- Opowiadanie: nnaderowypisze - Świąteczna baśń o dwóch dziadach

Świąteczna baśń o dwóch dziadach

Moje pierwsze wrzucane opowiadanie, nikt go nie sprawdzał także śmiało, wytykajcie błędy, ciśnijcie jeśli zasłużyłem, a jak się podoba to też dajcie znać. Wesołych Świąt! Ho ho ho! :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Użytkownicy III, Finkla

Oceny

Świąteczna baśń o dwóch dziadach

Nowoczesny wieżowiec Santa Clauses Incorporation znajdujący się na wysokości geograficznej 66°30’ N, szerokości 25°42 E, był ostatnim budynkiem na świecie. Przedstawiciele różnych nacji, różnych poglądów, różnych czasów, krok po kroku prowadzili gatunek ludzki na skraj przepaści, aż ten ku zdziwieniu wszystkich najmądrzejszych głów, wbrew wszelkim celebryckim zapewnieniom i niepopartym niczym teoriom, runął w dół. Zdawać by się mogło, że Homo Sapiens Sapiens, człowiek rozumny, przewidzi ten nieszczęsny koniec, zawróci na czas, zmieni to i owo działając instynktownie, samozachowawczo. Jednak człowiek rozumny w pewnym momencie pozostał rozumnym w swoim tylko mniemaniu, a w tym samouwielbieniu zatracił jakikolwiek instynkt. No i klops. Kilka złych decyzji podjętych równocześnie w kilku zakątkach świata i bum. Świata brak.

I Mikołaj miał problem. Oczywiście jego nigdy nie dotyczyły ludzkie sprawy, przynajmniej nie dosłownie. W końcu był tysiąc siedemset pięćdziesięciolatkiem, od dobrego tysiąca lat był stary i miał nadwagę, która eliminowałaby jakiegokolwiek człowieka z dożycia sędziwego, nawet jak na ludzkie warunki, wieku. Dodając do tego rokroczne podróżowanie z prędkością nadświetlną wokół Ziemi celem rozdawnictwa prezentów, ilość wdychanego dymu z kominów, dźwiganie cholernie ciężkiego wora na plecach i tak dalej, śmiało można było założyć że problemy ludzkości nie są problemami Mikołaja. Jednak pośrednie skutki zagłady człowieka dały mu się aż nazbyt we znaki.

Całe to zamieszanie, ta katastrofa miała miejsce dziesięć miesięcy temu. Wtedy ludzki świat się skończył. A Mikołaj jako kapitan okrętu „Święta” nie mógł dopuścić do sytuacji, w której pracownicy zdjęci wizją absolutnej bezczynności na wieczność, zaczną panikować. Tak więc wymyślił, że zbudują sobie wieżowiec. Plan był całkiem sprytny, bo na kilka miesięcy rzeczywiście zajął wszystkich podopiecznych, ale kiedy budowa się zakończyła, a wigilia była już za pasem, ponure nastroje zaczęły udzielać się coraz większej ilości jego podopiecznych. Dlatego dzień przed Wigilią, Mikołaj zarządził spotkanie rady nadzorczej Santa & Friends Company.

W sali konferencyjnej znajdującej się na najwyższym dwudziestym piętrze budynku zebrała się cała świąteczna śmietanka towarzyska. Przedstawiciel reniferów, stary i niedołężny Rudolf, którego przy życiu trzymała tylko Magia Świąt, szef elfów odpowiadający do niedawna za efektywność produkcji prezentów, konserwatorka sań, przedstawiciel gildii krawców odpowiadającej za trwałość i łatwość oczyszczania z sadzy mikołajowego stroju oraz informatyk, bo informatyk zawsze może się przydać.

– Witajcie, moi mili. – Mikołaj ukłonił się w stronę przybyłych gości.

– Dobry – mruknął znudzony Elf.

– Witaj najważniejszy! – odpowiedziała podniesionym, patetycznym tonem konserwatorka.

– Dzień doberek! – wyszczebiotał jak zwykle absurdalnie szczęśliwy krawiec.

– Blurp – Rudolf nie podniósł nawet starczego łba, wydał tylko odgłos przywodzący na myśl wyciąganie mopa z błota.

Informatyk nie odpowiedział. Informatyk kiedyś żył wśród ludzi, ale w momencie kiedy listy do Mikołaja zaczęły przychodzić częściej mailowo, niż pocztą tradycyjną, garstka specjalnie wyszkolonych elfów na zlecenie szefa uprowadziła go do siedziby firmy w Laponii. Podobno nikt nie zauważył jego zniknięcia. Informatyk lubił gry. Teraz, gdy nie miał już żadnych rywali, za punkt honoru wziął sobie wywindowanie się na szczyty wszystkich działających jeszcze rankingów gier. Tak więc grał non-stop.

– Zebrałem was tu dziś, bo jak na pewno wiecie, jutro wigilia. Czasy się zmieniły. Rok temu pracowalibyśmy na pełnych obrotach, złorzecząc na wszystkie grzeczne dzieci, które zmuszają nas do ciężkiej harówki. Ten rok jest inny. Nie mamy żadnych zamówień. Co nie znaczy, że żadne się nie pojawią. Kto wie, może gdzieś tam w środku lądu ostała się jakaś rodzina lub dwie, które pochowały się w bunkrach, albo podziemiach. Musimy być gotowi. Nie traćmy nadziei. Bądźmy zwarci. Będziemy siedzieć tu i czekać na list, aż minie Wigilia. Jeżeli ostał się ktokolwiek, to go nie zawiedziemy.

– TAAAAK MISTRZU! – Konserwatorka sań poderwała się z miejsca z rękoma uniesionymi do góry. Krawiec zachichotał, elf przewrócił oczami, Rudolf wydał z siebie ciche „Ech”, a informatyk grał.

Cisza przedłużała się, aż konserwatorka bardzo powoli opuściła ręce wzdłuż tułowia, a następnie usiadła na swoim miejscu. Strój Mikołaja i nos Rudolfa były wyblakłe w porównaniu do jej policzków.

– Czyli co, będziemy tu czekać nie wiadomo na co? – Elf nawet nie krył rozdrażnienia. Bezczynność go dobijała.

– Wiadomo na co. Na list. – Nawet sam Mikołaj usłyszał jak żałośnie to zabrzmiało.

– I co, przez cały rok nic i wierzysz, że akurat dzisiaj ktoś napisze? Przecież to śmie..

BLINK.

Dźwięk nowej wiadomości email.

Zapanowała absolutna cisza. Nawet informatyk po raz pierwszy tego dnia zdradził zainteresowanie.

– Czytaj na głos – wyszeptał w jego kierunku Mikołaj.

Informatyk zminimalizował okno z grą, odpalił maila. Emocje sięgały zenitu. Nawet Rudolf uchylił jedną powiekę. Informatyk po raz ostatni przełknął ślinę, kliknął i zaczął czytać.

– Lekarze go nienawidzą, sprawdź jak schudnąć 40 kg w 10 dni…

– Kurwa, nie ma lekarzy, nie ma ludzi, jak to jest w ogóle możliwe, że wciąż przychodzi SPAM? I to na naszą magiczną pocztę! – Elf niemal wyszedł z siebie. Oczywiście internet od dawna nie działał, ale maile do świętego mikołaja nie potrzebowały połączenia z siecią. Magia Świąt.

– Zaraz, zaraz, mam jeszcze coś – wtrącił informatyk. Brzmienie jego głosu wyraźnie wskazywało na to, że nie używa go zbyt często.

– No to czytaj, czytaj. – Mikołaj spodziewając się kolejnej nic nie znaczącej wiadomości potarł skronie opuszkami palców.

Informatyk odchrząknął.

 

Drogi Święty Mikołaju!

Dobry dzeń

Chciałbym od ciebja na śwjęta otrzymać pociąg z wagonami.

Sasha, Moskwa, Plac Teatralny 1

 

– Widzicie, mamy klienta! Elfy! Do roboty! Konserwatorko! Sanie mają lśnić! Krawiec! Szykuj najlepszy strój. Rudolf!.. Przetrwaj. Informatyku! Powodzenia w kolejnej grze. – Mikołaj palił się do działania.

– WOOOHOOO! – Nikt nie zauważył momentu, w którym konserwatorka sań po raz kolejny wstała z miejsca, z rękoma skierowanymi ku niebiosom.

– Eee, szefie.. Ten list śmierdzi. Terytorium Dziadka Maroza, nierealny adres, zwłaszcza teraz, kiedy adresy przestały w zasadzie istnieć. Głupia treść, wszystko nie tak. Z tego będą kłopoty. – Elf nie dał ponieść się ogólnej wesołości.

– To co, mamy tu siedzieć i nic nie robić? Nawet jeśli coś z tym listem jest nie tak, to mam zamiar tam polecieć i dostarczyć ten pociąg z wagonami. Chyba że ktoś ma lepszy pomysł?

Cisza się przeciągała. Przerwało ją dopiero parsknięcie krawca. Parsknięcie, które zamieniło się w chichot, by po chwili przerodzić się w głośny rechot.

– Co cię tak bawi? – spytał zniecierpliwiony Mikołaj.

– Ja przepraszam… – Krawiec otarł łzy z twarzy – Ale nigdy bym nie pomyślał, że nawet w mailu można zaciągać po rusku.

Rudolf parsknął śmiechem.

 

***

 

Przed wieżowcem panowało ożywienie. Wymyte, lśniące sanie z najlepszymi płozami dostępnymi na zachodnim rynku, dopóki istniał zachód i rynek, robiły piorunujące wrażenie. Konserwatorka doczepiła do nich przyczepkę do której kilkanaście najsilniejszych elfów bezceremonialnie wrzuciło Rudolfa. Zgodnie z umową zlecenie podpisaną pomiędzy Mikołajem i Rudolfem, miał on być obecny przy wręczaniu każdego prezentu. Niestety nie zawarto klauzuli o tym, że Rudolf ma ciągnąć sanie, czego Mikołaj bardzo żałował.

Gdy osiem prapraprawnuków Rudolfa zostało już zaprzęgniętych do sań, Mikołaj załadował do worka piękny drewniany pociąg z kilkoma wagonami po czym wrzuciwszy sam worek do bagażnika, zajął miejsce u steru.

– Szefie, a może mógłbym się zabrać? Zwariuję tu z nudów, poza tym podejrzewam, że może się szefowi przydać wsparcie. – Elf z nadzieją spoglądał w stronę świętego, za jego plecami nieśmiało przestępowali z nogi na nogę konserwatorka sań oraz krawiec.

– Jasne, wskakujcie wszyscy.

– Och dziękujemy ci najważniejszy! Zaszczyt to móc towarzyszyć ci w tym wyjątkowym ceremoniale. Zrobię wszystko aby ułatwić ci zada… Hej, a ten co tu robi?

Mikołaj obejrzał się za siebie i ze zdziwieniem stwierdził, że w saniach siedzi już informatyk intensywnie klikający w ekran swojego telefonu.

– Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Jak już jest, to niech leci z nami. Miejsca mamy w bród.

Gdy wszyscy rozsiedli się już na swoich miejscach i zapięli pasy bezpieczeństwa, ośmioosobowe sanie SnowCrusher2030 ruszyły z impetem zostawiając za sobą tylko tumany śniegu.

Podróż do Moskwy trwała kilka minut, tyle jednak wystarczyło, aby krawiec przez całe życie mieszkający w Laponii upewnił się w przekonaniu, że ma chorobę lokomocyjną. Z jego powodu sanie Mikołaja zostawiały za sobą na niebie żółtawą smugę, która jednak nie była ani magiczna, ani świąteczna.

Plac teatralny, niegdyś ograniczony gmachami Teatru Bolszoj, Małego Teatru oraz Rosyjskiego Teatru Młodzieży Akademickiej, teraz był po prostu jednym wielkim gruzowiskiem.

Gdy sanie wylądowały, krawiec wypadł z nich jako pierwszy, a po jego zwykłej wesołości nie było śladu. Reszta poszła za jego przykładem. Rozglądali się niepewnie, ciężko było sobie wyobrazić, że w tym pobojowisku może ktoś mieszkać.

– No i co teraz? – Elf pytająco zerknął na Mikołaja.

– Teraz poszukamy naszego celu.

– Ale gdzie, od czego w ogóle mamy zacząć?

– ZDRASTWUJCIE SANTACLOS! – Mikołaj wraz z towarzyszami zaskoczony odwrócił się w kierunku dobiegającego ich głosu, bez wątpienia należącego do mężczyzny, a nie dziecka czekającego na prezent.

Ujrzeli wysoką smukłą postać. Ubrana była w lśniący jasnoniebieski kożuch ozdobiony cekinami odbijającymi promienie słoneczne, a w pasie przewiązany grubym konopnym sznurem. Na stopach miał obleśne futrzaste walonki. W oddali widać było sanie zaprzęgnięte w trojkę.

– Maroz… – zwrócił się Mikołaj w kierunku nowo przybyłego. W głosie dało się usłyszeć nutkę nienawiści.

– W samej rzeczy. Nu co, dał ty się podejść jak dziecko. To ja wysłałem list!

– Ale po co?

– By raz na zawsze sprawy rozstrzygnąć. Nu od lat całych rywalizujem ti i ja, jakoś się udawało porozumiewat, ale dość mówię! Chcę władzy, wpływów na świat cały, nie tu tylko, gdzie mróz siarczysty w dupska gryziet. Dlatego budziem się pojedynkowat! Zwycięzca bierze wszystko! Nu, dalej czerwony staruchu!

Cała mikołajowa świta uniosła brwi. Przez chwilę panowała cisza, przerwana parsknięciem krawca, który najwyraźniej wracał do siebie.

– A ciebja co śmieszy?! – Mróz spojrzał groźnie na krawca, jednak tamten nie przestawał chichotać.

– Nie no, że akurat ty będziesz innych wyzywał od czerwonych to bym się nie spodziewał.

– A szto to ma znaczić?

– Jak nie rozumiesz, to się chyba nie dogadamy.

– CISZA! – przerwał wymianę zdań zdenerwowany Mikołaj. – Dlaczego teraz? Miałeś tyle lat, kiedy stawka rzeczywiście była wysoka, miliardy dzieci do obdarowania, ale teraz?

Srogie oblicze dziadka Maroza nieco się wygładziło.

– Skuka. Nudzi się.

Mikołaj wraz z towarzyszami ze zrozumieniem pokiwali głowami.

– Dobrze więc, walczmy!

Starcy stanęli naprzeciwko siebie. Dziadek Maroz, dostojny, wzbudzający respekt dzięki swoim długim prostym włosom oraz brodzie sięgającej niemal pępka. Przywodził na myśl kultowego czarodzieja z jednej z powieści Tolkiena, a naprzeciwko niego Mikołaj wyglądający… No jak Mikołaj.

Pierwszy ruch wykonał Dziadek. Szybkim wyrzutem dłoni skierował w stronę Mikołaja garść lodowych śnieżynek o zaostrzonych krańcach, zupełnie jakby rzucał gwiazdkami ninja. Tamten w ostatniej chwili uskoczył z toru lotu śmiercionośnej broni i niemal natychmiast zza pasa wyjął rózgę, którą cisnął jak oszczepem w stronę przeciwnika. Ale Maroz popisał się refleksem, w ostatniej chwili uchylił się przed nadlatującym zagrożeniem i truchtem ruszył w kierunku Mikołaja, który odpowiedział tym samym. Po chwili obaj zwarli się w śmiertelnym uścisku. Mimo wieku obaj byli piekielnie szybcy. Wymiana ciosów była niemal niezauważalna. Dziadek ściągnął głowę Mikołaja w kierunku swojego kolana i szybkim kopnięciem zmiażdżył mu nos. Nie triumfował jednak długo, bo święty natychmiast zebrał się do kupy i łokciem rozbił rywalowi łuk brwiowy. Mikołaj szybkim podbródkowym zamroczył dziadka, ale kiedy zamierzył się potężnym prawym sierpowym, żeby dokończyć walkę, tamten szybkim stąpnięciem złamał mu mały palec u nogi. Święty skacząc na jednej nodze, wydawał się być łatwym celem, ale nie stracił przytomności umysłu. Gdy Maroz szykował się do zadania obrotowego kopnięcia, Mikołaj padł na swój pokaźny brzuch i korzystając ze śliskiej nawierzchni, rękoma pociągnął Dziadka za łydki, doprowadzając do jego upadku. Nie tracąc czasu, rzucił się na leżącego przeciwnika i zakładając gilotynę na jego szyi, wiedział już że wygrał. Po chwili opór Dziadka zelżał, a Mikołaj gdy tylko tamten stracił przytomność, zluzował uchwyt i wstał ciężko, uważając, żeby nie obciążać zmasakrowanej stopy. W tle słychać było przepełnione ekstazą okrzyki konserwatorki, krawiec bił brawo, Rudolf ryczał triumfalnie i nawet elf z szacunkiem kiwał głową. Informatyk nie wysiadł z sań.

– Ale mi tą nogę rozj… – Mikołaj nie dokończył, bo kilka metrów dalej zauważył wpatrującego się w niego chłopca.

Chłopak mógł mieć maksymalnie dziesięć lat, na sobie miał postrzępiony, brudny tak, że nie sposób było określić jego koloru, kożuch. Dziecięca twarz pokryta była sadzą, jasnoniebieskie oczy wpatrywały się z przestrachem w zakrwawioną postać świętego.

– Przynieść pociąg! – krzyknął Mikołaj do swoich towarzyszy.

Gdy elf przyniósł zabawkę, święty podszedł do chłopaka, powoli, żeby go nie spłoszyć i wręczył mu imponującą lokomotywę.

– Wesołych Świąt! Za rok też cię odwiedzimy.

Gdy chłopiec upewnił się, że ze strony tej dziwnej zbieraniny postaci nic mu nie grozi, jego oczy uważnie zlustrowały otoczenie. Kiedy zobaczył, nieprzytomnego Maroza, podbiegł do niego, sprawnym ruchem opróżnił mu kieszenie, zerwał ze stóp walonki i z trudem dźwigając nowe fanty oraz zabawkę uciekł w głąb gruzowiska zwanego kiedyś Placem Teatralnym.

Mikołaj odwrócił się do świty.

– Może nie najgrzeczniejszy, ale najważniejsze, że ciągle mamy dla kogo pracować. – Uśmiechnął się szeroko i dodał. – Na nas już czas.

Krawiec jęknął z rezygnacją.

Koniec

Komentarze

Kropkę już usunąłem, artykuł o dialogach przeczytam w pierwszej wolniejszej chwili, dzięki :)

Bardzo proszę i życzę Ci wielu wolnych chwil. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z dwójką małych dzieci niestety (stety) o wolne chwile ciężko :D ale robię co mogę :)

Istotnie, łatwo Ci nie będzie, ale życzeń nie cofam – a nuż się spełnią. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A całkiem fajne, parę razy się człowiek uśmiechnął.

 

Tylko dlaczego Dziadek Mróz nagle w monologu porzuca swój akcent rosyjski, który był tak silny, że się i w mailu odbił?

 

Ukłony i wesołych świąt :-*

[...] chleb [...] ~ Honoriusz Balzac

No właśnie, czegoś mi brakowało, teraz wiem że ruskiego akcentu :D spróbuję to doszlifować do Wigilii

Cześć.

Przeczytałem i w sumie całkiem mi się podobało :)

Tym spamem mnie rozbroiłeś :D

Natomiast końcówka, cóż. Ja poszedłbym w innym kierunku.

SPOILER!

 

Gdy elf przyniósł zabawkę, święty podszedł do chłopaka, powoli, żeby go nie spłoszyć i wręczył mu imponującą lokomotywę.

– Wesołych Świąt! Za rok też cię odwiedzimy.

Oczy chłopca zapłonęły z radości, kiedy otrzymał prezent. Odwrócił się plecami do zebranego towarzystwa i spiesznie, jakby bał się, że ktoś odbierze mu zabawkę, uciekł w głąb gruzowiska zwanego kiedyś Placem Teatralnym.

Napisałbym coś w stylu, że:

 

Gdy elf przyniósł zabawkę, święty podszedł do chłopaka, powoli, żeby go nie spłoszyć i wręczył mu imponującą lokomotywę.

– Wesołych Świąt! Za rok też cię odwiedzimy.

Oczy chłopca zatrzymały się na zakrwawionym Marozie. Widział jego rozrzucone w nieładzie kończyny, być może połamane. Odwrócił się plecami do zebranego towarzystwa i spiesznie uciekł w głąb gruzowiska zwanego kiedyś Placem Teatralnym.

 

:D

Tak czy siak, podobało mi się :)

Cześć!

Hi hi, uśmiałem się! Korpo Mikołaj w nowej rzeczywistości, jakie to współczesne i prawdziwe. Rada nadzorcza z nostalgią wspomina czasy, gdy roboty było za dużo, motyw z budową wieżowca… pasuje do tegorocznych świąt i całego tego roku. Ciekawie pokazałeś informatyka, aż mi się pierwsze dni w robocie przypomniały, jak mi kopara opadła, gdy zauważyłem gości, który bezceremonialnie grał na spotkaniach z kierownikiem. So true x 2.

Trochę mnie “rozczarowało” zakończenie (to pewnie dlatego, że początek był dobry). Dzieciak tak po prostu przyjął prezent od Mikołaja, który przed chwilą usiekł Dziadka Mroza. Liczyłem, że dzieciak ucieknie przed Mikołajem, albo go zbeszta. Wszak Święty zrobił dokładnie to samo, co ludzkość kilka miesięcy wcześniej. Ale ogólnie tekścik niezły. Dodałbym taga “postapo”

Tylko czemu te sanie nie były M series albo AMG… ?

 

Z kwestii edycyjnych wyłapałem tyle:

– Przynieść pociąg! –Krzyknął Mikołaj do swoich towarzyszy.

Brak spacji przed “krzyknął”, i “krzyknął” małą literą (tak jak sugerowała reg, rzuć okiem na zapis dialogów w całym tekście)

– Ale mi tą nogę rozj..

Wielokropek powinien mieć trzy kropki

 

Daj znać jak poprawisz, to do biblioteki z chęcią zgłoszę. Bo pomysł jest, choć trochę dystopijny, ale zacny, tylko nad wykonaniem trzeba by troszeczkę popracować.

 

Pozdrawiam!

 

 

 

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Wziąłem sobie do serca to co napisaliście, poprawiłem błędy, z dialogami starałem się też trochę to wszystko wyprostować, chociaż akurat nad tym jeszcze muszę warsztatowo popracować, stąd miejscami może być trochę nienaturalnie.

 

Podkręciłem też końcówkę, rzeczywiście była za słodka :D taka nie w moim stylu. 

W każdym razie enjoy, już nic nie poprawiam, jak są błędy to biorę na klatę. I dzięki za lekturę.

Jak dla mnie lepiej :]

Dobrze się czytało. Choć świat w tekście jest rozwalony, choć są ruiny i Mikołaj musi walczyć z Dziadkiem Mrozem tu jest duch świąt, jest nadzieja, bohaterowie są zaangażowani w to co robią.

 

:)  

Incorporation? Incorporated chyba.

 

Zdezelowany Mikołaj kontra znudzony dziadek Mróz :-) i facecja, w której zawsze wygra Czerwony, muahaha ;-)

Dziękuję za uśmiech przy spamie :-)

 

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Hej!

Widzę, że poprawiłeś zapis dialogów i wprowadziłeś pewne zmiany w tekście.

3P dla ciebie: Pozdrawiam, polecam do biblioteki i powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

krar85, też pozdrawiam, dzięki i dzięki :D

nnaderowypisze, nnaderowypiszu 

serio, jak się ciebie odmienia? xD

 

No, no. Muszę przyznać, że podobało mi się to Twoje opowiadanie. :) 

 

Co podobało mi się najbardziej: w pierwszym akapicie przedstawienie świata. Krótko, rzeczowo, acz obrazowo. Dobrze to wyszło. Wszystkie postacie są barwne, kolorowe. Sceny dobrze rozpisane, nawet scena walki. Nice. :)

Zakończenie nieco blade, spodziewałabym się czegoś z tym Mrozem jednak. Ach i masz strasznie zbity tekst, sugerowałabym czasem rozdzielić akapity Enterem. ;) 

Wciąż widać, że pisałeś tekst pospiesznie. Przyjrzyj się przecinkom. Czasem ich brakuje, a czasem masz ich za dużo. A i gdzieś się wkradł Mikołaj pisany małą literą. 

Poza tym uważam, że masz fajny, lekki styl i jeśli trochę przysiądziesz i popracujesz, to myślę, że może szybciej wskoczysz do Biblioteki. ;)

Ja dzisiaj polecę tam to opowiadanie, trochę na zachętę, bo tekst jest fajny, ciekawy i zabawny, wymaga jedynie dopieszczenia. Ufam, że po ogłoszeniu wyników coś z tym jeszcze zrobisz, bo zostały drobiazgi. 

 

Dobrze się bawiłam przy tym opowiadaniu. 

 

Pozdrawiam! 

Nie mam pojęcia, to trzeba na spokojnie usiąść i pomyśleć jak mnie odmienić :D

Co do uwag. Zakończenie no od początku nie do końca poszło jak powinno, coś podkręciłem, coś pozmieniałem, jest jakie jest i muszę z tym żyć :D wiem, że mogłoby być lepsze.

Przecinki to mój odwieczny wróg, wyskakują na mnie z każdego kąta, a znikają kiedy ich potrzebuję, od podstawówki tak miałem. Dlatego ufam, że faktycznie gdzieś tam z nimi mogłem pobłądzić, choć wydaje mi się że dość rzetelnie przejrzałem tekst pod tym kątem. Postanawiam poprawę, będzie lepiej, ale tak jak pisałaś – po wynikach, nie ma co grzebać w tej chwili, niech sobie jury przeczyta wersję, która świtała na stronie w dniu zakończenia konkursu. Bądźmy uczciwi.

Pisownia Świętego Mikołaja to śliski grunt, od zawsze się debatuje jak go traktować, czy to święty czy już postać popkultury, ale faktycznie powinienem być konsekwentny, albo z dużej albo z małej, poprawię.  

Co do rozbijania akapitów enterem, nigdy tego nie lubiłem, moim zdaniem nie pomaga to zbytnio w odbiorze. Tak więc tego tematu nie będę ruszał, ale dzięki za opinię :)

No i rzecz najważniejsza, dobrze się bawiłaś, a o to mi chodziło i cieszy mnie, że w przypadku kilku czytelników się to udało :) dzięki za poświęcony czas i najlepszego w nowym roku, który już za pasem :)

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Niby zabawne, nawet miejscami uśmiechnęło, ale jakoś do końca nie kupiłam tego opowiadania. Podejrzewam, że wykonanie też miało wplyw na odbiór tekstu. Polecam dać sobie czas na poprawki, zwłaszcza, że jeszcze miałeś chwilę do zakończenia konkursu.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Sympatyczne, spodobało mi się mikołajowe postkorpo.

Postać Mroza wydaje mi się symboliczna – tak się zaangażował w walkę z przeciwnikiem z zachodu, że stracił z oczu zwykłego człowieka na własnym terenie.

Babska logika rządzi!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka