I Rzeczpospolitej, a poza tym podobno wywodzisz się z Podhala, gdzie pańszczyzny podobno nie było.

– Dobra nie nakręcaj się tak, ja ogólnie jestem wnerwiony na świat. Jeszcze po browarze?

– Pewnie!

– Pawełku ja już nie mogę na to wszystko patrzeć. Nie chodzi tylko o mnie, bo pewnie jakoś się doczołgam do tej emerytury. Ale ja nie ogarniam tego świata, ta pieprzona technologia nas wykończy.

– Od około dwustu lat niektórzy ludzie boją się technologii, a ludzkość jak była tak jest i chyba jeszcze jakiś czas wytrzyma.

– Alkoholicy mówią podobnie.

– Lesiu, straciłeś firmę, ale mówiłem ci z dziesięć razy, że jak chcesz to załatwię ci jakiś kurs zawodowy, przekwalifikujesz się i jakoś to będzie.

– Tak zostanę k… trenerem jogi albo psim fryzjerem, a za pół roku jakiś Chińczyk wymyśli mechanicznego psiego fryzjera i zacznie się od początku.

– Może byś został barmanem? Myślę o rozkręceniu retro baru na Starówce.

– Musiałbym bym być miły dla klientów?

– No raczej tak.

– Na razie nie potrzebuję jałmużny.

– Wracając do tematu Leszku od około dwustu lat maszyny zastępują jedne miejsca pracy, ale powstają nowe bardziej wydajne.

– Pawełku znowu mi wyskakujesz z modnymi frazesami. Proces o którym mówisz dobiega końca, obecne technologie są tak zaawansowane i tak wszechobecne, że nowe miejsca pracy przestają powstawać albo są niestabilne, albo powstają w mniejszej ilości niż dawniej, albo wymagają hiperkwalifikacji. Jesteśmy jak Indianie, którzy cofają się przed osadnikami na coraz to dalsze tereny. Do tej pory jakoś to było ale powoli dochodzimy do oceanu.

– Leszku w 1930 Keynes prognozował, że za sto lat mechanizacja pracy spowoduje, że będziemy pracować po 15 godzin dziennie?

– A może po prostu pomylił się o kilka dekad? Albo nie przewidział, że część ludzi nie będzie mieć nawet tych 15 godzin?

– Jeśli rzeczywiście tak by się stało, chociaż sądzę, że to raczej odległa perspektywa, to po prostu wprowadzi się dochód podstawowy i po sprawie.

– A kto z to zapłaci?

– Jeśli przyjmiemy, że maszyny rzeczywiście będą wykonywały za nas wszystko od produkcji żywności po oczyszczanie szamba, to po prostu opodatkuje się dochody z pracy maszyn.

– Jako prawnik na pewno wiesz, że opodatkowanie pracy robota może być trudne legislacyjnie. Poza tym, czy chcemy żeby przyszłe pokolenia składały się z nierobów?

– Leszku, a nie przyszło Ci do głowy, że jeśli spełni się twój koszmar, to może jednak będzie to złoty wiek ludzkości? Miliardy ludzi zostaną uwolnione od upierdliwej konieczności walki o byt. Każdy będzie miał zapewnioną egzystencję, skończą się problemy z głodem, wczesnym wstawaniem, dojazdami do pracy w korkach albo ciasnych wagonach, mobbingiem, brakiem czasu dla siebie i bliskich. Wydaje ci się, że jak samemu nie musiałem harować przez połowę życia za miskę ryżu to nie mam o tym pojęcia. Byłem radnym, pracowałem dla UNICEFU w Afryce, k… widziałem więcej biedy i tragedii, niż większość znanych ci ludzi!

– Ty akurat dość dobrze sobie poradziłeś z nadmiarem gotówki i wolnego czasu. Ale założę się, że większość ludzi wykorzysta swój dochód podstawowy i wieczne wakacje na siedzenie w dresie przed ekranem i chlanie. Nicnierobienie nie jest korzystne dla większości ludzi i społeczeństwa. Możemy mieć plagę alkoholizmu, spadek przeciętnego ilorazu inteligencji, depopulację.

– To przypomnij sobie, jak dwadzieścia lat temu przekonywałeś mnie, że czeka nas katastrofa demograficzna, bo nie będzie rąk do pracy. Dobrze pamiętam to całe bredzenie o depopulacji i starzeniu się społeczeństwa sprzed lat. Eksperci od socjologii i ekonomii straszyli nas, że jak przeciętna Polka w drugiej dekadzie XXI w. rodzi coś koło 1,3 dziecka, a zastępowalność pokoleń zachodzi przy 2,1 na kobietę, to około połowy stulecia będzie katastrofa. Doskonale pamiętam, że się z nimi zgadzałeś. Powtarzałeś, że trzeba będzie sprowadzić do pracy masę Ukraińców, Białorusinów, Azjatów, a być może i Afrykanów, bo społeczeństwo się zestarzeje i nie będzie innego wyjścia. Mówiłeś, że rdzenni Polacy staną się mniejszością we własnym kraju, że zostanie nas 20 milionów. I co? Mamy rok 2040 i kryzysu gospodarczego jakoś nie widać. Maszyny i algorytmy uzupełniły braki siły roboczej spowodowane ubytkiem młodych pracowników. Pielęgniarka w egzoszkielecie może zajmować się dużo większą liczbą staruszków w domach opieki niż kiedyś, roboty do wykładania towaru w sklepach i stanowiska samoobsługowe powodują, że potrzeba dużo mniej sprzedawców, podobnie jest w produkcji i w transporcie, o czym sam dobrze wiesz. Jeśli za kilkadziesiąt lat populacja Polski i świata się skurczy, bo ludzie przestaną robić dzieci w celach ekonomicznych, to powinniśmy się z tego cieszyć.

– Pawełku, Ty mnie za to straszyłeś, że Ruscy podbiją całą Europę. Mówisz, że mamy się cieszyć z depopulacji. Chyba nie zostałeś jednym z tych czubków, co wzywają do dobrowolnej samozagłady ludzkości?!

– Ludzi będzie mniej, ale być może będą bardziej szczęśliwi. Wolę świat, w którym ludzie mają zaspokojone potrzeby, wolny czas i spędzają go według swojego „widzimisię” – na chlaniu, uprawianiu sportu, czy studiowaniu humanistycznych kierunków ad mortem defaecatam. Taki, w którym płodzi się dzieci, bo naprawdę się tego chce, niż taki, w którym ludzie je robią, bo kalkulują, że będą im za dwadzieścia lat potrzebne do orania pola, walki na bagnety, czy do podcierania komuś dupy w domu starców. Bywałem w krajach, gdzie kobiety do niedawna rodziły średnio ośmioro dzieci na głowę i zapewniam cię, że większość z nich wyglądało na dużo mniej szczęśliwie, niż ich rówieśnicy z krajów rozwiniętych. Nie jestem pewien, czy maszyny rzeczywiście w najbliższej przyszłości pozbawią nas pracy, ale nawet jeśli, to może jakoś przetrwamy jako gatunek to „nieszczęście”. A propo alkoholu Leszku, to może jeszcze po jednym?

– Czytasz mi w myślach. Pewnie że tak!

Po wymianie kufli na pełne i załatwieniu potrzeb fizjologicznych Leszek znowu zaczął filozofować

– No dobra, zróbmy taki eksperyment myślowy. Załóżmy, że się udało, opodatkowanie maszyn dało środki na dochód podstawowy dla wszystkich, że pracuje niewielka część populacji, że ludzi jest mniej ale jest całkiem fajnie, niewielu popada w patologiczne zachowania, każdy żyje jak wieczny student czy szlachcic. Załóżmy, że powstanie jakiś urząd, który za pomocą kamer, dronów, algorytmów i reszty tego gówna będzie nadzorował higienę życia obywateli i poziom konsumpcji. Tak jak dobry rodzić będzie pilnował czy dziecko się uczy, uprawia sport wyprowadza psa na spacer i do tego będzie uzależniał wysokość kieszonkowego.

– Lesiu zaczynasz jechać jakimś takim katastrofizmem, masz jakąś technofobię czy inną schizę. Może powinieneś pisać dystopijne scenariusze do filmów sf dla nastolatków?

– W Chinach od ponad dwudziestu lat udoskonalają system kontroli społeczeństwa. Tam już od dawna np. bezdomni nie proszą o drobne, tylko noszą na rękach takie opaski z kodami kreskowymi, a ostatnio masowo wszczepiają ludziom pod skórę chipy obywatelskie. Podobno w Korei Północnej mają program, który analizuje mimikę twarzy podczas oglądania propagandy partyjnej. Spróbuj się skrzywić albo ziewnąć podczas przemówienia wodza to pójdziesz do obozu. W Szwecji podobny algorytm analizuje czy jesteś homofobem albo rasistą. U nas nie dostaniesz kredytu, jeśli algorytm bankowy uzna, że za dużo bywasz w knajpach albo w aptekach.

– W knajpach i aptekach jak na razie można płacić gotówką, a twoja twarz jest tak rasistowska i homofobiczna, że widać to nawet bez algorytmu. Więc lepiej nie jedź do Szwecji.

– Daj mi skończyć. Pierwsze czy drugie pokolenie żyjące w takim złotym wieku bez konieczności pracy byłoby może statystycznie szczęśliwsze, niż zapracowani ludzie z poprzednich pokoleń, ale co późnej? Ludzkość istnieje od kilkudziesięciu tysięcy lat, cywilizacja od kilku tysięcy, cywilizacja techniczna od dajmy na to dwustu lat, rewolucja informatyczna zaczęła się powiedzmy z pięćdziesiąt lat temu. Przez cały ten czas naszym podstawowym zajęciem była walka o przetrwanie. Co się stanie, kiedy ta potrzeba walki zniknie? Czy po tysiącu lat takiego złotego wieku będziemy jeszcze ludźmi, czy jakimiś zwierzątkami domowymi prowadzonymi na smyczy przez maszyny?

– Moje koty wyglądają na szczęśliwe, mimo że nie muszą polować.

– Przecież to nie może być Boży plan dla ludzkości.

– Może masz racje Lesiu i nastąpi w końcu Sąd Ostateczny, co rozwiąże definitywnie wszelkie problemy. No oczywiście poza tymi nieszczęśnikami, którzy pójdą do piekła na wieczne męki, a przy moim zamiłowaniu do nierządu mam na to spore szanse.

– To się nawróć!

– Wiesz, że Magda przebąkuje czasem coś o ślubie kościelnym, będę się nad tym zastanawiał.

– A wracając do zagadnienia to może trzeba iść w innym kierunku?

– To znaczy?

– Ogólnoświatowe moratorium na wysokie technologie? Potrzebny by był taki no oddolny ruch antytechnologiczny, który wymuszałby zakazy stosowania komputerów powyżej pewnej szybkości i zastępowania ludzi robotami.

– Mało realne. Przypomina to trochę angielski ruch luddystów z przełomu XVIII i XIX wieku. Niszczenie fabryk i warsztatów nie powstrzymało rozwoju techniki. A nawet

gdyby im się to udało, to po prostu przemysł przeniósłby się do innego kraju i Wielka Brytania nie zostałaby największym imperium w historii. Załóżmy hipotetycznie, że w całej Europie zakazujemy np. autonomicznych ciężarówek, czy kombajnów, czy robotów montujących samochody. Czy USA i Chiny zrobią to samo? A co z technologiami wojskowymi? Jeśli jedno państwo zrezygnuje sobie z robotów bojowych to czy to samo zrobi jego potencjalny przeciwnik? Możemy sobie oczywiście zorganizować jakiś lokalny skansen, ale to tylko wypchnie technologię na zewnątrz i da przewagę innym. W Stanach chyba w Appalachach jest jakaś wspólnota religijna, która pozwala na swoim terenie na używanie tylko technologii powstałej przed 1999 rokiem, bo trzy ostatnie cyfry tej daty to odwrócone szóstki. Mają broń palną, pędzą bimber nie przepadają za rządem centralnym i korporacjami. Strzelają np. do dronów jak ktoś próbuje ich filmować. Inna wspólnota chyba z Texasu próbuje zatrzymać czas na roku 2008 bo wierzą, że wtedy na świat przyszedł antychryst, przez co wybory wygrał Obama.

– A masz gdzieś ich adresy?

– Poszukam. Ale Talibowie w Afganistanie są jeszcze lepsi, bo chcą cofnąć czas do epoki proroka. A może wolałbyś zostać amiszem?

– Jestem fanem lat 80tych, 90tych i początku obecnego wieku, a nie średniowiecza, czy neolitu. Czasem zastanawiam się kiedy świat zwariował? W 2008 był kryzys i Gruzja, w 2014 Ukraina, w 2020 epidemia, w 2030 Tajwan.

– A może po prostu się zestarzałeś i nostalgicznie wspominasz młodość?

Alkohol tymczasem coraz bardziej wdzierał się do świadomości Lecha.

– Pawełku lubię cię, ale trochę zaczynasz bredzić. Ja też ostatnio dużo czytam. Dzisiaj jest inaczej niż za jakiegoś Napoleona, czy innego cysorza. Wtedy ludzie żyli w chlewach, nosili na dupie jedno ubranie przez połowę życia, zdychali z głodu i od syfu. Wtedy luddyzm to była głupota, bo ta cała technika była potrzebna, żeby wyrwać ludzkość z poziomu gnojowiska, dać każdemu po dwie pary butów, ubranie na zmianę, czystą pościel i kibel w domu. Technologa do pewnego czasu nas wyzwalała od nędzy, ale teraz nas zniewala. Poza tym udało się np. ograniczyć rozprzestrzenianie broni nuklearnej i biologicznej, to może uda się ograniczyć rozprzestrzenianie się tego elektronicznego syfu.

– A kto miałby to zrobić?

– Najsilniejszym państwom na ziemi też to nie pasuje. W Ameryce rozumiesz od bodaj 30 lat zanika klasa średnia, dobrze płatna robota w fabryce to już przeszłość, królują gówniane prace w usługach. Chinole tracą, bo tania siła robocza jest coraz mniej potrzebna. Po co produkować cokolwiek w tym ich państwie, jak zmechanizowaną fabrykę możesz se postawić w Afryce czy za kołem polarnym, byle by tam był prąd i droga dojazdowa. To samo u Hindusów i innych Azjatów. Europejczyków wnerwia to, że duże koncerny mogą sobie coraz swobodniej przenosić produkcję gdzie im się podoba, więc związki zawodowe są bezradne. Ludzie coraz częściej protestują, bo ich to wnerwia. Mechanizacja jak na razie jest najbardziej na rękę wielkim koncernom, ale tylko do czasu, bo ludzie bez pracy przestaną w końcu kupować ich wyroby, a dochodu podstawowego nie wprowadzisz sobie z dnia na dzień. Może więc zamiast godzić się z losem jak jacyś pieprzeni elojowie trzeba walczyć? Międzynarodowy oddolny ruch antytechnologiczny i porozumienie kilku najważniejszych graczy na świecie mogłoby złamać ten niby postęp. Ucieczka w retro. Rozumiesz?

– Lesiu ja bym Cię naprawdę widział jako barmana. Nie kradniesz, masz mocną głowę, fajnie się z tobą gada, a jak trzeba to potrafisz obić ryja. Barmanów jeszcze długo nie zmechanizują.

Lech chwycił po pijacku kolegę lewą dłonią za kark.

– Pawełku fajny z ciebie gość, ale chyba trzeba powoli kończyć.

– To może jeszcze rozchodniaka?

– Pewnie!

 

***

Rozstali się na Plantach w pobliżu Barbakanu. Paweł, jak przystało na wzorowego krakowskiego inteligenta, miał mieszkanie w zabytkowej kamienicy na Starym Mieście. Noc była ciepła, Lech postanowił się przejść i przewietrzyć. Poza tym nie miał kasy na taksówkę, a autobus nocny odjeżdżał dopiero za pół godziny. Lekko się zataczał, postanowił posiedzieć na ławce i podumać, po raz kolejny przeanalizować błędy życiowe i niespełnione pragnienia z młodości. Dobry nastój wywołany spotkaniem powoli ustępował, wracała ponura rzeczywistość, a z nią świadomość, że resztę weekendu, a pewnie i życia, spędzi w swoim nędznym pokoiku przy warsztacie albo w równie zasranym miejscu. Wypity alkohol zamiast pijackiej radości powodował raczej złość i otępienie, antydepresanty jakoś nie działały. Miał nadzieję, że może jacyś gówniarze go zaczepią i wywiąże się awanturka, refleks już nie ten co kiedyś, ale cios nadal miał mocny. Minął jakiegoś bezdomnego śpiącego na ławce, kiedyś nimi pogardzał, a teraz wiedział, że jest bardzo blisko stania się jednym z nich. Po kilku minutach medytacji pęcherz zaczął go cisnąć. Poszedł w kierunku Placu Szczepańskiego do publicznej toalety. Oznaczenia na drzwiach informowały, że obiekt jest przeznaczony dla obu płci, transseksualistów, niepełnosprawnych oraz kobiet z dziećmi. Z wnętrza wyszedł jakiś zataczający się student, siłownik przy drzwiach szybko zatrzasnął za nim drzwi, a lampka przy wejściu po chwili zmieniła kolor z czerwonego na zielony co oznaczało, że toaleta zakończyła proces sterylizacji i była gotowa na kolejnego gościa. Lech uznał, że władze Krakowa mają jednak czasem słuszną linię, bo za jego czasów nie było takich luksusów. Podszedł do terminala przy drzwiach. Nie odnalazł jednak otworu na monety, ani czytnika kart, jedynie napis „płatność wyłącznie za pomocą aplikacji czystykrakow.pl” oraz instrukcję do jej ściągnięcia po polsku oraz w kilku językach obcych. Problem w tym, że smartfona nie posiadał. Próbował zagadać do jakiegoś przechodzącego obok młodzieńca, ale ten chyba uznał go za żebraka i przyśpieszył kroku mijając go. Większość lokali była już zamknięta, a w takim stanie ochrona raczej nie wpuściłaby go do żadnego z tych, które były jeszcze otwarte. Pęcherz męczył go coraz bardziej, postanowił więc odlać się w gęstych krzakach pod zabytkowym murem. Rozejrzał się dookoła, czy nie zbliża się jakiś patrol, nie zauważył też żadnych kamer ani dronów. Kiedy skończył i wychodził zapinając rozporek zobaczył czerwoną świecącą kropkę na kroczu, która przesunęła się w kierunku klatki piersiowej. Ktoś kogo nie umiał dostrzec oświetlił go laserem.

– Chcesz w ryj gnoju?! Krzyknął w ciemność.

Po chwili zobaczył niebieskie migające światło tuż po niżej korony jednego z drzew. Dron z czterema wirnikami, niebieskim migaczem, laserowym wskaźnikiem, kamerą wysokiej rozdzielczości i głośnikiem wyglądał w świetle latarni jak wielki owad. Podleciał i zawisł w powietrzu kilka metrów od niego na wysokości twarzy.

– Dobry wieczór obywatelu, Straż Miejska Krakowa! Twoja tożsamość została potwierdzona poprzez analizę rysów twarzy, w związku z oddawaniem moczu w miejscu publicznym, zakłócaniem ciszy nocnej i publicznym używaniem słów wulgarnych, otrzymujesz elektroniczne wezwanie do stawiennictwa w odpowiednim posterunku, możesz też zaczekać na patrol w celu rozpoczęcia postępowania mandatowego. Lech szczerze pogardzał strażą miejską. O ile z policjantami, czy komornikami udawało mu się czasem dogadać, to nie widział sensu rozmawiania ze strażnikami. Uważał, że jest to formacja stworzona przez pazernych samorządowców do dopierdalania się i ograbiania mieszkańców miast. Telefon Lecha zawibrował. Wyjął go z kieszeni i z trudem, z powodu nietrzeźwości, odczytał SMS z wezwaniem na posterunek i numerami paragrafów z kodeksu wykroczeń. Alkohol w połączeniu z lekami spowodował, że uruchomił mu się tryb nieśmiertelności. Pokazał do kamery drona środkowy palec.

– Otrzymujesz kolejne wezwanie w związku ze znieważeniem funkcjonariusza! W razie dalszych naruszeń porządku prawnego zostaniesz niezwłocznie zatrzymany!

Otrzymał kolejny SMS. Rzucił komórką w stronę migacza – trafił. Dron wykonał nagły ruch wzniósł się w górę, jeden z wirników wpadł na wystającą gałąź, maszyna w niekontrolowany sposób zaczęła obracać się wokół własnej osi, obniżyła lot, uderzyła w mur i spadła. Był wściekły, podszedł i kopnął go kilka razy. Patrol zjawił się znikąd, odsunęły się boczne drzwi furgonetki, z pojazdu wyszła strażniczka miejska w czarnym egzoszkielecie, druga w zwykłym mundurze wyskoczyła tuż za nią. Lech w pijackim odruchu próbował ukryć się w zaroślach.

– Nie ruszaj się na ziemię!

Strażniczka była drobną blondynką o złośliwej twarzy, mogłaby być młodszą siostrą jego byłej. Egzoszkielet zwiększał jej siłę i masę. Spróbowała założyć mu chwyt transportowy na prawą rękę jednak maszyna trochę spowalniała jej ruchy albo brakowało jej wprawy, więc udało mu się wywinąć.

– Stawiasz opór?! Usłyszał złośliwy piskliwy głos i otrzymał kopa w mostek nogą wzmocnioną mechanicznymi siłownikami. Cios nie był zbyt szybki, ale silny, więc poleciał do tyłu i uderzył plecami o drzewo. Dzięki wypracowanym na sparingach odruchom utrzymał równowagę. Funkcjonariuszka zbliżyła się wyciągając paralizator dotykowy, jednak jego cios był szybszy. Prawy prosty pozbawił ją świadomości. Egzoszkielet ustabilizował jej pozycję, więc zamiast paść na plecy osunęła się z cichym dźwiękiem siłowników na twarz, włączył się jakiś czerwony migacz alarmowy na jej urządzeniu.

– Agnieszka! Krzyknęła druga strażniczka.

Chwilę później zanim dotarło do niego to co właściwie zrobił, dwie elektrody paralizatora wbiły się w jego klatkę piersiową a impuls elektryczny pozbawił go świadomości.

 

***

Prokurator żądał tymczasowego aresztu, jednak załatwiony przez Pawła adwokat wywalczył mobilny dozór elektroniczny. Nowy środek zapobiegawczy wprowadzono niedawno do Kodeksu Postępowania Karnego. Lechowi założono na nogę opaskę z nadajnikiem, a w czasie przebywania poza budynkami kilka – kilkanaście metrów nad nim unosił się policyjny dron. Do tego zakaz prowadzenia pojazdów i opuszczania miejsca pobytu łącznie z zakazem wstępu do lokali gastronomicznych, gdzie podawany jest alkohol oraz znikania z pola widzenia drona na dłużej niż 5 minut, poza przebywaniem w miejscu zamieszkania, pracy, bądź w budynkach wybranych instytucji publicznych. Oznaczało to, że gdyby zasiedział się w np. w sklepie spożywczym, a dron nie widziałby go przez szybę, to po 5 minutach powinien włączyć się alarm w nadajniku na nodze, a następnie w razie nie przywrócenia kontaktu wizualnego z obserwatorem powinien zostać zatrzymany przez patrol. Dodatkowo po wyjściu ze sklepu musiał pokazać do kamery zakupy. Obserwowany mógł za to np. spędzić cały dzień w budynku prokuratury, sądu lub poczty. Wymiar sprawiedliwości pokładał najwyraźniej coraz większą i bezkrytyczną wiarę w technologię. Na uniknięcie więzienia miał jednak marne szanse, za samo naruszenie nietykalności funkcjonariuszki groziło mu 3 lata. Stracił pracę w warsztacie, szef nawyzywał go od głupich ch… i chciał wyrzucić z pokoju razem z rzeczami. Uspokoił się po telefonie od adwokata i rozmowie na temat prawnej ochrony lokatorów. Udało mu się zobaczyć z córką, oczywiście musiał z nią rozmawiać w ogrodzie, żeby być widzianym i słyszanym przez drona. Żona razem ze swoim chinolem przypatrywała im się wtedy przez okno. Obraz i dźwięk trafiał na policję do jego kuratora i Bóg jeden wie gdzie jeszcze. Ciężko było w takich warunkach o intymną rozmowę. Przynajmniej zgodziła się zabrać do siebie karton z ostatnimi rzeczami jakie miały dla niego wartość, czyli głównie z pamiątkami i książkami. Ostatnią noc przed rozprawą miał więc spędzić w niemal pustym pokoju pilnowany przez drona, który przysiadł na budynku naprzeciwko. Nawet gdyby uniknął więzienia to i tak wkrótce zostałby bezdomnym. Paweł wprawdzie proponował, że użyczy mu jedną ze swoich kawalerek i pomoże poszukać jakiegoś zajęcia, ale Lech nie lubił przyjmować pomocy. Nie był w stanie spłacać obecnych długów a co dopiero nowych, bo jak to tak mieszkać za darmo u kogoś. Uważał, że banki, skarbówkę nawet alimenty można w pewnych sytuacjach olać bez utraty honoru ale długi u przyjaciół to co innego. Zasłonił okno i wypił ostatniego browara jakiego udało mu się ukryć. Postanowił odejść w wielkim stylu. Ciężarówka, którą naprawiali wróciła do warsztatu w ramach reklamacji, bo moduł samosterujący nie działał poprawnie. Był to model opcjonalnie załogowy, czyli taki który można w razie potrzeby łatwo zdemontować i wsadzić za kierownicę ludzkiego kierowcę. Lech uznał, że właśnie zaszła taka potrzeba. Poszedł do biura, zabrał kluczyki i wyszedł na parking.

 

***

Uruchomił silnik, dron natychmiast się uaktywnił i zawisł niemal nieruchomo przed maską, komórka w kieszeni zawibrowała, najwyraźniej algorytm śledzący wykrył już zachowanie sprzeczne z prawem i wysłał ostrzeżenie. Lech pokazał przez szybę do kamery drona środkowy palec i ruszył gwałtownie. Skierował się w stronę Balic, gdzie mieściła się montownia, którą zarządzał partner jego byłej żony. Zignorował alarm, jaki aktywował się w opasce na kostce. Po chwili również komórka w jego kieszeni zaczęła wściekle dzwonić, prawdopodobnie ludzki dyspozytor zdążył zareagować i próbował się połączyć. Przy ulicy Olszanickiej dogonił go radiowóz na sygnale. Pozwolił im się zbliżyć i gwałtownie zahamował, usłyszał pisk opon i głośny trzask, ale ledwo poczuł uderzenie w tylni zderzak, następnie wrzucił wsteczny i delikatnie zepchnął radiowóz do rowu. Nie byli w stanie go gonić, miał więc kilka minut spokoju. Włączył radio szukając czegoś odpowiedniego, po wściekłym przełączeniu kilku stacji z wesołą muzyką o miłości i kopulacji w różnych językach oraz jednej z audycją na temat pozytywnego myślenia, zostawił jakiś metalowy kawałek. Dojechał do celu. Chińczykom nie chciało się nawet zatrudnić ludzkiego ochroniarza, bo obiektu pilnował dwunożny robot wartowniczy. Brama wyglądała dość solidnie więc staranował ogrodzenie z siatki. Imponujący ponad dwumetrowy android strażniczy nawiązywał wyglądem do klasycznych filmów SF, był najwyraźniej jednocześnie reklamą firmy. Nie zdążył jednak uchylić się przed zderzakiem rozpędzonej ciężarówki. Lech sprawnie wycofał miażdżąc kołami to, co z niego zostało. Zobaczył zbliżające się migacze kolejnego radiowozu, więc ustawił ciężarówkę na wprost blaszanych wrót zakładu i rozpędził pojazd.

 

***

WIADOMOŚCI! Polski MAD MAX?! Wczoraj wieczorem w Balicach pod Krakowem 58-letni mężczyzna ukradł ciężarówkę, staranował radiowóz i zdemolował halę produkcyjną, należącą do chińskiego koncernu z branży elektronicznej. Sprawcę postrzelono i zatrzymano, przebywa w szpitalu w stanie ciężkim. Dwóch policjantów zostało lekko rannych. Trwa dogaszanie pożaru. Sprawca miał wcześniej konflikt z prawem, był karany za znęcanie się na rodziną, oczekiwał na rozprawę m.in. w sprawie pobicia strażniczki miejskiej. Straty materialne są trudne do oszacowania. Rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji oświadczył, że za wcześnie jest, aby stwierdzić, czy był to czyn osoby chorej psychicznie, próba samobójcza, osobista zemsta, czy zaplanowane działanie o motywach politycznych. Zasadność użycia broni palnej przez funkcjonariuszy zostanie poddana analizie. Na pytania o to, czy był to akt współczesnego luddyzmu lub buntu przeciwko mechanizacji rzecznik odmówił komentarza.

 

Koniec

Komentarze

Cześć,

 

jak dla mnie ta historia jest przegadana. Wizję przyszłości przykrywają rozmowy kolegów, skupione wokół ich dawnego życia, lub, wg mnie, w nieudolny sposób filozofujące o obecnej rzeczywistości. Te społeczno-filozoficzne przemyślenia zupełnie do mnie nie trafiają, są dla mnie zbyt współczesne. Fantastyki tutaj jak na lekarstwo, gdyby przenieść tę historię 20 lat do tyłu, prawie nic by się mogło nie zmienić w fabule.

Zamiast rozmów, życzyłbym sobie jako czytelnik więcej akcji. Pokazania życia jakim żyją bohaterowie, zamiast mówienia o nim. No i więcej fantastyki, takiej fantastyki mającej realny wpływ na świat przedstawiony i życie bohaterów.

Co do głównego bohatera, budzi on moje negatywne uczucia – człowiek zamknięty na nowe technologie, który dokłada do własnego biznesu, żeby nie zwalniać ludzi, po czym… bankrutuje i musi zwolnić ludzi. Dziwi się, że żona go zostawiła po stracie majątku, mimo, że ożenił się z szesnaście lat młodszą babką, kiedy miał świetnie prosperujący biznes… ekhm. Tego można się było spodziewać ;)

 

Ja widzę w tym tekście i Twoim pisaniu potencjał. Chętnie przeczytałbym coś Twojego z mniejszą dawką ideologii i szybszą akcją. Miło byłoby też nie napotykać na tyle błędów może w tym pomóc betowanie tekstu przed jego publikacją.

 

 

Jeszcze kilka uwag poniżej:

 

– Leszek sprawdzisz mu felgę i oponę z przodu z prawej strony.

 

To jest pytanie czy polecenie? Znak zapytania na końcu albo do zamiany na “sprawdź”.

Chyba, że to taka maniera, że ktoś niby stosuje formę pytania, ale jest to stwierdzenie. W tekście trudno to zaznaczyć, bo nie słychać intonacji…

 

K… hamulec ręczny też za słaby.

Tzn. “kurwa”? Dlaczego wykropkowane? Dalej podobnie.

 

– Koło prawe z przodu, zdjęcie felgi, prostowanie i zabezpieczenie przed korozją. Powiedział do maszyny i sprawdził na ekranie czy zrozumiała polecenie. Robot dobrał narzędzia, podniósł pojazd i zdjął koło w mniej niż 60 sekund.

“– Koło prawe z przodu, zdjęcie felgi, prostowanie i zabezpieczenie przed korozją – powiedział mechanik do maszyny i sprawdził na ekranie czy zrozumiała polecenie.

Robot dobrał narzędzia, podniósł pojazd i zdjął koło w mniej niż 60 sekund.”

Polecam kilka porad związanych z dialogami.

Dialogi do przejrzenia w całym tekście.

 

Wdrapał się po stromych wąskich schodach do swojego pokoju […]

Tutaj zaczyna się ściana tekstu. Przydałoby się rozbić na akapity. Masz takie ściany tekstu jeszcze w kilku miejscach, pomyśl nad ich rozbiciem.

 

Obmył ręce i twarz przy małej brudnej umywalce.

Tutaj bym dał akapit.

 

Jakiś reklamowy algorytm najwyraźniej trafnie uznał,

I tutaj.

Nie lubił piłki nożnej, więc przeczytał artykuł…

I tutaj.

 

Po chwili przerzucił zainteresowanie na nagłówki wiadomości.

Akapit.

 

Świat

– Moskwa, wojskowe roboty otworzyły ogień do demonstrantów, dziesiątki zabitych!

– Francja obawia się kolejnych zamachów, przedłużono stan wyjątkowy.

– …

Tutaj nie wiem za bardzo ,co się stało ;) Przede wszystkim – zapisałeś te nagłówki jak dialogi, jest to nawet ciekawy zabieg, ale najpierw trzeba by dać info, że jakiś bot je czyta na stronie. Jeżeli nie są jednak czytane, to proponuję jakieś info w stylu: “zerknął na zakładkę “Świat”, w której na czerwono paliły się nagłówki artykułów: “Moskwa, wojskowe roboty otworzyły ogień do demonstrantów, dziesiątki zabitych!””.

Dodatkowo tych nagłówków jest dla mnie o wiele zbyt dużo. Myślę, że góra trzy na Świat i trzy na Polskę, spokojnie by wystarczyły. W obecnej formie jest to przytłaczająca.

Kolejna sprawa – czemu mają służyć te nagłówki? Ja nie rozumiem ich roli. Być może powinny być bardziej splecione z historią bohatera? Jeżeli chcesz w ten sposób nakreślić tło dla historii to mi to nie podeszło.

 

Większość informacji albo go nudziła albo dołowała.

Kolejna ściana tekstu.

 

Przez otwarte okno na parking usłyszał, że samochód z mocnym silnikiem jeepa ostro zahamował. Robert lubił zgrywać mistrza kierownicy i terenowe samochody, musiał płacić majątek za zezwolenie na używanie takiego silnika w Krakowie.

W pierwszym zdaniu: hamowanie nie kojarzy mi się z rykiem silnika. Może Robert powinien najpierw zahamować, a potem dodać gazu, żeby Lech (Leszek?) usłyszał ryk silnika. Druga sprawa, jeżeli chodzi o silnik raczej dałbym tutaj informację związany np. z ilością cylindrów, nie kojarzę, żeby silniki jeepa czymś specjalnym się wyróżniały.

Drugie zdanie: lubił zgrywać terenowe samochody? Bo to sugeruje to zdanie.

 

Twarz zdobiła blizna nad lewym okiem i obfity klasyczny wąs w oczach dało się dostrzec szaleństwo i zmęczenie.

 

Przecinki, wbrew pozorom, są ważne. Bez nich Robert ma wąsy w oczach :)

 

– Słuchaj przyjechałem nie z własnej woli tylko dla tego

“Dlatego”.

 

– No więc Panie Aplikancie, jestem życiowym przegrywem i nie mam pieniędzy.

Panie piszemy z małej litery, do poprawki też w reszcie tekstu, brakujący przecinek o “No więc”:”

“– No więc, panie Aplikancie, jestem życiowym przegrywem i nie mam pieniędzy.”

 

– To się zaczęło gdzieś przed 2020 rokiem.

Kolejna ścian tekstu, duża :)

 

Kontrahent z Moskwy mi nie wypłacił i słuch po nim zaginął.

Czego nie wypłacił?

 

Raz ją nakryłem jednym z moich kierowców, takim młodym przystojniaczkiem.

“Z jednym”.

 

„MOŻE BROWAR?:D”

Dlaczego na capslocku piszą? ;)

 

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi,

Kolejna ściana tekstu. Chyba największa.

 

Od dawna chciał, żeby ich szlak trafił i chyba właśnie się doczekał.

“Szlag trafił” :D

 

Pierwszy kufel zeszedł na omawianiu bieżących wydarzeń

“Zszedł”.

 

Pod tym względem kompletnie się różnili.

Kolejna ściana tekstu.

 

ale odpadł na testach ze względu na zbyt wysoką inteligencję połączoną nieodpowiednimi cechami osobowości.

“ połączoną z nieodpowiednimi cechami ”.

 

A propo pracy przymusowej,

“à propos”

 

 

– Jeśli rzeczywiście tak by się stało, chociaż sądzę, że to raczej odległa perspektywa, to po prostu wprowadzi się dochód podstawowy i po sprawie.

– A kto z to zapłaci?

– Jeśli przyjmiemy, że maszyny rzeczywiście będą wykonywały za nas wszystko od produkcji żywności po oczyszczanie szamba, to po prostu opodatkuje się dochody z pracy maszyn.

 

Polecam filmik o tej tematyce.

 

A nawet

gdyby im się to udało, to po prostu przemysł przeniósłby się do innego kraju i Wielka Brytania nie zostałaby największym imperium w historii.

Błędny enter się wkradł.

 

Rozstali się na Plantach w pobliżu Barbakanu.

Kolejna ściana tekstu.

 

Po chwili zobaczył niebieskie migające światło tuż po niżej

“Poniżej”.

 

Prokurator żądał tymczasowego aresztu,

Kolejna ściana tekstu.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Czepiasz się na dwie strony o akapity a nie jesteś w stanie zrozumieć, że jak gość przegląda wiadomości na portalu informacyjnym to pojawiają się nagłówki artykułów informacyjnych? Chyba wiesz, że jak się otwiera jakąkolwiek stronę informacyjną to najpierw trzeba opędzić się od sprofilowanych reklam? Zakładam, że nie żyjemy w czasach Lema i nie muszę tłumaczyć czytelnikowi jak działa internet albo dron albo jak wygląda strona dowolnego portalu informacyjnego.

 

Opowiadanie jest przegadane bo takie miało być. Wiem, że sporo osób takich nie lubi, trudno spróbowałem, kolejne będzie pełne dzikiej przemocy. Warstwa SF też z założenia miała być płytka bo to niedaleka przyszłość, więc nie chciałem “myślących” androidów i gwiezdnych niszczycieli. Poza tym na razie nie widzę ludzi w egzoszkieletach, androidów ochroniarzy, chińskich zautomatyzowanych fabryk i autonomicznych pojazdów w Krakowie.

 

Jeśli w pracy szef mówi komuś “Janusz przyniesiesz łopatę” to znaczy tyle samo co “przynieś łopatę” albo “rozkazuję ci przynieść łopatę” albo “może byś k… przyniósł tę jeb… łopatę”. To samo się tyczy hamulców, felg i innych cudów techniki. Ale masz rację, przestanę kropkować wulgaryzmy bo to bez sensu.

 

Kilka osób wcześniej sugerowało więcej akcji w opowiadaniu. Ok. kolejne będzie o walce z zombie, specnazem i może z UFO.

 

Jeśli chodzi o moje poprzednie

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/3907292/egzekucja-opowiesc-komornika

 

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka