- Opowiadanie: krar85 - Ludzie i wilki

Ludzie i wilki

Brak pomysłu na optymistyczną kontynuacje historii kaczątka, które zostało smokiem zmusił mnie do chwilowej zmiany priorytetów. Tym razem postawiłem na wyrazistą, kobieca bohaterkę. Krew, pot i łzy na udeptanej ziemi, urwane głowy oraz wyprute flaki ku uciesze żądnego wrażeń tłumu. Są też książę (dosłownie) i smok (symbolicznie), jest też magia, nadzieja i … przeczytajcie sami.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Ludzie i wilki

Niewolnicy otwierają ciężkie, drewniane drzwi, światło dnia rozprasza duszny mrok. Żelazna krata podnosi się ze zgrzytem. Nieco świeższe powietrze wyrywa mnie z letargu. Mrużąc oczy, wstaję i ruszam. Na zewnątrz jest ciepło i sucho, ale śmierdzi tak samo jak w lochu. Niespiesznie wchodzę na arenę. Mimowolnie uśmiecham się, czując promienie słońca na zniszczonej, suchej skórze. Jest rano, na trybunach widzę tylko plebs. Książę jeszcze nie przyszedł. Nic dziwnego. Słyszałam, że poranne walki nie cieszą się tu popularnością. Walczą w nich zazwyczaj pospolici przestępcy oraz początkujący gladiatorzy, tacy jak ja.

– Nahor, co to jest? – Z ulotnej chwili zadumy wyrywa mnie drwiący głos.

– Nie wiem, braciszku, ale czuję, że się z nią zabawimy!

Szybko oceniam przeciwników. Obaj młodzi, obaj wściekli, a zarazem przerażeni. Oraz, jak wszystkie zbiry, pełni pogardy. Nahor ma niecałe sześć stóp wzrostu, żylaste ręce i raczej nie grzeszy odwagą. Nawet z daleka czuję jego strach. Dali mu krótki miecz oraz małą tarczę. Zdecydowanie bardziej martwi mnie jego brat. To on tu dowodzi, niski i krępy furiat o lisim wzroku. Strachu w nim niewiele, więcej żądzy. Dla wyrównania szans dostał włócznię długą na przynajmniej dziewięć stóp. Trzyma ją niepewnie, obiema rękami, i ani na chwilę nie spuszcza mnie z oka.

Przystaję dwadzieścia kroków od nich. Patrzą na mnie jak głodne psy na kawałek świeżego mięsa. Ślinią się i szydzą, chcąc dodać sobie otuchy. Staram się kontrolować oddech. Mój widok daje im pewnie nadzieję, wszak jakie zagrożenie może stanowić przeraźliwie chuda, umorusana kobieta. Podczas igrzysk wszyscy skazańcy dostają wybór: sznur albo arena. Większość wybiera arenę.

Zaspany mistrz ceremonii zaczyna beznamiętną przemowę. Wtedy ruszają.

– Zabij ją, Nahor! Szybko, będę tuż za tobą! – krzyczy niższy z braci.

Rozum podpowiada mu, że wygra, rusza więc posłusznie z blaskiem nadchodzącego tryumfu w oczach. Maszeruje coraz pewniej. Trochę mi go żal. Widać nigdy wcześniej nie słyszał o zmiennokształtnych.

Wypuszczam powietrze i przemieniam się w mgnieniu oka. Towarzyszący temu ludzki krzyk przechodzi we wstrząsający ziemią ryk potwora. Brudna tunika błyskawicznie pęka pod naporem rosnącego wilczego cielska. Ręce wydłużają się, paznokcie przeistaczają w okrutne, trzycalowe szpony. Całe ciało pokrywa gęsta, czarna sierść. Lśniąca jak polerowana stal i równie twarda.

– Co to do… – Nahor zatrzymuje się, rozdziawiając gębę. Nie daję mu dokończyć.

Atakuję szybko, bez strachu czy wahania. Przeciwnik nawet nie stara się zasłonić. Zamiera w bezruchu z szeroko otwartymi ustami. Kilkoma szybkimi ciosami pozbawiam go głowy i ramion. Pazury tną nie gorzej od katowskiego miecza. Po chwili zmasakrowane ciało bezwładnie opada na piasek.

Mistrz ceremonii milknie raptownie, widać nikt mu nie powiedział, co ma się stać. Urok porannych walk. Strzępki rozmów widowni, które słyszę, również sugerują, że wzbudziłam przynajmniej chwilowe zainteresowanie. Dobrze, o to chodziło.

Drugi z moich adwersarzy, włócznik, stoi jak stał. Boi się, ale ciągle patrzy mi w oczy. Nie jest głupi, oraz ma długą broń. Z nim będzie trudniej.

Zaczynam go powoli okrążać, zachowując bezpieczny dystans. Opuszcza broń, po czym uśmiecha się szyderczo. Widownia wyje i złorzeczy, zachęcając nas do walki. Stopniowo zmniejszam dystans, on markuje atak, ja odskakuję. Kilka razy powtarzamy ten sam schemat. W końcu, po piątym chyba odskoku, ląduję obok zwłok Nahora. Czas kończyć. Na chwilę spuszczam przeciwnika z oczu, by chwycić bezgłowe ciało. Włócznik, widząc swoją szansę, rusza. Błyskawicznie unoszę zwłoki, po czym ciskam nimi w adwersarza. Mężczyzna próbuje blokować, ale potyka się przy tym i opuszcza broń, tracąc równowagę. Wygrałam.

Pierwszym ciosem wytrącam mu broń, drugim zdzieram skórę z twarzy. Krzyczy. Kolejnymi szybkimi ciosami zabijam go i masakruję. Na koniec przegryzam jeszcze gardło, ku uciesze gawiedzi. Rozglądam się, w nadziei, że Książę dotarł już na trybuny. Mistrz ceremonii pospiesznie wyraża uznanie, nazywa mnie bardzo złym wilkiem, po czym każe wracać do lochu. Nie dostrzegam następcy tronu, widać jeszcze nie przybył. Pospiesznie przybieram więc ludzką postać i kłaniam się nisko.

– Wracaj! – woła nadzorca.

Znam zasady, spieszę do drewnianych wrót, zanim zaklęcia telekinetyczne pochwycą mnie, skrępują i wrzucą do klatki.

 

***

 

– To było niezłe, sam Głośny Grubas nie wiedział, co powiedzieć. – Z letargu wyrywa mnie głos nadzorcy. Jego mina wyraża zdziwienie pomieszane z uznaniem. Kiwa głową, podkręcając wąs. Ten zwalisty, tęgi mężczyzna o świńskiej aparycji kiedyś też pewnie walczył na arenie. Na jego łysej głowie i byczym karku widnieją liczne blizny oraz brzydkie tatuaże.

Siedzę w ciasnej, pordzewiałej klatce w zatęchłych podziemiach areny. Moje zmysły świdruje zapach krwi, moczu i ludzkiego strachu.

– Jesteś warta każdego srebrnego słońca, które za ciebie zapłaciłem. Walcz tak dalej, a dojdziemy na szczyt. Dostaniesz większą klatkę i …

– Kiedy następna walka? – pytam, nie chcąc słuchać kolejnych pochlebstw czy kłamstw.

– Nie wcześniej jak wieczorem, ale może lepiej jutro. Odpocznij sobie, zrobiłaś dziś przedstawienie. Teraz walczą rydwany. A wieczorem walczą ciężkozbrojni.

– Mogę walczyć z rydwanem – odpowiadam bez emocji, świdrując wzrokiem zdziwionego mężczyznę.

– Załoga rydwanu to trzech ludzi, gladiatorów, a nie zdesperowanych skazańców. Usieką cię!

– Daj mi szansę! – Zmieniam kolor oczu na czerwony. – Jakie są zasady?

– Takie jak zawsze. Żadnych. Wygrać, to jedyna zasada.

– Wygram.

 

***

 

Krata podnosi się. Przerażeni niewolnicy wybiegają na arenę i pospiesznie znoszą zwłoki woźniców. Wściekły nadzorca bluźni, bijąc obuszkiem w drewniane wrota. Nikt nie chce wchodzić mu w drogę. Zniszczony rydwan pewnie sporo go kosztował.

– Zabij ich, jeśli potrafisz, wilczyco! Psie syny, nawet konie mi usiekli. Jak byłbym młodszy, to…

Nie słucham go, wybiegam już na arenę. Rydwan zwycięzców toczy się powoli wśród wiwatów publiczności. Dumni jak pawie wojownicy biorą mnie chyba za jednego z niewolników. Omiatam wzrokiem trybuny. Choć są już niemal pełne, prawie natychmiast go dostrzegam. Dostojna sylwetka, jasne włosy, władczy wyraz twarzy. To musi być on! Te oczy, niebieskie jak niebo, zimne niczym lód i piękne jak księżyc w pełni. Mój Książę. Klejnot tej ziemi, to dla niego walczę.

– Szanowni państwo, nastąpiła zmiana w programie! – Mistrz ceremonii jest już w swoim żywiole, jego grzmiący głos wybija się ponad panująca wrzawę. – Paskudny Tygrys, zwany też Krwawym, zrozpaczony utratą cennego rydwanu postanowił znowu wypuścić bestię. Czy będzie to okrutna zemsta, czy też zwykłe polowanie na zwierza? Zaraz zobaczymy! Ale najpierw przywitajmy ją, wilczycę, która dziś rano przepięknie zarżnęła dwóch śmiałych gwałcicieli.

Tłumy stopniowo cichną, ciekawe rozstrzygnięcia. Załoga rydwanu bacznie mnie obserwuje. Woźnica, łucznik i miecznik w kolczudze, oraz dwa umierające ze strachu konie. Rydwan przyspiesza, gdy woźnica strzela z bata. Przyjmuję wilczą postać i ruszam biegiem. Z trybun słyszę głównie buczenie, ale mój wyostrzony słuch wyłapuje nieliczne głosy uznania. Wszyscy żądają widowiska. Okrążamy tak arenę, mierząc się wzrokiem. Pierwszy atakuje łucznik, strzała mija mnie ledwie o stopę. Woźnica robi ostry zwrot i rusza wprost na mnie. Widzowie krzyczą z zachwytu. Wbijam pazury w piach, by zmienić kierunek. Kolejna strzała świszcze gdzieś nieopodal, strzelec zna się na robocie. Rydwan przecina całą arenę, po czym zwalnia, by ustawić się do kolejnej szarży. To moja szansa. Gnając wzdłuż ściany, zachodzę ich od tyłu. Miecznik zeskakuje z pojazdu i wychodzi mi na spotkanie. Łucznik, skrywający się za jego plecami, wypuszcza kolejną strzałę. Biegnę. Żelazny grot przeszywa mi łapę. Warczę, ale nie zwalniam.

Z całej siły uderzam w miecznika. Powalam go na ziemię i wytrącam broń z ręki. Strzelec zaczyna napinać łuk, woźnica stara się smagnąć mnie batem. Widownia wyje z zachwytu. Mistrz ceremonii zagrzewa nas do walki. Wyskakuję, starając się dosięgnąć strzelca. Gdy jego prawa dłoń dociąga cięciwę do kącika ust moje szpony wbijają się w jego brzuch. Wrzeszczy. Zdążyłam. Krew tryska na rozgrzany piach. Mężczyzna krzyczy i wypuszcza strzałę w powietrze. Potężnym ciosem przewracam go na ziemię, by po chwili zatopić kły w jego ramieniu. Ręka za rękę. Woźnica umyka już na drugą stronę areny, miecznik usiłuje wstać. Na próżno. Porzucam rzężącego w konwulsjach strzelca, by zająć się ciężkozbrojnym. Przewracam go ponownie, a następnie z namaszczeniem unoszę do góry zdrową łapę.

– Litości! – błaga ranny mężczyzna.

Spoglądam na Księcia, mistrz ceremonii prosi o ciszę. Wszystkie oczy czekają teraz na gest arystokraty. Dziedzic wstaje, wkładając w ten ruch całą swoją szlachetność. Energicznie wyciąga rękę i bez wahania kieruje kciuk w dół.

– Pozdrów od nas piekło, czcigodny mieczniku, a my wypijemy dziś twoje zdrowie i zaopiekujemy się twoją kobietą – szydzi mistrz ceremonii.

Ranny mężczyzna spogląda błagalnie. Bez zwłoki dobijam go ku uciesze gawiedzi, wyję tryumfalnie i ruszam w pogoń. Tłum szaleje, kiedy dopadam woźnicę. Uderzam nim kilka razy o przewrócony rydwan, po czym proszę Księcia o wyrok. Niebieskooki brzydzi się dziś słabością. Ponownie nie ma więc litości.

– Dobrze było, ale się skończyło. Nie tylko Krwawy Tygrys stracił dziś rydwan… – przemawia Głośny Grubas, kiedy pod ludzką już postacią wracam do lochu.

Nadzorca czeka przy otwartej bramie.

– Nie dobiłaś koni – krzyczy, śmiejąc się.

Biedne zwierzęta. Przystaję, odwracam się i gwiżdżę. Subtelna magia płynie wraz z dźwiękiem prosto do przerażonych gniadoszy, uspokaja je i zaprasza. Zdenerwowane konie podbiegają do nas. Głaszczę je po mokrych od strachu pyskach. Nadzorca stoi jak wryty.

– Są twoje – mówię nieobecnym głosem. – Będą ci wiernie służyć, jeżeli będziesz je szanował.

– Co z twoją ręką? – pyta zafascynowany.

– Cała i zdrowa. – Pokazuję mu chude, brudne ramię. Nie widać już na nim żadnych śladów zranienia.

Mijam Krwawego i znikam w mroku. Bez słowa wchodzę do pordzewiałej klatki, a następnie czekam, aż umierający ze strachu niewolnicy zamkną rygle. Mam wrażenie, że osłaniający nadzorcę czarownik zgniótłby mnie telekinezą albo spalił na popiół, gdybym tylko zrobiła krok w inną stronę. Zwijam się w kłębek, by choć na chwilę zasnąć. Kiedy cię wreszcie spotkam, mój Książę?

 

***

 

– Kim ty jesteś? Czego ty tu szukasz? – pyta nadzorca, który zdążył już oddać konie stajennemu.

– Wolności.

– Bzdura! Widziałem, co potrafisz. Klatka nie stanowi dla ciebie szczególnej przeszkody, jak sądzę?

Nie jest taki głupi, domyśla się czegoś. Cholera! Trzeba było zostawić te konie, popisałam się jak szczeniak, upojona zwycięstwem.

– Czy mogę walczyć dziś wieczorem? – odpowiadam najspokojniej jak potrafię, starając się zmienić temat.

– Tak, ale…

– Czy Książę będzie na trybunach?

– Książę… – Oblicze nadzorcy sugeruje, że myśli. Na jego twarzy z wolna rysuje się uśmiech, gdy niezbyt szybko łączy fakty. – Nasz pan? Tak, dziedzic zawsze ogląda wieczorne walki.

– Chcę walczyć.

– Kobiety. – Nadzorca patrzy na mnie przez chwilę, jakby zatroskany, po czym odchodzi.

Sama w ciemności, zamykam oczy i błyskawicznie zasypiam, marząc o ciepłym słońcu oraz chłodnym wietrze, z dala od tego miasta i cuchnącej śmiercią areny.

 

***

 

Dwanaście wielkich pochodni, wspomaganych magią ognia, oświetla arenę. Ich blask jest na tyle silny, że nawet nie widzę trybun. Sądząc jednak po panującym hałasie, pękają w szwach. Nie widzę też Księcia, ale mam wrażenie, że czuję jego zapach, mieszankę bezkresnej dumy oraz szczerego zaciekawienia. Umyta i uczesana, w czarnej tunice, stoję naprzeciw trzech ciężkozbrojnych górali. Bycze chłopy, każdy mierzy przynajmniej siedem stóp, każdy dzierży równie długi miecz.

– Drżyj, ludu miasta Samarkand! Dziś wieczorem, na udeptanej ziemi, będą się działy rzeczy, o których jeszcze za sto lat będą śpiewać minstrele. Wilczyca, ze stajni Krwawego, wystąpi dziś po raz trzeci. Większość z was wie już, do czego ta niepozorna panienka jest zdolna. Dlatego miłościwy Książę kazał podwoić straże i sprowadzić kilku dodatkowych czarowników, by bestia nie wymknęła się przypadkiem spod kontroli. Oraz znalazł godnych jej przeciwników. Powitajcie ich brawami, oto znani i lubiani Rozrabiacy z górniczej doliny!

Na te słowa trzej górale prezentują swój oręż. Trybuny wiwatują. Na piach lecą kwiaty, monety i kolorowe chusty. Wrzawa momentalnie ustaje, kiedy zmieniam postać. Wojownicy przyjmują szyk. To zawodowcy, gardzący bogactwem urodzeni mordercy spragnieni sławy. Zrywam się do biegu, ale zamiast zaatakować i zginąć od niechybnej kontry, uderzam łapami w ziemię, by cisnąć piaskiem w twarze przeciwników. Tego nie przewidzieli. Oślepieni, wyprowadzają potężne, ale niecelne ciosy. Wielkie miecze ze świstem tną powietrze, gdy zabijam ich kolejno, jednego po drugim.

– Ktoś tu walczy nieczysto, i ktoś od tego umiera. – Z góry dobiega mnie głos mistrza ceremonii.

Adrenalina i żądza krwi pulsują w żyłach. Ostatni z górali pada, krzycząc przeraźliwie. Przystawiam mu szpony do gardła i spoglądam w stronę loży. Dwanaście wielkich pochodni przygasa raptownie, a w blasku magicznego niebieskiego światła ukazuje się władca. Jego ruchy są pewne i nieubłagane. Nie będzie litości. Odrywam głowę proszącemu o łaskę góralowi, po czym ciskam nią w widownię. Publika ryczy, mistrz ceremonii klaszcze, pochodnie ponownie zaczynają jaśniej świecić. Przez chwilę moje oczy spotykają jeszcze wzrok Księcia. Zauważył mnie. Nareszcie!

 

***

 

– To było coś! Zapamiętają to, wilczyco… Jak ty się w zasadzie nazywasz? Masz jakieś imię? – Nadzorca robi zakłopotaną minę.

– Wistela.

– Ładnie. O czym to ja…? Aha, plebejusze bili się o tę głowę, wiesz, aż straż musiała ich rozdzielić. Co tam się wyrabiało…

– Kiedy następna walka?

– Jutro rano – odpowiada chmurnie Tygrys, niepocieszony, że nie interesowały mnie dalsze losy głowy górala. – Ale powinniśmy poczekać do wieczora, dopiero wtedy On będzie na trybunach.

– Z kim będę walczyć?

– Z pobożnym przygłupem na białym koniu, dla ciebie łatwizna, jak mniemam. Po wszystkim koniecznie urwij mu głowę. Konia przygarnę. Ludzie już gadają, że łby to twoja specjalność.

– Pytałeś, czego chcę.

– Co? A tak.

– Chcę zostać mistrzynią.

– Co!?

– Mistrzynią tej areny. Chcę móc zasiadać w loży Księcia.

Krwawy Tygrys wpatruje się we mnie przez długą chwilę.

– Zapłaciliby mi za ciebie złotem. Ale to niemożliwe. Mistrzami zostają tylko paladyni.

– Pobiłam rozrabiaków, pokonam i paladynów.

– Od ponad czterdziestu lat nikt nie pokonał paladyna na tej arenie.

– Czas to zmienić.

 

***

 

Krata zamyka się ze zgrzytem. Nadzorca rzekł, że muszę wygrać przynajmniej dziesięć wieczornych walk z rzędu, by mieć szansę walki z jakimkolwiek paladynem. Tradycja. Dziś mam zmierzyć się z konnym, ale będą chyba jakieś zmiany. Czekam na niego już od dobrych kilku chwil, delektując się zachodzącym słońcem, a jego brama nadal pozostaje zamknięta.

– Miłościwy panie, szanowni goście, ludu Samarkandu, nastąpiła zmiana! – głos mistrza ceremonii odbija się echem. – Widzowie o słabych nerwach proszeni są o niezwłoczne opuszczenie widowni. Specjalnie z najgłębszych świątynnych kazamatów dostarczono nam grupę plugawych heretyków. Najwyższy kapłan uznał, że ci podli wichrzyciele i podżegacze nie są nawet warci stosu, przekazał ich więc w nasze ręce.

Wrota naprzeciwko otwierają się powoli. Do mych uszu docierają lamenty i krzyki rozpaczy.

– Przywitajcie ich gromkimi brawami. Oto ci, których głowy już niedługo polecą wysoko.

Kilkunastu piechurów wypycha heretyków na zewnątrz.

Nie!

Kulawego starca, kobiety i dzieci.

Nie!

Głównie dzieci. Żołnierze nie szczędzą ciosów batami lub pałkami, by wymóc posłuszeństwo. Kilkoro mniejszych pociech zostaje wręcz wyrzuconych na zewnątrz. Domyślają się, co ich czeka. Gdy wszyscy są już na arenie, żołdacy błyskawicznie chowają się, zamykając za sobą wrota.

Stoję wpatrzona w grupkę, która przyległa do drzwi. Jedni rozpaczliwe uderzają w bramę, inni płaczą. Kilka kobiet w milczeniu tuli swe przerażone pociechy, wpatrując się we mnie. Czuję, jak łzy napływają mi do oczu.

Nie zrobię tego!

– Ruszaj! Na co czekasz panno wilk, pokaż nam, jaki los spotyka bezbożnych! – Mistrz ceremonii zachęca mnie do ataku.

Nie reaguję. Włosy jeżą mi się na rękach. Zaklęcia telekinetyczne są o cal. Powietrze pachnie magią.

Nie zrobię tego!

Odwracam się powoli i wracam w swoją stronę. Słyszę niezadowolenie płynące z trybun. Plebs buczy, Głośny Grubas lży mnie, arystokracja drwi. Staram się nie spoglądać na Księcia.

– Co ty wyprawiasz, głupia! – krzyczy nadzorca, kiedy zbliżam się do kraty.

– Miałam walczyć! – odwarkuję, łzy płyną mi po twarzy. – A to jest rzeź!

– A to jest arena! Co z ciebie za potwór!? Oni i tak zginą. Do roboty!

– Czyżby panna wilk miała uczucia? A może to heretycy rzucili na nią urok? – Mistrz ceremonii nie traci zimnej krwi, widział już pewnie niejedno. – Ale za odmowę walki należy się kara. Najpierw jednak zajmijmy się heretykami, nim jeszcze kogoś zaczarują.

Nadzorca patrzy zrezygnowany. Nagle telekineza wykręca mi kończyny i powala na ziemię. Stawy trzeszczą, wyginane do granic swych możliwości. Ścięgna napinają się jak struny, mięśnie płoną z bólu. Nie mam nawet siły, by nabrać powietrza. Świat zwalnia i szarzeje, a ja odpływam w ciemność. Gdzieś na granicy świadomości dostrzegam jeszcze, jak z sąsiednich wejść wybiega na arenę sfora głodnych ogarów. A wiec tak zginę, wszystko na marne…

Ale nie. Brzemię czaru znika równie szybko, jak się pojawiło. Odzyskuję świadomość. Moja ludzka forma jest obolała, ale żyje. W miarę jak zmysły wracają, wśród powszechnego aplauzu słyszę radosne poszczekiwania ucztujących psów. Jak rzekł nadzorca, heretycy i tak zginęli.

– …gdzie wilk nie pomoże, ludu Samarkandu, tam wyślij sforę psów. Może nie pourywają im głów, ale chyba nikt z was, szanowni widzowie, nie chciałby być na ich miejscu.

Leżę kilkanaście stóp od kraty. Nadzorca bez słowa wpatruje się we mnie. W jego oczach widzę zawód i smutek. Jest w nich też szczypta złości. Nie jest wcale takim potworem, jak na człowieka. Dla niego arena jest całym światem. Muszę szybko wstać, by wrócić do lochu. Potem będę kombinować, co dalej. Trzeba było zachować się jak człowiek i zwyczajnie wyrżnąć tych heretyków…

– Szanowni państwo, cóż to za szczęśliwy dzień. Przynajmniej dla nas. Oto sam Lord Nartian postanowił pokazać bestii, gdzie jej miejsce.

Potężna postać spada z książęcej loży prosto na arenę. Skok z trzydziestu stóp nie robi na niej wrażenia. Szczupły, żylasty mężczyzna o zimnych, zmęczonych oczach. Ma niecałe sześć stóp wzrostu i sam nie stanowiłby dla mnie wyzwania. Ale ma na sobie magiczną zbroję, która dodaje mu przynajmniej dwie stopy i czyni śmiertelnie niebezpiecznym.

– Przywitajmy go brawami. Smok północy, z łaski bogów paladyn słońca, Lord Nartian!

– Paladyn – powtarzam jak zahipnotyzowana. Będę z nim walczyć, pewnie mnie zabije, ale jeżeli wygram…

Mężczyzna o zmęczonym wzroku niczym maszyna idzie w moją stronę, nie bacząc na wiwaty. Trzeba działać. Błyskawicznie zmieniam postać, by szybko zlustrować go wyostrzonymi zmysłami. Jest bardzo pewny siebie. Nic dziwnego, jego zbroja to w zasadzie golem idealnie zestrojony ze swoim panem. Walczył w niej w setce bitew, zawsze wychodząc bez szwanku. Pancerz zapewnia mu nadludzką siłę i odporność na ciosy. Pięćdziesiąt kroków. Jest klasycznie uzbrojony, w prawej ręce miecz, w lewej ciężka tarcza. Też magiczne wzmocnione. Czterdzieści kroków. Zaczynam powoli krążyć. Staram się wyglądać na mniejszą i ranną, ale pewnie się na to nie nabierze. Trzydzieści kroków. Próbuję ocenić, jak jest szybki. Jeżeli zbroja daje mu również nadludzką szybkość, jestem zgubiona. Jeżeli uda mi się go zaskoczyć…

Paladyn nieoczekiwanie przyspiesza i atakuje, niczym skorpion. Wyskakuje wprost na mnie, wyprowadzając cięcie. W ostatniej chwili unikam ciosu, lecz nim jestem w stanie skontrować uderza tarczą. Parzy! Te magiczne zabawki… Ledwie utrzymuję równowagę. Staram się odskoczyć, ale jest zbyt szybki. Jego miecz tnie powietrze jak spadająca gwiazda, jego tarcza z łatwością blokuje wszystkie moje ciosy. Zaraz zginę! Nie tak miało być… Udaje mi się uniknąć jeszcze kilku ciosów, ale tylko odwlekam wyrok. Kolejne szybkie pchnięcie przebija mój bark. Ryczę z wściekłości. Krawędź tarczy uderza w pysk. To koniec, gubię rytm. Publika pieje z zachwytu. Kolejne cięcie przeszywa łapę. A więc tak to jest przegrywać. Tracę równowagę i padam na ziemię. Zadowolony Nartian wpatruje się we mnie, jego czoło zdobi ledwie kilka kropli potu. Wspomagana mocą zbroi ręka wgniata mnie w ziemię, podczas gdy druga dociska iskrzącą się klingę do gardła. Paladyn z teatralną miną spogląda w stronę Księcia. Czyli tak się to skończy, ironia losu.

Przyszły monarcha powoli wstaje.

– Trafił wilk na kamień – szydzi mistrz ceremonii. – Jaki los spotka naszą bestyję, czy wróci zhańbiona lizać rany, czy też już jutro zobaczymy ją wypchaną na wystawie osobliwości?

Publika cichnie na dźwięk rogu. Wszyscy spoglądają na Księcia. Dziedzic energicznie podnosi rękę i przekręca dłoń. Wyrok: życie.

– Wracaj do lasu, wilczyco. Książę darował ci życie, ale taką postawą nie zyskasz jego aprobaty – rechocze Głośny Grubas.

Teraz wszyscy spoglądają na nas. Nartian odwraca głowę i podaje mi rękę. Podnoszę się, wpatruję w Księcia, który dumnie stoi pośród swej świty. Raptem zauważam, że jeden z książęcych dostojników również patrzy na przyszłego monarchę, ale w jego wzroku jest coś niedobrego, a słowa, które szepcze, zwiastują śmierć. Nagle w loży pojawiają się spowite w czerń sylwetki.

– Zdrada! – Mój ryk przeradza się we wrzask, gdy zmieniam postać.

Mężczyzna o nienawistnym spojrzeniu rzuca się w stronę arystokraty. W jego dłoni zauważam błysk metalu. Książę! Nartianowi wystarcza wyraz mojej ludzkiej twarzy, by zrozumieć, co się dzieje. Paladyn z szybkością gromu rusza w stronę loży, wydając w myślach polecenia ochronie. Wokół Księcia wybucha potworna wrzawa. Stal uderza o stal, magia niemal barwi powietrze. Protektorzy osłaniają swego pana, ale zamachowców jest coraz więcej.

– Skaczcie, Panie! – krzyczy Nartian, widząc, że dziedzic nie ma innej drogi ucieczki. – Złapię was.

Wszystko dzieje się błyskawicznie. Dziedzic waha się, ale ktoś popycha go i strąca w dół. Paladyn wyskakuje z iście kocią zwinnością, by złapać Najdroższego. Z lochów wybiegają zdezorientowani żołnierze popędzani przez dziesiętników. Publika krzyczy w ekstazie. Mistrz ceremonii gorączkowo wzywa do zlinczowania spiskowców, lecz niespodziewanie milknie. Gdzieś z góry spada z łoskotem kilka ciał. A po chwili na arenę opadają kolejni zamachowcy. Wysokie, szczupłe, obleczone w demoniczny mrok postacie o gorejących czerwienią oczach. Książę, kulejąc, kryje się za zdezorientowanym Nartianem.

A wiec jednak tak się to skończy. Rozkładam szeroko ręce i nieludzkim głosem wykrzykuję bluźniercze zaklęcia. W normalnych warunkach ktoś powstrzymałby mnie, ale nie teraz. Mrok wokół mnie również gwałtownie gęstnieje, a wielkie pochodnie zmieniają na chwilę kolor, czas zwalnia. Zmieniam postać. Ktoś stara się mnie pochwycić telekinezą, ale teraz słaba ludzka magia tylko ślizga się po mojej demonicznej tarczy. Pewnie spalą mnie za to na stosie, ale nie dzisiaj. Oceniam przeciwników nieludzkimi zmysłami i rzucam się w wir walki.

Czterech zamachowców bacznie mnie obserwuje. To czarownicy. Uderzają we mnie kolejne zaklęcia, uroki i tajemne słowa. Na marne. Przebijam się przez nie, a przyzwany demon w mej głowie śmieje się szyderczo, niwecząc ich wysiłki.

Pierwszy z morderców, ufny w swą magię, ginie nie podniósłszy nawet broni. Dwóch kolejnych atakuje mnie z szybkością węży, gdy trzeci szarżuje w stronę Nartiana. To jacyś fanatycy, stawiają wykonanie zadania nad własne życie. Wirujemy w śmiertelnym tańcu, a na moich łapach rosną kolejne krwawe wstęgi. Są ode mnie znacznie szybsi, ale ich pojedynkowe miecze nie na wiele się zdają, a moja tarcza szybko łamie ich magię. Jako pierwszy zwalnia wyższy z napastników. Powalam go niezwłocznie i ciskam piach w oczy jego kompana. Przeciwnik gubi rytm i siecze na oślep. Z łatwością skręcam mu kark potężnym ciosem. Jeszcze tylko jeden.

Ostatni z morderców radzi sobie zdecydowanie lepiej. Pajęczym paraliżem unieruchamia zbroję Paladyna, a dobiegający do niego żołnierze nie stanowią dlań wyzwania. Od Księcia dzielą go już tylko dwa kroki. Nie zdążę. Rzucam się do szaleńczego biegu, sprowadzeniec nagina dla mnie zasady rządzące materialną rzeczywistością. Za daleko! Książę widzi mnie, stara się podjąć walkę, ale szermierka nie jest jego mocną stroną. Jeszcze chwila wyśniony, wytrzymaj!

Zamachowiec nie traci czasu. Rani Księcia wytrącając mu zdobiony rapier. Mroczne, plugawe dłonie chwytają piękne, jasne włosy następcy tronu. Pewny swego morderca szykuje się do zadania ostatecznego ciosu, ale wtedy szpony dosięgają celu. Z łatwością rozbrajam go i odciągam od przerażonego monarchy. Zaskoczony spiskowiec próbuje czarować, ale miażdżę mu ręce. Wygrałam.

I wtedy moja tarcza przestaje działać. Demon, niezadowolony widać z mojego zachowania, znika. Czas przyspiesza, raptem ze wszystkich stron otaczają nas żołnierze. Magia uderza we mnie jak huragan. Padam na ziemię. Widzę, jak oswobodzony z mocy czaru Nartian podbiega do Księcia. Przyszły monarcha siedzi na ziemi trzęsąc się lekko. Czuję, jak brzemię zaklęcia wypycha powietrze z płuc. Paladyn pomaga mu wstać, po czym podnosi rękę do góry. Telekineza pryska. Cała arena drży od zgiełku.

– A mówili, że to psy są najwierniejsze. – Głos Grubasa jest nieco słabszy, a jego oddech wydaje się płytki. Tłumy cichną. – Poniżona i wzgardzona, walczyła. Mogła uciec, mili panowie, mogła zabić z zemsty, miłe panie, ale w godzinie próby okazała wierność. Plugawi tchórze zostali… – Mistrz ceremonii kontynuuje przemowę.

– Dziękuję w imieniu mojego pana – mówi Nartian. – Odkąd wstało słońce dwa razy uratowałaś Księciu życie.

– Zabij ich! – syczy przyszły monarcha drżącym głosem.

– Mój panie. Oni już nie żyją.

– Tamten jeszcze dycha. Urwij im łby i kończyny, i wyrwij kiszki!

– Miłościwy Panie, takie zachowanie…

– Cokolwiek rozkażesz! – odwarkuję nieludzkim głosem, zabierając się do dzieła.

Nartian odwraca wzrok, kiedy wypełniam wolę jego pana. Mój wybranek zaciskając zęby, kiedy głowy i trzewia zamachowców szybują w stronę trybun, barwiąc piach. Mój Książę, mój wyśniony, wreszcie do mnie przemówił.

 

***

 

W komnacie audiencyjnej panował półmrok. Naprzeciw przyszłego monarchy siedzącego na bogato zdobionym tronie stało trzech mężczyzn. Dwóch młodszych, stojących z tyłu, miało eleganckie, czerwone szaty. Trzeci, starszy, noszący skrzącą się, śnieżnobiałą togę rozmawiał z Księciem.

– Czcigodny Panie, odradzam stanowczo. To nieroztropne, zaufaj naszej mądrości.

– Gdzie była ta wasza mądrość, gdy kilka godzin temu próbowano mnie zabić?!

– Nie można jej ufać – wtrącił jeden z młodszych gości. – Ona włada czarną magią. To nie zwykły wilkołak a prawdziwy zmiennokształtny, elita wśród tych potworów, albo czarownica. Zgodnie z prawem Świątynia ma obowiązek przeprowadzić…

– Znam prawo, i biorę to na siebie, o ile ona będzie potrafiła zapewnić mi bezpieczeństwo!

– O czcigodny, przypomnij sobie, że twój ojciec paktował kiedyś z wilkołakami. – Starzec w bieli z wahaniem popatrzył arystokracie w oczy. – Pamiętasz, jak się to skończyło? Te stwory zabiły ponoć twą siostrę, a sam król ledwo uszedł z życiem.

– A człowiek, który dziś próbował mnie zabić, był ponoć moim bratem. Odwagi starcze, zaufaj mi. Odniosę sukces tam, gdzie mój ojciec zawiódł.

 

***

 

Dwie godziny po zachodzie słońca przybywa powóz. Mam służyć Księciu. Czysta i uczesana, wystrojona w najprzedniejsze jedwabie, jadę do pałacu. Na odchodne nadzorca pochwalił mnie i rzekł, że właśnie przechodzę do historii. Życzył mi też szczęścia w wyższych sferach. Przypomniałam mu, by dbał o konie.

Straż toruje drogę. Szlachta bawi się w swych rezydencjach, prosty lud gdzie popadnie, w całym mieście kwitnie nocne życie. W licznych szynkach i gospodach minstrele śpiewają o mojej dzisiejszej walce. Dziwna rasa ci ludzie, kilka dni temu przywieźli mnie tu w stalowej klatce jak zwierzę. Nazywali potworem, oni, którzy wiwatowali gdy mordowałam ich pobratymców. A dziś piją moje zdrowie.

– Pani losu, prowadź mnie. – szepczę do siebie kiedy powóz staje.

Panujący na dziedzińcu mrok rozświetlają pochodnie trzymane przez szpaler żołnierzy. Na szczycie schodów czeka na mnie sam Lord Nartian w asyście kilku mężczyzn w czerwonych szatach. Prowadzą mnie przez niezliczone korytarze, kręte schody oraz barwne pokoje. Przyszły król czeka na mnie na balkonie z pucharem wina w dłoni.

– Nareszcie! Witaj, dzielna wilczyco.

Książę… nie wie nawet, jak się nazywam.

– Witaj szlachetny panie.

– Zostawcie nas. Lordzie, wyprowadź swoich ludzi.

– Jak sobie życzysz panie! – Nartian znacząco spogląda na mnie i zwraca się do władcy. – Będziemy czekać pod drzwiami na każde wezwanie.

– Jeżeli was to uszczęśliwi.

– Szlachetny Panie, a naszyjnik? – odzywa się ktoś niskim, przejętym głosem. – Ona musi go założyć, są w nim zioła oraz malachit, to uniemożliwi jej…

– Załóż go żonie, a nuż pomoże. – Przyszły monarcha nie daje mu dokończyć. Kilku zbrojnych śmieje się. – A teraz bądźcie łaskawi nas wreszcie zostawić.

Gdy Nartian zamyka za sobą drzwi, Książę podaje mi puchar wypełniony aromatycznym trunkiem, a następnie gestem zaprasza na balkon.

– Dziękuję za uratowanie życia. Bez twej pomocy zginąłbym.

Milczę.

– Cóż za skromność. – Przyszły monarcha lekko pochyla głowę, by spojrzeć mi w oczy. – Pozwól więc, że ja okażę swą hojność. Nadam ci tytuł szlachecki. Pragnę także, byś od dziś mnie chroniła. No i od teraz jesteś wolnym człowiekiem… A właśnie, to jedna z wielu rzeczy, o które chciałem cię zapytać. Kim jesteś? Jesteś człowiekiem?

Odstawiam puchar obserwując panoramę miasta. Dostrzegam dziedziniec zamkowy, wielki rynek, nawet arenę. Reszta świata ginie gdzieś w mroku.

– Zwiecie nas zmiennokształtnymi, panie.

– Podobno jesteście elitą wśród wilkołaków? – mówiąc te słowa Książę delikatnie dotyka mego ramienia.

– Kiedyś tak było.

– A teraz? – Niebieskooki podnosi puchar do ust.

A więc jednak tak się to skończy. Oceniam odległość do rynku. Będzie z siedemset stóp. Zobaczymy, czy doleci.

– Teraz pozostała mi już tylko zemsta.

Świat zwalnia. Następca tronu nie jest w stanie choćby jęknąć. Moja ludzka ręka z nieludzką szybkością chwyta go za gardło, podczas gdy druga zręcznie łapie spadający puchar. Wszystko dzieje się bezszelestnie. Moje oczy nabierają żółtej barwy, ale nie zmieniam zupełnie postaci. Jeszcze nie. Przez długą chwilę patrzę na przerażone, blade książątko, które już dwa razy oszukało przeznaczenie. Tym razem nie ucieknie. Do oczu napływają mi łzy.

– Zaraz urwę ci szlachetną głowę, mości panie – szepcę, przyciskając czoło do czoła.

Kończyny duszącego się władcy zaczynają dygotać.

– Ale zanim się to stanie, powiem ci dlaczego, wszak ty niczym nie zawiniłeś. Twój ojciec próbował kiedyś wciągnąć nas w sprawy waszego świata. Trzysta trzy księżyce temu przybył wraz ze swymi ludźmi pod czarną skałę, by zawrzeć układ. Kilka wilczych klanów miało walczyć pod jego sztandarem. Wszystko było już uzgodnione, jako starsza miałam jedynie przypieczętować układ.

Delikatnie rozluźniam uścisk. Wystarczy, by zaczerpnąć powietrza, nie wystarczy, by krzyknąć.

– Ten dzień był zimny i pochmurny. Król ubrał się więc stosownie. Założył również ciepłe, czarne rękawice. Były zrobione z moich szczeniąt.

Moje łzy lecą na bladą twarz mdlejącego młodzieńca. Po ponad dwudziestu latach mam zemstę na wyciągnięcie ręki.

– Panie, wszystko w porządku? – Wzmocnione zmysły za drzwiami wyłapały mój szloch. Czas kończyć.

– Oko za oko, ząb za ząb, szczenię za szczenię. Sam rozumiesz, mój Książę! – krzyczę, skręcając mu kark. Pewnie i tak już go udusiłam.

Do Sali wpadają zbrojni. Moje zaklęcie ochronne w ostatniej chwili stawia czoła okrutnym mackom telekinezy. Jednym szarpnięciem urywam ofierze głowę, by cisnąć nią w stronę rynku. Powinna dolecieć. Ciekawe, czy będą się o nią bili. Nartian szarżuje w moją stronę, magowie zaraz rozplotą moją osłonę. Zwinnie przeskakuję przez balustradę i skaczę w mrok.

Spadając w ciemności zmieniam postać. Świat staje się jakby większy. Mój krzyk przechodzi w skrzek, gdy za duża suknia ześlizguje się z czarnych piór. Na balkonie rozbłyska jasne światło, w którego blasku kusznicy wypatrują celu. Kilka srebrnych bełtów przeszywa niesiony wiatrem jedwab. Wszyscy gorączkowo szukają wielkiej, podstępnej wilczycy. Nikogo nie interesuje mała, zbudzona widać nagłą wrzawą sroka.

Koniec

Komentarze

Fajne. :-)

Fabuła trzyma w napięciu, podobały mi się zwroty akcji. Strasznie często tam walczą. Nie lepiej dawkować? Lud powinien mieć czas na pracę i czas na igrzyska. A i piasek na arenie trzeba kiedyś wygrabić…

Interesująca motywacja bohaterki. Chyba dobrze tak, ale czy stary król dożył kary?

Babska logika rządzi!

Łyknąłem jak poranną kawkę. To znaczy, zamiast kawki. Nastawiłem ekspres i zacząłem czytać. Po czym wylałem ostygłą kawę, zrobiłem nową, wypiłem, zapaliłem i piszę niniejszy komentarz.

Wciągające. Odnosząc się do ostatniego komentarza, w ogóle nie przeszkadzało mi to, że ciągle walczyli – wszak to istotna część drogi bohaterki. 

Nie oznacza to, że nie mam uwag.

Niewolnicy otwierają ciężkie, drewniane drzwi, światło dnia rozprasza duszny mrok. Żelazna krata podnosi się ze zgrzytem. Nieco świeższe powietrze wyrywa mnie z letargu. Mrużąc oczy, wstaję i ruszam.

Zastanawia mnie, czy nie zaproponować zamiany zdań miejscami. Czyli:

Nieco świeższe powietrze wyrywa mnie z letargu. Niewolnicy (…) ze zgrzytem. Mrużąc oczy (…)

Dlaczego?

Otóż wydaje mi się, że najpierw trzeba zostać wyrwanym z letargu, by dostrzec/usłyszeć. Chyba, że to zapowiedź wyostrzonych zmysłów bohaterki, ale IMO na początku to dość głęboko zakopana sugestia.

Rzucam się do szaleńczego biegu, sprowadzeniec nagina dla mnie zasady rządzące materialną rzeczywistością.

Nie rozumiem.

Dwanaście wielkich pochodni, wspomaganych magią ognia, oświetla arenę. Ich blask jest na tyle silny, że nawet nie widzę trybun.

Jestem fanem ograniczania przymiotników i przysłówków, a to wydaje mi się niezłym przykładem, by wyjaśnić dlaczego. Bo są nieprecyzyjne i zaburzają styczne między wyobrażeniami autora i czytelnika. Twoje pochodnie były tak wielkie, że musiałeś wyjaśnić jak wielkie, by czytelnik zrozumiał ich siłę. :-)

(W tym momencie przekreśliłem pogrubiony wyraz “wielkich”).

Co do fabuły.

Na początku miałem przeczucie, że wilczyca chce zemsty. Im dalej w las, nie byłem już tego pewien. Czy to dobrze, że przeczucia mnie nie myliły? Zakończenie nie powinno mnie zatem specjalnie zaskoczyć, a jednak nie czułem się z tym źle. Problem mam z czymś innym – z królem. Nie rozumiem dlaczego na spotkanie w sprawie sojuszu przyjechał w rękawicach szczeniąt. Przypomniała mi się historia z Bolesławem Śmiałym. Są tacy, którzy przypuszczają, że był schizofrenikiem albo miał ChAD (już nie pamiętam dokładnie). Na przykład, kiedy wygnano go z Polski, znalazł schronienie na Węgrzech. I tam do witającego go władcy podjechał na koniu, jak do wasala. Może Twój król miał tak samo. Tak czy owak wydaje mi się, że wątek będący kluczem motywacji bohaterki mógłby być potraktowany bardziej dokładnie.

Ale, ale.

Ponad wszelką wątpliwość tekst jest napisany bardzo starannie. Autorze, lekko i sprawnie fechtujesz piórem.

Gratulacje.

 

 

Cześć.

Przeczytałem.

Ogólnie podobało mi się, choć mam kilka uwag.

 

Przede wszystkim – czy miałeś jakieś natchnienie w Bożogrobiu?

Z racji, że czytałem to niedawno (wg mnie słabiutka książka, podobnie jak tom pierwszy: Nibynoc) byłem niemal pewny, że tak się to skończy, jak skończyło :)

Choć przyznaję, że nieźle tropy gubiłeś:

Dostojna sylwetka, jasne włosy, władczy wyraz twarzy. To musi być on! Te oczy, niebieskie jak niebo, zimne niczym lód i piękne jak księżyc w pełni. Mój Książę. Klejnot tej ziemi, to dla niego walczę.

 

Niemniej jednak nie zepsuło mi to lektury.

 

Nasuwa mi się pytanie: (!!! SPOILERY !!!)

Dlaczego w sumie wilczyca nie zostawiła króla, aby go zarżnięto podczas ataku?

Ale ogólnie rozumiem, że chciała to zrobić osobiście, więc właściwie nie było pytania ;)

 

Dobra, co mi się podobało:

Całkiem fajna magia. Jak pisałem już gdzieś kiedyś, strasznie jaram się magią. We wszelkich grach zawsze grałem magiem i lubiłem czuć potęgę magii i magów. Do tej pory mi zostało. Lubię książki, gdzie magia ma sens, moc, itd.

Z tego powodu kosmicznie drażni mnie Potter – choć przeczytałem całość chyba 5x, to kiedyś wypisałem ponad 5 stron A4 nieścisłości i nielogiczności, jakich tam pełno. Uwaga, uwaga – nie zmienia to faktu, że w jakiś sposób Pottera lubię. Mógł być jednak wieeeeele lepszy.

U Ciebie to ledwie zalążek, ale czuć potęgę postaci – czuć moc magii, czuć moc wilczycy, gdy jedzie na całego i czuć moc palladyna – choć tu kolejne pytanie: pancerz natchniony Drogą Królów? Tamtejsze pancerze Odprysku były dość zbliżone mocami.

Niemniej jednak siadło mi to. Pomysły zacne.

 

Obaj młodzi, obaj wściekli, a zarazem przerażeni. Oraz, jak wszystkie zbiry, pełni pogardy.

Masz kilka zdań, które zaczynasz podobnie, jak wyżej – od oraz i innych spójników. Jak dla mnie brzmi to dziwnie.

 

Staram się wyglądać na mniejszą i ranną, ale pewnie się na to nie nabierze. Trzydzieści kroków. Staram się ocenić, jak jest szybki.

Powtórzenie.

 

A wiec jednak tak się to skończy.

Bohaterka wypowiada / myśli tę kwestię (lub jej wariację) dobrych kilka razy – jakby nie myślała o niczym innym ;)

 

To jacyś fanatycy, stawiają wykonanie zadania nad własne życie.

Fajnie, że to wyjaśniłeś. Nienawidzę głupich, samobójczych zamachów. Jedno zdanko, a różnica wielka.

 

Co mniej mi się podobało? Walki.

Jako fanatyk sztuk walk, choreografii, jakoś mimowolnie bardzo dokładnie je analizuję i się na nich skupiam. Dla mnie walki – tuż obok magii – to sedno.

Tak więc, walka nr 1:

 

Drugi z moich adwersarzy, włócznik, stoi jak stał. Boi się, ale ciągle patrzy mi w oczy. Nie jest głupi, oraz ma długą broń. Z nim będzie trudniej.

Zaczynam go powoli okrążać, zachowując bezpieczny dystans. Opuszcza broń, po czym uśmiecha się szyderczo.

Dobra: gość zobaczył – zakładam – potwora, pierwszy raz w życiu. Ten rozdarł jego brata przed chwilą i to tak konkretnie, że tak powiem – na pokaz. Z gościa nie był żaden wojownik, tylko gwałciciel, z łapanki. W moim odczuciu powinien być praktycznie sparaliżowany strachem, trząść się i pod siebie robić, a on uśmiecha się szyderczo?

 

Walka 2:

Miecznik zeskakuje z pojazdu i wychodzi mi na spotkanie. Łucznik, skrywający się za jego plecami, wypuszcza kolejną strzałę. Biegnę. Żelazny grot przeszywa mi łapę. Warczę, ale nie zwalniam.

Z całej siły uderzam w miecznika. Powalam go na ziemię i wytrącam broń z ręki.

Po pierwsze: no jeśli tu mega magia w grę nie wchodzi, to po tym strzale w łapę praktyczny brak reakcji, właśnie związanej z biegiem? Przerwane tętnice, przebite mięśnie, przecięte ścięgna, lub złamane kości? Grot / drzewce drażniące nerwy? Łapa wilka nie jest łapą słonia, więc taka strzała coś ważnego musiała poharatać.

Po drugie: to już byli zawodowcy. A ten miecznik co robił? Nawet miecza nie nastawił? On nie był zaskoczony, zaatakowany od tyłu. Ruszył na spotkanie wilczycy i po prostu dał się gruchnąć i zabić.

 

Walka 3:

Na piach lecą kwiaty, monety i kolorowe chusty. Wrzawa momentalnie ustaje, kiedy zmieniam postać. Wojownicy przyjmują szyk. To zawodowcy, gardzący bogactwem urodzeni mordercy spragnieni sławy. Zrywam się do biegu, ale zamiast zaatakować i zginąć od niechybnej kontry, uderzam łapami w ziemię, by cisnąć piaskiem w twarze przeciwników. Tego nie przewidzieli. Oślepieni, wyprowadzają potężne, ale niecelne ciosy. Wielkie miecze ze świstem tną powietrze, gdy zabijam ich kolejno, jednego po drugim.

No aż mnie to zabolało ;) Co to za zawodowcy, którzy idą ramię w ramię, nie rozchodzą się, nie próbują otoczyć wroga, lekceważą go. No zrobili wszystko, co zrobiliby amatorzy. A fakt, że tym jednym ciśnięciem piasku wilczyca oślepiła ich wszystkich… No błagam :P Nie kupuję tego. Poza tym jaka to była ilość piasku, że oni wciąż machali na oślep. Piasek w oczy może wybić z rytmu, na chwilę utrudnić patrzenie, ale raczej nie do takiego stopnia, że trzech mężczyzn pół minuty (bo w mniej nie mogła ich chyba zabić?) łazi, zupełnie nic nie widząc. Że tak podsumuję, ta scena ukuła mnie w oczy ;)

 

Walka 4: z paladynem:

Dużo lepsza. Może nie jakaś powalająca opisem, ale zdecydowanie bardziej realna i fajnie pokazałeś przewagę rycerza nad wilczycą, która też nieźle dawała radę.

I to budzi kolejne pytanie:

 

Po cholerę król chciał tego ochroniarza – w sensie bohaterkę – skoro widział, jak jego paladyn rozsmarował ją w parę chwil i był bezwzględnie lepszy? Fakt, że nie ochronili go przed zamachem wynikał wyłącznie z tego powodu, że rycerz oddalił się od niego, aby wilczycę pokonać.

Jest kilka odpowiedzi, jakie sam sobie tu daję, ale chętnie usłyszę to od Ciebie :)

 

Walka 5:

Walka bardzo dobra, chyba najlepsza, różnorodna. Czuć w niej magię, desperację, itd.

Kilka uwag:

a moja tarcza szybko łamie ich magię.

Nie jestem przekonany nad sensownością tego stwierdzenia, choć to już może głupkowate czepialstwo. Tarcza raczej jest defensywnym elementem (tak, tak, wiem doskonale, że można nią uderzać). Zapytam więc, czy świadomie użyłeś tego, że tarcza działa tu ofensywnie? Jeśli świadomie, to ok.

 

Powalam go niezwłocznie i ciskam piach w oczy jego kompana. Przeciwnik gubi rytm i siecze na oślep.

Ten piach, to chyba papryczką chilli był doprawiony ;)

 

I wtedy moja tarcza przestaje działać. Demon, niezadowolony widać z mojego zachowania, znika.

A dlaczego akurat teraz? Trochę fart, że akurat do końca walki dotrwał. Dlaczego był niezadowolony?

 

– A mówili, że to psy są najwierniejsze. – Głos Grubasa jest nieco słabszy, a jego oddech wydaje się płytki. Tłumy cichną. – Poniżona i wzgardzona, walczyła. Mogła uciec, mili panowie, mogła zabić z zemsty, miłe panie, ale w godzinie próby okazała wierność. Plugawi tchórze zostali… – Mistrz ceremonii kontynuuje przemowę.

Czy on rzeczywiście miał ochotę po tym wszystkim gadać? Dodatkowo skupiał się akurat na wilczycy?

 

I na koniec, moja największa wątpliwość… Król ledwie przetrwał zamach.

I jakoś tak strasznie ufnie do tej wilczycy podszedł, że mimo wszystko, bez żadnych zabezpieczeń / ochrony pozwolił sobie na rozmowę w 4 oczęta.

 

Sama końcówka ok, fajna zmiana w ptaszka.

 

Długość mojego komentarza nie świadczy o dopieprzaniu się, tylko o tym, że się wkręciłem :)

Całkiem niezła robota :)

Cześć Finkla! Miło, że wpadłaś.

Strasznie często tam walczą.

No bo to przecież igrzyska są, w dzień walki, a w nocy balanga. Na pracę przyjdzie czas jak przepiją i zjedzą wszystko, co mają.

A i piasek na arenie trzeba kiedyś wygrabić…

Raz w tygodniu pewnie tak, ale po co częściej, tylko psuje klimat (choć też niestety śmierdzi)

Chyba dobrze tak, ale czy stary król dożył kary?

Po części o tym będzie w następnym (mam nadzieję) opowiadaniu.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

MTF, miło słyszeć, że tekst wciągnął, motywuje do dalszego pisania i pracy nad warsztatem. Nad zaproponowanymi zmianami pomyślę, i postaram się do jutra coś niecoś pozmieniać.

Otóż wydaje mi się, że najpierw trzeba zostać wyrwanym z letargu, by dostrzec/usłyszeć. Chyba, że to zapowiedź wyostrzonych zmysłów bohaterki, ale IMO na początku to dość głęboko zakopana sugestia.

Nie wiem, czy dobrze użyłem słowa letarg. Chodzi mi o stan, podobny do snu, ale bez całkowitej utraty kontaktu z otoczeniem. Zwierzęta potrafią coś takiego, ludzie z czasów myśliwych zbieraczy też ponoć to potrafili. Przydaje się do spania w niezbyt bezpiecznych miejscach. Nauczycielka od jogi nazywa to letargiem.

Rzucam się do szaleńczego biegu, sprowadzeniec nagina dla mnie zasady rządzące materialną rzeczywistością.

Zbudowanie dramaturgii i pokazanie, jaka role pełni przywołane paskudztwo. On nie ma materialnej postaci, natomiast potrafi nieznacznie zmienić postrzeganie czasu przez bohaterkę, dzięki czemu może ona poruszać się szybciej niż by to wynikało z czystej fizyki.

Jestem fanem ograniczania przymiotników i przysłówków, a to wydaje mi się niezłym przykładem, by wyjaśnić dlaczego.

Pomyślę, i pewnie wprowadzę zmiany.

Co do fabuły.

Na wątek dziejów króla i genezy czynów wilczycy zabrakło miejsca, chciałem się dosyć mocno trzymać schematu konkursowego a i tak prawie przekroczyłem limit 33k znaków. Przyczyny to już gotowy materiał na kolejne opowiadanie.

 

silvan, cześć, miło słyszeć, że tekst się spodobał, motywuje do dalszej pracy; nie znam Bożogrobia, także nie czerpałem z niego.

Postaram się dzisiaj ustosunkować do Twojego komentarza.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

To opowiadanie to jest w zasadzie, aż do finału, jedna, bardzo długa, zróżnicowana scena walki/gladiatorskiego pojedynku. Z dość nietypową postacią w roli głównej, owszem, ale generalnie korzystająca z klasycznych tropów fantasy. W sumie nie do końca coś, co teoretycznie miałoby szansę przytrzymać mnie przy lekturze.

A jednak przytrzymało. Przeczytałam jednym tchem i z przyjemnością, mimo “nie mojej” tematyki. Umiesz dawkować napięcie, konstruować fabułę, postać też ci wyszła dobrze i wiarygodnie. W zasadzie zgrzytnęło mi tylko wyjaśnienie – całkowicie rozumiem zemstę bohaterki, ale to, jak jej dzieci/szczenięta zginęły (zdrada? bezmyślne ludzkie okrucieństwo? przypadek?) pozostaje dla mnie niejasne, a podane nieco zbyt szybko. 

Nie zmienia to faktu, że klikam bibliotekę z przekonaniem. To było czytelniczo naprawdę satysfakcjonujące doświadczenie.

ninedin.home.blog

Hej!

silvan, co do kwestii edycyjnych to przemyśle i postaram się do jutra wprowadzić zmiany. W kwestii fabuły:

Dlaczego w sumie wilczyca nie zostawiła króla, aby go zarżnięto podczas ataku?

Bohaterka wolała zabić Księcia osobiście, ale przede wszystkim chciała przeżyć. Taki miała pierwotnie plan, i go konsekwentnie realizowała. Nieudany zamach bardzo jej w tym pomógł.

Całkiem fajna magia (…) Niemniej jednak siadło mi to. Pomysły zacne.

Drogi Królów ani pancerzy Odprysku (jeszcze) nie znam, ale pewnie są podobne w jakimś sensie (Gekikara na becie też miał z tym skojarzenie, miałem to sprawdzić, czemu doba jest taka krótka…). Wizję oparłem na własnych oczekiwaniach: co ja bym chciał mieć z magicznej zbroi, że tak powiem ???? Ćwiczenie myślowe. Magię lubię jako element świata fantasy i to taką konkretną, wyrazistą, z mocą. Zakładam, że ma mieć spory wpływ na walkę (i nie tylko) w świecie. Tak jak zdobycze techniki w realu.

W moim odczuciu powinien być praktycznie sparaliżowany strachem, trząść się i pod siebie robić, a on uśmiecha się szyderczo?

Z tego co wiem to ludzie na trzy sposoby reagują na traumatyczne sytuacje: 3F (Fight, Flight or Freez). Walcz, uciekaj albo zatrzymaj się w bezruchu. Pierwszy z gości zamarł, i nawet się nie bronił. Drugi był typem preferującym walkę z zagrożeniem. Szyderstwo jest tu próbą wytrzymania presji przeciwnika, pokazania, że się nie boi.

Walka 2:

Wilczyca nie jest człowiekiem, i jest duża, znacznie większa od ludzi. Jedna strzała nie robi na niej wrażenia. Miecznik kupował czas strzelcowi, licząc na to, że ten powali potwora strzałą, a on tylko go dobije.

Walka 3:

Tu chodziło mi głównie o pokazanie sposobu działania bohaterki, umiejętności dostosowywania się do okoliczności i używania otoczenia na swoją korzyść. Pierwotnie miałem to bardziej rozpisane, ale skróciłem to, by nie przekroczyć limitu konkursowego. Generalnie, w bezpośrednim starciu z trzema piechurami chcącymi walczyć kupą na raz nie miała by szans (tak założyła), więc pomyślała i zadziałała inaczej, tracą tym samym atut. Bo kolejni przeciwnicy by się na to już przygotowali. Poza tym, jak masz na sobie hełm i pancerne rękawice, to bardzo trudno usunąć piach z oczu ????

Po cholerę król chciał tego ochroniarza…

Wistela pozabijała zamachowców, gdy Nartian stał sparaliżowany. Ich magia na nią nie działała. Oraz zdawała się być posłuszna, w przeciwieństwie do paladyna, który wręcz pouczał Księcia. No i jest to też trochę policzek dla reszty ochrony, która się nie wykazała.

a moja tarcza szybko łamie ich magię. (…) Demon, niezadowolony widać z mojego zachowania, znika.

Celowe, trochę metaforyczne. Nie chodzi o tarczę dosłowna, a raczej o cechę, jaka demon nadaje bohaterce. Staje się ona niewrażliwa na magiczny wpływ innych, i przy okazji zaburza działanie magii w pobliżu. Dzięki temu odnosi sukces tam, gdzie Nartian zawiódł. A demon pomaga bohaterce, póki ta zabija, jak pada ostatni z zamachowców i wilczyca czuje ulgę, to sprowadzeniec czuje, że nie będzie więcej zabawy i zwija interes.

Czy on rzeczywiście miał ochotę po tym wszystkim gadać?

Nie miał, ale trzeba było przywrócić porządek, a on miał posłuch, więc choć był ranny, mówił. Bo inaczej zaraz znaleźliby na jego miejsce innego. Mistrz takiej ceremonii to niezła fucha.

I na koniec, moja największa wątpliwość…

Książę jest młody, piękny, dobrze urodzony i niezbyt nadaje się na króla, że tak to nazwę. Sprowadzenie wilczycy to po części prztyczek w nos dla reszty ochrony (z paladynem na czele), i po części lekkomyślna ambicja. Wszak jego ojciec paktował z takimi jak bohaterka i nic nie wskórał. Królewicz chciał błysnąć, cóż, przynajmniej poleciał wysoko ????

Długość mojego komentarza nie świadczy o dopieprzaniu się, tylko o tym, że się wkręciłem :) Całkiem niezła robota :)

Miło słyszeć, motywuje do dalszej roboty. Za tym tekstem pójdą następne, mam już gotowy pomysł na prequel i ogólny zarys sequela (dlaczego doba jest taka krótka… Tak dużo pomysłów, tak mało czasu!). Opowiadania będą stanowiły odrębne twory, ale będzie to też tworzyć spójną całość. Pierwsze powinienem opublikować do połowy lutego (jak w pracy nie będzie pożaru, jak żadne dziecko nie zachoruje… )

 

ninedin, dzięki za wizytę i dobre słowo! Cieszy i motywuje. Chciałem wprawić się w opisach walki, a że pojawił się konkurs, to urodziła się wilczyca. Zgadzam się, jest to sporo klasyki (wilkołaki, arena, paladyni), niewiele nowego, ale taki miałem zamysł, coś klasycznego. Geneza i motywacja bohaterki, to już temat na kolejne opowiadanie, i tam już będzie trochę nowinek. Nie chciałem tu tego kompresować, bo byłoby zbytnio na skróty imho, i stałoby się to niestrawne (dopiero uczę się efektywnego zarządzania tekstem). Prequel powinienem opublikować do połowy lutego.

 

Tyle. Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

nie znam Bożogrobia, także nie czerpałem z niego.

I całe szczęście ;) Nic straconego.

Natomiast:

Drogi Królów ani pancerzy Odprysku (jeszcze) nie znam, ale pewnie są podobne w jakimś sensie (Gekikara na becie też miał z tym skojarzenie…

… to bardzo polecam. Jednak, przy tym, jak piszesz, jak ciężko z czasem… To moloch, trzy tomy mają razem ok 4 tysięcy stron i to na sporej kartce, niezbyt wielką czcionką. Przeczytałem już 3 razy, uwielbiam opasłe książki. Daj temu szansę, mimo braku czasu :)

 

Bohaterka wolała zabić Księcia osobiście, ale przede wszystkim chciała przeżyć. Taki miała pierwotnie plan, i go konsekwentnie realizowała. Nieudany zamach bardzo jej w tym pomógł.

Ok, kupuję to, ale… W sumie dlaczego nie mogła zmienić się w ptaszka, obserwować króla w jego zamku i dorwać go, gdy był sam? Nie znam tego, co było wcześniej, jednak z pewnością nie była uwięziona cały czas. Ewentualnie potraktuj to jako podpowiedź do prequela – żeby to dobrze uzasadnić ;)

 

Szyderstwo jest tu próbą wytrzymania presji przeciwnika, pokazania, że się nie boi.

Tak, znam i analizowałem niejednokrotnie 3F. I właśnie akurat to F mi do tego gościa i sytuacji nie pasuje – i zwłaszcza ten uśmiech. Rozumiałbym podjęcie walki, ale takiej desperackiej, z rozpaczliwym krzykiem po rozdartym na strzępy bracie.

 

Wilczyca nie jest człowiekiem, i jest duża, znacznie większa od ludzi. Jedna strzała nie robi na niej wrażenia. Miecznik kupował czas strzelcowi, licząc na to, że ten powali potwora strzałą, a on tylko go dobije.

Duża wilczyca – no ok. Jakoś nie zakładałem, że jest wiele większa niż normalny wilk. To już tę strzałę odpuszczam.

A co do miecznika, to chodzi mi o to, że: ok, kupował czas strzelcowi, ale co zrobił we własnej obronie? Bo to brzmi jak zupełnie nic. Limit znaków, wiem, ale może warto dodać coś w stylu, że chociaż próbował ją pchnąć mieczem, ale ta odtrąciła ostrze łapą. Nie będzie tak łyso.

 

u chodziło mi głównie o pokazanie sposobu działania bohaterki, umiejętności dostosowywania się do okoliczności i używania otoczenia na swoją korzyść. Pierwotnie miałem to bardziej rozpisane, ale skróciłem to, by nie przekroczyć limitu konkursowego. Generalnie, w bezpośrednim starciu z trzema piechurami chcącymi walczyć kupą na raz nie miała by szans (tak założyła), więc pomyślała i zadziałała inaczej, tracą tym samym atut. Bo kolejni przeciwnicy by się na to już przygotowali. Poza tym, jak masz na sobie hełm i pancerne rękawice, to bardzo trudno usunąć piach z oczu ????

Ok. Odruch oczny, że tak powiem, większość tego piasku wyeliminuje. Trafi kilka pierwszych ziarenek. Po prostu stałe, dłuższe oślepienie piaskiem, ot, po kopnięciu, uważam za praktycznie niemożliwe. Zerknij sobie na walkę Maximusa z tym Tygrysem, czy jak mu tam było (Gladiator).

BTW: Jak oni stali tak blisko siebie, że jedna struga piasku oślepiła ich wszystkich, a później machali mieczami na oślep, to jakim cudem się nie pocięli?

 

Wistela pozabijała zamachowców, gdy Nartian stał sparaliżowany. Ich magia na nią nie działała. Oraz zdawała się być posłuszna, w przeciwieństwie do paladyna, który wręcz pouczał Księcia. No i jest to też trochę policzek dla reszty ochrony, która się nie wykazała.

Ok, sensownie. To było jedno z wyjaśnień, jakie sam sobie udzieliłem :)

Ale i tak paladyn zostaje moim faworytem :) W jego krótkim opisie, ujęły mnie jego zmęczone oczy.

Nie wiem dlaczego, ale dzięki temu od razu wyobraziłem sobie i jego i jego historię. Daję okejkę.

 

Celowe, trochę metaforyczne. Nie chodzi o tarczę dosłowna, a raczej o cechę, jaka demon nadaje bohaterce. Staje się ona niewrażliwa na magiczny wpływ innych, i przy okazji zaburza działanie magii w pobliżu. Dzięki temu odnosi sukces tam, gdzie Nartian zawiódł. A demon pomaga bohaterce, póki ta zabija, jak pada ostatni z zamachowców i wilczyca czuje ulgę, to sprowadzeniec czuje, że nie będzie więcej zabawy i zwija interes.

Ok, w pełni przyjmuję oba wyjaśnienia.

 

Nie miał, ale trzeba było przywrócić porządek, a on miał posłuch, więc choć był ranny, mówił. Bo inaczej zaraz znaleźliby na jego miejsce innego. Mistrz takiej ceremonii to niezła fucha.

Spoko. Choć ja – na jego miejscu, jeśli miałbym siły gadać – gadałbym coś w stylu: proszę państwa, tego się nie spodziewaliśmy, zamach! To niezwykłe, co rozegrało się na naszych oczach, nasz pan i władca został zaatakowany, jak do tego doszło, bla, bla, bla.

Po prostu kwestia, którą wygłasza w tym momencie wydaje mi się nieco naciągana – w sensie nie pasuje do okoliczności. Poświęcił 100% wypowiedzi wilczycy, a nic królowi, zamachowcom, rycerzom, itd.

 

Książę jest młody, piękny, dobrze urodzony i niezbyt nadaje się na króla, że tak to nazwę. Sprowadzenie wilczycy to po części prztyczek w nos dla reszty ochrony (z paladynem na czele).

Ok, przyjmuję tak na 90%. Te 10% zostawiam na tchórzostwo większości władców, ogarniętych obsesją o swoje życie. Tacy nigdy nie rezygnowali z ochrony. Często nawet do wychodków ze strażą ganiali. No ale Twój król taki być nie musi ;)

 

Jeszcze co do klasyki – ja bardzo lubię i cenię klasykę. Odnoszę wrażenie, że cały świat ostatnio głowi się i sili na oryginalne światy i historie. A ja tęsknię za dobrą (i obszerną) klasyką.

Będę z niecierpliwością wypatrywać kolejnych części :)

Niestety, formalnie jestem zbyt krótko na portalu, aby “kliknąć”, ale w myślach klikam.

 

Cześć Krar,

 

Zamiana płci stereotypowych postaci zbiła mnie z tropu, dzięki czemu plot twist rzeczywiście zaskoczył. Czytało się łatwo, były też fajne smaczki, ale jak dla mnie zbyt rozbudowane sceny walki względem sceny finałowej. 

 

Pozdrawiam

silvan, przeczytam, przemyśle i dam znać.

 

Helmut, dzięki za wizytę oraz podzielenie się opinią. Faktycznie, scena finałowa jest krótka i wszystko szybko się tam dzieje. To wynika po części z limitu konkursowego (skracałem przy zakończeniu znacznie więcej niż na początku), a po części z pomysłu na pokazania dynamizmu sytuacji. Bohaterka dokonuje zaplanowanego zabójstwa, musi działać szybko i skupić się na zadaniu, jeżeli chce odnieść sukces i przeżyć. I tak poświęca trochę czasu, by coś niecoś wytłumaczyć ofierze (oraz czytelnikowi).

 

Podrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Luzik.

Jak doskonale wiesz – Ty decydujesz o wszystkim.

 

To tylko moje skromne opinie :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Witam serdecznie czcigodną organizatorkę całego konkursowego zamieszania! ;-)

Dzięki za wizytę i pozostawienie gifa (teraz będę się zastanawiał, co to oznacza…)

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Powtórzę wnioski z bety: przedstawiłeś prostą, ale angażującą historię o łaknącej zemsty desperatce, która próbuje wkupić się w łaski swojej ofiary, by podstępnie ją zgładzić.

Wydaje mi się, że schemat konkursowy został wypełniony – wilczyca pnie się po ,,schodkach", zyskując poklask publiki. Potem okazuje się, że ma dokonać rzezi niewiniątek i wszystko na krótką chwilę trafia szlag, ale spisek na życie Dziedzica pozwala jej wygrzebać się z dołka i wypełnić swoją misję.

Lwia część Twojego tekstu to opisy walki i na moje oko wypadły one dobrze. Starcia są dynamiczne, konkretne, brutalnie.

Choć od pewnego czasu można było się domyślić, że celem wilczycy jest zemsta, to motyw ,,szczenię za szczenię" stanowi pewne zaskoczenie.

Przyjemna, solidna lektura. Poleca do biblioteki.

Pozdrawiam!

Cześć krar:-)

przyciągnął mnie tytuł, który przywodzi na myśl jedną z moich ulubionych książek Ludzie i myszy.

Tym razem postawiłem na wyrazistą, kobieca bohaterkę.

To się zaraz okaże:-)

 

Krar, jestem po lekturze, na początek kilka uwag ode mnie:

 

Pierwszym ciosem wytrącam mu broń, drugim zdzieram skórę z twarzy. Krzyczy. Kolejnymi szybkimi ciosami zabijam go i masakruję.

Dobra, zdziera skórę z twarzy, ale ale zabijam Jak? masakruję Jak? Więcej szczegółów proszę:-)

 

Pazury tną nie gorzej od katowskiego miecza.

Nie podoba mi się to słowo. Może pazury tną równie precyzyjnie jak katowski miecz.

 

Wygrałam.

Bohaterka często powtarza to słowo, podkreślając swoją wygraną, ale wydaje mi się, że brzmi trochę sztucznie.

A wiec jednak tak się to skończy.

To też brzmi sztucznie, zbyt często pojawia się w tekście

 

– Miłościwy panie, szanowni goście, ludu Samarkandu, nastąpiła zmiana! – głos mistrza ceremonii odbija się echem. – Widzowie o słabych nerwach proszeni są o niezwłoczne opuszczenie widowni.

Moim zdaniem brzmi to niewiarygodnie, nie sądzę by mogły paść tam takie słowa, przecież przyszli własnie po to, by podziwiać śmierć, chyba, że to miało być ironiczne:-)

 

– Będziemy czekać pod drzwiami na każde wezwanie.

– Jeżeli was to uszczęśliwi.

:-)

 

Krar, jestem zadowolona z lektury:-) nawet bardzo. 

Bohaterka rzeczywiście jest wyrazista:-) Udało Ci się stworzyć naprawdę ciekawą postać, zdeterminowaną, silną a jednocześnie nieszczęśliwą i pełną bólu. Świetna scena, w której nie podejmuje się zabicia heretyków, twierdząc, że to rzeź nie walka. I tutaj muszę nawiązać do pewnej kwestii, która przedziera się przez Twój tekst, a mianowicie natury ludzkiej i zwierząt. Wiem, że pisano już o tym nie raz i nie dwa, ale ja lubię takie tematy. Dlatego arena to bardzo dobre miejsce, by dowieść, że czasami trudno rozróżnić kto jest kim, kto jest bardziej “ludzki”. W Twoim tekście bardzo dobrze to wybrzmiewa bez zbędnego patosu.

Oczywiście szybko można się domyślić, czemu dąży do spotkania z księciem, ale mi to nie przeszkadza, bo czytałam z ciekawością. 

Opisy walk bardzo dobre, tak samo jak kulminacyjna scena. Podoba mi się celowanie głową w stronę rynku:-) no i ostateczna przemiana w srokę, tu mnie zaskoczyłeś. 

Polecam do biblioteki i pozdrawiam

Życzę powodzenia w konkursie:-)

Historia w dużej mierze to opis walki, ale opowiadanie jest satysfakcjonujące i mi się podobało. Dobrze dobrałeś też styl szczególnie w pierwszej części tekstu. Jest tam bardzo dużo krótkich zdań, które moim zdaniem, bardzo pasowały do tego tekstu. Pojedynki opisane umiejętnie i dynamicznie, przyjemnie się to czytało. 

Podobał mi się też świat. W sumie to spokojnie mogłoby być część jakiegoś uniwersum. Na plus też końcówka, bo w sumie zostałem całkiem zaskoczony. Klikam więc.

 

Kilka uwag do Twojej rozwagi:

 

Na jago

Na jego

 

zrozpaczony widać utratą

Usunąłbym to widać

 

zestrojony za

zestrojony ze

 

Wyskakuje wprost na mnie, wyprowadzając cięcie. W ostatniej chwili unikam ciosu, lecz nim jestem w stanie wyprowadzić kontrę uderza tarczą

Powtórzenie.

 

A więc tak to jest przegrywać. Tracę równowagę i padam na ziemię. Zadowolony Nartian wpatruje się we mnie, jego czoło zdobi ledwie kilka kropli potu. Wspomagana mocą zbroi ręka wgniata mnie w ziemię, podczas gdy druga dociska iskrzącą się klingę do gardła. Paladyn z teatralną miną spogląda w stronę Księcia. A wiec tak się to skończy, ironia losu.

Masz dwa razy A więc i temu drugiemu brakuje ę.

 

– Pani losu, prowadź mnie! – szepczę

To jak szepcze to chyba nie powinno tam być wykrzyknika :)

 

Kończyny duszącego się powoli władcy zaczynają dygotać.

Usunąłbym duszącego się powoli.

Widzę, że biblioteka już nadciąga. Ja w tym nie pomogę z uwagi na brak uprawnień, więc – zważywszy na tekst w stopce autora – mogę skomentować w tylko jeden sposób:

Wyrwała się z obławy tej, schowała w obcy las,

lecz ile szczęścia miała w tym, to każdy chyba przyzna.

Mam łagodne wrażenie, że bohaterka, ogólnie rzecz biorąc, nie popisała się myśleniem strategicznym. Gdyby najęła się na konserwatorkę pałacowych pomieszczeń sanitarnych (zobacz też: “babcia klozetowa”), miałaby wszelkie szanse prędzej czy później znaleźć się sam na sam z księciem, a ryzyko znacznie mniejsze. Zresztą parę słynnych zamachów przeprowadzono w ten sposób.

Alternatywnie, książę ze swoją świtą brali chyba czasem udział w polowaniach? Historycznie, sporo szlachetnie urodzonych poginęło przy takich okazjach. Chociażby Kazimierz Wielki odniósł śmiertelną ranę podczas łowów na jelenia, jednego delfina Francji zabił dzik, również dzik według niektórych wersji przyczynił się do śmierci Stefana Batorego, niedźwiedź z kolei poturbował królową Bonę i doprowadził ją do poronienia, a pewien piastowski książę dzielnicowy zginął wskutek przywalenia drzewem. Inteligentna, władająca magią wilczyca monstrualnych rozmiarów nie powinna mieć większych problemów z wyzyskaniem podobnej sytuacji.

Samarkand

Samarkanda (w wielu językach bez tego końcowego “a”) to całkiem realnie istniejące miasto w Uzbekistanie. Brak nawiązań do specyfiki lokalnej. Akcja miała tam być umieszczona, czy to raczej pomyłka?

Tak czy inaczej, naprawdę wciągający tekst. Miło było, kiedy się zorientowałem, że jednak nie mam do czynienia z głupią dziewuchą zauroczoną księciem. Na koniec tylko jeszcze…

Kilka srebrnych bełtów przeszywa niesiony wiatrem jedwab.

Kto i po co wykuwa bełty ze srebra? Niby na wilkołaka? Te przesądy…

Gdy Nartian zamyka za sobą drzwi, Książę podaje mi puchar wypełniony aromatycznym trunkiem a następnie gestem zaprasza na balkon.

Przecinek przed “a”.

 

Podsumowując, miałem dużo przyjemności z lektury.

Cześć!

 

MTF

Jestem fanem ograniczania przymiotników i przysłówków, a to wydaje mi się niezłym przykładem, by wyjaśnić dlaczego. Bo są nieprecyzyjne i zaburzają styczne między wyobrażeniami autora i czytelnika.

Zastanawiałem się nad tym, i zostawię jak jest, „wielkich” odnosi się do rozmiaru samych pochodni, natomiast „silny” odnosi się do ich blasku. Może dużo przymiotników, ale chce tu przekazać, że pochodnie są duże i że mocno świecą. To w sumie dwie informacje.

 

adam_c4

 

Dzięki za dobre słowo oraz polecenie. I przede wszystkim wielkie dzięki za betę! Bez waszej pomocy tekst byłby dużo gorszej jakości (pełen literówek, powtórzeń i aliteracji). Oj długa jeszcze droga przede mną.

 

Olciatka

 

Miło słyszeć, że opowiadanie się spodobało. Dziękuje też za polecenie, motywuje do dalszej pracy. Bardzo byłem ciekaw, jak kobiety będą odbierać postawę bohaterki i jej punkt widzenia, bo opisywanie czegoś z takiej perspektywy to dla mnie coś zdecydowanie nowego. Cieszę się, że zwróciłaś uwagę na wątek cech ludzkich i zwierzęcych, bo od tego w sumie zrodził mi się pomysł na to opowiadanie. Temat nie nowy, ale chciałem słów kilka o tym napisać. Bohaterka jest z jednej strony „potworem”, konsekwentnie brnącym do celu (dosłownie po trupach), ale jednak pewnych rzeczy nie chce robić. Nawet ryzykując powodzeniem całego misternego przedsięwzięcia. No i z jej perspektywy ludzie, których spotyka często nie są za fajni…

Dobra, zdziera skórę z twarzy, ale ale zabijam Jak? masakruję Jak? Więcej szczegółów proszę:-)

Nie chciałem obniżać dynamiki, no i limit konkursowy… Ale w następnym będzie trochę więcej.

Pazury tną nie gorzej od katowskiego miecza.

Nie podoba mi się to słowo.

Tu nie chodzi o precyzję, a o zdolność cięcia. Kurcze, trochę branżowym językiem to opisałem, pomyślę jak to zgrabniej pokazać.

Bohaterka często powtarza to słowo…

Te krótki wstawki opisują emocje bohaterki w danej chwili (imho). Pomyślę, jak to ulepszyć jeżeli wygląda to sztucznie.

…chyba, że to miało być ironiczne:-)

Tak, to ma być forma ironii, ale też celebracji widowiska i przyciągnięcia uwagi publiczności.

no i ostateczna przemiana w srokę, tu mnie zaskoczyłeś.

Sroka musi być!

 

I jeszcze ostatnia kwestia… Co się stało z Twoim avatatem!? Gdzie kot!? Obecny avatar wygląda groźnie i tajemniczo… i pasuje do bizarro????

 

Edward Pitowski

 

Cieszę się, że tekst się spodobał i dziękuję za polecenie. Jednym z celów jego napisania było wprawianie się w opisy walki. Przyjemnie słyszeć, że to wyszło. To jest (będzie, mam nadzieję) część większego uniwersum – o tej bohaterce chcę napisać jeszcze dwa opowiadania: genezę (jak to król rękawice przygarnął i co z tego wynikło), oraz sequel (o polowaniu, które ogłoszono po morderstwie Księcia).

Uwagi rozważyłem i wprowadziłem poprawki. Każda dodatkowa para oczu zazwyczaj coś wyłapie, ale tekst na tym zyskuje. Raz jeszcze dzięki za poświęcony czas!

 

Ślimak Zagłady

 

Dzięki za przeczytanie i za dobre słowo. Miło spotkać czasem kogoś, kto zna twórczość Kaczmarskiego.

Mam łagodne wrażenie, że bohaterka, ogólnie rzecz biorąc, nie popisała się myśleniem strategicznym.

Tu zjadł mnie limit znaków i poziom skomplikowania historii. Będzie o tym w następnym opowiadaniu. Generalnie, bohaterka nie mogła się dostać do miasta, bo by ją zaraz zabili. „Legalnie” potwór mógł wjechać do miasta jedynie w klatce, jako atrakcja na arenę.

Samarkand

Miasto w Azji to Samarkanda, a u mnie jest Samarkand, bez „a” na końcu. Taka nazwa mi się spodobała, z kwestii światotwórczych jedno z drugim nie ma nic wspólnego.

 

Tyle. Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dzięki za miłą reakcję i wyjaśnienia. Jeżeli powiadasz, że miasto było chronione magiczną barierą wykrywającą zmiennokształtnych lub czymś podobnym… Zapewne bohaterka nie miała dostępu do informacji pozwalających przewidzieć, kiedy i którędy książę uda się w teren… Skoro planujesz prequel, warto będzie ukazać proces myślowy, który doprowadził ją do obrania tak ryzykownego planu.

Miasto w Azji to Samarkanda, a u mnie jest Samarkand, bez „a” na końcu.

Uzbecy, którzy mają tu chyba najwięcej do powiedzenia, mówią Samarqand. Dokładnie takiego samego zapisu używają za nimi chociażby Niemcy, a Anglicy i większość Słowian (także Czesi i Słowacy) – z k zamiast q, czyli właśnie Samarkand. Skąd wzięła się polska forma, nie wiem, podobna do hiszpańskiej i włoskiej, a może nasze własne przesunięcie rodzajowe, ale w każdym razie Samarkand zdaje się równie samarkandowate jak Samarkanda, jeżeli nie bardziej. Widząc nazwę, naprawdę spodziewałem się, że piszesz właśnie o tym mieście, tylko kontekst kulturowy nijak nie chciał się zgadzać. W każdym razie doskonale rozumiem ból związany z dobieraniem nazw obiektów fantastycznych (a także imion).

Życzę wiele weny do pisania kolejnych części!

I jeszcze ostatnia kwestia… Co się stało z Twoim avatatem!? Gdzie kot!? Obecny avatar wygląda groźnie i tajemniczo… i pasuje do bizarro????

Nowy rok, nowa ja:-) :-)

Fajne i trzymające w napięciu. Świetnie opisujesz sceny walki (a jest ich dużo, co mi osobiście nie przeszkadza). Postać jest dobrze napisana, od razu można ją polubić i troszczyć o jej los – ja tak miałem. Podobało mi się też zakończenie, dobrze że bohaterce się udało, przecież o to tyle walczyła i tyle przeszła, chociaż w prawdziwym życiu różnie mogłoby się wydarzyć. 

Ogólnie napisane bardzo dobrze, przynajmniej w mojej skromnej ocenie. Dobrze się bawiłem. Gdybym mógł, na pewno dałbym Ci klik do biblioteki. Opowiadanie jest tego warte.

Pozdrawiam i powodzenia w pisaniu dalszych historii ;)

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Hej :)

 

Jak obiecałem, przybywam :)

Pamiętam Twoje poprzednie opowiadania – i to dość dobrze. Antybajka o kaczątku, napisany na lovecraftowski konkurs tekst “Niedaleko od szosy” i moje ulubione dzieje druida z Rodos. Widać, że szlifujesz warsztat, bo Twoje opowiadania czyta mi się coraz płynniej. Jednak druid pozostaje nadal moim numero uno, jeśli chodzi o Twoje opowiadania.

Grasz tutaj na kalkach. Można pisać, że Twoje opowiadanie przypomina trochę to, czy tamto, ale ja napiszę, że mnie ono przypomina najbardziej takie dobre, oldskulowe heroic fantasy – momentami do bólu sztampowe, nie zaskakujące i nie wprowadzające jakichś nowości, ale fabularna ekwilibrystyka nie sprzyja klimatowi heroicznych przygód w szablonowym świecie fantasy. Fajne, dynamiczne, przyjemne w lekturze jest to opowiadanie.

Piszesz, że chciałeś sprawdzić swoje umiejętności w zakresie opisu scen walki. I wyszło. Krótkie zdania sprzyjają dynamice. A dajesz mi tej dynamiki sporo, bo w zasadzie całe opowiadanie walkami stoi. Też raz spróbowałem napisać coś szybkiego, dynamicznego, ale wyszło mi coś bardziej pokręconego, gdzie dynamika byłą dodatkiem jedynie, a nie główny motywem. U Ciebie to jednak ona gra pierwsze skrzypce a dodatkiem wydaje się cała reszta.

Sceneria jest oczywiście prosta – jest arena i poza nią tylko jakiś pałac w ostatniej scenie. To też ograny motyw, przypominający “Gladiatora”, “Spartakusa” albo klasyczne już filmy typu “Mortal kombat” lub “The quest”. Dobre zagranie, bo nie odciągasz scenografią uwagi od tego, na czym najbardziej Ci zależało.

Postacie znów na kalkach. Narzekałem w becie na tego nadzorcę, trochę skruwiela, trochę dobrotliwego przedsiębiorcę. To też oczywiście postać zbudowana na znanym schemacie, jednak po ponownym przeczytaniu narzekać już nie będę, bo to bardzo tutaj pasuje. Koniec końców nadzorca okazuje się postacią wcale pozytywną, a jednocześnie realistą skupionym nie na idei, ale na biznesie. Książę to kawał dupka, wilczyca to kobieta szukająca zemsty, zamachowiec to brat księcia a paladyn to dobry człowiek, który przysiągł wierność i służy, choć bardziej z obowiązku niż przekonania, ponieważ zachowanie następcy tronu mu nie odpowiada. Wszystko to już było. Pewnie nawet w podobnych konfiguracjach. Ale to nie zarzut.

Kojarzysz te zabawki dla dzieci, takie plastikowe pojemniki z otworami o różnych kształtach? Tutaj trzeba wsadzić gwiazdkę, tam trójkąt, tutaj kółeczko? I nie ma sensu próbować wpasowywać kółka w trójkąt bo nie wlezie. Twoja fabuła to taki pojemniczek właśnie, a kolejne jej elementy to te różnokształtne klocuszki, które wpadają do środka, dobrze wpasowane ręką świadomego tego, co robi, autora. Tylko Głośny Grubas jest tutaj elementem, który mi nie pasuje. On nie jest kształtem wsadzanym do nieodpowiedniego otworu – on jest częścią innego zestawu. Jak ludzik Playmobil wciśnięty na makietę z Lego. Zgrzytnąłem kilka razy zębami, kiedy pojawiały się te jego wypowiedzi, ponieważ wydał mi się on anachroniczny z tymi jego zapowiedziami. Bardziej przypomina dzisiejszych konferansjerów drących japę na różnorakich galach “Get ready to rumble!”, niż mistrza ceremonii ze świata fantasy. Jest elementem niepasującym ale jednocześnie takim, który przez to jak go przedstawiłeś, zapada w pamięć. Nie do końca mi to leży, bo nie trawię tych suchych konferansjerskich żarcików i uszczypliwości, jakie oni prezentują, jednak pomysł na jego kreację jest zaskakujący i nieoczywisty.

Na temat walk i kilku zgrzytów z nimi związanych ktoś już wcześniej pisał, ale to w sumie pierdółka. Ja się specjalnie i na siłę czepiać nie będę, bo czytało się całość płynnie, bez irytujących zająknięć mózgu, mającego trudności w odbiorze :)

Ciekaw jestem zapowiadanego przez Ciebie prequelu, bo motyw zemsty za rękawiczki ze szczeniąt jest ciekawy i ja sam jestem ciekaw, w jakim kierunku pójdziesz, opisując wydarzenia sprzed dwudziestu lat, jakie od tamtego momentu minęły dla Wisteli (nawiązanie do Vistuli?).

Lektura fajna, przyjemna, może nie zaskakująca, ale bardzo satysfakcjonująca :)

 

Poniżej kilka znalezionych podczas lektury rzeczy do naprostowania:

 

– Co to(+,) do… – Nahor zatrzymuje się, rozdziawiając gębę. Nie daję mu dokończyć.

Brakujący przecinek.

 

Nie jest głupi, oraz ma długą broń.

A tutaj chyba nie powinno być przecinka.

 

Mężczyzna próbuje blokować, ale potyka się przy tym i opuszcza broń, tracąc równowagę.

Subiektywne: usunąłbym przekreślone.

 

Mistrz ceremonii pospiesznie wyraża uznanie, nazywa mnie bardzo złym wilkiem, po czym każe wracać do lochu. Nie dostrzegam następcy tronu, widać jeszcze nie przybył. Pospiesznie przybieram więc ludzką postać i kłaniam się nisko.

Powtórzenie.

 

W ostatniej chwili unikam ciosu, lecz nim jestem w stanie skontrować(+,) uderza tarczą.

Tutaj też chyba przecinek powinien się znajdować.

 

Mój wybranek zaciskając zęby, kiedy głowy i trzewia zamachowców szybują w stronę trybun, barwiąc piach.

A to całe zdanie się trochę posypało.

 

Naprzeciw przyszłego monarchy(+,) siedzącego na bogato zdobionym tronie(+,) stało trzech mężczyzn. Dwóch młodszych, stojących z tyłu, miało eleganckie, czerwone szaty. Trzeci, starszy, noszący skrzącą się, śnieżnobiałą togę(+,) rozmawiał z Księciem.

Specjalistą nie jestem, ale wydaje mi się, że tam powinny być przecinki.

 

Zgodnie z prawem(+,) Świątynia ma obowiązek przeprowadzić…

– Znam prawo,(-,) i biorę to na siebie, o ile ona będzie potrafiła zapewnić mi bezpieczeństwo!

A tutaj chyba tak.

 

– Pani losu, prowadź mnie.(-.) – szepczę do siebie kiedy powóz staje.

A tej kropki tutaj być nie powinno.

 

Odstawiam puchar(+,) obserwując panoramę miasta.

A tu chyba tak.

 

Dzięki za fajną lekturę na wieczór i pozdrawiam serdecznie

 

Q

Known some call is air am

Historia trzymała mnie w napięciu, cały czas się zastanawiałam, jaki główna bohaterka ma plan, i w sumie nie spodziewałam się takiego zakończenia. Świetnie opisane sceny walki. Całość przeczytałam z przyjemnością!

Hej, krar!

Niezłe, naprawdę niezłe. Dużą robotę robi postać: bo przemienia się w wilka (uwielbiam to) i jest kobietą. Dawno nie czytałam tekstu z taką bohaterką, jest w niej coś serio przerażającego. Podoba mi się, że poza wilczą formą wciąż zachowuje się jak zwierzę.

Sceny walki świetnie napisane, ale mogłoby być tego trochę mniej, bo naprawdę byłam ciekawa, jak wyglądało życie bohaterki poza nimi. Jakkolwiek to zabrzmi, lubię czytać fragmenty, gdy bohater jest gdzieś uwięziony/przetrzymywany.

Póki co serwujesz nam bardzo dobre teksty, krar. Brawo ;)

 

A, jeszcze przypomniała mi się scena, gdy dziewczyna odmówiła rzezi. Uważam to za najgorszy moment w tekście, najgorzej napisany. Ktoś tam pisał o kalkach. Dopiero w tej scenie zauważyłam, że postać za bardzo się na nich opiera. Uważam, że mocniejszy efekty byłby bez myśli bohaterki, ale to taki malutki detal.

 

Powodzenia w konkursie! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Ślimak Zagłady

Ja z nazwami i imionami mam taki problem, że jak usłyszę pewne słowa, to mi się potem 25 lat potrafią w głowie siedzieć, i “prosić”, by je kreatywnie wykorzystać. Samarkanda jest dla mnie jednym z takich słów.

 

DanielKurowski1

Cieszę się, że tekst się spodobał. Motywuje do pisania kolejnych i poprawiana warsztatu. Walki było dużo, ale to przecież arena. W kolejnych tekstach walki będzie pewnie mniej, bo będę chciał próbować pokazywać inne rzeczy.

Jeszcze raz dzięki za dobre słowo!

 

Outta Sewer

Czekałem, czekałem, i się doczekałem, warto było czekać. (powtórzenie ;-) ) Tak jak napisałeś niewiele tu nowego, bo wszystko co napisałem (albo prawie wszystko) już było, już ktoś wymyślił. Celnie porównałeś to do klocków. Mam kilka świeżych (mi się tak przynajmniej wydaje) pomysłów, ale najpierw chcę się nauczyć dobrze pływać, nim skoczę na głęboka wodę, że tak powiem. Aby wykorzystać drzemiący w nich potencjał.

Głośny Grubas to taka hybryda obecnego potusa i prowadzącego Familiadę, wyszedł średnio mam wrażenie, ale takim go sobie wymyśliłem. Wistela nie ma nic wspólnego z Vistul (przynajmniej świadomie, bo nie potrafię odtworzyć procesu wymyślania) takie sobie imię wymyśliłem.

Bardzo mnie cieszy, że jesteś ciekaw prequela. O to też mi trochę chodziło, choć tekst sam w sobie ma stanowić spójną całość. Prequel też będzie samodzielnym tekstem, pokazanym z trochę innej perspektywy. Jak nic mi się w domu nie powywraca to do końca stycznia powinienem wrzucić na betę.

Listę rzeczy do naprostowania przeglądnę i do jutra wprowadzę zmiany. A póki co idę usypiać dzieci. Wrócę tu dziś, jak nie polegnę.

 

silvanKitty, LanaVallen dzięki za wizytę, odpiszę wam w następnym poście (mam nadzieję dziś, ale trochę później)

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Kitty

Miło słyszeć, że się spodobało. Jednym z celów całego opowiadania było wyrabianie się w opisywaniu walki. Cieszę się, że się spodobało i że zakończenie zaskoczyło.

Pozdrawiam!

 

LanaVallen

Dzięki za dobre słowo. Skoro wygląda jak zwierzę, to niech ma w sobie też cos z niego. Mi też zawsze podobały się “przemiany”, takie dosłowne. Zwłaszcza, gdy pierwszy raz okazywało się, że ktoś nie jest do końca człowiekiem. Zawsze chciałem o kimś takim napisać coś nie coś. O życiu bohaterki przed tym wszystkim będzie okazja (mam nadzieję) za jakiś czas przeczytać. Nad sceną z heretykami pomyśle i postaram się wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Pozdrawiam, i jeszcze raz gratulacje z okazji konkursu świątecznego.

 

silvan,

To moloch, trzy tomy mają razem ok 4 tysięcy stron i to na sporej kartce, niezbyt wielką czcionką.

Wciągam na listę. Czas jakoś znajdę – poszukam audiobooka czy coś, choć wolałbym przeczytać. Mam z tego więcej radości. ????

W sumie dlaczego nie mogła zmienić się w ptaszka, obserwować króla w jego zamku i dorwać go, gdy był sam?

O tym będzie w sequelu. Mówiąc w skrócie, tacy jak bohaterka nie maja innej drogi do miasta niż jako atrakcja na arenę.

Tak, znam i analizowałem niejednokrotnie 3F. I właśnie akurat to F mi do tego gościa i sytuacji nie pasuje – i zwłaszcza ten uśmiech.

Uśmiechanie się jest forma pokazania bohaterce, że przeciwnik się jej nie boi. Uśmiecham się, więc mam sytuację pod kontrolą, tak to sobie wymyśliłem.

Duża wilczyca – no ok. Jakoś nie zakładałem, że jest wiele większa niż normalny wilk.

Bohaterka po przemianie rośnie, jest wielkości raczej niedźwiedzia niż wilka i ma długi łapy, z sześć albo i siedem stóp zasięgu. Jest o tym wzmianka jakoś na początku. Waży z 250 kg. I ma dużo sił, potrafi zrobić kurzawę jak traktor w trakcie suszy.

Po prostu kwestia, którą wygłasza w tym momencie wydaje mi się nieco naciągana – w sensie nie pasuje do okoliczności. Poświęcił 100% wypowiedzi wilczycy, a nic królowi, zamachowcom, rycerzom, itd.

Limit znaków. Było potrzebne do historii a na sensowna otoczkę nie wystarczyło miejsca.

Ok, przyjmuję tak na 90%. Te 10% zostawiam na tchórzostwo większości władców, ogarniętych obsesją o swoje życie. Tacy nigdy nie rezygnowali z ochrony.

Książę jest jeszcze młody, nie popadł jeszcze w paranoję. A do tej pory był trzymany trochę pod kloszem, bo jego ojciec wiedział, że ktoś cierpliwie czeka na jego życie. Ale o tym będzie więcej w prequelu ????

Będę z niecierpliwością wypatrywać kolejnych części :)

Bardzo mnie to cieszy, dam znać na SB jak będę miał gotowy tekst.

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dzięki za odp :)

 

Polecam, choćby audiobooka. To dość niezwykła książka, w której nie brak opisów, rozmyślań czy przeskoków czasowych. Jeśli Cię to nie zmoże, w nagrodę dostaniesz niezwykłą opowieść.

Jako ciekawostkę dodam, że do niedawna (jakieś 1.5 roku?) nie lubiłem audiobooków. Fakt, że nie mogę pochylić się nad jakimś fragmentem, przekartkować, wrócić szybko do danej strony, drażnił mnie.

Jednakże, gdy “moja” stacja radiowa zeszła już totalnie na psy, zmiękłem. I spróbowałem. Zacząłem od tego, że słuchałem wyłącznie tytuły, które już choć raz czytałem (wielokrotnie wracam do czytanych książek). Pozwalało mi to na koncentrację na jeździe. Jak mi coś “uciekło”, nie przejmowałem się za bardzo. Od pół roku próbuję z nowymi tytułami. I jest tyci gorzej, rzeczywiście, umykają mi detale, albo często muszę przewijać, gdy na musiałem się bardziej skupić na drodze. Ale w tym momencie nie wyobrażam sobie nie mieć AB do słuchania.

Co za infodump wrzucony w komentarz :D

 

Skoro wygląda jak zwierzę, to niech ma w sobie też cos z niego. Mi też zawsze podobały się “przemiany”, takie dosłowne. Zwłaszcza, gdy pierwszy raz okazywało się, że ktoś nie jest do końca człowiekiem.

Czytałeś Achaję? Mi książka dość mocno przypadła do gustu za wiele rzeczy (w tym filozofię walki), ale magia pozostała dla mnie niezrozumiana i dziwna (prawie niepotrzebna) do tej pory.

Tam autor poszedł daaaaaleko w tym kierunku. Gdy czarownik zmieniał się w ptaka, miał jedynie kilkadziesiąt sekund życia, gdyż jego mózg pozostawał “ludzki” (nie wielkościowo, ale w zapotrzebowaniu na energię / tlen), a płuca ptaka i jego metabolizm nie były w stanie tego nastarczyć w odpowiedniej ilości ;) To dopiero przemiana!

 

 

O tym będzie w sequelu. Mówiąc w skrócie, tacy jak bohaterka nie maja innej drogi do miasta niż jako atrakcja na arenę.

Wciągam i sequel i prequel na listę ;)

 

 

Uśmiechanie się jest forma pokazania bohaterce, że przeciwnik się jej nie boi. Uśmiecham się, więc mam sytuację pod kontrolą, tak to sobie wymyśliłem.

Duża wilczyca – no ok. Jakoś nie zakładałem, że jest wiele większa niż normalny wilk.

Bohaterka po przemianie rośnie, jest wielkości raczej niedźwiedzia niż wilka i ma długi łapy, z sześć albo i siedem stóp zasięgu. Jest o tym wzmianka jakoś na początku. Waży z 250 kg. I ma dużo sił, potrafi zrobić kurzawę jak traktor w trakcie suszy.

Cóż, tym bardziej nie byłoby mi do śmiechu :D

 

Limit znaków. Było potrzebne do historii a na sensowna otoczkę nie wystarczyło miejsca.

Ehh, ok. A jakie są zasady na portalu? Skoro można poprawiać (wręcz należy) wytknięte błędy, to może po finale konkursu można kilka słów dopisać? Nie sugeruję, abyś to zrobił, pytam tylko o zasady.

 

Bardzo mnie to cieszy, dam znać na SB jak będę miał gotowy tekst.

Patrz wyżej, na podkreślone ;)

 

Bohaterka po przemianie rośnie, jest wielkości raczej niedźwiedzia niż wilka i ma długi łapy, z sześć albo i siedem stóp zasięgu. Jest o tym wzmianka jakoś na początku. Waży z 250 kg. I ma dużo sił, potrafi zrobić kurzawę jak traktor w trakcie suszy.

Cóż, tym bardziej nie byłoby mi do śmiechu :D

To taki w sumie standardzik wilkołaczy z tym rosnięciem i zaburzaniem prawa zachowania masy :)

Grał któryś z Was w RPG “Warewolf: The Apocalypse” albo jego nowszą wersję “Warewolf: The Forsaken”? To część World of Darkness i tam wilkołaki przyjmują pięć różnych form:

Lupus – czyli zwykły wilk

Hispo – ogromny wilk, jak te z filmu “Zmierzch” (tfu, tfu, tfu)

Crinos – forma bojowa, czyli ogromny humanoid z wilczym łbem, obrośnięty futrem, wyposażony w ogromne pazury i kły

Glabro – forma pomiędzy Crinosem a człowiekiem, czyli człowiek pokryty futrem, z wielkimi kłami i pazurami

Homid – zwykła ludzka forma

Known some call is air am

 

“Zmierzch” (tfu, tfu, tfu)

: – D

 

Czytałem o tym, ale nie grałem.

Zaczęłam komentarz stwierdzeniem, że udało Ci się w krótkim tekście zawrzeć wiele treści. Potem zerknęłam na licznik i z nijakim zdumieniem odkryłam, że to wcale nie króciak, a całkiem porządny tekst ;) Potraktuj to jako komplement, przemknęłam przez Twoje opko kompletnie nie zdając sobie sprawy z jego długości :)

Doskonałe opko, mocne, brutalne, ale nie przesadzasz. Niby w większości są to opisy walki, ale świetne. Budujesz tymi opisami wyrazistą postać głównej bohaterki. Zakończenie zaskakuje.

I okazuje się, że potwory są mniej potworne niż ludzie, a ich potworności mają swoją przyczynę.

Aż żałuję, że nie potrzebujesz już klika :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Silvan

Ja audiobooki „odkryłem” w te wakacje, i od czasu do czasu czegoś słucham (w pracy, jak się nie pali albo w samochodzie, jak zdarzy mi się jechać samemu). Jakoś bardziej mi to ostatnio podchodzi niż vlogi, discovery czy inne konferencje.

Achaji nie czytałem, mam na liście, i mam nadzieje zacząć w tym roku.

Wciągam i sequel i prequel na listę ;)

Miło słyszeć, tylko pozwól mi to najpierw napisać. Najpierw będzie prequel, a potem sequel.

 

Outta Sewer

Tak jak napisałeś, zasada zachowania masy nie jest tu zachowana (choć pewnie dałoby radę dorobić jakieś relatywistyczne rozważania, wszak w pewnych warunkach przestrzeń sama może generować masę ???? ). We wspomniane RPG nie grałem, ale widzę, że tam temat został rozwinięty. U mnie bohaterka będzie przybierała jeszcze w inne formy, w zależności od sytuacji.

 

Irka_Luz

Miło słyszeć, że opowiadanie się spodobało. Walki sporo, tak był też cel ćwiczenia.

I okazuje się, że potwory są mniej potworne niż ludzie, a ich potworności mają swoją przyczynę.

Oj tak. Ludzie w tej opowieści nie pokazują się bohaterce z najlepszej strony.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ciekawe opowiadanie, które jednak znacznie zyskałby na innym rozłożeniu proporcji.

Od początku wydaje się, że sięgasz po motywy dość klasyczne i znane. Na dzień dobry wzmianka o niewolnikach, arena, motyw walki na śmierć i życie. Do tego wzmianka o tradycyjnym wyborze: śmierć lub walka na arenie. Bezduszna, pragnąca krwi gawiedź. W sumie nic nowego.

Przełamujesz jednak tę schematyczność wprowadzając na arenę nie bohatera, lecz bohaterkę. Jeśli dorzucić do tego fantastykę, która daje bardzo szerokie możliwości opowiedzenia całej historii, tworzenia różnorodnych wojowników, zabawy samym motywem walki, przy którym można pokombinować z kreatywnością i puścić wodze fantazji, otrzymujemy pewną szansę przeczytania wcale obiecującego tekstu. Na razie tylko szansę, bo jednak tych znanych i ogranych motywów też trochę tu jest.

Jak to wszystko wypadło w odbiorze?

Przede wszystkim, co trochę mnie zdziwiło, w żaden sposób nie przeszkadzały mi te oklepane motywy. Czytało się ciekawie, a chociaż sięgasz jednocześnie po taki jednoznacznie ponury nastrój i to nie zdołało mnie w pierwszej chwili zniechęcić. Słowem, jeśli przyjąć, że początek opowiadania ma zachęcić do lektury, to Tobie z tym zadaniem w moim przypadku poszło dobrze. Choć gdybym miał wskazać, które konkretnie elementy zbudowały ową ciekawość, nie potrafiłbym chyba tego zrobić.

Być może swoje zrobiło też to, że odpuszczasz wolne wprowadzenie. Parę zdań i od razu znajdujemy się na arenie. Opowieść nabiera rozpędu, ma odpowiednie tempo, więc i łatwiej się w nią wkręcić.

Problemem natomiast jest to, że nie próbujesz tego tempa przełamać. I że bardzo zdawkowo opowiadasz historię. Jak pisałem na początku, w moim odczuciu to rozłożenie proporcji nie jest dobre. Scena walki świetnie działa na początku, ale później powszednieje. Za dużo w tym tekście bojów, krwi, chęci ukazania całej tej bezwzględności, jaka towarzyszy walkom i samym wojownikom – sposobie obchodzenia się z nimi, pozbawieniu ich życiu wartości.

Pokazujesz dużo walki, ale jak wspomniałem, mało opowiadasz. Nie budujesz historii bohaterki. Albo budujesz bardzo skąpo. To nie pomaga. Przy lekturze tego opowiadania czułem się trochę tak, jak w takiej długiej podróży pociągiem przy bardzo jednorodnym pejzażu za oknem. Na początku widzisz drzewa i cieszysz się tym widokiem. Natura, zieleń, oderwanie od miejskiego zgiełku. Ale po pewnym czasie masz już poczucie znużenia. Bo ciągle tylko drzewa. I drzewa. I drzewa.

Jak się ma ta średnio kreatywna metafora do Twojego opowiadania? Ano tak, że widząc kolejną scenę walki czułem się już bardziej jak przy lekturze scenariusza gry komputerowej, gdzie wojownik odwala kolejne walki, by w końcu dotrzeć do jakiegoś bossa.

A już pisząc zupełnie wprost, tak, jak na początku naharowałeś się, by we mnie ciekawość zbudować, tak później równie mocno pracowałeś, żeby ją uśpić. ;-)

Czytelnik potrzebuje historii. Gdzieś pomiędzy walkami chcesz (będąc czytelnikiem) poznać bohatera/bohaterkę, jej dokładniejsze odczucia, motywy działań, może jakąś historię. Chcesz zbudować więź z bohaterem, żeby później, w tych kluczowych scenach, móc mu kibicować, niejako walczyć razem z nim.

Tutaj, jak pisałem, te opisy są strasznie skąpe. Nie wiadomo do końca, o co ta cała walka (znaczy wiadomo, że to próba dotarcia do księcia, ale… właśnie tylko tyle, albo niewiele więcej), nie znamy dokładniejszych motywów bohaterki, która ewidentnie chce walczyć, a zatem jest to coś więcej niż ten podstawowy schemat: walczę, bo muszę – inaczej mnie zabiją.

Zdaję sobie sprawę, że część z tych kluczowych informacji nie mogła się na przestrzeni tekstu pojawić. Że niejako chowałeś te dokładniejsze wyjaśnienia, żeby końcówka wybrzmiała, jak trzeba. Tyle że to chowanie jest jednak szalenie trudne i wymaga wyczucia, bo jeśli schowasz za wiele, czytelnik nie będzie odpowiednio mocno zainteresowany zakończeniem.

Jeśli piszę o brakach, to wspomnę jeszcze o jednej rzeczy. Mianowicie, brakło mi tu jakiegoś przełamania nastroju. On jest jednoznacznie i jednostajnie smutny od początku do samego końca. Jasne, można to usprawiedliwić charakterystyką opowiadania. Tym nie mniej, z tym też trzeba trochę uważać, bo nadmiar tej ponurości, krwawości, bezwzględności w pewnym momencie zaczyna znieczulać.

O zaletach z kolei trochę już było. Całkiem fajnie masz to napisane. Tak, że nawet mimo dość wielu sprawdzonych i znanych motywów czyta się z ciekawością. Pomysł też wcale dobry, bo choć motyw opowieści o wojowniku walczącym o życie na arenie również nowy nie jest, to jednak zarówno przełamanie kobiecym (w jakimś stopniu kobiecym ;-)) bohaterem, jak i możliwość wsparcia motywów walki fantastyką potrafi wzbudzić zainteresowanie.

Jeśli dorzucić do tego ucieczkę od klasycznego obrazu “od niewolnika do bohatera”, który tutaj zastępujesz motywem walki opartej na chęci zemsty (może nie jakimś nowatorskim, ale jednak ciutkę przełamującym schemat) to dostajemy całkiem niezłe opowiadanie. Z perspektywami na dobre, gdyby rozłożenie proporcji było inne.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej CM!

Dzięki za przeczytanie i wyczerpująca odpowiedź. Przeczytałem, przemyślałem i postaram się (ja coś lubię te aliteracje) wprowadzić wnioski w życie pisząc kolejne teksty. Tak jak napisałeś, stosunkowo mało dowiadujemy się tu o samej bohaterce i jej motywacji, przez co trudniej zbudować z nią więź. Kolejna sprawa to content, jest tu niewiele poza opisami walki, brakuje “czegoś optymistycznego”, dającego nadzieję.

Wynikło to głównie z braku umiejętności zarządzania tekstem (albo ze zbyt złożonej historii, którą chciałem upchnąć). Pierwotnie tekst liczył 40k znaków, i jak ciąłem go, to skupiłem się głównie na klimacie areny i opisach walki, poświęcając trochę przedstawienie postaci i jej położenie. Po skończeniu tekstu doszedłem tez do wniosku, że by to wszystko upchnąć, to trzeba by jeszcze z 10k znaków dopisać, a ja już miałem o 7k za dużo. Zapewne ktoś bardziej doświadczony w pisaniu potrafiłby to sensownie upchnąć i wyważyć. Ja jeszcze nie umiem, ale piszę, i będzie lepiej zakładam.

Kolejne sprawy to schemat konkursowy, który chciałem wyraźnie zaakcentować (drabinka jak w grze komputerowej) oraz chęć pokazania położenia bohaterki, w którym nie ma (przynajmniej w sensie teraźniejszym) dobrych stron. Siedzi w klatce jako niebezpieczne dziwadło, żyje przyszłością, znosząc niewolę i upokorzenie w imię celu, który sobie postawiła. Nie mniej jednak zgadzam się, że przydałby się tu choć promień słońca (samo słońce, opisy księcia i konie to za mało…). Pomyślę nad tym.

Co do “braku nowości” to ten tekst miał być klasyczny, zawsze chciałem napisać “coś o wilkołakach” (choć bohaterka nie jest wilkołakiem), i “coś o arenie”. Trafiła się okazja. Zwyczajnie też lubię takie klasyczne fantasy i nie jestem fanem udziwniania na siłę. Mam trochę ciekawszych pomysłów, nowatorskich pomysłów (mam nadzieję…) ale najpierw chcę ogarnąć trochę lepiej warsztat.

Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za lekturę oraz konstruktywną krytykę!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Krarze!

 

Ale twist z tą sroką! Dobra historia, trzyma w napięciu… Jednak zgodzę się CMem, że proporcje troszkę możnaby w niej wyrównać. Chyba najbardziej satysfakcjonującą opcją w kompozycji tekstów jest taka, że niby czujesz się zaskoczony puentą, ale z drugiej strony jak przypominasz sobie te wszystkie okruszki, które tak mimochodem leżały sobie na twoje drodze i mówiły: “tędy droga”.

I być może to wina tego, że sporą część tekstu musiałeś złożyć w ofierze limitowi. Mam jednak wrażenie, że w obecnej formie tekst do pewnego momentu miał być czymś innym niż jest – nie historią o zemście, a ukrytej fascynacji gladiatorki. Nie umniejsza to przyjemności z lektury, bo to naprawdę fajna historia, napisana tak, jak trzeba… Ale proporcje mogłyby być lepsze.

Niemniej z Twoich dotychczasowych tekstów na portalu, ten podoba mi się najbardziej.

Pozdrawiam

Cześć oidrin!

Miło słyszeć, że opowiadanie się spodobało. Co do komentarzu CMa to im z czasem stwierdzam, że coraz bardziej się z nim zgadzam. Z perspektywy patrząc, mogłem zdecydowanie umiejętniej przyciąć tekst, na czym całość by zyskała. Ale wtedy postanowiłem się skupić na scenach walki oraz przejaskrawieniu niemalże schematu konkursowego.

Wyciągam wnioski i staram się je uwzględniać w kolejnych tekstach.

Niemniej z Twoich dotychczasowych tekstów na portalu, ten podoba mi się najbardziej.

Mi również, chociaż czasem z łezka w oku spoglądam na opowiadanie o druidzie… do niego mam nadzieję tez kiedyś wrócę, gdy przyjdzie ochota na bizarro.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dzieje druida z RODOS roxx :)

A co do bizarro, to mamy przecież konkurs aktualnie, więc dajesz, mate :) Chętnie przeczytam ciąg dalszy dziejów druida, przemierzającego miasto na Jeleniu :D

Known some call is air am

Hej Outta, widziałem, że coś jest na rzeczy, a teraz widzę listę tematów nawet… Ale póki co odpuszczę, nie wyrobie się. Do połowy lutego chcę wrzucić na betę prequel “Ludzie i wilki”, a za kolejne dwa tygodnie opko na “Szalone siódemki”.

Ale jeleń jeszcze wróci, choć tym razem bez srania. Mam już pomysł, tylko potrzebuję czasu, by wstukać go komputer (dlaczego życie jest takie krótkie…)

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ej, krar, ja napisałem już opko na to bizarro (w jeden wieczór) i potrzebuję opinii kogoś, kto choć trochę kuma bizarro, żeby mi powiedział, czy ten mój tekst mieści się w ramach konwencji. Nie chodzi mi nawet o betę, tylko o rozwianie wątpliwości. Chętny?

 

PS. I dawaj tego prequela :D Ale na kontynuację druida i tak bardziej czekam :P

Known some call is air am

Outta, ja się na bizarro nie znam wcale, tylko po prostu czasem mam dziwne pomysły, o których strach powiedzieć żonie czy kolegom. Wrzuć tekst na betę, z chęcią rzucę okiem.

A póki co powoli popycham swoje rzeczy, nie chcę chwytać zbyt wielu srok za ogon.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Jasne, rozumiem. Jak już doszlifuję po swojemu ten tekst, to podeślę zaproszenie :)

Known some call is air am

[Przeczytane]

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Witam serdecznie kolejnego jurora!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć Sonata!

Widzę, że jurorzy konsekwentnie przemierzają eklektyczne rubieże.

Komiks zacny, choć nikt w nim nikomu niczego nie urywa ;-)

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za wizytę Anet!

Cieszę się, że również Tobie tekst się spodobał.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Wreszcie dotarłam i ja do Twojego opowiadania :) Z góry przepraszam za nieco chaotyczny komentarz, ale pisze z telefonu, a to nieco ogranicza możliwości xD Na początek jedna uwaga: "Stoję wpatrzona w grupkę, która PRZYLEGŁA do drzwi." – wydaje mi się, że "przylgnęła" byłoby tu odpowiedniejszym słowem, acz mogę się mylić :) A poza tym, co rzec chciałam… Interesujący pomysł na realizację konkursowego schematu, dobrze poprowadzony i nawet zaskakujący. Trochę wytrącały mnie te wszystkie "Księcie" itd. z wielkiej litery, ale załóżmy, że na to można przymknąć oko. Jakieś tam pojedyncze powtórzenia czy przecinki też się zdarzały, ale nie były nadmiernie uciążliwe. Muszę przyznać, że dobrze zmyliłeś z motywacją wilczycy – mniej więcej do momentu "zostawcie nas samych" jakoś nie przyszło mi do głowy, że może chodzić o zemstę :D Choć w moim odczuciu ta scena finałowa rozegrała się jakoś za szybko, w porównaniu do wcześniejszej akcji (jak rozumiem, klasycznie – limity). Za to świetnie opisujesz sceny walki, są bardzo dynamiczne i angażujące, wręcz wciągają czytelnika w środek akcji :) Co prawda scena walki z paladynem – do której bohaterka dążyła i miała odbyć wiele walk, nim do niej dojdzie, a w efekcie jednorazowego nieposłuszeństwa dostała to, czego chciała w ramach "kary" – była dla mnie trochę naciągana… Choć przynajmniej nie przedstawiłeś jej w tym momencie jako niezniszczalnej, zwyciężającej z teoretycznie mocniejszym przeciwnikiem :) Ostatecznie nie zepsuło to więc odbioru całości. Podobało mi się :D Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Cześć NaNa!

Dzięki, że wpadłaś, cieszy mnie też, że tekst Ci się spodobał.

"Stoję wpatrzona w grupkę, która PRZYLEGŁA do drzwi." – wydaje mi się, że "przylgnęła" byłoby tu odpowiedniejszym słowem, acz mogę się mylić :)

Sprawdzam, ale wydaje mi się, że możesz mieć rację, dzięki!

Jakieś tam pojedyncze powtórzenia czy przecinki też się zdarzały, ale nie były nadmiernie uciążliwe.

Muszę pracować nad interpunkcją…

Choć w moim odczuciu ta scena finałowa rozegrała się jakoś za szybko, w porównaniu do wcześniejszej akcji (jak rozumiem, klasycznie – limity)

Limit oraz chęć zachowania realizmu. Morderstwa (ponoć, bo nigdy tego oczywiście nie robiłem, nasłuchałem się od kumpli, którzy poszli do mundurówki) dzielą się na szybkie i nieudane. Miesiące planowania, godziny czekania, błyskawiczne wykonanie i ucieczka. Bohaterka i tak się tego nie trzyma, bo zaczyna gadać, wmawiając sobie, że chociaż tyle się ofierze należy. Wiem, takie nie-książkowe, ale tak mi się to widzi.

Co prawda scena walki z paladynem – do której bohaterka dążyła i miała odbyć wiele walk, nim do niej dojdzie, a w efekcie jednorazowego nieposłuszeństwa dostała to, czego chciała w ramach "kary" – była dla mnie trochę naciągana…

Z Nartianem to nie była walka, tylko forma upokorzenie bohaterki i ukarania jej za nieposłuszeństwo. Książę po pierwsze chciał ją ukarać za nieposłuszeństwo, a po drugie mógł pokazać ludziom, że jak szybka i sprawna by Wistela nie była, to i tak paladynom nie podskoczy. Taki pokaz siły. Ale nie kazał jej zabić, i dzięki temu kupił sobie kilka godzin życia więcej.

 

Piszę już prequel tej historii, na razie mam 40k znaków, do końca miesiąca planuje go skończyć by wrzucić na betę. Także będzie okazja dowiedzieć się trochę więcej o motywacjach bohaterki.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dobra, ta "forma upokorzenia bohaterki" do mnie przemawia, o tym nie pomyślałam, zwracam honor :) Oo, prequel chętnie przeczytam, chyba nawet będę na betalistę zaglądać… :D

Spodziewaj się niespodziewanego

Cześć, krarze! Jak to ostatnio bywa, przeczytałam już jakiś czas temu, a dziś wreszcie udało mi się przysiąść do pisania komentarza.

Zacznę od końca – bardzo spodobał mi się motyw z rękawiczkami. Ogólnie historia wilczycy jest czymś, o czym z pewnością chciałabym poczytać, więc cieszę się, że wspominasz w komentarzach o prequelu. Księcia szkoda, no ale trudno, muszę jakoś to przeżyć. ;)

A ogólnie – chyba najbliższy moim odczuciom jest komentarz CM-a. Przez większość tekstu mało mamy fabuły. Zaczyna się bardzo intrygująco – ci niewolnicy, arena, główna bohaterka, wszystko to od razu chwyciło mogą uwagę – jednak długo nie otrzymujemy wyjaśnień. Nie dowiadujemy się czegoś o świecie albo bohaterce, za to czytamy kolejne opisy walk. Te są dobre, jednak uważam, że w tym wypadku, gdy postawiłeś na nich cały ciężar tekstu, nie do końca go udźwignęły. Dość często miałam wrażenie pewnej nienaturalności synonimów – szczególnie “adwersarz”, które to słowo pasuje mi do brutalnych walk na śmierć i życie, gdzie krew gęsto pryska na piach, a wszystkie ciosy są dozwolone, jak pięść do nosa. Trochę też wiele razy padło sformułowanie o ciskaniu (czy to piaskiem, czy ciałami).

Szkoda, że nie było za wiele na temat świata, bo na przykład ci paladyni ze swoimi zbrojami to mnie trochę dezorientowali. Wydawali się trochę jak z innej bajki, dlatego nie pogardziłaby rozwinięciem takich wątków.

Ogólnie tekst jest dobry, a twist udany. Podobało mi się, zarówno ze względu na okoliczności akcji (walki gladiatorów), jak i zakończenie.

To teraz pisz, kiedy prequel! ;)

deviantart.com/sil-vah

Hej Silva!

Dzięki za komentarz i za dobre słowo. Opisu świata i okoliczności faktycznie tu zabrakło, ale chciałem pokazać akcję głównie perspektywę gladiatorki, i nie zdradzać za wiele detali za wcześnie, by zaskoczenie w końcówce było większe. Przez cały tekst widzimy, co robi bohaterka, a dopiero pod koniec dowiadujemy się dlaczego. Chciałem również poćwiczyć opisy walki. Z perspektywy czasu widzę, że zbytnio skupiłem się na uwypukleniu schematu konkursowego, i za wiele rzeczy pod to podporządkowałem. Mam też niestety skłonność do nie mieszczenia się w limitach (albo mam zbyt wiele do pokazania) ;-)

O wilczycy będzie więcej, prequel rośnie z każdym dniem i usilnie walczę, by w 50k go zamknąć, nie robiąc jednocześnie zbytnich skrótów. Wyważanie tekstu nie jest łatwe. Będzie tam trochę więcej o samej Wisteli jak i owych rękawicach, które w pewien sposób wywołały całe zamieszanie. Jak wrzucę wreszcie tekst na betę to dam znać tu i tam.

Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Kolejny tekst o zabijaniu

 

Hmm. Nie powiem, żebym się zachwyciła.

 

Jakiś ten język taki niepewny, sztywny, niezbyt obrazowy – prawie przy każdym rzeczowniku przymiotnik, jakbyś się bał, że czytelnik nie wszystko zauważy. W ten sposób osiągasz efekt odwrotny, szczególnie w scenach walki, które przecież stanowią lwią część tekstu. Są mało dynamiczne, przegadane, dużo w nich przysłówków. Podawanie precyzyjnych miar dodatkowo rozprasza czytelnika, podobnie używanie nazw zaklęć (pajęczy paraliż?). Gdzieniegdzie błyska purpura, nadużywasz wysokich słów typu „dostrzegam”, „rzekł” itp.

 

Są problemy z szykiem i doborem słów: rzucają się w oczy anglicyzmy: "żelazo" zamiast "stali", czy "okrutne szpony". "Bluźnić" i "bluzgać" to nie to samo. Jest parę błędów prozodii semantycznej, niektóre poważne (skok z iluśtam metrów nie robi wrażenia na „postaci”? I to nieszczęsne „delikatnie” zamiast „trochę”, czy "zdobny" zamiast "ozdobny"). Sztywno przylepiasz "się" za czasownikami – to nienaturalne. Dialogi też nie czytały mi się płynnie. Poza tym brakuje sporo przecinków. Pisanie "Księcia" zawsze dużą literą jest zasadne, kiedy to mówi Wistela, mająca na punkcie faceta obsesję, ale poza tym nie.

 

Pierwsza scena wywołała u mnie oczopląs wewnętrznego wzroku – przemianę bohaterki oglądamy jednocześnie jej oczami (narracja pierwszoosobowa) i z zewnątrz. Ponadto – Wistela chyba wiedziała, że będzie musiała mordować, żeby osiągnąć swój cel, i była na to gotowa – scena z heretykami nie wydaje mi się wiarygodna, skrupuły bohaterki nie są umocowane w tekście, nie wynikają z niczego. W ogóle brakuje mi tu światotwórstwa – heretycy nie są automatycznie dobrzy, a o tych konkretnych nic przecież nie wiemy. Albo paladyn idzie „niczym maszyna”, a dotąd nic nie wskazywało, że w tym świecie maszyny są znane. Byłoby to do przejścia, gdyby nie pierwszoosobowa narracja – Twoja bohaterka nie może porównywać rzeczy do czegoś, czego nie zna. I czy nadzorca pozwoliłby swojej niewolnicy iść do boju, w którym może zginąć, skoro chce na niej jak najwięcej zarobić? Trudno mi zrozumieć jej własne motywy, wygląda na to, że celowo dała się zagonić na arenę, żeby dokonać zemsty – trudno to nazwać objawem zdrowia psychicznego. W pewnej chwili w ogóle pomyślałam, że to jakiś fabularyzowany eksperyment myślowy…

 

Nie spodziewałam się maga-mordercy, ale też nie miałam po temu powodów (to, że tu są magowie, nie znaczy, że są magowie-mordercy), wilkołaczy demon Wisteli jest bardziej umocowany w tekście, ale jego odejścia nic nie zapowiadało; końcówka też wyskakuje prawie jak diabełek z pudełeczka. Nie mam pojęcia, gdzie jest warunek udzielenia pomocy? I kto właściwie jej udziela? Demon? Ale pod jakim w końcu warunkiem? Tak więc – schematu nie zaliczam.

 

Elementy punktowane to naszyjnik, pojawiający się znikąd w końcówce, oraz sroka, która też przyfrunęła znikąd. Razem: 3 punkty.

 

Disiecta membra Twojego tekstu chętnie wyślę na wskazany adres.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Podobało mi się ogółem. Obrazowe, dokładne opisy walk. Bardzo dynamiczne, co w dodatku podkreślają krótkie zdania. Umiesz budować dynamiczne sceny. Fabuła wciągająca, pełna przemyślanych zagrań i zwrotów akcji. Charakter głównej bohaterki też mi się spodobał, nie wiem, czy to nie dziwne przy takich mordach, ale polubiłam ją : P Jako bohaterkę fantastycznego tekstu. 

Dialogi nieco sztuczne i krótkie, jeśli to wynika ze zdawkowego tonu bohaterki i ogólnego jej charakteru, to przedobrzyłeś. 

Widać w tym tekście pewne drugie dno, a nawet więcej tych ukrytych znaczeń – opowiadanie nie tylko jest o historii wilczycy, ale zawiera również przemyślenia na temat świata i ogólnej natury ludzkiej – w tym tekście paradoksalnie zwierzęta mają więcej “ludzkich” uczuć niż ludzie. 

Styl przystępny i rozrywkowy, zauważyłam jednak wiele błędów czy literówek, poniżej kilka przykładów: 

Dostaniesz większą klatkę i … 

Spacja przed wielokropkiem. 

Gdy jego prawa dłoń dociąga cięciwę do kącika ust(+,) moje szpony wbijają się w jego brzuch. 

ludu Samarkandu, nastąpiła zmiana! – głos mistrza ceremonii odbija się echem. 

Głos dużą literą. 

Na co czekasz(+,) panno wilk, pokaż nam, jaki los spotyka bezbożnych! 

magiczne wzmocnione. 

Magicznie. 

nim jestem w stanie skontrować(+,) uderza tarczą. Parzy! Te magiczne zabawki… Ledwie utrzymuję równowagę. 

Kursywa za daleko poszła. 

Tarnina, no nareszcie!

Kolejny tekst o zabijaniu

Jedni lubią teksty o miłości od pierwszego wejrzenia, inni o zabijaniu, kwestia gustu ;-)

 

Bardzo dziękuję za listę poprawek przesłanych mailem. Analizuję, dokształcam się. W miarę możliwości czasowych poprawię tekst i postaram się wykorzystać zdobytą wiedzą w następnych opowiadaniach.

 

Z rzeczy, które budzą pewne wątpliwości (albo do których chce się odnieść):

rzucają się w oczy anglicyzmy: "żelazo" zamiast "stali"

To nie „anglizm” tylko zboczenie zawodowe. Dla mnie stal to stop żelaza z węglem obrobiony plastycznie, o zawartości węgla poniżej X (wartość X różna od źródła, zazwyczaj pomiędzy 1.6% a 2.5%). Dlatego zostaje przy „Żelazna”. Stalowa brzmi zbyt współcześnie jeśli chodzi o cos innego niż broń, sugeruje okres przynajmniej industrialny (ale może to tylko zboczenie zawodowe). No i słowo stal (jak chyba z resztą większość terminologii ‘technicznej’) zapewne też pochodzi z angielskiego lub niemieckiego.

Pierwsza scena wywołała u mnie oczopląs wewnętrznego wzroku – przemianę bohaterki oglądamy jednocześnie jej oczami (narracja pierwszoosobowa) i z zewnątrz.

To faktycznie można by lepiej rozegrać, dzięki.

Ponadto – Wistela chyba wiedziała, że będzie musiała mordować, żeby osiągnąć swój cel, i była na to gotowa – scena z heretykami nie wydaje mi się wiarygodna, skrupuły bohaterki nie są umocowane w tekście, nie wynikają z niczego.

Motywacje bohaterki poznajemy na końcu. Matka, która mści się za zabicie własnych dzieci, jest zdeterminowana, ale nie chce zabijać dzieci. Nie chce innym fundować tego, co sama przeżyła.

W ogóle brakuje mi tu światotwórstwa

Zdecydowanie tak, trochę źle to wyważyłem (CM już mi to w detalach wyłożył)

Albo paladyn idzie „niczym maszyna”, a dotąd nic nie wskazywało, że w tym świecie maszyny są znane.

Są maszyny, ale proste: wiatraki czy koła wodne. Znane w naszym świecie od dosyć dawna (znów zboczenie zawodowe).

I czy nadzorca pozwoliłby swojej niewolnicy iść do boju, w którym może zginąć, skoro chce na niej jak najwięcej zarobić?

Nie wiemy, co myśli nadzorca. Wiemy co mówi bohaterce i co robi. To spora różnica ;-)

Trudno mi zrozumieć jej własne motywy, wygląda na to, że celowo dała się zagonić na arenę, żeby dokonać zemsty – trudno to nazwać objawem zdrowia psychicznego.

Bardzo dobrze Ci się wydaje, tylko tu znowu zabrakło światotwórstwa. Kilka zdań zrobiłoby różnicę. Niestety, postawiłem na opisy walki. Tekst wyjaśniający niektóre z wątpliwości już napisany, leży na betaliście jakbyś był ciekawa ????

Nie spodziewałam się maga-mordercy, ale też nie miałam po temu powodów (to, że tu są magowie, nie znaczy, że są magowie-mordercy), wilkołaczy demon Wisteli jest bardziej umocowany w tekście, ale jego odejścia nic nie zapowiadało; końcówka też wyskakuje prawie jak diabełek z pudełeczka.

Przemyślę, rozważę. Zabrakło światotwórstwa.

Nie mam pojęcia, gdzie jest warunek udzielenia pomocy?

Pozwolę sobie zacytować: protagonista w tarapatach otrzymuje pomoc pod określonym warunkiem; łamie warunek udzielenia pomocy i w rezultacie traci wszystko; ale dzięki czemuś, co zrobił wcześniej, odzyskuje to z nawiązką.

A można było zapytać: bohaterka jest w takim sobie położeniu, mieszka w klatce. Po pierwszej walce nadzorca mówi, czego to jej nie da, jeżeli tylko dalej będzie robiła krwawe widowisko. Kolejne walki to schody, po których Wistala dzielnie wchodzi. Złamaniem warunku jest walka z heretykami. Zostaje wyśmiana przez mistrza ceremonii i upokorzona przez Nartiana, ale Książę daruje jej życie, ze względu na to, że dobrze walczyła. Wszystko traci, ale nie. Bo kiedy Nartian opuszcza Księcia, by dać jej nauczkę skrytobójcy atakują, i Wistela odzyskuje wszystko z nawiązką. Spotyka Księcia. Tak ja to widzę.

 

I na koniec coś, co mnie zabolało. Dosłownie. Bo nie zauważyłaś smoka, za słabo go zaakcentowałem chyba, tak patrzę z perspektywy czasu. Lord Nartian Smok Północy. Wpada i pokazuje wszystkim, kto tu rządzi. Niby poboczne, ale popatrz proszę na słowa „Tarnina” i „Nartian”. Taki smaczek ;-) Byłem pewny, że zauważysz.

Z góry przepraszam, jeżeli przegiąłem, ale po lekturze „Powiernika wspomnień” ubzdurałem sobie, że za wplecenie Twojego nicka do fabuły są punkty, a nie chciałem tego robić wprost.

 

 

Cześć Sonata!

Podobało mi się ogółem.

Miło słyszeć, że choć części jurorów podejście do tematu przypadło do gustu ;-)

Dialogi nieco sztuczne i krótkie, jeśli to wynika ze zdawkowego tonu bohaterki i ogólnego jej charakteru, to przedobrzyłeś.

Przedobrzyłem, bo zdawkowy ton jest chyba zbyt zdawkowy.

Widać w tym tekście pewne drugie dno, a nawet więcej tych ukrytych znaczeń – opowiadanie nie tylko jest o historii wilczycy, ale zawiera również przemyślenia na temat świata i ogólnej natury ludzkiej – w tym tekście paradoksalnie zwierzęta mają więcej “ludzkich” uczuć niż ludzie.

Udało się upchnąć coś więcej niż krwawą łaźnię. Następnym razem postaram się upchnąć więcej. Tak samo jak światotwórstwa, którego tu trochę brakuje.

Styl przystępny i rozrywkowy, zauważyłam jednak wiele błędów czy literówek, poniżej kilka przykładów:

Oj ta moja nieuwaga. Trzeba wrócić do mindfulness, albo znaleźć sobie lepszą miejscówkę do pisania. Przebrnę przez listę uwag Tarniny i siadam do poprawiania.

 

 

Pozdrawiam i dziękuję za poświęcony czas oraz okazaną pomoc!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Jedni lubią teksty o miłości od pierwszego wejrzenia, inni o zabijaniu, kwestia gustu ;-)

A inni lubią wypić :)

 Bardzo dziękuję za listę poprawek przesłanych mailem. Analizuję, dokształcam się. W miarę możliwości czasowych poprawię tekst i postaram się wykorzystać zdobytą wiedzą w następnych opowiadaniach.

 To nie „anglizm” tylko zboczenie zawodowe.

No, ja studiowałam chemię i mam swoje zboczenia :) Ale u nas "żelazo" to raczej pierwiastek, metalem użytkowym jest stal (lub staliwo, żeliwo etc.) – w angielszczyźnie w ogóle podział jest inny (wrought iron – stop niskowęglowy i cast iron – wysokowęglowy). W polszczyźnie "żelazo" bywa stosowane metonimicznie zamiast "broni białej" (połechcę cię tym żelazem!), ale to nie to.

 Motywacje bohaterki poznajemy na końcu. Matka, która mści się za zabicie własnych dzieci, jest zdeterminowana, ale nie chce zabijać dzieci. Nie chce innym fundować tego, co sama przeżyła.

Hmm. Jednocześnie przypisujesz jej ślepą furię i głębokie przemyślenia… niby zemsta najlepiej smakuje na zimno, ale tak całkiem przekonana nie jestem.

 Są maszyny, ale proste: wiatraki czy koła wodne. Znane w naszym świecie od dosyć dawna (znów zboczenie zawodowe).

A nazywały się wtedy maszynami? To raz. Dwa: "idzie jak maszyna" jakoś nie bardzo pasuje z kołem wodnym, które działa raczej miarowo.

 Nie wiemy, co myśli nadzorca. Wiemy co mówi bohaterce i co robi. To spora różnica ;-)

Prawda.

Tekst wyjaśniający niektóre z wątpliwości już napisany, leży na betaliście jakbyś był ciekawa ????

Ciekawa – tak. Ale z czasem gorzej… chyba jestem stara, buuu :(

 A można było zapytać:

A nie można było – już to powiedziałam Gekikarze. Tekst ma się bronić sam, jeśli potrzeba egzegezy, to nie jest dobrze.

 Lord Nartian Smok Północy. Wpada i pokazuje wszystkim, kto tu rządzi. Niby poboczne, ale popatrz proszę na słowa „Tarnina” i „Nartian”. Taki smaczek ;-) Byłem pewny, że zauważysz.

Kuuurka. Jak ja to przegapiłam?

 ubzdurałem sobie, że za wplecenie Twojego nicka do fabuły są punkty

Nie było, to CM sobie jajca robił :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale u nas "żelazo" to raczej pierwiastek, metalem użytkowym jest stal (lub staliwo, żeliwo etc.)

I tu jest właśnie problem, stal nie jest metalem, tylko stopem metalu z niemetalem. Definicje słów “stal”, “staliwo”, “żeliwo” są dosyć konkretne, i o ile nie mamy spektrometru albo maszyny wytrzymałościowej pod rękę, bądź dokumentacji, to strach którejś użyć. Więc wole pisać “żelazna”, choć może bezpieczniej byłoby “metalowa”, ale “żelazna” brzmi lepiej ;-)

A “wrought” czy “cast” to się bardziej tyczy sposobu obróbki, niż składu chemicznego. Te terminy stosuje się także do innych stopów, w których żelazo czy węgiel stanowią jedynie domieszki stopowe (przykład).

A nazywały się wtedy maszynami? To raz. Dwa: "idzie jak maszyna" jakoś nie bardzo pasuje z kołem wodnym, które działa raczej miarowo.

Tu bardziej chodziło mi o “obojętność” maszyny. Z człowiekiem pogadasz, z maszyna nie. Możesz krzyczeć na koło wodne i błagać je, ile sił. Dopóki działa i woda płynie, to będzie się kręcić. I takie wrażenie robi paladyn na bohaterce. Jest niczym maszyna.

Ciekawa – tak. Ale z czasem gorzej… chyba jestem stara, buuu :(

Spoko, tak cię tylko podpuszczam. Ale będę się domagał bety jeżeli kiedyś popełnię hard s-f. Za to, że Nartiana nie zauważyłaś ;-) Bardzo lubię Hard s-f, tylko mi się z robotą kojarzy – zahacza o podobny zbiór zagadnień – a póki co traktuje pisanie jako odskocznię.

A nie można było – już to powiedziałam Gekikarze. Tekst ma się bronić sam, jeśli potrzeba egzegezy, to nie jest dobrze.

Rzuciłem okiem na konwersację pod opowiadaniem Gekikary, dzięki. Z twoim stwierdzeniem jak najbardziej się zgadzam, tak powinno być.

Jeżeli jesteś skłonna poświęcić mi jeszcze chwilę, to napisz proszę, co z moją interpretacją schematu i warunku było nie tak (w poście powyżej). Gdzie był błąd logiczny, albo może coś zostało niewystarczające zaakcentowanie. Nie mam do ciebie żalu, a jestem zwyczajnie ciekaw, co mogłem zrobić lepiej.

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

stal nie jest metalem, tylko stopem metalu z niemetalem

Tak, ale ma wszelkie właściwości metalu. Wątpię, czy w świecie fantasy ktoś ją ogląda pod mikroskopem :)

A “wrought” czy “cast” to się bardziej tyczy sposobu obróbki, niż składu chemicznego.

Dosłownie tak (odpowiednio ”kute” i “lane”) – ale stopy o różnych proporcjach różnie się obrabia. Zbyt wysoko nawęglone nie nadają się do kucia.

Tu bardziej chodziło mi o “obojętność” maszyny. Z człowiekiem pogadasz, z maszyna nie. Możesz krzyczeć na koło wodne i błagać je, ile sił. Dopóki działa i woda płynie, to będzie się kręcić. I takie wrażenie robi paladyn na bohaterce. Jest niczym maszyna.

Hmm. Chcę się zgodzić, bo widzę, co masz na myśli, ale… coś mi to koliduje z wiadomościami z historii.

Ale będę się domagał bety jeżeli kiedyś popełnię hard s-f.

Dobra, ale będziesz musiał się przypomnieć ;)

Nie mam do ciebie żalu, a jestem zwyczajnie ciekaw, co mogłem zrobić lepiej.

Już tak się nie kryguj, nie jestem faraonem. :P Zobaczmy… po linijce.

Protagonista w tarapatach:

bohaterka jest w takim sobie położeniu, mieszka w klatce

Jasne, ale sama się w te tarapaty wpakowała, to część jej planu – nie? Ma sytuację mniej więcej pod kontrolą.

 

Otrzymuje pomoc pod określonym warunkiem:

 nadzorca mówi, czego to jej nie da, jeżeli tylko dalej będzie robiła krwawe widowisko

To brzmi bardziej jak puste obietnice, żeby zagrzać gladiatora do boju (czyżbym była cyniczna?), poza tym nadzorca jej nie pomaga (nie z własnej woli) – Wistela wykorzystuje gościa w swoim planie, choć to on myśli, że ją wykorzystuje. Plany w planach :)

 

Łamie warunek udzielenia pomocy:

 walka z heretykami

O ile wziąć obietnice nadzorcy za warunek, to OK – ale nie wzięłam ich za warunek, patrz wyżej.

 

W rezultacie traci wszystko:

Zostaje wyśmiana przez mistrza ceremonii i upokorzona przez Nartiana

Traci szansę spotkania Księcia, czyli osiągnięcia celu, dla którego robi to wszystko, a przynajmniej tak to wygląda, więc OK.

 

Dzięki czemuś, co zrobił wcześniej:

 ze względu na to, że dobrze walczyła

W porządku – może nie całkiem to miałam na myśli, ale to sensowna interpretacja.

 

Odzyskuje to z nawiązką:

 Książę daruje jej życie. Spotyka Księcia.

Odzyskuje szansę na osiągnięcie celu i osiąga ten cel – w porządku.

 

Czyli rzecz rozbiła się, w moim przypadku, o warunek.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej ponownie!

Dosłownie tak (odpowiednio ”kute” i “lane”)

O ile przy “cast” się zgodzę, to “wrought” i “kute” to już niezbyt. Wrought odnosi się do szerszego zakresu obróbek plastycznych niż polskie kucie. Nie obejmuje jednak wszystkich. Już tego wszystkiego nie pamiętam, jestem raczej konstruktorem a nie materiałowcem czy technologiem. Ogólnie temat rzeka, a w dodatku pachnący pracą, a dziś sobota, więc już nie oftopuję.

Dobra, ale będziesz musiał się przypomnieć ;)

Trzymam za słowo, przypomnę się.

To brzmi bardziej jak puste obietnice, żeby zagrzać gladiatora do boju

Czyż mężczyźni nie słyną ze składania pustych obietnic kobietom? ;-)

(czyżbym była cyniczna?), poza tym nadzorca jej nie pomaga (nie z własnej woli) – Wistela wykorzystuje gościa w swoim planie, choć to on myśli, że ją wykorzystuje. Plany w planach :)

Tak, taka forma obopólnej korzyści, ale o tym dowiadujemy się na końcu ;-) No i nadzorca trochę jednak pomaga – mówi, z kim będzie walczyć. Mówi, kiedy książę będzie na trybunach. Zamysł maiłem taki, że “wilczy kopciusze” idzie sobie po wykresie jak po sznurku, aby dotrzeć do upragnionego Księcia. A w końcówce zamiast żyć długo i szczęśliwie odrywa mu głowę i odlatuje w siną dal. Idąc po kolei, przez opowiadanie, schemat jest widoczny imho, natomiast końcówka trochę go burzy. Taka interpretacja mi się urodziła.

 

Z innej beczki, czytam twoje komentarze pod innymi tekstami i widzę, że daleka droga przede mną, jeśli chcę coś porządnie napisać. Dzięki za konkurs i za cały włożony w niego trud. Stworzyłaś dobrą bazę, co robić, czego nie robić. Teraz trzeba tylko czasu i samozaparcia, by wyciągać wnioski.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Następnym razem chcę kaczątko XD

 Wrought odnosi się do szerszego zakresu obróbek plastycznych niż polskie kucie. Nie obejmuje jednak wszystkich. Już tego wszystkiego nie pamiętam, jestem raczej konstruktorem a nie materiałowcem czy technologiem.

Ano, niestety. Ludziom się wydaje, że języki się mapują 1:1, ale się nie mapują. I musimy szukać najbliższego słowa, a ono nigdy nie jest dokładnym odpowiednikiem.

 Czyż mężczyźni nie słyną ze składania pustych obietnic kobietom? ;-)

:D

 No i nadzorca trochę jednak pomaga – mówi, z kim będzie walczyć. Mówi, kiedy książę będzie na trybunach.

Nooo… trochę tak.

Dzięki za konkurs i za cały włożony w niego trud. Stworzyłaś dobrą bazę, co robić, czego nie robić.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Następnym razem chcę kaczątko XD

Kaczątko powiadasz. Rozwiń temat, bo nie jestem tak do końca pewien o czym mówisz. Czy o to kaczątko ci chodzi?

 

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Witaj, Krar!

 

Poniżej moje jurorskie notatki:

 

Ludzie i wilki (32722 znaków)

 

Tekst przywodzi na myśl generyczne fantasy, mi najbardziej przypomina Forgotten Realms.

Odważne opisy walki, ale nie wiem czy ta opowieść o zemście wypełniła założony plan na opowiadanie. Przyczepiłbym się trochę do logiki posunięć bohaterki czy tego, że król/książe okazał się dość głąbowaty. Moim zdaniem można by podrasować wyczuwany przez bohaterkę zapach księcia bardziej w kierunku noszonych przez niego rękawiczek, jako znajomy, wtedy w końcówce mocniej wybrzmiało by to, z czego są wykonane.

Elementy punktowane bardziej dekoracyjne niż mające wpływ, ale są. Coś tam marudzę, ale to dobre opowiadanie i ciekawe.

 

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Cześć Mytrix!

 

Tekst przywodzi na myśl generyczne fantasy, mi najbardziej przypomina Forgotten Realms.

Miło słyszeć, to właśnie miał być taki jakby “klasyk”

Przyczepiłbym się trochę do logiki posunięć bohaterki czy tego, że król/książe okazał się dość głąbowaty.

Postanowiła trafić w niewolę i zostać gladiatorem, by dostać się do księcia. Pokrętne, i nie napisałem tego wprost, ale tak to sobie wymyśliłem. Książę zdecydowanie nie udźwignął swojej roli i przypłacił to życiem.

Elementy punktowane bardziej dekoracyjne niż mające wpływ, ale są.

Prawda, tylko takie smaczki.

Coś tam marudzę, ale to dobre opowiadanie i ciekawe.

Miło słyszeć. Motywuje do dalszej pracy. A prequel już na becie.

 

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ooo. Czekamy :D

 

BTW: już gdzieś pisałem swego czasu o Nibynocy (a dokładnie o drugim tomie – Bożogrobiu).

Ogólnie uważam książki za fatalne, zupełnie nie wiem dlaczego dotrwałem do końca.

Właśnie w 2gim tomie bohaterka zrobiła dokładnie to – postanowiła zostać gladiatorem, aby na końcu zabić znienawidzonego wroga, który wręcza nagrody.

O ile u Ciebie miało to więcej sensu (choć i tak kojarzy mi się z samobójczym planem), o tyle tam było to tak durne, że chwilami nie mogłem przestać rżeć / przeklinać.

 

BTW2: czy chciałbyś minimum wsparcia w becie w moim ulubionym temacie?

BTW:

Pewnie deadline gonił, a lepszego pomysłu nie było.

BTW2:

Zakładam, że chodzi o walkę. Zapraszam, ale do kolejnego tekstu (do sequela “Ludzie i wilki”), za który zabiorę się, jak tylko ogarnę prequel. Primo, w prequelu nie ma aż tyle walki (w sequelu będzie jej więcej). A po drugie mam już pięcioro betujących i wywiązują się ze swojej roli (oj, mam tam co robić…)

Z sequelem pojawię się pewnie jakoś w połowie kwietnia, podeślę ci zaproszenie, jeżeli jesteś zainteresowany.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Śmiało :)

A ja przy okazji nauczę się betować.

Cześć, Krar!

Zdecydowanie potrafisz malować słowem. W połączeniu z opowiadaniem Pod Czarną Skałą ta historia jest dużo ciekawsza. Większość fabuły to opis walki, co dla mnie jest akurat mało fascynujące, ale to już kwestia gustu. Zaplanowałeś bardzo krótki wątek fabularny i mocno go rozciągnąłeś, ale ze względu na barwny opis czyta się fajnie. Postać Wistelii jest spójna i interesująca.

Cześć! Dzięki za przeczytanie, już piszę kolejną, pewnie ostatnią część, będzie pod koniec maja. Pozdrawiam!

 

To się rozpisałem z telefonu…

Jesteś chyba pierwszą osobą, która przeczytała ten tekst, zachęcona poprzednim. Wow, inspiruje!

Nie było mnie parę dni, ale już nadrabiam zaległości portalowe.

Czas coś poczytać a może i napisać, pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Krarze, Twoje obawy były nieuzasadnione. Znajomość innych części historii o Wisteli wcale nie zepsuła mi lektury Ludzi i wilków. Choć wiedziałam, czego mogę się spodziewać, czytałam z prawdziwym zainteresowaniem, a na koniec wszystko stało się jasne i podwiązało się w logiczną całość. Fajny miałeś pomysł i fajnie go opisałeś. ;)

Wybacz, jeśli jakieś uwagi się powtórzyły, ale nie sprawdzałam tego, co wytknęli wcześniej komentujący.

 

Do­sta­niesz więk­szą klat­kę i … ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

a my wy­pi­je­my dziś twoje zdro­wie i za­opie­ku­je­my się twoją ko­bie­tą… ―> Czy można wypić zdrowie kogoś, kto nie żyje?

Proponuję: …a my wy­pi­je­my dziś za ciebie i za­opie­ku­je­my się twoją ko­bie­tą

 

Ad­re­na­li­na i żądza krwi pul­su­ją w ży­łach. ―> Skąd, w czasach kiedy dzieje się ta historia, wiedziano o adrenalinie?

 

z naj­głęb­szych świą­tyn­nych ka­za­ma­tów do­star­czo­no nam… ―> Kazamata jest rodzaju żeńskiego, więc: …z naj­głęb­szych świą­tyn­nych ka­za­ma­t do­star­czo­no nam

 

Żoł­nie­rze nie szczę­dzą cio­sów ba­ta­mi lub pał­ka­mi… ―> Raczej: Żoł­nie­rze nie szczę­dzą cio­sów ba­ta­mi i pał­ka­mi

 

Kil­ko­ro mniej­szych po­ciech zo­sta­je wręcz wy­rzu­co­nych na ze­wnątrz. Do­my­śla­ją się, co ich czeka. ―> Piszesz o pociechach/ dzieciach, więc w drugim zdaniu: Do­my­śla­ją się, co je czeka.

 

Stoję wpa­trzo­na w grup­kę, która przy­le­gła do drzwi. ―> Pewnie miało być: Stoję wpa­trzo­na w grup­kę, która przy­l­gnęła do drzwi.

Za SJP PWN: przyległy «graniczący z czymś»

 

Sły­szę nie­za­do­wo­le­nie pły­ną­ce z try­bun. ―> A może: Sły­szę głosy nie­za­do­wo­le­nia niosące się z try­bun.

 

Pod­no­szę się, wpa­tru­ję w Księ­cia… ―> A może: Wstaję, wpa­tru­ję się w Księ­cia

 

stało trzech męż­czyzn. Dwóch młod­szych, sto­ją­cych z tyłu… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Do Sali wpa­da­ją zbroj­ni. ―> Czym zasłużyła się sala, że piszesz o niej wielką literą?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Reg!

 

Dzięki za wizytę i za dobre słowo. Motywuje do dalszej walki z historią Wisteli (i nie tylko). Pomysły są, trzeba tylko czasu i zacięcia by wszystko spisać i doszlifować. Błędy poprawię i najdalej jutro rano zrobię update tekstu.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Bardzo proszę, Krarze.

A skoro czujesz się zmotywowany i nie brakuje Ci pomysłów, życzę abyś miał bardzo dużo czasu na ich realizowanie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, Krar!

 

W końcu przybyłem i za chwilkę kliknę “Ustaw jako przeczytane”. Uf, nareszcie!

 

Znalazłem takie drobiazgi:

Mężczyzna próbuje blokować, ale potyka się przy tym i opuszcza broń, tracąc równowagę. Wygrałam.

Pierwszym ciosem wytrącam mu broń, drugim zdzieram skórę z twarzy.

Powtórzenie.

 

– Nie wcześniej jak wieczorem, ale może lepiej jutro. Odpocznij sobie, zrobiłaś dziś przedstawienie. Teraz walczą rydwany. A wieczorem walczą ciężkozbrojni.

– Mogę walczyć z rydwanem – odpowiadam bez emocji, świdrując wzrokiem zdziwionego mężczyznę.

Drugie “walczą” mógłbyś wykreślić.

 

– Pani losu, prowadź mnie. – szepczę do siebie kiedy powóz staje.

Bez kropki po “mnie”

 

Opowiadanie bardzo mi się podobało. Ukryta motywacja bohaterki podkręcała chęć dalszego czytania. Weszło lekko.

Widzę też słowa “Czarna skała”, a gdzieś mi się obiło o oczy Twoje opowiadanie “Pod czarną skałą”. No cóż. Zatem dziś wymienię w kolejce “Ludzi…” na właśnie to opko. I kolejka się kręci…

Trudno mi komentować takie “stare” teksty, bo zazwyczaj wszystko jest już powiedziane, a tu masz 92 komentarze! Dobry wynik ;)

Na początku trochę się zestresowałem, że opiszesz mi 10 walk, potem będzie walka z paladynem i tak dalej, i tak dalej, ale w odpowiednim momencie ukróciłeś proces i przystąpiłeś do kulminacji. Przynajmniej w mojej ocenie. Wyszło zgrabnie.

Narracja pierwszoosobowa z perspektywy więzionej gladiatorki trochę ograniczyła Ci możliwoścć światotwóstwa: ot, klatka i strażnicy. Niby zrozumiałe, ale trochę brakuje fajnej kreacji świata.

I tu skończę przyczepianie się, bo kolejne byłyby już wysilone, albo i zasugerowane innymi komentarzami, a przecież nie o to chodzi.

Wychodzę zadowolony, za to z kolejnym opkiem w kolejce…

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć Krokus!

 

Dzięki za lekturę. Miło widzieć aktywność pod opkiem napisanym ponad pół roku temu.

Widzę też słowa “Czarna skała”, a gdzieś mi się obiło o oczy Twoje opowiadanie “Pod czarną skałą”.

Tak, zaczęło się od areny, ale później pojechałem kawałek tym pociągiem i ciągnę historię (są jeszcze dwa opka: “Pod Czarną Skałą“ oraz “Praworządny zły“, z których drugie już znasz, jak pamiętam; oraz kolejne w toku). Taki setting bohaterki do wymyślonego kiedyś tam uniwersum.

Na początku trochę się zestresowałem, że opiszesz mi 10 walk, potem będzie walka z paladynem i tak dalej, i tak dalej, ale w odpowiednim momencie ukróciłeś proces i przystąpiłeś do kulminacji.

Po becie stwierdziłem, że trzy to dobra liczba. A i tak ledwo zmieściłem się w limicie.

Narracja pierwszoosobowa z perspektywy więzionej gladiatorki trochę ograniczyła Ci możliwoścć światotwóstwa: ot, klatka i strażnicy. Niby zrozumiałe, ale trochę brakuje fajnej kreacji świata.

Zdecydowanie tak. To spora “kula u nogi” tego opowiadania, bo z jednej strony taka narracja pozwala dobrze pokazać położenie bohaterki, ale z drugiej dosyć trudno zwięźle pokazać tu świat, by nie wyszło to nazbyt sztucznie.

Siadam do poprawiania, bo widzę, że mam jeszcze zaległe “wskazówki” od Tarniny do wprowadzenia, a i tobie coś tam jeszcze w oko wpadło.

 

A tak trochę z innej beczki:

Młody fantasta uwięziony w ciele dorosłego inżyniera.

Rzuciłem okiem na Twój profil i bardzo mi się to zdanie spodobało (ja mam chyba podobnie)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Rzuciłem okiem na Twój profil i bardzo mi się to zdanie spodobało (ja mam chyba podobnie)

Cóż, jestem tylko trzy lata młodszy ;) najlepsze w tym zdaniu jest słowo “dorosłego”. Nigdy się nie zdezaktualizuje, nie będzie trzeba zamieniać na “starego”. Choć to by brzmiało całkiem dostojnie i książkowo :D

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć mortecius!

 

Niby mała rzecz, a cieszy, jak ktoś po ponad pół roku po publikacji wpada z wizytą.

Fajne, dynamiczne opowiadanie.

A jak mu się jeszcze podobało, to cieszy najbardziej ;-)

Zagrało tu wiele rzeczy, podobały mi się też krótkie zdania, pocięte nieco w służbie pokazania wiru walki ;)

Czyli wychodzi na to, że to jedna z najmocniejszych część tego tekstu, dobrze.

udało się nawet przemycić co nieco od siebie, pewien indywidualny rys, który odróżnia ten setting od miliarda innych, podobnych do siebie klonów.

Rynek wypchany, ale wierzę, że się jeszcze gdzieś wcisnę.

 

Jest jeszcze jedno opowiadanko z tej “serii”: Pod Czarną Skałą

Geneza zatargu Wisteli z ludźmi, trochę walki, trochę światotwórstwa, nieco więcej polityki. Zapraszam serdecznie i jeszcze raz dzięki z wizytę.

 

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Tak, tak, tak ! 

Doczytałam o Wisteli ! Na początku nie wiedziałam o co chodziło z wilczycą, ale kiedy zmieniała postać domyślałam się powolutku. Zagadką była dla mnie kwestia księcia, dlaczego on jest taki ważny dla niej samej, jednak na samym końcu rozwiązało się wszystko. 

Piszesz naprawdę bardzo dobrze, opisy pełne brutalności, krwi i …emocji, bo trzeba przyznać, że wilczyca borykała się ze swoimi myślami i emocjami podczas walki na arenie, kiedy wprowadzili dzieci, kobiety i starców :) 

Czyli jeszcze jedna część gdzieś jest zakopana? Idę szukać ! :)

Cześć!

 

Niezmiernie mi miło widzieć Twój komentarz pod kolejnym tekstem.

Doczytałam o Wisteli ! Na początku nie wiedziałam o co chodziło z wilczycą, ale kiedy zmieniała postać domyślałam się powolutku.

Trochę to pogmatwane, ale idzie się (mam nadzieję) połapać.

Piszesz naprawdę bardzo dobrze, opisy pełne brutalności, krwi i

Z tą brutalnością i krwią chyba czasem trochę przeginam, ale jak się wkręcę w tekst to tak wychodzi, przynajmniej w takich historiach. W ostatnim opowiadaniu jest tego (chyba) najwięcej.

Czyli jeszcze jedna część gdzieś jest zakopana? Idę szukać ! :)

Powodzenia i życzę miłej lektury. Link poniżej:

Praworządny zły

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka