- Opowiadanie: Frezer19 - Idealna córka

Idealna córka

Zachęcam do komentowania!

Będę wdzięczny za każdą opinię :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Idealna córka

Stojąc na rękach, Jane wygięła kręgosłup i opuściła stopy w kierunku głowy. Pozycja skorpiona. Widziała w lustrze, jak balansowała w tym skomplikowanym układzie. Było prawie idealnie. I zrobiło się jej niedobrze na ten widok.

Z głośnika dobywały się miękkie dźwięki indyjskiej muzyki. Zapalone kadzidełka rozsiewały duszący aromat drzewa sandałowego i szafranu. Instruktor jogi przechadzał się pomiędzy próbującymi pozycję uczniami.

Jane stanęła na nogach i zaczęła zwijać matę. Łzy napływały do oczu, ale jeszcze powstrzymywała je wysiłkiem woli. Instruktor podszedł i spojrzał pytająco.

– Przepraszam. – Wyszła z sali.

W szatni usiadła na ławce i schowała twarz w dłoniach. Uwielbiała jogę. Po godzinnych zajęciach zawsze czuła się odnowiona i pełna życia. A teraz nawet joga straciła kolory.

Jane przebrała się w koszulę, marynarkę i spódnicę; szpilki wrzuciła do torby, decydując się na tenisówki. Pilnowała się, aby nie spojrzeć w lustro wiszące w szatni.

Przeszła do recepcji, gdzie za biurkiem siedziała urocza dziewczyna, która kilka dni temu nazwała ją niezwykle atrakcyjną. Jane doceniała zainteresowanie. Uśmiechnęła się życzliwie do dziewczyny, ignorując głosik w głowie, twierdzący, że i to jest teraz puste. Z pewnością czeka je rozmowa. Ale nie dziś.

Gdy Jane wyszła ze studia jogi, sztuczna inteligencja podskórnego implantu zdążyła się już zorientować, że czas wracać do domu i po oświetlonej lampami ulicy podjeżdżała kapsuła transportowa. Jane wsiadła do środka, rzuciła torbę na podłogę i padła na miękką kanapę. Z wywietrzników wydobyła się sosnowa woń. Kapsuła ruszyła do przodu z szumem silnika elektrycznego.

– Telefon – powiedziała.

Na środku kapsuły pojawił się hologram przedstawiający zapis przychodzących połączeń z wyraźnie migającą ikonką wyciszenia. Hmm… Mijały już cztery godziny odkąd mama próbowała się połączyć. Jane poczuła ukłucie w sercu. Spodziewała się czegoś innego? Oczywistym było, że po wykonaniu kilkudziesięciu takich prób, mama kiedyś się podda.

– Mail.

Hologram zmienił kształt, przedstawiając teraz trzydzieści dwie nieprzeczytane wiadomości. Jane zganiła się w głowie. Wiedziała, co tu czekało, ale tak jakby musiała ujrzeć pełną skalę zaniedbań, aby zdobyć świeży materiał do dręczenia. Razem z zespołem kilkunastu prawników przygotowywała się do aktu oskarżenia w międzynarodowym trybunale sprawiedliwości. Zostały dwa tygodnie do pierwszej rozprawy.

– Medytacja. Z prowadzeniem.

Szyby kapsuły pociemniały, kanapa przekształciła się w płaską powierzchnię, a z głośników zabrzmiał miękki głos prowadzącego. Jane usiadła w pozycji lotosu, wyprostowała plecy i wzięła głęboki wdech przez nos. Wydychając powietrze, przymknęła oczy.

Wdech i wydech. Wdech i wy… Złe myśli nadal krzyczały.

Trzy dni temu, podczas kolacji, mama wygadała się, że Jane została genetycznie zaprojektowana.

Wdech i wydech. Głos prowadzącego przypominał, aby skupić się na oddychaniu.

Kapsuła po dziesięciu minutach dojechała przed apartamentowiec. Medytowanie zawiodło.

Drzwi otworzyły się i chłód nocnego powietrza omotał Jane. Gdy wyszła, kapsuła odjechała, aby przydać się innym.

Ech…

Przed budynkiem stały trzy czarne limuzyny, a wokół nich teren spojrzeniem skanował oddział Czarnych Płaszczy. Jane nazywała ich tak, odkąd miała sześć lat.

– Witaj, Tim – powiedziała, uśmiechając się. – Earl. Miło was widzieć.

Wysocy ochroniarze ukłonili się uprzejmie.

– Nam także jest miło widzieć panienkę – powiedział Earl.

– Czeka na górze?

Earl potwierdził. Jane weszła do apartamentowca, pozdrowiła portiera i przeszła do windy, która bez wciskania przycisku ruszyła na czternaste piętro.

Przed drzwiami mieszkania stał wysoki mężczyzna w garniturze z dwumetrową choinką w dłoni.

– W tym roku przywiozłem wcześniej – powiedział, uśmiechając się.

Jane zacisnęła dłonie na torbie. Zrobiło się jej gorąco. Podeszła.

– Nie będę przepraszał.

Skinęła głową. I pozwoliła, aby drzwi do apartamentu się otworzyły.

Lampy zabłysły i rozświetliły przestronny salon, w którym duże donice z roślinami ozdabiały kąty, zdjęcia przyjaciół stały na szarych komodach, a na ścianach wisiały liczne plakaty z koncertów rockowych. Jane zdjęła tenisówki, ruszając boso po ogrzewanej podłodze. Dziś pachniało nadmorskim latem. Projektor holograficzny włączył się i w pokoju zabrzmiał głos spikera wieczornych wiadomości.

– Wyłącz – zakomenderowała.

Ojciec oparł choinkę o duże okna, z których roztaczał się widok na migające światełka nocnego miasta, i poszedł szukać stojaka. Jane przeszła do otwartej kuchni i nalała wina do kieliszków.

– Tym razem pomogę też z dekorowaniem – powiedział, niosąc pod pachami pudła.

Jane popatrzyła na niego uważnie. Ojciec ściągnął buty i marynarkę, po czym podwinął rękawy koszuli.

– Nie umiesz – powiedziała.

– Oj, tam. Jak trudne to może być?

Ojciec włożył choinkę do stojaka i ustawił blisko kanapy. Cofnął się i popatrzył.

– Co myślisz? – zapytał. – Trochę w prawo?

– W lewo.

Przesunął choinkę. Gdy tym razem ocenił ustawienie, uśmiechnął się.

– Idealnie! – wykrzyknął, po czym zaczął otwierać pudła z dekoracjami.

– Jutro do niej zadzwonię.

Zatrzymał się i obejrzał.

– Jestem tu tylko dla ciebie.

Jane nie odpowiedziała. Ojciec wystawił dłoń po kieliszek. Podała mu go.

– Dobrze. – Napiwszy się, sięgnął do pudła po różową bombkę. – Zaczniemy od mojej ulubionej…

– Zaczyna się od światełek.

Ojciec uniósł brwi, ale po chwili odłożył bombkę i sięgnął po lampki. Dzięki długim ramionom z łatwością sięgał szczytu drzewka.

– Nie bałeś się, że was złapią? – zapytała.

Ojciec spokojnie owijał choinkę.

– Dla nas to było legalne.

– Co?

Ojciec wcisnął wtyczkę do kontaktu. Choinka zamigotała tuzinem barw.

– Popatrz, jak już ładnie! Mówiłem, że to nie jest trudne!

Jane cisnęła kieliszek w bok; szkło prysnęło z hukiem, pozostawiając burgundową plamę na ścianie. Ojciec milczał. Mały robot wyjechał ze schowka i zaczął sprzątać.

– Powinienem był powiedzieć „legalne” – podjął w końcu – bo prawo w tej kwestii jest jasne. Każdy, czy to naukowiec czy rodzic, kto manipuluje genami w przypadkach niemedycznych, idzie do więzienia. Zero tolerancji. Tyle tylko, że… prawo nie dotyczy wszystkich. Jest grupa wpływowych i potężnych, co mogą wszystko. I oni zmonopolizowali projektowanie genetyczne. Wykorzystują prawo, aby zabraniać tego innym. Głoszą wzniosłe hasła o moralności i świętości ludzkiego życia, aby zbałamucić społeczeństwo. Dzięki temu jako jedyni mają dostęp do tej technologii. I jako jedyni są wolni od tyrani biologii.

Jane skrzywiła się. Kiedyś słyszała tę plotkę. Znów poczuła mdłości.

– Uzasadniają to efektywnym wykorzystaniem zasobów – kontynuował. – Najlepsi rodzą się w domach już najlepszych i dostają najlepsze warunki, aby stać się najlepszymi wersjami samych siebie. Później reszta społeczeństwa zyskuje, bo te jednostki przewodzą nam wszystkim, tworząc lepszy świat.

– Też mnie tak widzisz? Jako coś co ma być najlepsze?

– Nie. Chciałem cię poznać.

Jane nie wiedziała, co odpowiedzieć. Znów z trudem powstrzymała łzy zbierające się w kącikach oczu. Ojciec poszedł do kuchni i nalał wina do czystego kieliszka. Podał jej go.

– Teraz łańcuchy – mruknęła.

Skinął i wznowił dekorowanie. Blada Jane przełknęła łyk wytrawnego trunku. Była wynikiem konspiracji bogatych i potężnych przeciwko reszcie społeczeństwa. Dwie łzy spłynęły po policzkach.

– Powiedz mi, jak się czujesz – rzekł ojciec, poprawiając gałąź, która zaczepiła się w łańcuch.

Jane wyrwała się z zamyślenia.

– Czuje się… – Nie dokończyła, chowając się w kieliszek i zaczynając pić.

– Ech… Jesteś zaznajomiona z „Problemem zła”?

– Mhm.

– Ja jestem bogiem.

Jane zamrugała. Co?

– Jeśli bóg jest wszechdobry i wszechmocny, to czemu pozwala na istnienie zła? – zaczął. – Czemu jako twórca nie tworzy najlepszej wersji tego świata? Czy nie powinniśmy go za to winić? – Sięgnął po kieliszek i napił się. – Kiedy trzydzieści lat temu zaproponowano mi zabieg modyfikacji, stałem się twórcą. Spadła na mnie odpowiedzialność. Bo jeśli nie uczyniłbym wszystkiego, co było w mojej mocy, pozwoliłbym na istnienie zła. Bo świadomie tworzyłbym życie gorsze, niż mogło być. Musiałem. Tak jak musiałbym wyleczyć cię z jakiejkolwiek choroby, która na ciebie by czekała.

– Choroby to co innego.

– Czyżby? Dlaczego je leczymy i dlaczego zależy nam na zdrowiu? Czyż nie dlatego, że choroby negatywnie wpływają na jakość życia? Ale przecież są też inne rzeczy, które mają taki efekt. I są też rzeczy, które czynią życie łatwym i pięknym. Popatrz na świat i na przywileje, jakie ludzie posiadają. Popatrz, o czym marzą rzesze. Chcemy być atrakcyjni i tańczyć na balu z księciem z bajki. Chcemy być geniuszami i zmieniać świat na lepsze. To są rzeczy wartościowsze niż niektóre choroby przykre, bo ilu ludzi wybrałoby życie Hawkinga ponad swoje, zdrowe? A co z cechami charakteru? Czyż sumienność nie pomoże wielu bardziej, niż hemochromatoza zaszkodzi? Czyż wysoka ugodowość nie pozwala na tworzenie pięknych związków i kochających przyjaciół, podstaw szczęśliwości? Różnica pomiędzy chorobami, a innymi cechami to miraż. Liczy się tylko wpływ na życie.

– Ale nie widzisz? Nie widzisz, co mi zrobiłeś?! Okradłeś mnie… Jak ja mam teraz normalnie żyć? Dzisiaj czułam mdłości, praktykując jogę. Bo jestem w niej zajebista! A trenuje mało. I teraz wiem, że to tylko dzięki temu, że mnie tak zaprojektowałeś. Jak mam się czuć dumna z czegokolwiek, co osiągnęłam?! Mój doktorat? Kariera? Małżeństwo? To wszystko jest teraz puste i nic nieznaczące. Nie, nawet gorzej! To wszystko to oszustwo!

– Niczym nie różnisz się ode mnie.

– Wyjdź.

– Jestem taki sam! Popatrz, co osiągnąłem! Popatrz, kim jestem. Może nikt mnie nie zaprojektował, może nikt nie stworzył, ale wygrałem loterię. Dostałem dary pozwalające dojść na szczyt społeczeństwa. I nie mogę wziąć za nie odpowiedzialności. Tak samo jak ty. Więc jeśli jesteś oszustką, to ja także. I każdy kto w życiu coś osiągnął!

– Wyjdź!

Zacisnął usta, czerwieniejąc.

– Jestem twoim ojcem… Moim obowiązkiem było dać ci co najlepsze! Sam nauczyłem cię pisać i czytać! To był mój dar: stworzyć warunki, abyś była najlepszą wersją samej siebie! Zrobiłem to do końca!

Jane zadrżała, po czym złamała się i rozpłakała. Ochłonąwszy, ojciec dotknął ją delikatnie i przytulił.

– Nie miałaś się dowiedzieć. – Pocałował ją w głowę i pogłaskał.

Jane odsunęła się.

– Przecież nie uważasz, że zrobiłeś coś złego.

– Byłaś szczęśliwa. Nie chciałem tego zepsuć.

– Żyłam w iluzji.

– Mhm.

– Co jeśli iluzja jest kluczem? Co jeśli ograniczenie jest niezbędne? Wiedziałam, że światem rządzi zimne przeznaczenie, ale… teraz też to czuje.

Przytulił ją mocniej.

– Jak mam czuć teraz zachwyt? – zapytała. – Jak mam wierzyć w przygody? Stworzyłeś książkę, która ma zbyt pozytywną fabułę, aby się nią cieszyć. Taka wiedza niszczy strach. A strach pozwala pięknie żyć.

– Wciąż nie znasz własnego zakończenia.

Jane pociągnęła nosem i sięgnęła po różową bombkę.

– Ostatnio zastanawiałam się, czy nadszedł już czas. Chcę zostać matką, ale… Teraz, niezależnie co zrobię, będę decydować, kim moje dziecko zostanie. Jestem odpowiedzialna za to. Nie ma przed tym ucieczki. Wcześniej byłam bezsilna i zdana na chaos natury. Prościej jest tak żyć.

Zgniotła w dłoni bombkę, raniąc się. Ojciec pobladł.

Krew wypłynęła z poprzebijanej skóry, kilka kropel spadło na biały dywan. Ból i strach. Serce zabiło szybciej. Ile tragedii zawierała prawdziwa sielanka? Ile ślepoty? Jane spojrzała na ojca i czekała. Czekała, aż wypowie słowo.

Ojciec na razie milczał.

Koniec

Komentarze

Będę tym złym i to w święta. Eh, trudex.

Zachęcam do komentowania!

Będę wdzięczny za każdą opinię :)

Po tej przedmowie zajrzałem na Twój profil. Od sierpnia wszystkich komentarzy sztuk dwa i to pod własnym skasowanym tekstem. 

Nie jestem pewien, czy warto czytać i komentować.

 

Dlaczego @ManeTekelFares ? 

Bo usuniesz. :-)

Ok. Rozumiem

Hmm, tak bez zapewnienia, że tym razem nie usuniesz? ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

He he, nie zdawałem sobie sprawy, że usuwanie to takie faux pas. Przyrzekam na moje pisarskie aspiracje, że tego nie uczynię ;)

Nie zdawałem sobie sprawy, że usuwanie to takie faux pas.

Nie tyle faux pa coś tam, co demotywujące, szczególnie, gdy użytkownik nie odwzajemnia się w komentowaniu.

Złota zasada. :-) – nie rób drugiemu, co…

I będzie git. Głowa do góry.

W kwestii co może być uznane za faux pas, a co wręcz przeciwnie, polecam artykulik ukrywający się pod poniższym linkiem. Zwracam uwagę na kwestię altruizmu wzajemnego, czyli komentowania innych.

 

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki @drakaina :-) To pomaga

Cześć, Frezerze19. :-)

Melduje się piątkowa dyżurna. Rewers bycia idealnym, acz z podobnymi konsekwencjami.

Pomysł prosty i prawdopodobnie mógłby być ciekawym, gdyby nie stanowił zwierciadlanego odbicia dolegliwości, przyjmijmy, naszych czasów lub spróbowałbyś napisać go nie w narracji „osobistej”, która intensyfikuje wrażenie powtórzenia.

W skrócie trochę oklepana historia, w zwyczajowej odsłonie z obróconym do góry nogami przedmiotem zmartwienia. Bohaterka i jej ojciec nierealni i papierowi. W zasadzie niewiele też czułam fantastyki. Wydaje mi się, że współczesnych, raczej stereotypowych bohaterów wstawiłeś w lekko zmienione dekoracje sf.

Napisane poprawnie, chociaż strasznie przewidywalnie i sucho, moim zdaniem. Nawet pozycje jogi i trudne sytuacje (dziewczyny i ojca) opisujesz beznamiętnie, powierzchownie. 

Wspominasz o procesie, ktory potencjalnie mógłby być dużo bardziej interesujący, podobnie jak relacje ze znajomymi, funkcjonowanie tego stosunkowo bliskiego czasowo nam świata, czy kwestia co właściwie miała „podkręcone”. Ta ostatnia sprawa jest ważna, ponieważ przedstawiasz doskonałość cierpiącą, która uspokaja się medytacją. Hmm.

 

,Jane wygięła plecy

Raczej kręgosłup.

,w pozycji lotusa,

Lotosu?

 

Pozdrawiam serdecznie, :-)

a

 

PS. Szkoda, że nie komentujesz innych opowiadań.

PS2. Już komentujesz – super. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Prościusieńkie, choć poruszasz całkiem poważne problemy i to od razu dwa ;) Przyzwoicie napisane, dobrze się czytało, ale obawiam się, że szybko wywietrzeje z głowy. Brakuje Ci jeszcze pazura, a i bohaterka jakoś nie wzbudziła mojej sympatii. Ma wszystko, należy do tych z górnej półki i trochę to wygląda, jakby na siłę szukała sobie problemu.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Czesc. Przeczytalem i nie bylo to dla mnie udręką :) Jezykowo poprawnie, dialogi ok. Ale też mi brakuje czegos wiecej. Jedyną prawdziwą emocją, jakką widzialem, bylo zgniecenie bombki. Tyci mniej stereotypu, bo sam pomysl nie jest zly, podobnie, jak poruszane problemy. Chyba ogolnie chodzi o to, ze jest jest nienajgorzej i az sie czuje ten potencjal, ze mogloby byc lepiej! Pzdr.

Hmm. Zaczęło się nie najgorzej, ale potem niestety nie nadałeś pomysłowi literackiej formy. Masz tu wyjściową scenkę, w której jakoś tam charakteryzujesz bohaterkę, to nawet zagrało, jest ok. Ale potem bohaterka jedzie do domu, gdzie spotyka ojca i oboje wygłaszają monologi na temat tego, czego dowiedzieliśmy się już wcześniej. Koniec, kurtyna. Zero napięcia, zero emocji. Nie chodzi mi, brońcie bogowie, koniecznie o suspense czy wielkie twisty oraz emocje na wysokim C. Ale o to, żeby tekst nie był jedynie relacją plus wymianą zdań w dialogu, który nie ma nawet pozorów naturalności.

Szkoda, bo wydaje mi się, że wyjściowo pomysł miałeś niezły: jest to w pewnym sensie adaptacja problemu jak najbardziej realnego, współczesnego, dzieci dowiadujących się, że są adoptowane, do fantastyki dość bliskiego zasięgu, choć na szczęście jeszcze nie takiego całkiem na wyciągnięcie ręki.

Tylko że moim zdaniem zmarnowałeś potencjał tego pomysłu. Zgadzam się z Irką, że w obecnej formie to jest trochę tak, że bohaterka szuka sobie problemu na siłę. Winny temu jest głównie sposób, w jaki oni rozmawiają, o czym już pisałam. To jest wielki infodump, a powinna być rozmowa. Także gdybyś ukrył przed czytelnikiem, co gryzie Jane, byłoby ciekawiej. Wyobraź sobie np. taką kompozycję, że obecność ojca ją zaskakuje, rozmowa się nie klei i dopiero wtedy czytelnik dowiaduje się, że dziewczyna rano dowiedziała się, że jest genetycznym produktem. No i warto by pociągnąć ten problem determinacji i wolnej woli. Przecież genetyka nie wyznacza naszych wyborów, więc to trochę takie fochy biednej bogatej dziewczynki.

Jest tu też sporo niepotrzebnych elementów, a raczej takich, które mają budować bohaterkę, ale ponieważ zbyt szczegółowo je opisujesz, stają się takimi czechowowskimi strzelbami. Po co np. czytelnikowi dokładna wiedza o postępowaniu sądowym, w którym uczestniczy kancelaria bohaterki? Wystarczyłaby połowa informacji, a jeszcze lepiej sugestia, że Jane jest świetnie zarabiającą, skuteczną prawniczką. Zamiast odnarratorskiej informacji – np. charakterystyka pośrednia: bohaterka rzucająca z ulgą teczkę z papierami na szafkę w przedpokoju (nie będzie się już tym dziś przejmować) itp.

 

Czyta się rzeczywiście dość gładko, niemniej nawet nie robiąc szczegółowej łapanki wychwyciłam sporo nie najlepiej napisanych miejsc. No i przede wszystkim: dość radykalna zaimkoza – zwłaszcza zaimek “jej” sponsoruje ten tekst, a większość – jeśli nie wszystkie – można by zlikwidować. Nadużywanie zaimków to anglicyzm; skądinąd sporo zdań sprawia wrażenie, jakby były wprost przekalkowane czy też nie najlepiej przełożone z angielskiego.

 

Poniżej bynajmniej nie całościowa łapanka, tylko to, co mnie istotnie zatrzymywało. Są to uwagi różnego kalibru, część to tylko sugestie, ale w ramach ćwiczeń warsztatowych bym je przemyślała.

 

Nie desperuj jednak, ale ćwicz warsztat :)

 

Miękkie dźwięki indyjskiej muzyki dobywały się z głośnika.

W takim układzie zdanie zwraca uwagę na to, że dźwięk wydobywał się z głośnika (a nie np. dobiegał z ulicy). Jeśli chcesz podkreślić, że była to konkretnie łagodna muzyka indyjska, lepiej byłoby odwrócić: “Z głośnika dobiegały miękkie dźwięki…”

 

Jane stanęła na nogach i zaczęła zwijać swoją matę.

Raczej nie zwijała cudzej. “Swój” to najbardziej zaśmiecający zaimek, zazwyczaj można się bez niego obejść.

 

 

Była w niej dobra, mimo że praktykowała tylko dwa razy w tygodniu. A teraz i ona straciła swoje kolory.

Co straciło kolory? Jane? To ona jest podmiotem pierwszego zdania, więc gramatycznie “ona” odnosi się do Jane. No i nie można stracić cudzych kolorów.

 

Pilnowała się, aby czasem nie spojrzeć w lustro wiszące w szatni.

Tak się potocznie mówi, ale raczej nie pisze w neutralnej narracji; “czasem” niepotrzebne.

 

 

Z pewnością czeka ich rozmowa.

Mowa jets o dwóch kobietach, więc “je” a nie “ich”.

 

Ale byle nie dziś.

To samo, co z “czasem” – dopuszczalne w potocznej mowie. W narracji za dużo grzybków w barszcz: albo “ale”, albo “byle”.

 

 

Gdy Jane wyszła ze studia, sztuczna inteligencja jej implantu zdążyła się już zorientować, że czas wracać do domu i po oświetlonej lampami ulicy podjeżdżała kapsuła transportowa. Jane wsiadła do środka, rzuciła torbę na podłogę i padła na miękką kanapę. Z wywietrzników wydobyła się jej ulubiona sosnowa woń.

Studio bez dookreślenia kojarzy się głównie ze studiem filmowym czy telewizyjnym i w pierwszym momencie myślałam, że ją posłałeś do tv czy coś. Nie wiem zresztą: studio jogi?

 

Wiedziała, co na nią tu czeka, ale tak jakby musiała pokazać sobie pełną skalę swojego zaniedbania. Jej kancelaria

Ogólnie pierwsze zdanie jest niezgrabne. To zresztą jedno z tych miejsc, które brzmią jak przekłady z angielskiego.

 

w pozycji lotusa

Po polsku – lotos, czyli pozycja lotosu.

 

Wydychając, przymknęła oczy.

Kolejny anglicyzm. Po angielsku możesz powiedzieć “breathing out” bez dopełnienia, po polsku nie bardzo → “ Wydychając powietrze”

 

Złe myśli nie przestawały jej bombardować.

Trzy dni temu, przy kolacji, jej mama wygadała się, że Jane została genetycznie zaprojektowana.

Wdech i wydech. Głos prowadzącego przywrócił do oddechu.

Po dziesięciu minutach dojechała przed swój apartamentowiec. Medytowanie wyszło jej słabo.

Pierwsze zdanie brzmi jak kolejny anglicyzm. To nie jest polska frazeologia. Złe myśli nie dawały jej spokoju; jakiś bardziej metaforyczny zwrot pewnie też by się wymyśliło, ale polszczyzna jest na taki styl trochę mniej odporna od angielszczyzny. Zaimkoza level master – znów, po angielsku wszystkie te zaimki byłyby na swoim miejscu.

 

zdjęcia z przyjaciółmi stały na szarych komodach

Znaczy: na komodach były zdjęcia i przyjaciele? ;) → Zdjęcia przyjaciół

 

Oj[+,] tam

 

Cofnął się, aby się przypatrzeć.

(…)

cofnął się, oceniając, uśmiechnął się.

To jest coś, czego warto unikać. Czasem się nie da, czasowniki zwrotne bywają konieczne, ale warto zadbać o to, żeby w bliskim sąsiedztwie nie było wielu “się”. Zwłaszcza tak bliskim. Drugie zdanie średnio brzmi.

 

– Idealnie! Teraz reszta!

– Jutro do niej zadzwonię.

Zadzwoni do reszty? Domyślam się, że chciałeś tu akurat napisać naturalnie brzmiący dialog, w którym wypowiedzi dwóch osób “mijają się”, ale wyszło niezamierzenie komicznie.

 

Ojciec wpatrzył się w zniszczenie.

Nie po polsku.

 

wiezienia

Literówka. → więzienia

 

Wykorzystują prawo, aby zabraniać tego innym; głoszą wzniosłe hasła o moralności i świętości ludzkiego życia, aby zbałamucić społeczeństwo.

To jest kliniczny przykład tego, że ten dialog to są przemowy. Kto w zwykłej rozmowie będzie wygłaszał złożone zdania ze średnikiem?

 

Jako coś co ma się być najlepsze?

A tu już całkiem się coś posypało.

 

łzy zbierające się w kącikach jej oczu. Ojciec poszedł do kuchni i nalał wina do czystego kieliszka. Podał jej go.

(I zaraz jest następne “jej”)

 

Ale nie widzisz? Nie widzisz, co mi zrobiłeś?! Okradłeś mnie… Jak ja mam teraz być i działać? Dzisiaj, ćwicząc jogę, zrobiło mi się niedobrze, patrząc na siebie. Bo jestem w niej zajebista! A trenuje mało.

 

Znowu niezbyt to po polsku, zwłaszcza zdanie po wielokropku. Plus literówka: → trenuję

 

To był mój dar; stworzyć ci warunki

To jest z kolei anglicyzm interpunkcyjny: po polsku powinien być dwukropek

 

Jane zadrżała, po czym złamała się i rozpłakała.

 

 

Byłaś szczęśliwa. Nie chciałem temu zagrozić.

Drugie zdanie – kolejny anglicyzm.

 

teraz też to czuje.

Chyba: czuję.

 

Nie widzę miejsca na zachwyt

Kolejny anglicyzm.

 

Teraz, niezależnie co zrobię, będę decydować[+,] kim moje dziecko zostanie.

Składniowo znów trąci anglicyzmem.

 

PS. te “wyginane plecy”, na które ktoś zwrócił uwagę, też jakby z angielskiego, bend one’s back, a nie spine, ale po polsku rzeczywiście chyba lepiej wygiąć kręgosłup

http://altronapoleone.home.blog

Drakaina

  1. Dziękuje za morze informacji i wskazówek! Szczególnie za zwrócenie uwagi na anglicyzm i zaimkoze, bo zupełnie nie byłem świadomy, że to tak gryzie w oczy ;) Cóż, przyznaje się, mimo że jestem rodowitym polakiem, co całe życie mieszkał nad Wisłą, to myślę głównie “w ponglish” lub po angielsku. Takie czasy… Ale poprawię się. 
  2. Tak, dialogi to infodump i obawiałem się od początku, czy uda mi się je przemycić w formie opowiadania. Ale bardzo zależało mi na filozoficznych detalach. Kolejna lekcja na przyszłość.
  3. Celowo szybko wyjawiłem informacje o projektowaniu genetycznym, bo chciałem uniknąć melodramatu. Podobnie było z dialogiem, ale widząc komentarze innych, przesadziłem w drugą stronę.
  4. Gdzieś kiedyś przeczytałem, że średnik świetnie przekazuje naturalność wypowiedzi, bo często nasze zdania łączą się ze sobą, “przeplatają”. Patrząc na Twoje bio, jestem gotów założyć, że byłem w błędzie :) 
  5. Sama genetyka nie wyznacza naszych wyborów, ale genetyka + środowisko już tak ;) Wolna wola nie istnieje. 

Silvan i Asylum! Dziękuje za komentarze!

 

Irka-Luz. Postacie, które “same sobie tworzą problemy” to chyba motyw, który często krąży mi po głowie. Tym bardziej muszę popracować nad ich prezentacją. Choć jednocześnie nie celuje w ich sympatyczność.

Gdzieś kiedyś przeczytałem, że średnik świetnie przekazuje naturalność wypowiedzi, bo często nasze zdania łączą się ze sobą, “przeplatają”.

Pewnie, to mogą być osobiste preferencje, ale dla mnie zdania ze średnikiem to domena przemyślanej narracji, a nie swobodnej wypowiedzi i mowy niezależnej. Tak, oczywiście, w mowie np. często zmieniamy w środku zdania składnię, ale pisanie tak, żeby to oddać i żeby brzmiało naturalnie – to wyższa szkoła jazdy i średnik tego nie załatwi, bo długie zdanie ze średnikiem po prostu musi być przemyślane ;) W dialogach bezpieczniej jest stosować naturalnie brzmiące, krótkie zdania, ewentualnie, jeśli bardzo chcesz rwać wypowiedź, to np. wielokropki (półpauzy nie są zalecane w polskiej interpunkcji, bo jako znak wprowadzający didaskalia mogą być mylące).

 

Sama genetyka nie wyznacza naszych wyborów, ale genetyka + środowisko już tak ;) Wolna wola nie istnieje. 

Nie jestem wyznawczynią determinizmu, więc pozwolę sobie się nie zgodzić ;) Oczywiście, genetyka, wychowanie, środowisko oraz przypadek wpływają na nasze wybory, czasem nawet je wyznaczają w tym sensie, że dopóki nie jesteśmy pozbawionymi instynktu zachowawczego szaleńcami, sensowny wybór bywa jeden – niemniej zawsze możemy wybrać to, co bezsensowne. Wolna wola istnieje :)

http://altronapoleone.home.blog

Bezsensowny wybór to tylko kolejny przykład działania motywowanego. Wszystko ma sens, gdy spojrzy się na daną decyzję z szerokiej perspektywy. Np. irracjonalne jest wyrzucić dobre naleśniki, jeśli jestem głodny, ale realistycznie zrobiłbym to wyłącznie, gdyby spełniał inną, większą potrzebę. “Chciałem zaznaczyć wolną wolę, toteż zmarnowałem jedzenie” ;) A szaleńcy mają inne priorytety lub ich wnioskowanie działa odmiennie od standardowego. Wolna wola nie istnieje :) 

Tworzysz niezwykłą postać, po czym nie ukazujesz nic więcej jak zwykłe problemy tożsamościowe. Na dodatek czytelnik zamiast czegokolwiek doświadczyć z tego niezwykłego życia istoty doskonałej, zostaje potraktowany jej problemami. Przegadanymi, nie przeżytymi. To bardzo słabo angażuje odbiorcę. Ja tam nie miałbym nic przeciwko, by poznać lepiej życie kogoś tak innego, jak szybciej myśli, podejmuje trafniejsze decyzje, budzi zazdrość i podziw. Strach także. Łatwo wpływa na otoczenie. W Twoim teście wiele refleksji mało działania.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Frezerze, w kwestii wolnej woli mnie nie przekonasz, a w filozofowanie też się nie wciągnę. Filozofowanie dla filozofowania mnie od dawna nie interesuje, ponieważ we wczesnej młodości zbyt dużo czasu spędziłam wśród filozofów i od tamtego czasu czuję przesyt ;) Ponieważ zaś mój ojciec zajmuje się m.in. teorią chaosu, jestem genetycznie uwarunkowana na nieakceptację determinizmu, kompatybilizm natomiast wydaje mi się zbyt wydumany.

 

Co do anglicyzmów zaś – nie wydaje mi się, żeby myślenie w ponglish itd. miało wpływać na odruchowe tworzenie niepoprawnych konstrukcji składniowych oraz błędną frazeologię w języku polskim, ponieważ nawet jeżeli dużo myślisz w tym języku (ja też, bo np. ogromną większość prac naukowych piszę po angielsku, plus dla chleba dużo tłumaczę z tego języka), to pisząc po polsku nie tłumaczysz w głowie z angielskiego. To mogłoby zachodzić, gdybyś był native speakerem i miał “mocniej wdrukowane” angielskie struktury. Druga możliwość: opierasz filozofujące wywody na dziele, które przeczytałeś po angielsku (w samym takim zabiegu literackim nie ma nic nagannego) i nie dbasz o dobrą adaptację na polski ;) Niemniej drogi ludzkiego umysłu są niezbadane (i niezdeterminowane, choć uwarunkowane), więc po prostu – popraw polszczyznę, jeśli chcesz pisać i być czytanym.

Edyta: przeczytałam właśnie na LC recenzję wydanej w zeszłym roku powieści młodej autorki, gdzie padły zarzuty w zasadzie identyczne z moimi. Jeśli zatem jesteś przedstawicielem bardzo młodego pokolenia, co podejrzewam, to może to jest kwestia, że szkoła już nie uczy, jak pisać po polsku, a media niestety pogarszają sprawę, ponieważ nader często posiłkują się google translatorem, który wprawdzie daje radę coraz lepiej, ale jednak przy przekładach na tak trudny język jak polski wywala się właśnie na kwestiach stylistycznych. A że w mediach mamy anglicyzm na anglicyzmie, to nie dziwota, że to się przenosi na twórczość :( Ale jakakolwiek geneza – walcz z tym.

 

A Jastek Telica ma świętą rację: z punktu widzenia portalu literackiego znacznie ciekawiej by było, gdybyś całe te rozważania po prostu przełożył na fabułę i pokazał je w działaniu. Niechby to nawet była powiastka filozoficzna, ale z naciskiem na powiastka. Powodzenia :)

http://altronapoleone.home.blog

Będę walczył :)

Opowiadanie czyta się dobrze, szybko. Spodobał mi się pomysł idealnego człowieka, boskiego dziecka. Samo wykonanie – od strony dialogów i opisów, wydaje się poprawne. W tekście widać silne emocje dziewczyny, która nagle dowiaduje się wstrząsającej prawdy o sobie. 

Teraz będzie o słabszych stronach tekstu. Pierwsza scena wprowadza tajemnicę i zaciekawia czytelnika. Dobry start, który wiele obiecuje, a w dalszej części już niewiele się dzieje. Warto było pokazać scenę, w której ujawnia się idealna natura bohaterki. Wtedy zyskałbyś kontrast do rozbudowanych emocji dziewczyny. Czy ona wcześniej nie domyślała się, dlaczego była inna?

Konfrontacja z ojcem wydaje się bardzo typowa, nie zaskakuje. Bohaterka wypada w niej jak nastolatka, a nie kobieta, która ma męża i myśli o dziecku. W końcówce wytłumaczyłabym dokładniej problem i dodała jakąś niespodziankę dla czytelnika.

Dzięki Ando ;)

Wyraźnie popełniłem błąd amatora. Opowiadanie napisane w kilka dni, pretekst, aby pofilozofować. Zamiast tego powinienem zamienić dialog w klika scen fabularnych lub uprościć przesłanie. I mniej zaimków ;)

 

P.S. Bohaterka nie domyślała się, że była inna, bo spędziła całe życie wśród podobnych “tworów”. Szkoła elitarna, uniwerek elitarny, praca także. Nie włączyłem tego w tekst, ponieważ starałem się być zwięzły. 

Bohaterka nie domyślała się, że była inna, bo spędziła całe życie wśród podobnych “tworów”.

Z tekstu odniosłam wrażenie, że uzyskanie takiej zgody jest bardzo trudne – czy tych wpływowych jest aż tak dużo, że “tworów” jest dość nie tylko na własne szkoły, ale i własne uniwersytety? Jasne, we współczesnym świecie też są elitarne szkoły dla najbogatszych (wcale niekoniecznie wypuszczające geniuszy, tak skądinąd), a i na wiele najlepszych prywatnych anglosaskich uczelni można się dostać mając niedobory intelektualne i dużo pieniędzy (pytanie, ile się tam wytrzyma). Niemniej absolwent takiej prywatnej szkoły w Szwajcarii i MBA na Harvardzie jednak nie odstaje aż tak bardzo od inteligentnego absolwenta porządnego państwowego liceum w jakiejś, dajmy na to, Belgii, i porządnego europejskiego państwowego uniwersytetu. Intelektualnie może nawet odstawać na minus, bo to nie studia dla intelektualnych orłów, nawet na Harvardzie ;) W Twoim świecie jest inaczej: to są geniusze, to są produkty inżynierii genetycznej. Naprawdę nie zorientują się – są przecież intelektualnie na najwyższym poziomie! – że coś nie gra, że są za idealni? Tu by się aż prosił model jak z “Wehikułu czasu”, gdzie ta kasta żyje całkowicie obok reszty ludzkości. A ona ewidentnie takich refleksji nie ma, co jest dość dziwne.

Chyba że to nie idzie w kierunku intelektu (twórczego, takiego, jakim dysponują np. naukowcy), tylko umiejętności przydatnych w korporacjach, także prawniczych? Jak głębiej podrapać ten świat, to okazuje się, że dużo by tu jeszcze można rozważyć, także od strony “filozoficznej” (choćby: co znaczy “idealny”? czy jest jeden wzór “ideału”?) i za bardzo to wszystko uprościłeś.

 

Nie włączyłem tego w tekst, ponieważ starałem się być zwięzły. 

Goethe miał mawiać, że “po ograniczeniach poznać mistrza”, ale to nie jest reguła absolutna ;)

http://altronapoleone.home.blog

Hmm, rzeczywiście. Jeśli “twory” są geniuszami, to prawdopodobnie zaczęłyby kontemplować własną idealność i skąd się wzięła. Choć z drugiej strony ryby wody nie widzą… Wyobrażałem sobie, że bohaterka uwierzyła w anty-modyfikacyjną propagandę. “Tworzenie ulepszonych jednostek jest zbrodnią przeciwko świętości ludzkiego życia! Dany człowiek nie jest w stanie wyrazić na to zgody! I dlatego będziemy bezlitośnie ścigać każdego, kto zastosuje taki zabieg!” Ulepszona wersja obecnych poglądów na temat pedofili, tj. każdy zapytany potępi, ale jednocześnie np. w Hollywood czy w kręgach pana Epsteina dzieją się rzeczy, które nie powinny się dziać. 

Tyle tylko, że teraz nad tym myśląc, taka propaganda nie wystarczyłaby, aby oszukać geniuszy. Tak jak mówisz, trzeba by było dodać do tego świata dużą separację pomiędzy kastami albo zamieszać w inny sposób. 

A co do idealności, to zastanawiałem się nad tym wcześniej i doszedłem do wniosku, że w pierwszych generacjach różnorodność zostałaby zachowana (ludzie bazują potomków na sobie, cenią inne rzeczy, też w rozwoju jakiegokolwiek organizmu “przypadkowość” odgrywa znaczącą rolę), ale im dłużej trwałby proces selekcji, tym bardziej efekt byłby ujednolicony. Intuicja mówi mi, że ludzi mają dość wąskie spektrum aspiracji.

 

Uprościłem wiele rzeczy, w tym genetykę ;) Bo na ten moment, wygląda że projektowanie inteligencji byłoby niemożliwe lub niezwykle trudne (kilka tysięcy genów odpowiada za zdolność rozumowania, a te same geny odpowiadają też za inne rzeczy). Więc możliwe, że rzeczywistość uratuje nas przed dystopią! (ale nie przed wysokimi ludźmi :D)

 

Następne opowiadanie rozwinę odpowiednio :D

 

Liczbowo “tworów” raczej by wystarczyło. Kasty gnębiące muszą być odpowiednio duże, aby utrzymać się na szczycie (możliwości technologiczne z pewnością determinują relatywny rozmiar, jaki muszą osiągnąć). Ktoś na pewno już ładnie wymodelował taką zależność na podstawie korporacyjnych struktur.

 

Przyszło mi do głowy pół poważne uzasadnienie braku domyślności bohaterki. Geniusze/osoby z wysokim IQ w rzeczywistości są mało imponujący :D Pełno wśród nich głupoty i nikt się z nikim nie zgadza. Może spodziewamy się za dużo po takich osobach?  

 

 

Wyobrażałem sobie, że bohaterka uwierzyła w anty-modyfikacyjną propagandę. “Tworzenie ulepszonych jednostek jest zbrodnią przeciwko świętości ludzkiego życia! Dany człowiek nie jest w stanie wyrazić na to zgody! I dlatego będziemy bezlitośnie ścigać każdego, kto zastosuje taki zabieg!”

Jeśli chcesz pisać, to musisz pamiętać o najważniejszym przykazaniu (przeciwko któremu nader często wszyscy grzeszymy), że Twoja wyobraźnia względem tekstu, świata czy bohaterów pozostaje Twoja i tylko Twoja. Czytelnik zaś ma tekst i tylko tekst – sytuacja taka jak tu, z komentarzami, gdzie można coś wyjaśnić, to nie jest norma :)

 

A co do IQ – tak, tego typu mierniki są oszukańcze, bo mierzą pewne konkretne zdolności, ale już nie np. kreatywność. Niemniej z Twojego tekstu odniosłam wrażenie, że oni są ulepszeni pod różnymi względami. Może jednakowoż nie intelektu, bo przecież intelekt nie jest w cenie…

http://altronapoleone.home.blog

No cóż, zburzony został miły spokój Jane, ponieważ mama niechcący się wygadała i ujawniła prawdę o córce. Nie ukrywam, że ciekawi mnie, jak to się stało, że mamie wymsknęła się coś, co powinno być trzymane w tajemnicy.

Mam nadzieję, że z czasem bohaterka dojdzie do siebie.

 

a wokół nich teren spoj­rze­niem ska­no­wał od­dział… ―> Raczej: …a teren wokół nich skanował spoj­rze­niem od­dział

 

Blada Jane prze­łknę­ła łyk wy­traw­ne­go trun­ku. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Może: Blada Jane wypiła/ upiła łyk wy­traw­ne­go trun­ku.

 

rzekł oj­ciec, po­pra­wia­jąc gałąź, która za­cze­pi­ła się w łań­cuch. ―> Można zaczepić się o coś, ale nie w coś. W coś można się wczepić – np. rzep wczepia się w sierść psa.

Proponuję: …rzekł oj­ciec, po­pra­wia­jąc gałąź, w którą zaplątał się łań­cuch.

 

Nie do­koń­czy­ła, cho­wa­jąc się w kie­li­szek i za­czy­na­jąc pić. ―> Naprawdę schowała się w kieliszku?

 

A tre­nu­je mało. ―> A tre­nu­ję mało.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Właściwie mogę się w całości podpisać pod komentarzem Drakainy. Początek nader obiecujący – chwytasz pewien charakter bohaterki, pokazujesz nam pewien jego istotny fragment. Ale im dalej, tym mniej napięcia i tym mniej coś z tym robisz – aż do końcowych monologów. Trochę szkoda, ale jako trening scenka całkiem sympatyczna :)

Na koniec chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hmmm. Zabrakło mi tu prawdziwej fabuły.

Na początku coś się zaczyna dziać, ale potem córeczka tylko kłóci się z tatusiem, wyjaśniając swoją sytuację.

A jak już projektowali idealne dziecko, mogli stworzyć coś mniej kapryśnego.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka