- Opowiadanie: Zuzajs14 - Reinkarnacja Wspomnień

Reinkarnacja Wspomnień

Drugi tekst na forum, zobaczymy, co z tego będzie. Tym razem przychodzę ze świątecznym opowiadankiem w klimacie sci-fi. Znowu dużo śniegu. 

Mam nadzieję, że czytanie sprawi choć minimalną przyjemność. Ściskam wszystkich serdecznie.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

drakaina, Użytkownicy III, PsychoFish

Oceny

Reinkarnacja Wspomnień

Wyjrzała przez oszklone drzwi na zewnątrz domowej jaskini. W nocy musiało padać, bo śnieg pokrył całą szaro-bagienną okolicę. Zakrył wycieki smoły, śmieci wylewające się z kontenerów, wraki samochodów i zrujnowane domostwa. Krajobraz wyglądał bajkowo, prawie jak zdjęcia sprzed XXIII wieku.

Carina uśmiechnęła się, grzejąc dłonie na ogromnym kubku z bałwankiem. Pociągnęła łyk gorącej wody, mrużąc oczy. Zapowiadał się idealny dzień. Zwłaszcza, że w okolicy nie widać było żywego ducha. Mogła bezpiecznie opuścić mieszkanie. Po uprzednim przygotowaniu, rzecz jasna.

Wzięła krótki, lodowaty prysznic, zjadła treściwe śniadanie z paczki i ubrała się do wyjścia. Nowiusieńki kombinezon kupiony ledwie pół roku wcześniej. Zakładała go tylko trzy razy. Nigdy wcześniej przy takiej pogodzie. Wreszcie nadeszła pora, by przetestować warstwę grzewczą – innowacyjny dodatek niedostępny w poprzednich wersjach kostiumu. W zeszłe święta, pod model 109, musiała nałożyć cztery warstwy wełnianej odzieży, zanim była w stanie wytrzymać na mrozie dłużej niż parę sekund. Ledwie się wtedy ruszała.

Zapięła zamek, ustawiła kaptur na sztorc i włączyła hełm. Przeźroczysta zasłona zamigotała, szczelnie zamykając przestrzeń dookoła głowy. Na koniec Carina naciągnęła buty oraz rękawiczki, które na wszelki wypadek uszczelniła warstwą izolacyjną.

– Carina Gordon do kontroli. 24 grudnia 2242 rok. Mam przepustkę.

– Kontrola do Cariny Gordon – rozległo się przez głośnik w hełmie kobiety. – Mam odnotowaną twoją przepustkę. Ulice są wolne. W razie wypatrzenia istoty żywej zachowaj dystans i czym prędzej skontaktuj się z najbliższą jednostką kontroli. Wesołych Świąt.

– Dziękuję. Wesołych Świąt.

Przeszklone drzwi zasyczały, uchylając się do środka. Mimo nowoczesnego kombinezonu, który chronił przed toksycznymi elementami w powietrzu, ziemi i wodzie, odporny był na kwasy, kleje, rozpuszczalniki, posiadał warstwę termoizolacyjną oraz dodatkową warstwę grzewczą, poczuła wszechogarniający chłód. Nastała jedna z gorszych zim. Prawie tak sroga, jak te zaraz po wybuchu. Tak przynajmniej twierdzili specjaliści.

Stojąc w pełnym słońcu, wśród śniegu, Carina nie mogła się przejmować. Wreszcie nadszedł dzień przepustki, gdy mogła pobyć choć przez chwilę poza przeklętą jaskinią.

Zakręciła się w tańcu, śmiejąc na cały głos. Padła w zaspę, zrobiła aniołka, ulepiła bałwana. Bez oczu, uśmiechu, rąk. Postawiła trzy kule jedna na drugiej i zostawiła twór samemu sobie. Miała plany. Specjalne plany na specjalny dzień. Wszak była Wigilia. Należało to odpowiednio uczcić.

Przedarła się przez śnieg do strady szybkiego ruchu. Na półprzeźroczystym ekranie wystukała nazwę docelowego miasta. Po chwili otrzymała komunikat z potwierdzeniem, a dostępny pojazd stanął otworem. Carina zajęła miejsce w kabinie, oczekując aż wagonik zamknie się i pomknie ponad ziemią, po stałej trasie. Najpierw jednak z głośników poleciała muzyka. Stare jak świat świąteczne przeboje. Dopiero potem pojazd ruszył przez stradę z prędkością dźwięku.

Zamknięta w klaustrofobicznej, białej kapsule, Carina zastanawiała się nad tym, które święta chciałaby przeżyć ponownie. Miała ledwie kilka wspomnień, które rozlewały się przyjemnym ciepłem po ciele, gdy tylko się na nich skupiała. Jak narkotyk, opanowywały zmysły i umysł. Pozwalały na zanurzenie w nieistniejącym świecie.

*

Ulice miasta też były ośnieżone. Pokryte białym puchem ścieżki wiodły między ogromnymi budowlami o wybitych oknach, dziurawych dachach, skruszonych cegłach. Od lat do niczego się nie nadawały, ale od równie długiego czasu nie było możliwości rozebrania ich. Dlatego zostawały pozostawione same sobie, stając się naturalną częścią krajobrazu.

Carina wałęsała się z wolna wzdłuż dawnych witryn sklepowych, przeglądając się w szybach, z podziwem wypatrując pozostałości dawnego świata. Resztki te wyglądałyby zapewne bardziej przygnębiająco, gdyby nie warstwy śniegu, który wdzierał się przez najmniejsze szczeliny nawet do zamkniętych pomieszczeń. Przykrywał całunem szczątki niegdysiejszego życia.

– Tu kontrola miasta 113AB. Podaj numer przepustki.

– Carina Gordon. Przepustka 5A718CeV. Przyjechałam do Reinkarnacji Wspomnień, mam umówioną wizytę, możecie potwierdzić.

– Potwierdzam. Carina Gordon na godzinę 15:00 24 grudnia 2235 roku. Nie jesteś jedyna, w związku z małymi problemami technicznymi spowodowanymi przez mróz mają tam spore opóźnienie. Ktoś już czeka w kolejce. Pamiętaj, by zachować dystans. Nie zalecamy porozumiewania się.

– Przyjęłam.

Nie spodziewała się kolejki. Tak naprawdę, to nie pojmowała nawet tego pojęcia. Tym bardziej ekscytowała ją zaistniała sytuacja. Po raz pierwszy w życiu, miała na własne oczy zobaczyć innego człowieka. Oczywiście z bezpiecznego dystansu. Prawdziwy świąteczny cud.

Ludzie byli dla Cariny głosami. Kontrolą ruchu, wiadomościami globalnymi, technikiem/kontrolorem jaskiń. Bezcielesne byty, które porozumiewały się przez komunikatory wbudowane w podstawowe urządzenia i każdy skafander. Czym więc był człowiek? Żadnego nie znała.

Oszalałe bicie serca, rozedrgane dłonie. Nawet nie wiedziała, czego powinna się spodziewać. W przytłaczającej ciszy pokonała kolejne metry, zatracając się w skrzypieniu śniegu pod nogami. To była jej chwila niepewności, podniecenia, prawdziwej ekstazy. Na co dzień raczej nie miała okazji czymkolwiek się emocjonować. Zamknięta w samotności, skazana na towarzystwo technologii, pozbawiona obowiązku silenia się na konwersacje. Stare filmy sprzed wybuchu – ot cała jej wiedza dotycząca komunikacji międzyludzkiej i samych ludzi.

Niebo poszarzało, a z chmur spadł świeży śnieg. Carina brodziła wśród opadających drobinek, w głowie odtwarzając wszystkie prawdopodobne scenariusze spotkania człowieka. Z trudem powściągała wodze fantazji, starając się skupić na odnalezieniu drogi do Reinkarnacji Wspomnień.

*

Stał tam. Odziany w skafander, nonszalancko oparty o ścianę budynku. Tuż przy drzwiach wejściowych salonu. Jakby od niechcenia podrygując nogą.

Człowiek.

Koło człowieka bałwan. Z drobinkami gruzu zamiast oczu, nosem z kawałka szyby i drucianymi prętami udającymi ręce. Zachwycający. Przykra wizytówka współczesnej ludzkości. Odizolowanej, zlepionej z resztek i uparcie, wbrew wszystkiemu, trzymającej się życia na gruzach dawnego świata.

Carina uruchomiła nadajnik krótkodystansowy w kostiumie. Kontrola nie usłyszy przekazu.

– Brakuje tylko choinki.

Człowiek aż podskoczył. Natychmiast zaczął rozglądać się dookoła, aż spojrzenie ukryte za przeźroczystą barierą hełmu padło na nią. Czekała w odległości dobrych stu metrów. Machała wysoko uniesioną dłonią.

Obcy uniósł rękę.

– I nastrojowych lampek – rozbrzmiał przyjemny, męski głos w głośniku. – Zakładam, że ty też do Reinkarnacji?

– Uprzedzono mnie, że jest opóźnienie.

– Zdarza się w Święta. Prawie wszystkie aktywne przepustki wybierają się do salonów Wspomnień. Nie mogę powiedzieć, że nie rozumiem. To jedyny logiczny kierunek.

Uśmiechnęła się, choć rozmówca nie mógł tego zobaczyć. Jednak instynktownie czuła, że on też się uśmiecha. Już w tamtej chwili wiedziała, że w przyszłości często będzie odwiedzać to wspomnienie. Ciepły tembr słów, odległą sylwetkę, bałwanka. Najciekawsza rzecz, jaka przytrafiła się od lat. Spotkanie, kontakt.

Człowiek.

Ciężko było się z tego otrząsnąć.

– Masz coś przeciw, żebym podszedł trochę bliżej? Chociaż parę kroków, stąd nie widzę twojej twarzy.

Zawahała się. Granica stu metrów była bezpieczna. Ale chyba pięćdziesiąt też wystarczy? Może nawet dwadzieścia. Przecież byli oboje ubrani w skafandry ochronne. Nic złego nie miało prawa się wydarzyć. A nawet jeśli… Czy nie warto zaryzykować? Może nigdy więcej nie mieć okazji spojrzeć istocie ludzkiej w twarz, przestudiować ust, nosa, koloru oczu. Nie mówiąc już o buzujących w ciele hormonach, o zastrzyku adrenaliny. Zapas serotoniny na wiele długich, ciężkich dni.

Przełknęła ślinę, zacisnęła dłonie w pięści.

– Możesz podejść. – Chciała dodać, że nie bliżej niż na piętnaście metrów… Ale zrezygnowała. Chroniło ją wiele warstw. Przeżyje. Byle się nie dotykać, nie zostawić na strojach niebezpiecznych bakterii. To wystarczy za środek bezpieczeństwa.

Mężczyzna zbliżył się powoli, ostrożnie, badając z każdym kolejnym krokiem jej reakcje. Czekał na słowo, które by go zatrzymało. Żadne nie padło. Niebawem też stali ledwie na wyciągniecie ręki, studiując siebie nawzajem.

Nieznajomy miał pyzatą twarz. Długie, ciemno-blond włosy i gęstą brodę tego samego koloru. Nad orlim nosem lśniły szaro-błękitne oczy, w których kryła się zadziwiająca przenikliwość. Wąskie, blade usta rozciągały się w uśmiechu. Nie sposób było nie odwzajemnić radosnego grymasu.

– Jesteś ładniejsza niż się spodziewałem.

– Uroku może dodawać mi fakt, że jestem pierwszą kobietą, którą widzisz z tak bliska.

Nie odpowiedział. Skrzywił się tylko nieznacznie, bezradnie rozkładając ramiona.

– David.

– Carina.

– Co powiesz na jeszcze większą przygodę, Carino?

*

Zgodziła się. Oczywiście, że się zgodziła. Kontrola ich nie obserwowała. Sprawdzone przepustki, informacja o opóźnieniu i możliwym spotkaniu, uprzejma prośba o zachowanie dystansu w ramach rozsądku. Sytuacja zależała teraz w zupełności od nich. Więc jeśli tylko była gotowa zaryzykować, mogła to zrobić.

Pozwoliła poprowadzić się wąskimi uliczkami, z dreszczykiem ekscytacji podążała przez wnętrza zrujnowanych budynków. Nawet na chwilę nie spuszczała Davida z oczu, trzymając się na odległość wyciągniętej ręki. Bardzo chciała móc unieść dłoń i choćby musnąć szarą tkaninę skafandra mężczyzny. Jego istnienie i bliska obecność fascynowały.

– Zaraz będziemy na miejscu.

– To znaczy gdzie? – Słyszała, jak głos drży jej od natłoku intensywnych emocji.

David odwrócił się i uśmiechnął, dodając otuchy oszalałemu sercu Cariny. Wyciągnął dłoń. Czarna rękawica wyglądała kusząco, ale to już było za wiele. Tej jednej granicy nie potrafiła przekroczyć.

– Przez skafandry – zachęcił David, jakby czytając jej w myślach. – Jeśli już to cię przerasta…

Przygryzła wargę i zamykając oczy, ujęła oferowaną dłoń.

Świat się nie skończył. Nadal żyła. Więc odetchnęła głębiej.

– Odwagi.

Odwagi, powtórzyła w myślach, zmuszając się do otworzenia oczu.

Za ciemnym, wąskim tunelem i kolejnymi już drzwiami krył się niespodziewany widok. Ogromna sala wyłożona drewnianymi panelami. W centrum podłogi puszysty dywan, pod jedną ze ścian ogromna choinka, a na niej sklecone ręcznie ozdoby. Na starych, niezmodernizowanych meblach stały świeczki, na stole – parujące napoje, z trzeszczącego magnetofonu płynęły świąteczne melodie.

Lecz najbardziej zadziwiający w tym wszystkim byli ludzie. Cała wesoła gromadka w dzierganych sweterkach. Rosły mężczyzna o ciemnej karnacji i wyrazistych kościach policzkowych, piegowata dziewczynka o płomienistej burzy loków, starsza kobieta, wygodnie rozłożona pod kocem na skraju kanapy, maleńki chłopiec o szczerych, jasnych oczach i prawdziwa pani domu, kobieta o pyzatej twarzy, pięknych blond włosach i pełnych, różanych ustach.

– Witamy w kwaterze zapoznawczej ruchu Bliskości.

– Ale… Wy żyjecie. Razem. To… Niemożliwe – dukała, niezdolna znaleźć słowa na wyrażenie walącego się w posadach wyobrażenia o świecie.

– Widzisz, ludzie wcale nie są zagrożeniem dla siebie nawzajem. To w grupie jesteśmy zagrożeniem dla rządu. Zagrożeniem dla ugiętej pod dyktaturą apokaliptycznej rzeczywistości. Zagrożeniem dla wygodnego bogaczom stylu życia. Łatwiej nas kontrolować rozdzielonych, a odosobnienie wpoić w krew, byśmy się bali drugiego człowieka.

Carina wciąż stała jak wmurowana, gdy David zamknął drzwi i zaczął pozbywać się skafandra. Nagle wszystko wydało się jakimś dziwacznym spiskiem. Czy Kontrola na pewno uprzedzała o obecności tego konkretnego mężczyzny? Czy w ogóle zainteresują się jej zniknięciem? Czy całe dotychczasowe życie było kłamstwem? Po co ci ludzie chcieli otwierać oczy na prawdę akurat jej?

Pyzata pani domu wyuczonymi, miękkimi ruchami skupiła uwagę Cariny. Pulchne dłonie złożyła na ramionach zagubionej dziewczyny. Uśmiechała się słodko, zupełnie tak, jak David.

– Mój brat cię wystraszył. To dużo informacji jak na parę minut. Chodź ze mną. Pokażę ci osobny pokój. Dołączysz do nas w swoim tempie i na własnych zasadach. Możesz siedzieć w kombinezonie, jak długo potrzebujesz. Możesz odejść, kiedy zechcesz. Ale tu oferujemy ci nie tylko wspomnienie, a prawdziwie rodzinne święta. Mamy nawet prezent dla ciebie. No, może nie specjalnie dla ciebie. Ale przyszykowaliśmy coś dla… „zbłąkanego wędrowca”.

*

Pozostawiona sama sobie, Carina załkała. Była w obcym miejscu, wśród obcych ludzi. Jeszcze nigdy nie czuła się tak szczęśliwa. Wydarzył się jej własny bożonarodzeniowy cud. Jak mogłaby prosić o więcej?

Wyszła do nich wciąż w skafandrze. Zbyt przerażona ilością i szybkością zmian. Zaakceptowali tę decyzję. Pozwolili zasiąść do stołu, skrupulatnie odkładali porcje, które mogła potem zjeść na osobności. Zachęcili do wspólnego kolędowania, złożyli na jej ręce drobne pudełko.

Otworzyła wieczko, gdy wszyscy zbyt zajęci byli wzajemnym składaniem sobie życzeń. W niewielkim kartonie spoczywał kubek z biegnącym reniferem o czerwonym nosie i podpisem Boże Narodzenie 2235.

Oto mijał pierwszy dzień jej nowego życia.

Wyłączyła zasłonę hełmu.

Komora otworzyła się z trzaskiem. Wyzuty z emocji głos powitał ją z powrotem w rzeczywistości.

– Dziękujemy za skorzystanie z usług Reinkarnacji Wspomnień. Życzymy miłego dnia.

Wciąż ospała, zagubiona, uniosła się na łokciach do pozycji siedzącej. Błędnym wzrokiem rozejrzała się po salonie, mimowolnie obmacała hełm, upewniając się, że nigdy go nie otworzyła.

To nie były jej wspomnienia.

– Carina Gordon? – Głośniki w skafandrze zatrzeszczały. – Przepraszamy za usterkę. Komora odtworzyła jedno z zamierzchłych wspomnień dawnego klienta. Niestety nie możemy zaoferować powtórnego seansu teraz. W ramach wynagrodzenia załatwimy pani przepustkę na darmową wizytę za rok.

Obrazy obcych ludzi wciąż stały jej przed oczami jak żywe. Uśmiech Davida, dreszcz emocji związanych z łamaniem przepisów. Prawdziwe, żywe, materialne istoty.

– Jeszcze raz przepraszamy za niedogodności. Podłączenie obcego wspomnienia mogło spowodować pewne zaburzenia percepcji. Zalecamy odpoczynek –  odezwała się pracownica salonu, która dla Cariny i innych klientów na zawsze miała pozostać tylko głosem.

Koniec

Komentarze

Całkiem udany tekst, ciekawy pomysł, choć nie do końca załapałam, jak te Reinkarnacje Wspomnień działają. Niemniej wymowa zakończenia nagradza tę niejasność. Zastanawiałam się, czy nie powinien być dłuższy, żeby lepiej objaśnić świat, ale chyba nie – ta skrótowość jest dobra.

Klikam do biblioteki, zwłaszcza że jest sprawnie napisany, wyłapałam tylko kilka drobiazgów (może jest więcej, nie czytałam łapankowo).

 

– Kontrola do Cariny Gordon[-.] – Rrozległo się przez głośnik w hełmie kobiety.

Potraktowałabym to jako paszczowe, bo zaczynasz, słusznie, od czasownika.

 

Nawet nie wiedziała[+,] czego powinna się spodziewać.

To dużo informacji jak na parę minut. Choć ze mną. Pokażeę ci osobny pokój.

Tu nagle wkradła się seria literówek :O

 

Wydarzył się jej własny[-,] Bożonarodzeniowy cud.

To jest dookreślenie, a nie wymienianie cech. I bożonarodzeniowy dałabym jednak z małej litery jako przymiotnik.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję, drakaino! Za komentarz, za wyłapanie tych drobiazgów do poprawki i kliknięcie do biblioteki! Błędy oczywiście szybciutko poprawiłam, aż wstyd że nie wyłapałam sama tych literówek. 

Bardzo się cieszę, że pomysł się spodobał, a tekst uważasz za całkiem udany. To wiele dla mnie znaczy. I teraz jak o tym myślę… rzeczywiście mogłam choć troszkę doprecyzować zasadę działania Reinkarnacji Wspomnień. Cóż, może po zakończeniu konkursu nawet to zrobię. Na razie pozostaje mi liczyć, że zakończenie częściowo ratuje sytuację. 

Raz jeszcze serdecznie dziękuję i kłaniam się nisko.

Hej, Zuzajs!

Świetne opowiadanie, naprawdę dobre. Może trochę z naiwnością niczym z młodzieżówek (wybacz, dużo ich czytam i jestem już bardzo przeczulona na pewne rzeczy), szczególnie ten moment wyjaśniający życie ludzi w samotności (brakowało tylko momentu, w którym okazuje się, że wszystko to jeden wielki eksperyment ;)), ale to konkurs świąteczny, w którym królują sentymenty i ckliwość, więc nie uznaję tego za wadę jako taką.

Dobrze napisane, świetnie spędziłam czas. Ja generalnie lubię postapo, szczególnie tego typu. Sam pomysł skojarzył mi się z “Przez burzę ognia”. Ludzie co prawda nie oglądali wspomnień, tj. nie brali w nich udziału tylko przenosili się świadomościami do innych światów, ale poza tym raczej nie utrzymywali relacji, jedynie w tych światach. Widzę nawet podobieństwa w stylu, a akurat to ya jest fajnie napisane. W przeciwieństwie do drakainy nie mam problemów z wyobrażeniem sobie Reinkarnacji Wspomnień i nie uważam, że powinnaś była lepiej to opisać. Podoba mi się ten brak wyjaśnienia, bo dzięki temu bardziej poczułam się prawdziwa w twoim świecie ;) Wzięłaś to za coś oczywistego. 

Moje jedyne zastrzeżenie jest takie: rozumiem, że bohaterka nigdy nie widziała człowieka, więc nie miała za czym tęsknić, ale człowiek to jednak zwierzę stadne i biologicznie chyba powinna marzyć o bliskości. Oczywiście nie umiałaby tego nazwać, ale brakuje mi czegoś takiego. Szczególnie że oglądała stare filmy? No to tym bardziej :) Bohaterka jest zaskakująco zadowolona ze swojego życia.

 

 

Zwłaszcza, że w okolicy nie widać było żywego ducha.

Lepiej: “Zwłaszcza, że w okolicy nie było widać żywego ducha”.

 

 

Interesujące gorzkie zakończenie!

 

Powodzenia w konkursie :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Hej, LanaVallen! Dzięki wielkie za komentarz i dobre słowo. Bardzo się cieszę, że opowiadanie się spodobało. Z tą ckliwością i naiwnością wprost z młodzieżówek to właśnie dlatego, że konkurs świąteczny ;) Uznałam, że odrobina nie zaszkodzi. Ostatnia uwaga bardzo ciekawa i słuszna zresztą. Rzeczywiście jakaś nienazwana tęsknota i bliżej nieokreślone pragnienie bliskości byłoby na miejscu. Pomyślę nad tym! Dobrze wiedzieć, że Twoje zdanie o braku dokładniejszego wyjaśnienia działania Reinkarnacji Wspomnień jest odmienne. Poczekam na kolejne komentarze i przekonam się na ile jest to problematyczne, a na ile nie. Dzięki raz jeszcze!

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

potem pojazd ruszył przez stradę z prędkością światła.

 

Dość kłopotliwe określenie, chyba, że w tym opowiadaniu pojazdy naziemne naprawdę poruszają się z prędkością światła :-)

 

Bardzo ładnie i sprawnie oddany duch świąt w postapokaliptycznej rzeczywistości. Udanie złożony kontrast samoizolacji, tak nam znanej w tym roku, z bliskością w grupie. Wyjaśnienie istnienia tej rzeczywistosci tak uroczo, młodzieńczo naiwne, ale cóż, taki urok przerysowania, nie psuje to specjalnie wrażeń z lektury. Ciekawie zestawiona reinkarnacja/wirtualna rzeczywistość z potrzebami ludzi ery po apokalipsie.

Dziękuję za.mile spędzony czas. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hej, PsychoFish!

Akurat zamysł był dosłowny – pojazd poruszający się z prędkością światła ;) 

 

Cieszę się, że mimo wszystko ta naiwność wyjaśnienia i przerysowanie nie psują wrażeń z lektury. Troszkę się tego obawiałam, ale ostatecznie uznałam, że dla dość ufnej bohaterki będzie dostateczne i ostatecznie wpisze się w konwencję całości opowiadania.

Zdecydowanie mogę powiedzieć, że tegoroczne doświadczenia samoizolacji miały ogromny wpływ na kształt tej historyjki. Jakoś trzeba było dać upust związanym z tym uczuciom ;) 

 

Dziękuję za komentarz i dobre słowo :D 

Cześć.

Kilka uwag:

 

Zapowiadał się idealny dzień. Zwłaszcza, że w okolicy nie widać było żywego ducha.

Połączyłbym te zdania przecinkiem.

 

Wzięła krótki, lodowaty prysznic, zjadła treściwe śniadanie z paczki i ubrała się do wyjścia. Nowiusieńki kombinezon kupiony ledwie pół roku wcześniej.

To drugie zdanie… Czegoś w nim brakuje. Orzeczenia? Może lepiej byłoby: i ubrała się do wyjścia w nowiusieńki kombinezon, kupiony…

 

Przeźroczysta zasłona zamigotała, szczelnie zamykając przestrzeń dookoła głowy.

Bardzo mnie ciekawi, jaką masz wizję na tę zasłonę :) Z czego to jest zrobione, jak działa, itd. :)

 

Na koniec Carina naciągnęła buty oraz rękawiczki, które na wszelki wypadek uszczelniła warstwą izolacyjną.

Czy warstwa izolacyjna służy do uszczelniania? Może lepiej brzmiałoby “ociepliła”? Ale patrząc na pianki montażowe, to pewnie stwierdzenie to byłoby dopuszczalne :)

 

Mimo nowoczesnego kombinezonu, który chronił przed toksycznymi elementami w powietrzu, ziemi i wodzie, odporny był na kwasy, kleje, rozpuszczalniki, posiadał warstwę termoizolacyjną oraz dodatkową warstwę grzewczą, poczuła wszechogarniający chłód.

Coś jest nie tak z tym zdaniem. Po pierwsze nie podoba mi się stwierdzenie “elementami”. Czym są toksyczne elementy? Może jakiś “patogen”, czy coś w tym stylu?

W skrócie: Mimo nowoczesnego kombinezonu, który chronił przed toksycznymi elementami, odporny był na kwasy, posiadał warstwę…

Nie brzmi mi to: “odporny był”. Przebudowałbym to zdanie, może nawet podzielił.

 

Przedarła się przez śnieg do strady szybkiego ruchu.

Strady? To nie jest polskie słowo :)

 

Dopiero potem pojazd ruszył przez stradę z prędkością światła.

Ehhh, i tu zacznę się czepiać.

No bardzo nie przepadam za takimi stwierdzeniami. Osiąganie prędkości nawet zbliżonych do prędkości światła niesie za sobą mnóstwo konsekwencji, jak choćby dylatacja czasu i takie tam.

Fizycznie zaś, osiągnięcie prędkości światła dla dowolnego obiektu, który posiada niezerową masę, jest niemożliwe – wymagałoby to nieskończenie wielkiej energii. Najlepszym dowodem na to są próby rozpędzania protonów w CERNie. Protony posiadają zajedwabiście małą, ale jednak niezerową masę i nie udało rozpędzić się ich do prędkości światła (osiągnięto prędkości rzędu 0.99 c).

Idąc dalej – czy rozważałaś przeciążenia, jakie mogą przy tym występować? Podczas walk myśliwców masz ok 10g, a tu jest już niezbędny trening na mega wysokim poziomie. Wahadłowiec podczas startu – 3g. Coś, to w “mgnieniu oka” rozpędza się do prędkości światła – to mi się nawet liczyć nie chce, ale są to dawki po tysiąckroć śmiertelne :) Podobnie rzecz ma się z hamowaniem. Wbicie się autem (100 kmph) w mur, to praktycznie pewna śmierć. A z ponad miliarda kilometrów na godzinę? :)

Jeszcze dalej. Prędkość światła to na serio duża prędkość :) Obwód ziemi ma ok 40 k km. Światło jest w stanie w sekundę obrócić wokół ziemi 7 razy :)

Gdzie zatem bohaterka miała czas na słuchanie muzyki i zastanawianie się na życiem, skoro podróż w dowolnie odległe miejsce na ziemi (20 k km) zajęłoby 1/14 sekundy? :)

Wiesz, ja nie wykluczam tego, aby w fantastyce / SF pojawiały się (czasem to wręcz podstawa) możliwości podróżowania z odpowiednio dużymi prędkościami, ale fajnie, jeśli jest to jakoś uzasadnione, wyjaśnione :)

Może więc warto przejść na prędkość dźwięku? ;) To około 1200 kmph, więc i tak sporo ;)

 

Ludzie byli dla Cariny głosami. Kontrolą ruchu, wiadomościami globalnymi, technikiem/kontrolorem jaskiń. Bezcielesne byty, które porozumiewały się przez komunikatory wbudowane w podstawowe urządzenia i każdy skafander. Czym więc był człowiek? Żadnego nie znała.

Może nie wypada, ale jak tam zatem im szło z wiesz… Wiadomo.

Rozmnażaniem? ;)

 

Już w tamtej chwili wiedziała, że w przyszłości często będzie odwiedzać to wspomnienie. Ciepły tembr słów, odległą sylwetkę, bałwanka.

Połączyłbym to przecinkiem.

 

A nawet jeśli… Czy nie warto zaryzykować?

Czy “czy” nie powinno być małą literą?

 

 

Zaakceptowali tę decyzje.

Myślę, że “decyzję”.

 

 

Tyle, jeśli o łapankę chodzi – ale też nie sugeruj się mną, gdyż albowiem (poza fizyką :P) składnego budowania zdań uczę się od niedawna :P

 

Samo opowiadanie rzeczywiście tyci młodzieżowe, ale jest w nim sens, zamysł, wizja…

No poza tym rozmnażaniem. Jakoś tu pewną lukę widzę. Oczywiście, dodać można, że wszystko sztucznie, ale jak się pobiera komórki, skoro nie ma żadnego kontaktu?

Ogólnie czytałem z przyjemnością :)

 

Hej, silvan! Dzięki za komentarz :)

 

Łapankę jeszcze z raz na spokojnie przeczytam i pewnie, coś rzeczywiście popoprawiam. Co do prędkości światła, to się nie kłócę. Na fizyce aż tak się nie znam, więc jak najbardziej przyjmuję twoje argumenty. Przyznam, że z sci-fi próbuję dość nieśmiało, więc zrzuciłam to na karby gatunku. Także na pewno zmienię na prędkość dźwięku ;)

 

Z kolei jeśli chodzi o rozmnażanie, to ja w sumie miałam obmyślone co i jak, ale ta kwestia padła ofiarą limitu znaków w konkursie. Stąd przemilczenie. Poza tym nie wiem, czy na zbyt nie zatrzymywałoby mi opowiadania. No ale mniejsza :)

 

Cieszę się, że mimo wszystko czytało się z przyjemnością :D

Jeśli rozmnażanie masz przemyślane – to chyba najważniejsze :)

 

A co do SF, to właśnie prędzej w fantasy się bezkrytycznie łyknie, że ktoś się teleportował gdzie tam, niż, że w SF coś porusza się z prędkością świata.

SF wymaga nieco tego “S” :)

 

Powodzenia :)

Arrrgh 

Także na pewno zmienię na prędkość dźwięku ;)

Także oznacza tutaj "również". Czy chciałaś napisać "Również zmienię na prędkość dźwięku"? Co jeszcze dostanie prędkość dźwięku? ;-)

 

Przepraszam za wtręt, ale niepoprawne stosowanie "także" i np. "bynajmniej" uwidacznia się potem często w tekstach, więc pozwoliłem sobie zwrócić uwagę i już znikam.

 

 

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Jak wspominałam, silvan – w SF dopiero raczkuję :) Wiem, że muszę się jeszcze wiele nauczyć.

 

I przepraszam za niepoprawne użycie "także", PsychoFish. Obiecuję, że w tekstach pilnuję się bardziej niż w komentarzach. Ale i w tych postaram pilnować się bardziej!

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Przyjemna historia, miło się czyta. Ale mam zastrzeżenia do postapokaliptycznego tła.

Dlaczego żyją w jaskiniach, skoro najwidoczniej nie muszą? OK, możliwe, że kochana władza ich okłamuje, ale w takim razie głupio ze strony władzy budować/utrzymywać różne budynki na powierzchni. Tylko pokazują poddanym, że na górze jest mnóstwo miejsca, powietrza i żadnych niebezpieczeństw. Nie mogą mieć reinkarnacji bliżej domu?

Niby postapo, ale nie widać walki o przetrwanie. Zamiast w pocie czoła zdobywać żarcie, ludzie sobie wychodzą na przepustki, jadą z dużą prędkością (skąd energia?) przeżywać stare wspomnienia… Takie rozrywki nie są niezbędne do życia, więc kłócą z życiem w stanie zagrożenia.

Skoro rozmnażanie masz przemyślane, to nie będę się czepiać. A wychowanie dzieci?

pod model 109, musiała ubrać cztery warstwy wełnianej odzieży,

Ubrań się nie ubiera.

Babska logika rządzi!

Ogólnie sama historia fajna i wciągająca. Pomysł dobry, ale zabrakło mi w nim dwóch elementów. Mianowicie brakowało wyjaśnienia, jak to się stało, że nasza bohaterka jest sama i jak do tego doszło. Bo dziwne to trochę, przecież jak byla mala, to musiała kogoś mieć. No i zakończenie trochę mi nie podeszło. Nie podobają mi się takie wyjścia, że to wszystko to był sen. To takie pójście na łatwiznę.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Hej, Finkla, dzięki za przeczytanie i komentarz. 

Z ubieraniem ubrań już poprawione. Przepraszam za to.

W kwestii walki o przetrwanie – zależało mi raczej na pokazaniu przymusowej izolacji, która uniemożliwia prace grupowe, a więc budownictwo, renowacja budynków, a nawet samo mieszkanie zbyt blisko siebie. Stąd właśnie te jaskinie i reinkarnacja dalej od miejsca zamieszkania. Wcale nie zależało mi na walce o przetrwanie. Rzekomym zagrożeniem mieli być ludzie dla siebie nawzajem.

Oh, ja wiem – rozmnażanie, wychowanie i tak dalej. W tej kwestii obwiniam limit znaków, bo z ręką na sercu oznajmiam, że pomysł na to był/jest. Może teraz, już po konkursie, zmuszę się żeby na nowo nad tym przysiąść i rozpisać także tę kwestię, która jest chyba najbardziej nurtująca w wykreowanym przeze mnie świecie. 

Za to bez bicia przyznaje – o tym skąd ta energia na pojazdy zapomniałam pomyśleć.. Jakoś całkowicie mi to umknęło.

 

Hej, Morgiana89!

Rozumiem, że ten element wychowania/dorastania, a życia w pojedynkę jest niejasny. Jak napisałam wyżej, sprawę mam w miarę przemyślaną, więc może jak zbiorę siły, to przysiądę na nowo do tego opowiadania i rozpiszę je tak, by rozjaśnić kwestię “jak to się stało”,

No z tym zakończeniem to nie do końca mi chodziło o to, że to sen… Raczej wyciągnięcie głównej bohaterki z centrum niecodziennych zdarzeń i pozostawienie jej z wyborem. Bo teraz wszystko zależy od niej. Dowiedziała się, że parę lat temu, ktoś przeżył takie święta. Pytanie czy z tą wiedzą coś zrobi, czy nie zechce zaryzykować. Nie mniej rozumiem, że takie rozwiązanie mogło nie przypaść ci do gustu. 

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka