- Opowiadanie: DanielKurowski1 - Gwiezdny Atlas - Prolog

Gwiezdny Atlas - Prolog

Jest to prolog znacznie większej historii. Nie jest to samodzielne opowiadanie, jednak chciałem tylko zasięgnąć porady, jak się to czyta, czy nie ma potoku informacji i czy zachęca do dalszego czytania. Fragment napisany po długiej przerwie od (i tak mało intensywnego pisania). Mam nadzieję, że jest choć mały progres w stosunku do moich dawnych tekstów

Oceny

Gwiezdny Atlas - Prolog

Godzina była już późna, jednak młoda Mertina wciąż siedziała przy obficie zastawionym stole i spoglądała na bawiących się ludzi. Tłum szalał i tańczył już od przeszło dziesięciu godzin, lecz nikt nie wyglądał na zmęczonego. Wino, piwo i miód lały się strumieniami, roześmiane kobiety gwizdały i pląsały na pustych stołach, a pijani mężczyźni grali na bębnach, fletach i lutniach, śpiewając przy tym tak głośno, że wszystkim huczało w uszach. 

Rodzina dziewczyny, jak i reszta Kamiennego Portu, miała podwójny powód do tak radosnego świętowania. Tara, najstarsza siostra Mertiny, wychodziła za mąż za zamożnego Rosta z rodu Kosyginów, kasztelanów miasta, a huczne wesele wyprawiono w wigilię pierwszego dnia wiosny i nowego roku, co dobre wróżyło na przyszłość. Zwłaszcza, że zima była łagodna i ciepła.

Zlata, matka sióstr i matrona całej rodziny stała niedaleko i układała karty wróżebne z kilkoma kobietami. Była najznamienitszą zielarką w mieście i równie wpływową osobą, co kasztelan. Uratowała niejedno życie, odebrała dziesiątki porodów, a ponad połowa tańczących korzystała z jej niezwykłych mikstur i maści.

Mertina, pełna od jedzenia i niemająca już ochoty na dalsze tańce z kuzynkami, zaczęła obserwować środek wielkiej hali. Panna młoda, ubrana w prostą suknię i nosząca kolorowy wianek na głowie, rozmawiała wraz z mężem i jego rodzicami. Była piękną kobietą z sarnimi oczami i drugimi brązowymi włosami zawiązanymi w gruby warkocz. Rost patrzył na nią jak zahipnotyzowany. 

Niejedni mówili, że dziewczyna rzuciła na niego urok, jak robiono to lata temu w dawnej Skelvenii, przed zwróceniem się ku Północy i złożeniem przysięgi wierności starożytnym Dwunastu Herosom.

Mertina dostrzegła kolejną znajomą twarz w tłumie. Stary akkur o imieniu Timon właśnie kierował się ku wyjściu i żegnał się z gośćmi. Ucałował Tarę w dłoń, i jeszcze raz pobłogosławił parę Znakiem Herosów. Kasztelan wyszedł wraz z nim, zamykając za sobą drzwi hali.

Mertina poczuła chłodny wiatr, który musnął ją po rozpalonym od miodu policzku. Dzięki Herosom, że ktoś tu trochę przewietrzył – pomyślała dziewczyna.

Kapłan Herosów był już schorowanym człowiekiem i aż dziw, że wytrzymał tyle czasu w tak tłocznym, przesiąkniętym zapachem potu i dymu miejscu. Mertina znała go od urodzenia i mimo wciąż żywej nieufności Skelvenów do obcych kapłanów, Timon był najmilszym człowiekiem, jakiego spotkała, choć jego widok czasami ją przerażał. 

Jak każdy akkur był pozbawiony oczu, a szara opaska zakrywała jego puste oczodoły. Dziewczyna czuła nieprzyjemne dreszcze przy bliższym spotkaniu, zwłaszcza gdy ten ''spoglądał'' w jej stronę.

Gdy była małym dzieckiem, nieraz uciekała i płakała, gdy go widziała i matka z ojcem musieli ją uspokajać, najadając się przy tym wstydu.

Mertine przeszły ciarki i odwróciła wzrok. 

Najstarszy z braci Rosta śmiał się i tańczył ze swoją żoną. Średniego brata dziewczyna nie widziała, ale znając jego tendencje do nadużywania trunków, domyśliła się, że zapewne leżał gdzieś pijany i obrzygany. Najmłodszy zaś, Kole, siedział sam przy stole i również obserwował tańczących. 

Mertina uśmiechnęła się i poczuła przyjemne ciepło. Miała już tyle lat, że gotowa była wyjść za mąż, a Kole był najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek spotkała. Jego jasne włosy opadały mu na czoło, pot spływał po wyraźnie zarysowanych mięśniach, a niebieskie oczy błyszczały w blasku świec i pochodni.

Chłopak spojrzał w jej stronę, a dziewczyna szybko odwróciła wzrok, czerwieniąc się przy tym, lecz kątem oka ujrzała uroczy uśmiech Kola.

– Samym patrzeniem nie zatańczycie, trzeba wykonać jakiś ruch, dziewczyno. – Matka wyłoniła się jakby znikąd i pogłaskała Mertinę po głowie. Mimo iż była dojrzałą kobietą, wciąż zachowała młodzieńczy urok, ku uciesze swojego starszego o kilka lat męża. Była silna i pełna wigoru, co zrzucała na własnoręcznie robione maści, do których dodawała różne dziwne składniki. – Też byłam w twoim wieku i wiem, jak to jest. Gdybym była młodsza, sama bym się brała za młodego Kosygina. To dobra partia, miałam do nich oko.

– Mamo! – powiedziała zarumieniona dziewczyna.

– No co? – Uśmiechnęła się kobieta. – Każdy mężczyzna jest lepszy od tego knura, twojego ojca. Idź już, idź. To tylko taniec.

Dziewczyna uśmiechnęła się. Kochała matkę ponad wszystko i dziękowała Herosom, że dali jej taką wspaniałą rodzinę. 

Mertina zostawiła swoją niedokończoną pieczeń i skierowała się w stronę bawiących, by dostać się do chłopaka. Przeciskając się przez roztańczony, spocony tłum poczuła, jak ktoś łapie ją za nadgarstek. Wystraszona dziewczyna odwróciła się gwałtownie, jednak jej strach znikł, kiedy ujrzała uśmiechniętą twarz Kola.

– Pomyślałem, że z tobą zatańczę, zanim wesele się skończy – powiedział chłopak. Dziewczyna patrzyła w jego oczy i czuła coraz większy gorąc, bynajmniej nie od miodu. – Przez cały ten czas się mijaliśmy, a nie chciałbym stracić takiej okazji…

Mertina uśmiechnęła się w duchu. Matka miała rację, wystarczyło się tylko ruszyć. Urodą dorównywała i matce i siostrze, przez co podobała się wielu chłopcom w mieście, o czym sama dobrze wiedziała.

Kole był jednak inny. Starszy o kilka lat, przystojny, z dobrego rodu i … obiecany innej. Głupkowatej Alicie, córce bogatego kupca, która miała praktyki u matki Mertiny, przez co dziewczyna widywała ją niemal codziennie, ku swojemu wielkiemu niezadowoleniu. Każda myśl o niej była jak sól posypana na świeżo zadaną ranę.

 – Cóż… – odparła nieśmiało dziewczyna, która zaczęła się coraz bardziej rumienić. – Bardzo chętnie…

Drzwi hali otwarły się z hukiem, wpuszczając do środka chłodne powietrze, które zdmuchnęło płomienie kilku świec i pochodni. Ludzie przestali tańczyć, a stojący na podwyższeniu mężczyźni grać. Wszyscy jak jeden mąż spoglądali na zdyszanego, siwowłosego mężczyznę, który próbował złapać tchu. 

Po chwili do Mertiny dotarło, że tym mężczyzną był Rumen, jej ojciec.

– Zlata! – Rumen krzyknął ile sił w płucach. – Szybko, jesteś nam potrzebna!

Ludzie w ciszy obserwowali zamieszanie i przeciskającą się przez tłum Zlatę. Kobieta wyglądała na wściekłą, choć robiła wszystko, by się opanować. Mertina wraz z Kolem podeszła do ojca, a tuż obok nich pojawiła się Tara z nowo poślubionym mężem.

– Co ty, na gniew Tytanów, wyprawiasz, pijany idioto? – syknęła Zlata. – Chcesz narobić naszej córce wstydu? W takim dniu?!

– Stary Merod rozbił swój statek o skały – powiedział Rumen, który cały się trząsł i ledwo mówił. – Chyba wszyscy nie żyją… Większość ciał leży na plaży. – Odetchnął i po chwili kontynuował. – Znalazł ich Plamen, ten dziwak, co łowi ryby w środku nocy. Mówił, że w oddali widział sztorm, który trwał tylko chwilę, i przysięgał mi na Świętą Dwunastkę, że pioruny były czerwone jak krew… – Zrobił kolejną przerwę. – Jeden chłopak jest ranny w brzuch i ledwo dycha. Ten eksplorator. Potrzebujemy twojej pomocy.

Mertina zadrżała, a przerażony tłum zaczął szeptać. Merod należał do tych kapitanów, którzy pływali w rejony przeklętego Frahlandu, gdzie szukali odłamków Niebieskich i Purpurowych Kryształów. Niewielu ludzi miało odwagę, by tam wyruszać. To niebezpieczna, przeklęta kraina, gdzie wszystko było martwe, a cisza i szaleństwo niszczyło nawet największe umysły. 

Każdego, kto się tam wybierał, nazywano głupcem.

– Dobrze, już idę – powiedziała blada Zlata, która po chwili zwróciła się do gości, próbując załagodzić sytuację. – Ucztujcie dalej, moi mili. Słońce jeszcze nie wzeszło, a nowy rok jeszcze się nie zaczął. Wypijcie za zdrowie i życzcie nam powodzenia.

– Idę z tobą – powiedziała Tara, która znała sztukę zielarstwa równie dobrze co matka. – Przyda ci się każda pomoc.

– Chyba żartujesz, dziewczyno, dopiero co wyszłaś za mąż. Dziś jest przecież twój wielki dzień.

– Dobrze wiesz, że mnie nie zatrzymasz – powiedziała stanowczo Tara. – Idziemy razem. Koniec dyskusji.

Tara już zaczyna ją przypominać, pomyślała Mertina.

– My też pójdziemy – powiedziała po chwili, trzymając spoconą dłoń Kola. – Może się do czegoś przydamy…

– Dobrze, niech wam będzie – powiedziała Zlata i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi. – Tylko idźcie wcześniej do domu i przynieście mi balsam ze złotołówki. Może mi się przydać.

Mertina kiwnęła głową i wraz z rodziną i Kolem, opuściła wielką salę Kamiennego Portu, zostawiając milczących ludzi za sobą.

***

Dwa księżyce i tysiące gwiazd świeciły wysoko na niebie, kiedy Mertina wraz z Kolem i balsamem ze złotołówki wreszcie dotarła na kamienistą plażę. Po chwili zobaczyła szczątki wspomnianego statku Meroda, rozbitego o skały przy klifie – leżał przechylony do połowy, a jego maszty były złamane. 

Mertina westchnęła z niepokoju i spojrzała na wielki szkielet Tytana oparty o wysoką ścianę klifu. Na jego łysej czaszce można było dostrzec mewy, które bardzo często tam przesiadywały. Ten widok zarówno fascynował dziewczynę, jak i ją przerażał. Codziennie przypominał ludziom, jacy są słabi i jak bardzo potrzebują opieki i patronatu Herosów.

– Tylko jeden statek – powiedziała nagle, bardziej do siebie, niż do chłopaka. – Dwa inne nawet nie wróciły.

– Merod był najlepszym kapitanem Skelvenii – odparł Kole. – Zawsze wracał z Frahlandu cały i zdrowy.

Widocznie Herosi wreszcie dali znak, żeby ludzie w końcu przestali tam pływać – pomyślała dziewczyna i zbliżyła się do matki.

Zlata klęczała przy młodym chłopaku i szeptała coś pod nosem. Gdy dziewczyna podeszła bliżej, chcąc podać matce balsam, ujrzała ciało młodzieńca. Jego puste, lekko skośne oczy patrzyły w niebo, a z sinych ust ciekła morska woda zmieszana z krwią. Królewski Eksplorator miał wbity w brzuch długi kawałek drewna.

Głęboko.

Ubrany był w brązowy mundur i zieloną pelerynę, które były całkiem przemoczone i w niektórych miejscach podarte. Sam chłopak miał poranioną twarz, jakby z kimś wcześniej walczył. Ponadto na jego szyi wisiał wisiorek z Niebieskim Szkłem, które chroniło przed szkodliwym działaniem Frahlandzkich klątw. 

Niestety, nie ochroniło go przed sztormem i ostrym palem.

– Nikt nie przeżył – powiedziała drżącym głosem jej matka. – Ten chłopak zmarł kilka chwil temu. Nie zdążyłam… Nic nie mogłam zrobić.

Mertina rozejrzała się po plaży i ujrzała więcej ciał, które leżały bezwładnie jak niechciane lalki. Ludzie stali obok nich i coś do siebie mówili. Dziewczyna nigdy nie była świadkiem takiej tragedii, a widok zwłok był dla niej czymś nowym, przerażającym.

– Coś mówił? – spytała dziewczyna, nie wiedząc, co ma powiedzieć.

– Zdołał tylko powiedzieć torbacud, a przynajmniej tyle zrozumiałam z ich językaodpowiedziała cicho matka. Po chwili odwróciła się i kiwnęła głową w stronę męża Tary, niosącego przemoczoną torbę.

– Być może udało im się znaleźć to, czego szukali – powiedział Kole. – Przynajmniej, nie zginęliby na marne.

Rost podszedł do Zlaty i podał jej torbę. Kobieta wstała z kolan i zdjęła naszyjnik z Niebieskim Szkłem z szyi leżącego eksploratora, po czym założyła go na swoją. Ten zaczął migotać i pulsować bladym światłem.

– Odsuńcie się wszyscy – powiedziała głośno Zlata. – Nie wiadomo co tam jest, nie chcę was wszystkich narażać.

Wszyscy usłuchali rozkazu kobiety i cofnęli się o kilka kroków.

– Musisz to robić? – spytała niepewnie Mertina.

– Nikt inny się nie odważy – odpowiedziała jej matka. – A jeśli jest tam to, co było przedmiotem zainteresowania króla z Alaven, będziemy bohaterami, dostarczając mu to. 

Matka Mertiny włożyła dłoń do torby. Po chwili wyjęła z niej coś czarnego jak głęboka, bezgwiezdna noc. I do tego w dziwnym kształcie.

Jakaś piramidka… – pomyślała Mertina, jednak bała się i nic nie powiedziała na głos. – To jest ten cud?

– Jest zupełnie suche, mimo że torba była w wodzie – powiedziała zdziwiona kobieta. – Jest zrobiona z jakiegoś dziwnego materiału…

– Frahlandzkie przekleństwa – powiedział ktoś z obecnych. – Lepiej tego nie dotykać, bo nie warto ryzykować. Meroda i tak już pokarało. Herosi są niezadowoleni i jeszcze na nas się uwezmą.

– Ma wyżłobione jakieś znaki – dodała Zlata. – Być może stary roemski alfabet…. Nie umiem nic z tego odczytać. 

– Trzeba ją zawieźć do Orlego Grodu – powiedział poważnie Kole. – Do Wielkiego Księcia Bratislava i jego akkura. Oni na pewno będą wiedzieć, co robić.

– Wielki Książę jest przecież na wojnie, nic nie wskóracie – powiedział Rumen. – Nie wiadomo kiedy z niej wróci…

– Ale to jedyny pomysł, który jest sensowny – powiedział po chwili Rost. – Jeśli książę do tego czasu nie wróci, to przyjmie nas jego syn, Drazan. Jak nie, to poradzimy się najwyższego akkura Skelvenii. Przeklęty artefakt nie powinien zostać w Kamiennym Porcie. Nie potrzeba nam więcej tragedii.

– Powinniśmy pozbierać naszyjniki z ciał tych mężczyzn i przywiązać je do tej piramidki, by nikogo nie skrzywdzić – wtrąciła Tara, a inni zgromadzeni od razu zgodzili się z jej pomysłem.

Mertina odwróciła wzrok od dyskutujących ludzi i spojrzała w stronę matki, która trzymała sztywno artefakt i tępo w niego patrzyła. Dziewczyna podeszła bliżej, zapominając o zakazie matki.

– Coś się stało, matko? – spytała dziewczyna, lecz nie usłyszała odpowiedzi. Dopiero po chwili ujrzała, że naszyjnik z Niebieskim Szkłem przestał świecić. Był pęknięty. – Matko? – ponowiła pytanie.

Zlata podniosła powoli głowę i spojrzała na swą córkę. Mertina wytrzeszczyła oczy i podniosła dłoń do ust, by stłumić krzyk, lecz nie uszło to uwadze mężczyzn. Wszyscy spojrzeli w stronę Zlaty. Kobieta stała prosto, trzęsąca się ręka, w której trzymała artefakt, stawała się czarna, jakby zwęglona, a z dużych, sarnich oczu kobiety spływały krwawe łzy.

– Zlata! – krzyknął Rumen i rzucił się do przodu, jednak Rost go pochwycił i nie pozwolił mu podbiec do żony. – Zlata!

Czarna piramidka wypadła Zlacie z rąk i upadła z impetem na kamienie. Matka Mertiny stała jeszcze przez chwile, próbując coś powiedzieć do swej córki, jednak słowa uwięzły jej w gardle, a nogi się pod nią ugięły. 

Wszyscy zaczęli szeptać, jednak nikt się nie poruszył.

Ktoś krzyknął. Ktoś opadł na ziemię.

Mertina była w szoku i nie mogła już powstrzymać łez, które spływały strumieniami po jej czerwonych policzkach. Dziewczyna poczuła, jak Kole ją objął i szepnął jej coś do ucha, jednak ta nic nie zrozumiała i tylko mocniej się w niego wtuliła. Kątem oka ujrzała klęczącego ojca i trzęsącą się Tarę, stojącą objęciach dopiero co poślubionego męża.

Nie wierzyła w to, co się przed chwilą wydarzyło.

Nikt nie wiedział co robić.

Wszechobecną ciszę przerwał dopiero Rumen, który wrzasnął z rozpaczy tak głośno, że białe mewy siedzące na czaszce Tytana zerwały się gwałtownie do lotu, pozostawiając przerażonych ludzi samym sobie.

 

Koniec

Komentarze

Cześć.

Lubię długie historie. Lubię czuć budowanie świata, gdy autor wkłada wysiłek w coś większego.

I odnoszę wrażenie, że tu coś takiego czuję.

Fajnie. Różne kraje, wiary, zwyczaje, Herosi, zapomniane artefakty i wiedza.

Nie ma tego za wiele, no ale to rodzaj wstępu.

Jakby jeszcze fajna walka była, rzekłbym, że całkiem w moim guście ;)

 

Językowo myślę, że nieco do poprawy – ale nie przejmuj się. Po pierwsze jestem jedną z ostatnich osób do zwracania uwagi :D

To co rzuciło mi się w oczy, to:

 

 

Średniego brata dziewczyna nie widziała…

Dziewczyna średniego brata?

 

– No co? – Uśmiechnęła się kobieta.

 

Kobieta uśmiechnęła się? / Kobieta się uśmiechnęła?

 

 

Powodzenia.

Dziękuję za komentarz.

Tak, jest to coś bardzo dużego nad czym pracuję od dłuższego czasu. Chciałem tylko porady, jak to wygląda i jak się czyta. Czy w ogóle zachęca do czegoś więcej. Czy coś zmieniło się w moim pisaniu i jak ‘poważnie’ to wygląda.

Rozumiem, że wstęp nie jest całością, dlatego pracuję nad samodzielnym opowiadaniem, które będę mógł tu zaprezentować.

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.

Średniego brata dziewczyna nie widziała…

Dziewczyna średniego brata?

Chodzi o narratorkę, a średni brat oznacza ‘tego brata po środku’ wśród rodzeństwa.

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Rozumiem, ale to nie było pytanie, a sugestia :)

Dziewczyna średniego brata brzmi lepiej, niż średniego brata dziewczyna :P

 

Nie potrafię odpowiedzieć, co się zmieniło w Twoim pisaniu, gdyż jestem tu bardzo krótko.

Myślę, że jak trafią tu odpowiedni masakratorzy, to wyłapanych rzeczy będzie sporo więcej :P

 

Też pracuję nad czymś dużym. Mam dobrze ponad 2 miliony znaków ze spacjami :P

Powodzenia :)

Na początek garść uwag:

co było niezwykle dobrym znakiem na przyszłość. Zwłaszcza, że zima była wyjątkowo łagodna i ciepła.

Niewielu ludzi było do tego zdolnych. To była niebezpieczna, przeklęta kraina, gdzie wszystko było martwe

W paru miejscach rzuciła mi się w oczy byłoza, przykłady powyżej. Ogólnie dość często stosujesz prostą konstrukcję “coś było takie i takie”. Dużo ciekawiej wyglądałoby to ujęte w inny sposób, np. zamiast “co było niezwykle dobrym znakiem na przyszłość” coś w stylu “co wyjątkowo dobrze wróżyło nowożeńcom”.

Po chwili zobaczyła szczątki wspomnianego statku Meroda, rozbitego o skały przy klifie – leżał przechylony do połowy, a jego maszty były złamane.

Mertina westchnęła z niepokoju i spojrzała na wielki szkielet Tytana oparty o wysoką ścianę klifu.

Noc, burza, rozbity statek, martwi rozbitkowie i Tytan… Tak, też grałam w Risena ;)

– Trzeba ją zawieść do Orlego Grodu

→ zawieźć. Zawieść można np. zaufanie albo oczekiwania. Zawozić → zawieźć.

Do Wielkiego Księcia Bratislava i jego Akkura.

Jeśli dobrze rozumiem, akkur to rodzaj kapłana, coś jak ksiądz, przeor, mnich itd. Więc czemu napisane wielką literą, skoro to nazwa funkcji?

Co do wrażeń. Fragment fantasy – na tym portalu czytywane są raczej niechętnie, ale spodobał mi się początek, zwłaszcza nazwa Kamienny Port. Gruba ta impreza, że po dziesięciu godzinach biesiadnicy wciąż nie opadli z sił ;) Ogólnie całkiem ciekawie to wszystko wypadło, chyba głównie dzięki intrygującej postaci matki, bo o reszcie nie da się za bardzo nic powiedzieć. Jest zalążek światotwórstwa, który w dłuższym tekście ma potencjał na to, by błysnąć, nawet jeśli (przynajmniej na razie) nie jest jakoś wyjątkowo oryginalny. Takie przyjemne, typowe fantasy. Napisane z grubsza poprawnie – bez jakiejś większej żonglerki słowem.

Swoją drogą, też miałam problem z tym średnim bratem. W pierwszej chwili pomyślałam, że bohaterka mówi o swoich braciach, i bardzo mnie zdziwiło, kiedy zaczęła wzdychać do najmłodszego…

 

EDIT: Przypomniało mi się, że gdzieś w tekście widziałam sformułowanie “martwe zwłoki”. A czy widział kto kiedy żywe zwłoki?

deviantart.com/sil-vah

Hahaha, moja prawie “imienniczko”, Silva – i owszem :) Jakoś rozbawiła mnie Twoja uwaga (oczywiście w pełni słuszna). Ale żartobliwie odpowiem: to portal fantastyki, a żywych trupów, gdzie, jak gdzie, ale tutaj na pewno nie brak :D

A co do imprez, to ludzie robią się coraz słabsi. W dawnych czasach imprezy potrafiły trwać po kilka dni. Dla prostych ludzi, taka okazja do świętowania, obfitego jadła i wypitki była tak niezwykła, że potrafiło się to nieźle przeciągnąć :)

 

Tak swoją drogą kojarzy mi się to nieco z utworem Samaela: On Earth:

Before we could talk we were singing

Before we could run we were dancing

Life is short but not a day is lost

The world goes round and round

And we go on and on

Zawsze czułem, że to takie pierwotne, coś, co siedzi w ludziach: umiejętność zabawy i świętowania. Dotyczy czasów znacznie bardziej zamierzchłych, ale fajnie – zwłaszcza 2 pierwsze wersy – to pokazują, co nam w duszach gra. Śpiewaliśmy jeszcze zanim nauczyliśmy się mówić. Genialne.

Silva, dziękuję za komentarz.

Błędy poprawiłem i zamieniłem kilka zdań. Tak, ‘było’ jest łatwiejsze do użycia i czasem zapominam, by jakoś to zmienić.

Bardzo cieszę się, że fragment można uznać za poprawny, ponieważ o moich wcześniejszych pracach nie można było tego powiedzieć. To dla mnie spory progres. Na żonglerkę słowem zapewne przyjdzie jeszcze czas, zwłaszcza, jak zacznę przykładać do tego większą pracę.

Co do reszty historii, obawiam się, że prolog może być trochę mylący pod względem epoki, w które dzieje się historia, ponieważ zaczynam w kraju dosyć słabo rozwiniętym, pod względem reszty kontynentu (gdzie mają gazety, sterowce, broń palną, a i przymierzają się do budowy kolei i pancernej floty, czy opracowania aparatu).

Nie chciałem kolejnego ‘European Medieval Fantasy’.

Jeszcze raz dziękuję za przeczytanie, napisanie komentarza i wypisanie błędów.

Pozdrawiam ;)

 

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Cześć, Danielu!

Po lekturze nie mam za wiele do powiedzenia, lecz chciałam zostawić ślad, że przeczytałam, a przy tylu tekstach na stronie to zawsze jest coś. Jak ktoś doczyta. Przedstawiony fragment ani mnie grzeje, ani ziębi – był ciekawy, ale raczej o nim zapomnę, ale to w końcu tylko fragment.

Na pewno jest to ciekawy świat z zalążkiem na coś naprawdę fajnego. Póki co jednak musisz popracować nad tą “żonglerką słowem”, jak sam zauważyłeś. W opowiadaniach czasem może przykuć kogoś sama historia, w powieści (tudzież fragmentach) bardzo ważny jest styl. Ale to na pewno podreperujesz, jeśli i tym razem nie rzucisz pisania :)

 

 

Mertina, pełna od jedzenia i niemająca już ochoty na dalsze tańce z kuzynkami, zaczęła obserwować dalszą część wielkiej hali.

 

Dziewczyna uśmiechnęła się. Kochała matkę ponad wszystko i dziękowała wszystkim Herosom, że dali jej taką wspaniałą rodzinę. 

 

Mertina zostawiła swoją niedokończoną pieczeń i skierowała się w stronę tłumu, by dostać się do chłopaka. Przeciskając się przez roztańczony, spocony tłum poczuła, jak ktoś łapie ją za nadgarstek.

 

– Idę z tobą – powiedziała Tara, która znała sztukę zielarstwa równie dobrze co matka. – Przyda ci się każda pomoc.

– Chyba żartujesz, dziewczyno, dopiero co wyszłaś za mąż. Dziś jest przecież twój wielki dzień.

– Dobrze wiesz, że mnie nie zatrzymasz, matko – powiedziała stanowczo Tara. – Idziemy razem.

Taka sama jak matka, pomyślała Mertina.

– My też pójdziemy – powiedziała po chwili, trzymając spoconą dłoń Kola. – Może się do czegoś przydamy…

– Dobrze, niech wam będzie – powiedziała matka i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi.

Ta matka ma imię. Możesz go częściej używać :) A najlepiej inaczej budować zdania.

 

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Dziękuję za przeczytanie i zostawienie śladu ;)

 

Ciesze się, że nie ma większych problemów z czytaniem (nie licząc powtórzeń, które zaraz poprawię). Jestem też zadowolony, że opowiadanie można uznać za poprawne, a na bardziej wyszukany styl przyjdzie czas (oby). Na razie udało mi się stworzyć w miarę płynne zdania, które mogę przeczytać bez zażenowania – dla mnie to już sporo.

 

Nad światem pracuję już prawie trzy lata, więc mam nadzieję na coś ciekawego, dużego i bogatego.

 

Jeszcze raz dziękuję i również życzę powodzenia! ;)

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Cześć, Daniel!

 

Przeczytałam ten fragment już dosyć dawno temu, ale nie wiem czemu nie zostawiłam żadnego komentarza :P Przychodzę z pytaniem – czy planujesz publikować kolejne rozdziały? Wiem, jak to z fragmentami tutaj bywa, ale przyznam, że chętnie zagłębiłabym się w tę historię, na razie tylko zarysowaną. Domyślam się, że skoro to większy projekt, to na pewno jest dla Ciebie bardzo ważny ;)

 

Pozdrawiam!

 

PS Zamierzam nadrobić w najbliższym czasie inne Twoje teksty. Tym razem postaram się zostawiać pod nimi jakiś ślad ;) 

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Dziękuję, ale na razie nie publikuję nowych, ponieważ muszę je poprawić, a historia jest baaardzo długa, a nie chcę zostawiać tak urwanego ;)

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

Hej, Daniel!

 

Przeczytałem prolog i czytało się lekko, przyjemnie. :3

 

Historia zainteresowała mnie, a słowo “Tytan”, obecne w tekście tym bardziej zyskało moją uwagę! Czy to już zboczenie? Być może, ale nie będę kłamał. :)

 

Z uwag (jeśli mogę się nimi podzielić, jestem tu żółtodziobem i czuję, że robiąc to nadużywam gościnności, ale co tam):

 

Mertine przeszły ciarki i odwróciła wzrok. 

Zabrakło chyba ę na końcu słowa, prawda?

 

Miała już tyle lat, że gotowa była wyjść za mąż, a Kole był najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek spotkała.

Chyba wkradło się jakieś powtórzonko. :)

 

Pozdrawiam i czekam na kontynuację :3

 

 

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Nowa Fantastyka