- Opowiadanie: Ketrid2 - Widmowa Uczta

Widmowa Uczta

Jest to fragment większej całości o dwójce dezerterów, którzy zawędrowali na słabo zaludnione obrzeża cywilizowanego świata, choć można to też potraktować jako short.

Oceny

Widmowa Uczta

Kiedy słońce osiągnęło najwyższy punkt, a resztki mgły ustąpiły niechętnie pola, opuścili nawiedzone ruiny, zabierając ze sobą tyle zdobytych zapasów jedzenia, ile tylko byli w stanie unieść.

– Starczy na wiele dni – radował się Qasi, któremu po obfitym śniadaniu powrócił optymistyczny nastrój.

Niskie chmury gnane przez jesienne wichry, przemieszczały się szybko ponad ich głowami. Niektóre z nich zsyłały przelotne deszcze, przerywane subtelnymi chwilami, gdy słońce ukazywało się na moment, by znowu skryć się za następną kurtyną chmur. Samotna skała wyrosła niespodziewanie z monotonnej pustaci.

Zupełnie jak okręt widmo – pomyślał Ket.

Mijali ją, gdy nagłe przeczucie kazało mu się zatrzymać.

– Hej długonogi! Przyjrzyjmy się temu miejscu z bliska – krzyknął do wlokącego się z tyłu Qasiego.

Wapienna skała, na podobieństwo maczugi tytana, wznosiła się ponad okolicę na prawie dwieście stóp. U jej podnóża wystawało kilka mniejszych głazów, wokół których wyrastały cierniste krzaki. Ponad nimi uschnięte pnącza dzikiej winorośli, oplatały skałę nieomal do połowy jej wysokości. Qasi licząc na odpoczynek w jakimś osłoniętym od wiatru i deszczu miejscu, zanurkował śmiało w gąszcz krzaków. Ket podążył za nim wycinając sobie przejście za pomocą długiego noża. Rozpaczliwy krzyk, a następnie głuchy łoskot, połączony z lekkim trzęsieniem gruntu, zwiastował nieoczekiwaną katastrofę. Po chwili wahania, Ket przyspieszył kroku by zbadać co się stało. Pokonując kolczastą barierę, przystanął zdumiony nad brzegiem sporego zapadliska, na dnie którego zauważył kilka świeżych śladów.

– Gdzieś ty zniknął draniu? – mruknął Ket.

Odciski butów na opadłej ziemi, najwyraźniej wiodły do jamy, odsłoniętej przez osuwającą się ziemię. Ket zawołał kilka razy, ale nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Sięgnął do tobołka, skąd wyjął zwiniętą linkę. Przywiązał ją do jednego z ciernistych krzaków i powoli zsunął się na dół. Początkowo myślał że to wypłukany przez wodę tunel, albo zwierzęce legowisko, więc na wszelki wypadek odbezpieczył karabin. Zanim znalazł się na dnie zapadliska, był już pewien, że jest w szybie, który został zbudowany przez ludzi. Na wpół przysypane kamienne schody wiodły w głąb ziemi. Ruszył śladami Qasiego, wspomagając się słabym światłem starej lunety i mając nadzieję, że nie zostanie pogrzebany żywcem. W stęchłym powietrzu wyczuł jakąś nieokreśloną woń, przypominającą nieco korzenne przeprawy. Schody łagodnym łukiem skręciły w lewo, a wyłożone ociosanymi kamieniami ściany, ustąpiły litej wapiennej skale. Dalej prowadził dość wąski korytarz. Ket oparł się o ścianę. Krople potu obficie spływały z jego czoła. Nagłe zawroty głowy sprawiły, że nieomal upadł. Wtedy usłyszał dźwięki muzyki i śpiewy, dochodzące do niego jakby zza jakiejś grubej zasłony. Potrząsnął głową aby się pozbyć omamów. Zdał sobie sprawę, że powietrze w podziemiach może być skażone. Próbując zebrać myśli, dostrzegł w oddali słabe światło z małego rozpraszacza Qasiego. Ket ruszył w jego kierunku, zataczając się jak pijak. Oparł się na czymś co wyłoniło się z półmroku i dysząc z wysiłku, ujrzał kamienną płytę, stojącego na środku obszernego pomieszczenia stołu. Stopniowo, jak do nieprzytomnego, który  powoli odzyskiwał pełną ostrość widzenia, docierały do niego wszystkie szczegóły owego miejsca. Potrącił coś ręką.  Złoty puchar uderzył z brzękiem, o grawerowane naczynia i misy. Ket przyjrzał się im, próbując zebrać myśli. Kości i ślady materii zalegające na ich dnie być może były pozostałościami wspaniałej uczty. Czy wino które pito z tych pucharów było tak doskonałe jak to z amarneńskich winnic?  Wzdłuż ścian, we wnękach stały zapieczętowane amfory. Kości psów spoczywały pod kamiennym stołem. Na ścianach dojrzał Ket freski przedstawiające sceny walk i polowań, oraz podobizny fantastycznych bóstw i potworów. W dalszej części sali na kamiennych krzesłach, po obu stronach stołu, spoczywali wojownicy w misternie wykonanych i kunsztownie zdobionych zbrojach. Ich czaszki szczerzyły zęby w śmiertelnym uśmiechu, jakby kpiąc z gości – zbyt późno przybyłych na zakończoną dawno temu ucztę. U szczytu stołu na pięknym, rzeźbionym tronie, siedziała potężna postać w złotej koronie z rubinami, które zdawały się płonąć wewnętrznym ogniem. Puste oczodoły spoglądały na Keta z przenikliwością i mądrością niezliczonych wieków. Na hebanowych oparciach spoczywały mocarne niegdyś ramiona króla – wojownika. Kościste palce prawej ręki, ściskały kurczowo głownię ukrytego w pochwie miecza, a lewej obejmowały wysadzany szafirami puchar. U stóp króla klęczał pogrążony w medytacji Qasi. Ket dostrzegł łzy skrzące się na jego policzkach. Nigdy nie widział go płaczącego. Spoglądał w mętnej zadumie na Qasiego, którego sylwetka, zaczęła się rozmywać w ognistej poświacie.

– Królu Feridunie! – zaintonował w modlitewnym uniesieniu Qasi – Racz wybaczyć, że przeszkodziliśmy w tym wspaniałym święcie, wszak jesteśmy tu…

Słowa Qasiego oddalały się jak echo. Oczom Keta ukazała się wspaniała uczta a zasiadający przy kamiennym stole pradawni herosi ożyli, spełniając toasty na cześć swojego władcy. Śmiech, okrzyki i śpiewane z pijacką powagą pieśni, znowu rozbrzmiewały w kurhanie, a blask pochodni odbijał się od wzniesionych pucharów i rubinów błyszczących na królewskiej koronie. Pośród ogólnej wesołości, jedynie król pozostawał dziwnie zamyślony. Nagle spojrzał na Keta ciemnymi oczami i przemówił głosem minionej chwały.

– Któż zna imiona Nocy, która chadza tajemnymi ścieżkami. Kim jest ten, który ośmielił się stąpać po jej śladach, ufając swej złudnej gwieździe. Niebezpieczna to ścieżka, kręta i zdradliwa, wiodąca nad przepaściami, a zawrócić z niej już nie sposób. Jakże łatwo spaść w najczarniejszą otchłań, która podąża za nami, szepcząc do ucha swoje sekretne obietnice. Lecz gdy za plecami rozwiera się przepaść, cóż za rozkosz móc w nią spoglądać.

Wojownicy zaczęli nucić nową pieśń.

Król odwrócił wzrok i ponownie pogrążył w zadumie. Ket skłonił się, odwrócił i wlokąc za sobą oszołomionego Qasiego, opuścił kurhan ucztujących cieni. 

Koniec

Komentarze

Czesc. Przeczytalem fragment. Kilka uwag, choc nie beda ona szczegolowe – nie mam juz sil pisac na komorce, a alternatyw nie mam. Po pierwsze: masz sporo podwojnych spacji. Dwa: nie wszystkie dialogi zapisane sa ok. Trzy: kilku przecinkow brakuje. Cztery w wypowiedzi krola brakuje chyba sporo znakow zapytania? Te jego wypowiedzi, to przeciez w wiekszosci pytania. Teraz: pomijajac te drobiazgi, zdaje sie, ze w wiekszosci jest to niezle / poprawnie napisane. Z kolei patrzac na to jak na fragment, to nie wzbudzilo to jakos moich wiekszych emocji. Podobnie, jak zaginiecie towarzysza – Ket zareagowal dosc spokojnie – jak dla mnie za bardzo. Niemniej jednak czytalo sie niezle :)

 

 

Kiedy słońce osiągnęło najwyższy punkt, a resztki mgły ustąpiły niechętnie pola,

Ustąpiły pola czemu? Kiedy decydujesz się na taką konstrukcję zdania, musisz określić czemu one ustąpiły tego pola.

 

Niektóre z nich zsyłały przelotne deszcze, przerywane subtelnymi chwilami,

Czy aby na pewno subtelnymi? Na czym polegała ta subtelnośc rzeczonych chwil?

 

Mijali ją, gdy nagłe przeczucie kazało mu się zatrzymać.

Wcześniej masz podmiot w postaci Keta. A teraz piszesz “mijali ją”. Raz, że “mijali” sugeruje więcej niż jeden podmiot, a to dopiero początek tekstu i niekoniecznie musi się czytelnik domyśleć, że “oni” to Ket i Quasi. Dwa, że “ją” odnosi się do samotnej skały, która nie może być tutaj podmiotem domyślnym, ponieważ we wcześniejszym zdaniu masz inny podmiot.

 

wznosiła się ponad okolicę na prawie dwieście stóp. U jej podnóża wystawało kilka mniejszych głazów, wokół których wyrastały cierniste krzaki. Ponad nimi uschnięte pnącza dzikiej winorośli,

Powtórzenie, zbyt blisko siebie.

 

Odciski butów na opadłej ziemi, najwyraźniej wiodły do jamy, odsłoniętej przez osuwającą się ziemię.

To “opadłej” też jakoś średnio mi leży. W zasadzie to usunąłbym ten fragment: “…na opadłej ziemi…”

 

był już pewien, że jest w szybie, który został zbudowany przez ludzi.

Może lepiej pasowałoby “wydrążony”?

wspomagając się słabym światłem starej lunety i mając nadzieję

Lunety? Chyba nie.

 

a wyłożone ociosanymi kamieniami ściany, ustąpiły litej wapiennej skale. Dalej prowadził dość wąski korytarz. Ket oparł się o ścianę.

Powtórzenie.

 

Kości i ślady materii zalegające na ich dnie być może były pozostałościami wspaniałej uczty.

Jak dla mnie, to brzmi to, jakby kości i ślady materii pozostawione były na dnie myśli. Bo myśli są ostatnim podmiotem użytym w poprzednim zdaniu.

Kości psów spoczywały pod kamiennym stołem. Na ścianach dojrzał Ket freski przedstawiające sceny walk i polowań, oraz podobizny fantastycznych bóstw i potworów. W dalszej części sali na kamiennych krzesłach, po obu stronach stołu, spoczywali wojownicy w misternie wykonanych i kunsztownie zdobionych zbrojach. Ich czaszki szczerzyły zęby w śmiertelnym uśmiechu, jakby kpiąc z gości – zbyt późno przybyłych na zakończoną dawno temu ucztę. U szczytu stołu na pięknym,

 

Powtórzenia, spróbuj znaleźć synonimy albo przebudować te zdania.

 

To w zasadzie pojedyncza scenka, która nie mówi o niczym, co mogłoby mnie zaciekawić. Piszesz, że to fragment, więc ok, jest to część większej całości. Ale na osobny tekst to się nie nadaje, bo opowiada o niczym. Jakbym włączył film gdzieś w powiedzmy trzydziestej minucie i po kolejnych dwóch minutach wyłączył, bo nie znam kontekstu, a to co zobaczyłem nie zaciekawiło mnie na tyle, żeby chcieć oglądać dalej. Ale napisane nie jest źle, wystarczy trochę podszlifować i będzie git :)

 

Pozdrawiam poświątecznie

Q

 

 

Known some call is air am

Hej

 

Chyba się spóźniłem bo wszystko co chciałem tu napisać zostało wspomniane wyżej…

 

 

Czy wino które pito z tych pucharów było tak doskonałe jak to z amarneńskich winnic?

Bardzo fajne miejsce na produkcję wina ;)

 

Pozdrawiam

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Cóż, moja opinia nie odbiega od tej przedmówców. Tekst krótki, nawet ciekawy, ale fabuła ginie pod raczej grubą warstwą błędów różnego rodzaju. W przedmowie nie wypisałeś żadnych betujących, więc zakładam, że tekst na betaliście nie zawitał – a to błąd. Naprawdę polecam wrzucić kolejny tekst najpierw na betę i dać mu tam nieco dojrzeć, usprawnienia jakie można tam odnaleźć są nieocenione.

A co do samej fabuły, to zapowiadała się interesująco, ale fragment zawierał raczej niewiele informacji, więc trudno mi się o nim wypowiedzieć. Brzmi to jak taki fantastyczno-postapokaliptyczny mix, co ostatnio zdaje się zyskiwać popularność

A podpowiesz nowemu, o co z tym betowaniem chodzi? Tzn, z grubsza jarzę, a reszty sie domyslam. Frapujem mnie jednak kwestia, czy to betowanie to nie taki czit? Mysle, ze nie, skoro tyle osob tu to robi. Jakas konkretna procedura? Dzieki za info.

Ogólnie, zaznaczasz przy swoim opowiadaniu, że to na betę, a nie w świat, potem wchodzisz w zakładkę “Betalista”, czytasz i komentujesz kilka opowiadań, a następnie prosisz autorów, by zrobili to samo (inaczej nie spodziewaj się dużego zainteresowania)

Rozumiem twoje wątpliwości, ale to nie oszustwo, a próba dopieszczenia własnego tekstu. Bądź co bądź tutaj także otrzymujesz porady i wskazówki, więc zdobyłbyś je i tak, tylko Beta to nieco prostsza droga. Nawet profesjonaliści przechodzą przecież profesjonalną edycję przed wydaniem swoich dzieł (Stephen King daje je nawet oddzielnie żonie i kolegom, nim puści je do wydawcy), więc zdecydowanie nie można mówić tu o oszukiwaniu.

Jeśli masz więcej pytań, to sugeruję zabrać je w prywatne wiadomości

Zupełnie jak okręt widmo – pomyślał Ket.

Jejku, jak ja nie cierpię kiedy bohaterowie tak myślą.

Niech on nie myśli, ma kumpla, niech do niego mówi albo do siebie mruczy pod nosem.

– Kuźwa! (lub: o ja nie mogę albo: co za licho – naznacz to emocjonalnie) Statek!

– Jaki znowu statek?

– Okręt, tak się wyłania z mgły ta skała.

– Prędzej maczuga jakiegoś waligóry – odburkuje Qasi.

Widzisz, niech oni mówią do siebie nieco zgryźliwie, niech wisi w powietrzu spór, nie za wielki, ale nieco dynamiki nie zaszkodzi.

Później monstrualnie długi akapit. Podziel go, a niech lina się poplącze, szarpnie za nią, zaklnie. Zawoła, czy kumpel na dole. Taki moloch tekstu trzeba koniecznie rozbić.

Złoty puchar, a on myśli, kto z niego winko popijał dla własnej przyjemności? On ten puchar teraz ma, a to skarb, cenne znalezisko, lepiej, by cieszył się nim samym, to bardziej naturalne.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Cześć.

 

Nawet fajne ;) Ale zgrzytów sporo, zerkniesz, autorze, na komentarze wyżej?

 

Poza tym Twoja historia to raczej fantasy a nie science fiction, sugeruję oznaczyć poprawnie tekst. Ja np. spodziewałem się tutaj statków kosmicznych, blasterów w dłoniach i promieni teleportacyjnych.

 

Co do betowania, tutaj jest garść info.

 

Pozdrawiam i pomyślności w dalszym pisaniu życzę ;)

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka